• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 25 (14 maja 1930)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 2, nr 25 (14 maja 1930)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, dnia 14 maja 1930 roku.______Cena numeru 2 0 groszy.

Telefonogram Nr. 352

D o P a n a P o k le w s k ie g o - K o z ie łły , re d a k to ra „ Ż ó łt e j M u c h y " .

U p a t r u ją c w treści r y s u n k u n a stro n icy p ie r w s z e j z t y t u łe m „ C z y s t e r ę c e “ i „ U k ł u c i a " o d s łó w „Za­

uważono" d o s łó w „podane z a l e t yz a ­ m ie s z c z o n e g o w n u m e r z e 24 z d a tą 13.5 c z a s o p is m a p o d n a z w ą „ Ż ó ł t a M u c h a " c e c h y p r z e s tę p s tw a w a r t y k u ­ ła c h 154 i 5)2 k. k . p r z e w id z ia n y c h , na z a s a d z ie a r t y k u łu 27 C z ę ś ć i D e k r ę tu z 7 lu te g o 1.919 r. w p r z e d m io ­ cie ty m c z a s o w y c h p r z e p is ó w p r a s o ­ w y c h ( D z . P. 1919 r. N r. 14 p o z . 186), o b ło ż y łe m w d n iu 5 m a ja 1930 r o k u a re s z te m w y ż e j w y m ie n io n e c z a s o p i­

sm o, p r z y r ó w n o c z e s n e m s k ie r o w a n iu s p ra w y d o p P r o k u r a to r a p r z y S ą d z ie O k r ę g o w y m w W a r s z a w ie .

( ) Kawecki, K o m . R z ą d u

jak sobie niektórzy „dzisiejsi" wyobrażają wypadki z przed 4 lał...

(2)

3 OL B ł>

S-S n9) ^-2 t f r

0)wamN 0 CL * c «U « 2 N i 0 2 U t. 3 3

0) s« ot A

■C-t NU

.5e .2

* i

• pa? C MN 2 0 3 2c 0 ■o 'TJa

& 1 s

•o ~a .. „1 S

& *0 Ł .« v- g U e ■a ow C b •**S £ N

a

<dU C N (u.‘e § g n 3 ^

> > .5 fi o N TSII) ^ -2

<8 2 Cfi ffl .2, o

& e £ (U c s - pn4 i

a Ł

« ■- iT ”0 0 5 GO Ć,

** oo

<d

«*SI N

5 ofi 6 B IA Dl

-0 a o a

“0 0 U ffl ^ o

{9) P .

5 X O

o T >*o c *«*

w -Jn

* 5 <n +m c-M ®M <u «11 y -o■NO : v

” £ s-o*

(5O)i tM i

N O

c "O

i “

^ N

cd |S i

N -w

<0 ąr

< d|

* e f i a

o t

O)n c w

B 0)

-5 S>-2D C O n c t;

a * a

o

•N &

0 o '«

e * S

« s ;

| § . s D -* a

R o czn ica

według A. Malczewskiego Wszystko dziwnie się plecie

Od maja... na świecie,

A ktoby chciał rozumem wszystkiego dochodzić!

I zginie, i nie będzi ? umiał w to pgodzić\

W e d łu g Jana Kochanowskiego E j! n a m a j o w y m k o n i u , g d z ie p ę d z is z B e b e k u ? C z y w y b o r y d o S e j m u s z y k u je s z c z ło w ie k u ? C z y te ż , S e j m r o z p ę d z iw s z y , c h c e s z u ż y ć s w o - [ b o d y I z M o s k w y b o l s z e w i k ie m p u ś c i ć s ię w z a w o d y ? L u b m o ż e d o O a z y n a k ie lis z e k t k l iw y ,

N u c ą c w e s o łą p io s n k ę , le c is z n ie c ie r p liw y ? B o i c z a p k ę ś n a s u n ą ł i a u t o ś r o z p ę d z i ł , B y ż a d e n z „ o p o z y c ji " c ie b ie n ie d o p ę d z ił ; Z a p a ł t w ó r c z y r o z ż a r z a t w o je j t w a r z y b l a d o ś ć , 1, j a k C a r a n a d z i e j a , b ły s z c z y n a n ie j r a d o ś ć , G d y P a c k a r d , j a k ty , c u d z y , m o c n o p r z e s t r z e ń

[ p r u je , C h c ą c s z y b k o z b i e d z o d l u d z i , b o i c h w o c z y [ k łu je . D z is ia j p o n o w O a z i e w i e l k i fe s ty n b ę d z i e , G d y ż w W a r s z a w ie , K r a k o w ie , W i l n i e , n o

[i w s z ę d z ie C z w a r t ą maja r o c z n ic ę w w e s e lu c h c ą w it a ć . . . . W p r z ó d z e c h c ie j j e d n a k B e b k u d o k ł a d n i e [ p r z e p y t a ć , J a k k r a j s ię n a t ę s p r a w ę d z i s ia j z a p a t r u je I n a j a k i c h o n r z ą d a c h s w ą p r z y s z ło ś ć b u d u j e ?

T r e n o p . Ś w i t a l s K t m według J. -Kochanowskiego

Z każdym dniem coraz smutniej*

Niema takiego, ktoby wziął po Bek+tarku lutnię W ie lk ie ś T y m i u c z y n ił p u s t k i w d o m u m o im , M ó j d ro g i p re le g e n c ie te m z m ilk n ie n ie m swojem.

P u sto , ja k n a o d c z y ta c h tw o ic h z w y k le b y ło , Z t w o ją m a lu c z k ą d u s z ą , ta k w ie le u b y ło !

T y ś w c ią ż m ó w ił! B ry g ad ę ty ś za w s z y s tk ic h śpiew ali F ilh a r m o n ję , B e lw e d e r, S e jm z a w ż d y ś przebiegał.

N ie d o p u ś c iłe ś n ig d y g ło w ie s w e j fra so w a ć, L u b d z ia d k o w i m y ś le n ie m z b y tn ie m g ło w y psować!

