• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 25 czerwca 1911 r. Tom X X X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 25 czerwca 1911 r. Tom X X X ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jsfk 2 6 (1516). W arszaw a, dnia 25 czerw ca 1911 r. T om X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z p rzesyłką pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A m 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

Z R O Z W A Ż A Ń N A D T E O R Y Ą K O M Ó R K O W Ą .

W ie lo k ro tn ie i p o p ro stu aż do zn u d z e ­ nia od k ilk u dziesiątkó w lat p o w ta rz a się wciąż, że „teorya k o m órk o w a" j e s t w sp ó łc ze sn y c h poglądów biologicznych ka m ie n ie m węgielnym ... W m o n o g ra ­ fiach sp e cy a listó w i w b a n a ln y c h po d rę­

cznikach sz k o ln y c h ustaw icznie przew ija się pogląd, że o rg a n iz m y dzielą się na

„jednokom órkow e" i „wielokom órkow e", że te o s ta tn ie są „zrzeszeniem " kom órek pojed ynczy ch , w k tó ry c h „podział p ra c y “ wprow adził j a k o w ynik konieczny-zróżni­

cow ania się w ielostron ne, a j e d n o s tro n n e dla d a n y c h t k a n e k . Socyologowie, r a ­ dzi, że n a „ścisłej" podstaw ie oprzeć mo­

gą sw e chw ie jn e dochodzenia, w sk rze­

szali sk w a p liw ie daw ne M eneniusza A g r y p p y o p ow iastki i za przew odem H.

S p e n c e ra te o ry ę o rganic y zm u n ieraz (na zachodzie^ i u n a s też) do a b s u rd u dopro­

wadzali. N ieraz „ b a d ac z “, co m ik ro s k o ­ pu n a óczy nie widział, o „a so c y a c y ili k o m ó re k w u s tr ó j tk a n k o w c a i tegoż do o rg an iz m u społecznego podob ień stw ach

długie pisał tomy, no, i uchodziło to, oczywiście, tem b a rd z iej, że specyaliści d o tychczas przew ażnie w ty m sa m y m — w swoim, znacznie s k ro m n ie js z y m z a k re ­ sie — przem aw iali duchu.

Ale teo ry i wszelkiej s ta w ia k res nor­

m a l n y —rozwój dalszy dochodzeń fa k ty c z ­ nych. T e o ry a przem ija, skoro spełniła sw e zadanie, bez względu n a to, czy w dziedzinach i n n y c h — „uogólnienia s z e ­ rokie", na niej oparte, s tr a c ą g r u n t pod nogami. T e o ry a przem ija, g d y f a k ty z nią sprzeczne p o d m in u ją rac y ę jej i s t ­ nienia, i z a s tę p u ją j ą poglądy nowe, choć ezasein n a w e t pozornie mniej h a rm o n i­

zujące z całością, ku n sz to w n ie przez sz e ­ reg i la t b u d o w a n ą .

W czasach o s ta tn ic h teo ry a k om ó rk o ­ w a coraz częściej s p o ty k a się z z a r z u ta ­ mi poważnemi, coraz w y ra ź n ie j zaryso­

w u je się jej rola, ja k o teoryi prowizo­

rycznej, k tó r a w in n a u stą p ić m iejsca po­

glądom now ym , choćby — na razie p r z y ­ najm niej — mniej na pozór skonsolido­

w anym .

D la piszącego te słow a f a k t ten nie był niesp o d z iew an y -— g d y w lite ra tu rz e biologicznej n ik t jesz c ze nie w ystępow ał z k r y ty k ą te o ry i komórkowej. Z długich

(2)

402 W SZ E C H SW IA T M 26 1

m oich w tej s p ra w ie rozm ów z p. J. Eis- mondem ju ż przed la t y k i l k u n a s t u w y ­ nosiłem p rze św ia d c ze n ie, że szablonowe pojm ow anie „kom órki" j a k o części w ię­

kszej całości— ciała M etazoa—uledz w in ­ no zmianom p o d sta w o w y m . Ale, podów ­ czas, ostrożne aluzy e cyto lo ga polskiego, acz p rzezeń k i lk a k r o tn ie w j e g o p ra c a c h w ypow iadane, nie z n alazły o ddźw ięku dalszego.

Dziś j e s t inaczej.

Dziś id e a „polizoizm u“ ko m ó rk o w eg o tk an k o w c ó w ( sp o p u la ry z o w an a sw ego czasu p r z e d e w s z y s tk ie m p rzez Haeckla) s ta ła się coraz bardziej nie wy s ta rc z a j ą~

cem n arzędziem u o g óln ien ia. Zapowiada to je j kres.

Była ona próbą — w swoim czasie n a ­ d e r u d a t n ą —w y j a ś n ie n ia b u d o w y i s p ra w organizm ów przez w ła sn o śc i fizyologiczne i szczegóły s t r u k t u r a l n e m n ie jsz y c h czą­

s te k składow ych. K oniecznem się w s z a k ­ że stało w n a s tę p s tw ie pójść dalej j e s z ­ cze i zaródź s am ę rozłożyć n a m niejsze jeszcze j e d n o s t k i h y p o te ty c z n e , j a k „bion- t y “, .,b icsfo ry “, „ g ra n u le " , „ g e m m a ry e "

i t. p., zależnie od p rz y p is y w a n y c h im własności. Z d ru g ie j s tr o n y poza t k a n ­ ka m i i n a rz ą d a m i zaczęto m ów ić o z rz e ­ szeniach m e ta m e ro n ó w , o koloniach zw ie­

rzęcych i r o ś lin n y c h —-słowem z a p an o w a ł pogląd ro z d r a b n ia ją c y z je d n e j a „socya- liz u ją c y " z drugiej s tr o n y w szelkie, h y ­ p o te ty c z n e lub rea ln e, j e d n o s t k i żywe.

S tw orzono c ałą zaw iłą h i e r a rc h ię życia, a w g ru n cie rzeczy w s z y s tk o to razem w zięte nie objaśn iało nic, a co najw y żej doprow adzało do n ih ilis ty c z n e g o p r z e ­ czenia sa m e g o i s t n ie n ia in d yw idu aln o ści żywej (por. Le D an tec: „L‘in d iv id u a lism e e t 1‘e rr e u r i n d iv i d u a l i s t e “).

Istn ien ie ko m ó rek , z k tó ry c h s k ła d a się o rg anizm t k a n k o w c ó w — j e s t to fakt.

T e o ry a zaś k o m ó rk o w a w i n n a b y mieć z a d a n ia s w o i s t e —w in n a w y ja ś n ia ć , s p ro ­ w a d z a ć s to s u n k i jakościo w e do ilościo­

wych, oraz w y tłu m a c z y ć z ja w is k a z ró ż n i­

c o w a n ia i in d y w id u a ln o ś c i—p rzez p r a w a zrzeszan ia się (E. Schultz). O ile chodzi, o p ie r w s z e —to j e s t to możliw e pod w a ­ ru n k ie m , że w k o m ó rk a c h is tn ie ć b y m ia ły je d n o s tk i jed n o ro d n e , albo p r z y n a j ­

mniej w zględnie m ała ilość j e d n o s t e k ró ­ żnorodnych, j a k w zw iązkach c h e m icz ­ nych. Lecz w rzeczyw istości k om ó rki p rz e d s ta w ia ją m nóstwo różnych w ła sn o ­ ści i w yglądów , i to niety lk o w różny ch n a rz ą d a c h tego sam ego zwierzęcia, lecz i w o brębie j e d n e g o i tego sam ego n a ­ rzą d u i tkanki. Kom órki p osiad ają swe właściwości sp ecy alne niety lk o zależnie od danego g a tu n k u , lecz i od każdego d anego osobnika. Tu pozostaje nam t y l­

ko r e k u r s do je d n o s te k zgoła h y p otety - cznych, j a k „ b io n ty “ i t. p., k tó re w y ­ j a ś n i a ją n am tylko to, co się n am podo­

ba im a priori p rzy pisać. Możemy tu w reszcie dojść do a to m is ty k i, zupełnie w z a g a d n ie n ia c h biologicznych bezsilnej i jałow ej.

Z drug iej s tro n y te o ry a kom ó rkow a w y ja śn ia ć n a m w in n a wszelką postać m orfologiczną i wszelkie czynności fizyo­

logiczne zw ie rz ą t i roślin w y ż s z y c h —n a p od sta w ie praw zrz e sz ania się komórek.

O czekiw aćby t u ta j należało od biologii, a b y się s ta ła socyologią kom órek. Z by ­ teczne b yłoby rozwodzić się n a d tem , j a k dalecy j e s t e ś m y od tak ie g o s ta n u rzeczy.

Nic te d y dziwnego, że cały zastęp bio­

logów, że w y m ien im y tu D elagea, Ihe- rin g a , H eidenhaina, S e d g w ic k a ,W h itm a n a

— w y stą p ił przeciw z b y t litera ln e m u p o j­

m o w a n iu te o r y i kom órkow ej.

P rz e d e w sz y s tk ie m w ie m y dzisiaj, że zróżnicow anie się u s tro ju , t. j. podział p r a c y pom iędzy je g o poszczególnem i czę­

ściam i oraz zależne od tego podziała ró ­ żnice m orfologiczne nie koniecznie są w y n ik ie m zrzeszania się ko m ó re k , lecz możliw e są i bez niego. T u ta j w y m ie ­ nić n ależy p rz e d e w sz y stk ie m różnicow a­

nie się j a j zw ierzęcych, prze b ieg a ją ce bez rzekom o niezb ędn ego ró w n oczesnego podziału ich na kom órki. W d ośw iad­

czeniach W ils o n a n a d działaniem e te r u na j a j a jeżow ców j ą d r a dzieliły się bez podziału plazm y ja jo w e j, tak, że tw o r z y ­ ły się s y n c y tia z 64 ją d ra m i, z a w a rte m i we wspólnej m asie zarodzi. T a k ie s y n ­ cy tia w s ta d y u m 4— 16 j ą d e r m o g ą w n a ­ s tę p s tw ie o d b y w a ć b rózdkow anie n o r m a l­

ne: rozwój możliwy t u j e s t t e d y i bez

(3)

JMś 26 W SZ E C H SW IA T 403

koniecznego rzekom o tw orzen ia się k o ­ m ó re k poszczeg ó lnych—nie kom órki b u ­ d u ją tu o rgan izm , lecz organizm ro zpa­

da się n a komórki. Zupełnie analogiczne zja w iska s tw ie rd z ił prof. K. Kostanecki w ro zw ijający ch się dziew orodnie ja ja c h m ałża M actra, oraz ostatn io — niżej pod­

pisany, w ja ja c h in nego małża, Pholas candida, p o d d a w a n y c h przed zapłodnie­

niem dz ia łan iu promieni rad u . Z wielo- ją d r o w e g o s y n c y tiu m p ow stać może od- r azu g a s tr u la typow a: zarodek nie tylko w ielo ko m ó rkow y , lecz o w łaściw y m mu

„planie" u k ła d u w z a jem n e g o w tórnie a j a k b y n ag le i in d y w id u a liz u ją c y c h się z m asy wspólnej komórek.

