• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 60 (9 grudnia 1930)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 60 (9 grudnia 1930)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 60

MUCHA CTA

^ { 1 => ? ^ §

RoKU

N u m e r A P O L I T Y C Z N Y

Warszawa, dnia 9 grudnia 1931) roku. Ctna M B M B 2 0 flrM iy.

Hallo]... Adaś?.., Nie? 1... Józio?.., Nie?! Henio?.,. Także nit?! Więc kto rozmawia?.. Zygmuś?,,. Alei ja takiego nie znam\„. Wszystko jedno?... Moit? I... Dotrze, 2 pp. w ltalji! {Do siebie: — 1 narzekoja ludzie

nu „zulomotycint" zamieszanie u> telefonach. Dla mnie, oby trwało jaJcnajdluiej!)

(2)

O B U W I E , jS jg g li W . D O B R Z Y Ń S K I

DAMSKIEMĘSKIEi DZIECINNEw dużymwybor/.e wyrobywłasneCHMIELNANr. 18. Egzystujeodroku1897

2 l O t T, A M O C H «

P recz z polityKą, n ie c h żyje h u m o r!

% t wybory się skończyły, Że Bebeki zwyciężyły,

Przeto przyznać każdy musi, Polityka już nie kusi!

Więc i „Tse-Tse“ uprzykrzona, Tych co mówią do ogona, Kości łamią/ baje bają, Hocki — klocki różne dają,

Musi wreszcie pozostawić, r By nas „Władza" mogła strawić Nie zamknęła do więzienia, Nie zabrała resztek mienia...

Otóż, by zaskaibić łaski, Politykę drzemy w p*aski,

Śmiać śię będzi?m bezpartyjnie, Uczciwie, prostolinijnie!

CEZ M lFlT EN Y 3 >

G . 12. Psygnał czasu.

G . 1 2 .3 0 Hejnał na melodję „ B r y g a d ) * z wieży Warjaćkiej.

G . 13 . Komffiuiji — katy z P A T M , '

G . 14-. Kącik dla dzieci. — Transmi‘ja dźwięków z nauko­

wego filmu dźwiękowego p. t.: . W r z a s k i i pie- n i a m a c i e r z y ń s t w a * z kina ,C a p i ł o 1*

G . 15. Kącik dla maiuizystów i matolrzystek. Dział litera-

^tury;

P. Goy.-Szełeński nygłosi odczyt p. i. . C z y

^ ' ' M i c k i e w i c z b y ł z b o c z e ń c e m " ,

G 1&. Pj Marja OJmłodzelewska . odśpiewa swą pidsenię

! ze sztuki ,A r t y ś c i" p . t . „P e n s j o b r a n j a*.

G . 18>. Rozmaitości. P. Tadeusz Włocheński — odczyta 'ilis t ę posłów klubu Be-Be-Wu-Er.

G . 2 0 . Stara płyta Gramofonowa.

; ,P o ż e g n a n i e*, słowa prawie Własta, odśpiewa prezes Be-Bs do p. Baćmagi:

Tyś nie kochał mnie, więc zegnaj, Juk po złotym śnie, więc żegnaj.

Zal na serca dnie dziś został tylko, Wszystko było złudy chwilką 1 Tyś leómedję graf, więc żegnaj.

Tyś gotówkę brał, więc żegnaj,

To byt tylko szał, co zwiódł mnie blagą, Dziś mówię: Baćmago, Żegnaj\

G . 2 2 Transmisja z wiecu powyborowego klubn Be-Bt

£4i W-iei Opery , 0 ’C y g a n e r ] a* Sławecciniego.

Chyba, że jak dzisiaj w modzie, Popłyniemy w innej wodzie, Kiedy lepszy wiatr powieje, Smutek, troskę nam rozwieje.

Dziś, by wzmocnić nasze nerwy, Jednocześnie kpiąc bez przerwy, Dajemy w sposób praktyczny Numer ten apolityczny.

Zapomnijcie raz, prosimy, Że wśród tegorocznej zimy

„Historyczne" szły wybory, Że na grypę każdy chory, Ze stagnacja i drożyzna, Że brak pracy i colizna...

Bierzcie, numer „Żółtej Muchy": — Humor doda wam otuchy!! Tede

Bomba w Pruszkowie (Fantazja próhibicyjna.)

W miarę zbliżania się wyborów do parlamentu w U.S.A.

ogarniało Pruszków coraz większe podniecenie. Ciche mias-, teczko, położone przy skromnistkiej stacyjce o tej samej nazwie, było osobiście zainteresowane w akcie wjborczym Ameryki.'Obowiązywała w nim bowiem,podobnie, jakiw ca- łych U.S.A, prohibicja, gdzie wprowadzono ją pod nacis­

kiem stanów pełudniowych. W Pruszkowie sprawa przed­

stawiała się trochę inaczej. D zielił się on na dwa stany:

żeński i męski. Zmienne granice władania tych stanów okre­

ślały codziennie: pantofle, parasolki, trzepaczki, wałki od ciasta i t.*p., utensylja pożycia małżeńskiego. Za prohi­

bicją wypowiedziały się jednomyślnie kobiety; przeciw — reszta rodzaju ludzkiego. Adam poniósł klęskę, jak to się

•zwykle dzieje na tym bożym świecie.

