R O Z R Y W K I
DLA
D Z I E C I.
g 4*
Jjrk. s ł o d k i e z a t r u d n i e n i e ,C g i ę t k i u m y s łw s p ie r a ć , 'AVal>irftżaó, ż y w ą dO^Cizyndw'- szl^elie,t»yph. o ć h ó te ,’
I g r u n to w a ć w n m y ś ie n i e s k a ż o n y m cnotę*. /* , _
•■■". ...'>• CELIŃSKI,
&
TOM IV. N
k1' 2 2 . ‘
Z a pozicolcniem Cenzury R zą d owey.
;AfHY B W WARSZAWIE
w d r u k a r n i .Lu t k ie w ic z a przy ulicy slsatorskiey •«« 467.
5 825*
a r o r o ^ M H i K s i H O T m O T r o f f i O T j n s r o j O f f i B i B t ł O T B
ROZRYWKI dla DZIECI
N er XXII. i P
aździernika1825.
I.
WSPOMNIENIA NARODOWE.
D Z I E N N I K
Franciszki Krasinskiey
w ostatnich latach panow ania A ugusta 1 1 1 pisan y.
D. i5 Marca 1759- W Tiątek.
Wczora zdarzyła mi się też nowa i zupeł
nie niespodziewana przygoda, która w tym Dzien
niku mieysce zaiąc powinna. Gdym iak za zwy- czay w południe z M adam e i z siostrami przy
szła na pokoie Państwa na obiad, zastałam Ka- sztelanica Kochanowskiego; stoiąc w framudze okna z JMC. Dobrodzieiem , rozmawiał tak ży
w o , że nie spostrzegł kiedys'my w eszły; niem o-
Tom IJS. Ner X X II. 14
głatn dosłyszeć tego co mówili, iednak obiły się o moie uszy te ostatnie JMC. Dobrodzięia słowa, które z nieiakim wyrzekł przyciskiem:
„O finalney rezolucyi wnet się WMość dowiesz.’’
I
to powiedziawszy szepnął coś do ucha JMC.
Dobrodzice; ta kiwnęła na Marszałka, dała mu iakiś potajemny rozkaz, i nie długo obiad da
no. Fan Kasztelanie naprzeciwko mnie usiadł, i dopierom się dokładnie przypatrzyła, iak był wystroiony. Frak axamitny haftowany, kami
zelka atłasowa biała, żaboty i mankiety koron
kowe, fryzura iak z pudełka; a szastał się, krę
cił, rozmawiał, francuzczyzną i dowcipem sa
dził, dwa razy więcey niż kiedy, bardzo był piękny i zabawny. Obiad trwał dlużey niż zwy
kle’, na pieczyste czekaliśmy chwilę, i zważa
łam , że wtedy Pan Kasztelanie lubo prawie nie
ustannie gadał i śmiał się, przecież mienił się iak cudowny obraz; nareszcie drzwi od sieni się otworzyły, weszli pacholiki z pieczystem, a móy Kasztelanie zbladł iak chusta; spoyrzałam na półmiski, obaczyłam gęś z czarnym sosem;
i domyśliłam się wszystkiego. Nie śmiałam po
dnieść oczow, dziwne myśli cisnęły mi się ra
zem do głowy, przypomniały mi się owe pię
kne krakowiaki, zręczne mazury i menuety,
wyborne siedzenie na kon ia, gładka mowa fran- cuzka, śliczne komplementa j i iakiś żal serce mi ścisnął; nie miałam odwagi wziąśc z półmi
ska, Państwo nawet go się nie tchnęli, i gdy
by nie szary koniec,. byłyby oba zeszły całe;
ale Macieńko pierwszy napoczął, a za iego przy-- kładem poszli inni; taki nic dobrego, że wzią-^
wszy odko gęsi na głos powiedział: „Tw ardyć
„to wprawdzie- kaw ałek, ale i to się strawi.”
