RO Z R Y W E f
DLA
d z i e e r;
/
S&SSEjJCSSŚS'^' Jak słodkie 85attiidnieh|^_gfetki tfmysłhW&pierać,f?
W z b u d z a ć ż y w ą d o c z y n ó w sz la c h e tn y c h o ch o tę, I gnintóW ać w iiroyśrtf ńieskażońyftt cnotę*
• '.■••'/ : . SELIiTSlŁl.
TOM IV. N E« 21.
‘ W WARSZAWIE / ;
W D K tT K A R N i Ł ^ T K IE W IC Ż Ą PRZE. V lfęr& .- SEJOkTORSKTEY N ?
' - * Ł — '■ , & .
825* -
i m r a r o j c u m r a r a m m r a r a r a i n r a B a r a E a i a G
AA A A A A AA AASTOAAAAAAAAAAAAAAAAd Ad A A Ad A A
ROZRYWKI dla DZIECI.
N er XXI.
iW rześnia i 825»
I.
WSPOMNIENIA NARODOWE.
D Z I E N N I K F ranciszki K rasinskiey
w ostatnich latach panowania Augusta 111.
pisany. t
D. io Stycznia 1759. w e Srzodę.
J u ż więc po zaręczynach; odpraw iły się wczo- ra. Do obiadu wszystko było iak zw yczaynie, Basi ty lk o gdyśmy na pokoie się z eszli, JMC.
D obrodzika dała do zwinięcia m otek splątanego jedw abiu. Basia wzięła się do tey ro b o ty ; ca
ła w płom ieniach, oczów na nikogo podnieść nie śm iała; tern bardziey, że oczy wszystkich a szczególniey Pana Starosty na nią zwrócone by-
Tom IN . N er X X I. 9
ły. Wołała więc patrzeć iedynie wswóy iedwab i w ziemię; a do tego niegodziwy Macieńko sprzeciwiał iey się niesłychanie, żarciki sobie z niey stroił, z których wszyscy śmieli się ser
decznie: ia tych żarcików po większey części nie rozumiałam, ale iednak śmiałam się może więcey od wszystkich. Po obiedzie Basia usia
dła przed zwiiadełkiem w oknie, Pan Starosta zbliżył się ,do niey, i. powiedział dosyć głośno:
„Czyż prawda, że WC. Panna Dobrodzika nie
„sprzeciwiasz się szczęściu moiemu?” — „Wo
nią nayukochańszych Rodziców, była zawsze dla
„mnie nayświętszem prawem,” odpowiedziała Basia cichym i drżącym głosem, i skończyła się narzeczonych rozmowa. Gdy się liberya i dwor
scy rozeszli, i zostaliśmy sami z gośćmi, Pan Woiewoda z Xiędzem Wincentym powstał z miey- sca swego, wziął za rękę Pana Starostę, stanął z nim przed Państwem, którzy właśnie razem na iedney kanapie siedzieli, i tak powiedział:
«. „Od dawna serce moie nayszczerszym afektem, naygłębszem uszanowaniem ku przezacnemu
„domowi Korwinów Krasińskich iest przeięte;
„oddawna życzę sobie gorąco, ażeby skromny
„móy Połkozic (*) uświetnił się ich zacnym Sie- -- 124
(*) Herb Swidxińs]<ich.
125
npowronem\ i niewymowną iest dla mnie satys-
„ fakcyą, iż przecudowna łaska JWWC. Państwa
„Dobrodzięystwa, tey konsolacyi dziś zakosztó-
„wać mi pozwala. Macie przezacną Córę Bar-
„barę', ia mam Syna Michała, który iest chlu-
„bą i pociechą moią; raczyliście się iuź przy
c h y lić dó połączenia dozgonnie tey młode’y pa-
„ry, raczcież dziś potwierdzić tę obietnicę. Oto
„pierścień który przed laty od Rodziców, dla
„zmarłey ióź niestety ! lecz źyiącey ieszcze wser-
„cu moiem oblubienicy, wpodobnymźe razie do
s ta łe m , pozwólcie ażeby go Syn móy na zada-
„tek ściśleyszego związku Córze waszey ofiaro-
„wał.” To mówiąc dobył kosztownego pierście
nia z brylantami, i złożył go na tacy, którą trz y mał Xiądz Wincenty; ten przemówił także do Pań
stwa , ale że wiele przymięszał łaciny, nie zro
zumiawszy, nie mogłam słów iego spamiętać.
JMC, Dobrodziey zaś tak obudwom odpowie
dział: „Com onegday wyrzekł, to i w teychw i-
„li powtarzam; przeciwko dozgonnemu zwią-
„zkowi córki moiey z zacnym Starostą nic nie-
„m am ; daig mu ią chętnie z źyczliwem błogo
sław ieństw em , i całe moie prawo Oycowskie
„nad nią 2lewam na niego.” — „I ia toż samo
„z serca czynię, dodała JMC. Dobrodzika; oto
o*
126
„pierścień, kleynot, w domu moim naydroźszy,
„bo go Oyciec móy Stefan Humiecki, WdaPo-
„dolski z rąk ś. p. Augusta II. dostał, kiedy do
„skutku pakta Karłowickie doprowadził, i Ka-
„ mieniec Podolski ostatnie Turkom odebrał. Tym
„pierścieniem ia zaręczoną zostałam, ten pier
ś c ie ń naystarszey córce moiey daię z macierzyń
s k im afektem i z szczerą prośbą do Wszachmo-
„ cnego Boga, ażeby iey szczęście podobne mo-
„iemu przyniósł.” I położyła na tacy pierścień
„z ogromnym dyamentem, pod spodem którego
„iest miniatura nieboszczyka Króla. —■ „Basiu!
„chodź tu Wasze!” zawołał wtenczas JMC. Do- brodziey; wstała, poszła, ale niewiem iak mo
gła przeyść pokóy, tak była zmięszana, tak się chwiała, źe idąc ledwie nie upadła. Xiądz W in
centy wyrzekł nad pierścionkami łacińskie bło
gosławieństwo , dał pierścień z brylantami Panu Staroście, który go na mały palec u lewey rę
ki serdecznym zwany, siostrze moiey włożył, pocałowawszy ią pierwey w tęż rękę, a Basi dał pierścień z portretem, mówiąc żeby go Pa
nu Staroście oddała, na sam koniuszczek palca
go włożyła, ale Pan Starosta skoro go odebrał,
raz ią ieszcze pocałował w rękę, potem upadł
do nóg Państwa, dziękował im , świadczył się
127
Bogiem, że będzie się starał córkę ich uszczę
śliwić. Tym czasem Pan Woiewoda całował
■w czoło drżącą Basię, i Pan Pułkownik i Xiądz Wincenty śliczne iey komplimenta prawili.' JMC.
