J o 'tl J » w n T-! <|ft m t T ł " I ■-- ,l.ll'" '7‘ > "■'■ \ '.y ^ u M f c ^ w w iw r y y i^ k
Nr.L Wąbrzeźno, dnia stycznia 1928 r. Rok 5
E w a n g e 1 j a
św . -Ł u k asza rozd z. 2, w iersz 3 3 — 40.
O jciec J ezu sa i m atk a d ziw o w a li si£ tem u , co o N im m ó w io n o. I b ło g o sła w ił im S y m eo n i rzek ł d o M aryi, M atk i Jego: O to ten p o ło żo n jest n a u p a d ek i n a p o w sta n ie w ielu w Izraelu i n a zn ak , k tó rem u sp rzeciw ia ć się b ęd ą . I d u szę T w ą p rzen ik n ie m iecz, a b y m y śli z w iela serc b y ły o b ja w io n e. I b y ła A n n a p rorok in i, córk a F a n u elo w a , z p o k o len ia A ser: ta b y ła b ard zo p o d eszła w leciecb , a sied m la t ży ła z m ężem sw y m od p a n ień stw a sw eg o , a ta w d o w ą a ż d o la t o śm d ziesią t i czterech , k tóra n ie o d ch a d za ła z k o ścio ła , p o sta m i i m o d litw a m i słu żą c w e d n ie i w n o cy . T a też on ej g o d zin y n a d szed łszy , w y zn a w a ła P a n u i p o w ia d a ła o n im w szy stkim , k to izy o czek iw a li o d k u p ien ia Izra elsk ieg o . A g d y w y k o n a li w szy stk o w ed łu g za k o n u P a ń sk ieg o , w ró cili d o G a lilei, d o N a zaret, m iasta sw eg o . A D ziecię ro sło i u m a cn ia ło się p ełn e m ą d ro ści, a ła sk a B o ża b y ła w n iem .
Nauka z ewangelji.
C zem u się d ziw ili M arya i J ó zef tem u , co m ó w io n o o D ziecięciu J ezu s ?
R a d o w a li się, że P a n B ó g tak cu d o w n y m sp o so b em p rzez ró żn y ch św ia d k ó w , a n io łó w , p a
stu szk ó w w sch o d n ich m ęd rcó w ie i sęd ziw eg o S y m e- o n a o b jaw ił ta jem n icę, iż D z cię Jezu s jest o cze
k iw a n y m Z b a w icelem św iata.
Jak p o łożo n jest C h rystu s w ielo m n a u p a d ek ? S ta w szy się czło w iek iem , jest C h rystu s w szy t- k im tym n a u p a d ek , t. j. n a w iek u iste p o tęp ien ie, k tó rzy u sły szeli J eg o n a u k ę, a le jej n ie p rzy jęli i w ed łu g n iej n ie żyją.
K tórym b ęd zie C h ry stu s P an k u zm a rtw y ch w sta n iu ? T y m , k tó rzy u w ierzy li W eń i w n a u k ę Jego i w ed łu g n iej żyją. Jeśli w d o b rem w ytrw ają, w ted y zm a rtw y ch w sta n ą i w n ijd ą d o ży w o ta w ieczn eg o .
O ile jest C h rystu s zn a k iem , k tó rem u sp rzeciw ia ć się b ęd ą ?
O ty le, że Jego n a ro d zen ie z D ziew icy , źy ' cie, m ęki i śm ierć, a m ia n o w icie J eg o n iebiań "
sk ie n a u k i, ca łk iem p rzeciw n e św ia tu p o ch o p n e- m u d o żą d z, b ęd ą dla* ży d ó w i p o g a n p rzed m io
tem u rą g o w isk a i b lu żn ierstw a . I tera z jeszcze, ja k m ó w i św . B ern ard , jest C h rystu s zn a k iem sp rzeciw ia n ia się w ielu ch rześcijan , k tó rzy sw ą p y ch ą sp rzeciw ia ją się J eg o p o k o rze, ch ciw o ścią u b ó stw a , n iep o w ścią g B w o ścią p o sto m , ro zp u stą czy sto ści, len istw em g o rliw o ści, k tó rzy G o w y
zn ają u sta m i, a w y p iera ją G o się w u czy n k a ch i p rzez to d o w o d zą , że ty lk o są z im ien ia ch rze ścija n a m i. „M asz im ię, że żyjesz; a le jesteś u m ar- iy-« (O b ja w . 3, 1).