Wieki całe siedzieliśmy u stołu, mnie się przy- naymniey tak zdaw ało, bo mnie i ciekawość dręczyła nie pomału. Nareszcie JM C. Dobro
dziey dał znak w stania; powstaliśmy, i gdy ka
żdy był zaięty dziękowaniem Panu B o g u , wi
działam iak Kasztelanie chyłkiem wymknął się z sali; iuż więcey nie wrócił, a gdy się dworza
nie i dworscy rozeszli, Państwo mnie odwołali od moiey roboty, i JMC. Dobrodziey tak do mnie m ów ił: „M ościa Panno! Pan Kochanowski Ka
sz te la n ie Radomski, oświadczył się dziś o two-
„ię rękę; lubo ród iego iest dawny i znakomi-
„ty , maiątek uczciwy i dosyć stosowny, nie zda-
„ła się ta partya ani m nie, ani JM C. Dobro-
„d zice; naprzód Pan Kasztelanie bardzo młody,
„sam z siebie nic nie znaczy, ś. p. Oyca swego
„tylko tytułem się szczyci i nie odebrał ieszcze
U *
„ żadney gruntowney łaski a szafunku Dworu;
„powtóre, nie wziął się iak przynależy dorze
c z y , nie użył ani swatów, ani dziewosłębów,
„sam dziś oświadczył sięiąkby z kopyta, żądał
„natychmiast rezolucyi finalney, otrzymał też
„przyzwoitą. Ani w^tpiemy, że i WCPanńa, Fra-
„nulku, tegoż zdania iesteś," To powiedziawszy, nie czekaiąc odpowiedzi moiey, kazał mi wró
cić do roboty.— Zapewne, zastanowiwszy się, i z obowiązku i z przekonania sposób myślenia Państwa dzielę; ale ponieważ tu wszystko szcze
rze pisać sig obowiązałam, wyznam, że wcale nie dla tego, że młody, ani też, że się wziąśc do rzeczy nie umiał, ale naywięcey dla tego, iż niema sam z siebie znaczenia; iak Macieńko powiada to nic na ktorem kończy się Kaszte
lanie, nie wiele blasku przynosi; mnieby się przynaymniey Zupełnego Kasztelana chciało. — Wreszcie Bóg widzi, że ieszcze naymnieyszey ochoty niemam iść za mąż; tak mi dobrze w rodzicielskim domu; kilka dni po powrocie z Sulgostowa smutno mi było, ale teraz iuź wra
cam do dawney wesołości, gram nierównie więk
szą rolę iak dawniey; kiedy gości niema, mnie czwartey u stołu półmiski podaią,' ia teraz z Pań
stwem wszędzie ieździć będę/ szkodaby tego
wszystkiego porzucić; a potem zapęz'cie koń
czy zupełnie zawód białogłowy; skoro póydzie za mąż, iuźci klamka zapada, i po wszystkiem;
wie czem będzie, gdzie będzie do śmierci; ia zaś w myśli moiey buiac lubię; i na wołowey skórze by nie spisał tego, co mi czasem przy krosnach lub przy siatce po głowie się uwiia.
JMC. Dobrodzika wprawdzie bardzo często po.
wtarza: „Fannie dobrze edukowaney i urodzo-
„ńey nie przystoi zabawiać myśli mężem.,. Ja też doprawdy, że nie o Mężu myślę, tylko tak o różnych andronach, a cokolwiek mi się zda
rzy czytać, wszystko to mimowolnie zaraz do siebie stosuię. Dzielę los wszystkich Xięźniczek, heroin z dzieł Pani de Beaumont, Panny de Scic- deri, Pani de la Fayette^ i często mi się wy- daie, żem na takie same przeznaczona awantu*
ry. Teraz kiedy iuż Basia za mąż poszła, wię
kszą mam ku temu łatwość, ona te buiania za
wsze we mnie ganiła, i nie wiele romansów czytać dawała; lecz! dlaodwetowania straty cza
su w ciągu iey wyprawy, sama Madame wi le mi czytać każę, a im więcey czytam, tem wię- cey myśli moie rozkołysane. Basia zawsze zupełnie odmienne od mego miała ułożenie;
ona mi się nieraz przysięgała, iż nigdy o
przyszłości, o mężu nie myśli chyba przy pa- oierzu; bo trzeba wiedzieć, że z rozkazu JMC.
Dobrodziki, każda z nas gdy szesnasty rok za
czyna , do prośby o rozum dobry, zdrowie do
bre, przyiaźń ludzką dokłada i męża dobrego.
Easia zwała rzeczą bardzo słuszną prośbę do Boga o to żeby był dobry ten, który nam kie
dyś Oyca i Matkę ma zastąpić, z kim żyć trze
ba do śmierci, kogo słuchać i kochać należy, ale nigdy w życiu nie postało iey w głowie, gdzie go pozna, iak, kiedy? czy iey się zdarzą iakie szczególne przygody, czy nie? mówiła za
wsze: iak się trafi dosyć będzie czasu; bardzo dobrze na tem wyszła; takiego słusznego dosta
ła człowieka, pisała do Państwa, że skoro się odtęschni od ich domu, nie będzie nad nią szczęśliwszey białogłowy; widać że coraz bar- dziey kocha Pana Starostę, i że zupełnie z lo
su swoiego kontenta. Kto wie? może bym ia takim losem zaspokoioną nie była?... co bądź to bądź, bardzo dobrze Państwo zrobili, że odmówili Kasztelanicowi; żal mi trochę niebo
raka, iż taki wstyd poniósł/ ale nadzieia w Bo
gu, sprawdzą się słowa Macieńka, i on strawi
ten przykry kawałek.
D . 17 Marca w N ie d z ie lą
Juźeśmy wczora do wieczerzy siadać mieli, kiedy nas zaiechali arcy przyiemni, i zupełnie niespodziewani goście, Xiężna Wna Lubelska z m ężem , Ciotka moiai Dla ważnych spraw i o- bowiązków, a naywięcey dla obecności Króle- wica, nie mogąc bydź na weselu P. Starościny, gdy on do Kurlandyi wyiechał, zjechali tu u- myślnie, chcąc sobie to nagrodzić, i Państwu powinszować wydania córki za mąż szczęśliwie.
Przyiazdem tych znakomitych gości, znowu się nasz zamek ożywił; JMC. Dobrodziey nie po
siada się z'radości, i prawdziwie mieysca Xię- żnie znaleść nie um ie, radby iey Nieba przy
chylił tak ią uwielbia i poważa. Xięstwo Wo
jewodowie iuż pięć lat w Maleszowey nie by
li, ia przez ten czas z dziecka na Pannę wy
rosłam , dosyć się też nademną wydziwić nie mogli; wstyd mi wyznać, ale mnie tak z uro
dy chwalili, żem nie wiedziała gdzie się podzieć?..
