• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 4 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 4 (1824)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

ROZRYWKI DLA DZIEGL

N erIV . i . K wietnia 1824;

Ł

W spomnienia narodowe ^

\ViAbOMóść o życiu M aryi z L eszczyńskich KRÓLOWEY FRANCUZKIEY.

C n o ty , śłaWa, piękne im ię, nie tylko sę męż­

czyzn podziałem, równe ma do nich, płeć żeńska prawo j z tę. iedynie różnicę, że iey cnoty sę innej iey sława mniey głośna, iey imię więcey zwykle ż przymiotów serca, ni­

żeli z rozumu słynęce. Naród nasz bogaty w znakomitych Mężów, ma także i wiele Po­

lek godnych wspomnienia; iednę ż nicii iest Marya z Leszczyńskich, Królowa Francuzka;

Prawda, że pierWsze tylko lata wieku swego stra-

wiła W Polsce, że zmuszona była okoliczno-

(2)

148

ściami inn^ przywłaszczyć sobie Oyczyznę, ale zrodzona z Rodziców Polaków, wzięła ży­

cie na Polskiey ziem i, a cnoty iey i żywa rodzinnego kraiu pam ięć, słusznie iey miey- sce między sławnemi Polkami nadaię.

Dokładnę wiadomość- o iey życju, z Pi- sarzów godnych wiary czerpany, przedstawić wam um yśliłam , dzieci m oie; obyście w czy­

taniu iey znalazły przyiemność równ§ te y , którey ia doznawałam , kreśląc ten obraz cpót tak znakomitey Rodaczki.

Marya Leszczyńska urodziła się w Pozna­

n iu d. 23 Czerwca 1703 roku, z Stanisława Leszczyńskiego, i Katarzyny z Opalińskich, w czasie pierwszego w yboru iey Oyca na tron Polski. Opatrzność wielkie iey gotuięc lo9y>

, W szkole nieszczęścia wzróść iey kazała; a chc.ęc zapewnić prawdziwe iey szczęście, uży­

czyła iey jiaydroższego z darów swoich do­

brych i pobożnych Rodziców.— Do lat dwu­

nastu, Marya Leszczyńska żyła wśród samych niebezpieczeństw, na łonie nieustanney trw o­

gi. Obozy, woy.ska, k o tły , tręby i arm atyy te były pierwsze przedm ioty, które uderzy­

ły rozwiiaięce się iey zmysły; kilka razy na­

wet życie iey, było narażone, i wcześnie te

(3)

>49

przygody się zaczęły. Dopiero miała rok ie- den, gdy iey Oyćiec lubo ogłoszony Królem przez część N arodu, nie mógł iednak się mie­

rzyć z nacieraięcym na siebie przeciwnikiem, i ulegaięc konieczney potrzebie uiecbać mu- siał z Warszawy, gdzie od iakiegoś czasu go­

ścił. Z garstkę stronników dęźył spiesznie że­

by się z Opiekunem swoim, Karolem XII. po­

łączyć. Towarzyszyła mu cała iego rodzina, Matka, żona i dwie córki. Pierwszego wie­

czora właśnie gdy wiedney karczemce do kró­

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego wyiazdu, Sam go ifiagli, wyieżdżaię; lecz o milę drogi spostrze­

ga żona iego, że w żadnym powozie niema maleńkiey Królewney Maryi. Rozpacz obey*

muie Rodziców, oddział konnicy wraca śpię*

sznie do karczmy, i po długiem szukaniu Znay- duię nareszcie dziecie śpięce spokoynie w żło­

bie staienki, i zwracaię go z radościę pie- spokoynemu Oycu i Matce. Podobnych przy­

gód doznała kilka Marya Leszczyńska i można powiedzieć, że Wzrosła w szkole nieszczęścia.

Kiedy szósty rok miała, opuściła Oyczyzng

n *

(4)

150

i iuż iey nie uyrzała nigdy. ,W tedy właśnie Karol XII. zw yciężonym pod Pułtawę. został, i Leszczyński schroniw szy się do Szczecina, w Pom orzu, rodzinę sw oię tam sprowadził.

Znękany kilkom a laty panow ania w ięcey mnie*

manego niśli istotn ego, błagał Króla Szwecyi żeby wrócić raczył pokóy Oyczyźnie i iem u, żeby m n pozw olił zrzec się tego tron u , któ­

rego znał sam e go ry cze; ale nie chciał na to przystać zacięty B ohater; nadzw yczajnie u p ar­

t y , nie odstępow ał nigdy od raz powziętego za­

m iaru ;, w yznaczył więc Leszczyńskiem uschro- nięnie vy Księstw ie D wóch M ostów , i dosyć zna­

czne dochody; i tam czekać m u kazał ch w ili, w którey niezaw odnie na tron Polski go pow ró­

ci. Leęz iakże często ludzie zbyt wiele się spo­

dziewał?, od szczęścia i lo su ; nie doczekał Ka­

rol XII, tey chwili. N apełniw szy E uropę od­

głosem śm iało ści, u p o ru , zwycięztw i nie­

szczęść sw oich , skłóciw szy Polskę iuż wstrzę- śnionę w zasadach, zgrom adziw szy stosy o- balin i tru pów , znalazł .zgu bę w własnem dziele, zginęł pqd m iastem Fridrikshal w N or­

w egii, i śm iercię iego Leszczyński opiekuna

i schronienia pozbaw ionym „ostał. — N ie

chc^c i nie mogęc wracać do Polski, (bo iuż

(5)

— ' —

i; tak po kilka razy stronnicy Augusta II. na- stawali na iego życie) i Leszczyński- otrzyma­

wszy pozwolenie mieszkania we Francyi, od rządzącego w ówozas tym kraiem Reienta, u- dał s ig d o Alzacyi,. d o . miasta Weisemburg.

Traktat Szwecyi z Polską, zapew nilm u wkrót­

ce tytuł. Króla, zwrócenie dóbr dziedzicznych-, uczciwe choć mierne dochody, i zupełne dla wszystkich iego stronników przebaczenie; w a­

ru n e k który zapewne naywigcey- uradował piękną duszę Stanisława.

Marya Leszczyńska, iu L w ted y jedynacz­

k a , (b o iey siostra starsza umarła w cią­

gu tycłizarnieszań) miała lat szesnaście, gdy na ziemię Francuzką w stąpiła, na tę ziem ię,, która iey drugą Oyczyzną stać się miała.-—>

Zjdawaćby się, m o g ło .. że iey wychowanie za­

niedbane bydź m usiało, kiedy. lata iemu po­

święcane, w pośrzóds tylu burzliwych okoli­

czności spędziła; ale przeciwnie się stało: te.

wszystkie przygody, te nieustanne losu igra­

szki ukształciły iey duszę, , wzmocniły umysł,, sprce tkli.wości? przeięły; Oyciec. iey . zaś w odmiennych życia,swego koleiach,. nie. zapo­

m niał nigdy na chwilę żę b y ł Oycem, czu­

wać; n ad ,có rk a,i trudnić, sjg nią . nie przestały,

(6)

15« —

Stanisław Leszczyński niepospolitym był człowiekiem, nie miał, on zapewne tey dziel­

ności Bohatera, tego śmiałego umysłu, który nadzwyczayny rzecz przedsięwziąć i wyko­

nać umie; niemiał tey wysokiey dumy ko­

niecznie patrzebney temu, który wśrzód ty­

siącznych przeszkód, dopiąć chcę zamierzo­

nego celu; ale posiadał wszystkie cnoty wiel­

kiego Monarchy panuiycego w pokoiu nad ludem wiernym sobie; rozsadek nadzwyczay- n y , duszę wspaniały, szlachetny, wytrwały, a nadewszystko serce tkliwe, ludzkie i do­

broci pełne. Tych przymiotów sami nieprzy- iaciele zaprzeczyć ińu nie mogę; terai w in­

nych okolicznościach mógłby był tak szczę­

ście zapewnić Polaków, iak uszczęśliwił pó-

źniey wspominaiycych go dotyd wdzięcznych

Lotaryńczyków.—> Człowiek taki czyż nie był

zdolnym do prowadzenia córki? córki którey

łaskawe Nieba naypięknieyszych użyczyły

skłonności. Był więc iey Nauczycielem; sam

kreślił przepisy, Według których prowadzić

iy miano, sam pilnował ich wykonania; a

Matka, żona, i Moszczyńska, Ochmistrzyni

młodey Królewney, niewiasta wiele zalet ma-

iyca, dopomagały mu gorliwie w uskutecz-

(7)

155

Bieniu iego zamiarów.. Owocem tyła złączo­

nych usiłówań były cnoty i zalety Maryi- i nigdy dzieło żadne riieusprawiedliwiło lepićy licznych zabiegów i starań,. Wdrożona pd kolćbki w tór dobrego naylepszym w do­

mu przykładem,. pokochała, zawczasu Boga i cnotę; iuź w ośmiu leciech. roskoszy. była ro­

dziny swoiey,. naywiększy, nieszczęść iey o- słody;. niewJnność i prostota dziecinnemu wiekowi; właściwe, słodycz wielka, przy ży­

wości,, pieszczotliwe ułożenie, zyskiwały iey serce każdego kto iy poznał.. Wrodzony nia«.

ięc do dobrego dężnośćj dosyć było przed­

stawić iey zbawienny przykład, aby go iuź naśladować zaczęła;, nauki, moralney raz u- słyszaney, nie zapominała nigdy; rozwiiały się one w duszy usposobioney do cnoty, iak Ziarno które się krzewi ,, gdy na sprzyiaiycy Sobie grunt, padnie. Pobożny zaś była, od lat naymłodszych,, i nic, w tem. dziwnego!. Bo iakżeby inaczey tak.dobry bydź mogła? W wie­

ku, roztrzepania, umiała się przeiyć pamięciy obecności Boga;, wszędzie-i-zawsze widziała G ó - koło siebie, przekonany była, że? bydf dobry, Rodzicom, posłuszny,, w naukach pil­

ny,. iest naylepszym. śrzodkiem dla dziecięcia .

