• Nie Znaleziono Wyników

Odpowiedź na recenzję "Eposu europejskiego"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odpowiedź na recenzję "Eposu europejskiego""

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Bogusław Bednarek

Odpowiedź na recenzję "Eposu

europejskiego"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 94/3, 259-269

2003

(2)

IV. D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A

Pamiętnik Literacki XCIV, 2003, z. 3 PL ISSN 0031-0514

O D P O W IE D Ź N A RECENZJĘ „E PO SU E U R O PE JSK IE G O ”

N ie przepadam za dyskusją z surogatam i tekstów naukow ych. B ez entuzjazm u w ięc podejm uję p o lem ik ę z recenzją m ojego E posu eu ro p ejsk ieg o (W rocław 2 0 0 1 ) op u b lik o­

w aną przez A leksandra M adydę w „Pam iętniku L iterackim ” (2 0 0 3 , z. 2) - przeciążoną konstrukcjam i m y ślo w y m i, które bądź zdum iew ają, bądź rozśm ieszają. N a w szelk i w y p a ­ dek przypom inam , że nie w o ln o m ylić tego w łaśn ie M adydy z n ieżyjącym ju ż W ład ysła­

w em M adydą, rzetelnym filo lo g iem klasycznym .

A by u zm y sło w ić zainteresow anym , ja k ieg o rodzaju recenzją został skw itow an y E p o s eu ro p ejsk i, przyw ołam p ew n e fakty. O tóż w toku prac nad rozdziałem o staroruskich b y li­

nach zgrom ad ziłem istną b ib liotek ę tekstów źródłow ych. Skrupulatna, w ieloasp ek tow a analiza tych p rzekazów ciągn ęłab y się przez długie m iesią ce, co k o lid o w a ło b y z napiętym i term inam i w y d a w n iczy m i. O w e „przyziem ne p o w o d y ” spraw iły, że skupiłem u w agę na w ybranych k w estiach , rezygnując z drążenia problem ów , których rozstrzygn ięcie m u siał­

bym poprzedzić bardzo czasoch łon n ym i dociekaniam i. N ie b ez racji w ię c w k om p on ow a­

łem w E pos e u ro p ejsk i takie zw ierzenie:

„T ow arzyszące autorow i niniejszej książki p oczu cie n ied osytu teraz osiąga apogeu m . W tym w ła śn ie m iejscu należałob y b ow iem podjąć pow ażną, podbudow aną od p ow ied n ią aparaturą p o ję c io w ą d ysk u sję o kategoriach w sp ó łtw o rzą cy ch b ylin n y m ikrokosm os - m odelu (lub m od elach ) św iata, system ie (lub system ach) w artości, organizacji czasop rze­

strzeni, sp lo cie m o ty w ó w i narracyjnych konw encji, sieci op ozycji (np. sw o i - obcy, fanta­

styczn e - realistyczn e, p od n iosłe - niskie, historyczne - ahistoryczne). Jednakże z dość p rzy zie m n y ch p o w o d ó w w y lic z o n e k w estie n ie u zy sk a ją interpretacyjnej w y k ła d n i”

(B 251; M 2 6 1 )'.

M adyda cytuje o w e słow a, dodając w yśw iech tan ą form ułkę ,j a p i e n ti s a t '\ która za­

pew ne m iała go aw ansow ać intelektualnie, a następnie fabrykując kuriozalny wniosek: autor E posu e u ro p e jsk ie g o „rozbrajająco szczerze” w yznaje, że... nie stać g o „na prow adzenie standardowych badań literackich” (M 2 67). W niosek ten, choć skrajnie fałszyw y, p rzesy­

co n y jaw n ą n ie ż y c z liw o śc ią i podyktow any w zględ am i chyba różnym i od n aukow ych, na­

straja mnie w ręcz ludycznie. M ogę bow iem z zadow oleniem i „rozbrajająco szczerze” przy­

to czy ć arcytrafny aforyzm Leca, zapraw iony so lą attycką, której próżno szukać w w ia d o ­ mej recenzji: „M yśl autora zapładnia często krytyków do poronień”2.

N aw et z p ośledniej recenzji em anuje jakaś prawda. B ezw aru n k ow o w ię c doceniam od k ryw czą su g estię M adydy, z której w ynika, że św iat nie obfituje w ren esan sow e u m ysły i cierpi na d eficy t hum anistów klasy G eo rg e s’a D um ezila, Rom ana Jakobsona i Alberta B. Lorda. S k w a p liw ie dostarczę argum entów w ykazujących g łęb o k ą słu szn o ść tej diagn o­

1 Cytaty z E posu europejskiego powtórzone za recenzją lokalizow ane są tu podwójnie: te, które autor sam przywołuje ze swej książki, wskazują stronice poprzedzone inicjałem jeg o nazw i­

ska; przytoczenia zaś z tekstu recenzenta oznaczane są inicjałem M i numerem stronicy.

2 S. J. L e c, M yśli nieuczesane. Kraków 1987, s. 39.

(3)

zy. Z acznę od pow iad om ien ia, że w rozdziale o bylinach, w sp ółtw orzącym E pos eu ro p ej­

ski., u m ieściłem passus d otyczący porów nania n egatyw n ego, opartego na sch em acie „to nie x, to y” . C ytow ałem też teksty zaw ierające rzeczone porów nanie - fragm ent stariny Ilja M u rom iec i S tr a s z y d ło , cząstkę S łow a o Jak u b ie S zeli J asieńskiego i następującą partię Za- d oń szczyzn y:

„I przyb iegły szare w ilk i od ujścia D onu i D niepru, i stan ąw szy w yją na rzece, na M ieczy, ch cą w ystąp ić przeciw k o Z iem i Ruskiej. N ie, nie szare to w ilki: to przyszli b ez­

bożni Tatarzy, aby niosąc w ojn ę zagarnąć w szystk ą Z iem ię Ruską. W tedy g ęsi z a g ęg a ły na rzece, na M ieczy, łabędzie z a częły bić skrzydłam i. To nie gęsi zagęgały, nie łab ęd zie za­

trzepotały skrzydłam i: to bezb ożn y Mamaj przyszedł na Z iem ię R uską i w o jo w n ik ó w sw o ­ ich p rzyw iód ł” (cyt. B 2 5 1 -2 5 2 , przypis).

W edług M adydy o porów naniu negatyw nym (przeczącym ) autor E posu „ma do p o­

w ied zen ia tylko tyle, że z a sto so w a ł je rów nież Bruno Jasieński w S ło w ie o J a k u b ie S ze li”

(M 262). Pod taką, m ów iąc eu fem istyczn ie, nieprawdą, w y ssa n ą z palca i łatw ą do zd em a­

skow ania, n iew ielu ch cia ło b y zło ż y ć sw ój podpis. A le kom prom itująco w ypadł też ustęp recenzji w top ion y w dyskurs o odbiorcy w irtualnym E posu e u ro p e jsk ie g o , odbiorcy nad­

m iernie synkretycznym i niestabilnym . M adyda dziw i się tam, poniekąd słu szn ie, d laczego jed n e term iny zd efin io w a łem , a inne p ozostaw iłem bez objaśnień, w ym ieniając w śród tych p ierw szych „van itofam ię” , „aven en ab iln ość” , „antropogonię” itd. U przejm ie w ięc infor­

muję, że określenia „vanitofam ia” i „avenenabilność” są przeze m nie w y m y ślo n e, pod ob ­ nie jak „ep osy sy n erg iczn e” i „deuteroepopeja”. M adyda nie posiad ł zatem um iejętności odróżniania term in ów -n eologizm ów , które p rzecież m uszą być zd efin iow an e, od w yrazów o spetryfikow anym znaczeniu.

W edług recenzenta w E p o sie eu ropejskim dom inuje „erudycja zbędna, uruchamiana na zasad zie czystej asocjacji literackiej” (M 2 61). Pogląd ten u siłu je M adyda w esp rzeć ew identnie bałam utnym w y w o d em o kom paratystycznej w arstw ie mojej książki:

„ P sych o m a ch ia Prudencjusza ma w yk azyw ać zw iązk i z P ro cesem i Zam kiem Kafki (s. 112), śred n iow ieczn a B itw a p o d M aldon - z Wojną g a lijs k ą C ezara (s. 151), E d d a p o ­ etycka - z m ito lo g ią A ztek ó w (s. 157) i K ro n ik ą p o lsk ą G alla A nonim a (s. 1 6 3 -1 6 4 ), P ieśń o H ild e b ra n d zie - z p o w ieścia m i E u gèn e’a Sue, A lexandra D um asa i Wernera L eg ère’a (s. 172), P ieśń o W ilhelm ie - z K się g ą ty sią c a i je d n e j n o cy (s. 2 0 8 ) [...]” (M 261).

