• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek : pismo dla ludu. Nowa Serya. R. 11, 1870, T. 1 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzwonek : pismo dla ludu. Nowa Serya. R. 11, 1870, T. 1 [całość]"

Copied!
292
0
0

Pełen tekst

(1)

D Z W O N E K

PISMO DLA LUDU.

Boga, dzieci, Boga trzeba, Kto chce syt być swego chleba.

4 2 Z

Nowa Serya. I ? T O M I .

Redaktor odpowiedzialny i wydawca Kazimierz Okaz.

B ib lio te k a J a g ie llo ń s k a

1 0 0 1 8 4 9 0 5 9

W E L W O W I E .

Z DRUKARNI E. WINIARZA.

1 8 *7 O .

1001849059

(2)

S P I S R Z E C Z ?

w tomie I. z roku 1 8 7 0 zaw artych

N a d obry początek.

I Ż yw oty św ięty ch , legendy, podania o cudow nych m iejscach w Pol sce i rozm aite hlstorye św ięte.

Gwiazdka * na początku oznacza, że dodany jest tam obrazek.

Nr. Strona Serdeczne słow o Jana Kautego G r e g o r o w ie z a ... 6 81 Kaplica w Studzieuicznej przez Br. z S m o ln ic y ... 1 7

Wilia Bożego Narodzenia przez St. z M o g i ł y ... 3 33 Spokojna śmierd dwojga sprawiedliwych, przez W incentego z Pokucia 3 38 K ościół Panny Maryi w Krakowie, przez Stanisława Krakowezyka 4 55 Święta Małgorzata królowa węgierska ... 5 65 Kościół Bernardynów we L w o w i e ... 5 73 Ks. Adam Prosper Buczyński, przez Stanisława Krakowezyka . . 6 90

» * i. a n » n (dokoń.) 7 — 106

Pielgrzym w górach św. S a w y ... 8 19 ś w , W ojciech i jego pomnik prz z Jana Kantego Gregorowieza

Opowiadanie organisty z Buszcza o św. Ludwiku, przez Franka

9 — 135

z nad L i p y ... ... ... 10 — 150 N iedziela palmowa, przez Józefa z M e d y k i ... 11 — 176 Mikołaj Radziwiłł przez księdza W ojciecha z Z a l e s z a n ... t3 — 202

II. P ow iastk i, g a w ęd y i opow iadania z historyl polskiej 1 inne:

Dobrod królowej Jadw igi, przez Stanisława Krakowezyka (Nowińskiego Pan majster Podkow a i jego uczeń, przez Stanisława Krakowezyka

) 1 3

( N o w iń s k i e g o ) ... 2 17 Zamek królewski na W a w e l u ... : ... 2 23 D ziękuję ci a k s a m i c i e ... 2 26 Dowcip popłaca ... . 2 27 Wspomnienia z lat przeszłych przez Paulinę W ilkońską , . . . 4 49 Trzy brzozy, przez ks. W ojciecha z Z a l e s z a n ... 5 - 67

; Opowiadanie pana Piotra o dzikich ludach A f r y k i... 7 — 101 Kto z Bogiem Bóg z nim przez W incentego z P o k u c i a ... 8 — 113 Józef Jastrzębski przez Bartka Szkolarza Bronisław Łoziński 0 • . 9 — 129._

Dw a krzyże przez ks. W ojciecha z Zaleszan (Michnę) . . , Młode lata Marka i Jana Sobieskich przez Jana Kantego Grego-

9 — 140

yowiessa ... - ... 10 - 145

(3)

Siln i lud zie przez J ó z efa z B och n i

d o k o ń c z e n i e ...

T rębacz B orysiew icz przez Bartka S z k o la r z a ...

O bohaterskim c zy n ie S a n d e c z a n o w ...

R ycerze śp iący przez S ta n isła w a K rak ow ezyk a (N o w iń sk ieg o ) . ś m ig u s t przez J ó zefa z M e d y k i ...

W ilk w baraniej sk órze przez Jan a K an tego G regorow ieza

» n d ok oń czen ie . . .

Skarb, p ow ieść przez S ta n isła w a K rak ow ezyk a (N o w iń sk ieg o ) . K siądz Boduiu przez L u d k ę z M y ś l e n i c ...

P o d łó ż M acieja K ołow rotka przez Bartka Szkolarza (B ron isław Ł o z iń sk i) 15

cią g d alszy .

d o k o ń czen ie .

N auka w las nie p oszła przez P au lin ę... W i l k o ń s k ą ..

Stan isław J a c h o w i c z ... . . . Przyp ow ieści starej babki ...

„ ( d o k o ń c z e n i e . ) ...

K siądz P i o t r o w i c z ... ...

Kto sk o ń czy a nie za czn ie, zapłato o d b i e r a ...

lir z y ź w io sk o w y przez S tan isław a K rak ow ezyk a (N ow iń ski)

. 10

- 156

.

u

— 173

. 12 — 186

• i ! — 163

. 12 - 178

. 12 — 182

, 12 — 188

. 43 — 194

. 14 — 218

. 14 — 2 0 9

. 14 — 215 ki) 15 — 225

. 16 — 241

. 17 — 257

. 15 - W

— 247 . 16 — 252

. 17 — 270

— 282 . 17 — 263

. 17 — 266

. 18 — 278

III. W i e r s z e :

Ś w ięci robotnicy, przez T eofila L e n a r t o w ic z a 1 6

M oja p iosn ka, przez J ó zefa z B ochni ( C h m i e l e w s k i ) ...2 — 22 Żebrak przez F ran ciszka z nad L ip y ... 3 — 43 T rzy k ło sie, przez Józefa z B och n i ...4 — 55

Szum i w ietrzyk, przez F ra n ciszk a z nad L ip y 5 — 75

* P ieśń J a n k a cm entarnika przez W ła d y sła w a S y r o k o m l ę ... 6 — 90 Jed y n a k leg en d a przez F ra n ciszk a z nad L ipy . . . . . . . 7 — 99 C hleba n aszeg o p ow szed n ieg o daj nam d z i s i a j 8 — 118

Góral na polanie , przez J . P . T g — 135

D o la w i e ś n i a k a ... 10 — 149

Z B ogiem przez S. J 11 — 172

A llelu ja prze . S ... 12 — 177

* K rak ow iak o floryariskiej bram ie , przez F ran k a z nad L ip y . . 13 — 201

P ie śń s i e r o t k i 14 — 215

* Jan S ob iesk i król polsk i, przez J u lian a U rsyn a N iem cew icza . . . 15 — 231 K asia żniw iark a, przez Marję U n i c k ą ... . 16 — 219

* Bartłom iej G ł o w a c k i ... 17 — 265 S z c z ę ś c ie , przez A dam a P ł u g a ... , . 18 — 278

D u m ka przez Teofila L enartow icza 18 — 279

IV . P ięk n e p r z y k ła d y :

Maciej S z a r e k ... 1 O bractwach wstrzemięźliwości w S z w a j c a r y i ... 2

Barry, pies z góry św. Bernarda 4

Miłość braterska, list z Warszawy Jana Kantego Gregorowieza . . 8

a Warszawy Jana Kantego Gregorowieza 11

(4)

V. Rady, przestrogi gospodarskie i rozmaite nauki:

Kret ... ... ... 1 Burza spokój p o p r z e d z a ... 1

Sposób aby cala sosna urosła smolna , I

Szkodliwość n o s a c i z n y ... 1

: Słówko o zw ierzęciu wielce pożytecznym . 3

Korzystne ustawienie ułów na zime . . . 4

Sposób przeciw zatrzy mauiu mleka . . . 4

Wgzemu zdrowiu na pożytek — nauka o śnie przez Stanisława

K r a k o w c z y l t a ... 5

Liszaje u bydia dorosłego i cieląt . . . 5

O zamieszkaniu nuwo wybudowanych d o m ó w ... 6 (Jzy nauka potrzebna, przez Jana K anttgo Gregorowicza . . . . 7

