• Nie Znaleziono Wyników

Jaskółka Śląska, 2016, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jaskółka Śląska, 2016, nr 3"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

SCHLESISCHE SCHWALBE SLEZSKÁ VLAŠTOVKA SILESIAN SWALLOW

MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 3/2016 ISSN 1232-8383 NAKŁAD 25.000 EGZ.

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

RAŚ dla każdego

RAŚ jest organizacją dla każdego, komu zależy na rozwoju naszego regionu. Jeśli dostrzegasz korzyść z wprowadzenia autonomii i nie chcesz siedzieć z założonymi ręka- mi, przyłącz się do nas. Wykaz tere- nowych kół RAŚ

 ➣strona 5

ŚLŌNSKŎ SZWALBKA

Kaszubów i Ślązaków łączy poczucie od- rębności, wynikające z różnej od polskiej historii oraz językowo-kulturowej inności.

Organizację, która nazywa się Kaszëbskô Jednota, z Ruchem Autonomii Śląska łączy natomiast dążenie do ustanowienia silnych i samorządnych regionów.

 ➣strona 7

Temat numeru

Biercie Czynstochowa,

ôstŏwcie Ôlesno a Lubliniec

PiS planuje zmianę granic województwa. Chce utworze- nia woj. częstochowskiego, w którego skład miałyby wejść dwa górnośląskie powiaty. – Trzeba silnych regionów, a nie słabych województw – mówią przedstawiciele RAŚ.

– Częstochowa wraca, bo jest potrzebna Polsce – powiedział podczas jednej z konferencji prasowych poseł PiS, Szymon Giżyń- ski. I zapowiada, że prace nad utworzeniem woje- wództwa częstochowskiego zaczną się prawdopo- dobnie jeszcze w tym roku, a zakończą w obecnej kadencji Sejmu.

Choć tak naprawdę niewiele więcej wiadomo. – Nie znamy szczegółów pomysłu PiS. W medialnych doniesieniach słyszało się zarówno o przywróce- niu województwa w kształcie sprzed reformy samo- rządowej, jak i o różnych konfiguracjach powiatów:

Częstochowy i częstochowskiego, kłobuckiego, ole- śnieńskiego (woj. opolskie), lublinieckiego, myszkow- skiego, zawierciańskiego i włoszczowskiego (woj.

świętokrzyskie) – mówi Henryk Mercik, członek za- rządu województwa śląskiego z Ruchu Autonomii Śląska.

Małe, słabe województwo dla dużych ambicji polityków

– Każda z opcji, o jakich słyszymy, prowadzi jed- nak do powstania małego, słabego, województwa, bez silnych ośrodków miejskich, w dużej części rol- niczego – mówi Mercik. Jego zdaniem jedynym uza- sadnieniem powstania takiego tworu jest chęć za- spokojenia ambicji lokalnych polityków. – Marzy im się reprezentowanie miasta wojewódzkiego albo też zapewnienie odpowiedniej liczby stanowisk „swoim”

w nowym urzędzie marszałkowskim, sejmiku i innych

instytucjach – mówi Mercik. – Nie mówiąc już o chęci osłabienia województwa śląskiego, z którego du- żym potencjałem ludnościowym trzeba się obecnie liczyć – dodaje.

Również zdaniem politologa Tomasza Słupika z Uniwersytetu Śląskiego przedstawiony projekt podziału województwa ma charakter życzeniowy.

– To wynik obietnic złożonych podczas kampanii wyborczej – mówi Słupik. – To z pewnością nie jest dobry moment, żeby do takiego podziału doprowa- dzić – dodaje. Zaznacza jednak, że to dobry czas, żeby rozpocząć dyskusję na temat ewentualnego przyszłego podziału województwa.

Henryk Mercik jest podobnego zdania. – Na pew- no trzeba by wybrać inny, lepszy moment – mówi.

Chodzi przede wszystkim o pieniądze z Unii Euro- pejskiej, których wynegocjowanie zajęło każdemu

z województw prawie dwa lata. – Stworzenie nowych konkretów i procedur zawiesiłoby przedsięwzięcia, konkursy i wypłatę środków we wszystkich woje- wództwach, których dotknęłyby zmiany – mówi Mer- cik. – Wprowadzenie jakichkolwiek korekt w podziale terytorialnym kraju bez strat dla obywateli może mieć miejsce dopiero z końcem 2020 roku – dodaje.

Duże, historyczne regiony z silną władzą Zdaniem Tomasza Słupika z Uniwersytetu Śląskie- go to dobry moment, by zacząć dyskusję jak przyszłe województwa miałyby wyglądać. Z punktu widzenia Ruchu Autonomii Śląska najważniejszym punktem takiej dyskusji jest założenie, że powinniśmy dążyć do stworzenia dużych regionów z silną władzą na tym poziomie podziału administracyjnego i własnymi źródłami przychodów budżetowych. – Powinniśmy

zatem mówić o łączeniu, a nie dzieleniu województw, choć nie należałoby uciekać od korekty granic tak, by odpowiadały uwarunkowaniom historycznym i kultu- rowym – mówi Mercik.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Refor- ma samorządowa z 1999 roku nie została dokończo- na: wprowadzenie nowego podziału administracyj- nego było pierwszym etapem; władza samorządów wojewódzkich powinna była się stopniowo zwięk- szać. – Przed wywróceniem ustaleń sprzed siedem- nastu lat warto byłoby w pełni zrealizować i sprawdzić w praktyce – mówi Mercik.

Ekspert nie ma jednak złudzeń. – Jestem prze- konany, że ewentualną dyskusję nad kształtem sa- morządów, PiS pokieruje tak, że nie będzie w niej miejsca ani na temat autonomii fiskalnej czy teryto- rialnej – mówi Słupik.

Jacek Tomaszewski

Zaproszenie

Pōdźcie pogŏdać ô Ślōnsku

Zapraszamy na drugie spotkanie w ramach reaktywowane- go cyklu „Pōdźcie pogŏdać ô Ślōnsku”. Tym razem będziemy rozmawiać o rowerach. Jak kształtuje się polityka rowerowa naszych miast i na szczeblu regionalnym? Co kryje się za na- zwą Velo Silesia?

W dyskusji wezmą udział: Aleksander Kopia – śląski oficer rowerowy, Jan Fiałkowski – oficer rowerowy w Rybniku, Paweł Sucheta – oficer rowerowy w Katowicach, Aleksander Uszok, radny Katowic, prezes stowarzyszenia Rowerowe Katowice, który poprowadzi spotkanie.

Zapraszamy 4 kwietnia o godzinie 18.00 do Strefy Centralnej.

Wstęp wolny.

Nie należy uciekać od korekty granic, tak by odpowiadały uwarunkowaniom historycznym i kulturowym – mówi Henryk Mercik z Ruchu Autonomii Śląska.

M. Gołosz

Śląsko-kaszubska

kooperacja Edukacja regionalna

w szkołach

Podręcznik do edukacji regional- nej oraz specjalna internetowa platforma skąd będzie można pobrać materiały edukacyjne zo- staną udostępnione już na począt- ku kwietnia.

➣strona 3

Źródło: Archiwum RAŚ.

(2)

marzec 2016 r., Jaskółka Śląska

2 AKTUALNOŚCI

Strefa absurdu Okiem naczelnej

Poszukajmy nowego w starym

Ostatnio niektó- rych elektryzuje sprawa powoła- nia nowego wo- jewództwa – czę- stochowskiego.

RAŚ, głosując w sejmiku prze- ciw takim pla- nom, wypowie- dział się jasno, że nie przyłoży ręki do centralistycznych zabiegów.

Część śląskich środowisk, nie zapo- znawszy się z argumentami przez nas wysuwanymi w oświadczeniu wydru- kowanym na naszym portalu autono- mia.pl, zarzucała nam bezmyślność i działanie na niekorzyść Śląska. Nic bardziej mylnego! Aby województwo częstochowskie powstało, musiało- by zabrać województwom śląskiemu i opolskiemu dwa górnośląskie, hi- storycznie związane z regionem po- wiaty – lubliniecki i oleski, na co nie mogło być zgody ze strony radnych RAŚ i naszego stowarzyszenia. Jak czytamy w oświadczeniu na autono- mia.pl, taki zabieg ze strony władz nie zakłada naprawy fundamentalnych błę- dów reformy z roku 1998, a po części je pogłębia. Ponieważ słaby, a także mały obszar nowego województwa nie pozwoli mu na skuteczne realizowanie obowiązków samorządu wojewódzkie- go. Krytycy tej decyzji RAŚ-u mówią:

„A po co Wam w województwie śląskim nieśląskie tereny? Przecież sami twier- dzicie, że obecne województwo śląskie jest potworkiem reformy samorządowej z roku 1998, a sama reforma nigdy nie została dokończona”. Owszem, z tym się zgadzamy, ale nie możemy sobie pozwolić na dalsze podziały śląskich ziem województwa, poza tym od lat głosimy postulat połączenia sztucznie wyodrębnionych województw opolskie- go i śląskiego w jedno górnośląskie.

