• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 15 (1 kwietnia 1930)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 15 (1 kwietnia 1930)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, dnia 1 kwietnia 1930 roku. Cena numeru 2 0 groszy.

(2)

P r i m a A p r i l i s

P R O L O G

Przyjętych norm norm alny tok

Z zasady dziś się łamie. — Kto praw dą żył przez cały rok, Ten dziś napew no — skłamie.

Naodwrót: ten, co zawsze łgał, — Dziś prawdę m ów ić będzie...

Pułkow nik M ied ziń ski

Do skarbu skrzętnie każdy grosz przelewał zbędny, W wydatkach, do przesady, do skąpstwa — osz-

[czędny- Nienawidził hulanek, baló\y, szynków, picia, — Małżonek wierny, znany z cnotliwego życia.

Budowniczy — genjalny! w czasie rekordowym W stolicy telefonów gmach wystawił nowy.,.

Minister, co o kieszeń dbając podatników,

Ustąpił, nie chcąc za nic—wprowadzić ...liczników.

Pułkow nik M a tu szew ski

Minister skarbu, który miał tę cnotę rzadką, Że przeciwny był nazbyt wysokim podatkom.

Postać z dawnych portretów:— stanowcza, stalowa,—

Co nigdy raz danego nie cofała słowa.

Podpułkow n ik B a rtel

Z oburzeniem krzyczano „Dookoła Bartel”.

Gdy drogi sercom posłów chciał obalić kartel, — Gdy mowa jego stała się zbyt... marszałkowa, — Proszono, by ciąg dalszy wygłosił... ze Lwowa.

G e n era ł Sławoj*Sk#adkowski

Dbał o sprawy wewnętrzne, minister wspaniały, Z trosk o dobro powszechne prowincje go znały.

Znany wszystkim był partjom z swej objektywności, Złożył podczas wyborów dowód bezstronności.

P u łko w n ik F r y s t o r

Uwielbiały go zgodnie wszystkie Kasy Chorych, Bo zbytnie komisarzy pościnał pobory.

Jak ojca go kochali wprost oficerowie, Urzędnicy ze łzami pili jego zdrowie,

Bo jak mógł, tak w potrzebie każdego ratował:

Nie usuwał z stanowisk, nie emerytował...

Nie uznawał protekcji — srogi do przesady, — Rodzonemu szwagrowi odmówił posady.

Pułkow nik Sław ek

Mąż na miarę Katona, o sercu gołębiem,

W obronie parlamentu stawał się — jastrzębiem, Własne kości chciał łamać i na stos je rzucić, By tylko praw poselskich na włos nie ukrócić.

Pułkow nik W ieniaw a-Oługoszow ski Miał jedną tylko w adę: że wprost nie rozumiał, Jak można pić alkohol. . on tego nie umiał.

Postrach wszystkich pijaków srożej od policji Przestrzegał, by nie łamać w święta prohibicji.

R oześm iał się n am żartów szał: — Prima aprilis wszędziel

Z w ielu, na łam ach swych, Tse-Tse Stroiła ostry żart: —

Dziś praw dę im pow iedzieć chce, — Ile z nich każdy wart: —

M a jo r S w ita lsk i

Cichy, skromny, pokorny... w charakterze równy, Rumienił się co chwila i był małomówny.

Mąż czynu i energji twórczej, niespożytej, Peszyły go wszelakie mowy i odczyty.

„ M e c e n a s 11 C a r

Szanował konstytucję, a gdy był ministrem

Słynął z ustaw wydanych, bo był w prawie bystrym.

Gdy odszedł, sędziów kasta chórem zawołała

„Polska nigdy takiego ministra nie miała".

G e n era ł G ó re ck i

Znakomity bankowiec, twórca federacji, Grosza z kasy nie wydal bez solidnej racji.

Jeden złoty nie uszedł od niego bez kwitu!

Najbliższym przyjaciołom odmawiał kredytu. • Mąż stalowy w zasadach, skromny i surowy, — Nie chciał, by gmach B G.K-był... zbyt luksusowy;

W ciąż walczył o oszczędność!., byłchodzącą cnotą—

Nie otwiera! kont żadnym Beckom ni Jarotom.

P u łk o w n ik M a le szew ski

Poczciwy, „dusza człowiek", nie skrzywdziłby [muchy!

Miał serce miękie, całkiem jak łabędzie puchy.

Dobrotliwy, kochany przez studencką klasę — Szanował dziennikarzy i uwielbiał... prasę.

Wojewoda J a ro s z e w ic z

Znany administracji wyga znakomity, Miał w życiu, antypatję jedyną: kobiety.

Nie uznawał bab— „przez nie“ — mawiał „wszyst­

k ie klęski", Obracał się więc stale w towarzystwie męskiem.

Opiekun- pracy, patron związkowych szoferów, W zór prawdomówności (nie znosił blagierów).

Punktualny, trwał w biurze, jak na posterunku, — Prócz czystej wody, nie pił nigdy żadnych trunków.

Pułkow n ik W yżeł-S cieżyń ski

Przyjaciel Stpiczyńskiego, Olpińskiego drużba, Nie znał chwili spoczynku,— zawsze tylko służba.

