Warszawa, d. 4 Listopada 1888 r. T o m V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA."
W W arszaw ie:
rocznie
rs.8 k w artaln ie „ 2
Z przesyłką pocztową:rocznie „ 10
półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechświata
i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny
stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.
Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,W łvKwietniew- ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" p rzejm u je ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z n au k ą, na n astępujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7'/2
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
^ . d r e s Z E S e d - a i s c y i : I K r a . l c o - ^ s l s z i e - F r z e d . m . i e ś c i e , 3 S T r S S .
0 wzrastaniu dzieci.
w e d ł u g p r o f . d r a G a d
z
Z B e r l i a a a , 1) .C złow iek rośnie przez czwartą, część sw o
jeg o życia i przez ten czas przekształca się stopniow o z całkiem bezbronnego stw orze
nia, jak iem je s t now onarodzone d ziecię, w istotę odpow iednio uzdolnioną do walki 0 byt. T en proces przekształcania się jest zjaw iskiem bardzo złożonem . W zrastające bow iem ustroje muszą n ietylk o wybrać z przyjętego pokarm u m ateryjały, odpow ie
dnie do budow y ich ciała, ale jeszcze prze
robić j e chem icznie, przysw oić. N ow ą ma- teryją do w chodzącej ju ż w skład ich ciała m ogą p rzyłączać tylk o w pew nćj ilości 1 przez pew ien czas, poniew aż pow iększanie się elem entów tkanek posiada granice, za
kreślone przez w arunki, niezbędne do w y
konyw ania w łaściw ych im czynności. Gra
nic tych tkanki nie m ogą przestąpić, tak np.
*) H um boldt, zesz. I, 1888
r.w łókno m ięsne, wchodzące jako h istologi
czna jednostka w skład m ięśnia, jak o j e dnostki anatom icznej, nie byw a n igdy dłuż- szem nad 5 cm i szerszem nad '/15 m m . Z te
go też pow odu przy w zroście np. m ięśni nic w ystarcza sam tylk o w zrost elem entów , ale musi mu jeszcze tow arzyszyć ich rozm naża
nie się. W taki sposób przy w zroście m ię
śni i przeważnej części innych m iękich tka
nek kom binują się u staw iczn ie procesy w zrostu i rozm nażania się komórek.
J e żeli będziem y obserw ow ali w zrost ko
ści, zauw ażym y w nich, oprócz rozmnażania się i wzrostu komórek, jedno jeszcze zupeł
nie now e zjaw isko. R osnące kości zm ienia
ją n iety lk o sw oję objętość, ale i sw ą postać, t. j. stosunek ich w ym iarów ulega znacznym zmianom. R ażący p rzyk ład takićj zm iany przedstaw ia nam szczęka dolna, na którśj u now onarodzonego dziecka zaled w ie moż
na rozróżnić gałąź poziom ą od p ion ow ej, pomimo, że w w ieku późniejszym obie w y
stępują bardzo w ybitnie. P o w ięk sza n ie się
kości odbyw a się w części w skutek roskła-
dania się n ow ych cząsteczek kostnych na
pow ierzchni ju ż istn iejących (wzrost przez
p rzylegan ie), w części w skutek w stawienia
n ow ych cząsteczek pom iędzy ju ż istniejące
706
W SZECH ŚW IAT.Nr 45.
(w zrost przez w nikanie). Jed n ak że kom bi- nacyja tych dwu rodzajów w zrostu n ie b y łab y zupełnie dostateczną, do u m o żliw ien ia zm iany form y. Zm iana ta dok on yw a się przez zn iszczen ie w p ew n ych m iejscach już istniejących części k ostn ych , tak np. na szczęce z ty łu i z d ołu nadkłada się nowa m ateryja, z przodu zaś i z góry, przew ażnie w m iejscu połączenia g a łę z i poziom ej z pio
nową, następuje w essan ie kości, tak, że ostatecznie tw orzy się w tem m iejscu kąt.
N ietylk o w zrost k ości przez przylegan ie (nakładanie) i przez w nikanie odbyw a się w skutek rozm nażania się kom órek, oraz przem iany zawartej w nich m ateryi, lecz i zjaw iska w sysania są ściśle zw iązan e z ich d ziałalnością. P e w n e kom órki (osteok la- sty) w ygryzają w kościach praw id łow e, na
turalnie m ikroskopijnych rozm iarów , o tw o ry i tem pow odują zn iszczen ie niektórych ich części. W ten sposób części szkieletu, uw ażanego zw y k le za sym bol śm ierci, przez czas w zrostu są siedliskiem najbardziej o ży w ionych p rocesów życiow ych , które m uszą ciągle p ozostaw ać w jaknajdokładn iejszćj harm onii tak pom iędzy sobą, ja k i ze zja wiskam i w zrostu w in n ych tkankach i or
ganach, aby nie w y w o ła ć p ow ażnych zabu
rzeń w organizm ie.
Najbardziej uderzającem zjaw iskiem w zrostu je st w yd łu żan ie się całego ciała, które zaw dzięczam y w zrostow i kości w ogó- le, a zw łaszcza d łu gich k ości k oń czyn d o l
nych.
W rozw oju każddj z n ich przyjm ują u d z ia ł trzy zaw iązki sk ostn ien ia (ją d ra czy li środki k ostn ien ia), z których d w a leżą na końcach kości (ep ip h y ses), je d e n zaś na trzonie łączącym końce (d iap h ysis). Z każ
dej strony trzonu, na gra n icy je g o z nasa
dami, zachodzą n a jży w sze p rocesy w zrostu, prow adzące do w yd łu żan ia się kości, to też te miejsca bardzo często stają się sied lisk iem chorób kostnych w okresie w zrostu.
W ch w ili obecnój zbadano ju ż n iejed en z su b teln ych procesów , stanow iących pod
staw ę dla w idocznych na zew nątrz ob jaw ów i rezu ltatów wzrostu, ale też i niejedno n ierosstrzygn ięte pytanie czeka je sz c z e na od p ow ied ź, co nie je st zresztą w cale d ziw - nem p rzy trudnościach, jak ie przedstaw iają badania tego rodzaju.
