• Nie Znaleziono Wyników

Jaskółka Śląska, 2015, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jaskółka Śląska, 2015, nr 3"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

SCHLESISCHE SCHWALBE SLEZSKÁ VLAŠTOVKA SILESIAN SWALLOW

MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 3/2015 ISNN 1232-8383 NAKŁAD 24.000 EGZ.

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

RAŚ dla każdego

RAŚ jest organizacją dla każdego, komu zależy na rozwoju naszego regionu. Jeśli dostrzegasz korzyśc z wprowadzenia autonomii i nie chcesz siedzieć z założonymi ręka- mi, przyłącz się do nas. Wykaz tere- nowych kół RAŚ

 ➣strona 5

ŚLŌNSKŎ SZWALBKA

Prawdziwa gratka dla czytelników! Trze- cia część nigdzie dotąd niepublikowanego pamiętnika zabrzanina z lat 1944-45 znale- zionego na zabrzańskim strychu. Opowieść o życiu w okupowanym przez Armię Czer- woną mieście, przeżycia i emocje bohate- rów. Zapraszamy do lektury ➣strona 6 O powrocie Mirosława Sekuły w roli żandarma

pilnującego na Górnym Śląsku spraw centrali, o praktyce zatrudniania partyjnych nominantów i o planach mnożenia stanowisk przez rządzą- cą w regionie partię w comiesięcznym felietonie Wiadomo z góry Jerzy Gorzelik. ➣strona 3

Marszałkowska agencja

zatrudnienia Pamiętnik znaleziony

w Zabrzu

Temat numeru

Budowniczy zgody?

Nie na Śląsku

Rok 2010 był rokiem szcze- gólnym. Splot różnorakich wydarzeń politycznych, po- cząwszy od katastrofy smo- leńskiej, na wyborach sa- morządowych skończywszy, spowodował, że w środowi- skach, które od lat działały na rzecz śląskiej kultury, tożsa- mości i emancypacji, powiało optymizmem. Wydawało się, że oto wreszcie

„sprawa śląska” zostanie posunięta naprzód.

Oczywiście większość osób była świadoma, że upłynie jeszcze parę lat, zanim Ślązacy poczują się na Śląsku jak u siebie w domu.

I – co bardziej niecierpliwi – bardzo chcieli- by by sprawy śląskiego języka regionalnego, narodowości czy autonomii dostały prawdzi- wego „szwōngu”. Tak się jednak nie stało.

Mało tego. Dziś jesteśmy o wiele dalej tego do czego dążymy, niż przed 5 laty, a jednym z tych, którzy się do tego przyczynili w naj- większym stopniu, jest Prezydent Rzeczpo- spolitej Polskiej.

Początek prezydenckiej kampanii w roku 2010 był okresem prawyborów w Platformie Obywatel- skiej. W szranki stanęli ówczesny minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, i marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski. To właśnie wtedy, w czasie prawyborczej kampanii, Komorowski obiecał, że będzie wspierał inicjatywę nadania śląskiej mowie statusu języka regionalnego. Gdy po smoleńskich wydarzeniach przyspieszono prezydenckie wybory, wielu Ślązaków głosowało na kandydata PO nie tylko z powodu niechęci do jego przeciwnika, Jarosława Kaczyńskiego, ale

też w związku z jego wcześniejszymi obietnicami.

Dlatego wygrana Bronisława Komorowskiego, w drugiej turze wyborów, przyjęta była na Śląsku z umiarkowanym zadowoleniem i nadzieją na lep- sze czasy dla „gŏdki”. Jeszcze wczesną jesienią Dziennik Zachodni donosił: „Bój o śląską godkę nie jest tak łatwy, ale wiele wskazuje, że właśnie w tej kadencji Sejmu otrzyma on status języka regionalnego. Inicjatywa ta ma jednego ważnego zwolennika. Jest nim prezydent RP Bronisław

Komorowski, który jeszcze w czasie kampanii wyborczej zadeklarował wsparcie (…)”. Poseł PO, Marek Plura, który przez parę lat zabiegał o uznanie śląskiego języka regionalnego, plano- wał wówczas, że „od września 2012 roku dzieci na Śląsku będą się mogły uczyć w szkole języka śląskiego”. W takiej atmosferze przeprowadzono listopadowe wybory samorządowe, a dobry wy- nik, jaki w nich osiągnął Ruch Autonomii Śląska (po raz pierwszy w historii wprowadził swoich

radnych do Sejmiku) jeszcze bardziej wzmógł nadzieje, że wreszcie Ślązacy będą mieli z górki.

I właśnie wtedy nastąpił pierwszy zgrzyt.

Prezydent Komorowski w czasie wizyty w Bie- runiu z okazji Barbórki, wypowiedział się zdecy- dowanie przeciw planowanej wówczas koalicji PO-PSL-RAŚ. Trzeba stwierdzić, że przypadek by głowa państwa zajmowała się kwestiami ko- alicji na szczeblu wojewódzkim, nie miał swojego odpowiednika w najnowszej historii Polski. Po uchwaleniu obecnej Konstytucji w 1997 r., na- stąpiła praktyka, że Prezydent nie zabiera głosu nawet w kwestiach koalicji rządowej. Oczywi- ście w myśl prawa konstytucyjnego to on właśnie desygnuje premiera, ale zawsze jest to osoba wskazana przez większość parlamentarną. Tym razem jednak prezydent wystąpił przeciwko do- bremu obyczajowi, zgodnie z którym powinien być tylko niezależnym arbitrem. Jak zapewne wszyscy pamiętają, wówczas regionalne władze PO zlekceważyły zdanie prezydenta i koalicja jedna została zawarta. 4 lata później przedstawi- ciele tej partii przekonywali jednak, że to właśnie Kancelaria Prezydenta zaprotestowała przeciwko nowej koalicji z RAŚ. I właśnie z tego powodu do tej koalicji nie doszło. I choć nikt tych słów nie potwierdził, nikt również im nie zaprzeczył.

Zresztą prezydent w sprawach Śląska rzadko zabiera głos osobiście. Zwykle, w jego imieniu, robi to jakiś parlamentarzysta Platformy Obywa- telskiej, który był obecny na jakimś zamkniętym spotkaniu z głową państwa i pragnie podzielić się z opinią publiczną tym co tam usłyszał. W ostat- nim czasie z takiego fortelu skorzystała posłan- ka Danuta Pietraszewska, która po spotkaniu z prezydentem zapowiedziała, że chce on wes-

➣cd. na str. 3 Komentarz

Prawda ukryta za szczeliną, czyli Muzeum Śląskie przyjazne politykom

Wraca sprawa wystawy stałej w Muzeum Śląskim. Wystawy, przez którą pracę stracił ów- czesny dyrektor Leszek Jo- dliński, wraca także sprawca całego zamieszania, były mar- szałek Mirosław Sekuła.

Nad wystawą stałą dotyczącą historii Górnego Śląska ciemne chmury wiszą od momentu powstania jej kon- cepcji. W 2012 roku, ówczesny marszałek Mi- rosław Sekuła, zarzucał Leszkowi Jodlińskie- mu, wtedy dyrektorowi placówki, że jest za mało polska, a koncepcję storpedował też powołany przez arcybiskupa Wiktora Skworca zespół hi- storyków i politycy PO, PiS i SLD. W efekcie tego z początkiem roku 2013 Jodliński pożegnał

się ze stanowiskiem dyrektora Muzeum Śląskie- go. Rok później dobiegła końca kadencja Miro- sława Sekuły na stanowisku marszałka.

Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że to ko- niec politycznej kariery marszałka na Śląsku.

Po niecałym roku, ten który tak pilnie strzegł polskości Śląska, z początkiem marca wraca do urzędu marszałkowskiego. Jednym z jego za- dań jest czuwanie nad spokojnym przebiegiem prac przy otwarciu Muzeum Śląskiego. – Oto powstała funkcja superrewizora, supercenzo- ra, superurzędnika do spraw dla województwa beznadziejnych i kłopotliwych – komentuje ten fakt Leszek Jodliński.

Pan Sekuła może być jednak spokojny. Obec- na dyrektor placówki, Alicja Knast, nie zamierza sprzeciwiać się woli warszawskich mocodawców.

Do tego stopnia, że oryginalna maszyna parowa,

która miała otwierać wystawę zastąpiona zosta- nie… szklanym erzatzem.

Doszło do tego, że z polecenia polityków przemilczana będzie trudna historia Górnego Śląska, bo wystawa ma być neutralna, jak to mówi dyrektor Knast. A kontrowersje? Będzie gilotyna ale... – Zajrzy tam tylko ten, kto ze- chce i to przez niewielką szczelinę – mówi- ła w wywiadzie dla Gazety Wyborczej Alicja Knast. Leszek Jodliński nie ukrywa zdumie- nia: – Będzie to pierwsza neutralna wystawa w dziejach muzealnictwa światowego – pisze na swoim blogu. I pyta: W czym neutralna?

W niemówieniu? W przemilczaniu? W poda- waniu dat, które nic nie znaczą? Sami zainte- resowani mówili jeszcze dwa lata temu, że nie ma czegoś takiego jak narracja bez kontekstu, bez odwołań.

