• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 2, T. 4, nr 22 (1825)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 2, T. 4, nr 22 (1825)"

Copied!
64
0
0

Pełen tekst

(1)

R O Z R Y W K I

DLA

D Z I E C I.

g 4*

Jjrk. s ł o d k i e z a t r u d n i e n i e ,C g i ę t k i u m y s łw s p ie r a ć , 'AVal>irftżaó, ż y w ą dO^Cizyndw'- szl^elie,t»yph. o ć h ó te ,’

I g r u n to w a ć w n m y ś ie n i e s k a ż o n y m cnotę*. /* , _

•■■". ...'>• CELIŃSKI,

&

TOM IV. N

k

1' 2 2 . ‘

Z a pozicolcniem Cenzury R zą d owey.

;AfHY B W WARSZAWIE

w d r u k a r n i .Lu t k ie w ic z a przy ulicy slsatorskiey •«« 467.

5 825*

a r o r o ^ M H i K s i H O T m O T r o f f i O T j n s r o j O f f i B i B t ł O T B

(2)
(3)

ROZRYWKI dla DZIECI

N er XXII. i P

aździernika

1825.

I.

WSPOMNIENIA NARODOWE.

D Z I E N N I K

Franciszki Krasinskiey

w ostatnich latach panow ania A ugusta 1 1 1 pisan y.

D. i5 Marca 1759- W Tiątek.

Wczora zdarzyła mi się też nowa i zupeł­

nie niespodziewana przygoda, która w tym Dzien­

niku mieysce zaiąc powinna. Gdym iak za zwy- czay w południe z M adam e i z siostrami przy­

szła na pokoie Państwa na obiad, zastałam Ka- sztelanica Kochanowskiego; stoiąc w framudze okna z JMC. Dobrodzieiem , rozmawiał tak ży­

w o , że nie spostrzegł kiedys'my w eszły; niem o-

Tom IJS. Ner X X II. 14

(4)

głatn dosłyszeć tego co mówili, iednak obiły się o moie uszy te ostatnie JMC. Dobrodzięia słowa, które z nieiakim wyrzekł przyciskiem:

„O finalney rezolucyi wnet się WMość dowiesz.’’

I

to powiedziawszy szepnął coś do ucha JMC.

Dobrodzice; ta kiwnęła na Marszałka, dała mu iakiś potajemny rozkaz, i nie długo obiad da­

no. Fan Kasztelanie naprzeciwko mnie usiadł, i dopierom się dokładnie przypatrzyła, iak był wystroiony. Frak axamitny haftowany, kami­

zelka atłasowa biała, żaboty i mankiety koron­

kowe, fryzura iak z pudełka; a szastał się, krę­

cił, rozmawiał, francuzczyzną i dowcipem sa­

dził, dwa razy więcey niż kiedy, bardzo był piękny i zabawny. Obiad trwał dlużey niż zwy­

kle’, na pieczyste czekaliśmy chwilę, i zważa­

łam , że wtedy Pan Kasztelanie lubo prawie nie­

ustannie gadał i śmiał się, przecież mienił się iak cudowny obraz; nareszcie drzwi od sieni się otworzyły, weszli pacholiki z pieczystem, a móy Kasztelanie zbladł iak chusta; spoyrzałam na półmiski, obaczyłam gęś z czarnym sosem;

i domyśliłam się wszystkiego. Nie śmiałam po­

dnieść oczow, dziwne myśli cisnęły mi się ra­

zem do głowy, przypomniały mi się owe pię­

kne krakowiaki, zręczne mazury i menuety,

(5)

wyborne siedzenie na kon ia, gładka mowa fran- cuzka, śliczne komplementa j i iakiś żal serce mi ścisnął; nie miałam odwagi wziąśc z półmi­

ska, Państwo nawet go się nie tchnęli, i gdy­

by nie szary koniec,. byłyby oba zeszły całe;

ale Macieńko pierwszy napoczął, a za iego przy-- kładem poszli inni; taki nic dobrego, że wzią-^

wszy odko gęsi na głos powiedział: „Tw ardyć

„to wprawdzie- kaw ałek, ale i to się strawi.”

Wieki całe siedzieliśmy u stołu, mnie się przy- naymniey tak zdaw ało, bo mnie i ciekawość dręczyła nie pomału. Nareszcie JM C. Dobro­

dziey dał znak w stania; powstaliśmy, i gdy ka­

żdy był zaięty dziękowaniem Panu B o g u , wi­

działam iak Kasztelanie chyłkiem wymknął się z sali; iuż więcey nie wrócił, a gdy się dworza­

nie i dworscy rozeszli, Państwo mnie odwołali od moiey roboty, i JMC. Dobrodziey tak do mnie m ów ił: „M ościa Panno! Pan Kochanowski Ka­

sz te la n ie Radomski, oświadczył się dziś o two-

„ię rękę; lubo ród iego iest dawny i znakomi-

„ty , maiątek uczciwy i dosyć stosowny, nie zda-

„ła się ta partya ani m nie, ani JM C. Dobro-

„d zice; naprzód Pan Kasztelanie bardzo młody,

„sam z siebie nic nie znaczy, ś. p. Oyca swego

„tylko tytułem się szczyci i nie odebrał ieszcze

U *

(6)

„ żadney gruntowney łaski a szafunku Dworu;

„powtóre, nie wziął się iak przynależy dorze­

c z y , nie użył ani swatów, ani dziewosłębów,

„sam dziś oświadczył sięiąkby z kopyta, żądał

„natychmiast rezolucyi finalney, otrzymał też

„przyzwoitą. Ani w^tpiemy, że i WCPanńa, Fra-

„nulku, tegoż zdania iesteś," To powiedziawszy, nie czekaiąc odpowiedzi moiey, kazał mi wró­

cić do roboty.— Zapewne, zastanowiwszy się, i z obowiązku i z przekonania sposób myślenia Państwa dzielę; ale ponieważ tu wszystko szcze­

rze pisać sig obowiązałam, wyznam, że wcale nie dla tego, że młody, ani też, że się wziąśc do rzeczy nie umiał, ale naywięcey dla tego, iż niema sam z siebie znaczenia; iak Macieńko powiada to nic na ktorem kończy się Kaszte­

lanie, nie wiele blasku przynosi; mnieby się przynaymniey Zupełnego Kasztelana chciało. — Wreszcie Bóg widzi, że ieszcze naymnieyszey ochoty niemam iść za mąż; tak mi dobrze w rodzicielskim domu; kilka dni po powrocie z Sulgostowa smutno mi było, ale teraz iuź wra­

cam do dawney wesołości, gram nierównie więk­

szą rolę iak dawniey; kiedy gości niema, mnie czwartey u stołu półmiski podaią,' ia teraz z Pań­

stwem wszędzie ieździć będę/ szkodaby tego

(7)

wszystkiego porzucić; a potem zapęz'cie koń­

czy zupełnie zawód białogłowy; skoro póydzie za mąż, iuźci klamka zapada, i po wszystkiem;

wie czem będzie, gdzie będzie do śmierci; ia zaś w myśli moiey buiac lubię; i na wołowey skórze by nie spisał tego, co mi czasem przy krosnach lub przy siatce po głowie się uwiia.

JMC. Dobrodzika wprawdzie bardzo często po.

wtarza: „Fannie dobrze edukowaney i urodzo-

„ńey nie przystoi zabawiać myśli mężem.,. Ja też doprawdy, że nie o Mężu myślę, tylko tak o różnych andronach, a cokolwiek mi się zda­

rzy czytać, wszystko to mimowolnie zaraz do siebie stosuię. Dzielę los wszystkich Xięźniczek, heroin z dzieł Pani de Beaumont, Panny de Scic- deri, Pani de la Fayette^ i często mi się wy- daie, żem na takie same przeznaczona awantu*

ry. Teraz kiedy iuż Basia za mąż poszła, wię­

kszą mam ku temu łatwość, ona te buiania za­

wsze we mnie ganiła, i nie wiele romansów czytać dawała; lecz! dlaodwetowania straty cza­

su w ciągu iey wyprawy, sama Madame wi le mi czytać każę, a im więcey czytam, tem wię- cey myśli moie rozkołysane. Basia zawsze zupełnie odmienne od mego miała ułożenie;

ona mi się nieraz przysięgała, iż nigdy o

(8)

przyszłości, o mężu nie myśli chyba przy pa- oierzu; bo trzeba wiedzieć, że z rozkazu JMC.

Dobrodziki, każda z nas gdy szesnasty rok za­

czyna , do prośby o rozum dobry, zdrowie do­

bre, przyiaźń ludzką dokłada i męża dobrego.

