• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, d. 4 Listopada 1888 r. T om V II.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, d. 4 Listopada 1888 r. T om V II."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, d. 4 Listopada 1888 r. T o m V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA."

W W arszaw ie:

rocznie

rs.

8 k w artaln ie „ 2

Z przesyłką pocztową:

rocznie „ 10

półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechświata

i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny

stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.

Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,W łvKwietniew- ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat" p rzejm u je ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z n au k ą, na n astępujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7'/2

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

^ . d r e s Z E S e d - a i s c y i : I K r a . l c o - ^ s l s z i e - F r z e d . m . i e ś c i e , 3 S T r S S .

0 wzrastaniu dzieci.

w e d ł u g p r o f . d r a G a d

z

Z B e r l i a a a , 1) .

C złow iek rośnie przez czwartą, część sw o­

jeg o życia i przez ten czas przekształca się stopniow o z całkiem bezbronnego stw orze­

nia, jak iem je s t now onarodzone d ziecię, w istotę odpow iednio uzdolnioną do walki 0 byt. T en proces przekształcania się jest zjaw iskiem bardzo złożonem . W zrastające bow iem ustroje muszą n ietylk o wybrać z przyjętego pokarm u m ateryjały, odpow ie­

dnie do budow y ich ciała, ale jeszcze prze­

robić j e chem icznie, przysw oić. N ow ą ma- teryją do w chodzącej ju ż w skład ich ciała m ogą p rzyłączać tylk o w pew nćj ilości 1 przez pew ien czas, poniew aż pow iększanie się elem entów tkanek posiada granice, za­

kreślone przez w arunki, niezbędne do w y­

konyw ania w łaściw ych im czynności. Gra­

nic tych tkanki nie m ogą przestąpić, tak np.

*) H um boldt, zesz. I, 1888

r.

w łókno m ięsne, wchodzące jako h istologi­

czna jednostka w skład m ięśnia, jak o j e ­ dnostki anatom icznej, nie byw a n igdy dłuż- szem nad 5 cm i szerszem nad '/15 m m . Z te­

go też pow odu przy w zroście np. m ięśni nic w ystarcza sam tylk o w zrost elem entów , ale musi mu jeszcze tow arzyszyć ich rozm naża­

nie się. W taki sposób przy w zroście m ię­

śni i przeważnej części innych m iękich tka­

nek kom binują się u staw iczn ie procesy w zrostu i rozm nażania się komórek.

J e żeli będziem y obserw ow ali w zrost ko­

ści, zauw ażym y w nich, oprócz rozmnażania się i wzrostu komórek, jedno jeszcze zupeł­

nie now e zjaw isko. R osnące kości zm ienia­

ją n iety lk o sw oję objętość, ale i sw ą postać, t. j. stosunek ich w ym iarów ulega znacznym zmianom. R ażący p rzyk ład takićj zm iany przedstaw ia nam szczęka dolna, na którśj u now onarodzonego dziecka zaled w ie moż­

na rozróżnić gałąź poziom ą od p ion ow ej, pomimo, że w w ieku późniejszym obie w y­

stępują bardzo w ybitnie. P o w ięk sza n ie się

kości odbyw a się w części w skutek roskła-

dania się n ow ych cząsteczek kostnych na

pow ierzchni ju ż istn iejących (wzrost przez

p rzylegan ie), w części w skutek w stawienia

n ow ych cząsteczek pom iędzy ju ż istniejące

(2)

706

W SZECH ŚW IAT.

Nr 45.

(w zrost przez w nikanie). Jed n ak że kom bi- nacyja tych dwu rodzajów w zrostu n ie b y ­ łab y zupełnie dostateczną, do u m o żliw ien ia zm iany form y. Zm iana ta dok on yw a się przez zn iszczen ie w p ew n ych m iejscach już istniejących części k ostn ych , tak np. na szczęce z ty łu i z d ołu nadkłada się nowa m ateryja, z przodu zaś i z góry, przew ażnie w m iejscu połączenia g a łę z i poziom ej z pio­

nową, następuje w essan ie kości, tak, że ostatecznie tw orzy się w tem m iejscu kąt.

N ietylk o w zrost k ości przez przylegan ie (nakładanie) i przez w nikanie odbyw a się w skutek rozm nażania się kom órek, oraz przem iany zawartej w nich m ateryi, lecz i zjaw iska w sysania są ściśle zw iązan e z ich d ziałalnością. P e w n e kom órki (osteok la- sty) w ygryzają w kościach praw id łow e, na­

turalnie m ikroskopijnych rozm iarów , o tw o ­ ry i tem pow odują zn iszczen ie niektórych ich części. W ten sposób części szkieletu, uw ażanego zw y k le za sym bol śm ierci, przez czas w zrostu są siedliskiem najbardziej o ży ­ w ionych p rocesów życiow ych , które m uszą ciągle p ozostaw ać w jaknajdokładn iejszćj harm onii tak pom iędzy sobą, ja k i ze zja ­ wiskam i w zrostu w in n ych tkankach i or­

ganach, aby nie w y w o ła ć p ow ażnych zabu­

rzeń w organizm ie.

Najbardziej uderzającem zjaw iskiem w zrostu je st w yd łu żan ie się całego ciała, które zaw dzięczam y w zrostow i kości w ogó- le, a zw łaszcza d łu gich k ości k oń czyn d o l­

nych.

W rozw oju każddj z n ich przyjm ują u d z ia ł trzy zaw iązki sk ostn ien ia (ją d ra czy ­ li środki k ostn ien ia), z których d w a leżą na końcach kości (ep ip h y ses), je d e n zaś na trzonie łączącym końce (d iap h ysis). Z każ­

dej strony trzonu, na gra n icy je g o z nasa­

dami, zachodzą n a jży w sze p rocesy w zrostu, prow adzące do w yd łu żan ia się kości, to też te miejsca bardzo często stają się sied lisk iem chorób kostnych w okresie w zrostu.

W ch w ili obecnój zbadano ju ż n iejed en z su b teln ych procesów , stanow iących pod­

staw ę dla w idocznych na zew nątrz ob jaw ów i rezu ltatów wzrostu, ale też i niejedno n ierosstrzygn ięte pytanie czeka je sz c z e na od p ow ied ź, co nie je st zresztą w cale d ziw - nem p rzy trudnościach, jak ie przedstaw iają badania tego rodzaju.

Znacznie łatw iejszem i są badania sk u t­

k ó w wzrostu, wyrażających się w p ow ięk ­ szeniu się długości ciała, je g o w agi i t. p.

Tutaj m ożem y osięgnąć swój cel zapomocą zw y k ły ch w ażeń i m ierzeń, które jed n ak p ow inny być dokonyw ane z planem , staran­

nie i na m ożliw ie w ielkiej ilości osobników , jeż e li chcem y, aby one nas doprow adziły do w ykrycia jak ich praw ogólnych. T ak ie ba­

dania zaczęli w ykonyw ać najpierw C ow el a n g lik (1833 r.) i CJuetelet (1835 r.). W pro­

wadzonej przez n ich m etody trzym ano się praw ie aż do ostatnich czasów; polega ona na tem, że się bada jed n ocześn ie pewną ilość dzieci, np. d ziesięć, z każdego okresu;

z otrzym anych pom iarów w yprow adza się przeciętną w ysokość i przeciętną w agę dla dzieci w w iek u lat: je d n e g o , dw u, trzech i t. d. Tą drogą osięgnięto dość znaczne rezultaty, z których w ażniejsze p rzytoczy­

m y tu w ed łu g zestaw ienia, uczynionego przez U ffel manna (1881 r.).