C o zn a czą sło w a : „ D u szę T w ą p rzen ik n ie m iecz ?“
Z n a czą : n a jsro ższy sm u tek p rzeb o d zie T w ą d u szę jak m iecz ostry. B y ło to p o d ó w cza s, g d y M arya słu ch a ć m u sia ła o b elg i u rą g o w isk ży d ó w m io ta n y ch n a S w eg o S y n a i g d y G o w id zia ła k o n a jąceg o m ięd zy d w o m a ło tra m i. R o zw a ża ją c to stra p ien ie m iło ściw ej M atki B o żej, za w oła ł św . B o n a w entu ra : „ N ig d y n ie w id zia ł n ik t w ięk szej b o leści, g d y ż n ig d y n ie jn iło w a n o tak g o rą co d ziecięcia !“ (U ro czy sto ść M atk i B o sk iej B o lesn ej).
P o w y ższa n ied ziela jest zw y k le o sta tn ią n ie
d zielą rok u cy w iln eg o , stą d też n a k a zu je K o ścio ł w d n iu tym m o d litw ę d zięk czy n n ą za ła sk i w cią
gu rok u o d B o g a o trzy m a n e.
Śmiertelne trendzie i szminki.
T rag iczn a śm ierć ta n cerk i Izadory D u n ca n , k tórą u d u sił jej w ła sn y sza l, n a su w a p rzy p o
m n ien ie ró żn y ch n ieb ezp ieczn y ch m ó d k o b iecy ch T a k b a rd zo m o d ne o sta tn io p rzy sza la ch i su k n ia ch tren d zie m o g ą się d la w ła ścicielk i sta ć często zg u b n em i. Z n a m y ca ły szereg w y
p a d k ó w , że k o b iety w ch o d zą c n a sch o d y , za p lą - ty w a ły się w e tren d zie su k n i lu b sza la i p a d a ły m n iej lu b w ięcej szczęśliw ie. R ó w n ież w ą sk o ść m o d n y ch sp u d n iczek u tru d n ia ją ca sw o b o d ę ru ch ó w , n iera z w y w o ły w a ła złe sk u tk i, p rzy w sia d an iu szy b k iem d o tram w aju oraz jeszcze częściej p rzy zesk a k iw a n iu .
198 Niebezpiecznemi również mogą się okazać wysokie obcasy. Abstrahując już od tego, że niektóre choroby nóg i przepony brzusznej po
chodzą z wysokich obcasów, ale nieraz zdarzało się, że wysoki obcas na schodach, albo szynach tramwajowych stawał się powodem nieszczęśli
wego wypadku.
Krótkość współczesnych sukienek, powodu
jąca wystawę nóg, skłoniła panie do wskrzesze
nia mody okrągłych podwiązek. Podwiązki te wprawdzie przyczyniają się do należytego wy
ciągnięcia pończoszki, ale tamują normalną cyr
kulację krwi i mogą wywołać szczególnie u star
szych pań ciężkie zaburzenia w obiegu krwi.
Czasem mogą nawet spowodować śmierć z po
wodu ataku sercowego.
W każdym razie przyznać należy, że moda współczesna nie przedstawia takiego niebezpie
czeństwa, jak mody dawniejsze. Wszakże da
wniej panie zamiatając ulice i schody ogonami sukien same połykały i innym kazały połykać obłoki kurzu. Sznurowanie ciała gorsetem by
wało przyczyną ciężkich organicznych chorób.
Używanie szpilek niejednokrotnie prowadziło do skaleczeń skóry, pociągających za sobą czasem zakażenie krwi.
Specjalnem źródłem niebezpieczeństw były olbrzymie, niby koła wozu, kapelusze, najniebez- pieczniejszęmi jednak dla oczu bliźnich były szpilki przy kapeluszach, które jednak przy krót
kich włosach i naciśniętych głęboko na głowę kapeluszach, wyszły prawie zupełnie z użycia.