Niebawem wolno było pić w Pruszkowie: kwas chle­

bny, octowy, wodę .VJciiy*; zakaząno natomiast bezwzglę­

dnie sprzedaży i spożycia sznapsa, tego cudownego balsi- miku, któfy leczył wszystkie rany duszy i ciała, który ciy- nił z jąkały Demostenesa, który leczył, który zasklepionego w sobie egoistę zmieniał w .fundatora*, który rawet wrogom kazał rzucać się sobie w objęcia. Prohibicja! To straszne, potworne, ohydne, niepojęie! To pogwałcenie wielkiej karty swobódl Ewa tryumfowała!

Napróżno słał M im z Pruszkowa protesty do Ligi Ochrony Praw Człoideka i Obywatela Buntował się. .Su­

chy* przechodził rogatki mieściny ’ i... budził się naprawdę

„mokry* w przydrożnym rowie. Spiskował w warszawskich knajpach! ,

Ewa nie godziła się jednak na żadne ustępstwa.

Więc Ądam upadał' na duchu, tracił wiarę w lepsze jttro swej sprawy... Przyszły w jb ory amerykańskie. Adam ocknął śię wtedy z letargu, podniósł groźne czoło i...

Placyk przed, urzędem pocztowym, dokąd napływały telegraficznie wieści z za oceanu, wypełniła doszczętnie płeć brzydka, Naczelnik urzędu odczytywał depesze i podawał treść ich przez megafon do*wiadomości zgromadzonych:'

— Hallo! Hallo!!... Arizona... Godz. 13-a. Czas północno­

amerykański... — Demokraci osiem mandatów! Republikanie ani jednego! ..

— Horra, hurra, Tiurraf!!—odpowiedzieli na to radośnie zebrani.

(3)

I 6 L T A M U C H f t 3

Warszawa

Gdzie masz miasto, jak. War*

szawa!

Grzmi po święcie o niej stawa, Twierdzą zgodnie wszystkie

ludy, Ze kobiety nasze — cudy: — Śliczne, zgrabne — istne lalki, Tylko... rzadko dziś., westalki.

Niemasz miasta, jak Warszawa!

Na stolicę już zakrawa:

Gd sie nie spojrzeć, dom pod­

niebny, Rzędem kurnik masz haniebny, Piękne mosty, szyk, tramwaje,—

Schną z zazdrości inne kraje.

Niemasz miasta, jak Warszawa!

Tylko to w niej dziwna sprawa, Że mieszkańców jej połowa Na noc się pod mosty chowa, Co choć piękne są i wielkie, — Tam nadzieje gasną wszelkie.

Niemasz miasta, jak Warszawa!

Więc w niej życie i zabawa, Zwłaszcza w nocy, .gdy wspa-

niale

Dancingowe błyszczą sale, Gdzie muzyka grzmi aż do daia, Tam bogactwo, tąm i... zbrodnia.

Niemasz miasta, nad Warszawę!

Narzekania rzućmy łzawe.

Czy w Paryżu, czy w Londynie Nie inaczej życie płynie:

Jednym życie: — złota przędza, Innym ciernie, głód i nędza.

A. Mariani.

Znu/ te wybory pszekltnte do se- nału]

To była cała heca, bo tatóś sie jak zafsze irrznoł■ i wrucił do domu w damskih pończohah. Wienc ma- mósia zapyłałasie co to ma znaczyć, to 4atuś powiedział, ie on sie po­

mylił z jedno nauczycielko co była tok samo jak tatóś meniern zaufa­

nia ,psży wyborach i ie teraz sam nie wie czy jest tom paniom czy' samym sobom. Jak ja to' powie­

działem naszemu wyhowafcy f szkole, to sie zaczoł śmiać, a nasza pani

&‘od rysunkuf zrobiła sie czerwona i postawiła mie do konta ie to nie pra/da. To ja na drógi dzień przyniosłem te pończohy do szkoły

B a j u . b a j u ...

Polityka dziś na czasie,

. Głupi, mądry do niej pcha się, Kaidy grosze swe trzy tryni 1 jeden drugiego wini:

„Trzeba zmienić to i owo, .

„Trzeba forsę mieć gotową,

Trzeba temu dać mandaty,

Tamten musi dostać baty...

Słowem, wielkie mamy cele, Ale jedno,1przyjaciele:

W Icrąju nędza, głód, u>ubóstwoi—

Marnotrawstwo i nieróbstwo.

Co krok [ktoś w łeb komuś strzela, Ktoś ostatni grosz zabiera,

Ktoś zabija ojca, - matkę.

Zbir podpala wiejską chatkę.

Słowem, tak jak w dzikim kraju..., 4 my sobie: bąju, baju! ,

. Błękitna Maska.

Następny num er .

zawierać będzie również wyjaś"

nienie zagadki .Z ja w a * / zawar"

tej w Nr. 55 .Żółte) -fcMuchy*

oraz poda nazwiska trzech osób, którym za dobre wyjaśnienie ry­

sunku przyznana njgrody.

ieby było moje na wieszhu i ftedy sie zrobiła największa checa. J? koń­

cu moja mamusia pszyszła i po wiedziała ie to som jej pończochy.

A to fszystko przez wybory. Bo tatuś zafsze z radości pije, a teras sie cieszył rze mu sie udało wiócić asz cztery koperty e jedynkom,

czego i wójkowi rzyczy Tadek

Ze śmietnika zaimprowizowano naprędce mównicę.

Wlazł na nią jeden z najzawziętszych przeciwników prusz­

kowskiej prohibicji, człowiek, o którym fama głosiła, że na­

wet urodził się pijany. ,

— Obywatele!— ryczał, sapiąc.— Dzień dzisiejszy będę zaliczał do najpiękniejszych dni mojego żywota! Duma roz­

piera mi piersii! (z temi słowy rozpiął sobie kamizelkę), Dżen- telmeni! Natura ludzka wymaga środków podniecających!