Zdrow e now onarodzone dziecko waży przeciętnie 3 — 3,5 kg; pierw sza liczba odpo­

wiada d ziew czynkom , druga — chłopcom . A ż do chw ili dojścia do w ieku m łod zień ­ czego waga ciała p ow iększa się praw ie 12 razy, tak, że u dzieci 15-letnich dosięga 3 6 —42 kg. L ecz p rzyrost ten nie je st cią­

g le jed n ak ow ym i p od lega wahaniom , z k tó­

rych najw iększe mają m iejsce w pierw szym roku życia.

N ie będziem y tu rospatryw ali przyrostu, osięgan ego w pierw szym roku, boby to nas zadałeko zaprow adziło, lecz przejdziem y odrazu do n astępnych lat: przy końcu dru­

giego roku dzieci ważą zw yk le 3,5 raza więcej niż zaraz po urodzeniu, w zględnie zaś do końca p ierw szego roku w aga ich zw ięk sza się o '/g. T rzeci rok przynosi n ie ­ w ielk i przyrost, m ianow icie '/io poprzedniej w agi. W czwartym roku przyrost znów się nieco zw iększa i pozostaje (u d ziew czy­

nek do 8-m iu, u chłopców zaś do 10-ciu) stale jednakow ym 1 500 — 18 0 0 g rocznie.

O d d ziew iątego, respective jed en astego, ro ­ ku życia zaczyna się znów nieco w iększy przyrost i trw a aż do osięgn ięcia w ieku m łodzieńczego.

P rzech od zim y teraz do w yd łu żan ia się ciała: now onarodzone dziecko posiada prze­

ciętn ie w ysokość 50 cm, t. j. nieco m niej niż

(3)

Nr 45.

y 3 w zrostu dorosłego człow ieka; w zrost zaś dziecka 15-letn ieg o różni się od wzrostu do­

rosłego mniój więcój o ' / , 2. D zieck o rośnie najwięcój w okresie ssania: przy końcu 12 m iesiąca w zrost je g o osięga pow iększenie 20 cm (40% ), t. j. liczy 70 cm. P rzyrost ten w w ięk szym stopniu w ypada na dolną część ciała. W drugim roku ciało w yd łu ża się praw ie o 15°/0 (10 cm ), w trzecim ju ż tylk o o 8% (7 cm); począw szy od czw artego roku przyrost pozostaje mniój więcój je d n o ­ stajnym , koło 5 cm rocznie. W ciągu pier­

w szych pięciu lat życia pierw otna długość ciała podw aja się, na początku piętnastego je st ju ż trzy razy dłuższą, t. j. lic zy 150 cm.

T o stosuje się do chłopców . D ziew częta dosięgają w ogóle mniej szćj w ysokości, ale też zato w zg lęd n ie do sw ego m axim um r o ­ sną nieco prędzój.

W ed łu g pom iarów, dokonanych nad p o ­ pisow ym i w N iem czech , m axim um w ysoko­

ści dosięga przeciętnie 170,5 cm. N a jw ięk ­ szym w zrostem , jaki znam y, b y ł obdarzony olbrzym szw ed zk i z gw ard yi F ryd eryk a W ., a m ianow icie 252,3 cm; najm niejszym z m ie ­ rzony przez Buffona k a r z e ł—43,3 cm.

P rzyrost w agi nie idzie zu p ełn ie ró w n o ­ leg le z w ydłużaniem się ciała; albow iem pierw otna w aga pow iększa się 12 razy, gdy tym czasem d łu gość ciała zaled w ie potraja się. P o n iew a ż w aga pozostaje w stosunku prostym do objętości, gd y b y w ięc stosunek w ym iarów ciała nie u le g a ł żadnym zm ia­

nom p rzy w zroście, p rzyrost jćj pow inienby odpow iadać trzeciój potędze przyrostu d łu ­ gości, t. j. w aga pow innaby się zw iększać więcój niż 27 razy. P o n iew a ż jed n a k tak n ie je st, dow odzi to, że ciało rośnie wolnićj na szerokość niż na w ysokość, czyli, że ciało człow iek a dorosłego jest w ysm uklejszem niż now onarodzonego dziecka.

Zasadę, na jakiój opiera się m etoda, w pro­

w adzona przez Q ueteleta i używ ana przez jeg o następców , stanow i w y k ry ty przez Q ue- teleta fakt, że p rzeciętn e dane z pom iarów trzech grup po d ziesięć „ p raw id łow ych ” osobników tój samój k ategoryi różnią się mniój m iędzy sobą, niż trzy pom iary je d n e ­ go osobnika. M etoda ta jed n a k , naw et gdy będziem y um iejętnie dobierali osobniki z p e­

w nych okresów w zrostu, n ie może być zu­

pełnie dokładną, a rezultaty jój będą zaw sze

ograniczone. U żyw ając jój, w yrzekam y się m ożności w ykrycia opóźniającego lub p rzy­

spieszającego w p ływ u , ja k i w yw iera na szybkość wzrostu każdy rok ze sw em i w ła ­ ściw ościam i m eteorologicznej lub społecznój natury. E ów nież pozostają n iew yk rytem i różnice, ja k ie wskazuje postęp przyrostu, jako też je g o ostateczny rezultat w zględ n ie do pierw otnego stanu. Bądźcobądź, ch o­

ciaż n ie m ożna odm ówić tój m etodzie pe- wnój w artości (np. zbadanie stosunków w zrostu w pew nym jeg o okresie), za zu p eł­

nie odpow iadającą celow i m ożna uważać tylko m etodę, polegającą na ustaw icznem badaniu tego sam ego osobnika. M etoda ta, chociaż trudniejsza i m ozolniejsza, daje znacznie lepsze w yn ik i. Sam Q uetelet tak się o niój wyraża: „praw idłow y w zrost u j e ­ dnego osobnika aż do c h w ili osięgnięcia dojrzałości jest praw ie w yjątkow em z ja w i­

skiem; jestem jednak daleki od zaprzeczania doniosłości pom iarom , d okonyw anym nad tym samym osobnikiem , je ż e li tylko można je w ykonać z należytą ścisłością”.

Mając na w zględ zie doniosłość tój osta- tniój m etody, lekarz poznański, Landsber- ger, w y k o n y w a ł corocznie w ciągu lat 1 8 8 0 —1886 pom iary znacznój liczb y uczniów szk ół poznańskich różnych stanów i naro­

dow ości. N ajw ażniejszem jest to, że p o ­ m iary sw oje w y k o n y w a ł on stale w jednój porze roku (m ięd zy 5 — 15 Maja) i dnia, w tój samój szkolnój sali, zapom ocą tych sa­

m ych przyrządów i nad tym i sam ym i oso­

bnikam i (ch łop cy od 6 — 13 lat). W y n ik i je g o badań są następujące:

R óżnice plem ienne m iędzy niem cam i i p o ­ lakam i co do długości ciała i szybkości w zrostu dzieci n ie u jaw n iły się praw ie w ca­

le , zato bardzo w yraźnie u w id o czn iły się czynniki społecznój natury. G odnem u w a ­ gi jest, że dzieci klas m ajętniejszych p rzy­

chodzą do szk oły siln iejsze i w iększe, lecz, pomim o dostarczania im w dalszym ciągu lepszego pożyw ien ia, w zrost ich w ciągu pierw szego roku szkolnego nie je st bynaj­

mniej szybszym . F ak t ten zgadza się w z u ­ p ełn ości z je szcz e dawniój zrobnionem od­

kryciem , z którego w ynika, ja k w ielkie zna­

czenie dla lepszego rozw oju ciała posiada

trosk liw e i staranne dostarczanie pokarmów

w okresie n ajw cześn iejszego dzieciństwa.

(4)

708

w s z e c h ś w i a t.

N r 45.