Otwarcie Muzeum Śląskiego przewidziane jest na czerwiec. Nie wiadomo, czy muzealnicy zdążą przygotować wszystko do tego czasu. Jedno jest pewne, to, co zostało z idei wielkiego otwarcia i ma- szyny parowej jako symbolu zmian, brzmi w obec- nej formie wystawy karykaturalnie i żałośnie. Dzię- ki politycznej interwencji supercenzora Mirosława Sekuły podróż po fascynujących losach Górnego Śląska zakończymy, jak pisze Jodliński, w markow- ni, gdzie jakoś będzie bliżej tej wystawie i do War- szawy i do Gdańska. Ale czy znajdzie się miejsce, żeby powiedzieć gościom z Polski, zagranicy, ale także tym, którzy na Śląsk przyjechali sporo po II Wojnie Światowej, dlaczego babcia w dokumen- tach ma Łucja, a wołają na nią Erna, a dziadek jest Wiluś (Wilhelm) a w dowodzie widnieje Józef? Bo przecież z Polską przyszła tylko radość, wolność i dobrobyt …

Wizytom prezydenta Komorowskiego na Górnym Śląsku zawsze towarzyszą obiet- nice, puste obietnice.

Jacek Tomaszewski

Rafał Adamus

(2)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

2 AKTUALNOŚCI

Strefa absurdu Okiem naczelnej

Szeremietiew

i separatystyczne

bzdury

Ostatnio coraz częściej myślę przyszłości Górnego Ślą- ska, naszej organizacji i czasem mam ochotę tak po pro- stu dać sobie spokój. Rzucić wszystko i patrzeć z boku.

Nie, nawet nie patrzeć, odwrócić głowę i udawać, że nie widzę. Ochota przychodzi tym bardziej, gdy czytam wypo- wiedzi prominentnych polityków z profesorskimi tytułami w stylu: „(…) na Dolnym Śląsku od kilkunastu lat prowadzi działalność Ruch Autonomii Śląska, który wysyłał pisma do ambasadora Federacji Rosyjskiej, prosząc, aby Rosja nie mierzyła rakietami w Śląsk, bo jak argumentowano, Śląsk nie ma nic wspólnego z rusofobiczną Polską itd.”

A dziennikarz łyka takie kawałki bez zająknięcia. Pytanie, czy chce ośmieszyć rozmówcę, czy siebie? Niestety taka pisanina na dłuższą metę jest niebezpieczna, nie dla pożal się Boże dzien- nikarzyny, ale dla tych, o których te bzdury publikują.

Bo co się stało ze słowem autonomia, gdy RAŚ wszedł do sejmiku w 2010 roku? Poza granicami Polski hasło autonomia znaczy niezależność, głębo- ką samorządność w ramach jakiegoś organizmu państwowego. W Polsce to separatyzm i chęć odłączenia się od państwa. Dlaczego? Ano dlatego, że m. in. sądy i pseudoetyka dziennikarska pozwalają na takie polityczne manipulacje. Kiedy RAŚ skierował do sądu sprawę przeciw Grzegorzowi Napieralskiemu za nazwanie RAŚ organizacją separatystyczną, sąd nie dopatrzył się szkalowania dobrego wizerunku stowarzyszenia.

Ofiarą separatystycznej nagonki stał się także SONŚ, któremu nakazano zmienić nazwę albo się rozwiązać, w czym, jak wszyscy wiemy, maczał pal- ce Sąd Najwyższy. Co się w tym państwie dzieje? Czy my, ludzie pragnący wprowadzać do polityki wysokie standardy moralne, pracujący najczęściej jako wolontariusze na rzecz lokalnych społeczności, chcący otworzyć reszcie oczy na wyborcze kłamstwa polityków partii ogólnopolskich i manipulacje opinią publiczną, stanowimy tak wielkie zagrożenie dla polityki centralnego zarządzania państwem? Tak bardzo, że trzeba w te manipulacje wciągać dziennikarzy a nawet sądy? Na łamach „Jaskółki Śląskiej” nie ma kłamstw ani manipulacji. Tutaj publikujemy, co prawda nasze wyobrażenie Górnego Śląska i polityki regionalnej, ale bez wypaczeń i niedopowiedzeń. Tylko tutaj poznacie Państwo wizję Śląska prezentowaną przez RAŚ.

Monika Kassner redaktor naczelna

Uczestnicy VIII Kongresu Zwyczajnego Ruchu Autonomii Śląska.

Ostatnio odkryto nieznany szkic Jana Matejki do obrazu „Hołd górnośląski"

JK

Nasze sprawy

Kongres RAŚ: nowe władze i wyzwania

Jerzy Gorzelik po- nownie przewod- niczącym stowa- rzyszenia. Kongres przyjął także dwie ważne rezolucje programowe, wy- znaczające nowe kierunki działalno- ści RAŚ.

– Walczymy z tym, żeby odkleić łatki, które przypięto nam w ostatnim cza- sie. Chcemy pokazać, że chcemy do- bra naszego regionu – mówił podczas otwarcia kongresu Dariusz Skrobol, bur- mistrz Pszczyny i członek Ruchu Auto- nomii Śląska.

Nowe władze RAŚ

Jednym z najważniejszych zadań tego kongresu był wybór nowych władz.

98 delegatów ponownie wybrało na przewodniczącego Jerzego Gorzelika.

Wybrano także nowych członków Rady Naczelnej i Zarządu, Komisji Rewizyj- nej i Sądu Koleżeńskiego. Ze składem osobowym tych ciał statutowych można zapoznać na stronie 5.

Stwórzmy wspólnie polityczną siłę, która przejmie odpowiedzialność za Górny Śląsk!

Kongres przyjął dwie rezolucji progra- mowych. Jedna z nich odnosi się do po- mysłu powołania do życia partii regional- nej. Na drodze ku odrodzeniu regionu jest również miejsce dla innych. Apelujemy do

górnośląskich organizacji i środowisk, do ludzi samorządu i innych aktorów życia publicznego: stwórzmy wspólnie politycz- ną siłę, która przejmie odpowiedzialność za Górny Śląsk! – czytamy w przyjętej przez kongres rezolucji programowej.

Druga to zaproszenie do wspólnego działania przedstawicieli regionalnych stowarzyszeń czy ugrupowań z innych polskich regionów. Odniesiono się w niej do doświadczenia autonomii wo- jewództwa śląskiego, które może stać się fundamentem nowoczesnej Polski Regionów państwa bliskiego i przyja- znego obywatelom. Rozwiązanie, które w międzywojniu było przywilejem jedne- go województwa, dziś winno stanowić prawo każdej wspólnoty regionalnej.

Jacek Tomaszewski

Fot. Adam Korzeniowski

Kartka z kalendarza

25 urodziny Ruchu

Autonomii Śląska

Kiedy 25 lat temu w piwnicy kościo- ła Św. Jadwigi Ślą- skiej w Rybniku grupa ludzi zawią- zywała Ruch Auto- nomii Śląska, nie mogła sobie wtedy zdawać sprawy, jak wielki ślad odcisną na śląskiej scenie politycznej. Założy- cielami, o których koniecznie musi- my pamiętać, byli: ks. Henryk Jośko, Stanisław Hanak, Jan Majwald, Wła- dysław Salamon i Henryk Morgała, Jan Gojny, Kazimierz Idzikowski, Ryszard Klinger, Rudolf Kołodziej- czyk, Karol Moczko, Paweł Musioł, Stanisław Rduch, Karol Solich oraz Maria i Janusz Śmietanowie.

W podpisanej jeszcze w 1990 roku de- klaracji „Ruch na rzecz pełnej autonomii Śląska” żądali przywrócenia autonomii przedwojennej. Dzisiaj dzieło, które za- początkowali, ma zgoła inny cel. Żyje- my wszyscy w zmieniającym się świecie i wiemy już, że tego, co było, nie można bezmyślnie kalkować – należy jednak czerpać wzory z przeszłości.

Pierwsza dekada istnienia Ruchu Autonomii Śląska na scenie społecz- no-politycznej nieodłącznie związana jest z kolebką stowarzyszenia – zie- mią rybnicką. To w Rybniku znajdo- wała się siedziba RAŚ, którą kierowa- li mieszkający tu wspomniany Paweł Andrzej Musioł, Rudolf Kołodziejczyk, Zenon Wieczorek i Krzysztof Klucz- niok. W tym czasie RAŚ nawiązał także pierwsze kontakty międzyna- rodowe z podobnymi organizacjami europejskimi w Czechach (także na

Morawach), Wielkiej Brytanii, we Wło- szech i Francji.

Druga dekada, tj. lata 2005-2015, upływa pod znakiem rozbudowy struk- tur, początku drogi do współrządzenia regionem oraz nabywania doświad- czeń. Dziesiątki radnych różnych szczebli, których wymienić nie sposób, w trakcie swojej kariery szło pod sztan- darem RAŚ, zachowując wierność swo- im poglądom. RAŚ wymagał od nich przywiązania do własnej ziemi i pracy jej rzecz.

Rok 2010 był przełomowy dla na- szego stowarzyszenia – RAŚ jako pierwszy łamie monopol partii ogól- nopolskich i wprowadza posłów do sejmiku województwa z listy poza- partyjnej. Naszymi reprezentantami w tamtej kadencji byli: Jerzy Gorzelik,

Janusz Wita oraz Henryk Mercik. Przy- kładną pracą w Zarządzie Wojewódz- twa, a także honorowym zerwaniem koalicji dwa lata później zjednali sobie Andrzeja Sławika, ceniącego ich ślą- ską rzetelność. Wspólnie założyli klub radnych. Cztery lata później RAŚ po raz kolejny wprowadza do sejmiku tym razem czterech już radnych, potwier- dzając swoją pozycję na regionalnej scenie politycznej.