Środek przeciw odmrożeniu . . . . 7

W inorośl przez Frauku z nad Lipy . . . 8

O kopytach źrebiąt i k o n i ... 8 Sposób uczynienia nieurodzajnych drzew owocowych płodnemu . . 10

Jak wygubić świerszcze w mieszkaniu . . 10

Leczenie odmrożeń zadawnionych . . , 10

Środek na rany od s t ł u c z e n i a ... 10 0 wyrobie cukru z trzciny cukrowej i z b u ra k ó w ... 11

s n u » dokoń... 12

Środek zaradzenia złemu, gdy drzewa owocowe wym rzną . . . 12 B u l w a ... 14 0 o b o r n i k u ... 15 : Zbiór h e r b a t y ... 18

VI. R óżności:

Krajowe Towarzystwo wza­ Pocieszny wykręt . . 10

jemnych ubezpieczeń . 1 16 Zabawna rozmowa . 12

Chodkiewiozowa . . . 1 16 Świeca cukrowa . . . 12

Niedobra zachęta . . 3 — 48 Wybieg zajęczy . . . 13

Zły język . . . . 3 48 W ilk syty i baran cały 14

G im n a s t y k a ... 4 64 Nowa książka . , . , 16

Tania wieczerza . . . 5 8() Pożary . . . . . . 16

D zieje narodu polskiego 6 80 Nieszczęsno wypadki 16

Dowcip chłopski . . . 6 95 Środek domowy na ból Nowy sposób robienia masła 7 — 112 gardła ... 16 Przywiązanie indyczki . 7 — I b Jaki z gwiazd użytek . 18

VII. Złote ziarna. Nr. I. str. 13

Nr. III. — 42, Nr. IV. — 62, Nr. V. 78, N r. VIII. — 128, Nr. X. — 159, Nr.

1 7 6 , Nr. XII. — 191 , Nr. XIV. — 2 2 4 , Nr. X V . 240.

12 14 14 15 41 63 63

76 79 94 97

Ul

122 128 153 158 158 159 168 184 190 222 239 279

159 192 192 207 223 255 255 256

206 286

XI.

(5)

Tom I. 1. Stycznia 1870. Nr. i.

Na dobry początek.

Kosztuje rocznie z przesyłką pocztową 2 złr. w. a., półrocznie

1 złr. w. a.

DPISIMIO DLA LTTIDTT.

B oga, dzieci, B o g a trzeba, K to chce syt być sw ego chleba.

Wychodzi we Lwowie co 10 dni, to jest 1., 11. i 21. każdego

miesiąca.

W imię Boże! „Dzwonek" dzwoni znowu na chwałę P ań ­ ską i pożytek ludzki. Znowu zapraszam y się do was w go­

ścinę mili czytelnicy — bądźcież nam radzi ja k dotąd, bośmy ci sam i, cośmy dotąd do serc waszych przemawiali. Są po ­ między nami czcigodni kapłani, jako to, ksiądz M arcin C z e r ­ w i ń s k i k a rm e lita , ksiądz Wojciech M i c h n a pleban z Zale­

szan, są i ludzie świeccy, wielce zasłużeni pisarze ludowi, jako to Ja n K anty G r e g o r o w i c z , Józef G r a j n e r t , Dr. E. J a ­ n o t a , Bronisław K o m o r o w s k i , P lato K o s t e c k i , Teofil L e n a r t o w i c z , Ludw ika L e ś n i o w s k a , Ł o z i ń s k i W ła­

dysław znany wam pod imieniem W ojtka ze Smolnicy, S ta­

nisław N o w i ń s k i , Jan K anty T u r s k i , Paulina z L. Wi l - k o ń s k a , J an Z a c l i a r y a s i e w i c z , Jak ó b Z a k r z e w s k i i inni. Jeżeliby zaś ten nowy poczet „Dzwonka" przy łasce Bożej m iał uróść do tych rozm iarów co dawny, natenczas o ile nam będzie dozwolone, przeplatać będziemy pismo n a­

sze pracam i innych, najsławniejszych pisarzów polskich, ta k

żyjących ja k i już nieżyjących, których nazw iska wprawdzie

(6)

są wam nieznane, ale znają je dobrze wasi szanowni plebanie, wasi nauczyciele i pewnie wam zachw alą; tu zaś n a le ż ą : ksiądz K arol A n t o n i e w i c z , K arol B a l i ń s k i , Kazimierz B r o d z i ń s k i , E w aryst E s t k o w s k i , Klementyna z Tańskich H o f m a n o w a , Stanisław J a c h o w i c z , Bronisława K a m i ń ­ s k a , Franciszek K a r p i ń s k i , Ignacy K r a s i c k i , Józef Ig ­ nacy K r a s z e w s k i , Adam M i c k i e w i c z , Julian N i e m ­ c e w i c z , ksiądz Grzegorz P i r a m o w i c z , Lucyan S i e m i e ń - s k i , Kazimierz W ładysław W ó j c i c k i .

Dzwonek zamieszczać będ zie: O brazki historyczne, pow iastki moralne, podania święte, opisy miejsc, zwyczajów, podróże, w izerunki obyczajowe czyli piękne przykłady cnót i poświę­

cenia dla bliźnich, pogadanki gospodarskie, wiadomości z n a ­ u k i o zachowaniu, zdrow ia, z nauk przyrodniczych, z nauki 0 obowiązkach człowieka jako obywatela gminy i k ra ju itd.

Pragniem y nieść wam naukę i rozryw kę, i czynić to b ę ­ dziemy ile sił starczy. Przyjm cie życzliwem sercem t o , co wam dajem y, a my coraz bardziej ulepszać będziemy dzieło n asze, aby wam zastąpiło z czasem bogaty księgozbiór. Podobał się wam dawny „Dzwonek11, ten może zdołam y uczynić jeszcze lepszym , bośmy w długoletniej pracy wzbogacili nasze do­

świadczenie : znajdziecie w nim w szystko, co was zająć i ob­

chodzić może.

Przyrzekliśm y wam zamieszczać i ryciny, któ ry ch dotąd W „Dzwonku" nie było i ja k widzicie dotrzym ujem y słowa, a nje żądamy za to- większej przedpłaty, bo nie chcemy zysku dla, siebie* jeno was radzibyśm y zachęcić do ezytania. Nie obiecujemy zaś żadnych dodatków, bo nie wiemy jeszcze czy byśmy m ogli dotrzym ać obietnicy, a nie chcemy zrobić wam zawodu.

Bądźcież nam radzi mili czytelnicy, jeszcze raz prosim y —

1 przyjmcie nas po starodaw nej gościnności chlebem , solą i

do b rą wolą. Bóg z wami.

(7)

Dobroć królowej Jadwigi.

Królowa polska Jadw iga była piękna ja k anioł i do b ra ja k anioł. M łodziuchną dzieweczką przyjechała z W ęgier na królow ą do Polski. Panowie żądali od niej ciężkiej ofiary, żądali aby się w yrzekła oblubieńca, z któ ry m była zaręczoną, i aby poślubiła książęcia litewskiego Jag iełłę, k tó ry za to przyrzekał przyłączyć na zawsze wielkie posiadłości swoje do Polski. Piętnastoletnia Jadw iga postąpiła sobie w tym razie tak , ja k dobra m atk a zw ykła czynić dla szczęścia dzieci swo­

ich , bo nie w zdrygała się zadać gw ałt swojemu sercu, widząc w zamęźciu z książęciem litewskim szczęście dla poddanych, chociaż nie dla siebie. Zostawszy żoną Jagiełły, łagodna, ci­

cha, p o b o ż n a — była aniołem dla m ęża, m atk ą dla podda­

nych, opiekunką biednych i cierpiących. — J a k była tkliwą, łaskaw ą, m iłosierną, o tem wiele naczytać się można w sta­

rych księgach. Posiadała także od Boga dziwny d ar udziela­

nia drugim swojej dobroci. Słówkiem je d n e m , spojrzeniem nawet, rozrzew niała n ajzatw ardzialszych, rozgrzew ała najzi­

mniejsze serca; — k to się do niej przybliżył, odchodził lep­

szym, czulszym , zwłaszcza na niedolę bliźniego.