Easia zwała rzeczą bardzo słuszną prośbę do Boga o to żeby był dobry ten, który nam kie­

dyś Oyca i Matkę ma zastąpić, z kim żyć trze­

ba do śmierci, kogo słuchać i kochać należy, ale nigdy w życiu nie postało iey w głowie, gdzie go pozna, iak, kiedy? czy iey się zdarzą iakie szczególne przygody, czy nie? mówiła za­

wsze: iak się trafi dosyć będzie czasu; bardzo dobrze na tem wyszła; takiego słusznego dosta­

ła człowieka, pisała do Państwa, że skoro się odtęschni od ich domu, nie będzie nad nią szczęśliwszey białogłowy; widać że coraz bar- dziey kocha Pana Starostę, i że zupełnie z lo­

su swoiego kontenta. Kto wie? może bym ia takim losem zaspokoioną nie była?... co bądź to bądź, bardzo dobrze Państwo zrobili, że odmówili Kasztelanicowi; żal mi trochę niebo­

raka, iż taki wstyd poniósł/ ale nadzieia w Bo­

gu, sprawdzą się słowa Macieńka, i on strawi

ten przykry kawałek.

(9)

D . 17 Marca w N ie d z ie lą

Juźeśmy wczora do wieczerzy siadać mieli, kiedy nas zaiechali arcy przyiemni, i zupełnie niespodziewani goście, Xiężna Wna Lubelska z m ężem , Ciotka moiai Dla ważnych spraw i o- bowiązków, a naywięcey dla obecności Króle- wica, nie mogąc bydź na weselu P. Starościny, gdy on do Kurlandyi wyiechał, zjechali tu u- myślnie, chcąc sobie to nagrodzić, i Państwu powinszować wydania córki za mąż szczęśliwie.

Przyiazdem tych znakomitych gości, znowu się nasz zamek ożywił; JMC. Dobrodziey nie po­

siada się z'radości, i prawdziwie mieysca Xię- żnie znaleść nie um ie, radby iey Nieba przy­

chylił tak ią uwielbia i poważa. Xięstwo Wo­

jewodowie iuż pięć lat w Maleszowey nie by­

li, ia przez ten czas z dziecka na Pannę wy­

rosłam , dosyć się też nademną wydziwić nie mogli; wstyd mi wyznać, ale mnie tak z uro­

dy chwalili, żem nie wiedziała gdzie się podzieć?..

Bardzoć są przyiemne te pochwały, ale kiedy ie człowiek iakby przypadkiem słyszy; wręcz powiedziane, niemal przykre; i miley mi teraz wspominać ie sobie, iak było wczora ich słu­

chać. Xiąźe Wda powiedział bez żartu, że gdy­

bym się pokazała w Warszawie, zgasłaby i Sta-

(10)

rościanka Weslowna, i Krayczyna Potocka, i X.

Sapieźyna żona Kanclerza, które za pierwsze piękności uchodzą; Xiężna zaś uznała, że mi tylko niedostaie lepszego trzymania się, ułoże­

nia, poloru. Jak źyię, tyłem pochlebnych nie słyszała rzeczy, i wcalem sobie nie wystawia­

ła , żebym tak dalece piękną była. Widziałam iak na te pochwały rosło z radości serce JiYIC.

Dobrodzieia, ale co JMC. Dobrodzika, to mnie kazała przywołać dziś rano do siebie, i mocno napominała, żebym tym słówkom zupełney nie dawała wiary, zowiąc ie dworsczyzną. Coś mi się wszystko wydaie, źe są na mnie iakieś pro- iekta? o! iakbym ie też wiedzieć rada? Nie- spokoyności mnie aż biorą, i prawdziwie, że tey nocy dobrze spać nie mogłam, takie mi się dziwy snuły. Ale, bo co też Xięstwo napo- wiadali rzeczy ciekawych, zabawnych; Państwo chcieli żebym iak zwykle o dziesiątey z Mada­

me i z siostrami na górę spać poszła, ale Xią- źe Wda uprosił, żem do końca wieczora sie­

działa. Jakie to były w Warszawie uczty, ba­

le, z powodu Inwestytury Królewica; nie pa- miętaią oddawna tak świetnych zapust; w Osta­

tki we yvszystkich kolegiach grano Traiedye i

Komedye, i taki iest powszechny do Królewi-

(11)

ca zapał, że wszędzie były do niego przysto­

sowania; tak w ostatni Poniedziałek (właśnie w1 dzień wesela Basi) u Xięźy Jezuitów grano tra- iedyę Antygonę, w którey Demetryusz Rycerź wielki, Oyca swego od nieprźyiaciół obrania, i Państwo mu przywraca; na końcu więc takie do Królewica powiedziano wiersze:

N ie u samych Syriowie w ie rn i by li Greków, Są Demetryuszowie i u nas tych w ieków .

T y, nam W ielki K arolu, ten przykład w skrzesiłeś;

Gdy lepszego niz Greczyn Oyca krzyw d b ro n iłeś, Bądzźe Oycem Oyczyzuy tey, Króluy nad nam i, W szyscy za Ciebie będziem Demetryuszami.

Już więc Królewic głośnych ma stronników, mnie cóś do ucha szepce, że on Królem Pol­

skim będzie; słuchałam z wielkiem upodoba­

niem pochwał, które mu dawał Xiąźe Wda;

to móy bohater, i on wyidzie na wielkiego czło­

wieka. Ale cóż? kiedy to u nas o zgodę tak trudno, po kilku drobnych rzeczach dostrzegłam, że Xiężna Wna nie iest tego zdania, innego Kró­

la życzy Rzeczypospolicie, nie Królewica ani Poniatowskiego, zdaie mi się, że iakiegoś trze­

ciego ma na oku. Czyie też widoki i życzenia?

Róg spełni? prawdziwie rzecz ciekawa.

D. 19 M arca w e W torek.

Wyiechali Xięztwo przed pół godziny; ie-

(12)

szcze wczora wyieźdżać chcieli, ale JMC. Do*

brodziey koła z ich powozów pozdeymować ka­

zał i przekonały źe w Poniedziałek puszczać się w podróż niebezpieczno, bo to iest dzień fe­

ralny. ' Do końca bardzo na mnie byli łaskawi, szczególni, ey, Xiąźe Wda. Tyle Państwu gło­

wę kłócili, źe kto wie czy dla dokończenia e- dukacyi, nie oddadzą mnie na kilka miesięcy na pensyą do Warszawy. Od niedawnego czasu nieia- ka Panna Strumle cudzoziemka, którą, lubo Pan­

nę, wszyscy Madame zowią, założyła Pensyą Panien, bo dotąd po klasztorach tylko się cho­

wały ; ta iey pensyą w wielkiey iest renomie.

Z naypierwszych domów córki, nabywaią tam.

talentow i poloru; niepospolite subiekta z tam- tąd wychodzą, i dla młodey Fanny bydź czas iakiś u Madame Strumle taka zaleta, iak dla kawalera bydż w Lunewilu. Do niey Xiąźe Wda choć na rok oddać mnie radzi, tam mam na­

brać tego wszystkiego co mi niedostaie. Pań­

stwo woleliby do Sakramentek, w Klasztorze

zawsze przyzwoiciey; niewiem zatem na czem

się skończy, wiem tylko źem iakaś niespokoy-

na ; nie tyle uważam tego co czytam, robota

nie tak dobrze mi idzie iak dawniey; więcey

myślę o tern co będzie, iak o tern co iest; tak

(13)

Jestem iak gdyby mi się co dziwnego stać mia­

ło. N ie trzymałam tak dobrze - o sobie przed pobytem Xięstw a, a daleko zsw óiey osoby kon- tentnieysza byłam. Doprawdy, że sarna siebie nie rozumiem.

D . 2$ M arca, w N iedzielę.

A ! Bogu dzięki! poiutrze iedziemy do War­

szawy, koniecznie musiałam potrzebować tego wyiazdu, bo od czasu iak postanowiony, zupeł­

nie iestem spokoyna. Nie wiem ieszcze gdzie oddaną będę, ale rzecz pewna, że do Maleszo- wey nie tak prędko wrócę, bo JMC. Dobrodzi- ka całą moię garderobę zabrać kazała, i z iey sukien dwie dla mnie przerobiono. Państwo niespodzianie powołani zostali do Warszawy dla interessów sukcessyi po ś.p . Błażeiu Krasińskim, stryiecznym naszym, który zszedł bezdzietnie, i znaczny maiątek zostawił. Takam szczęśliwa że iadę; może też dla tego, że zboczemy do Sul- gostowa. P. Starościna właśnie wróciła z bardzo miłey podróży; obwoził ią Pan Starosta po kre­

wnych, sąsiadach, przyiaciołach sw oich, wszę­

dzie iey radzi b y li; teraz iuż ciągle w domu

siedzieć będzie, i bardzo się z tego cieszy; na

wyborną gospodynię się zanosi. Pan Wda Swi-

dziński z takiem o niey uniesieniem pisał, z ta-

(14)

ką wdzięcznością, że się aż Państwo rozpłakali nad iego listem , a to iedynie z radości. M iło kiedy Rodzice nad dzieckiem, łzy radości leią.