D alsze ogn iw a tego łańcucha urojeń są rów nie w ątłe, a na dokładkę M adyda popełnia fatalny błąd rzeczow y, w ym ieniając P ieśń o W ilhelm ie zam iast starofrancuskich W ozów w N îm es. Jest to rażący przykład niekom petencji.

N a jakiej p od staw ie M adyda insynuuje, że w E p o sie eu ropejskim poem at Prudencju­

sza „ma w y k a zy w a ć zw iązk i z P ro cesem i Zam kiem K afki” (M 261 )? O d p ow ied ź jest d z ie ­ cinnie prosta - na p od staw ie w zm ianki, którą w plotłem do rozdziału o P sy c h o m a c h ii:

„A legoryczn e obrazy w id n ieją w O p o w ie śc i o R ó ży G u illau m e’a de Lorris i Jeana de M eung, B o sk iej K o m e d ii D antego, Widzeniu o P io trze O raczu L anglanda, K ró lo w e j elfó w Spencera, W ęd ró w ce p ie lg r z y m a Bunyana, Idyllach k ró lew sk ich T ennysona tudzież, przy­

najmniej w pew n ym sen sie, w P ro c e sie i Zamku K afki” (B 112).

A d la czeg o , zdaniem M adydy, w E p o sie eu ro p ejsk im „ śred n io w ieczn a B itw a p o d M aldon ma w y k a zy w a ć zw iązk i z Wojną g a lijsk ą C ezara” (M 261 )? Praw dopodobnie dla­

tego, że i w B itw ie p o d M a ld o n , i w W ojnie g a lijs k ie j w ystęp u je, o czy m n ie om ieszk ałem p oinform ow ać c zy teln ik ó w mojej książki, m otyw „odcinania odw rotu” (ch od zi o przed­

sięw zięcia , które p ow in n y odebrać w ojow n ik ow i szansę u cieczk i z placu boju). M otyw ten d ostrzegam y rów n ież w E p ito m ie Justynusa, S ta rsze j E d d zie (E d d zie p o e ty c k ie j), P ie śn i o N ibelu n gach i w ielu innych przekazach. O czy w iście nie sposób w y k lu czy ć, że anonim o­

w y autor B itw y p o d M aldon zetknął się z Wojną g a lijsk ą Cezara.

M adyda nazbyt o c h o czo lek cew aży i zdrow y rozsądek, i cn otę umiaru. Przechodząc sam ego sieb ie, suponuje b ow iem , iż w recenzow anej przezeń publikacji ,JEdda p o e ty c k a

(4)

ma w y k a zy w a ć zw iązk i z m ito lo g ią A ztek ów (s. 157) i K r o n ik ą p o l s k ą G alla A nonim a (1 6 3 - 1 6 4 ) ” (M 2 6 1 ). W yjątkow o bulw ersujące! K o goś, kto w ie d z ę o mojej k siążce czer­

pałby w y łą c z n ie z recenzji M adydy, m ogłob y p rzecież dręczyć takie ch oćb y pytanie: c z y ż ­ by B ednarkow i udało się d o w ie ść , że Y ó lu sp a , eddaiczna pieśń o narodzinach i zagład zie kosm osu, je s t źródłem p o ło w y K r o n ik i G alla A nonim a i parafrazą a zteck ieg o mitu o Quet- zalcoatlu, pierzastym w ężu ? A by p o ło ży ć tam ę tego rodzaju n on sen som , p rzytoczę sto­

sow ne fragm enty E p o s u e u r o p e js k ie g o :

„Jak oznajm ia Y ó lu s p a en s k a m m a , jest on [tj. Loki] ojcem p otw orów i d ziw olągów , a w ięc istot reprezentujących ciem n e, destrukcyjne m o ce, istot, które bądź sp ło d ził z ol- brzym ką A ngrbodą, bądź sam w ydał na św iat, sp o ż y w sz y nadpalone serce złej kobiety.

N aw iasem m ów iąc, m otyw o so b liw eg o p oczęcia pojaw ia się rów n ież w przekazach o grec­

kiej H erze, celtyckiej D echtire (D eichtine), fińskiej Marjatcie, azteckiej C oatlicue” (B 157).

„W P ie ś n i o H e lg im , sy n u H jó r v a r d a inicjacja łączy się z elim in acją m ilczen ia - sym p ­ tomu n iem o cy [w e w cześn iejszej partii E p o s u e u r o p e js k ie g o k w estia ta została w y ja śn io ­ na], Ł atw o tu o paralele. N a przykład staroruski heros Ilja M urom iec przez trzyd zieści lat cierpi na b ezw ła d n óg, tzn. do ch w ili, w której św iątob liw i pątnicy obdarow ują g o zdro­

w iem i »bohaterskim i p redyspozycjam i«. Ten schem at biograficzny, osa d zo n y na osi: n ie­

m oc - p otęga, w y stęp u je rów n ież w K r o n ic e G alla A nonim a. W edług śred n io w ieczn e­

go d ziejop isa ślep y M ieszk o , S iem o m y sło w a latorośl, w siód m ą roczn icę urodzin rozstaje się z nękającym g o kalectw em . Jest to zap ow ied ź ep o k o w eg o w ydarzenia: P olsk ę p ogań­

ską (» ślep ą « ) M ieszk o przekształci w P olsk ę chrześcijańską (» o św ie c o n ą « , » w id zą cą « )”

(B 1 6 3 -1 6 4 ).

R zecz jasn a, nie „w ykazuję zw ią zk ó w ” E d d y p o e ty c k i e j z azteckim m item i K r o n ik ą p o ls k ą G alla A nonim a. K onw ergencja określonych m o ty w ó w lub sch em atów m entalnych nie d o w o d zi p rzecież, że ich tek stow e nośniki są ze sob ą spokrew nione. To o c z y w iste dla każdego literaturoznaw cy, który przeczytał parę fach ow ych opracow ań. Z resztą w E p o s ie e u r o p e js k im n ie ma rów n ież w zm ian ek ani o „zw iązk ach ” H ild e b r a n d s lie d z p o w ieścia m i Suego, D um asa i L egere’a (utwory te w ym ieniam łącznie tylko dlatego, iż w ystępuje w nich o b ie g o w y m o ty w w alk i ojca z syn em ), ani o w ielu innych „zw iązk ach ” im putow anych przez M adydę, u legającego potrzebie doszukiw ania się niem al w sz ę d z ie jak iejś grotesk o­

wej w p ły w o lo g ii. A f o r t i o r i recenzja toruńskiego naukow ca „w ykazuje z w ią zk i” z p isem ­ kami, które układano n ieg d y ś w R zeczpospolitej Babińskiej.

Jeden z rozd ziałów E p o s u e u r o p e js k ie g o je s t p o św ięco n y p oem atom H ezjoda. Cytuję tam introdukcyjny ustęp T e o g o n ii („N aprzód C haos, a po nim Gaja się w yn u rzy...”), dołą­

czając krótki kom entarz:

„Już p ierw sze w yrazy tego fragm entu w y w o łu ją serię skojarzeń: »N a początku był C h aos«, »N a początku b yło S ło w o « (św. Jan), »N a początku była C huć« (P rzyb yszew sk i),

»N a początku b ył Eru« (T olkien)... S zczeg ó ln ie interesująca jest p ierw sza z w ym ien ion ych form uł a jtio lo g iczn y ch [...]” (B 53).

