• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dziec. R. 4, T. 7, nr 38 (1827)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dziec. R. 4, T. 7, nr 38 (1827)"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

A AaA A A A A A A A A A A A A A A A A A Aa A A A A A A A A A A A A A A A A

ROZRYWKI

DLA

DZIECI.

N er XXXVIII. i . Lu t e g o 1827.

I .

WSPOMNIENIA NARODOWE.

. i , ~

PIORUN w KRAKOW IE.

ZDARZENIE

t Roku 1313.

D z i a ł o się na Krakowskim Zamku j była 10 pora uczty wspaniałćy; giął się wielki stół dę­

bowy pod ciężarem drogich naczyń, szedł w gó­

rę dym mięsiw i przypraw; zacni i weseli Bie­

siadnicy, trzymaiąc w ręku przepełnione, sta­

rym miodem 1 winem puhary, huczne głosili wiwaty, radosne nucili pieśni, śmieszne sypali żarciki; a dworzan i sługalców rzesza, snuła się szepcą^ koło stołu, iak mrówki koło mrowrska>

Tom VII. Ner X X X V I I I 4

(2)

iak pszczoły kolo ula swego. — Leszek to Bia­

ły niedolą znany, po długo dźwiganem nieszczę­

ściu, po krwawych z losem zatargach, koszto­

wał przecie chwil błogich; a zaymuiąc tron Oy- cowski, niepomniał źe byt tułaczem. Siedziała przy nim Matka sędziwa, Helena, które y zby- teczney dobroci, chytrzy nie raz nadużyli; sie­

działa przed rokiem poięta, kraśna, rodu Ruskie­

go małżonka, siedział wiekiem i cnotą szano­

wny, wdzięczną Leszka przyiaźnią sławny, za­

cny Goworek; ięgo to serce, tak było pełne i drogie, źe przeważyło koronę- siedział i sła­

wny w Polsce Dzieiopis,. chluba Krakowskiey Stolicy, znany syn Kadłubka, Wincenty; sie­

działo wielu Panów zamożnych, a wesołość by­

ła taka, ze zdawać się mogło patrzącym, iż nie­

ma niedoli na ziemi; i życie człowieka iak stru­

myk, w miłey płynący równinie bez przeszko­

dy i zawady, dopłynąć może do końca. Ten ' zwłaszcza, który powstał sam z siebie, wzrósł nauką i zasługą, od Monarchów był ceniony, od swych owieczek kochany, Wincenty, ufny fortunie i szczęściu, topił się w zupełney rado­

ści; a od pomysłu smutku daleki, śmiechem, wesołością, żartami, obecnym dobrey myśli przydawał. Tuk mówił pełny podnosząc pu- har: „ Żywot ludzki iest błogi i miły, pełny

(3)

n słodkich i trwałych roskoszy, iak to naczynie

„pełne iest wina; i dziś, kiedy stały pokóy wkra- ,fiu, cnotliwy Xiąże na tronie, a nim dobroć*

„wdzięki i przyiaźń, kiedy złote puhary w rę*

„ku, wesołość w sercach i w uścjech, cóżby

„zmieszać nasze radość mogło? gdzież to ra-

„mię? gdzie ta siła?” .... Jeszcze mówił, aliści z chmurki małey, która przed.chwilą blask słoń­

ca zaćmiła, wypadł Piorun, i runął tak silnie, ze każdy z obecnych a zwłaszcza Biskup, są*

dził że w niego grom niebieski trafił. Upadli wszyscy twarzą na ziemię, wypadły z rąk ich puhary, zadrżały szyby w Zamkowych oknach, szczęknęły na stole naczynia, każdy ducha Bo­

gu polecał; ale po chwili wszyscy powstali, i pyta! ieden drugiego.4 „Co to było? cO się sta-

„ło? czy to Piorun? gdzie uderzył?” "Wszy­

scy powstali, każdy się pytał, ieden tylko nie wstał Wincenty. W Biskupich szatach leżał na ziemi, zdawało się, źe wrósł w tę ziemię; a gdy go obecni podnieśli, iak śmierć była twarz iego blada; głowa poważna na dół schylona, pód ^ nieść się mocy nie miała. „A ch! wymówił drżą­

cym głósem, otóż iest to potężne ramię! oj;ó&

„iest ta nadludzka siła! w zaślepieniu zbytniey

„radości, zbluźniłem! pytałem zuchwały! Pad

„w swey mowie mi odpowiedział; Pana same*

(4)

,;go odtąd słuchać będę.” — Rzeki, a strwożeni przytomni nie zrozumieli słów iego. Ale wy- iaśniła ie przyszłość. Piorun w kościoł farny trafił, wiele drogich potopił sprzętów, a osobli­

wie szaty Biskupie. Lud cały z zadziwienia zdu­

miał, Biskupa ten widok nie'•zdziwił; bogactw swych użył na szkód nagrodę; a od chwili te­

go Gromu, stroniąc od zabaw i zgiełku Dworu, chodził milczący w zamysłach, iakby z ważną taiemnicą. Wyszła na iaw; raz oświadczył Xię- ciu, iż marnościami świata przeięty, znudzony kłopotem urzędu, zmęczony troskami sławy, ży- iąc za nadto dla ludzi, chce źyć iedynie dla Pana; i składa infułę, zaszczyty, idzie do kla- sztorney ciszy.—-Na próżno Leszek, dwór cały, Xięża i liczna- owczarnia, słowy i łzami odwieść go chcieli; nic go zachwiać nie zdołało. Jeszcze szumiał w uszach Piorun* ieszcZe ciężyło na kar­

ku ramię* leszcze tłoczyła serce ta siła; i nie ochłodł, nie .Znalazł pokoiu, aż gdy po sześcio­

letnich zachodach, za żeżwoleniem Papieża, w Ję- drzeiowie się zamknął; tam W szorstką odzież przybrany, ostrą Cystersów regułę przylawszy, pięć błogich lat W niey przeżył; pięć lat z któ­

rych dzień każdy, pokorną cnotą naznaczył;

zjednała mu sławę Świętego; i dziś nie sama

(5)

Polska korona, Kościół powszechny Świętym go wielbi. —

— 53 —

Nota. \y in cen ty , syn Kadłubka zK arw o w a, w edług niektórych niepew nego naw et szlachectw a, dla zasług i w ielkiej- na ów w iek nauki w r. 1208. Biskupem Krakowskim pośw ię­

cony został; w r. 1218 w stąp ił do Zakonu Cystersów, u- m aił 1223. W ro i.u zaś 1764 od Papieża Klemensa X I I I , Kanonizacyą uzyskał,— N apisał Kronikę Polski po Łaci­

n i e , i pierw szym b y ł D zieiopisem Polakiem . K ronika iego różnych doznała kolei. W pierw szych w iekach po iey zjaw ieniu się była u w ielb ian ą, następnie ganioną;

dziś znow u z pew ną chlubą iesc w spom inana. Obszerna i g runtow ne o Kadłubku zdanie, można znaleśdz' w nie­

daw no w yszłem Łukasza G ołębiow skiego D z ie le , ODzic- iopisach Polskich. Treść opisu zdarzenia tu umieszczone­

go, podał O ssoliński w s w o ie n r szacownem D z ie le : W ia ­ domość o Pisarzach Polskich i K arpiński, kiedy w sw o- iey podróży do Krakowa w spom inaiąc o Jędrzeiow ie tak m ó w i:

N ieznany w id o k czasami te m i. - W incenty gardzi dary ziem skiej N ieclice B iskupstw a, choć za C n o ta , i, chętne dały niebiosy^

Potem zmieszany pom iędzy gnpinem , Szczęśliw ym skończył Clirześcianinem.

n*

m g t b s y . ' ,

(6)

II.

