• Nie Znaleziono Wyników

JSf§. 4 4 . Warszawa, d. 30 Października 1887 r. T o m V I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JSf§. 4 4 . Warszawa, d. 30 Października 1887 r. T o m V I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSf§. 4 4 . Warszawa, d. 30 Października 1887 r. T o m V I .

- A d r e s ZR ed -stłscy i: K r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IbTr <3©.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P RENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5

P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i .we w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą.

K om itet R edakcyjny sta n o w ią: P . P. D r. T . C h a łu b iń s k i, J . A le k sa n d ro w ic z b. d z ie k a n U niw ., m ag . K. D eik e, m ag. S. K ra m sz ty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a ta n s o n ,

D r J . S ie m ira d z k i i m ag. A. Ś ló sarsk i.

„W s ze ch ś w iat" p rz y jm u je o g ło szen ia, k tó r y c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k z w iąz e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz zw y k łeg o d ru k u w szp alcie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra sig za p ierw sz y r a z kop. T*/2,

za sześć n a s tę p n y c h r a z y kop. G, za d alsze kop. 5.

Ś. p. S T E F A N K U CZY Ń SK I.

(2)

690 W SZE C H ŚW IA T. N r 44.

STEFAN KUCZYŃSKI.

Pow szechnie by ł lubiony. S kładało się n a to m iłe względem w szystkich obejście, sym patyczny w yraz tw arzy i w rodzona w e­

sołość. B ył zawsze dobrym synem tój zie­

mi, na k tó rśj się uro d ził i w iernym j ś j do śm ierci pozostał. Z K rakow em przez d łu ­ gi pobyt zżył się bardzo, chociaż nie był j e ­ go dzieckiem .

U ro d z ił się bowiem we L w ow ie, z ro ­ dziców niezam ożnych, w dom u księdza gre- cko-katolickiego w yznania, 4 S ierp nia 1811 r.

N ie wiem, ja k i w ypadek w dziecinnym w ie­

ku spow odow ał, że nie w yrósł, tak ja k by ł założony, na bardzo w ysokiego m ężczyznę, ale m ów ił mi, że skutkiem tego był mniój ruchliw y , więcój skłonny do siedzącej i m y­

ślącej pracy. A od dzieciństw a oddaw ał się naukow ej pracy z w ielką pilnością i w ro- dzinnem mieście ukończył szkoły średnie, potem ta k zw aną filozofiją n a uniw ersy te­

cie, k tó ra była tylko dw uletnie tn dokończe­

niem gim nazyjalnćj n auki i następnie n auki wyższe. Że był pilny, dow ód w tem uzy­

skanie ju ż w ro k u 1833 posady a d ju n k ta oddziału m atem atyczno - fizycznego, k tó ry był rodzajem nadzw yczajnego profesora, niew ykładającego w łaściw ie nic stale, ale obowiązanego w każdój chw ili zastępow ać któregokolw iek z profesorów , jeżeli ten na w ykład nie przyszedł. D aje to m iarę ów­

czesnych uniw ersytetów w A ustryi, których w ychow ańcy mieli, ogólnie biorąc, rozle- glejszą, ale n a tu ra ln ie i płytszą naukę. T a rozległość wiedzy była też nieodzow nym w arunkiem pozyskania k ated ry , k tó rą n a ­ daw ano konkursow o. I na podstaw ie też w ygranego konk ursu został m ianow any p ro ­ fesorem m atem atyki stosow anej i fizyki w In n sp ru k u w r. 1836, otrzym aw szy ro k przedtem , jeszcze w rodzinnem mieście, sto ­ pień d o k to ra filozofii.

P rzybyw szy na obcą ziemię, um iał sobie w krótce tak zjednać pow ażanie i sym paty- ją kolegów , że go po d w u latach w ybrano na dziekana w ydziału, a ustępującego że­

gnano z żalem i serdecznie. W ro k u 1839 pow ołany bowiem został do K rak o w a na

profeso ra fizyki w m iejsce zm arłego na wiosnę poprzedniego ro k u — M arkiew icza.

Ć w ierć wieku zajm ow ał M arkiew icz k a te ­ d rę i m ożna powiedzieć, że o nią był dość dbały i że na skrom ne środki, jakiem i ros- po rządzał, sta ra ł się m ały gabinecik dobrze zaopatrzyć. To też pozostaw ił swem u n a­

stępcy tę salę tak zapchaną przyrządam i, że się w niój nie można było ruszać, ch o­

ciaż to był wówczas cały in sty tu t fizyczny, bo n aw et sala w ykładow a, przez k tó rą się do niego wchodziło, by ła używ aną i przez innych profesorów , a co gorsza przez szko­

łę śpiewu, którćj uczniow ie tu się i poza lekcyjam i urzędow em i ćwiczyli. T akie po­

łożenie rzeczy dla człow ieka, pragnącego rozw inąć nauczycielską działalność, było oczywiście niem ożliwe, a rzecz ta m ogła być usu niętą tylko za wolą dra B rodow i- cza, k tó ry trz ą sł wówczas — jak o kom isarz rząd ow y — uniw ersytetem i któ ry rzeczy­

wiście, rozejrzaw szy się w racyjonalnym planie zm ian, jak ie m u m łody profesor przed staw ił, na wszystko się zgodził. T ak rospoczął swą działalność nowy d yrek to r gabinetu i nie u stał w niój przez lat 43, cią­

gle dbając o jeg o rozwój pod każdym względem .

N ieszczególny był wogóle skład u n iw er­

sy tetu w chw ili, gdy K uczyński do niego p rzy b y w ał, ale przecież znajdow ali się w nim i w ybitniejsi ludzie i trzeba było za­

wsze w ychodzić dobrze poza przeciętną, że­

by zw rócić na siebie uwagę. O n zaś zw ró ­ cił j ą bardzo i to od razu: dość powiedzieć, że mu oddano k ieru n ek średniego w ykształ­

cenia rzecżypospolitój. O d r. 1840 — 1847 by ł on bowiem bespłatnym dyrektorem li­

ceum świętój A n n y oraz szkół m iasta K r a ­ kow a i jego okręgu. Z tego widać, ja k był ceniony, a że słusznie, tego się dow iaduje­

m y z listów o K rakow ie, pamfletu, ogłoszo­

nego we W ro cław iu 1850 roku, przez nie­

daw no zm arłego, a tak w ybitnego h isto ry ­ ka, pod pseudonim em Pencław skiego, w k tó ­ ry m a u to r wogóle sm utne w ydaje św iade­

ctw a profesorom uniw ersytetu, a o nim mó­

wi z bardzo wielkiem uznaniem . C hw ali go, że pilny, że się zajm uje swym p rz ed ­ miotem i uczniam i, że ma szerszy pogląd na naukę, że się j ą stara w śród szerszój p u b li­

czności krzew ić w w ykładach publicznych

(3)

z doświadczeniam i, na k tóre się lu ­ dzie garną. Św iadectw o to niepodejrżane a chlubne.

W jeg o życiu były to najpiękniejsze lata.

Szczęśliwy w domowem pożyciu, rozw ija­

ją c y swój gabinet, otoczony powszechnym szacunkiem , zajm ujący w ybitne stanowisko i poza uniw ersytetem . C hm ura rychło przyjść m iała, a nadciągała z W iednia w p o ­ staci ostatniego zapędu zgubnego systemu biurokratyczno-centralistycznego, jak o ger- m anizacyja uniw ersytetu, złe, potępienia g odne i potępione powszechnie ze stanow i­

ska pedagogii i d ydaktyki nauczanie w ob­

cym języku. P rz y ją ł je mężnem sercem, a przez cały ten przeciąg trudnego położe­

nia, gdzie się pokazyw ało, kto kraj kocha i ja k kocha, on stał zawsze przy praw dzie i godności uniw ersy tetu i czysty ja k łza do­

czekał się lepszych czasów. A le i w tych złych nie ustaw ał w pracy, owszem rozw i­

nął ją jeszcze więcej.

W roku 1852 p rzedstaw ił w m inistery- ju m potrzebę pracow ni d la profesora i ucz­

niów kształcących się na nauczycieli i u zy ­ skał rozw inięcie in sty tu tu , k tó ry rychło po ­ tem m iał ju ż sześć sal i zw iększoną dota- c.yją. P odobno była to pierw sza pracow nia dla uczniów w A u stry i. I w tym k ieru n ­ ku kształcenia nauczycieli gim nazyjalnych najw ięcej położył zasług dla społeczeństwa, a wychodzili z pracow ni i uczeni, oddający się z zamiłowaniem fizyce, ja k np. jego uczniowie, a dziś profesorow ie Olszewski i O learski. Tym czasem rósł i in sty tu t fi­

zyczny, powiększony w roku 1874 o obszer­

ną salę na pracow nię i wzbogacony gabinet.