Nie możemy wywróżyć, co przynie- sie przyszłość. Jakie problemy RAŚ będzie musiał rozwiązać, aby po raz kolejny udowodnić wszystkim, iż zasłu- guje na zaufanie, które wyborcy w nim pokładają. Jedna rzecz pozwala nam jednak patrzeć optymistycznie w przy- szłość – za nami 25 lat richtig solidnej, śląskiej pracy.

Tomasz Jarecki

Rybnicki kościół pod wezwaniem św. Jadwigi Śląskiej w dzielni- cy Nowiny, w którego podziemiach 13 stycznia 1990 r. podpisano dokument powołujący do życia Ruch Autonomii Śląska.

Fot. Pleple2000 CC BY-SA 3.0

Z gazet naszych ōpkōw i ōmek

Walka z klipą na górnośląskich podwórkach

Nadchodzą dni ciepłe , a zarazem i szkaradny zwyczaj gry u dzieci tak zwanej „klipa” . Zwracamy więc na to uwagę rodziców, jak i opiekunów dzieci, aby od tego niebezpieczne- go zwyczaju powstrzymać, gdyż już bardzo wiele było stąd wypadków i niejedno oko stało się ofiarą „kli- py” i wypłynęło nie tylko u samych grających i bawiących się dzieci, ale i przechodniów. Coś podobnego po- winna nawet policja ostro zakazy- wać i karać!

„Gazeta Górnośląska”

29 IV 1882 r.

Klipa to podłużny kawałek drewna ok.

20-30 cm z dwiema ostro zakończony- mi końcówkami, a sama gra polegała na wyrzucaniu klipy z dołka (ducki) za pomocą 50 cm kija (kosturek) w kierun- ku przeciwnej grupy grających, którzy stali naprzeciw i starali się złapać rękami wyrzuconą w ich kierunku wirującą klipę.

Jeśli nie złapali i klipa upadła na ziemię, to była następnie przez wyrzucającego podbijana kijem w ostro zakończone końcówki i odrzucana jak najdalej od miejsca upadku itd. Gra dość złożona, ale bardzo popularna jeszcze na począt- ku lat siedemdziesiątych ubiegłego wie- ku. (przyp. red.) Marian Kulik

(3)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

AKTUALNOŚCI 3

przeć ślōnskŏ gŏdka, ale nie jako język regionalny ale gwarę będącą częścią języka polskiego. Wydaje się, że po tym co wydarzyło się przed pięcioma laty, niewiele osób teraz w to uwierzy.

Podobne przecieki do mediów miały miejsce w maju 2012 r., gdy w prezy- denckim zameczku w Wiśle zorgani- zowano „tajne” spotkanie prezydenta ze śląską Platformą Obywatelska. Gdy prezydent jednak zabiera głos w spra- wach śląskich, mówi zwykle o polsko- ści na Śląsku, bądź o tym, że „końco- wym autorytetem” w sprawach śląskiej mowy jest dla niego pani senator Ma- ria Pańczyk-Pozdziej, osoba z jednej strony zasłużona do propagowania śląskiej mowy, szczególnie w latach 90-tych XX w., poprzez doroczne kon- kursy gwary, z drugiej jednak zdecy- dowany przeciwnik śląskiego języka regionalnego, jego kodyfikacji i – zda- je się – zwolennik zamknięcia gŏdki w skansenie.

Prócz niespełnionych wyborczych obietnic, największą bolączką pre- zydenta w sprawach śląskich trze- ba z pewnością uznać właśnie tak jednoznaczne wpieranie jednej ze stron dyskursu na temat przyszłości Śląska i jego miejsca w Rzeczpo- spolitej. Tak jednoznaczne stano- wisko zajmował nawet gdy w jego rodzimej partii, Platformie Obywa- telskiej, stanowiska były różne.

W ten sposób ignorował np. po- sła Plurę czy wszystkich wyborców PO, którym bliskie jest dobro Ślą- ska. W ten sposób podgrzewał też konflikt, który w 2010 roku zdawał się dogorywać. Konflikt, który od lat stoi na drodze normalizacji ślą- skiej kultury i tożsamości oraz który powoduje, że Ślązacy wciąż czują się obywatelami drugiej kategorii.

W kontekście tego hasło wyborcze Bronisława Komorowskiego „Zgoda i bezpieczeństwo” brzmi grotesko- wo. Wszak nikt nie zrobił więcej do zniszczenia śląskiej zgody niż on.

Temat numeru

Mistrz niespełnionych obietnic

cd. ze str. 1

Dokąd zmierza śląskie górnictwo?

Pomysł, odwaga i ślōnsko praca

Wielkie rzeczy i niebanalne suk- cesy niezależnie od epoki wymaga- ją pewnych składo- wych, bez których nie da się ich osią- gnąć: pomysłu, od- wagi oraz pracy.

Przemiana cywili- zacyjna na Górnym Śląsku w XIX w., za sprawą narodzin ciężkiego prze- mysłu, była właśnie owocem śmia- łego pomysłu wspartego wiedzą, wdrożonego w życie dzięki odwa- dze w zmienianiu i przełamywaniu dotychczasowych schematów, a także ogromnej pracy – ciężkiej śląskiej pracy. Dzięki połączeniu trzech składników stworzono tak ogromną wartość , że korzystamy z niej nawet 200 lat później.

Stare rolnicze wzorce zastąpiono no- wymi – przemysłowymi. Zmieniły one rytm życia, wartości, sposób spoglą- dania na otaczający świat – bez prece- densu zmieniły nasz śląski dom. Czę- sto w mojej głowie pojawia się pytanie o to, jak wyglądałby nasz górnoślą- ski antryj, wielko izba i zegroda, je- żeli 200 lat temu Donnersmarckowie i im podobni wystraszyliby się odejścia od sprawdzonego i pewnego zarob- kowania na swoich niemałych folwar- kach. Można by wysnuć wniosek, że ciągle, średnio rzecz biorąc, wyższe niż w Polsce zarobki na Górnym Ślą- sku są po części skutkiem tego, jak urządzona i zorganizowana jest ta ślą- sko chaupa, w której aranżacji wnętrz dokonano 200 lat temu.

Mobilniok bez knefla

Świat się zmienia, mknie do przodu niczym Pendolino z Bohumina do Pra- gi, a ostatnimi czasy już nawet z Ka- towic do Gdańska. Przemysł i praca ludzkich rąk mogą i stają się o tyle bardziej wartościowe, o ile stoi za nimi dobra wiedza i ta jak mantra powta- rzana „innowacja”. Jej brak zabija…

i pracę i wysiłek. Wyrazisty przykład można znaleźć po drugiej stronie Bał- tyku, w kraju św. Mikołaja. Fińska No- kia tak solidnie i z zapałem budowała telefony komórkowe, że nie zauważy- ła, gdy na świecie coraz mniej osób poszukiwało tych słynnych, nieznisz-

czalnych telefonów. Nagle, by usatys- fakcjonować całe społeczeństwa, wy- starczyło położyć na ladę lelawego, pękającego i niemożliwego w obsłudze przy sznitce z tustym smartfona. Jest to oczywiście tylko przykład pewnego mechanizmu działającego w biznesie niezależnie od branży.

Chudnijmy jak RPA

Te sielskie rozmyślanie o śląskiej chaupie przerwały ostatnie dwa wy- darzenia w górnictwie: strajki w Kom- panii Węglowej oraz strajki w JSW.

Finansowe problemy z płynnością w spółkach wyciągnęły ludzi na ulice.

Wyniki górnictwa stały się tematem pierwszych stron gazet, a eksper- ci odłożyli specyfikacje techniczne lasów brzozowych i rozpoczęli stu- dia nad efektywnością wydobycia w ślōnskich grubach. Związkowcy i część establishmentu o przyczyny oskarżyło zarządy spółek i przejada- nie korzyści. Media starały się odro- bić zadanie domowe i wskazywały na szerszą skalę zjawiska, patologie w branży i nie najciekawszą sytuację na rynkach światowych. Dyskutowano, prezentowano i krzyczano, ale nikt nie zdołał chyba do końca pokazać ska- li zjawiska. Nie na naszym placu, nie w walczącej z globalnym ociepleniem Europie, ale na świecie. W ubiegłym

roku 40% światowego górnictwa nie potrafiło przy niskich cenach pokryć kosztu wydobycia – mam na myśli też te australijskie i te w RPA. Fundusze rezerwowe tych kopalń zasilają bieżą- ce braki w kasie (taki fundusz JSW de facto zlikwidowała kupując od Kompa- nii na polecenie właściciela kopalnię Knurów-Szczygłowice), a załoga cały czas pracuje nad wynalezieniem takich knifów, które pozwolą wydobywać wę- giel taniej. Śląskie kopalnie mają na tym polu niesamowity potencjał. Przy- kład? Na świecie średnio rzecz biorąc 85% pracowników kopalń pracuje pod ziemią – na Śląsku tylko 65%.

Quo vadis gruby?

Zmiana czegokolwiek na lepsze, zawsze wymaga uświadomienia so- bie, że jednak nie jest najlepiej. Czy ostatnie wstrząsy w światowym gór- nictwie przypomniały nam, że jednak praca na grubie nie jest dana raz na zawsze i można ją stracić? Czy ślą- ska kopalnia może stać się kiedyś przykładem doskonalenia procesów, procedur, technik wydobycia? Czy śląskie pomysły na wydobycie moż- na sprzedaż drożej niż sam węgiel?

