P IĄ T E K DNIA 1. STYCZNIA ,1830 ROKU.
POEZJE ALEXAŃDRA CHODŹKI
T r z y n a stę p n e w y ią t k i z k tó rych m y ś li d l a l i t e r a - łó w P o lsk ich now e i u d e r z a ią e e , n a jś w ie tn ie j b ły s z c z a w zb io rze P o e z ji P u n a C h o d źk i, d a d z ą C zytelnikom , n a • szyiń, le p s ze n a d w sze lk ie recen zje o n ich w yo b ra żen ie.
M O R Z E . ( z Ż u k o w sk ie g o ).
Milczące m o r z e , lazurowe moł ze , S t o ię , z twych g łę b i mezdejmuiąc oka , Z y ie s z ! tchniesz! trw ogi m iłosn e cię pal®.?
W twych toniach drżym ie iakaś myśl głęboka.
M ilczące m orze y lazurowe m orze , Odkryj mi tajnię co leży pod falą 9 Czemu tak dyszą twoie piersi m gliste y Go tak sm utucgo dumasz w twoi ej g łęb ią
Czyliż to niebo tak ia s n e , tak c z y s te , Z ziem i do siebie ciągnie cię i k łęb i?
T a jn e , rozkoszne, czuiąc w sobie ż y c ie , Gładkieś przed gładkiem obliczeni kochanka, Radosne w ieg o kąpasz się b łę k ic ie ,
Z nim się rumienisz co w ieczór, co ran k a, le g o obłoki pieścisz na twem ło n i e , Nocą gwiaździste iego nosisz stro ie, A kiedy chmurna , w ietrzna, burza w ionie , Chcąc tobie wydrzeć piękne niebo twoie ,
Dąsasz s i ę , w yiesz , buchasz i z zawieią , . ' • Z m głam i się łam iesz aż pokonasz wroga.
M gły się rozsypią, chmury się r o zle lą , Lecz nim się twoia u k ołysze trwoga D łu go falami gro zisz, długo dyszą T w e zmordowane p iersi— cisz na n ie b ie , Aż oczy w oczy spojrzawszy na siebie , Hoziaśniasz c z o ło , odpowiadasz ciszą , I gniew twój zwolna na dno twoie tonie, Ach! ty się kochasz w n ie b ie , i drzysz o n i e !
E U N U C H . I cóż m ilszego iak cień w upałach , I cóż m ilszego iak lulka w cieniu?
la k palić lu lk ę, siedzieć w milczeniu , I o niebieskich marzyć m igdałach?
O! gdybym tęczę m iał zamiast cybuka, Wulkan za lulkę i dąb za hajduka*
U rżnąłbym równo dwa tęczy końce , N a iednym końcu wulkan bym w p ra w ił, Na drugim zamiast b u rsztynu, sło ń ce, W tyle za sobą dąb bym p o sta w ił,
I sied ział sobie iak Nuszyrwan ia k i, Z góry na ziem skie poglądaiąc Saki.
Dąb mój najwyższy z dębów Iranu, Lasy i góry p rzerósłszy g ło w ą , S tałby cierpliw ie z lulką gotową , Cienia i chłodu nie skąpiąc P an u ,
A iakbym u snął zmordowany skw arem , D ąbby oganiał kom ary konarem.
Hej d ę b ie ! f a j k i! — z Sułtańską m in ą , * P aliłbym dym ek cedząc przez z ęb y ,
A lbobym rzucał k ręgi i k łę b y , A fb ym się chmurą o to czy ł siną ,
Mój b iały turban iak łe b A raratu, Z ponad obłoków panow ałby światu.
Skończyw szy lulkę uradowany, D opóty dąłbym , dopóty d m u ch ał, D o p ó ty ż a r e m , pop iołem b u c h a ł, Aż Frengistanu psów , iak kasztany,
P op iek łb ym w żyw ym ogniu cześć A li, I w ytrząsł p o p io ł na tych co zostali.
U S T Ę P Z KASYDY Iszej.