Również długie włosy kobiece mogły nieraz stać się niebezpiecznemi, bo ileż to re^^ zdarzało się, że włosy zbliżone nieostrożnie do ognia, za
palały się.
Zwrócić należy specjalną uwagę na niebez
pieczeństwo używania złych szminek i kremów oraz karminów do warg, bo nieraz już zdarzały się wypadki zakażenia krwi. W Anglji przed kilku miesiącami nawet zaprojektowano wydanie zakazu używania karminów do warg, na podsta
wie całego szeregu zachorowań spowodowanych użyciem karminu w złym gatunku.
Nowy poseł niemiecki dla Ameryki.
Nowy poseł niemiecki w Wa
szyngtonie, Dr. von Prittwitz und Gaffron, wyjedzie na no
we stanowisko w tych dniach.
Przed wojną był on już urzęd
nikiem poselstwa niemieckiego w Waszyngtonie.
Na obrazku naszym widzimy gmach poselstwa niemieckie
go w Waszyngtonie.
Wigilja prof. Wileckiego.
2) (Przedruk zastrzeżony B. O. L.)
Wilecki żachnął się, wstał i podszedł do okna.
Jakiś hałas wszczął się za domem, począł nadsłu
chiwać. Po chwili ktoś uderzył mocno w drzwi od sionki.
— Profesorze, panie profesorze, stało się niesz
częście proszę nam otworzyć.
Wilecki pobiegł natychmiast i otworzył sze
roko drzwi swego domu, przeczuwając, żc ktoś z nieustraszonych śmiałków spadł z wysokiej a stro
mej i niebezpiecznej w tern miejscu góry.
Na dworze stała gromadka ludzi a na nartach leżała spowinięta w chusty i szale jakaś osoba, która widocznie uległa wypadkowi.
— Przepraszam profesora — rzekł jeden z młodych ludzi — ale ta pani jadąc saneczkami spadła ze stromej góry i z pewnością potrzebuje natychmiastowej pomocy, a ponieważ domek pań
ski był najbliższy, więc pozwoliliśmy sobie tutaj przenieść ranną.
Profesor wprowadził przybyłych do gabinetu gdzie siedział przed chwilą i wskazał wygodną otomanę, na której złożono nieszczęśliwą.
— Co to za pani? — zapytał Wilecki.
— Nie w/iemy — odpowiedziano — dopiero od dwuch dni bawi w Zakopanem i nie podała jeszcze swego adresu w hotelu.
Rozwinięto chusty, któremi spowinięta była ofiara wypadku i oto Wilecki ujrzał swoją własną żonę — Ilonę
Blady stanął u węzgłowia i załamał dłonie.
— Co panu jest, profesorze? — zapytano.
— To moja żona — odrzekł cicho Wilecki.
Czy lekarz prędko przyjdzie?
— Musi nadejść za chwilę, już jest powia domiony.
Obecni byli ogromnie wzruszeni dziwnem zrządzeniem losu. Historja profesora była ogólnie znana i oto teraz znaleźli się wobec niespodziewa
nego epilogu, który może się skończyć tragicznie.
Wszedł lekarz i pośpiesznie zaczął badać stan rannej. Po chwili odezwał się do Wileckiego.
— 199 —
— Natychmiastowa operacja jest konieczna, jeżeli pan nie pozwoli zrobić jej w swoim domu, to trzeba będzie nieść chorą do lecznicy, ale to może wywrzeć zly wpływ na nią i pociągnąć nie pożądane skutki.
Wilecki otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju jadalnego, gdzie już na stole stała zastawa do wi- gilji. Stara Antoniowa ustawiała właśnie różne przysmaki dla swego panicza, które jak zwykle od Jat kilku miał spożywać w samotności. Profe
sor kazał wszystko zdjąć ze stołu.
Położono na nim zupełnie nieprzytomną Ilonę Wkrótce przybył drugi lekarz do pomocy i na
tychmiast przystąpiono do operacji, wyjmując po
gruchotane kawałki kości ze złamanej nogi, i za
kładając opatrunek.