Basia do innych-łez, nigdy Państwu, powodem nie była, chyba wtedy iak ztąd .wyieźdźała.—

Bardzo się cieszę, że ią zobaczę.

D. *] Kw ietnia w Niedzielę, z W arszaw y.

Sama temu wierzyć nie śm iem , iuż od wczo- ra bawię na owey sławney pensyi u M adam e Slrum le, Xięztwo Wwie tak dobrze wszystko ułatwili,, żem od razu wstęp znalazła, a na sło­

wo Xięźney, JMC. Dobrodziey Sakramentek od­

stąpił. Radość moia niewypowiedziana, bom sobie tego gorąco potaiemnie życzyła. Jadąc do Warszawy, byliśmy w Sulgostow ie; Pani Starościna wesoła, szczęśliw a; iak też była Pań­

stwu rada! powiedziała m i, że kto tego nie do­

znał, wystawić sobie nie m oże, co to iest za szczęście Rodziców w własnym domu przyimo- wać'? wszystkie potrawy, . wszystkie trunki i przysmaki które Państwo lu b ią, wszystkie by­

ły na stole przez te trzy dni; nie zapomniała

o niozem coby im przyiemność zrobić m ogło,

a na wyścigi z Panem Starostą usługiwała im ,

dogadzała. Słyszałam iak JMC. Dobrodzika mó-

(15)

■wiła do niego, że Basia Jeszcze lepsza od tego czasu iak za mąż poszła. „Nie lepsza, odpo­

wiedział, iuź' ią taką z rąk Państwa Dstwa do­

stałem , ale ma teraz większe pole okazania przy­

miotów swoich, a iaką iest przez te parę dni dla Rodziców, taką dla-mnie codzień.” Widać też że ią serdecznie kocha, a ona iak Oyca szanuie go, słucha, poważa. Już się zupełnie rozgospodarowała, i bardzo dobrze umie domem zarządzać, gości przyimować. Panny i dziew­

częta, które zMaleszowey pobrała, mówią, że im wybornie w Sulgostowie. Państwu niechciało się wyieżdiać; ia wyznam szczerze, że mi było bardzo do Warszawy pilno, i bardzo byłam te­

mu rada gdy ich listy do wyiazdu przymusiły.

Miałam się do czego śpieszyć, tu prawdziwie ukształcę się, wydoskonalę, a ia dosyć mam o- chotę zostać niepospolitą białogłową. Chcąc się do tego przysposabiać, wzięłam się szczerze do na­

uki , i zawieszaiąc na czas wszystkie myśli bu- iania, całą przyszłość, chcę zaiąć się iedynie tein co iest, nie tracić na próżno ani chwili. Wczo- ra iako w dzień w który tu oddaną zostałam, JMC. Dobrodzika zawiezła mnie do Kościoła, spowiadałam się i kommunikowałam z iey rozka­

zu na tę intencyą, żeby nauki i światło któ-

(16)

rych mam tu nabrać, na dobre nie na złe mi

■wyszły. Usłuchałam, lubo tego nie poymuię jak­

by inaczey stać' się mogło? Skoro się rozpa­

trzę na tych nowosiedlinach opiszę wszystko—

dotąd iestem odurzona. — Przywykła widzieć zawsze znaiome twarze, wydziwić się nie mo­

gę, iż tu nie znam nikogo.

D . 12. K?v\ęietnia w P ią te k .

Już zupełnie się rozpatrzyłam i nieco oswo­

iłam z nową siedzibą moią. Madame Slrumle bardzo mi się podoba, do rzeczy białogłowa, i dziwnie na mnie łaskawa. Nie tak tu dworno, wspaniale, huczno iak w Małeszowskim zamku, ale uczciwie i dosyć wesoło} mnie sama nowość bawi} naprzykład: niema ani paćholików, ani hayduków, tylko i do stołu i wszędzie same u- słnguią kobiety. — Jest nas Panien kilkanaście, wszystkie z naypierwszych domów i młodziu- teńkie. Bardzo tu często , wspominaią Siostrę Pana Starosty, Pannę Maryannę, dzisieyszą Ka­

sztelanową Połaniecką; była na tey pensyi przez parę lat, i w sercu Madame i towarzyszek swo­

ich słodką i niewytartą pamięć zostawiła. Ma

to bydź dobra, rozsądna, wesoła, ze wszech

miar przyiemna i nieoszacowana osoba; bardzo

dobrze nauki przyięła. Państwo przypatrzywszy

(17)

się tey pensyi, zupełnie zaspokojeni zostali;

iuż w Klasztorze nie może bydź Panna lepiey straeźona. Madame nosi w kieszeni klucz od drzwi wchodowych, nikt bez iey wiedzy, ani wyiść ani wniyść nie m oże; gdyby nie kilku starych Metrów, moźnaby zapomnieć iak męz- czyzni wyglądaią; krewnym żadnym płci męz- kie'y bywać nie wolno. M etr od tańca chciał iuż przy mnie, żeby Panowie Potoccy w Kol- legium Jezuitów będący, mogli tu bywać i z siostrami swemi, razem kontradansów się uczyć, Madame Strumle ani słyszeć' o tern chciała. —

„Ci Panicze nie są braćmi wszystkich Pensy o-f

„narek moich, tylko dwóch, powiedziała, a ża­

rtem przystępu do mego domu pozwolić im nie

„mogę.” 1 — Mam Metra od francuzkiego, i od niemieckiego ięzyka, od tańca, od rysunku, od haftu, i od muzyki; śliczny tu iest klawicym-, bał, nie taki szpinet iak w Maleszowey, ma aż pół szóstey oktawy, a tony 23. razy odmieniać można. Kilka iest Panien, które iuż Polskie­

go tańca wffale nie źle zagrać potrafią, i to nie z palców ale z nót. Metr mi obiecnie, że nay- daley za pół roku, doydę i ia do tey doskona­

łości, miałam też i z domu iakie takie począt­

ki. Rysuię dotąd same wzorki, i dosyć zręcznie

(18)

mi to idzie; ale nim dokończę edukacyi, mu­

szę koniecznie tyle się nauczyć, żeby zrobić farbami suche drzewo, na.gałęzi zawieszony wie­

niec z kwiatków, a w środku cyfra Państwa, i ofiarować im to dzieło w nagrodę poniesionych kosztów, bo zapewne dosyć znaczne będą. Xię- żniczka Sapieźanka tu od roku będąca, robi wła- śnie takąż malaturę dla Rodziców, i mnie aż zazdrość bierze, ile razy spoyrzę na tę iey ro­

botę. Jakby dobrze się wydawała w bawialney sali w naszym zamku, pod tym wielkim mego ukochanego Biskupa obrazem.—JMetr od tańca prócz menuetów i kontradąnsa, uczy nas cho­

dzenia, kłaniania się; ia dotąd na ieden tylko manier się kłaniałam, a to ich iest kilka, ina­

czey K rolow i, inaczey Królewicom i innym Pa.

nom i Paniomp o ukłon Królewicowski nay- pierwey prosiłam i naylepiey go umiem; może też choć raz X, Kurlandzkiemu się ukłonię.—-Nie­

ustannie zaięta, chciwa nauki, czas mi prędko i do­

syć mile schodzi; JMC. Dobrodzika iuź raz mnie odwiedziła; bardzo zakłopotana sprawami; wy­

znam szczerze, źe pierwszych dni, dziwno mi tu było; te.ciągłe przestrzegania , pokuty, ten krzyż żelazny w który mnie ubrano, żebym się pro­

sto trzymała, ta machina, w którey po godzi­

nie

(19)

nie stać potrzeba, żeby się nogi prostowały (choć moie zdaie mi się, że dosyć są proste) wszystko to nie szło mi w smak. Na wesela Basi i po iey odiezdzie, zupełnie na słuszną Pan­

nę wyszłam; oświadczenie Kasztelanica Kocha­

nowskiego, pochwały i szeptania Xięcia Wdy, wszystko gdzieś daleko myśl zawiodły; iuźem sądziła, że iestem czemsiś; aż tu nagle zdzieci- niałam; Madame Strumle nawet z pacierza pro­

śbę o dobrego męża wyrzucić kazała, a na to mieysce naukę dobrą włożyła. I tu prawdzi­

wie o czem innem iak o nauce myśleć nie po­

dobna.

D. 28 K w ietnia w N iedzielę.

Już trzeci tydzień pobytu mego na pensyi się kończy, a ia ani słowa w tym Dzienniku nie napisałam; bo dni zupełnie iednakowe prędko schodzą, ale mało rzeczy do opisu podaią, oto i w tey chwili dumam nad tem c® napiszę?