Znacznie łatw iejszem i są badania sk u t
k ó w wzrostu, wyrażających się w p ow ięk szeniu się długości ciała, je g o w agi i t. p.
Tutaj m ożem y osięgnąć swój cel zapomocą zw y k ły ch w ażeń i m ierzeń, które jed n ak p ow inny być dokonyw ane z planem , staran
nie i na m ożliw ie w ielkiej ilości osobników , jeż e li chcem y, aby one nas doprow adziły do w ykrycia jak ich praw ogólnych. T ak ie ba
dania zaczęli w ykonyw ać najpierw C ow el a n g lik (1833 r.) i CJuetelet (1835 r.). W pro
wadzonej przez n ich m etody trzym ano się praw ie aż do ostatnich czasów; polega ona na tem, że się bada jed n ocześn ie pewną ilość dzieci, np. d ziesięć, z każdego okresu;
z otrzym anych pom iarów w yprow adza się przeciętną w ysokość i przeciętną w agę dla dzieci w w iek u lat: je d n e g o , dw u, trzech i t. d. Tą drogą osięgnięto dość znaczne rezultaty, z których w ażniejsze p rzytoczy
m y tu w ed łu g zestaw ienia, uczynionego przez U ffel manna (1881 r.).
Zdrow e now onarodzone dziecko waży przeciętnie 3 — 3,5 kg; pierw sza liczba odpo
wiada d ziew czynkom , druga — chłopcom . A ż do chw ili dojścia do w ieku m łod zień czego waga ciała p ow iększa się praw ie 12 razy, tak, że u dzieci 15-letnich dosięga 3 6 —42 kg. L ecz p rzyrost ten nie je st cią
g le jed n ak ow ym i p od lega wahaniom , z k tó
rych najw iększe mają m iejsce w pierw szym roku życia.
N ie będziem y tu rospatryw ali przyrostu, osięgan ego w pierw szym roku, boby to nas zadałeko zaprow adziło, lecz przejdziem y odrazu do n astępnych lat: przy końcu dru
giego roku dzieci ważą zw yk le 3,5 raza więcej niż zaraz po urodzeniu, w zględnie zaś do końca p ierw szego roku w aga ich zw ięk sza się o '/g. T rzeci rok przynosi n ie w ielk i przyrost, m ianow icie '/io poprzedniej w agi. W czwartym roku przyrost znów się nieco zw iększa i pozostaje (u d ziew czy
nek do 8-m iu, u chłopców zaś do 10-ciu) stale jednakow ym 1 500 — 18 0 0 g rocznie.
O d d ziew iątego, respective jed en astego, ro ku życia zaczyna się znów nieco w iększy przyrost i trw a aż do osięgn ięcia w ieku m łodzieńczego.
P rzech od zim y teraz do w yd łu żan ia się ciała: now onarodzone dziecko posiada prze
ciętn ie w ysokość 50 cm, t. j. nieco m niej niż
Nr 45.
y 3 w zrostu dorosłego człow ieka; w zrost zaś dziecka 15-letn ieg o różni się od wzrostu do
rosłego mniój więcój o ' / , 2. D zieck o rośnie najwięcój w okresie ssania: przy końcu 12 m iesiąca w zrost je g o osięga pow iększenie 20 cm (40% ), t. j. liczy 70 cm. P rzyrost ten w w ięk szym stopniu w ypada na dolną część ciała. W drugim roku ciało w yd łu ża się praw ie o 15°/0 (10 cm ), w trzecim ju ż tylk o o 8% (7 cm); począw szy od czw artego roku przyrost pozostaje mniój więcój je d n o stajnym , koło 5 cm rocznie. W ciągu pier
w szych pięciu lat życia pierw otna długość ciała podw aja się, na początku piętnastego je st ju ż trzy razy dłuższą, t. j. lic zy 150 cm.
T o stosuje się do chłopców . D ziew częta dosięgają w ogóle mniej szćj w ysokości, ale też zato w zg lęd n ie do sw ego m axim um r o sną nieco prędzój.
W ed łu g pom iarów, dokonanych nad p o pisow ym i w N iem czech , m axim um w ysoko
ści dosięga przeciętnie 170,5 cm. N a jw ięk szym w zrostem , jaki znam y, b y ł obdarzony olbrzym szw ed zk i z gw ard yi F ryd eryk a W ., a m ianow icie 252,3 cm; najm niejszym z m ie rzony przez Buffona k a r z e ł—43,3 cm.
P rzyrost w agi nie idzie zu p ełn ie ró w n o leg le z w ydłużaniem się ciała; albow iem pierw otna w aga pow iększa się 12 razy, gdy tym czasem d łu gość ciała zaled w ie potraja się. P o n iew a ż w aga pozostaje w stosunku prostym do objętości, gd y b y w ięc stosunek w ym iarów ciała nie u le g a ł żadnym zm ia
nom p rzy w zroście, p rzyrost jćj pow inienby odpow iadać trzeciój potędze przyrostu d łu gości, t. j. w aga pow innaby się zw iększać więcój niż 27 razy. P o n iew a ż jed n a k tak n ie je st, dow odzi to, że ciało rośnie wolnićj na szerokość niż na w ysokość, czyli, że ciało człow iek a dorosłego jest w ysm uklejszem niż now onarodzonego dziecka.