J a j a ro b a k a C h a e to p te ru s, j a k to w y ­ kazały d o św iad czen ia Lilliego, pod dzia­

łaniem KC1 ro zw ija ć się m ogą zupełnie bez brózd ko w an ia; pomimo to tw o rzy się tro ch ofo ra z p a s m a m i rzęskow em i, z w y ­ r a ź n ą n a d e r e k to p la zm ą zew nętrzną, w ziarnisto ści żółtkow e ubogą, oraz z ob ­ fitującą w żółtko w a r s tw ą entoplazm aty- czną. T en sam u tw ó r zarodkowy, t a k w ysoko zróżnicow any j a k trochofora, mo­

że te d y p o w s ta w a ć d ro gą w ielokrotnego podziału n a kom órki, j a k i bez tego po­

działu. T a k samo też niezrozumiałe, z p u n k t u widzenia zwykłej teoryi k o m ó r­

kowej, j e s t p o w s ta w a n ie zarodków wie­

lo k o m ó rk o w y c h w e w n ątrz jed nej k o m ó r ­ ki u D ic y e m id ae i M,yxosporidia.

U stró j w ielokom órkow y m a być, w s to ­ s u n k u do k o m ó rk i — j a j k a zapłodnione­

go — zrzeszen iem licznych tej pierwszej k om ó rk i potomków. Lecz w szakże cały s z e re g b a d a ń z la t o sta tn ic h w y k a z u je, że przyszła s y m e t r y a ciała za ro d k a n a ­ der w cześnie j e s t ju ż ok reślo n a w j a jk u , że wogóle istnieje j a k n a jś c iś le js z y zw ią­

zek m ię d z y ja j k ie m a jeg o w ytw orem o sta te c z n y m , i że związek ten b y n a jm n ie j nie na te m się zasadza, iż j a j k o w d r o ­ dze b ró zd k o w a n ia tw o rzy zasób m a t e ­ ry ał u obojętnego, w k tó ry m n a s tę p u je w tó rn ie podział prac y i różnicow ania się m o r f o g e n e t y c z n e - l e c z na tem, że ustrój w y k o ń c z o n y j e s t ja k b y bardziej wyró- żnicow aną in d y w id u a ln o ś c ią j a j k a . C o ­ raz bardziej to ru je sobie drogę pogląd, że j a j k o nie różni się niczem zasadni-

czem od u stro ju, k tó ry z niego po w sta ć może. Rozpadanie się j a j a n a liczne rz e ­ sze kom órek „ p o to m n y c h 1* j e s t j e n o ś r o d ­ kiem u rze c z y w is tn ia n ia się in d y w id u a l­

ności j a j a , in d y w id u aln o śc i — słowo to paść m u s i— „ p rzed istniejącej“ potencyal- nie.

Z p u n k tu w idzenia klasycznej teo ryi kom órkow ej n iepodobna też zrozum ieć tej t a k zupełnej analogii pom iędzy u s tr o ­ ja m i jed n o k o m ó rk o w e m i a tkan k o w c am i, o ile na te o s ta tn ie p a trz e ć będziem y j a ­ ko na całość, jeżeli porównywać b ę d z ie ­ m y n a r z ą d y w yższych z „organoidam i"

czy „ o rg a n e lla m i14 t. zw. niższ y c h u s tr o ­ jów, j a k w łókna m ięśniow e Metazoa

z „m io fan am i“ w ym oczków . Z n ie d a ­ w n y c h b a d a ń E. S c h u ltz a w y n ik a, że zm niejszanie się rozm iarów ciała t k a n ­ kowców podczas głodzenia zależy od roz­

p a dania się p ew nych g ru p kom órek, przy- czem pozostałe z a cho w u ją swe w y m ia ry normalne. U P ro to zo a w danym razie zm n ie jsz a się całe zwierzę, t. j. po jed y ń - cza kom órka, wszakże s to s u n k i wzajem ne poszczególnych okolic ciała i t u ta j zm ia­

nie nie ulegają, j a k rów nież nie zm ie­

n iają się one zazw yczaj i podczas zja­

wisk reg e n e rac y i. S to s u n k i te m ogą więc być w j e d n a k o w y sposób z a c h o w a ­ ne w s k u te k procesów zgoła różnych. Z g a­

dza się to też ze zd aniem M organa, k tó ­ r y twierdzi, że t a k re g e n e r a c y a j a k i ro z­

wój zarod ko w y s t a j ą się bardziej z ro z u ­ miałem!, o ile będziem y rozw ażali u s tro je ja k o całości, nie zaś ja k o zrzeszen ia k o ­

mórek.

Pojęcia daw ne o samodzielności k om ó ­ rek w chodzących w sk ła d zaro d k a a pó­

źniej t k a n e k , również uledz m u sz ą zm ia­

nom. M ontg om ery r o zp a tru je u s tró j Me­

tazoa, ja k o olbrzym ią sieć zarodzi z licz­

ne m i ją d r a m i. O a n a sto m o za c h proto- p la z m a ty c z n y c h pom iędzy pierw szem i ju ż komórkami zarodków daw niej już pisał Eism ond, a po nim do ważnej tej s p ra ­ wy powrócił Ham m ar, d zięki nowszym zaś udosk on alen iom tec h n ik i m ikrosko­

powej coraz to p rze k o n y w am y się o i s t ­ nieniu związku n a d e r ścisłego pomiędzy rzekomo o d ręb n e m i i sam odzielnem i k o ­ m ó rk a m i tk an k o w c ó w dorosłych.

(4)

404 W SZ E C H SW łA T N i 26

W świetle ty ch d a n y c h o rganizm w ie ­ lokom órk o w y j e s t raczej p ie r w o tn ą cało­

ścią zasadniczą, k tó r a dopiero w tó rn ie rozpadła się n a liczne kom órki. P o m i­

j a m tu już zgoła p r o b le m a ty c z n y u s t r ó j — sły n n ą Salin ella salve, k t ó r ą F re n z e l m iał o b serw o w ać w A r g e n ty n ie , a k tó ­ rej, n ieste ty , później n i k t prócz niego widział. Ma to być Mezozoon dziw ne, k tó re g o la r w a do po staci dorosłej zupełnie p odobna, z j e d n e j ty lk o się s k ła d a k o ­ m órki, w k tó re j w id a ć z a ry s o w a n y cały ustró j przyszły. Rozwój tego u s tr o j u m a polegać w p r o s t n a ro zp a d a n iu się n a po ­ szczególne kom órki, bez z m ia n w szak że w j e g o k s z ta ł ta c h i czynnościach... N a ­ to m ia s t m am y u stró j n ie w ą tp liw ie istn ie ­ j ą c y o zupełnie a n alog iczn ej b u d o w ie — w o d k ry te m przez W. D o g ie la — Haplo- zoon. O rganizm t e n j a k o fo rm a larwo- w a posiada też s am e n a r z ą d y zasadnicze, co i po sta ć dorosła (np. sztylet, nici pa­

rzące), później dopiero s ta je s i ę - w z a r y ­ sach tych s a m y c h —zw ierzęciem wieloko- m órkow em , odd zielającem k o m ó rk i płcio­

we. T ak ie p o w s ta w a n ie w ielokom órko- Wości, dające się „ad o c u lo s “ s tw ie rd z ić , przeczy w p ro s t teo ry o m z rz e s z an ia się, o p iera ją c y m się na „k o lo n ia ln e j“ b u d o ­ wie toczków (Volvox) oraz u p a t r u j ą c y m w s p ra w a c h b ró z d k o w a n ia i tw o rze n ia listk ó w z a ro d k o w y ch M e tazoa—rzekom ej r e k a p itu la c y i o n to g e n e ty c z n e j zjaw isk, j a k o b y ong i w filogenezie w y s t ę p u j ą ­

cych.

Rozpadanie się z p rzy c z y n c z y sto a k ­ tu a ln y c h , fizyologicznych — j e d n o k o m ó r ­ kowca. n a części, m niej więcej o dp o w ia­

dające k o m órkom o d dzielnym , widzim y też u ciekaw ej g r e g a r y n y T a e n io c y s tis mira, s tan ow iącej też n ie ja k o przejście do wielokom órkow ców , acz b r a k tu j ą d e r w poszczególnych s e g m e n ta c h . M amy tu do czynien ia n iew ą tp liw ie z k o n w e rg e n - c y ą fizyologi.czną, k tó ra u p o d a b n ia p ie r ­ w o t n i a k a do ta s ie m c a z j e d n e j s tro n y , a z d rug ie j z w ierzętom n ie k t ó r y m (Lin- g u a tu lid a e , np. P e n to s to m u m tae n io id e s) n a d a je p o sta ć ro b ak a .

Zarówno w p o w s ta w a n iu form em bryo- n a ln y c h i ich n a s tę p s tw ie , j a k i w b u ­ dowie po staci w y k o ń c z o n y c h zda je się

t e d y przeb ijać odw ieczna z a sa d a A r y s to ­ tele sa że „całość j e s t s ta r s z a od sw ych części sk ła d o w y ch ". W tem św ietle t e ­ o ry a kom órkow a, zarów no w embryolo- gii, j a k i w m orfologii form d o ro sły c h — d o m a g a się n iezbędnej rew izyi i p r z e ­ w a rto śc io w a n ia . W ra z z n ią u pa d n ie za­

p e w n e j e d n a z „szerszy ch s y n te z " , s ta ­ now iących po d sta w ę i ch lub ę p r z e m ija ­ ją c e j dziś acz w swoim czasie zasłużonej epoki, ale z y sk a na te m n iew ą tp liw ie d ą ­ żenie do bardziej b e z stro n n eg o i k r y t y c z ­ nego ujęcia n a u k o w e g o b u d o w y form ż y w ych.

