• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 4, nr 23 (29 maja 1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 4, nr 23 (29 maja 1932)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, 29 maja 1932 r. Cena numeru

20

gr.

Numąr poświęcony „Lewicy francuskiej**

„Swój do swego" czyli: — „niech nie wie prawita, co czyni lewica"

osoby: ,P o j i t y c y f r a n c u s c y : — Tardieu, Herriot, Lebrun. P o I i t y c y p o t s c y: — Niedziałkowski,“ Zaleski, Prysłor, Sławek

(2)

cco RJ

ao

H3 W 2

PM dł' H

>Hco

N

*3 fr)

<? V 3 2

* > g ► « s 5 ? * - o

-• § I

S | ;

«, A o ■*•» ■£

m _ a,

«? £ f

w 2 -s E.

0h , £ - £

<0 S

■ j N

.. 8 W g 3

> i O S h £

S s - ł

U W j j

CO

£

O N O

> -

N

C ć . X r

lii;

o,

es cs a

% A J

® 8 5h .5J « Ż

2 a s«

Ł s * : ?ja

>Hes U

d cd

h *2 .2 — 3 * 3

Im *-•

rt CL, Ui

'OQ

<h Ox O

FRANCUSKA LEW ICA

Przemianami dziś pachnie niemal w całym święcie, Dyktatury zawiodły, przestarzały prąd,

Wszystko idzie do rymu, tak jak w kabarecie, We Francji znów lewica no i lewy rząd!

r Ki t-v ; Wybory i zwycięstwo! Zmiana na całego,

Francja zmienia oblicze, ryzykowny ikroik,

'W Berlinie radość... przecież jest się cieszyć z czego, Na to Niemcy czekali już niejeden role.

Polityka francuska kryje tajemnicę,

Coś jest niedomówione, wykończenia brak, Jedna misja za drugą opuszcza stolicę, Dla Polski to złowieszczy i niedobry znak.

Czy koniec już przymierza, .zgody i jedności?

Dlaczego tak się zrywa nić braterstwa krwi?!

Skąd się wziął u lewicy nagły przypływ złości, Dlaczego nas odtrąca i ,z czego znów drwi?

W Paryżu „coś" się robi, w Paryżu wre praca, Opluję się urabia, zwrot w lewo i szum,

Polityka się zmienia, aljans się wywaca, D J ś ma widowni Herriot, lewica i Blum.

Wprost wierzyć nam się nie chce, alby tak się stało...

Jaki cel ma lewica? Któż odpowiedź da?

Mówią, że ich ztaziło, co się u nas działo, . Lecz czy nie jest to tylko wrogów naszych gra?

Taki zwrot w polityce dziś nas nie zachwyca, Co będzie i jak będzie, pokaże nam czas...

Co żrobi i jak zrobi francuska lewica?

Czy mieć będzie przyjaciół, czy też wrogów z nas?!

U K Ł U C I A

Dowiadujemy się ze sfer gospodarczych, iż ( się .zauważyć kolosalna nadprodukcja piwa, bowiem tego piwa, które naważyli „nasi" sanatorzy, nikt jid nie jest w stanie wypić.

— oOOOo —

W związku z projektem nowej redukcji plac urzędników państwowych, pewien matematyk oUjf czył, że .aa dwa lata urzędnicy 'będą dopłacali ® swoich posad około 20 proc. obecnych pensyj.

— oOOOo —

Dowiadujemy się, że na Igrzyska Olimpijskie do Los Angeles zostanie wysłany klub ,,B.B.W.R.“

który posiada najlepszy zespól (zawodowców) do -

„skoków wzwyż".

— oOOOo —

Celem przedłużenia życia umierającym z głoĄ bezrobotnym, proponuje się podobno cofnięcie wsfiT zówek o kilka godzin.

-iljr oOOOo —

Jeden z polityków wyraził się o Gen. Wleniu wie, że słynie on z monopolskiej gościnności.

— oOOOo —

Reasumując szcz.eściotetnią. działalność senacji dochodzimy do wniosku, że naoiielnem hasłem sa- natorów jest zreformowane przysłowie łacińskie!

„Ubi bebe, ibi patria",

— oOOOo —

Dowiadujemy się, ze sfer .miarodajnych, iż Moi no pole państwowe, chcąc wzmocnić swój budżet, mają zamiar reklamować się na wzór kartelu cukro­

wego w ten sposób: „Alkohol — pokrzepia" „Tytoi wzmacnia" „Piwo gasi pragnienie", Sanacja H uzdrawia".

— oOOOo —

Podobno p. Generałowi Wieniawie Długosaew- skiemu mają zmniejszyć pensj"ę, wobec znacznej zniż­

ki cen wyrobów (Polskiego Monopolu Spirytusowego.

— oOOOo —

Mówią, że prof. Bartel posiada dożywotni bilet kolejowy z nieograniczoną ilością* przejazdów sa

’ linji Warszawa — Lwów.