T o teg o, to o w e g o n a o d c z y t c ią g a ją c I o n e m s w e m g a d a n ie m E N D E z a b a w ia ją c . T e r a z d z iw n ie u m ilk łe ś , szc ze re p u s tk i w dom u.

N ie m a s z „ z a b a w k i" ! N ie m a s z r o z e ś m ia ć się komu.

Z k a ż d e g o k ą ta p a łk a g u m o w a w y zie ra ...

— T o k o m e n ta r z fr e k w e n c ji... o d c z y tó w premjeral W czep ku u rod zon y

P ę d z a ł fu r k i, w o z ił s ia n o , o w ie s i s u c h a ry , F u ra ż y s ty n o s ił m ia n o o d c. k R e ic h s w e r y . D o a ta k u p u ś c ił w o z y , ła d o w a n e sia n e m ,

N a ś la d u ją c z m ie r z c h łe d z ie je z w a le c z n y m T ro ja n e n i’

G lo r ją c h w a ły o k r y ł sie b ie ty m w y c z y n e m z sia-' [nem,—.

W P o ls c e n a s z e j z o s ta ł z a to p r ę d k o kapitanem . D a le j s z a rż e sam e p ły n ą , ja k w o d y stru m yk a, N a s z b o h a te r z a d n i p a rę d o s ta ł p u łk o w n ik a . A ż tu M a j! D o b o ju ś m ia ły , z r y c e r s k im zapahnn, N a s z b o h a te r i z w y c ię z c a z o s ta ł je n e r a łe m . — L aury, sza rże , co t o j^ n a c z y d la b o ż y s z c z a sławy?

B e G e K a m u o tw o r z y ła n a o ś c ie ż sw e n a w y ! T u d o p ie r o n a s z b o h a te r z a k a s a ł r ę k a w y ,

J a k fu ra że r, w c ią ż d la s w o ic h je s t s zc zo d ry , łask aw yi S y p ie w le w o , r z u c a w p r a w o , ja k r ó g obfitością A ż n a re s zc ie ... N .l K . m u w s tr z y m a ł w y b u c h tej

[radości,:

C Z Y S T E RĘCE.

Domyślam się, ze ten łobuziak) który wymyślił pojedynki dawno już leży w grobie. Nie ciekawi mnie, czy był karany za życia, czy nie, natomiast chciałbym wiedzieć, jak tam Stwór"

ca Wszechmocny urządził się z tą duszą. Domyślam się rów*

nież, że dla przykładnego ukarania, wpędził ją w ciało jednego z Wielkich Współczesnych Warjatów, by gasła, wolno, ale stale, wśród szyderstw i śmiechów współczesnego pokolenia Nie przypuszczam, by Stwórca Sprawiedliwy zechciał karać osła czy indyka, za kilku1^ uprzywilejowanych warjatów (tych którzy się nam kończą na oczach), legitymujących się... duszą nieśmier­

telną, no i - kulturą obyczajową... A . propos tej „kultury obyczajowej*. Sanacja moralna mówi nam o niej wiele, bardzo wiele. Czertyoniakowi i filharmonijni moraliści (iluż ich jest!?) inscenizują raz po raz to* wyścig pracy, to wyścig cnoty. Do*

pingują wrzaskliwie przy pomocy plugawych kazań, fajdanków, pałek gumowych i Bóg wie czego. Ostatecznie zalecają heroi­

czne ćwiczenie woli na glinianej misce. 1 pozostają w tym wyścigu odosobnieni, — społeczeństwo bowiem nie zdradza ochoty do startowania. Skazani więc są na t. zw> prześciganie się wzajem, „Wzajem* — mówią, — bo cnotę samą już dawno prześcignęli. Po drodze też prawią „wzniosłe41 kazania dla spo- łeczeństwa. A społeczeństwo patrzy, patrzy. — Nietyle na

„natchnione* usta herojów, co na ręce. Wyścig rządowych Packardów po bitych szosach radeby zamienić na oczyszczający strumień wody JordSanu. Bo wie ono, że heroje nie tam ma­

czali ręce, gdzie tzzeba

Ale oni (hero-je cnoty) nie spieszą się do Jordanu. Ra- dziby maczać (ręee/ nawet we krwi. Kto dobrze czytał osta­

t n i e objawienia ezerwoniakowe, ten wie, że prócz magicznych

zaleceń wolo wo*eksikrementalnych, była tam zapowiedź rychłe­

go sezonu myśliwskiego. Sezon, na szczęście, zaczął się bez­

krwawo wymianą* epistoł i „protokułem honorowym14. Tym razem .myśliwi* prześcignęli samego Boziewicza. Walka na epi­

stoły skończyła się,, jak wiadomo, dyskwalifikacją honorową. — Co stwieodzają podpisy: gen... dr..- płk... por... i t. p.

P ió re m p ra co w a ć tru d n ie j, n i i szablą... ;.

Jak wiadomo, w Warszawie ukazuje się arcybrygadowu

„Polska Zbrojna* pod redakcją „brygadowca*, literata, publi j sty l;

i polityka w jedn-j osobie, pana Ludwika Everta, który snąć) mocniejszy jest w garści i języku, aniżeli w piórze, bo stale.

l°ruje arcyciekawe „kwiatuszki", od których roi się jego ultra- sanacyjny organ, widocznie i w piśmiennictwie naszem wpro­

wadzając nowy, radosno-twórczy* ład i porządek. Ot<* naprzy* ,j]

kład jeden z takich „kwiatu8?ków*, wyłowiony z Nr. 15 (z dnia.

27 kwietnia 1930 r.). “Ili

. „Po ustach Niny przebiegł tryumf... Wtedy dotknąłem się Jefai policzka i ukryłem się u) cieniu lej wstydliwego oddechu. .-. hlety Hit dosnego menueta płynąc przez okno pałacu zlewały się z szemraniem strumykówa...

Oj, panie Evert, panie Evert, czy pan przypadkiem nie.*]

„zlał“. . się na maturze z polskiego i nie ukrył wówczas swego ; wstydu w cieniu oddechu lny?