O własnych siłach stworzył agencję prasową, Niezależną i — anti-drugo-oddziałową.

HarOey.

' i

! :i

(3)

Ż Ó Ł T A M U C H A 3

Z moich wywiadów

(Wywiad przy ulicy Karowej)

Gdy wszedłem na salę T-wa Hygienicznego przy ul. Karowej, zastałem ledwie jedną duszę.

Było to w dzień po głośnym odczycie b. premjera.

„Dusza", o której mowa, pełniła honorowy dyżur na sali. Poprosiłem o wywiad.

— Ależ proszę, my nic nie skrywamy!

— Dobrze, zatem proszę mi wyjaśnić, co ozna­

cza „Zakon Młodej Polski"?

— Najmłodszą i najświeższą republikę z au- tonomją na wzór Śląska, rządzoną według zasad rządowego projektu Konstytucji.

— A więc państwo w państwie!

— Elita, pąnie, inaczej pokolenie wolne.

— Kto sprawuje rządy w tej republice?

— Wybrani mówcy.

— Ilu jest tych mówców?

— Wszyscy.

— Razem?

Nie liczyłem. Spis ludności dziś wieczo- rem przy wspólnej kolacji.

— Kto jest głową tej republiki?

— Pułkownik Skarga-Świtalski.

— Jaki jest obszar republiki? t.

— Narazie, z powodu braku stałego lokalu, sala na Karowej. Mamy jednak zamiar w tych dniach rozrość się do rozmiarów Księstwa Monaco.

— W jaki sposób to nastąpi? Kooptacja, ma- trymonjum, populacja — Nowi ludzie!

— Sprawy wewnętrzne?

—- Komorne płacimy zdołu. Mamy jeszcze czas.

— Oświata?

— Jednotygodniowe kursy, oparte na zasa­

dach wzajemnej wymiany dóbr duchowych, czyli

„swój do swego po swoje".

— Sprawy zagraniczne?

— Nie damy ziemi skąd nasz ród, synekur też.

— Roboty publiczne?

— To dopiero w okresie wyborów. Narazie spokój.

— Sprawy wojska?

— Mamy zapotrzebowanie na generałów dy­

wizji., Czekamy na nowy transport z podchorą­

żówki,

— Mniejszości?

— Niech sobie handlująl...

-j- 1 jeszcze jedno pytanie: polityka skarbowa?

— Idź pan do cholery! Też wścibski. /- • Nauka w las nie id zie

(u) szkole)

Uczeń (do nauczyciela)',-- Panie profesorze,—

ten W ojtek przejść mi nie daje, ciągle się ze mną drażni, udaje mądralę i mówi, że jest mądrzejszy od pana... Ja go zbiję na kwaśne jabłko,.niech pan profesor mi na to pozwoli...

N a u czy cie li — A ni mi się waż! Nie po­

zwalam...

U czeń: — To ja chyba tego nie przeżyję...

Ja się zabiję... ^

Ja n e k (do Józia)'. — Pocoś zbierał dzisiaj z ulicy nieczystości końskie? Czy masz ogródek?

Józio: — Ja wyrabiam swoję wolę i dzisiaj przeprowadzam eksperyment na tym właśnie ob- jekcie.

Rozmowy w barze „ p o d 13“

— Wiesz kto jest najbardziej... dyskretnym, a zarazem. . „tolerancyjnym" człowiekiem w Polsce?

— Niezaprzeczenie nasz Marszałek?

— Z czego wnioskujesz?

— Bo przecież, wiedząc który z ministrów wojny zawinił „wesołe budżety1*, nie wyjawił jego nazwiska.

— M asz rację. Ostatnio znów stwierdza ten fakt opublikowana w pismach enuncjacja

p .

Mar­

szałka, z której dowiedzieliśmy się o utrzymaniu w tajemnicy nazwiska kandydata na zabójcę posła Trąmpczyńskiego.

— A, teraz zrozumiem dla czego jest tylu entuzjastycznych zwolenników p. Marszałka.

*

— Czy nie uważasz, że wymownym spraw­

dzianem zubożenia naszego społeczeństwa jest '.poważny wzrost ilości i poczytności dziesięciogro-

szowej prasy perjodycznej?

— Racja, ale jest to również dowodem zubo­

żenia intelektu.

*

— Czy mógłbyś zacytować najbardziej typo­

wy przykład, charakteryzujący nasze stosunki?

— Pięciominutowe, przez sędziów grodzkich parę razy w ciągu jednej sesji sądowej ogłaszane przerwy, które z reguły trwają conajmniej 30 minut.

*

— Słyszałeś, w Poznaniu Kościuszko spadł z piedestału swego pomnika i to w sam dzień św.

Józefa?

— Widocznie -chciał w ten sposób i od sie­

bie złożyć prezent, „dobrowolnie" ustępując miej­

sca Solenizantowi.

U K Ł U C I A .