Bezpłatna poradnia

„Jur-Stesa*

(Dz?at wyścigowo-myśliwsko-sportowy) W.P. S. Piszkemekler z Sochaczewa.

Jeżeli chce pan (koniecznie polować na dzikie kozy, przyczem nie posiada Pan dubeltówki, istnieje jedyna możli­

wość. Niech pan w szczerem polu postawi wóz, a napewno przyjdzie koza do woza.

W.P. „Czternastolatek*1 Podlotki n/Biebrzą.

Uważamy, że zainteresowanie takiej gąski polowaniem na lisy jest przedwczesne. Tembardziej, że upolowaliśmy w jej iliście pełno „byików**.

W.P. „Dżokej” w/m.

Pisze nam drogi Pan, ze po zastosowaniu wszystkich za­

biegów, jak ogolenie głowy, wybicie zębów etc. w aiy Pan

•jeszcze 47 kg. Ja k na dżokeja, jest to stanowczo za dużo.

Jeżeli chce Pan, jako dżokej, zrobić karjerę, to nie może Pan więcej ważyć, jak 45 kg. Te dwa kilo straci pan, przechodząc na judaizm.

W.P. „Piłkarz-amator, Strzałków pod Golem.

Zapytuje Pan, czy może ibyć obrońcą w drużynie pił­

karskiej mimo, że nie zna prawa kamegO' ani cywilnego.

Otóż nie ijest tó przeszkodą, ale, jako synowi dozorcy, radzi­

my Panu stanowczo trenować na b r a m k a r z a . W-na P. Helena Milewska w Warszawie.

Aczkolwiek liczy sobie Sz. Pani „koszykowe*' przy do*

ikonywaniu zakupów dla swej chlebodawczyni, to jeszcze nie dowód, aby Pani dobrze grała w „'koszykówkę*'. Można <je<ł*

nak spróbować!

W . Pan Józiek Leizerman w/m.

Nie, proszę Pana, :kort tenisowy nie nadaje się na uhra*

nie, ani też na palto.

Pańska 'teściowa ma rację, twierdząc, że, idąc po ra*

pierwszy do tatersalu, należy wziąść zapasowy komplet bie*j lizny.

W.P. „Żanka*‘ z Śliskiej.

Tak, proszę Pani, Kuśociński jest kawalerem. (Chyba, i«

się w tym czasie ożenił.) Pisać do niego należy pod właści­

wym adresem. Dziękujemy za słowa uznania.

(3)

V

Ż Ó Ł T A M U C H A

N i'fi*!

DZISIEJSZE W Y Ś C IG I KONNE.

N A SI F A W O R Y C I.

SptEG I B A N K O W Y .

f i) „Kwinto", 2) „Upadłość11, 3) „A-

|ra“.

IIEG II D LA SZEŚCIO LA T K Ó W J S O N A G R O D Ę „BEBE",

„Prystor", 2) „Bartel*'.

,« « JE G m „ R O Z B R O JE N IA *.

' N j|j „Fosgen1, 2) „Zeppelin", 3) „Gra- i iat“.

V 1 -łlEG IV „U RZĘD N IC ZY".

jj®Jl 4) „Redukcja I*', 2) „Redukcja I I “,

„Redukcja IH‘‘.

HEG V „A U T O B U SO W Y ".

1) „Fetor", 2) „Zaduch", 3) ,,Ma-

« % tp G VI „Z A M A C H O W Y ". v 1) „Gorgulew*', 2) „Japoński smok":

BIEG VH Z P R Z E S Z K O D A M I (V J O POŻYCZKĘ N A DYST AN SIE

W A R S Z A W A — P A RYŻ.

1) „Figa“, 2) „Zero", 3) „Nul".

• g E G V III „S P IR Y T U S O W Y ".

j H ) „W ieniawa1* stuprocentowy la- . %roryt.

n k

N A SZE DZIECI.

| — Dlaczego uderzyłaś Jasia, ty

• , łiedobra dziewczyno?

. ^ — Dlatego, mamo, że on mnie póź- ,i|M uszczyjnął w łydkę!.,.

ń l ZNA J4

V — Kupiłam dzisiaj, mężusiu, książ­

kę o sposobach utrzymania zdrowia i dożycia sędziwego wieku. Sądzę, że , Łpostępując według tych rad, dożyję

„.„conajmniej 80 lat.

* — W ątpię, kochanie, — jest to nie­

możliwością tak długo, dopóki zo­

staniesz przy swoich 27 latach.

W IC E K i W ACEK;

— W idzę, Wicuś, że ci już palice z butów w yłażą? Czy to taki mortuś u ciebie?

— To nie mortus, tylko lato! I nogi wyłażą na powietrze i słonko. A pozatem chcę dać dobry przykład u- rzędnikom, — robię dla nich modę,—

praktyczną — na wypadek dalszej obniżki pensji.

X

A ciebie, frajerze, W acku, kto tak na gębuni wyrychtowal?

