• Nie Znaleziono Wyników

. V? 4 3 . W arszawa, d. 23 Października 1887 r. T o m V I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ". V? 4 3 . W arszawa, d. 23 Października 1887 r. T o m V I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

. V? 4 3 . W a rs za w a , d. 2 3 P aźd ziern ika 1887 r. T o m V I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs za w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą poc zto w ą : ro c zn ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5

P re n u m ero w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zagranicą,.

K om itet R edakcyjny stan o w ią: P . P. D r. T . C h a łu b iń sk i, J . A lek san d ro w icz b. d z ie k an U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m sz ty k , W l. K w ietn iew sk i, J . N a tan so n ,

D r J . S ie m ira d z k i i m ag. A. Ś ló sarsk i.

„ W s ze ch ś w iat11 p rz y jm u je o głoszenia, k tó ry c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w iąz ek z nauk%, n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w ykłego d ru k u w szp alcie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy ra z k o p .7 '/j>

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 0, za d alsze kop. 5.

^ . d r e s : R e d . a ł s : c 3 7 - I : m r a i f c o - ^ s ł ^ i e - I F r z e d . r n . i e ś c i e , USTr © 3 .

Ś. p. S T A N IS Ł A W K R U SZ Y Ń S K I.

(2)

674 W SZECHŚW IAT.

Prof, d[ S t a n i s ł a w K r u s z y ń s k i,

W S P O M N IE N IE P O Ś M IE R T N E .

U narodów , m ających w łasny by t p o lity ­ czny i, co za tem idzie, rozliczne zak ład y i instytucyje, poświęcone w yłącznie celom nauki, w ytw orzył się oddaw na m nogi za­

stęp ludzi, pracujących naukow o ku ogól- . nem u i w łasnego k ra ju pożytkow i. U tych szczęśliwych narodów u b y tek jed n o stk i, j e ­ żeli ta jed n o stk a pracam i swojem i nie w y­

rosła ponad zw ykłą m iarę i nie zasłynęła w nauce w ielkiem i odkryciam i, p rzem ija częstokroć praw ie niepostrzeżenie, w każ­

dym zaś razie nie pozostaw ia za sobą g łęb ­ szego śladu i budzi żal ty lk o w szczupłem k ó łk u k rew nych, p rzyjaciół i znajom ych.

U nas inaczój. U nas, gdzie zastęp ludzi p racujących naukow o je s t ta k nieliczny, że nietylko przodow ników , ale n aw et prostych szeregow ców można bez pom ocy alm ana­

chów zliczyć i wym ienić z nazw iska, zgon każdój jed n o stk i, choćby zakres jó j d ziała­

nia był niew ielki a zasługi skrom ne, byw a stra tą n ad e r dotkliw ą, bo zazwyczaj pozo­

staw ia lukę, którój niekiedy i lata całe w y­

pełnić nie mogą. O ileż boleśniejszą musi być strata, ja k ą ponosi nau k a i społeczeń­

stwo, jeżeli śm ierć zabierze z pośród nas osobistość w ybitniejszą, obdarzoną wyższe- mi zdolnościami i p ra cu jącą na polach za­

niedbanych, leżących p ra w ie wieczystym odłogiem.

T ak ą stratę poniosła niezaw odnie nau k a przez przedw czesny zgon ś. p. d ra S ta n i­

sław a K ruszyńskiego, profesora zoologii i hodow li w krajow ej średniej szkole ro l­

niczej w C zernichow ie. U m arł w sile wie­

ku, bo w 36 ro k u życia, w chwili, kiedy po długich tru d a c h i zaw odach dobił się w re­

szcie stanow iska b ardziej niezależnego, na którem m ógł urzeczyw istnić to, co było m a­

rzeniem jeg o la t m łodszych, w chw ili w re­

szcie, kiedy um ysł jeg o do jrzały , a w sparty sum ienną pracą badaw czą i doświadczeniem , zaczął w ydaw ać pierw sze doniosłe d la k ra ­ j u owoce.

Ś. p. K ru szyń ski uro d ził się w r. 1851 n a U k ra in ie , ja k o syn zam ożnych niegdyś, ale wówczas ju ż podupadłych rodziców. P o ­ czątkow e n auki p ob ierał w domu, n astę­

pn ie kształcił się w gim nazyjum w K ijo ­ wie, skąd, po przesiedleniu się ojca do G a­

licyi, dostał się do K rakow a. U kończyw szy gim nazyjum w K rakow ie, w stąpił, ulegając życzeniu rodziny, n a wydział praw ny, ale w krótce go porzucił, bo nauka praw a nie o d p ow iadała jego skłonnościom i nie zaspa­

k a ja ła jego p rag n ień um ysłow ych. P rz e ­ niósłszy się na w ydział filozoficzny, słuchał w ykładów n a u k przyrodniczych, w szcze­

gólności zaś oddaw ał się z zam iłowaniem naukom bijologicznym : botanice i zoologii, pod k ierun kiem prof. C zerw iakow skiego i Nowickiego. W owym czasie, było to w r. 1873, w k ilk a la t zaledw ie po pam ię- tnem n ad an iu swobód i p raw G alicyi, u n i­

w ersytet krakow ski nie był jeszcze tak w y­

posażony i nie posiadał takich zbiorów i śro d ­ ków naukow ych i ta k urządzonych labora- toryjów , jak iem i dzisiaj się cieszy. M ło­

dzież, kształcąca się na przyrodników , nie m ogła w tedy podążać dość szybko za nowo- czesnemi prądam i i kierunkam i nauki, nie m ogła też obeznać się praktycznie z nowo- czesnemi m etodam i badań, a tem samem, je ­ żeli ju ż nie w yrobić się, tó przynajm niej usposobić na sam odzielnych badaczy. W ta ­ kim stanie rzeczy m iody człow iek, k ształ­

cący się na przy ro dnika, po przysw ojeniu sobie tego, co daw ały w ykłady profesora, albo u w ażał swoję wiedzę za skończoną i d ob ijał się z nią o stanow isko i chleb co­

dzienny, albo też w yjeżdżał za granicę i tam do pełn iał b raki swojego w ykształcenia. S. p.

K. nie mógł obrać tój ostatniej drogi, bo nie m iał środków na w yjazd za granicę, zm u­

szony więc pozostać w k ra ju zw rócił się z konieczności do studyjów n ad h isto ry ją i filozofiją n auk przyrodniczych. R ezulta­

tem tych studyjów' była rospraw a inau gu­

ra cy jn a o Ję d rz e ju Śniadeckim i jego po­

g ląd ach n a rozwój św iata zwierzęcego, na podstaw ie którój uzyskał stopień doktora filozofii „cum la u d e ”. O puściw szy u niw er­

sy tet w r. 1876, spostrzegł się dopiero, że obrany k ieru n ek n au k i zdobyta wiedza nie dają mu jeszcze nic, bo naw et nie uw alnia­

j ą go od troski o chleb powszedni na przy-

(3)

N r 43. W SZECHŚW IAT. 675 szłość. M ógł w praw dzie starać się o posa­

dę nauczyciela w gim nazyjum , ale w idział jasno, że jak o przy ro d n ik , p rzy panującej przew adze k ie ru n k u filologicznego w nauce gim nazyjalnćj, będzie m usiał przez długie lata wysługiw ać się ja k o suplent i uczyć nietylko tego, do czego się sam sposobił, ale i w szystkich tych innych nauk, do których chwilowo zab raknie w ykładających. W te ­ dy to pow stała w nim myśl spożytkow ania nabytej ju ż wiedzy tam, gdzie ona znajduje bespośrednie i ważne dla k ra ju zastosow a­

nie, to je s t w gospodarstw ie wiejskiem . W urzeczyw istnieniu tej myśli w stąpił jak o zw yczajny słuchacz do wyższej szkoły ro l­

niczej w D ub lanach,a ukończyw szy ją , uzy­

skał od w ydziału krajow ego stypendyjum , z pomocą którego w yjechał w r. 1878 do L ipska i tutaj przez dw a lata pracow ał w laboratoryjach zootom icznych profesorów L eu ck arta i Ziirna, oraz w chemicznein la- boratoryjum prof. K nopa. W tym czasie ogłosił rospraw ę p. t. „Z ur anatom ischen K enntniss d er E u te rs bei d er S tu te ”, wyko­

naną w pracow ni prof. Ziirna, w którćj p ro ­ stuje niektóre szczegóły, odnoszące się do budow y anatom icznej tego organu, oraz zw raca uw agę na stałą obecność w w ym ie­

niu klaczy dw u gruczołów gronkow atych znacznej wielkości, położonych obok k a n a ­ łów m lecznych, w yjaśniając zarazem ich znaczenie fizyjologiczne.