N astępująca tablica, którą, zaw dzięczam y obszernym badaniom R ussow a, w skazuje to wyraźniej. D zieci, karm ione w stanie n ie­

m ow lęcym piersią matki lub mamki są w niój oznaczone przez A , a sztucznie kar­

m ione przez B . P r z y końcu

Koku Dzieci W ażyły

przeciętnie

Miały wysokości

P ierw szego A 9,9 kg 73 cm

B 7,4 „ 66 „

D ru giego A 11,1 „ 83 .,

B 8,6 „ 75 „

T rzeciego A 12,6 „ 89 „

B 10,5 „ 83 „

C zw artego A 14,2 „ 93 „

B 12,0 „ 87 „

P ią teg o A 15,3 „ 100 „

B 13,4 „ 98 „

S zóstego A 17,0 „ 106 „

B 15,7 „ 102 „

Siódm ego A 18,2 „ 110 „

B 15,9 „ 105 „

Ó sm ego A 20,7 „ 116 „

B 18,3 „ 113 „

L andsberger stw ierd ził m iędzy innem i następujące godne u w agi ob jaw y wzrostu:

ram ię i przedram ię przez czas w zrostu za­

chow ują w zajem nie swój p ierw o tn y stosu ­ nek; obw ód piersi ju ż w w ieku szkolnym sięg a praw ie '/2 w ysokości ciała (ja k to p o ­ w inno być u p op isow ych ). Szerokość pier­

si rośnie prędzej n iż szerokość p leców , co jest bardzo przydatnem dla rozw oju k latk i piersiow ej; przyrost d łu g o ści ciała za w d zię­

czam y g łó w n ie w zrostow i je g o dolnój czę­

ści, m ianow icie nóg, a w szczeg ó ln o ści uda.

Czaszka rośnie zu p ełn ie n iezależn ie od in ­ n ych części ciała, w e d łu g w łasn ych praw.

G odnem je st u w agi, że o ile w zrost czasz­

k i w okresie szkolnym odznacza się p o w o l­

nością, o tyle uderzająco szybkim je s t roz­

wój tw arzy.

(dok. nast.).

B . D .

DRGANIA ELEKTRYCZNE I D R G A N I A Ś W I E T L N E .

Pom im o olbrzym iego rozrostu nauki o e le ­ ktryczności, pom im o obszernego zasobu fak ­ tów , ja k ie nagrom adziła i których całe dzia­

ły zostały teoretycznie ujęte i m atem atycz­

n ie opracow ane, przyznać jeszcze m usim y, że n ie w iem y, co to je st elektryczność. B a ­ dania w szakże lat ostatnich przynoszą w sk a­

zów ki, że zagadka ta nie je st niedostępną i że zdoła ona osięgnąć rozw iązanie p odo­

bne, ja k ie uw ień czyło p oszukiw anie nad istotą św iatła i ciepła.

R ok bieżący m ianow icie — w y rzek ł prof.

G. F . F itzg era ld , otw ierając posiedzenia sekcyi fizycznćj tegorocznego zjazdu S to ­ w arzyszenia brytańskiego (B ritish A ssocia- tion ) w Bath,-—pam iętny będzie w dziejach fizyki rosstrzygnięcicm zasadniczego p y ta ­ n ia, czy zjaw iska elektrom agnetyczn e za­

chodzą przez bespośrednie działanie z o d le­

głości, czy też polegają na udziale przen o­

szącego j e środka. Stanow cze to ośw iad ­ czenie uczonego a n gielsk iego tyczy się ba­

dań H ertza, ogłaszanych przez autora w spra­

w ozdaniach berlińskiej akadem ii nauk, a które w y p a d ły na korzyść drugiego po­

glądu, że m ianow icie roschodzenie się dzia­

łań elektrom agnetyczn ych odbyw a się za p o ­ średnictw em p ew n ego środka. P . H ertz prow adzi ciekaw e sw e dośw iadczenia od lat kilku, w ed łu g rozległego planu, układ ich wszakże je st zbyt za w iły , aby się dały tre­

ściw ie przedstaw ić. B liż sz y ich w ięc opis postaram y się podać w p rzyszłości, tym cza­

sem zaś poprzestaniem y na w skazaniu o g ó l­

nego ich znaczenia, w ed łu g przytoczonej m owy prof. F itzgerald a.

G dy dla w yjaśnienia najprostszych obja­

w ów elek tryczn ych podajem y, że elek try cz­

ność posiada w łasność przyciągania z o d le­

głości, jesteśm y na stanow isku daw nych fi­

zyk ów , którzy, aby w yjaśnić podnoszenie się w ody w pom pie, tw ierd zili, że przyroda obaw ia się próżni. Znaczy to w szakże ty l­

ko, że znam y fakt, ale nie posiadam y je g o

w yjaśnienia. W dziejach nauki nastręczało

(5)

Nr 45.

W SZECHŚW IAT.

się w iele podobnych pytań, dopóki nie z o ­ sta ły na drodze dośw iadczalnej rosstrzy- gnięte. N ajw ażniejsze z tych kw estyj t y ­ czyły się sporu m iędzy emisyjną, a u d u la- cyjną teoryją św iatła, oraz m iędzy ciep lik o­

wą. czyli m ateryjalną a k in etyczn ą teoryją ciepła. K lasyczn e dośw iadczenia, które roz­

strzygn ęły na korzyść undulacyjnej teoryi św iatła i kinetycznej teoryi ciepła, są to najw ażniejsze dośw iadczenia, jak ie k ied y­

k olw iek zostały w ykonane. Skoro dostrze­

żono, że ciepło gin ie, gd y praca w ystępuje i naw zajem , upaść m usiała hipoteza c ie p li­

ka, ja k o substancyi niew ażkiej; skoro do­

strzeżono, że św iatło roschodzi się w olniej w środku gęstym aniżeli rzadkim , pojęcia o istocie św iatła u le g ły przeobrażeniu.

W praw dzie, dośw iadczenia R um forda i D a- vego nad ciepłem , oraz Y ou n ga i F resn ela nad św iatłem , rosstrzygn ęły k w estyje te da­

leko w cześniej, zanim błędne poglądy sta­

now czo zostały w yrugow ane; teraz jed n ak spodziew ać się w oln o, że nauka nie będzie tak opieszałą w p rzyjęciu rezultatów do­

św iadczenia tyczącego się elektrom agnetyz­

mu, ja k b yła w zględem św iatła i ciepła i że żaden n ow y C arnot nie będzie tu potrzebo­

w ał rozw ijać n ależytych tłum aczeń na pod­

staw ie błędnej hipotezy.

Zobaczm y w reszcie, w jaki' sposób kw e- styja ta rozw iązaną została, odw ołując się do przykładu, który nam rzecz tę jaśniejszą uczyni. W ję z y k a potocznym m ów im y, że balony lub p ow ietrze ogrzane wrznoszą się w górę dlatego, że są lek k ie. W czasach daw nych w yrażenie to było jaśn iejszem , m ó­

wiono bow iem , że ciała te posiadają w ła ­ sność, zwaną lekkością: „lekkość" przeciw na była „ciężkości". C iężkość spraw iała, że rzeczy d ążyły ku d o ło w i, lek k ość w y w o ły ­

wała dążenie ich ku górze, — b y ł to rodzaj działania z od ległości. O becnie, g d y cięż­

kość i lekkość przypisano jednakiem u d zia­

łaniu ziem i, podnoszenie się balonów , p o ­ wietrza ogrzanego lub płom ieni tłum aczy się przez w p ły w pow ietrza. W szyscy w ie­

dzieli, że p o w ietrze istnieje, nikt jed n ak nie przypuszczał, że je m u to n ależy przypisać wznoszenie się p łom ien i w górę: dziś rozu­

miemy, że w zbijanie się balonów zależy od różnicy ciśnienia w różn ych w arstw ach at­

mosfery.

W podobnyż sposób w iedzieliśm y daw no, że eter j estto środek w szystko przenikaj ący, zajm ujący w szelkie m iejsce w przestrzeni.