Allah ią dla m nie s t w o r z y ł, nasze c h ę c i, Gust, m y ś li, w szystko aż do rysów tw arzy, B y ły podobne j b liz k ie ; gdy zdaleka Czasem w y b ieg ły , znów w iedno ogniwo, Z biegały skoro. Ach! lecz ręce człeka Z erw ały z ło te Bozkich' rąk przędziw o!...
Ia iej nie sk a rżę, n i e , ona n iew in n a, Ona go, iestem pew ny, n ie k o ch a ła , Co m oże w domu rodziców dziewczyna , T yle iak ona m łoda i nieśm iała ?
Wmówią lub każą. Gdy opiekun sknera, Gdy się uprzykrzy złośliwa m acocha, Id z ie , choć męża serce nie wybiera.
I on niew inien. Któż cnoty nie kocha ?
Cnoty w tak młodej* w tak pięknej dziewczynie j Któż niechce spocząć w obięciu anioła ?.
O nib ! ia tylko kląłem i klnę n in ie , Z łą gwiazdę moią , g łu p ie serce moie , Go się uczepi iak paiąk do zioła * I z najmilszego kwiatu w życia ł ą c e , Z m iło śc i, zamiast ssać miody pachnące, Gorzkie i mętne wysysa napoie.
I całe życie pędząc z tej osnowy, W e własnych sieciach w ikła się i dręczy.
Ach! tak |ią dręczy m yśl m a , córka głow y, Ach! tak ią smutek oplata paięczy! —
B A J K L PODAGRA I PAIĄK.
Podagrę z nóg Barona co się rzadko zdarza >
S p ęd ził Doktor z pomocą Pana A ptekarza,
Cud w ielki iest to; praw da, niew ierzcie gdy chcecie^
W szakże to Bajki pisać wolno iest Poecie.
Ale wróćmy do rzeczy: Podagra spłoszona ) Chcąc uiechcąc ustąpiwszy z mieszkania Barona y P oszła nowej hulanki w starych szukać nogach:
Iuż się długo w łóczyła po lasach i drogach, I dziwacznego losu wypełniaiąc wolę*
Zeszła się raz z Paiąkiem w wiejskiej gdzieś stodole*
Z wyższym trochę niż Paiąk obeznana św iatem ,
Grzeczna, m iła , uprzejma i wymowna zatem , Tak sobie biedne zw ierze uiąć p otrafiła, Ze razem do w łóczęgi z sobą namówiła. ■ c
W ięc się wpodróS wybrali nowi p rzyjaciele, Lecz mimo usilności nie uszli zbyt w iele.
Robak lezie p o m a łu , Podagra kulawa , Za piątym krokiem ięczy.a za ósmym stawa , T u przyszła m ysi do głow y zm ęczonej Chorobie, A by zagościć w chacie i odpocząć s o b ie ,
W eszła ale nie w ielkiej doznała pociechy, Na zim nie spoczyw ała pod zasłoną strzechy, Zamiast potraw, chleb prosty, woda zamiast w in a , Lecz się większa do Salu znalazła przyczyna : Ta która całe sobie £ycie próżnowała ,
Przed iutrzeńką do pracy z chłopem iśdź m u sia ła , Tem czasem Paiąk bardziej w przedsięwzięciach stały W lokąc się co raz dalej ujrzał dom w spaniały, Wchodzi w reszcie i w krótce na samym su fficie, Z nadzwyczajną zręcznością swe rozpina sicie.
W tem do wszelkiej posługi natychmiast gotowa , Z m iotłą nowo przyięta wchodzi pokoiowa , I zrywa paięczynę za iednym zamachem , P oglądał na to Paiąk z kącika ze strach em , Lecz z pracą nieprzerwaną zu siln ością d łu g ą , P rzy oknie w tejże izbie z ro b ił siatkę drugą.
W krótce nadszedł Pan Hrabia przystojny i m łod y, Obok niego Klorynda pyszna z swej urody, Ta zaledwie Paiąka przy oknie u jrza ła , Ach spazm y, m dleię, Hrabio, ratu j, zaw ołała!
Natychmiast nasz Pan Hrabia dobyw szy swej szpady Co okrywała chwałą waleczne naddziady,
la k bohater co w boiu wygry w ał statecznie,
Na bledną paięczynę rzuca się w aleczn ie:
N ic się oprzeć nie zdoła ieg o dzielnej szpadzie , K o le , m acha, wywiia i do pochwy k ładzie.
