• Nie Znaleziono Wyników

Duszpasterz, 1937, R. 1, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Duszpasterz, 1937, R. 1, nr 5"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

DUSZPASTERZ

DWUMIESIĘCZNIK ORGANIZACYJ KAPŁAŃSKICH „UNITAS"

NA ARCHIDIECEZJE GNIEŹNIEŃSKĄ I PO ZN AŃSKĄ ORAZ NA DIECEZJĘ KATOWICKĄ

ROK I WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 1937 NR 5

R ó ż a n ie c w ż y c iu k a p ła n a

Ks. Dr K. Kowalski, Rektor Sem. Duch., Poznań

Encyklika Ojca Świętego o Różańcu wydana w uroczystość św. Michała Archanioła zwróciła na nowo uwagę całego świata katolickiego na tę mo­

dlitwę, która jest „jak gdyby Psałterzem Najświętszej Marii Panny, skrótem Ewangelii i streszczeniem iycia chrześcijańskiego".

Zalecany przez Namiestnika Chrystusowego szczególnie bojownikom Akcji Katolickiej i rodzinom chrześcijańskim różaniec nie może nie zaważyć także na życiu i pracy każdego współczesnego duszpasterza.

1. Istotnie modlitwa różańcowa posiada najpierw niepoślednie znacze­

nie dla ż y c i a w e w n ę t r z n e g o każdego z nas.

Dzisiaj więcej aniżeli kiedykolwiek kapłan narażony jest na spłytczenie i zletnienie tego wybitnego udziału w wewnętrznym życiu Trójcy Przenaj­

świętszej, który Chrystus — Wieczny Arcykapłan jemu zarezerwował. Natu- ralistyczne, biologiczne i materialistyczne poglądy na człowieka i świat, laicyzm zaprzeczający prawa Chrystusa do zbiorowego życia ludzkości, bez­

bożnictwo usiłujące zniszczyć wszystkie objawy prawdziwej religii — oto n i e b e z p i e c z e ń s t w a , które codziennie tysięcznymi duchowymi drga­

niami obejmuję umysł, wolę i serce na froncie pracującego sługi Chrystu­

sowego. Zaczepiają one o skutki grzechu pierworodnego istniejące jeszcze w naszej naturze i poprzez pożądliwość oczu i ciała oraz poprzez pychę ży­

wota usiłują podważyć skutki łaski sakramentalnej kapłaństwa, owego nowe­

go człowieka, qui secundum Deum creatus est in sanctitate veritatis.

Codzienne pobożne odmawianie koronki staje się w takim położeniu duszy wespół z innymi modlitwami kapłańskimi potężnym środkiem skutecz­

nego o d p i e r a n i a wszystkich ataków nieprzyjaciół świętości kapłańskiej.

Pod płaszczem Matki Bożej, kapłanów Królowej, będzie mógł każdy dusz­

pasterz ostać się nawet w obliczu najcięższych przejść i doświadczeń życia duchowego.

Nadto jednak różaniec stanowi jeden z najprzedniejszych sposobów p o g ł ę b i e n i a i udoskonalenia naszego życia wewnętrznego. Szczęśliwe i łatwe połączenie modlitwy myślnej i ustnej zaprasza do rozpamiętywania w konkretnych okolicznościach tajemnic życia Zbawiciela i Jego Niepokalanej Matki. Wszystkie reguły poprawnego i dobrego wzńiesienia ducha do Boga są samorzutnie stosowane przez m odlącego. się na różańcu. Pogłębia się przez duchowe uczestniczenie w tajemnicach Jezusa i Marii cnota wiary, utrwala się nadzieja, miłość żywa się utrzymuje na widok wielkich czynów miłości Chrystusa i Marii. W kierunku nadprzyrodzonym podąża nasza wy­

obraźnia i pamięć, a za nimi życie nasze staje się prawdziwie uduchowione,

(2)

#

„nie z tego świata". Rzeczy Boże będą włenczas łatwiej i skuteczniej przed­

miotem naszych gorących pożądań. I stanie się, za pomocą różańca św., ku wielkiemu postępowi naszego życia wewnętrznego rzeczywistością to, o co tak często prosimy w postkomunii Mszy św. o Najświętszym Sercu Jezuso­

wym: „ut discamus terrena despicere et amare coelestia".