Bo przecież województwo opolskie to nie żadna Opolszczyzna, ale Górny Śląsk. Postulujemy podział administra- cyjny państwa na kilka silnych i spój- nych historycznie regionów, których mieszkańcy będą się cieszyć większą niż dotychczas możliwością wpływania na decyzję władz. Regionów z odpo- wiednimi do ich potrzeb i zysków bu-

dżetami, które będą pochodzić ze środków wypracowanych na miejscu.

Regionów, w których będzie się dbało o tożsamość mieszkańców i pielęgno- wało odrębności w duchu nowocze- snej tolerancji i poszanowania kulturo- wego pluralizmu. Terenów, w których mieszkańcy mogą się zakorzeniać od początku swojej edukacji poprzez mą- drze prowadzone od przedszkola do szkoły średniej nauczanie regionalne.

Ostatnio po raz kolejny próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, dla- czego ludzie wyjeżdżają. Problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy, brak perspektyw na przyszłość, kule- jąca opieka socjalna i parę jeszcze in- nych dodatkowych czynników. To już znamy. Ale kolejnym jest brak zako- rzenienia w miejscu, które się opusz- cza, bo przecież cały czas lansowano kosmopolityczny styl życia, zgodnie z którym wszędzie możemy czuć się jak u siebie. Zostawiamy zatem zie- mię naszych dziadków, rodziców, na- szą i wyjeżdżamy. Nic nas tu już nie trzyma, nikt nam nie opowiedział pięk- nych historii o naszej ziemi. Nie znamy wybitnych postaci z regionu, z których moglibyśmy brać przykład, bo i skąd, skoro nikt nas o nich nie uczył. Co my Ślązacy mamy wspólnego z Czarniec- kim, Sobieskim, Kościuszką? Przecież oni kojarzą się nam tylko i wyłącznie z Warszawą albo z Krakowem. U nas bracie, „bida z nędzą”, nic, żadnych wybitnych, same robole. Nic nam nie pozostało, trzeba się zwijać z tej zapo- mnianej przez Boga i ludzi ziemi. I tak właśnie myśli przeciętny, choć inteli- gentny mieszkaniec polskiej prowin- cji. A gdyby właśnie pójść w tę stronę, uczyć o wielkich Ślązakach, pokazy- wać możliwości, które daje nam nasz hajmat, przywiązywać do niego, zako- rzeniać. Może wtedy zamiast rzucać wszystko, żeby zacząć wszystko od nowa, w niejednej głowie zaświtałaby myśl o pozostaniu i pracy na rzecz tej ziemi i tej społeczności, a nie tamtej innej, nieznanej, w której trzeba bę- dzie dopiero znaleźć swoje miejsce.

Bo przecież swoje miejsce mamy wła- śnie tutaj, po co szukać nowego gdzie indziej? Może lepiej poszukać tego, co tutaj, w naszej historii, tradycji, archi- tekturze dla nas jest nowe i jeszcze nieznane.

Monika Kassner redaktor naczelna Kartka z kalendarza

Odezwa o narodowości śląskiej

Jak wszyscy wiemy, współczesne poję- cia narodu i narodo- wości wykrystalizo- wały się w czasach Wiosny Ludów.

Wtedy także na po- pularności zyskała idea solidaryzmu narodowego. Naj- lepszym tego przykładem była tzw.

Liga Polska skupiająca różne śro- dowiska działające na korzyść na- rodowości polskiej. Po rozbiorach Rzeczypospolitej Obojga Narodów Wielkopolska znalazła się w jednym organizmie państwowym z Górnym Śląskiem, co skutkowało pojawie- niem się wielu krzewicieli polskości wśród Górnoślązaków. Na Górnym Śląsku powstawało coraz więcej pol- skojęzycznych czasopism. Dokładnie 7 kwietnia 1849 roku w jednym z nich pojawiła się odezwa Jana Gajdy do

„Ludu Górno-Szląskiego”, w której to autor wzywa, aby na model Ligi Pol- skiej powołać Ligę Śląską działającą na korzyść narodowości śląskiej. Na pierwszej stronie czytamy:

Bracia! Przeszłoroczne wiekopomne czasy i lud pospolity z letargu przebudzi- ły i stanowisko jego opłakane publiczno- ści na widok wyprowadziły. A i dla nas zbliżają się inne czasy, gdzie to i my do narodów oświeconych liczyć będziemy się mogli. Lecz abyśmy ten cel obsiągli, musimy pracować, bo bez pracy nie będą kołacze. Pytacie się jako? Słuchajcie! – Uczy nas historya Angielczyków, Francu- zów i Niemców, że gdy lud się pobrata, połączy się w jedyną całość, to go naj- większy wróg nie pokona. I my to samo czynić możemy, oparci na wolnościach konstytucyjnych załóżmy Ligę Szląską na wzór polskiej, z tym zamiarem, że o rze- czy czysto szląskie starać i narodowość szląską popierać będziemy.

Autor odezwy był działaczem spo- łecznym, poetą i malarzem. Pod ode- zwą podpisał się jako malarz. Zajmował się malowaniem kościołów, tłumacze- niem scen teatralnych z niemieckie- go na polski oraz prowadzeniem kó- łek oświatowych. Pochodził z Ciasnej niedaleko Lublińca, a zmarł w Żorach.

O jego innych działaniach na rzecz na- rodowości Śląskiej nic autorowi tekstu nie wiadomo, także nie ma żadnej in- formacji o dalszych próbach powołania Ligi Śląskiej.

Sama odezwa, mimo iż została na podwale przez redakcję skomentowana nadzieją, że Liga Śląska będzie odwo- ływać się do polskości, powinna mieć bardzo istotne znaczenie dla osób po- czuwających się do narodowości ślą- skiej. Jest ona bowiem dowodem na to, że współczesne pojęcie narodowości śląskiej tworzyło się w tym samym cza-

sie co innych słowiańskich narodowości ,w tym polskiej. Odezwa ta powinna za- mknąć usta tym, którzy zarzucają dzia- łaczom na rzecz narodowości śląskiej, że wymyślili ją sobie dla bieżących ce- lów politycznych. Jak na razie to dla celów politycznych pojęcie narodowości śląskiej używane jest przez polityków rożnych partii, aby straszyć nią spo- łeczeństwo. Festiwal kretynizmów na ten temat część posłów zaprezentowała nam podczas sejmowego czytania pro- jektu zmian ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych.

Mariusz Wons

Strona z „Dziennika Górno-Szlązkiego” z odezwą Gajdy.

Nasze sprawy

Po co komu nowe województwa?

Pomysł powstania nowego woje- wództwa częstochowskiego był punktem wyjścia do dyskusji na temat granic naszego regionu oraz zasięgu ewentualnych nowych wo- jewództw.

O szansach na jego powstanie, grani- cach, a przede wszystkim o przeszko- dach, które stoją na drodze do scalenia ziem górnośląskich w jednym wojewódz- twie rozmawiali zaproszeni goście: To- masz Słupik – politolog, Jerzy Gorzelik

– przewodniczący RAŚ, radny sejmiku śląskiego oraz Pyjter Długosz, który re- prezentował opolską część Górnego Ślą- ska. Spotkanie prowadził znany dzienni- karz, publicysta i pisarz – Jerzy Ciurlok.

Dyskutanci, świadomi pracy, jaka jeszcze jest przed nami, z optymizmem patrzą w przyszłość i wyrazili nadzieję na powstanie w końcu województwa górnośląskiego w kształcie, który od- powiadać będzie społecznym oczeki- waniom w regionie. O taką reformę, po- przedzoną konsultacjami społecznymi, z poszanowaniem lokalnych odrębności od lat zabiega RAŚ.

Dyskusja odbyła się w ramach cyklu

„Pōdźcie pogŏdać ô Ślōnsku”, który po dłuższej przerwie został reaktywowany.

Kolejne spotkanie z tego cyklu odbę- dzie się 4 kwietnia br., a poświęcone będzie polityce rowerowej.

„Pōdźcie pogŏdać ô Ślōnsku” – 4 kwietnia 2016, godz. 18.00 Katowi- ce, Strefa Centralna (budynek Cen- trum Kultury Katowice, Plac Sejmu Śląskiego 2, 1 piętro).

Marek Nowara

Z gazet naszych ōpkōw i ōmek

Rudzka otchłań

W naszej okolicy znajduje się pomiędzy wielu innymi jedna głęboka kopalnia wę- gla, należąca Towarzystwu Akcyjnemu . Ponieważ zaś tejże nader często zbywa na robotnikach, dlatego w tym celu wy- syłani bywają agenci w dalekie okolice dla werbowania łatwowiernych, jak to na przykład dzieje się z Ameryką. W obec- nej porze sprowadzono już po raz trzeci znaczną liczbę mężów, i to aż niedaleko z Krakowa, z których niektórzy sporo grosi- wa z sobą przynieśli, pamiętając, że każdy

początek trudny, a zwłaszcza kiedy kapsa próżna. Lecz łatwo domyślić się można, nie znaleźli oni tutaj miodem płynące- go kraju, jak im obiecywano, gdyż po krótkim pobycie już przeszło dwudziestu wypowiedziało robotę, którzy, jak mówili, nie mogą się przyzwyczaić w tak głębo- kiej otchłani robić i nie oglądać świata dziennego, jak tylko w niedzielę.