Widząc paiąk zniszczoną pracę i staranie, Porzuca pełnej przeszkód i zgiełku m ieszk a n ie, A że p e łn e przypadków życie śm iertelnika , Swą lubą przyiaciółkę drugi raz spotyka 1 Gdy się radzą wzaiemnie korzystąiąc. z chwili , Go mieli dalej robić z sobą uradzili*
T en w ch acie, ta w pałacach życie sobie s ło d z i, Niechaj każdy tam żyie gdzie się kto urodzi.
L . R e tte l.
NIEDŹWIEDŹ ŻONATY.
M yś niedźwiedź zgrabny p ięk n y i w esoły, Co Sm orgońskie p rzeb y ł szk o ły ,
Go nieźle nawet tańczył i Sztaiera, Iednym słow em ukończony, Zapragnąwszy ładnej Sony, M ałpę za towarzyszkę dozgonną obiera.
A le nie długo b yła ta para szczęśliwa , Pani żona nadto żw awa,
la k się kiedy rozigrałą ,
Nawet po karku m ężow i skakała:
Fraszki to prawda są żony pustoty, Choć nasz niedźwiedź dość uparty, W szystko to iednak poczytał za żarty:
Lecz wkrótce inne nastały k łop oty,
Niechno w czem kolwiek mąż przeskrobał ż o n ie , A niedźwiedź także nie św ięty,
Natychmiast Iejmość cała gniewem p ło n ie , Zaraz hałas niepoięty.
7 — Lecą tysiące uszczypliwych słó w ek , Ł a ia ń , przezw isk i wymówek ,
D osyć i e zawsze czyste p iek ło w dom u, D łu g o mą£ o tem nie m ów ił n ik om u , L ecz kiedy nawet cierpiał bez powodu 9
P ro sił £onę do rozw odu.
M ędrszy iuz teraz nie szukaiąc w ie le , W ziął za p ołow icę ciele , T eraz dopiero w domu same n u d y, Bo ciele g łu p ie , nikt tem u n ie p rzeczy,
T o coś powie nic do rzeczy, T o mu za c ię ik ie są domowe trudy, Tak , £e niedźw iedź utrudzony,
P o zb y ł się ?<xny®
Iakże to łatw o m oi przyjaciele , D ostać m ałp ę albo ciele.
LEW I IEGO RADA.
Lew na którego knieia nie kontenta , Szem rała g łośn o Se srogością r z ą d z ił,
Aby w ięcej nie p o b łą d z ił, W ybrał do rady najlepsze zw ierzęta :
O s ie ł, owca i k u n d el, lis w sztuki ob fity, Pozyskali te z a szczy ty ,
Na to szpic błazen dworski co to w każdej p o r z e , W szystko Panu mówić m o£e,
Zapytał króla co ten wybór znaczy, Lew mu rzeczy tak tłóm aczy, O sioł z głupoty, owca zaś z b o ia źn i, Lis przez pochlebstwo a kundel z p rzy ia źn i,
Gdy ia pierwej rzeczy zw a£ę, T ak doradzą iak ia ka£ę.
L . JV. R ctU U
BRYTAN I BONOŃCZYK.
Chciała Sona, mą£ w ygn ał brytana strażnika Natomiast drogo k u p ił ciućkę bonończyka, N iedługo potem sprawnych złod ziei gromada , Dowiaduie się o tem , i państwo okrada , Zawsze na z łe wychodzą /ad ze nied orzeczn e, N ie to dobre co piękne , lecz co użyteczne.
/ . U ia n o w sk i.
K O S Z Y S K O Gdzie Mazowieckie siedlisko,
W oddalonych czasach r z ą d ził, X ią£e M ieczysław K pszysko,
B y ł panuiącym a b łąd ził.
Pewno nie zn ał co są cnoty.
Pewno ich plonu nie z y s k a ł, W dowy nieszczęsne sieroty,
N ieęnym sposobem uciskał.
Bóg bez początku ni końoa, Nędznych ludzi ięk i sły sz y , Ś le natychmiast śmierci gońcd, Na zbrodniarza wojsko m yszy.