P O W I E Ś C I .

I

— 54 —

i

K O M I N E K .

Ogień od dwóch godzin suto się palący n obszernym kominku, iuz nieco wolniał; iuż gło wnie spłonione rysuiąc się na różne strony, pa dały iedna za drugą, i kruszyły się w węgle iuż coraz czerwieńsze, a mniey iasne i mnie]

pewne światło, przy spóźnionćy wieczorney po rze, niedokładnie oświecało przedmioty, kied przyiaźna ręka, wrzuciła na żarzące się węgle wiązkę suchćy brzeziny; wnet skry się sypn^

ły , biała kora pukać i odstawać zaczęła, płc mień iasny i wesoły ogarnął drewka, oświeci dużą, czystą, porządnie zastawioną izbę. Ni mógł bydź iednak ten płomień iaśnieyszym, an też weselszym od twarzy tych, co kominek ot;j cz,ali. Był to poczciwy i zasobny Rękodzielni z żoną, z czworgiem dorosłych iuż dzieci, i dwiema małemi sierotami, które był wziął w ( piekę; po sześciu dniach ciągłey i ciężkiey pr«

cy, iiżywał swobodnie spoczynku dnia siódm«

(7)

— 55 —

4go; siedział na wygodnćm krześle, w ciepłey czamarze; w lewey ręce trzymał iuź tylko kę­

sek ieden zesporey przylepki świeżego chleba*

kawałkiem białego 'indyka okrytey; a prawą nad­

stawiał żonie szklenicę, w którą ona z dopiero co odetkaney butelki, lała z góry pieniące się iak bita śmietana,' tłuste iak oliwa piwko. Trzech synów dorodnych siedząc na ławce, zaiadali z rów'nyin smakiem iak Oyciec, większe ieszcze chleba i indyka kawałki, a młodsza od nich piętnastoletnia siostra, iuź po drugim, dwóm ma­

łym sierotom kraiała. — „Niech źyie Niedziela!”

zawołał tu Oyciec, wychylaiąc iednym tchem, nalaną sobie przez żonę, szklenicę. „Niech źy-

„ ie! ’’ powtórzyli razem Synowie iego; a każdy z nich powstawszy, z wierzchu kominka zdiąl ' szklankę, i skłonił się Matce, prosząc żeby i im wybornego udzieliła piwka. » Niech źyie dzień

„spoczynku! zawołał ieszcze Oyciec, ale po sze-

„ściu dniach pracy; ten, który przez cały ty-

„ dzień ie takiego indyka, piie takie piwko, i ma

„czasu tyle, źe może tak codzień założywszy rę-

„ cc, kilka godzin przy kominku » żoną izdzie- ,, ćini strawić, ten zapewne uciećhy- Niedzielne'y,

„tak iak my nie czuie; bo po czemźe ma ^pó-

„cząć, ten który się niczćm nie zmęczył? 'ale

„my Bogu dzięki, nie na próżniaków się uro*

(8)

— 56 —

„dzili; ka£dy kęs chleba, własną, ciężką zaro­

b io n y pracą", dla tego tez smaczny. — Juzem

„miał lat trzydzieści, iuż mi ta moia Małgosia

„wpadła w oko, a leszczem nic nie miał— ale

„dał Bóg rąk parę, zdrowie i ochotę. Jam pra­

c o w a ł, Małgosia może ieszcze więcey, dotąd

„pracuiemy i q ta mamy w tern mieście Woie-

„wódzkiem, domek własny, fabrykę sukna zna-

„czną 1 dobrze opatrzoną; a moźeby i w kan­

to rk u kto cq znalazł, gdyby szukać umiał?” .,.

„Jednak mnie to zawsze trapi, kochany Oyęze, przerwał tu syn nąystarszy, Karol, ze w y się

„tak męczycie. Od tylu lat. pracuiąc, iuźby

„ wam czas było spocząć.” —* „Uwiia mi się to

„pa głowie, dziatki moie, czuię źe sił po tro-

„chu ubywa; siódmy krzyżyk iuz człowiek zna*

„czy; a iak pa sześciu dniach roboczych, Bóg

„pozwolił ludziom siódmy dzień odpoczynkowi

„i modlitwie poświęcić, tak tez może i po sze­

ś c iu dziesiątkach pracy, starcowi spocząć wol.

„no, | iu£ nie pracą, ale. sama modlitwą Nay,

„wyższego chwalić; kto, wie, może starość Nie- ,,dzielą iest życia?. t Rad więo iestem, iz przy

„tylu innych rzeczach, o. których dziś gawędzi-,

„liśmy przy tym kominku, i do, tey przyszło.

.„■Juźeście wszyscy trzey, Synowie moi dorośli,

„Bóg wam dał zdrowie i rozgarnienie, posyła.

(9)

„ło się tez was do Szkoły, umiecie co człowie-

„kow i uczciwemu umie<f przynależy, czytać, pi-

„sać, rachować, po niemiecku; od dzieciństwa

„ zawsze koło mnie w fabryce, ,przy warsztatach,

„iuźeście obeznani z rzemiosłen\ Sukiennika, iak

„moia Polusia ze spiżarnią Matki; przy tern ko­

ch acie się szczerze; nie słyszałem między wa-

„mi kłótni, słów przykrych; do posługi, trzech

„was, do posłuszeństwa i zgody iakby ieden ;

„prócz tego każdy ma iakby szczególną zaletę

„ swoię: Henryk wie naylepiey iaką i kiedy sku.

„pować wełnę; przy Ludwiku farbowanie nie-

„mal tak dobrze idzie iak przy mnie; a kiedym

„w zeszłym roku na ten ból suchy dwa t.ygo*

„dnie w łóżku leżeć musiał, pod dozorem Karó-

„la ieszcze źywiey szła fabryka, bo on całey

„czeladce przykład' dawał z siebie, źadney nie

„dosypiaiąc nocy. Wam zatern, chcę powie-

„rzyć Fabrykę moią, od tey Wielkiey Nocy.

„Właśnie na ten Nowy rok tak roi się udało,

„źe co było dłużków, spłaciłem; zasób wełny

„iest znaczny, gotowych postawów kilkadziesiąt,

„zamówionych tyleż, czeladników kilku mam

„walnych chłopaków, wszystko więc idzie iak

„w zegarku, tylko ciągłego oka, częstego nakrę-

„cania potrzeba. Przez trzy lata, ieśli Bóg da

„życia tyle, będziemy tu mieszkać z wami, Fa»

_ 57 —

(10)

5 8 ' —

„bryka będzie ieszcze pod lnoićin imieniem, i ,,ia o wszystkiem chcę wiedzieć, bo to będą trzy

„lata pi oby dla was, a spoczynku dla mnie...”