„Gazeta Górnośląska”, 13 XII 1882, nr 97

Marian Kulik

Coraz więcej mieszkańców województw śląskiego i opolskiego zastanawia się, czy powstanie w końcu województwo górnoślą- skie w kształcie, który będzie odpowiadać społecznym oczeki- waniom w regionie?

Archiwum RAŚ. Źródło: prtsc ŚBC.

JK

(3)

marzec 2016 r., Jaskółka Śląska AKTUALNOŚCI 3

Wiadomo z góry

Darymny futer

Niemal niezauwa- żona przez media i polskie elity po- lityczne minęła 95.

rocznica górnoślą- skiego plebiscytu.

20 marca 1921 to jedna z najważniej- szych dat w historii naszego regionu.

Gdyby wierzyć zapewnieniom o zna- czeniu Górnego Śląska dla Polski, powinna być ważna także dla władz Rzeczypospolitej. Nie po raz pierwszy praktyka rozmija się z deklaracjami.

W polsko-śląskich relacjach to bar- dziej reguła niż wyjątek.

Ignorowanie rocznic plebiscytu ma w Polsce długą historię. Przed wojną, w czasach Republiki Weimarskiej 20 marca hucznie obchodzono na zachod- nim Górnym Śląsku, gdzie chętnie przy- pominano o niemieckim zwycięstwie. Po polskiej stronie granicy do plebiscytowej

tradycji przyznawała się chrześcijańska demokracja Wojciecha Korfantego, wy- chodząc ze słusznego założenia, że bli- sko 40% głosów było polskim sukcesem.

I że to właśnie ten wynik stanowił solidną podstawę roszczeń do sporej części gór- nośląskiego terytorium.

Rządząca sanacja miała jednak całkowicie inny pogląd na nieodległe wszak w czasie wydarzenia. Mitem założycielskim polskiego Śląska mia- ły być powstania. Potraktowanie przez Korfantego zbrojnego wystąpienia wy- łącznie w kategoriach demonstracji siły ludzie Grażyńskiego uważali za dowód kunktatorstwa, a nawet zdrady.

Pragmatyzm lidera chadecji nie mieścił się w myślowych horyzontach żyjących romantycznymi mrzonkami wyznawców Piłsudskiego. Ci ostatni od mierzenia zamiarów na siły woleli, wzorem piew- ców beznadziejnych, dziewiętnasto- wiecznych zrywów, ckliwe opowieści o „daninie krwi” i „życiu złożonym na ołtarzu ojczyzny”.

Polityce historycznej kolejnych rząd- ców Rzeczypospolitej z pewnością bliższe były powstańcze uniesienia niż chłodna, polityczna kalkulacja. Oficjalna opowieść o historii zyskiwała przez to nieraz grote- skowy wymiar. Jak wtedy, kiedy prezydent Komorowski swą obecnością pod kato- wicką wieżą spadochronową sankcjono- wał literacką legendę zweryfikowaną ne- gatywnie przez historyków. Apogeum tego szaleństwa dopiero przed nami. Obecna władza przelicytowuje poprzedniego loka- tora Pałacu Prezydenckiego, przyjmując z entuzjazmem dziedzictwo piłsudczyzny, z jej snami o potędze, pogardą dla poli- tycznych kompromisów i dla prawa.

Czeka nas zatem futrowanie łzawymi historiami o powstaniu warszawskim i żołnierzach wyklętych. Na wspomnie- nie górnośląskiego plebiscytu w tej opo- wieści nie ma miejsca. Ktoś mógłby jeszcze zapytać, co z obietnicami zło- żonymi przed dziewięćdziesięciu pięciu laty Górnoślązakom. I dlaczego górno- śląski zegarek nie działa.

Współpraca między województwami

Górnośląskie zbliżenia katowicko – opolskie

W lutym Henryk Mercik – jako czło- nek zarządu woje- wództwa śląskie- go odpowiedzialny między innymi za kulturę – nawiązał współpracę z Grze- gorzem Sawickim, który za podobne tematy odpowiada w województwie opolskim. To pierwsze takie robocze spotkania pomiędzy zarządami obu górnośląskich województw i nadzieja na bliższą współpracę na niwie na- szego wspólnego dziedzictwa.

Owocem dwóch spotkań – pierw- szego w Opolu i rewizyty w Katowi- cach – są konkretne projekty, których szczegóły będą w najbliższym czasie dopracowywać przedstawiciele odpo- wiednich instytucji. Jednym z takich przedsięwzięć z pewnością będzie nawiązanie ścisłej współpracy między Teatrem Śląskim z Katowic i Teatrem im. J. Kochanowskiego z Opola.

Województwa szykują również waż- ne wydawnictwo na rok 2019 – set- ną rocznicę pierwszego powstania śląskiego – nowy Leksykon Powstań Śląskich. W opracowaniu naukowym współdziałać będą Instytut Śląski oraz Instytut Badań Regionalnych. Za rze- telne i pogłębione badania odpowiadać będą dr Bernard Linek i prof. Ryszard Kaczmarek. W przedstawieniu histo- rii powstań nie można pominąć dwóch muzeów poświęconych tym wydarze- niom, które zebrały już znaczący ma- teriał faktograficzny oraz mają doświad- czenie w przystępnym prezentowaniu wydarzeń sprzed prawie wieku – mowa o Muzeum Czynu Powstańczego na Górze św. Anny oraz Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach.

Współpraca na polu kultury to pierwszy krok na drodze do naprawie- nia ogromnego błędu sprzed 17 lat,

jakim było nieuwzględnienie w nowym podziale administracyjnym historycz- nych granic Górnego Śląska. Górno- śląskie ziemie znalazły się w grani- cach dwóch województw: śląskiego i opolskiego. Co gorsza, w okresie rozdzielenia województwa zupeł- nie się od siebie odwróciły: władze w Katowicach skierowały oczy w stro- nę Krakowa, Opole wydaje się zaś zapatrzone we Wrocław. Dopiero te- raz, dzięki osobistemu zaangażowa- niu marszałków Mercika i Sawickiego, pojawiła się nadzieja na pewne zbli- żenie i realizację wspólnych celów.

Zaplanowano podpisanie oficjalnego listu intencyjnego, później marszałko- wie wręczą Nagrody Teatralne „Złota Maska" za szczególne osiągnięcia ar- tystyczne w zakresie sztuki teatralnej.

Natalia Pińkowska

Opole. Plebiscyt górnośląski. Oczekujący na wyniki głosowania. Sejmik województwa opolskiego.

Bundesarchiv, Bild 146-1985-010-10 / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de Fot. Bartek Wawraszko (Bast), CC BY-SA 3.0

Jerzy Gorzelik

Edukacja regionalna

Kolejny sukces RAŚ

Podręcznik do edukacji regionalnej oraz specjalna internetowa plat- forma, skąd będzie można po- brać materiały edukacyjne zosta- ną udostępnione już na początku kwietnia.

Jak informują przedstawiciele In- stytutu Badań Regionalnych, treść podręcznika jest już praktycznie gotowa, ale ostatnie dni to testo- wanie specjalnej Internetowej Plat- formy Edukacji Regionalnej „Eduś”.

Od kwietnia ma ona być wypełnio- na materiałami, tak by od września mogli z niej korzystać nauczyciele i uczniowie.

Od października ruszyć mają spo- tkania z nauczycielami prezentujące platformę i możliwości wykorzystania jej podczas lekcji. Będą organizowa- ne w różnych miastach wojewódz- twa, m.in. Katowicach, Pszczynie Tychach, Bielsku-Białej, Cieszynie, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Ja- worznie i Częstochowie.

– Mając świadomość wagi i zna- czenia edukacji regionalnej dzieci i młodzieży województwa śląskiego z ogromną satysfakcją chciałbym przedstawić nowy, mający formę stro- ny internetowej, Podręcznik Edukacji

Regionalnej – Eduś. Jednocześnie pragnę zachęcić do korzystania z tej doskonale przygotowanej pomocy dydaktycznej już od roku szkolnego 2016/2017 – napisał w liście zachę- cającym do korzystania z platformy do burmistrzów, prezydentów i wój- tów z regionu członek zarządu wo- jewództwa z ramienia RAŚ, Henryk Mercik.

Projekt obejmuje obszar całego województwa śląskiego, a uzupeł- niające część ogólną zagadnienia modułowe są związane z Górnym Śląskiem, Śląskiem Cieszyńskim, Zachodnią Małopolską, Zagłębiem Dąbrowskim, Ziemią Zawierciańską, Ziemią Częstochowską i Ziemią Ja- worznicko-Chrzanowską.

Oprócz klasycznego podziału na przedmioty, projekt dzieli się na trzy bloki: społeczeństwo (sprawy związa- ne z woj. śląskim, regionem i subre- gionami, administracją i gospodarką oraz historią i problemami współcze- snymi), kultura (tematy języka, lite- ratury, sztuki, muzyki, etnologii oraz współczesnego odbioru filmów, sztuk teatralnych i festiwali) oraz przyroda (szeroko pojęty krajobraz naturalny woj. śląskiego).