Żeby dać w yobrażenie, ja k gabinet urósł, powiem, że dotacyja in sty tu tu wynosiła pierw otnie 300 złr. rocznie, a urosła nastę­

pnie do 800; prócz tego przeszło 10000 złr.

nadzw yczajnych kw ot, uzyskanych s ta ra ­ niem d yrek to ra, zostało przez niego obró­

cone na spraw ienie kosztow niejszych p rz y ­ rządów . To też, kiedy ustępow ał w roku 1882, zostaw ił swemu następcy w szystkie główne działy fizyki zaopatrzone w odpo­

wiednie p rzy rząd y do w ykładów .

Opuszczającego żegnali koledzy i m ło­

dzież uroczyście, a w dowód uznania jego długoletniej pożytecznej pracy, zacności ch a­

ra k te ru i dobrego koleżeństw a, członkowie

w ydziału filozoficznego ofiarowali mu kosz­

tow ny złoty pierścień z herbem u n iw er­

sytetu.

T eraz przeniósł K uczyński swę d ziała l­

ność wyłącznie na inne pole, na którem od- daw na był czynnym. B ędąc od roku 1840 członkiem tow arzystw a naukow ego k r a ­ kowskiego, został w r. 1873 członkiem ak a­

demii a zwłaszcza sekretarzem II I w ydzia­

łu, n a którem to stanow isku aż do śmierci pozostaw ał. P rze z długi też szereg lat przew odniczył komisyi fizyjograficznej. T u odznaczał się tą sumiennością i system aty­

cznością drobnostkow ą nieledw o w w yko­

nyw aniu w szystkich czynności, k tóre mu były właściwe.

N iejednem w życiu cieszył się odznacze­

niem, był członkiem różnych tow arzystw naukow ych, krajow ych i zagranicznych, był w ielokrotnie dziekanem w ydziału filozoficz­

nego, był i rektorem uniw ersytetu, ale z p e­

wnością sym patyja, ja k ą m iał powszechnie, a która tow arzyszyła mu licznie aż do g ro ­ bu, była mu najm ilszą. Zgasł po k ró t­

kich cierpieniach 7 P aźd ziernika r. b.

Kuczyński wyszedł ze szkoły, k tó ra da­

wała gru n to w n ą i obszerną wiedzę, ale ża­

dnej sam odzielności w badaniach, pomimo tego własną p racą w yrobił sobie z czasem m etody i nad nauką sam odzielnie pracow ał.

Nie był w dobrych po tem u w arunkach.

L a ta całe m usiał się starać o przyrząd y nie­

ledw o elem entarne do w ykładów , o m iejsce na ich pomieszczenie, o k ą t odpow iedni do pracy, o środki m atery jalne do jej w yko­

nania potrzebne, a gdy wszystko zdobył, to ju ż wiek cisnął go do ziemi i siwizna po­

k ry ła głowę. W ięcej też w łożył pracy w w ykształcenie uczniów niż w publika- cyje, któ ry ch spis podaję, zaznaczając cha­

rak tery sty czną rzecz, że pisyw ał jeszcze po wyjściu z u n iw ersytetu w 70 roku życia.

Cześć jego pam ięci.

Spis p rac prof. Kuczyńskiego:

1) A n leitu n g zur C o nstruiru ng und Con- servirung d er B litzableiter (Bote von und fur T yrol), 1838.

2) O undulacyjach światła. K raków , 1842.

3) O magnetyzmie ziemi, ib. 1846.

4) W ypadki z obserwacyj m eteorologi­

(4)

692 W SZECH ŚW IAT. N r 44.

cznych w kąpielach b ardyjow skich 1862 r.

P eszt, 1863.

5) G abinet fizyczny w K ra k o w ie. K ra ­ ków, 1864.

6) O now ym ciepłom ierzu m etalow ym , będącym oraz samopisem, ib. 1865.

7) O niezgodności ciepłom ierzy z pow o­

du różnej a oraz zm iennej rosszerzalności ich naczyń szklanych, ib. 1865.

8) P la n p rac sekcyi m eteorologicznej k o ­ misyi fizyjograficznój i

9) In stru k c y ja dla

jej

w spółpracow ników , ib. 1867.

10) W zniesienia nad pow ierzchnią m orza n iektórych m iejsc w G alicyi Zachodniej w ym ierzone 1867, ib. 1868.

11) W zniesienia nad pow ierzchnią m orza pom ierzone w r. 1862, ib. 1868.

12) P om iary barom etryczne wzniesień n ad pow ierzchnią m orza n iek tó ry ch m iejsc w G alicyi Z achodniej, w ykonane w m iesią­

cu S ie rp n iu i W rześniu 1868 r., ib. 1869.

13) P ierw iastk i siły m agnetycznćj ziem ­ skiej w K rakow ie, obliczone ze spostrzeżeń robionych w ciągu 24 lat od r. 1846—-1869, ib. 1870.

14) N iektóre uw agi nad teoryją chem i­

czną prof. d ra C zyrniańskiego, op artą na ruchach w irow ych niedziałek, ib. 1868.

15) P rzy c zy n ek do teo ry i soczewek, ib.

1872.

16) O sposobie użycia soczewek dw uw y- pukły ch grubych, zam iast szkieł je d n o b a r­

w nych, ib. 1872.

17) P rz y rz ą d do unaocznienia linij fa li­

stych złożonych, pow stałych w skutek inter- ferencyi fal poprzecznych, ib. 1872.

18) Zorza północna dn ia 4 L utego 1872 ro k u , ib. 1872.

19) P rzeb ieg roczny ciepłoty pow ietrza w K ra k o w ie, obliczony na podstaw ie pięć­

dziesięcioletnich spostrzeżeń (1826—1875) sposobem nowym , prostszym i ściślejszym niż dotąd używ ane (z tablicą), ib. 1884.

20) P oró w n an ie co do ścisłości sześciu wzorów, służących do obliczania przebie­

gu rocznego ciepłoty w danem miejscu, ib. 1885.

J ó z e f Rostafiński.

I P R Ó B Y K O L O N I Z A C Y J N E

W A F R Y C E .

(Ci%g d alszy ).

W ażne p rzysłu gi oddali topografii po rze­

czą K o n g a szw edzi, których część przy jęła służbę w państw ie Kongowem , inni zaś k o ­ sztem swego rządu podróżowali po porze- czu K on ga. Z ostatnich, baron Schw erin ro b ił wycieczki n a południe od Leopoldyil- le i unosi się nad pięknościam i tych okolic;

n iek tó re z nich są tak pełne u roku, że nie u stępu ją sław nem u, parkow i Yellowstone w S tanach Zjednoczonych. S chw erin p ier­

w szy d o tarł do średniego biegu rzeki Nkis- si, w szedł też na kilka g ór znacznej wyso­

kości, ja k M angilć i Bidi.

Ze wszystkich rzek pobocznych K onga je s t praw dopodobnie najw ażniejszą rzeka, k tó rą p ortugalczycy nazw ali Kassai, a k tó ­ rej nowi podróżni nadają nazw ę S an ku llu lub S ank uru. Ujśeie jej daw niej ju ż było znane pod nazw ą K w a, gdzie leży stacyja K w am o uth , t. j . U jście K w y; wiedziano też, że je d n a odnoga z tego ujścia prow adzi do jezio ra L eopolda II, in n a na południe.

W ie lk ą ilość dopływ ów K assai poznali Pog- ge w r. 1876, a B uchner w latach 1880—81;

b io rą one początek w w ielkiem państw ie M uata Jam wy, a poniew aż średni i dolny ich bieg b y ł nieznany, um ieszczano ich u j­

ścia w różnych częściach K onga, j a k n a da­

w niejszych naszych m apach w W szechśw ie­

cie widzim y, n ik t natom iast nie przypusz­

czał, że zn a jd u je się rzeka, k tó ra w szystkie te wody zbiera i przelew a n a jednem m iej­

scu do K onga. P oniew aż ujście K w a — K assai — S an k u llu zn ajd uje się dosyć b li­

sko spław nój części K onga i rzeka ta je s t na znacznej p rzestrzen i także spław na, będzie ona dogodnym kanałem do samego w nętrza porzecza K ongow ego, które, ja k donosi j e ­ den z now szych podróżników , porucznik N im ptsch, m a k ra je ludne i bogate.

O prócz N im ptscha baw ili przez czas d łu ż­

szy w porzeczu Kassai: W issm ann w roku

(5)

693 1881, P ogge w r. 1883, K u n d i Tappenbeck

w r. 1885, von d er Felsen w r. 1886, a w re­

szcie W o lf w r. 1885 i 1886; rezultaty ich badań nie zgadzają się jed n ak ż e, je d n i na­

dają rzece w pływ ającej do K onga przy K w am outh nazw ę S ankullu, a K assai nazy­

wają lew y jój dopływ , inni utrzym ują, że K assai je st rzeką głów ną, a S ankullu jej dopływem , m y poszliśmy na mapie za zda­

niem ostatnich. Chociaż więc podróże po­

wyższych uczonych znacznie w yjaśniły sto­

sunki hidrograficzne na południe od K onga, niejeden szczegół na m apach polega jed y n ie na dom ysłach i zmieni się pew nie w skutek dalszych badań.