2. Znaczenie pobożnego i pilnego odmawiania koronki nie zacieśnia się do osobistego życia nas kapłanów. Śladami Leona XIII Ojciec Święty Pius XI zwraca w ostatniej Encyklice szczególną uwagę na s p o ł e c z n ą p o t ę g ę modlitwy różańcowej dla Kościoła św,, Akcji Katolickiej i rodzi­

ny chrześcijańskiej.

Nie dziwna tedy, ż e i n a a p o s t o l s k i e p r a c e duszpasterza pro­

mienieje nadprzyrodzona moc wybłagana przez pokorne modły różańcowe kapłana i parafian.

Nierzadko zdarza się, że w owczarni nam powierzonej zagnieździ się s e k c i a r s t w o a nawet b e z b o ż n i c t w o , które gwałtownością swej agitacji i fanatyzmem swych przedstawicieli bynajmniej nie ustępuje średnio­

wiecznym albigensom nawróconym przez pierwszą różańcową krucjatę św.

Dominika. Wtenczas należy nam rzucić na szalę duchowego boju i zwycię­

stwa Chrystusowego potężne działanie modlitwy różańcowej kapłańskiej i pa­

rafialnej, by uprosić skuteczne działanie Tej, która wszystkie herezje na całym świecie wypleniła.

Poza tym jednak duszpasterz bezustannie troszczy się o p o d n i e ­ s i e n i e p o z i o m u życia katolickiego czy to w duszach poszczególnych parafian, czy też w rodzinach, bractwach i stowarzyszeniach parafialnych.

Skoro zdołamy zaprowadzić — i poza październikiem — regularne i pobożne odmawianie koronki czy to indywidualnie czy też w zespołach rodzinnych i stowarzyszeniowych, natenczas możemy mieć pewność, że Królowa Różańca Świętego podciągnie skale życia wewnętrznego, rodzinnego i zawodowego naszych parafian do poziomu godnego wzrastających w doskonałości dzieci Bożych.

Wreszcie różaniec jest dla duszpasterza wielką pomocą w zbudzeniu, podtrzymaniu i spotęgowaniu ducha i d z i a ł a l n o ś c i a p o s t o l s k i e j p a r a f i a n .

Najlepsze wyczyny zdobywczej miłości płyną zawsze z dusz o wyso­

kim potencjale życia nadprzyrodzonego, o wielkim duchu modlitwy, o żarli­

wej miłości.

Rozpamiętywanie podczas modlitwy różańcowej tajemnic życia Zbawi­

ciela i Matki Jego wpływa niezmiernie zachęcająco na wolę pobożnego chrześcijanina ku dokonywaniu ofiarnych czynów apostolskich czy to indywi- OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO O O O OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

Zaiste już na świecie nie ma szczęśliwszego człowieka nad kapłana katolickiego, który naprawdę przejęty jest miłością Boga i bliźniego.

Życie jego jest najszlachetniejszym żywotem artysty,materiał, w którym pracuje, to dusze nieśmiertelne, ideał, według którego je urabia, to sam Jezus Chrystus, a jego arcydzieła mają być kiedyś ustawione w świątyni niebieskiej przed Tronem Bożym ku wiecznej jego chwale!

KS. ALBAN STO LZ

OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO OOO ooooooooooooooooooooooooo

(3)

dualnych czy też zbiorowych: wiara ożywiona miłością rodzi wtenczas owoce uczynkiem i prawdą.

Polecenie różańca przez Ojca Świętego specjalnie członkom Akcji Ka­

tolickiej wskazuje na to, że Namiestnik Chrystusa pragnie z koronki uczynić jedną z głównych dróg prowadzących do doskonałości właściwej apostołom świeckim1. Wykonać to życzenie Piusa XI w całej pełni — oto przedmiot naszej medytacji duszpasterskiej w miesiącu październiku.

W ięcej aniżeli w innych dziedzinach naszego z parafianami współżycia obowiązuje nas kapłanów na polu różańca konieczność d o b r e g o p r z y ­ k ł a d u . By móc się stać prawdziwym przodownikiem swoich owieczek, trzeba być mężem modlitwy różańcowej rozmiłowanym w rozpamiętywaniu tajemnic życia Jezusa i Marii. Im lepsza będzie jakość naszej własnej ka­

płańskiej koronki, tym większa będzie skuteczność prac apostolskich tych parafian naszych, którzy biorąc udział w hierarchicznym apostolstwie Kościoła pragną modlitwą i czynem chwalić Pannę Przenajświętszą i pod Jej sztanda­

rem zdobyć świat dla Chrystusa.