Za jej królow ania, w jednej wiosce niedaleko m iasta Gnie­

zna żyła biedna wdowa z kilkorgiem dziatek. Po śmierci m ęża krew ni okropnie ją i sieroty skrzywdzili. Z abrali im w iększą część spuścizny, a zostawili tylko chatę i jedną krow ę.

Nieszczęśliwa kobieta nie znalazłszy sprawiedliwości u sędziów, postanow iła iść na skargę do królowej Jadw igi. Słyszała że niegdyś k ró l Kazimierz, dziad królowej, chętnie przypuszczał chłopków przed swoje oblicze, słuchał ich sk arg i w yrządzał im sprawiedliwość; spodziewała się więc, że i wnuczka jego, choć nie rod zo na, będzie podobną do d ziad a, pozwoli jej sta ­ nąć przed swoim m ajestatem , wysłucha łaskawie i ujmie się za nią.

Jedno ją tylko tr a p iło , że do K rakow a droga d a le k a , a do tego lasami i puszczam i, bo ja k to puścić się samotnej kobiecie w ta k ą drogę? ja k sobie poradzić w K rakow ie, aby

*

3 -

(8)

ją puszczono na zam ek królewski i przed sarnę królow ą? — W tem pow iadają jej wesołą now inę, że już nie potrzebuje chodzić do K rakow a, bo królow a Jad w ig a, wraz z mężem swoim królem W ładysławem Jag ie łłą , przyjechała właśnie do Gniezna i zabawi tu ta j dni kilka.

Uradowana wielce, dziękowała Bogu za to nadspodziewane zdarzenie a przy modlitwie serce jej napełniło się nadzieją i otuehą.

Ale radość trw ała nie długo i w krótce zamieniła się w gorzki płacz. Oto służba królew ska piesza i konna przybyw a do w si, zbrojni pachołcy w padają do ch at i spokojnym m ieszkań­

com w ydzierają bydło.

— My nic nie winni! my nie zrobili nic złego! wołają włościanie.

Służba królew ska usprawiedliw ia się rozkazem, nie słucha próśb i płaczu biednych kmieci.

— Ja wiem, że wy niew inni, rzek ł jeden z pachołków, ale wasi panowie nie chcą dać podwód dla dw oru i dla tego k ró l was grabić każe.

Biedna w dow a, ledwie dowiedziała się o co idzie, spo­

strzegła, że srodzy siepacze zbliżają się już i ku jej domostwu.

P ad ła przed nimi na kolana, ale nie pom ogły prośby, zaklę­

cia i łzy ; w ydarto jej krow ę jed y n ą, całe bogactwo.

Nieszczęśliwa nie w ydała ję k u , ale osłupiała ze zgrozy i zdumienia. Zdawało się, że już tch u zabrakło jej w piersiach.

Dzieci płacząc rzew nie, tu liły się do niej. Po chwilce biedna m atk a przyszła do siebie, załam ała ręce i p o m y ślała:

— 0 . . . w nuki nie zawsze podobne do swoich przodków.

Jadw iga królow a nie ta k a jak k ró l Kazimierz. J a prosić jej chciałam o sprawiedliwość, dziękow ałam B ogu, że ją tu ze­

sła ł, a ona wydziera mi więcej ja k ci wszyscy co mię skrzy­

w dzili, bo o s ta te k ....

Tak m yślała biedna wdowa w rospaczy, ale grubo b łą ­ dziła. Tymczasem we wsi gw ar nie ustaje, cała grom ada wy­

biera się w ślad za swojem bydłem do Gniezna, do króla na skargę. I wdowa poszła z drugim i, ale tylko po to, aby się upomnieć o swoją k ro w ę, bo pożegnała się już z m yślą da­

4

(9)

wniejszą. Mniemała, że królow a Jadw iga śm iałaby się z jej łe z , a dla biednego śmiech bogacza to najjadow itsza trucizna.

Kmiecie przyszli do G niezna, obiegli mieszkanie królew ­ skie, łzam i i jękiem wzywali sprawiedliwości. Król i królow a zeszli na dół z pokojów. Gdy biedni chłopkowie opowiedzieli swoję krzyw dę, k ró l chciał ich objaśnić d laczeg o grabież n a ­ kazał. Królowa jed n ak dokończyć m u nie d a ła , jeno na wpół z płaczem prosiła za niemi. Król nie mogąc oprzeć się jej prośbom , rozkazał zwrócić bydło, co gdy się stało, myśłał, że już wszystko złe napraw ił i że jego rozkaz powinien był ro z­

radow ać królową. Ale jakże się zdziw ił, gdy postrzegł, że Jadw iga ciągle jeszcze stała sm utna, z załzawionem okiem.

Z agadnął ją więc, czemu jej smutno, choć km iotkom krzyw da nagrodzona, choć im bydło wrócone?

— K t ó ż i m ł z y p o w r ó c i ? rzek ła czule królowa.

Słowa te poruszyły do głębi k ró la , ale jeszcze bardziej km iotków . I o dziwo, ledwie te słowa dobrotliwej Pani do­

leciały ich uszu, już zapomnieli o doznanej krzyw dzie, już gniew z ich serc uleciał i nastąpiło ciche rozrzewnienie.

Ten i ów w estchnął;

— Wie co to łzy! wie, że można nagrodzić krzywdę, ale nie b oleść— Niech cię Bóg błogosławi miłościwa królow o!

— 0 ! to anioł! rzek ła wówczas wdowa; a ja m yślałam ....

Panie odpuść mi posądzenie.

Przeciska się przez tłu m , pada na kolana i ze łzam i opo­

wiada królowej swoją krzyw dę od krewnych. Królowa wysłu­

chała ją łaskaw ie i zapytała o sprawcę tych nieszczęść. J e st i on tu ta j, hardy b o g acz. . . . oto przeciska się tak że do stóp królowej, ale jakże zmieniony! czy i on się rozrzew nił? czy i on zrozum iał co to łz y ? ...

— Oddam jej wszystko, rzek ł głosem drżącym od w zru­

szenia wszystko nagrodzę a ciszej dodał: oprócz łez, k tó re z mojej przyczyny wylała.

Nastąpiło pojednanie. Król i królow a odeszli, a grom ada w róciła z bydłem do domu.

Za chwilę cisza była w wiosce jak b y nic nigdy nie za­

szło. Tylko na jeziorze pluskała łódź ry b ack a, w d a li na bagnie

(10)

6

m igotały błędne ogniki a z puszczy zalatyw ał ry k dzikiego zwierza. Zły krew ny nagrodziwszy biednej wdowie w yrzą­

dzoną krzyw dę, czuł w sercu jak ąś dziwną błogość i zasypiał spokojnie ja k nigdy, ona zaś klęczała jeszcze i m odliła się, dziękując Bogu że zesłał jej anioła pocieszyciela w osobie dobrej królowej.

Stanisław Krakowczyk.

Św ięci robotnicy.

Do pracy wezwał Pan ludzi i twory, Życie wlewając w swoje robotniki:

Połyskujące srebrnemi kolory Jedwab snujące one jedwabniki;

P szczoły noszące słodki miód z daleka, I mrówki, które zawstydzają człeka.

I ten przedwieczny, co niebo budował, A pod niem pułap gwiazd rozciągnął złoty, O przyjaciele, on rąk nie żałował

Do swojej wiecznej roboty.