Gdzie szumią W isły bałw any, U ciek ł na ły żw ie K oszysko, A le i tutaj ścigany,
Złowrogich losów igrzysko.
Choć w zamka , choć noc zapadła y Próżno przeznaczeń u n ik a , Dościga go zgraia zja d ła ,
I pożera bezcelnika.
I . U ła n ó w sk i.
POWINSZOWANIE LOŻMAJSTRA.
W miejscu wytchnienia pracy, gdzie scena w esoła f Zasępione trudami w-ypogadza c z o ła ,
I gdzie w ielbione cn oty a wyśmiane wady,
D aią się w swej prostocie widzieć przez przykłady $ M nie co p rzez brak talentu ni bawię ni u c z ę , Ku powszechnej u słudze los p rzeznaczył k lu c z e , Łaskawa Publiezności, twój sługa w twe r ę c e , Niechaj Syczenia moie zło£ę i póśw ięcę. .
N iech ci tak iak w oddanej zabawom godzinie • Rok zaczęty w esoło i pom yślnie p ły n ie , la zaś uprzejmy sługa niech szczęśliw ym b ę d ę ;
Zyskuiąc dobroczynność waszę na koleiidę<
DAWNA REGUŁA DOBREGO GOSPODARZA.
Cecij Boga twego do zgonu tw ego a wiernym będziesfó Źyj podług wiary, pij podług miary: £yw i zdrów b ęJ
dziesz ,
PrzyłóS p iln o ści, u£yj m ierności maiętnym b ę d z ie s z , Miej serce czyste nie opoczyste, poczciwym będziesz j Odpuść winnemu daj potrzebnem u, pobożnym będziesz^
Miej x ięg i w głow ie nie w hucznej m o w ie , roztropnym będziesz ,
Karz kłam stwa zdrady, uśmierzaj zwady, sum iennym będ ziesz ,
Radź p rzyiaciołom , nie dmji w ul pszczołom a m iłym będziesz i
N ie budź siedź cichoj kiedy śpi licho, szczęśliw ym bę«
d z ie sz . X .
— 10 — Z Ł O D Z I E J ( Z d a rze n ie p r a w d z iw e ) •
Baron C • . • • powracał ze wsi w poieździe cztero- konnym wiezionym przez dwoie dzieci (jockeis) a p o przedzonym od dwóch żokeiów k on n ych ; w łaśnie prze- ieżdzał przez gęsty la sek , gdy człow iek uzbroiony du
beltówką wyskoczywszy z za krzaków donośnym głosem rozkazał zastanowić się podróżnym; Na te grzmiące za- prosiny dzieci zatrzym ały konie y assystenci zaś przestra
szeni um knęli cw ałem .
Ow człow iek z flintą do poiazdu przystąpił i u k ło n ił się Milordowi , zwracaiąc ku niemu podwójną rurę swej bronią ta k j że Lord nie m iał alternaty ratunku ani sposobu ucieczki.
Tysiąc razy przepraszam Cześć waszę ieźli pozwa
lam sobie opóźnić iej p o d ró ż, ale nader gwałtowna p o
trzeba — Kończ WPan, tchórze mię opuściły, iestein w ie go mocy — Niech m ię Bóg uchowa od złych ku waszej Czci zam iarów, sposób mój życia zawsze b y ł uczciw y.
;— O za p ew n e, i bardzo — Jestem P u sźkarzem , a bę- dąc w gwałtownej potrzebie życzyłbym tę flintę Czci wa
szej sp rzed ać, ieźli Cześć wasza <żechce ią nabydź.”
To mówiąc Puszkarz nowego rodzaiu odciągał kur
ki i podawał fuzję stroną kolbie przeciwną. wKończmy zaw ołał B aron, wiele wam trzeba —- Milordzie ta fuzja nie tania, lecz zato doskonała — W ieleż w reszcie — C zte
rysta gwineów — Mam tylko sto przy sobie — N ic nie szkodzi; słów ko Milorda do iego bankiera będzie dostate- cznem — Iakże napisać? — Mam tu p a p ier, pióro i atra
ment ——WPan zaprawdę iesteś przezornym? — Z apew ne>
hiechodze nigdy po gościńcach nie opatrzony — B eż w ąt
pienia.