Państwo nie długo wyiadą. Xięźna Woiewodzina raczyła mnie odwiedzić, i uważała, że się lepiey trzymam; Metrowie że mnie kontenci, Madame bardzo łaskawa, Panny przychylne i grzeczne,' z resztą nic a nic nie wiem. Zdaie mi się nie podobną rzeczą, żebym ia w Warszawie była, bo z publicznych rzeczy, nierównie mniey Wiem,

Tom 1K. N er X X II. r ' ' \

(20)

i znakomitych ludzi nierównie mniey widzę iak w M aleszowey. Królestwa oko moie nie uyrzało.—-’Xięcia Kurlandzkiego wcale niema, i nie tak prędko powróci.

D. g. Czerwca w Niedzielę.

Gdybym zawsze na Pensyi zostać miała, wnet- by ustał móy Dziennik, a szkoda źe niemam co w nim pisać, bo m o ie zupełnie po polsku zapo­

mnę; prócz listów do Państwa, którzy iuź wy­

jechali, gdyż urządzenie tey sukcessyi nie tak prędko się ułatwi; prócz rozmowy z garderobian- ką mo.ią, i tego Dziennika, nigdzie oyczystey m owy nie używ am , wszędzie i zawsze po fran- cuzku. W naukach znaczne postępy czynię, a co mnie mocno cieszy, Xięźna Wwdzina, która mnie przez miesiąc cały nie widziała, zapewnia żem znacznie urosła, i że iuż bardzo dobrze się trzy­

mam ; prawda, żem teraz ze wszystkich Panien tu będących nayw yższa, a moia przepaska łok­

cia nie trzyma. Teraz kiedy tak pięknie i zielo­

no na św iecie, czasem nie wiedzieć zkąd iakaś tęsknota mnie napada, chciałabym bydz ptaszkiem, wylecieć daleko i znowu do moiey klatki powró­

cić ; ale nic z te g o , trzeba siedzieć, a ieszcze na

iakiey ulicy? na Bednarskiey, podobno z całey

Warszawy naybrzydszey. N a przyszły rok da

Bóg doczekać, będzie inaczey.

(21)

D. 26 Lipca w Piątek.

Przy zatrudnieniu, choć bez zabaw i nowin, dnie iak widzę bardzo prędko miiaią, dziś za gło­

wę się wzięłam, kiedy po tak długiem milczeniu chcąc coś napisać w tym Dzienniku, szukałam w Kalendarzu iaki dzień mamy? i dowiedziałam się, źe iuź siedm niedziel iak się go ani tchnę­

łam ; dzisieyszy dzień iednak pamiętnym mi bę­

dzie, dziś, iak źyię na tym świecie, pierwszy list do siebie pisany odebrałam. Nieoszacowana Pa­

ni Starościna zrobiła mi tę przyiemność, i na kopercie napisała móy adres. Już więc na Pocz­

cie wiedzą, że iest w Warszawie Mademoiselle laComtesse Francoise Krasińska-, skakałam z ra­

dości ten list odebrawszy, schowam go wraz z kopertą na wieczną pamiątkę. Fani Starościna zdrowa, szczęśliwa i taka łaskawa, źe z intrat ogrodowych, które iey Pan Starosta do rozrzą­

dzenia oddał, przysłała mi cztery dukaty w zlo­

cie, żebym z niemi zrobiła co mi się spodoba.

Pierwsze to pieniądze których Panią iestem, i te nie mało'mnie ucieszyły. Co też nanich mia­

łam proiektów? zdawało mi się źe całą Warsza­

wę zakupię. Dla siebie nic nie potrzebuię, bo z łaski Państwa mam wszystko, ale ćhciałam ka­

źdey Pannie 2ostawić upominek, i dać kaźdey

1Ó*

(22)

po pierścionku złotym ; Madame mnie zmartwi*

ła mówiąc; iżby ledwie dla czterech wystarczy­

ło ; chciałam potem kupić dla M a damę Strumle salopkę blondynową, alem się dowiedziała że ta­

ka kilkadziesiąt dukatów kosztuie; nareszcie po długich wahaniach tak się namyśliłam: Dukata poślę do Fary do Pana Jezusa na M szą, żeby Państwa interesa dobry obrót wzięły, "i Pani Sta­

rościna zawsze tak szczęśliwą była iak teraz;

dukata zmienię na Tynfy, i rozdam między słu­

żebne tego dom u, a za dwa dukaty w Niedzielę małą ucztę wyprawię; będzie kaw a, którey tu nigdy niepiiam y, będą ciasta, ow oce; iuź M a ­ dame Strumle zezwoliła na ten użytek pieniędzy.

Niech Bóg da zdrowie kochaney Pani Starości­

nie, że mi taką przyjemność sprawiła, bo iak mnie się zdaie, większey nie ma nad częstowa­

nie i obdarzanie drugich; ieśli sobie życzę do­

stać Męża ieszcze bogatszego od siebie, naywię- cey dla tego , żebym pieniądze i podarki suto roz­

dawać mogła. — Moia edukacya znacznym postę- puie krokiem, iuż kilka Kontradansów i Menu­

etów gram z nót, a wkrótce zacznę się uczyć naymodnieyszego teraz Polskiego tańca, nie pięknie bo Stu dyabłów zwanego; naydaley za miesiąc su­

che drzewo z wieńcem będzie w robocie; haftu-

(23)

ię też na kanwie Strzelca z fu zy ą, i z chartem na smyczy’ ; czytam w iele, piszę pod dyktacyą, p r z e p is u j, po francuzku gładzicy mówię niśli po polsku, i

W

tem dowodzę: że niedługo do do­

brego tonu należeć będę mogła.

O

Taniec ani się pytać; nie wiem czy mi M etr nie pochlebia, ale mówi zawsze iż w całey Warszawie niema takiey iak ia tancerki. U Xięztwa bywam cza­

sem , ale rano kiedy nikogo niema, zawsze tam W'iele miłych nasłucham się rzeczy, osobliwie od Xięcia, który iuźby miał ochotę żeby mnie odebrano zP en sy i, ale Xięźna i Państwo zimy cłicą czekać. Dopiero koniec L ip ca, — to bardzo daleko. Czy też ta zima przy idzie kiedy?

I). 26. G rudn ia, w e Czwartek.

Przyszła nie tylko zima, ale i chwila opusz­

czenia Pensyi, przyszedł ten moment pożądany w którym inne zupełnie rozpocznę życie. Dzien­

nik móy nawet zrobi się obfitszym , zabawniey- szym , i także na to niezmiernie się cieszę.' Nie wrócę do Maleszowskiego Zamku aż Bóg wie kiedy; Xięztwo tak łaskawi, iż żądali koniecz­

nie i otrzymali od Państwa pozwolenie zatrzy­

mania mnie przez tę zimę u siebie, i wprowa­

dzenia w wielki świat. Poiutrze iuź kończę

pensyą, i osiądę na dobre u Xięztwa. Zal mi

(24)

trochę porzucać Madame Strumle i Panny z któ- remi się zaprzyiaźniłam, ale wyznam szczerze że radość wydobycia się z tey klatki, poznania tęgo świata o którym iuż tak dawno słyszę i my­

ślę, zupełnie żal przemaga. W net zobaczę Kró­

la, Królewiców, będę u dw oru; Xięcia Kurlandz- kiego codzień się spodziewają, i iego poznam;

ach! iakże od tych dni kilku, co wiom źe iuź rzucę Pensyą, czas pomału idzie.

D . 28. G rudnia w Sobotę.

Dzisieyszy dzień na zawsze dla mnie pa­

miętny; z rana przyiecbała sama Xięźna Wo­

jewodzina i wzięła'mnie; przy niey żegnałam się z Pannami, z Madame Strumle, i pomimo tego, żem tey chwili od tak dawna żądała, od łez wstrzymać się nie mogłam. Po drodze wstą­

piliśmy do Kościoła, ’ale nie byłam zdolną* mo­

dlić się dobrze, bo myśli .dziwnie były rozbu­

jane. Juźem usadowiona; Xięztwo mieszkaią w swoim Pałacu na Krakowskiem Przedmieściu (*) prawie naprzeciwko pałacu X. Woiewody Ru­

skiego, nie zbyt wielki ale wcale piękny; z dru- giey strony ma widok na Wisłę i maleńki o- gród; ia mieszkam władnym pokoiu, który wie­

cie osobliwie dziwnie musi bydź przyiemny, bo

(*) D zisie yszy pałac T a rn o w s k ic h .