N ad mało znanem jeziorem Bangweolo był w ro k u 1883 francuzki porucznik m a­

ry n a rk i G irau d i wym ierzywszy je , przeko­

nał się, że rysy jego wybrzeży, ja k ie od cza­

sów L m n g s to n a zn a jd u ją się na kartach, niezgodne są z rzeczywistością; na naszej mapie A fryki umieściliśmy jezioro B angw e­

olo podług pom iarów G irauda. N ad rze­

k ą L uap u lą, k tó ra razem z L u alab ą tw o­

rzy górną część K onga, został G iraud złu- piony przez k ró lik a szczepu W aussi; ten sam los spotkał go później ze strony króla Kasem by, m usiał więc szukać schronienia na stacyi belgijskiej K arem ie nad T anga- njiką, skąd wrócił do Z anzibaru.

W iększą część okolic przez siebie zw ie­

dzonych opisuje G iraud ja k o nieurodzajne i praw ie bezludne, na 25 hm spotyka się le­

dwo 100 mieszkańców. P rzyczyną tego braku zaludnienia je s t obok nieurodzajności gleby bezradność i lenistw o m urzynów , a głów nie handel niew olników i ciągłe w oj­

ny krajow ców . G ira u d pow ątpiew a, żeby europejczykom udało się zm ienić te sm utne stosunki i mui-zynów nakłonić do racyjo- naln<$j upraw y roli. T ę samą myśl wypo­

w iedział cytow any bezim ienny autor wA us- land co do m urzynów nad dolnym K o n ­ giem, tw ierdząc, że m urzynów i za 1000 lat n ik t do pracy nie nakłoni; m y dodam y, że n atu ra ln ie nie dokaże tego n ik t środkam i, jakiem i np. zm usza się re k ru tó w europej­

skich do ćwiczeń w ojskow ych,które to śro d ­ ki ci dwaj w ojskow i m ieli może na myśli, że atoli w ychow anie m urzynów do p racy i lepszego rządzenia się zapomocą odpow ie­

dnich czynników je st możebne, zobaczymy

na innem miejscu. Zresztą, pisze G iraud dalśj, europejczycy nie m ają po co udaw ać się do krajów środkowej A fryki, gdyż m u ­ rzy ni tam tejsi nie m ają żadnych potrzeb, a tow ary europejskie uw ażają jak o za­

baw ki.

W e francuskiej kolonii Kongowój, Congo franęais, zajm uje się dalszem i poszukiw a­

niam i i organizacyją jój g ub ernator Brazza;

baw iła też tam komisyja francusko-belgij - ska, aby w ytknąć dokładnie granicę pom ię­

dzy jed n ą i d ru gą koloniją, członek je j, k a­

pitan Rouvier, nakreślił nową mapę dolne­

go K onga i okolic z praw ego brzegu, ale publikacyja tej m apy jeszcze nie n astą­

piła.

N a podstawie badań komisyi zaw arł rząd francuski z królem Belgów bardzo k o rz y ­ stną dla F ran cyi ugodę dnia 30 K w ietnia r. b.,ustanaw iając następujące granice: Z p o - rzecza U bangi dostaną się trzy czw arte czę­

ści F ran cy i, je d n a czw arta państw u K on- gowemu, wszystkie więc, praw ie zupełnie nieznane dotąd okolice po praw ym brzegu U bangi są francuskie, a przez to posiadła F ra n c y ja przystęp do źródeł Białego N ilu.

Oprócz spraw granicznych ustanowiono jeszcze i inne, wielkiej doniosłości stypula- cyje; F ra n c y ja zobow iązała się pozwolić na handel papieram i pożyczki K ongow ej na giełdzie paryskiej, zato uzyskała przed wszystkiemi innem i państw am i pierw szeń­

stwo nabycia całego państw a Kongowego, gdyby to państw o przedsiębierstw o swoje m iało zlikw idow ać, a B elgija w zbraniała się przejąć jeg o interesy na własny ra ch u ­ nek. W iadom o, że w łaścicielem państw a Kongowego nie je s t B elgija, tylko osobiście król je j Leopold II.

Dalszy przebieg wyprawy Stanleya do Wadelai ')•

J a k wielkie zajęcie budzi w ypraw a S ta n ­ leya, którój cel i początek podaliśm y

]) D o p isek te n o losach w y p ra w y S ta n le y a o tr z y ­ m a liś m y w tej ch w ili; ze w zg lęd u n a z ajęcie, ja k ie p o d ró ż ta słu szn ie ś ró d ogółu b u d z i, p o d a je m y go w te m m iejscu, n iec ze k a ją c n a u k o ń c ze n ie d ru k u c ałej p ra c y d r a N ad m o rsk ieg o .

(P rz y p . R ed.).

(6)

694 N r 44.

w N r 39 W szechświata z r. b., ocenić moż- [ na z wielkićj liczby najsprzeczniejszych p o ­ głosek, k tóre o nićj dochodzą, do E uro py;

na szczęście wieści o katastrofie w ypraw y i śm ierci S tanleya okazały się bezpodsta­

w nem u P o d łu g wiadomości autentycznych podróż S tanleya do 2 L ip ca r. b., z którego to dnia je st datow any ostatni jeg o list, m ia­

ła następujący przebieg.

S kład k araw any tow arzyszącej S tanleyo­

wi przedstaw ia się podług dokładniejszych wiadomości nieco inaczćj, niż go na pow y- żćj- w zm iankow anem m iejscu opisaliśmy;

w łasnych ludzi zab rał Stanley: 9 eu ro p ej­

czyków, 61 sudańczyków , 13 som alijczyków i 620 trag a rzy zanzibarskich; T ip p u T ip na początek przyłączył się tylko z 40 ludźm i, późniój m iał zebrać ze stacyj środkow ych daleko większy orszak, tak, że cały poczet żołnierzy i trag a rzy wyniesie do 1000 głów, a chociaż, ja k zobaczymy niżćj, część lu ­ dzi pozostawi S tanley po etapach, zabierze on mimo to tak ą siłę zb ro jn ą do W ad elai, że będzie w stanie odeprzeć w ojska M ahde- go lub któregokolw iek z n ieprzyjazny ch k a ­ cyków sudańskich.

T ysiąc głów stanow i na stosunki eu ro p ej­

skie liczbę niew ielką i w k ra ja c h ucyw ilizo­

w anych dałaby się ona łatw o wyżywić, in a­

czej rzecz ta przedstaw ia się w A fryce, ja k to ju ż przy innćj sposobności zauw ażyliśm y, to też S tanley od samego początku drogi m iał niem ałe trudności w dostarczeniu ż y ­ wności, co opóźniło m arsz do bagnisk S ta n ­ leya o dni kilka. N ad bagniskam i panow ał na dom iar głód w skutek przeszłorocznego nieurodzaju, S tanley postanow ił więc ja k - najprędzój w yruszyć w dalszą drogę i to na na statkach państw a K ongow ego; okazały się one atoli zamałe na pom ieszczenie ludzi i bagażu, a m isyjonarze angielscy swego statk u nie chcieli odstąpić. Z atarg z mi- syjonarzam i, k tó ry w końcu został pom yśl­

nie załatw ionym i utarczki z krajow cam i o żywność dały w idocznie powód do wspo­

m nianych na początku pogłosek o nieszczę­

śliwym przebiegu w ypraw y.

S tacy ją przy bagniskach S tanleya opuści­

ła k araw an a 29 K w ietnia na statk ach S ta n ­ ley, F lo rid a, P eauce i H e n ry R eed oraz k il­

k u łodziach, 6 M aja m inęła ujście K w y, na stacyi Bobolo zaś trzeba było zostaw ić część

bagażu, dla przyspieszenia jazdy. P rz y ujściu rzeki A ruw im i czyli B ijerre n astą­

p iła m ała p rz erw a podróży, bo tu założył S tanley obóz oszańcowany i zostaw ił w nim znaczniejszą załogę pod dow ództw em ofice­

ra europejskiego. P arow iec S tanley cofnął się po bagaż, pozostaw iony w Bobolo, resz­

tę statków zab rał Stanley z sobą w górę rzek i B ijerre, ale popłynął ju ż bez naczel­

n ik a arabskiego T ip p u -T ip , bo ten poszedł dalćj nad K ongiem aż do stacyi w odospa­

dow ej, zburzonej niedaw no przez jego ludzi, chcąc uporządkow ać stosunki na tój stacyi, a potem ściągnąć swoich lud zi i podążyć za Stanleyem .