Czy górnictwo dojrzało do tego by się zrewolucjonizować? Odpowiedzi na te pytania znajdą Państwo w kolejnej Jaskółce Śląskiej.

Marcin Bartosz

Źródło: tvp.info Fot. ARC Źródło: nettg.pl

KWK Budryk – jedna ze strajkujących w styczniu 2015 r. kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Wiadomo z góry

Marszałkowska

agencja

zatrudnienia

Przez kilka mie- sięcy, które upły- nęły od wyborów samorządowych, wielokrotnie py- tano mnie o losy byłego marszałka Mirosława Sekuły.

Cóż stało się z po- litykiem, którego li- der regionalnych struktur Platformy Obywatelskiej, Tomasz Tomczykie- wicz, za pośrednictwem radia poin- formował, że nie jest przewidziany do pełnienia funkcji w kolejnej kadencji?

Domysłów i plotek było sporo. A to, że za upór w pacyfikowaniu śląskiego regiona- lizmu przygarnie go do swej kancelarii Bronisław Komorowski. A to, że znalazł zatrudnienie w dyplomacji albo w Mini- sterstwie Zdrowia. Nic z tych rzeczy.

Mirosław Sekuła ponownie pojawił się w Urzędzie Marszałkowskim. Tym razem jako pełnomocnik obecnego mar- szałka. Ponoć od kluczowych inwestycji wojewódzkich. Zatem były marszałek ma nadzorować pracę obecnych członków zarządu województwa. Ci z kolei nadzo- rują pracę spółki powołanej w czasach rządów pana Sekuły do dokończenia modernizacji Stadionu Śląskiego czy Muzeum Śląskie, które w czerwcu ma otworzyć podwoje swej nowej siedziby.

Prawdziwy Sekułowy przekładaniec. Sy- tuacji tej pikanterii dodaje fakt, że jesz- cze w czerwcu ubiegłego roku ten sam Mirosław Sekuła odrzucił wniosek o po- wołanie pełnomocnika do spraw polity- ki rowerowej, tłumacząc odmowę nie- chęcią do tworzenia nowych stanowisk w administracji. Podobnej odpowiedzi udzielił obecny zarząd województwa, kiedy wniosek ponowiono.

Władze województwa mogą wyjść z twarzą z tej niezręcznej sytuacji. Wy- starczy powierzyć Mirosławowi Sekule…

zadanie koordynacji polityki rowerowej.

Przecież nie dalej jak przed rokiem,

w odpowiedzi na pogłoski o dyskrymi- nacji rowerzystów w Urzędzie Marszał- kowskim, przed obiektywami kamer zaje- chał do pracy na dwóch kółkach. Szkoda byłoby zmarnować taki zapał. Na razie nowy pełnomocnik w urzędzie pojawia się rzadko, w przewidzianej dla siebie roli czuje się zapewne niespełniony.

Praktyka zatrudniania partyjnych no- minatów w Urzędzie Marszałkowskim jest tak powszechna, że kolejne przy- padki mało kogo dziwią. Młoda działacz- ka PO, która wygrała konkurs na stano- wisko w biurze województwa śląskiego w Brukseli (jej polityczna przynależność zapewne nie miała na to żadnego wpły- wu) nie mogła ze względów procedural- nych zostać zatrudniona od razu w Bel- gii? Wysłano ją tam w dwumiesięczną delegację. Potrzebne było stanowisko dyrektorskie dla kolejnego pupila Plat- formy? Zwolniono dyrektora bezpartyjne- go. Ostatnio pojawił się pomysł łączenia wydziałów urzędu w departamenty, co umożliwiłoby stworzenie stanowisk dy- rektorów departamentów. Pozazdrościć rządzącej koalicji beztroski, z jaką przyj- muje rosnące zadłużenie województwa.

Z podobną nonszalancją radni partii ogólnopolskich podchodzą i do innych kwestii. Zmieniając statuty Regionalnych Ośrodków Kultury w Bielsku-Białej, Czę- stochowie i Katowicach, postanowili do- pisać do ich zadań ochronę i upowszech- nianie gwar i dialektów języka polskiego.

Zapewne, uznając wzorem prezydenta Komorowskiego śląski za zbiór polskich gwar, mają poczucie, że przysłużyli się sprawie gŏdki. Dlaczego jednak pominęli języki mniejszości narodowej (niemiec- ki), etnicznej (romski) i język wilamowski?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o kul- turowe bogactwo tu chodzi, lecz o pusty gest, który da alibi na wypadek zarzutów o ignorowanie śląskich aspiracji.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że śląska samorządność znalazła się w impasie.

Czy tę niemoc pozwoli przełamać regio- nalna partia?

Jerzy Gorzelik

Podczas tegorocznych wyborów prezydenckich przekonamy się, ilu mieszkańców naszego regionu nadal wierzy w obietnice Bronisława Komorowskiego.

(4)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

4

Wywiad numeru

Dzięki RAŚ-owi Górny Śląsk nie

będzie już taki sam jak przed laty

Rozmowa z przewodniczącym RAŚ Jerzym Gorzelikiem po reelekcji pod- czas VIII Kongresu Zwyczajnego Ru- chu Autonomii Śląska.

Ćwierć wieku to doskonały czas na podsumowanie. Co uważa pan za swój największy sukces podczas swojej działalności w RAŚ?

Udało się zmodernizować stowa- rzyszenie. Przeobrazić RAŚ z grupy ludzi, których celem było dać świa- dectwo swoim poglądom na region, w ugrupowanie, które dąży do realiza- cji postawionego w statucie celu. Przez ostatnie osiemnaście lat – od tylu lat działam w Ruchu – pojawiło się wielu młodych ludzi, gotowych angażować się społecznie na rzecz Górnego Ślą- ska. Naszym wspólnym sukcesem jest sprowokowanie publicz-

nej dyskusji o autonomii i śląskiej tożsamości.

Dyskusji, w której nie ma tabu. Można powiedzieć bez cienia przesady, że wyznaczyliśmy jedną z głównych osi debaty w regionie. Żywym tego dowodem są ci pośród naszych przeciwników – polityków czy dzien- nikarzy – których funk- cjonowanie trudno so- bie wyobrazić bez RAŚ.

Nie muszę chyba wymieniać nazwisk?

Dzięki odważnemu stawianiu przez nas pytań i diagnoz Górny Śląsk nie będzie już taki sam.

Jeśli mowa o sukcesie trzeba pochy- lić się także nad porażką, za którą uznać można....?

Brak autonomii. Wciąż nie osiągnę- liśmy naszego głównego celu.

Jakie są tego przyczyny?

Wśród mieszkańców Górnego Ślą- ska, także tych o silnej śląskiej tożsa- mości, wciąż dominuje bierność. Wciąż za mało zrobiliśmy, by zainspirować ich do działania.

Jakie wyzwania stoją w obecnej chwili przed Ruchem Autonomii Śląska?

RAŚ – śląskie pospolite ruszenie – pokonał pewien etap na swojej drodze.

Zdobyliśmy i obroniliśmy miejsce w sej- miku województwa śląskiego, obok par- tii korzystających z wielkich pieniędzy z budżetu, z dostępu do mediów ogólno- polskich. Przyczyniliśmy się do wzrostu zainteresowania kulturą regionu. Musi-

my w jeszcze większym stopniu skupić się na pracy u podstaw i prowadzić ją bardziej profesjonalnie. Nie tylko kształ- tować wyborców, którzy będą myśleć re- gionalnie, ale także kadry, które będą w stanie przejąć odpowiedzialność za zdegradowany region. Musimy wreszcie trafić do mieszkańców innych regionów z naszym przesłaniem: silniejsze regiony to lepsze życie i lepsze państwo.

Czy RAŚ dalej będzie utrzymywał obraną drogę pod hasłem „Autono- mia 2020”?

RAŚ nie zrezygnuje z promowa- nia autonomii. Zaprzeczyłby własnym korzeniom, przede wszystkim jednak

zdrowemu rozsądkowi. Bo autonomia to dobre rozwiązanie i nie zdarzyło mi się jeszcze usłyszeć argumentu przeciwko niej, który odwoływałby się do rozumu, a nie do emocji. Czy uda się do roku 2020? Nie wiem. To wciąż możliwe.

Najważniejsze, by zbliżać się do celu.

Czy nie czas na zmianę retoryki?

Być może czas na rozdzielenie kwe- stii historycznych, tożsamościowych od

tych, związanych z wizją rozwoju regionu i z regionalizacją Polski.

Stąd pomysł regionalnej partii, która skupi się na tych ostatnich.

Czy pomysł śląskiej partii re- gionalnej ma szansę powo- dzenia?

To zależy wyłącznie od nas.

Śląska partia regionalna może stać się główną siłą w śląskiej części województwa śląskie- go i zbudować mocną pozycję w województwie opolskim. Może wreszcie stać się zaczynem ogól- nopolskiej partii regionów, która skutecz- nie rzuci wyzwanie centralizmowi.

Jakie będą cele tej partii? Kto, z kim i dlaczego mieliby się w ten projekt zaangażować?

Regionalna partia powinna przedsta- wić nie tylko przekonującą wizję dłu- gofalowego rozwoju Śląska, ale także zaproponować rozwiązania dla całej Polski. Tworząc ofertę dla tych, któ- rzy zmęczeni są już jałowymi sporami toczonymi przez partie ogólnopolskie.