(25)

z gankiem i z wyiściem do ogródka; z iedney strony mam komunikacyą z Xięźną, z drugiey z służebną moią; iuż był Krawiec, brał mi mia­

rę i dziwił się nad szczupłością i giętkością stanu mego; zrobi mi sukien par kilka, nie wiem iakie będą, bo Xiężna sama wszystko dy- sponuie, a takie uszanowanie ( boday czy nie strach ) we mnie wzbudza, źe i spytać iey się o nic nie śmiem. Xiąźe choć męzczyzna, dale­

ko mi mniey imponuie, bo też bardzo łagodne­

go charakteru, i wielce przyiemny, żal mi źe go teraz w Warszawie niema; poiechał do Bia­

łego Stoku, naprzeciw Xięcia Kurlandzkiego; w tych dniach oba wrócić maią; w wysokich iest łaskach u Królewica. Jutro mamy iechać na wizyty, Xięźna mnie obwiezie po znacznieyszych domach, gdyż tak się zawsze czyni, kiedy kto chce bydź znanym, i na kompanie proszonym.

Trochę się lękam tych wizyt, a oraz i cieszę się na nie; będą mi się przypatrywać, ale i ia też wiele rzeczy i osób zobaczę; początek ka- żdey rzeczy iest przykry.

D. 29. Grudnia w N iedzielę*

Trzy dobre nowiny mam do zapisania; Kró- lewic Karol wczora o godzinie pierwszey z po­

łudnia przyiechał; >z nim Xiąże Woiewoda, któ.

(26)

ry mnie iak rodzoną córkę w domu swoim wi­

ta ł, i iuź po wizytach; oddaliśmy ich kilkana­

ście; niewiem czy potrafię wszystkie domy wy­

liczyć, zwłaszcza źe były takie, gdzie nas nie przyięto; iak to n Posła Francuzkiego i Hisz­

pańskiego, którzy tu są z żonami, u Prymasa, i u wielu innych; tam Xięźna zostawiać kazała karteczki ze swoim tytułem i nazwiskiem. Na­

przód byliśmy u Pani Humieckiey Mieczniko- wey Koronney iako u Wuienki moiey, potem u Xięźney Strażnikowey Lubomirskiey, brato- wey Xięztwa; ta iako młoda, przystoyna,- i Xię- żniczka Czartoryska z domu, rey między mło- demi Paniami wodzi, i niezmiernie francuzczy- znę lubi. Bardzo mi. się przydaie moia umie- iętnośc w francuzkiey mowie, którey iuż do­

bre początki wywiezłam z Maleszowey, a doskonaliłam na pensyi. Tu im dom znakomi­

tszy, im gospodyni młodsza, tern więcey po

francuzku mówią, a iak męzczyzni poważni

łaciną strzępią mowę swoię, tak młodzież fran-

cuzczyzną. Wolę ten zwyczay, bo rozumiem

co mówią. — Byliśmy u Hetmanowey Brani-

ckiey’; iey mąż Hetman W. Koronny, iest ie-

dnym z naybogatszych Panów w Polsce, ale

dwór źle go widzi. Byliśmy i u Xięźny Wo-

(27)

iewoćłziny Ruskióy',' u tey rózmowa była co do słowa po polsku; bo też to iuż stateczna Pani, podobała mi się niezmiernie. Poznałam u niey iedynaka iey Syna, dziwnie przystoynego i grze, cznego kawalera, wiele mi pięknych rzeczy po­

wiedział, i podobnom na te y ' wizycie naylepiey się zabawiła. Ale źle mówię, zabawiłam się ró­

wnie dobrze u Kasztelanowey Krakowskiey, Po- niatowskiey. To białogłowa niepospolita, wie­

le i z zapałem mówiąca;' zastaliśmy ią w wiel- kiey radości, gdyż w grónie familii witała uko­

chanego Syna, który nie zbyt dawno z Peters, burga powrócił, owego Syna o którym to mówią cichaczem źe Królem może będzie. Przypatrywa­

łam mu się pilnie; nie mogę powiedzieć żeby mi się podobał, ale przyznać muSzę źe i piękny i grzeczny. Niewiem czy to tak z natury, czyli też udanie, ale zdawało mi się iakby iuź cóś Kró­

lewskiego miał, czy chciał mieć w sobie; wspa­

niała i układna nad wiek postawa, chód i ukłon inny iak u wszystkich... Zabawiłam się także wybornie u Woiewodziny Podolskiey Rze- wuskiey, bośmy zastali i męża iey Hetmana Polnego (*). O przygodach dziecinnych lat ie-

(*) Obacz Nro 3. Rozrywek W ychowanie Wacława Rzewu­

skiego i t. d.

(28)

go, iak 'w dobrach Oyca między wieyskiemi dziećmi ukryty, boso chodził; o męztwie, za- hartowaniu, tyle słyszałam od JMC. Dobrodzie­

ja, iż dziwnie mi było miło go widzieć. Ma lat przeszło 50. zdrów i silny; obyczaiem da­

wnych Polaków brodę nosi, co mu powagi do- daie; ma bydz i niepospolicie uczony; Xiąże Woiewoda mi powiadał, że wcale piękne traie- dye pisze. Byliśmy i u Pani Briihlowey, żo­

ny ulubionego Ministra Króla JMCi; chociaż iego nikt nie szacuie, u niey wszyscy bywaią i z powinności i chętnie, bo bardzo grzeczna o- soba. Byliśmy także u Pani Sołtykowey Ka- sztelanowey Sandomirskiey. Już wdowa, ale i6- szcze młoda i przystoyna; prezentowała nam swego syna Stasia; Stryy iego Biskup Kraków, ski chce koniecznie wziąść go do siebie na edu- kacyą, a Matce żal niezmierny z nim się rozłą­

czyć. Chłopczyna mieć może lat dziewięć, a iuź grzeczny i rozmowny.; ieszcze nie siedzia- ły poważne Panie kiedy on iuź dla mnie krze­

sło przysunął; powiedział mi gładki komple­

ment, i Pani Kasztelanowa mówiła; że niezmier­

nie piękne twarze i czarne oczy lubi. Byliśmy

i u Podskarbim Wielkiey Koronney Moszyń-

skiey, także wdowy, ona nayczęściey w Dreźnie

(29)

gości; łaskaw ie, czule nawet mnie przyięła; Ja­

kiś nadzwyczayny affekt ciągnie mnie do niey;

zdaie mi się iakbym ią oddawna iuż znała, ł o ­ na uspokoić się nad moią urodą nie mogła; iuż to prawdę powiedziawszy wszędzie o niey mó­

wiono, lubo nie wszędzie głośno; alem ia się zawsze tego domyślała; wyznać też trzeba, źe nigdy w życiu, nawet na weselu Basi nie byłam tak pięknie ubrana, nie było mi tak do twa­

rzy. Miałam suknią grodeturową białą z sze- rokiemi gazowemi falbanami, niebieską turkiezę z ogonem, a na głowie perły. Zupełnie była­

bym kontenta z tych wizyt, gdybym była gdzie Xięcia Kurlandzkiego spotkała; a z tą nadzie­

lą wyieżdzałam, ale omyloną została. Po dłu­

giem niewidzeniu się z Oycem, z Królem JM Cią cieszy się teraz, i nie wyieżdza z Królewskiego pałacu. Łatw o to poiąć, i mnie iuź nieraz (o- sobliwie na Pensyi) bardzo było do Państwa tęskno. Ale wkrótce karnawał się zacznie, ba­

lów, asamblów będzie bez końca, Królewic Ka­

rol na wszystkich prawie byw a, gdyż iak Xią- źe Woiewoda mówi, bardzo bawić się lu b i; po­

znam go więc bez wątpienia.

D . x. S ty czn ia 1760. w e Środę.

Otóż spełnione życzenia m oie, i iak! Nie

(30)

nie tylko mówiłam z nim ale i . . . Lecz nie będzieź to zbyteczna śmiałość napisać, to, do-

■czegobym'się może nikomu nie przyznała, cze­

mu zaledwie śmiem wierzyć, có mi się może iako niedoświadćzoney dziewczynie przyśniło?..

Oy! nie przyśniło się! co nie to nie! Ja zawsze wiem dobrze kiedy się komu podobam; ieśzczem się nigdy w“Jtey mierze nie omyliła; miałżeby to bydź raz pierwszy? i proszę, cóźby w tem było tak dziwnego, źe kiedy mnie Pan Bóg piękną stworzył, i wszyscy mnie za taką uzna-’

i ą , Królewic patrzył na mnie lakierni oczyma iak wszyscy! Jak wszyscy?.. Oy; podobno w o- czach iego cóś więcey iak we wszystkich było.