W oczekiwaniu nowego gabinetu p. Bartla, oraz przypuszczając, że w myśl proroctwa z Qui-i pro-quo „Dookoła Barter', można się jeszcze spo­

dziewać paru dalszych gabinetów tegó rodzaju,—

zamierza się przenieść dla wygody głównego akto­

ra jego „Katedrę" profesorską ze Lwowa do W a r­

szawy.

*

Po ostatniej enuncjacji, pana Marszałka, sta­

raniem znan?go psycho grafologa i „^yrabiacza"

woli, prof. Szyller Szkolnika, układa się nowy pod­

ręcznik,_ zawierający jadłospis w książce kuchar­

skiej Cwierciakiewiczowej pominiętych potraw, których konsumcję zaleca się na wyrabianie i kształ­

towanie woli.

*

Dowiadujemy się, że konferencja „przesile- niowa" kandydata na premjera, t. j- p- Marszałka Szymańskiego, skończy się z chwilą wyekspenso- wania funduszu dyspozycyjnego marszałka Senatu na „pamiątkowe" fotografje z odbywanych pertra­

ktacji.

*

Najlepszym dowodem postępującej demokra­

tyzacji i zrównania wszystkich klas i stanów jest, osadzenie w kozie ks. Tomasza Lubomirskiego za

„pospolite" oszustwa.

n>

C/5 O ■***

£ 2 k.

N

£. CS

n

GT

£0

i ^

•* TT

O

G*>

B 03

CD

P

ar C

/5

S

i,®9 3

i W o o

£■*<

I-

3 2.

t>

c ts

K>

O

3 8* O

*-• o 2 0 C * o sr ^

G. K* 3 r? ca

n

* • jŁ

$ -•

***■ p

* « -■

3 « a .

SJ “ U Sr 2, » ju $ o N >

o-o- e> 3

% B .

* S- : >~ t cr o *0

o 3

3 st a ^

(4)

Z E S Z Ł O R O C Z N E K O M P LE T Y )e sz cz e ao na D y? ‘a , , .. . , w ce ni e . 7 (s ie dm ) „ŻÓŁT EJ M U C H Y " w R e d a k c ji , ota 4 0 , tele fon 1 0 2- 16 .

SY M B O L

dawniejszego żartu Prima-Aprilisowego, a dzisiejszej smutnej' rzeczywistości.

M y nie p ow rócim już...

tango pożegnalne pozbawionych mandatów posłów z B.B., My nie powrócim już, więc szkoda naszych łez, My nie powrócim już, marzeniom naszym kres,

Cierpienia czas ukoi, tęsknotę uspokoi, Bo „dyjet“ trochę swoich zaoszczędziło się...

My nie powrócim już, choć władzy chęć wciąż trwa, My nie powrócim już, nie będziem ani dnia.

tIT/ioć serce z bólu kona,-^wzgardzona i szalona Już władzę w. swe ramiona ta opozycja rwie!

Subsydjów masy, synekur krasy>

Dni pełne szczęścia, ach—złote czasy!

Wszystko stracone, wszystko skończone, Jak teraz uciec od męki i gdzie?

Kary gorące,

Winy płonące,

Co z nami będzie w władzy rozłące?

Kto nas przytuli, szepnie najczulej Dwa słowa tylko: — całujcie mnie?

L is t m ałego Jńzia do d zia d k a ! Kochany dziatkul

Pszedefszystkim chce sie wytłumaczyć, dlaczego pisze ndziałku“ pszez małe „d“. Bo było tak' — ten nowy belfer od polaka, oddając nam klasufki Imienino­

we na św. Józefa... patrona Polski, to powiedział, że

„dziadek“ pisze się tylko ftedy przez duże „d", jeżeli mowa o wodzu narodu. I jeszcze tatuś dodał, żebym wogule lepiej wyrazuf na „du nie urzywał bo są tacy co majo na nie monopol więc nie można ludziom chle- ba odbierać. A stą klasufką to była hryja żeczywista, bo dostałem lufę i belfer wezwał tatósia do siebie i powiedział mó rzeby zmienił platformę mego wyho- Wania i jeszcze go sprystożył asz sie tatóś „sczerwi•

n ił“ i kupił mi na imieniny wszystkie mowy ministra Czerwińskiego, Switalskiego i' Wojny.... abym sie ich nauczył tych muf na pamięć, bo muwi, że to jest ewan- gelja Polski PomajoWej. Mamósia tylko oponowała bo mówiła że nie tszeba mnie za wcześnie uświadamiać sekzualnie czego i działkowi rzyczy

Wnók Józio W ieści z Fajdanistanu

(w kilku wierszach)

W Fajdanistanie szerzy się zawodowstwo po­

lityczne w sposób wręcz niebywały! Na szczęście daje się zauważyć otrzeźwienie, i to w łonie sa­

mych zawodowców. Dowodem tego ostatnie wy­

stąpienie pięciokrotnego premjera w senacie.