Bardzoć są przyiemne te pochwały, ale kiedy ie człowiek iakby przypadkiem słyszy; wręcz powiedziane, niemal przykre; i miley mi teraz wspominać ie sobie, iak było wczora ich słu
chać. Xiąźe Wda powiedział bez żartu, że gdy
bym się pokazała w Warszawie, zgasłaby i Sta-
rościanka Weslowna, i Krayczyna Potocka, i X.
Sapieźyna żona Kanclerza, które za pierwsze piękności uchodzą; Xiężna zaś uznała, że mi tylko niedostaie lepszego trzymania się, ułoże
nia, poloru. Jak źyię, tyłem pochlebnych nie słyszała rzeczy, i wcalem sobie nie wystawia
ła , żebym tak dalece piękną była. Widziałam iak na te pochwały rosło z radości serce JiYIC.
Dobrodzieia, ale co JMC. Dobrodzika, to mnie kazała przywołać dziś rano do siebie, i mocno napominała, żebym tym słówkom zupełney nie dawała wiary, zowiąc ie dworsczyzną. Coś mi się wszystko wydaie, źe są na mnie iakieś pro- iekta? o! iakbym ie też wiedzieć rada? Nie- spokoyności mnie aż biorą, i prawdziwie, że tey nocy dobrze spać nie mogłam, takie mi się dziwy snuły. Ale, bo co też Xięstwo napo- wiadali rzeczy ciekawych, zabawnych; Państwo chcieli żebym iak zwykle o dziesiątey z Mada
me i z siostrami na górę spać poszła, ale Xią- źe Wda uprosił, żem do końca wieczora sie
działa. Jakie to były w Warszawie uczty, ba
le, z powodu Inwestytury Królewica; nie pa- miętaią oddawna tak świetnych zapust; w Osta
tki we yvszystkich kolegiach grano Traiedye i
Komedye, i taki iest powszechny do Królewi-
ca zapał, że wszędzie były do niego przysto
sowania; tak w ostatni Poniedziałek (właśnie w1 dzień wesela Basi) u Xięźy Jezuitów grano tra- iedyę Antygonę, w którey Demetryusz Rycerź wielki, Oyca swego od nieprźyiaciół obrania, i Państwo mu przywraca; na końcu więc takie do Królewica powiedziano wiersze:
N ie u samych Syriowie w ie rn i by li Greków, Są Demetryuszowie i u nas tych w ieków .
T y, nam W ielki K arolu, ten przykład w skrzesiłeś;
Gdy lepszego niz Greczyn Oyca krzyw d b ro n iłeś, Bądzźe Oycem Oyczyzuy tey, Króluy nad nam i, W szyscy za Ciebie będziem Demetryuszami.
Już więc Królewic głośnych ma stronników, mnie cóś do ucha szepce, że on Królem Pol
skim będzie; słuchałam z wielkiem upodoba
niem pochwał, które mu dawał Xiąźe Wda;
to móy bohater, i on wyidzie na wielkiego czło
wieka. Ale cóż? kiedy to u nas o zgodę tak trudno, po kilku drobnych rzeczach dostrzegłam, że Xiężna Wna nie iest tego zdania, innego Kró
la życzy Rzeczypospolicie, nie Królewica ani Poniatowskiego, zdaie mi się, że iakiegoś trze
ciego ma na oku. Czyie też widoki i życzenia?
Róg spełni? prawdziwie rzecz ciekawa.
D. 19 M arca w e W torek.
Wyiechali Xięztwo przed pół godziny; ie-
szcze wczora wyieźdżać chcieli, ale JMC. Do*
brodziey koła z ich powozów pozdeymować ka
zał i przekonały źe w Poniedziałek puszczać się w podróż niebezpieczno, bo to iest dzień fe
ralny. ' Do końca bardzo na mnie byli łaskawi, szczególni, ey, Xiąźe Wda. Tyle Państwu gło
wę kłócili, źe kto wie czy dla dokończenia e- dukacyi, nie oddadzą mnie na kilka miesięcy na pensyą do Warszawy. Od niedawnego czasu nieia- ka Panna Strumle cudzoziemka, którą, lubo Pan
nę, wszyscy Madame zowią, założyła Pensyą Panien, bo dotąd po klasztorach tylko się cho
wały ; ta iey pensyą w wielkiey iest renomie.
Z naypierwszych domów córki, nabywaią tam.
talentow i poloru; niepospolite subiekta z tam- tąd wychodzą, i dla młodey Fanny bydź czas iakiś u Madame Strumle taka zaleta, iak dla kawalera bydż w Lunewilu. Do niey Xiąźe Wda choć na rok oddać mnie radzi, tam mam na
brać tego wszystkiego co mi niedostaie. Pań
stwo woleliby do Sakramentek, w Klasztorze
zawsze przyzwoiciey; niewiem zatem na czem
się skończy, wiem tylko źem iakaś niespokoy-
na ; nie tyle uważam tego co czytam, robota
nie tak dobrze mi idzie iak dawniey; więcey
myślę o tern co będzie, iak o tern co iest; tak
Jestem iak gdyby mi się co dziwnego stać mia
ło. N ie trzymałam tak dobrze - o sobie przed pobytem Xięstw a, a daleko zsw óiey osoby kon- tentnieysza byłam. Doprawdy, że sarna siebie nie rozumiem.