Dobrodziey wziął wielki puhar, nalał go sta
rym Węgrzynem, wniósł zdrowie Oblubieńców, i wszyscy spełnili go koleyno. — Tak to wszy
stko było uroczyste i tkliwe, źe mnie patrzą- cey z daleka, cały czas łzy się z oczów toczy
ły. „Nie płacz Franulku powiedział Macieńko, (który był cały czas wpokoiu ale przecie mil
czał) nie płacz, i z Jmościanką tak naydaley
„za rok będzie!” — Za ro k , to leszcze za prę
dko; ale za parę la t, to się i nie rozgniewam, iak się ze mną tak stanie. Cała rodzina Swidziń- skich niepoięcie dla Basi uprzeyma i grzeczna, Państwo oboie pocałowali ią wczora w twarz, iak im dobrey nocy życzyła; w całym domu wszyscy dla niey od dnia wczorayszego maią ia- kieś względy,, o nikim tylko o niey mowa, wszy
scy iey winszuią, wszyscy się iey polecaią, ka- żdyby rad żeby go do swego przyszłego dwo
ru przyjęła. JMC Dobrodziey dobył z sepeci- ka tysiąc Dukatów Holenderskich, zalecaiąc JMC Dobrodzice, żeby porządnie i uczciwie opatrzo
ną Córkę z domu wyprawiła. Oboie naradzali
128
się nad wyprawą godzin kilka. Jutro Panna Zawistowska, białogłowa bardzo zacna, koło trzydziestu lat maiąca, w domu. Państwa od maleńka wychowana, i która będzie wypra- wną Panną Basi, poiedzie z Kommissarzem do Warszawy, dla zakupienia potrzebnych rzeczy.
W Skarbcu naszym stoią iuż oddawna cztery wielkie kufry srebra dla kaźde’y z nas; kufer Basi przeznaczony kazał JMC Dobrodziey otwo
rzyć, przepatrzył sam wszystko, i naczynia po- trzebuiące naprawy lub odchędożenia, także do Warszawy póydą. Pan Woiewoda iutro wyie- źdźa wraz z Panem Starostą, żeby dom Sulgo- stowski na przyięcie Basi urządzić. JMC Do
brodziey iuż gotuie listy, i Pokoiowców po wszystkich stronach Polski z niemi rozsyła; wszy
stkim osobom które pokrewieństwem, przyia- źnią, zażyłością 2. domem naszym są złączone, donosi o tym wypadku, i na wesele zaprasza. Nay- urodziwszy zaś z Dworzanów naszych, Koniu
szy, suto wyekwipowany, wyiedzie za parę dni z listami do Króla i Królewiców, do Prymasa i celnieyszych Senatorów'; w nich JMC Dobro
dziey uwiadomią ich o przyszłem postanowię-1 niu Córki, prosi o błogosławieństwo temu zwią
zkowi,' ale wyraźnie nie zaprasza, zostawuiąc
129
to łasce tak dostoynych Osób. Ach! żeby też który z nich przyjechał, na przykład Xiąźe Kur- landzki, dopiero uświetniłoby się wesele. Ale naypewniey że tylko Posłów swoich przyszłą, którzy w takim razie takie maią mieysce i ho
nory, iakieby się niemal należały tym których reprezentuią. Jaka to będzie wesołość, iakie uczty! iak iuź radośnie i huczno w naszym Zam
ku, aż miło. Kąźdey z nas sióstr śliczne dał upominki Pan Starosta; iam dostała kosztowną szpinkę z turkusami, Zosia (* ) krzyż rubino
w y, Marysia łańcuszek Wenecki, Państwu na
wet ofiarował podarki i raczyli ie przyiąć, JMC Dobrodzieiowi puhar bardzo piękny, JMC Do- brodzice szkatułkę z narzędziami do roboty, wszystko w niey z perłowey macicy w złoto oprawne. O Madame nawet nie zapomniał’, blon- dynową salopkę dziś rano na łóżku swoiem zna
lazła; wysławia też choyność Polską; to iest iedna rzecz którą w narodzie naszym chwali.
Choć to nasza Madame, i z innych miar bardzo ią .szanuię, przecięź za tę pogardę Polaków nie lubię iey. Wczora była paradna wieczerza, kapela grała prześlicznie, spiiano za zdrowie przyszłey pary; dragoniia nasza strzelała, a Rot-
O m yłką w przeszłym Numerze położono Kasia.
— <3° —
mistrz dał za hasło rocie swoiey Michał i Bnr- bara. Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią. Dziś rano wszyscy na szczęście Basi poiechali na polowanie. M ówią, że dawniey był taki zwyczay, że Panna w takim razie, ko
niecznie strzelcom nóżkę swoię pokazać inusia- ła, ale ten zwyczay nieskromny ustał, chwała Bogu. Basia spiekłaby się od wstydu; a ten Macieiiko taki pocieszny, że koniecznie się te
go domagał, i mówił: iż skoro ta formalność niedopełniona, polowanie się nie powiedzie, bo niema szczęścia. Nie zgadł iednak, tak było pomyślne iak rzadko kiedy; zabito dzika, dwie sarny, iednego rogacza, zaięcy mnóstwo; sam Pan Starosta dzika zabił, i tę zdobycz u nóg Basi złożył. O! przekonałam się, że z Pana Starosty zuch wielki. Wyprowadzić kazał JMC Dobrodziey dla myśliwych wszystkie konie ze swoiey stayni, w sute rzędy przybrane; był między niemi ieden śliczny, ale prawie zupeł
nie dziki; Koniuszy na nim ieżdzić nie śmie, bo wszystkich zrzuca; Pan Starosta powiedział że go przekona; iakoź wsiadł, pomimo przed
stawień przytomnych osób, i tak go dzielnie
— i3 i —
uiął, źe wśród skoków, pierzchań, wybryków iego, trzy razy wkoło bez naymnieyszego szwan
ku Zamek Maleszowski obiechał. Pięknie by-1 ło na to patrzeć. Basia trochę zbladła iak wsia
dał na tego dzikiego konia; ale gdy zobaczyła, źe tak nim kierować umie, gdy zaczęły się roz
legać przytomnych oklaski, żywy rumieniec twarz iey okrył, tem żywszy że wszyscy pra
wie na nią spoyrzeli, Od tego czynu pozyskał zupełnie moie łaski Pan Starosta; kto tak mo
cno siedzi na koniu, i taki śmiały, temu iuź wy
baczyć można, choć menueta i kontradansa tań
cować nie lubi. JMC Dobrodziey darował przy
szłemu zięciowi tego konia z bardzo bogatym rzędem i masztalerzem. — Zasłużył sobie na
ten podarek. —-
D n ia 2 0 . S ty c z n ia , w N iedzielę-
Więcey niż tydzień nie pisałam Dziennika mego, bośmy wszyscy bardzo zaięci. Gości moc niezmierna, z niemi więc poobiedzia i wie
czory schodzą, a poranki oddane robocie. Za*
rzucone zupełnie nauki, Notnenklator, Gram-
matyka Francuzka, sama nawet Pani de Beau-
m ont, leży w kącie; każda z nas trzech sióstr
chce koniecznie Basi podarkiem własney pracy,
do wyprawy się przysłużyć. Ja iey haftuię de-
132
zabilkę linową z falbanami w robotki; wstaię też rano i przy świecy pracuię, żeby konie
cznie na czas wykończyć; Marysia wyszywa rańtuch bardzo ładny, na izabelowym muszli- nie, będzie arabesk złotem i ciemnemi iedwa- biami; Zosia haftuie szydełkiem przykrycie do gotowalni. JMC Dobrodzika od samego rana otw-iera sepety^ kufry i szafy; dobywa z nieb płócien, materyi i futer, makat, kotar, kobier
ców; wiele ma rzeczy pozostałych z własney wyprawy, wiele także po zamężciu nabytych, bo iuź od lat kilkunastu zbiera na wyprawy nasze piękności rozliczne. Prawdziwie iest cze
mu się przypatrzyć! a co mnie naymocniey zay- muie, kiedy mnie JMC Dobrodzika do pomocy wezwać raczy, to iey baczność, ażeby źadney z nas na włos nie ukrzywdzić; wszystkie te bo
gactwa na cztery części dzieli, i nie raz aż JMC Dobrodzieia i Xiędza Kapelana prosi, żeby da
li zdanie swoie, czy wszystkie części równe, czy nie? krawca i kuśmierza Państwo sprowa
dzili z Warszawy, i ci tyle maią do roboty, że . ledwie za miesiąc wszystko wykończą. Wiel
kie szczęście iż bielizna prawie cała iuź uszy
ta, przez dwa lata Panny dworskie ią szy
ły ; teraz ią znaczą niebieską bawełną w o-
*- 133
czka, spodziewam się że się wprawią w litery B. K. Bardzo piękna będzie wyprawa. — Ba
sia nie poymuie co z tylą sukniami pocznie?