„Nic słusznieyszego, powiedział Karol, każdy z

„nas od chwili urodzenia swego, ziakie lat dzie-

„sięć spoczywał, to iest nic nie robił, a wy Oy-

„cze pracowaliście na nas; oby dobry Bóg, na-*

„g-adzaiąc ten każdy Synów twoich dziesiątek,

„iakie trzydzieści lat życia wam ieszcze uży-

„ c z ył ! ” — „ A czemuż Bracie i mego dziesiątka

„nie rachuiesz?” wyrzekła z słodką wymówką, łagodna Polusia.— '„B o ty Siostro, nie tak dlu-

„go iak my, odpowiedział Karól, nieużyteczną

„Rodzicom byłaś; dopiero masz lat piętnaście, a

„my podobno nie nosili innych pończoch tylko

„twoiey roboty, i iak cię zapamiętam, ty zawsze

„koło domu się krzątasz, Matkę wyręczasz, Oy-

„cu usługuiesz.” — „Tak, ale ia też nigdy pracować

„za niego nie będę mogła....” — „Przestańcie

„tych sprzeczek, kochane dzieci, zawołał tu Oy- ciec, Bogu i poezciwey waszey Matce dzięki,

„która zawsze mało mówiła, a robiła dużo, wszy-

„stkieście iak. Bóg przykazał; i każde z was to

„ wypełnia co do niego należy. Niech tylko tak

„dalćy z wami będzie, a wszystko dobrze póy-

„dzie.— Tak, dziatki moie, iuź rzecz ułożona,

„od Wiclkićy. Nocy, wyście wspólnie na czele

(11)

„Fabryki; każdy weźmie, na siebie wydział ie-

»den. Polusia gospodynią waszą, a ia chcę tyl-

„ko wiedzićć o wszystkićm i bydź Kassyerem;

„bo co pieniążków, chłopcy moie, to wara ie-

„szcze nie oddam, a £ za lat trzy; wtedy iuż

„Fabryka zupełnie będzie waszą pod firmą

„ trzech Braci; ia nawet z zoną ztąd się usunę, nPrzez te trzy lata za te pieniądze, co to spo-

„czywaią w kantorku, postawię sobie domek

„ szczupły ale wygodny, i tam z moiąjj-Malgosią

„Boga chwalić, piwko spiiać będziemy, patrząc

„na szczęście i na zgodę waszą. Tym czasem

„zaś, każdy z was iuż od tey Wielkiey Nocy

„pensyikę stosowną do naszych dochodów po­

b ie ra ć będzie; co się zaś w pierwszym roku

„od wydatków domowych okroi, to będziemy

„zbierać dla Matki waszćy; młodsza ona ode*

„mnie o lat dziesięć; oczywiście £e ia pierwey

„od nićy umrę; niechże ma wtedy iaki taki s w óy 5,grosik, choćby na bulki dla przyszłych wnu.

„czat; co w Drugim zbierzemy, schowa się na

* wyprawę dla Polusi; tylko patrzćć rychło nam

„to dziewcze iaki chłopak porwie; co zaśwtrze-

„cim roku uciułamy, odłoży się dla tych dwóch

„sierot, którym przy łóżku konającego Przyia-

„ cielą obiecałem opiekę.” — Cała rodzina jedno­

głośnie pochwaliła zamiary starego Sukiennika-

(12)

— 6o —

Synowie ze szlachetną dumą, zona ze łzą w o- ku, Polusia z żywym rumieńcem, ucałowali ręce iego; a dwie małe sieroty choć niewiedzia-

* ły dobrze o co rzecz idzie, ściskały także ie­

go kolana; stary nawet pies domowy, Bryś wierny, widząc tę radość, cieszył się i lizał nogi Pana.— „No/ Bogu dzięki, zawołał Oyciec

„iż się wam móy układ spodobał., £ono, da-

„w ay piwka, i sama naley sobie szklankę pełną;

„wypiym y raz ieszcze na Wiwat"; dałey chlo-

„pcy, do szklenie, i ty dziewczyno, nie wstydź

„się, i nie sznuruy buzi. Szklanki w górę! Piy-

„m y W iwat mądry układ, wiwat Przyszłość!”

I wypili tchem iednym; głośne śmiechy, puste żarciki rozlegały się po izbie, a ognisko komin­

ka, ogniskiem swobody i wesołości się zdawa­

ło. Kiedy sif ciągnęły wnayłepsze, zegar z ku­

kułką w rogu izby będący, bić zaczął; Oyciec nakazał milczenie i rachował godziny na pal­

cach. Gdy iuż ostatni przyłożył: „C zy bydź

„może? zawołał, dziesiąta! dzieci spać; iutro o

„czwartey wstać trzeba; ostatnie to iuż dwa

„miesiące panowania mego, trzeba dobry przy­

k ł a d następcom zostawić,., Polusiu, dołóż-110

„ieszcze wiązkę suchey brzeziny, niech nam na

„ dobra noc suty ogień zaświeci, a im prędzey,

„•im iaśniey zabłyśnie, tem lepsza noc,'tem szczę-

(13)

— 6i —

„śliwsza przyszłość będzie...” <• Jasny iak pro­

mienie słońca ogień objął w iedney chwili wią­

zkę całą; poszła spać wesoła rodzina, pełna nay.

lepszych nadziei, z równą, szybkością sen sma­

czny każdego z nich ogarnął; ale pomimo tego, noc dobrą nie była... Koło północy dym i swąd nadzwyczayny przebudziłMatkę,'zacięła wołać na Męża, i wnet zmiarkowali co się to znaczy? o- gień był w domu, i niestety! iuż nie do uga­

szenia. Zaiął się pod strychem iak się zdaie od źle wytartych w kominie sadzy; pomimo nay*

gorliwszego ratunku Policyi, woyskowych, i wszystkich niemal miasta mieszkańców, ów za­

sób wełny* owe postawy sukna, a co większa, machiny, warstaty, wszystko zgorzało, zaledwie rodzina i czeladź z życiem u ciek ła;'i to Karol w wielkiem b ył niebezpieczeństwie, bo kiedy iuź cały dom ogarnęły płomienie, on i’zncił się w ogień dla- wyratowania dwoyga sierot spo.

koynie w łóżeczku śpiących; wyratował ie; mógł b ył wtedy 1 pieniądze wyiąć z kantorka, bo ten stał obok; ale w radości, że dwóm istotom ludzkim życie ocalił, napomniał zupełnie o pie­

niądzach; a trzymaiąc zdrowe dzieciny, pewny był, że iuż innych skarbów na świecie niema...

Poszły więc z dymem i tes pieniądze, gdyż po ugaszeniu pożaru na próżno ich Szukarto, ściągnę*

(14)

I

62

ła ie pierwey iakaś chciwościat ośmielona rę*

ka. . .