D . 2$ M arca, w N iedzielę.
A ! Bogu dzięki! poiutrze iedziemy do War
szawy, koniecznie musiałam potrzebować tego wyiazdu, bo od czasu iak postanowiony, zupeł
nie iestem spokoyna. Nie wiem ieszcze gdzie oddaną będę, ale rzecz pewna, że do Maleszo- wey nie tak prędko wrócę, bo JMC. Dobrodzi- ka całą moię garderobę zabrać kazała, i z iey sukien dwie dla mnie przerobiono. Państwo niespodzianie powołani zostali do Warszawy dla interessów sukcessyi po ś.p . Błażeiu Krasińskim, stryiecznym naszym, który zszedł bezdzietnie, i znaczny maiątek zostawił. Takam szczęśliwa że iadę; może też dla tego, że zboczemy do Sul- gostowa. P. Starościna właśnie wróciła z bardzo miłey podróży; obwoził ią Pan Starosta po kre
wnych, sąsiadach, przyiaciołach sw oich, wszę
dzie iey radzi b y li; teraz iuż ciągle w domu
siedzieć będzie, i bardzo się z tego cieszy; na
wyborną gospodynię się zanosi. Pan Wda Swi-
dziński z takiem o niey uniesieniem pisał, z ta-
ką wdzięcznością, że się aż Państwo rozpłakali nad iego listem , a to iedynie z radości. M iło kiedy Rodzice nad dzieckiem, łzy radości leią.
Basia do innych-łez, nigdy Państwu, powodem nie była, chyba wtedy iak ztąd .wyieźdźała.—
Bardzo się cieszę, że ią zobaczę.
D. *] Kw ietnia w Niedzielę, z W arszaw y.
Sama temu wierzyć nie śm iem , iuż od wczo- ra bawię na owey sławney pensyi u M adam e Slrum le, Xięztwo Wwie tak dobrze wszystko ułatwili,, żem od razu wstęp znalazła, a na sło
wo Xięźney, JMC. Dobrodziey Sakramentek od
stąpił. Radość moia niewypowiedziana, bom sobie tego gorąco potaiemnie życzyła. Jadąc do Warszawy, byliśmy w Sulgostow ie; Pani Starościna wesoła, szczęśliw a; iak też była Pań
stwu rada! powiedziała m i, że kto tego nie do
znał, wystawić sobie nie m oże, co to iest za szczęście Rodziców w własnym domu przyimo- wać'? wszystkie potrawy, . wszystkie trunki i przysmaki które Państwo lu b ią, wszystkie by
ły na stole przez te trzy dni; nie zapomniała
o niozem coby im przyiemność zrobić m ogło,
a na wyścigi z Panem Starostą usługiwała im ,
dogadzała. Słyszałam iak JMC. Dobrodzika mó-
■wiła do niego, że Basia Jeszcze lepsza od tego czasu iak za mąż poszła. „Nie lepsza, odpo
wiedział, iuź' ią taką z rąk Państwa Dstwa do
stałem , ale ma teraz większe pole okazania przy
miotów swoich, a iaką iest przez te parę dni dla Rodziców, taką dla-mnie codzień.” Widać też że ią serdecznie kocha, a ona iak Oyca szanuie go, słucha, poważa. Już się zupełnie rozgospodarowała, i bardzo dobrze umie domem zarządzać, gości przyimować. Panny i dziew
częta, które zMaleszowey pobrała, mówią, że im wybornie w Sulgostowie. Państwu niechciało się wyieżdiać; ia wyznam szczerze, że mi było bardzo do Warszawy pilno, i bardzo byłam te
mu rada gdy ich listy do wyiazdu przymusiły.
Miałam się do czego śpieszyć, tu prawdziwie ukształcę się, wydoskonalę, a ia dosyć mam o- chotę zostać niepospolitą białogłową. Chcąc się do tego przysposabiać, wzięłam się szczerze do na
uki , i zawieszaiąc na czas wszystkie myśli bu- iania, całą przyszłość, chcę zaiąć się iedynie tein co iest, nie tracić na próżno ani chwili. Wczo- ra iako w dzień w który tu oddaną zostałam, JMC. Dobrodzika zawiezła mnie do Kościoła, spowiadałam się i kommunikowałam z iey rozka
zu na tę intencyą, żeby nauki i światło któ-
rych mam tu nabrać, na dobre nie na złe mi
■wyszły. Usłuchałam, lubo tego nie poymuię jak
by inaczey stać' się mogło? Skoro się rozpa
trzę na tych nowosiedlinach opiszę wszystko—
dotąd iestem odurzona. — Przywykła widzieć zawsze znaiome twarze, wydziwić się nie mo
gę, iż tu nie znam nikogo.
D . 12. K?v\ęietnia w P ią te k .