P o pow rocie do k ra ju pow ołany został na docenta do w ykładów zoologii system a­

tycznej w D ublanach, po otw arciu zaś asy­

sten tu ry przy katedrze-zoologii objął także czynności asystenta w tam tejszój pracow ni zootomicznćj. U rządzenie i zaopatrzenie tój pracow ni (którćj opis później zamieścił w I tomie W szechśw iata str. 250) w p re p a­

raty oraz m ateryjały, potrzebne do ćwiczeń z uczniam i, nie pozostaw iało mu w iele cza­

su na własne prace i badania, pisał jed n ak w tym czasie wiele, zasilając spraw ozdania- | mi z ruchu naukow ego oraz oryginalnem i rospraw am i pisma przyrodnicze i rolnicze,

j

Z większych prac d rukow ał wtedy w K os­

mosie: „Najnowsze badania św iata p ierw o ­ tniaków P ro to zo a“ , (tom V II, zesz. I I I i IV ) oraz p rzek ład d ra O. Schm idta: „O zwie­

rz ętach ”, w ydany nakładem księgarni Ł u ­ kaszewicza we Lw ow ie. Naj więcej czasu

poświęcał wszakże studyjom nad hodow lą zw ierząt, w szczególności zaś poznaniu róż­

nych ras bydła rogatego pot! względem ich pochodzenia, przymiotów, użyteczności i w a­

runków , wśród których się tw orzyły i u trz y ­ mywały, ku czemu znajdow ał zachętę i ży­

czliwą pomoc w pierw szorzędnym znawcy bydła rogatego, profesorze Pańkow skim z D ublan. To też, kiedy w roku 1882 za inicyjatyw ą kom itetu galic. tow arzystw a gospodarskiego we Lwowie rozw inięto sy­

stem atyczną działalność w celu podniesie­

nia hodowli bydła w k raju , przez utw orze­

nie obór zarodow ych i subw encyjonow a- nych stacyj rospłodników , ś. p. K ruszyński pow ołany został przez tenże kom itet na in ­ spektora hodowli bydła w G alicyi. Częste wszakże i dalekie podróże, ja k ie z obowiąz­

ku inspektora odbywać m usiał w n iep rzy ­ jaznych porach roku, wśród słot jesiennych i wiosennych lub zamieci śnieżnych, oddzia-

j

ływ ały zbyt szkodliw ie na w ątłe jeg o zdro -

j

wie, po roku więc zmuszony był usunąć się

| od czynności mu pow ierzonych i w rócił na skrom ną posadę docenta do D ublan do wy­

kładów zoologii, a później także i niektó­

rych części hodowli. Podróże po k ra ju d a­

ły mu nietylko najlepszą sposobność do za­

poznania się ze stanem i k ierunkam i hodo­

wli bydła w k raju , z rospowszechnieniem różnych ras i w arunkam i ich bytu, ale po ­ służyły także do spostrzeżeń nad bydłem krajow em , którego ty p pierw otny w skutek ustaw icznego krzyżow ania z najrozm aitsze- mi rasam i obcemi. coraz bardziej się zacie­

ra ł i niebaw em mógł zupełnie się zatracić.

W id ział on, że bydło to od wieków zanie­

dbane, żywione niedostatecznie i paszą czę­

stokroć najlichszą, pozbawione wszelkich starań i opieki, daje przecież stosunkowo wielkie pożytki czy to jak o bydło robocze, czy jak o mleczne. Jak o p rzy ro d n ik m iał to przekonanie, że bydło to, przystosowane do w arunków klim atycznych i innych k raju naszego, przed staw ia wdzięczny inateryjał, z którego można najłatw iej przy um iejętnej hodowli dochow ać się dobrego bydła uży t­

kowego, przynajm niej dla włościan i uboż­

szych okolic kraju ; jak o badacz p ragnął do­

ciec, skąd to bydło do nas przyszło, ja k ie jć s t jego pochodzenie i jakiem i drogam i

| roschodziło się po k raju .

(4)

676 W SZECH ŚW IAT. N r 43.

O dtąd w obu tych k ieru n k a ch pracu je bez przerw y praw ie aż do ostatnich chw il niedługiego sw ego życia. P isz e zatem d zieł­

ko p o pularne o hodowli b y d ła rogatego, przeznaczone dla w łościan i oddaje j e w y­

daw nictw u „M acierzy p o lsk iej”, d ru k u je w Kosmosie rosp raw ę o bydle krajow em z puszczy sandom ierskiej p. t. „C zaszka by­

ka z puszczy S andom ierskiej”, t. V III, a r ó ­ wnocześnie w pismach i na zjeździe p rz y ro ­ dników polskich w P o zn an iu zw raca się do hodowców i przyro d n ik ó w z prośbą o n a d ­ syłanie mu czaszek bydła krajow ego, robie­

nie i porów nyw anie ich pom iarów . W śród tój p ra cy wytężonej zapadł na ciężkie za p a­

lenie płuc, k tóre sztuka lek arsk a zdołała w p raw dzie zażegnać, ale po którem ro z w i­

n ęła się w następstw ie groźna choroba p ie r­

siowa. N a łożu boleści o trzym ał w G ru ­ dniu 1884 ro k u noininacyją n a profesora hodow li w szkole C zernichow skiej, ale do­

piero w M aju następnego ro k u stan jeg o zdrow ia polepszył się o tyle, że m ógł objąć poruczone mu nowe obowiązki. T ym cza­

sem polepszenie było tylko chw ilowe. Z k o ń ­ cem C zerw ca 1885 roku w yjechał za p o ra ­ dą lek arzy do Zakopanego, a następnie do M eranu, skąd po ro k u w rócił p okrzepiony na siłach i, ja k się zdaw ało, zupełnie w yle­

czony do C zernichow a. W czasie kuracyi swej nie ustaw ał w pracy: w M eranie bada bydło doliny A dygi i ogłasza o niem ro sp ra ­ wę w „R o ln ik u ”, w Zakopanem zbiera czasz­

ki bydła z P odhala, robi je g o pom iary i zbie­

ra dane, odnoszące się do w łaściw ości i ros- postarcia tćj rasy. Na podstaw ie ty ch po­

m iarów i badań ogłasza następnie w K o s­

mosie (t. X II , 1887 r.) rzecz p. t. „O czasz­

kach bydła z P o d h a la ”, w którój dowodzi, że bydło podhalskie w yw odzi swój początek od tu ra (Bos prim igenius), a nie od Bos b ra- chyceros, j a k przypuszczali p oprzedni ba­

dacze tego bydła. W tym samym czasie p i­

sze także dla P am iętn ik a Fizyjograficznego rospraw ę: „O badaniu bydła k ra jo w e g o ”, której u kazania się w d ru k u nie danem mu ju ż było oglądać. Z końcem M aja r. b. stan jego zdrow ia nagle i gw ałtow nie się pogor­

szył; kaszel się wzm ógł, przy szły silne go­

rączki traw iące, k tó re w p a ru dniach w y­

cieńczyły organizm i p rz y k u ły go n apow rót do łoża. Z ustaleniem się pogody i ocie­

pleniem pow ietrza w yjechał z końcem C z e r­

wca do Zakopanego i tam w dniu 29 L ipca śm ierć p rz erw a ła pasmo dni jeg o żywota.

Zgon ś. p. K ruszyńskiego stał się także bardzo dotkliw ym ciosem dla szkoły C zer­

nichow skiej i jój ciała nauczycielskiego.

W zm arłym straciła szkoła jedn ego z n a j­

lepszych swych nauczycieli, któ ry gru n to - wność wiedzy łączył z w szechstronnem w y­

kształceniem i łatw ością słowa, ciało n au ­ czycielskie zaś dobrego i uczynnego kolegę, biorącego żyw y i przew ażny udział we w szystkich spraw ach, tyczących się dobra i rozw oju szkoły. P o d tym względem zgon ś. p. K ruszyńskiego sp raw ił wyłom, k tóry na razie trud no będzie zapełnić. T o też wiadom ość o jeg o śm ierci w zbudziła żal głęboki ta k w gronie nauczycieli, ja k o też m iędzy uczącą się m łodzieżą, a żal ten wy­

m ow ny o bjaw ił się na odpraw ionem w dniu 9 W rześnia, ku uczczeniu jego pam ięci, n a­

bożeństwie żałobnem , n a którem niejedna serdeczna łza popłynęła.

A d. Pr.

NOWSZE POGLĄDY

NA ISTOTĘ DZIEDZICZNOŚCI.

ii .

W pierw szej części pracy niniejszej za­

trzym aliśm y się n a teoryi O. H ertw ig a, w e­

d łu g którego ją d ra kom órek płciow ych, a głów nie, ja k się zdaje, chrom atyna ich, są przenosicielam i właściwości dziedzicznych.

Jednocześnie p raw ie z p racą O. H ertw ig a zjaw iło się (1884) stud yjum znakom itego botanika C. v. Naegeliego, dotyczące teoryi rozw oju i pochodzenia gatunków , a w ypo­

wiedziane tam poglądy zostają w b ardzo ścisłym zw iązku ze spraw ą dziedziczności.

U czony ten wychodzi z następującej za­

sady. Jeśli porów nam y z sobą wielkość ja jk a i ciałka nasiennego rozm aitych istot żyją­

cych, to zobaczymy, że elem ent żeński co do wielkości przewyższa zawsze k ilk ad zie­

siąt, kilkaset a naw et k ilk a tysięcy razy ele-

; m ent męski; ale nietylko, dodać możemy od

(5)

Nr 43.

siebie, samo jajk o większem je s t znacznie od ciałka nasiennego, lecz i najgłów niejsze składow e ich części, a m ianowicie ją d ra , znaczne co do w ym iarów przedstaw iają róż­

nice: jąd ro żeńskie je st stale większem od męskiego. P oniew aż zaś cechy dziedziczne przyw iązane są do substancyi elementów płciowych, należałoby zatem przypuścić, że im więcej tej ostatniej, tem w iększą je st też ilość cech, k tórych je s t ona podścieli- skiem, co znów prow adzi do wniosku, że elem ent żeński przekazyw ać pow inien po­

tom stw u znacznie więcej cech dziedzicznych, niż męski. W szelako obserw acyje w ska­

zują, że ta k nie je st; m atka nie ma żadnój przew agi nad ojcem pod względem ilości lub jakości cech odziedziczanych, n ie c a ła przeto ilość plazm y elem entów płciowych, jakiej d ostarczają one zapłodnionem u ja j­

ku, zdolną je st do przenoszenia cech dzie­

dzicznych, lecz tylko p e w n a jć j cząstka, za­

w arta rów nom iernie w kom órkach płcio­

w ych i m ęskich i żeńskich tego samego ga­

tu n k u zw ierząt. O w ą plazmę, będącą wy­

łącznym substratem właściwości dziedzicz­

nych, Naegeli nazyw a idioplazm ą. W edług tego zaś, co m ówiliśm y wyżej o procesie zapłodnienia, to wnieść m ożna, że owa hypotetyczna idioplazm a mieścić się musi przedew szystkiem w ją d rz e kom órki płcio­

wej, a praw dopodobnie je s t nią chrom atyna jądra; zaznaczyć wszakże w ypada, że sam Naegeli podobnego zestaw ienia nie robi.