*

W klubie B, B. wre praca reorganizacyjna na wielką skalę! Po dymisji piątego gabinetu p, Bartla i ewentualnych próbach p- Szymańskie­

go, spodziewany jest gabinet nr. 6 z tymże samym p. Bartlem. Wobec tego Blok Bezpartyjny W spół­

pracy z Rządem (B B.) ma być przemianowany na Bezpartyjny Blok Współpracy z Bartlem (B.B B ), zaś obecnie już niesłusznie „premjerem" zwany kwintjer Bartel ma otrzymać tytuł SEXT JERA, oraz krzyż zasługi za ustanowienie rekordu sześcio­

krotnego zawodowstwa politycznego. W kołach B.B. przywiązują do tych zmian ogromną wagę.

Zarzut niefachowości poselskiej, podniesiony przez p. Bartla w Senacie, spotkał się z niesłycha­

nym entuzjazmem posłów z B.B., którzy pierwsi...

jędyni. . przyznali p. Bartlowi słuszną rację. Nie­

stety, niema widoków, by entuzjaści gorzkiej praw­

dy zechcieli złożyć mandaty w najbliższym czasie.

Następny numer „ŻÓŁTEJ MUCHY"

będzie ,,P rz e s ile n io w y <(

M in is te r i muoha Mucha

Dzień dobry panu ministrowi...

Przyszłam z wywiadem, bowiem słyszałam, że ci i owi

ciskają jadem na pana ministra.

A wystarczy iskra,

by wzniecić pożar wśród obywateli rozgoryczonych

i zawiedzionych.

Minister

Nic nie wiem... Gdzież płonie za­

rzewie?...

Powiedz mi, kto ten pożar wznie- [ca?...

Mucha Pan Minister nie wie?...

A to heca...

W piecu

pańskiego resortu pali się, buzuje., lecą skry.

Lud się buntuje, że ty, ,

panie ministrze, nie rozumiesz lu-

trudu [du,, —

nie zadając sobie żadnego zejścia w niziny.

A zacząć od tego trzeba było.—Godziny

bowiem twej, ministrze, pracy szły na audjencje, rauty i rozjazdy w salonkach. — W ięc zrozum te- [raz, co znaczy zmierzch twej błyszczącej gwiaz-

[dy...

Minister

Mucho... jam minister, a nic nie fwiem.—Ładny kwiat.

Mucha

Tak było, tak jest i tak będzie,

[jak za dawnych lat.,.

(5)

Ż Ó Ł T A M U C H A 5

a o

a>’CTQ

p

p.

£? o

o'0Q c5- N O ^ N o

K-cl

rr1

Z dziennika wielkich ludzi

Senator S tru g

13.III 30. Przed wojną jeszcze któryś poseł Reichstagu wołał w głos: „Achzig Professoren, das Vaterland ist verloren“ (ośmdziesięciu profe­

sorów!—Ojczyzna zgubiona!) A tu w naszym sej­

mie jeden profesorek uw ziął się zrobić to samo!—

Zjadliwy profesor—niema co!

14 III 30, Dlaczego mi się właściwie przypo­

mina Moliere a „Lekarz z urojenia"? Ach,- to ten Bartell Wiecznie gada o tej „chorobie parlamen­

tarnej", jakby tu ze swoją geometrją miał coś do powiedzenia! Bodajby się już raz zaraził tą chorobą!

15.111. 30. Właściwie w sanacji wszyscy są lekarzami z urojenia... Ja miałem ledwie z jednym takim pacjentem do czynienia, ale do tej chwili obawiam się, czy mnie nie zaraził swoim patri(d)jo- tyzmem! O ni w głos mówią, że są zaraźliwi...

16.111. 30. Ciekawa byłaby genealogja tych lekarzy (kto chce „sanatorów")- Zdaje się, że wszyscy wywodzą się otl Filipa z Konopi. W iedzą oni, kiedy, gdzie, do kogo mówić..., ci Konopaccy!...

17.Ul. 30. Co mi się najbardziej podoba, to taki „fachowiec polityczny*, który umie na p a ­ mięć... jeden popularny wykład... o chorobach par lameritarnych!...

18.111. 30. Ostatecznie dałem panu mówcy eksmisję z Senatu i pozbawiłem go wykładów.

Ciekawym, gdzie się on teraz przeprowadzi?

Poseł Staw ek

13.111. 30. Ostatecznie, ten Bartel, tyle że się nauczył głośno gadać do opozycji^.. Trochę późno, ja już dużo dawniej umiałem lepsze sztuki piękne.

Jak się jest premjerem, to opozycja musi czuć, że to premjerl A gdzie tani jego czuć?

14.111. 30. Wogóle dotąd to tak sprawa wy­

glądała, jakby Bartel był w naszej paczce najzdol­

niejszym premjerem. Pytam się, kto tu lepiej zna pułkowników— ja czy on?

NOWA K O M ETA Nie dla was w io sn a wróci...

Piosenka na czasie, napisana przez opozycją dla członków Klubu B.B.

Nie dla nas wiosny radość płocha, rozwiane złote szczęścia sny, Bo naród nas ju ż dziś nie kocha, ju ż ich nie Wzruszą nasz'e łzy.

Nie dla nas władzy są zdobycze, nie błyśnie wygód, złota cud...

Dziś dla nas skargi i. rozpacze, bo tak los zadrwił z naszych złud.