Mahomet, zabraniając swym wiernym u ty v ać podniet alko- holicznycb, dał im rekompensatę w postaci kawy i haremu!

Młody u nas ma sporty, dziewczynki, Alę czem my się ma­

my podnieca', my, ludzie starsi, dźwigający na pochylonych barkach już kilka krzyżyków i coraz wyraźniej rozróiniający kształty swego ^ostatniego krzyżyka na cmentarzu?! Czem, pytam się?!!! Czy tą naszą kawą, działającą bardziej na żo­

łądek, jak na serce?! (Oklaski). Może, he, he, he.,. nasza po­

łowica, dla której żywimy wielkie uczucia, za nyjątkiem m i­

łości?!1! (Pogardliwe śmiechy). Koledzy!' Lekarze twieidzą, że alkohol wywiera zabójczy wpływ na człowieka w górach, ale przecież, u djabła, Piuszków nie leży na Giewoncie!!!

(Racja, racja). Przyznaję,.że w pewnych wypadkach alko- hol szkodzi naszemu zdrowiu, ale, bracia kochani, sznapsik, jako trucizna, jest tylko niewiniątkiem w porównaniu z tą trucizną, jaką są nasię żony i teściowe!!! (Brawo, brawo, brawo!!!)!

Kilkuminutowa, żywiołowa owacja nie pozwalała słyszeć przemawiającego.

— Dżentelmeni! U.S.A. jest mimo dolarków przeraźli­

wie smutnem państwem Doszło tam do tego, że sznapsika

można dostać w aptece i- to ty lio za receptą! (Glos: Hańba!).

Ale tak dalej nie będzie! N e może być! Ooecnie toczy się tam bój republikanów i demokratów, walka wody sodowe) i whisky! Sznaps zwycięża!!!:

— Hallo, h aik’!... Nowy Yotk. Ood". 1350. Czas pół- nocro-amctykańskl.,. Republikanie dwa mandaty! Demo­

kraci ośm!... .

— Ludzie, słyszycie?!! Prawda zawsze odnosi tryumi!...

Do czynu, kamraci!! Słuszność po naszej stronie! Precz z pro-

hibicjąl!!

Odpowiedział mówcy nieludzki ryk tłomu, pełen ra­

dosnego zapału. Podniecenie rosło WPruszkowie z minuty na minutę. .Demokraci amerykańscy* byli na wszystkich ustach. W przystępie entuzjazmu poczęli ludziska gadać z sobą po angielsku.

Uniesieni mieszkańcy wysłali telegram z gratulacjami do prezydjum amerykańskiej partji demokratycznej. Po go­

dzinie nadeszła odpowiedź."

— Koledzy po kieliszku stop cierpliwości stop odwagi siop zwyciężycie stop*.

Oszołomieni tcmi życzeniami ruszyli gremjalnie pruszkowiacy do Warszawy. Po naradach w knajpkach) udali się, wojowniczo nastrojeni, pochodem przed gmach ambasady amerykańskUj, , gdzie po krótkiej, lecz wielce hałaśliwej owacji odśpiewali ze wzruszeniem pieśń: ....Pij, pij, pij, bracie mój*... Następnie porozłazili się grupkami po mieście w zamiarze wybicia szyb w pry­

watnych mieszkaniach propagatorów prohibicji, w stolicy.

Leonard Michnowski.

3 s - s

iE !

fl B K-2. p

(1) » »

n ST N

sr ^

.o £>

o ^ _

rt o

N N

ffl" ^ V

o » 3.

* ^ , ' Ł

^ W 3

^ O g, c O ^ CJ“ ff

§ 3 O

" O B c

u , to Z-

W P 9 Q

O c ©

r* sr*-

*

^ N. 2

2 *

o 2 . r t

V

ff cŁ * 2

C

n a

« a F. -

»*

* a 5 S

< #1 1 o 2,3 9 $ w

A £ U

® W W M

2*1 4 *

" * a

£■ ►«**

I r i

*?if

9 • * tSCff

§11 8 *1 5.

> 9 9

w n »

» a N

WoS- S !*

(Ji0; *

. a o

9

9

0 o

to OCnOut 0000

(4)

4 2 6 L T A M U C H A

2 i. -a

■3 O

*5S - d

*E2 'S M

* ■5* ® -2

* ® 5,0 "S tf h 5 S3 TJ

C8 O N d N © T3 ^ 9 *-•k: c6

_ o ©

© * ° fe

08* eS g

•fn pH co p a fl bo ® 5 ‘S2cN •“a 3 « 3 ca

_* ° fl

S ►> 3

•M a OE

•o h eta

•r“»

‘5 +*

SB P%

H M O

£ 1 ^o d *s

-• jo 9 *

r s ł *

_ O T!

h

^3co

*0*

a3 '*rfM

«c - 08 >-tp

“ K M

A 'QJ

o

CDs A© 'osa _

N < 0

£> d oIn

t

O f—■* u r

00o*

00 T3O

a :

^ 2?

^ cś

O M 2

S> W C a) Dc o

s 5 H

^ ^ H

O

a

©

CD0

aas

d

• f i

o dc8

22

od

<33

bJD

©

W

< / )

£

OS

D o bra rada

Gdy powracasz w dom ned ranem, Gdy ci żonka twoja gdera,

Chcesz mieć spokój i być panem?

Kup maszynę jej Singera!