Już zupełnie się rozpatrzyłam i nieco oswo
iłam z nową siedzibą moią. Madame Slrumle bardzo mi się podoba, do rzeczy białogłowa, i dziwnie na mnie łaskawa. Nie tak tu dworno, wspaniale, huczno iak w Małeszowskim zamku, ale uczciwie i dosyć wesoło} mnie sama nowość bawi} naprzykład: niema ani paćholików, ani hayduków, tylko i do stołu i wszędzie same u- słnguią kobiety. — Jest nas Panien kilkanaście, wszystkie z naypierwszych domów i młodziu- teńkie. Bardzo tu często , wspominaią Siostrę Pana Starosty, Pannę Maryannę, dzisieyszą Ka
sztelanową Połaniecką; była na tey pensyi przez parę lat, i w sercu Madame i towarzyszek swo
ich słodką i niewytartą pamięć zostawiła. Ma
to bydź dobra, rozsądna, wesoła, ze wszech
miar przyiemna i nieoszacowana osoba; bardzo
dobrze nauki przyięła. Państwo przypatrzywszy
się tey pensyi, zupełnie zaspokojeni zostali;
iuż w Klasztorze nie może bydź Panna lepiey straeźona. Madame nosi w kieszeni klucz od drzwi wchodowych, nikt bez iey wiedzy, ani wyiść ani wniyść nie m oże; gdyby nie kilku starych Metrów, moźnaby zapomnieć iak męz- czyzni wyglądaią; krewnym żadnym płci męz- kie'y bywać nie wolno. M etr od tańca chciał iuż przy mnie, żeby Panowie Potoccy w Kol- legium Jezuitów będący, mogli tu bywać i z siostrami swemi, razem kontradansów się uczyć, Madame Strumle ani słyszeć' o tern chciała. —
„Ci Panicze nie są braćmi wszystkich Pensy o-f
„narek moich, tylko dwóch, powiedziała, a ża
rtem przystępu do mego domu pozwolić im nie
„mogę.” 1 — Mam Metra od francuzkiego, i od niemieckiego ięzyka, od tańca, od rysunku, od haftu, i od muzyki; śliczny tu iest klawicym-, bał, nie taki szpinet iak w Maleszowey, ma aż pół szóstey oktawy, a tony 23. razy odmieniać można. Kilka iest Panien, które iuż Polskie
go tańca wffale nie źle zagrać potrafią, i to nie z palców ale z nót. Metr mi obiecnie, że nay- daley za pół roku, doydę i ia do tey doskona
łości, miałam też i z domu iakie takie począt
ki. Rysuię dotąd same wzorki, i dosyć zręcznie
mi to idzie; ale nim dokończę edukacyi, mu
szę koniecznie tyle się nauczyć, żeby zrobić farbami suche drzewo, na.gałęzi zawieszony wie
niec z kwiatków, a w środku cyfra Państwa, i ofiarować im to dzieło w nagrodę poniesionych kosztów, bo zapewne dosyć znaczne będą. Xię- żniczka Sapieźanka tu od roku będąca, robi wła- śnie takąż malaturę dla Rodziców, i mnie aż zazdrość bierze, ile razy spoyrzę na tę iey ro
botę. Jakby dobrze się wydawała w bawialney sali w naszym zamku, pod tym wielkim mego ukochanego Biskupa obrazem.—JMetr od tańca prócz menuetów i kontradąnsa, uczy nas cho
dzenia, kłaniania się; ia dotąd na ieden tylko manier się kłaniałam, a to ich iest kilka, ina
czey K rolow i, inaczey Królewicom i innym Pa.
nom i Paniomp o ukłon Królewicowski nay- pierwey prosiłam i naylepiey go umiem; może też choć raz X, Kurlandzkiemu się ukłonię.—-Nie
ustannie zaięta, chciwa nauki, czas mi prędko i do
syć mile schodzi; JMC. Dobrodzika iuź raz mnie odwiedziła; bardzo zakłopotana sprawami; wy
znam szczerze, źe pierwszych dni, dziwno mi tu było; te.ciągłe przestrzegania , pokuty, ten krzyż żelazny w który mnie ubrano, żebym się pro
sto trzymała, ta machina, w którey po godzi
nie
nie stać potrzeba, żeby się nogi prostowały (choć moie zdaie mi się, że dosyć są proste) wszystko to nie szło mi w smak. Na wesela Basi i po iey odiezdzie, zupełnie na słuszną Pan
nę wyszłam; oświadczenie Kasztelanica Kocha
nowskiego, pochwały i szeptania Xięcia Wdy, wszystko gdzieś daleko myśl zawiodły; iuźem sądziła, że iestem czemsiś; aż tu nagle zdzieci- niałam; Madame Strumle nawet z pacierza pro
śbę o dobrego męża wyrzucić kazała, a na to mieysce naukę dobrą włożyła. I tu prawdzi
wie o czem innem iak o nauce myśleć nie po
dobna.
D. 28 K w ietnia w N iedzielę.
Już trzeci tydzień pobytu mego na pensyi się kończy, a ia ani słowa w tym Dzienniku nie napisałam; bo dni zupełnie iednakowe prędko schodzą, ale mało rzeczy do opisu podaią, oto i w tey chwili dumam nad tem c® napiszę?