Którzy chcą, żeby Śląsk był dobrym miejscem do życia. Tylko tyle i aż tyle.

Rozmawiał Jacek Tomaszewski

Śląska partia regionalna

może stać się zaczynem

ogólnopolskiej partii regionów,

która skutecznie rzuci wyzwanie

centralizmowi.

Konkurs!

Do wygrania sześć książek górnośląskiego

wydawnictwa Silesia Progress. Odpowiedzi

na poniższe pytania wraz z danymi do wy-

syłki prosimy wysyłać na adres mailowy re-

dakcja@jaskolkaslaska.eu z dopiskiem „Kon-

kurs”. Nagrody otrzyma sześć pierwszych

osób, które poprawnie odpowiedzą na za-

dane pytania.

• Który z wnuków Bolesława

Krzywoustego tytułował się Dux

Silesiae?

• Z jakiego miasta pochodzi Dante

Alighieri?

• Co kryje się pod nazwą Sztauwajery?

Życzymy dobrej zabawy

Przewodniczący Jerzy Gorzelik przemawia podczas VIII kongresu Zwyczajnego RAŚ.

Fot. Adam Korzeniowski

(5)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

INFORMACJE RAŚ 5

INFORMATOR

Władze Ruchu Autonomii Śląska

Zarząd: przewodniczący Jerzy Gorze- lik, Henryk Mercik (I wiceprzewodni- czący), Monika Kassner (II wiceprze- wodnicząca), Rafał Adamus (skarbnik), Natalia Pińkowska (sekretarz), Janusz Wita, Waldemar Murek, Roman Kubica, Dariusz Krajan.

Rada Naczelna to członkowie Zarzą- du oraz wybrani na Kongresie: Rafał Hornik, Marek Gołosz, Marek Nowara, Janusz Dubiel, Roman Pająk, Tomasz Jarecki, Anna Nakonieczna, Marek Zogornik, Ewa Szczodra, Marek Polok, Marek Bromboszcz, Mariusz Wons, Andrzej Sławik, Krzysztof Szulc.

Komisja Rewizyjna: Marcin Bartosz, Mateusz Dziuba, Jan Fiałkowski, Szymon Kozioł, Jan Migas, Karol Sikora

Sąd Koleżeński: Dawid Biały, Aleksandra Daniel, Adam Goleczko, Adam Lehnort, Maksymilian Michałek, Tomasz Świdergał, Piotr Wybraniec Koło RAŚ Bieruń – Lędziny e-mail: sbl@autonomia.pl

Przewodniczący: Dariusz Dyrda tel. 501 411 994

Koło RAŚ Bytom e-mail: bytom@autonomia.pl Przewodniczący:

Jacek Laburda tel. 603-201-080, Osoba kontaktowa:

Tomasz Jarecki, tel. 730 905 200 Koło RAŚ Chełm Śląski e-mail: chelm@autonomia.pl Przewodniczący:

Aleksander Kiszka, tel. 606 932 834 Koło RAŚ Chorzów

e-mail: chorzow@autonomia.pl Przewodniczący: Mariusz Wons tel. 607 678 871

Koło RAŚ Gliwice e-mail: gliwice@autonomia.pl Przewodniczący:

Szymon Kozioł, tel. 723 728 944

Koło RAŚ Katowice e-mail: katowice@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Nowara tel. 602 335 420

Koło RAŚ Katowice Południe e-mail: katowice.poludnie@autonomia.pl Przewodniczący:

Tomasz Świdergał tel. 790 899 146 Koło RAŚ Kobiór e-mail: kobior@autonomia.pl Przewodniczący:

Piotr Kłakus tel. 604 526 733

Koło RAŚ Leszczyny e-mail: kluczniokowie@wp.pl Przewodnicząca:

Ewa Kluczniok tel. 797 411 494 Koło RAŚ Lubliniec e-mail: lubliniec@autonomia.pl Przewodnicząca:

Halina Trybus

Zasięg: powiat lubliniecki Koło RAŚ Lyski e-mail: lyski@autonomia.pl Przewodniczący:

Grzegorz Gryt

Zasięg: Lyski, Gaszowice, Jejkowice Koło RAŚ Mikołów

e-mail: mikolow@autonomia.pl Przewodniczący:

Karol Sikora tel. 510 077 053

Koło RAŚ Mysłowice e-mail: myslowice@autonomia.pl Przewodniczący:

Tomasz Brzozowski

Koło RAŚ Region Opolski e-mail: ras@rasopole.org Przewodniczący:

Marek J. Czaja tel. 693 567 733

Koło RAŚ Piekary Śląskie e-mail: piekary@autonomia.pl Przewodniczący: Dariusz Krajan tel. 791-222-579

Koło RAŚ Pszczyna e-mail: pszczyna@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Pająk Zasięg: powiat pszczyński Koło RAŚ Radzionków e-mail: radzionkow@autonomia.pl Przewodniczący: Andrzej Sławik tel. 601 544 374

Koło RAŚ Ruda Śląska e-mail: ruda@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Kubica tel. 607 336 844

Koło RAŚ Rybnik e-mail: rybnik@autonomia.pl Przewodniczący: Jan Lubos tel. 695 774 628.

Osoba kontaktowa: Marcin Bartosz, tel. 508 714 235

Koło RAŚ Siemianowice Śląskie siemianowice@autonomia.pl Przewodniczący: Rafał Hornik tel. 535 080 008

Koło RAŚ Śląsk Cieszyński slaskcieszynski@autonomia.pl Przewodniczący: Grzegorz Szczepański tel. 781 779 882

Koło RAŚ Świerklany e-mail: swierklany@autonomia.pl P. O. Przewodniczącego

Krzysztof Swaczyna tel. 502 147 984 Koło RAŚ Świętochłowice swietochlowice@autonomia.pl Przewodnicząca: Monika Kassner tel. 516 056 396

Koło RAŚ Tarnowskie Góry e-mail: boino@centrum.cz Osoba kontaktowa: Roman Boino tel. 605 062 700

Koło RAŚ Tychy e-mail: tychy@autonomia.pl Przewodniczący:

Jerzy Szymonek tel. 508 597 837

Koło RAŚ Wodzisław/Żory e-mail: wodzislaw@autonomia.pl Przewodniczący:

Adrian Wowra tel. 502 144 446 Koło RAŚ Zabrze E-mail: zabrze@autonomia.pl Przewodniczący:Tadeusz Płachecki tel. 509 478 078

Zebrania Kół RAŚ

Koło RAŚ Chorzów I

ul. Powstańców 70/3, wtorki 17:00 – 18.00 Koło RAŚ Katowice

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4.

wtorki 16.00-18.00

Koło RAŚ Mikołów

drugi poniedziałek miesiąca w Łazi- skach Średnich, ul. Wyszyńskiego 8 (II piętro, p. 24) w godz. 18.00-19.00 Zasięg: powiat mikołowski.

Koło RAŚ Mysłowice ul. Mikołowska 4a, wtorki 18.00-19.00 Koło RAŚ Pszczyna ul. 3 Maja 15a

pierwsza środa miesiąca 18.00 Koło RAŚ Ruda Śląska Ruda Śląska, Nowy Bytom ul. Markowej 22/26 I piętro wtorki 17.00-18.00 Koło RAŚ Zabrze COP, ul. Brodzińskiego 4 (koło restauracji Balaton) Dyżury: 1. i 3. wtorek miesiąca w godz. 17-18, Zasięg: Zabrze

Szczegóły na naszej stronie:

http://autonomia.pl

WYDAWCA:

Ruch Autonomii Śląska Siedziba wydawcy:

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4 40-209 Katowice Redaktor naczelna:

Monika Kassner

Opracowanie tekstów w ślōnskij gŏdce:

Rafał Adamus Korekta:

Andrzej Parecki Skład:

Tomasz Pałka, Graphen

Kontakt z redakcją:

redakcja@jaskolkaslaska.eu www.jaskolkaslaska.eu

tel. 516 056 396 Nakład:

24.000 egz.

źródło: Archiwum prywatne.źródło: Archiwum prywatne.

Kto jest kim w RAŚ

Mariusz Wons

Członek Rady Naczelnej RAŚ oraz przewodniczący koła Chorzów. Publi- cysta oraz sekretarz redakcji naszego czasopisma. Z wykształcenia jest po- litologiem, a zawodowo pracuje jako kierownik hurtowni elektrotechnicznej.

Czas prywatny najchętniej spędza z ro- dziną, poświęca go także na działania na rzecz Górnego Śląska oraz wspiera- nie Ruchu Chorzów przede wszystkim w meczach wyjazdowych.

Red.

Michał Kiołbasa

Autochton, spadkobierca rodzinnej sagi Dol- nych Hajduk (dzielnica Chorzowa). Urodził się w 1974 roku. Dorastając w realiach rodzinne- go gospodarstwa rolnego, od najmłodszych lat poznał smak ciężkiej pracy. Doświadcze- nie to zaowocowało szacunkiem i oddaniem dla ziemi, na której mieszka. Mimo informa- tycznego wykształcenia, zawodowo związał się z branżą sportową. Początkowo w Alpi- nusie - nomen omen powstałym w Chorzo- wie - obecnie w świętochłowickim HiMountain jako Menadżer ds B2B w Dziale Handlowym.