O! znikomości rzeczy ludzkich! ieszcze iedna doba nie upłynęła, kiedy przy tein samem o*

gnisku, gdzie wczora tak wesołe i pełne nadziei spełniano wiwaty, stały teź same osoby wybla- dłe, ze spuszczoną głową, z opuszczonetni ręko- rn.H, zaledwie okryte, i patrzyli na ten kominek rozwalony, na te belki okopcone, na te szczą­

tki sprzętów, na szkła opalonego kawałki, sło­

wem , na to okropne i wymowne zniszczenia WidoW/sko, które pożar zniszczonego domu, oboiętnym nawet, a cóż dopiero właścicielom wystawia. „Bóg tak chciał!” wyrzekła nare­

szcie Matka ; ale, póydźmy ztąd dodała, wiatr mroźny powstaie, iuź się ściemnia.” '— ‘ „I gdzie

„pójdziem y? mamyź gdzie póyść ? mainźe

„gdzie spokoynie starą głowę położyć?” w y­

rzekł z goryczą Oyciec. — „W iesz, źe ocalał

„lamus murowany, tam iest izba osobna, tam

„głowę spokoynie położysz...” I zaprowadziła do lamusu całą rodzinę. Zdziwił się stary Oy­

ciec, zdziwili się synowie , widząc go iuż do mieszkania usposobionym. Kiedy oni dzień ca­

ły strawili nad rozpoznaniem niepowetowanych szkód , Matka wraz z Polusią , wyczyściła izbę przy lamusie będącą, dobrzy sąsiedzi, przyia-

(15)

— 63 —

ciele. na których poczciwym ludziom nigdy nie zbywa, naznosili sprzętów, pościeli; i w tey jzbie był kominek, bo tam Polnsia w le- cie mleko na siry ogrzewała, tam na iesień różne z Matk i [ rzysinalu suszyła i smażyła; tam ' wiec i teraz suty nałożyła ogień, i rozpalił się równie wesoło iak w dniu wczorayszym. Ob­

siadła kominek rodzina; z początku smutne o- świecał twarze, zapadłe oczy wlepione w niego b yły; słychać było każdey iskry pryśnięcie, tak głębokie panowało milczenie; ale zwolna rozja­

śniać się zaczęły czoła, słowa z ust wychodziły nieznacznie. „Nieco odmiennićy wyglądamy iak

„ wczora! ” odezwał się naprzód Oyciec z przyci­

skiem, patrząc w około.” »Ale wszyscy ieste-

„ śiny! ” wyrzekła z czułością Matka; i tu iey o- czy spoyrzały naprzód na Karola, potem w Nie­

bo; on z;4 mimowolnie pocałował tulące się do niego siero'^ ... „Aleście w y zdrowi, Oycze, po- .wiedziała z nieśmiałością Polusia, a Matka tak

„się bała dla was przestrachu i oziębienia.” —

„A by też to nam zostało!’’ wymówił ieszcze z goryczą Starzec, wpatruiąc się znowu w ogień.

»Alboż to mato? zdrowie, mi/ość, i zgoda? mó-

„wiła Matka. Prawda, żeśmy maiątek stracili,

„ale wszak on był nabyty; czjź go raz ieszcze

„nabyć nie inoźna? a pamiętasz te słowa, które-

(16)

„mi mnie cieszył twóy Oyciec, kiedy się te dzie*

„ei rodziły: „ Byłem m łody, a teraz iuiem

„sie zestarzał, nigdym tego nie widział, aże-

„ by dzieci sprawiedliwego iebraly chleba, ”

„nie troszcz się więc, nie wyidą dziatki nasze

„na nędzarzy...” — „O! bez wattpienia! zawołali tu trzey Bracia i Polusia; „Jeszcze żaden z nas,

„dodał Karol, nie miał pory okazania co może.

„Ale zobaczycie, Oycze, iak wiele te ręce po-

„trafiaj Wszak był taki czas w waszem życiu

„kiedyście nic nie mieli, a przecież byliście spo-

„koyni; dziś, macie trzech dorosłych Synów...”

„Słusznie mówisz;przerwał mu oźywiony-Starzce;

„wczora, prawie o tym samym czasie, układałem

„przyszłość i swoią i waszą, chwaliliście mą­

d ro ść moią, i ia chwaliłem ią więcey ieszcze

„sam w sobie. Pokazał Bóg co znaczą układy

„człowieka, i zapewne ta nauka Jeg«> lubo su-

„rowa, na dobre nam wyidzie.... chciałem

„dla was, synowie moi, trzechletniey próby; za*

„pewne ta którą obmyśliłem, niedostateczną by-

„ła , kiedy iey Bóg nie potwierdził; snadź, wię-

„ kszey i trudnieyszey wam potrzeba. Bez wąt-

„ pienia dom rodzicielski nie iest dostateczną dla

„ Młodego szkolą, potrzeba mu świata i ludzi.

,, Idźcie więc w świat, Synowie moi, idźcie do

„ludzi, idźcie z błogosławieństwem Oyca wasze­

go,

— 64 —

(17)

— 65 —

})S°> bądźcie pobożni i pracowici, a dorobicie

»»Się kawałka chleba; za trzy lata, ieśli nam Bóg wszystkim życia udzieli, stawcie.się tu

„w szyscy... a obaczemy...” — „ A z wami Oycze i

„Matko, z Polusią; z temi sierotami, cóż się przez

„ten czas dziać będzie?” zapytali się trzey Bra­

cia. „N ie, dodał Karol, ieden z nas tu zostać

„musi i na was pracować.” — „N a to nie po­

zw alam , wyrzekł uroczyście Oyciec; nie myśl-

„ cie o nas, my sobie damy radę. Zdarzona przy­

g o d a oświeciła mnie zupełnie; mylne było wczo-

„raysze moie o starości zdanie; niema widzę, w

„życiu człowieka nie dziclnćy pory, on do koń-

„ca działać, pracować powinien; w drugim do­

p ie r o żywocie spoczynek go czeka.” — „ O ! ,,zapewne tak iest, powiedziała Matka; my tu

„sobie otworzemy Szkółkę, ia z Polusią będę

„uczyła dziewczęta mieyskie robót.” — „ A ia, dodał Oyciec, czytać, pisać, rachować, i bę-

„dziemy chlćb mieli. Zeby tylko czeladź na- *

„sza rychło służby dostała!” Zdarzy im się, powiedziała Matka, a tym czasem głodu nie be-

*dą mieli, Bogu dzięki, lamus dobrze opatrzony.”

„W ięc nas wszystkich trzech w świat wypra-

„wiacie? zapytał się Karol, po krótkiem mil­

czeniu.— „Wszystkich, odpowiedział Oyciec, a

„ za trzy lata, szóstego Lutego, day Boże doczekać Tom V II- Ner X X X V III. 5

(18)

