• Nie Znaleziono Wyników

View of Philosophical Logic

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Philosophical Logic"

Copied!
67
0
0

Pełen tekst

(1)

ROCZNIKI FILOZOFICZNE Tom LV, numer 2 – 2007

MARK SAINSBURY*

LOGIKA FILOZOFICZNA

*

WPROWADZENIE

Wiedz c, !e wszyscy bogaci ludzie s szcz"#liwi i Jan jest bogaty, mo-!emy wyci gn $ wniosek, !e Jan jest szcz"#liwy. Wiedz c, !e ziemniaki go-tuj si" od dwudziestu minut, mo!emy wyci gn $ wniosek, !e ziemniaki s ju! ugotowane.

Mamy tu do czynienia z wyra%nie ró!nymi rodzajami wnioskowania. Pierwszy, który mo!na nazwa$ wnioskowaniem dedukcyjnym, charaktery-zuje si" tym, !e je#li to, z czego wyprowadzamy wniosek, jest prawdziwe, to jest zupe nie niemo!liwe, aby to, co wyprowadzamy, by o fa szywe. Drugi, który mo!emy nazwa$ indukcyjnie mocnym wnioskowaniem, charakteryzuje si" tym, !e chocia! to, z czego wyprowadzamy wniosek, dostarcza dobrej racji dla tego, co wyprowadzamy, to racja ta nie jest rozstrzygaj ca. Na du!ych wysoko#ciach woda gotuje si" w ni!szej temperaturze, przez co czas jej gotowania ulega wyd u!eniu. Zreszt nawet na normalnych wysoko#ciach zdarzaj si" bardzo twarde ziemniaki!

Niniejszy esej dotyczy wnioskowania pierwszego rodzaju, czyli wniosko-wania, które, przynajmniej w zamierzeniu, jest dedukcyjne. […] W asno#ci rozumowania, która nadaje mu warto#$ i która interesuje logików, jest to, !e zachowuje ono prawdziwo#$ czy, inaczej mówi c, !e jest niezawodne.

(Spra-Prof. MARK R.SAINSBURY – Department of Philosophy, University of Texas, Austin; e-mail: marksainsbury@mail.utexas.edu

* Niniejszy tekst jest nieznacznie skrócon wersj eseju Philosophical Logic, [w:] A. C. G r a y l i n g (ed.), Philosophy: A Guide Through the Subject, t. 1, Oxford: Oxford University Press 1995, s. 61-122. Przek ad za zgod Autora i Oxford University Press.

(2)

wa ta zosta a dok adniej omówiona w SAINSBURY 1991: rozdz. 1.) Zazwyczaj rozumowanie przechodzi od jednego lub kilku twierdze&, które traktuje si" – przynajmniej tymczasowo – jako dane, do pewnego innego twierdzenia. Te wyj#ciowe twierdzenia nazywa si" przes ankami, a twierdzenia ko&cowe –

wnioskiem. Zbiór twierdze& z o!ony z przes anek i wniosku nazywa si" wnioskowaniem. Standardowa definicja niezawodno#ci wnioskowania

przed-stawia si" nast"puj co:

Wnioskowanie jest niezawodne zawsze i tylko, gdy jest niemo!liwe, aby wszyst-kie przes anki by y prawdziwe, a wniosek fa szywy.

Aby ustali$, czy wnioskowanie jest niezawodne, trzeba zbada$ odniesienie przedmiotowe. We%my przyk ad. Czy wnioskowanie przechodz ce od prze-s anki „Napoleon by dynamiczny” do wnioprze-sku „Kto# by dynamiczny” jeprze-st niezawodne? Inaczej mówi c, czy jest niemo!liwe, aby przes anka by a prawdziwa, a wniosek fa szywy? Sk onni jeste#my odpowiedzie$ twier-dz co. Czy w takim razie w podobny sposób nale!y oceni$ wnioskowanie przechodz ce od przes anki „Nie istnieje najwi"ksza liczba pierwsza” do wniosku „Co# nie istnieje”? W tym wypadku powinni#my poczu$ pewien opór przed odpowiedzi twierdz c . Skoro przes anka jest prawdziwa, a nie-zawodne wnioskowanie prowadzi zawsze od prawdziwej przes anki do praw-dziwego wniosku, to twierdz ca odpowied% na to pytanie zmusi aby nas do uznania, !e co# nie istnieje. W najlepszym razie wydaje si" to dziwne, a w najgorszym – szalone. Jednym z celów tego eseju jest doprowadzenie czytelnika do wyrobienia sobie w asnego zdania w tego rodzaju kwestiach. Pierwsza cz"#$ eseju dotyczy najbardziej, jak si" wydaje, oczywistych przyk adów s ów, których zadaniem jest odnoszenie si" do przedmiotów, na przyk ad nazw „Napoleon” i „Francja”. W tej cz"#ci przedstawi" teorie Johna Stuarta Milla, Gottloba Fregego, Bertranda Russella i Saula Kripkego. Tematem drugiej cz"#ci eseju s deskrypcje okre#lone, czyli wyra!enia o postaci „(jedyne) to-a-to”, na przyk ad „pierwszy cesarz Francji”. Wpraw-dzie na pierwszy rzut oka wydaje si", !e s to wyra!enia, których zadaniem jest odnoszenie si" do przedmiotów, ale „teoria deskrypcji” Bertranda Rus-sella prowadzi do odmiennego wniosku. Zapoznamy si" z t teori , z argu-mentami Russella na jej rzecz oraz z zarzutami, jakie wobec niej wysuni"to. (G ówne z nich s omówione w SAINSBURY 1979: rozdz.4, warto jednak równie! pozna$ oryginalne %ród a tych zarzutów.)

Trzecia cz"#$ eseju analizuje problem dotycz cy istnienia. Je#li mówimy, !e co# nie istnieje, to – jak si" wydaje – zak adamy w ten sposób, !e to

(3)

istnieje. Przedstawi" znan teori" na ten temat pochodz c od Russella oraz nowsze uj"cie, którego autorem jest Gareth Evans.

Cz"#$ czwarta dotyczy twierdze& o identyczno#ci, a zw aszcza tego, czy te z nich, które s prawdziwe, s prawdziwe zawsze i w sposób konieczny. Rozwa!ania na ten temat skieruj nas ku poj"ciu konieczno#ci, które zo-stanie dok adniej omówione w cz"#ci pi tej na podstawie tekstów Alana Gibbarda, Saula Kripkego i Davida Lewisa.

Cz"#$ szósta w sposób do#$ pobie!ny omawia poj"cie prawdy. […] Próbo-wa em nakre#li$ map" niektórych g ównych sporów, nie wchodz c w szcze-gó y. Je#li który# z w tków wzbudzi zainteresowanie czytelnika, konieczne b"dzie si"gni"cie po jedno z sugerowanych na ko&cu tego eseju opracowa&. Do najwa!niejszych powodów, dla których warto studiowa$ filozofi", nale!y mo!liwo#$ nauczenia si", jak formu owa$ w asne pogl dy i jak ich broni$. W asny pogl d nie musi by$ pogl dem, którego nikt wcze#niej nie g osi . W logice trudno w ogóle spotka$ nowe pogl dy. W asny pogl d to taki, do którego jest si" przekonanym i którego potrafi si" broni$. W trakcie lektury czytelnik zetknie si" z wieloma konkurencyjnymi pogl dami i b"dzie musia zdecydowa$, które z nich uzna$ za w asne.

Niekiedy, zw aszcza na pocz tku studiów, trudno jest si" zdecydowa$, która z konkurencyjnych teorii jest najlepsza. Wa!ne jednak, aby podejmo-wa$ przynajmniej „mniejsze” decyzje: czy to wnioskowanie ostatecznie ustala lub obala dan teori"? Czy danego zarzutu mo!na unikn $ odpowiednio modyfikuj c t" teori"? Czy nie mo!na by wyró!ni$ przynajmniej dwóch wer-sji koncepcji, !e jest tak-a-tak? Aby odkry$ warto#$ studiowania filozofii, trzeba sobie stawia$ takie pytania i na nie odpowiada$.

1. NAZWY 1.1. Mill

Takie nazwy jak „Napoleon” i „Francja” wygl daj na wzorcowe przypadki wyra!e&, których celem jest odnoszenie si" do przedmiotów w #wiecie. Naj-prostsza teoria g osi, !e na tym mo!na poprzesta$: „Napoleon” odnosi si" do Napoleona, a „Francja” do Francji. Mniej wi"cej tak teori" zaproponowa John Stuart Mill.

Mill wprowadzi rozró!nienie mi"dzy nazwami ogólnymi, takimi jak „bia y” (wyst"puj cymi np. w zdaniu „Ta ró!a jest bia a”), a nazwami

(4)

jedno-stkowymi, takimi jak „Dartmouth” i „obecny premier Wielkiej Brytanii”. Nazwa jednostkowa ma si" odnosi$ do dok adnie jednego przedmiotu (denotowa$ j ), podczas gdy nazwa ogólna mo!e si" odnosi$ – i na ogó rzeczywi#cie si" odnosi – do wielu przedmiotów (denotuje je). Niektóre nazwy, takie jak „bia y” i „obecny premier Wielkiej Brytanii”, s

konota-tywne: konotuj one w asno#$ i denotuj wszystkie i tylko te przedmioty,

które posiadaj t" w asno#$. Tote! „bia y” denotuje wszystkie bia e przed-mioty i denotuje ka!d z nich na mocy posiadania przez ni w asno#ci, któr „bia y” konotuje, mianowicie bieli.

Nazwa w asna, taka jak na przyk ad „Dartmouth”, to wed ug Milla nazwa jednostkowa, która nie konotuje,. Co prawda mogli#my mie$ powód, aby nada$ czemu# tak , a nie inn nazw". Jakiego# cz owieka mo!emy nazwa$ „Janem”, poniewa! takie by o imi" jego ojca, a pewne miasto nazwa$ „Dart-mouth”, poniewa! le!y ono u uj#cia rzeki Dart.

Ale nie jest cz"#ci znaczenia s owa „Jan” to, !e ojciec osoby tak nazwanej nosi to samo imi"; ani nawet nie jest cz"#ci znaczenia s owa „Darthmouth” to, !e miasto to jest po o!one u uj#cia rzeki Dart. Gdyby piasek zasypa uj#cie tej rzeki albo gdyby trz"sienie ziemi zmieni o jej bieg i odsun" o j na pewn odleg o#$ od tego miasta, to nazwa jego nie zmieni aby si" z konieczno#ci rzeczy […] Imiona w asne s przywi zane do przedmiotów samych przez si" i nie s zale!ne od tego, czy trwa jaka# cecha danego przedmiotu.

(MILL 1843: 26 [przek ad polski – t. I, s. 52-53])

Mill wysuwa dwa zarzuty przeciwko sugestii, !e nazwy w asne konotuj . Po pierwsze, ewentualne konotowane w asno#ci nie okre#laj denotacji nazwy. Po drugie, nazw" w asn mo!na zrozumie$, nawet nie znaj c kandydatów na jej konotacj". (Który z naszych dwóch przyk adów, „Jan” i „Dartmouth”, najlepiej pasuje do której z tych uwag?)