T am m niśj więcej, gdzie n a karcie A fry ­ ki, dołączonej do N r 37 W szechśw iata, za­

czyna się niezbadany bieg rzeki B ijerre, zn alazł S tan ley wodospady zw ane Jam b u - ga; trzeba było tu zatrzym ać statki i zosta­

wić j e aż do pow rotu, a dla ich strzeżenia z o ­ stało 100 ludzi pod wodzą m ajora B artte- lota. . Załogi poum ieszczane w obozach obronnych po drodze m ają nietylko strzedz pow ierzonego bagażu, ale służyć zarazem ja k o schroniska, gdyby w dalszej drodze n astąp iła ja k a katastrofa i grom adzić ży ­ wność d la pow rotu; tego śro d k a ostrożności mogą tylko tacy użyć podróżnicy, którzy, ja k S tanley, rosporządzają niezw ykłem i su ­ mami; dodaw szy do tego energiją i dośw iad­

czenie Stanleya, możemy p raw ie napew no liczyć na pom yślny obrót w ypraw y, a wszel­

kie inne pogłoski przyjm ow ać z niedow ie­

rzaniem .

D n ia 22 C zerw ca udał się S tanley w d a l­

szą drogę i to pieszo, tylko część bagażu m ożna było później, gdy B ije rre znow u sta­

ła się spław ną, wieźć na składanój łodzi stalow ćj. Z Jam b u g i tow arzyszyło S ta n le ­ yowi jeszcze przeszło 500 ludzi, z tych 480 prow adził on sam wzdłuż rzeki, a z 40 ludzi u tw o rzy ł osobny odd ział, rodzaj straży p rz e d n ió j, pod dow ództw em porucznika S tairs, — zadaniem tego oddziału było sta­

rać się o p otrzeb n e zapasy żywności.

Z biegu rzeki B ijerre, j a k go dotąd po­

zn a ł Stanley, m ożna wnioskować, że łączy się ona z je d n ą z rzek, k tó re n a naszej k a r ­ cie um ieściliśm y ja k o południow e dopływ y rzeki U elle i to praw dopodobnie z rzeką N epoko, k tó rą poraź pierw szy poznał J u n -

(7)

k e r w roku 1882. B yłby to fa k t ważny, bo rzeką B ijerre m ożnaby z porzecza K onga dotrzeć w ygodnie do porzecza Nilu; Stan- leyowi podsuwają, też zam iar, że zaanektuje porzecze B ije rre aż do daw niejszych posia­

dłości egipskich w S udanie, a może i część tychże, n a rzecz państw a K ongow ego.

P o obu stronach górnego Nepoko miesz­

ka szczep M abode, któ ry , j a k powiadano Ju n k ero w i, posunął siedziby swoje daleko na południe; otóż do szczepu tego dotarł Stanley w początkach L ipca i skierow ał drogę do posiadłości k ró la Ssanga Mombe- łe, tego samego w ładcy, k tó ry przez cztery tygodnie trzym ał u siebie J u n k ra i nie p o ­ zw olił mu iść dal(5j. N a północ względem Mabode leży kraj M onbuttu, rządzony przez k róla G am bari, zaprzyjaźnionego z E m i- nem paszą; skoro zatem Stanleyow i pow ie­

dzie się szczęśliwie przebyć kraj Mabode, dalsza droga do W adelai nie będzie p rz ed ­ staw iała żadnych trudności. W krajach M abode i M onbuttu będzie mógł S tan ley o ­ wi oddać dobrą przysługę zanzibarczyk Binsa, k tó ry tow arzyszył Ju n k ro w i do tych krajów , a teraz p rz y ją ł służbę u Stanleya.

Jeżeli w dalszej podróży nie napotkał S tanley większych nad opisane trudności, stanął on ju ż dawno u kresu i przyniósł r a ­ tunek Em inow i paszy i k apitanow i C asate- mu. O położeniu tych dzielnych p odróżni­

ków p rzed arło się także do E u ro p y kilk a wiadomości, k tó re streszczamy. Do k a p i­

tan a Casatego w y praw iły dw a włoskie to­

w arzystw a gieograficzne posłańców , dono­

sząc mu o w ypraw ie S tan ley a i przekazu­

ją c bilety bankow e na różne stacyje m isyj­

ne i handlow e w A fryce środkow ej, aby mu ułatw ić pow rót do E uro p y . Takież samo poselstwo, ja k ju ż pisaliśm y, w ypraw ił S tanley do Em ina, a jed n o i drugie szczę­

śliwie w yw iązało się z polecenia. P o sła ń ­ cy do Casatego odnaleźli go w G iuaia, no- wój stolicy K abregi; pobyt jeg o u króla p a ń ­ stw a U njoro nie je s t dobrow olnym , lecz przym usow ym , bo K a b reg a rozgniew ał się na Em ina, że mu nie stanął z pom ocą w woj­

nie z U gandą. E m in pasza baw ił w tym samym czasie, to je st w początku ubiegłego lata, n ad południow ym brzegiem jezio ra M w utan; stam tąd pow rócił, dowiedziawszy się o pomocy niesionej przez Stanleya, do

W adelai, bo posłańcy nie mogli mu wów­

czas jeszcze oznaczyć drogi, którą Stanley po niego przybędzie.

(d . c. nast.).

D r N admorski.

WPŁYW KLIMATU

N A POZIOM MORZA.

P om iary ziemi zarówno ja k badania n a ­ tężenia siły ciężkości w różnych p un ktach ziemi, prow adzone zapomocą w ahadła, da­

wno ju ż w ykazały, że poziom morza nie stanow i zgoła pow ierzchni praw idłow ej eli­

psoidy obrotowej; poznano, że pod w p ły ­ wem przyciągania mas lądow ych poziom m orza idedz m usiał przekształceniu, a ta k przeinaczoną postać pow ierzchni m orza n a ­ zw ał L istin g geoidą. Jak k o lw iek pojęcie tej geoidy dosyć je s t zawiłe, sam fakt tego odstępstw a od form y czysto elipsoidalnej I wątpliwości nie ulega. P ostać tej geoidy J zależy od ro składu mas stanow iących sko-

j rupę ziemską, a przedew szystkiem od gór-

j nych je j warstw; każda zm iana w roskła- dzie tych mas powodować musi zmianę i w stosunkach siły ciążenia, co znów oddzia-

| ły wa n a formę poziomu m orza, a w raz z tem idzie i przesuw anie się granicy m orza : względem lądu.

P odobny w pływ na zm iany pow ierzchni geoidalnej w yw ierać m ogła w szczególności i pow łoka lodowa, k tó ra w rozm aitych o k re ­ sach istnienia ziem i dochodziła różnych wy­

m iarów ; tą drogą zdołał P enck wyjaśnić

| niektóre tak zw ane podnoszenia się i obni­

żania w ybrzeży m orskich.

O prócz ciążenia wszakże je s t jeszcze czynnik inny, k tóry na poziom morza

! w pływ wyw iera, — czynnikiem tym je st I klim at i jego wiekowe zm iany. J a k k o l­

w iek oddziaływ anie stanu pogody na pod-

| noszenie się i obniżanie pow ierzchni m orza

daje się naw et ująć przez bespośrednią ob- serw acyją, na rzecz tę dotąd uw agi bliższej nie zw racano. P o dejm uje ją obecnie dr

(8)

696 w s z e c h ś w i a t. N r E d w a rd B riickner z H a m b u rg a, którego

rozw ażania podajem y tu w streszczeniu.

A u to r przytacza przedew szystkiem , że ziemia nasza w ciągu bieżącego stulecia przeb y ła dw a d łu g o trw ałe, chłodne i w il­

gotne okresy, a obecnie, j a k się zdaje, j e ­ steśmy na początku trzeciego podobnego okresu; pom iędzy tem i okresam i chłodu i wilgoci p rzypadają czasy ciepłe i suche.

C hw iejność ta k lim atu polega na zm ianach w ilościach opadu i tem p eratu rze i u jaw n ia się we w szystkich hydrograficznych o b ja­

wach ziemi. D r B ru c k n e r u trz y m u je , że p eryjodyczne te zm iany k lim atu rosciągają się przynajm niej do większej części ziemi, w ykazanie je d n a k dowodów, k tó re mu się zebrać udało, zachow uje sobie do większój publikacyi, którą, ogłosić zam ierza; przem a­

w iał ju ż zresztą w tym przedm iocie na zjeździć m eteorologów niem ieckich w K a r ls ­ ruhe. W szczególności zaś wpły w ten n a­

stępujących po sobie w ilgotnych i suchych okresów d ostrzegł on w chw iejności stanu wód m orskich.

W p ły w klim atu na wysokość poziomu w ody zrozum ieć można zwłaszcza, gdy idzie 0 morze zam knięte, ja k K asp ijsk ie np ; stan wód takiego m orza re g u lu je się je d y n ie do­

pływ em wody z rzek i ubytkiem je j przez ulatnianie. K ażda zm iana jed nego z tych czynników w ybija się w zm ianie poziom u m orza; rzeczyw iście też poziom m orza K a ­ spijskiego okazuje chw iejność, podnosi się w ciągu w ilgotnych i zim nych okresów , opada w ciągu lat suchych i ciepłych.