— A tobie zazdrość?! Mogli Pre*

zydenta Francji, albo premjera japoń­

skiego pocharatać, to chyba i mojej Mańce wolno było ździebko się po mojej facjacie przejechać...

TAM, W E FRANCJI.

Tam we Francji teraz w lecie Stoi Herriot n»a pikiecie,

A lewica, jak dziewica, Niesie ikoszyk róż.

Pb wyborach, moja duszlko, Jalkoś raźniej stąpasz nóżką, Dziś ożyłaś, zwyciężyłaś Wśród ostatnich burz.

Teraz musisz iść za Blumem, Za Herriotem i rozumem

I łaskawie, polskiej sprawie Wierną zawsze być.

Niemiec się zaleca zdradnie, Wiedz, że z cnoty cię

okradinie Z Polakami, junakami Lepiej tobie żyć!

Przecież wspólnych wrogów

•mamy, Którzy biją w nasze bramy, Więc lewico, krasawico, Opamiętaj się!! Opamiętaj się!!!

Czy ci mało?

Ty masz Belimę, Ducha, Strzelców ,,I. K. C." masa też;

Wodociąg „fachowców" trzech, mnicha, (Krakowie, czegóż je­

szcze chcetsz?

Przysłowie na czasie.

Im później w lata, tem więcej legionistów.

Gdy przyjemnie chcesz odpo­

cząć, no i zjeść też coś dobrego, s p i e s z p o d

trzeci BAGATELA

D o c u k i e r n i

D AKOWSKIEGO.

„JA I P 1 EN IĄD ?E“

»Feljeton tygodniowy „Jur-stesa“.

Miałem do zainkasowania należność za kupony w je dnem i 2 (towarzystw 'kredytowych (dziś inkaso! ósmy cud świata).

...Jak przystało^ n a nasze stosunki, musiałem wystawać 'bardzo . jdługo w ogonku, zanim przyszła na mnie kolej. Gdy staną­

łe m szczęśliwie, tprzy flotodajnem okienku kasy, nagle pod­

chodzi do mnie elegancka dama w żałobie i mówi:

Zwracam się do pańskiego sumienia, (ja!ko patrjoty.

Otóż p a if ma zapewnie trochę czasu i może zaczekać, ale tam, t : w końcu ogonka, czeka weteran powstania 1863 roku. Gdyby jurnie o*n, nie mógłby pan dzisiaj inkasować polskich (pieniędzy Jltj za polskie kupony.

Przemówienie to przekonało mnie, więc ustąpiłem miej­

sca starcowi. Gdy -już przygotowałem portfel, celem wpako­

w ania należności za kupony, zagrodził m i drogę elegancki

? s.pan w mundurze: — oczywiście pułkownik. — Zwrócił się on do mnie u d e r z a j ą c o grzecznie: Hallo! nie spiesz się . 3-pan, zdążysz jeszcze. J a zaś jestem wojskowym, walczyłem pi/*o pańską wolność w r. 1926, a teraz spieszę się 'bardzo i pan

musi m i ustąpić swego miejsca.

Z .bólem serca ustąpiłem znowu mej kolejki, a uniformo- wany pan zgarnął gotówkę, a potem ujął pod rękę wytworną

^ damę, z którą szybkim krokiem opuścili bank.

Nagle zjaw ił się ijakiś nieokreślony (niepozorny) pan,

odsunął mnie izuohwale od okienka, wylegitymował się przy­

należnością do< Strzelca, B. B. i temu podobnych prerogatyw.

Potem wyprzedził mnie urzędnik ministerstwa, egzekutor, prezes banku. Kiedy wreszcie przyszła kolej na mnie, oka­

zało się, że kuponów (już nie mam, bo „świsnął** mi je w tło­

ku ktoś nie w legitym ow any.

Zrozumiałem wtedy ,,mój b łąd “ ^ — skąd przychodzę ja, skromny, zwyczajny człowiek do kuponów?! O d tej chwili zrównałem się z innymi, przez podatki wyrównanymi dziadami, dzięki czemu żyję już bez wyróżnień i w spokoju.

SENSACYJNA N O W O ŚĆ DLA PANÓW!!

Wprasowywaniem naszyci) ela­

stycznych pasków ELEG A N T "

utrzymuje się spodnie wiecznie dobrze wyprasowane. Jednorazo- wy wydatek bez dodafkowycl) kosztów.

5 0 0 0

kompletów oddajemy celem wpro*

wadzenia po cenie reklamowej z to ty c łi 3 .2 5 Odsprzedawcy poszukiwani

Lab C/jem. Verbum, BoznLń, Krasińskiego 14

!> C O 5 **

2.(5’ ;>

& a i

s C ^

O o s- f”

Ci S ' ? O s

t e * ? °

^

° 5-i

Ci.

3 5 »■

N

sil

(5*5 2.

* s a o „•s N N

O j

•-J

o . Ci® 1 »

* 1

O N O Ł ^“ r 51 3 S “ 5fi2 *

p

M '

F3

>

Ko W l * >

z i : w l

M rN

“ o

w e

N g

C/J

w

>

(4)

Z M I A N A F R O N T U

czyli wyimaginowany zwrot V stosunkach polsko-francuskich z racji dojścia do władzy lewicy *

W S ZK O LE (na lekcji religji).