(8)

ą5+

©kazania Sjtwórcy rpiłości i wdzigęzpości swop iey. Tyra Gp wigc spospbęm, codzień, i każdey chwili chwaliła; a gdy weszła do świą- jjjyni Jego, skromność iey i gorliwość modli-, tw y , rozrzewniała przytomnych. , Ta pobo­

żność nie była dla niey do węspło&ęi prze­

szkody , owszem lubo yrzrastała w szkolę nie­

d o li, nię znała posgpnośęi. is m u tk ó w , im i- lemi żarcikami ożywiała ipdzing sryoig. Zy- wrość iey dowcipu b yła wielka* alp :ńad ten dar wielu dzieciom wspólny posiadała nieró­

wnie droższy, dar rozsądku. Każdey rzeczy stro­

nę prawdziwy od razudostrzęgł^, o,każdey dały sąd sprawiedliw y; i często sjg trąfiało, ź,e sa­

mi Rodzięe pytali sig o iey zdanie? Tak dnia ie- dnego sprzeczka zaszła migdzy nięmi. leszczyń­

ska niespodzianie na tron wyniesiona, ©darzo­

na ppwabanii wielkośęi, nię mogła tęgo Zjapo-.

m nieć, żę odsuniętą od korony wraz( z Mg-,

żem została, i wymawiała ipu. pboigtnośę z

iaky ©n tęn cios znosił; gdy cp raz źyryszy

w tym przedmiocie stawała sig sprzeczka,

spytali sig córki coby o tem rpyśląła? ,P,wa-

naście lat maiyca wtedy K.,rólęwgy, myślały,

cliwilg, nareszcie rzekła: „M nie sig zdaię,

żę słuszność z oboyga iest strony; Matka ża-

(9)

155

v h iie tronu dla ciebie Oyczę, bo, cię kocha,

„ a Ty go. nieżałujesz, boś mężczyzna,” ' Kiedy w dw unastu lecieclą rozsadek Ma*

ry i i serce tkliwę tak, trafnę i delikatną od*

powiedź iey podały, łatwo zgadnąć c?em by­

ła doszedłszy dpyrzalszego wieku,? Śmiało też powiedzieć można, że gdy odsuniętą, od tronu, rodziną, Leszczyńskich,osiadła we Fran­

cy j, w ęałey Europie, na d 'v9rz^ nąypotę, Żnieyszych Królów* nie było Księżniczki l.epiey yiychpwanóy, więcey ęnpt, przymiotów i wią-i domośęi maiącey, Bo i ną umięiętoości mło?

dey M aryi nie zbywało; umiała pięę ięzy, ków procą rodowitego* (którego w ńw czas nawet nie liczono) Francuzki, W łoski, Nie*

miecki, Szwedzki, i Łaciński, grają ńa lirzę*

rysowała trochę, ppsiadąja nądewszystko głę­

boką znąiom.ość Religii; tę w nią.O,yęieę wpo^

ił; . sam ią gotował do pierwszey komunii,

ąam ią uczył i słowami i przykładęrn iak

służyć naylępiey Bogu. On,także rozmawiąiąc

z nią codziennie w naznaczonych, godzinach,

przedstawił iey o,brąz dokładny dzieiÓW te-

gocąesnychfl dął ióy wyobrażenie wszystkich

dworów i stosunków iędnych z, drugienjif

M[atka zę syyoiey strony, Babką czuje w nu.

(10)

156

czkę kochai§ca i szanowna Ochmistrzyni, na­

pa w a ły ię miłościę do pracy; i uczyły ię ro­

bót płci iey właściwych. Nadz\fryczayn£ mia­

ła zręczność i ńpodobanie w tych zatrudnie­

niach; milsze iey były od wszystkich innych;

przekładała igłę nad pędzel i pióro, a nay- lepiey lubiła, szyć, i pracować dla. ubogich..

Już czuięc w duszy skłonność do dobroczyn­

ności,. a nie mogęc tak wiele świadczyć,, pra­

cą rgk swoi.ch chęciom serca zadosyć czyni-, ła; i dzięki tym staraniom^ pomimoż szczu-.

płości, dochodów, w całym. Weisenburgu, ma-, tkę, nieszczęśliwych, zwaną była..

Tak minęło lat kilka. Leszczyńskij w sło-_

dyczy domowego pożycia,; w. cnotach córki, w księgach, i w naukach,, a osobliwie zaspo- koioriem sum ieniu,, lubo, wygnaniec, czyste­

go, używał szczęścia, kiedy, um arł R eient; a skutkiem stąrań stronników. Augusta II, mło­

dy Ludwik XV. Monarcha^ Francuzki,. iuź.

miał, odmówić schronienia w kraiu. swoim nieszczęsnemu Królowi-. P o w ró t do Oyczy..

Zńy był niepodobny. Doznawszy tyle smu­

tnych, odmian ,a tak cnotliwym, i bogoboy.

nym będąc, Leszczyński nie lękał się śmier­

ci; lecz troszczył sig o. Matkę sędziwą, a żq -.

(11)

157

nę owdowiały, troszczył się o córkę w kwie­

cie wieku będący, któta na tronie zrodzona,- a dziś bez Oyczyzny, bez wianż, sieroty na za- wsze zostać miała. . . Ale Bóg nie' opuszcza tych, którzy mu biernie służy ; ieślt się zda­

rzy, że na chwilę uchyli od flich błogosła­

wiący prawicę, zwraca iy wnet z pośpiechem, i po tey pozorney przerwie dobrodzieystw, ieszcze wspanialszym się staie. Tego dozna­

ła rodzina Leszczyńskich. Kiedy Stanisław pogrążony był w smutku i czuł* codzień sła­

bnące siły, kiedy przedmioty iegó kochania bolały srodze widzyc go w tem smutnem po­

łożeniu, przyiechał do Weisemburga, Kardy­

nał de Rohan Biskup Strazburga, i prosił Leszczyńskiego a taiemne posłuchanie. Otrzy­

mawszy ie , tak powiedział: „K rólu! przyby.

„wam wysłany od gabinetu Wersalskiego, pro-

„ sic Cię, ażebyś pozwolił córce twoiey zostać

„ żony Króla Francuzkiega!” Na. te słowa nie­

spodziane, Leszczyński sądzi, że Kardynał źar- tuie, i wierzyć mu niechce.. I słuszne miał do tego niedowiarstwa powody. Prócz tego że Marya Leszczyńska bez wiana, beż Oyczyzny’

nie mogła nigdy tak znakomitego spodziewać

się małżonka; wiedział, że Ludwik XV. iuż

(12)

— ł 58

iUnóy Księżniczce był; obiecany.. Właśnie za?

szły były układy między Ęrancyę i Hiszpanię;

iuż przybyła do Paryża młoda Infantka, i wszyscy. pewni byli, że zvvięzek z nię, nieza?

wodnie się skpiarzy. Tym czasem inaczey roz?

rzędził Bóg w widokąch swoich, i> Leszczyn^

ąkimusiał uwierzyć słowom Kardynała, gdy mu list Xięcia </<?, Rourbon pierwszego Minis.trą Ludwika, XV. wręczył.; Księże w tym liście uroczyście o rękę Maryi Leszcz.yń$kiey. dla.

młodego Króla prpsił. Uwierzył więc. Stani, sła v; i poniósł dzięki Niebu.. Podohnę ra*

dościę i zdziwieniem p r z e ię ty ,. iak nie, gdyś ów stary Patryaręha, gdy, mu doniesio, po że $yn; którego on śmierć opłakiwał, żyr.

ie i rzędzi w Egipcie, podobnież zaw’o}ał^

„ Błogosławiony Bóg, który wspomniał pa słu-.

„ g i swoie! dzieło to twoie ,. Panie., racz go

„doprowadzię do końpa!,’’ I to. powiedzia, wszy udał się wraz z Kardynałem^ do pokp- iów żony.. Tam młoda Marya siedzęc obok.