Zasadę, na jakiój opiera się m etoda, w pro
w adzona przez Q ueteleta i używ ana przez jeg o następców , stanow i w y k ry ty przez Q ue- teleta fakt, że p rzeciętn e dane z pom iarów trzech grup po d ziesięć „ p raw id łow ych ” osobników tój samój k ategoryi różnią się mniój m iędzy sobą, niż trzy pom iary je d n e go osobnika. M etoda ta jed n a k , naw et gdy będziem y um iejętnie dobierali osobniki z p e
w nych okresów w zrostu, n ie może być zu
pełnie dokładną, a rezultaty jój będą zaw sze
ograniczone. U żyw ając jój, w yrzekam y się m ożności w ykrycia opóźniającego lub p rzy
spieszającego w p ływ u , ja k i w yw iera na szybkość wzrostu każdy rok ze sw em i w ła ściw ościam i m eteorologicznej lub społecznój natury. E ów nież pozostają n iew yk rytem i różnice, ja k ie wskazuje postęp przyrostu, jako też je g o ostateczny rezultat w zględ n ie do pierw otnego stanu. Bądźcobądź, ch o
ciaż n ie m ożna odm ówić tój m etodzie pe- wnój w artości (np. zbadanie stosunków w zrostu w pew nym jeg o okresie), za zu p eł
nie odpow iadającą celow i m ożna uważać tylko m etodę, polegającą na ustaw icznem badaniu tego sam ego osobnika. M etoda ta, chociaż trudniejsza i m ozolniejsza, daje znacznie lepsze w yn ik i. Sam Q uetelet tak się o niój wyraża: „praw idłow y w zrost u j e dnego osobnika aż do c h w ili osięgnięcia dojrzałości jest praw ie w yjątkow em z ja w i
skiem; jestem jednak daleki od zaprzeczania doniosłości pom iarom , d okonyw anym nad tym samym osobnikiem , je ż e li tylko można je w ykonać z należytą ścisłością”.
Mając na w zględ zie doniosłość tój osta- tniój m etody, lekarz poznański, Landsber- ger, w y k o n y w a ł corocznie w ciągu lat 1 8 8 0 —1886 pom iary znacznój liczb y uczniów szk ół poznańskich różnych stanów i naro
dow ości. N ajw ażniejszem jest to, że p o m iary sw oje w y k o n y w a ł on stale w jednój porze roku (m ięd zy 5 — 15 Maja) i dnia, w tój samój szkolnój sali, zapom ocą tych sa
m ych przyrządów i nad tym i sam ym i oso
bnikam i (ch łop cy od 6 — 13 lat). W y n ik i je g o badań są następujące:
R óżnice plem ienne m iędzy niem cam i i p o lakam i co do długości ciała i szybkości w zrostu dzieci n ie u jaw n iły się praw ie w ca
le , zato bardzo w yraźnie u w id o czn iły się czynniki społecznój natury. G odnem u w a gi jest, że dzieci klas m ajętniejszych p rzy
chodzą do szk oły siln iejsze i w iększe, lecz, pomim o dostarczania im w dalszym ciągu lepszego pożyw ien ia, w zrost ich w ciągu pierw szego roku szkolnego nie je st bynaj
mniej szybszym . F ak t ten zgadza się w z u p ełn ości z je szcz e dawniój zrobnionem od
kryciem , z którego w ynika, ja k w ielkie zna
czenie dla lepszego rozw oju ciała posiada
trosk liw e i staranne dostarczanie pokarmów
w okresie n ajw cześn iejszego dzieciństwa.
708
w s z e c h ś w i a t.N r 45.
N astępująca tablica, którą, zaw dzięczam y obszernym badaniom R ussow a, w skazuje to wyraźniej. D zieci, karm ione w stanie n ie
m ow lęcym piersią matki lub mamki są w niój oznaczone przez A , a sztucznie kar
m ione przez B . P r z y końcu
Koku Dzieci W ażyły
przeciętnie
Miały wysokości
P ierw szego A 9,9 kg 73 cm
B 7,4 „ 66 „
D ru giego A 11,1 „ 83 .,
B 8,6 „ 75 „
T rzeciego A 12,6 „ 89 „
B 10,5 „ 83 „
C zw artego A 14,2 „ 93 „
B 12,0 „ 87 „
P ią teg o A 15,3 „ 100 „
B 13,4 „ 98 „
S zóstego A 17,0 „ 106 „
B 15,7 „ 102 „
Siódm ego A 18,2 „ 110 „
B 15,9 „ 105 „
Ó sm ego A 20,7 „ 116 „
B 18,3 „ 113 „
L andsberger stw ierd ził m iędzy innem i następujące godne u w agi ob jaw y wzrostu:
ram ię i przedram ię przez czas w zrostu za
chow ują w zajem nie swój p ierw o tn y stosu nek; obw ód piersi ju ż w w ieku szkolnym sięg a praw ie '/2 w ysokości ciała (ja k to p o w inno być u p op isow ych ). Szerokość pier
si rośnie prędzej n iż szerokość p leców , co jest bardzo przydatnem dla rozw oju k latk i piersiow ej; przyrost d łu g o ści ciała za w d zię
czam y g łó w n ie w zrostow i je g o dolnój czę
ści, m ianow icie nóg, a w szczeg ó ln o ści uda.
Czaszka rośnie zu p ełn ie n iezależn ie od in n ych części ciała, w e d łu g w łasn ych praw.
G odnem je st u w agi, że o ile w zrost czasz
k i w okresie szkolnym odznacza się p o w o l
nością, o tyle uderzająco szybkim je s t roz
wój tw arzy.
(dok. nast.).
B . D .
DRGANIA ELEKTRYCZNE I D R G A N I A Ś W I E T L N E .
Pom im o olbrzym iego rozrostu nauki o e le ktryczności, pom im o obszernego zasobu fak tów , ja k ie nagrom adziła i których całe dzia
ły zostały teoretycznie ujęte i m atem atycz
n ie opracow ane, przyznać jeszcze m usim y, że n ie w iem y, co to je st elektryczność. B a dania w szakże lat ostatnich przynoszą w sk a
zów ki, że zagadka ta nie je st niedostępną i że zdoła ona osięgnąć rozw iązanie p odo
bne, ja k ie uw ień czyło p oszukiw anie nad istotą św iatła i ciepła.
R ok bieżący m ianow icie — w y rzek ł prof.