Naegeli tw ierdzi dalej, że substancyja ta, podobnie ja k wszelka wogóle plazm a i każ­

de ciało organizow ane, „składa się z k ry sta­

licznych, podw ójnie łam iących św iatło czę­

ści inateryi, t. z w. micelli, leżących obok siebie luźno, lecz w ściśle określonym sto­

su n k u ”. K ażda taka m icella otoczona je st m niejszą lub większą w arstew ką wody i przedstaw ia skupienie pew nćj ilości czą­

steczek fizycznych, czyli m olekuł. P oje- dyńcze m icelle są zb y t słabe, abyśm y mogli je dojrzeć zapomocą narzędzi optycznych;

wszelako ułożenie ich praw idłow em i szere­

gami może być dostrzeżone w rozm aitych substancyjach organizow anych, ja k np.

w ziarnach krochm alu, błonach kom órko­

wych i t. p., w postaci w arstw lu b włókien.

Rodzajów idioplazm y istnieje bardzo wiele;

ile gatunków zw ierząt i roślin, tyle form

idioplazm y, ile osobników, różniących się od siebie czem kolwiekbądź (a niem a naw et dwu osobników całkiem identycznych), tyle odm ian idioplazm y, ile cech roślin i zw ie­

rząt, tyle różnic pomiędzy idioplazm am i.

Na stadyjum istoty jednokom órkow ej, czyli na stadyjum ja jk a , wszystkie rośliny i zwie­

rzęta są najbardziej do siebie podobne.

W szelako ju ż jak o ja jk a , organizm y różnią się od siebie nie mniej niż formy dojrzałe, jak k o lw iek różnice te uk ry te są dla zmy­

słów naszych. „G dyby ja jk o kurze nie za­

wierało w sobie całej istoty gatunku, w ta ­ kim razie nie zawsze rozw ijałoby się z n ie­

go kurczę. W ja jk u spoczywają wszelkie właściwości stanu dojrzałego, ja k gdyby napięcie w stanie energii p o ten cyjalnó j,k tó­

ra, przeistaczając się w kinetyczną, nadaje określony i stały kierun ek rozw ojow i, pod­

trzym yw anem u przez odżyw ianie i p rz e­

mianę m atery i”. T e najrozm aitsze cechy, przyw iązane do danój idioplazm y, specy­

ficzność jej w każdym pojedyńczym w ypad­

ku, zależy od różnic w budowie je j, a m ia­

nowicie od właściwości, a nadew szystko od sposobu ugrupow ania m icelli, któ ry w arun­

ku je rozm aite bijologiczne cechy w tak i sposób, ja k u kład m olekuł w arunkuje w ła­

ściwości fizyczne ciał, a atom ów—cechy ich chemiczne. Pom iędzy micellami w yw iązu­

ją się najrozm aitsze lcombinacyje sił, które ujaw niają się jak o różne objaw y bijolo­

giczne.

J a k przez kom binacyją w yrazów osiąga się nieskończoną różnorodność język a, ja k ograniczona ilość tonów przez um iejętne skombinowanie w ystarcza do w ytw orzenia najwznioślejszego dzieła m uzycznego, tak też i ograniczona ilość micelli, zaw artych w idioplazm ie kom órek płciowych dostate­

czną jest, aby w ytw orzyć n ajbardziej złożo­

ne zjaw iska, k tó ry ch najprostsze elem enty one właśnie stanow ią. Różnorodność tych kom binacyj nietylko je st olbrzym ią z pow o­

du nadzw yczajnie m ałych w ym iarów m i­

celli i w skutek tego ogromnej stosunkowo ilości ich w szczupłej przestrzeni, ale i d la­

tego także, że każda micella może zaw ierać różną ilość cząsteczek fizycznych i różnić się też może składem swym chemicznym.

„W taki sposób budow a idioplazm y zarodka stanow i jak b y m ikrokosm iczne odtw orze­

677 -1

W SZECHŚW IAT.

(6)

678 W SZECHŚW IAT. N r 43.

nie m akrokosm icznego osobnika; podobnie ja k ten ostatni zbudow any je s t z organów , tkan ek i kom órek, tak też idioplazm a sk ła ­ da się z grom ad m icelli, które, łącząc się i kom binując w wyższe je d n o stk i różnych szeregów, przedstawiają, zaczyny owych ele­

m entów o rganizm u”.

W tak i sposób rozm aitość budow y ma stanow ić o różnicy idioplazm y tego samego osobnika, ja k o też o różnicy je j u rozm ai­

tych gatunków .

S iły w ew nętrzne, przyw iązane do id io ­ plazm y i z budow y jć j w ynikające, s ta n o ­ wią bespośrednią przyczynę w szelkich p ro ­ cesów w zrostu i przem iany m ateryi. Jeśli jakiekolw iekb ądź miejsce w organizm ie nie rośnie lub nie przek ształca się, to w ska­

zuje to b rak idioplazm y lub też nieodpo­

w iednie pom ięszanie jć j z plazm ą odżyw czą (t. j. z pozostałą plazm ą, zn ajd ującą się w danem m iejscu organizm u obok id io p laz­

my). Je śli znów z drugiej strony obserw u­

jem y , że zjaw iska w zrostu w ciągu rozw oju osobnikowego zm ieniają się co do czasu i miejsca, że np. łodyga roślinna p ro d u k u je n aprzód łuskow ate listk i przykorzeniow e, później liście środkow e, następnie szczegól­

nie uk ształtow ane liście w ierzchołkow e, a wreszcie w różny sposób zmodyfikowane liście kw iatow e, natenczas m usimy p rz y ­ puścić, że kom binacyje sił, przyw iązanych do idioplazm y, podczas w zrostu osobnika ciągle się zm ieniają, by później znowu przy tw orzen iu kom órki płciowej pow rócić do pierw otnego swego stanu. W ten sposób idioplazm a znajduje się we wszelkiej żyją­

cej i rosnącej części ciała, a siły m iędzy- m icelarne u jaw n iają się we wzajem nej kom binacyi pod postacią rozm aitych k sz ta ł­

tów i funkcyj ustroju. K o m ó rk a jajo w a, zaw ierająca pew ną ilość idioplazm y, gdy7 dzieli się, przekazuje potom nym kom órkom cząstkę swój idioplazm y i w taki sposób wszystkie kom órki ciała zaw ierają tę sub- stancyją; dlatego też idioplazm a rozm iesz­

czona je s t po całem ciele w postaci rozgałę­

zionej i kom unikującej z sobą sieci. Nae- geli tw ierdzi, że w idioplazm ie m icelle są ułożone podłużnem i szeregam i. W ten sp o ­ sób posiadać ona m usi budow ę w łóknistą.

Do tego w niosku teoretycznego u pow ażnia­

j ą Naegelego różne fa k ty , a zw łaszcza włó­

knista i siatkow ata budow a plazm y wielu kom órek roślinnych i zw ierzęcych, oraz siatkow ato-w łóknista budow a ją d e r kom ór­

kow ych. W ten sposób substancyj a, która je s t przenosicielką cech z rodziców na po­

tom stw o, substancyja, k ieru jąca rozwojem , przeobrażeniam i, wzrostem, jed nem słowem wszelkiem i życiowemi w łaściw ościam i isto­

ty organicznej, rospostarta je s t w postaci siateczki delik atnej po całem jej ciele. P rzy rozm nażaniu płciowem odziedziczanie cech rodzicielskich przez potom stwo odbywa się za pośrednictw em idioplazm y kom órek płcio­

wych, p rzy rozm nażaniu zaś bespłciowem za pośrednictw em idioplazm y różnych czę­

ści ciała, np. 11 roślin: łodygi nadziem nej, ło ­ dygi podziemnej, liści i t. d.

(d . c. nast.)

J ó ze f N usbaum .

KOMETA OLBERSA.

Szczupły szereg kom et peryjodycznych o długim okresie obiegowym został w roku bieżącym zw iększony o jed n ę kom etę, która, będąc o d k ry tą w r. 1815 przez lekarza 01- bersa w Brem ie, została spostrzeżoną w dniu 24 S ierpnia r. b. przez B rooksa w H a rv a rd College, spraw dzając dokładność rach u n ­ ków astronom icznych swoim pow rotem po 72 latach niew idzialności. P rze z ten czas kom eta obiegła elipsę w ydłużoną, sięgającą w najodleglejszym punkcie do 700 m ilijo­

nów m il odległości od słońca i wychodzącą tym sposobem poza krańce znanego dziś u k ła d u słonecznego.