Matki i z nię rozmawiajęc, zaięta była spo-.

koynie ręczpę robotę,. i nie spodziewała, się

bynaymniey iaka wieść wkrótce uszy iey u *

derzy. W tęm wchodzi Oyciec z znakomitym,

łio.słe.ni, anienięggu. wstrzymać wy raso w. ra%

(13)

ISS)

dości , mówi * kłaniąiąc ( ie y . się L głęboko:

„ Niechże ia pierwszy Królową Francyi po-

„ witam?’ I Księżniczką, i igy Matka z kolei wierzyć tym słowom nie chcą; ale gdy Kar­

dynał z powigę. prośby i oświadczenia sWoie pow tórzył, uwierzyły tak iak Leszczyński l i - '

wierzył; Matya zaś wielką maiąca duszę, nie odurzyła się nadzieią tak nagłego wyniesie­

nia, ani zbyteczttey nie ,okazała radości;1 na­

glona przez Kardynała o odpowiedź, ‘ w tych ią dała słowach: „Bardzo iestem wdzięczna ’

„Królowi Francuzkiem u, że mńie1 Wyborem

„sw oim zaszczyca, ale oto są Rodzice moi\'^

„lo s móy w ich iest ręku.” > »s

Już Oyciec na ten związek by ł’ p rz y stał,;

z w ięk sz ą iesżcze radością dała pozwolenie M atka, i ta odpowiedź gabinetowi W ersal^7 skiemu przesłaną została. 7

(JJalshy ciąg nastąpi.)

(14)

DZIEDZIC JODŁOWA.

POWIEŚĆ PRAWDZIWA.

W piekney włości Jodłow a, źył sędziwy dziedzic M irosław; kochali go włościanie, i błogosławili m u wszyscy, bo był miłosierny i sprawiedliwy. Ale niespodziewanie wybiła iego ostatnia godzina, opuścił iedynego Syna i włościan, którzy, go tak iako Synowie Oy- ca kochali,

Stryiowi oddało prawo opiekę nad ma*

łym Władysławem i rzędy nad włościę; ale iako mróz przeciw maiowey rosie, tak był ten przeciw zmarłemu Bratu.

Uciskał włościan, krzyw dził sierotę na m aiętku, a co więcey na wychowaniu. W pięknych latach błękał się zaniedbany W ła.

dysław po włości. Próżniactwem i nieprzy.

stoynę zabawę były dni iego. Niewiasty cię.

żko odrabiaięce pańszczyznę płakały, widzęc biednę sierotę po dobrym Panu, płakały ra­

zem na swoie uciski.

I zebrali się dnia iednego Starsi, i radzić o krzywdach cierpianych. Ale naystarSzy Po.

wiedział: „ k o ń bez cugli póty pustoszy ł?kęf

(15)

— *6*

„póki nie spędzi go ten, kto iey dziedzicem;

„nam zaś cierpieć przystoi, bo ieden Bóg co

„sędzi sprawy nasze, dał nam dobrego i złe-

„go Pana. Ale ciężko iest patrzyć na krzy.

„w dę sieroty. Zle to iest, sęsiedzi, że dzie.

„cie Pańskie, z pasterzami się b a w ia ,ip ó y -

„ dzie na łaskę ludzi, gdy nieprawy Pan: tak

„będzie nasze dzieci, iak nas wszystkich u*

„ ciskał.”

Do serca wszystkich trafiła mowa Wóy- ta, i pebrali się powtórnie u niego Starsi, i o sierocie radzili.

Aż Wóyt z naystarszemi włości, zaprzęgli woz kowany, zwabili z pola swawolące dzid*

cie i nakłonili, aby trochę z nimi jechało.

Jadę daleko przez pola i lasy, iieszcze za lasy, aż stanęli przed klasztorem Piiarów.

Wpuszczeni do Przełożonego, tak mu mówi- li: „O to iest dziecie zmarłego Pana naszego,, ,, które niema opieki; a przez miłość ku.Oy-

„cu niechcemy, aby tak iak my prości, bez

„nauk na niewolnika urosło. Składamy ta*

„lary od gromady zebrane, i prosiemy nau-

„czcie go Wielebni! i Bogu służyć i nami .„rzędzić. Niech ma pańskie potrawy i cień*

„k ie szaty, damy na wszystko; a niech wam

(16)

,?B*og dopomaga 'byśćie go nauczyli, o swoie

»kig upom nieć'! bydź sprawiedliwym.*’

Wychowywał sig Władysław, kształcąc fa*

żeni serce i rozum.

‘ Śtryi ćhytry ógłqsił Zgubg Młodzieńca/

którg dawno źaifaierzał, i stał śig Panem wło­

ści, i ‘Uciskał dobroczyńców sieroty, Cierpli­

wi' lia Wszystko,'aby "tylko dziedzictwo pta-' Wemu Panu dochować, chodzili zimę. i latem do klasztoru na zwiady. Władysław rósł pigkny, błogosławiony od Boga i chwalony od ludzi. Ściskał ze łzami poddanych swo- ich idk Óyfców;‘ a iin dalśy póśtgpował W ro- zumie, tem Wigcey myślał iak bydź wdzię­

cznym i sprawiedliwym.

Gdy szkoły ukończył, powieźli go Starsi włości do Sgazrow/ i wszystko opowiedzieli;

S§d uznał Władysława prawym włości dzie­

dzicem i ustgpił 'ten pod którym tyle cierpieli;

' f nie było lepszych Włościan i lepszego Parta, iak był Pań i włościanie* jodłowa.

przeż K . Bi - * 103 —

11. POWIE-

(17)

v65 —

P O W IE Ś C I.

j Ś L E P A .'

Ńiernaśz doskonałego na tym świfecie śzćzę;

&cia, mało którey prawdy odkolebki tyle się można napatrzyć dowodów. .Sppyrzyicie, tyl­

ko lube dzieci i n i Rodziców ; waszych', na tych wszystkich piktótzyliczn y dziatwę ma- ią ; prócz kłopotów wynikai§.'cych z iey wy1 chowania, niemasz prawie .takich, którzyby ńie opłakali 'śinierći nie iednego dziecięcia $ i. rzadko nad. iakim dfcimem- tak ieśt widoczne IKieba błogosławieństwo, ażeby wszystkie dziat1 ki zdrowo i dorodnie wyrosły.u

Jeden z tych ;tysigcznych przykładów Wi­

dzieć można było: u Państwa Ledoskich.

Troie dzieci ślicznych. umarło w ich oczach;

z czworga pozostałych dwóch Synów i iedna córka odchowali sig szczęśliwie, ale nayiriłod- sza słabowita z dzifećińfetwa^ ,w trzfecim roku wielkiego dostała Wyrzutu; Ten źle leczony schował sig nagle^ humory Spadły iey na. b1 ezys i w krótkim czasie ociemniała zupełnie;

Tom I-. Net. 1P\ i 2

(18)

164

Zdrowszy była wprawdzie od tego czasu; twa*

rzyczka iey dotęd śęięgła i blada, napełniać się i rumienić Cokolwiek zaczęła; ale to okro­

pne kalectwo, któremu przez dni pierwsze dziwiła się tylko, wielkości iego poięć nie- mogęc, wskroś przeszyło serce iey Rodziców.

Widzieć dziecię W wieku wesołości i swobo­

dy ,i i i e mogęce używać prawie żadnych za­

baw, przewidywać przyszłość iego, byłoto sro- gę dla nich boleścię; a lubo z innych miar nayszczęśliwszemi byli Rodzicami, i przymio­

ty każdego z ich dzieci, tysięczne ich sercu wróżyły roskosze, przecież to szczęście bar­

dzo drogd okupione im się zdawało.

Lecz dobroczynna Opatrzności ręka umie często same nieszczęścia na dobre obrócić, i nie raz ze smutku niespodziana wypłynie po­

ciecha. Państwo Ledowscy boleli nad ślepo­

tę córki swoiey, ona truła ich życie; chcęo ióy zaradzić, nie ominęli żadney sposobności wezwania pomocy naysławńieyszych Lekarzy i Okulistów; każdy ich .wyrok nowym zu­

pełnie żalem napawał ich serca, bo każdy

niepewnę i dalekę'podawał iin nadzielę.; ale

przecież gdyby nie to kalectwo młodszey córa

ki, nigdyby ze starszey tak słodkiey pociechy

(19)

165

nie m ieli, higdyby sig Serca obudwóch n ie były tak póihyślhife tożfaihgły, tak ściśle Spoiły.

jadwisia ihiała łat sifedni kiedy L pdw ini 'óćży śig zaćm iły; 'choć w dźiecińńym ieszcz©

VvVeku ućżuła tak rhbcńo iey hiesżcźgśćie^ że ptzeż kilka fcźaśów-, Rbdźifców śwym sm ut.

kiteńi trwożyła-. Ńareśżcie znalazła ulggw tych śłotoacb pówtatżaiiyćh iey fcźgśtó przez roz.

S§dną M atkę: ;,Bóg osadziwszy za rzecz po- trżebhą kalectwo Ludtvihi, mówiła do niey, d piżfezhaćzył iey ciebie na osłodzenie tey nie- i, doli; Pówitthóścię ieśt żatiem twóig źaihiaśt i, płaczu i narżekańia, prafcówać nad uprżyi v,ifcłhhifeńiem ićy życia; Takife sg hasze wźglg;

i, dterii bliźnicli f)óivińńóśfci; każdemu iidżife;

„lać iriihiy:, fcżegó tnti iiibdóśtaie; a w fco sa-

;,m i żaśobńi ifestfeśńiy; bogaty pówińieh ubo- iigifegó źasilaćj ihóżny wspierać śłabfegó; u*

^cżóńy ńifewiadóniyfch óświećaćj widżgcy pro*

^w adzić śiepegb;’’ Trafiała ta łnbwa do tklił wey dilśży Jadwisi? ;;Acłi! bdpbwiadała Mat- ii Ce j kiedyć te uczynki wżglgdśm obcycli ha*

ii wet ludzi pówiriiióśćig Są naśzgi iakźebyni i,itli doptełhić tiie ihiała wźględfeih rodźonójr i,sidstry^ Bóg-Hżaćittił łóy ófcźy$ alb hinie dii;

i 2*

(20)

i6 6

,ybłfy wzrok zostawił; nie uczuie Ludw inia ,>tyle sw.ey ślepoty.”