Państwo nie długo wyiadą. Xięźna Woiewodzina raczyła mnie odwiedzić, i uważała, że się lepiey trzymam; Metrowie że mnie kontenci, Madame bardzo łaskawa, Panny przychylne i grzeczne,' z resztą nic a nic nie wiem. Zdaie mi się nie podobną rzeczą, żebym ia w Warszawie była, bo z publicznych rzeczy, nierównie mniey Wiem,
Tom 1K. N er X X II. r ' ' \
i znakomitych ludzi nierównie mniey widzę iak w M aleszowey. Królestwa oko moie nie uyrzało.—-’Xięcia Kurlandzkiego wcale niema, i nie tak prędko powróci.
D. g. Czerwca w Niedzielę.
Gdybym zawsze na Pensyi zostać miała, wnet- by ustał móy Dziennik, a szkoda źe niemam co w nim pisać, bo m o ie zupełnie po polsku zapo
mnę; prócz listów do Państwa, którzy iuź wy
jechali, gdyż urządzenie tey sukcessyi nie tak prędko się ułatwi; prócz rozmowy z garderobian- ką mo.ią, i tego Dziennika, nigdzie oyczystey m owy nie używ am , wszędzie i zawsze po fran- cuzku. W naukach znaczne postępy czynię, a co mnie mocno cieszy, Xięźna Wwdzina, która mnie przez miesiąc cały nie widziała, zapewnia żem znacznie urosła, i że iuż bardzo dobrze się trzy
mam ; prawda, żem teraz ze wszystkich Panien tu będących nayw yższa, a moia przepaska łok
cia nie trzyma. Teraz kiedy tak pięknie i zielo
no na św iecie, czasem nie wiedzieć zkąd iakaś tęsknota mnie napada, chciałabym bydz ptaszkiem, wylecieć daleko i znowu do moiey klatki powró
cić ; ale nic z te g o , trzeba siedzieć, a ieszcze na
iakiey ulicy? na Bednarskiey, podobno z całey
Warszawy naybrzydszey. N a przyszły rok da
Bóg doczekać, będzie inaczey.
D. 26 Lipca w Piątek.
Przy zatrudnieniu, choć bez zabaw i nowin, dnie iak widzę bardzo prędko miiaią, dziś za gło
wę się wzięłam, kiedy po tak długiem milczeniu chcąc coś napisać w tym Dzienniku, szukałam w Kalendarzu iaki dzień mamy? i dowiedziałam się, źe iuź siedm niedziel iak się go ani tchnę
łam ; dzisieyszy dzień iednak pamiętnym mi bę
dzie, dziś, iak źyię na tym świecie, pierwszy list do siebie pisany odebrałam. Nieoszacowana Pa
ni Starościna zrobiła mi tę przyiemność, i na kopercie napisała móy adres. Już więc na Pocz
cie wiedzą, że iest w Warszawie Mademoiselle laComtesse Francoise Krasińska-, skakałam z ra
dości ten list odebrawszy, schowam go wraz z kopertą na wieczną pamiątkę. Fani Starościna zdrowa, szczęśliwa i taka łaskawa, źe z intrat ogrodowych, które iey Pan Starosta do rozrzą
dzenia oddał, przysłała mi cztery dukaty w zlo
cie, żebym z niemi zrobiła co mi się spodoba.
Pierwsze to pieniądze których Panią iestem, i te nie mało'mnie ucieszyły. Co też nanich mia
łam proiektów? zdawało mi się źe całą Warsza
wę zakupię. Dla siebie nic nie potrzebuię, bo z łaski Państwa mam wszystko, ale ćhciałam ka
źdey Pannie 2ostawić upominek, i dać kaźdey
1Ó*
po pierścionku złotym ; Madame mnie zmartwi*
ła mówiąc; iżby ledwie dla czterech wystarczy
ło ; chciałam potem kupić dla M a damę Strumle salopkę blondynową, alem się dowiedziała że ta
ka kilkadziesiąt dukatów kosztuie; nareszcie po długich wahaniach tak się namyśliłam: Dukata poślę do Fary do Pana Jezusa na M szą, żeby Państwa interesa dobry obrót wzięły, "i Pani Sta
rościna zawsze tak szczęśliwą była iak teraz;
dukata zmienię na Tynfy, i rozdam między słu
żebne tego dom u, a za dwa dukaty w Niedzielę małą ucztę wyprawię; będzie kaw a, którey tu nigdy niepiiam y, będą ciasta, ow oce; iuź M a dame Strumle zezwoliła na ten użytek pieniędzy.
Niech Bóg da zdrowie kochaney Pani Starości
nie, że mi taką przyjemność sprawiła, bo iak mnie się zdaie, większey nie ma nad częstowa
nie i obdarzanie drugich; ieśli sobie życzę do
stać Męża ieszcze bogatszego od siebie, naywię- cey dla tego , żebym pieniądze i podarki suto roz
dawać mogła. — Moia edukacya znacznym postę- puie krokiem, iuż kilka Kontradansów i Menu
etów gram z nót, a wkrótce zacznę się uczyć naymodnieyszego teraz Polskiego tańca, nie pięknie bo Stu dyabłów zwanego; naydaley za miesiąc su
che drzewo z wieńcem będzie w robocie; haftu-
ię też na kanwie Strzelca z fu zy ą, i z chartem na smyczy’ ; czytam w iele, piszę pod dyktacyą, p r z e p is u j, po francuzku gładzicy mówię niśli po polsku, i
Wtem dowodzę: że niedługo do do
brego tonu należeć będę mogła.