W iadom o jest, że te tylko kom ety zow ie­

my peryjodycznem i, k tóre faktycznem i po­

w rotam i do słońca spraw dziły ich drogi teo­

retycznie obracho wane. T akich kom et o k ró t­

kich czasach obiegów od 3,2 do 6,6 la t zna­

m y ju ż 9, je d n ę o czasie obiegu 7,5 la t i j e ­ dn ę potrzebującą 13,8 lat do obejścia w oko­

ło słońca; z tych zaś, których czas obie­

gu przechodzi lat 70, kom eta O lb e rs a je s t

trzecią. W czasie jej o dkrycia w r. 1815

znano tylko jed n ę kom etę H alleya, która

z obserw acyi r. 1682 zapow iedzianą była

(7)

N r 43. W SZECHŚW IAT . 679 na r. 1759 i zapowiedź się spraw dziła. N a­

stępnie w r. 1812 Pons odkrył kom etę o w y­

dłużonej eliptycznej drodze z obiegiem lat 72 i ta była po ra z drugi spostrzeżoną w r o ­ ku 1883—1884, w roku zaś bieżącym kom e­

ta O lbersa je s t trzecią, spraw dzającą wy­

soką dokładność ra ch u n k u opartego na p ra ­ wach Newtona i K epplera.

Nie je st ona zbyt św ietną, bo i za czasów O lbersa tylko w lunetach była widzialną, zn ajdując się w odległości przew yższającej odległość słońca od ziemi. W tegorocznym zaś powrocie je st w w arunkach jeszcze tr u ­ dniejszych do w idzenia, j a k to można wy-

około 10 Października, a ziem ia zn ajd uje się naprzeciw ległej części swej drogi w p u n ­ kcie tąż samą datą oznaczonym. K om eta w tym dniu je st od ziemi o 37 m ilijonów mil oddaloną i w tej odległości słabiej św ie­

cić musi. W dalszym swym biegu ku p u n ­ ktow i o? jeszcze więcej od ziemi oddalać się będzie.

P rz y p a tru ją c się biegowi ziemi od 10 P aź­

dziernika do 10 G rud nia i odpowiedniem u biegowi kom ety w tymże czasie od p un ktu P do d widzimy, że tylko przed wschodem słońca obserwować j ą dogodnie można, wscho­

dzi bowiem na parę godzin przed słońcem.

P o c h y le n ie d ro g i k o m e ty O lb e rsa w z g lę d e m d r o g i ziem i.

rozumieć z położenia jej drogi, przedstaw io­

nego przybliżenie na fig. 1.

Część wielkiej elipsy w yobrażającej dro­

gę kom ety otacza drogę ziemi, płaszczyzna jej nachylona je s t pod 45° praw ie do płasz­

czyzny ekliptyki, p u n k t przysłoneczny P le­

ży od słońca S w odległości 24 m ilijonów mil. W punkcie tym P znajdow ała się ko­

meta w r. 1815 d. 26 K w ietnia, z położenia więc ziemi, tym dniem na figurze oznaczo­

nego, lepiej ją w idać było, aniżeli dziś, k ie ­ dy przez tenże p u n k t P kom eta przechodzi

W praw dzie i wieczorem m ożna j ą do- strzedz, ale tylko u samego jej zachodu, bo wcześniej zorza wieczorna, oświetlająca za­

chodnie niebo, tłu m i jej słaby blask.

W lunetach większych ju ż w końcu W rze­

śnia m ożna było zauważyć tw orzenie się w arkocza delikatnego i cienkiego, stanow ią­

cego przedłużenie jasnej świecącej atm o­

sfery, otaczającej małe błyszczące zgęsz- czenie.

D la interesających się tym przedm iotem

może służyć do odszukania jej załączona tu

(8)

880 W SZ E C H ŚW IA T. N r 43.

k a r ta części nieba wschodniego (fig. 2), na k tó rćj oprócz położeń słońca naznaczone są, położenia kom ety co 10 dni. G w iazda 1-ćj wielkości A rk tu ru s w gw iazdozbiorze W o- łarz a, łatw o dostrzegalna, może służyć do oryjentacy i. Poniżćj tój g w iazdy kom eta będzie się zn ajdow ała w pierw szych dniach L isto p ad a i dobrą lo rn etk ą może być odszu­

kana. P otem będzie w blasku swym szyb­

ko słabła, a w końcu, zachodząc za słońce, w jego św ietle zniknie zupełnie.

J a n Jędrzejeicicz.

waną: „Państw o K ongow e”, w którem opi­

suje obecny stan społeczny i h andlow y utw orzonego przez kongres berliński p ań ­ stw a i zastanaw ia się nad je g o przyszłością.

P o tój publikacyi posypały się inne, u siłu ­ ją c e dowieść Stanleyow i, że dzieła jego są

rek lam ą na sposób am erykański urządzoną . A b y zjednać nowemu państw u zw olenni­

ków i zyskać potrzebne środki pieniężne, opisuje on stosunki nad K ongiem n ader po­

chlebnie. P od ró żn ik P echu el-L osche był p rzez pew ien czas naczelnikiem jednój ze stacyj nad średnim Kongiem , a gdy u przy-

Tu, 2

JCoron,a.

j a o i - n o c 7 i a .

ly ó ld T Z

^rTctizrus „ .3

.

z o

P

clzc

L

t

,

P s y g o ń c z e / '

W a r k o c z B e r e n i J t i .

^ e ^ ^ o ^ r o P a z d ź

Droga, pozorna, k o m e ty G litrsa n a n ie b ie

I P R Ó B Y K O L O N I Z A C Y J N E

W A FR Y C E.

(C iąg d alszy ).

IV .

Dalszy rozwój państwa Kongowego ')•

P o ogłoszeniu dzieła o podróżach nad K ongiem w ydał S tanley książkę, zatytuło-

') D zieje u tw o rz e n ia te g o no w eg o p a ń s tw a p o d a ­ ne b y ły w a r ty k u le teg o ż a u to r a „ P o rz e c z e K ongo“ , W sz ec h św ia t z r. 1885, s tr . 133 i n a s t.

lcrzył sobie tam tejsze stosunki, w rócił do E u ro p y i napisał broszurę, w którój z a rz u ­ ca S tan ley ow i,że zw abia do państw a K ongo­

wego ludzi, któ ry ch późniój pozostaw ia w ła­

snem u losowi i febrze afrykańskiój, sam zaś siedzi w bespiecznej E urop ie lub A m eryce.

W jak najgo rszem świetle przedstaw ił n ie ­ daw no państw o K ongow e bezim ienny a u ­ tor, m ieniący się wojskowym; streszczamy tu, p od łu g czasopisma „A uslan d”, k ilk a cha­

rak tery sty czn y ch ustępów, chociaż nie zg a­

dzam y się ze wszystkiem i zapatryw aniam i:

w całem przedstaw ieniu widoczna je s t ta sa­

ma p rzesada in pejorem , jak ió j S tanley użył

in m eliorem .

(9)

N r 43. W SZECHŚW IAT. 681 O Bananie, mieście portow em państw a

Kongowego, w yraża się anonim bardzo nie­

pochlebnie; jestto miejsce niezdrow e i g o r­

sze ma pod tym względem położenie, niż Czyloango i L an d an a, bo tych dosięga dzien­

nie od godziny 1 do 7 świeży oddech m o­

rza, w B ananie zaś w szystkie faktoryje, oprócz holenderskiej, leżą u k ry te pom iędzy lagunam i, śm iertelność dlatego je s t tu w ięk­

sza, niż np. w G abunie. Zawiść rasowa, zazdrość i kłótnie pom iędzy kupcam i czy­

ni ą tam pobyt jeszcze nieznośniejszym . G le­

ba około B anany je s t nieurodzajna, m urzy­

ni trudnią, się więc przew ażnie pośredni­

ctwem handlow em ; zw ykły to monopol k ra ­ jow ców nadbrzeżnych w A fryce, którzy n ie pozw alają ani obcym zawozić towarów w głąb k raju , ani mieszkańcom w nętrza przybyw ać po nie do brzegu, lecz sami p rz e­

noszą tow ary i m ają z tego w ielkie zyski.

O prócz handlu hod ują m urzyni nieco w a­

rzyw a, świń i kóz, czem za o p atru ją B ananę.

A u to r chw ali bardzo dodatni w pływ k ato ­ lickich misyj francuskich, osobliwie w St.

A ntonio, chociaż m ieszkające tam plemię M uszerongo dużo spraw ia m isyjonarzom przykrości, a naw et zagraża życiu. Jeżeli np. długo deszcz nie pada, przypisują bia­

łym szkodliw y w pływ n a pow ietrze; pew ne­

go razu zrabow ali M uszerongo zupełnie klasztor, a szczególnie, zab rali z w ielkim tryum fem fotel na biegunach, tw ierdząc, że on to specyjalnie spow odow ał panującą su­

szę. A ngielskich m isyjonarzy spotyka ró ­ wnocześnie zarzut, że nigdy w takich nie- bespiecznych okolicach się nie osiedlają.

M usimy tu co do ostatnich zrobić m ałe za­

strzeżenie; otóż zgadzają się wszyscy po­

dróżnicy, że właściw a czynność apostolska m isyjonarzy angielskich rów na się zeru, za to wielu z nich, ja k Livingstone, nauce zna­

kom ite oddali przysługi.

D la chorych, pisze dalej bezim ienny au ­ to r w A usland, w ybudow ał rząd państw a K ongow ego sanatoryjum w pobliżu Bomy, powszechnie jednakże nazyw ano to miejsce m oratoryjum , bo chorym , k tó ry ch tam p rz e ­ niesiono, pozostaw ał tylko k ró tk i czas do niechybnej śmierci; rząd m usiał w krótce dom opuścić, a groby na cm entarzu roz- grzebują szakale.