Szczegó owe uwagi Milla wydaj si" trafne: zamierzone konotacje nazw „Jan” i „Dartmouth” s niezadowalaj ce. Aby jednak przej#$ od nich do wnios-ku, !e nazwy w asne nie konotuj , Mill musi dokona$ dwóch uogólnie&. Po pierwsze, musi wykaza$, !e nie istniej inni, lepsi kandydaci na konotacj" nazw „Jan” i „Dartmouth”. (Czy przychodz ci na my#l jacy# kandydaci?) Po drugie, musi nast"pnie wykaza$, !e jest tak w wypadku wszystkich nazw w asnych, a nie tylko w wybranych przez niego przyk adach.

Mo!na by podsun $ Millowi nast"puj cy ogólniejszy argument: dwoje ludzi, którzy u!ywaj jakiej# nazwy w asnej, mo!e wi za$ z ni ca kiem inne informacje, tak !e nie istnieje !aden wspólny im element, który by by

(5)

kono-tacj tej nazwy. Ta uwaga jest trafna tylko pod warunkiem, !e znajomo#$ konotacji musi by$ wspólna osobom, które skutecznie si" porozumiewaj . (Czy Mill jest do tego zobowi zany?)

Teoria Milla staje przed dwoma do#$ powa!nymi trudno#ciami: musi ona upora$ si" z takimi nazwami jak „Zeus” i „'wi"ty Miko aj”, które nie od-nosz si" niczego, oraz z „ amig ówk Fregego”.

Nazwa, która nie odnosi si" do niczego, nie ma denotacji. W my#l uj"cia Milla nie ma ona równie! konotacji. A zatem, w my#l jego teorii, nazwa bez de-notacji nie posiada !adnych w asno#ci semantycznych. To za# oznacza, !e po-winna by$ niezrozumia a jako cz"#$ j"zyka. Tymczasem wydaje si", !e nazwy bez nosicieli s w sposób ca kiem zrozumia y u!ywane w naszym j"zyku. !amig ówka Fregego dotyczy identyczno#ci i doprowadzi a ona do opra-cowania jego teorii sensu (Sinn) i odniesienia przedmiotowego (Bedeutung). 1.2. Frege

Frege twierdzi , !e nie ma gwarancji, i! dwóch nazw tego samego przed-miotu mo!na u!ywa$ zamiennie; gdyby jedyn istotn w asno#ci nazwy by o jej odniesienie, to mieliby#my tak gwarancj". Przypu#$my, !e „Hes-peros” i „Fosforos” odnosz si" do tego samego cia a niebieskiego. Historia jest taka, !e nazw" „Hesperos” nadano planecie Wenus ze wzgl"du na to, i! by a ona widoczna wieczorem, natomiast nazw" „Fosforos” nadano tej samej planecie ze wzgl"du na to, !e by a ona widoczna rankiem (w innym punkcie nieba i w innej porze roku). Staro!ytni astronomowie nie zdawali sobie sprawy, !e jest to jedno i to samo cia o niebieskie (planeta, a nie gwiazda), które ukazuje si" w ró!ny sposób.

Porównajmy teraz twierdzenia: (1) Hesperos jest to Hesperos. (2) Hesperos jest to Fosforos.

Wydaje si", !e mówi one co# innego. (1) jest banalne, natomiast (2) mog o-by wyra!a$ cenn now informacj": oba twierdzenia „w oczywisty sposób ró!ni si" pod wzgl"dem warto#ci poznawczej”. A jednak ró!ni si" one tylko tym, !e nazwa „Fosforos” zast pi a jedno z wyst pie& nazwy „Hespe-ros”. Frege wyci gn z tego wniosek, !e dwóch nazw tego samego przed-miotu nie mo!na u!ywa$ zamiennie, i dlatego sposób funkcjonowania nazwy nie sprowadza si" wy cznie do posiadania przez ni odniesienia.

Frege nazwa t" dodatkow w asno#$ nazwy jej sensem (Sinn). W swoim artykule „Sens i odniesienie” rozpoczyna on od okre#lenia sensu nazwy jako

(6)

„sposobu, w jaki przedmiot jest nam dany”. Nast"pnie sugeruje, !e „sens nazwy chwyta ka!dy, kto zna wystarczaj co j"zyk” (FREGE 1892a: 158 [przek ad polski – s. 62)]. Pojawiaj si" kolejne tezy: sens okre#la odniesienie (to jest wyra!enia, które zgadzaj si" pod wzgl"dem sensu, musz si" rów-nie! zgadza$ pod wzgl"dem odniesienia), ponadto o ca ych zdaniach rówrów-nie! mo!na powiedzie$, !e maj sens i odniesienie: sensem ca ego zdania jest my#l, a jego odniesieniem – warto#$ logiczna, w zale!no#ci od przypadku: Prawda lub Fa sz.

Argument Fregego o „Hesperosie” i „Fosforosie” pokazuje, !e funkcja nazwy nie sprowadza si" wy cznie do posiadania przez ni odniesienia, pozostawia jednak otwart spraw", czy ta dodatkowa w asno#$ jest Fregeow-skim sensem, czy mo!e raczej jest ona czysto syntaktyczna albo nie jest czym#, co zmienia si" w zale!no#ci od osoby, i z tego wzgl"du nie mo!e by$ stabiln publiczn w asno#ci j"zyka. [Zwraca na to uwag" SALMON (1986).] Nale!y zatem zgodzi$ si", !e argument Fregego uzasadnia s absz tez", i! nazwa to nie tylko jej odniesienie. Jednak!e celem artyku u Fregego jako uzasadnienie mocniejszej tezy, !e tym czym# dodatkowym jest sens.

Frege informuje nas, !e przyjmowa wcze#niej (1879) pogl d, który teraz odrzuca. W my#l wcze#niejszej teorii Fregego zdanie identyczno#ciowe, ta-kie jak „Hesperos jest to Fosforos”, mo!na potraktowa$ jako mówi ce, !e dwie nazwy: „Hesperos” i „Fosforos” odnosz si" do tego samego przed-miotu. Zgodnie z tym „pogl dem metaj"zykowym”, identyczno#$ jest relacj mi"dzy nazwami („rozwa!ania dotyczy yby samych znaków”). Wydaje si", !e ten pogl d dopuszcza ró!nic" pod wzgl"dem warto#ci poznawczej mi"dzy „Hesperos jest to Hesperos” a „Fosforos jest to Fosforos”, poniewa! by$ mo!e jest banalne, !e „Hesperos” i „Hesperos” odnosz si" do tego samego obiektu, natomiast to, !e „Hesperos” i „Fosforos” odnosz si" do tego sa-mego obiektu, jest bardziej interesuj ce. Ten pogl d metaj"zykowy jest jed-nak nie do przyj"cia. Poci ga by on bowiem twierdzenie, !e w zdaniach identyczno#ciowych nie mówimy faktycznie o #wiecie, lecz o j"zyku, a za-tem nie móg by wyja#ni$ naszej zdolno#ci do u!ywania takich zda& do wy-ra!enia wiedzy o #wiecie („Zdanie a = b dotyczy oby zatem nie przedmiotu, lecz jedynie naszej symboliki, nie wyra!aj c w a#ciwie !adnej wiedzy”.). Ponadto istotne fakty dotycz ce nazw s „arbitralne”: jest po prostu kwesti konwencji, !e u!ywamy nazw „Hesperos” i „Fosforos”, aby odnosi$ si" do tego samego przedmiotu, nie jest natomiast kwesti konwencji, !e Hesperos jest Fosforosem.

A zatem, w my#l mojej interpretacji, Frege uznaje swój wcze#niejszy po-gl d za popo-gl d metaj"zykowy i odrzuca go teraz z podanych powodów: czyni

(7)

twierdzenia identyczno#ciowe przygodnymi, arbitralnymi i dotycz cymi nie #wiata, lecz spraw, o których rozstrzyga konwencja j"zykowa.

Wed ug Fregego nazwa, która odnosi si" do czego# (ma Bedeutung), po-siada równie! sens. Czy ka!da nazwa, która popo-siada sens, ma równie!

Be-deutung? Odpowied% Fregego wydaje si" jasna: „Wyra!enie „szereg

najwol-niej zbie!ny” ma sens, ale mo!na dowie#$, !e nie ma odniesienia” (FREGE 1892a: 159 [por. przek ad polski – s. 63]). Ta interpretacja zosta a zakwe-stionowana przez Garetha Evansa (1982), który argumentuje, !e chocia! Frege definitywnie dopuszcza sens bez odniesienia w kontekstach fikcyjnych, to nie powinni#my wyci ga$ z tego wniosku, !e sens bez odniesienia jest rze-czywi#cie mo!liwy. Mówi c, !e nazwa fikcyjna, taka jak „Odyseusz”, nie posiada odniesienia, mówimy, !e nie posiada ona !adnego rzeczywistego odniesienia; bez w tpienia jednak ta nazwa mia a posiada$ odniesienie w danej historii. Mo!na by jednak równie! wysun $ sugesti", !e ta nazwa nie posiada !adnego rzeczywistego sensu: raczej, opowiadaj c histori", uda-jemy, !e nazwa ma sens. A zatem zgodnie z pogl dem, który Evans przy-pisuje Fregemu, sens i odniesienie s nieroz czne: w wypadku, gdy mamy do czynienia z fikcyjnym czy udawanym sensem, mamy równocze#nie do czynienia z fikcyjnym czy udawanym odniesieniem; tam, gdzie mamy rze-czywisty sens, mamy rzeczywiste odniesienie.

Jest to niew tpliwie ciekawy pogl d i by$ mo!e to w a#nie powinien by powiedzie$ Frege. Jednak!e, w najlepszym razie, nie mówi tego za ka!dym razem, jak tego dowodzi cytat o najwolniej zbie!nym szeregu.

Widzimy teraz, jak teoria Fregego podchodzi do dwóch zagadek, które zadali#my w zwi zku z Millem. Frege pos u!y si" rozró!nieniem mi"dzy sensem a odniesieniem do rozwi zania zagadki identyczno#ci: prawda lub fa szywo#$ jest ustalana przez odniesienie, natomiast warto#$ poznawcza – przez sens. W my#l proponowanej tu standardowej interpretacji, mo!liwo#$ sensu bez odniesienia wyja#nia, jak nazwy nieposiadaj ce denotacji mog mimo to odgrywa$ rol" semantyczn .

Kto# móg by oskar!y$ Fregego o traktowanie sensu jako tego czego#, co jest potrzebne do wyja#nienia zagadki identyczno#ci; w takim wypadku jego wyja#nienie by oby nieadekwatne, poniewa! sprowadza oby si" do innego nazwania problemu. Aby wyja#nienie Fregego by o zadowalaj ce, musi on poda$ taki opis sensu, który wykracza poza scharakteryzowanie go jako tego czego#, co wyja#nia zagadk".