Istn ien ie jeg o je st koniecznem następstw em undulacyjnej teoryi św iatła. Słyszym y n ie­

raz pytanie, do czego się wam eter przydaje? O dpow iedzieć na to można p y ­ taniem , dlaczego otrzym ujem y św iatło w osiem minut dopiero po w ysłaniu go przez słońce? O koliczność ta tłum aczy, dlaczego eter je st konieczny; gd yb y św iatło nie p o ­ trzebow ało czasu dla przejścia drogi od słońca, nie potrzebow alibyśm y też eteru.

W podobnym przypadku jesteśm y i w zg lę­

dem działań elektrom agnetycznych. Istn ia ­ ły dw ie hipotezy co do p rzyczyny tych ob­

jaw ów : jed n a przypisyw ała przyciągania elektryczne tem u, że to co nazyw am y elek ­ trycznością, posiada w łasność działania na odległość; druga tłu m aczyła je przez w strzą- śnienie, w yw ieran e za pośrednictw em eteru, poniekąd na wzór tego, ja k p ow ietrze p o ­ pycha balon w górę. R osstrzygn ęły to d o ­ św iadczenia H ertza, przekonał się on b o ­ wiem niew ątp liw ie, że fale elektrom agnety­

czne okazują objaw y interferencyi, ja k fale św iatła i że działania elektrom agnetyczn e roschodzą się w pow ietrzu z szybkością św iatła.

P rzy pom ocy pięknie pom yślanego urzą­

dzenia otrzym ał Iie r tz prądy przeryw ane, tak n iew yp ow ied zian ie szybko po sobie na­

stępujące, że długość ich fal w y n o siła około dwu m etrów. A b y szybkość tę drgań elek­

trycznych pojąć, przypom nijm y sobie, że ruch falow y posuw a się o jednę falę w tym samym czasie, gdy jed n o drgnięcie się koń­

czy. F a le elektrom agnetyczne roschodzą się, jak pow iedzieliśm y, z szybkością św iatła, zatem z szybkością około trzystu tysięcy k i­

lom etrów na sekundę; gdyby w ięc drgań na sekundę dokonyw ało się trzysta tysięcy, fala każda m iałaby kilom etr d ługości. Skoro zaś fale b y ły około p ięciu set razy krótsze, szyb­

kość drgań m usiała być w tym że stosunku wyższą, przeszło sto m ilijon ów na sekundę.

W ja k i zaś sposób zd o ła ł eksperym entator w yk ryć drgania te i ich interferencyją? N ie m ógł ich w idzieć, b y ły bow iem do tego o w ie le zb yt pow olne; m usiałyby się doko­

nyw ać m ilijon razy prędzej, aby się stały

w idzialnem i. N ie m ógł też ich słyszeć, b y ­

(6)

710

W SZECH ŚW IA T.

N r 45.

ły bow iem zb yt szybkie; m u siałyb y być mi- ]ijon razy pow oln iejsze, aby się u sły szeć (lały. U ż y ł w ięc do tego celu zasady rezo­

nansu czy li w sp ółd źw ięczn ości, w yw ołu jąc przez indukcyją prądy w innym p rzew od n i­

ku. D rugiem u tem u p rzew o d n ik o w i nadał w ym iary takie, że peryjod drgań jeg o dla prądów elek tryczn ych b y ł takiż sam, jak w p rzyrządzie, k tóry w ytw arzał prądy p ier­

w otne, p rzy tak b ow iem dobranych w ym ia­

rach ruchy w drugim przew odniku w yp a­

dają n ajsilniój. P rą d y pow stające przez indukcyją w p rzew od n ik u drugim zdradza­

ły swą obecność iskram i, które p rzesk ak i­

w a ły przez drobną przerw ę, w przew od n ik u tym pozostaw ioną.

P r z y takiem urządzeniu, k tórego szczegó­

ły zresztą są dosyć skom plikow ane, m ógł H ertz u ch w ycić objaw y in terferen cyi, z a ­ chodzące m iędzy falam i padającem i na ścia­

nę, a falam i od n i e j odbitem i. W ibrator sw ój, w ytw arzający prądy przeryw ane, u m ieścił w pew nej o d leg ło ści od ściany, tak, że o d leg ło ść ta w y ró w n y w a ła k ilk u d łu g o ­ ściom fali, przew od n ik zaś drugi, w którym prądy m ia ły być w zbudzane um ieścił m ię­

dzy tem w ibratorem a ścianą; otóż na tój przestrzeni dostrzegł, że w k ilk u punktach le d w ie że się u k azyw ały słabe isk ry w przer­

w ie pozostaw ionej w drugim przew odniku, gdy w punktach in n ych , w od ległościach znaczniejszych od generatora, w y stęp o w a ły znow u silnie; zanikania zaś te isk ry zach o­

d z iły w regularnem następ stw ie, w je d n a ­ kich odstępach m ięd zy generatorem a ścia­

ną. T ak w ięc, ja k badania Y ou n ga i F r e s­

nela nad krzyżow aniem św iatła uzasadniają teoryją undulacyjną w optyce, tak też d o ­ św iadczenie H ertza p otw ierd za teoryją drgań eteru w elek trom agn etyzm ie. Jestto w ięc rezultat św ietn y, dow odzący, że d zia ­ łania elektrom agnetyczn e zależą od środka przenikającego w szelką znaną przestrzeń i że to je st tenże sam środek, który przenosi objaw y światła.

P o g lą d ten, który w dośw iadczeniach H ertza zysk ał poparcie, tak siln ie zaak cen ­ tow an e w przem ów ieniu prof. F itzgerald a, zbliża i indentyfikuje drgania elektryczne i św ietln e. P od ob n eż p om ysły rozw ija prof.

0 1 iv e r J. L o d g e w szeregu artyk u łów , za­

m ieszczanych obecnie w angielskiej „N atu­

r ę ”; jed en z ustępów nieskończonej dotąd tej pracy obejm uje ciek aw e uw agi nad św ia­

tłem , m ianow icie co do sposobów sztu czn e­

go ośw ietlania, a że zostają one poniekąd w zw iązku z wyżej rozw iniętem i poglądam i na istotę objaw ów elek tryczn ych , podajem y je tu w dosłow nem tłum aczeniu.

O becny nasz system otrzym yw ania św ia­

tła sztucznego zarów no jest m arnotrawny, ja k i n ieskuteczny. P otrzeba nam w y w o ­ łać je d y n ie drgania dokonyw ające się w g ra­

nicach od czterech do siedm iu trylijonów na sekundę; inne są zg o ła bezużyteczne, drga­

nia bow iem szybsze lub w oln iejsze nie w y ­ w ierają na siatków kę naszą żadnego działa­

nia; nie um iem y w szakże dotąd w ytw arzać drgań oznaczonej częstości.

U m iem y w y w o ły w a ć drgania oznaczone m iędzy 100 a 2 0 0 0 na sekundę; innem i sło ­ w y, um iem y w zbudzać ton oznaczonej w y ­ sokości i um iem y utrzym yw ać w sposób cią­

g ły ca ły szereg takich tonów zapom ocą fu ­ jarek lub urządzeń k law iszow ych . M oże­

m y także — ja k k o lw iek rzecz to je st mniej zn a n a —w zbudzić chw ilow o oznaczone drga­

nia eteru, ale nie w iem y dotąd, jak ruch ten utrzym ać w sposób cią g ły . A b y zyskać drgania o okresach najkrótszych, m usimy zaatakow ać atom y. W iem y, ja k atom y w praw ić w drgania,— rezultat ten otrzym ać m ożem y ogrzew ając daną substancyją. G d y ­ byśm y m ogli działać na każdy atom zoso- bna, niedziałając na inne, otrzym alibyśm y zapew ne p ew ien rodzaj drgań dobrze ok re­

ślony. R ezultat taki b y łb y m ożliw y, nie jest w szakże pożądany, atom y bow iem , n a ­

wet odosobnione, mają m nóstwo w łaściw ych sobie rodzajów drgań, z których m ała tylko liczb a byłaby dla nas użyteczna, 'a n ie w ie­

m y nadto jeszcze, ja k pobudzić jed n e z tych drgań, niew zbudzając innych.