Siedzibą w ładzy je s t Vivi, dokąd jeszcze

| m ałe statki mogą dojeżdżać; stacyja ta sk ła­

da się z trzech domów m ieszkalnych dla białych, k ilk u magazynów i kilku nastu chat m urzyńskich. O urzędnikach pow iada a u ­ to r, że w spraw ozdaniach, podobnie ja k S tanley, przedstaw iają stosunki w lepszem świetle, swobodna zresztą korespondencyja 0 urządzeniach w państwie Kongowem je s t im k o n trak tem zakazaną. K reacyja S tan- leya napotyka obojętność naw et u kupców miejscowych, d rw ią oni sobie z państw a Kongow ego, które zagarnęło wielkie obsza­

ry , ale nie posiada żadnój siły, żeby zw ierz­

chnictw u swemu w yrobić uznanie.

O statnia uw aga zdaje się być słuszną, bo rzeczywiście kilkudziesięciu żołnierzy nie je s t w stanie obronić naw et stacyj, jeżeli im ktokolw iek zagrozi; widzim y to ze zdoby­

cia stacyi nad wodospadami Stanleya przez arabów. W połow ie S ierpnia 1886 roku schroniła się do tej stacyi niew olnica z le­

żącego niedaleko obozu arabskiego, a naczel­

nik stacyi Dkane, anglik, zatrzym ał ją , m i­

mo reklam acyi jej właścicieli. P ow stał z tego zatarg, k tó ry skończył się oblężeniem 1 zdobyciem stacyi, spowodowanem głównie brakiem am unicyi i ucieczką żołnierzy m u­

rzyńskich. D eane i porucznik Dubois uszli nocą, wąską ścieżką pomiędzy Kongiem i j e ­ go strom ym brzegiem , przyczem D ubois w padł w rzekę i utonął, D ian ę zaś u k ry ­ tym został przez krajow ców, a później odszu­

kał go k apitan C oquilhat ze stacyi Bangala.

Mimo małój liczby u rzędników i wojska pochłonęło państw o Kongo we podobno ju ż 40 milijonów fran k ., które król Leopold II z pryw atnój w yłożył szkatuły, gdyż p ań ­ stwo nie ma dotąd żadnych niem al docho­

dów. P rak ty czn ych zaś rezu ltatów nie osię- gnięto praw ie żadnych. K ongo jak o d ro ­ ga handlow a nie istnieje jeszcze, chociaż na jego średniej części znajduje się mała floty- la, b rak bowiem dogodnego zw iązku części spław nej z m orzem. K olej, która ma om i­

nąć dolną część, pełną wodospadów, p ro je­

ktow ano ju ż oddaw na; utw orzyło się naw et

konsorcyjum w B rukseli i wysłało w M aju

r. b. znaczną liczbę inżynierów na miejsce,

ale do jój pobudowania jeszcze daleko, bo

kapitaliści nie chcą w kładać kapitałów

w przedsiębiorstwo, które albo nigdy, albo

dojńero za wiele lat będzie się opłacało.

(10)

682 W SZECHŚW IAT. N r 43.

Taką. samą trudność nap o ty k a pożyczka w wysokości 170 m ilijonów fran k ó w rospi- sana przez państw o K ongow e. C iała p ra ­ wodawcze belgijskie p o tw ierd ziły ją, w pra­

wdzie, nie p rzyjęły jed n ak ż e żadnój gwa- rancyi, mimo więc gorące poparcie króla belgijskiego bankierzy ociągają się z p o d ­ pisami; jed en z pow ażniejszych dzienników belgijskich n azw ał ją lo tery ją K ongow ą.

To spowodowało k ró la L eopolda dó szuka­

n ia pomocy we F ra n c y i i zaw arcia z tem państw em u k ła d u , którego treść podam y później.

Jeż eli inateryjalnych dochodów nie p rz y ­ niosło dotąd państw o K ongow e, tem wię­

ksze korzyści odniosła z jeg o założenia n au ­ ka; z tego więc w zględu w ielkie należy się uznanie hojnej ofiarności k ró la Belgów, k tó ­ ry, ja k o m onarcha zasobnego k ra ju , b ęd ą­

cego w stanie p rzy dobrych chęciach za­

spokoić w szystkie potrzeby swych w łasnych m ieszkańców, ofiaruje p ry w a tn y m ajątek na cele idealne.

W latach 1884 i 1885 podróżow ali nad K ongiem m isyjonarz angielski G renfell oraz porucznik niem iecki F ranęois i pozna­

li bliżej dopływ y średniej części tój rzeki;

p odług ich pom iarów m apa porzecza K o n g a przedstaw ia się w niektórych częściach in a ­ czej, aniżeli podana na stronach 137 i 297 W szechśw iata z ro k u 1885, — zm iany te w prow adzone zostały na karcie dołączonej do N r 37 W szechśw iata z r. b.— G ren fell o d k ry ł, ja k w spom nieliśm y, dalszą część w ielkiego dopływ u z praw ej stro n y nazw i­

skiem M obangi, M obanszy lub U b an g i i p o ­ p ły n ął nim w górę aż do 4°30' szer. półn.

Je stto ta sama rzeka, której ujście znajd u je się n a starszych m apach pod nazw ą M paka, a k tó rą łączą z U ellem .— B aw ili na praw ym

b r z e o u o K o n g a i inni: nieco na wschód od ^ M obangi, m niej więcej, gdzie na daw niej­

szych m apach znajd u je się rzeka K unya, o d k ry ł poru cznik B aert rzekę M ungala, bę­

dącą na długości 220 m il angielskich spła- wną; p rzy stacyi wodospadow ej poznał po­

ru czn ik W eb ster poboczną rzekę M buru, k tó ra p rzy ujściu ma 1100 stóp szero­

kości.

F ranęois rozw inął przedew szystkiem ży­

wi* czynność po lewój stronie, tu w ystępują

n a jeg o m apie zupełnie inne rzeki, niż do­

tąd podaw ano. R zeka Ikelem ba, uchodzą­

ca daw niej za wielki dopływ , zam ieniła się w m ałą rzeczkę i posunęła swe ujście na północ do stacyi rów nikow ej (A equator- ville); tuż przy tej stacyi znalazła się je s z ­ cze je d n a , większa rzeka C zuapa, k tó ra p ły ­ nie praw ie rów nolegle z rów nikiem przez k ra j A lolo. T rzecią znaczną, rzeką, zw ie­

dzoną poraź pierw szy przez Franęois je s t L u longo, w padająca do K o ng a kilkadziesiąt mil n a północ od ujścia Ikelem by. Ź ródła tych dopływ ów leżą w okolicach niezbada­

nych. N aw et i K ongo, ja k go w średniej części naszkicow ał niegdyś Stanley, a w d o l­

nej in n i, zm ienił po dług now szych pom ia­

rów swój bieg.

P o ru c z n ik szwedzki G leeru p przeszedł po S tanleyu poraź pierw szy A fry k ę środko­

wą n ad K ongiem i rzu cił nieco więcej św ia­

tła n a tajem nicze zawsze jeszcze k ra je śre­

dniego K onga. G leerup był przez pew ien czas dowódcą stacyi państw a Kongowego K im poki, następnie podkom endantem sta­

cyi w odospadow ej, z którój w G ru d n iu 1885 r. w ybrał się w podróż na wschód.

0 w odospadach Stanley a powiada, że są one właściwie tylko bystrzynam i. W drodze do N yangw e zw iedził stare K ibongo i L i- ba R iba, należące do arab a T ipp u Tip; na ostatniej znalazł plantacyje przez tego do­

wódcę arabów pozak ład ae,— trzecią stacyją posiada T ip pu T ip w K assongo. G leerup

^wrócił zw yczajną drogą, przez T an g an jik ę 1 U dzidzi nad w ybrzeże.—Podróż L enza nad K ongiem , o którój by ła ju ż mowa, nastąpiła kró tk o po G leerupie; po ro bił on podobno do kładn e pom iary biegu K o ng a i p op raw ił sw ych poprzedników , ale rezultatów dotąd jeszcze nie ogłosił, z w yjątkiem krótkiego spraw ozdania topografa tój ekspedycyi, B aum an na, z pom iarów w okolicy L eopold- ville i B agnisk S tanleya, o których położe­

nie sprzeczają się dotąd gieografow ie.

(d . c. ncist.).

D r N adm orski.

(11)

Listy do Redakcyi.

W dziale tym R edakcyja zamieszcza o trzy ­ mane od korespondentów listy, mogące dla ogółu czytelników zajęcie przedstaw iać. L i­

sty te — przynajm niej dla wiadomości R e ­ dakcyi — winny być przez autorów podpi­

sane, a za w yrażane w nich poglądy R edak- cyja na siebie odpow iedzialności nie p rz y j­

muje.

N a odezw ę w W szech św iecie, N r 15, o d e b ra łe m k ilk a sp o s trz e że ń m ete o ró w ja s n y c h , a m ia n o w icie w a rto ścio w y ch : 1) z a łas k aw em p o śre d n ictw e m d ra J ę d rz e je w ic z a od p Z. K. z N a b o ro w g , 2) od p. G ru ­ szeckiego z p o d W o ło czy sk , '0 o d p. S tu lg iń sk ie g o z B e re z y n ą ( g u b e rn ija K o w ie ń sk a ), 4) od p .P a d le w - skiego, Ś ledzie (M ohylew P o d o lsk i). W y m ien io n e d o b re opisy o d noszą sig jed n a k o w o ż do ro z m a ity c h c ia ł m e te o ry c z n y c h i d la te g o t r u d n o o się g n ąć r e ­ z u lta tó w p o m y ś ln y c h . C hodzi a lb o w ie m g łó w n ie o ja k n a jw ię c e j sp o s trz e że ń teg o sam eg o z ja w isk a .