G. F . F itzg era ld , otw ierając posiedzenia sekcyi fizycznćj tegorocznego zjazdu S to w arzyszenia brytańskiego (B ritish A ssocia- tion ) w Bath,-—pam iętny będzie w dziejach fizyki rosstrzygnięcicm zasadniczego p y ta n ia, czy zjaw iska elektrom agnetyczn e za
chodzą przez bespośrednie działanie z o d le
głości, czy też polegają na udziale przen o
szącego j e środka. Stanow cze to ośw iad czenie uczonego a n gielsk iego tyczy się ba
dań H ertza, ogłaszanych przez autora w spra
w ozdaniach berlińskiej akadem ii nauk, a które w y p a d ły na korzyść drugiego po
glądu, że m ianow icie roschodzenie się dzia
łań elektrom agnetyczn ych odbyw a się za p o średnictw em p ew n ego środka. P . H ertz prow adzi ciekaw e sw e dośw iadczenia od lat kilku, w ed łu g rozległego planu, układ ich wszakże je st zbyt za w iły , aby się dały tre
ściw ie przedstaw ić. B liż sz y ich w ięc opis postaram y się podać w p rzyszłości, tym cza
sem zaś poprzestaniem y na w skazaniu o g ó l
nego ich znaczenia, w ed łu g przytoczonej m owy prof. F itzgerald a.
G dy dla w yjaśnienia najprostszych obja
w ów elek tryczn ych podajem y, że elek try cz
ność posiada w łasność przyciągania z o d le
głości, jesteśm y na stanow isku daw nych fi
zyk ów , którzy, aby w yjaśnić podnoszenie się w ody w pom pie, tw ierd zili, że przyroda obaw ia się próżni. Znaczy to w szakże ty l
ko, że znam y fakt, ale nie posiadam y je g o
w yjaśnienia. W dziejach nauki nastręczało
Nr 45.
W SZECHŚW IAT.się w iele podobnych pytań, dopóki nie z o sta ły na drodze dośw iadczalnej rosstrzy- gnięte. N ajw ażniejsze z tych kw estyj t y czyły się sporu m iędzy emisyjną, a u d u la- cyjną teoryją św iatła, oraz m iędzy ciep lik o
wą. czyli m ateryjalną a k in etyczn ą teoryją ciepła. K lasyczn e dośw iadczenia, które roz
strzygn ęły na korzyść undulacyjnej teoryi św iatła i kinetycznej teoryi ciepła, są to najw ażniejsze dośw iadczenia, jak ie k ied y
k olw iek zostały w ykonane. Skoro dostrze
żono, że ciepło gin ie, gd y praca w ystępuje i naw zajem , upaść m usiała hipoteza c ie p li
ka, ja k o substancyi niew ażkiej; skoro do
strzeżono, że św iatło roschodzi się w olniej w środku gęstym aniżeli rzadkim , pojęcia o istocie św iatła u le g ły przeobrażeniu.
W praw dzie, dośw iadczenia R um forda i D a- vego nad ciepłem , oraz Y ou n ga i F resn ela nad św iatłem , rosstrzygn ęły k w estyje te da
leko w cześniej, zanim błędne poglądy sta
now czo zostały w yrugow ane; teraz jed n ak spodziew ać się w oln o, że nauka nie będzie tak opieszałą w p rzyjęciu rezultatów do
św iadczenia tyczącego się elektrom agnetyz
mu, ja k b yła w zględem św iatła i ciepła i że żaden n ow y C arnot nie będzie tu potrzebo
w ał rozw ijać n ależytych tłum aczeń na pod
staw ie błędnej hipotezy.
Zobaczm y w reszcie, w jaki' sposób kw e- styja ta rozw iązaną została, odw ołując się do przykładu, który nam rzecz tę jaśniejszą uczyni. W ję z y k a potocznym m ów im y, że balony lub p ow ietrze ogrzane wrznoszą się w górę dlatego, że są lek k ie. W czasach daw nych w yrażenie to było jaśn iejszem , m ó
wiono bow iem , że ciała te posiadają w ła sność, zwaną lekkością: „lekkość" przeciw na była „ciężkości". C iężkość spraw iała, że rzeczy d ążyły ku d o ło w i, lek k ość w y w o ły
wała dążenie ich ku górze, — b y ł to rodzaj działania z od ległości. O becnie, g d y cięż
kość i lekkość przypisano jednakiem u d zia
łaniu ziem i, podnoszenie się balonów , p o wietrza ogrzanego lub płom ieni tłum aczy się przez w p ły w pow ietrza. W szyscy w ie
dzieli, że p o w ietrze istnieje, nikt jed n ak nie przypuszczał, że je m u to n ależy przypisać wznoszenie się p łom ien i w górę: dziś rozu
miemy, że w zbijanie się balonów zależy od różnicy ciśnienia w różn ych w arstw ach at
mosfery.
W podobnyż sposób w iedzieliśm y daw no, że eter j estto środek w szystko przenikaj ący, zajm ujący w szelkie m iejsce w przestrzeni.
Istn ien ie jeg o je st koniecznem następstw em undulacyjnej teoryi św iatła. Słyszym y n ie
raz pytanie, do czego się wam eter przydaje? O dpow iedzieć na to można p y taniem , dlaczego otrzym ujem y św iatło w osiem minut dopiero po w ysłaniu go przez słońce? O koliczność ta tłum aczy, dlaczego eter je st konieczny; gd yb y św iatło nie p o trzebow ało czasu dla przejścia drogi od słońca, nie potrzebow alibyśm y też eteru.
W podobnym przypadku jesteśm y i w zg lę
dem działań elektrom agnetycznych. Istn ia ły dw ie hipotezy co do p rzyczyny tych ob
jaw ów : jed n a przypisyw ała przyciągania elektryczne tem u, że to co nazyw am y elek trycznością, posiada w łasność działania na odległość; druga tłu m aczyła je przez w strzą- śnienie, w yw ieran e za pośrednictw em eteru, poniekąd na wzór tego, ja k p ow ietrze p o pycha balon w górę. R osstrzygn ęły to d o św iadczenia H ertza, przekonał się on b o wiem niew ątp liw ie, że fale elektrom agnety
czne okazują objaw y interferencyi, ja k fale św iatła i że działania elektrom agnetyczn e roschodzą się w pow ietrzu z szybkością św iatła.