Po operacji, gdy już Ilona leżała w łóżku rzek- lekarz do Wileckiego: — Wiem, że ta pani jest pańską żoną, zatem czuję się w obowiązku powiał domić profesora, iż chorej nie grozi wprawdzie niebezpieczeństwo śmierci, ale normalnej władzy w nodze już nie odzyska i chromać będzie przez cale życie.
Wreszcie rozeszli się wszyscy, a przy łożu chorej pozostał tylko Wilecki, który miał czuwać nad nią przez noc. Pod działaniem narkozy Ilona od kilku już godzin spała ciężkim głębokim snem.
Profesor z uczuciem naprzemian to bólu to radoś
ci wpatrywał się w drogie, zmienione cierpieniem i trupią bladością rysy, a w sercu jego na nowo otworzyła się stara rana. Znowu czuł całą swoją głęboka i bezgraniczną miłość do tej kobiety, któ
ra tak lekkomyślnie go opuściła.
O życiu Ilony w czasie ostatnich lat nie nie wiedział, gdyż za wszelką cenę pragnął wykreślić jąlze swej pamięci, sądząc że tylko w ten sposób ukoi piekący ból serca na jej wspomnienie. I oto dzisiaj w sam dzień wigilijny kapryśny los zno
wu skrzyżował ich drogi.
— Co z tego wyniknie? — myślał z trwogą i bólem Wilecki. — Czy Ilona wyzdrowiawszy znowu wróci do swego kochanka?
Na tę myśl zerwał się gwałtownie z fotelu 1 schwycił w dłonie rozpaloną głowę. W skroniach waliły mu młoty, w czaszcę huczała krew ude
rzając do mózgu, a w piersi uczuł brak tchu.
- Nie! Przenigdy, tegobym już chyba nie przeży po raz drugi — jęknął z cicha.
Z pobliskiego kościółka rozległy się w nocnej ciszy dźwięczne tony dzwonów zwołujących Jud na pasterkę. Wilecki ukląkł u łoża chorej żony i choc jako profesor i przyrodnik nie był zbyt po
bożnym i wierzącym, począł się modlić w bezwła
dnych urywanych ale gorących słowach błagając Boga o pomoc i pociechę w swem nieszczęściu.
W sąsiednim pokoju zegar wydzwonił godzi
nę. Chora drgnęła i otworzyła oczy. Spojrzała dookoła zdumionym, ale zupełnieprzytomnym wzro
kiem. Ujrzała klęczącego cu jej łoża męża, a na twarzy jej odmalowało się nieopisane zdziwienie.
.“ Zdzisławie - szepnęła cichutko — gdzie ja jestem? Pogrążony w modlitewnej zadumie profesor drgnął.
— Jesteś w moim domu Ilono, spadłaś z gó
ry i przyniesiono cię tutaj ranną i nieprzytomną.
Leż spokojnie, bo masz nogę złamaną. Może c czego potrzeba ? — spytał łagodnie, ujmując jej rękę, by ją ucałować.
Leczona szybko przycisnęła jego dłoń do swych ust, a z oczu jej trysnęły gorące łzy żalu i skruchy.
, ~ Zdzisławie najdroższy, więc ty nie odtrąci
łeś mnie od swego progu, pomimo tej krzywdy, jaką ci uczyniłam? Przebacz, ach przebacz mi, bo nie wiedziałam co czynię.
— Ho, droga Ho, uspokój się — błagał Zdzi
sław pochylony nad żoną — ja ci już dawno prze
baczyłem - i łzy radości spłynęły z jego oczu na ciemną główkę Ilony.
tego pamiętnego zdarzenia minął znowu rok. W małym domku profesora czyniono przy
gotowania do wigilji. Byli sproszeni liczni goście.
W dużym fotelu, jaki zwykle używają chorzy, siedziała Ilona, już na zawsze przykuta do tego krzesła. Uśmiechała się smutnie i pouczała An
toniowa, jak układać serwetki, na sposób jaki wi-
\i7 a» w Paryżu. Wilecki przyjmował gości.
Wesoła i wykwintna była w tym roku wigilja u prclesora Wileckiego. Bawiono się ochoczo, w końcu służba zaniosła Ilonę do fortepianu, gdzie na prośbę wszystkich gości zaśpiewała swoim mi
łym głosem kolendy.