W edług recenzenta, który zdaje się konkurow ać z M inerw ą i M om u sem , kom entarz ów brzmi „w ręcz h u m orystyczn ie” (M 2 61). N ie uchodzę za ponuraka, ale trudno mi pojąć, co jest tak bardzo zab aw n ego w zestaw ien iu inicjalnej form uły poem atu H ezjoda, repre­

zentującej sch em at w erb a ln o -m y ślo w y charakterystyczny dla p rzekazów a jtiologiczn ych i k o sm o g o n iczn y ch , z form ułam i bez w ątpienia analogiczn ym i, św iad czącym i o w italno- ści bądź c ią g ło śc i określonej tradycji kulturowej. A le recenzent w y su w a i inne m iałkie zastrzeżenia. Z anim jednak ustosunkuję się do k olejn ego zarzutu, p rzytoczę kilka w ersów T e b a id y Stacjusza:

[...] A stał tam, na okutym żelazem

Szczycie wieży obozowej Enyeus, wyborny strażnik argolidzki, Zachęcający trąbką do pomyślnej walki.

Teraz jednakże dawał sygnał korzystny nieszczęśliwym:

D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A 261

(5)

Radził ucieczkę i bezpieczne w ycofanie się z obozu, Gdy z nieprzyjaznego powietrza spadła nagle rana I ręka fałszującego trębacza zamarła na miejscu.

Dmuchanie poszło już w w olne powietrze,

Zimne usta zamilkły, trąbka samotna głos dźw ięczny przerwała3.

N ad m ien iłem w E p o sie eu ropejskim , iż „kres ży cia trębacza E nyeusa ( X I 4 5 - 5 1 ) przy­

w od zi na m yśl krakow ską leg en d ę o raptownie przerwanej m elod ii hejnału m ariack iego”

(B 100). Tylko tyle. O dnotow ałem ciek aw ostk ę, nie tw ierdząc p rzecież, że m ięd zy p o em a ­ tem Stacjusza a krakow ską legen d ą istnieje zw iązek genetyczny. M adyda zareagow ał na to w takim stylu, jak b y zo b a czy ł kw adratow e k oło4. J eszcze w ię k sz e oburzenie recenzenta w y w o ła ł ustęp E posu eu ro p ejsk ieg o , w którym za zn aczyłem , że „najm ocn iejsze w ię z y łą­

czą heroinę A rg o n a u tyk z protagonistką M e d e i Eurypidesa, dramatu p o w sta łeg o w 431 r.

p .n .e.” (B 65). M adyda, trochę zd ezorientow any tym sp ostrzeżen iem , w yk rzesał z sieb ie e p e a p te ró e n ta : „O to w n io sek w y cią g n ięty przez u czo n eg o kom paratystę: M edea je s t naj­

bardziej podobna do M ed ei!” (M 261). R ecenzent znow u się za g alop ow ał. Pom ijając pro­

b lem y tow arzyszące ustalaniu „istoty pod ob ień stw a”, pragnę zaak cen tow ać, iż zaw arta w E p o sie eu ropejskim sz c z e g ó ło w a inform acja filo lo g iczn a n ie im plikuje o g ó ln e g o w n io ­ sku, który M adyda próbuje mi przypisać. N ie koniec na tym . Z rozum ow ania recenzenta m ożna b o w iem w y w ie ść taką tezę: w o g ó le nie n ależy m ó w ić o p od ob ień stw ie jednej M e­

dei do drugiej M ed ei, p o n iew a ż z natury rzeczy M edee są najbardziej p odobne do M edei.

Teza ta jest ułom na i ryzykow na. W ykreow ano przecież w ie le d zieł literackich, w których pojaw iają się M edee lub ą u a s i-M edee, d zieł w sp ółtw orzących ro zle g łe p ole relacji inter- tekstualnych5. W grę w ch o d zą tu zarów no przekazy starożytne ( O da p y ty js k a IV Pindara, M ed ea Eurypidesa, A rg o n a u tyk i A p o llo n io sa z R odos, H e r o id y i M e ta m o rfo zy O w id iu sza, M ed ea Sen ek i), jak i utw ory znacznie p ó źn iejsze (Jed n a ż y d o w sk a m atka Gertrudy K ol- mar, M e d e a Jeana A nouilha, M ed ea w P r a d z e M axa Z w eiga, M e d e a z M b o n g o W illy ’eg o Kyrklunda, S p a lo n e d zie c k o szu ka ogn ia C ordelii Edvardson, U ła sk a w ien ie M e d e i U rsuli Haas, M ed ea . G ło sy Christy W olf, M ed ea i j e j d zie c i L udm iły U lick iej). Jak w idać, w tek s­

tach literackich roi się od różnych M edei. D latego skonstatow anie, że n ajm ocn iejsze w ię z y łą czą heroinę A rg o n a u tyk w ła śn ie z protagonistką dramatu Eurypidesa, trudno uznać za niepotrzebne.

N ie istnieje, bo istnieć nie pow in ien , uniw ersalny, p o w szech n ie akceptow any m odel uprawiania kom paratystyki literackiej6. Na m oje utrapienie M adyda je s t oręd ow n ik iem p o ­ glądu, iż tylko ujaw nianie „m iejsc w sp ó ln y ch ” w obrębie jednej kategorii g en o lo g iczn ej lub w tw órczości pisarzy tego sam ego kręgu kulturow ego zasługuje na aprobatę. N ie p o d o ­ ba mu się przeto taka ch o ćb y sekw encja E posu eu ro p ejsk ieg o , otw ierająca rozdział p o ­ św ięco n y L u zjadom C am óesa:

„ K rzy szto f K olum b, Bartłom iej D iaz, Ferdynand M agellan, V asco da G am a... Ich g e o ­ graficzne odkrycia prow adzą do obalenia błędnych tw ierdzeń śred n io w ieczn y ch k o sm o ­ grafów , konfrontacji odm iennych kultur, rozw oju w ied zy o św ie c ie . Jakkolw iek w y c z y n y

3 P. P. S t a c j u s z , Tebaida. E p o p eja b oh aterska w dw u n astu p ieśn ia ch . Przeł. i oprać.

M. B r o ż e k . Kraków 1996, s. 250.

4 Jak się wydaje, recenzent ustawicznie m iew a kłopoty z odróżnianiem „zw iązków gen etycz­

nych (kontaktow ych)” od „zależności typologicznych”. O obu tych pojęciach traktuje klasyczna już rozprawa D. D u r i ś i n a P odstaw ow e typ y zw iązków i zależn ości literackich (przeł. J. B a 1 u c h.

„Pamiętnik Literacki” 1968, z. 3).

5 Zob. np. M ythos M edea. Hrsg. L. L i i t k e h a u s . Leipzig 2001.

6 Najbardziej radykalnie ujął to F. J o s t (K om paratystyka literacka ja k o fd o zo fia literatury.

Przeł. R. G r ę d a. W zb: A ntologia zagran iczn ej kom paratystyki literackiej. Red. H. J a n a s z e k - - I v a n i ć k o v a . Warszawa 1997, s. 56): „Komparatystyki literackiej nie określa żaden regulamin ani nie ogranicza autorytet żadnego Zoila”.

(6)

tych n o w o ży tn y ch argonautów b yły dokonyw ane z konkretnych p o w o d ó w - polityczn ych , gospodarczych, religijnych - i okupione głod em , chorobą i śm iercią, to jednak m ożna je rów nież oglądać przez » sy m b o liczn ą so czew k ę« , p ozw alającą dostrzec w artości (m it ż e g ­ low ania, z e w w o ln o śc i, rozkosz p rzygody), które - w w ielorakich form ach - są obecne w O d y se i Hom era, P rzy p a d k a c h R o bin son a C ru zoe D efo e, W yspie sk a r b ó w Stevensona, Statku p ija n y m R im bauda itd.” (B 2 91).

M adyda hołduje kom paratystyce przesadnie ascetycznej i sztam pow ej. Fakt, iż w roz­

dziale o L u zja d a ch napom ykam o p o w ieści D aniela D efo e, W yspie s k a r b ó w i Statku p ij a ­ nym, uw aża w ię c za naganną ekstraw agancję i fa u x -p a s. B y łb y zap ew n e usatysfak cjon o­

wany, gd yb ym poprzestał na w ym ien ien iu O d y se i bądź O d y se i i E n eid y, w ystrzegając się skojarzeń k olid u jących z zaw artością najstarszych roczn ik ów „Ludu” . W ykazuję jednak skłonność do sy g n a lizo w a n ia mniej stereotypow ych, a zarazem n ieprzypadkow ych analo­

gii. D latego w E p o sie eu ropejskim nie p anoszy się kom paratystyczna sztuka dla sztuki.