Przykład kapłańskiego miłosierdzia

Ks. Dyi. Jan Kiajewski, Poznań

Każdy kapłan katolicki, przejęty do głębi duchem Chrystusowym, od­

czuwa żywo wszelką nędzę ludzką w myśl wskazania Zbawiciela: „Żal mi tego ludu". Nigdy w Kościele Chrystusowym nie zabrakło kapłanów miło­

siernych. Owszem, poprzez całe stulecia tylko słudzy Kościoła spełniali uczynki miłosierdzia wobec biednych, głodnych, chorych czy ułomnych współbraci przeznaczając na to dochody tzw. superflua. A chociaż wskutek konfiskaty dóbr kościelnych i ogólnej pauperyzacji nastąpiła kolosalna zmia­

na w stanie majątkowym duchowieństwa, to jednak jeszcze po dziś dzień wielka część duszpasterzy bez szukania rozgłosu przoduje w parafii w osobi­

stej ofiarności na cele charytatywne. Wiedzą o tym dobrze ubodzy i dlatego z zaufaniem wprost dziecięcym zwracają się po wsparcie do swego „ojca duchowego" świadomi, że odmowy nie zaznają. I choćby kapłan wszystko rozdał ubogim, napewno nie zubożeje, bo wierni widząc jego bezinteresow­

ność i miłosierdzie, chętnie składać będą na jego ręce ofiary na ubogich.

Bogu dzięki, duszpasterze w większości naprawdę zrośnięci są z parafią, żywo odczuwają to, co raduje i boli parafian, i starają się być dobrymi pasterzami dla ludzi żyjących w ucisku i niedostatku. I chociaż dziś wiele organizacyj do­

broczynnych, tak katolickich jak świeckich, stara się o ulżenie niedoli bied­

nych i bezrobotnych, nic osobistego miłosierdzia kapłańskiego zastąpić nie może. Prawo kościelne zresztą nakłada na duszpasterzy ścisły obowiązek dbania o potrzeby ubogich w parafii. Kanon 469 powiada: „parochus...

opera caritatis, fidei et pietatis foveat et instituat".

Miłosierdzie kapłańskie w czasach dzisiejszych, w których tak często atakuje się duchowieństwo, ma szczególnie ważne znaczenie. Nic tak nie gorszy parafian a raduje wrogów Kościoła jak zdzierstwo za posługi kapłań­

skie, jak wielki majątek pozostawiony po śmierci kapłana... nie ubogim w pa­

rafii, lecz krewnym niegodnym.

1 Por. nasze „Nauki rekolekcyjne dla członków Akcji Katolickiej", Poznań, Naczelny Instytut Akcji Katolickiej.

(4)

Współczucie z nędzę ludzką i uczynki miłosierdzia są w czasach dzi­

siejszych niezbędnym warunkiem skuteczności duszpasterskiej działalności a nawet znamionami prawdziwego kapłańskiego powołania. Wyraził to Ojciec św. Pius XI w encyklice „Divini Redemptoris" o bezbożnym komuniz­

mie, w której pod adresem nas kapłanów kieruje takie stanowcze wezwanie:

„Najskuteczniejszym jednak środkiem apostolstwa wśród tłumów i ma­

luczkich jest przykład kapłana. W niniejszej sprawie słudzy Boży muszę być przede wszystkim świetlanym wzorem pokornego, ubogiego i ofiarnego ży­

cia, aby na oczach wiernych we wszystkim naśladowali Nauczyciela Bożego, który mógł śmiało o sobie powiedzieć: „Lisy maja jamy i ptaki niebieskie gniazda, a Syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił". Codzienna bo­

wiem praktyka uczy nas, że kapłani żyjący w ubóstwie i nie szukający, zgod­

nie z Ewangelią, własnych korzyści, działają prawdziwe cuda dobroczynno­

ści wśród ludu chrześcijańskiego, jak to widzimy na przykładach św. W in­

centego a Paulo, św. Jana Vianneya, św. Jana Cotfolengo, św. Jana Bosko i tylu, tylu innych. Chciwi zaś kapłani i o własnym tylko zysku myślący stanę się, chociażby nie upadli tak nisko jak Judasz, zdrajca Chrystusowy, mimo to wszystko jako „miedź brzęcząca" albo jako niepotrzebny „cymbał brzmią­

cy", często zaś nie będą narzędziem łaski dla ludu, ale raczej jej zaporą.

Gdyby zaś jacy kapłani, świeccy albo zakonni, zarządzali z urzędu mająt­

kiem, niech pamiętają, że powinni nie tylko stosować się jak najściślej do wymagań sprawiedliwości i miłości, ale dążyć także do tego, by byli na­

prawdę braćmi ubogich” .