D r. Jan Tur.

O D Z I A Ł A L N O Ś C I V A N T H O F F A ,

W e d łu g H . L e-C hateliern.

(Dokończenie).

III.

W roku 1884 v a n ’t Hoff' ogłasza w A m ­ s te r d a m ie obszerne dzieło p. t. „ Studya n a d d y n a m ik ą chem iczn ą"; p racę tę po­

św ięcił pam ięci je d n e g o ze sw y c h u c z ­ niów, J a n a J a k ó b a van V a lk e n b u rg a , zm arłego 4 g r u d n ia 1883 roku. W dziele te m van-t Hoff z w ra ca u w a g ę raczej na dośw iadczenia, z k t ó r y c h b y dały się w y ­ p ro w a d z a ć s to s u n k i liczbowe, tkw iące w wielkościach p o d sta w o w y c h d o św ia d ­ czeń, niż n a u k ła d y atom ów, cząsteczek czy czworościanów.

N a s tą p iła z u p e łn a ew olucya w um yśle uczonego holend ersk iego , ja k k o l w i e k ani je d n o z p o s z u k iw a ń w dziedzinie d o ­ św iadczaln ej, ogłoszonych w ciągu lat p oprzednich, nie zdawało się je j z a p o ­ w iadać. V a n ’t Hoff trafił n a sw oję d ro ­ gę i dążył po niej przez l a t 25 z rzędu.

A b y dać m ożność zro zu m ienia nowego k i e r u n k u je g o myśli, w y s ta rc z y p r z y t o ­ czyć pierw sze u s tę p y p rzedm ow y: j e s t to zupełnie j a s n e w y z n a n ie w iary . V a n ’t Hoff w r a c a do daw nej n a u k i k lasycznej L avoisiera, Gay-Lussaca, B ertho lleta. Zaj­

m u ją go p r z e d e w s z y s tk ie m fak ty, a za­

(5)

J\fo 26 W SZECHSW IAT 405

poz n a w sz y się z niemi, s t a r a się nastę- nie w y k ry ć p r a w a liczbowe, k tó re niemi rządzą.

„Ogólne p ostępy doko n an e w pewnej nauce, przechodzą dwie fazy odrębne:

z po cz ątk u w szelkie poszukiw anie n a u k o ­ we m a n a celu opis i u s y s te m a ty z o w a ­ nie; nieco później s ta je się rozum ow em lub filozoficznem. Nie było inaczej i z c h e­

mią, jeśli j ą t ra k to w a ć będziem y jak o n a u k ę czystą, w yłączając zastosow ania.

„W p ierw sz e j z ty c h faz poszukiw ania n a u k o w e o g ra n ic z a ją się do grom ad zenia i p o r z ą d k o w a n ia m ate ry a łó w , k tó re tw o ­ r z ą p o d sta w ę pew nej n auki. W ten spo­

sób p ro w a d z ą one w chemii do o d k r y ­ w a n ia n o w y c h ciał, do poznawania ich s k ła d u chem icznego i ich własności, w celu rozszerzenia dziedziny nauki, w s k a z a n ia k a ż d e m u ciału w łaściwego m ie jsc a w k lasy fik a c y i ogólnej oraz doj­

ścia do m ożności rozróżniania je d n y c h ciał od d ru g ic h . Jeżeli p o sz u k iw an ia ro z­

szerzyły się w tej fazie do b a d a n ia sto­

s u n k ó w m iędzy w łasnościam i ró żn y ch ciał, m iędzy ich sk ła d e m chem icznym , to rozszerzenie to służyło j e d y n i e celom klasyfikacyi.

„W dru g iej fazie rozw oju p o szukiw a­

nia nie o g ra n ic z a ją się ju ż d o g ro m a d z e ­ n ia i p o r z ą d k o w a n ia m atery ałó w , lecz p rzecho d zą do s to s u n k ó w przyczynowo- ści. P ie rw o tn e zainteresow anie, ja k ie istniało w s to s u n k u do nowego ciała, znikło, g d y ty m c z as e m znajom ość jego s k ła d u chem icznego i j e g o własności, n a b ie r a te ra z wagi dalek o większej i s ta je się p u n k t e m w y jś c ia w o d k ry w a n iu s to ­ s u n k ó w przyczynow ości.

„Dzieje k ażdej n a u k i stre s z c z a ją się w sw ym rozw o ju od o k resu „opisu'* ku o kresow i „ ro z u m o w a n ia 11.

S t u d y a n a d d y n a m ik ą chem iczną p o ­ dzielone są n a trz y części, tw o rzą c e ca­

łość, d o sk o nale skoord y now an ą. Pie rw sz e ro zdziały poświęcone są stu d y o m nad p r ę d k o ś c ią rea k c y j chem icznych, nad w p ły w e m ilości m as cząstec z k o w y c h w re- ak cyi, n a d w p ły w e m t e m p e r a t u r y oraz czynno ściam i w spółdziałającem u Jeżeli u k ła d p o c z ą tk o w y z a w iera je d n o tylko

ciało, n a p rz y k ła d cząsteczkę, ro zsz c z e ­ piającą się na wiele innych, j a k to w i ­ d zim y w razie ro zk ła d an ia się prostego, czyli wedle n o m e n k la tu r y v a n ’t Hoffa, podczas przeobrażań u n im o lek u ia rn y c h , prędkość r ea k c y i j e s t w p ro st proporcyo- n a łn a do m a s y ciała r o z p a try w a n eg o lub w y ra ż ają c tę sam ę m yśl w innej formie, zm iana k o n c e n tr a c y i w je d n o s tc e czasu j e s t p r o p o r c j o n a l n a do k o n c e n tra c y i rz e ­ czyw istej. V a n ’t Hoff spraw dził te n s to ­ s unek n a ro zk ła d a n iu się k w a s u dw u- b ro m o b u rszty n o w e g o . Przechodząc n a ­ stęp nie do p r z y p a d k u bardziej złożonego, m ianowicie rea k c y j w z a jem n y c h wielu cząsteczek tego sam ego ciała lub ciał różnych, v a n ’t Hoff p r z y jm u je z Guldber- giem i W a ag e m , że p rędk ość r ea k c y i norm alnej j e s t w p ro sty m s to s u n k u do iloczynu m as cząsteczek obecny ch a dzia­

łających. D ośw iadczenia n a d ro z k ła d a ­ niem się ch loroo ctan u sodowego przez w odo rotlenek sodowy, n a d dysoc y ac y ą a rsenow odoru, d o sta rc z a ją dowodów nie- dość zadaw alających . P rzed w y rz e c z e ­ niem się pierw otnej hy p o tez y i zawikła- n iem p r a w a przez c z y n n ik i d o datk ow e v a n ’t Hoff z a p y tu je siebie, czy w p e ­ w n y c h razach n a ru sz e n ie p r o sto ty p r a ­ w a nie m ogłoby być p rz y p is y w a n e cz y n ­ nikom p rzypadkow ym , i o d k ry w a w te n sposób w u kładach gazow ych godne u w a ­ gi działanie ścianki w e w n ętrzn e j n aczyń s z k la n y c h n a p ręd k o ść rea k c y j chem icz­

nych; m ianow icie dośw iadczenia je g o nad powolnem sp alaniem się m ie sz an in y w y ­ buchającej w odoru i tle n u należą do k l a ­ s ycznych. V a n ’t Hoff t u s tw ie rd z ił j e ­ dnocześnie w pływ p a ry wodnej lub p a ry alkoholowej na przyspieszanie p e w n y c h reakcyj. W w y n ik u pierw szego sz ere g u sw ych b a d a ń dochodzi do przekonania, że rea k c y e naj praw idło wiej zachodzą w ro ztw orach rozcieńczon ych i, w y c h o ­ dząc z tego założenia, oddaje p ie rw s z e ń ­ stw o w tego ro d za ju re a k c y a c h koncen- tracyom , zbliżonym do k o n c e n tr a c y i ciał w sta n ie gazu. Ten to pogląd stanow i dla v a n ‘t Hoffa p u n k t w y jśc ia do drugiej p racy, m ianow icie o s ta n ie ciał, w ja k im się z n a jd u ją , k ie d y są rozpuszczone, o czem będzie jesz c ze m owa dalej.

(6)

406 W SZEC H SW IA T Mk 26

W n a s tę p n y c h ro zdziałach p ierw szej r o zp ra w y v a n ’t Hoff dochodzi do k w e s t y i r ó w n o w a g i c h e m icznej, p rzy c z e m za p u n k t w y jś c ia bierze h y p o te z ę Pfaun- dlera: uk ład j e s t w r ó w n o w a d z e c h e m ic z ­ nej, kiedy p ręd k o śc i d w u r ea k c y j p r z e ­ c iw n y c h ściśle się d o p e łn ia ją . Z a sa d a ta, połączona z p r a w e m c z ąstec z k o w e m p ręd k o śc i re a k c y j, d a je p r a w o d z ia ła n ia mas w form ie id e n ty c z n e j z tą, do k t ó ­ rej doszedł J. W. Gibbs w s w o jem b a ­ d a n iu p o d sta w o w e m n a d r ó w n o w a g ą u kładów ró ż no rod ny c h ; atoli w ty m cza­

sie, o k tó r y m m owa, p o g lą d y Gibbsa nie b y ła ch em ik om je s z c z e dobrze z n a n e.