—■ Co trzeba zrobić, że-by otrzymać rozgrzeszenie?

— Zgrzeszyć, proszę księdza.

W Y JĄ T E K .

— W ięc twoja żona zawsze ma o- statni głos?

— Tak, wyjąwszy wypadki, kiedy zasypia wcześniej ode mnie.

RZECZO ZNA W CA.

— Co się rozumie pod nadużyciem alkoholu?

— Gdy się go uiyw a do różnych celów, a nie jako trunek.

W Y R O Z U M IA ŁA .

— Jeżeli pan mnie jeszcze raz po­

całuje, będę głośno krzyczeć.

— Ale pani chyba żartuje, prze­

cież pełno ludzi w panku, będzie zbie­

gowisko,

— Jeśli tylko panu o io chodzi, możemy przejść w bardziej usironne miejsce.

U LE K A RZA .

— A może pan cierpi na sny ero­

tyczne....

— Co znaczy cierpi? To przecież, jest jedyna moja przyjemność.

W SZKOLE.

— Ja k widzicie — mówi profesor fizyki — teraz nic nie widzicie. A dlaczego nic nie widzicie, zaraz zo­

baczycie...

RZECZYW IŚCIE.

• <Siedmioletni Jaś po raz pierwszy poszedł do szkoły; po powrocie opo­

wiada mamie swoje wrażenia:

— Wiesz, mamo, ten nasz nauczy­

ciel to jest całkiem głupi...

— A leż dziecko, co ty mówisz! Z czego ty to wnosisz?

— Napewno mamusiu tak jest. — Kazał nam dzisiaj na drugiej lekcji coś narysować — ja narysowałem ko nia i myśli mama, że on m iał naj­

mniejsze chociaż pojęcie o tem, co to

i « s t ?

POCIESZYCIEL.

Starsza panienka {wzdychając):

— Tale, tak, osiągnęłam ju.ż nieste ty ową nieszczęsną trzydziestkę.,.

Kawaler: — Niech się pani nie smuci, i trzydziestka minie!

PACYFISTA.

— Bój się Boga, Jasiu, (połamałeś swoje nowe wojsko, które ci wczoraj kupiłam.

— Bawię się w * rozbrojenie, ma­

musiu.

ŚPIĄC A K R Ó LEW N A . Pewien poważny uczony zamierza niebawem ogłosić ankietę na temat:

,i,Jakie musiałoby być zakończenie bajki „O śpiącej królewnie", gdyby w zaczarowanym zam ku znajdowali się rycerze, z których jeden czytałby dzi­

siejszą gazetę, drugi — w momencie zasypiania — palił monopolowego pa­

pierosa, a inny przebywał w bardzo 'bliskiem towarzystwie damy dwor­

skiej?

U JUI

— Mógłbym ęś raj kupiony u p|

rę czynowy?

— Co, nie ipodd

— Pierścionek

i a nie!

ZAWSZĘ Wróżka: — szczęśliwe dnie w<

czej blondynki, wystrzega brunety

Gość: — Założę moja żona...

— Zgadnij, jaki|

niejsze?

— Blondynki.

.— Nie, - przet

— Brunetki.

— Trafiłeś jesza

— Więc jakie,

— Siwe!

CZYSTO

— Twierdzi pas żonym koleją, z|

wana papierosemj rego zaczęła pa

— Tak.

— A czy nie podejrzenia?

— Nie, bo ja a ma względem mni OSOBLIWA Istnieje na placj domu pod nr.

stytucja.. Ogromny!

chodnia dla nienil de.ni, — zdaje si^

. pochwalić się niemowlętami i dz łyby się w potq|

radni.

WYH Fujarkiewicz Emą, za którą nń posagu. Po ślubie!

ko 5000 zł. Fuj w grzeczny sp<

Zdaje m i się, flf

&*gu papcio zapofl zera.

Kochany zięciu, tym zerem jesteś

W IN O , KOMfi Dwaj studenci]

wieczny temat wi wu,

— "Z czegobyłi jeden z nich, gdy)|

ko na dwie .przyj

— Ze śpiewu,

— A co byś «1 dwuch.

— To już zaM ry rocznik — wiJ

(5)

Ż Ó Ł T A M U C H A

PRO ZA. BAD A CŹ.

M łoda żona do męża w n a ^ę p n ^m — W yobraź sobie, Nudziarsk dniu po ślubie:

i wy*

T O W A RZY SK I.

— Jak się pani m ąż obecnie spra- brał się do Brazylji w celach nauko- wuje?

W ięc już twoirzymy jedno cia- wych. Chce mianowicie (poznać świat —• Ach, panie doktonze, istne utra- ło i jedną duszę?