Ostatecznie) ta nowa, wymyślna forma załatwiania spo*l rów honorowych ma jeden pikantny detal,* ten detal to osobi \ p ministra i jego światopogląd „prawno-honorowy*.

Z tego to „światopoglądu" począł się zapewne nęwjfi i

„precedens*, tym razem, obyczajowy, w postaci papierowego po­

liczka. Policzka usankcjonowanego pieczęcią i podpisami To* 1 warzystwa Wzajemnej Adoracji; gen...* dr... pułk... por.-, itp. ^

Ostatni krzyk — honorul

A więc, papierowy policzekl Niedawno temu były w uiy*J ciu: pałka gumowa i fajdanki. A nieco dawniej: różne hocki*

klocki, a nawet kutiepotryk...

Tryk z tryku w tryk. Arcydzieła radosne: — twórczej imaginacji o urojonej „ważności*. Innemi słowy 1001 praktyczni nych sposobów pozbawienia „hono\u* przed wyborami.. -A *9 i w tym celu, by „na placu* pozostały tylko nczyste ręce0. Ha-ha-hal

(3)

Ż Ó Ł T A M U C H A 3

Dwa r u m a k i .

Wierzą ludy rycerskie, że wśród kwietnych btoni Elizejskich, czy innych, jest też dział dla., koni,—

(Co jest słuszne, zważywszy, że wojownik przecie Musi mieć swego konia i na tamtym swiecie).

Gdzie więc duchy się końskie rajską trawą raczą.

Prz.V‘ strumyku ambrozji spotkał się koń z klaczą, (Niech to państwa nie razi — klacz w niebie —

niestety, — Czyż jest miejsce, gdzie w końcu nie w e jd ą. . . kobiety ?) Tak tedy, zapoznawszy się przy tym ruczaju, Odkryli, że z jednego się wywodzą kraju. — A że lud w nim kłótliwy, — od słowa do słowa

;W sprzeczkę w końcu się czuła zmieniła rozmowa: — I— Pięć lat walczyłem mężnie...

— Ja - dziesięć z kawałkiem

!Pod marszałkiem chodziłam...'

— 1 ja pod marszałkiem

•Józefem... M ój też Józef... — Mój —; książę...

— Cóż z tego ? ,Przyjmowałam petycje księcia niejednego.

Zausznicy w mej stajni bywali co rano,

,Gdy mnie gnoom oprowadzał, nisko się kłaniano, f&zeptano: — *To K a s zta n k a ..." — „W idzicie?

- , to o n a !“

Mnie składano raporty..."

i • ■ — Mnie też do ogona Raz generał publicznie na plercu meldował, iStał na baczność, przy szabli...

— A czy pocałował ?

— Gdzie? — Pod ogon. — Co zn o w u !?

— A mnie całowali;

>0 mnie bajki mówili, piosenki śpiewali...

iTeraz pod szkłem w muzeum, niby żywa, stoję (Wypchana, — ty zaś ..

— W Elsterze leżą kości moje, ,Bo poległem od kuli podczas wrzawy boju!

—.Ja poległam od kiszki, już podczas pokoju;

<Ale za to te wieńce, te fanfary, mowy...

Mnie fanfarą był grzechot salw karabinowych.

— Wielkie mi co—phi, salwy— dość się nasłuchałam, Gdy podczas wielkiej wojny z trenami

chadzałam...

— Lecz jam żył w wielkich czasach, pośród ludzi w ielkich!

— 1 ja też !

— Czyżby ? — Bolcio, co żadnej butelki.

Nie popuści, jeżeli przedtem nie wypije, Boguś, który z znanych mu tylko środków

żyje, A przedtem żył ze środków innym

niewiadomych, W ielka głowa!.. Jak stawiał telefonów

dom y! ? ! Ho, ho!.. Kazio, który nawet nie śpi, nie jada, Niebezpieczny, jeżeli przez mikrofon

gada, — Byleby tylko dorwać mógł się — mocny Boże — Wszystkie radjo ■ rekordy lekko pobić może!

W aluś, którego wielkie myśli — zapoznano, W yżeł, co iskry sypiąc nocą, szczeka — rano, Staś, który na czyn zdobył się wprost — niebywały : Ślepą Themis potrafił zgwałcić w rok niecały, — Co, zważywszy, że pięć lat przeszło słoń raz mrówkę Próbował bezskutecznie...

— Oh, zakończ swą mówkę!

Mam już dość, chociem z bronzu! Łeb na ćwierci pęka!..

— Ja mogę tak dzień cały.

— Boże, co za męka!

— Ministrowie przez radjo odczyty miewają, Ludzie klaszczą w zachwycie...

— Poczem... umierają!

— Jakto?

— Czy ja wiem, — z nudów, może z obrzydzenia?..

— Pan jest endek i-pepes i pan nie docenia, Co się u nas zrobiło do teraz po maju ! — Gdyby pan to mógł ujrzeć...

— Dzięki, wolę — w raju...

— Pan nic nie wie, pan stoi tyłem do pałacu!

— Lecz mam widok na . W isłę z perspektywy placu I na most patrzę czwarty...

— Toć on nie zaczęty!

— Nic nie szkodzi, gotowe już są fundamenty. — A gdy będzie skończony, — jak piłka przeleci Przezeń wszystko, co przeszło ongiś przez most

trzeci ..

— Pan, widzę, z opozycji, ja wymawiam sobie. . Ja panu wnet protokuł jednostronny zrobię ! Taki wałach bronzowy! To jest niesłychane!

Jest różnica...

— A jakże! ta, że ja z o s t a n ę , A panią, kiedy czasy normalne powrócą, Z muzeum może wyjmą i gdziekolwiek rzucą!

Odparł rumak i kłusem odbiegł od ruczaju. . Tak się oto zakończył koński dyskurs w raju.

2o oa a a 0O

PT

O Icr c £

5’ P>CL o#3

> 5 3

CR

5’PT CLN 5*O tS*o

^ -

> i 5° g N £

> ©

*

•t o o- c N 9 P

~ <d‘oq a B <2 .