bo dotąd wszystkie mamy po cztery pary, dwie sycowe ciemne na codzień, i czarne do nich mantynowe fartuchy, iednę białg. kartono
wą od Niedzieli, drugą linową od większych świąt i uroczystości, i bardzo nam dosyć; ale JMC. Dobrodzika iey mówi: że Pani Starości
na piękniey powinna się ubierać od Basi, i że co dla Panny wyborne, dla Mężatki iuź nie przystoi. — Basi kazała JMC. Dobrodzika, z o- wego iedwabiu starganego sakiewkę dla Pana Starosty zrobić, iest nią zupełnie zaięta, bo pięknieby ią wydać rada. X taką cierpliwością ten iedwab zwinęła, że chociaż zielony, nic koloru nie zmienił, i ani razu nie urwany.
Śmiało może iść za mąż, sam Macieńlio iey to przyznaie. Pokoiowcy i Koniuszy z listami iuź poiechali; bardzom ciekawa odpowiedzi. Basia truchleie, żeby który z Królewiczów nie przy- iechał, a iabym tak rada. Ale, Inwenstytura Kró- lewica Karola na Xięstwo Kurlandzkie odpra
wiła się osmego b. m. uroczyście. W wigilią dnia tego nasz Pociot, Xiąźe Lubomirski Wo
jewoda Lubelski, Marszałek Królewicza, dawał
134
suty bal; gale, festyny, obiady, trwały więcey niż tydzień. Nowy Xiążę Kurlandzki miał ie- dnę mowę po Polsku, czem wszystkich przy
tomnych niewypowiedzianie uradował. Już te- raz zupełnie iest uważany iako Xiąźe udzielny, i z wielką przyzwoitością miał odegrać tę ca
łą rolę. Jest w K u r jerze Polskim obszerny Dyaryusz tey Inwestytury; gdyby czas był po tem u, przepisałabym go tutay, bo mnie bar
dzo zaiął. Prawdę mówiąc, wołałabym ieszcze bydź świadkiem tego wszystkiego, bo dwa ra
zy lepiey widzieć rzecz iaką aniżeli czytać o niey. Ale kiedy to bydż nie może, rada iestem przynaymniey, że się iuź ta Inwestytura od
była. Prócz tey dobrey wiadomości, niema źadney, i żal serce mi ściska, kiedy nagląc z moią Dezabilką, słucham iak Kapelan Gaze
ty czyta. Zewsząd ubliżaią powadze Rzeczypo-
spolitey; sąsiedzi pod róźnemi pozorami wkra-
czaią z woyskiem do Polski, rabuią, pustoszą,
krzywdzą! Lecz co tam o tem myśleć i trapić
się, lepiey iak JMC. Dobrodziey mówi używać
obecnych momentów, cieszyć się, radować póki
pora służy. Bo i prawda! prawią pokątnie o
iakichciś nieszczęściach, biedach, a tym czasem
Polska cała w ucztach, festynach, biesiadach....
*55
Może też oni wszyscy tak robią iak nasz Ma- cieńho', on kiedy ma iakie zmartwienie, to kie
liszka z ręki nie wypuści; powtarzaiąc: dobry trunek na frasunek", i im więcey strapiony, tern więcey piie.
D. 25. Stycznia w Piątek.
Fan Starosta wczora w wieczór przyiechał;
dwa duże srebrne kosze cukrów i pomarańcz, Basia dziś z rana na swoim stoliku od roboty zastała, wszystkie te specyały rozdzieliła między nas i Fanny dworskie i służebne; robota też piorunem idzie, i moia dezabilka prawie przez połowę gotowa, — Z własnego gospodarstwa bę
dzie miała Basia pościel, iuż bardzo dawno iak każda z nas ma swoie gęsi a nawet łabędzie;
mamy też w garderobie biedną głupowatą Ma
rynę, która nic innego robić nie umie tylko pierze drzeć; każda z nas ma osobną beczkę -na pierze, osobny worek na puch, i tyle się każdey uzbierało, że Basia będzie miała dwa napcbane piernaty, ośm dużych puchowych z gę
si poduszek, a dwie małe z łabędziego puchu;
nasypki będą z gęstego płócienka domowey ro
boty, poszewki z karmazynowey mantyny, a
powłoczki z cienkiego hollenderskiego płótna
z falbanami. Te falbany Fanny teraz właśnie
obrzucaią szydełkiem.
156
D nia 1. L u te g o , -w Sobót;.
Pan Starosta bawił blisko tydzień i poiechał;
iak powróci, to iuż nie odiedzie sam, tylko z Basią. Zdaie mi się rzeczą niepodobną, że
by ona sama z męzczyzną nas odiechała, wie
rzyć mi się temu niechce; ale iak zobaczę, to będę mnsiała uwierzyć. Basi szacunek i przy
jaźń dla Pana Starosty codzień większy, codzień iey się lepiey podoba, chociaż kiedy tu iest, by- naymniey z nią nie mówi , tylko z Państwem cała rozmowa; im wszystkie swoie attencye okazuie, wszystkie afekta wynurza. Jak mówią, zawsze tak w kaźdey uczciwey Konkurencyi się dzieie; bo iakiż lepszy sposób pozyskania serca Córki, iak podobać się iey Rodzicom? Za trzy tygodnie wesele; i ia i wszystkie siostry będziemy mia
ły nowe suknie. Basia nam , ie sprawia, iako i wszystkim Pannom dworskim. Już z gości za
proszonych wielu odpisało, że przybędą; ale K róli Królewice Posłów tylko przyszłą, z wiel
kim moim żalem. Wątpię także żeby Xięźna Woiewodzina Lubomirska ziechać mogła, bo im nie wypada opuszczać teraz Warszawy; ale bardzo pochwala wraz z Mężem zamęźcie Basi, piękny list napisała z błogosławieństwem/ z cze
go JMC. Dobrodziey niewymownie był szczę-
137
śliwy. Moia Dezabilka będzie gotowa na czas lecz fałdów przysiedzieć muszę, ile że JMC. Do- brodzika tak na mnie łaskawa, że mnie często do swoiey pomocy i usługi wołać raczy; dokąd Basia iedna iako naystarsza tego szczęścia uży
wała, ale teraz Państwo chcą żebym ia się wpra
wiała, i umiała potem ią zastąpić. Już dwa razy miałam sobie powierzony klucz od apte
czki; zdaie mi się też od tego czasu żem spo
ważniała, i źe mi przynaymniey z rok przybył.
O! muszę się pilnie przyglądać temu wszystkie
mu co Basia dla Państwa robi, iakie usługi im czyni, żeby iak ią nam Pan Starosta zabierze, nie tyle iey straty uczuli. — O to tylko idzie, czy im tak potrafię dogodzić iak ona.?