Frege bez w tpienia podaje niezale!ne w asno#ci sensu. Jak wspomnia em, rozpoczyna od powiedzenia, !e sens nazwy jest sposobem, w jaki przedstawia

(8)

ona swoje odniesienie, a nast"pnie mówi, !e sens nazwy jest chwytany przez ka!dego, kto rozumie j"zyk. Jednak!e te w asno#ci prowadz do niepokoj -cego napi"cia. Ten sam przedmiot mo!e si" ró!nie przedstawia$ ró!nym ludziom; intuicyjnie jednak to, co trzeba uchwyci$, aby zrozumie$ nazw", jest tym samym dla wszystkich, którzy j rozumiej . A zatem sposób przed-stawiania bywa idiosynkratyczny, podczas gdy wydaje si", !e to, co musi by$ uchwycone, nie powinno takie by$.

Frege dostrzega to w artykule „Sens i odniesienie” (Porównaj równie! bardziej zawi e rozwa!ania w FREGE 1918):

Co do sensu prawdziwych imion w asnych – jak „Arystoteles” – zdania mog si" co prawda ró!ni$. Mo!na np. przyjmowa$ tu za sens – ucze& Platona i nauczyciel Aleksandra Wielkiego. Kto tak czyni, ten czy ze zdaniem „Arystoteles pochodzi ze Stagiry” inny sens ni! kto#, kto przyjmuje tu za sens: nauczyciel Aleksandra Wielkiego pochodz cy ze Stagiry.

[przek ad polski – s. 62] Nast"pnie Frege mówi, !e te zmiany mo!na tolerowa$ dopóki nie prowadz one do zmiany odniesienia, jednak!e powinno si" je usun $ z doskona ego j"zyka. Tolerancyjna pierwsza cz"#$ tej uwagi poci ga albo to, !e pewne na-zwy, takie jak „Arystoteles”, nie maj jednoznacznego u!ycia, albo to, !e w ich wypadku rozumienia nie nale!y identyfikowa$ z ujmowaniem sensu. S dz" !e Frege nigdy nie rozwi za tego konfliktu w sposób zadowala-j cy. W tezadowala-j chwili nazadowala-jwa!niezadowala-jsz rzecz zadowala-jest zdanie sobie sprawy z zadowala-jego istnienia; spróbujcie sformu owa$ go tak jasno, jak tylko potraficie.

1.3. Russell

Teoria nazw Russella ma szans" rozwi za$ wspomniany konflikt. Aby j przedstawi$, musz" najpierw poczyni$ kilka uwag wst"pnych.

Russellowi wydawa o si" oczywiste, !e nazwa w asna powinna si" za-chowywa$ w sposób opisany przez Milla. (O ile wiem, w tym kontek#cie nie wymieni on Milla z nazwiska, wiemy jednak, !e czyta jego prac".) Powiada on: „nazwa w asna jako taka jest jedynie #rodkiem wskazania przedmiotu” (RUSSELL 1918-1919: 245) i z entuzjazmem przyst"puje do rozwi zania dwóch „problemów”, na które, jak widzieli#my, natrafia ten pogl d: istnienia i identyczno#ci.

„Gdyby [„Romulus”] rzeczywi#cie by nazw w asn , to problem istnienia w ogóle nie móg by powsta$, poniewa! nazwa musi co# nazywa$, albo nie jest

(9)

nazw ” (1918-1919: 243). Russell dochodzi do wniosku, !e wbrew pozorom „Romulus” nie jest nazw w asn , poniewa! powstaje problem, czy Romulus istnia (jest on postaci jedynie legendarn ). Mamy wi"c nowy rodzaj teorii: nazwy w asne dziel si" na co najmniej dwie kategorie i „Romulus” nie nale!y do tych, które funkcjonuj w sposób opisany przez Milla.

Z podobn struktur mamy do czynienia w wypadku identyczno#ci: „Je#li jeden przedmiot ma dwie nazwy w asne, to stwierdza si" dok adnie to samo u!ywaj c którejkolwiek z nich”. St d gdyby „Hesperos” i „Fosforos” rzeczy-wi#cie by y nazwami w asnymi, to stwierdziliby#my dok adnie to samo mó-wi c „Hesperos to Hesperos” i „Hesperos to Fosforos”. Da oby nam to now klas" wyra!e& wykluczonych z kategorii nazw w asnych czy raczej z kate-gorii „nazw w w skim sensie logicznym, czyli s ów, których znaczeniem jest konkretny przedmiot” (1918-1919: 201) – czyli, jak b"d" mówi , zgodnie z utartym zwyczajem, „logicznych nazw w asnych”.

Ów test wykluczy z kategorii logicznych nazw w asnych prawie wszystkie wyra!enia uznawane przez nas za nazwy w asne. Nawet gdyby co# mia o w danej chwili tylko jedn nazw", mogliby#my z atwo#ci wprowadzi$ drug i tak to zaaran!owa$, by powsta a amig ówka Fregego. Wydaje si", !e taka próbka spo ecznej in!ynierii nie powinna zmienia$ pierwotnego charakteru nazwy. A zatem nawet przed wprowadzeniem konkurencyjnej nazwy dana nazwa nie by a logiczn nazw w asn . Wydaje si", !e id c w tym kierunku, trzeba by powiedzie$, i! logiczne nazwy w asne w ogóle nie istniej .

Russell zbli!a si" to tego wniosku: „Do jedynych s ów, których u!ywa si" jako nazw w sensie logicznym, nale! takie s owa jak «to» i «tamto»” (1918-1919: 201). Rozwa!enie tych s ów prowadzi do zupe nie nowego zbioru zagadnie&. Powró$my jednak do naszego wyj#ciowego tematu, czyli takich s ów jak „Arystoteles”, w których przypadku pogl dy Fregego prowa-dz do pewnego konfliktu. Jak twierprowa-dzi em, Russell mo!e nas od tego kon-fliktu uwolni$.

Aby si" o tym przekona$, musimy pomin $ logiczne nazwy w asne „to” i „tamto” i zaj $ si" Russellowsk teori „potocznych nazw w asnych”. (I tym razem, zgodnie z utartym zwyczajem, u!ywam okre#lenia „potoczne”, aby odró!ni$ te nazwy od logicznych nazw w asnych.) Wokó teorii Russella powsta pewien mit. W tym paragrafie przedstawi" prawdziw histori", sygnalizuj c od czasu do czasu natur" tego mitu; w nast"pnym paragrafie przedstawi" sam mit.

„Zazwyczaj s owa pospolite, a nawet imiona w asne, s w rzeczywisto#ci deskrypcjami” (RUSSELL 1912: 29 [przek ad polski – s. 62.]). Russell nie

(10)

móg tego rozumie$ dos ownie. Deskrypcja, to jest deskrypcja okre#lona, jest zwrotem o postaci „(jedyne) to-a-to”; nie ulega jednak w tpliwo#ci, !e na przyk ad „Arystoteles” nie jest zwrotem o takiej postaci (pierwsz liter tego wyra!enia jest „a”, a nie „j”, itd.). Zgodnie z mitem Russell utrzymuje, !e nazwy s synonimiczne z deskrypcjami okre#lonymi. Ale ju! nast"pne zdanie w tek#cie ka!e pow tpiewa$, czy taki by zamys Russella: „To znaczy, !e my#l w umy#le osoby u!ywaj cej imienia w asnego mo!na w ogólnym przypadku poprawnie wyrazi$ explicite jedynie wtedy, gdy zast -pimy imi" w asne przez deskrypcj"” [przek ad polski – s. 62.] „Znaczenie” nazwy w asnej powinno by$ czym# publicznym i wspólnym wszystkim jej u!ytkownikom. Na podstawie przytoczonego zdania nie mo!na jeszcze po-wiedzie$, czy Russell uwa!a, !e „my#l w umy#le” osoby u!ywaj cej nazwy b"dzie obdarzona analogicznymi w asno#ciami: czy wszyscy u!ytkownicy nazwy b"d mie$ my#li, które s takie same w istotnym wzgl"dzie. W tpli-wo#ci zostaj jednak rozwiane w kolejnych zdaniach: „Co wi"cej, deskrypcja niezb"dna do wyra!enia tej my#li b"dzie ró!na dla ró!nych ludzi lub dla tego samego cz owieka w ró!nym czasie. Jedyn niezmienn rzecz (je#li imienia u!yto prawid owo) jest ów przedmiot, do którego si" owo imi" stosuje” (1912: 29-30 [przek ad polski – s. 62.]).

A zatem w my#l teorii Russella nazwa w asna jest zwi zana z ró!nymi deskrypcjami, potrzebnymi do opisania explicite my#li rozmaitych u!ytkow-ników tej nazwy. To zró!nicowanie pokazuje, !e – wed ug Russella – de-skrypcje nie mog podawa$ publicznego znaczenia nazwy, poniewa! zna-czenie powinno by$ wspólne w ramach wspólnoty j"zykowej.

Obieca em, !e teoria Russella pomo!e nam rozwi za$ konflikt, który od-kryli#my u Fregego. Polega ono na tym, !e zwi zane z nazw deskrypcje, pozwalaj ce wyja#ni$ ró!nice w warto#ci poznawczej i inne w asno#ci u!y-cia, wydaj si" idiosynkratyczne, podczas gdy sens czy znaczenie nazwy powinno by$ takie samo dla u!ytkowników j"zyka. Rola, jak Russell przy-pisuje deskrypcjom, jest ca kowicie idiosynkratyczna. Oddaje ona sprawied-liwo#$ co najwy!ej jednej stronie rzeczonego konfliktu.

Niemniej jednak Russell w b yskotliwy sposób pokazuje, jak powi za$ sta y aspekt nazw z ich aspektem zmiennym. Spotkali#my ju! pierwsz wskazówk": „Jedyn niezmienn rzecz (je#li imienia u!yto prawid owo) jest ów przedmiot, do którego si" owo imi" stosuje”.

Mo!na powiedzie$, !e nazwa posiada publiczne odniesienie w ramach ja-kiej# wspólnoty, o ile istnieje co#, co spe nia wszystkie deskrypcje, jakie wi ! z ni jej u!ytkownicy (a przynajmniej wi"kszo#$ z nich). Przyjmuj c t"

(11)

koncepcj", mo!emy powiedzie$, !e ludzie skutecznie si" komunikuj u!y-waj c danej nazwy, o ile nale! oni do wspólnoty, w której ta nazwa ma publiczne odniesienie. Mo!emy te! powiedzie$, !e osoba, która wypowiada zdanie o postaci „n jest tym-a-tym” dla pewnej nazwy n, mówi prawd" zawsze i tylko, gdy o jest tym-a-tym, gdzie o jest publicznym odniesieniem n.