W d n iu 18 W rz e ś n ia r. b. n a p rz y k ła d w id zian o w k ilk u m ie jsc o w o śc iac h m e te o r ja s n y (K u rje r W a r ­ szaw ski z d. 23 W rz e ś n ia r. b .). G dyby się d a ło ze­

b ra ć p rz y n a jm n ie j d ziesięć opisów d o b ry c h te g o z ja ­ w isk a z n a jro z m a its z y c h okolic, m o żn a b y ob lic zy ć d ro g ę c ia ła teg o i w y d o sta ć zap o m o cą ra c h u n k u u k ła d , do k fó reg o m e te o r te n n a le ż a ł p rz e d z e tk n ię ­ c iem się z n a sz ą z iem ią. Z ja w isk o pow yższe m u ­ siało być w s p an ia łe , p o d łu g o trz y m a n y c h o g ó ln y ch w iad o m o ści o ty m ż e m e te o rz e .

B . B uszczyński.

Nr 43.

P rz. Red. Z am ieszczając lis t p. B., d o d ać m u sim y , że m e te o r, o k tó r y m m o w a , w id zian y b y ł w W a r­

szaw ie tu ż po zac h o d zie sło ń ca, g d y gw iazd y n a n ie ­ bie jeszcze n ie w y s tą p iły . W w a ru n k a c h ta k ic h n ie ­ p o d o b n a m ie jsc a u k a z a n ia się m e te o ru i p o zo rn eg o je g o p rz eb ieg u o k re ślić ta k d o k ła d n ie , b y d a n e te p o słu ż y ć m o g ły do o b lic z en ia je g o d ro g i.

WYKŁADY

NA U N I WE R S Y T E T A C H

Jagiellońskim w Krakowie i Lwowskim,

w p ó łro cz u zim o w em r . a. 1887/8.

P o d a ją c p o ra ź p ierw szy w N r 19 W sz e c h św ia ta z r . b. w iad o m o ść o w y k ła d a c h w u b ieg łe m p ółro-

czu n a ty c h u n iw e rs y te ta c h , w z m ia n k o w a liśm y p o ­ k ró tc e o n ie k tó ry c h szczeg ó łach u rz ą d z e n ia w ew nę­

trz n e g o obu w szech n ic, s p ra w ia ją c y c h , że sto s u n k o ­ wo do u n iw e rsy te tó w w p a ń stw ie ro ss y js k ie m , m n ie j j e s t profesorów , m n iej w y k ład ó w je d n o c z e śn ie p r o ­

w ad zo n y ch .

P o w o łu jąc się więc n a owę w zm ia n k ę, p rz e jd z ie ­ m y w p ro s t do w y liczen ia w y k ła d ó w , ja k ie n a ty c h u n iw e rs y te ta c h , w ed łu g ogłoszonych p ro g ram ó w , b ę ­ d ą gię o d b y w ały w b ieżący m sem estrze zim o w y m , t. j. od 8 P a ź d z ie rn ik a do c z w a rtk u p rz e d n ied z ielą

„ B ia łą ”.

N a u n i w e r s y t e c i e J a g i e l l o ń s k i m :

M a tem a tyka : prof. zw y czajn y d r F . K arliń sk i: R a ­ c h u n e k ró żn iczk o w y , 3 godz. ty g o d n io w o ; p ro f. zw.

d r M. A. B a r a n ie c k i: G ie o m e try ja a n a lity c z n a , 3 godz.; T e o ry ja szeregów , 2 godz.; R ó w n a n ia algie- b ra ic z n e (d o k o ń c zen ie), 1 godz.; ćw iczen ia w sem i- n a ry ju m m a te m a ty c z n e m , p ro f. K a rliń s k i i B a r a ­ n ie c k i, k a ż d y po 4 godz.

Aslronom ija : p ro f. K arliń sk i: A s tro n o m ija s fe ry c z ­ n a, 3 godz.

F izy k a matematyczna: d o c en t p ry w a tn y d r L. B ir- k e n m a je r w te m p ó łro czu w y k ła d a ć n ie będzie.

F izyka doświadczalna : pro f. zw. d r Z . W ró b lew sk i (o b e c n ie p ro d z ie k a n w ydziału ): F iz y k a ogólna, m o ­ le k u la rn a , ciep ło i a k u s ty k a , 5 godz., o ra z ć w icze ­ n ia w p raco w n i: d la p o c z ą tk u ją c y c h 4 godz., d la in ­ n y c h w g o d z in a ch um ów io n y ch .

Chemija: p ro f. zw. d r E . C zy rn ia ń sk i: C h e m ija n ie ­ o rg an iczn a, 5 g odz.; C hem ija fa rm a c e u ty c z n a , 5 godz.;

ćw iczen ia w p ra c o w n i, codziennie; p ro f. n ad zw . d r K. O lszewski: Chemija, a n a lity c z n a ja k o ś c io w a , 3 godz.; C hem ija a n a lity c z n a ilościow a, 2 godz-; ćw i­

c zen ia w p ra c o w n i w ro z b io ra c h ilo ścio w y ch , 6 g o d z.;

d oc. p r. d r E . B an d ro w sk i: Z a s a d y ch em ii o rg a n ic z ­ n e j, 2 godz.

M ineralogija: p ro f. zw. d r F . K re u tz *): Z a s a d y m i­

n e ra lo g ii, 5 godz.

Gieologija: p ro f. nadzw . d r W. S zajn o ch a: Gieolo- g ija h isto ry c z n a , 2 godz.; O b u d o w ie gieologicznej k ra jó w P o lsk i, 2 godz ; O w y s tę p o w a n iu o leju i w o­

sk u sk a ln eg o w G alicyi, 1 godz ; ćw icz en ia w g a­

b in e c ie , 4 g odz.; k o n w e rs a to ry ju m gieoiogicznc, 1 godz.

B otanika: prof. zw. d r J . R o stafiń sk i: Z a s ad y bo­

ta n ik i, 3 godz.; O rg a n o g rafija ro ślin , 2 godz.; ćw i­

c ze n ia w p ra co w n i, 4 g o d z ; prof. zw. d r E . Ja n c z e w ­ ski (o b e cn ie d e le g a t w y d ziału do s e n a tu a k a d e m ic ­ kiego): A n a to m ija ro ślin n a cz y n io w y ch , 3 godz.;

B u d o w a ro ś lin lek a rs k ic h , 2 godz.; ćw iczen ia w p r a ­ cow ni, 4 godz.

683

*) N o w om ianow any od 1 P a ź d z ie rn ik a r. b. W p ó ł­

ro c zu b ieżącem p ro f. K re u tz będzie p rz e n o s ił g a b i­

n e t i p ra co w n ię m in e ra lo g ic z n ą z C ollegium p hysi- cura do C ollegium m inus.

W SZECHŚW IAT.

(12)

G84 W SZE C H ŚW IA T. Nr 43.

Zoologija : prof. zw. d r M. N ow icki: Z o o lo g ija sy- | s te m a ty c z n a , 5 godz.; ćw iczen ia z o o to ra io z n e w g a ­ b in e c ie , 2 godz.

A natom ija porów nawcza : p ro f. n a d zw . d r A. W ie rz e j- ski: A n a to m ija p o ró w n a w c z a czło n k o n o g ó w , 3 g o ilz ; O steologija p o ró w n a w c za , 2 g o d z ; ć w ic z e n ia m i­

k ro sk o p o w e , 3 godz.; ć w ic z en ia z o o to m icz n e , 3 godz.

Anlropologija: pro f. n a d zw . d r J . K o p e rn ick i: A n- tro p o lo g ija szczegółow a, 2 godz.; ć w icz en ia w p r a c o ­ w n i, 4 godz.

G ieografija: p ro f. zw. d r F . C z ern y : G ieo g rafija fizyczna, 3 g o d z.; H is to r y ja g :eo g rafii, 2 godz.

N a u n i w e r s y t e c i e w e L w o w i e :

M atem atyka: p ro f. zw. d r W. Ż m u rk o : Z a s a d y r a ­ c h u n k u ró żn iczk o w eg o i całk o w eg o , 4 godz.; K rz y ­ w iz n a fig u r p ła s k ic h i w p rz e s trz e n i, 2 go'!z.; p ro f.

zw . fizyki m ate m , d r O. F a b ia n : A n a liz a a lg ie b ra i- czn a, 3 godz.; doc. p r. d r J . P u zy n a: T e o ry ją funk- cyj e lip ty c z n y c h , 4 godz.

F iz y k a m atematyczna: p ro f. F a b ia n ; M e c h a n ik a 3 godz.; T e o ry ją c ie p ła , 2 godz.

F iz y k a doświadczalna: p ro f. zw . d r T . S ta n e c k i:

D io p try k a , 5 godz.; F iz y k a d la f a rm a c e u tó w ,5 godz.;

r e p e ty to r y ju m d la fa rm a c e u tó w , 1 g odz.

Chemija-, p ro f. zw. d r B. R a d zisz ew sk i (o b ecn ie de­

le g a t d o s e n a tu a k ad e m ic k ie g o ): C h e m ija og ó ln a, 6 godz.; C h e m ija fa rm a c e u ty c z n a , 4 godz.; ć w icz e n ia w p ra co w n i, c o d zien n ie. Doc. p r. J . S c h ra m m : A n a ­ liz a jak o ścio w a , 4 godz.; doc. p r. d r B. L ac h o w icz w te m p ó łro czu w y k ła d a ć ni« b ęd zie.