On pracującym jasną wieczność dawa, Swojego m iasta otwiera im bramy, W ielki robotnik, który przed wiekam i U staw ił pracy nieśmiertelne prawa.

N iechże kowal kuje młotem, Cieśla drzewo trze swą p ilą , Lirnik wiejski niech pod płotem Swą pokręca lutnią milą.

Jezus mały w starca chacie Posługiw ał przy warsztacie, Marya przędła u przęślicy, Józef heblem strugał deski;

Otóż bracia rzemieślnicy Macie z nieba wzór niebieski.

Genowefa pasła trzodę, P iotr zapuszczał sieci w w odę, A Izydor orał rolę

Za wołami chodząc w polo.

(11)

Sługą była św ięta Cyta Jakób służył za paroba;

W pracy dla nas wieczność świta W pracy sobie Bóg podoba.

Śpiew acy bracia, ludzie sztuk, rzemiosła, Uderzm y w głosy zgodnego nastroju, A niechby z naszej pracy się podniosła Pieśń dzieci bożych, harmonia pokoju.

A kto nieszczęsny, niechaj nie narzeka, Patrząc na obraz Syna świętej M aryi, Bo tylko z szczytów Kalwaryi

Zobaczy chwałę człowieka.

Teofil Lenartowicz.

Kaplica w Studzienicznej.

O brazek, k tó ry tu widzicie, przedstaw ia kaplicę zbudo­

w aną przez włościanina ze Studzienicznej. Wieś ta leży w gu- bernii augustow skiej a więc w tej części naszej rozszarpanej ojczyzny, gdzie na naszą narodowość i k ato lick ą religią nało­

żono ciężkie, moskiewskie kajdany, gdzie nikom u nie wolno powiedzieć, że jest Polakiem lub k a to lik ie m , bo zaraz stanie się ofiarą dzikich zbirów carskich, któ rzy go pow loką do lochów więziennych lub do mroźnych k ra in sybirskich. Ale przemoc ta dzika chociaż się już od stu la t praw ie n ajo k ro ­ pniej wysila, nie potrafiła dotąd dzięki Bogu i nigdy nie po ­ trafi wytępić w naszym bogobojnym ludzie miłości dla ojczy­

zny i naszej katolickiej religii. Bo prześladowanie takie wzbudza w nieszczęśliwych ofiarach tem większą odw agę, dodaje im zapału i siły męczenników. Przez k ilk aset la t niegdyś po­

ganie z dziką zaciekłością bronili swych bożyszcz, prześlado­

w ali najokropniej szczupłą g arstk ę wyznawców C h ry stu sa, by

w ytępić do szczętu jego boską naukę. A przecież w końcu

uledz musieli przed wszechwładną i tajem niczą wolą Bożą i

na szczytach ich w spaniałych bałw ochw alskich św iątyń stanął

w końcu zwyciężki krzyż Chrystusów! W ierzmy tedy, że Bóg

pokruszy kiedyś i broń naszych dzikich ciemięzców, Moskali,

(12)

i że Ojczyzna nasza i w iara odniesie try u m f wielki. Przykład piękny, k tó ry wam tu opowiemy, niech nam wszystkim doda w tem otuchy,

Do wsi Studzienicznej w rócił przed kilkudziesięciu laty z długiej wojaczki stary wiarus, W incenty Morawski. Sterane wiekiem i życiem obozowem siły starego w iarusa nie pozwo­

liły mu ju ż myśleć o cięższej pracy lub o powrocie do walki

(13)

z wrogiem. W incenty postanow ił tedy m odłam i i czynami wstawiać się do Boga za swą utrapioną ojczyzną i uciemiężo­

nymi rodakam i. Udał się do ludzi poczciwych i bogobojnych, zebrał nieco grosza i ta k przy ludzkiej i boskiej pomocy wystawił wśród dzikich borów m ały lecz schludny kościółek.

Długo stał ten drew niany przybytek Pański wśród gęstych borów, Bogu na chwałę a ludziom pobożnym na pożytek.

Lecz po latach deszcze i wichry nadpsuły jego d re ­ wniane ściany i kościółek m iał już naw et upaść zupełnie.

Znalazł się jed n ak człowiek, k tó ry nie dał zniszczeć pięknem u dziełu poczciwego W incentego. W wsi tej żył Szymon An­

druszkiewicz, kmieć zamożny, bo m iał spory kaw ał naszej żyznej polskiej ziemi a do tego pracą i zapobiegliwością zwię­

kszał ciągle swój dobytek, chudobę i m ajątek. Otóż tem u Szymonowi m arkotno się zrobiło, gdy w idział, że kościółek k tó ry W incenty zbudował i takiem i pięknem i obrazam i z Rzymu przyozdobił, chyli się ta k mocno ku upadkowi. Postanow ił tedy wszystek swój grosz zapracow any poświęcić na odnowienie k o ­ ściółka. Otrzymawszy od księdza biskupa pozwolenie, zrobił zaraz plan i ją ł się do pracy z ta k ą chęcią, że naw et wśród zimy budowa ciągle naprzód postępowała. Podczas budowy kościółka sam ksiądz biskup zjechał do Studzienicznej, bo ciekawy był bardzo zobaczyć tego pobożnego człowieka i jego dzieło. Byłaż to dopiero radość dla Szymona o jakiej

naw et nigdy nie marzył.

— Tać to ja nie zasłużył na ta k ą łaskę za ta k drobną sp ra w ę ! — rzek ł i rzucił się do nóg biskupowi.

Biskup odjechał pobłogosławiwszy Szymonowi i jego pracy uczciwej. W krótce dowiedział się o Szymonie, o k tó ry m już teraz naw et po gazetach pisać zaczęto, i car m o­

skiewski. Napisał tedy zaraz do swych urzędników, by mu donieśli na ja k ą nagrodę ta k i km ieć bogobojny zasłużył. Ale Szymon niczego przyjąć niechciał. Bo jakżeż staw iąc Panu Bogu kościółek można było b rać pieniądze z rę k i cara, na której przyschła krew ty lu naszych braci okropnie m ordo­

w anych, z rę k i, k tó ra podpisała tyle wyroków śmierci i dzi-

kich ^u k azó w !

(14)

Daj nam Boże ja k najwięcej tak ich Szymonów a wtedy możemy być pewni, że Pan Bóg odeprze zam achy bezbożnych m oskali na naszą katolicką w iarę i naszą ojczyznę Polskę.

B. ze Smolnicy.

10

M a c i e j S z a r e k .

Już dzisiaj wszyscy zgadzają się na to że oświatę trzeba koniecznie podnosić i wspierać, i wszyscy wiedzą, że do pod­

niesienia ośw iaty szczególnie przyczyniają się czytelnie przy szkółkach, z których młodzi nie uczęszczający już do szkoły, a naw et starsi gospodarze i gospodynie m ogą wypożyczać książki do domu dla czytania w wolniejszych chwilach. Czy­

telnie tak ie założono już przy wielu szkółkach, ale więcej jest gmin, k tó re nie m ogą się zdobyć na czytelnię a chociaż chcia­

łaby założyć ją u siebie, nie wiedzą ja k się zabrać do dzieła.

Owoż dla tych gm in wielce może być pożyteczną wiadomość jakim sposobem włościanin M a c i e j S z a r e k założył czytelnię w swojej wsi rodzinnej Brzegach pod Wieliczką.