I w rzeczy sam ey d o trz y m ała słow a Ja­

dwisia. P a n i L edow ska zaięta m ę ż e m , k ło ­ p o tam i znapznego g o sp o d a rstw a , u trz y m an ie m s y n ó w , p rzy jm o w a n ie m gęści ,, n ie m ogła od­

dać się z u p e łn ie b ie d n e y L u d w in i, zaledw ie p a rę -godzin co d z ie n n ie córkom pośw ięcała.

Jadw isia w ięc o p iek o w a ła ,się sio strę bez u- sta n k u , i nig d y n ie spuszczała iey z oka. P o ­ m im o ślepoty swoi-ey, L u d w in ia m n ie y m ia­

ła pzkędliw ycli p rzy p a d k ó w u jd w ie lu dzieci ie y w ie k u ; bp Jad w isia za n ię .p a trz y ła , p rze ­ w id y w a ła , ułatw iała w szystkie iey zaw ady.

R ów flje trosklivya o y o z ry w k i, s io s try , w ym y- słała iey ró ż n e .zabaw y i ^ t r u d n i e n i a ; o p o ­ w iad ała ie y rozm aite p o w ie śc i, śpiew ała,piosp- ki-,ygrała n^qkł^yyilk ętcien^],^łę; sz^pęzki m u ­ z y c z n e , k tó ry c h sig u m y śln ie dla n ie y u c z y ­ ła. . W .łę t. kilka, jz; pom ocę Piodziców , d o wa- Źniey,szych rzeczy sig w zięła. Oyciec przy- Wiiózł ie y z W arszaw y całę księźkg w y pu- k ł ę m il i te r a m i n a p is a n ę , i Jadw isia po w ieł- k ie y i d ł u g i e y p r a c y , doszła do tęgo y że L u- dw inia za d o tk n ię c ie m poznaięc słow a czy­

tała yyt.4y książce d o ś ć g ła d k o ., P ię rw e y ie-

(21)

—— ; it > 7 """""

szcae ńaufczyła ią różnych i na, drutach robo- te k ; z niewypowiedzianą cierpliwością 'pro- wadziła iey paluszki po klawiszach klawh k o rtu , i nie może ibydź nikt szczęśliwszy, iak była szczęśliwy dobra Jądwisia, kiedy Ludw inia w dzieu Imienin. j^I^tki. tauieą Ko­

ściuszki zagrała,,, i na wiązanie darowała iey parg pończoch, własney, swoiey roboty..!

Udzielenie tych umieigthości ileż trudów Jadwisi zadawało?- iakiegóż wymagało ciągłe­

go starania? nie ■sraźała sig przecież niczeni dobra siostra.. Czułość stwarzała w niey pe­

w ny rodzay Jeńiuśzu, i nie raz sami Rodzi­

ce dziwili sig dowcipnym sposobom których używała. W niczeni iedhaK takiey nie, ro - kwiiała zełafności, tak delikatnego czucia, iak w rozmowach swoich. ż Ludwinią. JJwoie iest drzwi do um ysłu naszego, oczy^i uszy;, pierwsze zawarte3 były ''dla bieduey Ludwini;, ałe drugie śfeły ótWerem?. -W roźriwówachf wigc n-aywiększego św iatła, naytkliwszey pociechy iey udzielała; bo z książek wszystkiego czer­

pać nie mogła. Niema ihy dzieł limyśłńie d la ślepych pisanych !...?

Oto iest iedńa z tych rozmów, którą wy­

słuchał niechcący przyiaciel dom u Państwa1

(22)

— i6g —

Łedowskich. Obie, siostry wyszły były do, o- grodu w pięknym dniu Majowym, trzyma- ięc się pod ręce. Lpdwinią miała wtenczas, łat dziesięć, Jadwisią czternaście.

L u d w i n i a .

Ach! iakież czuię miłe i ciepłe powietrze!

Słyszysz ptaszki, iak przyjemne ich śpiewa­

nie! A iak kw iaty pachnę!

J A D, W I S, I A .

Prawda! śliczny dziś poranek, słońce tak pięjcnię świeci, wiosną yrró.ciłą w ęąłey sw ey ozdobie, i ptaszki wesołe, powrót iey śpię- yvąię.

L u d , w i n i A .

]yió,y Boże! czemuż ią widzieć nie mogę, co, to. iest śliczny poranek, iak to słońce świe­

ci? Wszystko to nie dla mnie.

J A D , W I S. I A.

N ie mów tęgo, Ludwiniu, i dla ciebie iest Wszystko. Nie w idzisz prąw dąiak słońce świe- ę i, ale dobrodzieystw iego, używasz. Słońce sprąwią to ęięp.łp, kt,óre. ęię rpile zagrzewa;

sło.ńęę ptaszki dę. śpiewania, pobudza, słońce

rozwinęło, te kw iatki, które wgchać lubisz,

i dla ciebie więc świeci.

(23)

— 169 ■ —■

L U O W ł N I A.

P raw da, nie powinnabym narzekać,, oso-, fcłiwie kiedy m i Bóg dobry takich dał Ro­

dziców, i takę siostrę; przyznam ci się ie- dnak, żebym przynaymniey rada wiedziała ęo to iest widzieć ? co to znaczę tysięczne wyyazy, które często słyszę, a dlą ślepoty mo- jey wcale zrozum ieć nie mogę, N aprzykład Wytłómaęz m i, co to iest ładne i brzydkie^.

Jad wisi ą po krótkiem namyśleniu.

Uwążay tylko ą zdaie m i się że poymiesz tych przym iotników znaczenie, Oto mam w iedney ręce bzu, gałęzkę, a w drugiey kw iat berberysow y; powęchay!

L, u d . w r N r .A*.

O{ bez pachnie, a berberys przeciw nie, to wiem- Bez miło, w ęchać, a berberys przy*, kro,

J. a . n w 1 s. 1. A._

Otóż to., i. o.czy czegoś, podobnego dozna*, ię ; kiedy obaczę co. ładnego.,.to.im miło, kie*, dy ęo brzydkiego.^ to., im przykro-.

L u n w? 1 N 1 A-.

Ach! to , ty, bardzo, ładna, bydź m n sisz Ja*

d wisi u , bo m nie tak byłoby, miło., gdybym

cjębie. obaęzyć, mogła*.

(24)

— i^O —.

j A D W l S I A ,

Nieiestem ia ładna L ud w in iu , ałe twoim o*, ęzom zawszebym sig taky zdała; ty mnie ko*

chasz, a kogo kochamy, na tego zwykliśmy o- ęzyrna serca patrzyć}'ten. zawsze nam iest miły,

L u D W> I N I- A .

M nie też to, bardzo Zdziwiło, gdy wczo*.

ta ktoś powiedział o iedrtóy Panience: 2Vic dziwnego że iest kodhaną, bo talia ładna. Mo­

że dla tego żem ślepa.,-ale. poiyć tego niemo*, gę iakby można kogo kochać za to, że na nie­

go miło patrzyć; bo ia iedynie tych kocham którzy sy dobrzy, którzy miK sercu m oiem u,

J a d \y i s i A,

I w te m , mora Ludwini u , szczęśliwszy ie- steś; i sprawiedliwszy od w ielu widzycych, Sercę lepszy znawca od' oczów, nie omyli cię liigdy; kochać będziesz osoby godne kocha*.

nia i wielę przykrości sobie oszczędzisz! Aie- śli kiedy Bóg w zro k ci przyw róci, czyń wte­

d y dobrowolnie go , teraz z konieczności czy- jiisz, W wyborze przedmiotów przywiązania tw e g o , i}ie słuchay oczów lecz serca; bo ina- ęzey wielebyś na przeyrzeniu swoiem straciła.’’

■ Tak i podobnie Jfcdwisia często z siostry

jjQ$m,awiaiyc, razenj ie'y um ysł i duszę zdo*

(25)

—w

biła i słodką niosła pociechgj* gorliwość iey nie ustawała na chwilg; żadne zabawy oderwać ię od Ludw ini nie potrafiły./ Kiedy ich hrabia przyiechawszy ze szkół, na wakaoye do dotab, tysiączne wymyślali rozryw ki, ona tych ie*

dynie używała, których siostra uczestniczkę bydź mogła. Czgsto wybrali Sig wszystko czwóro na przechadzkę; bracia obaczywśży kwiat szczególny łub pigknego motyla odbie­

gali daleko. Jadwisia nigdy nie opuszczała L udw ini; wołała z nię chodzić pom ału, ro- zmawiać, iak gonić sig i ubiegać z braćmfc.