B a d a jąc dalej w p ływ t e m p e r a t u r y n a r ó ­ w now agę, v a n ’t Hoff p r z y jm u je w y n ik i te rm o d y n a m ic z n e H o r s tm a n n a , lecz, u p r a ­ szczając w yliczenia, u s u w a w s z y s tk ie w p ły w y zn a cz e n ia d ru g o rz ę d n e g o ; a s tą d nie z w ra c a u w a g i np. n a zm ianę ciepła reakcyi, zależną od z m ia n y te m p e r a t u r y : w y ja ś n ie n ie s p ra w y s tra c iło t u ta j w p r a ­ wdzie na ścisłości, lecz zy sk ało z n a k o ­ m icie n a ja sn o śc i. I s tn ie n ie s to s u n k u m ię d z y z n a k ie m t e m p e r a t u r y re a k c y i, a w p ły w e m zm ian t e m p e r a t u r y sta ło się dla v a n ’t Hoffa rzeczą oc z y w istą i do­

prowadziło go do z a sa d y ró w n o w a g i r u ­ chomej te m p e ra tu r: z a sa d a ta z o sta ła w k ró tce uogólniona i z d o k ła d n o ś c ią ilo ­ ściowo oznaczona. V a n ’t Hoff nie był m a ­ te m a ty k ie m , ani te r m o d y n a m ik ie m , był w olny od u p r z e d z e ń form a ln y c h , lecz widział we w z o ra ch m a t e m a t y c z n y c h oznaczen ia ró żn y c h czynn ik ów k o n k r e t ­ nych, a s tą d n a d a ł p r a w o m te r m o d y n a - n a in ik i moc tw ó rczą, n a k tó re j d o t y c h ­ czas im zbyw ało. R o z p ra w a je g o k o ń c z y się w sk a z a n ie m m ia r y p o w in o w a c tw a chem icznego, p odanej poraź p ierw sz y do­

k ład nie. W e d łu g p o d s ta w o w e j z a sa d y Carn ota, s u m a ilości p rac y , w c h o d z ą c a w g rę w k a ż d em z ja w is k u o d w ra c aln e m , m iędzy s ta n e m p o c z ą tk o w y m a d a n y m s ta n e m k o ń c o w y m j e s t nieod zo w n ie ta sam a; j e s t ona n ie z a le ż n a od s ta n ó w p o ­ śre d n ic h . Można też oznaczyć p rac ę p r z e ­ j a w ia j ą c ą się podczas r e a k c y i c h e m icz ­ ne j, prze lic z a ją c j ą z p r a c y u la tn ia n ia się czy dy so c y ac y i w razie gazu, bądź w ro z tw o ra c h z ciśn ie n ia o sm otycznego,

bądź też z prac y e lektry czn ości w sto ­ sach.

V a n ’t Hoff przy ta cz a s p ra w d z ia n y do­

ś w iadczalne identyczności ilości p ra c y dla pewnej liczby przeob rażeń , d a ją c y c h się u jąć w p e w n e cykle.

Ogłoszenie dzieła, o k tó re m mowa, s t a ­ nowi epokę w dziejach chemii: do tego czasu zw o lennicy m ec h a n ik i chemicznej byli bardzo nieliczni; od tego czasu j e s t ich legion. T e n n a d z w y c z a jn y f a k t zdaje się być t r u d n y m do w y tłu m a c ze n ia . C h e ­ mik, k t ó ry b y , n a prz y kład , p r z y b y ł z M ar­

sa i udał się do je d n e j z n a szy c h biblio­

t e k w celu op rac ow an ia dziejów chemii z iem skiej, g o tó w b y rzec: Dzieło v a n ’t Hoffa j e s t ty lk o dobrem streszczen iem współczesnego s ta n u wiedzy chemików;

z a w iera p ozatem kilk a dośw iadczeń c ie ­ ka w y c h . Istotn ie , znaczenie r o z p a t r y w a ­ nych „ S tudyów nad d y n a m ik ą '1 nie po­

le g a n a nowości w y łu s z c z o n y c h faktów, lecz n a u w y p u k le n iu pe w n y c h idei k ie r o ­ wniczych. V a n ’L Hoff p rzy ta c z a co c h w i­

la zdanie sw oich poprzedników : Pfaun- dlera, G u ld b e rg a i W aag ego , H o rstm a- n a i t. d Czyni to j e d n a k dopiero po p r z e tra w ie n iu ich poglądów , tak , a b y j e oddać czy te ln ik o w i w postaci całkow icie przeobrażonej. To nie j e s t p ro ste od tw o­

rzenie, to j e s t p raw d z iw a twórczość. P r a ­ ce pop rzed nik ów v a n ’t Hoffa nie z w ra ca ły n a siebie głębszej u w a g i chem ików , gdyż dobre i złe s tro n y z b y t blisko s ty k a ł y się w nich ze sobą; na jb a rd zie j ścisłe wzory t e r m o d y n a m ik i s ą sia d o w a ły z bez- ład nem i w ę d ró w k a m i atomów; znów k o ­ lu m n y całek n a d a w a ły młodej m e c h a n i­

ce w y g lą d o d raż a ją c y i pełen zawiłości;

n iekied y w j e d n y m i ty m s a m y m p r z e d ­ miocie „za i p r z e c iw “ były często s t a ­ w ia n e na równi... O bdarzony zdrow ym rozum em i za m iłow anie m ja sn o śc i, v a n ’t Hoff potrafił w yd ob yć z pośród tego c h a ­ osu kilka d a n y c h ścisłych, szczególnie za jm u ją c y c h , m usiał całkow icie j e ośw ie­

tlić, n ab ył prze to do ty c h d a n y c h p ra w ojcostw a, k tó r y c h n i k t m u nie może za­

przeczyć.

IV.

D r u g a ro z p ra w a p. t. „Rów now aga c h e ­ m ic z n a w u k ła d a c h gazow y ch lub w roz­

(7)

.Nó 26 W SZ E C H SW łA T 407

tworach* zostanie, mimo nieznacznej ilo­

ści s tro n ic (ogółem 64), najbardziej go­

d n ą uw ag i w śró d r o zp ra w v a n ’t Hoffa.

Udział o sobisty a u to ra j e s t tu ta j jeszcze pow ażniejszy, niż w pierw szej; rozw ijane idee noszą całkiem spe cy a ln y c h a ra k te r oryginalności i pozy sk ały odgłos bardzo daleki: by ły one p u n k te m w yjścia ś w ie ­ tnej teoryi elektro lityczn ej Svante Arrhe- n iu sa o budow ie roztworów; v a n ’t Hoff n ig d y nie czy ni aluzyi do atomów, ani do cząsteczek, a przecież cała te o r y a j o ­ nów j e s t u m o cniona n a tej rozprawie.

P o r z u c a ją c zupełnie rozważania, d o ty c z ą ­ ce prędkości re a k c y j, ty m razem staje on w yłącznie n a s ta n o w isk u te r m o d y n a ­ miki. Lecz d la stosow an ia zasad C ar­

n o ta i C la u siu sa potrzeba zjaw isk od­

w ra c a ln y c h . Id eą geniuszu v a n ’t Hoffa było za sto so w a n ie m echan izm u rozum o­

wego, choćby n iew ykonalnego, do r e a k ­ cyj odw racalnych; s tą d powstało rozw a żanie p rze s ą c z a n ia się ciał przez sły n n e ś c ia n k i n aw p ół przepuszczalne. S to su je on p rz y te m do u k ład ó w gazow ych pra- wra dz ia łan ia m a s G uld b erga i W aag eg o , a do u k ła d ó w w r o ztw o ra c h —p raw o Le- moina, n a d a ją c e ty m praw om ścisłość n ie z n a n ą dotąd. W spraw ie w p ły w u t e m p e r a t u r y rozum o w a nia t e r m o d y n a m i­

czne, w zo ro w an e na w y n ik a c h H orstm a- na, pozw alają m u wprow adzić, niezależ­

nie od nowej hypotezy, dobrze znany wzór obn iżania się p u n k tó w krzepnięcia i rozpuszczalności soli

j a k rów n ież a nalogiczne wzory, d o ty c z ą ­ ce r o zk ła d an ia soli zapomocą wody, oraz doty cz ą c e w szelkich rea k c y j m iędzy cia­

łam i rozpuszczonem i. Dowolność w spó ł­

czyn nika i zdaje się zaraz na początku pozbaw iać wszelkiego znaczenia p r a k t y c z ­ n eg o te wzory; w spółczy nnik bowiem je s t różny d la ró żnych ciał, a n a w e t, z a ­ leżnie od stężenia, dla jednego i tego s a ­ m ego ciała. Lecz v a n ’t Hoff zazn acza—

i to j e s t p u n k t głów ny jeg o teo ry i — że j e d n e m u i te m u sa m e m u ciału to w a r z y ­ szy wszędzie te n sam w spółczynnik we w s z y s tk ic h z ja w isk a ch , gdzie ono w y s t ę ­

puje w tem samem stężeniu. W y s ta r c z y oznaczyć to i zapomocą jakieg ok olw iek z ty c h zjaw isk, aby módz p osługiw ać się niem n a s tę p n ie we w sz ystk ic h innych.

Ciśnienie osmotyczne, prężność pary, roz­

puszczalność, krzepnięcie oraz wszelkie r eakcy e chem iczne m ogą być t u bran e pod uw agę.

Na przykładzie wzoru, dotyczącego ro z ­ puszczalności soli, m ożna doskonale u w y ­ datnić m etodę pracy v a n ’t Hoffa i p rz y ­ czyny je j powodzenia. Mam praw o o tem mówić, poniew aż z nam dobrze całą s p r a ­ wę. Na k ilk a bowiem m iesięcy przed n im dałem ta k i sam wzór z t ą je d y n ie różnicą, że dla w y ra ż e n ia dowolnego w spółczynnika użyłem litery d z a m iast i.

Rozum owania nasze by ły zupełnie podo­

bne; przytoczyłem dane doświadczalne, dotyczące prężności p a ry z a m iast w y ­ m iarów daleko mniej ściśle oznaczonych ciśnień osm otycznych. Lecz, po ogłosze­

niu tego wry n ik u w „Com ptes r e n d u s de 1’Academie des Sciences", z o b o jętn iałem dlań zupełnie, uw a ż a ją c spraw ę, ja k o do­

ty c z ą c ą p r a w a t. zw. przybliżonego, dla m n ie bez znaczenia; zająłem się w ów ­ czas w yłącznie ścisłem sto sow an iem t e r ­ m o d y n am ik i do chemii. Przeciw nie v a n ’t Hoff wyprowadził, z re s z tą zu pełnie n ie ­ zależnie, ten sam wzór, a obdarzo ny s t a ­ le to w a rz y sz ą cym m u z dro w y m ro z s ą d ­ kiem, um iał s k o rz y s ta ć zaraz z do niosło­

ści naszego wzoru, poddał go licznym próbom dośw iadczalny m , ro zw iną ł z n i e ­ go m etodycznie w szelkie kon se k w e n c y e, i wzór te n nosi dzisiaj słusznie miano swego d ru g ie g o ojca.