Wnet uściska cię serdecznie, Witać będzie z słodką miną, Gdy obdarzysz ją bezsprzecznie Najlepszą w świecie maszyną.

Jeśli znasz się na tandecie, Inna marka cię nie zmani, Ma świat cały znaną przecie

Singer Sewing jest Company! G ies I to Kobieta!

Po wyborach, gdy afisze Z domów zdziera stróż, W celach pacy/ikcyjnych Powstał projekt już,

By do funkcji tych używać, Tylko piękną płeć: Wtedy i widoków miłych Bedziem dużo mieć.

Pragnę pieniędzy, gdy ten wierszyk rzucę.

Innym odmówcie, — a mnie dajcie flotyI Gdy nie mam złotych, — ogromnie się smucę I do niczego nie mam już ochoty!

Ja nie dla siebie pragnę tej monety: — Dla tej, co ze mną przez to życie kroczy, Chce nowej sukni i, wiedzcie, niestety, Gdybym jej nie dał, — wydrapie mi oczj!

Ach, ona nie jest uśpioną królewną, Ani aniołem: — Wykwit tego świata!

Żyjąc z nią dłużej, zwarjuję napewno, Lecz jęk mój cichy do was nie dolatal O szarym zmroku z domu zmykam skrycie, Wolność młodzieńcza we snach mi się marzy, Oddałbym wszystko: — i szczęście i życie, By nigdy więcej nie ujrzeć jej twarzy! „Jilichał"

Podobno

. . . . jeden z kurjerkowych sprawozdawców donosił, i i na biurka znanego literata, pana S—la, w czasie gdy on pisze, znajduje się akwarjum ze iłotemi rybkami. Przy okazji zaznaczył, że interwencja Ligi Opieki Zwierząt jest zbvtęczną, gdyż, jak wiadomo, ryby nie umieją . . . czytać...

. . . znany nasz krytyk, B— oy 2.', pewnego razu, ra- niutko, odwiedził pewną adeptkę Terpsychory. Pomimo wczesnej pory, młode dziewczę wyszło doń z czarującym uśmiechem!

— Widzi pan, dla pana nawet się wstaje.. .

— Byłbym bardziej zadowolony, gdyby uczyniono coś wręcz odwrotnego, — oświadczył gość z niewzruszonym spokojem.

. . .znanego lowelasa, płk. B. W., w towarzystwie py­

ta jakaś dama:

— Przepraszam bardzo, może będę niedyskretną, ale czy to prawda, że pana operował doktór Woronoff?

— Prawda, panł, — odpowiedział Boleś, a po chwili, waląc się w piersi dodał:

— Ale to ja byłem tą m ałpą...

. . . mistrz Mak-ski, tocząc zawzięty spór z pewnym krytykiem, usłyszał: — Jeśli tak nie jest, jak mówię — daję głow ę...

— Zgoda! Przyjmuję, — oświadcza Mak-ski — drobne prezenty podtrzymują przyjaźń.

Do

()ll«

J. Pi

Cl jti .mm

ifif<

■a jui To

łpl

I I

Doi

im

!o

— Czy znasz dyrektora SzczerbiAskiego z Związku Uzdrowisk Polskich?

— Znaml Znakomity człowiek. Gdy mówi tak, to tak, a g d y nie, to nie. Tylko jedno: kłamie.

*

Stefan K. ofiarował swą książkę, świeżo wysztą z dru­

ku, przyjacielowi. Na drugi dzień otrzymał podziękowanie:

— Drogi! W czasie czytania Twe) książki, zasnąłem.

Śniło mi się jednak, że ciągle ją czytam. Wtedy przyszła t i k i nuda, źe obudziłem się*.

*

Pan Brno W., jak wiadomo, wystawiał swą komedję.

W trakcie 3-go aktu wyszedł przed rampę i głośno rzucił widowni groźbę:

— Panowie! Ostrożnie! My tu jesteśmy w większości...

*

Jeden, jak twierdzą złośliwi, .znany* i .ceniony* poeta, T-im, stojąc w oknie redakcji .Niedzielnego Golibrody*, na widok przejeżdżającego karawanu, z męką i grozą wy­

krzykną)!...

— Idę o zakład! Znów nasz prenumerator!

*

Jeden .nasz" kompozytor kabaretowy, pan, Ar. G— d., nagrywa ostatni swój .przebój". Jednakże w orkiestrzi któ­

ryś fałszuje. Po ustaleniu winowajcy, pan Ar. S. zwraca się doń zniecierpliwiony:

Dlaczego pan nię grasz tak, jak w nutach? Poco pan zmieniasz?

Żydek — muzykus, odparował:

— Ja nie zmieniam . . . ja tylko gram to samo, co grywałem przed 10 laty, zanim jeszcze pan dyrektor to skomponował...

-:iy :iór

iw c

110

t e

fal nie kle

oj* lit

!U'

»,i i (ii IKK

III.ii

ilu

3o Mt

. Pla

Hi Po

>9 ł

4 O t

(5)

! O L T H M O C H H 5

Zaloty Fan policjant zakochany, Bo kobietki lubił wszak, — Do swej młodej żonki, Any, Odzywa się kiedyś tak:

Jutro, jutro, Anno droga, Posterunek ważny mam, . Choć mię trapi boleść sroga, Muszę wieczór spędzić sam.

Anna nudzi Bię okrutnie, Więc do parku prędko mknie, A tam jakiś facet butnie Do niej już przystawia się.