R zeczyw iście też n ie atakujem y atom ów od d zieln ych , ale d ziałam y na n ie w zbitej ich masie, a rodzaje ich wibracyj w ystępują w ted y niejako w ilości nieskończonej.

B ierzem y pew ną ilość m ateryi, dajmy, w łók ien k o w ęglow e lam py żarzącej lub b ryłk ę w apienną lam py tlenow odornój, a p o ­ dnosząc stopniow o ich tem peraturę, nadaje­

m y atom om ich rodzaje drgań coraz szybsze.

N ie przeobrażam y drgań p ow oln ych w

drgania szybkie, ale dokładam y drgania

(7)

Nr 45.

W SZECHŚW IAT.

szybsze do w olniejszych aż do punktu, gdy oddziaływają, na naszą, siatków kę i w tedy jesteśm y zadow oleni. P ozn ajem y w szakże łatw o, ja k postępow anie to je s t em piryczne i m arnotraw ne. P otrzeb a nam n iezb yt roz­

ległej skali drgań szybkich, a nie um iem y dokonać tego lep iej, ja k w ytw arzając cały szereg drgań od sam ego początku. Jestto tak, jakbyśm y, chcąc w praw ić w drganie w ysoką ok taw ę organów , b yli zm uszani do naciskania w szystkich k lu czy i w szystkich p edałów , w yw iązując w ten sposób cały ura- gan dźw ięków .

P rzytoczon e tu p rzyk ład y są to najbar­

dziej udoskonalon e m etody otrzym yw ania św iatła sztucznego, niezużytkow ane bow iem przez nie drgania są tylk o nieużyteczne, ale nie są szk od liw e. M etody dawne są daleko gorsze, p olegają bow iem na zużytkow aniu palenia ja k iejk o lw iek substancyi. P o stęp o ­ w anie takie pozw ala otrzym yw ać potężne prom ieniow anie, drgania w szakże użytecz­

ne, te zatem , które pozw alają nam w idzieć, stanow ią ty lk o nieznaczny praw ie ułam ek w szystkich drgań, przez palenie pow odow a­

nych.

K ażdem u wiadom o, że palenie je st zaró­

wno nieprzyjem nym ja k i m ało h ygijen icz- nym sposobem w ytw arzania światła; n ie­

w ielu jed n a k ty lk o zdaje sobie spraw ę, że i w szystkie inne dotąd u żyw an e m etody są w tym że sam ym przypadku i, że m etoda tak mało zadaw alająca i tak m ało ekonom iczna, ja k rozżarzanie w ęgla w lam pie elek trycz­

nej, przeżyje niew ięcój nad k ilk a d z iesię­

cioleci, stu lecie jed n o conaj w yżej.

Spójrzm y na piece i na k otły w ielkiej m achiny parow ej, wprawiającej w ruch gru­

pę m achin elektrodynam icznych i oceńm y w ydatkow aną ilość energii; spójrzm y nastę­

pnie na rozżarzone w łók ien k a lam p, zasila­

nych przez te m achiny dynam oelektryczne i spróbujm y ocenić część wytw orzonej ener­

gii prom ienistej, istotn ie dla oka użyteczną.

B ędziem y ją m ogli porów nać do słabego to ­ nu w całej orkiestrze.

N ie będzie to za w iele, je ż e li pow iem y, że chłopiec obracający korbę, gdyby energija, jaką w ydatkuje, dobrze b y ła skierow ana i zużytkow ana, m ógłby w y w o ła ć tyleż św ia­

tła skutecznego, co w szystek ten zbiór me­

chanizm ów i cały ten n ak ład paliw a.

M ogłoby się w ydaw ać, że jest coś p r zeci­

w nego prawom natury w tej nadziei, że bę­

dziem y m ogli w ytw arzać i zużytkow yw ać pew ne prom ieniow ania bez innych; ale lord R ayleigh w krótkiej nocie, przedstawionej S tow arzyszeniu Brytańskiem u na zgrom a­

dzeniu w Y orku w r. 1881 w ykazał, że tak n ie jest, mamy w ięc odtąd prawo usiłow ania dopięcia tego celu. N ie w iem y jeszcze, jak będziem y m ogli w ytw arzać i zużytkow yw ać pew ne prom ieniow ania, ale jestto jedna z najw ażniejszych rzeczy, których p o w in ­ niśm y się nauczyć.

K to k o lw iek w id zia ł robaczka św ięto ja ń ­ skiego, b y ł zapew ne uderzony tym faktem , że św iatło je g o otrzym uje się tak łatw o ani przez z w y k łe palenie, ani przez machinę parow ą wpraw iającą w ruch m aszynę dy- nam oelektryczną. O bjaw y fosforescencyi marnują n iew iele energii przez p rom ien io­

wanie; prom ienie zdolne do oddziaływ ania na siatków kę w ysyłan e sąbespośrednio, a dl».

w yw ołania ich potrzeba nadzw yczaj tylk o drobnój ilości energii.

P rom ien ie słoneczne, coprawda, obejm u­

ją w szelkie rodzaje drgań, ale one oprócz ośw ietlania przedm iotów , mają do sp ełn ia­

nia n iesłych an ie w iele in n ych jeszcze czy n ­ ności, a w szystk a en ergija słoneczna jest użyteczna. P rzy ośw ietlaniu sztucznem żą­

dam y li tylk o św iatła i nic innego; g d y nam potrzeba ciepła, lepiej otrzym ać je o d d ziel­

nie przez palenie.

Skoi

' 0

poznam y dokładnie, że św iatło je st jed y n ie drganiem elektrycznem , p ow in n iś­

my natychm iast zająć się poszukiw aniem sposobu, dozw alającego w zbudzać i u trzy­

m yw ać drganie elektryczne dostatecznej szybkości. G dy rezultat ten zostanie osię- gn ięty, zadanie ośw ietlania sztucznego bę­

dzie rozw iązane.

K rótki ten ustęp obszernej pracy prof.

L od ge, w skazuje n iew ą tp liw ie n ow e drogi badań i poszukiwań; opiera się on, ja k w i­

dzim y, na analogii drgań elek tryczn ych i św ietlnych i tylk o na tej zasadzie może być zrozum ianym . D la teg o też poprzedzi­

liśm y go objaśnieniam i zaczerpniętem i z w y­

kładu prof. F itzgerald a, gd zie analogija ta tak dobitnie i stanowczo na podstaw ie do­

św iadczeń H ertza w ykazaną została.

T. ł i .

(8)

712

W SZECH ŚW IA T.

N r 45.

PASORZYTNA

G L I S T A B U R A C Z A N A

(N E M A T O D A )

Heterodera Schachtii A. S.

(C iąg dalszy).

II .

G listy ok rągłe czy li nem atody p rzedsta­

wiają, dużą grupę naturalną ustrojów zw ie­

rzęcych , m ieszczącą się w dziale robaków (Y erm es), bardzo liczn ych przed staw icieli w przyrodzie m ających. R osp ow szechnienie g list tych je s t znacznie w iększem n iż napo- zór niejednem u w yd aw aćb y się m ogło.

Część rodzin, składających w ie lk i szereg g list ok rągłych , ma w yb itn ych p rzed staw i­

cieli śród p asorzytów człow iek a, zw ierząt ssących, in n ych kręgow ców , ow adów i t. d.