W obu tych przytoczonych wyżej roz­

p r a w a c h v a n ’t Hoff całkiem szczerze w sk azu je, co zapożyczył od swoich po­

przedników ; a zapożyczenia te są z n a cz ­ ne; j a k im więc sposobem w nauce ty lko je g o imię zostało na czele, a odsunięte zo stały w dal m g lis tą im iona jeg o po ­ przedników . J e d e n r z u t oka n a je g o p r a ­ ce, je d n o prze jrz e n ie ich u k ła d u w y s t a r ­ cza, aby to zrozumieć; ja s n o ś ć podziału, s top nio w an ie ciągłe w p r z e d s ta w ie n iu faktów, u w y p u k le n ie p u n k tó w n ajbardziej w y b itn y c h u d e rz a ją bezpośrednio c z y te l­

nika. Miejsce n ie p e w n y c h i nieokreśło-

(8)

408 W S Z E C H S W IA T JMś 26

n y c h idei zajęło ją d r o d o k t r y n y d o sk o­

nale u p o rzą d k o w an e j. F o rm a z e w n ę tr z n a w y k a z u je zara z em ścisłość idei. A by umożliwić zrozum ienie tego, c o śm y po­

wiedzieli, p o d a m y ty lk o t r z y ty p o w e przykłady. D la p ra w a d z ia ła n ia mas w rów n o w ad ze s y s te m ó w g a z o w y c h v a n ’t Hoff daje wzór:

C * , C ' b . . . . = ICC"- . . . o d p o w ia d a ją c y re a k c y i ch em iczn ej

a A b B . . . — c C Ą- . . . gdzie O , C b o z n a cz a ją k o n c e n tr a c y ę A, B , C ciężary c z ąsteczk ow e ciał, a, b, c zaś liczby c z ąs tec z e k ciał, w c h o d z ą c y c h do re a k c y i.

W z ó r te n p rz e w id y w a n o j u ż n i e je d n o ­ krotnie; dochodzono do n ieg o d ro g am i n ajrozm aitszem i: przez b a d a n ie p r ę d k o ś c i re a k c y i, przez d o ś w iadczen ia n a d dyso- c y a c y ą lub ró w n o w a g a m i chem icznem i, p rzez h y p o tez y o entropii; lecz n iep o ro ­ z u m ienia były liczne, bo c h e m ic y z a t r z y ­ m y w a li się długo n a w s z e lk ic h a n o m a ­ liach. V a n ’t Hoff, p rzeciw nie, o b d a rz o n y g łębo kim z m y s łe m d o ś w ia d c z a ln y m , k a ­ teg o ry c zn ie tw ie r d z i o d o k ład n o śc i p r a ­ wa, s ta w ia j e n a p ie rw s z y m planie i u s u ­ w a w szelkie odeń o d s tę p s tw a , u z n a ją c je za s k u t k i p r z y c z y n d r u g o rz ę d n y c h ; podobnie Keppler, s tw ie r d z a j ą c r u c h e lipty czn y p lan e t, potrafił u w olnić się od n iedokła d n o ści d ru g o rz ę d n y c h , k tó ry c h n a t u r a i rozm iary zo sta ły o k reślo n e z n a ­ cznie później. R ozdźw ięki p o m ię d z y p r a ­ w em działan ia m as a w y n ik a m i d o ś w ia d ­ czenia w u k ła d a c h , z n a jd u ją c y c h się w ro ztw o ra c h , są d aleko pow ażniejsze, a n a w e t s ta j ą się p r a w id łe m dla w od ny ch roztw orów soli. P o m ię d z y p o p rz e d n ik a ­ mi v a n ’t Hoffa je d n i, te o r e ty c y , p r z y jm o ­ wali dokładność p r a w a , nie b a rd z o z d a ­ j ą c sobie s p ra w ę z w y n i k a ją c y c h z do ­ św ia dcz e ń sprzeczności, inni, p r a k ty c y , widzieli ty lko w y j ą tk i i nie m ogli odró­

żnić żadnej praw id ło w o śc i w z b y t wido­

c znych sp rzecznościach. T y m c z a s e m v a n ’t Hoff odgadł, że g łó w n ą rolę o d g r y w a tu zaw sze ilość cząstec z e k , u c z e s tn ic z ą c y c h w r e a k c y i, i m ia ł tę ilość s ta le n a w id o ­ ku; dla o zn aczenia zgodności z d o ś w ia d ­ czeniem , zadow olił się p r z y te m w p r o w a ­

dzeniem c z y n n ik a dod a tk o w e g o i, k tó ry znika, s ta ją c się r ó w n y m jed no śc i, w zw y­

k ły ch p r z y p a d k a c h m ieszan in g a z o w y c h lub roztw orów w odn y c h ciał o rg a n ic z ­ nych.

Trzeci p r z y k ła d podobny daje n a m wzór, d o ty c z ą c y w p ły w u t e m p e ra tu ry . W z ó r do k ład n y , w y p ro w a d z o n y z t e r m o ­ d yn a m ik i, b ył ju ż daw niej podany; za­

w ie ra ł j e d n a k 3 c z y n n ik i o drębne, był bardzo złożony i z d a w a ł się być mało c iek aw y m w zasto so w a n iac h . V a n ’t Hoff, nie dążąc do ścisłości a b so lu tn e j r a c h u n ­ k u w p ierw sz e m przybliżen iu, um ieścił n a p ie rw s z y m planie t e m p e r a t u r ę r e a k ­ cyi, opuszczając s y s te m a ty c z n ie z m ia n y w w a r u n k a c h dośw iad czen ia co do te m ­ p e r a t u r y , ciśnienia i k o n c e n trac y i: zmie­

rzał on zaw sze pro sto do celu głównego, nie d a ją c się odeń o d ry w a ć szczegółom d o d a tk o w y m i w te n sposób sform uło­

wał, j a k e ś m y to w sk a z a li wyżej, zasadę

„zm iennej rów now agi t e m p e r a t u r ”, k tó ra oddała chem ikom t a k wielkie usługi. We w s z y s tk ic h p r z y p a d k a c h s t a r a się w y d o ­ być n a j a w czynn ik głów ny; je g o wie­

dza te o r e ty c z n a i rozum d ośw iadczalny p o z w a lają m u nie mylić się nigd y, n a ­ w e t w najśm ielszych tw ierd z en ia c h .

;W te n sposób udało m u się zbudow ać p ierw szy s z k ie let m e c h a n ik i chem icznej.

U m ian o szkielet te n n a s tę p n ie przyodziać bardziej dostatnio, ogólnego u k ła d u k o s t ­ n ego j e d n a k nie zmieniono.

V.

V a n ’t Hoff j e s t p r z e d e w s z y s tk ie m z n a ­ n y z pow o du w y p ro w a d z e n ia kilku praw , p r z y p o m n ia n y c h tu ta j, k tó re noszą jego imię. T eorye z go tow a ły m u w ię k szą s ła ­ wię, niż dośw iadczenia, a j e d n a k był to z n a k o m ity e k s p e r y m e n ta to r . D łu gi ciąg dośw iadczeń n a d solami wód m orskich p r z e d s ta w ia ł z n a czne trudności; v a n ’t Hoff w yw iązał się j e d n a k z tego d o s k o ­ nale. N iek iedy n a d a je się miano ek sp e­

r y m e n t a t o r ó w t y m uczonym , k tó rz y l u ­ bią bawić się tru d n o śc ia m i, in te re s u ją c się p e w n e m z a d a n ie m je d y n i e z pow odu j e ­ go m is te rn o ś c i oraz tru d n o ś c i w y k o n a ­ nia, a lekcew ażąc doniosłość Avyników.

(9)

Na 26 W SZ E C H SW IA T 409

Lecz w rze c z y w isto śc i p raw d ziw y e k s p e ­ r y m e n t a t o r nie uw aża dośw iadczenia za cel; j e s t to diań tylk o środek: on dąży do idei, s z u k a w y n ik u i, aby dojść do teg o celu, w prow adza w czyn wszelkie sp o sob y dośw iadczalne, u ż y w ając w k a ­ żdej okoliczności sposobu n a jp rostsz e g o dla osiągn ięcia z w szelk ą p ew n o ścią rze­

czy, do k tó re j dąży. Pod ty m o sta tn im w zględem v a n ’t Hoff nie u s tę p u je n ik o ­ mu. Ł ączę t u swoje osobiste obserwa- cye. P odczas moich s tu d y ó w n a d c e m e n ­ ta m i b a d a łe m sia rc za n y w apnia u w o d ­ nione i s ta r a łe m się u sta lić ich w a r u n k i trw ałośc i, ich prężn o ści pary. Po u p ły ­ wie ty g o d n i, m iesięcy naw et, nie osią­

g n ą łe m jeszcze rów now agi, stałe ciśnie­

nia p a r y z d a w a ły się nie istnieć. S ia r­

czan w apn io w y j e s t j e d n ą z soli m o r ­ skich i dlatego w sk a z a łe m v a n ’t Hoffowi tru d n o ś ć tego dlań i n te r e s u ją c e g o z a g a d ­ n ienia. Po zb ad an iu s p ra w y v a n ’t Hoff w ziął się do dośw iadczeń i w częstych listach zaw iadam iał m nie o sw y c h cią­

gły ch n iepow odzeniach początk o w y ch ; po trzeb a m u było d w u la t p rac y dla o s ią ­ g nięcia p o s z u k iw a n e g o w yn iku . W re s z ­ cie w pro w ad ził w czyn m etodę bardzo m is te rn ą , s tw o rz o n ą pod w pły w em p ie r­

w sz yc h j e g o poszu k iw ań w mechanice chem icznej. Z am iast w ym ierzać prężność ciśnienia p a r sia rc za nów suszonych, zw il­

żał j e bardzo m ałą ilością roztw oru ch lo rk u m a g n e z u lu b w a p n ia i, za p o ­ ś r e d n ic tw e m ty ch rozpuszczalników , u s t a ­ lenie prężności w s ta n ie ró w now agi u d a ­ ło mu się o sią g ną ć stosu n k o w o dość p r ę d ­ ko. Oto p ra w d z iw y ta le n t e k s p e r y m e n ­ ta to ra: umieć, w razie trudności, walczyć bez w y tc h n ie n ia aż do ostateczn eg o zw y ­ cięstwa!