Przypu#$my, na przyk ad, !e wypowiadam s owa „Bismarck by wytraw-nym dyplomat ”. Zgodnie ze sposobem, w jaki u!ywam nazwy w asnej „Bis-marck”, my#l w moim umy#le najlepiej opisa$ jako my#l, !e pierwszy

kanc-lerz Niemiec by wytrawnym dyplomat . Zdaj" sobie jednak spraw", !e wy

mo!ecie wi za$ t" nazw" z inn deskrypcj , powiedzmy z deskrypcj „naj-pot"!niejszy cz owiek w Europie”. Gdy zatem wypowiadam moje zdanie, to nie zmierzam do wywo ania w was dok adnie tej samej my#li; staram si" raczej wywo a$ w was my#l o tym, !e Bismarck (bez wzgl"du na sposób, w jaki o nim my#licie) by wytrawnym dyplomat . Mój zamiar by by spe -niony, gdyby#cie u#wiadomili sobie, !e próbowa em powiedzie$ o najpot"!-niejszym cz owieku w Europie, i! by wytrawnym dyplomat . (My#l", !e tak nale!y zinterpretowa$ do#$ zawi y wywód Russella od s. 31 (w RUSSELL 1912 [przek ad polski – s. 63-65].)

Russell rozwi zuje wi"c konflikt, z którym zetkn"li#my si" u Fregego, nast"puj co: idiosynkratyczne elementy pozostaj tym, czym s , i nie wyma-ga si", aby odgrywa y one jak # samodzieln rol" semantyczn ; zostaj one jednak powi zane z publicznym odniesieniem, które jest wystarczaj co sta-bilne i niezmienne, aby stanowi$ znaczenie nazwy w asnej.

Chocia! pogl d Russella oddaje chyba sprawiedliwo#$ zagadce Fregego (o identyczno#ci i warto#ci poznawczej), ale znacznie s abiej radzi sobie z zagadnieniami istnienia i nazw nie posiadaj cych nosiciela.

W wypadku pierwszej z tych kwestii Russell mo!e wyja#ni$ ró!nic" mi"dzy „Hesperos jest to Hesperos” a „Hesperos jest to Fosforos”, odwo u-j c si" do odmiennych deskrypcu-ji wi zanych z tymi dwoma nazwami. Wy-ja#nienie nie musi przebiega$ na poziomie prawdy lub odniesienia, lecz mo!e by$ po prostu takie, !e te zdania s z regu y powi zane z odmiennymi my#lami. (W istocie Russell mo!e dopu#ci$ taki sposób rozumienia zdania „Paderewski jest Paderewskim”, przy którym ma ono – tak jak powinno – warto#$ poznawcz . Por. KRIPKE 1979.)

W uj"ciu Russella publiczne odniesienie jest czym# stabilnym, a nazwie bez nosiciela brak takiego odniesienia. To za# oznacza, !e nie mo!na zagwa-rantowa$, i! dwie ró!ne wypowiedzi „Moj!esz nie istnia ” mówi to samo. Nie mo!na zagwarantowa$, !e istnieje tu wspólny przedmiot, poniewa! nie

(12)

mo!na zagwarantowa$, !e istnieje tu publiczne odniesienie (nie mo!na za-gwarantowa$, !e ktokolwiek spe nia zwi zane z nazw „Moj!esz” deskrypcje, takie jak „jako jedyny wyprowadzi Izraelitów z Egiptu”). Nie mo!na równie! zagwarantowa$, !e istnieje wspólna deskrypcja, poniewa! deskrypcje mog by$ ró!ne u ró!nych mówi cych. A zatem taka wypowied% mo!e by$ po-zbawiona publicznych w asno#ci semantycznych.

Zarzut ten nie jest ostateczny, poniewa! nie jest oczywiste, !e w takich przypadkach musi istnie$ opis semantyczny. Mogliby#my powiedzie$, !e je#li zwi zane z dan nazw deskrypcje nie wi ! jej ze #wiatem, to jej u!y-cie jest wadliwe (o ile nie jest zamierzone jako fikcyjne, co prowadzi do innych zagadnie&.)

Frege, w my#l przyj"tej tu interpretacji, mo!e po prostu zaliczy$ nazwy bez nosiciela do przypadków sensu bez odniesienia; zmusza to jednak do okre#-lenia pozytywnej natury sensu. Sens ma by$ sposobem my#okre#-lenia o czym#, ale – jak widzieli#my – nie jest atwo pogrupowa$ sposoby my#lenia wystar-czaj co „grubo”, aby zapewni$ dok adnie jeden sposób dla ka!dej z pozoru jednoznacznej nazwy, takiej jak „Moj!esz”. Cho$ wi"c Russell boryka si" z pewnymi trudno#ciami, konkurencyjne rozwi zanie Fregego nie ma tu oczywistej przewagi.

1.4. Kripke

Saul Kripke sformu owa wa!ne i szeroko akceptowane twierdzenie: na-zwy s „sztywnymi desygnatorami”, które desygnuj to samo bez wzgl"du na mo!liwe zmiany okoliczno#ci. Sugeruje on, !e wynika z tego, i! pogl d, który nazywa deskryptywn teori nazw i który przypisuje Fregemu i Rus-sellowi, jest b "dny. Omówi" najpierw pozytywn tez" Kripkego, a nast"pnie zajm" si" jego krytyk pod adresem Fregego i Russella.

W czasach, gdy Kripke g osi swoje wyk ady „Nazywanie a konieczno#$”, wielu filozofów pod wp ywem Quine’a podejrzliwie traktowa o poj"cia mo-dalne (konieczno#ci, mo!liwo#ci itd.). Quine nazwa je stworami ciemno#ci. W swojej wczesnej pracy Kripke proponuje formaln semantyk" #wiatów mo!liwych dla j"zyka modalnego (zob. cz"#$ 5 poni!ej). Jednym z wielu efek-tów jego wyk adów by o odnowienie zainteresowania modalno#ci .

W szczególno#ci poj"ciem modalnym jest poj"cie sztywnego desygnatora. Deskrypcja „pierwszy cesarz Francji” desygnuje Napoleona, ale sprawy mo-g y si" potoczy$ inaczej. Gdyby nimo-gdy nie wybuch a Rewolucja Francuska, mog oby nie by$ !adnego francuskiego cesarza albo móg by nim by$ kto#

(13)

inny ni! Napoleon. W pierwszym wypadku deskrypcja „pierwszy cesarz Francji” nie desygnowa aby nikogo; w drugim – desygnowa aby inn osob". Deskrypcja nie jest wi"c sztywna, poniewa! to, co desygnuje, mo!e si" zmienia$ w zale!no#ci od mo!liwych zmian okoliczno#ci, nawet je#li zna-czenie wyra!enia pozostaje takie samo.

„Napoleon”, dla odmiany, wydaje si" sztywnym desygnatorem. Mogli-by#my opisa$ sytuacj", w której Napoleon istnieje, cho$ nie jest desygno-wany przez wyra!enie „pierwszy cesarz Francji”; wydaje si" jednak, !e nie jeste#my w stanie opisa$ sytuacji, w której Napoleon istnieje, ale nie jest desygnowany przez nazw" „Napoleon”. Mo!emy sobie wyobrazi$ sytuacj", w której nosi by on inne imi", ale nie o to tutaj chodzi: musimy sobie wyobrazi$, !e u!ywamy naszego wyra!enia „Napoleon” tak, jak go u!ywamy, ale ze wzgl"du na okoliczno#ci nie desygnuje ono Napoleona. Mo!emy wi"c u!y$ jego imienia, aby opisa$ mo!liw sytuacj", w której nikt nie nosi tego imienia: mog oby si" zdarzy$, !e Napoleona nazywano Janem Micha em i !e nikt w rodzinie Bonaparte nie nosi imienia Napoleon.

To zjawisko, jak si" twierdzi, dotyczy wszystkich nazw i mo!na je opisa$ w sposób ogólny (por. PEACOCKE 1973). Termin jednostkowy (s), jest sztywnym desygnatorem w wypowiedzi „…s…” zawsze i tylko, gdy dla pewnego przedmiotu o, w sposób konieczny ta wypowied% jest prawdziwa zawsze i tylko, gdy o spe nia „…s…”. Przyjrzymy si" bli!ej tej definicji, wyja#niaj c jej szczegó y techniczne i pokazuj c, !e w jej #wietle „pierwszy cesarz Francji” nie jest sztywnym desygnatorem, natomiast „Napoleon” jest. Powiedzmy, !e mówi" teraz: „Pierwszy cesarz Francji urodzi si" na Kor-syce”. Aby ustali$, czy termin jednostkowy (mog cy pe ni$ funkcj" podmio-tu) „pierwszy cesarz Francji” jest sztywnym desygnatorem, musimy ustali$, czy istnieje przedmiot, od którego zale!y (mówi c nieco metaforycznie) warunek prawdziwo#ci tego zdania. Wypowied% ta jest prawdziwa, poniewa! Napoleon urodzi si" na Korsyce. Je#li zatem istnieje przedmiot, od którego zale!y odpowiedni warunek prawdziwo#ci, to musi nim by$ Napoleon. Tote! Napoleon musia by spe nia$ warunek (na o!ony na zmienn o w definicji), !e w sposób konieczny wypowied% ta jest prawdziwa zawsze i tylko, gdy Napoleon spe nia „s urodzi si" na Korsyce”. Nie spe nia on jednak tego warunku, poniewa! gdyby nie zosta cesarzem – co niew tpliwie by si" sta o, gdyby poleg w bitwie pod Mondovi – prawdziwo#$ lub fa szy-wo#$ tej wypowiedzi nie mia aby z nim !adnego zwi zku. A zatem „pierwszy cesarz Francji” nie jest sztywnym desygnatorem. (Czy powinni#my uzna$ t" wypo-wied% za fa szyw , gdyby Francja nigdy nie mia a cesarza?)

(14)

Rozwa!my z kolei wypowied% „Napoleon urodzi si" na Korsyce”. Czy istnieje przedmiot, od którego zale!y warunek prawdziwo#ci tego zdania? Wydaje si", !e tak – jest nim Napoleon. W sposób konieczny, wypowied% ta jest prawdziwa zawsze i tylko, gdy Napoleon urodzi si" na Korsyce. Praw-dziwo#$ tej wypowiedzi nie mog aby pod !adnym wzgl"dem zale!e$ od kogokolwiek innego.