R zetelna krytyka c z e g o k o lw ie k pow inna opierać się na racjonalnych argum entach i respektow ać zasady elem entarnej ch oćb y p rzyzw oitości. T ym czasem w śród zarzutów w ysu w an ych przez recenzenta albo expressis verb is, albo w postaci w yraźnej su gestii, prze­

w ażają pretensje tak d alece tendencyjne i w takim stopniu deform ujące praw dę, że w y w o ­ łują niesm ak. A b y n ie być g o ło sło w n y m , podam charakterystyczny przykład. O tóż w trak­

cie w y w o d u o k om paratystycznym nurcie mojej książki M adyda pryncypialnie o b w ie sz ­ cza: „spraw a zaczyn a s ię n ieb y w a le k om p lik ow ać” (M 2 6 1 ). O co tu chodzi? C zyżb y recenzent ch cia ł zw ró cić u w agę na co ś anorm alnego lub k ab alistyczn ego? Jak się okazuje, źródłem jednej z o w y ch „n ieb yw ałych kom plikacji” jest, zdaniem M adydy, taki oto stan rzeczy: autor E posu e u ro p ejsk ieg o „kojarzy zawarty w O d y se i m otyw rozpoznania (ana- gnoryzm ) z p o w ie śc ią W alerego Ł o ziń sk ieg o ” . K toś, kto uznałby w y w o d y recenzenta za w iarygodne, m ó g łb y w ysn u ć następujący w niosek: nie d ość, że zaw arty w O d y se i m otyw rozpoznania je s t kojarzony (tylko?) z utw orem n ieep o p eiczn y m (podejrzane!), to je s z c z e na dom iar z łe g o tow arzyszy tem u „niebyw ała kom plikacja” (galim atias?, łam igłów k a?).

Warto jednak o d sło n ić praw dę, przytaczając w ła ściw y ustęp E posu e u ro p e jsk ie g o :

„Za spraw ą A ten y o jciec i syn padają sob ie w ram iona, w y lew a ją łz y szczęścia . Tego rodzaju scen y rozpoznania (anagnoryzm y) pojaw iają się w O d y se i aż d ziew iętn a ście razy.

W ystępują zresztą i w pohom eryckich przekazach (np.w O re ste i A jsch y lo sa , P an u Tade­

uszu M ick iew icza , Z aklętym d w o rze Ł o ziń sk ieg o ), w iod ąc do c z ę ś c io w e g o ch oćb y rozw i­

kłania splotu zdarzeń, ułatw iając dokonyw anie zw rotów akcji, w y zw a la ją c o czy szcza ją ce afekty. D odajm y, iż w P ie śn i o H ild e b ra n d zie k lu czo w ą rolę odgryw a »sem ianagnoryzm « - p ółrozp ozn an ie, rozpoznanie jednostronne” (B 40).

G d zie je s t ta „n ieb yw ała kom plikacja”? Jakie n a d u życie filo lo g ic z n e łą czy się ze w zm ianką o Z aklętym d w o rze Ł ozińskiego? Przecież naw et „rasow y w p ły w o lo g ” dostrzegł­

by w cytow an ym fragm encie mojej książki pew ne pozytyw y. W ied ziałb y b o w iem , że ho- m eryckie anagnoryzm y zn alazły od zw iercied len ie w P an u T adeuszu1, p o em a cie n ależą­

cym do korpusu n ajw ażn iejszych źródeł literackich Z a k lęteg o d w o ru 8. Jednak w recenzji M adydy, m izernej pod w zg lęd em m erytorycznym i postponującej zasad $ f a i r p la y , c o k o l­

w iek m oże u zysk ać status „niebyw ałej k om plikacji”.

K ażde u jęcie kom paratystyczne jest zesp olon e z jakim ś zab iegiem eksplikacyjnym lub interpretacyjnym , którego siłę n apędow ą stanow i potrzeba sen su 9. N ajogóln iej m ów iąc,

D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A 263

7 Zob. A. S t ę p n i e w s k a , M ickiew icz w kręgu Homera. Struktura epicka „P ana Tadeusza ”.

Lublin 1998, s. 6 3 -9 8 .

* Zob. A. Ba r , „P an Tadeusz" w pow ieścia ch Walerego Ł ozińskiego. „Pamiętnik Literacki”

1928. - J. K r z y ż a n o w s k i , Wstęp w: W. Ł o z i ń s k i , Zaklęty dwór. P o w ieść w dw óch c zęś­

ciach. Wyd. 2. W rocław 1959, s. L X IX -L X X II. BN I 96.

9 O rozmaitych odmianach owej „potrzeby sensu” traktuje artykuł J. S ł a w i ń s k i e g o M iej­

sce interpretacji („Teksty Drugie” 1995, nr 5).

(7)

albo ow o cu je ono o d p o w ied n io sform ułow anym w n iosk iem , albo daje się zak w alifik ow ać jako sw o iste „zaproszenie do roztrząsań” . Te dw a rodzaje efek tó w spostrzeżeń komparaty- styczn ych zn alazły o d b icie w E p o sie eu ropejskim . N ie skąpię w nim w n io sk ó w interpreta­

cyjnych, kom entując lu d icra (rzeczy śm ieszn e), potęgujące p o lisem ię w ielu śred n io w iecz­

nych poem atów , czy też podejm ując dyskusję np. o orężu ep o p eiczn y ch bohaterów , sy m ­ b olice złota, „słabym p u n k cie” herosa. N iek ied y jednak bardziej z a le ż y m i na ujawnianiu faktów kulturow o-literackich n iż na proponow aniu objaśnień. D la teg o p isząc o ukazanym w K ró lo w e j elfó w Spensera m agicznym zw ierciadle Merlina, źródle w szelk iej w iedzy, ogra­

niczam się do takiej refleksji kom paratystycznej:

„Słynne speculum M erlina w olno zestaw iać z lustrem, które posiadał A leksander M ace­

doński (» w je g o krysztale odbijał się cały w szech św iat«), z lustrem przeznaczonym dla Su- lejmana, syna Dauda (»kto spojrzał w ow o zwierciadło, m ógł na w łasne oczy oglądać w szystkie siedem klim atów « [K sięga tysiąca i je d n e j n ocy]), z lustrem Pitagorasa, pokryw ającym sto­

sow nym i napisam i tarczę księżyca. R olę ezoterycznych źródeł informacji p ełn ią także odpo­

w iednie kule, kam ienie itp. W ystarczy choćby w spom nieć o Palantirach z utw orów Tolkie­

na, św iecącym Trapezoedrze z D ucha ciem ności Lovecrafta, A lefie z A lefa Borgesa” (B 301).

P ew n e sp ostrzeżen ia kom paratystyczne, utrw alone w k ilk u setstro n ico w y m E p o sie eu ro p e jsk im , przybierają postać jed n ozd an iow ej w y p o w ied zi. Z n am ien n ego przykładu dostarcza rozdział o P an u Tadeuszu, w którym najpierw przytaczam fragm enty M ic k ie w i­

czo w sk ich o p isó w ożyw ion ej i u człow ieczon ej przyrody („D rzew a i krzew y liśćm i w zięły się za ręce / Jak do tańca stojące panny i m łod zień ce / W koło pary m a łżo n k ó w ”), a następ­

nie oznajm iam krótko i zw ięźle: „obrazy m iłości roślin są rów n ież ob ecn e w ep od zie B e- atu s Ule ą u ip r o c u l n e g o tiis H oracego, Śnie n ocy letn iej Szekspira, A m y n ta sie Tassa, Z ie­

m ian in ie D e lille ’a” (B 3 66). N ie w ysnuw am z tego stw ierdzenia żad n ego w n iosk u , nie próbuję w sz ę d z ie staw iać kropki nad „i” . Staram się raczej stw orzyć klim at „zaproszenia do roztrząsań”, zarów no doceniając sz c z e g ó ln y urok kw estii otw artych, jak i pokładając nadzieję w inw encji i d o ciek liw o ści czytelnika E posu eu ro p ejsk ieg o . R ecenzja M adydy d ow od zi jednak, że m oje oczek iw an ia nie są w pełni uzasadnione.