%3 '-3 2. ^ a ^ s» a a ^ a 2 N p N oN 5*7*

ęo p . 2

ZT O ® N O ^ P? Q-S*

r- 0

^ *

p - r

>

ta

H - O ■o

V)

7* &

I? "

N ST C/3 »>0Q

* B

>

KJ■U PPT jł, O- m

PT g - O Ę*

3 B ° c 3 a o ts w to

p C co

© ^ Hro

*< N

CA r* g# 5*

«—i.

p 0) cr 3o N*3 P

*

•t*B o>*

(4)

UJ

z

<

3 a H ° C K

(9

< *

< in

>■ — “

£ s-

y s

S Q Wmm un

3 <

o w5 o

♦i <

N

1 <

e

a Z

CL 5 H« 1te

e

o<

z

NUJ Nk

&

o*

‘0H*fa

« B(B N«*

C/5

O

N

UJ

Z

<

O

o

CL

tt

s

C Y K L

„P od bukietem*1 Miło, gdy kwiat wspomnienia Zostaje na świecie,

A cóż, gdy cały „bukiet"

Został po Boćqiiet’cie.

Lecz Bocqet’a tradycję Trzeba trzymać w ryzie,

Inaczej — gościom — „bukiet"

Bokie. tem wylezie!

„M oulin Rouge,(

Co to Paryż?! tak, Paryż Trochę przypomina, Tę uiudę nam daje Fantazja Norblina,

Który czerpie z Zachodu Nowoczesne wzory I, zda się, zagranicą Gdzieś spędzasz wieczory.

Tak jak ten młyn czerwony, Co kręci się w górze, Płonie sala odświętna W dostojnej purpurze.

Słodko możesz się poić Symfonją czerwoną,

Lecz, gdy dadzą rachunek, to robi się słono...

F u k ie r

Chcesz ułudy, że żyjesz W osiemnastym wieku, Ze masz kontusz, dukaty W sakiewce, człowieku, Każ podać wina Anno...

Takie coś z przed wieku.

Z CYKLU „ W A R S Z A W A ”

D R U G I (warszawskie restauracje, bary i t. p.) Pod gotyckiem sklepieniem

Znajdziesz kącik cichy, Siedząc sobie na zydlu, Popatrzysz na sztychy.

Brak tylko tego gwaru, Stukania w kielichy, Brak tylko tej Warszawy W odległem stuleciu, Gdy wina pito dużo, Dobrobyt był w kwieciu, Gdy do „paskarza" szlachcic Mówił: „Mój Waszeciu", A dziś tak się zmieniło Tutaj od lat wielu.

Ze do paskarza szlachcic Mówi: przyjacielu. ' Jeszcze lampkę Fukierze, Stary kusicielu!

Łyknij winko i dumaj Napół tęsknie, z smętkiem, Jak praszczur twój przechodził Sionką pod Okrętem,

Na wino patrząc czule, Na wodę — ze wstrętem.

Potem przejdź na podwórko I spojrzyj do góry

Na ganki, na dostojne Z przed stuleci mury, Na podsienie, na linij Gotyckich kontury I zajrzyj do tych piwnic, Są one olbrzymie, •

W ogromnych beczkach wino Spoczywa w estymie

Dla wiriiarza, którego Tyle lat trwa imię.

C a H W arszaw a

„Plrosżę“ powiada kelner, Jest tu miejsce w loży, Ona robi comtess‘ę, O n — minę wielmoży, Lecz, kiedy przejrzą ceny, To spuszczają z tonu:

— . Kiełbaski, porcja {laków, Piwko, pół syfonu!"

Gastronom ja Lokal ten być powinien Jednak w wielkiej cenie, Bo uwzględnia rozumnie Zawszć — dwie kieszenie.

Masz na dole kolację, Gdy stan twój nie marny, Kiedy kabza jest pusta, — Na górce — „pół czarnej!"

„P o d W iechą”

Czyś jest bracie z pałacu, Czy chowan pod strzechą, Nieźle c ujesz się w knajpce Nazwanej ,,Pod W iechą1'*

Jadło, trunek gdzieindziej Masz też — bez nagany, Lecz nastrój W.tyta lokalu Dają, wielrz tai, — ściany, Są Wiszące obrazy Nizko lub Wysoko*

Dają nastrój prżyjetany*- Nęcą mile oko.

Warszawa ten lokalik Istotnie ocenia,

Ze oko ma na względzie Oprócz podniebienia.

Wszystko przemija:nawet tej kasztanki ju ż niema.

Co m oże z r o b ić k rń tk a w iadom . P A T’a?

P. A. T . (jedyne'źródło ciekawych, ważnych i prawdziwych informacyj).

B erlin , 5. V . 1930 r. W dniu dzisiejszym przejechał przez Berlin, w drodze do Paryża, wuj stryjeczny b. premjera republiki R iki—Tiki, książc Rad-—Para Rampa.

K u r je r Czerw ony: (jedyny, bezstronny^

uczciwy i moralny organ w służbie Sanacji).

Rozhełstane partyjnictwo sejmowe, ustawicznie plugawi^**, ce wielki dorobek „wyścigu pracy** ostatniego czterechlecia, nie- dojrzy zapewnfi zaropiałemi oczyma wielkiego sukcesu, jaki na arenie ^niędzynarodowej odniosła nasza dyplomacja. ,

Przejeżdżający przez Berlin ks, Rad • Para-Rampa wyszedł na dworcu do specjalnego wysłannika Kurjera Czerwonego w czapce, żywo przypominającej nasz strój naro- dowy z Pińczowa i Berdyczowa, Czyż nie jest to. dla wat, przewrotni endecy i inni posłowie z opozycji najwidoczniejszym znakiem zwycięstwa idei regjonalnej, forsowanej przez nasz rząd. Czy i ten fakt nie mówi wam, że cały naród ma wa*

dość, obłudni pąrtyjnicy. Ks. Rad Para Rampa, wyszedłszy przed wagon, po przywitaniu go przez naszego przedstawiciela*

zapytał: „Mierdżi gada Marszelki*; co nieuczciwi pąrtyjnicy sta­

rają się tłomaczyć przez przekupionych uczonych endeckich:

„Czy u was, w Polsce, słyszeli co o kulturze". Partyjna obłuda nie chce zrozumieć, że dostojny gość okazywał swą przyjaźń dla obecnych naszych rządów, wykazując znajomość naszej głę*

bokiej myśli politycznej. Tak, rozhełstani, pąrtyjnicy! Naród . ze wstrętem odwraca się od waszych nikczemnych praktyk.