Może też to oczy takie; pierwszyć on Króle­

wic któregom w życiu widziała i słyszała; na tym balu maskowym nie było innego; zapewne każdy z nich taki uprzeymy i grzeczny... Ta- każby wielka między niemi i innemi ludźmi miała bydz' różnica?... Ale rzecz każdą zawsze porządnie opisywać należy, trzeba więc wszy­

stko powiedzieć koleią. Wczora rano, Xięźna kazała mnie zawołać dó śiebie i tak mi powie- działa. „Dziś, iako w ostatni dzień roku, bywa

„zwyczaynie reduta czyli bal maskowy, wszy-

(31)

„scy Panowie, Król nawet i Królewice bywa-

„ią na nim, i-WCPanna .będziesz z nami ubra-

»na za Dziewicę słońca.” Ucieszyłam się nie­

słychanie, i pocałowałam Xięźnę w rękę. Nie­

długo po obiedzie zabrano się do ubioru mego;

zupełnie on był od zwyczayn.ego odmienny, bo bez pudru, bez ro g ó w k i.... Xięźna mi powie­

działa bardzo poważnie: że lubo stróy móy wcale nie iest przyzwoity, i zgubioną byłaby białogłowa któraby w inney okoliczności po­

dobnież się ubrała, ona się spodziewa, że ia nay- mnieyszey nieprzyzwoitości nie popełnię, i u- kładnością twarzy i postawy, nagrodzę co stro- iowi na powadze zbywa. Usłuchałam iey wier­

nie; chociaż wesołą i żywą iestem, umiem przy­

brać wspaniałą minę; i tak mi się to udało te­

go wieczora, że wiele osób słyszałam pytaią- cych się: „Cóż to za przebrana Królow a?” Nie przyszło mi to dotąd do głowy a teraz mnie ta myśl zm artw iła... nie sposób, tak codzień chodzić; a może w tym ubiorze ładnieyszą by­

łam iak co dzień ?... Ładnieyszą iak ładnieyszą,

ale zupełnie inną. Włosy z pudru wyczęsane,

iak kruk czarne, spadały wiiąc się na czoło, szy-

ię i ramiona; suknia gazowa biała bez ogona,

w stanie bogatą przepaską ciśniona; na pier-

(32)

siach słońce złote, a na głowie wielki welum przezroczysty i biały, który owiiał mnie całą iakby obłokiem. Niepoznałam się, gdy po skoń­

czonym ubiorze pozwolono mi się przeyrzeć W zwierciedle; moźeby mnie dziś nie pozna­

n o ? .. Gdyśmy weszli do sali, iuź była prawie pełna; odurzałam na to mnóstwo osób pięknie i rozmaicie ubranych, w maskach, bez masek, w stroiach, zwyczaynych i nadzwyczaynych, nie- wiedziałam gdzie wzrok obrocie, komu się przy­

patrywać naypierwey? W tern szmer się zrobił, Kurlandzlii! powiedziało głosów kilka , i w gronie dorodney i bogato przystroioney młodzieży uyrzałam go. Lubo w mało co od­

miennym od otaczających go ubiorze, od razu go poznałam, bo wzrostem, kształtną i okaza­

łą postacią, łagodnością dużych oczów niebie­

skich, słodyczą uśmiechu, różnił się od wszy­

stkich. Futym na niego patrzyła, póki on mnie nie zobaczył, ale skoro się oczy nasze raz spo­

tkały, ‘iuż przypatrywać mu się nie mogłam, bom zawsze iego weyrzenie spotykała; widzia­

łam iak się o mnie pytał, i kogóż? Xięcia Wo- iewody; widziałam wyraz radości na twarzy ie­

go, gdy się dowiedział kto iestem, i ieszcze ten

wyraz nie znikł, kiedy przystąpił do Xięźney,

(33)

przywitał ią uprzeymemi słowy i głosem nad wyraz miłym. Zaraz po pierwszych Komplemen­

tach , wzięła mnie Xiężna za rękę i prezentowa­

ła iako siostrzenicę swoię; ani wiem iak się ukło­

niłam, podobno nie tak iak mnie M etr uczył, bom bardzo była zmięszana, niewiem także co Królewic do mnie mówił, tylko źe otworzył bal z Xięźną, a drugiego Polskiego tańca iuź ze mną tańcował; i czego bym się nigdy nie by­

ła spodziała, on mówił do mnie, a ia mu dosyć Śmiało i gładko odpowiadałam. Pytał się o Państwo, o Panią Starościnę, o iey wesele? dzi­

wno mi było skąd to wszystko mógł wiedzieć, aźem sobie przypomniała źe Kasztelanie Kocha­

nowski zausznikiem iest iego. Taki poczciwy, że nie tylko strawił gęś z czarnym sosem, ale jeszcze iak naylepiey Królewica o wszystkich nas uprzedził, mnie bardzo zachwalił, lecz iak mówił Królewic, ani przez połowę iak należa­

ło. O! iak też wiele podobnych powiedział mi rzeczy, i w czasie tego tańca i innych, bo pra­

wie z nikim tylko ze mną i menuety i kontra- danse tańcował, a usta mu się nie zamknęły.—

Kiedy o północy uderzono z Armat na znak, źe Rok nowy starego pokonał, powiedział mis

»O! na zawsze tę noc pamiętać będę, nie tylko

(34)

Nowy Rok, ale nowe życie rozpoczęła dla mnie,”

a iak wiele do ubioru mego zręcznych przy­

stosowań; ani podobna wyrazić tego po polsku, bo on ciągle po francuzku mówił: nie to zło­

to na piersiach, ale-oczy m o ieb y ły słońcem;

ich spoyrzenie ogień wieczny w sercach wznie­

ca, i tysiąc podobnych rzeczy; pięknieyszych komplenięntów ani w romansach Pani Scuderi, ani ‘w Pani de la Fayette nie czytałam. Mia- łażby to wszystko bydż dworszczyzna? uda­

nie? tńiałźeby te przyiemne słówka móy ubiór iedynie sprowadzić? Bieda mi wielka, że nie- mam się kogo o to zapytać; Państwo w Male- szowey; Xiężney, się boię; Xięciu iako mezczy- znie takich rzeczy mówić nie śmiem; sama so­

bie zostawiona, tydzień temu ieszcze na pen- syi, wśród nauk, metrów, dziś iuź graiąca ja­

kąś rolę na świecie, zupełniem omamiona. Za dziesięć dni naydaley Basia ma tu ziechać; ona rozsądna, ona mnie peyyno oświeci; cieszę się niezmiernie na iey przyiazd; iuź trzy kwarta­

ły iakem nie widziała tey ukochaney Siostry, wiem tylko, że coraz szczęśliwsza, coraz wię- cey od Męża kochana... Móy Boże! czy ia też ieszcze kiedy Królewica obaczę ? czy on mnie też pozna w zwyczaynym stroili moim?

( D a l s z y C ią g n a s tą p ij

(35)

II.

P O W I E Ś C I .

GARBATY.

Hrabia S. po kilkoletniem mieszkania w War­

szawie, przeciąg czasu który niemal cały w rę­

ku Lekarzy był strawił, z ich rozkazu wyieźdzał wraz z żoną z końcem wiosny w Poznańskie do dóbr swoich. Oddawna skryta i niebezpieczna słabość niszczyła go nieznacznie, ale on przed rodziną swoią taił smutny stan zdrowia, i karmił ią nadzieią którą sam iuż utracił. Dwoie więc dzieci iego, Antoś i Julisia, ani się domyślaiąc ia- kie nad niemi wisiało nieszczęście, zradbscią wie­

kowi ich właściwą, patrzyli na przygotowania podróży, która iuż ich Oyca ostatnią podróżą bydź miała. Niecierpliwie wyglądali końca pa­

kowania, iuż bowiem, ich graciki dawno ułożo­

ne były, i niewymowną mieli ochotę ruszenia w drogę. Doczekali się nareszcie upragnioney chwili wyiazdu, i śpiewaiąc wskoczyli do obszer­

nego powozu, nim ieszcze Oyciec i Matka zeyśc ze schodów i pożegnać się z licznemi przyiacioł- mi zdążyli. Sama podróż nie mniey dla nich przy-

Tom l i 7. N e r XXU.

16

(36)

śemności miała. Co się cierpiącemu Oycu i tro- skliwey Matce niedogodnem zdawało, im by- naymniey nie szkodziło. Owe obiady i wieczerze naprędce, zimne pieczyste, mleko, iaia, zwy- czayne podróźuiących w naszym kraiu iadło, sma­

kowały im lepiey od naywykwintnieyszych po­

traw ; a trafiwszy na iednym noclegu na chłop­

skie wesele, serdecznie się z tancerzy naśmieli, i spali wybornie pomimo rzempolenia grayków i krzyku biesiaduiących. W kilka dni stanęli na mieyscu. Wieś Hrąbiego S. w ślicznem była po­

łożeniu: po iedney stronie domu płynęła rzeka Warta, po drugióy piękny był ogród ; w nim prze­

pyszne drzewa, bardzo wiele owoców i kwiatów.