To nieustannó zaigcie sig kim innym nie so-.

b ę , te n a u k i, które Jadwisia od młodego wie­

k u siostrze dawała, zamiast przeszkodzić, do- pomogły iey owszem do nabycia cnot i wia­

domości naywigcey zdobiących m łodę osobg, Niemasz nić zbawiennićyszego, iak wzróść z tem przekonaniem , źe nie dla siebie, lecz dla drugich źyiem y; i m yśl, źe wiadomości nasze komukolwiek użyteczne będę, niezmicr- ney do nauki-dodare ochoty. Trudnob.y też by­

ło znaleśdź1 milszę i wigeey prawdziwie umie-

igtnę panienkę, od Jadwisi Ledowskiey. To

zupełnó zapomnienie o sobie dla Siostry, ta

ęhgć wynagrodzenia iey tego', że wigeey od.

(26)

i j z

niey obdarzony b y ła, to pragnienie osłodzę*

nia iey niedoli, nadały .iey sercu, iey całe*

m u ułożeniu piepoięte powaby, Uczyły, sig każdey rzeczy pilnie i gruntow nie, żeby mieć czego uczyć siostrę; i iey biegłość w nauce R eligii, Dzieipw Oy czystych i św iata, znało?

mośę narodowcy literatury, korzyść iaky zka- żdego czytania w,yciygnyć um iała, rzetelne iey zdątnin O! WS^ystkiem, zręczność w Muzyce W robotach kobiecych, były prawdziwie za­

dziw iające, lecz nie dziwiły tych, którzy wie­

dzieli w iak szlachetnym celu ich nabywała, Do tych wszystkich przymiotów i zalet łą­

czyła ieszczg Jadwisia skromność niezmierny, Kiedy obce osoby uczęszczaiyce w domu, iey rodziców’, obsypywały iy pochwałami, ona tych pochwał z zadziwieniem słuchała, nie poymuiyc iakby w iey położeniu inny bydź można. W reszcie tak sowicie za postępowa­

nie swoie nagrodzony b y ła , że nię. czuła., źa«.

dney pochwał potrzeby. Długi serca., iedno

serce wypłacić potrafi; Ludwinia cały duszy

przywiyzana była do sio stry » a ta idy miłość

starczyła za wszystko. L serce , ma wzrok

swóy; ten często lata uprzedza, i,bystrzęyszy

ijest od. oczów. wzroku- Zawczasu, dostrzegła

(27)

—: ^ 3 .

biedną Ludw ipią He pbnnę byłą siesirze, i wdzięęzpość rozyyjflęła W P.iey ,pąyżyws,ąe u- ęzucię. Wszystko, ztffki Jadwisą dqbrem iey się zdaw ąło, iey głes był dla picy pąymjłszyj oddaloną od nięy ną cliwiig tęskpilą, przeczu­

wała gdy sig zbliżała; przy piey pie cię­

żyło, iey prąwie węąlę ięy sjęogię lęalectwPi n ik t tak nie um iał rzęęzy każ.dęy. ięy wytło- ntaczyć, pytań zaspokoić; a zgaduięc od lat naymłodszyęh ęzem starania i zabiegi siostry nąylep.ięy w ypłaci? korzystała z kaźdey iey

nauki, i tak byłą mimo, ślepoty swoiey we- sołg i spokoyną: źę kiedy Jadwisią i Rodzi­

ce ośmieleni iey sw o b o d ę ,sk arży li sig szaj­

sem ną iey n ied o lę, ona ich pocieszała. Jak-, źe często takowe ipó.wiłą do,nieb słowa- „M oią

„ślepotą wcale mi nie iest p rz y k rę , tak mi

„ ig osładzać umieęie! M ożębym nawek źa-

„dnęgo nię miała źędąnią, gdybym mogła

„wystąwić w as, so,b,ie», kochani Rodzice! i

„ciebie luba Jadwisiu! To mnie naywigcey

„w kalectwie moiem tra p i, że was myśl mo-

„ia uchwycić nie napie. Praw ię żadnych nie

„zachowałam wyobrażeń z tych lat dziecin­

n y c h w których w idziałam , i czgsto kiedy

„ chce koniecznie żeby mi pamięć moia te

(28)

■ —

„eza9y wystawiła, ta k 'm i' się w głowie mig-

„sza, tak córaz w ięksźe-iotaczaię m n ie cie*

„ inności, źe m u szę ty ch m y śli zaprzestać.

,. W tenczas p rz y z n a ig , iż czasem puszczę sig

„łzy z oczów m oięh ; ale to i do b rze, bo m oie

„ oczy ie d y n ie do p ła k a n ia p o trz e b n e , a ina-

„czey m ożeby i p łak a ć z a p o m n ia ły !”— Kie?- dy to ie y zgadzanie się z losem tak! tk liw e w tak m ło d y m -w ieku w estch n ien ie doby wa«

ło z serc ióy ro d zicó w i s io s try , ona słyszę®

go, takió ieszcze w ym aw iała sło w a: „ N ie smuć*

„ c ie s ię , o w y ! k tó ry c h ia tak kocham ! w a,

„sza boleść przy k rzey sza m i n ad w szystko,.

„ N a d z ie i n ig d y tracić n i e trzeb a. Kto w i e ,

„ m o ż e ia ieszcze- k ied y i p rz e y rz ę ? -w s z a k a

„ ty łu p o d o b n y c h słyszałam p rzy k ła d ac h ? A i,ieżełi n ie tak a W oli B o g a, to czekać b ę d ę

„c ie rp liw ie tey c h w ili, k tó ra n iezaw o d n ie kie-,

„dyś n a d e y d z ie , c h w ili w k tó re y p rz e y rz ę na

„w ióki! b ęd ę o zekać-tego m ie sz k a n ia , gdzie

„iak m ó w i J a d w is ia , oczy m o ie p rzestan ę

„p łakać, ty lk o w iecznie w id z ie ć b ę d ę ? ’ Lecz n ie czekała tak d łu g o L u d w in ia ; wey-, rżał Bóg na n i ę , na ie y R o d z ic ó w , na sio-, ślrę, i wcześnióy z d ię ć zasłonę z iey oczów.

pozw olił.—. W s ł a w i ł się b y ł w W arszaw ie i

(29)

*7$

w Polsce całey, uczony Lekarz ^ , 5 . Lubo cudzoziemiec, m iłość iego ku przybraney Dy- czyznie, gruntowną polskiego języka znaio-i m ość, a nadewszystko szlachetna dusza, im ief Polaka iuż m u zapewniły. Biegłość iego iwe Wszystkich gałęziach i N,auki, kjtóreybył zwo­

lennikiem , a szczególniey. iako okulisty, po-, wszechnie uznaną była; posłyszeli o nięy Pań­

stwo Ledowscy, i natychmiast opuścili dom swóy, podróż kilkadziesiąt mil odpraw ili, a- żeby zasięgnąć rady iego względem młodszey córki swoiey. W łaśnie Ludwinia czternasty^

rok zaczęła, kiedy^przyieehąji ,do Warsza­

wy, Szanowny Lekarz po długiem .badaniu- przyczyn jey kalectyra, powiedział: że katara­

kta całą iey ślepotę spraw ia, podiął się spró­

bowania operacyi, widząc Ludw inię nie zupełnie zdrow ą,, przepisał pierwey, dosyć, długie leki. Dla większego ich skutku na­

mówił Państwa Lędoskich, ażeby nie w< sa­

mem mieście, lecz gdzie niedaleko osiedli wświeźszem powietrzu. Ze wszystkich okolic Warszawy naywięcey sobie upodobali wspa­

niały Wilanów. Naięli u iednego wieśniaka

dwie izdebki, i tam co dni kilka odwiedzał

ich biegły Lekarz.— W krótkim czasie przy-

(30)

i 7<5

wiązał się nadżwyeżayhife dótey żaymhigCey rodziny; pokochał serdecznie dobrą Jadwisię i biedną Liidwinię; bó bri prżyiaćielem fcbo- rych swoich bydź umiał \ i dla tego takić wzbudzał zaufanie;, tak leczył szczęśliwie! — Po upłyhiohycb kilku tygodhiafcli hadszedł dzień nazriaczóriy ha óperaćyą. MożeZeWsży1 stkich Osób tę rodzinę* śkladaigcych, dżifeii teń Ludwinię riayspokoynieyszęi zastał. Mii- ła Cokolwiek nadziei; ale tak od dzieciństwa z wołg Nieba zgadzać się haiicźyła; że wszy­

stko prZyiąć była gotowa; a czy dobry Czy zły koniec dnia tego przewidywała 5 prawie więfcey ó Szczęściu 'ltto O boleści rodziców i siostry i hiźli o własnych uczuciach my sia­

ła.— Gdy Stahął powóź Sławhego Okulisty przed sktóihhym dóthkieth; Zmięszali Sięhie*

zthiernie wśzyScy; i że drżeniem witać go pó- szlii Óii Zaś urządziwszy StoSowriife izdebkę;

po chwili przystąpił do óperaćyi; ł?arii Le- doska hie czuiąć dóstatecżney Siły .do p atrze- nia na córkę; a hie fchfcąć oddalać się od niey;

skryła się w hayciemhieysży kąt izdebki. Bia­

da i drżąfca; fęće i oczy wźndsiła w gófę j d- le ani iey usta iednegó słowa; arii óczy ie»

dney łzy Wydać nie thogły; Jadwisia tłil-

(31)