Zanim zatriumfuje sprawiedliwość społeczna musi miłosierdzie chrze­

ścijańskie, poparte osobistym przykładem kapłana, leczyć szkody, które po­

czynił duch czasu. Kaptan miłosierny przykładem swego życia przyczynić się może do usunięcia tarć społecznych, a nawet wrogów Kościoła zmu­

sić do szacunku i uznania. Św. Wincentemu a Paulo rewolucjoniści francuscy postawili posąg w Panteonie a na pogrzebie X. Sonnenscheina w Berlinie szli socjaliści i komuniści.

Tak szanowali wrogowie kleru i Kościoła kapłanów miłosiernych. A co mówią wierni i wrogowie Kościoła o kapłanie, który po sobie zostawił wielki majątek, a na ubogich nie przeznaczył nic?

Okażmy naszą ofiarność zwłaszcza w czasie „Tygodnia Miłosierdzia".

Napewno sprowadzimy błogosławieństwo Boże na całę akcję zbiórkową, je­

żeli coś niecoś ubędzie z naszych dochodów i oszczędności na cele chary­

tatywne w parafii.

I nie tylko w parafii. Miejmy także zrozumienie dla akcji charytatyw­

nej w diecezji. Czy to godne kapłana katolickiego, by bojkotował rozpo- rzędzenie swego Ordynariusza i wyraźnie czy też milcząco godził się na to, iżby procent przypadajęcy na cele akcji charytatywnej w diecezji został za­

trzymany przez organizacje charytatywne w parafii wzgl. zmniejszony? Czy możemy liczyć na posłuch u naszych parafian, gdy wystąpimy z zachętę do ofiarności na cele dobroczynne, jeżeli lekceważymy wyraźne zarządzenia Or­

dynariusza!

Kapłan miłosierny w cichej adoracji przed Najśw. Sakramentem często prosić będzie Boga o wzrost miłosierdzia w parafii a w kazaniach i w nauce przygotowawczej do św. Sakramentów zwracać będzie uwagę na koniecz­

ność modlitwy celem rozbudzenia ducha ofiarności w parafii.

120

(5)

Opis i wyniki

pewnej aktualnej ankiety duszpasterskiej

Ks. Prałat M ichał Lewek, Tarnowskie G ó ry (Śląsk) (D okończenie)1

Główną przyczynę łak wielkich rozmiarów obecnego niezadowolenia z Kościoła widzę ja osobiście — a utwierdza mnie w tym zapatrywaniu ba­

danie ankiety — przede wszystkim w agitacji bezbożniczej, która się odbywa systematycznie i świetnie jest zorganizowana w jednolity front od komuni­

stów i socjalistów aż do rozmaitych sekciarzy i wolnomyślicieli oraz sfer ma­

sońskich. W Kościele Katolickim widzą wszystkie te elementy swego naj­

większego przeciwnika. Lecz poznali oni już, że ataki wprost na wiarę nie przynoszę dostatecznego skutku wobec głęboko zakorzenionej wiary ludu.

Dlatego stosuje się już od dłuższego czasu nie tylko od ostatniej konferen­

cji bezbożnictwa w Paryżu — tak zwanę metodę okrężnę względnie po­

średnią; zwalcza się, zniesławia na sposób hitlerowski wszelkimi sposobami duchowieństwo, aby poderwać zaufanie ludu do swych przewodników du­

chownych i przez to wydrzeć mu wiarę z serca. Stąd też rzecz jasna, dlaczego nie atakuje się duchowieństwa innych wyznań, już nigdy rabinów, ale w y­

łącznie księży katolickich, i to w prasie, na zebraniach i od osoby do osoby w rozmowach po warsztatach pracy. Przy tym nie gardzi się żadnymi chwy­

tami najbardziej demagogicznymi i działającymi wprost sugestywnie. Uogól­

nia się np. w drastyczny sposób, że za każde Ojcze nasz daje sobie ksiądz płacić, żadnego ubogiego nie pochowa, żadnego dziecka nie chrzci, żadnej parze małżeńskiej nie udzieli błogosławieństwa bezpłatnie: irZa krzyż, za dzwony na pogrzeb trzeba płacić".