Co je s t rzeczą zrozum iałą dla m orza K a ­ spijskiego, nie je s t ju ż ta k widocznem dla m órz, k tó re zostają w połączeniu z ocea­

nem , ja k dla m orza C zarnego lub B a łty c ­ kiego, jednakow oż i tu zestaw ienie każdo­

razow ej wysokości wód m orza i zasilają­

cych je rzek w ykazało, że w obu pow yż­

szych m orzach poziom podnosi się i opada zależnie od dopływ u wody z rzek. A że stan wody w rzekach zawisł od ilości opadu 1 od tem p eratu ry , przeto i poziom tych i p o ­ dobnych m órz zależy rów nież od chw ięjno- ści w arunków klim atycznych. O dpow ie­

dnio tym kołysaniom zm ienia się też i za­

w artość soli w m orzu. P od czas okresów chłodnych i dżdżystych, p rz y w ysokim sta­

nie wód rzecznych, w oda m orza B ałtycki

go staje się mniej słoną, gdy poziom jej w spółcześnie się podnosi. P rzesuw anie się to poziom u w górę i na dół nie je s t w p ra­

wdzie znaczne, do ty ła wszakże w yraźne i pow szechne, że fakt ten wątpliwości nie ulega; podobnie zatem ja k w m orzach zam ­ kniętych, tak też i m orzach ko m un ik ują­

cych z oceanem stan wód je st wynikiem do prow adzania ich przez rzeki i u by tk u przez ulatnianie.

P rze z zestaw ienie stanu wód w różnych pu n k tach m orza okazuje się, że wspom nia­

ny wyżej przebieg zachodzi w praw dzie W’szędzie jednakow o , w szczegółach je d n a k o kazują się ciekaw e zboczenia. W niektó­

rych m iejscach woda wcześniej aniżeli w in ­ nych dochodzi najw yższego swego stanu, je d n e części p ow ierzchni pozostają w ruchu tym w tyle, inne j e w yprzedzają. R ospa- trzenie objaw ów zachodzących w najbliż­

szych rzek ach niejednostajność tę tłu m a­

czy. W tych okolicach wybi-zeży, gdzie dopływ wody z rzek nieco wcześniej dosię­

ga swego najw yższego natężenia aniżeli w sąsiedztw ie, wznosi się też i poziom mo­

rza B ałtyckiego wcześniej do swego m axi- mum; gdzie natom iast rzek i się opóźniają, tam też zw leka się i ruch poziom u m orskie­

go. D ziać się to może jed y n ie przez od­

działyw anie ciężaru właściwego wody m o r­

skiej p rz y je j m ięszaniu się ze słodką wodą rzek . Jeżeli w pobliżu swego ujścia rzeka roscieńcza silnie wodę m orską, to na zasa­

dzie naczyń połączonych poziom m orza bę­

dzie się tu podnosił, obniżając się ku sło­

nym częściom m orza, gdy w pewnej głębo­

kości p an u je jed n ak o w e ciśnienie. W cza­

sie tedy okresów w ilgotnych, p rzy ogólnem podw yższeniu poziom u w m orzu B altyc- kiem i C zarnem przez zwiększenie się ilo­

ści ich wód, w ystępują też zboczenia drugo­

rzędne w skutek niejednostajnej zm iany cię­

żaru w łaściw ego wody. P on iew aż zaś ros- cieńczanie wody m orskiej zawsze najsilniej w pobliżu w ybrzeża w ystępuje, a daleko słabszem je st w pośrodku m orza, przeto po­

stać poziom u m orza B ałtyckiego zarówno ja k i C zarnego przedstaw iać musi pewne, lubo niew ielkie zagłębienie, a nadto wnieść m ożna łatw o, że w czasie okresów chłodu i wilgoci ściany tych zagłębień być m uszą bardziej spadziste, aniżeli w peryjodach

(9)

ciepła i suszy. Że rzeczywiście poziom m orza ulega podobnej zm ianie, zależnie od ciężaru właściwego wody, dało się w m orzu C zarnem w ykazać co do pór roku, il w mo­

rzu B altyckiem co do zm ian wiekowych.

C hw iejność zatem klim atu oddziaływ a na stan wód m orskich obok wybrzeży.

M ohn w niedaw nej swej p racy o prądach m orza Północnego ro z eb ra ł dokładnie po­

stać pow ierzchni m orza, ja k się ona ustala pod wpływem ciśnienia atm osferycznego, prądów i gęstości, k tó ra znów je st zależną od zaw artości soli i od tem peratury. D o­

szedł on do wniosku, że z powodu ubytku gęstości wody od środka oceanu ku w ybrze­

żom, poziom m orza wznosi się w tym k ie ­ ru n k u o 0,6 m etra. I pow ierzchnia oceanu przeto przedstaw ia również, w skutek u b y t­

ku gęstości ku brzegom , postać płaskiego ku środkow i zagłębienia. A le i woda oceanów w czasie okresów w ilgotnych również się silniój koło w ybrzeży rościeńcza aniżeli w czasach suchych; poziom wód w ocea­

nach obok wybrzeży będzie się również n ie­

co wyżej podnosił podczas peryjodów w il­

gotnych, aniżeli podczas suchych. W pływ przeto zm ian klim atycznych je s t po wszech- i ny i oddziaływ a na wody w rzekach, mo- j rzach, a zapew ne i w oceanach.

W czasach naszych ru ch y te poziomu wód, ja k widzimy, nie są znaczne, w po- j przedzającym jed n ak okresie gieologicz- | nym ziemia doznaw ała zm ian klim atycz­

nych, które co do swój obszerności i trw a ­ łości o wiele przechodzą zm iany, ja k ie się 1 w oczach naszych dokonyw ają. K ołysania przeto hydrosfery czyli wodnej powłoki ziemi zachodzić m usiały w skali potężniej­

szej przy następstw ie okresów lodowych i przypadających m iędzy niemi okresów odm iennego ch a rak teru klim atycznego. O b­

szary wodne, niem ające obecnie odpływ u, w czasach lodowych w ylew ały się do ocea­

nu. Jeżeli przy dzisiejszej słabej chwiej - ności klim atu ruchy poziom u wód w m orzu C zarnem wynoszą do 36 cm, czyli 18 cm powyżój i poniżej średniego jeg o stanu, to wnieść należy, że w okresie lodowym m orze to wznosiło się daleko wyżej niż obecnie;

ale podniesienie się poziomu m orza C zarne­

go o 29 cm w ystarcza już, aby Bosfor stał się istnym jego odpływem . J e s t zaś rze­

czą bardzo praw dopodobną, że w okresie lodowym wzniesienie się to sięgało znacznie w7yżej ponad 29 cm; a wtedy słone dziś m o­

rze C zarne być musiało jeziorem słodkiem , którego wódy odprow adzała rzeka, zastę­

pująca dzisiejszą cieśninę Bosforską, ta k ja k obecnie w7ody 1'jadogi przelew ają się za pośrednictw em Newy. Podobneż podnie­

sienie mogło mieć miejsce i w innych mo­

rzach, a nawet i u brzegów oceanu,—w sku­

tek silniejszego roscieńczenia słonej jeg o wody, m usiała się ona w okresie lodowym wznosić wyżój aniżeli obecnie. Okresom lodowym tow arzyszyło podniesienie się p o ­ ziom u wTód u w7ybrzeży, co ujaw niało się j a ­ ko obniżanie się tych ostatnich, jak ko lw iek opadanie to pod wpływem zmian klim atycz­

nych stosunkow a nie było znaczne. W m ia­

rę, ja k klim at suchszym i cieplejszym się staw ał p rzy końcu okresu lodowego, p o ­ ziom wód się obniżał i zachodziło słabe wy­

nurzenie się lądu, czyli tak zwane jego p o ­ dnoszenie, którego doniosłość w każdem m iejscu w ykazać mogą badania topografi­

czne i gieologiczne. G ranice wszakże, w j a ­ kich ciężar właściwy wody morskiej zm ia­

nie ulegać może, nie pozw alają p rzyp usz­

czać, ażeby ten pozorny ruch lądu przecho ­ dził k ilk a m etrów.

W idzim y z tego, że d r B ru ck n e r nie p rz e ­ cenia rozbieranego przez siebie w pływ u klim atu; w każdym razie zasługuje on na bliższą, aniżeli dotąd, uw agę jak o czynnik oddziaływ ający na poziom morza, a zw ła sz­

cza na stan wód mórz zam kniętych.

T. K.

NOWSZE POGLĄDY

NA ISTOTĘ DZIEDZICZNOŚCI.

(C iąg dalszy).