Nie dla nas teki są ministrów, pełne rozkosznych władzy sił, Nie będziem rządzić dziś, jak Wczoraj,— inny z tej czary będzie pił.

Astronom (przestraszony): — Cóż u licha, jakaś nowa Kometa na horyzoncie!? I to zjawia się w dniu 1 -go kwietnia... Ładnych nies­

podzianek będzie ona zwiastunem!!!

K ra k o w ia k prasow y (prosa sanacyjna) Kto cierpi niestrawność i kiepsko się czuje, ten z braku papieru

„Expresiaku kupuje...

Panowie z „Przedświtu“

założyli fraki, a na nich przypięli Belwederu znaki•

Baczność! broń na ramię.1

„Kurjerek Poranny“

dobrze się „sprawuje", gdyż jest , nienaganny".

„Kurjerek Czerwony", szmatka kolorowa, z „głupoty“ wciąż żyje sensacja brukowa.

Jeśli kłamać umiesz, chcesz trochę podniety, to pędź, bracie, prosto do „Polskiej Gazety

15.111. 30. Gdybym został premjerem, to oczy:

wiście muszę złożyć prezesurę w klubie. A lękam się, czy kto wogóle potrafi mnie zastąpić?... Chyba...

R e d a k to r S w ita lsk i

13 III. 30. Co ten Strug wygadywał w Sena­

cie o moich zbrodniczych rządach... A łże, jak pies, bo ja właściw.ie nie rządziłem, tylko kuro- wałem się w Biarritz. Teraz ja mu pokażę rządy,—

niech się tylko raz z tym Bartlem skończy...

Praktyczne zastosowanie nowoczesnych me*

tod wychowania dziecka, dzięki którym wyrabia

się. „odwagę" i „bezwzględność" —- niezbędne wa-

k>a?y „pomajowego“ światopoglądu.

(6)

Tf

a

05 -t-i 0)

Ok CO

es

’a>

W

a

0Q o K*) N

•H O a u

<D

•H

X s O

Pieśń dziada Posłuchajta ludkowie,

Co wam dziadek opowie:

Dzieją się tu różne dziwy, Dziadek robi z tego śpiwy, Niech się ludek zabawia.

* Przyjechał tu jakiś pan.

Co

się Wabi

Hartiman, Całą Polskę chce psia para,

Zlektrylizać za dolara, Sam dziurawe pludry ma.

* Będzie widno nam w kupie, Jak u dziadka w chałupie, A kto z ludzi ma gotówkę.

Niech se kupi szabasówkę, I zaśpiewa majufes.

Insze niemce przyszli też, Bodaj że ich trącał bies, Pokój z nami chcą zawierać, Ziemię polską chcą zabierać, Hakatysty psia ich kość.

* W alą do nas Ha Ka Te I kacapy brodate,

Wnet minister siaki taki Wybuduje im baraki I polskiego chleba da.

Porządeczek jest szwabski, Przyjechał Huten-Czapski, Był filarem Beselera, Dziś na zamku się rozpiera, Bogdaj że- go cholera!

'O Legienda

z oz

U l

u

A O

>>

-P

02 <D

CS

Ci

a

tsj

Mówi się dzisiaj dużo o t. zw. „legiendzie",

„rewizji legiendy", „legiendarnym stanie politycz=

nym i gospodarczym kraju“ i t p. Jednym słowem

„legiendy“ pełno jest wszędzie. A że „ja bajki tak lubię ogromnie", więc nic dziwnego, że i legienda porywa mnie, ma we mnie wielkiego zwolennika i wielbiciela. Chętnie zatem staję do apelu „Ż ół­

tej Muchy“, żeby w miarę skromnych sił i zdolno ści przyczynić się do utrwalenia legiendy z „rado- sno-twórczego“ okresu pomajowej, lub. jak kto woli, pułkownikowskiej epoki rządów w Polsce.

Uważam, że najlepiej spełnię swoje zadanie, przeciwstawiając się tym wszystkim, którzy pragną pozbawić nas złudzeń i radości, obedrzeć z dobro­

czynnego optymizmu, a przedewszystkiem godzą w autorytet i władzę, niedoceniając prawdziwych zasług, a nadewszystko nie rozumiejąc głębokich intencji i zamierzeń najwybitniejszych przedstawi­

cieli omawianej epoki.

Godzi się zatem, choćby dla potomności, praw­

dę, jak się to mówi, wydobyć z pod korca, tryum­

falnie wystawić na światło dzienne. Przez od­

ważne, właściwe utrwalenie zasług tych osób, stwo­

rzy się piękną galerję typów z prawdziwego zda­

rzenia, ku radości i dumie współczesnych, a prze­

strodze przyszłych pokoleń.

Zacznę od najznakomitszych przywódców Sa nacji, głosząc urbi et orbi, niebaczny na ewentual­

ne konsekwencje i niezadowolenie ich przeciwni­

ków, kapitalne, wiekopomne czyny tych światłych mężów stanu, naszych boskich uzdrowicieli kraju.