■jU- 'tylko — Tak, kochanie, ale, mimo to nie trzebne mu są do-rozwiązania ostat- zaipommij kazać przygotować obiad na niej w „Żółtej Musze" podanej krzy-

2 osoby. ' żówki.

roślinny, z którego dwie rośliny po- pienie — ciągle przed lustrami siedzi.

1N0, to pani chyba już nie prze­

szkadza?

— Tak, ale on do lusdra pije.

iwie uro-

to będzie

najwier-

z panną

Św i a t ł a i c i e n i e w ie l k i e g o m i a s t a.-

MOTTO: „Jak się nie ma, co się lubi, to się- kocffa — co się ma".

P r z e d s t a w i c i e l f o d ż i n y T a s i e m e k do Nowaczyńskiego:

fi,,do gazet?! Przeciwko nam?!! Prosimy do środeczka, bowiem powiedziano jestt

™ ścia, — wstąp na cfjwilę!"

- Osoba pisuje

„szukasz szczę-

(6)

O B U W I E W . D O B R Z Y Ń S K I

DAMSKIE,MĘSKIEI DZIECINNEpolecaw dużymwyborzewyróbwłasny CHMIELNANr.18. — Egzystujeodroku1879.

D Z I A D I

W e Francy ji stał się cud, Do wyborów posedł lud, Odkrył swojora on psyłbice I głosował na lewicę, — Zwyciężyła una tyż.

Niemiec z tego ciesy sie, Ze sie frajcuz z nami źre, Jemu to ci jest na rynkę, Bo sie spieszy na woinkę Z nami albo z Francyjom.

Teraz na nas bocy sie I politykuje źle,

Gdy wystrychnie nas na dudki, To być mogom marne skutki, — Musim zastanowić sie.

Z frajcuzami zawżdy jest Niby dobre, niby fest, Az tu naraz coś sie zmienia, Duzo potym ma zmartwienia Nas minister Zaleski!

Frajcuz muchy w nosie ma, Wszyćko bierze, nic nie da, — Najpierw ksycy, ze nas lubi, Potym to sie z nami cubi, Taka juz to bestyja!

Zapomnieli widać juz

Ja k na syji mieli nóz . 1 jak Polak ich ratował A w obronie ich wojował Z przeróżnymi wrogami.

W Y K Ł A D

Profesor medycyny: Miałem pa­

nom powiedzieć dzisiaj o mózgu, ale przesunę to na następny wykład, bo dzisiaj mam co innego w głowie,

NIE ZROZU M IAŁ.

— Wyobraź sobie, w Ameryce był człowiek, który miał ośm żon. Ska­

zano. go na więzienie.

— Za karę, czy na .urlojp.

PEDA GOG .

— Co 'to są kwest je na czasie?*

— Naprzykład pytanie: która go­

dzina.

SZCZĘŚCIE

W miasteczu ,^Kozie rogi“ jedyny hotel znajduje się poza stacją kole­

jową. Aby się tam dostać, musi się przejść przez wysoki most ponad to­

rami. PeWnego razu gdy wyjejjlżał mój znajomy, ma-jąc wiele paikunków, skrócił sobie drogę do stacji, idąc po­

przez tory. Na przodzie szedł służą­

cy hiotelowy, niosąc pakunki. Gdy doszli do stacji, odwraca się służą­

cy i uśmiechając się, powiada:

—. O, pan miał dzisiaj naprawdę szczęście! Onegdaj szedłem itędy z jednym panem i, kiedy się odwróci­

łem, leżał już pod pociągiem.

K Ś P I E W A

W inc w to cinzko godzinę, Pułkowników rodzinę

Dziad przestrzega, ze sie zgubi, Kto sie czubi, a nie lubi, — I w niezgodę naród pchali

SO O W O HONORU.

Salcia: Moryc, czy ty przyjdziesz, czy nie przyjdziesz?

Moryc: Dlaczego ja by mnie miał przyjść!

Salcia: Całkiem napewno, Moryc?

\ Moryc: Całkiem napewno, kocha­

na.

Salcia: Daj mi słowo honoru, że przyjdziesz napewno.

Moryc: słowo honoru, że przyjdę.

Salcia: Twoje słowo honoru?

Moryc: Moje słowo honoru!

Salcia: No a teraz powiedz mi na­

prawdę, przyjdziesz, czy nie przyj­

dziesz?

Moryc: — Może.,..

D O W Ó D .

— Myślisz, że Irena będzie mi wierną.

— Jestem tego pewna. Ona była już wierną czterom mężom.

TUMAN.

— Kiedyście sdę urodzili?

9 —- W dniu tkiedy m i matka umanła.

-— A więc, kiedy wam matka uma­

rła?

-— W dniu moich urodzin.

ENCYKLOPEDJA

NIE! LUSTROWANA

(ciąg dalszy).

RO Z PY L A C Z y , pogromca smrodu.

RO ZT A RG N IEN IE — wpłacanie ra­

ty.

RÓ W N O U P R A W N IE N IE _ spotka­

nie z zwierzchnikiem w celi wię ziemnej.