(5)

Ż Ó Ł T A M U C H A 5

, , S t a r y m u n d u r ” na melodję: »Nie wiem jo^a spadnie Ąara*

Nie spotka mnie żadna kara, Nie nabiją" mnie fajdany, . Gdyż zawsze jestem oddany

„Pracy twórczejswęgo Cara.

A ta „praca" wre dziś wszędzie, Każdytworzyćsię coś 'stara, I ja w niebo ślę orędzie:

„Boże! chroń mojego Cara!"

Na sanacji wszedłem grzędę, Wzniosłem lotem się Ikara, Opozycji śpiewał będę

„Pieśń majową" mego Cara.

A gdy będzie koniec z nami, Gdy majowa pęknie czara, To się schowam za plecami Kochanego „twórcy Cara.

Choćby czasem, nie daj Boże, Złą się słała „ma ofiara

„Stary mundur" z płaczem włożę, Albo może.., zdradzę Cara.

L o m b a r d i a

L om bard; to je s t r z e c z k o n ie c z n a , każdy, r a c ję te m u p rzy zn a*

a s zc ze g ó ln ie j W n a s z e m m ie śc ie , gdzie o k r o p n a je s t g o liz n a . W ię c lo n ib a r d ó w m a m y k ilk a , b „ n a jle p s z y " n a. . S z p it a ln e j;

jeśliś fa n e ik ta m z a s ta w ił, to ju z w p a d łe ś n a jfa ta ln ie j.

W y k łlp y W a ć fa n t w te r m in ie U trudniają, — n ie b e z r a c ji, — Wolą s p r z e d a ć z „w o ln e j*4 r ę k i na n a jb liż s z e j lic y ta c ji.

Brać p ro c e n ty , — to za m a ło , (człeka a ż p r z e c h o d z ą d re szcze ), .•o brzy dza ją p r o lo n g a tę ,

'b o c h c ą co s z a r o b ić je s z c z e .

. Wszelka kara, czy tez trudność, Albo funty, czy dolary, —

W każdej dobrej sprawy słuszność Nie umniejszą naszej wiary...

Ę Cudowne dziecko.

: G d y w s z e d łe m d o m ie s z k a n ia in ż y n ie r o s tw a '■'X., z a s ta łe m stra szn y la m e n t. T o m a ły H e n io ,

^sze śc io le tni je d y n a k in ż y n ie r o s tw a . G d y go z a ­ pytałe m o p o w ó d p ła c z u * o d p o w ie d z ia ł:

D

d o, p r o s z ę p a n a , j ą s ię p y ta m m a m u s i skąd się b io r ą d z ie c i, to m a m u s ia m ó w i n a b o c ia n a . ,|!|Tatuś te ż -na b o c ia n a . A g d y b y m s ię z a p y t a ł b o ­ c i a n a , tob y p e w n ie p o w ie d z ia ł n a ta tu s ia ! I k o m u ,iitu w ie rz y ć ?

Z r o z u m ia łe m w tej c h w ili, ż e s to ję p r z e d j^cudbw nem d z ie c k ie m . N ie b a w e m p r z e k o n a łe m się lita tem p o raz 'w tó r y .

^ O t o — ja k b y ło :

** W tra k c ie m o je j r o z m o w y z in ż y n ie r o s tw e m , ' H enio, u s p o k o jo n y ju ż , s ta w ia ł so b ie d o m k i z k art.

(,Jak z a u w a ż y łe m , n ie b y ły to „ p ik o w e 1* czy „karowe**

f ig u r y k o m p o z y c ji P ia tn ik a . C h ło p ie c „ w y b r a ł14 p o ­ d r o s t u w s z y s tk ie asy, s u p e ra sy , k r ó le ... s a n a c y jn e

^ e w s z y s tk ic h c z a s o p is m , p o c z e m ta k i z k u r je r a Jywycięty ( a s ^ s a n ., . ) , p o d le p io n y te k tu r k ą , z a m ie n ia ł liMę w je g o p r a c o w n i w c e g ie łk ę . Z e c h ło p ie c m ia ł

in s ty n k ty w ie lk ie g o a r c h ite k ta , „ d o m y " , k tó re z te g o w y c h o d z iły , p r z y p o m in a ły , ja k o ż y w o , B a n k M o r g a n a lu b B. G . K . (te n z rog u N o w eg o- Ś w ia ta )...

G d y j u ż w iz e r u n k i s ła w n y c h m ę ż ó w p o k r y ły c a łą b u d o w lę a ż d o d a c h u , z a p y ta łe m m a lc a , w s k a z u ją c n a g ro źn ie w ą s a te o b lic z e , o d w r ó c o n e p r z y p a d k ie m „ d o g ó ry n o g a m i" , u p la s o w a n e g d z ie ś w o k o lic y p o d d a s z a :

— A ty w ie s z , k to to jest?

C h ł o p ie c w y m ie n ił n a z w is k o w ie lk ie g o m ę ż a .

— A to?

P a d ło im ię i n a z w is k o , k tó re d z ię k i b u d ż e to m p r z e jd z ie d o h is to rji.

— A to?

Z n ó w coś, ja k p r z e b ó j w y b o rc zy ...

A to?... a to?...

O k a z a ło się, ż e c h ło p ie c z n a w s z y s tk ic h ś w ie tn ie . C o w ię c e j, — że z n a się... n a n ic h .

Z a p y t a łe m w ię c , a f e k t u ją c „ sro g i1* ton:

I ty z ty c h w ie lk ic h lu d z i u s ta w iłe ś ty lk o

„ d o m e k z k a r t" ? S m a r k a c z u !

~ A co? C z y m ia łe m z te g o z r o b 'ć P a ń s tw o P o ls k ie ? !