— 66 —

»zeydźcie się tu wszyscy.” — Stało się zadosyć woli starego Sukiennika; w kilka dni, trzey bra­

cia, iak można było naylepiey opatrzeni w dro­

gę przez Rodziców i Siostrę, puścili się na ró- żne strony; nim się rozeszli, dali sobie słowo, w przytomności same'y tylko Polusi, źe pra­

cą i ochroną będą się starali tyle przez te trzy lata uzbierać, żeby Oyciec mógł przed śmiercią nową założyć fabrykę. Pracowici, trzeźwi, wier­

ni, znaiący się dobrze na Sukienników rzemio­

śle, wnet znaleźli korzystne mieysca. Henryk i Ludwik pracuiąc iak naygorliwiey, a żyiąc o- szczędnie, dostawszy się do zasobnych Fabryk, wysoko cenieni od Naczelników, przez trzy la­

ta po trzy tysiące złotych • zebrali. Karolowi ieszcze się lepiey udało. Trafił na maiętnego Su­

kiennika iuż w wieku, który szczęśliwy z tak zdatnego i poczciwego czeladnika, w krótkim czasie tyle mu zaufał, źe cały dozór Fabryki mu oddał. Ten Sukiennik był wdowcem, miał córkę jedynaczkę; domowe i pobożne wycho­

wanie, pracowitość, czerstwe zdrowie, lat ośm- naście, takie były Emilii zalety; zachęcona przy­

kładem Oyca, serce swoie Karolowi oddała, on iey pierwey ieszcze swoie był poświęcił. Stary Fabrykant patrzył na tę miłość z upodobaniem;

rad był w duszy temu, źe w zięciu następcę

(19)

znaydzie, a tym czasem płacił suto Karola, i młodzieniec się spodziewał źe może pięć tysię­

cy do składki przyniesie. Jakoż, gdy minęły trzy lata i nadszedł szósty Lutego, przyniósł ie, i więcey ieszcze; miał bowiem list od Starego Fabrykanta do Rodziców, w którym chęć da­

nia mu córki i odstąpienia Fabryki oświadczał;

miał i podarki od Emilii dla Matki, dla Polusi i dwóch małych sierot... O ! iakiź to był dzień szczęśliwy ten szósty Lutego, kiedy się zeszli przy kominku w lamusie, trzey Bracia; Rodzi­

ców w dobrem zdrowiu, Polusię raz ieszcze mil­

szą ni£ była, sieroty wyższe o głowę, zastali.

Ileż było łez radości wylanych, kiedy zacząwszy od młodszego, każdy zaczął opowiadać przygo­

dy swoie, i z nieśmiałością, w fartuch Matce sy­

pał pieniądze! iakie zadziwienie, kiedy Karól dobył podarki od narzeczoney, i list iey Oyca...

Gdy z pierwszego wzruszenia wszyscy nieco o- chłodli, gdy łzy radości otarli, znowu ogień ko­

minka szczęśliwe twarze oświecił. Polusia tyl­

ko była zamyślona. „Cóź to Polusi?’* spytał się głośno K aról.— '„N ic n iem ó w !” szepnęła dziewczyna kładąc mu palec na ustach. „A le

„chcę wiedzieć koniecznie! ” wołał. Oyciec, Ma­

tka, drudzy bracia, pytać się takie zaczęli. Po­

lusia wzbraniała się długo, nareszcie zakręciła

— 67 —

(20)

się po izbie, otworzyła skrzynkę, a z nieśmiało­

ścią mały woreczek w fartuch Matce włożyła.

„Wiedząc o zamiarze Braci, powiedziała cicho i z spuszczoną głową, i ia chciałam także tro-

„chę pieniędzy uzbierać. WTidzi Bóg, że com

„tylko mogła uiąć chwil Szkółce naszey i go­

spodarstwu, pracowałam pilnie, szyłam, robi-

„łam siatki, pończochy, często i w nocy, ale...

„oto wszystko com uzbierała, nie całe sto zło-

„tych...” I to mówiąc, zalana łzami rzuciła się do nóg Matce i Oycu, iakby przepraszaiąc ich.

„W szak szeląg ubożuchney wdowy Zbawiciel

„w yzey ocenił, nad bogatych daryl zawołała z rozczuleniem Matka, a mybyśmy twoim krwa-

„wym zarobkiem pogardzić m ieli!...” A w cza­

sie tych słów i ona i Oyciec nad klęczącą u nóg ich córką, ręce podnieśli, i błogosławili ią, tem błogosławieństwem, iakićm szczęśliwi Rodzice, dobre dziecie błogosławią. Uklękli obok siostry trzey bracia, i tegoż jsamego błogosławieństwa uczestnikami zostali...

Rok nie upłynął, a na tem samem mieyscu gdzie dawniey, z pieniędzy zebranych, z zapo­

mogą Rządu, i z pomocą Oyca Emilii, wzniósł się dom nowy, i szła iak przedte'm fabryka, pod dozorem dwóch młodszych braci, bo Ka*

ról mieszkał przy teściu; a zmurowany na po-

68

(21)

•wrót kominek, oświecał żywsze ieszcze miłości, zgody, swobody obrazy. — Zamierzone niegdyś trzechletnich dochodów zbywaiących rozporzą­

dzenie, spełnionym zostało. Odłożone parę ty­

sięcy dla Matki, za ićy prośbą, na wybudowa­

nie domku użyto, bo nie spodziewa się i nie ży­

czy sobie dłużćy żyć od Męża; Poluśla iuż swo­

ich na wyprawę użyła, gdyż bardzo dobrze po­

szła za mąż; sićrot zaś rok b ył nayobfitszy, i każda z nich uczciwy los mieć będzie, ile że Karól z Emilią przyłożyć się do niego obiccuią.

— 6g —

(22)

— - y *

III.

ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE­

CIACH.

A n u s i a G.

Było to w Piątek, mała Anusia G. uczyła się Katechizmu, i iey Ciocia tłómaczyła iey co to Prorocy? „Byli to ludzie, mówiła, którzy wiedzieli co będzie, za sto, za dwieście lat i da- ley ieszcze; ale wiedzieli to iedynie przez Bo­

ga, bo człowiek sam z siebie nic nie wie co się stanie? Wieszęe ty co będzie iutro?..” „W iem!”

zawołała Anusia. A cóż takiego? spytała się ździwiona Ciotka. — „Sobota.” —

Tal sama Anusia siedziała niedawno cichu­

teńko nad robotą swoią, bo iey Ciocia zatru­

dniona, była, a ona wie, źe Cioci wtenczas prze­

szkadzać nie trzeba. Sprzykrzyła iey się ta pra­

(23)

ca samotna i w milczeniu; stał w pokoiu zegar biiący, odzywa się więc z nieśmiałością: „C io­

ciu! ia będę robiła na wyścigi z zegarem!” —

„ I owszem! odpowiedziała ićy Ciotka, ralda tak dobremu pomysłowi; i wyznaczyła iey robotę, którey wiedziała źe gdy zechce, dopełnić po­

trafi. Jakoż właśnie biła umówiona godzina, kie­

dy Anusia przybiegła z dopełnioną robotą, i za­

wołała z radością: „Ciociu! Ciociu! a ia razem z zegarem!” — O! bodayby tym wszystkim któ­

rzy użytecznie pracuią, tak ze śmiercią się u- dało !

7 i

(24)

W YJĄTKI DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU SŁUŻYĆ MOGĄCE.

W I Ą Z A N I E P O L K I .

An d r z e j a M o d r z e w s k i e g o

O POPRAWIE RZECZYPOSPOLITEY

( B a ls ie z X ię g i d r u g ie j w y i^ tk i )

z ROZDZIAŁU XVI.

O Sądach i Sędziach.