D. 12. L utego, w e W to rek .
W Warszawie z powodu zapust a szczegól- niey z powodu szczęśliwie doszley Inwestytu
ry Królewica, uczt, balów, zabaw bez liku;
pełne Gazety opisów tych uroczystośći. Do nas też nie pomału zieźdzaią się goście, i nie lada- iakie robią na wesele przygotowania. Już pra
wie wszystkie pokoie gościnne zaięte, albo prze
znaczenie swe maią; folwark, probostwo, le
psze chałupy nawet użyte będą, iak się więcey
ziedzie; Kucharze i Cukiernicy iuż zaczynaią
138
przyrządzać różne na te dnie specyały; wiel
kie pranie w domu, ogród, podwórza zasute sznurami z bielizną. Fraczki wróżą Basi wiel
kie w małżeństwie szczęście, i wielką miłość przyszłego męża, bó ialt tylko prać zaczęto, z czasu mglistego zrobił się naypięknieyszy, mroźny, ale iasny, suchy, i iey bielizna będzie taka biała iak śnieg, który W tey chwili wszy
stko pokrywa. Już niemal cała wyprawa skoń
czona, dziś właśnie JMC. Dobrodzika wysłała do Sulgostowa łóżka, kufer ieden srebra, i dwa ogromne kufry z pościelą, z makatami, kobier
cami, i t. p. rzeczami. Łóżka będą bardzo piękne;
żelazne; firanki do nich, kołdry i podniebienie adamaszkowe niebieskie, a na czterech rogach pęki piór strusich białych i niebieskich. Basia prawie co chwila ma za co całować ręce i nogi Państwa, tak ią obdarzaią. JMC. Dobrodziey własną ręką w wielkiey Xiędze całą wyprawę spisuie; na początku są teŁ słowa: „Spis wypra-
„wy, którą Ja Stanisław z Korwinów Krasiński
„etc. etc., i Aniela z Humieckich, Małźonko-
„wie daiemy naystarszey i nayukochańszey cór-
„ce naszey. Barbarze, oddaiąc ią w dożywotni
„związek JW. Michałowi Swidzińskiemu Staro-
„ście Radomskiemu; i wzywamy dla tey nay-
uko-
*59
„ukochańszey córki naszey, błogosławieństwa
„Niebios, i błogosłarUemy ią sami rodzicielskim
„afektem w Imię Trpycy Przenayświętśzey, w ,,'Imie Oyca i Syna i Ducha Świętego, Amen,”
Wypisałabym tu chętnie cały* ten spis, ale na
przód niemam czasu; powtóre, sama kiedyś po- dobney spodziewając się wyprawy, i śpiś<!takr, a co lepsza takie błogosławieństwo otrzymam.
D. 2ó. Lutego , w e Środę. 1
Już za pięć dni wesele, Pan Starosta przy
jechał wczora, zadrżała Basia iak listek gdy go pokoiowiec wprowadził do sali; dziś spodziewa
my się Pana Woiewody, Pułkownika, Xiędza Wincentego P.Woiewodziny Granowskiey siostry P. Starosty z mężem. Druga iego siostra P.Lan- ckoronska, Kasztelanowa Połoniecka, ziechać nie będzie mogła; bawi teraz na Podolu, z mężem w dobrach iego w Jagielnicy. Basia bardzo ża- łuie że iey nie pozna, bo tyle dobrego wszy
scy o niey mówią. W piękną familią Basia wey- dzie, sami zacni i pobożni ludzie, i tak dla niey grzeczni i nprzeymi iak gdyby Xięźniczką by
ła .— Już wyprawa zupełnie ukończona; to co jeszcze nie poszło do Sulgostowa, ułożone w kufrach, i klucz oddany Pannie Zawistowskiey.
Bardzo Basi miło, że ią mieć będzie, naWykht
'1'otn i y . Ner X X I.
1 0i4o
patrzeć na nią od dzieciństwa, będzie iey się zdawało, że iakąś cząstkę domu rodzicielskiego w niey zawiezie na nowosiedliny swoie. I wie
le innych osób z Maleszowey z sobą zabierze;
dwie pokoiówki, dwie dziewczynki, córki swo
ie chrzesne, iuź edukowane do robót knopf- sztyęhpwych, garderobiaug, i Panienkę dobrego węalęr. urodzenia, dziwnie żwawą i fertycznąj Ludwisię Linowską, która od lat kilku iest u nas, i Basię kocha nad życie. I więcey się tu kobiet przyszłey Pani Staros'cinie zaleca; gdyby tylko Państwo pozwolili, mogłaby ich mieć ze dwanaście. Jak ia kiedy będę szła za mąż, tp muszę wziąść ieszcze więcey; iuź trzem dziewczętom uroczyście przyrzekłam że ie we
zmę; iedna z nich córką .iest naszego Jacentego, który mi za to przyrzeczenie do nóg się skło
n ił, i pierwszy raz w życiu rozmarszczyło mu się czoło.
D. 24. Lutego w Niedzielę.
Jutro ślub Basi, gości nazieźdzało się co nie miara, iuż są wszyscy Posłowie; Posłem Kró
la iest Minister Borch. Xięcia Kurlandzkiego
Kasztelanie Kochanowski, zausznik iego, bardzo
przystoyny i grzeczny kawaler, prawdziwie ia-
ki Pan taki kram, że innych pominę. Wszy-
— i4 ł —
scy iakby słowo sobie dali, przyiecbali wczo- ra, wiazd ich był prawdziwie wspaniały. Pań
stwo uprzedzeni będąc o dniu i godzinie, wszy
stko kazali mieć w przyzwoitym porządku, o- ni ieszcze zbliźaigc się do Zamku dawali znać o sobie; przed każdym występowała nasza Dra- goniia, bito z armat i z ręczney strzelby, muzy
ka brzmiała; naywięcey honorów odebrał ie- dnak Poseł Królew ski; JM C Dobrodziey z od
krytą głową czekał go na M oście, a skoro wstąpił, zebrani goście, dw orzanie, dworscy, liberya, w szereg ustawieni do samych drzwi wchodowych, krzyknęli ł P i w a t
, iskłonili się do ziemi. D z iś , w przytomności wszystkich przed wybranemi na to świadkami, pisana by
ła Intercyza czyli Kontrakt ślu bn y ; co zawie
ra niewiem, bom nic iey nie zrozumiała; wiem tylko że nasza Panna Młoda prześliczne dostała podarunki; od P. Starosty trzy sznurki pereł U- ryańskich; zausznice modne dyamentowe, i ró
życzki takież z uszkdmi u spodu do nawleka
n ia, od P. Woiewody krzyż dyamentowy suty
i
egretka na głowę z trzęsidłami dyamentowe- m i; od P. Pułkownika zegarek Paryzki z ema
l i ą i z łańcuszkiem białogłowskim, od X. W in
centego różne relikwie, od każdego z krewnych
10*
1Ą2
upominek; zarzucona iest niemi, ani śmie wie*
rzyć źe tyle bogactw do niey należy. Jedy
nym iey Kanakiem dotąd ( prócz pierścienia któ
rym zaręczona) był pierścionek z Matką Bo
ską; i dla tych przecież nowych i pysznych kleynotów, starego przyiaciela Basia nie porzu
ci. Dłużey pisać nie mogę, właśnie mi poko
jówka dezabilkę wypraną i uprasowaną przy
niosła, prześliczna; trzydzieści iest w niey ga
tunków kratek i robotek, muszę wykostkować sama niektóre, a potem zaniosę Pannie Zawisto- wskiey, żeby ią Panie Młodey na iutro rano nagotowała. Już widzę iak iey ślicznie w niey będzie.