N o co , czy n ie c u d o w n e d z ie c k o ? ?

£

s. £

co O P.

Ł ND) O * W

7 ?

O

N

W C/5 3 £3

? 3 O N K 0&

0 N

. £ t

<*

ej

N-

« o

p

1 tju*

« a , tt

* 9

i H

o? o cr 3 sr ^ 5* *< 2.

i .

c? w

O- N

ho “ O P> ł

< S.

3 ^ ?

» »

* "3, a

ft »r o- 5 'N*

i *

i o

o r N >

3D-

jtS M

s

6 T3 £ . 01 jr o —

^ O 5 3 2:

(6)

Wktceuką sięw karykaturzeznanegoart.mai.Poldusa

O ao

cdS3

SI

LA '5

<D

*aa>

o

C | t r O

e ' I cd fc T 3 &

Cd £

tu

• NW

s

SoOJ o

> >

c

ON

£

£o

Pieśń dziadow ska

Posłuchajta panowie, 0 czem dziadek opowie, Jaki rusok sojusz miał!

L is t m ałego Józia do d zia d k a Kohany działku!

Fczoraj wieczorem był ó nas ko- lega przyjaciela brata stryjecznego żony tatósiowego kolegi, ktury jest adjótantem dyspozycyjnym pszy fón- dószu dyspozycyjnym kturegoi z ką fidętów w stanie spoczynku! U f!

tom sie zmenczył pszepisaniem tych tytułuf. Tatóś wydał bankiet i ban­

knot z tego powodó. Potem hciałsię mną pohwalić więc kazał mi powie­

dzieć wierszyk, więc wyszedłem, jak przed jaki Trybunał Stano i muwie:

Wi e r s z W o d za: nRaz W ielki monsz na kazanie, hen, gdzieś, asz w Fajdanistanie! Rzekł tak wymow- nemi usty: Obywatele oszósty! Oby­

watele fajdany! Narodzie na ekskre­

mentach wychowany! Z was, tych idjotuf, poganuf, ja ztobię dobrych Fajdanuf! Fajdanici poklask dali, 1 do rzłobu się dobraliSkończyłem i spojżałem. Adjótant śmiał się dziwnie, potem zbladł, jak skonfi­

skowana gazeta, zapisał moje naz wisko w róbryce „ Glinianki“ i po­

wiedział, rze do pierszej kJasy to ja napewno nie zdam, na co ja się hętnie zgodziłem i dziadek hyba tesz?

Wnók Józio P.S. Prosił bym działka o 5 zł,, bo tatóś mósi złorzyć się dobrowolnie na fundusz {hyba fóndę?) dla uczcze­

nia czfartej Pomajowej galufki i ja chce się tysz dołorzyć.

Następny numer „Żółtej Muchyu poświęcony będzie Zagadkom

A do tego sojusza

Szedł magnat bez kontusza, — Jenszy paskud takoż szedłl Boże cara śpiwali,

Portrety rozdawali, Jakó car ich bożkiem jestI

Żydowi krew puszczali.

Gumami obijali,

Bo tak pragnął niby car!

Apuchtiny, Trepowy Katu dawali głowy.

Niby nasze, psia ich m ail

Bez to chadzali W chwale, Ubrali ich w medale, I „nagradne“ mieli fest!

W knajpach ciegiem siedzieli, 0 czem Wszyscy wiedzieli.

Przepijali wdowi groszl

. Mówię Wam tak na ucho:

T do nas przyszło licho, Ten moskiewski zgniły mór!

Jak tam, — u nas niestety, Gumy, kije, portrety, 1 Car nąwet takoż jest...

Jojne Fa jd a n k en d u ft się żali

7.o mi Landau doktór mówiuł cóma aparatu .Rentgenera. Przez taki apa­

ratu, to un wydży wsistko jak przez nailepszy bynokli: płucy, wątroby, szlydżony, sytcy. To Landau doktór mi mówi: „Ty Fajdankenduft misz- kasz na Dżyki gass, gdzie Magistratu żidkom nie zamiuta■ To ty masz płucy brudny, jak szmitnik, I ty masz brudny pisk, jok twoji płucy, i brudny rency, jak twóji pisk.

To mi mówiuł Landau dokór.

Reb mi mówiuł inaczyj: „Ty, Fajdankenduft! masz brudny szlydżo­

ny, brudny płucy i brudny pisk. Ale ty masz czisty sumieni. Bo jak ty dla goja nie oszust, to ty i nie złodżyj. To i twoji brudny rency som czisty.

A judysze kiepełe, nasz reb. Ja

B a lla d a

o „chłopcach pom ajow ychco w nagrodą za swe czyny niebo...

otrzymali.

Z a górami, za lasami, gdzie człek wilkiem człowiekowi, z zabawkami, z fajdankami, żyli- ladzie poma/owi.

Wszędzie gwar, wszędzie za­

bawy, wszędzie zloty humor, try­

ska, od Krakowa do War sza wy znali ladzie te „igrzyska".

Dobre były ci to czasy... i posa-, dy i zaszczyty, h> bankach zawsze pełne kasy i otwarte wciąż kre­

dyty. leśli kto chciał trochę wód­

ki napić się dla „animuszu*, za bieg ten był bardzo krótkisięg­

nął ręką do... „funduszu". Czy­

tać wolno wszystko było, oprócz

„Żółtej Muchy TseTse", j'ak to wszystko się robiło, z pewnych względów pisać nie chcę.

Przyglądając się wszystkie mu z pośród błękitnego nieba, rzekł do Piotra Stwórca Świata:

„Dobrych chłopców wziąć tu t r z e b a G d y to '»\rz?kł, obłok siny spłynął z góry. na tę zie­

mię i w niebiańskie gdzieś krainy uniósł pomajowe plemię.