A ponieważ próźnoby Prawa były stanowio­

ne, kiedyby nie byli ci, coby wedle nich są­

dzili, przeto w R. P. sat potrzebni Sędziowie;

słudzy praw, którzy trzeba aby byli dobrzy i mądrzy ladzie, nie uchylali się na tę lub ową stronę, ale na Prawo i na słuszność oczy obra­

cali; tacy trzeba, aby w prawie wielką biegłość

(25)

mieli, gdyż ani ślepy o farbach, ani głuchy o różności wdzięków, rozsądku dawać nie może;

i aby żadnych darów nie brali, i mieli sobie raczćy iuź wyznaczone z urzędu dochody. — Nayprzednićyszą Sędziego powinnością iest spra­

wę oboiey strony powodowey i obżałowaney dostatecznie wyrozumieć, słuchać ićy; nie z gnie­

wem, nie z miłością, nie z miłosierdziem, nie z przewrotną chęcią, ale z samą prawdą; na­

przód strony do iednania ciągnąć, a ieźeli nie ma nadziei o ich zgodzie, siedząc na stolicy są- dowćy, z powagą i uroczyście, dać sprawiedli­

w y wyrok; ten wyrok, i powody iego, lepiey aby- pierwćy od Sędziego napisane b yły; bo śliskie są myśli ludzkie, pamięć nie*trwała, a w mnóstwie spraw ledwie się sama czuie. Prze­

to wszystkie myśli i postanowienia nie będą-li pismu, iako iakiemu stróżowi poruczone, łacno zginą, i z pamięci wyidą. Nie wspominam te­

go, iż samćm pisaniem, a liter iak oby malowa­

niem, nie tylko pamięć się umacnia, ale tćż i ci co piszą, bywaią iakoby napomnieni, ku dości- ganiu wiela rzeczy, którychby samem tylko my­

śli roztrząsaniem, ledwie snać i zawietrzyć mo­

gli... To tez trzeba postanowić, aby żaden rze­

szy swćy Sędzią być nie śmiał; bo na każdym sądzie trzy osoby maią b yd i, powodowa stro­

(26)

na, obwałowany, i Sędzia... takoż i to, aby kmieciom wolno było pozywać Panów do Sę­

dziego, bo inaczey odięta im iest wszelka wol­

ność... I to postanowić należy, aby nie wszy­

stkie sprawy do Króla i Seymu odnosić, ale aby były Sądy główne inne, bo widziemy, ze Król żadnym sposobem nie może sprostać sądzeniu tak wiela ; seym raz na rok byw a, a tym cza- sem, ludzie bywaią rozmaitemi sposoby od swych przeciwników ściśnieni, i ciekaiąc, często umić- raią, to z tęsknicy, to od miecza.. . Niechby więc w znacznieyszćm mieście Sąd b ył, n. p.

z dziewięciu mężów prawnych złożony; trzey z duchownego stanu, trzćy z szlacheckiego, trzćy z mieyskiego, od którćy liczby niechby ie są­

dem lub ławicą dziewięciu zwano; niechby u- stawicznie na Sądzie, siedzieli okrom świąt, cza­

su żniwa, i seymu. Czas rozsądzenia i kończe­

nia każdey sprawy, niechby był trzy miesiące.

A izby strony prawuiące się nie były zbytnie- mi nakładami od sądu obciążone, trzebaby po­

stanowić, iaką mierną zapłatę tak za pisanie ia- ko też za pracę Sędziów. . A niechby ci Sę­

dziowie mieli moc skutecznie kończyć wszystkie sprawy, bez dalszego odzywania; niechby ni­

komu nie było wolno od ich wyroku odwołać, chyba żeby była rzecz iaka nowa i niesłycha­

— 74 —

(27)

na; tozby dopiero Sędziowie do Króla i na Seym odezwania dopuścili, a wyrok Króla iuf by im za prawo służył na potym. Mieszkanie tym Sę­

dziom trzaby obrać zdrowe, wygodne, obszerne, aby ich Pisarze i zony i dzieci mogli mieszkać, niechby mieli blisko gmachu Sądowego, ko- ścioł, gdzieby Bogu nieśmiertelnemu sprawy po- ruczali, od którego sprawiedliwy sąd pochodzi;

niechby R. P. wszystkie im potrzeby obmyśla­

ła; miasto zaś ku takim Sądom dogodne, zda mi się bydź Kraków, abo Piotrków, przeto źe od wszystkich Powiatów prawie równo lezy...

z ROZDZIAŁU XVII.

O walnych Seymach.

— 75 —

Gdyby takie sądy b yły postanowione, krót- szeby seymy bywały, ale zawsze corocznie po­

trzebne. Naprzód dla opatrzenia ran Państwa i wyleczenia ich, potem dla Posłów postron­

nych; dla wywiedowania chęci sąsiadów, czyli iakich szkód abo trudności nam nie zadali? Woy- nę ieśli trzeba przeciw komu podnieść? poda­

tek ustawić? urzędy niektóre rozdać, rozchody skarbu zliczyć, ostatka dopatrzyć... Pożytecznie byłoby, gdyby Posłowie ziemscy ziechawszy

(28)

się nic z skarbu nie brali; moznaby te pienią­

dze na żołnierze, abo na iakie budowanie o- brócić. —

e ROZDZIAŁU XVni.

O Stronach i Rzecznikach.

Okrom Sędziego, muszą bydź dwie osoby u sądu, kto skarży, i kto odpór czyni. Obie co nayprościey rzecz swą przełożyć maią, i co nay- kródzey. Przed laty zamierzano czas mówiącym Rzecznikom czyli Obrońcom, dziś przynamnićy postanowićby trzeba, aby żaden o swoię rzecz mówiąc, od niey nie odstępował, abo zinąd po­

mocy ozdobnych nie używał; takoż trzaby za­

kazać aby żadna strona z mnóstwem ludzi, abo zbroyno do sądu nie przychodziła, bo Sądu u- straszyć nie wypada.

z ROZDZIAŁU XIX. i XX.

O Katach i o osądzonych.

_ ?6 —

Sędziowie wypok czynią, drudzy urzędnicy go wykonywają, Do niektórych wykonania mie­

cza potrzeba, ten więc który ten miecz nosi, acz

(29)

— 77 —

kat, iest urzędowy. Niechże więc kat nie bę­

dzie od gromad ludzkich i od kościoła wyrzu- con; niech się nikt urzędem iego nie brzydzi, bod on nic złego, owszem dobrze, bo rozkaza­

niu Sędziów zadosyć czyni. — Osądzeni, powin­

ni tćz wszelkiemu skazaniu dosyć uczynić, urząd ściśle niech tego wykonania pilnuie, bo i na cóź się przyda w yrok, ieśli wykonanym nie będzie ?

z ROZDZIAŁU XXI.

O poprawie Praw. . .

Ale tego wszystkiego głową iest, aby prawa były poprawione, a pewną drogą i pewnym spo­

sobem pisane, i iednakie dla wszystkich w ie- dnymźe kraiu zamieszkałych; bo i Sędzia iak sobie da radę, kiedy dwie drogi przed sobą wi­

dzi?.. Trzeba tedy, aby raz obrano ze wszy­

stkich stanów ludzi co nabiegleyszych, którzy- b y praw. oyczystych, postronnych, kościelnych świadomi byli, w kazdey nauce wolney biegli, ci niech prawa dobrze a porządnie spiszą i lu­

dziom potomnym za długowieczne zalecą. A niech będą spisane słowy znaczoemi, którychby nie Iza wykręcić, a niech tez będą iakie przy­

czyny przydane, któreby słuszność ich utrzy-

(30)

_ ?8 —

wały. A tym Prawom raz przyiętym niech każ­

dy podlega, począwszy od Króla; bo większa iest rzecz panowanie poddać pod moc praw, nizli panować, i porządna R. P. nie wedle wo­

li Królewskiey, ale według praw pisanych ma bydź rządzona.