Zobaczmy teraz, na czem polegają, zd a­

niem Nnegelego, przem iany zachodzące w idioplazm ie, które u jaw n iają się w ro z ­ woju, wzroście i przem ianach całego orga- I nizmu. Podczas rozwoju osobnika, to je st I w zrostu zarodka, masa ciała ciągle się p o ­

(10)

698 W SZKCHSW IAT. N r 44.

większa, a co zatem idzie, w zrasta też masa idioplazm y. R ozrost j^ j odbyw a się w ta ­ ki sposób, że szeregi m icelarne w ydłużają się coraz bardziej przez w stępow anie n o ­ w ych wciąż m iceli pom iędzy istniejące ju ż micele każdego szeregu. D lateg o też pod­

czas całego rozw oju osobnikow ego w łó­

k n a idioplazm y (czyli szeregi je j m iceli) wydłużają, się, niezm ieniając przytem w za­

jem nego do siebie stosunku, czyli niezm ie­

niając konfiguracyi swych przecięć p o p rze­

cznych. K ażdy szereg m iceli zaw iera za­

czątki pew nych elem entarnych zjaw isk bi- jologicznych; a ponieważ w szystkie kom ór­

ki zarodka pochodzą od jajo w ej i we w szy­

stkich idioplazm a je st jednakow ra, w każdej zatem części ciała zn a jd u ją się wszystkie, właściw e ja jk u danego osobnika szeregi idio­

plazm y, a je śli w danem m iejscu rozw ija się ta w innem in n a czynność fizyjologiczna, lu b też pow staje to lub owo zjaw isko m o r­

fologiczne, to dlatego, że tu pobudzoną zo­

staje działalność jednego szeregu m iceli, gdzieindziej znów drugiego, ż e w j e d n e m m iejscu kom binują się z sobą pew ne szere­

gi idioplazm y, w innem znów inne, p ow o­

dując przeto rozm aite objaw y; jeśli np. pod­

czas rozw oju osobnikowego w ja k ie jś k o ­ m órce ciała w ytw arza się chlorofil, to z n a ­ czy, że w tem m iejscu pobudzoną zostaje działalność tych szeregów m icelarnych, k tó ­ re zaw ierają zaczyny tego zjaw iska fizyjo- logicznego. K a żd a zaś kom órka ciała, j a ­ ko zaw ierająca idioplazm ę, stanow iącą za­

czyny wszelkich cech indyw idualnych, p o ­ w inna módz odgryw ać ro lę elem entu ro z ­ rodczego; jeśli zaś zw ykle ta k nie je s t, jeśli przew ażnie tylko kom órki płciow e m ają zdolność odtw arzania osobnika, zależy to nie od specyjalnśj ja k ie j właściw ości idio­

plazm y kom órek płciow ych, lecz tylko od tego, że w kom órkach płciow ych tow arzy ­ sząca idioplazm ie zaródź przedstaw ia szcze­

gólnie dobre w a ru n k i odżyw iania dla idio­

plazm y, przez co ta ostatnia z łatw ością po­

budza się tu do działalności.

Idioplazm a, ja k o przenosicielka cech dzie­

dzicznych, przekazyw aną być może z poko­

lenia na pokolenie przez bardzo d łu g i czas bez żadnej zm iany, t. j. jej szeregi m icelar­

ne zachow ują ściśle takie same wciąż w zglę­

dem siebie położenie i żaden nowy szereg

nie przybyw a; objaśnić sobie przez to mo­

żemy', że w ielka ilość roślin, np. D ryas octo- petala, Salix polaris i inne, nie zm ieniły się od czasów epoki lodowej aż do dziś dnia.

W iększość wszakże gatunków ulega bez­

ustannie pow olnym przeobrażeniom . P r z e ­ m iany te u w aru nk ow ane są przez zjaw ianie się pew nych now ych cech i zanik znów in ­ nych, daw nych w szeregu rozwojowym ; przyczynę zaś przem ian tych upatryw ać n a ­ leży w w ystępow aniu nowych lu b za n ik a­

niu daw nych szeregów m icelarnych w idio­

plazm ie; o ile zatetn w rozw oju osobniko- wym konfiguracyja przecięć szeregów mi­

celi nie zm ienia się, o tyle w rozw oju rodo­

wym , którem u tow arzyszą wciąż pew ne m o d y fik acy je, konfiguracyja ta ciągłym lecz pow olnym uleg a zmianom.

W tak i sposób dziedziczność tłum aczy się ciągłością idioplazm y, przechodzącej z po­

kolenia n a pokolenie, zboczenia z a ś — p rze­

m ianam i w idioplazm ie. Zachodzi teraz pytanie, dlaczego idioplazm a ulega p rze­

mianom , dlaczego pojaw iają się w mój no­

we szeregi m iceli, stanow iące zaczyny no­

wych modyfikacyj w ustrojach? G łów na p rzy czyn a tego leży w samój natu rze id io ­ plazm y; Naegeli tw ierdzi, że u k ład miceli w pierw otnej idioplazm ie, k tó ra pow stała drogą sam orodztw a, zupełnie był n iep raw i­

dłow y i zależał tylko od w arunków zew nę­

trzn ych. W m iarę zaś, ja k idioplazm a co­

raz bardziej ro z rastała się, nowe micele za­

częły się porządkow ać pod w pływ em sił przyciągających i odpychających, które p o ­ m iędzy niem i istniały, a wszelkie nowe ich szeregi u k ład ały się ju ż z konieczności w p e­

w ien określony sposób pod wpływem ta ­ kich, a nie in ny ch sił m iędzym icelarnych.

T a k więc k ieru n ek zboczeń i modyfika­

cyj św iata organicznego stanow i konieczny w ynik n atu ry samój idioplazm y, zależy od sił w ew n ętrzny ch zachodzących w idioplaz­

mie i do budow y je j przyw iązanych. A le oprócz tego niem ałe znaczenie przy pad a w arun ko m zew nętrznym , które, działając przez d łu g i czas i w określony sposób, mo­

gą rów nież idioplazm ę mniej lub więcej modyfikować. Jeśli na jak ąb ą d ź część cia­

ła przez d ług i czas w yw iera w pływ pewien czynnik, idioplazm a w tem m iejscu ulega m odyfikacyi, k tó ra na drodze dynam icznej

(11)

udziela się idioplazm ie całego ciała, a tem samem i idioplazm ie kom órek płciowych, przez co ta now a cecha może się stać dzie­

dziczną,.

D la przem iany gatunków mają, więc prze­

ważne znaczenie „przyczyny w ew nętrzne”

czyli siły zachodzące w idioplazm ie, zna­

czenie zaś bardziej już d rugorzędne — w a­

ru n k i zew nętrzne. Roli wyboru n atu ra ln e­

go, k tóra tak znakom icie w yjaśnia nam ty ­ siące zjaw isk przystosow ania istot żyjących do w arunków bytu, Naegeli wcale nie p rz y j­

m uje, w padając w jednostronność, której mu wybaczyć niepodobna. W yobraża on sobie, że w szelkie tego rodzaju przystoso­

wania, ja k np. podobieństw o barw y zw ie­

rz ąt do przedm iotów otaczających, pow sta­

ły w prost przez bespośredni w pływ otocze­

nia na zmianę barw y. Z anadto odbiegli­

byśmy od celu pracy niniejszej, gdybyśm y chcieli obszerniej zatrzym ać się w tem m iej­

scu nad argum entam i Naegelego przeciw ko wyborow i naturalnem u. Zaznaczym y ty l­

ko, że ani jed en praw ie zarzu t jeg o nie je s t now y i ani je d e n m ierzyć się nie może ze znakom item i dowodam i na korzyść działa­

nia w yboru naturalnego. M ówiąc w dal­

szym ciągu pracy niniejszej o teoryi W eis- m anna, powrócim y jeszcze do tej kw estyi.

T ak więc, streszczając w krótkich sło­

wach zapatryw ania Naegelego, dojdziem y do wniosku, że uczony ten przyjm uje p e­

w ną specyjalną. substancyją (idioplazm ę), k tó ra je st przenosicielką cech dziedzicznych, k tó ra mieści się we w szystkich częściach ciała istoty żyjącej w postaci rozgałęziają­

cej się siateczki i ma pew ną określoną in ­ dyw idualną budowę, w arunkującą właści­

wości bijologiczne istot i wreszcie, że ulega modyfikacyjom pod w pływ em sił w niej sa­

mej działających i od jej m icelarnej budo­

wy zależnych, a po części także pod w pły­

wem w arunków zew nętrznych.