Badacz eposu staje w obliczu problem ów zw iązanych z term inologią g en o lo g iczn ą (n p . A ch illeid a Stacjusza byw a nazyw ana „biograficzną epopeją” 10, „bohaterską epopeją-bio- grafią” 11, „poem atem m ito lo g iczn y m ” 12), z transform acjam i ok reślon ych tekstów epickich (np. ason an sow an e ch a n so n s d e g e s te przerabiano na w ersje rym ow ane, te zaś - na ro­

m anse rycerskie), z utworam i o nieklarow nym k ształcie gatunkow ym (np. B oska K o m ed ia D antego ma w ie le ep o p eiczn y ch w ła ściw o ści, aczk olw iek jest przede w szy stk im sp ok rew ­ niona ze śred n iow ieczn ym i „w izjam i” w rodzaju W izji Tnugdala i Snu o p ie k le R aoula d ’Houdan). O w e problem y stanow ią p rzy sło w io w y w ierzch ołek góry lodow ej. A le nie m iejsce tu na rozbudow any dyskurs o bezm iarze zagadnień g en o lo g ic z n y c h , które łą czą się z ep osem i je g o odm ianam i gatunkow ym i, zagadnień podejm ow anych w poetykach nor­

m atyw nych oraz w ro zliczn ych studiach historyków i teoretyków literatury. Z k o n ieczn o ­ ści zatem skupię u w a g ę na kilku w ybranych kw estiach.

M oim zdaniem , S ta rsza E dda jest ep osem . Identyczny pogląd w yrażają zresztą tacy ch oćb y u czen i, jak Eleazar M ieletin sk i13 i Janusz S ła w iń sk i14, a W illiam Paton Ker konsta­

10 L. S z c z e r b i c k a - Ś l ę k , W kręgu K lio i Kalliope. Staropolska epika historyczna. Wro­

cław 1973, s. 62.

11 M. B r o ż e k , H istoria literatury łacińskiej w starożytności. Z arys. Wrocław 1976, s. 382.

12 L. R [y c h 1 e w s k a], Statius. Hasło w: Słownik p isa rz y antycznych. Red. A. Ś w i d e r ­ k ó w n a. Warszawa 1982, s. 433.

13 Je. M. M i e 1 e t i n s k i j, ,£ d d a ” i rannije form y eposa. M oskwa 1968.

14 J. S ł a w i ń s k i, Epos. Hasło w: M. G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i c z o w a , A. O k o - p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , Słow nik term inów literackich. Wyd. 3. poszerz, i popr.

Wrocław 1998, s. 139.

(8)

D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A 265

tuje: „P ieśń o H ild e b ra n d zie należy do tego sam ego gatunku p oetyck iego co B e o w u lf i S ta r­

sza E d d a ” '5. Jednak w ed łu g M adydy uznanie o w e g o nord yck iego zabytku za ep os jest...

„rażącym lap su sem ” (s. 2 6 4 ).

P ieśni S ta r s z e j E d d y, spisane w X III-w iecznej Islandii, d zielą się na pieśni o bogach, będące p oetyck im i w ersjam i skandynaw skich m itów , i na pieśni o bohaterach, zaw ierające wątki zaczerp n ięte z historii kontynentalnych Germ anów. Teksty te nie tw orzą c a ło ś c io w e ­ go obrazu nordyckich w ierzeń , nie są rów nież w o ln e od zn iek ształceń i ubytków . N a s z c z ę ­ ście, cen n ych „m ateriałów u zu p ełn iających ” dostarczają sagi, w iersze skaldów , a nade w szy stk o prace Snorriego Sturlusona. W ypada podkreślić, iż S ta r sza E d d a , odznaczająca się archaicznym w ystrojem form alnym - m ariażem aliteracyjnych układów stroficznych z p rozaicznym i w staw k am i, traktuje o od ległej, w spaniałej ep o ce, w której b o g o w ie i he­

rosow ie (np. O din, Thor, H elgi zabójca Hundinga, Sigurd V ö lsu n g ) dok on yw ali w ielk ich , olśn iew ających i god n ych naśladow ania c z y n ó w 16. W kreow aniu aury w z n io sło śc i ma tak­

że sw ój udział ornam entyka stylistyczna: pow tórzenia, paralelizm y, kenningi (np. ogień to

„zagłada jesio n u ”; złoto - „płom ień rzeki”; bitwa - „ting m ieczó w ”), kenningi dość o szczęd ­ nie d aw k ow an e i od b iegające od zaw iłych peryfraz w ystęp u jących w utw orach skaldów.

Jak w id ać, S ta r sza E d d a posiada arcyw ażne cech y eposu. A le pozostaje je s z c z e do roz­

strzygnięcia fundam entalna kw estia: czy ze S ta r sze j E d d y w yłan ia się fabuła na tyle w yra­

zista, żeb y m ożna ją b yło uznać za fabułę epopeiczną?

C zynnik fabularny odgryw a istotną rolę w ed daicznych p ieśn iach o bohaterach. U ka­

zują one b o w iem lo sy V ö lsu n g o w (g łó w n ie Sigurda), G jukungów (przede w szy stk im d zie­

je Gudrun, żo n y Sigurda) i potom ków Gudrun (m .in. S van h ild y i H am dira). M niej k ohe­

rentny je s t natom iast zbiór pieśni o bogach. Co prawda, dom inują w nim o p o w ie śc i o O di- nie i innych A sach , ale zaw iera on rów nież teksty bądź afabulam e (H ä v a m ä l), bądź słabo zesp o lo n e z nadrzędną ca ło śc ią (np. G ro tta sö n g r). Jednakże istnieją rozm aite w ię z i łą czą ­ ce p ieśni o b ogach z p ieśniam i o bohaterach17. S zczeg ó ln ie d o n io sły je st fakt, iż dawni S k an d yn aw ow ie uw ażali V ö lsu n g o w (Sigm unda, Sigurda, H e lg ieg o zab ójcę H undinga) za p otom k ów O d in a18. Tak oto przygody i w y czy n y p rzyw ód cy A só w , u w ieczn io n e w p ie ś­

niach o bogach , zysk u ją sw o iste przedłużenie w dokonaniach je g o ziem sk ich krew niaków z p ieśni o bohaterach. D zięk i tem u substrat fabularny S ta r sze j E d d y staje się na tyle w i­

doczny, że nie trzeba nord yck iego poem atu sytuow ać poza sferą eposu.

N iektóre zarzuty recenzenta są w ręcz naiw ne i śm ieszn e. M adyda d ziw i się b ow iem , że do rozdziału o eposach celtyck ich w łą czy łe m charakterystykę P ie śn i O sja n a , a źródłem tego zd u m ien ia je s t zap ew n e takie w nioskow anie: skoro w rozdziale o eposach celtyckich przyw oływ an e są P ie śn i O sja n a , to ani chybi autor książki uw aża utw ór M acphersona za epos. K abaretowa logika! A b y jednak n ajczystsza prawda m ogła św ię c ić zasłu żon e trium­

fy, M adyda stw ierdza uczenie: „p ow szech n ie w iad om o, że d zieło Jam esa M acphersona zostało napisane w języ k u angielskim i jest kom pilacją X V III-w ieczn y ch ballad, a w ięc utw orów n ie c a łk o w ic ie ep ick ich ” (M 2 64). Solidna erudycja. Jak w id ać, toruński nauko­

w iec n ied w u zn a czn ie sugeruje, że ujaw nia inform acje, których nie sp osób doszukać się w E p o sie eu ropejskim . P rzytoczę w ięc fragm enty mojej książki chyba nie zauw ażone przez recenzenta:

15 W. P. Ke r , W czesne średniow iecze. (Zarys historii literatury). Przeł. T. R y b o w s k i . Wro­

cław 1977, s. 186.

16 Starsza Edda nie ma więc jednego głównego bohatera, ale nie wyklucza to epopeiczności.

Istnieją przecież utwory, które są bez wątpienia eposam i, choć brak w nich centralnej postaci literac­

kiej (np. F arsalia L u k a n a i Tebaida S t a c j u s z a ) .

17 Św iadectw em takiej w ięzi jest choćby H yndluljód, przekaz w spółtw orzący eddaiczne pieśni o bogach, w którym wspomniane są postaci z pieśni o bohaterach (np. Sigurd, Gudrun, Gunnar, Hógni).