To był właśnie mąż Anusi, (Nie poznaje żony swej), — Proponuje, prosi, kusi: — .Kolacyjkę przyjąć chciejl*

A gdy poszli, wnet wymogi Jego rosną raz po raz:

.Zdejm woalkę, skarbie drogi", Prosi. Ona: — .Jeszcze czas“...

1 dopiero, gdy już miała Dosyć różnych dań i zup, Anna twarz swą pokazała I mężusia w buzię łupi

Zbigniew Skowerski

Najsłodszy całus był właśnie ten, Który usunął, jak złudny sen,

Wszystkie zawody minionych dni, Jakie wybory 'przyniosły mi. , Feluś Mo ery mord a ma głos

Heep, przepraszam, że znowu jestem trochę zawiany, ale to... jui z przyzwyczajenia..., że to niby rano kieliszek, na obiad kieliszek, na wie­

czór kieliszeczek i w międzyczasie kielonków parę,.... heep.... na ten przykład, jak Mieciński.., z przeproszeniem.... i rano robi wywiad, w południe.... heep w .Gazecie" pisze, a wieczo­

rem też pisze, ale w Oazie nosem po podłodze..., A wczoraj podchodzi do mnie dwuch oficerów, a z oczu im.... heep... tak żle patrzy..., więc ja odrazu do nich... przepraszam panów.!, ja nie ża­

den Wójcik, a tylko Feluś Moczymorda, a oni mnie bęc w Konterfekt, a jeden powiada: .To ty, cholero, mnie nie poznajesz?" Patrzę, a to rze­

czywiście... heep... mój przyjaciel Stasio, co to w zeszłym roku miał siedzieć w ciupie, ale go uwolnili, bo się zapisał do partji i teraz w .mondorze” chodzi. Więc powiadam: „Bracie", i więcej nie mogłem, takiem... heep.... się roz­

rzewnił, widząc serdecznego druha na wolności...

A Stasio, jak to zobaczył, to się zaraz roz- anielił . jeszcze więcej... heep... i powiada:

„choćmy na jednego". Więc poszliśmy..., a że to było święto prohibicyjne, więc piło się szklan­

kami, że to niby herbata. A potem była bieda.

Bo Stasio... myślał, że jak mu na imię Stasio, to zaraz, jak jego imiennik, brat marszałka, może płació kelnerowi czekami, a że się kelner sta­

wiał, więc dostał po mordzie, a potem... heep....

potłukliśmy wszystkie szyby... jak na wiecu w Re­

sursie. A że się policja zleciała, to zaczęliśmy śpie­

wać naszą brygadę i wszyscy musieli salutować, a myśmy poBzli na miasto... heep, żeby zbadać, czy i w innych knajpach taki sam posłuch i po­

rządek panuje. Co było dalej.., heep.„ nie wiem Nie wiem nawet, jak Bię to stało, żem na drugi dzień obudził się w łóżku, wprawdzie nie mo- jem... ale... heep.,. zawsze w łóżku i tonie sam...

M ę t o w i e Mąż pani Marty —

Gra w karty.

Mąż pani Wali — Za dużo pali.1 Mąż pani Zochy — Zbyt płochy. — A mąż Krystyny —

Na kpiny I

Ten gra w totka, inny pije, Bywa takj, co i... bije,

Słowem, z mężem — zamsze (chryje!

Więc powiem szczerze: — Mąż — to zwierzęl Jednak — to prawda utarta:

Ma żona męża —J jakiego jest AJMariani (wartal Źle zrozumiała

(autentyczne)

Podczas ostatnich wyborów, w jednym z obwodów wybor­

czych na Nalewkach wywią­

zał się następujący dyalog między panią Surą Nocnik, a mężem zaufania, który wrę­

czył jej kopertę do głosu: —

— A gdzie mam to wrzucić?

— Do urny.

Przepraszam, a nie moż­

na gdzieindziej?

O s t r o ż n a

Tylko pamiętaj, mężusiu, zanim wyjdziesz z klubu, zatelefonuj, ieby nie było znów niespo­

dzianki.

% 7 o §

ST*

0 n

0

9a 9

8>

i.

i ! |

“ Q>

ST *

« P>*

§ 3>

N i - s * 3 »CT

*<

CLHr * i

- w

1 W

| t N

S °

1

■ W n Q

* 2

s ^

2. (/>

i W

O- pro Dmn> yN

crn TT

*<a*

3= O)

O 5

f i

* g

« 8;

Z * A n« SL

3 °** (A.

9 a

*2 H 22 73 o <

jo 5

' P5 N"

D) OUi f r "

S* POl

CP * S*-Tti (i a r-3

U l i-kN-k

0 Ol

1 V)

»•* |NJ

*o Du O3

0>

ui3

»<

(6)

6 Z O L T A M o c n n r-co

m Z *3

X

~

5 LU ^

u -

>

E S 1

> H .S ,? O * cx ^ o

-J £

**• w

N

0)

* o o .4 o

A

• P4

A C o

• H

N (0

<u cu V 0

<v c '{ / )

4 )N

u 4

0 c 2

" 5

<D

*

> »

• nc rS

3

a . a r (U 4-> C

lA N (0 UN c

<D C ( 0u

*5)

>>

<D - C OJ N c O u

<D c - 0 )

O c<D NU

£X

c

. 5 2

n

x>

ou ar 'U)

4) uCL

«r

-a 3:

o o

11

u o N .ST °

"55 -u fl) o■co .— H

( J CO

D- >"

* =

Zrbzumiat

Jeden z licznych naszych aniołków biurowych, zamieszkujących pod War­

szawą, w Milanówku, zdążając do biu­

ra, uzupełnia toaletę w wagonie: cze­

sze sit, pudruje, czerni brwi, podczer­

nia oczy, karminuje usta, różowi po­

liczki, wreszcie zabiera się do manicu­

re. Operacji tej przygląda się uważnie jeden z panów, który, po ukończeniu wszystkich zabiegów, otwiera swoją walizeczkę, wyjmuje butelkę z wo­

dą, nalewa szklankę i podaje ją owe­

mu aniołkowi ze słowami. .Pani, jak widzę, zapomniała jeszcze wypłukać ust*...