Na czoło wszystkich niezaprzeczenie wybi­

ja się:

W ojciech Stpiczyńskiwielki prorok— cza rodziej X X wieku. Skromny, jak fijołek (kwiatek ten, jako swój symbol, ukochał, starannie kultywując go w swym mózgu), nie uganiał się ani o sta­

nowisko premjera, ani też ministra lub choćby zwyczajnego posła. Wolał, jak ten Jan Chrzciciel, przygotowywać drogę innym, kontentując się rolą subwencjonowanego oszczercy i paszkwilarza.

Z wielkiem poświęceniem i zaparciem się siebie, redagował i wydawał tygodnik „Głos Prawdy", przy pomocy kfórego udowodnił, że najtańszą rzeczą w Polsce jest cześć ludzka. Ten swój doniosły

wynalazek doskonalił i rozwijał w „wielkim" po- majowym dzienniku, „Głos Prawdy", kładąc jednocześnie podwaliny pod prawdomówność pra­

sy brukowej, a swym przykładem zachęcając do ryzykownych wiwisekcyj honoru i godności zdegradowanych przez siebie obywateli również i na łamach bratnich organów, jak to: „Kurjer Po­

ranny", „Kurjer Czerwony" i t. p. Odznaczony wielokrotnie wyrokami Sądów Koronnych za swe oszczerstwa i kłamstwa, z godną podziwu pokorą i odwagą, udaje się do najwyższych dostojników państwa, by dla przykładu kultywowania dobrych w kraju obyczajów wypróbować na swej skóize skutki i wpływy t. zw. ,,ułaskawień", co się też jemu udaje. Nad niego nie masz lepszego wyzna- wcy teorji Einsteina. Względność stwierdza on na każdym kroku, w każdym swoim czynie, tak sło­

wem jak i piórem. Przedewszystkiem w stosunku do mamony. Znikomość jej udawadnia co noc w prze­

różnych lokalach Warszawy, gdzie strumieniem płynie pieniądz, również dzięki łaskawej pomocy i zasilaniu tej „gospodarki krajowej" przez jeden z banków państwowych, który udzielał Stpiczyń- skiemu poważnych kredytów. Przykład ten dodat­

nio wpłynął aa konsumcję napoi alkoholowych, kładąc podwaliny pod rozwój rodzimego przemy- . słu wódczanego.

Na wołowej skórze nie spisałby przepięknych ’ czynów i zasług tego męża, który, chociaż też Woj-!

ciech, z tym małym, nic już dziś nie znaczącym.

b marszałkiem nie ma nic wspólnego i nie należy go z nim dla dobra ogółu nigdy identyfikować,

Dzisiaj, pó ciężkich trudach, uciuławszy,.skrom­

ną" fortunkę, spoczywa na laurach, spożywając w skupieniu owoce swej ,,prawdy“ i oczekując na wystawienie sobie pomnika na skwerku Hoovera, na miejscu kwalifikującego się do rozbiórki pom­

nika wdzięczności dla Ameryki. Miejsce to wybra­

ne zostało także i z tych względów, że tam scho­

dzą się przeciwnicy prohibicji na conocne libacje, a dla nich widok Stpiczyńskiego na piedestale pom­

nika (prawdopodobnie z butelką czystej w jednym ręku, a z , Głosem Prawdy" w drugim), dodatnio . wpłynie na pijaństwo, a co zatem idzie i na do-]

chodowość monopolu spirytusowego.

Lux.

(D a h z • t y p y p o d a m y w n a s t ę p n y c h n u m e r a c h ) . 4

(7)

t \

Ó Ł> T A M U C H A 7

P»*ysł orja d a

Ogłoszono mp r y s t o r j a d ę — Sławek u rządza biesiadę, zastawiono k ilk a stołów dla sanacji — „apo stołów ".

Pospieszyli „k alu m niarze" ,—

trzeba iść, Wszak „ m ajster“ każe; — spieszą dumni, pe łn i gracji

na bal B eBeosanacji.

Ta biesiada sanacyjna była też konferencyjna, gdyż «zalaw szy“ sobie głowy, wygłaszano różne mowy.

Sławny S ław e k »m oralista“

od mów tych „ recydywista“

(Be Be idzie jego śladem ), tak z a g a ił „ prystorjadę . Koleżanki i K oledzy!

donieśli m i m oi szpiedzy, że ci opozycjoniści to Komuno-anarchiści, że szykują zam ach nowy

na. nasz U S T R Ó J P O M A J O W Y ! Ale jakiem prezes B e B a ,

wyślę wkrótce ich do... nieba!

C H Ó R B . B ;

Przeciw temu nic nie mamy, zgadzamy się, tak, zgadzam y!

Fr. G.

Na d w orcu C en tra ln y m w W arszaw ie

(nowa zabaw a dla dzieci) B a ra k , barak, barakowe ludzie, co wy tu robicie?

R ob im y tu gości polskiej bezdomności, tysiąc zbirów przepuszczamy, a Tolplitza zatrzym amy.

*

B a ra k , barak, barakowe ludzie, Czemu tu siedzicie?