177

mięć gwałtowność pomieszania swego starała się okazywać zmyślony spokoyność, Oczy iey były suche, uśmiech na tw arzy, słowa po- cieszaięce w ustach, a zimny pot okryw ał iey Czoło 5 dreszcz nieustanny przebiegał wszy*

stkie ż y ły , i bicie Serca przez suknię widać było. Klęczała przy śiedzęcóy siostrze, obie­

ma rękami swemi ręce iey trzymaięc. Pan- Ledoski stał za krzesłem Ludwini,, i trzym ał iey głowę. Słabym głosem odwagę iey za­

lecał, lubo Sam truchlał ile razy Okulista in­

strum ent do oezów córki przytykał. Ona zaś spokoyna i cierpliwa ani drgnęła :tta krześle swoiem, ani tazU się nie poskarżyła, Dopie*

ró po upłyńionyćh kilku minutach Wydała naprzód ięk słaby, ,a potem krzyknęła i,, Ach- Boże! Cóź to? czy ia w idzę?” — Na te sło­

wa zachwy ćaiące, Matka p o b ied z. do nióy chciała, lecz zmysły nie mogły wystarczyć wzruszeniom duszy, opuściły ię nagle, i pa- dła zemdlona, Pobiegł męź do jiiey, daięc znak jadw isi żeby, nie odstępowała siostry, i wyniósł ię do drugiey izdehki. Stówą Lu­

d w in i, zemdlenie M atki, tak przeięły długo w ytrw ałę dziewczynę: że iuż niemogęc wy­

trzymać załata sig łzami i zawołała, przery->

(32)

178

w an y tn głosem : b Czyż w idżi d o praw dy ? ”-—>>

Gichoł cicho! odp o w ied ział ióy L ekarz > i u»

m ilkła. L u d w in ia w y m aw iała n iew y ra ź n e sło- W!'?' k ied y O k u lista ukończy w szy operacyę zaw ięzał ie y oczy czarny c h u s tk ą , a w ziąw szy ręcbi obu d w ó ch s ió s tr, te słow a ty lk o wyrzec adoła,Ł: >, O B ożeł d z ię k u ię G i! *’ „ Ach! to b ę ­ d zie w idzieć!;” k rz y k n ę ła Jadw isia o d c h o d z ić od siebie z ra d o śc i, i rzuciła się d o n óg L e­

karza; ,(P ra w ie p e w n y ieśtem źe zu p ełn ie w z ro k odzyskał.” odpow iedziah U słyszaw szy ten w y ro k ’ p ó m y sln y Jadw isia łk ać ód wieb- kiego płaczu zaczęta.-— ,, J a d w isiu ! Ja d w isiu ! w o łała n a n ię . s io s tra , n ie płacz, u spokóy się;

1 m n ie się zdaie że w id z ie ć będę; bo coś d z i­

w nego m i sięA dżiało, n im - m i tę c h u stk ę za- w ię z a n o ;'Z d a w a ło m i sięi, żem czuła o c ta m i;

N ie płacz! ć w sz e m cieszm y się n ad ziei^ i d z ię ’ k u y m y Bogu!; Ale g d z ią . się p o d z ia ł T a ta?

gdzie M a m a ? n ie słyszę i c h ! ” — W te y ch w i­

li w szedł Pan L edoski > gdy. się o szćzęśliw ey w ró ż b ie d o w ie d z ia ł, ś c is n ę łtz e łz a m i szano^

w nego Lekarzai- Jadw isia pobiegła do M a tk i;

ittż ' przyszła b y ła do s ie b ie ; o p o w ie d z ia ła iey co się s ta ło , i w ró ciły w net obie; Lu*

d w inią leżała na łó ż k u , zu p ełn ie ciem no b y ­

ło

(33)

»79

łó W izdebce. Okulista zalecił, ażeby naymnióy*

śżego nie było światła, a odebrawszy dzięki czynienia całey rodziny, Sźczęśliwy źe mu.

się udało , ódiechałs obiecuigc ptżyieżdźać czgi sto. I przyieźdżał. Coraz lżCysż^ kładł za­

słonę tta ócży Ludw ini, Coraz Większego Świa­

tła w izdebce dopuszczał', nareszcie gdy iuż wzmocnił się iey Wzrok dostatecznie, Zdięł zupełnie zasłonę.1—• Któżby opisać tę scenę potrafił? któżby zdołał wierne .dać wyobra*

żenie dziwnych i zachwycaięcych uczuć, któ­

rych doznała Ludwinia obaCzyWszy Rodziców i siostrę; ich rozkosz gdy ią widzęcą uyrzeli I Długo przyżwyćżaió się do szczęścia Swoiegd nie mogli; długo Jad wisi szczególnie złudzę*

niem się zdawało. Dłuźćy iOsżcze Ludwinia nie umiała Wzroku swoiegd użyWać; przez Czas znaczny włęcćy ufała dotknięciu niżlio*

fezom; kiedy Szła sama przez pokóy^ tak iak dawniey wycięgniętę naprzód rękę tbfÓWała Sobie pewną drogę kiedy obaczyła ihówy przedmiot iaki, dotknąć się go musiałaj a luk bo Jadwisia obok nióy sićdziała, nie Wierzyć ła zupełnie iey obecnos'fei,: ieźli iey niÓ‘ trzy*

mała za rękę, łub nie głaskała pogw arzy.

Minął także czaś bardzo długi ninr sVę xóbe*

Tom L N er 1JA -13

(34)

— i8o. —

znała z cu d am i przy ro d zen ia. N iem a słów w żad n y m języ k u , d o o p isu iey; zachw ycenia k ied y p ierw szy raz u y rża ła N ie b o , S łońce, Księżyc,' g w iazd y ; k ie d y obaczyła szeroką W i­

słę to c z ę c ę , w spaniale b ru n a tn e wody, sw oie , p i ę k n y ,o g ró d W ila n o w a , i te d rz e w a rękę.

Sobieskiego s a d z o p e , dziś o b ło k ó w sjęgąięce, N ay rp n iey szy ro b a c z e k , k w ia te k leażdy w za- durn ien ie i ę w p ro w a d z a ł. JRaz g o d z in ę przy­

p a try w a ła się ró ży , rachow ała jey listeczki o b ry w ą ig c , p.o ię d n e m u , i ledw ie się nie roz­

p ł a t a ł a , gdy ogołocony korzo n ek w .rgkp $wo«

jep i postrzegła. v N ie raz m ó w iła do Jadwi?

si: ,? O iakźe to człow iek nikczeinnem iest

„s,tvyorzeniem ! ,ia o tych w szy b k ich cudach sły-

„szałam , u m ia ła m ie n azw ać, zdań alo m i się

„że jch ro z u m ie m , boś m i tak dobrze wszy-

„ęStkp t{ło,uraczyła * a przecież nic sobie, takiego

„nje^ ^ y staw iałam .!.., Bóg to w szystko ied n e m ęgj stw qrzy ł ! ” yy,

Y m ąydłpźs^ego czasu po trzeb o w ała do ppłgęzetnja d aw nyęh w y o b ra ż e ń , z t e m i k t ó -

ró j.p o .o d z y sk a n in w z ro k u n a b y w a ła; tak ro-

zlic^nę- n a su w a ły jęy. się m y ś li, ro z u m ie y

w«.t^,kim b y ł często odm ęcie > iż z w y k ła hy -

łaj^naw iać.: „ę,erce m o ie , w k tó rem też sa>

(35)

i8 i —

„m e co i daw niey znayduię uczucia, głos

„osób miłych, który zawsze jednakowo o m c - ,, ie USźy się obiia, przekonywaię mnie żem

„ ie st ta Sama, na tym samym święcie; ale

„gdyby nie to , sadziłabym żem się iuź do ,-,drugiógo życia przeniosła, a ze snu powsta-

„WSzy, nowe pasmo dni rozpoczęłam ... . Ach!

„B oże!.., to wszystkich ludzi podobne mo-

„ iemu obudzeilie czeka; ia iuż mam lego wy- obrażenie. Żebyś Wiedziała Jadwisiu, iak

„to m iłe, iak słodkie uczucie, cieszyłabyś

„ się Zawczasu na n ie .”

• Dzień każdy nówego iey dodawał świa»

tła , nosie przynosił roskośze; nie tylko Ro»

dziców i siostrę, ale wszystkich’ dziwiła szćze*

gólnościę myśli swoich i sposobem iakirrt ie wyrażała. Ileż wrażeń i przyiemności przy­

czynę dla niey były, odwiedzenie Warszawy i powrót lo dom u? ' Jedynem wtedy zmar­

twieniem było rozstanie się z szanownym Le­

karzem , którego sztuki i ręki Bóg użył n i przywrócenie im utraconego szczęścia; wy*

wieźli pamięć iego w sercach, a w częśtycli listach do samey śmierci iego pisywanych, wyrażali m u tkliw ę wdzięczność i prZyiaźń, Skoro Ludw inia czytać drukowane księżkt

*3* -

(36)

182

i pisać się dobrze nauczyła,, użyła naprzód pióra swego na napisanie modlitwy i dzięk*

czynienia za wzrok odzyskany, a zaraz po­

tem list nakreśliła do szanownego Lekarza.