WYJĄTKI z XIĘGI TRZECIEY.

O W O Y N I E .

7j Przedmowy.

Pożądliwości ludzkie nienasycone, sprawiły to, iż w pokoiu źyć zawsze nie możemy; dla tego też fortele woienne są wymyślone; broni mnóstwo nasprawowano, którąbyśmy postron­

nym nieprzyiaciołom odpór dawali i dla tego R. P. porządna do woyny zawsze gotową bydź powinna. Niernasz tego u nas, przeto by nay- mnieysza nowina o woynie powstaie, iakaź o- raz i rozpustność w stanie szlacheckim'? który na orią woynę wyieźdźa; iuź oni pierwey niź nieprzyiaciel ziemię oyczystą zwoiuią, ludziom krzywd naczynia, i wyieźdżaią maiąc na sobie płacz i narzekania pospólstwa. O ! inakszegoby tu urządzenia potrzeba; często ia o niem my*

(31)

ślałem; a iako naypodleysi żeglarze widząc bli­

ską nawałność, dodaią biegłym sternikom rady, iakoby ićy uyść mogli, tak ia tez naycelniey- szym stanom śmiem dać radę do uwiarowania tych niebezpieczności.

z ROZDZIAŁU I.

Staranie o pokóy, obrona granic....

Izby dobrze było, gdyby woyny wieść nie było potrzeby, przeto naylepiey starać się o po­

kóy, ze wszystkiemi postronnemi Państwami, o pokóy stateczny i trwały, bez podsady; a oraz bydź zawsze w gotowości do woyny i do od­

poru. Niech granice nasze będą iako źołnierz- mi tak innemi obronami opatrzone; to ustrasza sąsiady, a zwłaszcza Tatarów, którzy gdy sły­

szą, źe żołnierze nasi na granicy lezą, naszych ziem nie woiuią. Niech zamki pograniczne bę­

dą dobrze zbudowane, w żywność opatrzone.

Niech Starostowie nigdy z onych nie wyieźdźa- ią, a Królowi abo Hetmanom oznaymuią co się w nieprzyjacielskim kraiu dzieie, a gdyby się miał do woyny, wtedy namawiać go przez Po­

słów, aby temu dał pokóy, bo wszystkim niech będzie iawna ta wiadomość, źe przelaniem krwi ludzkiey bai$£0 się brzydziemy, tem sobie i lu­

(32)

8o —

dzi i Boga ziednamy; dopiero gdy ińaczey nie można, broni naszey dostać należy, i Król, któ­

remu dla tego miecz iest od Boga dan, niema nic omieszkawać, ale zaraz rozboystwo nieprzy- iacielskie woyną uganiać.

z ROZDZIAŁU II. i III.

O sprawiedliwości woyny, i idy świątobliwości...

Kto się krzywdy uczynioney przystoynie mści, kto o nabożeństwo, o dom, o żywot, o ma­

jętność ludzi swoich walczy, ten ma sprawiedli­

wą przyczynę do woyny, ten zwycięztwa spo­

dziewać się moze. Ale kto iedno wsczyna woy- nę dla sławy, abo. dla rozszerzenia Państwa, ten źle czyni; rozsławi swe imie płaczem i narze­

kaniem ludzkićm, frasunku sobie doda; bo cóź inszego iest szerokie Państwo, iedno wielkie a usta­

wiczne frasowanie, i któż moze onym tak rozli­

cznym sprawom iak przystało podołać ? A ieśli trzymanie wielu Królestw i ziem daleko od sie­

bie lezących iest trudne i niebezpieczne, iakźez wystrzegać się trzeba, aby go mocą i mieczem nie dostawać... Tatarskać to rzecz i Turecka, mocą, ogniem, mieczem, pustoszeniem pól, krwią ludzką nabywać kraiów i sławy* i Bóg tako-

wey

(33)

— Si —

Wey woynie chyba na karę zwycięztwo dawa....

"Woyna zaś sprawiedliwa i świętobliwą nazwad się może, bo przestrony plac okazuie mnogim i wielkim dzielnościom; męztwu, miłosierdziu, wierze, boiaźni Pana..; A przetof wy, o szła*

checkiego stanu ludzie, i wszyscy którzy kolwiek R. P. mieczem bronicie, gdy się gotuiecie na woynę, nie gotitycie się iako na łup, ani iako na rozpustę, ale iako do roboty świętćy, do po*

sługi Bogu i ludziom wielce wdzięczney... A ty*

o Królu, krzywdy i niebezpieczeństwa od ludu odganiay, swawole srodze karz, opatruy, co by uspokoicniu R. P. należało; aby ieśliby przez twą niedbałośc przeciwko Bogu i ludziom zbro­

jono , nie powstała iaka sroga burza, któraby i Twey głowie, Królu, nie folgowała i R. P. nie wywróciła...

(Dokończenie nastąpi)t

Tom VII. Ner X X X V I I I 6

(34)

82

y.

W I A D O M O Ś C I

MOGĄCE BYDŹ MATKOM PRZYDATNE.

- - - mmm aga— w - - - -

W i p i s y z D z i e ł o b c y c h A u t o r ó w o W y c h o w a n i u.

O WYCHOWANIU W OGÓLNOŚCI, i o trudnościach iakie dziś nastręcza.c

(D o k o ń c ze n ie )

„Poprzednie uwagi dotknęły się tylko mo­

ralnego Wychowania dziecięcia, umieiętność ie­

go na podobnez narażona iest trudności. W szy­

stkie Nauki zarówno są dziś trudne do udziele­

nia, a weszło iuz niemal w konieczność, posia­

dać ie prawie wszystkie. Juź dobrze wycho-- wanym osobom nie wolno, źe tak powiem, bydź nieumieiętnemi, albo ograniczone mieć widoki;

obszerna umiejętność i iakaś rozległość rozumu, iest powinnością dla człowieka, który chce bydź

(35)

w równi z wiekiem swoim, tak iak ułożenie przystoyne i grzeczność są nieodzowne tym, którzy chcą bydź przypuszczeni do lepszych towarzystw. A tych umieiętności iakże nie ła­

two udzielić, z rzetelną dla dzieci korzyścią?

Weźmy naprzykłąd iednę z nich, Historyą.

Póki Europa nie doznała wstrząśnienia, Dzieie starożytne b yły dla uczących się, zbiorem czy*

nów zupełnie obcych światu nowożytnemu, zaymuiących umysł, wzbudzaiących w sercu u- czucia szlachetne. Dziś te uczucia wiążą się z wyobrażeniami, które, złe lub dobre, iuż wy- tępionemi bydź nie mogą* Czyż ie ukryiemy przed dziecięciem którego, rozum się rozwiia?