Maciej Szarek je st niezamożnym gospodarzem , bo żyje z pracy rą k na czterech m orgach. Jest to człowiek prosty, k tó ry nigdy do żadnych szkół nie uczęszczał, umie tylko czy­

ta ć a pisać ledwo ty le , że to, czego chce lub co myśli, jako

tak o wyrazić potrafi. Od dziesięciu la t pracuje on bardzo

gorliwie dla oświaty pomiędzy swymi sąsiadami. N ajprzód

nam aw iał ich do założenia szkółki w Brzegach, ale długo mu

się to nie udawało, bo wieś mała, liczy zaledwie 58 numerów

z wyrobnikami, a do tego nie wszyscy jej mieszkańcy uczu-

wali ta k ja k on potrzebę założenia szkółki i odpowiadali

zawsze na jego przedstaw ienia, że skoro się dotąd bez szkoły

obeszło, to się i nadal obejdzie. Szarek jednak nie up ad ał na

duchu, jeno ciągle przy każdej sposobności pow tarzał swoje

namowy. Nareszcie został wójtem Franciszek H abina, równie

ja k on dbały o dobro swojej gminy i ten wymógł przecież

na gminie że się szkołę utrzym yw ać zobowiązała. Gdy szkołę

otw arto, a stało Bię to dnia 2 grudnia 1867 roku, co tu na

(15)

wieczną pam iątkę zapisujemy, Maciej S zarek, w niedziele i święta po nieszporach zgrom adzał sąsiadów i młodzież do szkoły i wraz z nauczycielem czytywał im książki jakie się nawinęły. W krótce cała wieś bardzo w tern czytaniu zasma­

kow ała i naw et ci, którym dawniej szkoła zdawała się co n aj­

mniej niepotrzebną, teraz z utęsknieniem wyglądali każdej niedzieli, aby się w szkole czego nowego dowiedzieć.

Taki był początek czytelni w Brzegach. Ale w krótce oka­

zały się różne niedogodności. Ten i ów nie m ógł przyjść po nieszporach do szkoły, inny chciał czytać i w dnie powszed­

nie, a co najważniejsza w krótce zabrakło książek do czytania.

Maciej Szarek nie zraził się tem wcale, lecz przem yśliwał nad udoskonaleniem swojego dzieła. Dowiedziawszy się że w K ra­

kowie jest Tow arzystw o pod nazwą M r ó w k a , które ubogim gm inom dopom aga do zakładania czytelni, udał się do K ra­

kowa, zapisał się do tego Towarzystwa i został-zaraz upow aż­

niony do zbierania w swojej wsi członków, do odbierania od nich w kładek. Chociaż w ładka nie była w ielka, bo tylko po 10 cent. na miesiąc, przecież Szarek ledwie dziewięciu człon­

ków zebrał, a i to tylko przy gorliwej pomocy wójta. Po dwóch miesiącach odniósł pieniądze zebrane do K rakow a i dostał za to od Towarzystwa dziewiętnaście książek dla nowej czy­

telni. Ł atw o pojąć z ja k ą uciechą niósł on te książki do wsi, ale cóż to była za radość dla niego, gdy obaczył, że nie na darm o je przyniósł, że nie leżą bezpożytecznie. Ale im większa była radość z początku, tem większy pow stał smutek, gdy po wyczytaniu wszystkich książek młodzież wioskowa dom agała się o inne, a innych nie było! Poczciwy Szarek aby zaradzić potrzebie, ofiarował do czytelni własnych swoich dziesięć ksią­

żek a chociaż żal mu było rozstaw ać się z niemi, pocieszał się że czyni ofiarę dla pospolitego dobra. W krótce jednak i te książki przeczytali pilni czytelnicy i znowu dopraszali się o inne. Niewyczerpany w swoich pomysłach a niezachwiany w gorliwości swojej Szarek, widząc że ani rozbudzonej do czy­

ta n ia ochoty powstrzymać, ani o zakupnie większej ilości ksią­

żek dla b ra k u funduszów myśleć niepodobna, rozpisał listy

11

(16)

12

do rozm aitych osób w k ra ju i zagranicą prosząc o radę i pomoc. W krótce posypały się od jednych rady bardzo zba­

w ienne, a od drugich książki i tym sposobem czytelnia na dłuższy czas zasiloną została.

Owóż widać z tego że założenie czytelni przy szkółce nie jest zbyt tru d n ą ani kosztow ną rzeczą, zwłasza że i To­

w arzystw a i rozm aite osoby chętnie w spierają wszelkie w tym względzie usiłowania. P otrzeba tylko aby się znalazł ktoś po ­ dobny do Macieja Szarka. Potrzeba dobrych chęci, w ytrw ałości i nieco rozgarnienia.

Maciej Szarek za swoją gorliwość w dobrej sprawie do­

znaje powszechnego szacunku. Jeden z najuczeńszych i najza- służeńszych mężów, którego imię każdy Polak z największem wymawia uszanowaniem, dowiedziawszy się o jego chwalebnych usiłow aniach, przysłał mu w darze książkę do nabożeństw a z podpisem swego nazwiska, k tó rą Szarek przechowuje z n aj­

głębszą czcią i przekaże potom kom swoim jako klejnot n aj­

droższy. —

Kret.

Pewnie każdy wie, że k re t jest m aleńkiem zwierzątkiem ,

że jest p o k ry ty czarnem axam itnem futerkiem i m a ogon

k ró tk i, ok ry ty łuską i włosem, ale może nie każdem u wiadomo,

że są także k re ty płowe, b iałe, a naw et i żółte. Oczy ma

drobne, u k ry te w sierści i w zrok słaby, za to słuch wyborny,

chociaż uszy jego są praw ie całkiem bez płatków . Przedniem i

łapkam i zaopatrzonem i w mocne pazury wykopuje sobie na

łąkach i w ogrodach ganki podziem ne, k tó re przecinając się

w rozm aitych kierunkach prow adzą do okrągłej komory, kilk a

cali średnicy mającej, k tó ra mu służy za legowisko. Ściany

kom ory i ganków k re t bardzo troskliw ie ubija i wygładza

a legowisko wyściela sobie bardzo sztucznie liśćmi, mchem,

suchą traw ą i delikatnem i korzonkam i. Św iatła dziennego nie

lu b i, więc też rz a d k o , i to tylko w nocy wychodzi n a p o ­

wierzchnią ziemi. K ret żywi się wszelkiem robaotwem znajdu-

jącem się w ziemi, a ponieważ jest bardzo żarłoczny, zjada

(17)

go wielką ilość i jest dla tego bardzo pożyteczny. Oprócz owadów zjada także żaby, ja sz c zu rk i, padalce, myszy i inne m ałe zw ierzątka, roślin zaś ani ich korzonków naw et nie do­

ty k a i prędzej zdechnie z głodn nim skosztuje jakiegokolw iek roślinnego pożywienia. Nie należy więc k re ta w y tęp iać, a ci k tó rzy to czynią, sami sobie szkodzą, bo gdy k re ta nie stanie, owady i wszelkie robaki w ziemi mnożą się bardzo szybko i pożerają korzenie roślin, czemu k re t byłby zapobiegł. K ret okazuje się także dość przemyślnym. Tak np. gdy schwyta gąsienicę, nie zjada jej od razu, lecz trzym ając w zębach p rze­

ciąga między przedniem i łapkam i póki z niej ziemi nie wyciśnie.

Młode k recięta są z początku całkiem n a g ie , ślepe, bardzo maleńkie. Oboje rodzice pielęgnują je bardzo troskliw ie i w chwili niebezpieczeństwa, np. gdy woda norę zaleje, b ro ­ nią ich z prawdziwem poświęceniem. Samczyk do samiczki bywa ta k przyw iązany że gdy jedno w padnie do zastawionej na nie łapki, drugie nie odstępuje tow arzysza i zdecha z żalu i tęsknoty.

Aby łąkę lub ogród ochronić od pagórków przez k re ta usypanych, należy je rozgrabić dopóki są świeże a wówczas ziemia m iałka, przez k re ta w yryta, użyźni miejsce po którem ją rozgrabiono. Nory zaś krecie nie

w cale szkodliwe, lecz owszem pożyteczne, bo niemi woda, ciepło i powietrze

d o sta ją

się pod powierzchnią ziemi i spraw iają bujniejszą roślinność.