Nie mogły się dzieci dosyć wsią nacieszyć; wi­

sien, porzyczek, truskawek mnóstwo było wo- grodzie, ile więc czasu od nauki i roboty zeszło, trawiły go na przechadzce i bieganiu; a umysły ich tem były weselsze, źe w zdrowiu Oyca, iak zwykle bywa u podobnie chorych, odmiana mieysca i powietrza widoczne sprawiała polepsze­

nie, acz to niedługo trwać miało.

Jednego poranku właśnie kiedy skończywszy

lekcye, grały sobie na dziedzińcu w piłkę, zaie-

chała przed dom porządna bryczka, i wysiadł

z niey męzczyzna pięćdziesiąt letni i niezmier-

(37)

nie od natury upośledzony. M iał garb z tyłu i z przodu, głowę ogrom ną, ręce długie i cienkie, a nogi krótkie i krzywe. Ten nieszczęśliwy, któ­

ry we wszystkich sercach litość obudzać był po­

winien, przeciwny na Julisi i Antosiu sprawił skutek. Przypatruiąc mu się od stóp, do głowy, zaczęli oboie śmiać się tak głośno., że obeyrzał się przykrym wzrokiem; nie wymówiwszy iednak ani słow a, wszedł do domu. Wtenczas następu- iąca rozmowa zawiązała się między dziećmi.

A n to ś .

A to pewno iakiś potomek Ezopa!

J u l i s i a.

Niezawodnie; ale on ma iednak z tym gar­

bem pewną wygodę, wnaywiększy mróz nie mu­

si mu bydź zim no, tak zawsze dobrze okryty.

A n to ś .

Zupełnie taki schylony, iak gdyby świat ca­

ły dźwigał na swoich barkach.

J u l i sia .

Z bardzo daleka musiał przyiechać, kiedy tak obładowany.

Zdobywszy się na te niby dowcipne żarciki, pobiegli oboie za gościem do bawialnego poko- iu ; zastali go sam ego; Hrabina się ubiórała, Hra­

bia, któremu świeże powietrze iedyną ulgę w cier-

»6 *

(38)

pieniach przynosiło, nie wrócił był leszcze z co- dzienney przechadzki; usiedli więc sobie w ką­

ciku pod oknem, a zamiast zastąpić rodziców, i iako prawdziwe polskie dzieci, bawić ile mo­

żności gościa, grzeczność mu okazać, szeptali sobie , o nim do ucha, i śmieli się serdecznie.

Garbaty domyślił się łatwo źe z niego wzorki wybierali; ale zamiast gniewu i łaiania, zbliżył się do nich i rzeki ze słodyczą: „Paniczu i Pa­

n ie n k o ! pozwolicie żebym wam maleńką Przy­

pow ieść powiedział?” — „Bardzo dobrze!” od­

powiedziały cichym głosem zdziwione dzieci. O- dezwał się więc w tych słowach; „Jeden ezło-

„wiek posadził w swoim ogrodzie cztery-płon-

„ k i; trzy wyrosły prosto, a czwarta zupełnie

„krzywo, sąsiedzi mu,.mówili: wytniy to drzew-

„ko, na cóż się zda, kiedy takie krzywe. On

„przecież nie chciał go wyciąć, i czekał cier­

p liw ie co daley z niego będzie? Nakoniec ie-

„dnego roku wszystkie cztery drzewka rodzić

„zaczęły. Z pięknych drzew wiśnie tak były

„cierpkie, źeie wyrzucić' kazał, a krzywe drze-

„wo tak słodkie, soczyste i wybornego smaku

„wydało owoce, iż tych samych sąsiadów czę­

sto w a ł niemi, i przekonał ich, źe nigdy z po-

„ wierzchowności sądzić nie trzeba. Bo często

(39)

„niepozorne drzewo dobry owoc wyda, równie

„iak niekształtny człowiek, piękną duszę mieć może.”

Dzieci zawstydzone spuściły naprzód oczy, a potem iakby ukradkiem spoyrzały na' siebie, gdyż 'się domyśliły do czego ta Przypowieść zmierzała? W tey chwili nadszedł Hrabia; sko- ro spostrzegł Garbatego, pomimo osłabienia, po­

biegł ku niemu z wyrazem radości dawno na twarzy i ego nie widzianey: „Witam cię! kocha­

ny przyiacielu! zawołał ściskaiąc go serdecznie, iakiź to gość miły i niespodziewany! Wieki cię nie widziałem, myślałem, że iuż może nigdy nie zobaczę, a nigdyś bardziey żądanym nie b y ł... Jakże mi się miewasz?” dodał z troskli­

wością ; spodziewam się żeś zdrowszy, ode- mnie?— Jam zawsze zdrów, odpowiedział Garba­

ty z westchnieniem, którego przytłumić nie mógł spoglądaiąc na zmienioną postać Hrabie­

go; sita złego dwa na iednego, przy takiem

kalectwie dał przynaymniey Bóg zdrowie. — ~

Co tam zawsze o tern kalectwie wspominasz ?

iakźe iestm ałem złem w porównaniu ciągłey

słabości nieszczęściem!... ale póydż do mego

pokoiu, nim się moia żona ubierze, nim obiad

dadzą, napiiesz się dobrey- wódeczki, i otworzę

(40)

cl to serce, które oddawna takiego iak ty przy- iaciela żąda!...” To powiedziawszy, spostrzegł dopiero że Antoś i Julisia byli w pokoiu, tak się dobrze w swóy kącik wcisnęli: „A! iuź zro­

biłeś zapewne znaiomość z memi dziećmi? do­

dał. Prawda! iak wyrosły przez te lat kilka?

Julisię w kolebce widziałeś? Uściskaycieź go serdecznie, to Dobrucki; ten naylepszy, nayda- wnieyszy Oyca waszego przyjaciel.” Na te sło­

wa dzieci osłupiałe ruszyć się z mieysca swego nie śmiały, ale Dobrucki zbliżył się do nich, pogłaskał i pocałował uprzeymie. Spostrzegł Oyciec pomięszanie syna i córki, obaczył łzy w ich oczach, zgadł od razu przyczynę, i wycho­

dząc, spoyrzał na nich surowo. Strach łzy inż płynąć mające osuszył, ale serce im się ścisnę­

ło, i Antoś po chwili milczenia powiedzał: „Oy!

Julisiu! źle, bardzo źle. Tata pomiarkował że- śmy się naśmiewali z tego garbatego Fana, i roz­

gniewał się na nas bardzo. Ale bo któż też mógł Zgadnąć że to iest ów Dobrucki, o któ­

rym on tak często z Mamą wspomina, kiedy nigdy ani słoweczka o tym strasznym garbie nie mówili ?

J u l i s i a .

A co myślisz o iego Przypowieści?

(41)

A n to ś.

Wyraźnie dał nam uczuć, źe choć on krzy- wy, a my prości, on daleko lepszy od nas.

J u 1 i s i a.

Oy! prawda! Z iaką łagodnością nas uśpił skał przy Tacie, iakby nigdy nic; o włos coin się strasznie nie rozpłakała.

A n to ś .

Moia Julisiu, nie śmieymyź się z niego przy obiedzie; Tata by się gorzey ieszcze rozgnie­

wał.

J u l i s i a .

Nie patrzmy się na siebie, myślmy o iegó dobroci, a pewno wstrzymamy się od śmiechu.

W rzeczy samey, podczas całego obiadu dzie­

ci nic zdrożnego nief zrobiły; i lubo czasem spoyrzawszy na Dobruckiego, którego głowa równo była ze stołem, i zdawała się leżeć na talerzu, miały nieiaką ochotę do śmiechu, wstrzy­

mały się, i nawet bardzo były grzeczne i uprzey- ine dla przybyłego gościa. Wieczorem po dłu- giey z Hrabią rozmowie, z którey oba wyszli rozczuleni, Dobrucki wyiechał. Przyiaciel ie«

go lubo bladszey ieszcze niśli zwykle tw arzy,

zdawał się zdrowszy i swobodnieyszy. Zjadł

wieczerzę smaczno, oddychał wolniey i długo

(42)

przy stole siedział. Zona i dzieci ożywieni tem polepszeniem zdrowia iego, rozmawiali wesoło, aż nareszcie przyszło Hrabiemu zapytać się An­

tosia i Julisi o przyczynę rannego ich pomięsza- nia. Przyznały się z pokorą do winy. Rodzi­

ce widząc ich żal i wstyd, iuź bardzo laiać nie mieli serca, iednak Matka tak im powiedziała:

„Już dawno, moie dzieci, widzę w was brzyd-

„kę skłonność do wyśmiewania się, i dawno was

„przestrzegam; wiem, że ten wasz zwyczay nie

„iest skutkiem złego serca, tylko zbytniey we

„sołości i nieuwagi. Bądźcie wesołe, dzieci mo­

nie, ale nigdy kosztem drugich; bo łatwo po-

„sądzą -was o złość, która nie postała w duszach

„waszych! — „Ale bo, kochana Mamo, rzekła

„Julisia, ia doprawdy nie poymuię^ iak można

„wstrzymać się od śmiechu, zobaczywszy pier-

„wszy raz straszydło? A Pan Dobrucki bardzo

„dobry ale straszny.” — „Gdyby on sobie umy­

ślnie takie garby porobił, odpowiedziała Matka, iak owe karykatury, któreście na Warszawskim Teatrze widywały, toby się z niego śmiać, mo­

żna; ale coź on temu winien, że się takim uro­

dził? kiedy widzę iak gnie się pod-ciężarem swego garbu, i ledwie oddychać może, wzbu­

dza we mnie nayczulsze politowanie- a kiedy

(43)

■wiem że lubo kości iego wyszły z mieysc swo­

ich, serce iego dobrze położone, i że pod tak niekształtną powierzchownością piękną ukrywa duszę, szacunek przewyższa litość, i nie poy- muię iakby się z niego naśmiewać, można?’ —

„Prawda! przerwał tu żonie Hrabia, Dobrucki potwierdza to przysłowie: N ie sąclŁ z pozo­

rowi On iest dowodem oczywistym troskliwey Opatrzności, która zawsze, co iedną ręką uymie, drugą sowicie nagrodzi. Brzydki prawda, ale naylepszy, naypoczciwszy w świecie człowiek.