V a n ’t Hoff m iał koło siebie k ilk u u cz­

niów o ddanych, atoli liczba ich nigdy nie była znaczna. P om im o tego j e d n a k jego działalno ść się g a ła daleko poza g ran ic e je g o p rac o w n i, i nieraz i n te r w e n c y a j e g o d a w a ła się odczuwać tam , gdzie n ik t się jej nie spodziew ał. D w u uczonych, w n o t a t ­ ce, zam ieszczonej w „Com ptes r e n d u s de 1’A cadem ie des s c ie n c e s 11, przedstaw iło f a k t y w p rze c iw ie ń stw ie form alnem do j e d n e g o z z a sa d n icz y c h i ścisłych p raw

m ec h a n iki chem icznej. W k ilk a dni p o ­ tem otrz ym ałe m ta k i bilet lak o n ic zn y od v a n ’t Hoffa: „Pan czytałeś n o ta tk ę panów Chancela i P a rm e n tie ra ; kom u p r z y p a d ­ nie zaszczyt spro stow ania jej, p a n u czy m n ie ? “ Odpowiedziałem mu: „ Jest to om yłka, popełniona przez francuzów, zo­

staw mi pan przeto możność s p ro s to w a ­ nia j e j “, co też uczyniłem.

Te im pulsy, d a w a n e przez v a n ‘t Hoffa w różn ych okazyach, pozostaną dla po­

tomności n a jw ię k s z y m zn akiem jeg o s ła ­ wy. Z teg o p u n k t u w id zen ia można go porów nać z S ainte-C laire Devillem. Oso­

biste p race ty c h dw u uczonych bez w z g lę ­ du n a w ie lk ą w arto ść, j a k ą p rz e d s ta w ia ­ j ą , są znikom e w p o ró w n a n iu z te mi, k tó re w ypłynęły z idei przez nich rzu c o ­ nych. Obaj stw orzyli nowe szkoły i obaj osiągnęli w yniki, s to s u ją c podobne ś ro d ­ ki. Dla osiągnięcia w nauce w ielkich rzeczy p o trz e b n a j e s t oczywiście w ielka wiedza, lecz ona s a m a tylko n ie w y s t a r ­ cza. Może nie będzie tu ta j rzeczą z b y ­ teczną p rzyto czyć p a rę ustępów , wzię­

ty c h z Psychologii politycznej d-ra Le- bona, i z a sto sow ać j e do uczonych, k t ó ­ r z y p o d leg a ją ty m sa m y m w pływ om co i zw ykli śm iertelnicy.

„W szystko, co sta n o w i w ą t e k istnienia narodu, j e s t u g r u n to w a n e n a uczuciach, lecz b y n a jm n ie j nie n a rozum ie. U m ie ­ j ę t n e k iero w a n ie tem i u czuciam i w celu

ujęcia w p ły w u na opinię publiczną j e s t isto tn ą rolą mężów stanu. Po zo ry często zdają się przem aw iać, że ludzie ci p o s tę ­ p u ją w edług logiki sw y c h przemówień.

J a k in n y j e s t j e d n a k m echanizm ich p rz e ­ konyw ania! Na tłu m y nie działa się log i­

ką w ym ow y, lecz w yw ołaniem przez od­

powiedni dobór i sk oja rz enie słów w y ­ obrażeń uczuciowych. P ro je k ty , um o c ­ nione zapomocą logiki, służą tylko j a ­ ko ob ram ow anie isto tnej s tr o n y rzeczy.

W tym p rz y p a d k u na w e t, g d y log ika w y ­ m owy zdoła trafić do przek on an ia, to j e ­ d n a k p rze k o n a n ie to będzie zawsze zni­

kome i nie zdoła się n ig d y przyoblec w c z y n “.

Czw orościan v a n ‘t Hoffa, b a d a n ia nad ciśnieniem osm otycznem , stosow anie do w y m ierzan ia tego ciśnienia p rzeg ród na-

(10)

410 W S Z E C H S W łA T jSTo 26

wpół p rzep uszczaln ych, b a d a n ie d ziałania ciał w r o ztw o ra c h w s ta n ie p o d o b n y m do s t a n u gazu p rzy czy niły się do p o s tę ­ pu wiedzy więcej niż z a d ziw ia ją c e spe- k ulacye J. W. Gibbsa.

J. M.

Z P A L E O A N T R O P O L O G I I G A L I C Y I W S C H O D N I E J .

(Dokończenei). ,

Nie w d a ją c się w szczegółow e ro z p a ­ try w a n ie k w e s ty j, z w ią za n y c h z poch o ­ dzeniem i rozw ojem k u l t u r y tej na te- ry to r y u m Galicyi wsch. 1), z a z n a c z y ć j e ­ dynie należy, że d o ty ch c z a s osady jej były bardzo p o w ie rz c h o w n ie ty lk o b a ­ dane, nie d o s ta rc z a ją c je s z c z e p o t r z e b n e ­ go do s zerszy ch w nio skó w m a t e r y a ł u fak tyczn eg o . Z tego też powodu k u l t u ­ r a arch a ic z n o - m y c e ń s k a z b y t w iele n i e ­ ja s n y c h n a razie z a g a d n i e ń p rz e d s ta w ia dla p re h isto ry i, p rac u ją c e j usilnie d o p ie ­ ro w o s ta tn ic h c z asa c h nad ich r o z w ią ­ zaniem . Chociaż w Galicyi, n a B u k o w i­

nie, U krainie i t. d. p oznano k ilk a s e te k osad z c e ra m ik ą m alow aną, j e d n a k z p o ­ w odu n ie u m ie ję tn ie p rz e p ro w a d z o n y c h rozkopów n iew ie le ty lk o udało się po­

s tą p ić n ap rzód . N a jc ie k a w s z y m j e s t j e ­ d n a k dla n a s szczegół, że d o ty c h c z a s nie udało się p re h is to r y i w yk azać, j a k i e g o c e re m o n ia łu p o g rze b o w eg o u ż y w a ła lu ­ dność tej epoki; n iem a bow iem p e w n o ­ ści, czy o d k r y te ś la d y k u l t u r y n a c z y ń m alow any ch , uw ażać n a le ż y za res z tk i osad m ie sz k a ln y c h , czy też za zruinowa- ne c m e n t a r z y s k a ciałopalne, j a k tego chciał G. Ossowski. U czon y te n na p o d ­ s ta w ie badań s w y c h i rozkopów doszedł do przeko nan ia, że o d k r y w a n e licznie śla d y tej k u l t u r y w postaci g r u b y c h w a r s tw gliny p rzepalonej, p o p rz e ry w a -

K w e s ty a t a j e s t ro z p a trz o n a obszerniej w ro z p ra w ie B. Ja n u sz a : T y p y e tn ic z n e i k u ltu ­ ra ln e w p r e h is to ry i G alicy i w sch, L ud, L w ó w ,

1911.

n y c h co p e w n a odległość ro dzajem gniazd, m ieszczących zwyczajnie, obok śladów ognia, węgli, popiołu i kości, liczne n a ­ czynia g liniane, są c m e n ta r z y s k a m i cia- łopalnemi. W m yśl tego p rzy puszczenia zbudow ał nawre t teo ry ę t. zw. g robów ce- głowych, przez k tó r ą to nazw ę ro zum iał w spom nian e g n ia z d a w w a r s tw a c h p r z e ­ palonej do czerwoności gliny, układ a n e j w m niejsze lub w iększe bryły.

T eoryę tę z a k w e s ty o n o w a ł dr. Wł. De- m etry kiew icz, k t ó r y wr „g ro b a c h cegło- w y c h “ widział ty lk o r e s z tk i siedzib mie­

s z kaln yc h, podobnie j a k to przypuszcza i dr. K. Hadaczek. Chociaż w idocznem j e s t , że teo ry a Ossowskiego z b y t j e s t n a ­

ciągana, j e d n a k nie m ożna z całą p e w n o ­ ścią twierdzić, czy rzeczywiście nie m a ­ m y t u do czy nienia z r e s z t k a m i ciałopa­

lenia. Z a s ta n a w ia ją c y j e s t bow iem n ie ­ z w y k ły fak t, że d o ty c h c z a s nie udało się o d k ry ć ż a dn ych g ro bow isk ludności, u ż y ­ w ającej c e ra m ik i m alowanej, co te m b a r ­ dziej dziw ić musi, że w łaśnie tego ro ­ d z a ju z a b y tk i p rze d h is to ry c z n e zawsze i w szędzie są n ajliczniejsze.

Być może, iż zachow ane pokłady glin y p rzepalonej służyły do bliżej n am n ie z n a ­ nego o b rzęd u pogrzebow ego, n a jp r a w d o ­ podobniej ciałopalnego, ponieważ n ie ­ z m iernie rza d k o ty lk o na tra fia się n a g roby tej epoki, mieszczące w sobie całe s z k ie lety zm arłych. T a k w y so ko stojąca k u l tu r a ln i e i z apew ne b ardzo liczna lu­

dność, m u sia ła b y przecież zostaw ić j a ­ kieś śla d y sw y c h szkieletow ych czy też ciałopalnych c m e n ta r z y s k i grobow isk.

Jeżeli zaś nie są z n an e (p rzynajm niej liczniejsze i całkiem w iarogodne) g ro b y szkieletowa, to je d y n i e m ożliw em j e s t (chyba, że przypuścim y, iż zw łoki z m a r ­ ły c h sk ła d a n o n a w ie rz c h o łk a c h drzew, j a k to p r a k t y k u j ą obecnie je s z c z e n ie ­ k tó re lu d y pierw otne), że zw y czajem , p a ­ n u ją c y m u tej lu dn ośc i było ciałopalenie.