18 Zob. A. G u r i e w i c z, „E dda" i saga. M oskwa 1979, s. 8.

(9)

„Z b ieg iem lat ep o p eiczn e narracje [staroirlandzkie] o przygodach w od za Fiannów , je g o syna O isina, w nuka Oscara itd. zostały w yparte przez ballady irlandzkie (pierw otne)

i szk o ck ie (w tórne). Te ostatnie rozpalają w en ę Jamesa M acphersona” (B 140).

„Badania w yk azały, że tom ik M acphersona nie jest przekładem utw orów c elty ck ieg o artysty, le c z św ietn ie napisanym falsyfikatem . P rzedsiębiorczy literat, zręczn ie w y k o rzy ­ stując stare w ątki b allad ow e, w yk reow ał d zieło w pełni odpow iadające estety czn o -filo zo - ficzn y m inklinacjom ep o k i” (B 127).

R ecen zen t przystępuje w reszcie do b ezlito sn eg o ataku, w ysu w ając argument, który ma d o w ieść, że m oja książka nie zasługuje na p ow ażne traktowanie:

„Najbardziej o so b liw y m z punktu w id zen ia nauki o gatunkach literackich przekona­

niem w yrażonym w om aw ianej pracy jest broniony z uporem god n ym lepszej spraw y p o ­ gląd o ep o p eiczn o ści P a n a Tadeusza [...]” (M 2 64). Twarde stan ow isk o. Intryguje m nie jednak takie pytanie: c zy M adyda potępia rów nież „dyletantyzm ” S tanisław a P igonia i Ju­

liusza K leinera, lum inarzy literaturoznaw stw a uw ażających arcyd zieło M ick iew icza za ep op eję w sen sie g en o lo g iczn y m ? N aw iasem m ów iąc, szanuję op in ię, w św ietle której

„kw estia ep o p eiczn o ści P a n a Tadeusza p ozostaje do dziś d ość d w u zn aczn a” 19.

Jakkolw iek utw ór M ick iew icza odbiega od w ych w alan ego w poetykach k lasycystycz- nych w zorca ep osu (zaw iera pierw iastki p o w ie śc io w e , satyryczne i id y lliczn e, brak w nim ew id en tn eg o protagonisty i tradycyjnej „m achiny cu d ow n ej”), to jednak w ykazuje silne zw iązk i z poem atam i greck iego A ojda (inw okacje, anagnoryzm y, porów nania i w yrażenia h om eryck ie). Jest także d ziełem , które pod w zg lęd em form alnym sp ełn ia w ym agan ia k on w en cjon aln ie staw iane epopejom (rozbudow ana narracja, p od ział na k sięg i, metrum - 1 3 -zg ło sk o w iec, zw an y „polskim w ierszem bohaterskim ”). Ponadto P an Tadeusz zaw iera partie utrzym ane w patetycznej tonacji, a ukazana w nim p rzeszło ść, u ch w ycon a w w a ż­

nym dla n a szeg o narodu m om en cie historycznym , jest ep ick ą „ p rzeszło ścią absolutną”20,

„ p rzeszło ścią ca łk o w icie sk oń czon ą, b ezpow rotną i b ez d a lszeg o ciągu ”21. D odajm y, że p ew n e treści P a n a Tadeusza (np. op is lokalnej bitw y szlach ty polskiej z M oskalam i i per­

spektyw a antyrosyjskiej kam panii N ap oleon a) korespondują z H eg lo w sk ą kon cep cją ep o ­ p ei22 i że zasadniczą w ręcz rolę odgryw ają w ow ym poem acie sw oiste „ekw iw alenty” dawnej m achiny cudow nej (np. obrazy anim izow anej i antropom orfizow anej przyrody, charakte­

rystyczne, zdaniem M ick iew icza , dla ludow ej epopei sło w ia ń sk iej23). Ł ączą się z tym roz­

m aite k w estie sz c z e g ó ło w e , których nie zam ierzam poddaw ać an alizie.

M ożna przyjąć u m ow n ie, że dopiero po roku 1863 Pan Tadeusz uzyskuje status arcy­

d zieła i ep op ei, akceptow any przez liczące się kręgi c z y te ln ic z e 24. Jak w id ać, poem at ten nie jest protoepopeją, a w ięc utw orem p o w szech n ie i od z a w sze uw ażanym za epopeję, lecz d eu tero ep o p eją - konstrukcją znakow ą, która w oczach w ielu odbiorców dopiero z p ew ­ nym o p ó źn ien iem stała się epopeją. U podstaw tego procesu leg ły (g łó w n ie , nie zaś bez reszty) zm iany, ja k ie za szły w sferze tzw. „św iad om ości gatunkow ej”. S top n iow o b ow iem rozprzestrzeniał się pogląd , iż P an Tadeusz jest epopeją rom antyczną w ykraczającą poza

19 M. P i e c h o t a , Epopeja (epos, poem at heroiczny). Hasło w: Słownik literatury polskiej XIX wieku. Red. J. B a c h ó r z , A. K o w a 1 c z y k o w a. Wrocław 1991, s. 240.

20 M. B a c h t i n, E pos a pow ieść. (O m etodologii badania p o w ieści). Przeł. J. B a 1 u c h. „Pa­

miętnik Literacki” 1970, z. 3, s. 2 1 1 -2 1 3 .

21 S. S k w a r c z y ń s k a , E pos a p o w ieść (essai). W: Z teorii literatury. C ztery rozpraw y. Łódź 1948, s. 147.

22 W edług niem ieckiego filozofa „charakter prawdziwie epicki” mają bitwy, które toczą ze sobą obce, w rogie narody, ruszające do boju z nakazu w yższej dziejowej konieczności. Zob. G. W. F.

H e g e 1, Wykłady o estetyce. Przeł. J. G r a b o w s k i , A. L a n d m a n . T. 3. Warszawa 1967, s. 423.

Zob. też S t ę p n i e w s k a, op. cit., s. 2 3 -3 0 .

23 Zob. K. W y k a , „P an Tadeusz". [T. 1:] Studia o poem acie. Warszawa 1963, s. 85.

24 Zob. S. P i g o ń , „P an Tadeusz". Wzrost, wielkość, sław a. Warszawa 1934.

(10)

D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A 267

k la sy cy sty czn e kanony literackie, tekstem w y so c e now atorskim i o złożon ej sem antyce.

P ogląd ten znajdow ał oparcie zarów no w im m anentnych w ła śc iw o śc ia c h utworu M ick ie­

w icza , jak i w kulturow o uzasadnionych zabiegach interpretacyjnych.

S en so w n e, sp o łeczn ie aprobow ane atrybucje g e n o lo g iczn e nie są ani d ziełem przy­

padku, ani efek tem am oku, ani skutkiem p obożnych ży czeń . P rzyp u szczen ie M adydy, iż vox p o p u li jest w stanie doprow adzić do uznania za epopeję Wielką en cyklopedią p o w szech n ą P W N , jest zatem zu p ełn ie absurdalne. Trudno jednak dom agać się d y scy p lin y m yślow ej od recenzenta, który na tej samej p ła szczy źn ie sytuuje kapitalną Wojną ch ocim ską P otoc­

k ieg o i tandetną P u łta w ę M u śn ick iego, uw ażając oba w y m ien io n e poem aty za „utw ory m ierne” .

W iele p rzyjem n ości i sporo kłopotów dostarczyła mi praca nad rozdziałem p o św ię c o ­ nym fińskiej K a le v a li, traktującym o starym m agu-dem iurgu V ain am oin en ie, tytanicznym kow alu Ilm arinenie, w ypraw ie po cudow ny m łyn Sam po, itd. Z k o n ieczn o ści oparłem się na tekście sk onstruow anym przez E liasa Lónnrota, w którym fiń sk ie pieśni lu d ow e, za w ie ­ rające archaiczne w ątki ep ick ie, zostały poddane rozm aitym retuszom i m odernizacjom 25.

Z astanaw iałem się, c z y dostępną mi K a le v a lę uznać po prostu za X IX -w ie c z n y utw ór Lónnrota, c zy też za sw o isty „m agazyn” zrodzonych w śred n iow ieczu fabuł epickich. O sta­

teczn ą d ecy zję podjąłem pod w p ły w em argum entów M ieletin sk ieg o , który fiń sk ie pieśni (runy) o V ain am oin en ie, Ilm arinenie, Sam po itd. uw aża i za g en ety czn ie śred n iow ieczn e, i za układające się w cy k le ep ick ie26. B ez instrukcji M adydy zdaję so b ie spraw ę, jak kon­

trow ersyjna je s t ta decyzja.