D. 26. Lutego w ostatni W to re k .
Otóż iuź Panny Barbary na sto koni nie dogoni, iak mówi Macieńko’, iuż Panią Staro
ściną, o! ślicznaź to uroczysta i tkliwa rzecz, takie wesele! a co wesołości, zabawy, tańców;
ale wszystko muszę opisać porządnie. Wczo- ra raniuteńko poiechaliśmy wszyscy do Kościo
ła do Lisowa, Państwo młodzi spowiedali się i do Komunii przystąpili; przez całą Mszą śpie
waną, klęczeli razem przed wielkim ołtarzem, a po Mszy Stey nasz Proboszcz dał im błogo
sławieństwo. Panna młoda była wmoiey deza-
— 14.3 —
bilce, wktórey zgadłam źe iey prześlicznie; szko
da tylko iź dla zimna musiała wziąść na wierzch salopę białą grodeturową z lisami białemi, i trochę się pognietła; na głowie miała piękną fryzurę, a na wierzchu długi welun koronko
wy. Wróciwszy do Zamku, po sutem śniada
niu przystąpiono do ubioru Panny Młodey.
Dwanaście Pań poważnych ią ubierało, a JMG Dobrodzika na Czele. Miała suknią przepyszną z materyi białey- w szerokie pasy atłasowe i mo
rowe z wielkim ogonem, u dołu falbana z ko
ronki Brabanckiey z kampanką srebrną, na przo- dzie bukiet z rozmarynu, a na samym śrzod- ku głowy, wianeczek tąkiż na łubku złotym , na którym wierszami życzenia dla Basi, dzień i rok ślubu. Bardzo iey było do twarzy. Kley.
notów żadnych JMG Dobrodzika wziąść nie po
zwoliła, bo kto się w nie do ślubu stroi, kwa
terką łez potem każdy odpłakać musi. Basia i tak dosyć płakała, aż iey oczy zapuchły. Nitu iey JMC Dobrodzika wianek przypięła starym obyczaiem, włożyła we środek dukat z roku urodzenia się Basi, chleba kawałek i soli brył- kę, ażeby iey nigdy na tych potrzebnych rze.
czach w tym nowym stanie nie zbywało, a chcąc
przykrości małżeństwa, (które maią być bar-
144
dzo wielkie) zawczasu, córce osłodzić, przy
dała i cukru kawałek. Trochę pierwey przed Basią my druchny zeszłyśmy na doł; dwana
ście nas było, wszystkie w bieli przy bukietach i w kwiatach na głowie; a naystarsza z nas lat ośmna- ście niedawno skończyła; u drzwi bawialney sali czekały nas dziewosłęby czyli swaty, Xiądz Win
centy i Pan Półkownik. W Sali zastaliśmy iuż Pana Młodego z dwunastą drużbami i całą kom
panii^. Niesiono za nami Tacę ogromną bukie
tami przepełnioną; każdy z nich rozmaryn, mirt, cytrynowe, pomarańczowe gałązki i barwinek w sobie mieścił, każdy białą wstążką był zwią
zany. Te bukiety przeznaczone były dla mło
dych kawalerów i Panien obecnych na weselu, a każda z nas druchen uzbroiona była w pewng.
liczbę iglic szczerozłotych, pozłacanych, srebr
nych , aby niemi podług dostoieństwa osób, te godła weselne przypinać. JMC Dobrodzika i poważne Panie uczyły nas długo, iaki porzą
dek w tey posłudze zachować należy, żeby ko
mu nie uchybić, a daiąc mniey znakomitemu pierwszeństwo, nie stać się powodem do ura
zy, o którą w wielkiem zgromadzeniu tak ła
two.' Zdawało nam się źeśmy te nauki dobrze
poięły; ale wszedłszy do Sali zapomniało się
i45
wszystkiego ; przypinałyśmy bukiety poważnie z początku, z uśmiechem pózniey, z pustotą na- reście; nie obeszło się bez tysiąca uchybień, ale ie wszystkie przebaczono, bo iuż dawno to uważam, że na młode a zwłaszcza ładne Fan*
ny, nikt nie ma serca się gniewać. Nasza we
sołość tak wszystkich ogarnęła, iż i żonaci i sędziwi mężowie, i młode mężatki, i poważne białogłowy, którzy żadnego prawa do bukie
tów w takim razie nie m aią, dopominać się ich zaczęli; iakźe było im odm ów ić! kto się nadarzył, bukiet dostał; znikł więc wnet ów stos z tacy, za nim drugi i trzeci z gotowalni przyniesiono, zabrakło igliczek choć tyle ich przygotow ano, trzeba było prostemi śpilkami przypinać, ale i te z rąk naszych mile przyi^
mowane były. Nareszcie dogodziło się wszy
stkim , każdy był kontent, każdy przy bukie
cie, sala ogrodem się bydż zdawała, radość by
ła powszechna, prawdziwe wesele. Ale miiam się z prawdą; nie wszyscy byli W'eseli, M a - cienko stał w kącie sm utny; chociaż kawaler, bukietu nie dostał, i tak wyglądał iak gdyby nie należał do godów. Przyszłam do niego, a on mi powiedział po cichu i z serdecznym ża
lem: „Ze inne druchny o mnie zapomniały, nie
— i4 6 —
„dziw ię się; ale Panna Franciszka, k tó rą na rę-
„ k u nosiłem! k tó rą od ty lu lat bawię i roz
ś m ie s z a m ! .. nie będę też na iey weselu, choć-
„ b y za, Królewica iść miała.” -— Zapłonęłam się na te sło w a, m iło i przykro mi się z ro b iło ; pobiegłam sama do G arderoby, ale iak na nie
szczęście iuż i jednego bukietu nie b y ło ; JMC D obrodzika posłyszawszy o tem co się działo
•w S ali, sobie i poważnym Paniom assystniącym ubiorow i Panny JM łodey, resztę kw iatów po- p rzy pinała; do ogrodnika daleko posyłać, a cbciałabym koniecznie żeby M acieńko miał bu
kiet; o pew no! nie za płochą jego w róibę; iam nie R adziw iłłów na, i teraz nie te wieki kiedy K rólow ie poym ow ali cnotliw e P o lk i, i z niemi b y li szczęśliw i... Przyszła mi m yśl przedzi
w n a ; porw aw szy kaw ałek białey wstążki i śpił
k ę , wróciłam z pośpiechem do sali, odpięłam
■własny b u k ie t, podzieliłam się nim z M acicń- }dem, przypięłam m u go zło tą ig licą, sobie pro stą zachow ując śpilkę; uradow any, zaw ołał:
„ F rap u siu , nie dosyć żeś p ięk n a, zawsześ do-
„bra. Ja czasem bywam P rorokiem ; oby się
„spełniły i w różby i życzenia m o ie !.. Co bądź
„ to bądź, schowam ten, bukiet do tw ego wese-
„ ła ; i kto wie czem będziesz, gdy ci go od-
147
„dam”. .. Dziwna rzecz! te iego słowa pomi
mo tylu roztargnień brzmią ieszcze w uszach moich; i kiedy tylko o Basi pisać powinnam, osobie prawię... 'Czas wrócić do niey.— Otóż iuż wszyscy przy bukietach, oczy maią na drzwi wcliodowe zwrócone; otwieraią się podwoić, wchodzi zapłakana Basia, nieśmiała, wspierana, otoczona od Pan poważnych, a pierś iey oka- zuie swem poruszeniem tłumione łkania; przy- stępuie do niey boleiący na iey cierpienia Pan Młody, bierze iey rękę, z nią rażeni Oycu, Ma
tce czołobitność oddaie, o błogosławieństwo prosi, i od rozrzewnionych odbiera; udaią się potem do nas, do krewnych, obchodzą wszy
stkich gości, domowych, i nie było nikogo ktoby nie błogosławił szczerze, i łez wo'czach nie miał. W tem otworzono Kaplicę. Xiądz Wincenty włożył koronkową komeźkę i bogatą stułę, stanął przed Ołtarzem i wezwał nas. Mini
ster Borch iako Poseł Króla, lubo żonaty a za
tem nie drużba, i Pan Kasztelanie Kochanow
ski, wzięli Pannę Młodą pod ręce; mnie i Wo-
iewodziance Małachpwskiey starszym druchnom,
kazano poprowadzić Pana Młodego. Państwo,
obie rodziny, reszta gości szli za nami trzyma'
iąc się w pary; głębokie nastało milczenie; sły'
— i4 8
chać było każdy k r o k , każdy chrzęst materyal-
•nyeh su k ie n , szelest nawet, piór i bogatych trzęśideł, k tó re Panie m iały u fryzur swoich.