Najniebezpieczniejszy chwyt jest może ten, że naumyślnie i dowolnie wytwarza się niezmiernie wysoki i dlatego nierealny ideał kapłana i potem według tego ideału każdego kapłana się mierzy, przy czym ma się i tę do­

godność, że można ze świętym oburzeniem wołać: „Patrzcie, jak wysoko my kapłanów stawiamy, a jak mało oni temu odpowiadają!" W edług tego ideału powinien kapłan być ubogi, bo i Chrystus był ubogi, a kapłan „ślu­

bował" (sic!) ubóstwo; powinien we wszystkim naśladować Chrystusa Pana, nawet i w takich rzeczach, że „Chrystus chodził pieszo i boso"; powinien być całkiem świętym, czystym ideowcem i męczennikiem. Tak deklamuje np.

na dłuqich stronicach pewien kolejarz maszynista. W porównaniu z nim ni­

czym Ojciec duchowny, który księżom udziela rekolekcyj. To niby prorok jakiś, który też na końcu grozi, że „o ile tutejsi księża się nie poprawią, czeka ich ten sam los, co ich braci w Hiszpanii i Meksyku". Inni zaś wypowiadają tę sama myśl, tylko krótko i węzlowafo: „Księża nie czynią tak, jak Chrystus nauczał". Szczególnie zaś pomawia się księży o brak miłości bliźniego, ja­

kiej Chrystus żąda, przy czym rozciąga się obowiązek miłości do niemożli­

wych granic. Dużo ludzi widzi w urzędzie parafialnym niby instytucję ban­

kową dla bezprocentowych a bardziej jeszcze b e z z w r o t n y c h pożyczek i każdy, który nie otrzymał takiej pożyczki względnie pożądanej zapomoqi, uważa się za upoważnionego do oskarżania księdza o brak miłości. Tylko jeden prawie nieprawdopodobny, a jednak autentyczny przykład z ankiety:

1 p. „Duszpasterz" nr 2, 3 i 4/1937.

(6)

Pewien zemerytowany urzędnik kolejowy, któremu przed laty wyjątkowo podpisałem weksel na kilkaset złotych i go naturalnie za niego wykupić musiałem, — weksel ten leży jeszcze na pamiątkę u mnie — prosił mnie mimo to o pożyczkę kilku tysięcy złotych, lecz tym razem bez skutku. Z tego tytułu otrzymałem teraz od niego w formie odpowiedzi na ankietę rachunek na 18.000 zł. Albow iem jako ksiądz miałem wobec niego obowiązek mi­

łości i nie spełniłem go. On zaś wskutek nieotrzymanej pożyczki miał straty i oblicza je do powyższej wysokości. Ergo mam teraz obowiązek restytucji. Jednak wspaniałomyślnie chce ten dług zredukować do 12.000; lecz te muszą mu być w ypłacone natychmiast.

W związku z powyższym przesadnym ideałem odmawia się kapłanowi prawa do rozumnego dbania o swoje zdrowie. Zarzuca mu się „wyjazdy do rozmaitych badów".. tłumaczy mu się ło złośliwie nawet jako lęk przed śmiercią, jako niewiarę w niebo, do którego mu się nie spieszy, nie oszczę­

dzając nawet, jak widzieliśmy samego papieża.

Aby mieć dogodną odskocznię do ataków na księży, przypisują im często akurat ci, którzy może najmniej ich słuchają, .prawie nieograniczone wpływy. Nagle księża wszystko mogą, aby też za wszystko można ich robić odpowiedzialnymi. Nie dopiszą w czymś względnie zawinią albo zanied­

bają coś władze świeckie, to księża są winni, bo nie korzystali z swego wpływu. Np. gdy w ostatnią wigilię Bożego Narodzenia bezrobotni zaczęli się nieco buntować przed tutejszym ratuszem z powodu zbyt małych wsparć ze zbiórek na Pomoc Zimową, a policja pałkami gumowymi ich rozpędzać musiała, to zaraz niektórzy mnie obwiniali, że temu nie przeszkodziłem, że nie interweniowałem „będąc w Radzie Miejskiej", mimo że z Radą natu­

ralnie nic nie mam wspólnego i o zajściu dopiero później się dowiedziałem.

Albo, że w Hiszpanii rozgrywa się krawawy dramat bratobójczej wojny z wszystkimi znanymi okropnościami, to znowu księża, tylko księża są temu winni.