P rzy pom ocy pięknie pom yślanego urzą
dzenia otrzym ał Iie r tz prądy przeryw ane, tak n iew yp ow ied zian ie szybko po sobie na
stępujące, że długość ich fal w y n o siła około dwu m etrów. A b y szybkość tę drgań elek
trycznych pojąć, przypom nijm y sobie, że ruch falow y posuw a się o jednę falę w tym samym czasie, gdy jed n o drgnięcie się koń
czy. F a le elektrom agnetyczne roschodzą się, jak pow iedzieliśm y, z szybkością św iatła, zatem z szybkością około trzystu tysięcy k i
lom etrów na sekundę; gdyby w ięc drgań na sekundę dokonyw ało się trzysta tysięcy, fala każda m iałaby kilom etr d ługości. Skoro zaś fale b y ły około p ięciu set razy krótsze, szyb
kość drgań m usiała być w tym że stosunku wyższą, przeszło sto m ilijon ów na sekundę.
W ja k i zaś sposób zd o ła ł eksperym entator w yk ryć drgania te i ich interferencyją? N ie m ógł ich w idzieć, b y ły bow iem do tego o w ie le zb yt pow olne; m usiałyby się doko
nyw ać m ilijon razy prędzej, aby się stały
w idzialnem i. N ie m ógł też ich słyszeć, b y
710
W SZECH ŚW IA T.N r 45.
ły bow iem zb yt szybkie; m u siałyb y być mi- ]ijon razy pow oln iejsze, aby się u sły szeć (lały. U ż y ł w ięc do tego celu zasady rezo
nansu czy li w sp ółd źw ięczn ości, w yw ołu jąc przez indukcyją prądy w innym p rzew od n i
ku. D rugiem u tem u p rzew o d n ik o w i nadał w ym iary takie, że peryjod drgań jeg o dla prądów elek tryczn ych b y ł takiż sam, jak w p rzyrządzie, k tóry w ytw arzał prądy p ier
w otne, p rzy tak b ow iem dobranych w ym ia
rach ruchy w drugim przew odniku w yp a
dają n ajsilniój. P rą d y pow stające przez indukcyją w p rzew od n ik u drugim zdradza
ły swą obecność iskram i, które p rzesk ak i
w a ły przez drobną przerw ę, w przew od n ik u tym pozostaw ioną.
P r z y takiem urządzeniu, k tórego szczegó
ły zresztą są dosyć skom plikow ane, m ógł H ertz u ch w ycić objaw y in terferen cyi, z a chodzące m iędzy falam i padającem i na ścia
nę, a falam i od n i e j odbitem i. W ibrator sw ój, w ytw arzający prądy przeryw ane, u m ieścił w pew nej o d leg ło ści od ściany, tak, że o d leg ło ść ta w y ró w n y w a ła k ilk u d łu g o ściom fali, przew od n ik zaś drugi, w którym prądy m ia ły być w zbudzane um ieścił m ię
dzy tem w ibratorem a ścianą; otóż na tój przestrzeni dostrzegł, że w k ilk u punktach le d w ie że się u k azyw ały słabe isk ry w przer
w ie pozostaw ionej w drugim przew odniku, gdy w punktach in n ych , w od ległościach znaczniejszych od generatora, w y stęp o w a ły znow u silnie; zanikania zaś te isk ry zach o
d z iły w regularnem następ stw ie, w je d n a kich odstępach m ięd zy generatorem a ścia
ną. T ak w ięc, ja k badania Y ou n ga i F r e s
nela nad krzyżow aniem św iatła uzasadniają teoryją undulacyjną w optyce, tak też d o św iadczenie H ertza p otw ierd za teoryją drgań eteru w elek trom agn etyzm ie. Jestto w ięc rezultat św ietn y, dow odzący, że d zia łania elektrom agnetyczn e zależą od środka przenikającego w szelką znaną przestrzeń i że to je st tenże sam środek, który przenosi objaw y światła.
P o g lą d ten, który w dośw iadczeniach H ertza zysk ał poparcie, tak siln ie zaak cen tow an e w przem ów ieniu prof. F itzgerald a, zbliża i indentyfikuje drgania elektryczne i św ietln e. P od ob n eż p om ysły rozw ija prof.
0 1 iv e r J. L o d g e w szeregu artyk u łów , za
m ieszczanych obecnie w angielskiej „N atu
r ę ”; jed en z ustępów nieskończonej dotąd tej pracy obejm uje ciek aw e uw agi nad św ia
tłem , m ianow icie co do sposobów sztu czn e
go ośw ietlania, a że zostają one poniekąd w zw iązku z wyżej rozw iniętem i poglądam i na istotę objaw ów elek tryczn ych , podajem y je tu w dosłow nem tłum aczeniu.
O becny nasz system otrzym yw ania św ia
tła sztucznego zarów no jest m arnotrawny, ja k i n ieskuteczny. P otrzeba nam w y w o łać je d y n ie drgania dokonyw ające się w g ra
nicach od czterech do siedm iu trylijonów na sekundę; inne są zg o ła bezużyteczne, drga
nia bow iem szybsze lub w oln iejsze nie w y w ierają na siatków kę naszą żadnego działa
nia; nie um iem y w szakże dotąd w ytw arzać drgań oznaczonej częstości.
U m iem y w y w o ły w a ć drgania oznaczone m iędzy 100 a 2 0 0 0 na sekundę; innem i sło w y, um iem y w zbudzać ton oznaczonej w y sokości i um iem y utrzym yw ać w sposób cią
g ły ca ły szereg takich tonów zapom ocą fu jarek lub urządzeń k law iszow ych . M oże
m y także — ja k k o lw iek rzecz to je st mniej zn a n a —w zbudzić chw ilow o oznaczone drga
nia eteru, ale nie w iem y dotąd, jak ruch ten utrzym ać w sposób cią g ły . A b y zyskać drgania o okresach najkrótszych, m usimy zaatakow ać atom y. W iem y, ja k atom y w praw ić w drgania,— rezultat ten otrzym ać m ożem y ogrzew ając daną substancyją. G d y byśm y m ogli działać na każdy atom zoso- bna, niedziałając na inne, otrzym alibyśm y zapew ne p ew ien rodzaj drgań dobrze ok re
ślony. R ezultat taki b y łb y m ożliw y, nie jest w szakże pożądany, atom y bow iem , n a
wet odosobnione, mają m nóstwo w łaściw ych sobie rodzajów drgań, z których m ała tylko liczb a byłaby dla nas użyteczna, 'a n ie w ie
m y nadto jeszcze, ja k pobudzić jed n e z tych drgań, niew zbudzając innych.