Stwierdzenie, !e nazwa jest sztywnym desygnatorem, pozostawia wiele niedopowiedze& i wymaga dalszych wyja#nie&. Musimy wyja#ni$ amig ówk" Fregego dotycz c identyczno#ci. Musimy wyja#ni$ kwesti" nazw nieposia-daj cych nosiciela: nawet je#li s one – banalnie – sztywnymi desygnato-rami, to nie mog od pozosta ych nazw ró!ni$ si" tylko syntaktycznie. Ponadto Kripke pisze w taki sposób, jak gdyby twierdzenie, !e nazwy s sztywnymi desygnatorami, by o z wiadomo#ci dla takich my#licieli jak Frege i Russell. Dlaczego? Krótka odpowied% Kripkego wydaje si" nast"pu-j ca: Frege i Russell s dz , !e w wypadku ka!denast"pu-j nazwy w asnenast"pu-j istnienast"pu-je pewna deskrypcja podaj ca jej znaczenie, a przynajmniej ustalaj ca jej od-niesienie, oraz !e ta deskrypcja jest niesztywnym desygnatorem. Jednak!e znaczenia sztywnego desygnatora nie mo!na nigdy uto!sami$ ze znaczeniem niesztywnego desygnatora. A zatem teoria Russella i Fregego jest b "dna. Problem z tym argumentem polega na tym, !e jest w tpliwe, czy ktokol-wiek w ogóle przyjmuje atakowany przez Kripkego pogl d. Jak widzieli#my, Frege wspomina o deskrypcjach wyja#niaj c sens nazwy „Arystoteles”, ale nie mówi nigdzie, !e sens nazwy mo!na okre#li$ jedynie przez deskrypcj". By$ mo!e jedynym sposobem wyra!enia sensu nazwy jest u!ycie samej tej nazwy. To prawda, !e nazwa „Hesperos” desygnuje Fosforosa, aby jednak powiedzie$, co ona desygnuje w taki sposób, który ujawni by jej sens, po-winni#my powiedzie$, !e desygnuje Hesperosa. Je#li pos u!ymy si" t regu interpretuj c wypowiedzi u!ytkowników (tj. je#li przyjmiemy, !e u!ywaj oni nazwy „Hesperos” do desygnowania Hesperosa), uzyskamy prawid owe rezultaty, lepsze ni! gdyby#my próbowali traktowa$ ich jako u!ywaj cych „Hesperosa” do desygnowania Fosforosa. Ró!nice uwidoczni yby si", na przyk ad, w wypadku amig ówki Fregego. Osoby, która wypowiedzia a s o-wa „Hesperos jest to Fosforos”, nie nale!y traktoo-wa$ jako mówi cej, !e Hes-perus jest HesHes-perusem. (Mam tu na my#li wersj" stanowiska Fregego sformu owan przez McDowella (1977).)

Gdyby to uj"cie okaza o si" poprawne, to Fregeowski sens mo!na by uniezale!ni$ od deskrypcji, podwa!aj c w ten sposób argument Kripkego. Argument ten nie trafia równie! w stanowisko Russella. G ówna idea Russella by a taka, !e deskrypcje s powi zane z nazwami w taki sposób, i!

(15)

mo!na ich u!ywa$, aby wyja#ni$ dok adniej, co ma na my#li podmiot, gdy u!ywa jakiej# nazwy. Nie jest to relacja synonimiczno#ci. Podany przez Russella bardzo krótki opis sposobu, w jaki nazwy wnosz swój wk ad w warunki prawdziwo#ci, sugeruje, !e traktuje je on w istocie jako sztywne desygnatory. Warunki prawdziwo#ci wypowiedzi „Bismarck by wytrawnym dyplomat ” zale! od publicznego odniesienia nazwy „Bismarck”, którym jest sam Bismarck. Zgodnie ze sposobem, w jaki funkcjonuje obecnie nasz j"zyk, „Bismarck” b"dzie si" odnosi do Bismarcka nawet w sytuacji, gdy nie jest on pierwszym kanclerzem. A zatem Russell móg by si" zgodzi$ z tym, !e nawet gdyby Francuzi wygrali wojn" francusko-prusk , tak i! !adne Imperium Niemieckie formalnie by nie powsta o i nie by oby pierw-szego kanclerza, Bismarck nadal by by wytrawnym dyplomat .

Na podstawie wyk adu Kripkego mo!na by pomy#le$, !e zarzutem wobec tezy, !e ka!da nazwa w asna jest synonimiczna z pewn deskrypcj okre#-lon jest to, i! deskrypcje okre#okre#-lone nie s sztywnymi desygnatorami. Sta-ra em si" do tej pory wykaza$, !e tej tezy nie mo!na przypisa$ ani Fregemu, ani Russellowi. Pogl d Russella ma nawet pewne cechy, które powinny mu zjedna$ przychylno#$ Kripkego: Russell bowiem traktuje w istocie nazwy w asne jak sztywne desygnatory. Jednak!e Kripke wysuwa jeszcze inne zarzuty przeciwko teoriom, które – tak jak teoria Russella – wykorzystuj deskrypcje na pewnym etapie charakteryzowania nazw. Rozwa!" dwa z nich. „Cz owiek z ulicy […] mo!e […] u!ywa$ nazwy «Feynman». Zapytany, powie: No tak, to jest fizyk lub kto# taki. Mo!e on nie my#le$, !e wyznacza to kogokolwiek jednoznacznie (picks out uniquely). My#l" jednak, !e pos u-guje si" nazw «Feynman» jako nazw Feynmana” (KRIPKE 1972: 292 [przek ad polski – s. 82]). W my#l tego zarzutu niektórzy u!ytkownicy mog nie wi za$ z nazw !adnej deskrypcji i wobec tego nie mog mie$ przypi-sywanych im przez Russella my#li.

Russell zaprzecza w odpowiedzi, !e takie przypadki s mo!liwe. Wysuwa on tak!e okre#lon propozycj" dotycz c ustalania deskrypcji, propozycj", która stosuje si" przypuszczalnie do wielu przypadków:

Aby ustali$, co kryje si" w moim umy#le, gdy wydaj" s d dotycz cy Juliusza Cezara, musimy zast pi$ to imi" deskrypcj z o!on z pewnych rzeczy, które o nim wiem. (Zadanie to mo!e cz"sto spe nia$ deskrypcja „cz owiek imieniem

Juliusz Cezar”. Nawet je#li nic wi"cej o nim nie pami"tam, jest oczywiste, !e gdy

o nim wspominam, pami"tam jego imi".)

(16)

Mo!na, jak s dz", sensownie powiedzie$, !e gdyby niedouczona osoba opisana przez Kripkego nie mog a nawet poda$ takiej deskrypcji jak „osoba (czy s ynny fizyk) nazywana «Feynemanem»”, to nie mo!na by uzna$, !e ro-zumie ona t" nazw".

Kripke sprzeciwia si" temu posuni"ciu, zarzucaj c mu b "dne ko o. Z pew-no#ci b "dem b "dnego ko a obarczone by oby powiedzenie, !e ka!dy u!ytkownik j"zyka rozumie nazw" dzi"ki temu, !e chwyta tak deskrypcj", ale ani Russell, ani nikt inny nie musi tak twierdzi$.

Kolejny zarzut Kripkego jest powa!niejszy. Dla wielu z nas Gödel to oso-ba, która jako pierwsza udowodni a niezupe no#$ arytmetyki; jest to zatem po prostu fakt psychologiczny, !e jego imi" dla wielu z nas wi !e si" z t w a#nie deskrypcj . Kripke ka!e nam sobie wyobrazi$, !e to Schmidt jako pierwszy udowodni niezupe no#$ arytmetyki, a Gödel jedynie przedstawi dowód jako w asny. Zak adaj c, !e nazw" „Gödel” czymy z deskrypcj „osoba, która udowodni a niezupe no#$ arytmetyki”, wypowied% „Gödel uro-dzi si" w Wiedniu” by aby prawuro-dziwa zawsze i tylko, gdy Schmidt urouro-dzi si" w Wiedniu. A jednak, intuicyjnie, odnie#li#my si" do Gödela, a nie do Schmidta i to, co powiedzieli#my, jest prawd tylko wtedy, je#li Gödel uro-dzi si" w Wiedniu; miejsce urodzenia Schmidta nie ma tu nic do rzeczy (por. KRIPKE 1972: 294 [przek ad polski – s. 85].)

Ten zarzut dotyka trudnych kwestii. Russell dopuszcza mo!liwo#$ poczy-nienia ciekawych rozró!nie& w obr"bie u!ytkowników danej nazwy. Suge-ruje, na przyk ad, !e Bismarck móg by u!ywa$ nazwy „Bismarck” jako na-zwy samego siebie, bez korzystania z deskrypcji, podczas gdy my nie znajdu-jemy si" w tak dogodnym po o!eniu. Nie jest to bardzo odleg e od rozró!-nienia wprowadzonego przez Garetha Evansa mi"dzy „wytwórcami” i „konsu-mentami” w praktyce u!ywania nazwy (por. EVANS 1982: rozdz. 11). Wy-twórcy maj kontakt z nazywanym przedmiotem, konsumenci nie maj ta-kiego kontaktu, a zatem w swym u!yciu musz polega$ na wytwórcach. W wypadku imion osób dawno zmar ych wszyscy jeste#my konsumentami; w wypadku imion wspó czesnych s aw niektórzy z nas s wytwórcami, jed-nak wi"kszo#$ to konsumenci. W wypadku imion wspó czesnych anonimo-wych przechodniów istniej wytwórcy, ale niewielu konsumentów.

Z punktu widzenia tego rozró!nienia wymóg, aby konsumenci kierowali si" w swoim u!yciu u!yciem wytwórców, nie jest niczym nierozs dnym. Wracaj c do podanego przez Kripkego przypadku Gödla-Schmidta: nas, czyli konsumentów w praktyce u!ywania imienia „Gödel”, mo!na by opisa$ jako uznaj cych dominacj deskrypcji „osoba nazywana «Gödlem»” nad

(17)

wszyst-kimi innymi deskrypcjami czonymi z t nazw w nast"puj cym sensie: w wypadku rozbie!no#ci odniesienia wspomnian przed chwil deskrypcj" nale!y uzna$ za wskazuj c poprawne odniesienie. Bycie nazywanym „Göd-lem” zosta oby tu wyja#nione w kategoriach rozró!nienia mi"dzy konsumen-tami a wytwórcami: praktyki wytwórców mia yby pierwsze&stwo przed praktykami konsumentów w okre#laniu, kto jest nazywany tak-a-tak.

To uj"cie wykracza znacznie poza to, co mo!na znale%$ u Russella, i wy-maga oby dopracowania, zanim mo!na by je podda$ powa!nej ocenie. Poka-zuje ono jednak, !e pomimo niezrozumienia Russella w niektórych kwe-stiach Kripke rzeczywi#cie stawia celny i istotny zarzut pod adresem teorii Russella. Tym niemniej jest to zarzut, który kto#, kto przyjmuje podstawowe stanowisko Russella, w my#l którego nazwy wi ! si" z deskrypcjami, ale nie s ich znaczeniami, mo!e by$ w stanie uchyli$. (Zob. te!: EVANS 1982: rozdz. 1, 2, 11; MCCULLOCH 1989.)

2. DESKRYPCJE 2.1. Teoria Russella

Russell uwa!a , !e chocia! na pozór funkcj deskrypcji okre#lonych, czyli zwrotów o postaci „(jedyne) to-a-to” jest, tak jak w wypadku nazw w as-nych, odnoszenie si" do przedmiotu, ich rzeczywista funkcja jest zupe nie inna: s one zwrotami kwantyfikatorowymi, a nie wyra!eniami odnosz cymi si". Zdanie „Pierwszy cesarz Francji urodzi si" na Korsyce” wcale nie funkcjonuje tak jak zdanie „Napoleon urodzi si" na Korsyce”. Ze wzgl"du na funkcj" przypomina ono bardziej zdanie „(aden cesarz nie urodzi si" na Korsyce”. Jest to rodzaj generalizacji.