JT Już niedługo śląskie dzieci będą się uczyć historii i kultury regionu ze specjalnie przygotowanego podręcznika.

Fot: Małgorzata Ucher

(4)

marzec 2016 r., Jaskółka Śląska

4 WYWIADY

Wywiad numeru

Polska nie lubi się uczyć

Z Henrykiem Wańkiem – wybitnym śląskim malarzem, grafikiem, pisa- rzem, publicystą, krytykiem i kryty- kiem rozmawia Beata Dżon.

Czy jest Pan Ślązakiem?

Tak, czuję się Ślązakiem. Może dokład- niej powinienem powiedzieć – Górnoślą- zakiem, bo to jest w Polsce najtrwalsza tradycyjna część Śląska. Ale pewna igno- rancja pożal się Boże „fachowców” spra- wiła, że dzisiaj mówi się „Śląsk” o jego małej części, która nie jest nawet całym Górnym Śląskiem, choć obejmuje regiony ze Śląskiem nie mające nic wspólnego:

Ziemię Częstochowską, Żywiecczyznę, Zagłębie Dąbrowskie i bielską część Ma- łopolski. A tradycyjnie górnośląska Ziemia Opolska jest już całkiem osobnym tworem administracyjnym. O Śląsk Dolny to już lepiej nie pytać. Mało kto w Polsce wie dokładniej, co to takiego – Śląsk? Same stereotypy i bzdury. Można odnieść wra- żenie, że Polacy nie tylko nie znają swe- go kraju, ale nawet nie chcą go znać. Nic dziwnego, skoro geograficznie biorąc, jest to kraj wymyślony przez Stalina.

Co zatem powinniśmy wiedzieć o Ślą- sku, a „boimy się o to zapytać”?

Jeśli idzie o powinność, a już szczególnie o chęć wiedzy, żaden strach ani obawy nie mogą być przeszkodą. Ilość spraw niejasnych, umyślnie pogmatwanych, skłamanych, zepchniętych w milczenie jest tak ogromna, że każdej osobie zainte- resowanej starczy tego na całe życie. Ale żeby rzeczowo odpowiedzieć na pani py- tanie zaryzykuję jeden przynajmniej przy- kład: boimy się tej oczywistej prawdy, że Śląsk ma swoją historię, całkowicie od- rębną od historii Polski, przynajmniej od końca XIII wieku. A już na pewno od trak- tatu w Trenczynie na początku XIV. To, że w roku 1919 Polsce udało się uszczknąć kawałek Śląska na dwadzieścia lat, a po roku 1945 cały Śląsk, na następnych lat siedemdziesiąt, tworzy jedynie jakąś mi- kro-historię, zresztą pełną niechlubnych rozdziałów.

Wypędzenia Ślązaków, którzy byli uznawani za jedno z Niemcami, gwał- ty, przymusowa spolszczanie, co jesz- cze?…

Tak, wszystko to razem, plus te obozy, nierzadko w tym samym miejscu, gdzie były obozy hitlerowskie, o czym tam nie- chętnie się mówi, wywózki ludności ślą- skiej do ZSRR, wszelkie dyskryminacje i bezprawie. Dużo by tego było, ale ja się właściwie tym nie zajmuję. Jeśli dziś mnie coś szczególnie porusza, to te niezliczo- ne dewastacje na substancji kultury ślą- skiej. Co najmniej dwie trzecie obiektów w Galerii Sztuki Średniowiecza w Mu- zeum Narodowym w Warszawie to są obiekty zwiezione z poniemieckiego Ślą- ska. Fachowo zajmował się tym profesor Stanisław Lorenz. Co najmniej drugie tyle padło pastwą szabru, sowieckiego też, ale przede wszystkim polskiego. A później ta sukcesywna eksterminacja kulturowej substancji Śląska: pałace, parki, pomni- ki, cmentarze, miejsca pamięci, w wielu przypadkach całe miasta. Nie mówię tu o skutkach działań wojennych, tylko o rze- czach, które się dokonały po roku 1945.

To wszystko jest takie zawstydzające.

Nie lubi Pan dzisiejszych Katowic. Szy- by kopalniane nad centrami handlo- wymi, dworzec kolejowy-supermarket zamiast pomnika modernizmu, rynek bez charakteru, może lista „krzywd”

jest większa?

Katowice są moją miłością, bo to mia- sto mojego dzieciństwa, pas startowy do życia dorosłego. Jako pisarz, a też jako malarz, dałem tego niezliczone dowody.

Nawet w tej okrzyczanej brzydocie prze- mysłowego krajobrazu dostrzegam jeden z przejawów piękna. Natomiast dzisiejsze

Katowice, a szczególnie to, co z nimi zro- biono po mniej więcej roku 1998, uważam za skandal. Powodem tego, jak myślę, jest po prostu niedostatek społeczności obywatelskiej miasta. Musiałbym to bar- dziej szczegółowo omówić, odwołując się do historii procesów administracyjnych miasta, bardzo gwałtownej, choć nie- długiej, bo w roku bieżącym Katowice obchodzą zaledwie swoje 150 urodzi- ny. Katowice mojego dzieciństwa to był kawałek, który można było obiec w cią- gu godziny. Dziś jest to jednak moloch, w którym zgubiły się zalążki jego historii:

domy, gmachy, miejsca pamięci, a przede wszystkim specyficzny „duch miejsca”.

To jedyne miasto, jakie znam, w którym zamiast przybywać zabytków, jest ich co- raz mniej.

Ale jednak powstają wspaniałe obiekty, jak NOSPR czy Muzeum Śląskie, wyko- rzystujące szyb górniczy, element przy- należny charakterowi Katowic. Zabytki można ratować, wydobywać z zapomnie- nia, co innego jeszcze – chcieć je w ogó- le cenić.

Mam swoją własną filozofię urbanistyki, a w dodatku ani za grosz wiedzy o współ- czesnej polityce inwestowania oraz o technikach mydlenia oczu opinii pu- blicznej. Cieszy mnie, że powstał gmach NOSPR-u, ale na moje wyczucie, cały ten zgiełk wokół tego jest aktem medialnym.

O Muzeum Śląskim wolałbym się wypo- wiadać za lat – powiedzmy – dziesięć, bo istnieje zaledwie od sześciu miesięcy.

W ciągu lat bez mała czterdziestu, które przemieszkałem w Katowicach, widziałem powstanie niejednego „cudu architektury”.

Po większości nie ma dziś śladu. Ale to wszystko wymagałoby dłuższej debaty, więc już gryzę się w język.

Co ludzie z innych regionów, nasadza- ni na Śląsk, wnieśli/odebrali.

To bardzo złożony problem. W swojej hi- storii Śląsk zawsze był krajem otwartym.

Tędy przebiegały ważne szlaki handlowe.

Był ważnym poligonem gospodarczym i przemysłowym Europy. Dynamika tutej- szego życia zawsze była magnesem dla ludów ościennych. W końcu to na Śląsk (podobnie jak na Dzikie Pola) zbiegali z Polski chłopi pańszczyźniani, ponie- waż mogli tu liczyć na bardziej ludzkie traktowanie. Tutaj znajdowały się licz- ne mniejszości etniczne i wyznaniowe oraz grupy zawodowe przybyłe czasem z bardzo daleka. Czym innym jednak były migracje ludności, jakie wystąpiły po

pierwszej, a jeszcze bardziej po drugiej wojnie światowej. W ich chaosie, a przede wszystkim w dramatycznym przebiegu, łatwo jest się dopatrzeć wszelkiego zła, co oczywiście bywa grubym uproszcze- niem. Różnie bywało, ale znam też wielu dzisiaj zawziętych Ślązaków, nie chcę ich nazywać nacjonalistami, których korze- nie nie mają ze Śląskiem nic wspólnego.

Bo Śląsk to jest wybór, a nie tylko wyrok.

Czemu opuścił Pan Śląsk, na który tak chętnie wraca?

Życie na Górnym Śląsku nie było szcze- gólnie baśniowe. To była polityczna i go- spodarcza Katanga. A do tego kulturalne zadupie. Ale jakoś z przyjaciółmi sobie z tym radziliśmy. Nie narzekam. Dzięki temu lepiej znam życie. Mógłbym oczy- wiście jego resztę spędzić w Katowicach, ale zmiany, jakie w nim zaszły w drugiej połowie lat siedemdziesiątych postawiły mnie przed wyborem: Katowice albo Ma- zowsze. Nie muszę dodawać, że w tam- tym czasie właściwie jedynym miastem w Polsce, godnym tej nazwy, była War- szawa. I na to się zdecydowałem, choć o zerwaniu ze Śląskiem nie ma mowy, na- wet do dzisiaj. Powiedziałbym, że obec- nie Śląsk jest jedyną rzeczą, która mnie w Polsce obchodzi. Bo to jest dla Polski nieoceniona nauka. Niestety Polska nie lubi się uczyć. Ale tej mojej przeprowadz- ce zawdzięczam nawet pogłębienie się mojego stosunku do Śląska. Bo wiele rze- czy, których tam nie widziałem, bo były zbyt blisko, zobaczyłem dopiero z odległo- ści. Zresztą dotyczy to już całego Śląska, nie tylko Górnego. To jest dopiero temat!