RTĘĆ — domieszka „błękitnej krwi".

R U S A łK A wychowanka policji obyczajowej.

R Y G A — obrzydliwa stolica.

R Y W A L — cap w marynarce.

Sąd — dostęp do cudzych jabłek.

Sadło — dorobek językowy.

Sadysta — asystent chirurga.

Salutować — czcić bożka.

Salwa — .przemowa do przekonania.

Samobójstwo — zabawa w pojedynkę.

Sanacja — hodowla epidemji.

Sanatorjum — kolebka sanatorów.

Sąd — zemsta sprawiedliwa.

Sejm -i— ujeżdżalnia dla wałachów.

Sekret — wiadomość naukowa dy­

styngowanej dąmy.

Słup — rozumny parlamentarzysta.

Smary — kosmetyka damska.

Sojusz — współpraca pluskiew z pru­

sakami

Soliter — ikorba żołądkowa.

S. O. S. — zawiadomienie o upadło­

ści.

Sotnia — drobniejsza rodzina rzemie­

ślnicza.

'S padek — przekleństwo pozagrabo- we.

Spazmy — kreacja solistki operowej.

Stalin — dżokiej „Piatiletki".

Starość — ekwiwalent za rozpustę Stomatolog — szukający dziury w

całem.

Studja — praca około nadprodukcji.

Sybaryta ludożerca ,pożerający artystkę filmową.

Synchroni7acja — defraudacja w kil­

ku ministerstwach naraz.

Szelma — politykujący arystokrata,.

Szuler -r* przyjaciel naiwnych.

Ściana — najcierpliwsze audytorjum.- Ściek — nos, nagrodzony katarem.

Ślub symptom choroby umysłowej.*

(c. d. n G RZECZN E PYTANIE.

. W przedziale wagonu kolejowego*

jedzie dwuch podróżnych. W pew­

nym momencie starszy z nich zapy­

tuje drugiego:

— Przepraszam, czy pan doktór Patatajski?

— Nie — brzmi krótka odpow iedz

— Hm... bo widzi pan, pan ma pa- rasol doktora Patatajskiego, a dokto­

rem Patatajskim właściwie jestem ja;

sam.

(7)

" Ż Ó Ł T A M U C H A ?

N A S I BA N KIERZY.

iNa jednem z przyjęć u znanego bankiera i byłego dyrektora splajto­

wanego już banku, pana B.f przyja­

ciel jego w niósł następujący toast: —-

„Piję za zdrowie naszego gospodarza, przezornego i genjalnego dyrektora B., którego zmysł przewidywania i znajomość rzetzy skłoniły do przeniesienia na cele prywatne de­

pozytów kliijentćw przed upadłością, banku. D zięki temu mamy szczęś­

cie i zaszczyt przebywania w - jego v;ytwornem domu i spijania tych wszystkich delicyj, których nam nie szczędzi! Niech żyje!!

PO D SŁU CH AN E!

...powiadam pani, kochana pani Trzepałko, u tych Ciupalskich na we­

selu ktoś upuścił 50 groszy na podło­

gę, to jedną osobę zaduszono, a dwie połamały ręce i nogi w tłoku!

K O C H A J BLIŹNIEGO...

Pan Lipszyc, spacerując po moście Poniatowskiego, usłyszał nagle prze­

raźliwe krzyki tonącego:

— Ratunku! Tonę! Nie umiem pływać!

Pan Lipszyc przechyila się przez balustradę i m ów i z oburzeniem, wy^.

machu jąc rękami:

— No, to co jest? Też nie umiem pływać i nie robię takich awantur.

P O M Y SŁ O W Y .

Podczas inspekcji lekarskiej w jed­

nej z aptek warszawskich zauważono wielki gąsior, zawierający jakiś płyn.

— Co tam jest, pyta lekarz inspek­

cyjny.

— Mego pomysłu uniwersalny spe­

cyfik, którego daję zawsze, o ile nie mogę odcyfrować zapisanego w re­

cepcie^

ZŁE CZASY.

Pani, dając jałmużnę, do żebraka:

— Czy zebrana jałmużna wystarcza wam na życie?

— Dawniej wystarczała. Obecnie i ja odczuwam kryzys. Muszę codzien*

nie dokładać do tego, co użebrzę.

POLECAMY

DOBRA RADA.

Zanim wydać masz złotówkę, Obejrzyj ją ze trzy razy, A iittiilkniesz tak iszkaraęlnej Deficytowej zarazy.

Bo, niestety, „Sanatorzy“

Tego czynić zaniedbali, Bez żadnego oglądania Złotówkami wciąż szastali.

Chyba widzisz, jak żałosnych Skutków się dziś doczekali, A więc ty bądź roztropniejszy I po innej żegluj fali.

Teo-Re.

R O Z G A R N IĘ T Y .

Zegarmistrz: — Przynosi mi pan tylko w ahadło? a gdzie zegar?

Klient: — Zegar jest dobry, więc go zostawiłem w domu, tylko waha­

dło nie chce chodzić.