Doszliśm y do Ołtarza, gorzał od mnóstwa świec jarzących, a w szystkie paliły się w y b o rn ie; zło- tolitym kobiercem o kryte były sto pnie, nanay- w yźszym leżały dwie axam itne ponsowe podu
s z k i, na iedney herb K rasińskich, na drugiey herb Swidzińskich były złotem wyszyte. Pań
stwo M łodzi u k lę k li, my druchny stanęłyśm y po prawey, drużbow ie po lew ey stronie Ołta
rza ; iam trzym ała na tacy złotey dwie ślubne o brączki; Państwo stali za Panną M łodą, Pan W óiew oda za Panem Starostą. Zagrano J^eni C rea to r, poczem Xiądz W incenty miał długą przem o w ę, praw ie całą po łacinie, po niey zaczął ślub dawać; Basia chociaż zapłakana do-, syć w yraźnie m ó w iła : „Ja B a rb a ra , biorę so
bie, ciebie, i t. d. ale Pan Starosta nieró
w nie w yraźniey. Po ślubie i po w łożeniu obrą
czek, Państwo M łodzi padli do nóg naprzód Państwut, polem Panu W oiew odzie i od wszy
stkich troyga błogosławieństwo otrzym ali; w te
dy Mafszałek dał znak, kapela na chórze i śpie
wacy włoscy um yślnie sprowadzeni zagrali i za
śpiewali marsz tryu m faln y ; a dragonia nasza da
ła suto ognia z arm at i z ręczney strzelby- Gdy
— 149
się to uspokoiło, i właśnie młoda Fara przed Państwem stała, JM C Dobrodziey iak zwykle w takiem zdarzeniu się dzieie, przemówił w te słow a: „T o powołanie, które iuź Kościół Bo-
„źy ratyfikował i pobłogosławił, niechże Panu
„rządzącemu Nieba obrotami i tym świata pa-
„dołem, wieczną chwałę przyniesie! Już tedy
„Bóg życzenia i afekta wasze uświęcił Sakra-
„mentem, utwierdził zobopółną przysięgą, niech-
„źe ich skutki chwałę Mu przyniosą. To sta
ja n ie do was oboyga należy, szczegół niey też
„do JWCMMCPana. MCPanie Młody, który od
„tey chwili nie tylko małżonkiem lecz Oycem,
„przewodnikiem małżonce twey będziesz, znaiąc
„cnoty i przymioty JWWCPana nie wątpię że
„tem u zadosyc uczynic potrafisz, i zupełnie spo-
„koyny iestem, A co zaś twoich obowiązków
„się tycze, córko nayukochańsza, oto naprzód.:
„m ióy wdzięczność ku JMC Matce tw oiey, za
„edukacyą tobie daną, troskliwość od naypier-
„w szych lat aż dotąd około zdrowia i potrzeb
„tw oich, niech ci równem będzie ukontentowa-
„niem moment, który cię ogłosi wyborną An-
„tygon ą, iak ten, kiedy cię przecudowną Eponi-
„n ą nazwą. Bądź cnotliwa, cnota iest to skarb
„nieprzebrany,przyiaciel prawdziwy, ciężar nie-
„ fatyguiący, droga niebłądząca, sława nigdy
— i5 o —
„nieustająca, Staray się ażebyś w słowach ostró-
„źność i ro stro p n o ść, w uczynkach modestyą
„i pow olność, a we wszjj&tkiem rzetelność za
c h o w a ła . Na ostatek cTTwal Boga, kochay i
„słuchay M ęża iakeś dotąd względem Rodziców
„czyniła, nienaw idź p rz y w a ry , m iey władzę
„nad sobą samą, bądź stałą w przeciw nościach,
„sprzeciw iay się pokusom świata.
„ 1 niechay Cię rozsądek, m iło ść, w iara w sław i,
„ A iako teraz O yciec, niech Bóg błogosław i.”
Na te ostatnie w yrazy, Basia ciągle płaczą- ca głośno ięknęła, i raz ieszcze do nóg Państw a upadła; chciała cóś m ów ić, zapewne o tem że hędzie się starała w ypełnić żądania nayukochań- szego Oyca, ale iednego słowa dla wielkiego pła
czu z ust dobyć nie mogła. Potem nastąpiły wzaiemne uściskania, ukłony, winszowania; Xiądz W incenty pokropił nas w szystkich święconą w o
d ą , i dał patynę do pocałow ania; chybił w tem ty lk o , że podał ią pierw ey Stolnikow ey Jorda- now ey niśli Pani K asztelanow ey Kochanowskiey M atce Posła Króle wica; JM C D óbrodzika to po
strzegłszy, prosiła ią za to żeby z Panią Woie- w pdziną G ranow ską Pana M łodego odprowadzi
ła ; iakoź tak się stało , i wszelkich uniknęło się
niesm aków ; Pannę M łodę w ziął Poseł K rólew
ski i W oiewoda M ałachow ski, i wróciliśmy do
— 151 —
bawialney Sali. Wkrótce dano znać do stołu.
Stół był ogromny w literę B ustawiony; zasta
wa wspaniała. W śrzodku stała dwutygodnio- wey inwencyi i pragy naśzego Cukiernika Fran
cuza, wysoka na dwa łokcie Piramida wystawia
jąca Świątynię Hymenu, z rozmaitemi ozdoba
mi i figurkami, były Herby Krasińskich i Swi- dzińskich, i różne napisy w francuzkim ięzyku wyrażone. Prócz tey piramidy stały na stole ró
żne inne ozdoby, kosze srebrne, porcelanowe figurki, aż ciasno było, i nasz karzełek Piotruś iuźby się tego dnia nie był mógł z wygodą prze
chadzać. Potraw ani podobna zliczyć, gąsiorów i butelek wina niewienr czy się sani Piwniczny dorachuie. Prócz innych, wypili1 przy tym ie- dnym obiedzie Antał wina, winem Panny Bar
bary zwanego; to iest wybornego Węgrzyna, które JMC' Dobrodziey według Staropolskiego zwyczaiu roku narodzenia się Basi umyślnie ku
pił na to , żeby go na iey weselu wypróżniono.