O sław ion a trychina, askarydy ludzka i z w ie ­ rząt dom ow ych, oxyuris czło w iek a i inne gatunki tegoż rodzaju, są to w szystko ty p o ­

we p rzyk ład y p asorzytów , osiedlających się przew ażnie w k an ale pokarm ow ym . In n e g listy pasorzytne są podskórne, in n e osie­

dlają się w sp ecyjaln ych organach ciała, inne w reszcie żyją w części p asorzytnie, w części zaś sw obodnie, w w odach, bagnach i t. p. Z naczna bardzo część jednakże z rzę­

du nem atodów żyje przez ciąg całego sw e­

go życia sw obodnie, w ziem i pól, łąk i la ­ sów , żyw iąc się korzonkam i, a p ew n a znów liczba znajduje się takich, które p asorzytnie na danej osied lając się roślin ie, toczą soki jćj korzenia lub też w ychodzą przy w zroście rośliny nad ziem ię, toczą części nadziem ne (łod ygę, cebulki, tkanki roślin skrytokw ia- tow ych ), a n iek ied y n aw et p rzy w y k sz ta ł­

caniu się zaw iązku ow ocow ego, dostają się do w nętrza sam ego ow ocu i w ziarnie o cze­

kują w ysiew u , zapew niającego p o ży w ien ie now em u potom stw u. D rob n iu tk ie w ągorki z ziem i ornój, zw in n e, cien iu tk ie robaczki, hyżo się w ijące i poruszające, są przedsta­

w icielam i sw ob od n ie żyjących g list okrą­

g ły ch . W ągorek p szen iczn y czy li m ątwik

p szen icy (T ylćn ch u s devastatrix R itz. Bos) słu ży za przykład złośliw ych n iszczycieli ziarna i n iew yb red n ych napastników w szel­

kich części zielonych rośliny i w ogóle orga­

n ów nadziem nych.

R obaki te są w w iększej części rozd ziel- ■ nopłciow e; sam ice częstsze, w iększe i w y ­ żej zazw yczaj rozw inięte od sam ców, znoszą m nóstw o ja j lub rodzą żyw e zarodki; ciało g list krągłe, d łu gie, często n itk ow ate, z w ła ­ szcza u sam ców; sam ica często w rzeciono­

watej lub pękatej form y, w skutek znaczne­

go nagrom adzenia ja j. Środek n itk i lub w rzeciona zajm uje k anał pokarm owy; otw ór gęb y na przednim końcu ciała; p rzeciw legły koniec zazw yczaj w yd łu żon y bywa w ogon różnej dłu gości, charakterystyczny nieraz dla danego rodzaju lub gatunku.

W szy stk ie, lepiej dotąd zbadane glisty ok rągłe, w ciągu sw ego życia przechodzą trzy zasadnicze, podstaw ow ą w ażność m a­

jące okresy: okres zarodka, okres ląrw y i okres zw ierzęcia dorosłego. O byczaje zw ierząt są ściśle zw iązan e z tem i trzema okresam i życiow em i: są np. robaki, które w szystkie trzy okresy życia przepędzają w trybie życia pasorzytniezym , bądź w j e ­ dnym organie i na jed n em m iejscu (O xyu - ris verm icularis?) bądź w różnych zw ierzę­

tach, w różnych tkankach ich ciała (T rychi- ' na); są też in n e, które przez dw a okresy ż y ­ ją jako p asorzyty, trzeci okres spędzając

w niezależności i sw obodzie; a także takie, które w je d n y m tylk o okresie są pasorzyta- mi; niektóre w reszcie form y, ja k wyżćj nad­

m ien iliśm y, mogą przez całe sw e życie z o ­ staw ać w b ezw zględnej, zupełnej sw obodzie.

D la okresów życia, o których tu m ow a, cha- rakterystycznem jest, że w przejściu z j e ­ dnego do drugiego zw ierzę zrzuca skórę czy ­ li lenieje, a nadto mniej lub bardziej w ybit­

nie zm ienia k ształt i w y g lą d ciała. N em a­

tody w ogóle mają pew ną skłonność do le ­ nienia; istnieją m iędzy niem i form y, które skórę po kilkanaście razy w ciągu życia od­

nawiają; najm niej jed n ak robaki te przez dw a zasadnicze len ien ia przechodzić muszą i jedno z nich odpow iada przejściu zarodka w larw ę czy li poczw arkę, która g d y doro­

słem , płciow em staje się zw ierzęciem , z n o ­

wu skórę sw ą zrzucić i na now ą zam ienić

musi. U pasorzytów len ien ie to i zm iana

(9)

O - l i s t a , T o u r a c s a a a ( H e t e r o c L e r a S c 3 a . a c l b . t i i ) .

(10)

714

W SZECH ŚW IA T.

Nr 45.

okresu życia, zazw yczaj przypada po zm ia­

nie ośrodka (po dostaniu się do w n ętrza lub odw rotnie po op u szczen iu d otych czasow ego żyw iciela); u sw ob od n ie żyjących form wą- gorkow ych o tych przejściach stanow ią po­

ry roku, w iek osob n ik ów , a w reszcie w a­

runki fizyczne otoczen ia (w ilg o ć , tem pera­

tura). D la zarodków g list, żyjących w zie­

mi, charakterystyczną je s t w łasność ich ła ­ tw ego w ysychania i pozornego zam ierania na d łu gi p rzeciąg czasu, z m ożnością obu­

dzenia się, zm artw ychw stania za pierw szem pojaw ieniem się w ilg o ci i ciepła. P rzez ty ­ godnie, m iesiące, ba, przez lata całe mogą drobne zarodki robaków tych sp oczyw ać bez śladu życia — rzucone do kropli w ody, budzą się i w iją po latach w ielu ja k w tedy, gd y je do suchego m iejsca przeniesiono.

Zw ierzątka te, zajm ow ały w ybitne m iejsce śród przytaczanych daw niej w rospraw ach francuskich g łó w n ie u czonych, tak zw anych anim aux rósuscitants (zw ierząt w skrzesąją- cych). Jak d ow iod ły n ajnow sze dośw iadcze­

nia h olen d ersk iego botanika, R itzem a-B osa, zarodki te mają też w łasność om dlew ania i zapadania w letarg pod w p ływ em sub- stancyj w yd zielających woń w ybitną (za do­

daniem do w ody sera, mięsa i t. d.). Zarodek w ysu szon y lub om d la ły m oże bez żad n ego uszczerbku pozostaw ać w stanie pozornój śmierci przez czas choćby n ajd łu ższy, aż do pom yślnych dla życia sw eg o w arunków . W o g ó le jed n a k , w w arunkach przyrody, zarodki unikają su szy i obdarzone są k u te­

mu n iezw y k łą łatw ością przem ieszczania się w głąb ziem i przy w y sy ch a n iu jćj w arstw pow ierzchow nych; odw rotna w ędrów ka, ku pow ierzchni, odbyw a się za nadejściem d e­

szczów . T e w łasn ości n ależytego p rzysto­

sowania się do niep om yśln ych o k o liczn o ści w przyrodzie dają dobre pojęcie o w y tr w a ­ łości robaków , z którem i w naszym w y p a d ­ ku burak lub rzepak, a w łaściw ie stojący poza roślinam i tem i czło w iek ma do w a l­

czenia.