R zeczyw iście też n ie atakujem y atom ów od d zieln ych , ale d ziałam y na n ie w zbitej ich masie, a rodzaje ich wibracyj w ystępują w ted y niejako w ilości nieskończonej.
B ierzem y pew ną ilość m ateryi, dajmy, w łók ien k o w ęglow e lam py żarzącej lub b ryłk ę w apienną lam py tlenow odornój, a p o dnosząc stopniow o ich tem peraturę, nadaje
m y atom om ich rodzaje drgań coraz szybsze.
N ie przeobrażam y drgań p ow oln ych w
drgania szybkie, ale dokładam y drgania
Nr 45.
W SZECHŚW IAT.szybsze do w olniejszych aż do punktu, gdy oddziaływają, na naszą, siatków kę i w tedy jesteśm y zadow oleni. P ozn ajem y w szakże łatw o, ja k postępow anie to je s t em piryczne i m arnotraw ne. P otrzeb a nam n iezb yt roz
ległej skali drgań szybkich, a nie um iem y dokonać tego lep iej, ja k w ytw arzając cały szereg drgań od sam ego początku. Jestto tak, jakbyśm y, chcąc w praw ić w drganie w ysoką ok taw ę organów , b yli zm uszani do naciskania w szystkich k lu czy i w szystkich p edałów , w yw iązując w ten sposób cały ura- gan dźw ięków .
P rzytoczon e tu p rzyk ład y są to najbar
dziej udoskonalon e m etody otrzym yw ania św iatła sztucznego, niezużytkow ane bow iem przez nie drgania są tylk o nieużyteczne, ale nie są szk od liw e. M etody dawne są daleko gorsze, p olegają bow iem na zużytkow aniu palenia ja k iejk o lw iek substancyi. P o stęp o w anie takie pozw ala otrzym yw ać potężne prom ieniow anie, drgania w szakże użytecz
ne, te zatem , które pozw alają nam w idzieć, stanow ią ty lk o nieznaczny praw ie ułam ek w szystkich drgań, przez palenie pow odow a
nych.
K ażdem u wiadom o, że palenie je st zaró
wno nieprzyjem nym ja k i m ało h ygijen icz- nym sposobem w ytw arzania światła; n ie
w ielu jed n a k ty lk o zdaje sobie spraw ę, że i w szystkie inne dotąd u żyw an e m etody są w tym że sam ym przypadku i, że m etoda tak mało zadaw alająca i tak m ało ekonom iczna, ja k rozżarzanie w ęgla w lam pie elek trycz
nej, przeżyje niew ięcój nad k ilk a d z iesię
cioleci, stu lecie jed n o conaj w yżej.
Spójrzm y na piece i na k otły w ielkiej m achiny parow ej, wprawiającej w ruch gru
pę m achin elektrodynam icznych i oceńm y w ydatkow aną ilość energii; spójrzm y nastę
pnie na rozżarzone w łók ien k a lam p, zasila
nych przez te m achiny dynam oelektryczne i spróbujm y ocenić część wytw orzonej ener
gii prom ienistej, istotn ie dla oka użyteczną.
B ędziem y ją m ogli porów nać do słabego to nu w całej orkiestrze.
N ie będzie to za w iele, je ż e li pow iem y, że chłopiec obracający korbę, gdyby energija, jaką w ydatkuje, dobrze b y ła skierow ana i zużytkow ana, m ógłby w y w o ła ć tyleż św ia
tła skutecznego, co w szystek ten zbiór me
chanizm ów i cały ten n ak ład paliw a.
M ogłoby się w ydaw ać, że jest coś p r zeci
w nego prawom natury w tej nadziei, że bę
dziem y m ogli w ytw arzać i zużytkow yw ać pew ne prom ieniow ania bez innych; ale lord R ayleigh w krótkiej nocie, przedstawionej S tow arzyszeniu Brytańskiem u na zgrom a
dzeniu w Y orku w r. 1881 w ykazał, że tak n ie jest, mamy w ięc odtąd prawo usiłow ania dopięcia tego celu. N ie w iem y jeszcze, jak będziem y m ogli w ytw arzać i zużytkow yw ać pew ne prom ieniow ania, ale jestto jedna z najw ażniejszych rzeczy, których p o w in niśm y się nauczyć.
K to k o lw iek w id zia ł robaczka św ięto ja ń skiego, b y ł zapew ne uderzony tym faktem , że św iatło je g o otrzym uje się tak łatw o ani przez z w y k łe palenie, ani przez machinę parow ą wpraw iającą w ruch m aszynę dy- nam oelektryczną. O bjaw y fosforescencyi marnują n iew iele energii przez p rom ien io
wanie; prom ienie zdolne do oddziaływ ania na siatków kę w ysyłan e sąbespośrednio, a dl».
w yw ołania ich potrzeba nadzw yczaj tylk o drobnój ilości energii.
P rom ien ie słoneczne, coprawda, obejm u
ją w szelkie rodzaje drgań, ale one oprócz ośw ietlania przedm iotów , mają do sp ełn ia
nia n iesłych an ie w iele in n ych jeszcze czy n ności, a w szystk a en ergija słoneczna jest użyteczna. P rzy ośw ietlaniu sztucznem żą
dam y li tylk o św iatła i nic innego; g d y nam potrzeba ciepła, lepiej otrzym ać je o d d ziel
nie przez palenie.