Znam go od dzieciństwa, razem byliśmy w szko­

łach. Z ubogich Rodziców urodzony, uczciwą pracą zebrał sobie dość znaczny maiątek, po­

mimo szpetności swoiey, od wszystkich iest ko­

chany i szacowany. Choćby był naykszlałtniey- szym, nie mógłbym kochać go lepiey; kiedy z nim rozmawiam, ani pomyślę, że on garbaty.

I wy, dzieci móie,' przyzwyczaicie się wnet do niego; ani się domyślacie, iak wam kiedyś dro­

gim i potrzebnym bydz' m oże... Oznaymił mi, że chce resztę swego wieku niedaleko nas stra­

wić. Targuie piękną wieś w tych okolicach;

ieśli ią kupi, będziecie go widywać często, a ręczę, że wkrótce żadne z was nie dozna ocho­

ty śmiania się z niego!” — 0 nie tylko z Pana

(44)

D obruckiego, ale z nikogo nie będziemy się śmieli, zawołały dzieci, bo zapewne każdy czło­

wiek szpetny, każdy kaleka, prędzey politowa­

nia iak śmiechu iest godzien!”. Uściskali Rodzi­

ce Antosia i Julisię za tę obietnicę z serca u- czynioną, a widząc żal ich szczery, przebaczy­

li popełnioną winę. Właśnie było to niedłu­

go po Świętym Janie, epoka zawierania wsze­

lakich układów dzierżawy, pożyczek, przedaźy;

doszły więc w tym czasie do skutku D obru­

ckiego zamysły; tern łatw iey, że widząc sm u­

tny stan zdrowia przyiaciela, i iaką ulgą mu była możność rozmawiania z nim otwarcie; do­

płacił, żeby bydź blisko niego, i kupił ową piękną wieś w sąsiedztwie. Dzieci widniąc go często, przyglądaiąc się iego dobroci, zaczęły wnet oswaiać się z iego garbem , a nawet ko­

chać go serdećznie. Hrabia zaś nieznacznie a- le oodzień siły tracący, potaiempe i częste mie­

wał z nim rozmowy, z kaźdey wychodził nie­

co spokoynieyszy. Ale nareszcie słabość dłu­

go się wlekąca, szybkim krokim postępować za­

częła, zwalczyła opieraiącą się od lat kilku Na­

turę, i po ośmiu • dniowem gwałtownem cierpie­

niu, wydarty został żonie, dzieciom i przyiacie-

lowi. — Darmoby się silić na opis ich boleści,

(45)

tem mocnieyszą była, źe dla troyga pierwszych wcale niespodziana. A ch ! ileż ich kosztowało poddanie się woli Boga w tak okropnym losie, ileż dni żałobnych spłynęło, nim się z nią zga­

dzać zaczęli! iakźe to wiele Dobrucki pracować musiał, używać nawet prawa Opiekuna, którera go Hrabia przy zgonie swoim obdarzył, nim rozpacz nieszczęsney wdowy w spokoyny smu;

tek zamienił. Niedługo ieszcze do tak wielkie­

go strapienia nowy dołączył się k łopo t; Hra­

bia miał znaczne długi, wierzyciele dowiedzia­

wszy się iż umarł, i żonie na całym swym ma­

jątku dożywocie zapisał, zapozwali ią o odda­

nie należytości. Nigdzie tak znacznego kredy­

tu znaleść nie mogła, bliskich krewnych nie mia­

ła, Dobrucki na kupno wsi cały swóy kapitał w yłożył; idąc za radą iego, pożyczki od R zą­

du zaciągać nie chciała, zatradowali iey więc wszystkie dobra, i wraz z dziatwą prawie bez żadnego sposobu do życia zostawszy, wynieść się nawet musiała z piękney wioski swoiey. — W tym razie iak we wszystkich, poczciwy D o­

brucki prawdziwym iey się okazał przyiacie- lem i opiekunem; postępowaniem swoiem spra­

wdził w oczach Antosia i Julisi te słowa Mędr­

ca: „ N ie g a r d ź człowiekiem d la postaci ie g o ;

(46)

mała iest pszczoła miedzy lataiącemi, a owoc iey pracy nad inne słodyczą celuie." — Nie do- syć że staraniem swoiem oszczędzał ile mógł Hrabinie ■wszelkich nieprzyiemności iey po­

łożenia, ale ieszcze tak umiał rzecz tę ca.

łą wystawić, źe ubarwił przed wdową przy, iaciela stan iey krytyczny, a ofiaruiąc iey i dzieciom dom własny na mieszkanie, pobyt ich u siebie iako łaskę iemu wyświadczoną uważać kazał. Antoś i Juljsia źyiąc z nim pod iednym dachem, doznaiąc codzień rzadkiey serca iego dobroci, lubo nie wiedzieli części iedney tego co dla nich czynił, pokochali go iak drugiego Oyca, i równie iak wszyscy którzy go bliźey znali, zapominali zupełnie o szpętności iego.—

Pamięć uchybienia, którego się niegdyś dopu­

ściły względem tak zacnego człowieka, niezmier­

nie im była bolesną; tem bardziey, źe nie zda-

* rzyła się ieszcze pora przeproszenia go wyra, źnie za tę winę. Nareszcie iednego razu, wśród poufałey roztnowy, kiedy Dobrucki cieszył Hra­

binę nadzieią rychłego interesów polepszenia,

dzieci niewiedzieć skąd przypominać zaczęły

szczegóły pierwszego z nim poznania , i Antoś

rzekł z uczuciem: „Ach! kochany Panie Dobru-

(47)

cli, iakże często żałuię żem poważył się wten­

czas szydzić z ciebie. Nigdy sobie tego nie da- ru ię , i nigdy z nikogo naśmiewać się nie bę­

dę, bo widzę, iak ta pustota gorzką stać się mo­

że. Całe życie poświęcę na wynagrodzenie Ci tego uchybienia.” Potwierdziła te słowa Julisia, i oboie plącząc, rzucili się na szyię Dobruckie- go. Przyiął mile ten ich żal i to wyznanie, uściskał ich na wzaiem, i powiedział: „Nay- mnieyszego gniewu nie miałem do was i hiemam;

Przyzwyczaiony iestem do podobnych zdarzeń.

Nie tylko mali ale i dorośli szydzą często z mo- iey postaci. Nie mogę tego zataić, w pierwszym momencie zawsze przykrego doznam uczucia;

ale po chwili zastanowienia, nie siebie lecz ich źałbię, że na tak błahe uważaią rzeczy ...” —

„A kiedy Ci się zdarzy pora, przerwała mu Hrabina, zawstydzasz ich, Przyiacielu, dowodząc im, iak piękną duszę pod tą powłoką ukry­

w asz!— To mówiąc ścisnęła go za rękę, i słod­

kie łzy wdzięczności napełniły iey oczy.

Wkrótce po tey rozmowie, za staraniem i ta- iemnym Dobruckiego nakładem, Antoś do szkół oddanym został; wychowaniem Julisi Hrabina zupełnie się zaięła. To ciągłe i użyteczne zatru­

dnienie, złączone z chęcią uprzyjemnienia życia

Cytaty

Powiązane dokumenty

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do

Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią.. Dziś rano wszyscy

Kiedy przychodzi obierać Króla, urzędnika, przełożonego, szukamy dobrego, poczciwego, sprawiedliwego, a czegóż też w sobie tego nie szukasz, coć się w innych

Ale inaczey się stało, Xiąźe Biskup ze swoią skromnością wiel­.. kim iest Panem, a ia z moim pańskim