W ielu zn a w có w przedm iotu utrzymuje, że ruskie byliny i pieśni ludow e Słow ian połud­

niow ych za częto układać ju ż w dobie śred n iow iecza27. Jest to tylk o solid n a hipoteza, a nie pew n ik , p o n iew a ż zap isy tek stów źród łow ych są stosu n k ow o późnej daty28. Z w ahaniem uznałem zasad n ość o w e g o stanow iska, ale w rozszerzonej i przeredagow anej w ersji E posu e u ro p ejsk ieg o zaproponuję jednak mniej dyskusyjne rozw iązanie. O tóż w yod ręb n ię - poza porządkiem ch ro n o lo g iczn y m zarezerw ow anym dla „poem atów k sią żk o w y ch ” - rozdział p o św ię c o n y oralnej ep ice ludow ej Słow ian. Skoncentruję u w a g ę na sam ych przekazach źród łow ych , n ie przesądzając, w jakim okresie historycznym zo sta ły w ykreow ane.

C ytując w E p o sie eu ropejskim p o lsk o języ czn e w ersje rozm aitych poem atów , korzy­

stałem z p rzek ład ów bądź najlepszych, bądź godnych p rzypom nienia, bądź m ocno za­

k orzenionych w naszej kulturze. A le czy m ożna za d o w o lić M adydę? Zarzuca mi prze­

cież, że cytu ję O d y se ją H om era w prozaicznym przekładzie Jana P arandow skiego, a nie - w heksam etrycznym tłum aczeniu Józefa W ittlina. O w szem , translacja W ittlina ma w iele zalet, ale jest też przeładow ana dialektyzm am i, archaizm am i i pseudoarchaizm am i. Oto egzem plifikacje: „bałuch”, „chełpa”, „d oiw o”, „dubiel”, „gążw a”, „kołbań”, „m ierzioność”,

„ sęd zio ł”, „sztak”, „śniat”, „w łók ita”, „w rzysko”29. A zobaczm y, co sądzi Tadeusz Sinko,

25 Zob. Finnish Folk Poetry. - Epic. - A nd A nthology in Finnish an d English. Ed., transi.

M. K u u s i , K. B o s l e y , M. B r a n c h . Helsinki 1977.

26 Je. M. M i e 1 e t i n s k i j, K arelo-jinskij ep o s.W zb.: Istorija w siem irn oj litieratury. Ried.

Ch. G. K o r o g 1 y [i drugije], T. 2. M oskwa 1984, s. 4 8 3 -4 8 6 .

27 Zob. M. J a k ó b i e c , Wstęp w zb.: Jugosłow iańska epika ludow a. Przeł. Cz. J a s t r z ę - b i e c - K o z ł o w s k i . Wybór i oprać. M. J a k ó b i e c . W rocław 1948, s. IX -X II. BN II 58. - M. J a k ó b i e c , Wstęp w zb.: Byliny. Przeł. Cz. J a s t r z ą b i e c - K o z ł o w s k i , T. Ł o p a l e w - s k i , T. C h r ó ś c i e l e w s k i . Oprać. M. J a k ó b i e c . W rocław 1955, s. X X X IV -X L . BN II 96.

- G. L u c i a n i: L ittératu re russe', Littératures des Slaves du sud. W zb.: H istoire gén érale des littératures. T. 2. Paris 1961, s. 7 1 3 -7 1 6 , 7 3 4 -7 3 7 . - A. N. R o b i n s o n , L itieratu ra driew n iej Rusi. W zb.: Istorija w siem irn oj litieratury, t. 2, s. 4 0 9 -4 1 5 .

28 Podajmy dla przykładu, iż najstarszy zapis pieśni o królewiczu Marku, wkom ponowany w Ry­

b o łów stw o i g a w ę d y rybackie P. H e k t o r o v i c i a , pochodzi dopiero z roku 1568.

29 H o m e r , O dyseja. Przeł. J. W i 111 i n. Londyn 1957, s. 4 3 1 -4 3 5 .

(11)

w ybitny filo lo g k lasyczny, nb. bardzo krytycznie ocen iający tłu m aczen ie W ittlina, o prze­

kładzie Parandow skiego:

„[...] gd y się słu ch ało w zorcow ej recytacji przekładu Parandow skiego w krakow skim Teatrze R ap sod yczn ym , zau w ażało się nieraz rytm heksam etru dak tyliczn ego. [...] To zja­

w isk o objaśnia się praw dopodobnie tym , że tłum acz mając przed sob ą grecki tekst u le g ł na w p ół n ieśw ia d o m ie su gestii je g o rytmu, choć starał się m ó w ić tylko prozą, ale prozą o w ła ­ snym rytm ie w ew nętrznym . W brew tem u zam iarow i i p otępieniu przekładów heksam e- trycznych m iesza ł się'rytm do tej przepięknej prozy je g o baśniow ej o p o w ie śc i. T oteż bez w iększej trudności m ożna by jej w yrazy u ło ży ć w w o ln e heksam etry d a k tyliczn e”30.

Pew ne w erdykty M adydy są, m ów iąc oględ n ie, d ość niedojrzałe. N p. utrzym uje on bez cienia w ą tp liw o ści, że dokonane przez Ireneusza K anię tłu m aczen ie poem atu C am oesa jest lep sze od „przestarzałej” translacji pióra Z ofii T rzeszczk ow sk iej. P rzytoczm y sło w a

k ogoś naprawdę kom petentnego:

„N iektóre oktaw y w tłum aczeniu Kani zd ecyd ow an ie obniżają w y so k i ton ep op ei. [...]

C am óes stroni od zdrobnień, Kania zaś ich nadużyw a, i to do tego stopnia, że L u zyta n ie w je g o interpretacji zm ien iają się praw ie w rym ow ankę dla d zieci. [...] M im o w iern ości źród łosłow om i strukturze poem atu, Kania w przekładzie d zieła C am oesa o b n iży ł ton h e­

roiczny, za w ió d ł L u zyta n ó w w o k o lice p o w ieści przygod ow ej, ale chyba w te rejony, które om ijałby sk w a p liw ie naw et sam D on K iszot: w rejony zd egen erow an ej, późnosarm ackiej sztuki klecen ia w ierszy. W w y ższy m tonie utrzym ał sw ą w ie m o p o d d a ń c z ą P u łta w ę (1 8 0 3 ) ksiądz N ik od em M u śn ick i”31.

W E p o sie eu ropejskim cytuję F a r s a lię Lukana p osługując się zarów no translacją M ie­

czysław a Brożka, jak też późnobarokow ym i przekładam i Jana A lana B ard ziń sk eigo i W oj­

ciecha Stanisław a C hróściń sk iego. Z k olei fragm enty E d d y p o e ty c k ie j przytaczam w w ier­

szow an ych tłum aczeniach A p olon ii Załuskiej-Stróm berg i Stanisław a P iekarczyka, nato­

m iast kilka w sk a zó w ek d ydaktycznych O dina, zaczerpniętych z teg o n ord yck iego zab yt­

ku, podaję w prozaicznej w ersji Joachim a L elew ela, w ersji szacow n ej, opublikow anej na początku X IX stulecia. A nie od rzeczy b ędzie tu nadm ienić, ż e E n eid ę M arona cytuję aż w sześciu przekładach: Andrzeja K ochanow skiego, Jacka Idziego Przybylskiego, Tadeusza K aryłow skiego, W andy M arkow skiej, Ignacego W ien iew sk ieg o , Z ygm unta Kubiaka. Ileż filo lo g iczn y ch „perełek” i „sm aczków ”, ponętnych dla ludzi o w rażliw ym słuchu literackim, kryje się w ow ych rozmaitych spolszczeniach wielkich eposów. Recenzja M adydy nie uw zględ­

nia jednak p odobnych subtelności.