Dok adniej: zdanie o formie „(Jedyne) to-a-to jest F” (dla dowolnego predykatu „F”) nale!y analizowa$ nast"puj co:

(1) Istnieje przynajmniej jedno to-a-to. (2) Istnieje co najwy!ej jedno to-a-to. (3) Cokolwiek jest tym-a-tym, jest F.

Co wa!ne, w tej analizie nie pojawia si" w ogóle s owo „jedyne” (the). Jest ona równowa!na bardziej zwi"z emu sformu owaniu:

Istnieje dok adnie jedno to-a-to i ono jest F. [Zast"puj c „to-a-to” przez „G”, mo!emy je przedstawi$ symbolicznie: x(Gx & !y (G y " y = x) & Fx].

(18)

Russell uwa!a , !e „istnieje” nie jest predykatem (z racji, które zostan omó-wione w cz"#ci 3). Z tego wzgl"du zdanie o postaci „(Jedyne) to-a-to ist-nieje” wymaga odmiennej analizy, która przedstawia si" nast"puj co:

(1) Istnieje przynajmniej jedno to-a-to. (2) Istnieje co najwy!ej jedno to-a-to. Krótko mówi c:

Istnieje dok adnie jedno to-a-to.

Zdanie „(Jedyny) obecny król Francji jest ysy” jest prawdziwe zawsze i tylko, gdy obecnie istnieje dok adnie jeden król Francji i jest on ysy. Zda-nie to jest fa szywe, poZda-niewa! Zda-nie istZda-nieje obecZda-nie król Francji. ZdaZda-nie „(Je-dyny) mieszkaniec Londynu jest zamo!ny” jest prawdziwe zawsze i tylko, gdy istnieje dok adnie jeden mieszkaniec Londynu i ta osoba jest zamo!na. Zdanie to jest fa szywe, poniewa! mieszka&ców Londynu jest wi"cej. [Te wnioskowania zale! od zrównania „fa szywe” z „nieprawdziwe”. By$ mo!e w niektórych wypadkach, na przyk ad nieostro#ci, nie jest ono uprawnione.] Zdanie „(Jedyna) z ota góra nie istnieje” jest prawdziwe zawsze i tylko, gdy nie jest tak, !e istnieje dok adnie jeden przedmiot, która jest zarazem gór i jest ze z ota. Zdanie to jest prawdziwe, poniewa! nie istnieje nawet jeden taki przedmiot. Russell przytoczy te przyk ady, aby pokaza$, i! jego teoria prowadzi do intuicyjnie poprawnych wyników.

O ile wiem, Russell poda tylko jeden bezpo#redni argument na rzecz swej teorii. (Inne argumenty s po#rednie – pokazuj one albo !e jego teoria rozwi zuje pewne amig ówki, albo !e inne teorie wik aj si" w trudno#ci. Omówimy niektóre z tych argumentów w paragrafie 2.3). Ten bezpo#redni argument jest prosty: Russell twierdzi, !e jedyna ró!nica mi"dzy s owami „jakie#” (a) a „jedyne” (the) jest taka, !e drugie z nich implikuje jedyno#$ [RUSSELL 1919: 176]. Poniewa! s owo „jakie#” nale!y rozumie$ jako kwan-tyfikator egzystencjalny, tak !e „Spotka em jakiego# cz owieka” jest anali-zowane jako „Istnieje co# ludzkiego, co spotka em”, s owo „jedyne” musi by$ kwantyfikatorem egzystencjalnym z dodan jedyno#ci . I takie w a#nie rozumienie proponuje teoria Russella.

Argument ten nie przekona g ównych przeciwników, uznaj oni bowiem deskrypcje okre#lone za autentyczne wyra!enia odnosz ce si" i dlatego nie zgodziliby si", !e jedyn ró!nic mi"dzy s owami „jakie#” a „jedyne” jest to, !e drugie z nich implikuje jedyno#$.

(19)

2.2. Porównanie nazw i deskrypcji

Pierwsz rzecz , z której nale!y sobie zda$ spraw" w przypadku deskrypcji okre#lonej jest to, !e nie jest ona nazw .

(RUSSELL 1918-1919: 244)

W tym kontek#cie Russell rozumie przez „nazw"” logiczn nazw" w as-n , czyli ias-naczej mówi c „to” lub „tamto”. Chodzi mu tu o podkre#leas-nie, !e deskrypcje nie s wyra!eniami odnosz cymi si". W tym celu u!ywa on na-st"puj cych argumentów.

2.2.1. R o z u m i e n i e

Je#li rozumiecie j"zyk polski, to zrozumieliby#cie znaczenie zwrotu „autor

Wa-verleya”, nawet je#li nigdy wcze#niej tego zwrotu nie s yszeli#cie, natomiast nie

zrozumieliby#cie znaczenia nazwy „Scott”, gdyby#cie nigdy wcze#niej jej nie s y-szeli, poniewa! zna$ znaczenie nazwy to wiedzie$, do kogo si" ona stosuje.

(RUSSELL 1918-1919: 245)

Uwaga Russella jest, jak s dz", trafna w wypadku przynajmniej niektó-rych deskrypcji. Nazwy s semantycznie proste: ich rozumienie nie jest wy-padkow rozumienia ich cz"#ci, poniewa! cz"#ci te nie maj udzia u w ich znaczeniu. (W s owie „Sokrates” wyst"puj wprawdzie litery „sok”, ale nie wp ywaj one na znaczenie tego s owa.) Natomiast deskrypcje s – z defi-nicji – semantycznie z o!one i przynajmniej w niektórych przypadkach (ta-kich jak „najwi"ksza liczba pierwsza”) nie ulega w tpliwo#ci, !e rozumiemy je wy cznie na mocy rozumienia ich sk adowych s ów. Znajomo#$ denotacji (je#li takowa istnieje) nie jest tu wcale konieczna.

2.2.2. U m o w a

Nazw" mo!na przypisa$ w sposób umowny; !adna umowa nie mo!e jednak sprawi$, aby deskrypcja „autor Waverleya” denotowa a Scotta. Jest raczej tak, !e Scott musi si"gn $ po pióro i napisa$ t" powie#$ bez niczyjej pomocy (RUSSELL 1918-1919: 245). Ta uwaga równie! wydaje si" trafna i stanowi pochodn semantycznej prostoty nazw, która ró!ni je od seman-tycznie z o!onych deskrypcji.

(20)

2.2.3. I d e n t y c z n o # $

Je#li jedne przedmiot ma dwie nazwy, wypowiadasz dok adnie to samo stwier-dzenie u!ywaj c którejkolwiek z nich.

(RUSSELL 1918-1919: 245)

Jednak twierdzenie „Scott jest c”, gdzie c jest dowoln nazw Scotta, nie jest tym samym twierdzeniem, co „Scott jest autorem Waverleya”, poniewa! pierwsze, w przeciwie&stwie do drugiego, jest tautologi pozbawion war-to#ci informacyjnej. A zatem „autor Waverleya” nie jest nazw .

Russell zak ada, !e nazwy, które nazywaj to samo, znacz to samo, pod-czas gdy argument Fregego mo!na by uzna$ za podwa!aj cy to za o!enie. Podstawa wniosku Russella jest wi"c w najlepszym razie sporna.

2.2.4. I s t n i e n i e

Mo!na otrzyma$ sensowne s dy zaprzeczaj c istnieniu „(jedynego) tego-a-tego” […] [np.:] „Nie istnieje najwi"ksza sko&czona liczba”.

(RUSSELL 1918-1919: 248) Poniewa! jednak nazwa musi co# nazywa$, ka!dy taki s d by by fa szywy i w rzeczywisto#ci mogliby#my powiedzie$, !e jest on fa szywy w a#nie na podstawie rozumienia zdania. Dowodzi to niew tpliwie, !e przynajmniej niektóre deskrypcje ró!ni si" od nazw, je#li nazwa jest czym#, co musi si" do czego# odnosi$.

2.3. „!amig ówki” Russella

Teori" logiczn mo!na wypróbowa$, badaj c, w jakiej mierze radzi sobie ona z amig ówkami; i zdrowy to sposób post"powania, rozmy#laj c nad logik zadawa$ sobie do rozwi zania mo!liwie jak najwi"cej amig ówek, te bowiem s u! podobnemu celowi, jak eksperymenty w fizyce.

(RUSSELL 1905: 47 [przek ad polski – s. 262])

Taka metoda nie przynosi ostatecznych wyników, poniewa! nie wyklucza mo!liwo#ci, !e jaka# inna teoria równie! jest w stanie rozwi za$ te amig ówki. Podobnie jednak jak w nauce mamy dobr racj", aby przyj $ teori", która pomy#lnie zdaje testy – przynajmniej dopóki nie jest nam znana konkurencyjna teoria, które równie! je zdaje.

(21)

2.3.1. P r a w o i d e n t y c z n o # c i

Je#li a jest identyczne z b, to cokolwiek jest prawd o jednym z nich, jest te! prawd o drugim oraz ka!de z tych dwóch mo!na podstawi$ na miejsce ego w dowolnym s dzie, nie zmieniaj c przez to prawdziwo#ci ani fa szywo#ci owego s du. Otó! Jerzy IV pragn si" dowiedzie$, czy Scott jest autorem

Waver-leya; i faktycznie Scott by autorem Waverleya. Mo!emy zatem podstawi$ Scott na

miejsce autor Waverleya i tym samym dowie#$, !e Jerzy IV pragn si" dowie-dzie$, czy Scott jest Scottem. A jednak zainteresowanie prawem identyczno#ci trudno przypisa$ pierwszemu d!entelmenowi Europy.

(RUSSELL 1905: 47-8 [przek ad polski – s. 262])

Gdy Russell mówi o zast"powaniu jednego przedmiotu (w odró!nieniu od s owa) przez drugi, nale!y to rozumie$ dos ownie. Russell rozumie s d jako sekwencj" przedmiotów, znacze& s ów wyst"puj cych w zdaniu wyra!aj -cym ten s d. Zdaniu „Scott jest cz owiekiem” odpowiada s d obejmuj cy rze-czywiste przedmioty: Scotta i cz owiecze&stwo. Taka koncepcja s du unie-mo!liwia Russellowi odró!nienie s du wyra!onego przez zdanie „Hesperos jest to Hesperos” od s du wyra!onego przez zdanie „Hesperos jest to Fos-foros”, przy za o!eniu, !e „Hesperos” i „Fosforos” to logiczne nazwy w asne. Przes anka o zast"powalno#ci przedmiotów identycznych jest niekiedy na-zywana zasad Leibniza o nieodró!nialno#ci przedmiotów identycznych. Zasa-da ta wymaga precyzyjnego sformu owania. Je#li, na przyk ad, racj" ma Frege, to niepoprawne by oby nast"puj ce sformu owanie: Je#li „a = b” jest praw-dziwe, to „…a…” ma tak sam warto#$ logiczn , jak „…b…” (Kropki reprezen-tuj dowolny sposób utworzenia zdania, w którym zostaje u!yta jedna z tych nazw.) Mimo !e zdanie „Hesperos jest to Fosforos” jest prawdziwe, to wed ug Fregego nast"puj ce zdania, w których „Fosforos” zast"puje „Hesperosa” ró!-ni si" warto#ci logiczn : „Staro!ytró!-ni wierzyli, !e Hesperos jest to Hesperos”; „Staro!ytni wierzyli, !e Hesperos jest to Fosforos”. (Czy ta sama uwaga prze-mawia aby równie! przeciwko podanemu przez Russella sformu owaniu za-sady Leibniza w kategoriach zast"powania przedmiotów, a nie wyra!e&?) Russellowskie rozwi zanie tej amig ówki jest takie, !e zdanie „Scott by autorem Waverleya” nie wyra!a s du identyczno#ciowego i wobec tego nie mo!na tu prawomocnie odwo a$ si" do zasady Leibniza. S d ten nie wyra!a identyczno#ci, poniewa! – jak uj by to Russell – deskrypcja okre#lona nie przedstawia sk adnika s du, czyli – inaczej mówi c – jej rola nie polega na odnoszeniu si". Ujawnia to nast"puj ca analiza tego s du: Istnieje dok adnie

(22)

jeden autor Waverleya i Scott jest t osob . Nie jest to identyczno#$, lecz generalizacja egzystencjalna (mówi ona, !e istnieje co# jedynego, spe niaj -cego okre#lony warunek).