Chciała także opisać dla Jad wisi, cały cięg życia swego a bgrdziey ucz.uęiow swoich hi- s to ry ą ,. szczególoiey też uwielbienie ku sio­

strze, które zwiększać się codzień zdaw ało, bo go codzień lepiey okazać mogła. Lecz tu nie chciało iey usłuchać p ió ro ,. zaprzestać tey pracy m usiała; a oddaięc zaczęty ręko- pism , powiedziała do Jadwisi: „Tego co dla

„ciebie czuię, chociaż iuż widzę, opisać nie

„m ogę; niech to lepiey w sercu zostanie.” I zostało niewygładzone, Zyie dotęd miła Lu­

dwinia i zawsze iednako siostrę uwielbia.

Już od lat kilkunastu poszła za męż. Tak iak żeby ślepę jeszcze była w wyborze do­

zgonnego przyiaciela, nie oczy ale serce prze­

wodnikiem iey było ; pierw ęy ieszcze weszła

w podobneż zwięzki dobra Jadwisia, obie sę

szczęśliwe, lubo dosyć daleko od Rodziców

i od siebie mieszkaię.— Kiedy po pierwszem

rozstaniu się z siostrę, Ludwinia pierwszy

raz do niey pisała, list iey od tych słów się

zaczynał: „ O d chwili w którey odiechałaś,

(37)

„zdaie m i się żem znow u Ślepa., znikła dla

„innie naywigksza wzroku mego korzyść,.wi*

„ dzieć ciebie niemogg.’1 Gzgsto iednak uźy-

\\a tgy lubey korzyści L u d w in ia s k o ro , im okoliczności pozwalaig, obie zieżdżaig sig u Rodziców naymilsza. iey wtedy .rozmowa iest przypominać sobie lata ślepoty swoiey.. Prze*

igła mgia i dziatki uwielbieniem dla Jadw.isi, Ł zwykła powtarzać: „Srogie kalectwo m oie

„b y ło przecież żrzódłem szczgścia, nauczyło,

„mnie iak rnoźaa bydź kocłianrr. ”• (

III.

ANEKDOTY PR A W D ZIW E o D Z JE -

CIACH. ...

Niepotrzebne 'ządiźhie.

M ała-Zosia C. ledwie trzy lata skończyła/'

kiedy iuż miała braciszka i siostrzycżkg m ło d -'

szych od siebie. jako- od naystarszey z ro- Ł

dzeństwa, wymagana ... od, n ie y , ■ żeby bardzo

(38)

»84

grzeczną była. Skoro tylko zaczynała płakać, napierać sig czego ę skoro, niechciała bracisz­

kowi i siostrzyczce zabawek odstąpić, skoro na ziemi siedząc piaskiem sig bawiła, i wa­

lała sukienki swoie, natychmiast mówiła iey Matka: „Trzeba żeby Zosia była bardzo grze-

^czng, żeby dobry przykład rodzeństwu da-

„w a ła , oni ieszcze maleńcy , Zosia taka duża,

„o n i mogą wiele rzeczy:robić, których. Zosi ,ęiuż nie w’ólno,”'.---^Móy Boże! odpowiada­

n a na to Zosią z. płaczom,'kiedy ia też bg-

„ d g m a le ń k a?’'

DAR MAŁY LECZ. PRAWDZIWY.

Pani P. była Słaba, wychodzić z domu nie mogła; zawołała \tfigc raniuteńko. do siebie pięcioletniego syńka^ f tale mu powiedziała:

„Zygmusiu! weź ten koszyk iabłek, póydz,

„ i oflaruy go Babuni,' bo dziś są iey uro-

„ dżiny j, ładnie iey powinszny; a to iabłko

„ ziedz. sam na śniadanie. ”— To mówiąc, da­

ła mu śliczne czerwone iabłko. Zygmuś po­

całował; Matkg vy rgkg, . wziął koszyk, wło-

(39)

i85

żył iabłko do kieszenią-i /zę starym lokaiem poszedł do Babuni. „Babuniu! B abuniu! vvo-

„łał. wchodzgc, winszuigsfii, U rodzin!”; i po.

daigc iey koszyk owoców# {powiedziałv „ T o

„ o d M am y!” wyymui^c zaś z nieśmiałością sw.oie. iąbłko z kieszeni, dodał: i,A ;to od w/ygńiasia,d, -r , ,»'■

JRU

w , ifc . T J JV ,?n

WYJĄTKI SŁUŻĄCE D O , 'U I ^ ^ A Ł t E ^ K SERCA, I STYLft;:/,;

oh ynsitj oyiy

LI ii#, c* f \ .1 t i 1 i

a*

‘ v Ą r» r «»V *• » • < < i 'r p n ftl KQvespQndęjięyc(-^

LIST PIErtW ^ŻlA?

Z D Z I S Ł A W D O . SIO ST R Y S W 0 1 E Y . W A N D Y . .

Pierwszy raz- iv źycittrodbiefatn I?st'od cie­

bie, kochana W ando, i p rzyznaię,źe imr wiel­

ką radość sprawił. Piszesz,.że tułai^c-si£ dłd>

gó po obcych domach, osiadłaś;nareszcie'rra

zawsze u Ciotki naszey,.'która, iuż za ćórkg

(40)

cię uważa. Zaczęła 'sWóig Opiekę od przed­

stawienia ci tw o ic h obowiązków, i ona pierw, sza, cię nauczyła, !Że, nie maięo1 Rodziców, W starszyrh. bracie. Jpowinnaś^widzbeó opiekuna i Oyea: Rozrzewnił mnie twóy list, isłod-kę ku Ciotce przeięł •Wdzięcznością; w samey rzeczy^rodzeństwo. osierocone, więcey od in?

ijęgo koęhać sig_powinno.,.ą, wzaiemnem przy­

wiązaniem, łagodzić wspólnę i niępowętowa-.

n ę Rodziców stra tę,... Ale dla, czegóż, ko­

chana siostęo, te uczucia tak miłe po fran-' ęuzku wyrażasz.?, wszakeśmy otjoię. P-olący?

wszak w kraiSjChyPolskich mieszkamy? po, polsku, więc pisuy do brata. Mowa, Oyczy., sta naymilsza i naypfzyzwoitsza każdemu Po?

lakowi,- wyrazy 'przy włęzarijd w niey kreślo­

ne ieszczę snadjO jęy..do. serca, ie^o trafiaig, bo, sam dźwięk narodowego ięzyka słodko to, serce portfsŹ;aĄ‘. loPMmiętam, żeś od- dzieciń­

stwa wiełkę Syyróżyła do wszystkiego 'zda*

tn o śćf Wićirf, że gdziekolwiek byłaś, wszę­

dzie tyyois ipRitOŚć, cbwaloito; z odebranego śwjeŻOi listu widzę,; ije te nadziei© i te p0<

chwały mylnemi nie b y ły ; w dwunastu, le-

cjeph,;t£udnc> tłpmaczyć się gładzióy i iaśniey,

a, iesaęzę^w ębę^y m ow ie; wyglądam zatem z

(41)

»&S

prawdziwę niecierpliwością. listu od Ciebie po polsku napisanego? włerzay> mi ^ p o d w o i się tym sposobem wdzięk- korrespondeucyi naszey, bo gdzież szukać milsz^y mowy od m ow y Naddziądów? i w iakieyżeby uczucia i myśli łatw iey w ydać można iak w tiey, któ»

naypierwey usta nasze, przemówiły^ , o. dfifrjiodj efs fiwhątd% v .4nł ęiw siq b nr

1 Ś T DKUGiy

lyAróA po B h ATA ’*"* 1 * ’ 11

13

B joręc p ió ro , żeby do Ciebie _ pisąć. d zb ^ y ? pąó.y k ochany brącie, dośw iadczam dalpko b a r, dziey większego k ło p o tu , ią k k ie d y m do cie­

bie pisyw ała po p ierw sz y raz. T o iest wiel«

( * ) D la zrozumienia, tęgo, listu , kładzie się go tu w lęzyk u francuzkim , w. tym składzie ia k t b ył w g ło w ie W an d y, k ied y pisnąć słow a polskie^ po francuzku myślała.

,, „ E n prenant la plumę pour t’ecrire ąujourd’hu i, m oii c h er frere , j ’ep ro u v e une plus grandę pęine que, lorsaue je, i ’ecrivais pour la premiero fois." Cłest grand dommage qu’il n, y ait que des le ttfe s ecrites en polonais a u ł te so ient agrea- b le s , car tu m ’ótes par la toute possib ilile de m ’entretenir avec to i dans une lan g u ę que je.p o ssed e bien m ieu x quę la m ien n e, et qui saurait bien m ieux peindre. ni es sentim ens.