M ineralogija: z p o w o d u p r z e n ie s ie n ia się p ro f.

K re u tz a d o u n iw e rs y te tu Ja g ie llo ń s k ie g o w y k ła d y m ic e ra lo g ii n ie są ogłoszone; p ra w d o p o d o b n ie za­

stę p stw o w ciąg u p ó łro cz a u rz ąd z o n e z o stan ie.

Gieologija: d o c e n t p ry w . d r E . D unik o w sk i: Ogól­

n a g ieo lo g ija, 4 godz.; O k o p a ln y c h m ię c z a k a c h , 1 godz ; W stę p do ćw iczeń g ie o lo g icz n o -p sleo n to lo - g ic z n y c h , 2 godz. D o c en t p ry w . m in e r a lo g ii i gieo- lo g ii w u n iw e rs y te c ie , a prof. zw . i o b e c n ie r e k to r sz k o ły p o lite c h n ic z n e j w e L w o w ie , J . N ied źw ied zk i w te m p ó łro cz u w u n iw e rs y te c ie w y k ła d a ć n ie b ę d zie.

B o ta n ika : prof. zw. d r T. C iesielski: A n a to m ija i fizy jo lo g ija r o ś l i n , 6 godz.; ć w icz en ia w p r a ­ cow ni.

Zoologija: p ro f. zw. d r B. D yb o w sk i (o b e cn ie p r o ­ d z ie k a n w y d z iału ): Z o o lo g ija s y s te m a ty c z n a ,4 godz.;

R y b y k ra jo w e, 1 godz.; ć w icz en ia w g a b in e o ie ,3 g o d z . D oc. p ry w . d r H. W ielo w iejsk i w te m p ó łro cz u w y ­ k ła d a ć n ie b ęd zie.

Gieografija: p ro f. zw. d r A. R e h m a n (o b ecn ie d z ie k a n w y d z ia łu ): P o s ta ć i r o z m ia r y z ie m i, o ra z rozw ój je j p o w ie rz c h n i, 4 godz.; ćw ic z en ia g ieo g ra - ficzne, 1 godz.

N a w y d z ia le filozoficznym u n iw e rs y te tu lw o w sk ie ­ go, w s k u te k ż ą d a n ia C o lle g iu m p ro feso rsk ieg o , m in i- s te ry ju m o św ia ty zg odziło się w o s ta tn ic h d n ia c h W rz e ś n ia u rz ą d z ić w y k ła d y a n a to m ii czło w ie k a i fizy jo lo g ii, ja k o z aw iązek p rzy szłe g o w y d z ia łu le ­ k a rs k ie g o . W s k u te k teg o już o d p o c z ą tk u se m es tru d r H . K a d y i, p ro f. zw. szkoły w e te ry n a ry jn e j w e L w o w ie, n ie g d y ś a s y s te n t u n iw e rs y te tu J a g ie llo ń ­ skieg o , ro sp o c z n ie s y s te m a ty c z n e w y k ła d y a n a to ­ m ii. Co się zaś ty c z y fizyjologii, to w y d z iał filozo­

ficzny u n iw e rs y te tu lw ow skiego w y je d n a ł d-ro w i G. P io tro w sk ie m u , a sy ste n to w i p ro f. N. C y b ulskiego w u n iw e rs y te c ie k ra k o w sk im , s ty p e n d y ju m n a w y ­ ja z d z a g ra n ic ę d la dalszeg o k sz ta łc e n ia się w fizyjo­

lo g ii, w celu o b ję c ia z czasem w y k ła d ó w tego p r z e d ­ m io tu w e L w ow ie,

B .

SPRAW OZDANIE

z literatury obcej:

M . N e u m a y r. E rd g e s c h ic h te . L ip sk , 1 8 8 7 , 2 to m y . W lic z b ie d z ie ł tw o rz ą c y c h w s p a n ia łą s e ry ją b ib li- jo te k i p rz y ro d n ic z e j, w y d a w a n ej p rz e z lip s k i i n s t y ­ tu t b ib lio g r a f ic z n y , a ro sp o c zę te j d ziesięcio to m o - w em „Ż y c ie m z w ie rz ą t11 B re h m a , u k a z a ła się z k o ­ lei g ieo lo g ija w o p ra c o w a n iu p ro feso ra w ied eń sk ie­

go u n iw e r s y te tu , d r a M e lch io ra N e u m a y ra , n iem a- ją c a so b ie ró w n e j p o d w zględem o z d o b n o śc i w y d a ­ n ia . A rty s ty c z n ie w y k o n a n e d rz e w o ry ty i c h ro m o - lito g ra fije , w lic z b ie p rz e s z ło ty s ią c a , w z n aczn ej czę śc i z a c z e r p n ię te z n a jn o w sz y c h , sz ersze m u o g ó ­ ło w i n ie d o s tę p n y c h ź ró d e ł lu b b o g a ty c h k o lek cy j w ie d e ń s k ic h m u zeó w , ilu s tr u ją te k s t p rz y s tę p n ie i b a rw n ie , d la szerszej p u b lic z n o śc i n a p is a n y w p ra- w n em p ió re m w y tra w n e g o gieologa. T o m p i e r w ­ szy o b e jm u je g ie o lo g iją fizyczną; d ru g i — h is to ry ­ c z n ą i to p o g ra fic z n ą . W d o d a tk u m ie śc i się c h a r a ­ k te r y s ty k a m in e ra łó w p o ż y te c z n y c h , o p ra co w a n a p rz e z d r a U h lig a. D zieło to sta u o w i je d e n z n a j­

le p s z y c h p o d rę c z n ik ó w gieolo g iczn y o h .

J . S .

KBGNłKA NAUKOWA.

M E T E O R O L O G IJA .

— S ta n p o w ie trz a w E u ro p ie c e n tra ln e j, w m ie­

sią cu Lipcu 1 8 8 7 r.

M iesiąc L ip ie c c e c h o w a ł się p o w ietrzem w og ó ln o ­

śc i c ie p łem , p rz e w a ż n ie p o g o d n em , sła b em i w ia tr a ­

m i, d o sy ć c z ę s te m i b u rz a m i i u lew n em i n ie ra z d e ­

szczam i.

(13)

Tsr 43.

w s z e c h ś w i a t

. 685

W c ią g u p ie rw sz y c h d n i m ie s ią c a ro sc ią g a ła się p o n a d E u r o p ą śro d k o w ą s tre fa w ysokiego c iś n ie n ia a tm o sfery czn eg o , z p o w ie trz e m p o g o d n e m i suchem , g d y n a p ó łn o cy d e p re sy je su n ę ły ku w schodow i.

D nia 4 i 5 p rz e n ik n ę ły o n e k u p o łu d n io w i, ta k , że od z ato k i B o tn ic k ie j aż do m o rz a Ś ró d ziem n eg o p rz e b ie g a ł pas n isk ieg o c iś n ie n ia a tm o sfe ry cz n e g o . N a g ły s p a d e k b a ro m e tru u ja w n ił się n a w ie lu sta- cy jach , w W arsz a w ie d n ia 4 b a r o m e tr w sk az y w ał 755,85 mm (m ax im u m m iesięczn e), d. 5 zaś 741,10 mm (m in im u m m iesięczn e), p o d o b n ież w P ło ń sk u , d. i:

757,1 mm (m ax.), d. 5: 741,8 mm (m in ), w L u b lin ie d. 3: 749 mm (m ax .), d. 5: 737 mm (m in.). D alej ku w schodow i m in im u m to w y s tą p iło d o p ie ro o d zień p ó źn iej, t. j. d. 6: w Ż y ty n iu n a W o ły n iu 739,1 mm, w Sokołów ce n a P o d o lu 737,6 mm. W n a stę p s tw ie teg o n a s ta p iła z m ia n a p o g o d y , te m p e r a tu r a z d. 5 n a 6 zn aczn ie się o b n iży ła , n ieb o się zach m u rzy ło , a w w ielu m ie jsc ac h d eszcze sp a d ły ulew n e. W W a r ­ szaw ie po k ró tk o trw a łe m p o d n ie s ie n iu się b a ro m e ­ t r u d . 8 i 9 n a s tą p ił znow u s p a d e k d. 10, a deszcz c a ło d z ie n n y d. 11 sp ro w ad z ił 11,8 mm opadu, tegoż sam eg o zaś d n ia w B e rlin ie w ysokość o padu doszła 30 mm. N a d. 12 p rz y p a d a n a jm n ie js z o ś ć te m p e r a ­ tu r y w W arsz a w ie 9°, od d. 13 zo staw ała E u r o p a śro d k o w a znow u p o d w p ły w e m n ajw ię k sz o śc i b a ro - m e try c z n e j, a w d. 14, 15 i 16 te m p e ra tu r a zn aczn ie w zro sła, w W a rsz a w ie, o sta tn ie g o z ty c h d n i d o c h o ­ d z iła 31°. P o d o b n ie s;ln e p o d n ie s ie n ie te rm o m e tru w N iem czech o b serw o w an o d. 14, w B e rlin ie n p . 38°.