Hen\ wysoko.. tam\ w błęki­

cie płynie chłopcom lepsze życie ., Grzeczny Kazio, chłop „morowy", został wielkim prelegentem, wszę­

dzie on wygłasza mowy, kto wie, czy nie będzie „świętym'1. Bitny Slawuś też jest w niebie, glorja ponad jego głową, codzieti jest pewniejszy siebie, rządząc tam ' metodą nową. Inni chłopcy —j sanatorzy, urzędują, jak się zda- j rzy-. Caruś jest tam sprawiedli­

wy, a Prystoruśpopędliwy,. Bo­

guś, Kocuś i Wieniawa—wszyscy , wierni „itróże prawa".

...Lecz w niebiesach wszyscfi święci krzyczą: „Niech was zek

skremencir Fr. G.

sze pitam, co un nie lepi wydży, jak Landau doktór przez swoi rentgenem.

A soj, Fajdankenduft, potrzebni cosz powiedży o czisty rency.

„Nasz Przeglond“ i „Unser Tog“

dużo piszy o tym mynystru, co jemu Liberman szuka oszym. myljonu. To jaft ja.wydżałem temu mynystru, jaki un był czisty i jaki czisty rtney u niego, to ja sze pomiszlał.—Źebg Fajdankenduft nie miał mtnskU kunfekcji a sze panu mynystru spriiT*

dawał midło, to on bułby a giojih pujryc Bo ni moży bicz, coby W\t miał taki czisty rency bez kilo midła na jeden my czy-

A soj!

Wmii

(7)

1 Ó Ł T A M U C H A 7

W oźny m in is te rja ln y m a g ło s

T y le p r a c y , ty le p ra c y , a w s z y stk ie m u w in n a ta r o c z n ic a c z te ro lecia n a s z y c h r z ą d ó w . Ja tę ro c z n icę c z u ję j u ż o d m ie s ią c a , a w ła ściwie n ie ty le ja , co m o je ręce W s z y s tk ie sa le w m in is te r s tw a c h m u sim y „ m a ić * k w ia t k a m i s a n a cyjn em i i p o r tr e ta m i „ b o h a te r ó w p o m a jo w y c h ". W o k re s ie ty c h m a jo w y c h u r o c z y s to ś c i O a z a do * stępn ą b ę d z ie ty lk o d la w y ż s z y c h w o js k o w y c h i k i l k u „ z a u f a n y c h "

cy w ilów . K o s z t a b a n k ie t ó w są już p o k r y te . K r z y ż e te ż b ę d ą . Już są z a m ó w io n e . P r ó c z te g o i każdy „ s a n d - m o r a ln y " c z ło w ie k

‘dostanie b e z p ła t n ie m ie s ię c z n ą ''prenum eratę u ltr a - m a jo w e j , G a ­

zety P o l s k i e j ‘. R e w ja c z y li p r z e ­ g lą d ,,n a s z y c h s ił " te ż b ę d z ie . W y s tr z a łó w a r m a tn ic h b ę d z ie

^trzynaście, p u ł k ó w tr z y n a ś c ie , o r ­ k ie str tr z y n a ś c ie , g e n e r a łó w tr z y ­ n a s tu , p u ł k o w n ik ó w te ż ty lu .

•i'Nad .,p o r z ą d k ie m i ła d e m 11 'c z u ­ wać b ę d z ie tr z y n a s tu ..pom ajo - l(iwyćh k o r p o r a n tó w " z tr z y n a s to ­ ma b la s z a n k a m i, a m y , w o ź n i, m inisterialni, d o s ta n ie m y p rz y te j Ibkazji tr z y n a s tą p e n s ję . W s z y s t k o

Wioek i W acek

— lVicuś, co to jest ta sanacja?

—- Sanacja, — to widzisz jest wtedy, jak ktoś sam wmawia W ko­

goś swoją racją, choć tej racji nie ma, albo komuś, kt° ma fację, nie daje przyjść do słowa• ______

b ę d z ie n a trz y n a ś c ie . T y lk o n a d lo ż a m i m in is tr ó w w id n ie ć b ę d z ie s y m b o lic z n a cy fra ;,,44“ .

Na N alew kach

— B ie d n a ta P e r k a lik o w a -.

— Z p o w o d u ?

— P a n i się p ita s z z p o w o d u . P a n i p o tr z e b u je s z c z y ta ć , co ten je j m ą ż , D e v e y , z n ią w y p r a w ia .

M ały! a ju ź polityk M a ły Ja ś u d e r z y ł s w ą r ó w ie ś ­ n ic z k ę , W a n d z ię , p iłk ą . M a ła , z a ­ n o s z ą c się o d p ła c z u , m ó w i.

— J a ś je s t n ie ... do b... ry, Jaś je s t b e — be .

N a to Ja ś o b u rz o n y : —

— N ie p r a w d a , ja je s te m w o p o ­ z y c ji...

Wacuś, czy ty wisż, kł° to jest Sławek?

Sławek, to widzisz, jest to taki pułkownik służbista, który na roz­

kaz swego Wodza może zostać nie tylko posłem, ale nawet minis­

trem.

*

Wicuś, a dlaczego za pano­

wania Sasów, tak ojca, jak i syna, Polska upadała?

Widzisz, bez to, że był ojciec i syn, ale dziadka nie było.

I U K Ł U C I A

P o d o b n o w z w ią z k u t a ta k a m i n a m in C a ra strony o p o z y c ji,— z n a n y „ t łó m a c z z r o s y js k ie g o "

W . S ie r o s z e w s k i o t r z y m a ł r o z k a z p r z e ło ż e n ia g n a n e j p ie ś n i „ B o ż e C a r a c h r a n i" . P ie ś ń ta m a M y ć ś p ie w a n a p r z e d r o z p o c z ę c ie m w s z y s tk ic h se sji trąd o w y ch .

|lif . M ó w ią , ż e n a je d n e m z o s ta tn ic h z e t r a ń B B.

u chw alono, w z r o z u m ie n iu r z e c z y w is ty c h p o tr z e b :raju, z w r ó c ić s ię d b ip . m in . sp ra w . w e w . i m in . rob.

>ubl. z p r o je k te m w y b u d o w a n ia k ilk u n o w y c h wię- [jliięń, u r z ą d z o n y c h w e d łu g w y m a g a ń lu d z i, p r z y ­ z w y c z a jo n y c h d o k o m fo r tu 1 m ó w ią , ż e B . B. n ie

(sst p r z e w id u ją c e i ż y je b e z p ro g ra m u ? !