A Pan nieustannie drąży go w swoich książkach. Maluje słowami. Niechętnie lub wcale, tak słyszałam od Pana wy- dawcy, rozmawia Pan o swoim wciele- niu malarskim. To wszak jeden Henryk Waniek, twórca.

No tak, jestem człowiekiem wielu dys- cyplin. Moje wykształcenie artystyczne sprawiło, że byłem przez długi czas ak- tywny w dziedzinie sztuk wizualnych, jak się to dziś pięknie nazywa. Ale w pew- nym momencie uznałem, po pierwsze, że mając jakieś umiarkowane sukcesy w dziedzinie malarstwa, zrealizowałem większość tego, o co mi chodziło. Mógł- bym, co prawda, trwać przy tym, powta- rzać do znudzenia już sprawdzone nume- ry. Ale ponieważ przestał nam nad głową świstać bat cenzury, uznałem, że należy się zabrać za poważną pracę pisarską, do czego zresztą zawsze miałem słabość.

A dodam, że pisanie to jest rzeczywiście trud i harówka. Lecz i o wiele większa satysfakcja, bo pisanie to jest możliwość dochodzenia do prawdy.

A czy jako znany Ślązak, znawca i mi- łośnik Śląska, jednocześnie prowadzą- cy z nim krytyczny dyskurs jest Pan o tenże pytany, czy ktoś jest go ciekaw w innych częściach kraju?

Ponieważ jestem jednak rozpoznawa- ny jako taki, jak mnie Pani określiła, na- leżę do kręgu osób, dla których Śląsk już nie jest czymś egzotycznym. Ale na przestrzeni lat ten krąg się powiększa.

Nieznacznie. W sytuacjach publicznych czasem usiłuję dzielić się moją wiedzą i doświadczeniem, ale nie wiem, czy to w ogóle działa. Czasem odnoszę wraże- nie, że Śląskiem interesują się bardziej za granicą niż w Polsce. Bo nawet miesz- kający we Wrocławiu i tam robiący swe kariery naukowcy (przez uprzejmość nie włożę tego słowa w cudzysłów) w dużej części mają wiedzę o regionie na pozio- mie budzącym litość. Na szczęście jednak krąg ludzi żyjących i działających dla Ślą- ska nie jest znów taki mały. I to przyno- si jakieś owoce. Staram się mieć w tym swój udział.

A propos dochodzenia do prawdy. Gło- śno się zaczyna obchodzić 1050, jakoby okrągłą rocznicę chrztu Polski, rozważa- jąc, czy Mieszko I jest godzien, by o nim przy tym wspominać. Co Pan o tym my- śli, komu to potrzebne, co ma pokazać?

Jako pisarz muszę oczywiście, choć prze- cież amatorsko, żyć historią. A historia jest polem bitwy, na którym różne idee skaczą sobie do gardeł, mnożą obelgi i kłamstwa, niby bona fide. Jestem z natury rewizjo- nistą. Pamiętam jak niegdyś prezydent, magister Aleksander Kwaśniewski, z obu- rzeniem komuś zarzucał, że chce histo- rię pisać na nowo. Otóż, historię zawsze trzeba pisać na nowo. I to nie dla podłych propagandowych efektów, ale z intencją przybliżania jej prawdy. A prawda nie jest

„polska” czy „katolicka”, co szczególnie bym akcentował, jako że żyjemy w epoce wzmożonego kłamstwa, które się chętnie osłania przymiotnikami i chce być „praw- dziwe”. Co zaś do grzechów, jakich do- puszczają się bliźni, jeśli jestem w stanie, usiłuję im przeciwdziałać. Ale staram się nie wpadać w styl prokuratorski czy sę- dziowski. Nie ja za te grzechy będę sma- żył się w piekle. Mam swoje. Nie chcę się wdawać w kwestie wyznaniowe, ale przypomnę, że katolicy, niemieccy Śląza-

cy przed wojną pielgrzymowali na Jasną Górę i to była część ich tradycji. Gdy w la- tach osiemdziesiątych w Bardzie Śląskim odbyła się msza po niemiecku, zresztą w kościele wzniesionym przez Niemców, już w Warszawie pan Urban, wówczas rzecznik rządu, trąbił z całą mocą, że oto dokonał się zamach na autorytet państwa polskiego.

Polska rzeczywistość polityczna wy- skakuje poza ramy przyzwoitości, dra- pieżnie gromadzi łupy. Jakie Pan by napisał zakończenie tej historii?

No tak, chciałoby się żyć w czasach mą- drych, spokojnych i dostatnich. Skoro jest jednak inaczej, starajmy się przynajmniej w życiu osobistym cenić mądrość, spokój i dostatek. Nie sądzę, żeby nasze czasy były jakoś szczególnie wariackie. Historia polityczna pęka w szwach od większych i mniejszych obłędów. Od zawsze. Z ma- łymi wyjątkami w czasach jakichś pół-le- gendarnych władców: Haruna Ar-Raszida, Marka Aureliusza, cesarza Karola IV czy Franza-Josepha. Ale z reguły mamy ra- czej Napoleonów, Hitlerów, Stalinów czy Bushów.

Jeszcze kilka słów o Pana najnowszej książce…

Aura Europejskiej Stolicy Kultury, w jaką oblekł się Wrocław anno 2016, przynio- sła temu miastu wiele cennych inicjatyw.

Jedną z nich jest oficyna Arch2pelag. Ona zdecydowała się jako pierwszy tom se- rii wydać książkę pod tytułem Cmentarz nieśmiertelnych. Jest to zbiór dziesięciu esejów, pisanych przez kilkanaście lat.

W lwiej części dotyczą one zagubionej na etapach polonizacji legendy miasta/wsi, która niegdyś nazywała się Schreiberhau.

Obecnie – Szklarska Poręba. Do końca swej historii, od przełomu wieków XIX/

XX, Szklarska Poręba była jednym z kil- ku liczących się centrów intelektualnych i artystycznych Niemiec o rozległym mię- dzynarodowym prestiżu. To się skończyło dramatycznie po roku 1945 degradacją do poziomu banalnego kurortu. Moje szki- ce są próbą odtworzenia tego status quo ante. Ale nie tylko. Są tam również teksty pisane pod dyktando różnych impulsów.

Mają służyć pobudzeniu miłości do tego świata gór, pięknego i tajemniczego.

Urodził się Pan w Oświęcimiu w 1942.

Pana najwcześniejsze wspomnienie stamtąd? Czy to miejsce jest dla Pana Oświęcimiem, czy Auschwitz?

Tak, moja pamięć trzylatka zachowała kilka pojedynczych obrazów wojny, na przykład bombardowanie Buna-Werke przez Amerykanów. To znaczy, mieli bom- bardować zakłady chemiczne, ale zrzucili bomby na miasto. W ten sposób moją metrykę urodzenia szlag trafił. Wówczas to było oczywiście Auschwitz, którego hi- storię też należałoby napisać na nowo.

Szczególnie tę powojenną, gdy na miej- scu zbrodni hitlerowskiej zainstalowała się natychmiast zbrodnia sowiecko-polska.

W mojej rodzinie wiele się mówiło o tym, co ostatecznie nie trafiło na kartki pod- ręczników. Trochę się to teraz zmienia, ale w dawkach homeopatycznych, nie- stety. Zaglądam sporadycznie do Oświę- cimia, skąd jako trzylatek zostałem przez matkę wywieziony do Katowic, gdzie się urodziłem na nowo i nie po raz ostatni.

No i tak się zamyka krąg naszej rozmowy.

W marcu Pana kolejne urodziny. Czego Pan sobie życzy jako guru młodych Ślązaków, intelektualistów i innych ciekawych Śląska?

Nie mam szczególnych życzeń, poza tym może jednym, by zostawić po sobie po- rządek. Bo jednak jestem bałaganiarzem.

Staję na głowie, więc może się uda.

Dziękuję, a w porządek u artysty i tak nie wierzę…

Henryk Waniek podczas jednego ze spotkań autorskich.

Fot. N. Długosz

(5)

marzec 2016 r., Jaskółka Śląska INFORMACJE RAŚ 5

Władze Ruchu Autonomii Śląska

Zarząd: przewodniczący Jerzy Gorze- lik, Henryk Mercik (I wiceprzewodni- czący), Monika Kassner (II wiceprze- wodnicząca), Rafał Adamus (skarbnik), Natalia Pińkowska (sekretarz), Janusz Wita, Waldemar Murek, Roman Kubica, Dariusz Krajan.

Rada Naczelna to członkowie Zarzą- du oraz wybrani na Kongresie: Rafał Hornik, Marek Gołosz, Marek Nowara, Janusz Dubiel, Roman Pająk, Tomasz Jarecki, Anna Nakonieczna, Marek Zogornik, Ewa Szczodra, Marek Polok, Marek Bromboszcz, Mariusz Wons, Andrzej Sławik, Krzysztof Szulc.