Emocjonalnie i zawodowo związany z progra- mem Polskiego Himalaizmu Zimowego. Mąż i ojciec kultywujący tradycje regionalne. Za- deklarowany Ślązak. Śląski strój traktuje jako nieodłączny element godności Ślązaka. Dla- tego jednym z jego pragnień jest przywrócenie w życiu społeczno-kulturalnym odpowiedniej rangi śląskiego stroju oraz ułatwienie odbu- dowania jego indywidualnych zasobów wśród społeczeństwa z zachowaniem odpowiednich standardów etnografi cznych. Od 2013 roku ak- tywnie uczestnicy w życiu RAŚ w ramach koła Chorzów. W 2015 został wybrany na Delegata VIII Kongresu Zwyczajnego.

Red.

Z przykrością informujemy o śmierci

Pana Henryka Skopa.

Najstarszego członka RAŚ urodzonego jeszcze w autonomicznym województwie

śląskim w roku 1925. Do końca zaangażowany oddany działacz naszego

koła. To dla nas ogromna strata.

Członkowie i zarząd RAŚ koło w Chorzowie.

(6)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

Wędrówki po śląskich życiorysach

Rozmowa z panem Stefanem Długajem cz. 4

Biorąc pod uwagę powiększającą się dynamicznie przewagę aliantów we wszystkich środkach bojowych wa- sza służba morska musiała być coraz bardziej niebezpieczna, a tym samym samo ograniczająca.

Z tą przewagą to jest święta racja.

Naszych samolotów było widać coraz mniej, a okręty… No cóż na tak małym akwenie, jakim był kanał La Manche, większe jednostki raczej nie opero- wały, no chyba że były zmuszone. Na tym obszarze jeszcze jakoś udawało się nam zachować morską równowa- gę, ale to też się miało zmienić i to gwałtownie.

Biorąc pod uwagę te wszystkie nieko- rzystne uwarunkowania, wynikające z coraz wyraźniej rysującej się przewagi aliantów, nasze dowództwo powzięło decyzję o ograniczaniu naszej aktywno- ści morskiej, wprowadzając dość czę- sto rotacje pośród załóg okrętów ope- rujących na najbliższych akwenach. To z kolei wiązało się z odsyłaniem części marynarzy do innych zadań, najczęściej do zakładów naprawczych mieszczą- cych się blisko doków przyportowych, gdzie uszkodzone jednostki były do- kładnie remontowane.

Jeśli mam być szczery, to każdy z mo- ich kolegów marynarzy marzył o tym, żeby go odesłano na ląd do portu, gdzie mógł bez narażania życia spokojnie pracować w warsztatach, w których wielokrotnie, jak w moim przypadku, rozwijał swoje umiejętności zawodowe.

I tak w sierpniu 1943 roku zostałem naj- pierw awansowany na kaprala, a na- stępnie z grupą kolegów przeniesiony na ląd do zakładów remontowych. Na nasze miejsce zaokrętowano grupę świeżo wyszkolonych marynarzy .

Widzę, że na jakąś większą stagnację nie mógł pan narzekać. Bez przerwy się coś działo i to najczęściej w kie- runku większego komfortu czy bez- pieczniejszej służby.

Pozornie mogło się tak wydawać, ale tylko pozornie, bo w sytuacji, kiedy trwała wojna, a byłeś czynnym żołnie- rzem, mogłeś i to w trybie natychmia- stowym być przeniesiony na pierwszą linię, gdzie akurat wystąpiło gwałtow- ne zapotrzebowanie. Jednym słowem, żołnierz nie myśli o tym, co się stanie jutro, ale o tym, co jest tu i teraz, sta- rając się najefektywniej wykorzystać każdą chwilę swojego życia. Dlate- go nową służbę w tych warsztatach traktowałem jako podarunek niebios.

Przy odrobinie sprytu można było pę- dzić w miarę wesołe życie, nierzadko ocierając się o środowisko francuskich cywili, którzy również byli masowo za-

trudniani w porcie. Dla nas – młodych mężczyzn – była to bardzo komfortowa sytuacja, dzięki której mogliśmy czę- sto, a nawet bardzo często zaglądać do portowych tawern czy miejskich kawiarni, gdzie wino było tanie, kawa smaczna, papierosy mocne jak narko- tyk, a ludzie, jak się zorientowali, że nie jesteśmy rodowitymi Niemcami, bardzo życzliwi. Oczywiście nie należało pod żadnym pozorem zapominać, kim się jest i gdzie się jest, bo zagrożenia i to bardzo poważne czyhały na naiwnych i łatwowiernych. Z jednej strony francu- skie organizacje podziemne próbowa- ły werbować, stosując różne metody, niekiedy nawet bardzo kuszące, wyko- rzystując młode i bardzo ładne kobiety, a z drugiej strony Geheime Staatspoli- zai (gestapo) i żandarmeria wojskowa węszyły jak psy myśliwskie. Gdybyś został przyłapany na jakichś podejrza-

nych konszachtach z Francuzami, to jeśli nie pluton egzekucyjny za zdradę, w najlepszym wypadku karny marsz z batalionem na Ost front.

W lutym 1944 roku zachorowałem i to dość poważnie na zapalenie wyrostka robaczkowego. Po szczęśliwej opera- cji, otrzymałem w ramach rekonwale- scencji urlop w domu rodzinnym, do którego dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zawitał z frontu również mój brat.

Czerwiec 1944 roku to również czas inwazji aliantów w Normandii, czyli miejsca pańskiej służby. Myślę, że się nie mylę używając określenia

„oko cyklonu” na miejsce, gdzie miały lądować wojska sprzymie- rzonych .

Na krótko przed lądowaniem zaczęły się codzienne bardzo ciężkie bombar- dowania całych nabrzeży portowych . W wyniku tych niszczycielskich nalotów większość naszej floty wraz z całą in- frastrukturą portową przestała istnieć.

Mnie również się dostało, a dokładnie zostałem ranny w lewą rękę odłamkiem cegły. W sytuacji, kiedy zostaliśmy ma- rynarzami bez okrętów, musiano nas jakoś wykorzystać i tak zostałem ra- zem z dziesięcioma kolegami zagospo- darowany przez piechotę i przeszko- lony w trybie pilnym jako zwiadowca ze skierowaniem w okolice, gdzie się miało odbyć lądowanie, o czym jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy.

Nie powiem, pozycje, które zajmowa- liśmy sprawiały wrażenie bardzo so- lidnych. Betonowe schrony oraz bun- kry wkopane w ziemię ze strzelnicami skierowanymi w kierunku morza dawa- ły poczucie pewnego bezpieczeństwa.

Samo lądowanie było jak Armagedon, przynajmniej dla mnie i moich kolegów zamkniętych w bunkrach nad morzem, które pod wpływem falowych nalotów zaczynały się chwiać, pękać i kruszyć jak bryły z gipsu, a nie zbrojnego be- tonu. Po samolotach przyszła kolej na ciężkie okręty liniowe, które zaczęły posyłać w kierunku naszych na wpół rozbitych schronów wielkokalibrowe po- ciski. Gdy tylko jako tako się uciszyło, zaczęliśmy się wzajemnie odszukiwać i z przykrością zauważyłem, że z dzie- sięciu pięciu kolegów poległo. Szcze- gólnie przygnębiająca była śmierć jednego z nich, którego ciało zostało rozerwane, a następnie siłą odrzutu wręcz wprasowane w ścianę bunkra, tworząc na niej makabryczny obraz.

Po wydostaniu się z porozbijanych schronów, które już i tak nie dawa- ły żadnej ochrony, szybko zajęliśmy stanowiska w na wpół zasypanych transzejach, tak aby mieć przed sobą brzeg morza, skąd spodziewaliśmy się nadejścia wroga. Ale zamiast wrogich oddziałów nadeszła informacja, że pod- czas ostrzału wróg obszedł bokiem nasze linie, okrążając nas z dwóch stron. Dowódca naszego odcinka nie był zbyt bojowo nastawionym oficerem i po krótkich negocjacjach z oficerami alianckimi zapadła decyzja, że opusz- czamy nasze okopy z rękami uniesio- nymi w górę.

Tymi, którzy nas wzięli do niewoli, byli Nowozelandczycy. Po komen- dzie: opróżnić kieszenie i wysypaniu ich zawartości na ziemię, bez słowa skonfiskowano każdą rzecz, która No- wozelandczykom wydała się ciekawa . I tak pozbyłem się swojego zegarka.

CDN Anonimowy pamiętnik z lat 1944-45 znaleziony na strychu

Pamiętnik znaleziony w Zabrzu cz. 3

(…) Spoglądając na bolszewickich żołnierzy, uważny obserwator ma (…) okazję, aby zaczerpnąć darmo- wej wiedzy z zakresu etnografii. Moż- na zauważyć różne typy fizjonomii, od czysto rosyjskiego po te z euro- -azjatyckiej części sowieckiego pań- stwa, mianowicie: czystych Mongołów oraz innych rozmaitych przedstawicieli azjatyckich szczepów, z ich skośnymi oczyma. Podsumowując owe studia, nasuwa się pewny wniosek: naród ro- syjski ma twarz ukształtowaną przez wschodnie rysy. Poza tym nie zmie- niły się dotychczasowe dążenia bol- szewików, aby przeszczepić kulturę wschodnioeuropejską na azjatyckie szczepy. Z dzikiej gruszy nie moż- na wyhodować szlachetnego owocu.

Kolejne małe zdarzenia można zilu- strować stopniem wykształcenia żoł- nierzy armii czerwonej. Żołnierz tego typu, jak ukazał w swojej pracy Sven Hedins, być może typ tunguski, wyka- zuje szczególne rozradowanie w kra- dzieżach różnego rodzaju zegarków.