- ■ .

.i.'.'-'-'.

lif

P o o tr z y m a n iu w ia d o m o ś c i o p o d p is a n iu

• j|!zez C e n tr o le w p e ty c ji d o p. P r e z y d e n ta o zwo-

"*,|iniu sesji s e jm o w e j, p o d o b n o m ie li s ię w y r a z ić : Min. Prystor: — „ s z k o d a , ż e n ie w c z e r w c u , itf.e za w s z e le p ie j, ja k w k w ie tn iu ; m ie s ią c d łu ż e j ii! |iidę m in is tr e m ".

ii»!! Premjer Sławek: — „ d o b rz e , że r o z g r y w k a id zie (ii^ m a ju i b o m a j — to n a s z m ie s ią c " .

Min. Car: — „ ...n ie n a p r ó ż n o p r o s iłe m o nie- określanie m n ie z lis ty a d w o k a t ó w * .

ODPOWIEDZI REDAKCJI

V a n O s s e t. Przypuszczenia Pańskie możliwe, gdyż po*

dobnych (aktów zaobserwowaliśmy dotychczas parę, sądząc o tem z otrzymywanych reklamacji z racji braku odpowiedzi na... niedostarczone nam przez pocztę listy. Z podanych przez Pana listów otrzymaliśmy dotychczas dwa.

Zakomunikowana nam „niedokładność” jest nieunikniona, bowiem redaktor nasz żyje dopiero lat 40, więc nic dziwnego, że wszystkich „dawnych1* dowcipów nie zdołał jeszcze poznać.

Zasadniczo jednak unikamy t. zw „odgrzewańców".

Pani Wanda w W. — Za uprzejtne słowa „zachwytu"

jesteśmy b. wdzięczni. Żałujemy bardzo, że nie możemy się zrewanżować równą miarą „zachwytu0 w stosunku do nadesła­

nych nam utworów, które „zachwycił14 nasz kosz redakcyjny.

P. Strzyga z Wieruszowa. — Nadesłane wierszy­

ki — szwankują je%zcze pod względem formy, — może następne będą lepsze. Prosimy się nie zraż^Ć. Poruszone myśli dobre i słuszne.

C« O s t r o w s k i w O. —- Zeszyty otrzymaliśmy. Po za­

poznaniu się z ich treścią i wyłuskaniu nadających się dla nas utworów — odeszlemy Za współpracę dziękujemy. Prosimy o dobre wiersze „dziadowskie**.

B E Z P Ł A T N I E ! CZYTELNIKOM

„ŻÓ ŁTEJ MUCHY"

Jeżeli ci brak energji, równowagi, jeżeli cierpisz moralnie i nie znasz wyjścia—napisz imię, nazwisko, rok i miesiąc urodzenia, kawaler, żonaty, wdowiec, ilość osób najbliższej ro­

dziny — napisz również szczerze i otwarcie, co jest główną przyczyną twoich cierpień, a otrzymasz bez­

płatnie od uczonego psycho-grafo*

loga Szylera-Szkolnika, autora prac

naukowych, redaktora pisma „Świt*, analizę charakteru*

określenie zalet, wad, zdolności i przeznaczenia, szereg rad i wskazówek, jak żyć, czynić i postępować, aby zwy­

cięsko przeciwstawić się losowi, poznasz kim jesteś, kim być możesz! Adresuj: WARSZAWA, PSYCHÓ-GRAFG- LOG SZYLLER - SZKOLNIK, REDAKCJA „ŚW1T“ NO­

WOWIEJSKA 32—6. — Ogłoszenie niniejsze i 75 gr. — znaczkami pocztowymi na prze.yik«, załączyć do li.tu. —

Przyjęcia o.obi.ta płatne godz. 11—3 i 4—7 wiecz.

CD

S r

p

3m ©"*3

* 32 3

S. s»

fi o

ss?

2 ^ 3 | f 3

n5

* ^

$ 83 £

9 3 3 2T 2 S

3 2.

K-2. a to °

"• s i? s.

? N N f

& N

■ot.

y O Z

oCu

N

rt>"

coN«s<

pSC c ’N-

i Cfl N

Ci "O a .

As C

5* O . PT

£ N . o*

C

pr0 *5*co

N <

03 Q-

m 3T 0

W te

0 1 .0 901 cr o w .

O o

5 ’ _

<£> OD 0 0 #

O N*9T

■n to

O* *

e

Ho

S

o.

T JO

N *

a >

oN 3P

Cytaty

Powiązane dokumenty

Miesiąc wrzesień znajduje się pod zna­.. kiem „zjazdu „Zj azd&#34; jest naogół

Majowe słonko uśmiechnięte smutnie, Jakby się kwiatom takim radziwiłło, Że wszystkie rosną za hardo i butnie, W wiślickie fale do snu się chyliło... W kącie

ków Sanacji mało komu wiadomem, jaki jest ich rodowód. Be-be nie jest czemś, co datuje się od czasów pomajowych. Już Adamowi Mickiewicz'wi znane było to

Skoro, już taka Twoja wola, Panie, By wciąż na straży polski naród stał, — To trudno, niechaj tak już pozostanie, Wszak my nie dudki, lecz chłopy, na schwał.. Z

głębiający&#34; się dobrobyt* Ludzie się bogacą. Czyż nie jest wystarczającym przykładem legendarny wprost Kon. Prawie każde przedsiębiorstwo w Polsce — kona,

Dlatego wprost nieoceniona jest kategorja prawa niepisanego; bo można się zawsze powołać, że istnieje jakiś zwyczaj, a jeżeli naród lub jego

Studenci — to najgorszy materjał obywatelski, któremu ,u% zdaje, że ich 10 czy 13 lat nauki oraz zapał młodzieńczy upoważnia do interesowania się

Dysk oraz jedna z instytucji skarbowości pieniądz, są okrągłe, łatwo się toczą; i dyskiem i pieniądzem można ciskae ile wlezie, tylko, dyskiem na boisko, a