Szarża

Pewien generał spotyka pijanego kaprala, który go mija bez salutowania.

Oburzony tem zachowaniem się ka­

prala, generał zatrzymuje go i za­

pytuje, dlaczego nie oddał mu honorów. Zagadnięty, pod wpływem strachu, oprzytomniał i, uświadomiwszy soi>ie, że paka jest pewna, od której go tylko dobry żart uwolnić potrafi, odpowiada: .Pjinie generale, jeżeli my, szarża, zaczniemy się kłócić, to ja­

kiż stąd przykład dla szeregowych będzie?!’ .

WynalazeK

— Skąd doszłeś do pieniędzy?

— Zrobiłem wynalazek.

— Opatentowany?

— Nie, wynalazłem głupca, które­

go .pompuję*.

Pieśft Pi-Ki-li-fu o przebrzmiałej legendzie

Krzyczeli na mnie, tyś jest nasz, Pi ki li-fu! Pi ki li fu\

Pi ki-li-fu nam drogę wskai, Ojczyinie sławy drogę wskai\

Gdym „wskazał", krzyczą: gałgan, śmieć, Pi-ki-li-ful Pi-ki-li-fu\

Lecz ja mam to, co chciałem mieć, Bo mogę Wolność, Prawo gnieśćl

Gies.

Słuszna wymówKa

— Tak wcześnie. a pan już po­

ciąga z butelki!

— Widzi pan, dzisiejszy dzień jest wyjątkowym i służąca spóźniła się z herbatą, więc, w oczekiwaniu na śnia- dmie, zwilżam sobie zlekka gardło i czas mi się mniej dłuży.

Następny, j u b i l e u s z o w y numer „Żółtej Muchy", który uka- ie się w podwójnych rozmiarach i zawierać będzie kupony na dar­

mowe premje ‘i prezenty,kosz­

tować będzie w sprzedaży gr. 30 za e g z emp l a r z .

Filozof życiowy

W pewnej poleskiej wiosce na przyźbie domu siedzi baba i strasznie zawodzi, bowiem przed chwilą umirło jej dziecko. W tym czasie yrraca z mias­

teczka pijany mąż, który, dowiedziaw­

szy się, o co chodzi, tak pociesza swą połowicę: .N ie płacz durna, adno pa- dochnie, tak druhoje budzie"!

W hotelu

— W jakiej cenie są tutaj pokoje?

— Siedm i dziesięć złotych na dobę!

— A jaka różnica między nimi?

— Jedynie taka, że pokoje po siedm złotych są stale zajęte.

Kobieta o dwuch obiiczacb

— Czy zna pan jaką kobietę o dwuch obliczach?

— A jakże! Moja żona! Przed i po rannej toalecie.

Wóz albo przewóz

(humoreska aktuslno-oby czajowa) . Panna Genowefa Pryszcz była w świetnym humorze, bo akurat wczoraj poznała ślicznego, o niebieskich oczach, wybitnie męskich rysach i świetnej budowie blondynka, lat około trzydziestu, który notabene, jak wyptdćło na dobrze wychowanego i ułożonego chłopca, zachwycał się jej urodą, prawił niezliczoną ilość komplementów, zafundował kino, poczem poszli na dancing, gdzie blondyn w tańcu wyściskał ją niemożliwie w takt tanga .Bądź moją*..., no i w przer­

wach wycałował, jak się patrzy.

Teraz .wóz albo przewóz*, mówiła rozprom'eniona z tajemniczą minką i wymownem spojrzeniem do koleżanek (biedne, słyszały to już przeszło tysiąc razy w ciągu ostat­

nich paru lit). Bo też i czasy nastały: chłopcy, jak lalki, każdy wydmuchany, wychuchany, apetyt ma niezły, tańczy świetnie, zawraca,w główce jeszcze lepiej, całuje z .majsterszty­

kiem,’ ale gdy usłyszy:, ęo to, to już po ślubie*, ulatnia się jak kamfora.

Cały dzi»ń błogo spoglądała na stojący w wazoniku.- płomienny gwoździk, który ofiarował je] blondynek, wyjmując z klipy (róże są za drogie; podobał się jej, bo jest oszczę­

dny, jak ona; zrobią napewno majątek, myślała).

Cały dzień głowiła się nad tem, jak i czem najlepiej przypodobać się jemu, Czem go zjednać, jak go przyjąć, by nie zraził się jak... poprzednicy. Snuła też świetne horos­

kopy na przyszłość: jik się będą kochać, jak będzie strzec

go od złego towarzystwa, zamykać drzwi i okna szczelnie, by go nie... wywiało z domu. Nie byłaby^też kobietą, gdy­

by nie pomyślała o tem, jak to koleżanki I przyjaciółki bę­

dą zazdrościły jej szczęścia i jakie wrażenie to na nich wy­

wrze. Nie żałowała joż nawet pieniędzy wydanych n i prze­

różne kursy, sporty,*teatry, kina, bale i plaże, byleby poznać tego .przeznaczonego*, bo właśnie dzięki ostatnim lekcjom dykcji poznała owego blondynka.