Gdy wszyscy goście odeszli zbliżył się Wi
lecki do żony.
Jesteś zadowolona Ilo? Uczyniłem wszystko co mogłem, aby cię rozweselić.
. T Mylisz się Zdzisławie — odparła Ilona __
ja juz nie pragnę zabaw, pomimo, iż Bóg tak mnie okropnie ukarał za moje grzechy, czuję się tylko szczęśliwą, gdy jesteśmy sami. Nie skarżę się na
wet na swe kalectwoi ten nieszczęśliwy wypadek który je spowodował, gdyż dzięki niemu odzyska
łam na nowo tak lekkomyślnie utracone szczęście- Zdzisław przytulił główkę żony i złożył na jej czole serdeczny pocałunek. I dla mnie droga Ilo wigilja ta będzie najmilszą ze wszystkich chwil mego życia.
W. N. Boiska.
Wesoły kącik.
Krótkowzroczność,
Pani Bzduralska nie jest wprawdzie piękn ale za to krótkowzroczna i bardzo bogata. Tern swojem bogactwem niepokoi wszystkie sklepy starożytności.
Co pan tu ma za wstrętny portret kobie- ty — pyta raz właściciela sklepu.
— Pani ma na myśli ten, przed którym pa
ni stoi? To przecież jest tylko lustro, proszę pani.
Jeden drugiemu równy.
— Cóż ?.... Ty myślisz że jesteś coświęcej niż ja?
— Jesteś w błędzie... niczem nie różnimy się między sobą, ty ośle, bałwanie, idyoto.
— 200EDCBA
S k a rb W a ta ż k i.
5 ) P O W I E Ś Ć .
W B ro d a c h o c z e k iw a ć m ia ła a r m a t k o m e n d a , a b y je k o n w o jo w a ć d a le j n a m ie js c e .
— K to m n ie z a s tą p i w s łu ż b ie g a r n iz o n o w e j?
— z a p y ta ł F o g e lw a n d e r, o d e b ra w s z y te n r o z k a z .
— S tra ż i n a d z ó r n a d h a jd a m a k a m i — b r z m ia - ła o d p o w ie d ź — p o z o s ta w is z w a ć p a n je d n e m u z e s w y c h p o d o f ic e ró w ; s a m z a ś ja k n a js p ie s z n ie j m a r s z e m f o r s o w y m i p o d ś c is łe m w y k o n a n ie m a r ty k u łó w w o js k o w y c h p o w ra c a ć m a s z z o d d z ia łe m z B r o d ó w .
O tr z y m a w s z y p o le c e n ie i m a ją c w y ru s z y ć je s z c z e w n o c y , F o g e lw a n d e r p o s p ie s z y ł d o d o m u , a b y s ię p r z y g o to w a ć d o m a rs z u .
P r z e d e d r z w ia m i c z e k a ł ju ż S z a c h in .
— P a n ie r o tm is tr z u — p r z y w ita ł z a ra z n a w s tę p ie F o g e lw a n d r a — m a m p iln e in te r e s a , w y je ż d ż a m z a r a z , k to w ie k ie d y ju ż b ę d ę w e L w o w ie , c h c ia łb y m w ię c z a ła tw ić tę b a g a te lk ę , o k tó r e j m ó w iłe m . . C h c ia łb y m ju ż te r a z w z ią ś ć z s o b ą te g o b ie d n e g o c z ło w ie k a .
— Ź a l m i, a le m u s is z s ię o b y ć b e z to w a r z y "
s tw a . J a k ż e o n s ię m a n a z y w a ć ?
— T r o k im m u n a im ię , n a z w is k a n ie z n a m .
— W ie d z ź e o te m , p a n ie S z a c h in , ż e te n tw ó j T ro k im , to n a jw ię k s z y z b ro d n ia r z , to k a m - p a ń c z y k w a ta ż k a !. . M a m r o z k a z o d k o m e n d a n ta , a b y g o s trz e d z s u r o w o i n a ż a d n ą r e k la m a c ję n ie w y d a ć n ik o m u .