W ygrzewam y kości, okradamy gości,

w c iąż na oku „glinę" mamy, a gdy trzeba „wystawiamy".

*

B a ra k , barak, barakowe ludsie, co wy tu robicie?

Niesiemy mikroby, insekty, choroby,

tysiąc chorób d la sanacji, je d n ą dla kom unikacji.

K. /• N.

W odpow iedniej chw ili

R z ą d został obalony!

N a ród zagrożony!

U p a d ł sam B a rte l piąty, Choć pełne go były kąty!

K to będzie rząd tw orzył nowy?

K ażd y Sanator gotowy...

Czy będzie B a rte l szósty?

B yłyby to zapusty!

P a m ię ta ć należy o tem, (Zmwczasu, nie zaś potem), Ż e jest fig u ra rządowa,

Co w ładzę w pięści chowa, K rytyki nienaw idzi,

O p o zy c ją się brzydzi Gdy macie bartlową tkliwość.

U zbrójcie się w cierpliwość: — B a rte l trzynasty nastanie, D a wtedy wrogom lanie.

W ów czas B a rtla nie obali, K a ż d y go tylko pochwali. . %

Gdyby trzynaście miesięcy I V roku było i nic Więcej, W tedy mocno byście stali.

O p o zy c ji się nie dali.

Trzynaście ■stwórzcie miesięcy, Byleby jąk najprę dzej...

Ina czej próżna fatyg a...

...C ze k a Was-., m am ałyga...

Czas odnowić prenumeratę na K W A R T A Ł D R U G I

= (konto w P . K . O Nr.. 1 7 4 4 0 ) =

WyKład logiczno-satyryczny

>.

profesora

Nadwornego

o niepraw dopodobn ie p a ra d o k sa ln e j p ra w d zie

K orupcja sanacyjnej perseweracji jest, jak b y to powiedzieć, takim oprystorzonym obskurantyzmem, do i którego apatja opozycjonistów pozostaje w tym stosunku

\< (nie płciow ym ), co pąranoia do epilepsji dno-ocznych

i u

fajdanistów

B ad an ia najznakom itszych pułkow ników i „bojow- i ników“ z ul. Nowowiejskiej oraz „astronomów“ z Bel- (j Wederu w ykazały, że budowa pom ajow a w osobistym if absurdzie nieskanalizow anej sławkowszczyzny, wywołuje t rezultat w postaci nowego „mózgowo-zdrowego społe- t czeństwa". Pyskor, Skraw ek i inne m ałe, niewidome

piskorzątka z B . B . z b a d a li i dowiedli, że labirynt po-

^ lity ki, w którym się obracamy, jest niczem innym, jeno ę optyczną w izją, która przez bagnetową ewolucję zamie-

niła się w syntezę. M ędrcy sejmowi, czyli neo-ekskre- mici, m niem ają je d n ak , że substancja prysło-sławkowska,

’ przez obstrukcyjną działalność, co fa ciągle w ty ł pier ulotną koncentrację porachunków z trąmpendencją.

N a u k a ta jest paradoksalna, albowiem kożda sa-

<1.. nacyjna demonstracja da się porównać do prystotis faj- t, danis. Prystoris fa jd a n is jest to wiecznie wibrujący, lata-

■ jący, szukający, kręcący, nieruchomy, rotacyjny i wspi- f nający się na fote lę m inisterjalne haos, któremu brakuje ff funduszu dyspozycyjnego, potrzebnego na wieczne byto-

* wanie w Oazyjno- Gastronomicznych per jod ach.

Te

krótkie, lecz jasne wyjaśnienia wystarczą za- f pewne każdem u, obracającem u się w ostentacyjnym M pierwiastku opozycji, do poznania pierwiastku nadludz- JĄ ko-bosko-dyktatorskiego.

ii K ończę starem pomajowem, łaęińskiem przysłowiem:

Pristoris sławkorum oendi fajd a n ita s et oieniaois boltus status paranoides delirium tremens. Gryzoń

ODPOWIEDZI REDAKCJI

P. Edmund Osmańczyk — Wiersz — w koszu, na-, tomiast proza dobra, — drukujemy, zaznaczając, że tego rodzaju utwory będziemy przyjmować.

O m e g a — Jeden wiersz dobry, lecz, jak na łamy „Mu­

chy8, za długi (i niecenzuralny). Drugi — nie nadaje się do dru­

ku. Prosimy o dalsze, utwory (mniejsze — bardziej skondenso*

wane). Nie wątpimy, że trafne myśli i uwagi Pańskie znajdą wreszcie właściwszą formę ic h ' ujęcia w wierszu lub w prozie.

P. an Z a le sk i Dziękujemy za pamięć i poparcie.

Jednak nadesłane utwory—nie pozwalają się nam*., zrewanżować.

P« J6zeff HI. P« — Radzimy, niech pan nie robi konku­

rencji, — bo nawet panu to nie przystoi; — mamy o Nim lep­

szy sąd, dużo lepszy od wniosków, jakie z nadesłanego „konku­

rencyjnego*4 utworu dałyby się wyciągnąć.