Każda z nas ma także takąż beczkę, Piwniczny nie raz mi mówił, że ieśli moie ieszcze z parę lat po
stoi, będzie wyborne. JMC Dobrodziey często
wał z niepospolitą ochotą, a goście pili z ró- wnąź. A dopiero iak się zaczęły wiwaty, Pań
stwa Młodych, Rzeczypospolitej, Króla, Xięcia
154
i wszyscy m ów ili, źe mąż ią będzie kochał; o Ciem ani w ątpię, bo któżby takiey dobrey ko
chać nie miał. Po Qczeai,ru}ch. dla uczczenia pa- nuiącego D om u, obyczaieTH przez niego wpro
wadzonym, kazano Pannie Młodey tańcować Drabanta z Posłem Króla JM c i, potćm z upo
dobaniem do Oyczystych przechodząc zwycza- iów, kapela zagrała Polskiego bardzo poważne
go! Zacząwszy od P. Wdy Sw idzińskiego, Pan
na Młoda koleyno ze wszystkiemi obecnemi męż
czyznami tańcowała, aż nareszcie przyszła do JM C Dobrodzieia; ten przetańcowawszy z nią raz, przyprowadził ią do Pana Starosty, i oddał mu ią , nie tylko na ten Taniec, ale na całe życie;
na tym Polonezie skończyła się dla nas Panien te
go dnia zabawa. JM C Dobrodzika kazała nam pó y śćsp ać; poważne Panie wzięły Pannę Młodą, żeby ią zaprowadzić do pokoiow dla niey i dla Pana Młodego przeznaczonych; tam udały się wszystkie mężatki i powaźnieysi goście, i iak mi dziś powiadano., tam były ieszcze mowy przy oddawaniu Panny M łodey, podziękowania wi- mieniu Pana M łodego, kielichy koleyne, co po- z'no w noc trwało. — Wyborniem też spała po tern zmęczeniu; tańcowałam do upadłego, a pra- yvie ranie nic nogi nie bolą; tańcowałam ze wszyst
kie-
i55
mi, nay więcey iednak z Posłem Królewica, zKa- sztelanicem Kochanowskim, i wiele rozmawiał ze mną; był w Paryżu i w Lunewilu, dopiero rok iak z za granicy wrócił, spędził go przy Xięciu Kurlandzkim i bardzo wychwala swego Pryncypała. Jeśli ieszcze grzecznieyszy iak on, to niech go nie znam. Już się cieszę na wie*
czór, a wcześnie trzeba zacząć tańce;'w ostatni Wtorek do dwunastey tylko tańcować wolno.
Basi, a raczey Pani Starościny, (bo tak ią Pań
stwo zwać przykazali) ieszczem dziś nie widzia
ła; dziwno mi, że iey z nami niema; odziedzi
czyłam za to iey łóżko, iey stolik do roboty, wszystkie prawa starszeństwa; iuż mnie teraz wszyscy Panną Starościanką zwąć będą, a do
tąd wołano na mnie Panno Franciszko, a nay- częściey Franusiu. Jedno choć trochę wyna
grodzi drugie.'
D. 27^ l i t e g o w e Środę.
Już Popielec; szkoda! dopiero za rok takie tańce i zabawy będą. Już się goście zaczyna- ią Tozieżdzać, iuż Poseł Króla JMci wyiechał;
Państwo Młodzi wyiadą poiutrze, ale my ich odprowadziemy do Sulgostowa. Pan Starosta gości żadnych nie prosił, bo w post nie przy- stoią huczne zabawy, sama tylko będzie fami-
To/zz 7/^. N e r XXI. 11
— 15® —
lia j wprosił się iednak i Pan Kasztelanio pod pozorem towarzystwa szkolnęgo, iakoź w Lu- newilu rok ieszcze był r^ e m z Panami Swi- dzińskiemi, rok pierwszy swego tam pobytu, a ic'h ostatni bo nierównie od nich młodszy.
Bardzo się na Przenosiny cieszę, gdyżem cie
kawa wsi, pałacu, gospodarstwa nayukochan- szey Siostry. Z trudnością mi przychodzi przy- zwyczaiać się do zwania ią Panią Starościną, ale inaczey iuź mówić nie wypada. Państwo nawet tak ią nayczęściey zowią. Bardzo spo
ważniała po ślubie} bo też zawsze chodzi w kor
necie, na rogówce, w sukni z ogonem, -zdaie się, że iey kilka lat przybyło; smutna, mało mówiąca; nic dziwnego, żal iey.zapewne z do
mu rodzicielskiego wyieźdzać, i oddać się zu
pełnie męzczyzńie którego zna tak mało. To niezmiernie musi bydź rzecz przykra. Jeszcze bardzo nieśmiała z Panem Starostą, niktby nie zgadł, że to iey mąż; ieszcze go ani razu tak nie nazwała,, on iuź mówi o niey moia ionka, często do niey się przybliża, i więcey iuź z nią niśli z Państwe'm rozmawia. Poiu- trze iedziemy do Sulgostowa.
D. 9. M arca, w Sobotę.
Wróciliśmy wczora wieczór z Sulgostowa,
bardzo dobrze się zabawiłam, szkoda tylko że
— i57 —
Fani Starościna z nami nie "wróciła. Jaź tydzień minął iak na zawsze nasz Zamek opuściła. W przeszły Piątek kiedy iuż wszyscy goście się roziechali, ona raniuteńko poiechała do parafial
nego Kościoła naszego, do Lisowa, gdzie iest ołtarz S. Barbary, iey Patronki; tam zawiesiła pół serca szczerozłotego w dowód, źe tu na zawsze połowa iey afektów zostanie; potem pożegnała się z Proboszczem, z każdym z dwo
rzan i z dworskich z osobna, i każdemu da
ła iakiś upominek, od każdego dobre usłysza
ła słowo. Poszła potem do swego gospodar
stwa; swoie krow y, kury i gęsi darowała bie
dnemu gospodarzowi z Maleszowey, który nie dawno z całą chudobą pogorzat, dwie tylko kokoszki śliczne czubate i łabędzie prosiła że
by iey można do Sulgostowa odesłać; ptaszki swoie i kwiatki koło których bardzo starannie chodziła mnie oddała; nareszcie obeszła cały zamek od dołu do góry, iak gdyby z każdym kącikiem pożegnać się chciała. Naydłużey ba
wiła w Kaplicy i w nasżym panieńskim poko- iu. Gdyśtny na prędce iedli podróżne śniada- nie, rzęsiste trzaskanie z bicza słyszeć się da
ło, pokoiowiec oświadczył, że iuż wszystko go
towe; Fan Starosta szepnął żonie do ucha, źe
11*
i58
iechać trzeba; ona wtedy z wielkim płaczem rzuciła się do nóg Państwu dziękuiąc im za do- brodzieystwa przez lat ośmnaście doświadcza
ne, przepraszając ieśli ich w czem kiedykol
wiek obraziła, i świadcząc sig przed Bogiem, że niczego sobie nie życzy, tylko, tak bydź szczęśliwą w dalszem życiu, iak dotąd nią by
ła. Pierwszy raz widziałam JMC. Dobrodzieia plączącego;' o ! iak też oboie ią błogosławili;
serce rosło' słuchaiąc, a ktokolwiek był przy
tomny, płakał. Wyszliśmy na most, Kapitan podnieść go kazał, i nie chciał wypuścić Pani Młodey póki mu Pan Starosta nie dał bogate
go pierścienia, iako w zakład, że ią tu przy
wiezie ; przez ten czas przypatrywałam się e- kwipażom Pana Młodego; paradne; iedna kare
ta żółta, trypą ponsowg wybita na dwie oso