— T o b y ć n ie m o ż e , a b y o n b y ł k a m p a ń c z y k
— o d p a rł S z a c h in , n a k tó r e g o tw a rz y p r z e b ija ło s ię w ie lk ie n ie z a d o w o le n ie — to b y ć n ie m o ż e , to p e w n ie p o m y łk a . J a n ie c h c ę f a ty g i p a ń s k ie j d a re m n ie — d o d a ł z n a c z ą c o i s ię g n ą ł w z a n a d rz e , w y d o b y w a ją c p e łn ą k ie s k ę z ło ta .
F o g e lw a n d e r g r o ź n ie s p o jrz a ł n a S z a c h in a i z a w o ła ł:
— S c h o w a j to i r u s z a j, b o ja k e m ż y w , a r e s z to w a ć c ię k a ż ę .
S z a c h in c o fn ą ł s ię s z y b k o i r z u c ił ja d o w ite s p o jrz e n ie n a o f ic e ra .
T y m c z a s e m F o g e lw a n d e r ż a ło w a ć p o c z ą ł, ż e s ię u n ió s ł. T a je m n ic z y s to s u n e k m ię d z y w a ta ż k ą a S z a c h in e m , p r z e s tr a c h z ja k im p ie rw s z y b ła g a ł o m iło s ie r d z ie , u s iln o ś ć , z ja k ą d r u g i n a le g a ł n a w y d a n ie ja k b y u p a tr z o n e j o f ia r y — w s z y s tk o to n a p r o w a d z iło F o g e lw a n d r a n a d o m y s ł, ż e c h o d z i tu o z a g a d k ę , k tó r e j r o z w ią z a n ie m o ż e b y ć z a r ó w n o w a ż n e , ja k c ie k a w e .
N ie c h c ia ł te d y o d r a z u o d s tra s z a ć S z a c h in a i u d a re m n ić m o ż e , ty m s p o s o b e m w y ja ś n ie n ie ta je m n ic y ...
— P a n ie S z a c h in — d o d a ł ła g o d n y m to n e m
— z n ie c ie r p liw iłe ś m ię d o ż y w e g o i d la te g o s ię u n io s łe m . J a n ie o d m a w ia m c i te g o o p r y s z k a , b o c ó ż m i n a n im z a le ż y ? ... a le p o c z e k a j d n i k il
k a ... D z iś w n o c y r u s z a m d o B r o d ó w , a s k o r o w ró c ę , z a ła tw im y z a ra z tę b a g a te lk ę . Z a c z e k a j te d y d n i k ilk i — i p o ż e g n a w s z y ż y d a s k in ie n ie m g ło w y , p o s p ie s z y ł d o p o k o ju .
S z a c h in r z u c ił z a n im s p o jr z e n ie ja d o w ite , r z e c m o ż n a s k r y to b ó jc z e . Ś c is n ą ł d ło ń g n ie w n ie i m r u k n ą ł d o s ie b ie :
— P o c z e k a m , a lb o n ie p o c z e k a m ... z o b a c z y m y ... B y ć m o ż e , ż e b e z c ie b ie p o w ie d z ie m i s ię g ła d k o ... M ia łż e b y o n c o m ia r k o w a ć ? ...
P o te m z a ś m ia ł s ię p r z e z z a c iś n ię te u s ta i d o d a ł:
— J e d ź s o b ie m iz e rn y p a n ie g r a f ie s z c z ę ś li
w ie d o B r o d ó w . K to w ie , g d y p o w ró c is z , c z y z a s ta n ie s z k u p c a ... i to w a r ...
III.
Wachmistrz Porwisz na pokuszeniu.
F o g e lw a n d e r s p ie s z n ie p r z y g o to w a ł s ię w d r o g ę . N ie c h c ia ł w s z a k ż e w y ru s z y ć z e L w o w a , n ie z a p e w n iw s z y s ię c o d o o s o b y T ro k im a k a m p a ń - c z y k a . Z a n a d to b y ł r o z tr o p n y , a b y u f a ć m ia ł S z a c h in o w i. O b a w ia ł s ię , a b y S z a c h in n ie w y z y s k a ł je g o n ie o b e c n o ś c i i z a p o m o c ą ja k ie g o ś o f ic e ra g a rn iz o n u lw o w s k ie g o n ie s ta ł s ię w ła ś c i
c ie le m T r o k im a . P o s ta n o w ił te d y u p e w n ić s ię ile m o ż n o ś c i.