Jeśli rospatrzym y w całości gm ach tej teoryi, dojdziem y do następującego w nio­

sku. P ojęcie pew nej substancyi specyficz­

nej, do którój przyw iązane są. cechy dzie­

dziczne, zupełnie je st słusznem i zgodnem z faktam i, a idioplazm a Naegelego odpo­

wiada właśnie takiej substancyi. W szela­

ko pojęcie takiego specyjalnego substratu dla cech dziedzicznych nie stanow i w y łą ­

cznie płodu dociekań ze strony tw órcy teo­

ry i idioplazm y. W idzieliśm y wyżej, że j e ­ dnocześnie i H e rtw ig doszedł do podobne­

go wniosku na zasadzie badań nad proce­

sem zapłodnienia., a zobaczymy, że i Weis- mann taką specyficzną substancyją p rz y j­

m uje. W ed ług H ertw iga atoli, plazma, przenosząca cechy dziedziczne, mieści się j w ją d rz e kom órki płciowej, Naegeli zaś przedstaw ia pod tym względem mglistą, hypotezę o sieci jakoby idioplazm y, rospo- startej po wszystkich kom órkach organiz­

mu,—hypotezę, pozbaw ioną dowodów. D ą­

żenie Naegelego do wyjaśnienia czynności idioplazm y na zasadzie m icelarnej jej b u ­ dowy je st bardzo naturaln e, niem a bowiem wątpliwości, że protoplazm a je st substancy­

j ą o wysoce złożonej organizacyi, k tó ra je s t w arunkiem w szelkich jej funkcyj. W sze­

lako próby Naegelego w tym kierunku, myśl o szeregowem ułożeniu miceli i o stałości konfiguracyi przecięć tych szere­

gów m icelarnych w rozwoju osobnikowym, oraz zmienności ich w rozw oju rodowym —

j stanowią, dotąd hypotezy na niczem praw ie nieoparte i dlatego głębszego znaczenia naukow ego pozbawione. Do k ry ty k i nie­

jasnej idei Naegelego o działaniu sił w e­

w nętrznych powrócim y jeszcze w przyszło­

ści, rozbierając poglądy W eism anna, do których przystąpim y w następnej części pracy niniejszej.

J ó ze f N usbaum .

P o s i e d z e n i e c z t e r n a s t e K o m i s y i t e o ­ r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia 20 P a ź d z ie rn ik a 1887 ro k u , o g o d zin ie 8 w ieczorem , w lokalu T o ­ w a rz y s tw a , C h m ie ln a N r 14.

1. P r o to k u ł p o sie d ze n ia p o p rz ed n ie g o zo stał o d ­ c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. P ro f. B erd au u z u p ełn ił p rz e m ó w ien ie sw oje z p o sied zen ia 13-go d o d a tk ie m , że m iejscow ość, w k tó re j r o b ił sp o strz e że n ia n a d p rz y sw o jen ie m się sosny a m e ry k ań s k ie j i a k a c y i z w y czajn ej, p o ło żo n a je s t n a te ry to ry ju m w si P o d z a m c ze , p o m ię d z y w sią M aciejow icam i i P odzam czem .

(12)

700 W SZEC H ŚW IA T. N r 44.

3. N a stę p n ie d r J . S ie m ira d z k i m ó w ił „o s y lu rz e i d ew onie w o k o lic a ch K ie lc ”.

„N adzw yczaj z aw iłe w a ru n k i s tra ty g ra fic z n e n a j ­ b liższej o k o lic y K ie lc z tr u d n o ś c ią d o z w ala ją o k re ­ ś lić w ła śc iw e stan o w isk o n ie k tó r y c h u tw o ró w o sa ­ d o w y c h teg o re g ijo n u , b r a k w n ic h b o w iem po w ię k ­ szej części sk a m ie n ia ło ś c i. W ro k u z eszły m u d a ło m i się n a szczęście u d o w o d n ić , że w s zy s tk ie u tw o ry szaro w ak o w e i łu p k o w e , le ż ą c e w sp ę g u d o ln o d e- w o ń s k ic h k w a rc y tó w , n a le ż ą do fo rm a c y i sylu- ry js k ie j.

Ł u p k i p o d o b n e w y s tę p u ją w w ielu m ie js c a c h za­

ró w n o n a p ó łn o c j a k i n a p o łu d n ie K ielc; sz c ze g ó ły b liż sz e ic h ro z m ieszc z e n ia w y ja ś n i d o p ie ro m a p a g ieo lo g iczn a, k tó r ą do p rz y szłe g o to m u P a m ię tn ik a F iz y jo g ra fic z n e g o w ykończyć z a m ierz a m .

W p a ś m ie L y so g ó rsk ie m w y s tę p u ją łu p k i s z a ro ­ w ak o w e z p o d rz ę d n e m i ła w ic a m i k w a rc y tu w s p ą ­ gu k w a rc y tu L y so g ó rsk ie g o w C iek o ta ch , w m ie j­

scu, g d zie C z arn a N id a p r z e z g ó ry się p rz e rz y n a . W M iedzianej g ó rz e, D ą b ro w ie i N ie w ac h lo w ie o d ­ s ła n ia ją się s k a ły łu p k o w e z p o d rz ę d n e m i w a rs tw a m i m a rg lu , lim o n itu , o ra z r u d m ie d z ia n y c h , z a w ie r a ją ­ ce u b o g ą fau n ę m ię sz a n ą , z ło ż o n ą z j ą d e r S p irife r, S p irig e ra , R h y n c h o n e lla , C h o n etes i P te rin e a , p o ­ m ię d z y n ie m i zaś B e y ric h ia , c e c h u ją c a n a jw y ż sze o g n iw a sy lu ru .

N a p o łu d n ie o d K ielc w y s tę p u ją s k a ły s y lu ry jsk ie w d w u p a s a c h , n a jb a rd z ie j n a p o łu d n ie w y s u n ię te m ji's t o b n a ż e n ie łu p k ó w g r a p to lito w y c h w Z b rz y , n a j ­ w ięk szy zaś, b liż e j K ielc p o ło żo n y , n o si n a z w ę gór D y m iń sk ic h . O tr z y w io rsty n a PdW od K ielc c ią ­ g n ie sig le s is ty g r z b ie t p ia s k o w c o w y , w p u szc zo n y p o m ię d z y d w a n iższe i z a o k rą g lo n e w zg ó rza k w a r- c y to w e, p rz e d z ie lo n e odeń n ie z n a c z n e m i, p r a w ie po- d łu ż n e m i d o lin a m i. K w a r c y t w e w si D y m in a c h m a p o ło że n ie p ra w ie po zio m e lu b s ła b o n a P d . p o c h y ­ lone. N a w sch o d n im k r a ń c u g ó r D y m iń s k ic h p r z y ­ le g a do n ic h p iask o w c o w a g ó ra B ok ó w k a, z k tó re j ła m ią k a m ie ń b u d o w la n y d o K ielc, a d a le j jeszc ze w zg ó rze ta k ie ż k o ło w si M o jczy ; w p ias k o w c ac h ob o k t j c h g ó r z n a la z ł p. M ic h alsk i, a w ty m ro k u i j a ró w n ież obok o b fity ch o k azó w O rth is K ie lc e n sis, o d c is k i O rth is in a p ia n a , o ra z C h a e te te s p e tro p o li- t a n a , —g a tu n k i te n a le ż ą d o c h a r a k te r y s ty c z n y c h sk a m ie n ia ło śc i d o ln e g o s y lu ru .

N a zach ó d od p a s m a g ó r D y m iń s k ic h w Z g ó rs k u w y s tg p u ją łu p k i szaro w ak o w e, ta k ie ż łu p k i z n a le ­ z io n o k o ło wsi K o w ale i B rz ez in y .

W s tro p ie k w a rc y tó w w y s tę p u ją siw e lu b k o lo r o ­ w e w a p ien ie k o ra lo w e , z a w ie ra ją c e S tro m a to p o ra c o n c e n tric a , C a la m o p o ra filifo rm is i C a la m o p o ra c ery ic o rn is. C zęść ty c h w a p ien i, tw o rz ą c a w y n io ­ sły i s tro m y g r z b ie t g ó r C h ę ciń sk ic h , od C h ęcin do M ie d zian k i, s k ła d a się w -zn ac zn ej części z m a r m u ­ ró w , n ie p o sia d a w y ra ź n e g o u ła w ic e n ia i, z d a n ie m m o je m , p rz e d s ta w ia ra fę k o ra lo w ą , k r y s ta liz a c y ja r a f ta k ic h n a s tę p u je b o w iem b a rd z o szy b k o w n o r ­ m a ln y c h w a ru n k a c h , p rz y c z e m g in ą w szelkie ś la d y s k a m ie n ia ło śc i, zw y k le w a p ie n ie n a to m ia s t d la s k ry s ta liz o w a n ia p o trz e b u ją c z y n n ik ó w m e ta m o r ­ ficzn y ch , k tó ry c h śla d u w K ie le c k ic h g ó ra c h n ig d z ie

d o strz e d z n ie m o żn a . U znaw szy p asm o C hęcińskie za ra fę k o ra lo w ą, z ro zu m ie m y też łatw o ro lę k o n ­ g lo m e ra tó w w a p ie n n y c h u stó p ty c h g ó r g d z ie n ie ­ g d z ie ro z rz u c o n y c h , k tó re u zn ać n a le ż y n ie za try - j a s lu b p e rm , j a k to d o ty ch c za s czy n io n o , lecz za u tw ó r d e w o ń sk i, w sp ó łczesn y m a rm u ro m C h ę ciń ­ s k im i u tw o rz o n y u p o d n ó ż a r a f po d czas ic h w zro ­ s tu je s z c z e , e o n ajw y ż ej zaś za u tw ó r g ó rn o d e w o ń - s k i, b e s p o ś re d n io m ło d szy od w a p ie n i ra fo w y c h 11.