Wyszła wcześniej i pojechała za Wolskie rogatki (tam sprzedają pyszne I o dwa grosze na kilogramie tańsze owoce), poczem udała się na Pragę, gdzie znów są ciastka dobre, duże i.., po 18 groszy. Z Pragi znów udała się na Moko­

tów, gdzie są najtańsze kwiaty, po drodze załatwiła inne dro­

bne sprawunki, poczem, obłidowana, jik wielbłąd, powróciła do domu. Gdy jnż wszystko byłó gotowe, a stół uginał się od przysmaków, wyszła o całą godzinę wcześniej na .randkę*.

Po drodze przeglądała się co chwila w wystawach i ciągle coś poprawiała, by go oczarować. Choć każda sekunda wy­

dawała się wiekiem, choć, niby stary Kaftal, Ciągle spogląda ła na zegarek, podejrzewając go, a nawet i wszystkie inne o to, że się spóźniają, to jednak doczekała się upragnionej godziny.

Leci los bezwzględny nie pozwolił jej ujrzeć ocze­

kiwanego, ani w umówionej godzinie, ani też później. N ie mogąc uwierzyć w to, czekała jeszcze półtorej godziny, by w końcu pojąć, że... nie przyjdzie. Nie m ogli tylko zrozu­

mieć.,. dlaczego?

Gies..

(7)

2 O L T A M U C PI ft 7

0 poletyce dziś dziod nie zaśpiwa, Lecz o tym, jale to w magistracie bywa, Jego boląckach i dolegliwościach, Różnych różnościach.

Mamy magistrat, a w nich wielkich ludzi, Kuzden nad dobrem miasta wciąż sie trudzi, Bruki dziurawe, to nie reperują,

Tylko rajcują. V

Baraki pełne, wolnych miejsc brakuje, Magistrat jensyeh wcale nie buduje,

R F 7 P P A T M I " I T ł CZYTELNIKOM D Ł C r i l f A 1 F? i I L I „ż ó ł t e j m u c h t* Jeżeli ci brak energjl, równowagi,

jeżeli cierpisz moralnie 1 nie znasz wyjścia—napisz imię, nazwisko, rok 1 miesiąc urodzenia, kawaler, żona-, ty, wdowiec, ilość osób najbliższej rodziny—napisz również szczerze 1 otwarcie, co jest główną przyczy­

ną twoich cierpień, a otrzymasz bezpłatnie od aczonego psycho- grafologa Szyilara-Szkolnika, auto­

ra prac naukowych, redaktora pisma „Świt", analizę cha­

rakteru, określenie zalet, wad, zdolność! I przeznaczenia,

*z«rag‘ rad 1 wskazówek, jak żyć, czynić 1 postępować, aby zwycięsko przeciwstawić się losowi, poznasz kim jesteś, kim być możesz! Adresuj: WARSZAWA, PSYCHO-GRA- FOLOG SZYLLER-SZKOLNIK, REDAKCJA „ŚWIT” NO­

WOWIEJSKA 32—6. — Ogłoszenie niniejsze i 75 gr. — znaczkami pocztowymi tia przesyłkę, załączyć do listu.—

Przyjęcia osobiste płatne godz. 11—3 I 4—7 wlecz.

Kto do 15 go grudnia r. b.

uiści przedpłatą zaległą względ­

nie nową, ten, na równi ze wszystkimi prenumeratorami, korzystać będzie z kuponów (dwa kupony: jeden na premję, (drugi na prezent), jakie dla sta­

łych Prenumeratorów przynie­

sie następny, jubileuszowy nu­

mer naszego tygodnika.

, REDAKCJA.

Ludzie mijskają, choć zimno, na dwoze, Pożal się Boże!

Na /atałaski piniondze sie szasta, Ludziom sie gada, ze pustki i basta, Ano gros idzie na ie defraudacje 1 kumbinacje.

ZJrzyndnik stęka, robotnik nazeka, A bezrobotny' na robotę ceka,

Wszyćcy sie złoscom, wszyćcy sie gniwająm, 1 rdcje majom..

P E R F U M E R J A

ZYGM UNT S Z E P N I E W S K I

Warszawa* ulica Żórawia Nr. 18t tel. 815«^5«

REPREZENTACJA J SKŁAD GŁÓWNY MYDLĄ \ PUDRU

H A L I N A. *4 Wszelkie nowości pe>fumeryjne i kosmetyczne w wielkim wyborze firm , krajowyęh i zagrań.

Krem, mydło i puder .H A LIN A * to prawdziwy przyjaciel kobiet.

Usuwa radykalnie piegi, wągry, pryszcze 1 t.r .— cómUAzi.

Stosowanie niezawodnego kremu .HALINA* daje gwa­

rancję do pozbycia się szpetoty.

Ż ą d a ć w s z ę d z i e ! ! !

Dobry Humor i zadowolenie

osiągniesz, kupując krajowe wyroby perfumeryjne

,?A T O M ” .

Doskonałe neutralne mydła

„ A T O M‘V

Dezynfekująca pasta do zębów

„A T O M V

Krem matowy „Yola”

„ A T O M” ,

Wspaniałe mydła do golenia w k&walku

„ A T O M“

F A B R Y K A *

„ A T O M “

W arszawa, Skierniewicka 5 tel. 136-75.

Czy wiesz, gdzie jest magazyn Czapińskiego, Gdzie kryje się to coś najciekawszego: — Wyrocznia mód, kolekcja ubrań wszelkich, W korzyściach swych rewelacyjnie wielkich?