M ię d z y p o d o f ic e r a m i je g o c h o r ą g w i b y ł n a j
w ie r n ie js z y m z n a n y ju ż c z y te ln ik o m n a s z y m w a c h m is trz P o r w is z . F o g e lw a n d e r lu b ił g o b a r d z o ;
w ła ś n ie c h c ia ł p o s ła ć p o n ie g o , g d y d o p o k o ju w s z e d ł w a c h m is trz . M ia ł o n m in ę w ie lc e n ie z a d o w o lo n ą .
— M o ś c i r o tm is tr z u ”— m ru k n ą ł ż o łn ie r z z p o k o r n y m r e s p e k te m — r a p o r tu ję , ż e ja k o o ś w . J a n ie s k o ń c z y ły m i s ię w e rb o w n ic z e la ta i p r z y s z e d łe m p r o s ić o a b s z y t.
R o tm is trz F o g e lw a n d e r z z d z iw ie n ie m s p o j
r z a ł n a s w e g o u lu b ie ń c a .
— A to c o n o w e g o , P o r w is z ? — z a w o ła ł — n ie d a w n o je s z c z e m ó w iłe ś , ź e ju ż c h c e s z u m ie r a ć w d r a g o n ji, a d z is ia j, p r o s is z o a b s z y t?
T o p r a w d a ! m o ś c i r o tm is tr z u , ż e m r a d b y ł z o s ta ć , a le c z ło w ie k n ie d la m iz e r n e j la fy s łu ż y , a le i d la h o n o r u ... P o d J a ro s ła w ie m w m o je j w s i p o trz e b u ją o r g a n is ty ,* p ó jd ę n a o r g a n is tę ...
F o g e lw a n d e r z a ś m ia ł s ię z c a łe g o g a r d ła .
— C z y ś ty o s z a la ł P o r w is z ? m ó w is z o h o n o r z e , a k tó ż c ię o b r a z ił ?
— M o ś c i r o tm is trz u , a lb o to n ie d e s p e k t d la s ta r e g o ż o łn ie r z a , k ie d y c h o r ą g ie w r u s z a , a je g o z o s ta w ia ją w k u c h n i. K ie d y ju ż ta k a h a ń b a s p a d ła n a P o r w is z a , ź e g o m o ś c i r o tm is tr z u n ie c h c ą w z ią ć d o B r o d ó w , to s ta ry P o r w is z b ę d z ie o r g a n is tą ...
F o g e lw a n d e r d o p ie r o te r a z z r o z u m ia ł, o c o c h o d z i w a c h m is tr z o w i.
— S ta r y ś a g łu p i, b r a c is z k u — z a w o ła ł z e ś m ie c h e m — to ś ty s ię n a m n ie p o g n ie w a ł, ż e n a k o n w ó j d o B r o d ó w n ie p o je d z ie s z ? A w ie s z ty , c z e m u c ię n ie b io rę ? O to d la te g o m ó j b r a c ie , ż e c i n a jb a rd z ie j u f a m z e w s z y s tk ic h i ż e s ię b e z c ie b ie w p e w n e j b a r d z o w a ż n e j s p r a w ie o b y ć n ie m o g ę .
I p o k le p a ł s e rd e c z n ie w a c h m is tr z a p o r a m ie n iu . W o c z a c h P o r w is z a r o z ja ś n iło s ię n ie c o .
— W id z is z k o c h a n y s ta ry — c ią g n ą ł F o g e l
w a n d e r — m y o b a j ta k s ię d o b rz e z n a m y , ź e ty lk o ty m n ie m o ż e s z z a s tą p ić , a ja c ie b ie .
N a tw a rz y P o r w is z a z a ś w ie c iła ja s n a p o g o d a , a p o c z c iw e o c z y je g o p o c z ę ły m r u g a ć w e s o ło z p o d b r w i s z p a k o w a ty c h .
( C ią g d a ls z y n a s tą p i) .