13

Złote ziarna.

Kogo wstyd matki, ojców i braci, Niech się z swojego kraju n a trzą sa ; J a zaś z ojczystej chlubny postaci, Żem jeszcze P o la k , pokręcę wąsa.

Próżne Pawle ofiary, gdzie skażone serce,

Krzyw się, mrugaj, bij czołem, klęcz, szeptaj i dmuchaj, Zmów różańców bez liku, bez liku mszy słuchaj,

Jeźliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu szukasz;

Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz.

(18)

14

Burza spokój poprzedza.

Kiedy naw ała tro sk lub nieszczęść zbiera się nad tw oją głow ą, czemu się ta k trwożysz i narzekasz człowieku słabej duszy i w ątłego serca? czyliż nie czujesz nad sobą ręk i bożej, co rozkazuje wichrom i piorunom ?

Och! gdybyś wiedział ja k to straszno, gdy na m orzu bu ­ rza pow stanie! Zaciem nia się niebo, fala burzy się i szumi, biją grom y ogniste, wicher rycząc piętrzy góry z fal ro zh u ­ kanych, ciska je pod obłoki i znowu z obłoków strąca z h u ­ kiem w bezdenną otchłań. Cóż to za chaos straszny! Zda się że niebo i morze walczą z sobą aby się pożreć nawzajem.

I na czemże kończy się ta w alka? Oto ucisza się wicher, chm ury rozchodzą się i na lazurowem sklepieniu niebios w spa­

niałe słońce ukazuje uspokojonem u morzu tw arz swoją p o ­ godną.

Takie burze bywają i na lądzie. Przerażający poświst w ichru rozlega się w powietrzu, czarne, obwisłe chm ury p rze­

ciągają po niebie, szykując się do boju. Hasło dane, przy odgłosie bijących gromów i huku wichrów zaczyna się walka rozhukanych żywiołów, w alka piorunów i fali chm ur z ziemią.

Ale po długiej walce wicher uspokaja się, chm ury porykując uciekają ze w stydem , na niebie ukazuje się łu k zaw artego p rz y m ie rz a , tęcza płom ienna a na ziemi cisza nastaje.

Tak samo i w życiu ludzkiem. Troski i nieszczęścia zbierające się nad tw oją głow ą, są jakoby chm ury i gromy.

Ty stajesz z niemi do walki, a bywa to walka często równie straszna ja k ta, k tó rą ze sobą staczają żywioły, ja k t a , k tó rą m orza i lądy staczają z wichrem i piorunami. Ale ja k na mo­

rzu i na lądzie po szalonej burzy nastaje pogoda i spokój, ta k i tw oja w alka z nieszczęściem skończy się pogodą i ciszą.

Nie troszcz się więc ani narzekaj kiedy stajesz do walki

z losem , kiedy ci się szam otać przychodzi z przeciwnościami,

lub kiedy w serce tw oje grom po grom ie u d erza; ale bądź

jako woda m orska, w któ rej wicher tylko na chwilę przeryw a

(19)

15

równowagę, a zniszczyć jej nie zdoła, i jak o skała której pio­

ru n nie spali. Spokój wieczny, je st tylko na tam tym świecie.

Tutaj burze są nieuchronne, ale burza wszelka spokój po­

przedza.

Rady i przestrogi gospodarskie.

— S p o s ó b , a b y c a ł a s o s n a u r o s ł a r ó w n i e s m o l n ą j a k w o d z i o m k u W iadomo że drzewo sosnowe najsmolniejsze jest na dziesięć do dw unastu łokci od o d ziem k u , w średnim klocu już daleko mniej sm o ln e, a kloc z wierz­

chołka jest bilow aty zupełnie.

Tym sposobem kloc na belkę dwadzieścia lub więcej łokci d łu g ą , albo na inny m atery ał tej długości, zawsze wy­

pada nierówno żywiczny czyli smolny, co ważną jest niedo­

godnością. Cóż bowiem z tego że kilk a łokci jest dobrze ży­

wicznych , gdy w dalszym ciągu belka nie posiada żywicy w tym samym stopniu.

Aby to otrzym ać, postępuje się w ten sposób:

Wyznaczywszy w lesie sosny do ścięcia, potrzeba na w io ­ snę odmierzyć

k a ż d ą

łokieć

o d

ziemi , naznaczyć i powyżej znaku obedrzeć ko rę na trz y łokcie wysoko. Tak obdarte sosny zostawia się przez całe lato na pniu, a w tedy zbytnia żywica od odziomka pójdzie w górę i cała s o sn a , gdy w następną zimę będzie ściętą, okaże się jednakow o żywiczną czyli smolną.

Korę trzeb a obdzierać zwyczajnym ośnikiem bednarskim , a nie siekierą, aby samej sosny nie zacinać, bo zbytnie zaci­

nanie drzewa dozwala sączyć się żywicy na zewnątrz.

— S z k o d l i w o ś ć n o s a c i z n y . Chociaż nie tylko ludz­

kość, lecz naw et i praw o nakazuje niezwłocznie usuwać kohie u któ ry ch okazała się n o sacizn a, jednakow oż dość często praw o to bywa om ijanem , a konie nosate używane są do roboty, przez co życie ludzkie zostaje narażonem na wielkie niebezpieczeństwo. W P rusach w ydarzyło się co n a stę p u je : nosatym koniem w odkrytym powozie je ch a ła pewna pani.

W iatr był przeciwny i uniesiona nim kro p la nosatej m ateryi

(20)

-

I b

-

dostała się do oka p a n i; zaraza się udzieliła i nieszczęśliwa pani po strasznych cierpieniach w k ilk a dni zakończyła życie.

R o z m a i t o ś c i .

— K r a j o w e T o w a r z y s t w o w z a j e m n y c h u b e z p i e c z e ń w K r a k o w i e od d. 1 czerwca 1869 r. do d. 10 grudnia t. r . ' wynagro­

dziło szkody przez pożar zrządzone s i e d m d z i e s i ę c i u s i e d m i u w ł o ­ ś c i a n o m , oprócz właścicieli w ięk­

szych posiadłości, księży i mieszczan, których liczba jeszcze jest większą.

Tym siedmdziesięciu siedmiu włościa­

nom w ypłaciło Towarzystwo ogółem 2 0.581 Złr. Największe szkody po­

n ieśli i dla tego największe wyna­

grodzenie otrzym ali: Fedko Z u b z Łanów w powiecie lwowskim 876 Złr. za budynki i 95 6 Złr. za zboże, Hryńko Z a w i d o w s k i z Ilum ieńca w pow. lwowskim 1 .248 Złr. Miko­

łaj H i l ł z Bołszowiec w pow. ro- hatyńskim 8 7 6 Złr. za budynki i 3 4 4 Złr za zboże Fedory L i s i e ­ c k i z W itkow a w pow. sokałskim 83 2 Złr. W ojciech P a n e k ze Zwie­

rzyńca pod Krakowem 768 Złr.

Szczepan P r z e s z l a k i e w i c z z Bo- horodczan 700. Złr. Mikołaj K u ź m a z Bednarki w pow. gorlickim 6 7 5 Złr.

inni w miarę poniesionej szkody otrzy­

mali po 6 0 0 , 500, 4 0 0 , 30 0 i 100 Złr. Żałujemy że dla braku miejsca nie możemy ogłosió w szystkich tych, dbałych o swoje m ienie, a więc rozu­

mnych gospodarzy; wymienimy jeszcze tylko ty c h , którzy dostali wynagro­

dzenie w ubiegłych kilku tygodniach, i tak: Grzegorz W e j l e r z Kalino­

wa, w pow. Samborskim, który pogo- rzał d. 15. października, otrzymał za budynki d. 2 5 . listopada 4 4 3 Złr.