P e u t- e tr e e s t-c e m a l-m a is ć’est ain si qu’on m ’a eleveę. Je

sens m ói-m eine que j ę te dobite ić i des s o t t is e s m a is je vo.u-

drais si fo rt te p ro u y e r to u t m on attachement, et a y o ir de

tęs <nQuyelles, que j’aime ńiieux t ’envoyer ces expressions r i-

(42)

189

ka szko<Ja, żie/Djema tylko -listy pisane po pol­

sku którą ci są przyrenme,;: bo ty m iiodbie- Kąsz lę d y całą możność rozmawiać nzztoby W języku,, ęo ia posiadam daleko lepióy.da.k tnóy, i co um iałby d a le k o le p ie y m a ło w a ć uaoie, uczucia, i Może bydź iest. t a źlfe, kle ta iest, iak innie wychowano. Czuię sama, że- ia ci praw ię tutay głupstwa ale chciałabym, tak mocno ci dpwieść. cąłę-r pipie- przywiąza­

nie, i mieć z tw oich nowin, że wolę lepiey ci posłać tę wyrażenia śmieszne; iak. chować;

milczenie, i bydź pozbawiony z twoich lir stó w ... Ale ty mi ćtąruiesz, krótkość tego'}, trzeba żebym się ćwiczyła^ nim będę mogła, ci zrobić ieden bardziey długi; a potem, nie;

umiałbyś uwierzyć iak. to mi, iest trudne.

dicules, que de garder. lę silence , et • cPetre p r i v e e .d e tes let-.

tres . . . M ais. tu, me pardortneras la, b r ie y e te , de celle c i; i l fan t que je m xexęrce, avant. de p o u v a ir, t ’e n , faire une plus longue ; et p u is, tu ne saurais croire, com.hien.. i l n fe st d iffi- cile de nąuer une phrase d aiis.cette f o u le .d e paroles d’une lan g u e et de 1’autre q i i i s e p resen ten t a ma. pensee ; a p ein e pu is-je tronyer des.expressions, p o u r te. d ire que je t'aime et t ’eśtinie de to u t mon, co eu r . . . . Je suis y ra im e n t si emb arras see, et, cette lettre, m.’a, pris, tant de tems .que je te supplie de v o u lo ir b ie n .m e dispenser d u , p e n ib le . deyoi.y-de t ’ecr,ire en p o lo n a is ... M a is.si, tu d o is . te faclier, jłaime bien. m ie u x etre r e f u s .e e je m ’exercęrai . tant et] ta n t, qu’enfin la chose deviendra fa c ile ; et nłest-ce pas? ln o n .c lie r frere , tu en aime«*

Xas mjeux ta, petite et, obeissante soeur.

W anda***

(43)

«— igo —

owiązać co w rym natłoku <śłow i wyrażeń z iednego języka i z drugiego, które się ‘przed­

stawiają moiey myśli; zaledwie ia mogę zna- lęśdź wyrazy, żeby-tobie podied ziećze ‘eih- bie kocham i- ciebie szacuię z całego mego serca... !Jestem doprawdy tak zakłopotana, i

ten list mi wzi^ł tyle czasu, że ia cię bła­

gam, żebyś raczył mnie uwolnić od ciężkie­

go obowiązku pisać do ciebie po 'polsku Ale ieźeli ty masz się gniewać, wolę lepiey bydź odmówiony. Będę się ćwiczyć tyle i tyle;r że nakoniec-rzecz się zrobi'łatwa, i czyż nie prawda? móy kochany bracie,1 ty ta to pokdchasz lepiey twoig malę i posłuszny Sio­

strę? ' " . 7W a n d g **f*>

•> LIST TRZECI,

Z d z is ł a w d o S io s t k y .

z Jfrzemiefićct.

Wiesz., .com zrobił z twoim polskim li­

stem? \nie doczytawszy go roadarłem. Wy­

bacz, Wando, ale w pierwszym, momencie nie

ipogłem się wstrzymać. Wiesz, com, ieszcze

zrobił? oto na nieszczęście- wpadł, mi-zaraz

potem pierwszy twóy list w rękę, i ten po-

(44)

darłem , bom. się szcźerze na ciebie rozgnieć, yrał. Tak dobrze na, wiek swóy obcym piszęo Językiem. i^komoźesz vy oyczystym takie bre-, dpi,e prawić?. W styd mnie za ciebie;, a..gdy sobie przypoiuug, żeś, gotowa, do uznania te- go błędu , szczerze cię źałuię. Nazwałaś mnie gama swoim Opiekunem, i. Oycem; starszy odi ęiebie .szęśęioipa laty, mam fyieiąkie prawo, dou użyczania ęi rad dobrych,, nie dziwuy się więc,, ieśli.jjo.ciebie po oyęowsku napiszę,; pochle­

biam sobie, że, i Ciotka gniewać się na mnie>

nie będzie opa dobrocig, swjoię tę śmiałośći mi nadała, ;

Na miłość ktqnę masz-ku mnie*, zaklinam, cię, siostro* ,weydź w siebie, zastanów się^.ń uznay, iakę to iest niedorzecznością zatapiana się w obcey mowie, w, ni,e,y, je d y n ie mów ić,.

Czytać, pisać, maięc własna pigknę i bogatę..

W iem niestety! że. ten. przesęd iest niemal*

powszechnym u płci tw o iey ; w iem , żę po-

mimo pozorney iakoweyś odmiany, cięgle u

was obcy iężyk nad oyczystym przewodzi

wiem, źe plemię wzrastaięcycb dziewczęta

nie wielkie, postępy mowie narodowey w ró ży ;

wiem , źe gdybym w tey. chwili mógł pr-zey-

rzeć cudem. iak;iimwszystkie -dziewczynek- t.we<

(45)

— ig2 —

go wieku i stanu Dzienniki, Listy, Zeszyty, I-mienniki, Modlitwy nawet, znalazłbym wszę­

dzie Francuzki ięzyk w robocie, a zaledwie odkryłoby się dziesięć na stu , które Oyczystę' zamiłowały mowę. Lecz ta ślepota im po-' wszechnieysza —• tem szkodliwsza i bardziey bolesna. Język Polski drogę ieśt po Oycacli naszych puściznę, za iego iedynę pomocę na-’

rodowość zachować możemy, podnieść lite­

raturę kraiowę. Jakżeby gardzić tym skar-' bem !,. Przekonany iestem ,. Wando, że ko­

chasz Oyczyznę twoię, że lubo nie umiesz a- ni mówić ani pisać po Polsku, serce twoie polskie ma uczucia; wiem, ze wszystko co się tycze wielkości i sławy kraiu, unosi twę

•duszę, a każda niedola iego ię rani; wiem o tem z pewnościę, i gdyby było inaczey, nie chciałbym cię siostrę nazywać... Wiem tak­

że iżby szczęściem było dla ciebie/przyczy­

nić się do wzrostu chwały imienia polskiego.

A wiesz, ten czyn w twoiey, w rówiennic twoich iest mocy. Doprawdy, ia nie żartuję,®

czytay tylko daley.

Twóy list rozgniewał mnie, ale gdym się

nad nim zastanowił, boleść mieysce gniewu

zaięła, i nie do ciebie iedney ale do wszy-

(46)

i9 3

stkich ró w ie n n ic tw o ic h głęboki żal p o w z ią ­ łem , Ach! pom yślałem sb b ię, g d y b y m m ia ł

» d ziesięć lat w ię c ey , g d y b y m i uź pisał d ó -‘

b r z e , u c z y n iłb y m ’ odezw ę d o w źrastaiędych d ziew cząt za m o w ę Oy c z y s t ą ;m o ż e b y m > ie słow a do ich serc-trafiły ? A te~tak, cóż ućży- i}ić m ogę?' O to m y śli k tó re m i się pd g ło­

w ie s n u ią , ia k o k ó lw ie k uło>ż'ę, i p rz e silę ie s io s trz e ; niech choć ią poruszę, (Posyłani ći w ięc tę O dezw ę; napisz m i szczerze iakie na to b ie w rażen ie Uczyni j ale ieśli m nie kochasz, p roś kogo żeby ći tw ó ię p o ls c ż y z n ę p o p ra w ił/

b o inaczey z n o w u list podrę*

•• ODEZW’A

D O W ZRASTAJĄCYCH D Z IE W C Z Ą T zni M o w ą O y c zy slą . .

Serce m iło ścią OyCzyzny p r2 e ię te , serce za*

grzane chęcią ro zszerzenia n a ro d o w e y sław y / odzyw a s i ę j d o W a s sła b y m i n ie w y m o w n y m tełosem . O bym m ógł w la ć w .dusze w asze szla­

chetny k u n arodow ości zapał* obym m ógł na-' poićr m ło d o tia jiy waSz u m y sł tem p rze k o n a ­ n iem : że w y p o d n ieść ięayk Polski m ożecie/

T a k i lu b o teraz m atę i nic p raw ie n ie znaczę-

Cytaty

Powiązane dokumenty

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do

trzeba , a tych szczęściem bardzo mało; rzadko więc kiedy popisać się ze swemi cnotami mogą, i zawsze ich czułość daleko mniey ma wartości od tey, którą

Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią.. Dziś rano wszyscy

Kiedy przychodzi obierać Króla, urzędnika, przełożonego, szukamy dobrego, poczciwego, sprawiedliwego, a czegóż też w sobie tego nie szukasz, coć się w innych

Ale inaczey się stało, Xiąźe Biskup ze swoią skromnością wiel­.. kim iest Panem, a ia z moim pańskim