Rodzaj H eterodera, który nas tu sz c z eg ó ­ ło w o zajm uje, należy do rodziny w ągorko- w atych (A n guillulidae); zam ieszkującej z ie ­ m ię i żyw iącej się bądź m ateryjam i roskła- dającem i się w ziem i, bądź korzen iam i ro­

ślin. J e st on blisko spokrew nionym z rodza­

jem T y len ch u s, do którego należy T. devasta-

trix, w spom niany ju ż w yżej niem iłosierny niszczyciel ziarna pszennego, m łodych k ie ł­

ków cebuli i hijacyntu, g łó w ek kw iatow ych kardu sukienniczego (D ip sacu s fullonum ), a naw et m chów leśnych. H eterodera od­

znacza się krótkim bardzo ogonem samicy dorosłej i praw ie osiow em w skutek tego położeniem otworu odbytnicy. C iało sam ­ ców m ało się różni od ciała innych, p okre­

w nych z tą formą rodzajów . Sam cy i sam i­

ce H eterodera Schachtii żyją na korzonkach buraczanych i na innych korzeniach; sam cy, rzadziej spotykani, nie są oku gołem u w i­

doczni; sam ice za to, w form ie m lecznobia- ły ch (na św ieżej roślinie) kuleczek, są ła ­ tw o w idoczne na korzeniu, ja k to się oka­

zuje z fig. 1., przedstaw iającej dw a dro­

bne korzonki oderw ane od g łó w n eg o korze­

nia, w naturalnej, mniej w ięcej, w ielkości.

P o d lupą, banieczki te w yraźniej odróżnia­

ją się, a ich cytrynkow ata forma (por. k o n ­ tury fig. 6 i 7) uchw yconą ju ż łatw o być może. Słabe p ow iększenia m ikroskopow e ukazują w reszcie dokładnie kształt p ęk a ­ tych samic; znaczny w ym iar poprzecznej średnicy ich ciała, n ie pozw ala przejrzeć przez ciało robaka, n ie widać w cale w ew n ę­

trznej bu d ow y, niepodobna w yróżnić naw et kanału pokarm ow ego ani narządów p łcio ­ w y ch . Za naciśnięciem szkiełka, je śli ro­

baka niem p rzykryliśm y, lub za rozdarciem ig iełk ą , w ysypują się, ja k to ju ż w yżej za­

zn aczyliśm y, jaja w w ielk iej obfitości. W ó w ­ czas dopiero pew ne szczegóły budow y w e ­ w nętrznej stają się w idocznem i. N a bura­

kach w yschłych, zw iędniętych, kuleczk i białe ciem nieją, stając się w suchem a cie­

płem pow ietrzu rdzaw o-brunatnem i, a na­

stępnie czarnem i. T a zm iana barw y, m oż­

ność rozgniatania w palcach oraz nieodpa- danie robaków od korzenia przy myrciu lub płókaniu w w odzie, pozw alają łatw o odró­

żnić g listy na korzeniu siedzące od ziarn piasku i innych z ziem i pochodzących z a ­ nieczyszczeń , czepiających się korzenia, (o ile przy badaniu nie mamy pod ręką szkła po­

w iększającego, usuw ającego stanow czo w ąt­

p liw o ści w przedm iocie natury białych ziarn, ja k ie na korzonkach buraka spotkać można). N ajczęściej, sam w y g lą d chorego buraka w ym ow nie św iadczy o złośliw ej na­

turze ok rągłych banieczek, na je g o k o rze­

(11)

W SZECHŚW IAT.

715 niach tu i ow dzie spotykanych. Buraki,

skoro w czesną w iosną napadniętem i zostaną przez pasorzyta, zabierającego im soki poży­

w ne, n ie mogą norm alnie się rozw ijać, za ­ trzym ują się w rozw oju, słabną; mając za­

atakow ane korzenie, służące im do czerpa­

nia z ziem i pożyw ienia, w ypuszczają z g łó ­ w nego sw ego korzenia m nóstw o dodatko­

w ych, cienkich korzonków , m ających zastą­

pić roślinie utracone a raczej zagarnięte przez napastnika korzenie. K orzeń głów n y bu­

raka, nierosnąc w kierunku osiow ym roz­

w idla się; na spłaszczonym , ja k g d y b y u cię­

tym jego końcu odziem nym tw orzy się gw iazda korzeni pobocznych, w różne stro­

n y skierow anych, lub też wprost krótki, szeroki korzeń okryw a się cały puchem drobnych korzonków , tw orzących brzydką m iotełkę. N a tój m iotełce, na om szonych korzonkam i korzeniach buraka, g listy ^znaj­

dują obfite do życia sw ego podścielisko i tym sposobem , zjaw isko, będące n astęp ­ stwem obronnego od d ziaływ an ia ustroju roślinnego p rzeciw k o chorobie, staje się znów czynnikiem utrw alającym , rosszerza- ją cy m nieszczęsną zarazę. W ciągu lata glisty w ydają k ilk a pokoleń: te buraki, któ­

re napadniętem i zostaną później, w yk ształ­

cają norm alnie swój korzeń, lecz następnie pod w pływ em napaści ze strony robaka, w ypuszczają znów drobne korzonki, a w ta- kiem bocznem om szeniu gnieżdżą się tu i ow dzie n ow i napastnicy, tak, że na polu zarażonem glistam i, trudno na zdrow ych naw et burakach nie spotkać b iałych ba- nieczek, pojedyńczo tu i ow d zie wśród ziem i i ziarnek piasku w pobocznych korzeniach

ukrytych.

D orosłe i dojrzałe robaki na korzeniu bu­

raczanym spotykać się dają najw cześniej w m iesiącu C zerw cu. Sam ica, brzem ienna jajam i, znosi obficie jaja, w których — jak to pokazuje fig. 11 lit. c —• gotow y, z w in ię­

ty w skorupce znajduje się zarodek. Z aro­

dek taki w ziem i, pod działaniem w ilgoci, w ykluw a się ze swój skorupki, a w ted y ma postać krótkiego w ałeczka czy niteczki (fig. 2), z m ało w yraźną budow ą w ew n ę­

trzną ciała. W id n ieje tylk o p rzy m ocniej­

szych p ow ięk szen iach charakterystyczne dla zarodków g list okrągłych zgru b ien ie i ros- szerzenie p rzełyku (kiszki przedniej), p rzed ­

staw ione na fig. 3. Zarodek taki, w sprzy­

jających warunkach ciepła i w ilgoci, obda­

rzony jest żyw ym ruchem, odbyw a, zależ­

nie od w arunków jak ie znajduje, dość zna­

czne w ędrów ki w ziemi, dążąc za w ilgocią z jednaj, za pożyw ieniem z drugiej strony.

Szuka on m łodych, o ile się da najm łod­

szych, korzonków roślinnych, a gdy te znaj­

duje, przebija przednim końcem sw ego w ą ­ skiego ciała m łodą tkankę rośliny, w suw a się energicznie naprzód, w głąb korzonka i tam się osiedla, poczynając żyw ot paso- rzytniczy. W krótce zarodek, unierucho­

m iw szy się w korzonku rośliny, zrzuca tam sw ą skórę i staje się poczw arką, którój cia­

ło rośnie praw ie w yłącznie wszerz tylko.

G rubiejąca w ów czas larw a wydym a ścian­

kę zew nętrzną korzonka, który w tem m iej­

scu odpow iednio w ypukła się, grubieje, ja k to w skazuje fig. 4, przedstaw iająca larw ę w początkow ym okresie, osiedloną w k o ­ rzonku rzepaku letniego. F orm a ciała la r­

w y coraz bardziej traci w ysm ukłość form zarodka; po niejakim czasie ciało staje się podobnem do śliw ki, z n iew ielk im o g o n ­ kiem, w reszcie przybiera postać gruszko- watą. W ów czas poczw arka poczyna się zw o ln a poruszać, przebija znów w od w ro­

tnym kierunku nabłonek korzonka rośliny i w ysu w a naprzód część, potem całość sw e­

go pękatego ju ż w tedy ciała n azew nątrz.