Pa A d a m D ę b O W S k i— Ł ó d ź Prosimy o podanie na­

zwiska i adresu tego „sanacyjnego** kolportera, który nietylko nie chce trzymać naszej „ M u c h y le c z informuje mylnie} że „M u­

cha0 już nie wychodzi. My się nim „zaopiekujemy** odpowiednio.

Pani Wanda N> — Nadesłane utwory „rzeczywiście"

dobre, ale do.*, kosza.

P. Wiśniewski Warszawa — Reklamowaliśmy na poczcie. Obecnie mamy już dużo mniej reklamacji na niedo­

starczenie „Muchy w Warszawie.

“ “ B E Z P Ł A T N I E ! S S -

Jeżeli ci brak energji, równowagi, jeżeli cierpisz moralnie i nie znasz wyjścia—napisz imię, nazwisko, rok i miesiąc urodzenia, kawaler, żonaty, wdowiec, ilość osób najbliższej ro­

dziny — napisz również szczerze 1 i otwarcie, co jest główną przyczyną ś twoich cierpień, a otrzymasz bez­

płatnie od uczonego psycho-grafo*

loga Szylera-Szkolnika, autora prac

naukowych, redaktora pisma .Świt* ', analizę charakteru*

' określenie zalet, wad, zdolności i przeznaczenia, szereg rad i wskazówek, jak żyć, czynić i postępować, aby zwy- ' cięsko przeciwstawić się losowi, poznasz kim jesteś, kim być możesz! A d re s u j: W A R S Z A W A , PSYCHO-GRAFO- LO G S ZYLL ER - SZKO LN IK , R E D A K C JA „ŚW1T“ N O ­ W O W IE JS K A 32— 6. — Ogłoszenie niniejsze i 75 gr. — zngczkami pocztowymi na przesyłkę, załączyć do listu. —

Przyjęcia osobiste płatne godz. 11— 3 i 4 7 wiecz.

(8)

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką): kwartalnie z}. 2,50,— półrocznie zł. 4,50,— rocznie zł. 8,00,—

Zagranicą 100°,‘o drożej. Konto w P.K.O. Nr. 17440. Przesyłka pocztowa opłacona ryczałtem.

Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa)—300 zł. 1|g kl— 150 zł. '(i— 75 zł. '|8— 40 zł. Margines— 50 zł.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ A d r e s R e d a k c j i i A d m i n i s t r a c j i : Wa r s z a w a, Z ł o t a ki t e l . 1 0 2 - 1 6 . _ _ _ _ _ _ _ _ _

Redaktor odpowiedzialny: Ludwik Poklewski-Koziełł. Wydawca: Tow. Wyd. „SW A ST ” ^

Drukarnia Społeczna, Warszawa, .Plac Grzybowski 315. Tel. 205.80.

✓OJN/S

s

/

j

r o K.ll.L

SI Korona, berło, jabłko, miecz...

B e z \róla przecie trudno ży ć!

To jest, ja k słońce, jasn a rzecz, Monarcha w Polsce musi być!

R o zp a cza „M onarchisty g ło s ", N a łamach drga mu ból!

Z W ieniaw y byłby prima król? —

L e c z ma za duży... nos.

Zygm unta z bronzu ani rusz Z zamkowej zdjąć kolumny: — - ,

K ról Zygm unt W ilsk} ( I V -y ju ż) Oddawna bezrozumny

T eż p ragn ął „M onarchisty Głos"

Jó zeja na tron wznieść, —

L e c z ten swym stylem, prosto |

[w nos, — ,

R z e k ł coś... a propos „w leźć".

Cytaty

Powiązane dokumenty

B„ znakomite dzieło Sienkiewicza zyska dopiero teraz na przejrzystości 1 sile, dzięki czemu nadaje się specjalnie na czytanki w szkołach sanacyjnvch i w „Nowej

ków Sanacji mało komu wiadomem, jaki jest ich rodowód. Be-be nie jest czemś, co datuje się od czasów pomajowych. Już Adamowi Mickiewicz'wi znane było to

głębiający&#34; się dobrobyt* Ludzie się bogacą. Czyż nie jest wystarczającym przykładem legendarny wprost Kon. Prawie każde przedsiębiorstwo w Polsce — kona,

Dlatego wprost nieoceniona jest kategorja prawa niepisanego; bo można się zawsze powołać, że istnieje jakiś zwyczaj, a jeżeli naród lub jego

Studenci — to najgorszy materjał obywatelski, któremu ,u% zdaje, że ich 10 czy 13 lat nauki oraz zapał młodzieńczy upoważnia do interesowania się

Przejeżdżający przez Berlin ks, Rad • Para-Rampa wyszedł na dworcu do specjalnego wysłannika Kurjera Czerwonego w czapce, żywo przypominającej nasz strój naro-

1 dowiedziałem się od sanacji... Swoją drog^ podziwu godne jest to wytrwałe poszukiwanie przyczyn rozłamu... Człowiek bystry powinien umieć przewidzieć wypadki,

czących smrodem na modłę tych „odważnych' tchórzów, wyrzekających się swej niety­.. kalności, i tak nadto gwaran-