Tam spiesz, ach spiesz!

Co ci potrzeba,' bierz, — Ma długie dni

Zostaniesz wdzięczny mi!

S. C Z A P I Ń S K I

w a r s z a w a, Mi o d o w a 4.

i* fio ©

P P

s* ę

I w

•-d

> H

Z

(8)

N A S T Ę P N Y N U M E R Ż Ó Ł T E J M U C H Y BĘDZIE J U B IL E U S Z O W Y

8 Z O L T f l M U C H A

Kobiece rączki,

te milutkie rączki' Tajemnic kryją

całą mocl Ody zechcesz w męce

rozpoznać ręce, Sludja potruają

całą noc.

Kobiece rączki, to są

szczęścia pąizki, — Co koją twą

wzburzoną krew, Więc sięgaj po nie,

rzuć okiem na nie, A wiedz: —ich drganie

to jui serca zew

Przytomność umysłu

Dwóch żydków w drodze, na szosie napadli złodzieje.

Zabrali im wszystko, co mieli i jut chcieli się oddalić, kie­

dy jtden żydek zawołał: .Panowie złodzieje, poczekajcie chwileczkę". Zaciekawieni złodzieje zatrzymali się: Wtedy ów żyd podszedł do nich i grzecznie poprosił, by -,na chwi­

leczkę* oddali mu jego portfel. Złodzieje z ciekawości zgo­

dzili się na to. Otrzymawsiy swój portfel, ów żydek zb li­

żył się do swego kolegi z temi słowy: .Moryc, ile ci jestem wi­

nien?. .Zdaje się że 2000, złotych*. Trzymaj tu ten portfel, w nim jest trzy tysiące złotych, dwa tysiące oddaję ci za dług, a tysiąc pożyczam*. I zanim się Moryc zorjentował, dowcipny kolega wsadził mu portfel do kieszeni . . . . przy świadkach!

TaKiego znają

— Jakto? Pan ma już swój złoty zegarek?

fl przecież dopiero wczoraj ukradli go panu.

— Tak, ale złodziej, który mi go ukradł, był patentowanym idjotą, bo z punktu zaniósł go do lombardu, a tam ja jestem wieloletnim klijeń- tem, więc zegarek poznali i złodziej wpadł.

ŚrodeK do ptuKania zębów Pewien'chłopek udał się do pobliskiego mias­

teczka do dentysty, celem pozbycia się bolącego zęba. Kedy operacja została pomyślnie ukończo­

na, dentysta pyta chłopka:

— „A macie w,domu jaki środek do płuka­

nia zębów”?

„Tak, mam nową harmonijkę U3t n ą , ” b y ła

odpowiedź.

B a j K a (a la Krasicki)

Był szewc, co się w niedzielę nigdy nie upijał Szofer, co ciągle jeżdżąc,'ludzi nie zabijał.

Minister, co się w Sejmie zaufaniem cieszył, Urzędnik, co przed .władzą" stale łię nie pesiyi, Kasjer, co zaufania nigdy nie nadążył,

Służący, co lat dziesięć w jednem miejscu służył.

Był poseł z opozycji, co nie siedział w ,ulu*l Lecz to było nie u nas, tylko w Honolulu!

„Michał*

' Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką): kwartalnie zł. 2,50, — półrocznie zl. 4,50, — rocznie 8,00,—

Zagranicą 100*/# drożej. Konto w P. K. O. Nr. 17440. Przesyłka pocztowa opłacona ryczałtem.

Ceny ogłoszeń: Cela kolumna (2 azpaltewa)—300 zl. */, kl— 150 zł. ł/<—75 zl. •/,—40 zł. Margines—50 zł.

flilres RedaRcH 1 RgministraclS: Użgryaufn, Złota 40, tel- 702-16.

Redaktor odpowiedzialny: Franciszek Xawery Gawroński. Wydawca Tow. Wyd. „SWAST".

IsW ad? Graficzna Józaf Poplol ! S-ks. Chlodsa 37 tał. 677-45, War»i»w»,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Miesiąc wrzesień znajduje się pod zna­.. kiem „zjazdu „Zj azd&#34; jest naogół

Majowe słonko uśmiechnięte smutnie, Jakby się kwiatom takim radziwiłło, Że wszystkie rosną za hardo i butnie, W wiślickie fale do snu się chyliło... W kącie

ków Sanacji mało komu wiadomem, jaki jest ich rodowód. Be-be nie jest czemś, co datuje się od czasów pomajowych. Już Adamowi Mickiewicz'wi znane było to

czuji przez brody, co grzeji. Jak wiater fruwa, to mi podnoszy icki, niech im fruwa. Powietrzy jesi \ dobry, to irzebno wistawicz płucy, ■ bo Edelszwanc doktór mówi, co

głębiający&#34; się dobrobyt* Ludzie się bogacą. Czyż nie jest wystarczającym przykładem legendarny wprost Kon. Prawie każde przedsiębiorstwo w Polsce — kona,

Dlatego wprost nieoceniona jest kategorja prawa niepisanego; bo można się zawsze powołać, że istnieje jakiś zwyczaj, a jeżeli naród lub jego

Studenci — to najgorszy materjał obywatelski, któremu ,u% zdaje, że ich 10 czy 13 lat nauki oraz zapał młodzieńczy upoważnia do interesowania się

Przejeżdżający przez Berlin ks, Rad • Para-Rampa wyszedł na dworcu do specjalnego wysłannika Kurjera Czerwonego w czapce, żywo przypominającej nasz strój naro-