Komisja Rewizyjna: Marcin Bartosz, Mateusz Dziuba, Jan Fiałkowski, Szymon Kozioł, Jan Migas, Karol Sikora

Sąd Koleżeński: Dawid Biały, Aleksandra Daniel, Adam Goleczko, Adam Lehnort, Maksymilian Michałek, Tomasz Świdergał, Piotr Wybraniec Koło RAŚ Bieruń – Lędziny e-mail: sbl@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Bromboszcz, tel. 605 690 365 Koło RAŚ Bytom

e-mail: bytom@autonomia.pl Przewodniczący:

Jacek Laburda tel. 603-201-080, Osoba kontaktowa:

Tomasz Jarecki, tel. 730 905 200 Koło RAŚ Chełm Śląski e-mail: chelm@autonomia.pl Przewodniczący:

Aleksander Kiszka tel. 606 932 834

Koło RAŚ Chorzów e-mail: chorzow@autonomia.pl Przewodniczący:

Michał Kiołbasa tel. 695 391 262 Koło RAŚ Gliwice e-mail: gliwice@autonomia.pl Przewodniczący:

Ingemar Klos tel. 694 742 577 Koło RAŚ Katowice e-mail: katowice@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Nowara tel. 602 335 420

Koło RAŚ Katowice Południe e-mail: katowice.poludnie@autonomia.pl Przewodniczący: Jacek Tomaszewski tel. 515 131 481

Koło RAŚ Kobiór e-mail: kobior@autonomia.pl Przewodniczący: Piotr Kłakus tel. 604 526 733

Koło RAŚ Lyski e-mail: lyski@autonomia.pl Przewodniczący: Grzegorz Gryt Zasięg: Lyski, Gaszowice, Jejkowice Koło RAŚ Mikołów

e-mail: mikolow@autonomia.pl Przewodniczący:Marek Gołosz, tel. 535 270 810

Koło RAŚ Mysłowice e-mail: myslowice@autonomia.pl Przewodniczący: Leon Kubica, tel. 505 339 696

Koło RAŚ Region Opolski e-mail: ras@rasopole.org Przewodniczący:

Marek J. Czaja, tel. 693 567 733 Koło RAŚ Piekary Śląskie e-mail: piekary@autonomia.pl Przewodniczący: Dariusz Krajan tel. 791-222-579

Koło RAŚ Pszczyna e-mail: pszczyna@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Pająk, tel. 601 886 455

Zasięg: powiat pszczyński Koło RAŚ Radzionków e-mail: radzionkow@autonomia.pl Przewodniczący: Andrzej Sławik tel. 601 544 374

Koło RAŚ Ruda Śląska e-mail: ruda@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Kubica tel. 607 336 844

Koło RAŚ Rybnik e-mail: rybnik@autonomia.pl Przewodniczący: Marcin Bartosz tel. 508 714 235

Osoba kontaktowa: Marcin Bartosz, tel. 508 714 235

Koło RAŚ Siemianowice Śląskie siemianowice@autonomia.pl Przewodniczący: Radosław Marczyński tel. 693 235 879

Koło RAŚ Śląsk Cieszyński slaskcieszynski@autonomia.pl Przewodniczący: Grzegorz Szczepański tel. 781 779 882

Koło RAŚ Świerklany e-mail: swierklany@autonomia.pl Krzysztof Swaczyna tel. 502 147 984 Koło RAŚ Świętochłowice swietochlowice@autonomia.pl Przewodnicząca: Monika Kassner tel. 516 056 396

Koło RAŚ Tarnowskie Góry e-mail: boino@centrum.cz Osoba kontaktowa:

Roman Boino, tel. 605 062 700 Koło RAŚ Tychy

e-mail: tychy@autonomia.pl Przewodniczący:

Jerzy Szymonek, tel. 508 597 837

Koło RAŚ Wodzisław/Żory e-mail: wodzislaw@autonomia.pl Przewodniczący: Dawid Prochasek Koło RAŚ Zabrze

E-mail: zabrze@autonomia.pl Przewodniczący:Tadeusz Płachecki, tel. 509 478 078

Szczegóły na naszej stronie:

http://autonomia.pl Osoba odpowiedzialna za prenumeratę: Marek Nowara

tel. 602 335 420

INFORMATOR

Promocja regionalizmu

Porozmawiajmy o historii lokalnej!

Historia lokalna to ważny element budowania tożsamości „małych ojczyzn” i popularyzacji wiedzy o przeszłości. Akcja „Historia lo- kalna podlega ochronie” portalu Histmag.org ma na celu pokazanie ciekawych i dobrych inicjatyw zaj- mujących się działalnością w tym obszarze.

– Historia lokal- na traktowana jest często pobłażli- wie – a przecież stanowi ważny element budujący tożsamość „ma- łych ojczyzn” – pi- sze Tomasz Lesz- kowicz, redaktor naczelny Histmag.

org w felietonie rozpoczynającym akcję – Zmieńmy to, podyskutujmy o problemach i wy- zwaniach historii lokalnej oraz po- każmy ludzi, któ- rzy w całej Polsce poznają przeszłość swojego miasta, miasteczka czy dzielnicy.

Akcja „Historia lokalna podlega ochronie” potrwa od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Jej celem jest przeprowadzenie szerokiej dysku- sji o szansach i problemach historii lokalnej. Najważniejszym elemen- tem przedsięwzięcia będzie ankieta i opracowana na jej podstawie baza danych wartych polecenia inicjatyw

dotyczących tej problematyki. Ankieta ma umożliwić integrację środowiska, promować dobre praktyki i wspierać ciekawe inicjatywy. W ten sposób inicjatorzy akcji chcą przekazać in- formację o takich przedsięwzięciach mediom oraz wszelkim zaintereso- wanym osobom, które chciałyby ze sobą współdziałać. Portal zachęca

do wysyłania ankiet osoby zajmujące się historią lokalną, m. in.: działaczy organizacji pozarządowych zajmują- cych się badaniem i popularyzacją historii regionalnej lub ochroną dzie- dzictwa, członków grup rekonstruk- cyjnych upamiętniających przeszłość swoich „małych ojczyzn”, a także oso- by prowadzące projekty internetowe (strony lub profile w mediach społecz- nościowych), które popularyzują hi- storię lokalną.

– Zapraszamy także do dyskusji o historii lokalnej, rozumianej jako

„mała historia” – dzieje konkretnych regionów, ziem, miejscowości czy dzielnic. Przez najbliższe półtora mie- siąca, do końca kwietnia, na naszych

łamach będziemy pisać o badaniu i popularyzowaniu przeszłości „ma- łych ojczyzn” a także o tym, jak ich historia obecna jest w ich życiu spo- łecznym – wyjaśnia Tomasz Leszko- wicz. – Jesteśmy też otwarci na głosy od naszych czytelników – zachęcamy historyków oraz aktywistów zainte- resowanych lokalną przeszłością do przesyłania na adres naszej redakcji swoich wypowiedzi.

Szczegóły na temat akcji i formu- larz ankiety można znaleźć na stronie internetowej przedsięwzięcia: http://

histmag.org/historia-lokalna-pod- lega-ochronie-pokazmy-ciekawe- inicjatywy-12942

Archiwalne numery „Jaskółki Sląskiej”

dostępne są w wersji elektronicznej w formacie pdf na Stronach Śląskiej Bi- blioteki Cyfrowej pod linkiem:

www.sbc.org.pl/publication/87240

Zebrania Kół RAŚ

Koło RAŚ Chorzów I ul. Powstańców 70/3, wtorki 17:00 – 18.00

Koło RAŚ Katowice ul. ks. Norberta Bończyka 9/4.

wtorki 16.00-18.00 Koło RAŚ Mikołów drugi poniedziałek miesiąca w Łaziskach Średnich, ul. Wyszyńskiego 8

(II piętro, p. 24) w godz. 18.00-19.00 Zasięg: powiat mikołowski.

Koło RAŚ Mysłowice ul. Mikołowska 4a wtorki 18.00-19.00

Koło RAŚ Pszczyna Plac Targowy 5

pierwsza środa miesiąca 18.00 Koło RAŚ Ruda Śląska Ruda Śląska, Nowy Bytom ul. Markowej 22/26 I piętro wtorki 17.00-18.00 Koło RAŚ Rybnik

Rybnik-Chwałowice, ul. 1 Maja 104 Restauracja Birreria, godzina 18.00, trzeci czwartek miesiąca,

tel. 508 714 235 Koło RAŚ Zabrze

ul. Kalinowa 9, Dyżury: 2. piątek miesiąca godz. 17:00,

Zasięg: Zabrze

WYDAWCA:

Ruch Autonomii Śląska Siedziba wydawcy:

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4 40-209 Katowice Redaktor naczelna:

Monika Kassner

Opracowanie tekstów w ślōnskij gŏdce:

Rafał Adamus Korekta:

Jacek Tomaszewski Skład:

Tomasz Pałka, Graphen

Kontakt z redakcją:

redakcja@jaskolkaslaska.eu www.jaskolkaslaska.eu

tel. 516 056 396 Nakład:

25.000 egz.