Hryń S z y n k a r i Piotr B r e s ł a w - s k i z Kropiwnika w pow. kałuskim, którzy pogorzeli d. 13. października, otrzymali także za budynki d. 29.

listopada, pierwszy 4 8 0 , drugi 681 Złr.; dalej d. 10. grudnia z. r. w y­

płacono czterem włościanom z B rze­

gów w pow. Samborskim, którzy po­

gorzeli d. 12. października z. r. a t o : Seńkowi C z y ż o w i za budynki i zboże 743. Złr. Piotrow i C z y ż o w i za budynki 2 5 0 Złr. Antoniemu M a k a ­ r o w i za budynki 59 7 Złr. Iwanowi C h o s z c z e w s k i e m u z Ścianki w pow. stanisławowskim, który po- gorzał d. 29. października, wypłacono za dom i piekarnię 166 Złr. a Mar cinowi S t a s i u k o w i z Bołszow iec w powiecie stanisławowskim za bu­

dynki i zboże, które zgorzały d. 18.

listopada, dano wynagrodzenia 671 Złr.

i» —— — — —

— C h o d k i e w i c z o w a z domu księżna O strogska, gdy na funda­

menta kościoła w Ostrogu kładziono pieniądze, westchnęła i rzucając garść złota, rzekła: Obym mogła wystawić Bogu ze złota kościół tak w ielki, by cały świat zajm ow ał! Obecny ksiądz rzekł jej na to: Serce małuchne człow ieka, je s t najmilszym Bogu kościołem.

Redaktor odpowiedzialny I wydawca S tanisław Nowiński. — Z drukarni E. W iniarza.

(21)

Tom I. 11. Stycznia 1870. Nr. 2.

W ychodzi w e L w ow ie co 10 dni, to jest 1., 11. i 21. każdego

m iesiąca.

Kosztuje rocznie z przesyłką, pocztow ą 2 złr. w. a ., półrocznie

1 złr. w. a.

B oga, dzieci, B oga trzeba, K to chce syt być sw ego chleba.

Pan majster Podkowa i jego uczeń.

W kuźni pana Wojciecłia Podkowy, sławnego m ajstra kow alskiego w m iasteczku Zarzeczu, czternastoletni, jasnowłosy chłopczyna stał przy piecu i dął w miech co sił starczyło.

Opodal sam

m a js te r d zie ln ie

k u ł

n a

kowadle, a h uk m łota rozlegał się daleko. Chociaż mocno zajęty swoją pracą, bo ja k ąś tru d n ą a pilną wykonywał robotę, przecież od czasu

do czasu spoglądał nieznacznie na ucznia i śledził co robi;

chłopiec zaś, zapewne się tego nie dom yślając, w ydobył cichaczem z za cholewy książkę, rozłożył ją na boku i d a­

lejże czytać ukradkiem . Snać bardzo rozm iłow any w czytaniu skoro książkę nieustannie nosi przy sobie i ta k umie z k aż­

dej chwilki korzystać . . . o ! gdyby to więcej było równie chętnych do książki robotników. Tym razem nie wiele biedak przeczytał, bo m ajster zoczywszy książkę, skoczył ja k oparzo­

ny, w ydarł mu ją i chciał w piec wrzucić. Chłopiec padl przed nim na kolana i złożył ręce jak do pacierza:

— Na miłość Boską, panie m ajstrze to k s ią ż k a ...

— J a ci tu dam książkę! krzyknął groźnie pan m ajster

i zam ierzył się na ucznia.

(22)

— W tej chwili, szczęśliwym trafem weszła do kuźni pani m ajstrow a, k tó ra zwykle trzym ała stronę chłopca w po ­ dobnych razach. Jednem czułem spojrzeniem rozbroiła gniew męża, skończyło się więc na jednym tylko kułaku. Pan ma j ­ ster rzucił chłopcu książkę pod nogi i k rz y k n ą ł:

— Pam iętaj aby to było raz ostatn i... To skaranie boże z tym chłopcem, wołał bijąc w stół pięścią; poszlij go do m iasta, on przez drogę zerka do książki, poszlij go do piwnicy, on książkę wyciąga z za cholewy i czyta; każ mu dzieci niań- czyć, on jedną rę k ą dziecko, a drugą książkę trzym a.

Jak to ? i przy robocie ta k sam o?

Chwilę jeszcze swarzył w podobny sposób pan m ajster, póki sobie nie przypom niał, że ma dokończyć pilną robotę.

Chłopiec szczęśliwy że książkę uratow ał, schował ją co żywo i zabrał się do miecha,

W krótce po wieczerzy m ajster i m ajstrow a układli się na spoczynek. W pierwszej izbie chłopiec zmówiwszy pacierz położył się także, ale nie spi, lecz od czasu do czasu podnosi głowę i słucha co się dzieje w drugiej izbie. Po chwili dało się słyszeć ztam tąd donośne chrapanie. Wówczas chłopiec zerw ał się żwawo, p o ta rł zapałkę, zapalił świeczkę, obstawił ją w koło aby św iatła n ieb y ło w idać, i wyciągnąwszy książkę z pod sien n ik a , zabrał się do czytania. 0 ! snać wielką ro z­

kosz sprawia mu to zajęcie; bo tw arz dziwnie mu się rozjaś­

niła i czoło niezwykłą świeciło się pogodą; zdawał się za,po­

m inąć o wszystkiej swojej biedzie, o świecie cały m , zdaw ał się nic nie widzieć i nie słyszeć w około siebie.

Ale ta rozkosz jego znowu nie długo trw ała. M ajster zbudził się nad wszelkie spodziewanie, postrzegł światło i przyszedł cichaczem do pierwszej izby aby popatrzeć co chło­

piec robi. .łaś ta k był zatopiony w czytaniu, że dopiero wtedy postrzegł jego obecność, gdy uczuł potężny raz na plecach.

Zerw ał się p ręd k o , chciał się uniew innić, chciał prosić • o przebaczenie, ale go nie słuchano. M ajster srodze rozgniewany, nie szczędził p ięści, przekleństw i złorzeczeń.

— Ależ to noc przecie, rzekła pani m ajstrow a; cóż ci to szkodzi że w nocy czyta, we dnie to nie mó wi ę , bo powinien

18

(23)

19

pracow ać, ale zabraniać mu czytania w nocy, kiedy ci na nic nie po trzeb n y, i ta k go za to katow ać, to niegodziw ość, to tyraństw o.

— H a , b a , l i a ! zaśmiał się szyderczo pan m a js te r; to doskonale, to mi się podoba... w nocy niech czyta, aby we dnie spał, gdy trzeba robić. On m a czytać? patrzcie się ja k i m i p a n ic z ! Cóż to ? czytanie da mu chleb ? H a ! czytać mu się zachciewa, żeby mógł kiedyś m ędrca udawać i nad drugiem i przewodzić.., ale nic z tego; sprawię ja mu łaźnię gorącą że m u się odechce na zawsze czytania. I bił chłopca aż krew trysnęła.

Na widok krw i pani m ajstrow a skoczyła, w yrw ała Jasia z rą k męża i zasłoniła go sobą. Ale i pan Podkowa widząc że się za nadto uniósł, opuścił ręce i odszedł. Litościwa k o ­ b ieta umaczawszy ręcznik w zimnej wodzie obwiązała chłopcu zbite do krw i ram ię i poleciła biedaka opiece Boskiej.

Jaś do ran a jęczał z bolu. N azajutrz nie m ógł ruszyć ani rę k ą ani nogą. Za poradą więc pani m ajstrowej poszedł do szpitalu. Lekarz, człek znany z dobroci i m iłosierdzia dla biednych, obejrzawszy go, wypytyw ał o przyczynę ta k okropnego pobicia, ale Jaś poczciwy nic takiego nie powiedział co by jego m ajstra jako złego człowieka przedstaw ić mogło.