Jego dużą uwagę wzbudza mały bu- dzik. Właściciele mieszkania odsłania- ją go, aby wskazać mu cel. Kiedy tylko budzik zaczyna brząkać, wystraszony Mongoł rzuca nim jak najdalej. Pewnie (dla niego – przyp. red.) było to kolejne diabelskie urządzenie, w tym Europej- czycy są mistrzami.

Ze względu na kompletność parę słów o ,,uzbrojonych kobietach’’. Niemiec- ka propaganda przedstawiała je jako żądne krwi Megary. Dotychczas nie wi- działem tego zwyczaju, choć musia- łem przyznać, że ich zachowanie nie powinno podlegać krytyce, w przeci- wieństwie do wielu niemieckich kobiet,

które mogłyby z nich wziąć przykład.

Jak można to wytłumaczyć? Poczucie subordynacji względem mężczyzn jest podobne u kobiet zarówno w Azji jak i w Rosji. Emancypacja, która nie do- tarła do Europy wschodniej, nie była jeszcze znana rosyjskiej kobiecie. Stąd ich kobieca powściągliwość. W górnej części ciała nosiły mundury takie jak mężczyźni; ich wyposażenie składało z modnie skrojonej spódniczki, poń- czoch wraz z butami na cholewach oraz czapki w kształcie talerza. Fry- zury ułożone miały według nowocze- snej mody. Zwracały uwagę na siebie czerstwością i świeżym wyglądem.

X X X X X X X X X X X X X X X X X X Pomiędzy poprzednim a kolejnym wpisem w dzienniku upłynęło ponad 6 tygodni. Z powodu nerwów i depresji nie miałem nastroju, aby chwycić za pióro. To przykre. Z góry proszę o bliż- sze przyjrzenie się. Nie kładłem więk- szego znaczenia na styl i składnię, nie chciałbym powtarzać zapisu z powo- du braków, gdyż istniałoby niebezpie- czeństwo, że ucierpi na tym pierwotne znaczenie. Krajobraz malowany ręką malarza jest tym lepszy, im bardziej uczyniony obraz zatrzymuje w sobie rzeczywistość.

X X X X X X X X X X X X X X X X X X Ostatnie godziny przed wkroczeniem Armii Czerwonej spowodowały podję- cie pewnych środków bezpieczeństwa.

Palącym problemem było usunięcie obrazów z wizerunkiem Hitlera lub in- nych prominentnych postaci z partii, które wisiały w każdym gospodarstwie, a także czasopism, książek, swastyk,

które mogłyby wydać się podejrzany- mi w oczach bolszewików. Jak wiele spłonęło w tych dniach mundurów par- tyjnych i wojskowych? Tak było na po- czątku, a teraz? Rosjanie nie szukali portretów Hitlera z myślą ukarania ich właścicieli, lecz by zabrać ze sobą pa- miątkę z naszego kraju.

W polskiej gazecie z dnia 28 marca można było przeczytać następującą notę: Feldmarszałek Rundstedt został przeniesiony z aresztu domowego do więzienia w miejscowości Wörrisho- fen. Towarzyszy mu stróż Georg Neu- mann, który brał udział w aresztowa- niu generałów Fritscha, Reichenau

i Kluge, którzy jak wiadomo, zostali rozstrzelani. Inne komunikaty w tej gazecie były podobnie zakłamywane.

W nocy, kiedy krótko przed czwartą udało mi się zasnąć, usłyszałem po- nownie huki armat. Albo można było przyjąć, że jest to zaledwie przyjem- ny szum wiatru, albo, co było bar- dziej prawdopodobne, że Rosjanie ponownie pojawili się u nas. Dzisiaj pokroiliśmy i spożyliśmy ostatnią po- łówkę chleba, upieczonego z ziaren pochodzących z spalonego młyna w Gliwicach. Na szczęście pozosta- ły nam jeszcze ziemniaki, które do- brze ukryliśmy.

Jutro minie dziesięć tygodni od po- czątku rosyjskiej inwazji. Miasto znaj- duje się nadal w stanie całkowitej bez- czynności: oprócz górników i hutników, których zmuszano do pracy. Pozostała reszta była bez zajęcia. Wywóz węgla przez Rosjan jest zaledwie wart wymie- nienia, gdyż brak było wagonów. Kolej Rzeszy zawczasu uznała, że w obliczu zbliżającej się katastrofy pozostanie sama z wielkim ciężarem, wobec tego zabezpieczyła przed wrogami dostęp do wagonów. Wszystkie inne urzędy, jak i ogół społeczeństwa, zostały wy- prowadzone w pole przez fałszywe wyjaśnienia. Ofiarami niewybaczalnej polityki władz powiatowych są biedują- cy i głodujący mieszkańcy, jak również deportowani mężczyźni. Powszechnie słyszano oskarżenia skierowane prze- ciwko Gauleiterowi, który na dodatek był komisarzem ds. Obrony Rzeszy.

Cudowny Komisarz! Mówi się, żeby wreszcie upadł. Uważam, że jego cenna osoba mogłaby stanowić wzór bezpieczeństwa.

Działania Polaków zmierzały obec- nie do zamalowywania niemieckich szyldów reklamowych. Na zarzuty, że interesują się pozyskaniem środków życiowych wyłącznie dla siebie, odpo- wiadają, że sami nie mają co włożyć do ust. (…)

5 kwietnia. Ogromnym przygnębie- niem skutkowało odcięcie od macierzy, nie wiadomo nic, co się dzieje w Rze- szy ani jaka jest sytuacja na froncie.

Żyje się jak w jakiejś twierdzy lub na księżycu. Gdybym przynajmniej posia- dał radio, to nie potrzebowałbym roz- myślać długimi wieczorami o tragicznej sytuacji.

Nieśmiertelnik Stefana Długaja.

Fot. Dariusz Walerjański

Strych domu przy ul. 3 Maja, pod którego podłogą znaleziono karty pamiętnika.

Źródło: Archiwum prywatne

6 Z HISTORII REGIONU

(7)

marzec 2015 r., Jaskółka Śląska

Specjalnie dla Królewskiej Huty

Pierwszy w Europie…

Na przełomie XVIII i XIX wieku wokół zakładów górno- śląskich wyrosła cała sieć wąsko- torowych kolei przemysłowych, ich siłę pociągo- wą stanowiły ko- nie. Około 600 metrów liczył tor, początkowo drew- niany, zbudowany w roku 1801, któ- rym transportowano do huty węgiel z Königsgrube. W tym czasie dyrek- tor kopalni w Middleton, John Blen- kinsop, wspólnie z Matthew Murray- em skonstruowali nieduży parowóz, nazwany na cześć miejsca bitwy z Francuzami „Salamanca”.

Maszyna ważyła 5 ton, mogła ciągnąć pociągi o masie ok. 90 ton z prędko- ścią 10 km/h. Napęd parowozu był przekazywany kołem zębatym na szynę, co też Blenkinsop opatento- wał. W roku 1815 inż. Krigar i Eckhardt z Königliche Eisengiesserei w Berlinie, za namową Johna Baildona obejrzeli te parowozy w Leeds. Krigar opraco- wał następnie dokumentację produk- cyjną i tym sposobem wyprodukowa- no w roku 1816 pierwszy parowóz

w Europie kontynentalnej – właśnie dla Königshütte. Trzynaście skrzyń z częściami rozpakowano w Königliche Eisengiesserei w Gliwicach 23 paź- dziernika 1816 r., a parowóz zmonto- wano. Okazało się, że został zaprojek- towany na szerokość toru z podziemi kopalni, co wywołało zatarg z berlińską

„centralą”. Dalej okazało się, że za- równo odlewany kocioł jak i cylindry przeciekają, a moc parowozu jest zbyt niska. Przerobienie cylindrów na więk- sze nie przyniosło rezultatu.

Chorzowskie doświadczenia pozwo- liły wyprodukować w Berlinie kolejne parowozy. W Zagłębiu Saary próbo- wano zwiększać ich moc poprzez blo- kowanie zaworów bezpieczeństwa – doszło nawet do eksplozji kotła. Mike Clarke, autor monografii „The First Steam Locomotives on the European Mainland”, trafnie określił przyczyny chorzowskiego niepowodzenia – spo- wodowane zostało brakami technicz- nymi, biernym oporem i niechęcią urzędników, wynikającymi z central- nego zarządzania potrzebami huty z oddalonych biur. Tak musiało się skończyć wprowadzenie nowej tech- nologii w kraju, gdzie pakiety kontrolne kopalń i hut posiadały scentralizowane urzędy. Skąd my to znamy?

Źródło: Archiwum prywatne autora

KołodziejJan

Mało znane dzieje Chorzowa

Srogŏ haja w Königshütte

Okropne niebez- pieczeństwo wi- siało nad miastem, bo rozbestwiona czereda odgraża- ła się, że patrona- mi dynamitowemi puści w powietrze pół miasta, lecz w tej krytycznej chwili zagrzmiało na ulicy „hura!”

a 60 ułanów z założonemi lancami, na czele rotmistrz, jak piorun ude- rzyli w rokoszan, i w najsilniejszym pędzie dojechali aż na rynek, gdzie najpierw kilku rozbojników przeszy- li lancami. Byli to ułani telegrafem z Gliwic na pomoc zawołani. Rado- śnem „hura!-wiwat” witało ich za- trwożone mieszczaństwo. W oka mgnieniu rozpierzchła się czereda, szukając ocalenia w ucieczce i w kryjówkach. Ułani w małych pikie- tach pędzili po ulicach, przyczem nie jeden łupieżnik oberwał coś lancą lub pałaszem (…) Ułani nie żarto- wali, ale byli jeszcze miłosierniejsi jak niektórzy mieszczanie, którzy na ulicy łapali winnych i bez miłosier- dzia okładali ogromnemi drągami i kijami tak, że bez wiedzy jak mu- chy upadali pod ciosami. Tak Katolik opisał tłumienie zamieszek w Kró- lewskiej Hucie.