(6)

marzec 2016 r., Jaskółka Śląska

6 Z HISTORII REGIONU

Ślązaków życiorysy własne

Wojna w Ornontowicach

W latach trzydziestych i czterdzie- stych ubiegłego wieku Ornontowice były tylko małą rolniczą wsią, leżą- cą z dala od ważnych szlaków, gdzie w zasadzie nie powinno się wydarzyć nic godnego uwagi. Historia lubi jed- nak zaskakiwać, szczególnie kiedy dochodzi do dramatycznych zdarzeń takich jak wojna, o czym rozmawiam z panem Rufinem Zuberem, dzisiaj już emerytowanym nauczycielem, który zdecydował się opowiedzieć o swoich przeżyciach.

Proponuję, żeby zacząć od historii pana rodziców, a właściwie ojca, któ- ra miała niebagatelny wpływ na losy całej rodziny.

Mój ojciec (rocznik 1899) kombatant wielkiej wojny, należał do tej grupy Ślą- zaków, którzy w 1921 r. byli za przyłą- czeniem Górnego Śląska do Polski, a to zaprowadziło go do powstańców, z któ- rymi zawędrował aż do Katowic-Szopie- nic, gdzie poznał swoją przyszłą żonę i moją matkę. W domu było nas pięcioro:

ja – urodzony w 1933 r. – byłem trzeci.

Pomimo że matka nie pracowała, żyło nam się w miarę dostatnio, a to wszyst- ko za sprawą ojca, który pracował jako księgowy w Dyrekcji Kolei Państwowej w Katowicach, co w tamtych czasach zapewniało godziwe wynagrodzenie.

Nasz dom rodzinny był w Ornontowi- cach, bardzo blisko drogi Rybnik –Mi- kołów (dziś przy ul. Bujakowskiej), dzięki czemu 1 września 1939 r. mogłem bez przeszkód z okna obserwować wielogo- dzinny marsz Wehrmachtu, z czego za- pamiętałem tylko cukierki, które dzieciom rozdawali niemieccy żołnierze.

Pański ojciec – powstaniec nie do- świadczył jakichś szykan ze strony nowej władzy, która raczej nie pobła- żała ludziom z taką przeszłością?

Pierwszego albo drugiego dnia wojny, teraz już dokładnie nie pamiętam, cała wieś została wezwana na taki duży plac w majątku, gdzie przemawiał niemiec- ki oficer, zalecając wszystkim zacho- wać spokój i rozwagę w oczekiwaniu na dalsze zarządzenia nowej władzy.

W słowach tego oficera nie było nawet śladu groźby czy zachęty do samosą- dów, które w tym czasie były najczęściej stosowanymi metodami wyrównywania rachunków za wyrządzone wcześniej krzywdy. A mój ociec widocznie nikomu żadnej krzywdy nie zrobił ani też osten- tacyjnie nie afiszował się jakąś szkodliwą dla innych działalnością polityczną, skoro żadne szykany czy represje ze strony nowej władzy go nie dotknęły. Jednym słowem był takim prawdziwym Śląza- kiem, wyznającym zasadę: „Bez powsta- nia to się „powstaniło”, a po wszystkim to już ino baba, dzieci i robota”. Co nie znaczy, że nie był pod kontrolą. Jestem przekonany, że nowe władze dobrze znały jego przeszłość i zapewne wy- starczyłoby jakieś podejrzenie i jego los byłby przesądzony .

Ale to dotyczyło tylko ojca. A jak pan i reszta rodziny była odbierana? Czy nie było prób deportacji albo jakichś innych mniej lub bardziej dokuczli- wych zabiegów?

Dla mnie, wtedy jeszcze dziecka, naj- ważniejsza była szkoła, do której posze- dłem w wieku sześciu lat i przez cały okres szkolny nie zauważyłem, żebym był traktowany w jakiś specjalnie nieko- rzystny sposób. Chociaż wszyscy na- uczyciele byli z Niemiec, nigdy mi się nie zdarzyło być karanym cieleśnie, co wtedy było regułą. Innym przyjemnym szczegółem z okresu szkolnego były bliskie relacje z synem właściciela ma- jątku, który nazywał się Otto. Mogę po- wiedzieć, że byliśmy kolegami, chociaż Otto, jak i cała jego rodzina, byli rodo- witymi Niemcami.

Jeszcze czym innym, ale już mniej ciekawym było badanie na przynależ- ność rasową. Prawdopodobnie takim oględzinom były poddane wszystkie dzieci z takich rodzin jak nasza i musia- ły tego dnia przyjść do szkoły z rodzica- mi. Następnie w ich obecności byliśmy szczegółowo badani przez lekarzy woj- skowych, na ile jesteśmy genetycznie bliżsi rasie germańskiej, a na ile sło- wiańskiej. Tak nam oficjalnie mówiono, a nieoficjalnie prawdopodobnie chodziło o wyłowienie wszystkich, którzy mogliby wykazywać cechy semickie – żydowskie.

Ale z tego co mi wiadomo, żadne dziec- ko nie wykazywało takich cech.

Dopiero dzisiaj zdaję sobie spra- wę, jak bardzo nasi rodzice musieli się kontrolować, żeby nie zostać wysiedlo- nym albo wysłanym do jakiegoś obozu.

Przypominam sobie, że na samym po-

czątku wojny ojciec otrzymał taki doku- ment informujący, że nasz dom podlega lokalnemu zarządowi administracyjne- mu i jego dotychczasowi właściciele, czyli my możemy być w każdej chwili eksmitowani, nawet bez uzasadnienia.

Ten dokument wydrukowany w formie niedużego plakatu musiał wisieć w na- szym przedsionku w tak widocznym miejscu, aby każdy, kto wchodził do naszego domu, mógł go natychmiast przeczytać. Inna sprawa to mniej po- jemne kartki żywnościowe, które rów- nież nie ułatwiały życia, szczególnie kiedy w rodzinie były dzieci.

Z tego by wynikało, że wasza rodzina nie miała żadnej Volkslisty.

Oczywiście, że nie i dlatego te wszystkie badania, obcięte kartki i możliwość na- tychmiastowego pozbawienia własności.

Sytuacja zmieniła się dopiero wtedy, kie- dy przyznano nam czwartą grupę. Mama otrzymywała tyle żywności na dzieci, że nawet mogła się dzielić z innymi, ale to się stało dopiero na początku 1944 r.

Samo przyznanie czwartej grupy nie nastąpiło tak z dnia na dzień, ale trwało jakiś czas i nabrało tempa dopiero wtedy, gdy w całą sprawę zaangażował się brat mamy z Katowic, który służył w Wehr- machcie i widocznie musiał być nie byle jakim żołnierzem, skoro jego poparcie odniosło skutek. Z tego co wiem, nie dożył końca wojny i poległ w Prusach.

Wspominał pan również o jakimś obo- zie pracy przymusowej mieszczącym się w Ornontowicach, co jest zaska- kujące, biorąc pod uwagę brak w oko- licy większych zakładów, w których tych ludzi można byłoby zatrudnić.

Trudno mi dzisiaj powiedzieć, co mo- gło powodować, że taki obiekt usytu- owano właśnie w Ornontowicach, ale był na pewno i pamiętam dokładnie, w którym miejscu (na granicy Ornon- towic i Chudowa). Dziś jest tam tabli- ca upamiętniająca miejsce, gdzie stały drewniane baraki otoczone drutem kol- czastym i gdzie grzebano zmarłych. Na początku przebywali tam młodzi Żydzi.

Nosili na ubraniach przyszytą sześcio- ramienną gwiazdę. Rozbierali na wpół rozbite i wypalone budynki pozostałe z września 1939 r. Nie wiem, co się sta- ło z tymi ludźmi, ale zniknęli, a na ich miejsce przywieziono innych. Ci z ko- lei mieli na ubraniach przyszyte litery

„O” – Ost i dotyczyło to robotników ze wschodniej Polski.

Któregoś dnia miałem okazję oso- biście spotkać taką grupę robotników konwojowanych przez strażnika i wte- dy, sam nie wiem dlaczego, poprosiłem strażnika ,czy mogę tych ludzi poczę- stować chlebem, który niósł w koszyku mój kolega. Strażnik zgodził się i cały chleb został rozdany. Co ciekawe tym kolegą był syn niemieckiego inżyniera o nazwisku Lowe, mieszkającego na stałe w Liechtensteinie, który przyjechał do Ornontowic, aby nadzorować prace związane z budową autostrady, mającą przebiegać przez naszą wieś. Dopie- ro po jakimś czasie dowiedziałem się, że dokarmianie robotników obozowych było nagminne, a strażnicy to tolerowali, widząc jak np. robotnicy zbierają karto- fle, celowo pozostawione przez miesz- kańców Ornontowic wzdłuż drogi, którą ich codziennie prowadzono.

W takim razie proszę powiedzieć, jak pan i pańscy rodzice odbierali nadcią- gającą zmianę w postaci zbliżającej Armii Czerwonej, bo chyba nikt nie miał wątpliwości, że zmiany będą i to fundamentalne.