— A czy mogę czytać? zapytał chłopiec nieśmiało.

— Czytać? powie lek arz; ty chcesz czytać? To dziwne;

już dziesięć la t jestem przy tym szpitalu, a jeszcze żaden chory nie spytał mi się czy może czytać. A masz książkę?

Jaś pokazał jakieś szpargały. L ekarz obejrzał i r z e k ł :

— Są to szczątki bardzo dobrej k s ią ż k i: czytaj moje dziecko, tylko nie natężaj się zbytecznie, a ju tro przyniosę ci inną książkę.

Chłopiec pocałował go w ręk ę i zam yślił s ię : k to wie czy nie nad tem, źe wyzdrowiawszy, w artoby się dać dru g i raz wybić, aby się znowu dostać do szpitalu, gdzie nietylko nie bronią czytać, ale naw et książek dostarczają.

Tegoż dnia u pana m ajstra Podkowy była suta wieczerza

°koć to nie był ani dzień świąteczny ani niczyje imieniny. Szło

*

(24)

20 -

tu widać głównie o ugoszczenie starszyzny cechowej w jakim ś celu, bo ją tylko na ucztę sproszono.

— I jak że to było z tym Jaśkiem niecnotą? cóż to on przeskrobał? zapytał przy wieczerzy W ojciecha Podkowy pan cechm istrz.

— O ten p ró żn iak , te n la d a c o ... nie wspominajcie m i o n im , rzecze m ajster. Tylko czytanie mu w głow ie, a do ro ­ boty ani daj Boże napędzić. N atarłem mu trochę uszu, i za­

raz poszedł do szpitalu, szczęśliwy że się może wyleżeć nic nie robiąc. Ale cóżto? wy nie pijecie panie cechm istrzu?

— Dobrzeście zrobili, powie cechmistrz zalawszy gardło wybornym lipcem , bo to czytanie do niczego dobrego nie doprowadzi.

— Tyle tych książek te r a z , nie wiedzieć na co i p o c o , w trąci pódcechm istrz wzruszając ram ionam i.

— Ot zabaw ka dla próżniaków ; kiepskie czasy kum ie, kiepskie czasy, powie pan Wojciech. My ta k ciężko p ra c u ­ jemy, a ledwie wyżyć możemy — młodzież m ałorobi a dużo czyta; co to z tego będzie?

— Bieda będzie, potakiw ał cech m istrz; pom arnują ojco­

wizny i zejdą na dziadów.

Tak mówili m ajstrow ie i w prostocie ducha myśleli żo m ają słuszność. Nie wiedzieli oni że za polskich czasów w Zarzeczu były dwie drukarnie, że o dwie mile ztąd we wsi była d ru ­ k arnia, nie wiedzieli ile to ksiąg z d ru k arn i po m iastach i wsiach utrzym ywanych rozchodziło się niegdyś po całej Polsce a je ­ dnak, rzemieślnicy byli ta k zamożni że ja k mieszczan k r a ­ kowskich, stać ich było na przyjm owanie i ugoszczenie królów w swoich domach.

Od tego wieczora nie było mowy o uczniu pana Podkowy ta k zamiłowanym w czytaniu, nie wiedziano naw et gdzie się obraca, bo wyzdrowiawszy, opuścił m iasteczko nie mówiąc nikom u dokąd się udaje.

Na kogo Pan Bóg, na tego i ludzie, mówi przysłowie,

ale przeciw komu ludzie, tego Bóg bierze w opiekę. Sprawdza

się to na m iasteczkach naszych, k tó re pomimo wszelkich t r u ­

dności i uciążliwości, jak b y cudem podnoszą się ciągle i wzbo­

(25)

21 -

gacają. Dłngie lata minęły od owych wypadków któreśm y wyżej opowiedzieli. W Zarzeczu jakiś przedsiębiorca założył fabrykę narzędzi rolniczych, w której prawie cała ludność m ęzka znalazła stałe zatrudnienie, co, równie ja k liczne zjazdy i jarm arki, przyczyniło się wielce do podniesienia zamożności mieszkańców. Miasteczko zabudowało się na nowo i zmieniło nie do poznania. Dawni kowale, rówiennicy pana Podkowy wy­

m arli, on zaś owdowiawszy i zestarzawszy się, zeszedł na bie­

dę. W jego w arsztacie huk m łota coraz rzadszy i słabszy;

biedny, znękany starzec ledwie nogam i suwa. Widząc że sobie rady nie da, że chyba ręk ę wyciągać by trzeba, zajrzał do fabryki i m iał ochotę prosić, aby go tam przyjęto, ale jak że się zdziwił, zobaczywszy ż eje g o um iejętność na nic by się nie przydała, bo tam lada chłopiec tyle umie co i on, a p o ­ żyteczniejszy jest bo silniejszy od niego.

Przypatrując się z bolcu co się tam dzieje w fabryce, po­

strzegł że właściciel rozdaje robotnikom książki i gazety do czytania.

- - Możeby w arto z jednę ta k ą książkę przeczytać, pom yślał sobie, możebym się jeszcze czego nauczył ?

Pożyczył książkę i zaczął czytać, ale zaraz przy pierwszym wierszu przyszło mu na myśl: ciężko to na starość wielkiem orać, czego się Jaś nie nauczył, tego się Jan nie nauczy.

— Ej, może choć nieco wyrozumiem, rzek ł znowu sam do siebie.

Sili się koniecznie, ale w zrok osłabiony czytać nie pozwa­

la, i myśli się plączą, bo rozum do m yślenia nie nawykły, nic objąć nie może. Przecież natęża się biedak; już k rew mu uderza do głowy, zaczerwienił się, zmęczył, a jeszcze czyta.

Nie, niepodobna. Z akrył tw arz rękom a i zapłakał. O B oże!

gdyby mi się w róciły młode lata...

Odłożył książkę i nie zajrzał już do n iej, bo niedługo rozchorow ał się z niedostatku i trosków i w ostatniej nędzy zakończył życie.

W krótce potem przełożonym fabryki w Zarzeczu został

jakiś obcy mężczyzna w średnim wieku, który, chociaż w prost

z W arszawy przybywał, zdawał się znać Zarzecze ta k dobrze

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo też Szybilski oprócz tego źe był bardzo rozumny, znał się też na swem masztelar- skiem rzemiośle wyśmienicie, a nikt też od niego śmielej nie dosiadł

Wiedzieli ludzie dobrze, źe odprowadzają człowieka do g ro b u , który z taką miłością do kraju i dla ludzi nie prędko się zjawi na świecie, a który tyle

trzycie, a wody będzie w pobliżu podostatkiem, tedy będziecie mogli małą ilością wody łąki oblewać, co się zowie zraszaniem. Zrasznie łąk jest to

Dla tego w ulach Dzierżona po nad plastrami zostawia się szparka ćwierć calowa, ażeby pszczoły górą mogły i w zimie na drugą stronę do miodu się

T akich to więc Krzyżaków sprowadził z niemieckiego kraju na granice naszej ojczyzny jeden polski xiążę na Mazowszu, co się zwał Konrad, i dał im ziemię

Z początku mąż chorej zamiast iść do dworu i prosić o pomoc, albo też pójść do miasta ł sprowadzić doktora, co się już cale życie uczy leczenia ludzi

więc spodziewał się dzierżawca jakiegoś dziwnego pogrzebu, i zaraz wysłał polecenie do sołtysa, aby rozkazał stawić się czterem żądanym gospodarzom do

J u ż całą okolicę w każdym zak ątk u przetrząśnięto, ju ż i słońce chyliło się ku zachodowi, a na trwożliwe wołania rodziców, głuchy tylko odzywał