N a d c ią g a ją c a od z ac h o d u k r ó tk o tr w a ła d e p resy ja spo w o d o w ała zm ia n ę pogody, t e m p e r a tu r a o b n iży ła się, w w ielu m ie js c a c h w N ie m c z e c h m ia ły m ie jsce b u rz e w n o cy z 16 n a 17, u n as w w ielu s ta c y ja c h , w W arszaw ie, P ło ń sk u , M ło d zieszy n ie, siln a b u rza w y s tą p iła w n o c y z 19 n a 20.

W c ią g u o s ta tn ic h d n i d z ie się c iu m ie s ią c a ros- k ła d c iś n ie n ia a tm o sfe ry cz n e g o n a s tą p ił znów ta k i, ja k i b y ł w p o c z ą tk a c h m ie sią ca , t. j. z n ac zn e c iś n ie ­ n ie w E u ro p ie śro d k o w ej i d e p re s y je n a d alek iej p ółnocy; p o w ie trz e b y ło w ogóle sp o k o jn e, p o g odne i su c h e . Od d . 26 aż do k o ń c a m ie sią c a p o w ie trz e, p rz y w ysokiem i je d n o s ta jn e m c iś n ie n iu a tm o sfery - cznem b y ło wogóle su c h e , a te m p e r a tu r a w zn io słą się sto p n io w o d o b a rd z o z n aczn ej w ysokości, w w ie­

lu m ie jsc o w o śc iac h p rz e sz ła z n aczn ie 30° C; o sta ­ tn ie g o d n ia m ie sią ca p rz y p a d ło d la w ielu sta c y j m a- x im u m te m p e ra tu r y z całeg o L ip c a , j a k w W a rsz a ­ w ie 31,2°, w P ło ń sk u 31,1°, w L u b lin ie 31,8° ( n a j­

w yższa te m p e ra tu r a m ie sią c a p r z y p a d ła t u d 29, m ia n o w ic ie 32,7°), w C z ęsto c ica ch 32°,5, w M ich a­

łow ie 33°, w M ło d zieszy n ie 35°, w S iln ic z c e 33°,9, w L e ś m ie rz u zaś, S a n n ik a c h i M ło d z ie szy n ie n o to w a­

n o d n ia te g o te m p e ra tu r y n a d zw y c z aj w ysokie, 37°.

O gólna ilość o p a d u z całego m ie s ią c a n a s ta c y ­ ja c h K ró le stw a P o lsk ieg o n ie b y ła z n ac zn a ; n a j ­ m n ie jsz ą o k a zu ją d a n e z Z ąb k o w ic , led w ie 15,8 mm.

R ów nież n iew ie lk ą b y ła w ysokość o p a d u w P ło ń ­ sku 21,4 mm, w ięk sza w L u b lin ie 31,8 mm i w W a r ­ szaw ie 41,2 mm. Z n a c z n ie js z e ilo śc i deszczu z n a j­

d u je m y n a s ta c y ja c h b a rd z ie j k u w schodow i w ysu­

n ię ty c h . Ż y ty ń n a W o ły n iu m ia ł w ysokość m ie ­

sięczn ą 58,2 mm (z teg o n a b u rz ę d. 6 w y p a d a 15,4 nim S okołów ka n a P o d o lu 57,5 mm.

N a d m ie n ić tu w y p ad a n a d e r siln ą w ic h u rę, k tó ra d n ia 25 około p o łu d n ia n a w ied z iła zac h o d n ie w y ­ b rz eż e N iem iec. V an -B eb b er z an o to w a ł w H a m b u r ­ g u o godz. 2 m in . 43 szybkość w ia tru 14 m, o g odz. 2 m in . 45 szy b k o ść 23 m, a godz. 2 m in . 48 szy b k o ść 22 m n a se k u n d ę . P rzy p ie rw sz y c h rz u ta c h w ia tru k ie ru n e k jeg o z W SW p rz esz e d ł w N N W , a te m p e ­ r a tu r a n a g le o p a d ła o 5 '/JK W H am b u rg u i W il- h e lm sh a v e n n ie b y ło a n i deszczu a n i p io ru n ó w , ale n a p ó łn o c w zględem te j lin ii p rz y s iln y c h p io ru n a c h s p a d ły u lew n e deszcze, a w n ie k tó ry c h m ie jsc a c h i g ra d y , k tó re spow odow ały zn aczn e sp u sto szen ia.

G odnym te ż u w a g i je s t n ad zw y c z ajn y u p a ł, ja k i w połow ie m ie s ią c a p a n o w a ł w S ta n a c h Z je d n o cz o ­ n y c h . W W as zy n g to n ie d. 19 te r m o m e tr w sk azy ­ w ał 38,9°; a sfalt b y ł p ra w ie sto p io n y , k o ła lżejszych wozów p o z o sta w ia ły g łęb o k ie śla d y , a w ozy cięższe zg o ła posuw ać się nie m o g ły . W N ow ym Y o rk u p rz e c h o d n ie z a rz u c ili fo rm y p rzy zw o ito ści i p rz e ­ suw ali się po u lic y , trz y m a ją c n a ra m io n a c h tu ż u r- k i s\ve i k a m iz elk i; k oleje i p a ro w c e p rz ep e łn io n e b y ły lu d źm i, u c ie k ają cy m i z m ia s t tłu m n ie do b liż ­ szych i d a lszy c h okolic. P o ty m n a d z w y c z a jn y m u p a le n a s tą p iły p o d n iu 20 g w ałto w n e i d łu g o trw a ­ łe ulew y, k tó re z b io ro m w s ta n a c h N ow ego Y o rk u i P e n s y lw a n ii z rzą d ziły z n ac zn e szkody. W o d y u n io sły w iele m o stó w i p o n iszczy ły d ro g i. U lew a w M a ssac h u se tts d n ia 23 b y ła n a jg w a łto w n ie jsz ą za lu d zk iej p am ię ci. W Gr. B a rrin g to n i ok o licy u le ­ gło z n iszczen iu 25 m ostów i z n ac zn a ilo ść fa b ry k . W w ielu in n y c h o k o lic a ch k o m u n ik a c y ja kolejow a zo stała z a ta m o w a n ą .

F 1 Z Y J0 L 0 G 1 JA .

— S zybkość obiegu k rw i. N a jd aw n ie js z e b a d a n ia co do szy b k o ści obiegu k rw i zaw d z ięc za m y H e rin g o - wi w r. 1829; s ta r a ł się on m ia n o w ic ie o znaczyć czas, ja k ie g o p o trz e b u je c z ą stk a k rw i, a b y n a jk ró ts z ą z w ielu m o żliw y ch d ró g w o b ieg u p rzez p łu c a i p rz ez c iało w ró c iła do p u n k tu , z k tó reg o w y szła. B a d a ­ n ia polegały n a te m , że ro s tw ó r b łę k itu p ru sk ieg o w strz y k iw a n o do ż y ły szyjow ej w je j k o ń c u zw ró ­ conym k u se rcu i oznaczano ch w ilę, w k tó re j p ie r ­ w sze ś la d y p rz y m ię s z k i d a ły się n a -d ru g im k o ń cu ży ły w y k a za ć p rz ez c h lo rn ik ż elaz a. V ie ro rd t w r o ­ k u 1858 b a d a n ia te u d o sk o n a lo n ą m eto d ą p rz e p ro ­ w a d ził n a ró ż n y c h z w ie rz ę ta c h ; czas te n w yn o sił u k o n ia 31,5, u p sa 15,2, u k ró lik a 7,8 se k u n d . P o ­ n iew aż p rz y m ię s z k i te do k rw i w p ły w ać m o g ą n a d z ia łaln o ść s e rc a , u ż y ł M eade S m ith in n e j m eto d y , w s trz y k iw ał m ia n o w ic ie w ż y ły psów i k ró lik ó w k re w g o łę b ia , p o sia d a ją c ą w iększe c ia łk a k rw i, o raz ro s tw ó r w odny k a rm in u . S zy b k o ść k rw i o k a z a ła się tu m n ie jsz ą aniżeli z b a d a ń V ie ro rd ta , czas o b ieg u bow iem u p sa okazał się 17,5 u k ró lik a 11 sek.

N ie d aw n o znów p, l. K rie s o k azał, że w r u r a c h ta k ie j szerokości, d la k tó ry c h słu ż y p ra w o P o iseu il- la, szybkość ś re d n ia p r ą d u w y ró w n y w a połow ie s zy b k o ści m a k s y m a ln e j (w c e n tra ln e j n ic i cieczy)*

Je ż e li w ięc p rz y jm ie m y , że k re w w w iększej części

Cytaty

Powiązane dokumenty

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

Czy od tego czasu nie nastąpiło zmniejszenie się ilości form, trudno powiedzieć, w każdym razie, ja k świadczą liczne przykłady, liczba istot, żyjących na

Powyżej ju ż wspomniałem o dwu listewkach, ciągnących się wzdłuż tylnej powierzchni rdzenia pacierzowego, które oddzielają się od zaczątku ostatniego w miejscu,

Szerokie smugi ciemne ukazują się tylko, gdy słońce jest bardzo blisko poziomu; gdy zaś wznosi się nieco wyżej, ustępują z w

S taje się więc zrozum iałem , że zwierzęta, żywiące się pokarm am i obfitującemi w sole potasowe, pożądają soli kuchennej.. Słuszność tego wniosku

dodając drożdży, a n ieczekając aż p ły n sam przez się zacznie ferm entow ać, zapobiegam y stanow czo wszelkim dzikim ferm entacyjom... Wo- góle można

chodzi przy wypalaniu surowca, a którą węgiel odbywa dopiero po przyjęciu postaci uważanćj przez Fourquignona za grafit, nie odpowiada własnościom istotnego

będą się odbyw ały przez trzy miesiące. um