C zęść m ojej książki pow stała przed ukazaniem się pełnej p olsk ojęzyczn ej w ersji L ite ­ ra tu ry eu ro p ejsk iej i ła ciń sk ieg o śre d n io w ie c za Curtiusa. K orzystałem w ię c z w c z e śn ie j­

szych przekładów , a dopiero później z krakow skiej ed ycji tego dzieła. Prawdę m ów iąc, cała ta sprawa jest k om pletnie bez znaczenia. A le i z niej M adyda w yp row ad za cięż k i z a ­ rzut.

O statni podrozdział E posu eu ro p e jsk ie g o , rozpraw y liczącej (w raz z b ib liografią i in­

deksem ) p ó ł tysiąca stronic, nosi tytuł P e rsp e k ty w y do p ełn ień . Przedstaw iłem w nim w y ­ kaz zagadnień, mniej lub bardziej zasadniczych, które w m onografii nie zo sta ły w y czerp u ­ ją co o m ó w io n e, zagadnień godnych następnej książki. N ie w szy stk o p rzecież da się w y k o ­ nać ek sp resow o, nie każdą tem atykę m ożna pedantycznie sk on cep tu alizow ać w obrębie jednej publikacji. A co na to M adyda? O tóż M adyda, ustosunkow ując się do zarysow an ych w P e rsp e k ty w a c h d o p ełn ień w yzw ań naukow ych, po raz k olejn y podejm uje próbę zd ep re­

cjonow ania mojej pracy. „ Telum im b elle sin e i d u ”.

30 T. S i n k o, W stęp w: H o m e r , O dyseja. Przeł. L. S i e m i e ń s k i . Wyd. 7. W rocław 1965, s. LX X X III-LX X X IV . BN 11 21.

31 A. K a 1 e w s k a, Camóes, czyli triu m f epiki. Warszawa 1999, s. 14 4 -1 4 5 . Dokonany przez Trzeszczkow ską przekład poematu o Luzytanach został w tej publikacji bardzo w ysoko oceniony.

(12)

D Y S K U S J E - K O R E S P O N D E N C J A 269

E p o s e u ro p e jsk i rekom endow ali do druku dwaj w ybitni hum aniści - Z ygm unt Kubiak i n ieży ją cy ju ż Jan T rzynadlow ski. Z recenzji M adydy, nie grzeszącej elegancją, w ynika jednak, że obaj n ie w ie d z ie li, czym odznaczać się pow inna książka naukow a.

B o g u sła w B edn arek

O D P O W IE D Ź N A A R T Y K U Ł ZOFII G Ł O M BIO W SK IE J

„Studia C la ssica et N eolatin a” (t. 5, s. 1 1 5 -1 2 0 ) za m ieściły artykuł Z o fii G łom b iow - skiej P o ra u d e rzy ć w d zw o n na trw o g ę, w w ięk szo ści p o św ię c o n y o m ó w ien iu kilku b łę­

d ów w tłu m aczen iu i interpretacji źródeł łacińskich, jak ie Autorka znalazła w mojej k siąż­

ce T eatr i sa cru m w śr e d n io w ie c z u 1. A b y uniknąć pow tórzeń, m iejsca te cytuję w k o lej­

nych punktach o d p o w ied zi (II—IV). N ajpierw jednak (p. I) kilka o g ó ln y ch w yjaśnień.

I. W normalnej recenzji błędy w y licza się w ostatnim akapicie. A utor uw zględnia uw agi w d a lszy ch sw o ic h publikacjach, fach ow i zaś czy teln icy b yw ają inform ow ani w bibliogra­

fiach, że danej p ozycji d otyczy istotna recenzja. Z o fię G ło m b io w sk ą za u w a żo n e błędy skła­

niają do o d m ó w ien ia ja k iejk o lw iek w artości książce. A utorka nie bierze pod u w a g ę faktu, że w ykryte p rzez n ią usterki nie m ają k onsekw encji dla ja k o ści w y w o d u (zob. p. II), opinię sw ą opiera na kilku przypadkach negatyw nych, ignorując o w ie le w ię k sz ą liczb ę praw idło­

w ych p rzytoczeń autorów łacińskich. Jeżeli w książce na kilkaset przetłum aczonych zdań w kilku znajduje się elem entarny błąd, p opełniony ileś lat tem u i teraz nie w y c h w y c o n y - nie w o ln o od m aw iać k sią żce w szelk ich w artości. N aw et w zakresie łacin y diagnoza A utor­

ki je s t zatem błędna, ob ejm ow an ie zaś negatyw ną op in ią całej zaw artości m erytorycznej i przekreślanie książki słu ży poparciu fantastycznego postulatu p rzyw rócen ia obow iązku nauczania ła cin y w szk ołach (o tym w p. IV).

Pragnę u sp o k o ić czyteln ik ów , że m im o alarm istycznego tonu w y p o w ie d z i nie trzeba w yrzu cać książki. Autorka nie m iała podstaw do w yciągan ia aż tak daleko idących w n io ­ sków . W ie to najlepiej, bo p rzecież sam a w pracy korzysta z w ła sn eg o p ou czen ia o dobro­

czy n n y m w p ły w ie nauki łaciny, która, jej zdaniem , „słu żyła kształtow aniu trudnej u m iejęt­

ności w n ik liw ej lektury i skrupulatnego analizow ania tekstu, każdego tekstu, nie tylko ła­

c iń s k ie g o ” (s. 117). Z g o d n ie z tą m etodą A utorka odkryw a błąd w odczytaniu składni je d n e g o zdania, potem w id zi przekład 20 następnych zdań z tego sam ego rozdziału (H u­

go n ), do których nie z g ła sza uw ag - i oznajm ia, że... tłum acz n ie zna łaciny. R e s z t a z d a ń s i ę n i e l i c z y , p o n i e w a ż n i e z a w i e r a b ł ę d u . W ażnej est tylko to, co p odryw a zau fan ie do krytykow anego autora, nie to, co m o g ło b y j e utw ierdzać.

W ięc to nauka łacin y w yrabia taką „um iejętność w n ik liw ej lektury i skrupulatnego analizow an ia tekstu”? W idząc w yniki tej nauki w ła śc iw ie nie p o w in ien em żałow ać, że łacin a nie je s t m oją sp ecjaln ością. Studiow ałem niem ieck i, jako sam ouk nabyłem k om p e­

tencji do p isan ia po niderlandzku, potem zaś po angielsku. Przez 20 lat upraw iałem neofi- lo lo g ię na o b szarze dramatu i nie m usiałem korzystać ze źródeł łacińskich. Św iadom sw o ­ jej sła b o ści, podjąłem w k sią żce w y siłek p rzełożenia cytatów na ję z y k p olski (d o ty czy to

przytoczeń z e w szy stk ich ję z y k ó w ), choć p rzecież nie m u siałem tego czy n ić w sp ecjali­

stycznej pracy literaturoznaw czej. Zrobiłem to kon sek w en tn ie, aby sieb ie zm u sić do spre­

cy zo w a n ia , jak rozum iem tekst źródłow y, i żeb y dać czy teln ik o w i p od staw ę do m yślenia id en tyczn ą z tą, jak ą sam m iałem pisząc. N ie u zależn iałem jednak czyteln ik a od mojej

1 A. D ą b r ó w k a , Teatr i sacrum w średniow ieczu. R eligia - c yw iliza cja - estetyka. Wro­

cław 2001. Dalej do książki odsyłam skrótem TS.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do tego dołącza się jeszcze p o czucie strasznego piętna, jakie wypala sum ienie na duszach tych, którzy dla nienawiści i prywaty niszczyć się sta­. rają

Schemat rozwiązywania modeli typu Inforum. Źródło:

[r]

potkania go jest wtedy bardzo wysokie (większość samic złożyła już jaja i w ysiaduje je); straciłaby tym razem o wiele więcej czasu na szukanie wolnego

wać się do organizm u nie tylko drogą pokarm ow ą, lecz także i oddechową, następnie ulega kum ulacji we w szystkich tkankach (również i w tk an ce kostnej),

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

rane przez rostw ór na w ew nętrzne ścianki naczynia, nie zrów now aży się z ciśnieniem , w yw ieranem zzew nątrz przez cząsteczki wody, starające się pod

szcza się we w nętrze rośliny, a następnie, do środka się dostawszy, powoli rośnie dalej 1 z zarażonego się posuwa miejsca, bakte- ry je, gdy zabrnąć zrazu do