N ASZE SŁUGI.

— Marysiu, idź do księgarni i przy nieś książkę p. t. „Jak utrzymać młodość i piękność"/

— Dobrze! A czy mam powie­

dzieć, że to jest bardzo pilne.

M IĘ D Z Y SOBĄ.

M ałżonek Nr. 1: — Moja żona mo­

że przez długie godziny mówić na je­

den i ten sam temat.

M ałżonek Nr. 2: — A moja żona*

nawet nie na temat.

P R Z Y S Ł O W IO W Y SKARB...

Pan Wawrzyniec P^ździurko wy­

brał się ze swą połowicą na spacer w Aleje. Znudzony stałam ględzeniem połowicy, decyduje się na powrót do domu. Zfbliża się do stojącej na uli­

cy dryndy i pytą:

— Ile chcecie za kurs do mnie, na Długą, oczywiście za dwie osoby?

— Z łoty pięćdziesiąt, królu...

— A bez mojej żony?

— Taiksamo! To jedna cena!

— W idzisz? widzisz? — zwraca się pan Wawrzyniec do żony. — Za*

wsze ci mówiłem, że ty sama nic nie jesteś warta!...

FA B RY K Ę KAPELUSZY

FILCOWYCH

SŁOMKOWYCH I GALANTERYJNYCH

W A C Ł A W A S Z O LC A

współpracownika firm

A. BER N A RD IN SUCR FAN FAN I et S T A G I W PARYŻU

W A R S Z A W A

C h m i e l n a 15 — . T e l e f o n 307 -76

O D P O W IE D Z I R E D A K C JI.

„R ak" — Warszawa: — Prosimy o* wiersze lub prozę, ale zawierające mocną pointę humoiru lub satyry, jed­

nak cenzuralne. «

C, T. — Warszawa: — Żałujemy, i „rozmyślań pesymisty*’ druKować nie motżemy. Dobry to wiersz na ła ­ my miesięcznika lub tygodnika li­

terackiego; — my ze względu na cha- rkaiter naszego czasopisma, wybiera­

my utwory, zawierające dowcip lub ciętą, krótką satyrę.

P ,M kulecki: — Wszystkie nade­

słane rysunki niecenzuralne, chociai dobre w pomyśle i wykonaniu,

P.P. George Abbe i Stanisław Za­

krzewski: —- Za zwróconą uwagę dziękujemy. Rzeczywiście zaszła po­

myłka zecera, który -opuścił parę słów i- przez to wypaczył myśl podanej za­

gadki. Poprawioną szyfrówkę, w brzmieniu właściwem podamy w na­

stępnym numerze.

OSTROŻNY.

iPierniikowski należał do rzędu za­

niedbanych ludzi, i żywo przypominał znanego na bruku warszawskim li- lifcerata Powójczyka.

W tem zresztą nie było nic nad­

zwyczajnego, gdyby nie to, że pew­

nego razu Piernikowski zapragnął się ożenić.

■Niie mogąc zn aleźć' odpowiedniej pantji, udał się do rutynowanej .swat­

ki.

— J a panu pomogę i prędko na­

wet znajdę żonę, *<?- zapewniała swat­

ka — tylko pan musi mi w tem co­

kolwiek pomódz: — przedewszyst- kiem należy się ogolie, umyć, w ło­

żyć całe ubranie i .czysty kołnierzyk.

— A jeśli nic z tego nie wyjdzie?

— poco ta subjekcja! —. zaprotesto­

wał Piernikowski.

N A SI MĘŻOW IE.

— No nareszcie po pół roiku na- szego małżeństwa nauczyłam się go­

tować i będę mogła osobiście przy­

rządzać ci jedzenie. Czy zgadzasz się na to, mę«żusiu?

f

Jeżeli nie Szyller-Szkolnik, to któż inny potrafi szczegółowo określić Twój charakter, zdolności i przeznaczenie, Szyller-Szkolnik jest Redaktorem pisma

„Świt" (Wiedza Tajemna) autorem wie­

lu prac naukowych, posiada szereg pro- tckułów Towarzystw Nauków. Stolicy.

Jeżeli Ci brak energj, równowagi, je­

żeli cieipisz moralnie, potrzebujesz do­

brej rady, przyjdź, a poznasz kim jesteś, kim być możesz. Dowiesz się, jak żyć, aby zwycięsko przeciwstawić się losowi.

Jeżeli wątpisz, nie masz czasu, napisz natychmiast imię rok, miesiąc urodzenia, a otrzymasz określenie ważniejszych faktów życia darmo (75 gr. znaczki pocztowe i niniejsze

ogłoszenie załączyć)

PSYCHO- GRAFOLOG SZYLLER-SZKOLNIK Warszawa, ul. Zórawia Nr. 47 m. 2.

Przyjęcia esobiste płatne — cały dzień. Analiza szczegóło­

wa — horoskop — odpowiedzi słynnego medium Evigny-Rara zl. 3.