OTaniec ani się pytać; nie wiem czy mi M etr nie pochlebia, ale mówi zawsze iż w całey Warszawie niema takiey iak ia tancerki. U Xięztwa bywam cza
sem , ale rano kiedy nikogo niema, zawsze tam W'iele miłych nasłucham się rzeczy, osobliwie od Xięcia, który iuźby miał ochotę żeby mnie odebrano zP en sy i, ale Xięźna i Państwo zimy cłicą czekać. Dopiero koniec L ip ca, — to bardzo daleko. Czy też ta zima przy idzie kiedy?
I). 26. G rudn ia, w e Czwartek.
Przyszła nie tylko zima, ale i chwila opusz
czenia Pensyi, przyszedł ten moment pożądany w którym inne zupełnie rozpocznę życie. Dzien
nik móy nawet zrobi się obfitszym , zabawniey- szym , i także na to niezmiernie się cieszę.' Nie wrócę do Maleszowskiego Zamku aż Bóg wie kiedy; Xięztwo tak łaskawi, iż żądali koniecz
nie i otrzymali od Państwa pozwolenie zatrzy
mania mnie przez tę zimę u siebie, i wprowa
dzenia w wielki świat. Poiutrze iuź kończę
pensyą, i osiądę na dobre u Xięztwa. Zal mi
trochę porzucać Madame Strumle i Panny z któ- remi się zaprzyiaźniłam, ale wyznam szczerze że radość wydobycia się z tey klatki, poznania tęgo świata o którym iuż tak dawno słyszę i my
ślę, zupełnie żal przemaga. W net zobaczę Kró
la, Królewiców, będę u dw oru; Xięcia Kurlandz- kiego codzień się spodziewają, i iego poznam;
ach! iakże od tych dni kilku, co wiom źe iuź rzucę Pensyą, czas pomału idzie.
D . 28. G rudnia w Sobotę.
Dzisieyszy dzień na zawsze dla mnie pa
miętny; z rana przyiecbała sama Xięźna Wo
jewodzina i wzięła'mnie; przy niey żegnałam się z Pannami, z Madame Strumle, i pomimo tego, żem tey chwili od tak dawna żądała, od łez wstrzymać się nie mogłam. Po drodze wstą
piliśmy do Kościoła, ’ale nie byłam zdolną* mo
dlić się dobrze, bo myśli .dziwnie były rozbu
jane. Juźem usadowiona; Xięztwo mieszkaią w swoim Pałacu na Krakowskiem Przedmieściu (*) prawie naprzeciwko pałacu X. Woiewody Ru
skiego, nie zbyt wielki ale wcale piękny; z dru- giey strony ma widok na Wisłę i maleńki o- gród; ia mieszkam władnym pokoiu, który wie
cie osobliwie dziwnie musi bydź przyiemny, bo
(*) D zisie yszy pałac T a rn o w s k ic h .
z gankiem i z wyiściem do ogródka; z iedney strony mam komunikacyą z Xięźną, z drugiey z służebną moią; iuż był Krawiec, brał mi mia
rę i dziwił się nad szczupłością i giętkością stanu mego; zrobi mi sukien par kilka, nie wiem iakie będą, bo Xiężna sama wszystko dy- sponuie, a takie uszanowanie ( boday czy nie strach ) we mnie wzbudza, źe i spytać iey się o nic nie śmiem. Xiąźe choć męzczyzna, dale
ko mi mniey imponuie, bo też bardzo łagodne
go charakteru, i wielce przyiemny, żal mi źe go teraz w Warszawie niema; poiechał do Bia
łego Stoku, naprzeciw Xięcia Kurlandzkiego; w tych dniach oba wrócić maią; w wysokich iest łaskach u Królewica. Jutro mamy iechać na wizyty, Xięźna mnie obwiezie po znacznieyszych domach, gdyż tak się zawsze czyni, kiedy kto chce bydź znanym, i na kompanie proszonym.
Trochę się lękam tych wizyt, a oraz i cieszę się na nie; będą mi się przypatrywać, ale i ia też wiele rzeczy i osób zobaczę; początek ka- żdey rzeczy iest przykry.
D. 29. Grudnia w N iedzielę*
Trzy dobre nowiny mam do zapisania; Kró- lewic Karol wczora o godzinie pierwszey z po
łudnia przyiechał; >z nim Xiąże Woiewoda, któ.