B óżn icę k szta łtó w przedstaw ia w tedy larw a żeńska (fig. 5) od męskiej (fig. 8), podłużnie zazwyczaj sfałdow anćj. L en ien ie ostatecz­

ne larw y przy przejściu do stanu zw ie rzę­

cia dorosłego odbywa się nazewnątrz: u po- czw arki m ęskiej następuje w ten sposób, że ciało samca w raz ze skórą tegoż w ytw arza się w zup ełn ości wew nątrz dawnej skóry poczw arczej (fig. 9); szczegółów len ien ia poczw arek żeńskich K uhn nie podaje- S a ­ m ica (dorosła) spędza nieruchom ie życie swe na tem m iejscu, gd zie poczw arka przez korzeń się przebiła i g d zie nastąpiła prze­

miana' larw y na zw ierzę dorosłe. Z ew n ę­

trznym sw ym zarysem (konturem ) samica n iezb yt się od larw y w ykształconej oddala.

Stosunek figur na tablicy, oznaczonych lic z ­ bami 2 (zarodek), 4, 5 (larw a), 6 i 7 (sam i­

ca), rysow anych przy jednakow em p o w ię k ­

szeniu, w ykazuje w zrost robaka p łci żeń ­

skiej w całym życiow ym przebiegu. Sa

(12)

716

W SZECH ŚW IA T.

N r 45.

miec, przed staw ion y na fig. 10, znacznie bardziój je st p ow ięk szon ym . W zrost sam i­

cy odbyw a się prędko, niebaw em następuje jój zapłodnienie; sam ica zaczyna nosić jaja, z tych zaraz p ow stają zarodki, te szukają sobie m łodych k orzon k ów i t. d., n ow e p o ­ w staje p ok olen ie, p odobne do poprzedniego.

C ały bieg rozw oju od zn iesion ego jaja do sam icy, znów ja ja znoszącój, odbyw a się tak szybko, ż e — ja k w sp om n ieliśm y — przez czas lata k ilk a po sob ie następujących zja­

w iać się m oże p ok oleń . Zarodki są w y ­ trzym ałe i obdarzone zdolnością w ęd row a­

nia; p oczw ark i w m łodój roślince od złych w p ły w ó w zabespieczone; zw ierzęta dorosłe mają pokarm gotow y, gd yż poczynają i kończą sw e istn ien ie ju ż na ciele rośliny, przeznaczonćj na ofiarę. W id zim y , ja k tr u ­ dne znajduje w arunki czło w iek , chcąc w al­

czyć z tym , dosk on ale przystosow anym , w ziem i ukrytym w rogiem . G dy do tego dodam y, że z liczb y badanych roślin ogro­

mna ich ilość m oże u legać napaści zarod­

ków H etero d ery , że w ięc trudno j e skazać na za g ła d ę przez ogłodzenie; gd y zw a ży ­ my, że zarodek rów n ie dobrze późną jesien ią przen ik n ie do k orzon k ów zasianój ozim iny ja k przezim uje w g łę b i ziem i, aby z wiosną rzucić się na m łodą ja r z y n ę ,— niepokój nas ogarnia na m yśl o w a lc e z tym w rogiem i w ątpić b ylib yśm y sk łon n i, czy u czony b o ­ tanik, który zbadał w łasn ości tego niebes- piecznego pasorzyta, m ó g ł w yszu k ać sposób pozbycia g o się z ro li, co stan ow iło c e l pra­

k ty czn y zadania, ja k ie mu p ostaw ion o.—

M yśl ludzka z w y cię ży ła jed n ak tym razem i prof. K iihn, po k rótkich stosu n k ow o d o ­ św iadczeniach i próbach, zd o ła ł w skazać m etodę niszczenia groźnój g listy buraczanój.

(dok. n ast.)

J. N atanson.

G E N E Z A

1 PBZEO BB tóEM M A ł KRYSTALICZNYCH.

37-lsła.d. w s t ę p n y .

(Dokończenie).

T aką j e s t geneza w szystkich sk ał w u lk a­

nicznych. Istn ieje w szakże w p rzyrod zie

znaczna liczba sk ał pochodzenia niezaprze- czenie o g n io w eg o ,k tó re w szelako od w sp ó ł­

czesnych utw orów w ulkanicznych różnią się odm iennym nieco składem chem icznym i m ineralogicznym . Zow iem y je skałam i w ybuchow em i starszem i czy li plutoniczne- mi, pochodzą bow iem w szystkie z d aw niej­

szych epok gieologiczn ych . O gn iw a pośre­

dnie przedstaw iają skały w ybuchow e epoki kredow ój— tescbenity, pikryty, granity B a- natu i K ord ylijerów , bazalty i trachity K rym u i inne, od niedaw na w literaturze znane.

P o m ięd zy skałam i plutonicznem i mamy p rzed staw icieli zarów no B unsenow skiój se- ry i trachitow ój ja k piroksenow ój, skały o złożen iu ziai nistem , porfirowem i szkli- stem . Jednem słow em , analogija ze sk ała­

mi w u lk an iczn em i zupełna, dochodząca n ie­

k ied y naw et do absolutnój tożsamości, sk ła ­ du chem icznego.

A jed n ak je st w nich coś bijącego odrazu w oczy, coś napozór n ieujętego, ogóln y h a- bitus, w ygląd od skał w spółczesnych o d ­ m ienny. P rzy czy n ę tych różnic,— jak w y ­ k azały zw łaszcza badania m ikroskopow e, bardzo głęb ok o sięgających,— x-ozm aicie tłu ­ m aczono. P om ijając przeróżne w tym w z g lę ­ dzie teoryje, h isto ry czn e ju ż dzisiaj tylk o znaczenie m ające, przejdę do p rzed staw ie­

nia tych p rzyczyn w św ietle badań najnow ­ szy ch na tem polu.

J ak w y g lą d a ły skal)' plutoniczne w krót­

ce po zasty g n ięciu sw ojem — nie w iem y, w szystko atoli przypuszczać każe, że nie różniły się one od law i skał w ybuchow ych w spółczesnych, dziś jed n a k m am y przed oczym a nie sk a ły p ierw otn e, lecz produkt w szechpotężnego działania na nie w ody at- m osferycznój i pow ietrza.

R ozbiór chem iczny i m ik rosk op ow y w y ­ kazuje w skałach p lu ton iczn ych obecność m inerałów , p ow stałych drogą w odną, n ie ­ znanych w św ieżych skałach w yb u ch ow ych , ja k ep id otu , chlorytu, ak tyn olitu , białej m i­

ki, uralitu, zeolitów i t. d., lub też otrzym a­

nych drogą przenikania gazów fluorow ych

przez substancyją sk ały, jak turm alinu, gra ­

natu, k asyterytu , topazu, apatytu. A n aliza

chem iczna w yk azu je zaw sze znaczny p r o ­

cent w ody w skałach pozornie zup ełn ie

św ieżych, a ja k potężnym czyn n ik iem me-

Cytaty

Powiązane dokumenty

N a podstaw ie rozum ow ania uproszczonego podałem rząd w ielkości przew odnictw a, którego oczekiw ać należy w gazie bardzo

Zalecenia dotyczące szkoleń pracowników: osoby uczestniczące w obrocie mieszanin niebezpiecznych powinny zostać przeszkolone w zakresie postępowania, bezpieczeństwa i higieny

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

Produkt nie został zaklasyfikowany jako niebezpieczny w tej kategorii zagrożenia. E-

udając się na łow iska M orza Północnego w pełnej gotowości technicznej.. potrzeb rem

Zagrożenie spowodowane aspiracją: Połknięcie i dostanie się przez drogi oddechowe może grozić śmiercią Brak danych doświadczalnych dla całej mieszaniny, dlatego też bierze

Zagrożenie spowodowane aspiracją: Połknięcie i dostanie się przez drogi oddechowe może grozić śmiercią Brak danych doświadczalnych dla całej mieszaniny, dlatego też bierze

cyjnej. Informacji można uzyskać dużo. Do udzielania tych informacji utworzony je st specjalny dział tzw. pierwszy kontakt, w którym pracują dwie osoby, które tylko i