Na krotko przed nadciągającym fron- tem ojciec został przeniesiony do pra- cy w parowozowni, gdzie ich całkowicie zmilitaryzowano, dlatego rzadko bywał w domu. Poza tym zrobiło się smutno, bo wielu moich kolegów znikło tzn. wy- jechało wraz z rodzicami na zachód.

Generalnie dało się wyczuć ogólne pod- niecenie i strach przed nadciągającym wrogiem, o którym mówiono straszne rzeczy. Pomimo że dotychczas byliśmy na cenzurowanym i władze postrzegały nas jako niepewnych, paradoksalnie ta sytuacja była dla nas nieporównywalnie bardziej komfortowa i bezpieczna niż to, co miało nadejść.

Jak to przebiegało?

O tym, że lada dzień wojna zawita i do naszej wsi sygnalizowało nieustanne dudnienie dochodzące od wschodu i co jakiś czas przejeżdżające grupy ucieki- nierów, opuszczających swoje rodzinne strony. Potem niespodziewanie pojawi- li się niemieccy żołnierze, co dla całej wsi stało się sygnałem, że trzeba być gotowym na nagłe przeniesienie się do piwnicy, którą już dużo wcześniej każda rodzina starała się jak najlepiej zaada- ptować do zamieszkania. W tym napię- tym czasie przyjechała do nas siostra ojca, czyli ciotka Francka mieszkająca na stałe w Gliwicach, bo jak mówiła, nie chce być w ten niepewny czas wśród obcych (była panną) tylko wśród najbliż- szych, gdzie czuje się najbezpieczniej.

Dla nas dzieci przyjazd ciotki Francki za każdym razem był jak święta. Zawsze dostaliśmy od niej coś zmaszkecić. Tak było i tym razem, każdemu przywiozła coś słodkiego do pocyckanio.

Któregoś dnia pod koniec stycznia, zupeł- nie niespodziewanie rozpętała się strzela- nina. Od razu wszyscy czmychnęliśmy do piwnicy. Po jakimś czasie, gdy się nieco uciszyło, ciotka Francka powiedziała do mamy: „Widza Agnys, że niy mosz zabez- pieczonego łokiynka z pywnicy. Wyleza na wiyrch i go zabezpiecza”. I wyszła na zewnątrz. Nie minęło pół godziny ciotka wraca z powrotem i mówi: „Tam na wiy- rchu już som Rusy. Jedyn sie mie spy- toł, czy tukej niy ma germana, to żech mu pedziała, że niy ma i chyba poszli ku Orzeszu. Wtedy żech widziała, jak te Rusy tyż pomału zaczyli deptać nie dro- gom, ale ogrodami w tym kierunku”. Zaraz potem rozpętała się piekielna strzelanina, która trwała przez jakiś czas. Okazało się, że Niemcy istotnie wycofali się w kierunku Orzesza, ale tylko częściowo, aby przy- gotować zasadzkę, w którą wpadli akurat ci żołnierze, z którymi rozmawiała Franc- ka. Kilku z nich zostało zabitych w pobli- skich ogrodach. Pozostali, którym udało

się uciec, od razu skierowali się do na- szego domu i zaczęli pytać, gdzie jest ta, która mówiła, że Niemcy odeszli. Pierw- sza wyszła z piwnicy nasza mama, wtedy jeden z żołnierzy powiedział, że to nie ta.

Kiedy wyszła Francka, od razu wrzasnął:

„Ona!”. Natychmiast wykręcili jej ręce do tyłu i brutalnie popychając, wyprowadzi- li. Matka chciała iść razem z ciotką, ale wtedy oficer zapytał: „A ile masz dzieci?”.

Matka pokazała pełną dłoń, a wtedy ją po- pchnął z powrotem do piwnicy, krzycząc:

„Uciekaj!”. Prawdopodobnie gdyby nie my, to by ją zabrano razem z ciotką.

Obaj z bratem byliśmy świadkami całego zdarzenia – od wyjścia z piwnicy aż do wyprowadzenia Francki. Patrząc na tych żołnierzy, którzy bardziej przypominali niedomytych rabusiów niż regularne woj- sko, od razu podejrzewaliśmy coś złego.

I co w takiej sytuacji zrobiła wasza mama, bo teraz wszystko skupiło się na niej?

Na drugi dzień, kiedy ciotka nie wróciła do domu, matka zaczęła się rozpytywać najbliższych sąsiadów, czy ktoś nie wi- dział albo nie słyszał . Po paru dniach przyszła do nas sąsiadka z gatunku tych, co to wszystko wiedzą i zapytała: „Szu- kocie waszej Francki? To idzcie łobejrzeć na glaizy, bo tam leży jakoś zastrzelono baba”. Mama od razu się ubrała, a my razem z nią i poszliśmy we wskazane miejsce.

Nasza Francka leżała obok torów.

Matka podeszła do zwłok, chwyciła za włosy i dźwignęła głowę do góry. Wtedy zobaczyliśmy rozbite czoło oraz cały skrwawiony tył głowy, co wskazywa- ło, że ktoś ją zabił strzałem w potylicę, identycznie jak w Katyniu.

Razem ze starszym bratem poszli- śmy do zaprzyjaźnionego sąsiada Ema- nuela Kurasza, który przywiózł zwłoki ciotki na saniach do domu. Ciało było tak zmarznięte, że wyglądało jakby było odlane z gipsu, przez to musieliśmy je przez parę dni trzymać na dworze, do czasu kiedy ksiądz zrobił pogrzeb.

Czy w tym okresie, oprócz mordu na waszej ciotce, były jeszcze jakieś po- dobne przypadki zabójstw w Ornon- towicach?

Może i były, ale ja wiem jeszcze tylko o jednym. Na samym końcu Ornonto- wic mieszkał Leśniczy Reihn. Nie wiem, w którym roku, ale został zmobilizowa- ny do wojska. W domu pozostała żona i dwójka dzieci – moi rówieśnicy Ingrid i Wolfram. Do pomocy w prowadzeniu domu przydzielono im paru robotników –Ukraińców. Gdy tylko niemieckie woj- sko się wycofało, ci Ukraińcy od razu zamordowali żonę Reihna, a syna uto- pili w studni. Najmłodsza Ingrid zdąży- ła się schować w stodole i na wszystko patrzyła przez szpary miedzy deskami, dzięki czemu przeżyła i potem mogła mi o tym opowiedzieć. Nieco później sporo ludzi aresztowano, a innych wywieziono do ZSRR, ale są to informacje zasłysza- ne od osób trzecich, więc nie mogę nic konkretnego powiedzieć.

A jak pan się odnalazł w tej nowej już powojennej rzeczywistości?

W 1951 r. po skończeniu LO w Mikoło- wie i zdaniu matury rozpocząłem studia w Krakowie na UJ, potem kolejne studia magisterskie w Warszawie. Pierwsza ro- bota była z nakazu w szkole nr 3 w Ryb- niku . Pracę nauczycielską zakończyłem na stanowisku dyrektora Technikum Rol- niczego w Ornontowicach. .

Z tego wynika, że miał pan twórczą drogę zawodową.

Nie zaprzeczam.

Dziękuję za rozmowę .

Marian Kulik Bohater tekstu – Rufin Zuber – dziś.

Plakat, który wisiał w domu Zuberów.

Źródło: Archiwum prywatne. Źródło: Archiwum prywatne.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Staramy się, żeby grano nas w radiu, ale spotykamy się z oporem, wielu mówi muzyka jest dobra, ale gdy słyszą, że śpiewamy po śląsku, to się już nie bardzo podoba.. Nie

największych wpływów do budżetu państwa są dochody z VAT i akcyzy? Samorząd nie dostaje z tych podatków ani grosza. Czy wiesz, że z naszych wspólnych pieniędzy finansowane

To wszystko jest bardzo ważne szczególnie przez to, że Katalonia znajduje się teraz w centrum zainteresowania świata ze względu na toczący się proces secesji, będący

Platforma Eduś ma być miejscem, gdzie znajdują się materiały do edukacji regionalnej przeznaczone dla uczniów i nauczycieli z terenu województwa śląskiego – To klucz do tego,

W tym roku zabrakło górnośląskiej sym- boliki w Mysłowicach, ale stowarzysze- nie Ślōnskŏ Ferajna wysłało już do pre- zydenta Edwarda Lasoka pismo z prośbą by w przyszłym

Na pewno życzy- łabym sobie, aby móc napisać, że Ślązacy zostali uznani mniejszo- ścią etniczną, godka językiem re- gionalnym, SONŚ działa legalnie, śląskie dzieci

– Okazuje się, że w Polsce jest przyzwolenie na poniżanie tego, co Górnoślązaków, obywateli Rzecz- pospolitej, symbolizuje – mówi Rafał Adamus, prezes Pro Loquela

Ponadto pragnę przypomnieć, że jest rok 2017 i musimy zająć się trudnymi kwe- stiami tu i teraz, a nie zastanawiać się, co by było gdyby.. Nie ulega wątpliwości, że