B ilet napisany, sto sterlingów gotowizną zapłacone;
Puszkarz w ręczy ł fuzję Lordowi a ukłoniw szy mu się a£ do z ie m i, ży czy ł szczęśliwej podróży. C złow iek ów spokojnie wraca, do la su , gdy Milordowi przyszła m yśl:
»Z łodziej teraz bezbronny, mogę go zmusić do oddania mi pieniędzy * i wysadziwszy głow ę z poiazdu w ym ierzył strzelbę na pieszego. »N ieszczęsny, ieżeli krok na przód stąpisz w łe b ci wypalę .. oddaj mi złoto a gdzie indziej szukaj szubienicy. — Ale M ilordzie ? — Oddaj mi ie mó
wię , albo iuż po tob ie.” Przedawca powraca spokojnie do poiazdu j nie unikaiąc broni która mu grozi. »Targ nasz przybity, Milordzie towar iuż oddałem a pieniądze w ziąłem , prżyzrtaię że cena nieco wysokaj ale ia przy- w ięzuię wielką do niej wartość a Milord wolnym b y ł ku pić ią lub n ie. — Zbrodniarzu to za nadto, W y p a l ę ! —-
Strzelaj M ilordzie, nie nabita.”
Baron zawstydzony puszcza kurek , złodziej oddala się ze śm iechem i niknie w gęstw in ie. Nazaiutrz bezczel- nik udał się do bankiera w L on d yn ie, dla wzięcia kwo
ty na kw icie w yrażonej; bankier uprzedzony: zatrzyma
no winówajcę i uw ięzionego pod sąd oddano... Sędziow ie iediioinyślnie wydaią wyrok , że niem asz w k ód exie An
gielskim praw a, którfeby zabraniało przedawać broni na gościńcu : i p odług tego dziwacznego wyroku złodziej b y ł uw olniony, a Milord skażany na w ypłacenie umówione) ceny.
k . Li
Pism o Perjodyczne M o t y l wychodzić będzie nadal pod temi co i dotychczas w arunkam i: co Piątek wydanym będzie Numer z ryciną kolorowaną. Prenumerata w S toli
cy w ynosi z ł. 10. po Woiewództwach z ł. 1 2 .— W Stolicy
12 _
pfrtenumferować można: u P P . B r z e z in y Ulica M iodow a, M a g n u sa tam że, C iechanow skiego Podwal*, W e m m e rd Krakowskie-Przedm ieście, S z m it naprzeciw S. Krzyża j w S k ła d z ie p a p ie r u z I e zio rn e j Ulica W ierzbow a, D a t T ro zza Ulica,Senatorska , K elich en a Ulica D łu g a .— Kto- by sobie ży czy ł nabydź exem plarzy kwartałów poprze- dzaiących, może ie W którym kolwiek z kantorów zamó
w ić , bądź b ryciriami, bądź bez nich. — T ex t osobno z ł. 6. Cźytelnicy pó Woiewództwach zam ieszkali, za o p ła tą ceny zwyczajnej, exmplarze koiripletne bez sawodii
przesłane mieć będą.
Z A , 6 A D K A<
Wilją wigilji Nowego Roku j W idziałem taką osobę
K tóra, śmiej się sobie z boku j T yle rąk miała ile dni w roku.
Na w iększą ieszcze wiarę twoią stawię próbę ^ Mówię żeś ty ią widział i w tę samą d o b ę , A chociaż dzisiaj Bryareiów niema , T yś na nią patrzał oczami obiema.
— D o dzisiejszego Numeru dołącz arą się numerowa
ne Bilety Prenum eraty, za zwrotem których przypadłe wygrane oddane będą.
r 1 -- * ' - - - ~
EXEMPLARZ 18.
Explięation de la gravure Nro. 53* Coiffure en blonde, Ho-' łfe en tissu d ’Or garnie de blonde.
Objaśnienie ryciny Nró 53. Upięcie blóndynew e, Suknia złotolita ^arnirowana blondyną.
W DRUKARNI PRZY ULICY LESZNO. Nro 660;