ry mnie iak rodzoną córkę w domu swoim wi
ta ł, i iuź po wizytach; oddaliśmy ich kilkana
ście; niewiem czy potrafię wszystkie domy wy
liczyć, zwłaszcza źe były takie, gdzie nas nie przyięto; iak to n Posła Francuzkiego i Hisz
pańskiego, którzy tu są z żonami, u Prymasa, i u wielu innych; tam Xięźna zostawiać kazała karteczki ze swoim tytułem i nazwiskiem. Na
przód byliśmy u Pani Humieckiey Mieczniko- wey Koronney iako u Wuienki moiey, potem u Xięźney Strażnikowey Lubomirskiey, brato- wey Xięztwa; ta iako młoda, przystoyna,- i Xię- żniczka Czartoryska z domu, rey między mło- demi Paniami wodzi, i niezmiernie francuzczy- znę lubi. Bardzo mi. się przydaie moia umie- iętnośc w francuzkiey mowie, którey iuż do
bre początki wywiezłam z Maleszowey, a doskonaliłam na pensyi. Tu im dom znakomi
tszy, im gospodyni młodsza, tern więcey po
francuzku mówią, a iak męzczyzni poważni
łaciną strzępią mowę swoię, tak młodzież fran-
cuzczyzną. Wolę ten zwyczay, bo rozumiem
co mówią. — Byliśmy u Hetmanowey Brani-
ckiey’; iey mąż Hetman W. Koronny, iest ie-
dnym z naybogatszych Panów w Polsce, ale
dwór źle go widzi. Byliśmy i u Xięźny Wo-
iewoćłziny Ruskióy',' u tey rózmowa była co do słowa po polsku; bo też to iuż stateczna Pani, podobała mi się niezmiernie. Poznałam u niey iedynaka iey Syna, dziwnie przystoynego i grze, cznego kawalera, wiele mi pięknych rzeczy po
wiedział, i podobnom na te y ' wizycie naylepiey się zabawiła. Ale źle mówię, zabawiłam się ró
wnie dobrze u Kasztelanowey Krakowskiey, Po- niatowskiey. To białogłowa niepospolita, wie
le i z zapałem mówiąca;' zastaliśmy ią w wiel- kiey radości, gdyż w grónie familii witała uko
chanego Syna, który nie zbyt dawno z Peters, burga powrócił, owego Syna o którym to mówią cichaczem źe Królem może będzie. Przypatrywa
łam mu się pilnie; nie mogę powiedzieć żeby mi się podobał, ale przyznać muSzę źe i piękny i grzeczny. Niewiem czy to tak z natury, czyli też udanie, ale zdawało mi się iakby iuź cóś Kró
lewskiego miał, czy chciał mieć w sobie; wspa
niała i układna nad wiek postawa, chód i ukłon inny iak u wszystkich... Zabawiłam się także wybornie u Woiewodziny Podolskiey Rze- wuskiey, bośmy zastali i męża iey Hetmana Polnego (*). O przygodach dziecinnych lat ie-
(*) Obacz Nro 3. Rozrywek W ychowanie Wacława Rzewu
skiego i t. d.
go, iak 'w dobrach Oyca między wieyskiemi dziećmi ukryty, boso chodził; o męztwie, za- hartowaniu, tyle słyszałam od JMC. Dobrodzie
ja, iż dziwnie mi było miło go widzieć. Ma lat przeszło 50. zdrów i silny; obyczaiem da
wnych Polaków brodę nosi, co mu powagi do- daie; ma bydz i niepospolicie uczony; Xiąże Woiewoda mi powiadał, że wcale piękne traie- dye pisze. Byliśmy i u Pani Briihlowey, żo
ny ulubionego Ministra Króla JMCi; chociaż iego nikt nie szacuie, u niey wszyscy bywaią i z powinności i chętnie, bo bardzo grzeczna o- soba. Byliśmy także u Pani Sołtykowey Ka- sztelanowey Sandomirskiey. Już wdowa, ale i6- szcze młoda i przystoyna; prezentowała nam swego syna Stasia; Stryy iego Biskup Kraków, ski chce koniecznie wziąść go do siebie na edu- kacyą, a Matce żal niezmierny z nim się rozłą
czyć. Chłopczyna mieć może lat dziewięć, a iuź grzeczny i rozmowny.; ieszcze nie siedzia- ły poważne Panie kiedy on iuź dla mnie krze
sło przysunął; powiedział mi gładki komple
ment, i Pani Kasztelanowa mówiła; że niezmier
nie piękne twarze i czarne oczy lubi. Byliśmy
i u Podskarbim Wielkiey Koronney Moszyń-
skiey, także wdowy, ona nayczęściey w Dreźnie
gości; łaskaw ie, czule nawet mnie przyięła; Ja
kiś nadzwyczayny affekt ciągnie mnie do niey;
zdaie mi się iakbym ią oddawna iuż znała, ł o na uspokoić się nad moią urodą nie mogła; iuż to prawdę powiedziawszy wszędzie o niey mó
wiono, lubo nie wszędzie głośno; alem ia się zawsze tego domyślała; wyznać też trzeba, źe nigdy w życiu, nawet na weselu Basi nie byłam tak pięknie ubrana, nie było mi tak do twa
rzy. Miałam suknią grodeturową białą z sze- rokiemi gazowemi falbanami, niebieską turkiezę z ogonem, a na głowie perły. Zupełnie była
bym kontenta z tych wizyt, gdybym była gdzie Xięcia Kurlandzkiego spotkała; a z tą nadzie
lą wyieżdzałam, ale omyloną została. Po dłu
giem niewidzeniu się z Oycem, z Królem JM Cią cieszy się teraz, i nie wyieżdza z Królewskiego pałacu. Łatw o to poiąć, i mnie iuź nieraz (o- sobliwie na Pensyi) bardzo było do Państwa tęskno. Ale wkrótce karnawał się zacznie, ba
lów, asamblów będzie bez końca, Królewic Ka
rol na wszystkich prawie byw a, gdyż iak Xią- źe Woiewoda mówi, bardzo bawić się lu b i; po
znam go więc bez wątpienia.
D . x. S ty czn ia 1760. w e Środę.