" N : W [ O

>

n §-2

S n.

nJ £

o 2' >

a 7*

I-. co

•o Ko n a

P O

N* ^ O ^<J B O

o Er

*2. 0 (V N £

5.o 3 2.03 1 ¥

5 “"Oa - rc

£3 O S i rc n

J cn

kr s.

CO

u O H W G O

£

r >

H

t o

5

>N

O I—I M O

*

> t £

> S

(8)

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką): miesięcznie zł. 1.00 — kwartalnie 2.50 — półrocznie zł.

rocznie zł. 8.00. Zagraniczne i w tekście o 100% drożej. Konto w P. K. O. Nr. 14370 Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. V2 ^1. — 150 zł. 1/i — 75 zl. A/t — 40 zł. Marg, 50 Adres Redakcji i Administracji, (czynnej od 10— 16 pp.) Warszawa, Wspólna 6. Tel. 9.25- Oddział Poznań, Wysoka 11, św. Marcin 5. tel. 14-45, Godz. adm. 9-12 i 15-18, godz. red. soboty 17*

Z CYKLU:

NASZE K R A J O W E BOLĄCZKI

„ Anioł'' biurowy do kandy lata na samobójcę: — Też się wybrał przecież dzisiaj posad niema, mój człowieku....

W Y R A F IN O W A N Y .

— Pocóż pan obciął swemu Pik#*

siowi ogon.

— Ilekroć przy chodziła do nas teściowa, iten bydlaik machał ogonem, a to mi się nie podobało.

W Y G O D Y .

Pytano się małego Ignasia, jakid wrażenie, wywarła na nim pierwsaj podró'ż pociągiem.

— To zupełnie tak, jak książka j obrazkami — odpowiedział — tylko;

że nie trzeba kartek przewracać!,..:

RADA.

— Dwaj cwaniacy warszawscy sta­

nęli przed figurą tancerki w parku;

Skaryszewskim.,

— Nie wiesz, Wacuś, co to za fi­

gura? V

— Nie mam pojęcia. Ale, jeżeli chcesz się dowiedzieć, ito odwal jej głowę, a już jutro, w gazetach będzii pisać, co to iza facetka.

N A SZA SŁUŻBA DOMOWA

—- Jak panina Mąńcia uważa: czyj lepiej garnki szorować, ozy bahory' niańczyć?

— Ja, to widzi pani Ignacowa, wolę nosić dzieciaki: jak 'takiego szczeniaka na ziemię upuszczę, to m i przecież za to z pensji nie poj trącą!.,.

ZN A W C A .

Pani M atołkiewicz powiła bliźnięta*

Szczęśliwy ojciec prowadzi starszej ośmioletniego Wicusia do pokoju, w którym znajdują się owe bliźnięta aby pokazać mu nowych, maleńkiej braciszków.

— No, cóż; Wicusiu —^

szczęśliwy papa — jak. ci się b ają te dzieci?

Wicuś pattfZy i krę>ci głową.

— W yboru takiego to tu niema* — mówi z miną znawcy - jeżeli już mamy jednego z nich trzymać, to jabym wolał tego dymka z prawej strony.

Redaktor odpowiedzialny: Franciszek Gawroński.

Przesyłka pocztowa opłacona ryczałtem.

o k . u . l . 5 X* V f « s j r$

Wydawca: „PRASA", Spółazielnia

2343 Druk. W. Piekarniaka, Warszawa, ul. Ordynacka 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zdawałoby się, że słynne „wykresy igraficzne o uczuć&#34;, jatkie kazali wykonywać dziatwie szkolnej niepoczytalni nauczyciele polskiego, należą: już wy­..

A na zakończenie mej płomiennej pochwały, zwracam się do naszego Państwowego Monopolu Spirytusowego o należne mi honorarjum za wspaniałą reklamę jego wyrobów

Świnarski — Dąbrowica: — Życzenia Pańskiego, ze względów zasadniczych (brak odpowiedniego aparatu i sił) nie możemy uwzględnić. Natomiast list Pański

kowi Połsudskiemu przez ówczesnego premjera Bartla, codzienne rachunki p. Miedzińskiego na 3000 i więcej złotych, wydawanych przez niego w Oazie, najwymowniej

I tak, gdy obrona atakowała Brześciem, oskrżyciele bronili się Krako­X. wem, zaś na Kraków oskarżycieli obrona

Oddałbym chętnie za młodzieńcze lata Złoto Rotszyldów i sławę Woltera, Lecz dzisiaj inne jest pojęcie świata, — Nawet poeta go się nie wypiera: — Każdego pali

Na dzisiej- szem posiedzeniu Ligi Narodów, delegat Cj^in przedstawił członkom zgromadzania ubolewania godną sytuację, w jakiej od stu lat znajdują się Chiny.. W

mi, gdyż do legendy należą te dawne dobre czasy, kiedy wystarczało zapisać się do Sanacji, by mieć preferans przy talerzu i butelce. W dodatku o lukratywny