W y k ła d swój p . S ie m ira d z k i o b ja ś n ił p rz y p o m o ­ c y ry s u n k ó w i okazów sk a m ie n iało śc i, z e b ra n y c h w o k o lic a ch K ielc.

4. P re z es to w . J . A le x an d ro w ic z p o k a z y w a ł owo­

ce ro ś lin , z e b ra n e w czasie w y c ie c z k i sw ej do K r y ­ m u , a m ia n o w ic ie : owoc S a lis b u ria a d ia n th ifo lia (G in k g o b ilo b a ), C lia n th u s sp ., S o p h o ra ja p o n ic a , A rb u tu s u n e d o i P a u lo w n ia im p e ria lis .

N a te m p o sie d ze n ie u k o ń c zo n e zostało.

KROMKA NAUKOWA.

A S TR O N O M IJA .

— Z a ć m ie n ie s ło ń c a 19 S ie rp n ia r. b. N a p o d ­ sta w ie lis tu p a n n y M abel L o o m is T old,. d a to w an e g o z S z y ra k a w a w J a p o n ii, 20 S ie rp n ia , a n g ie lsk a N a ­ t u r ę donosi, że p o g o d a i w J a p o n ii n ie s p rz y ja ła ob­

s e rw a to ro m lep ie j, a n iż eli w E u ro p ie .

— O d le g ło ś ć od zie m i g w ia zd y 1516 spisu S truvego.

D o n ie w ie lu gw iazd , k tó r y c h o d ległość o d ziem i o z n ac zo n ą z o stała, p r z y b y ła je d n a jeszcze. J e s t n i ą m a ła g w ia z d k a z k o n s te la c y i S m o k a, oznaczo­

n a lic z b ą 1516 w sp isie S tru v e g o . J e s tto g w iazd a p o d w ó jn a , w szak że je d n a z n ic h ty lk o p rz e d s ta w ia w y r a ź n y r u c h w ła sn y , d ru g a je s t o d n iej n ie z a ­ le ż n a ; n a to m ia s t, is tn ie je ta m jeszc ze tr z e c ia , b a r ­ dzo d r o b n a g w ia zd k a , k tó r a w ra z z p ie rw sz ą s ta ­ n o w i is to tn ą gw iazd ę p o d w ó jn ą, d ru g a zaś j e s t t y l ­ k o z n i ą p o ło żo n a n a je d n y m p ro m ie n iu w id z en ia i z n a jd u je się w o dległości od n as z n aczn ie w ię k ­ szej. W y n ik a s tą d , że w c ią g u ro k u g w ia zd a p ie r ­ w sza, w ra z z r u c h e m ziem i o k o ło sło ń ca, p rz e su ­ w a sig w zg lg d em d ru g ie j, k tó r a n a m się p rz e d s ta ­ w ia n ie ru c h o m o . R u ch te n (ob. W sz ec h św ia t z r. b.

s tr . 97) p o słu ż y ć m o że d o O znaczenia p a ra la k s y r o ­ cznej g w ia z d y , a te m sa m em je j odległości. P. de B a li, śle d zą c r u c h te j g w ia zd y w c ią g u ro k u od K w ie tn ia 1885 do C zerw ca 1886, o zn ac zy ł ro c z n ą je j p a ra la k s ę n a O ^ lO i z b łę d e m p ra w d o p o d o b n y m 0",008; in n e m i słow y, ś re d n ic a o r b ity ziem sk iej z pow y ższej g w ia z d y b y ła b y w id z ia n ą p o d k ą te m p rz y p a d a ją c y m m ię d z y 0",096 a 0",112. O dległość je j w y n o si z a te m około 1.800.000 p ro m ie n i d ro g i z ie m sk ie j, a ś w ia tło , ab y p rz e b ie g ło d ro g ę o d tej g w ia z d y do n a s , w ym aga o k o ło 30 la t. G w iazda ta p rz y p a d a z a te m w tejże sam ej m n ie j w ięcej od

(13)

M r 44.

n a s odleg ło ści co i g w iazd a b ieg u n o w a, k tó re j pa- r a la k s g o zn aczy ł P e te rs .

5 . K.

F IZ Y K A .

— F o to g ra fija k o la pow ozu będącego w ruchu. N a fo to g rafii k o la p o su w ająceg o się pow ozu d o strz e ­ ż ono, że część d o ln a s z p ry c h , ta m g d z ie na jb liżej są ziem i, o d d a n a j e s t d o k ła d n ie , w g ó rn e j zaś, p rz ec iw le g łe j części, re p ro d u k c y ja p ro m ie n i n ie w y p a d ła c z y s to ,—z n aczy to , że w części te j szpry-

w łasn ej około tej osi; p u n k t zaś d o lu y , k tó ry sig o b ra c a w stro n ę p rz e c iw n ą r u c h u osi, m a s z y b ­ k o ść w zg lęd n ą l m — 1 m = 0 . In n e m i słow y, p u n k t z e tk n ię c ia k o ła z zie m ią j e s t każd o ch w ilo - w y m ś ro d k ie m o b ro tu sy ste m u i jeg o p rę d k o ść

= 0 ; śro d e k k o ła m a szybkość ró w n ą szybkości r u ­ c h u pow ozu, a część g ó rn a k o ła p o sia d a szy b k o ść p o d w ó jn ą w zględem szy b k o ści pow ozu, ja k ą k o l- w ie k b y b y ła śre d n ic a teg o kola,

S . K .

POINOC

południe

K a r ta n ie b a n a m ie sią c L is to p a d .

c h y k o ła p o ru sz y ły się i że m ia n o w ic ie ru c h te n w czasie w y sta w ie n ia , w yn o sząceg o p ó ł se k u n d y , u c zy n ił o k o ło 10°. W y p ły w a s tą d r e z u lta t o so b li­

w y n a p o zó r, że k o ło pow ozu w g ó rn e j sw ej c z ę ­ śc i p o su w a się p rę d z e j, a n iż e li w do ln ej. O sobli­

w ość ta w szak że ła tw o się tłu m a c z y . U w ażm y pow óz to c z ą c y się z szy b k o śc ią , d a jm y , X m e tr a n a se k u n d ę ; oś k o ła po su w a się ró w n ież z sz y b ­ k o śc ią 1 m i, g d y b y k o ło su n ę ło bez o b ro tu , k aż d y p u n k t jego o b w o d u m ia łb y ta k ż e szybkość 1 m.

S k o ro się je d n a k o b ra ca , p u n k t g ó rn y obw o d u m a szybkość 2 m, t. j. su m ę sz y b k o śc i o si i szybkości

C H E M IJA .

— Nowy śro dek p rze c iw g n iln y . N a o s ta tn ie m z e ­ b ra n iu sto w a rzy s ze n ia b ry tą ń s k ie g o p W illia m T h o m p so n p rz e d s ta w ił re z u lta t sw y ch b a d a ń n a d w a rto śc ią p rz ec iw g n iln ą kilk u z w .ązk ó w flu o ro ­ w y c h . A u to r p ra g n ą ł w yszukać siln ą su b stan cy ją, p rz e c iw g n iln ą (a n ty sep ty cz n ą), k tó r a b y n ie b y ła tr u ją c ą i n ie n isz cz y ła się p rzez u tle n ia n ie . P rz e z p ró b y ro b io n e z p a sz te ta m i i m a łe m i k a w a łk a m i m ięsa, zw ilgoconem i w odą, p rz e k o n a ł się, że ze zw iązków flu o ro w y ch , k tó re w o g ó ln o ści z alec a ją

Cytaty

Powiązane dokumenty

Praca maszyny reguluje się więc zupełnie jak w maszynach parowych przez zmianę na pełnienia, względnie dopływu paliwa; po każ­. dym przeto drugim obrocie,

nitki w odorostów , lub cienkie skraw ki tkanki roślinnej k ła ­ dzie się wprost w kroplę rostw oru żelazo- cyjanku potasu na szkiełku przedm iotow em i

strzygn ęły na korzyść undulacyjnej teoryi św iatła i kinetycznej teoryi ciepła, są to najw ażniejsze dośw iadczenia, jak ie k ied y­.. k olw iek zostały

dem słońca są bardzo małe w porównaniu z c i rezultaty z zastosowania do rachunku obydwu praw różnią się od siebie mniej niż mogą wynosić

W spisie poniżej umieszczonym stacyje oznaczone głoską a znajdują się właściwie nie na samym w ierzchołku góry, ale tylko w niew ielkiej od niego

Toż samo da się powiedzieć i o płomieniach, a gdyby się udało otrzym ać płomień, któryby zgoła nie w prow adzał do pow ietrza oczyszczonego cząstek

J a k przez kom binacyją w yrazów osiąga się nieskończoną różnorodność język a, ja k ograniczona ilość tonów przez um iejętne skombinowanie w ystarcza do

— Pochłanianie św ia tła w rozmaitych rospuszczal-