• Nie Znaleziono Wyników

Szlak hańby - Wojciech Chodkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szlak hańby - Wojciech Chodkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

WOJCIECH CHODKOWSKI

ur. 1938; Borysław

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, życie kulturalne, knajpa Pod Karasiem

Szlak hańby

Po knajpach się wypijało po jednej pięćdziesiątce albo setce. Tak można było pójść do około ośmiu lokali –takich najgorszych szynków, jakie były w Lublinie. I to się nazywało szlakiem hańby. To była wspólna praca oraz praktyka zbiorowa. [Pomysł na to powstał] w trakcie peregrynacji. Bo w Norze nastąpiła aura poszukiwania przygód, nowych wrażeń. Szło się i można było obserwować cały przekrój społeczny.

Zaczynało się często Pod Karasiem. To była knajpa na początku magistra, a potem doktora (bo on się doktoryzował) Karasia. Ale to jeszcze Śródziemna się nazywało.

Jeszcze była Litwa („Litwo, ojczyzno moja”, tam gdzie jest zaplecze hotelu Europa.

To tam się znajdował taki barek. Potem się szło do tak zwanego Chramu na ulicy Hanki Sawickiej. I jeszcze do Zamkowej, której już nie ma –ostatnia kamienica na ulicy Lubartowskiej, przed dwupasmówką. Poza tym był jeszcze szynk na ulicy Królewskiej. Tam często piliśmy, bo było tanio.

Na przykład mój kolega jechał z dużymi pieniędzmi (zresztą moimi). Znudził się czekaniem na autobus do Włodawy, więc poszedł do Zamkowej. Z obfitą kasą. I wszystkim kelnerkom postawił po szampanie. Wzbudziło to zainteresowanie miejscowych ludzi ze słynnej ulicy Lubartowskiej. Po wyjściu złapano [kolegę], wciągnięto do najbliższej bramy, obrabowano, zabrano kożuch, wszystkie pieniądze i go skopano. Taka też była obrzydliwa knajpa.

Data i miejsce nagrania 2012-11-08, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Redakcja Maria Buczkowska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potem, w latach sześćdziesiątych, przeniosłem się do Teatru Osterwy, bo zacząłem się zajmować usługami plastycznymi.. Przez cztery lata pracowałem tam jako

I powiedziała tak: „Proszę taką a taką wódeczkę, ale w kieliszku pana Wojtka” Pani Krysia popatrzyła na listę. „Ale tu nie ma pani profesor” Na co druga

Pierwsze zamówienie Kazika [Grześkowiaka więc brzmiało]: „Pięćdziesiąt, pięćdziesiąt” Na dole pod knajpką znajdowała się jeszcze sala, [gdzie] stał

Poza tym były różne poetessy, byli liczni dziennikarze, których już nie ma w tej chwili i którzy wymierają –mało kto z nich został.. [W klubie] odbywały się

[W Krokodylu] znajdował się taras, gdzie często [się spotykał] cały przekrój społeczny.. Był tłumek bardzo sympatycznych ludzi, z którymi dobrze nam

Jak wybrałem się na chałturę, to cały tłum ludzi pojechał ze mną, żeby mnie zainstalować tam na jakiś dłuższy czas.. Bo miałem pomysły, było

I po nagraniu, kiedy ten utwór się stał sławny, to ciciborzanie się oburzyli, że się kala dobre imię [tamtejszych] dam.. Postanowiłem, że można zrobić imprezę i

(A [pan Szymon] był tak silnym człowiekiem, że kiedyś wyrwał kratę do knajpy, do kawiarni. Bo było późno i nie mogliśmy dostać żadnych alkoholi. W jakiś dziwny sposób