Za sprawą minionego ustroju politycz- nego o historii Górnego Śląska mogli- śmy przeczytać jedynie w kontekście walki uciśnionego pracującego ludu z kapitalistycznymi wyzyskiwaczami.

Nie inaczej opisywano zamieszki, do jakich doszło w Królewskiej Hucie – mieście o trzyletnim wtedy stażu.

Wyjątkiem może być Historja miasta Królewskiej Huty z 1927 roku, gdzie w przeciwieństwie do innych stron tej książki autor ograniczył się do dwustronnej bezrefleksyjnej notatki oraz Historia Chorzowa Jana Drabi-

ny z 1999 roku, w której to autor zde- cydowanie odżegnuje się od marksi- stowskiego ujęcia historiografii.

Jako pretekst do zamieszek potrak- towano wprowadzenie marek kontro- lnych na podstawie rozporządzenia z 26 listopada 1870 roku. Marki, któ- re przyjęły się w kopalniach i funkcjo- nują praktycznie po dzień dzisiejszy, zostały wprowadzone w trosce o ży- cie górników, aby było można szyb- ko sprawdzić, czy ktoś nie zaginął na dole. 26 czerwca 1871 roku w dzień wprowadzenia marek górnicy jednak rozpoczęli strajk. Powody oporu przed markami podaje się różne. Ale o tym później.

Początek protestu nie zapowia- dał tak tragicznych zamieszek i cały dzień minął spokojnie na tłumaczeniu górnikom, że marki są wprowadzone dla ich bezpieczeństwa, dlatego wła- dze kopalni nie podzieliły niepokoju burmistrza Gotza, który radził spro- wadzić oddziały wojskowe z Koź- la. Dopiero następnego dnia, kiedy to znowu część górników, która nie podjęła pracy, szykanując i rozpędza-

jąc tych, którzy pracowali lub chcieli pracować, udała się pod budynek In- spekcji Górniczej, żądając rozmowy z dyrektorem, dyrektor kopalni Meit- zen i nadradca górniczy Baumler za- żądali przedstawienia sobie warunków i powrotu do pracy. Górnicy przedsta- wili następujące żądania:

• Zniesienie marek kontrolnych

• Przedłużenie dnia roboczego do 12 godzin

• Zmniejszenia podatków państwo-

• Podwyżki płacwych

• Zapewnienie większego rozdziału węgla deputatowego

Najważniejsze pierwsze dwa postu- laty zostały zaakceptowane natych- miastowo, jednak pozostałe wymagały konsultacji z radą nadzorczą i rządem, co też Meitzen oznajmił protestantom, nakazując rozejście się do domów i podjęcie pracy następnego dnia.

Strajkujący przyjęli te słowa z zado- woleniem i sytuacja wyglądała na opa- nowaną. Niestety tak nie było, komuś najwyraźniej zależało na zamieszkach i na budynek inspekcji górniczej posy-

pały się kamienie. Budynek inspekcji i mieszkanie dyrektora zostały splą- drowane i doszczętnie zdewastowa- ne, a sam Meitzen i burmistrz musieli się ratować ucieczką, podczas której podobno ten drugi, ledwie uszedłszy z życiem, wezwał telegraficznie po- moc. Poproszono o pomoc księdza Delocha, proboszcza parafii pw. Św.

Barbary, który ciesząc się szacunkiem parafian, uzyskał od nich zapewnie- nie, że zakończą rozruchy i będą spokojnie czekać na rozpatrzenie pozostałych postulatów. Znów jednak sytuacja została opanowana tylko na moment.

Tłum stawał się coraz bardziej agresywny, plądrując i dewastując sklepy głównie w poszukiwaniu al- koholu. Próbowano nawet podpalić prywatne mieszkanie. Niektórzy kup- cy, prawdopodobnie w celu uniknięcia dewastacji, sami częstowali uczest- ników zajść alkoholem. Niewiele to jednak pomagało, gdyż jeden sklep nawet stanął w płomieniach.

Dopiero wieczorem o godzinie ósmej, przybył 5 eskadron śląskich ułanów nr 2 z Gliwic i rozegrały się sceny cytowane na wstępie. W nocy nadeszły jeszcze dwie kompanie ślą- skich grenadierów z Koźla. 136 osób aresztowano i odesłano pod silną eskortą do Bytomia, z których 95 zo- stało skazanych karą więzienia od 2 miesięcy do nawet 1 roku i ośmiu mie- sięcy. 22 zostało uwolnionych, a resz- ta nie była sądzona. Część osób zo- stała zwolniona z pracy. Mimo iż 29 czerwca sytuacja się ustabilizowała, a górnicy poszli do pracy, popołudniu ogłoszono stan oblężenia, który trwał aż do 15 sierpnia, jednak wojsko sta- cjonowało w mieście jeszcze przez dziesięć lat.

Przeglądając relacje i wnioski z tamtych wydarzeń, naprawdę trudno znaleźć przyczynę tak gwałtownych zamieszek. Każdy autor przedstawiał

swoje przyczyny zgodnie z poglądami czy interesem. Jedną z podawanych przyczyn takiej reakcji na wprowadze- nie marek kontrolnych, jest fakt jako- by górniczy symbol KG na markach interpretowali nie jako skrót nazwy Kőnigs Grube, a jako inicjały Kamiń- ski – Grundmann. Kamiński był byłym księdzem katolickim, który stanął po stronie ewangelików, a Grundmann znalazł się w więzieniu za obrażanie górników. Teza ta jest dla mnie po- zbawiona jakiegokolwiek sensu, gdyż część z zatrzymanych i oskarżonych była ewangelikami, a po drugie dla samych górników było dość oczywi- ste, że na marce winien znajdować się emblemat zakładu pracy. Kolej- na teza o walce ruchu robotnicze- go z kapitalistycznym ciemiężycie- lem o godne życie również wydaje się nietrafiona, gdyż w tych czasach strajki były dość powszechnym zja- wiskiem i po krótszych lub dłuższych negocjacjach się kończyły. W tym przypadku władzom kopalni, mimo iż spełniła najważniejsze postulaty, nie pozwolono na odniesienie się do kolejnych. Natomiast w Kleines Stadt- buch von Königshütte Oberschlesien z 1941 roku jest podtrzymana teza władz państwowych z tamtego czasu, które starały się obarczyć odpowie- dzialnością ludzi skupionych wokół Katolika Karola Miarki. Jednak po lek- turze pism wydawanych przez Miar- kę widać, że był on zdecydowanym przeciwnikiem takich działań, a jako przykład podawał bestialstwo Komu- ny Paryskiej. Prof. UJ Jan Drabina w swojej książce posłużył się cytatem z gazety Glückauf, która sugerowa- ła, że powracający w chwale z wojny francusko-pruskiej górnicy nie chcie- li się poniżać poprzez sprawdzanie ich za pomocą marek przez cywilnych urzędników. Ta teza również traci na znaczeniu w związku z tym, że z ma- rek zrezygnowano natychmiast.

Mariusz Wons

Źródło: eksploratorzy.com.pl

Krajobraz Królewskiej Huty (dziś Chorzów) pod koniec XIX w.

Parowóz Salamanca. Model wykonany przez autora artykułu.

Z HISTORII REGIONU 7

Cytaty

Powiązane dokumenty

największych wpływów do budżetu państwa są dochody z VAT i akcyzy? Samorząd nie dostaje z tych podatków ani grosza. Czy wiesz, że z naszych wspólnych pieniędzy finansowane

To wszystko jest bardzo ważne szczególnie przez to, że Katalonia znajduje się teraz w centrum zainteresowania świata ze względu na toczący się proces secesji, będący

Platforma Eduś ma być miejscem, gdzie znajdują się materiały do edukacji regionalnej przeznaczone dla uczniów i nauczycieli z terenu województwa śląskiego – To klucz do tego,

Na pewno życzy- łabym sobie, aby móc napisać, że Ślązacy zostali uznani mniejszo- ścią etniczną, godka językiem re- gionalnym, SONŚ działa legalnie, śląskie dzieci

– Okazuje się, że w Polsce jest przyzwolenie na poniżanie tego, co Górnoślązaków, obywateli Rzecz- pospolitej, symbolizuje – mówi Rafał Adamus, prezes Pro Loquela

Ponadto pragnę przypomnieć, że jest rok 2017 i musimy zająć się trudnymi kwe- stiami tu i teraz, a nie zastanawiać się, co by było gdyby.. Nie ulega wątpliwości, że

Zwycięstwo w tych bitwach będzie możliwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy wszyscy: posłowie, senatorowie, biz- nes, samorządy i obywatele Śląska zjednoczą się w tej walce i uda

Im bardziej będzie widoczny jakiś po- nadlokalny wspólny kod porozumie- wania się ludzi, których łączy wspól- na kultura, tym bardziej będzie można używać wobec tego