P o n ie w a ż zaś prócz w sp o m n ia n y c h po­

kładów cegło w ych nie udało się o d kryć in n eg o ro d z a ju z a b y tk ó w tej k u ltu r y , więc — m ając na uwadze, że najliczniej- szem i z a b y tk a m i wieków p r z e d h is to r y c z ­ n y c h są s ta le c m e n ta r z y s k a , m ogiły i k u r ­ h a n y — u p ra w n ie n i b ę d z ie m y w a ru n k o w o

(11)

JY« 26 W SZEC H SW IA T 411

do przypuszczenia, że przecież owe „gro- i by c e g ło w e “ m ają coś wspólnego z obrzę­

dem pogrzebow ym . Zadaniem też pier- w szorzędnem now szych b a d a ń p r e h is to ­ r y c z n y c h w k w e s ty i k u l tu r y ceram ik i m alow anej będzie w y ja śn ie n ie tej z a g a d ­ kowej, a t a k doniosłej dla n a u k i s p r a ­ wy, k tó r a wiele zapew ne św ia tła rzucić zdoła n a pochodzenie i rozwój pysznej k u l t u r y archaiczno-m yceńskiej.

Ze w sp o m n ia n y c h grobów szkieleto ­ w y c h z c e ra m ik ą malowTa n ą o d k ryto w Galicyi wsch. je d e n we wsi Liczko- w cach (pow. h u s ia ty ń s k i), a d ru g i w Ho- ro d n ic y n a d D n iestrem (pow. horodeń- ski). O bad w a j e d n a k od k rycia te nie są n a jz u p e łn ie j bez zarzu tu , ale w każdym razie sta n o w ią cie ka w y w y ją te k we w sp o ­ m n ia n y m b r a k u ja k ic h k o lw ie k grobow isk k u l tu r y a rc h a ic z n o -m y c e ń sk ie j. W e wsi L iczkow cach, n a niwie „Dziwicz11, wido­

czne były śla d y mogił, obecnie całkiem j u ż zaoranych. Zachowała się tylk o j e ­ dna 1,77 m wysoka, k tó rą przekopał Kir- kor w 1877 roku. W głębokości 1,03 m leżał szk ielet z nogami, w ykręcon em i na północ, g d y ty m c z ase m głowa i r e s z ta ciała leżały p raw idłow o n a zachód. Prócz s k o ­ ru p m alo w a n y c h nie znalazło się nic wię­

cej obok niego. Równolegle doń we wschodniej stronie, natrafiono na ognisko z m n ó stw e m w ęgla i kości zwierzęcych, p o z o s ta ł y c h — j a k się dom yśla K irk o r — po stypie, urządzonej nie dla zmarłego w y k o p a n e g o naprzód, lecz dla drugiego, k t ó r y spoczyw ał pod spodem w g łęb o k o ­ ści 2,16 m. Szkielet ten, dla którego u s y p a n a b y ła właściwie mogiła, leżał gło­

w ą n a północ, z rę k a m i wzdłuż wycią- gniętem i; obok niego znaleziono siedm po części s ta r a n n ie obrobionych k rzem y - ków, klin k a m ie n n y i nieco niżej pod głową, procę krzem ien n ą. Obok były s k o ru p y bardzo wielkiego naczy n ia m a­

low anego, a p r z y sam ej głowie f r a g m e n ­ ty małej m iseczki z g r u b o zia rn iste j gli n y n iew y p a la n e j. Rozkopanie ziemi pod sz k ie lete m wykazało jeszcze je d n o ogni sko z m n ó stw e m w ęgla, kości zw ierzę­

cy c h i sk o ru p m alow anych.

P o m ia ry antropologiczne d-ra Koper- n ickiego w y ja śn iły , że szkielet pierw szy

(od góry) był całkiem nie s ta r y i n a jw i ­ doczniej krótkogłow y; pomiarów d r u g ie ­ go s z k ie letu z powodu niemożliwego z a ­ k o n se rw o w a n ia n i e s t e ty dr. Kopernicki nie mógł przeprow adzić x).

D ru g i p rzy p a d e k odkrycia gro b u szk ie­

letow ego z c e ra m ik ą m alo w an ą n o tu je Wł. P rz y b y sła w sk i, k t ó r y w 1877 r o k u zbadał w H orodnicy grób ta k i na niwie w ie śn ia k a T a n a s y jc z u k a . W głębokości 45 cm pod pow ierzchnią ziemi leżał s z k ie ­ le t na w z n a k , zwrócony głową n a półn.- zachód, a noga m i n a połudn. - wschód.

Długość jego, pom ierzona w grobie, w y­

nosiła 1,65 m. Ułożony był n a pokładzie z ubitej gliny, przem ieszanej z piaskiem i najro zm aitszem i m alow anem i i zwykłe- mi skorupam i. P ok ła d tw orzył niejak o j e d n ę całość i w ygląd ał j a k b y przepalo­

n y słabym ogniem; g rub o ść jeg o docho­

dziła 30 cm, od s tr o n y głowy zmarłego był nieco szerszy, a w nogach węższy.

Na nim, u półn.-zachodniego końca, 40 cm, od głow y, P rz y b y s ła w s k i znalazł za­

g a d k o w y p rz y rz ą d g linian y, nazw an y dwójniakiem , p rzedm io t typ o w y dla k u l­

t u r y archaiczno - m yceńskiej. Obok n ie ­ go, ale ju ż we w s p o m n ia n y m pokładzie ubitej gliny, tkw iły dwie gliniane, ładnie m alow ane m iseczki, a dalej rozbity g a r ­ nek. Pod czaszką leżał m ały s e rc o w a ty g ro t k r z e m ie n n y 2).

Szkielet w y d o b y ty nie został n ie s te ty antropologicznie zbadany. O w łaściw o­

ściach b u do w y fizycznej ludności, u ż y ­ w ającej ce ra m iki m alow anej, w ie m y nie­

co tylko ze szkieletów, o d k ry ty c h w sła ­ wnej j a s k i n i W e r t e b y we wsi Bilczu Zło­

tem (pow. borszczowski) nad Seretem , znanej s ta c y i k u l tu r y archaiczno-m y ceń ­ skiej. Pom iarów a n tro po log ic z ny ch ko­

ści i czaszek w y dob y ty ch tam ż e dokonał antropolog w a rsza w sk i K. Stołyhw o, k t ó ­ ry je d n a k nie zdołał jeszcze ogłosić w y ­ ników s w y c h badań. W iadomo jedynie, że czaszki s ą długogłow e 3).

!) Z biór w iad. do a n tr. k raj. 1878. Tom I I . S tr. 12—14. T om I I I . S tr. 125—7.

2) W ł. P rz y b y sła w sk i. Z biór w iad. do an tr.

k raj. Tom I I . S tr. 71.

3) M a te ry a ły antr.-aroheologiczne. K rak ó w 1900. T om IV . S tr. 7.

(12)

412 W SZ E C H SW IA T JSfó 26

Ep ok a n e o lity c z n a Galicyi wsch., k tó ­ rej k r y t e r y u m od ręb n o śc i j e s t dla nas c h a r a k te r y s ty c z n a c e ra m ik a m alo w an a, s ta n o w i z pom iędzy w s z y s tk ic h p r z e d h i ­ sto ry c z n y c h — ty p w y r ó ż n ia ją c y się n aj- w ybitniej. P o ja w ien ie się tej k u l t u r y z jej s ta r a n n ie z a b u d o w a n e m i osadam i, c h a ta m i plecionem i z c h r u s t u i w ylepia- n e m i gliną, z je j obfltemi fo rm a m i p ię ­ k n ie m a lo w a n y c h i m od elo w a n y c h n a ­ czyń g lin ian y c h , lic z n em i fig u rk a m i p o ­ staci lu d zk ic h i z w ie rz ę c y c h — w s z y s tk o to w y ra sta , t a k nagle i n iesp o d z iew an ie n a tle naszego neolitu, że tru d n o p rz y ­ puścić, ażeby mogło by ć d o ro b k ie m b ier­

nej pod ka ż d y m w z g lę d em i n i e w ie l k im d a re m in ic y a ty w y o b darzo nej ludn o ści z d a w n a tu osiadłej. L u d n o ś ć bowiem, u p r a w ia ją c a c e ra m ik ę m a lo w a n ą , zajęła p raw ie u k resu n e o litu ziemie, w y k a z u ­ ją c e dzisiaj śla d y je j d a w n y c h osad i p rze b y w a ją c t u ty lk o czasowo, pręd k o w y e m ig ro w a ła dalej.

W y p a r t a czasowo lu d n o ść tu b y lc z a nie u s u n ę ła się całkowicie, lecz u s tą p ić m u ­ siała j e d y n i e m iejsca na Podolu, gdzie wróciła z p o w ro te m po w y e m ig ro w a n iu przy byszó w , j a k te g o do w o d e m ciągłość k u ltu r a ln a m ię d z y k u l t u r ą gro b ó w s k r z y n ­ kow ych, a k u l t u r ą późniejszych wieków u ż y w a n ia m etali. C a ło k s z ta łt bow iem k u l tu r y o k re s u m e ta li w y k a z u je wiele analogii z p op rzedn im o k res e m neolitu, dla k t ó r e g o — j a k to poprzednio w s p o ­ m n ie liśm y — c h a r a k t e r y s t y c z n y był m ię­

dzy in n em i zw yczaj c how a n ia zm a rły c h w s k rz y n k o w y c h g r o b a c h k a m ie n n y c h . W n a s tę p n y m ok resie zw yczaj te n zo­

s ta ł ju ż zanie c h an y , ale n iezu p ełn ie, po­

niew aż i nad al c ho w an o z m a r ły c h w po­

do b nych g ro b a c h t. zw. p ły to w y c h . Gro­

by te różnią się co do swej b u d o w y od s k rz y n k o w y c h j e d y n i e o d m ie n n y m nieco sposobem urzą d z e nia . Kiedy mianowicie do grob ó w s k r z y n k o w y c h u ż y w a n o c a ­ ły ch prze w aż n ie p ły t k a m ie n n y c h , z e s t a ­ w io nych n a po dobieństw o s k rz y n k i po ­ dłużnej, to g r o b y p łyto w e różn ią się od nich j e d y n i e tem , że w e w n ą tr z nie m a ją s k r z y n k o w a te g o k s z ta łtu , lecz ułożone są z m n ie js z y c h lu b w ię k s z y c h głazów, n a ­ k r y t y c h z gó ry j e d n ą o g ro m n ą p ł y tą k a ­

mienną. Do tego rodzaju grobów należy i odm iana ich w postaci kręgów , u k ł a ­ d a n y c h z k am ien i, w k tó ry c h obrębie spo czyw ają zwłoki je d n e g o lub więcej nieboszczyków . Grób ta k i p rze sy p y w a n o ziemią, a dopiero n a to kładziono ciężką p ły tę k am ie n n ą.