Jeśli nie, iakze mu ie poznać damy ? Jakimby to sposobem napełnić zimnym rozsądkiem gło­

wo iego, a nie przygasić szlachetney wyniosło­

ści duszy? Zle byłoby ostudzać zapał iego do pięknych czynów, trzeba iednak strzedz aby ten zapał, pożaru nie wzniecił; trzeba go prze­

kształcić na ów ogień święty i tfw ały, który oświeca i zagrzewa, ale nie niszczy ani pożera.

Umiarkowanie stało się dziś potrzebnieyszą niż kiedy cnotą, rozsądek nieodzownieyszym niż kiedy, dla trudniących się Wychowaniem przy­

miotem. Broń Boże! aby nie wpaiać w dzieci szlachetnych uczuć! wyrosłyby na podłych, ale

6*

— 83 —

(36)

nie trzeba także zdpalać ie przesadzonemi, bo wyrosną na nieszczęśliwych; należy więc pro.

wadzić ie drogą prawdy, a ta lubo nayprostsza i naykrótsza , zawsze była naytrudnieyszą, oso*

bliwie w tych czasach, gdy tak łatwo na tę lub na ową stronę przechylić się można... ieśli zaś iedna upadla, druga niebezpieczna; obie zatem

szkodliwe. . ,

Lecz im praca więcey ma trudności, tem iost znakomitszą, tćm większą chlubą wieńczy pomyślne iey dopełnienie, tem ważnieyszą ko­

rzyść przynosi. Któżby więc przyczynić się niepragaął do dzieła maiącego za cel dobro wzra- staiącego pokolenia? ktoby tych trudności prze­

zwyciężyć nie chciał? Pamięć cnotliwych Oy- ców naszych nam droga; nie możemy wspo­

mnieć bez wzruszenia o sławie iaką nam prze­

kazali, o owocach które z ich usiłowań, ofiar i trudów zrywamy, o prawdach, dziełach, za­

kładach, które nam po nich zostały; mogliźbyś- my nie mieć chęci, wyrycia w sercach dziatek naszych, równie chlubney pamięci? 9 imiona nasze, związać z zgasłego pokolenia imionami, przez dobrodzieystwa iakiego pamiątkę. Przey- ście Człowieka na te y . ziemi tak iest krótkie, że dla ogółu byłoby niczem, gdyby go nie mógł przedłużyć zostawionem po sobie wspomnieniem;

— 84 —

(37)

gdyby w teraźnieyszey chwili' hie mógł zdoby­

wać przyszłości. Przyszłość zaś nie tylko wiel­

kich czynów iest* udziałem ; każdy z nas ma sobie właściwą, wpływ na niey mieć może. Ma­

tka, która kilkoro dzieci cnotliwych i światłych wychowa, niech będzie pewną, ze usnuła dłu­

gie cnot pasmo, ze źyć będzie choć % tey zie­

mi zniknie, bo iey dzieci przekażą kiedyś swo­

im dzieciom, wpoione przez nią w ich dusze zasady. Jestźe iaka myśl słodsza? zdolnieysza do pocieszania tych nawet niewiast, które zbliżaiąc się do starości, tracą zwolna wszystkie słody­

cze i powaby ziemskiego życia. — Doskonałe i czyste uciechy, winniśmy zwykle bezintereso­

wnym uczuciom, a to które nas zachęca do zaymowania się istotami co na grobach naszych źyć będą, musi czystą radość, i dobre owoce przynosić... Któżby wreszcie pominąwszy wszelkie rodzicielskie przywiązanie, potrafił bydź nieczułym na wdzięki dziecinnego wieku? Te istoty tak słabe, tak w niczem nieużyteczne, które tyle starań i trudów kosztują, które nas tak mało ieszcze kochaią, maią w swym glosie, w oczach, w ruszeniu, w uśmiechu, w nay- mniey znaczących słowach, coś uroczego; cza- ruią nas tym zbiorem słabości i zaufania, ży­

wości i słodyczy, prostoty i niewinności. Kie

(38)

przewiduiemy, ie, .kiędyś piękność,, ieniusz, ro­

zum, cnotą, iaśnićć będą w tych niedokończo­

nych rysach; t?i niema nic tegó co nas przy- wiązuie lub podoba nam się, w naszych przy- iaciołach i zn?iomych; iest , to uczucre nie do opisu, pochodzi. od naygłębszych i nayszano- wnieyszych uczuć; przemawia zarówno w star­

cu nad grobem schylonym, i w młodey dzie­

wicy; iest to uczucie, w którem się łączy po­

trzeba oddania tego, cośmy sami kiedyś od dru­

gich odbierali, nadzieia przedłużenia naszego ie- stestwa, w sercu tych, którzy źyć tu ieszcze będą, gdy my iuż póydziemy daleko; i te wszy­

stkie taiemne wzruszenia, których wysłowić dokładnie nie można, bo zbyt wiele tkliwych ł poważnych rzeczy obeymuią razem.

(39)

B A Ń K A M Y D L A N A ,

P R Z Y P O W I E Ś Ć

( z Francuzhiego.)

Dzień b ył pogodny, słońce świeciło iasno, kilkoro dzieci otoczyło naczynie z mydlaną wo­

dą ; iedno z nich słomkę trzymaiąc w ustach, dmuchało zwolna. Po kilku niekształtnych bań­

kach, wychodzi nareszcie czysta; rośnie, nabie­

ra okrągłości, odrywa się od słomki, wzbiia się w górę i iaśnieie- tęczy kolorami; dzieci szczę­

śliwe skaczą z radości, ścigaią bańkę oczyma, u- noszą ią tchem lekkim; w tem bańka pęka knie. Dzieci w płacz. O ! iak wiele drolsz^Bi rzeczy tak zaiaśnieie przed Wami, i zniknie!

(40)

SPIS BZECZY

ZAW ARTYCH w TYM NUMERZE.

- — .--- mc-

i Stronica.

1. Piorun w Krakowie, zdarzenie z r. 1212. 49.

2. Kominek, powieść. . ...54.

3. Anusia G. Anekdoty..., 7 0 . 4. Wiązanie Polki. Andrzeia Modrzewskie­

go o poprawie Rzeczypospolitey. . . 72.

5. ,0 wychowaniu w ogólności i o trudno­

ściach iakie dziś nastręcza. (Dokończe­

nie) ... ... . 82.

6. Bańka mydlana, przypowieść z francuz- kiego. . ... 87.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Umieraiący feczył nawet kiedy niekiedy, głos swóy do tey świętey harmonii; a kiedy gasnące tchnienie nie mogło się dobyć z piersi iego, powtarzał te słowa

prawdziwa wolność nie należy wswawolności czynienia co się podoba, ani w zbytnie'y foldze praw przeciwko tym, którzy się głównych w y­. stępków dopuścili;

rządowe gmachy; chciełi tajiże oświecić ęhorągiewkę, żelazną, ną ązezycię wieży ratuszo- Wey dotąd Jj.ędącą, w kształcie prła, Do tey cho- rągiewlęj, z

w a radość w oczach iego, na wspaniałem czole zabłysła; ilekroć bowiem zrobić mógł komu przysługę, szczęśliwszym od tego się zdawał, kto mu tyle był

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do

trzeba , a tych szczęściem bardzo mało; rzadko więc kiedy popisać się ze swemi cnotami mogą, i zawsze ich czułość daleko mniey ma wartości od tey, którą

Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią.. Dziś rano wszyscy