Cho$ Russell ma racj", !e zdania z deskrypcjami okre#lonymi nie s , w my#l jego analizy, zdaniami identyczno#ciowymi, pewne zastrze!enia bu-dzi sposób, w jaki sformu owana jest ta amig ówka. Istnieje bowiem rzeczy-wisty problem, unaoczniony przez Fregego, czy identyczno#$ tak czy inaczej umo!liwia zast"powalno#$ w kontekstach zale!nych (indirect contexts), ge-nerowanych przez takie wyra!enia jak „Staro!ytni wierzyli, !e...”.

2.3.2. P r a w o w y c z o n e g o # r o d k a

Na mocy prawa wy czonego #rodka musi by$ prawd albo „A jest B”, albo „A nie jest B”. A zatem prawd musi by$ albo: „Obecny król Francji jest ysy”, albo: „Obecny król Francji nie jest ysy”. A jednak gdyby#my wyliczyli rzeczy yse, nast"pnie za# rzeczy nie yse, to na !adnej z tych list nie znale%liby#my (jedynego) obecnego króla Francji.

(RUSSELL 1905: 48 [por. przek ad polski – s. 262])

Prawo wy czonego #rodka, w ogólnej postaci, stwierdza, !e prawdziwe jest ka!de podstawienie „p lub nie-p”, gdzie „nie-p” jest negacj „p”. Tym-czasem, powiada Russell, sk onni jeste#my uzna$ zarówno zdanie „Obecny król Francji jest ysy”, jak i zdanie „Obecny król Francji nie jest ysy” za fa szywe, tak !e ich alternatywa jest fa szywa, a równocze#nie uzna$ drugie z tych zda& za negacj" pierwszego.

Rozwi zanie Russella odwo uje si" do rozró!nienia zakresu. [W logice formalnej zakres cznika zdaniowego to najkrótsza poprawnie zbudowana formu a, w której on wyst"puje.] („Zakres” jest nowszym okre#leniem; sam Russell mówi o pierwotnym i wtórnym wyst pieniu.) Musimy odró!ni$, na przyk ad, zdanie „Niektórzy ludzie nie s szcz"#liwi” od zdania „Nie jest tak, !e niektórzy ludzie s szcz"#liwi”. Drugie, w przeciwie&stwie do pierwszego, wyklucza, !e istniej jacy# szcz"#liwi ludzie. Ró!nica ta nie wynika, jak si" wydaje, ze znaczenia s ów wchodz cych w sk ad tych zda&, lecz raczej z po-zycji, jak wzgl"dem innych wyra!e& zajmuje znak negacji („nie” lub „nie jest tak, !e”). W pierwszym zdaniu „nie” rz dzi jedynie s owem „szcz"#liwi” (tj. obejmuje swoim zakresem tylko s owo „szcz"#liwi”); w drugim zadaniu rz dzi ono ca ym zdaniem (tj. obejmuje swoim zakresem ca e zdanie). Je#li do zdania „p” dodajemy znak negacji, to mówimy, !e wynikiem jest negacja zda-nia „p” tylko wówczas, gdy ten znak obejmuje swoim zakresem ca e „p”.

(23)

W #wietle tego rozró!nienia, zauwa!a Russell, zdanie „Obecny król Francji nie jest ysy” jest wieloznaczne. Najbardziej naturalne jest przypisanie party-kule „nie” stosunkowo w skiego zakresu, obejmuj cego „ ysy”, ale nie obej-muj cego innych cz"#ci zdania. W takim rozumieniu zdanie to nie jest negacj zdania „Obecny król Francji jest ysy”, a zatem nie powstaje problem z pra-wem wy czonego #rodka.

Alternatywnie mo!na uzna$, !e „nie” rz dzi ca ym zdaniem, mniej wielo-znacznie wyra!onym jako „Nie jest tak, !e obecny król Francji jest ysy”. To zdanie rzeczywi#cie jest negacj wyj#ciowego zdania; jednak, zgodnie z teo-ri Russella, jest ono prawdziwe (poniewa! prawdziwie g osi, !e nie istnieje nic jedynego, co obecnie jest królem Francji i jest yse.) A zatem alter-natywa „Obecny król Francji jest ysy albo nie jest tak, !e obecny król Fran-cji jest ysy” okazuje si" prawdziwa i znowu nie powstaje problem z prawem wy czonego #rodka.

Moim zdaniem to rozumowanie Russella jest bez zarzutu, a rozró!nienie zakresów ma wa!ne znaczenie dla opisu funkcjonowania j"zyka.

2.3.3. I s t n i e n i e

Jak!e jednak jaki# nie-byt mo!e by$ podmiotem s du logicznego?

(RUSSELL 1905: 48 [przek ad polski – s. 263])

Je#li nie ma ró!nicy mi"dzy A i B, to zdanie „Nie istnieje ró!nica mi"dzy

A i B” powinno by$ prawdziwe. Wydaje si" jednak, !e orzeka ono co#

(nie-istnienie) o tym, co – z za o!enia – jest niebytem, a przecie! niebyt nie mo!e by$ podmiotem s du.

Rozwi zanie polega na uznaniu, zgodnie z teori deskrypcji, !e zwrot „ró!nica mi"dzy A i B” nie odnosi si" do czego# nieistniej cego, lecz jest zwrotem kwantyfikatorowym. Odpowiednia analiza wygl da wi"c nast"pu-j co: „Nie ma nast"pu-jedynenast"pu-j (unique) ró!nicy mi"dzy A i B”. To zdanie nie sprawia wra!enia, !e podmiotem jest niebyt.

Teoria Russella rzeczywi#cie rozwi zuje ten problem. W cz"#ci 3 zasta-nowimy si", czy mo!na poda$ jakie# konkurencyjne rozwi zania.

2.4. Zarzuty

Nici przewodni krytyk pod adresem teorii Russella jest twierdzenie, !e przynajmniej w niektórych przypadkach ich u!ycia, deskrypcje okre#lone s wyra!eniami odnosz cymi si" do przedmiotów. Ten ogólny zarzut przybiera ró!ne formy szczegó owe.

(24)

2.4.1. B r a k j e d y n o # c i

Przypu#$my, !e w pokoju z dwojgiem drzwi zamykacie jedne z nich. S y-sz c ich skrzypienie mówi": „(Jedyne) drzwi skrzypi ”. Je#li potraktujemy analiz" Russella powa!nie, to moje s owa s prawd jedynie wówczas, gdy istniej tylko jedne drzwi. Faktycznie jednak na #wiecie istniej ich miliardy – nawet w pokoju, o którym mowa, jest ich dwoje. Wydaje si" zatem, !e w my#l analizy Russella powiedzia em co# fa szywego, a to k óci si" z na-szymi intuicjami.

Ka!de uj"cie kwantyfikatorów musi uwzgl"dnia$ fakt, !e na ich dziedzin" mo!e mie$ wp yw kontekst. Gdy podczas wyk adu wo am: „Nie ma ju! kredy”, to moje s owa s prawdziwe, je#li kreda sko&czy a si" w sali wy-k adowej, cho$by nawet by o jej pod dostatwy-kiem na wy-klifach w Dover. Russell powinien powiedzie$, !e przypadek dwojga drzwi nie ró!ni si" w zasadzie od tego przypadku. Dziedzin" kwantyfikatora w „Istniej dok adnie jedne drzwi i te drzwi skrzypi ” nale!y rozumie$ jako ograniczon przez kontekst.

Na czym jednak polega to ograniczenie? Nie jest to, z za o!enia, ogra-niczenie do drzwi w pokoju, w którym wypowiadam swoje s owa. By$ mo!e nale!y powiedzie$, !e chodzi o ograniczenie do drzwi, które s istotne czy wyró!nione z punktu widzenia tocz cej si" rozmowy. Takich drzwi mo!e by$ jednak wi"cej ni! jedne. Móg bym, na przyk ad, opowiada$ wam o prob-lemach zwi zanych z posiadaniem pokoju z dwojgiem drzwi, wyró!niaj c w ten sposób oboje z nich. Tym, co czyni wchodz ce w gr" drzwi szczegól-nie istotnymi z punktu widzenia tocz cej si" rozmowy, jest bez w tpienia fakt, !e je zamkn"li#cie; do#$ trudno jednak opisa$ t" w asno#$ w sposób ogólny. By$ mo!e powinni#my powiedzie$: jest to ograniczenie do tych drzwi, które s najbardziej istotne z punktu widzenia rozmowy i zwi zanych z ni czynno#ci rozmówców.

Nie rozwiewa to do ko&ca podejrzenia, !e niekiedy mówimy: „(Jedyne) (the) drzwi…”, gdy równie dobrze mogliby#my powiedzie$: „Te (that) drzwi…”. A ten drugi zwrot – pomijaj c jego semantyczn z o!ono#$ – przypomina wzorcowe przypadki Russellowskich wyra!e& odnosz cych si", czyli logiczne nazwy w asne „to” i „tamto” (that). Pozostaje wi"c pytanie, czy u!ywaj c w taki sposób „(jedyne)”, gdy „te” by oby równie dobre, je#li nie lepsze, w a#ciwie pos ugujemy si" j"zykiem. Z drugiej strony nale!y podkre#li$, !e tego rodzaju argument ma ograniczony zasi"g: z oczywistych wzgl"dów nie mogliby#my u!y$ „ta” zamiast „jedyna” w deskrypcji takiej jak „(jedyna) najwi"ksza liczba pierwsza”.