Skoi
' 0poznam y dokładnie, że św iatło je st jed y n ie drganiem elektrycznem , p ow in n iś
my natychm iast zająć się poszukiw aniem sposobu, dozw alającego w zbudzać i u trzy
m yw ać drganie elektryczne dostatecznej szybkości. G dy rezultat ten zostanie osię- gn ięty, zadanie ośw ietlania sztucznego bę
dzie rozw iązane.
K rótki ten ustęp obszernej pracy prof.
L od ge, w skazuje n iew ą tp liw ie n ow e drogi badań i poszukiwań; opiera się on, ja k w i
dzim y, na analogii drgań elek tryczn ych i św ietlnych i tylk o na tej zasadzie może być zrozum ianym . D la teg o też poprzedzi
liśm y go objaśnieniam i zaczerpniętem i z w y
kładu prof. F itzgerald a, gd zie analogija ta tak dobitnie i stanowczo na podstaw ie do
św iadczeń H ertza w ykazaną została.
T. ł i .
712
W SZECH ŚW IA T.N r 45.
PASORZYTNA
G L I S T A B U R A C Z A N A
(N E M A T O D A )
Heterodera Schachtii A. S.
(C iąg dalszy).
II .
G listy ok rągłe czy li nem atody p rzedsta
wiają, dużą grupę naturalną ustrojów zw ie
rzęcych , m ieszczącą się w dziale robaków (Y erm es), bardzo liczn ych przed staw icieli w przyrodzie m ających. R osp ow szechnienie g list tych je s t znacznie w iększem n iż napo- zór niejednem u w yd aw aćb y się m ogło.
Część rodzin, składających w ie lk i szereg g list ok rągłych , ma w yb itn ych p rzed staw i
cieli śród p asorzytów człow iek a, zw ierząt ssących, in n ych kręgow ców , ow adów i t. d.
O sław ion a trychina, askarydy ludzka i z w ie rząt dom ow ych, oxyuris czło w iek a i inne gatunki tegoż rodzaju, są to w szystko ty p o
we p rzyk ład y p asorzytów , osiedlających się przew ażnie w k an ale pokarm ow ym . In n e g listy pasorzytne są podskórne, in n e osie
dlają się w sp ecyjaln ych organach ciała, inne w reszcie żyją w części p asorzytnie, w części zaś sw obodnie, w w odach, bagnach i t. p. Z naczna bardzo część jednakże z rzę
du nem atodów żyje przez ciąg całego sw e
go życia sw obodnie, w ziem i pól, łąk i la sów , żyw iąc się korzonkam i, a p ew n a znów liczba znajduje się takich, które p asorzytnie na danej osied lając się roślin ie, toczą soki jćj korzenia lub też w ychodzą przy w zroście rośliny nad ziem ię, toczą części nadziem ne (łod ygę, cebulki, tkanki roślin skrytokw ia- tow ych ), a n iek ied y n aw et p rzy w y k sz ta ł
caniu się zaw iązku ow ocow ego, dostają się do w nętrza sam ego ow ocu i w ziarnie o cze
kują w ysiew u , zapew niającego p o ży w ien ie now em u potom stw u. D rob n iu tk ie w ągorki z ziem i ornój, zw in n e, cien iu tk ie robaczki, hyżo się w ijące i poruszające, są przedsta
w icielam i sw ob od n ie żyjących g list okrą
g ły ch . W ągorek p szen iczn y czy li m ątwik
p szen icy (T ylćn ch u s devastatrix R itz. Bos) słu ży za przykład złośliw ych n iszczycieli ziarna i n iew yb red n ych napastników w szel
kich części zielonych rośliny i w ogóle orga
n ów nadziem nych.
R obaki te są w w iększej części rozd ziel- ■ nopłciow e; sam ice częstsze, w iększe i w y żej zazw yczaj rozw inięte od sam ców, znoszą m nóstw o ja j lub rodzą żyw e zarodki; ciało g list krągłe, d łu gie, często n itk ow ate, z w ła szcza u sam ców; sam ica często w rzeciono
watej lub pękatej form y, w skutek znaczne
go nagrom adzenia ja j. Środek n itk i lub w rzeciona zajm uje k anał pokarm owy; otw ór gęb y na przednim końcu ciała; p rzeciw legły koniec zazw yczaj w yd łu żon y bywa w ogon różnej dłu gości, charakterystyczny nieraz dla danego rodzaju lub gatunku.
W szy stk ie, lepiej dotąd zbadane glisty ok rągłe, w ciągu sw ego życia przechodzą trzy zasadnicze, podstaw ow ą w ażność m a
jące okresy: okres zarodka, okres ląrw y i okres zw ierzęcia dorosłego. O byczaje zw ierząt są ściśle zw iązan e z tem i trzema okresam i życiow em i: są np. robaki, które w szystkie trzy okresy życia przepędzają w trybie życia pasorzytniezym , bądź w j e dnym organie i na jed n em m iejscu (O xyu - ris verm icularis?) bądź w różnych zw ierzę
tach, w różnych tkankach ich ciała (T rychi- ' na); są też in n e, które przez dw a okresy ż y ją jako p asorzyty, trzeci okres spędzając
w niezależności i sw obodzie; a także takie, które w je d n y m tylk o okresie są pasorzyta- mi; niektóre w reszcie form y, ja k wyżćj nad
m ien iliśm y, mogą przez całe sw e życie z o staw ać w b ezw zględnej, zupełnej sw obodzie.
D la okresów życia, o których tu m ow a, cha- rakterystycznem jest, że w przejściu z j e dnego do drugiego zw ierzę zrzuca skórę czy li lenieje, a nadto mniej lub bardziej w ybit
nie zm ienia k ształt i w y g lą d ciała. N em a
tody w ogóle mają pew ną skłonność do le nienia; istnieją m iędzy niem i form y, które skórę po kilkanaście razy w ciągu życia od
nawiają; najm niej jed n ak robaki te przez dw a zasadnicze len ien ia przechodzić muszą i jedno z nich odpow iada przejściu zarodka w larw ę czy li poczw arkę, która g d y doro
słem , płciow em staje się zw ierzęciem , z n o
wu skórę sw ą zrzucić i na now ą zam ienić
musi. U pasorzytów len ien ie to i zm iana
O - l i s t a , T o u r a c s a a a ( H e t e r o c L e r a S c 3 a . a c l b . t i i ) .