by, druga landara na cztery, kolaska do lek- kiey podróży, i bryczek kilka. Konie śliczne, osobliwie sześć siwych iabłkowitych u źółtey ka
rety. W tey Państwo młodzi poiechali ęąm na sam, i uwierzyłam czemu wierzyć nie chciałąm;
za niemi szły poiazdy z froncymerem, a my na o-
statku. P. Starościna tak płakała, że słychać było
iey szlochania, ale bo też wielu z dworskich,
159
kilku z chłopstwa, o parę stay ią odprowa
dzali, błogosławiąc głośno, co miała pieniędzy to im rzuciła, i Pan Starosta sypnął także su
t o , a pierwey ieszcze od Szafarza do pomy- waczki, od Marszałka do stróża, każdego ob
darzył podarkiem. Gdziekolwiek stanęliśmy na popasie albo na noclegu, wszystko staraniem Pana Młodego iuż było gotowe; Zyd wyforo- wany z karczmy, z betami i z bachorami swe- mi, stoły \zastawne, liberya; nareszcie drugie
go dnia wieczorem, wiechaliśmy do Sulgosto- wa; iuż z popasu Pan Woiewoda z Xiędzem Wincentym wyiechali naypierwsi żeby Panią Starościnę na iey nowosiedlinąch przyiąć; na granicy Sulgostowskiey gromada wieyska z Soł
tysem na czele zatrzymała karetę Państwa Mło
dych, ofiarowano iey chleby, a ieden ze sta
rych Gospodarzy miał oracyą, po którey wszy
scy krzyknęli: „Niech żyią sto lat Nowożeń
cy!” za ich wiazdem na dziedziniec , kompania Huzarów, którą Pan Starosta na dworze swo
im trzyma, dała ognia z ręczney strzelby, Ka
pitan "salutował ich oboie. Przed drzwiami stał
Pan Woiewoda z synowcem, stał dwór cały, i
wszyscy radośnie i uprzeymie Panią Młodą wi-
— i6o —
tali. Skorośmy weszli do pałacu, Pan Starosta przyniósł żonie swoiey ogromny pęk kluczy, oddaiąc pod iey dozor dom cały.- Zaraz ną- zaiutrz Pani Starościna obięła rządy i gospo
darstwo; i doprawdy, dziwić się należało, iak iey wszystko szło iak z płatka;,ale bo też od małego dziecka JMC. Dobrodzika, iako naystar- szą córkę przyzwyczaiła do wyręczania siebie.
Sulgostów w innem położeniu -iak Maleszowa, pałac nie Zamek, ale wesoło i okazale; dwór litfzny, stół dobry, dom zasobny, a co naywa- Źnieysza, wszyscy kochaney Siostrze przychylni;
iuż widzę że wkrótce po naszym Zańiku się odtęschni.' Naiadłam się i napiłam w Sulgosto- wie wielu dobrych rzeczy, a między innemi Kawy; Państwo nie lubią tego modnego trun
ku, który się nie zbyt dawno w Polsce ziawił, i u nas daią go tylko w tenczas kiedy są zna
komici goście; ma też bydż bardzo niezdrowy dla młodych Panien szczególniey, krew i płeć psuie, i ia dotąd tylko parę razy iakby na żart go skosztowałam. Ale w Sulgostowie napiłąm iey się do woli, cała familia Pana Starosty prze
pada za tym trunkiem, i na prośby iego i mnie Państwo codzień filiżankę wypić pozwalali.—
Śmiano się z Pani Starościny, że nie będzie
— i6 i —
mogła iak owa żona w wierszach naszey Po
etki, Pani Druźbackiey zarzucić Mężowi:
Kawy w moim domu nie znaydzie trzech ziarnek, Piw a m i z serem kaźe zagrzać garnek;,
i utworzyć sobie z tego punkt do rozwodu. — Bardzo nam było smutno powracać. Rozwese
lał mnie tylko Kasztelanie, który nam konno ca
ły czas towarzyszył; prawdziwie słusznie S zar
manckim go zowią. Jakiż to musi bydź Pryn- cypał iego!... Pani Starościna bardzo płakała że- gnaiąc się z nami. W Maleszowey ieszczem się nie rozpatrzyła, bośmy wieczór przyiechali, a dziś raniutko to piszę; iuź wiem naprzód, że mi przez iakiś czas bardzo smutno będzie.
D. 12 Marca we Wtorek.
Zupełniem zgadła, bardzo smutno bez nay- nkoćhańszey siostry, takie pustki w zamku, iak gdyby nikogo nie było r zdaie się że z sobą cały dwór nasz, całą wesołość zabrała. I Państwo bardzo tęschnią ; ona iako naystarsza, naywięcey do nich zbliżoną była', tysiączne im czyniła przy
sługi, i a-lubo się staram ią zastąpić, przecież a- ni JMC Dobrodzieibwi tak dobrze lulki nałożyć nie umiem, ani JMC Dobrodzice tak zręcznie do
bierać kolorów do haftu; z czasem, da Bóg, że się wprawię; nie wiem iednak czy kiedy wyró
wnam Basi? (bo choć na ten raz tak ią nazwać
i6 z
muszę) Lubo chcę szczerze, o wielu rzeczach' zapominam, a ona tak o wśzystkiem pamiętać umiała! Jak ią też mile cały dwór wspomina!
Ciągła ieszcze o niey mowa. Już Państwo dziś wysyłaią pokoiowca do Sulgostowa by się o iey zdrowiu i powodzeniu dowiedzieć; formalna by
ła lukta między niemi który* ma iechać, każdy miał nięzmyśloną ochotę; a Michał Chronowski który dopiero iutro do Opola ma wyieżdzać, ża
łował że iuź nie iest pokoiowcem. Bardzo smu
tno w Maleszowskim Zamku. Kasztelanie poie- chał, a przez te trzy dni nikt nie był prócz dwóch Kwestarzy i iednego Szlachcica z sąsiedztwa, który przyiechał prezentować Państwu, młodą żonę swoię, bo był niegdyś na ich dworze. Bar
dzo dorzeczy zdaie się człowiek. „Moie serce, powiedział do żony, która z wielkiey nieśmiało-
„ści ledwie dwa razy otworzyła usta, ieśli będę
„dobrym Mężem i Oycem, Panu Staroście za to
„dziękuy, i temu oto Panu Marszalkowi, pier-
„wszy mi strofo wań, drugi plag z młodu nie
„szczędził.” Podobała mi się ta szczerość iego;
udarowali go Państwo wspaniale. Z resztą nikt
nie był; cicho, głucho, smutno, iak to zwyczśy-
nie po wielkiey wesołości i wrzawie; iednak iuź
raz uśmiałam się serdecznie. JMC Dobrodzika
— 163 —
całą garderobę Panieńską Pani Starościny, Pan- ńom respektowym i służebnym rozdała; przez czas niebytności naszey, każda z tych datków*
cóś sobie zrobiła, to iub'kę, to kontusik, to far-, tuch, to salopkę, i wszystkie iakby namówione wystąpiły w tych stroiach w Niedzielę; gdzie rzucić było okiem u stołu, wszędzie był szczą
tek garderoby Basi; postrzegł to pierwszy A2a- cieńko; westchnął okropnie, a zapytany, odpo
wiedział: źe boleie nad tem rozszarpaniem chu
doby ś. p. Panny Barbary; wszyscy w śmiech;
ia zTeklusią naybardziey; aż nas łaiał JMC Do- brodziey, i przypomniał nam to starodawne przy
słowie: „Przy stole iak w Kościele.” Ale iakże się śmiać niebyło?
CDalszy Ciąg nastąpiJ
II.
P O W I E Ś C I .
MIEDOLA i pociecha