(25)

2.4.2. B r a k i s t n i e n i a

Peter F. Strawson (1950a) zwróci uwag", !e je#li kto# podchodzi do nas i mówi: „Obecny król Francji jest ysy”, to nie nale!y si" spodziewa$, !e od-powiemy: „To nieprawda”. Jednak!e w my#l analizy Russella wypowiedzia-ne zdanie jest fa szywe. Strawson uwa!a, !e takie sytuacje mo!na lepiej wyja#ni$ mówi c, !e dana osoba w ogóle niczego nie stwierdza; nie mówi nic prawdziwego ani fa szywego. Wypowiada zdanie sensowne, które w da-nych okoliczno#ciach jest wadliwe (wyst"puj cej w nim deskrypcji okre#-lonej brak odniesienia), co przekre#la mo!liwo#$ u!ycia go do powiedzenia czegokolwiek, zgodnie z praw lub nie. W a#nie dlatego nie jeste#my sk on-ni odpowiedzie$: „To on-nieprawda”.

I tym razem spotykamy si" z ide , !e deskrypcje okre#lone s wyra!eniami odnosz cymi si". Je#li bowiem zadaniem deskrypcji okre#lonej jest odniesienie, to gdy nie spe nia ona tego zadania, nie przyczynia si" te! do okre#lenia warunku prawdziwo#ci wypowiedzi, w której wyst"puje. Tylko wypowied%, która posiada

warunek prawdziwo#ci lub fa szywo#ci, mo!e by! prawdziwa lub fa szywa.

Pierwsza nasuwaj ca si" uwaga jest taka, !e omawiane uj"cie ma zasto-sowanie tylko w niektórych wypadkach. Nie chcemy, aby zdanie „(Jedyna) najwi"ksza liczba pierwsza nie istnieje” okaza o si" nieprawdziwe przez to, !e „(jedyna) najwi"ksza liczba pierwsza” nie posiada odniesienia.

Druga uwaga jest taka, !e wniosek Strawsona nie wynika ze wskazanego przeze& zjawiska. By$ mo!e na wypowied% „Obecny król Francji jest ysy” nie odpowiadamy mówi c „To nieprawda”, poniewa! w ten sposób wywo a-liby#my u s uchaczy mylne wra!enie, !e zdanie to jest fa szywe w zwyklym sensie: zazwyczaj bowiem zdanie o formie „(Jedyne) to-a-to jest F” jest fa szywe dlatego, !e cho$ istnieje dok adnie jedno to-a-to, to nie jest ono F. Drug z tych uwag mo!na rozwin $ na podstawie pewnej sugestii Krip-kego (1977). Nawet gdyby ludzie zacz"li wprost u!ywa$ analizy Russella, a wi"c wypowiada$ zdania w rodzaju „Istnieje obecnie dok adnie jeden król Francji i jest on ysy”, to nadal móg by pozosta$ opór przed odpowiedzi „To nieprawda” – z powodów wymienionych w poprzednim akapicie. A zatem zja-wisko to nie stanowi powa!nego wyzwania dla analizy Russella.

2.4.3. A t r y b y t y w n e i r e f e r e n c y j n e u ! y c i e d e s k r y p c j i Keith Donnellan (1966) zasugerowa , !e istniej dwa ró!ne sposoby u!y-cia deskrypcji: atrybutywny i referencyjny. Twierdzi on, !e analiza Russella

(26)

jest trafna tylko w wypadku u!ycia atrybutywnego, natomiast analiza Strawsona – tylko w wypadku u!ycia referencyjnego.

Rozró!nienie to mo!na zilustrowa$ nast"puj cym przyk adem. Gdy na widok okaleczonego cia a Smitha mówimy: „(Jedyny) morderca Smitha jest szalony”, to u!ywamy deskrypcji „(jedyny) morderca Smitha” atrybutywnie. Nie wiemy, kto zamordowa Smitha, ale chcemy powiedzie$, !e ktokolwiek to uczyni , by szalony. Je#li natomiast Jones zosta aresztowany za morder-stwo Smitha i b"d c w s dzie wypowiadamy dok adnie to samo zdanie, to w sposób naturalny zostanie ono potraktowane jako odnosz ce si" do Jonesa. Wed ug Donnellana zdanie to b"dzie prawdziwe zawsze i tylko, gdy Jones jest szalony, bez wzgl"du na to, czy Jones rzeczywi#cie zamordowa Smitha. Opisane zjawisko jest z pewno#ci ciekawe, ale mo!na pow tpiewa$, czy jego znaczenie jest takie, !e Donnellan mo!e je u!y$ przeciwko Russellowi. Rozwa!my nast"puj cy, podany przez Donnellana przyk ad u!ycia referen-cyjnego. W czasie przyj"cia mówi": „(Jedyny) cz owiek pij cy martini jest pijany”. Mam na my#li kogo#, kto pije wod" z kieliszka na martini podczas przyj"cia, na którym nikt nie pije martini; zmylony kszta tem kieliszka, b "dnie przyjmuj", !e zawiera ona martini. W my#l pogl du Donnellana to, co mówi", jest prawdziwe pod warunkiem, !e ów cz owiek rzeczywi#cie jest pijany. Wydaje si" jednak, !e takie postawienie sprawy nie zostawia miejsca na uwzgl"dnienie faktu, !e pope ni em pewnego rodzaju b d.

Obro&ca Russella dokona by wyra%nego rozró!nienia mi"dzy tym, co kto# #ci#le i dos ownie mówi, a tym, co ma na my#li. Nie ulega w tpliwo#ci, !e moim zamiarem by o powiedzenie czego# o cz owieku pij cym wod" z kie-liszka na martini; nie jest natomiast oczywiste, czy uda o mi si" spe ni$ ten zamiar. Zwolennik Russella uzna by, !e nie: to, co #ci#le i dos ownie po-wiedzia em, by o fa szywe, poniewa! nikt w danej chwili nie pije martini, chocia! moim zamiarem by o powiedzenie czego# o cz owieku pij cym wod" ze szklanki na martini i chcia em, aby to, co mówi", by o prawdziwe zawsze i tylko, gdy ów cz owiek jest pijany.

Omawiany kontrast wzi pod lup" Paul Grice (1961). Jeden z podanych przeze& przyk adów jest szczególnie wymowny. Kolega pyta mnie, co s dz" o kim# jako o filozofie. Obaj wiemy, !e mam wszelkie dane po temu, by wyda$ dobrze poinformowany s d w tej sprawie. Odpowiadam: „Ma pi"kny charakter pisma”. Przypuszczalnie chc" przez to powiedzie$, !e kiepski z niego filozof, ale z pewno#ci nie mówi" tego #ci#le i dos ownie.

Russell mo!e umie#ci$ referencyjne u!ycie deskrypcji okre#lonych na poziomie „pragmatycznym”, na którym opisuje si" sposób u!ycia j"zyka,

(27)

za-miast na poziomie semantycznym, na którym opisuje si" warunki prawdzi-wo#ci wypowiedzi. Poniewa! teoria deskrypcji jest teori semantyczn , mo!-na j dostosowa$ do opisanych przez Donnellamo!-na ró!nic pragmatycznych. Nie jest równie! jasne, czy Donnellan s usznie twierdzi, !e uj"cie Rus-sella jest poprawne w wypadku u!ycia atrybutywnego. Niekiedy Donnellan zdaje si" uto!samia$ u!ycie atrybutywne z u!yciem niereferencyjnym. Cza-sami podejmuje jednak równie! próby podania bardziej pozytywnej charak-terystyki takiego u!ycia, proponuj c (cho$ nie ca kiem wprost) warunki prawdziwo#ci dla takich sposobów u!ycia deskrypcji, które nie s Russellow-skie. I tak pisze on: „Osoba mówi ca, która u!ywa deskrypcji okre#lonej atrybutywnie stwierdza co# o kim# (czym#), kto (co) jest taki-a-taki (takie-a-takie)” (1966: 285). Sugeruje to, wbrew Russellowi, !e zadaniem deskrypcji u!ywanej atrybutywnie jest odnoszenie si". Ponadto Donnellan sugeruje, !e je#li nic nie jest F, to mówi c „(Jedyne) F jest G”, o niczym nie powie-dziano, !e jest G (1966: 287), a w istocie, !e w ogóle nic nie powiedziano (1966: 288). W my#l uj"cia Russella sugestia ta jest nietrafna. Wypowia-daj c „(Jedyne) F jest G”, mówi si" to samo, bez wzgl"du na to, czy jest jakie# F, czy nie. Je#li nie ma !adnego F, to mówi si" co# fa szywego.

2.4.4. U ! y c i e o d w o u j c e s i " d o b y t u ?

U podstaw wi"kszo#$ wspomnianych sugestii le!y przekonanie, !e de-skrypcje okre#lone przynajmniej niekiedy funkcjonuj jako wyra!enia odno-sz ce si": istnieje przedmiot, który maj one wskazywa$. Christopher Pea-cocke (1973) proponuje nazywa$ takie u!ycie deskrypcji „odwo uj cym si" do bytu” (‘entity invoking’). Nasuwa si" pytanie, czy ma on racj", twierdz c, !e jest takie u!ycie.

Zjawiska zwi zane z brakiem jedyno#ci i brakiem istnienia mog sk ania$ do odpowiedzi twierdz cej, podobnie jak Donnellanowskie poj"cie u!ycia referencyjnego. Widzieli#my jednak, !e nie przemawiaj one rozstrzygaj co przeciwko Russellowi. Peacocke (1973:117) sugeruje, !e istniej niezale!ne racje za przyj"ciem u!ycia zak adaj cego byt.

Jednym z testów takiego u!ycia jest mo!liwo#$ zamiany „jedyne” (the) i „to” (that), czyli „je#li w wypowiedzi «(Jedyne) F jest G» to, co jest #ci#le i dos ownie powiedziane, mo!na równie dobrze powiedzie$ mówi c «To F jest G»” (PEACOCKE 1973: 117). Przyjmuje si" tu, !e z o!one wyra!enia wskazuj ce o formie „to F” bez w tpienia odwo uj si" do bytu (dla naszych obecnych celów mo!emy si" z tym zgodzi$), a zatem omawiana zamienno#$ dowodzi aby, !e równie! deskrypcja odwo uje si" do bytu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W pod- stawowej opiece zdrowotnej (gdzie zapisuje się większość opioidów) wciąż nie rozumie się potrze- by redukcji dawki oraz stosowania leków swoistych dla danych

To ona tworzy przeciwwagę dla wyłącznie przyciągającej grawitacji (która spowalnia ekspansję), a ponieważ ciemnej energii jest odpowiednio dużo (w przeliczeniu na

(2).Ta własność jest najważniejsza, bo z niej wynika wiele pozostałych.. Jej dowód

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli”3. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

Kontynuuj zabawę zmieniając równania, używaj znaku minus „–” układaj z dzieci równania tak, żeby był podany tylko jeden składnik dodawania i suma (2+_=5), baw się z

Krótko mówiąc, twierdzenie, że na- ukowcy odwołują się w swej pracy do ocen, jest praw- dziwe, lecz nie dotyczy tematu, czyli kwestii obecności sądów wartościujących w

[r]

Zaªó»my, »e X interpretuje grup¦.. Zaªó»my, »e X