714
W SZECH ŚW IA T.Nr 45.
okresu życia, zazw yczaj przypada po zm ia
nie ośrodka (po dostaniu się do w n ętrza lub odw rotnie po op u szczen iu d otych czasow ego żyw iciela); u sw ob od n ie żyjących form wą- gorkow ych o tych przejściach stanow ią po
ry roku, w iek osob n ik ów , a w reszcie w a
runki fizyczne otoczen ia (w ilg o ć , tem pera
tura). D la zarodków g list, żyjących w zie
mi, charakterystyczną je s t w łasność ich ła tw ego w ysychania i pozornego zam ierania na d łu gi p rzeciąg czasu, z m ożnością obu
dzenia się, zm artw ychw stania za pierw szem pojaw ieniem się w ilg o ci i ciepła. P rzez ty godnie, m iesiące, ba, przez lata całe mogą drobne zarodki robaków tych sp oczyw ać bez śladu życia — rzucone do kropli w ody, budzą się i w iją po latach w ielu ja k w tedy, gd y je do suchego m iejsca przeniesiono.
Zw ierzątka te, zajm ow ały w ybitne m iejsce śród przytaczanych daw niej w rospraw ach francuskich g łó w n ie u czonych, tak zw anych anim aux rósuscitants (zw ierząt w skrzesąją- cych). Jak d ow iod ły n ajnow sze dośw iadcze
nia h olen d ersk iego botanika, R itzem a-B osa, zarodki te mają też w łasność om dlew ania i zapadania w letarg pod w p ływ em sub- stancyj w yd zielających woń w ybitną (za do
daniem do w ody sera, mięsa i t. d.). Zarodek w ysu szon y lub om d la ły m oże bez żad n ego uszczerbku pozostaw ać w stanie pozornój śmierci przez czas choćby n ajd łu ższy, aż do pom yślnych dla życia sw eg o w arunków . W o g ó le jed n a k , w w arunkach przyrody, zarodki unikają su szy i obdarzone są k u te
mu n iezw y k łą łatw ością przem ieszczania się w głąb ziem i przy w y sy ch a n iu jćj w arstw pow ierzchow nych; odw rotna w ędrów ka, ku pow ierzchni, odbyw a się za nadejściem d e
szczów . T e w łasn ości n ależytego p rzysto
sowania się do niep om yśln ych o k o liczn o ści w przyrodzie dają dobre pojęcie o w y tr w a łości robaków , z którem i w naszym w y p a d ku burak lub rzepak, a w łaściw ie stojący poza roślinam i tem i czło w iek ma do w a l
czenia.
Rodzaj H eterodera, który nas tu sz c z eg ó ło w o zajm uje, należy do rodziny w ągorko- w atych (A n guillulidae); zam ieszkującej z ie m ię i żyw iącej się bądź m ateryjam i roskła- dającem i się w ziem i, bądź korzen iam i ro
ślin. J e st on blisko spokrew nionym z rodza
jem T y len ch u s, do którego należy T. devasta-
trix, w spom niany ju ż w yżej niem iłosierny niszczyciel ziarna pszennego, m łodych k ie ł
ków cebuli i hijacyntu, g łó w ek kw iatow ych kardu sukienniczego (D ip sacu s fullonum ), a naw et m chów leśnych. H eterodera od
znacza się krótkim bardzo ogonem samicy dorosłej i praw ie osiow em w skutek tego położeniem otworu odbytnicy. C iało sam ców m ało się różni od ciała innych, p okre
w nych z tą formą rodzajów . Sam cy i sam i
ce H eterodera Schachtii żyją na korzonkach buraczanych i na innych korzeniach; sam cy, rzadziej spotykani, nie są oku gołem u w i
doczni; sam ice za to, w form ie m lecznobia- ły ch (na św ieżej roślinie) kuleczek, są ła tw o w idoczne na korzeniu, ja k to się oka
zuje z fig. 1., przedstaw iającej dw a dro
bne korzonki oderw ane od g łó w n eg o korze
nia, w naturalnej, mniej w ięcej, w ielkości.
P o d lupą, banieczki te w yraźniej odróżnia
ją się, a ich cytrynkow ata forma (por. k o n tury fig. 6 i 7) uchw yconą ju ż łatw o być może. Słabe p ow iększenia m ikroskopow e ukazują w reszcie dokładnie kształt p ęk a tych samic; znaczny w ym iar poprzecznej średnicy ich ciała, n ie pozw ala przejrzeć przez ciało robaka, n ie widać w cale w ew n ę
trznej bu d ow y, niepodobna w yróżnić naw et kanału pokarm ow ego ani narządów p łcio w y ch . Za naciśnięciem szkiełka, je śli ro
baka niem p rzykryliśm y, lub za rozdarciem ig iełk ą , w ysypują się, ja k to ju ż w yżej za
zn aczyliśm y, jaja w w ielk iej obfitości. W ó w czas dopiero pew ne szczegóły budow y w e w nętrznej stają się w idocznem i. N a bura
kach w yschłych, zw iędniętych, kuleczk i białe ciem nieją, stając się w suchem a cie
płem pow ietrzu rdzaw o-brunatnem i, a na
stępnie czarnem i. T a zm iana barw y, m oż
ność rozgniatania w palcach oraz nieodpa- danie robaków od korzenia przy myrciu lub płókaniu w w odzie, pozw alają łatw o odró
żnić g listy na korzeniu siedzące od ziarn piasku i innych z ziem i pochodzących z a nieczyszczeń , czepiających się korzenia, (o ile przy badaniu nie mamy pod ręką szkła po
w iększającego, usuw ającego stanow czo w ąt
p liw o ści w przedm iocie natury białych ziarn, ja k ie na korzonkach buraka spotkać można). N ajczęściej, sam w y g lą d chorego buraka w ym ow nie św iadczy o złośliw ej na
turze ok rągłych banieczek, na je g o k o rze
W SZECHŚW IAT.