Równocześnie, a może niew iele tylk o później p r a k ty k o w a n y był o d m ienn y n ie ­ co zwyczaj chow ania, p olegający n a tem, że zm arłego sk ła d a n o w ziemi, p rz e s y p y ­ wano ziemią i n a s tę p n ie kładziono n a to p o tęż n ą p ły tę k am ien n ą. Groby podobne dla odróżnienia od poprzednich n a zw ano podpłytow em i.

Prócz w ym ieniony ch, znane b y ły r ó ­ wnież g roby k u rh a n o w e , w k tó ry c h s k ła ­ dano zm arłego bez żadnogo o k rycia k a ­ m iennego w p ro s t n a ziemi i sypano nad tem m n ie js z y c h lub w ię k szy c h ro zm ia ­ rów mogiłę. D la w zm o cn ienia trw ało śc i tego n a s y p u w y k ła d a n o z w ykłe w ie rz c h ­ nią je g o część, wysoko n a d zwłokam i, rozm aitej wielkości kam ien iam i, k tó re j e ­ d n a k najczęściej za bie ra n e były później przez lu d n o ść okoliczną. Podobnie i s a ­ me n a s y p y zostały w ciągu d ługich w ie­

ków zaorane lub rozrzucone i to właśnie j e s t przyc z yną , że najczęściej tra fia ją się g r o b y płytowe i podp łyto w e, pozbawione ich zupełnie, chociaż zw ykle u s y p y w a n o nad niem i k u r h a n y .

Z trz e ch ty c h rodzajów grobów z o k r e ­ su u ż y t k u m eta li dr. Iz. K o pernicki p o ­ m ierzył antropologicznie najw ięcej s z k ie ­ letó w z grob ów p łyto w y ch, m niej z pod- p ły to w y c h i niew iele z k u rh a n o w y c h .

Do pierw sz y c h należą pom iary, u s k u ­ teczn ion e na szcz ą tk a c h szkieletow y ch , pochodzących z gro b u pły to w eg o we wsi B ere m in n ac h (pow. zaleszczycki). K irko r natrafił tu w 1877 roku na p ły tę k a m i e n ­ ną, p r z e s y p a n ą ziemią; po zdjęciu je j i głębszem p r z e k o p a n iu okazały się g ł a ­ zy, ułożone w kolo i u k ła d a n e j e d e n na d ru g im . W śro d k u tego k r ę g u z n a jd o ­ w a ły się sz cz ą tk i sz k ie leto w e dw ojga l u ­ dzi w pozycyi siedzącej, skurczonej. P o ­ g r z e b a n i siedzieli n a p ły ta c h , k tó re m i spód był wyłożony, głowami na wschód.

Czaszki i kości pod n a c isk iem u s u w a j ą ­ cych się k a m ie n i zostały zupełnie roz­

(13)

JSfo 26 W SZEC H ŚW IA T 413

gniecione. Z przedm iotów w ydo b yto s z p i­

lę bronzow ą, k rz e m y k d ro b n y i s k o ru p y od naczyń po tłuczonych, w yrob em , kolo­

rem n a w e t gliny, zbliżone bardzo do s k o ­ r u p z g robów s k rz y n k o w y c h 1).

D r.^K opernicki stw ierdził 2), że s z k ie ­ le t je d e n należał do ko biety, w yb itn ie długogłow ej, o w sk a ź n ik u 74,0. Czaszka m ęsk a , o db ud ow an a z frag m en tó w , n a j ­ zupełniej p o d o b n a do poprzedniej, j e s t rów nież długogłow a, o w s k a ź n ik u 70,2.

W Żywaczowie (pow. horodeński) Kir- k o r zbad ał trz y mogiły. Budow a w s z y s t ­ k ic h z a s a d z a ła się n a tem , że na s a m y m spodzie u k ła d a n o duże b ry ły k a m ienia w apie n n eg o , k tó re p rz e s y p y w a n o czarno- ziem em m iejscow ym ; n a tem zaś u k ła ­ dano zwłoki, z a sy p y w a n e piaskiem , k t ó ­ reg o w okolicy n iem a bliżej j a k na 3/ 4 raili. Z przedm iotów , znalezionych przy zw łokach, w y d o b y te zostały pierścienie bronzowre sp iralnie z d r u tu zwinięte i t a ­ kież zausznice.

Spostrzeżenia, dokonane zwłaszcza na c z a s z k a c h s tw ie r d z a ją ich w y b itn ą czy­

stość raso w ą, r e p re z e n to w a n ą t u przez swój ty p n ajlepszy; w sk aźnik i czaszkowe w y n o sz ą 70,6, 71,7 i 75,9 3).

W Chocim ierzu (pow. tłum ack i) z b a d a ­ no t a k sam o sześć mogił, u s y p a n y c h z ziemi, k a m y k ó w w apien n ych i d ro b n ych rzeczn ych , k tó ry c h w okolicy niem a bli­

żej niż w D niestrze. W dw u natrafiono tylko n a śla d y drzew a, w innej na s p r ó ­ c h n ia łą s k rz y n ię dębową, której dno u s y ­ pane było ziemią pod szkieletem, n a k t ó ­ r y m znajdow ało się drzew o spróchniałe.

Z p rze d m io tó w znaleziono: pierścienie bronzow e, takież kolczyki i wieszadło na piersi (przy szkielecie kobiety), 18 p a ­ ciorków s z k la n y c h i trz y guziczki, z że- la z n e m i u sz k am i, św iadczącem i, że m a ­ m y tu do cz yn ie n ia z d o b y tk ie m z epoki przejściow ej od bronzu do żelaza.

J) A . K irk o r. Z biór w iad. do an tr. k raj. 1878, Tom I I . S tr. 8.

2) D r. Iz. K o p ern ick i. Tam że. 1879. Tom I I I . S tr. 137.

8) D r. Iz. K o p ern ick i. O czaszkach z k n rh a- j

n ów pokuck ich . P a m ię tn ik A kad. um iej. W y d z , ł m atem .-p rz y ro d n , 1876. S tr. 80—113, 1

W skaźn iki czaszek kobiecych wynoszą:

73,8 i 74,5. Z liczby c z te re c h po z o sta ­ łych co do jednej z powodu jej chorobli­

wego s ta n u (rachitis) nie można całkiem płci oznaczyć, co do drugiej zaś w sk a ź ­ n ik (63) j e s t n i e n a t u r a l n y z pow-odu zde­

form ow ania jej po śmierci. Dwie pozo­

stałe są m ęskie o w sk a ź n ik a c h 74,4 i 77,2, a więc podobnie ja k u kobiecych i u cza­

szek żyw aczow skich. Z e sta w ia ją c zaś główne spostrzeżenia, Kopernicki po w ia ­ da, że czaszki żyw aczow skie i chocimier- slcie należą n iew ą tp liw ie do tego s a m e ­ go ty p u głównego długogło w ych , prosto- szczękich. Czaszki kobiece obok w ła ści­

wych tej płci cech k raniologicznych, k s z ta łte m zupełnie są podobne do m ę ­ skich ’)•

Z p ły to w y ch i p o dp łyto w y ch grobów w Horodnicy n a d D n ie s tr e m (pow. łioro- deński) Kopernicki z b a d ał 23 czaszki oraz inne kości, p o dając j e d n a k su m a ry c zn ie w y n ik swoich spostrzeżeń. Połowa z te ­ go j e s t n iew ą tp liw ie kobiecych; 4 n a le ­ żały do dzieci 12 —16-letnich, r e s z ta zaś b y ły męskie.

W z ro st mężczyzn, obliczony z kości u d o w y c h musiał być wysoki, bo około 1,70 m, a niekiedy nawret i wyższy. Szkie­

lety kobiece, budow ą i w zro stem m u siały przewryższać zw y kłą m iarę tej płci w ła ­ ściwą. Kości udowe np. rzadko były krótsze niż 40 — 39 cm, a w edług tego w zrost ich dochodziłby do 1,60 m. Mię­

dzy goleniam i (w 4-ch p rzy pa dka c h) po­

krew nej ludności z gro b ów horodnickich i żeżaw skich Kopernicki stw ierdził ró ­ wnież z n a n ą z grobów sk rz y n k o w y c h p laty k n e m ię , s ta n o w ią c a widocznie w ła ­ ściwość raso w ą lud no ści p r z e d h is to ry c z ­ nej Galicyi wsch.

Co do w skaźników 23 c z aszek ho ro d ­ nickich, to nie odróżniając ich pocho­

dzenia, płci a n i wieku, objąć je można liczbami od 69 do 82; sk ła d a ją się one na 82,5°/0 d łu g o g ło w y ch (z średniogłow e- mi) i 17,3% k ró tk o g ło w y c h 2).

!) D r. Iz. K o p e rn ic k i.'C y to w a n a ju ż rozpraw a w P a m ię tn ik u A kad.

2) Z biór w iad. do a n tr. k raj. 1878. Tom II.

S t r . '69—71. - ■

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czł. Rostafiński przedstawia rozprawę własną p. Twierdzenie to jest zgoła nieprawdziwe. z Turcyi przez Wołosz­.

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Badał on zachowanie się porostów podczas zetknięcia się ich brzegów i doszedł do wniosku, że porosty, spotkawszy się, już się dalej po skale nie

Był czas, kiedy Bierkowski cieszył się sławą nie tylko w Krakowie, w którym najczynniejsze lata życia swego spędził, lecz i daleko poza granicami Krakowa i

Udział ją d ra w procesach wy- dzielniczych może być bądź bezpośredni, to znaczy, że ziarnka pierwotne mogą powstawać już w obrębie pęcherzyka j ą ­

padkach uleczenie to je s t tylko pozor- nem, gdyż po pewnym czasie w jego krwi znów zjawiają się trypanosomy i mogą się tak rozmnożyć, że wkrótce naczynia

nych gatunków, nie kopulują pomiędzy sobą, owady, obserwowane przez Towera, łączyły się ze sobą swobodnie.. W yniki tej kopulacyi przedstawiają się ja k