Taka już jest melodia, na jaką „Tydzień Robotnika" i inne komuni­

styczne i komunizujące gazety przygrywają, a lud nasz chętnie, często nie wiedząc za kim, ją powtarza. Albowiem agitacja bezbożnicza, prowa­

dzona w tak zręczny sposób, musi z biegiem czasu przesiąkać i do warstw wierzącego ludu. A ten lud nasz kochany jest niestety aż nadto skory wie­

rzyć w to, co wrogowie o jego księżach mówią i piszą. Słyszałem od pol­

skich księży z Ameryki, że zachodzi tam pomiędzy polskimi a irlandzkimi ka­

tolikami — więc pomiędzy dwoma narodami tak bardzo skądinąd do siebie podobnymi — bardzo znamienna różnica w zachowaniu się wobec księdza:

Irlandczyk tzw. Irishman będzie wszelkimi sposobami ukrywał i zasłaniał ewentualny grzech swego kapłana (np. zdejmuje mu natychmiast koloratkę, gdy go zastanie w stanie pijanym i odstawi niespostrzeżenie do domu);

Polak natomiast będzie jak może rozdmuchiwał ten sam grzech swego ka­

płana. Zdaje się, że tak jest rzeczywiście nie tylko u Polaków w Ameryce, ale i w kraju.

Biorąc to wszystko pod uwagę nie potrzebujemy zatem wcale się dzi­

wić, że obecnie wezbrała się tak szeroka fala niezadowolenia, żalów i zarzu­

tów, po największej części zupełnie niesłusznych, nieuzasadnionych; bo, że mogą być wyjątkowo słuszne żale, nikt temu nie będzie zaprzeczał. Ale tej bezmiernej fali należy się przeciwstawić, ją łamać i usuwać. W jaki spo­

sób? Na to już ja sam nie chcę podawać żadnej ogólnej recepty. Zdaje mi się nawet, że tu mógłbym łatwo przekroczyć swoją kompetencję. Ja, z mojej strony, chcę pod koniec tylko się wypowiedzieć, jak postąpiłem we własnej parafii, przy czym poznamy:

(7)

5) J a k i e p r a k t y c z n e k o r z y ś c i oddała ankieta w życiu para­

fialnym?

Obecne niezadowolenie należy traktować według msgo zdania jako bolączkę, jako chorobę i to chorobę zaraźliwą. Celem uleczenia choroby zaś trzeba znać jej naturę, jej źródła, a potem dopiero można stosować odpo­

wiednie środki ferapijne. Otóż ankieta pozwoliła mi poznać, przynajmniej lepiej, konkretniej poznać naturę niedomagania: jakie żale mają parafianie, gdzie ich boli i co ich boli. A co może jeszcze ważniejsze, poznałem przy tym i swoje własne niedomagania, jak bym ich może w inny sposób nigdy nie był poznał. Mimo, że z góry wiedziałem, że zarozumiałością byłoby przypuszczać, aby jakikolwiek duszpasterz mógł wszystkich zadowolić, jed­

nak boleśnie byłem dotknięty niejednym wcale niedelikatnym zarzutem. Tak, są parafianie, którzy mogą być czasem bardzo dokuczliwi i złośliwi! Ale z drugiej strony nie mało doznałem radości z owych o wiele liczniejszych głosów szczerego uznania i serdecznej życzliwości, nie tylko wobec ducho­

wieństwa w ogóle, ale właśnie wobec swego duchowieństwa parafialnego.

Niech wolno mi będzie i takich cytat kilka przytoczyć:

Pewien bezrobotny, który się podaje jako katolik własnego przekonania i już od roku 1924 nie praktykuje z powodu przykrych zajść z księżmi na wojnie i podczas śląskiego plebiscytu, który do kościoła tylko jeszcze chodzi „g d y żona go w ypędzi", pisze dosłow ­

nie: „ Z niektórych działalności Kościoła i jego przedstawicieli jestem bardzo zadowolony, lecz nie mogę przebaczyć krzywdy, którą mi wyrządzili dawni księża. Uważam jednak, że tylko ludzie zazdrośni mogą krytykować działalność księży tutejszej parafii, a ja nawet ży­

czę pomyślności tutejszym księżom." A lbo jeżeli wyższy urzędnik kolejowy m. in. nawet 0 moim aucie tak się wyraża: „C o do posiadania auta przez naszego ks. prałata, to się cieszę z tego, że ma ładne auto. M a przecież prawo do tego tym więcej, jeżeli dziś pierw­

szy lepszy żydak ma auto do uprawiania interesików." A lb o wreszcie, jeżeli nawet nie­

mieccy parafianie częściej wyznawają: „M it den hiesigen Geistlichen sind wir sehr zu- frieden", chociaż w jednej odpowiedzi dodano jeszcze zastrzeżenie: „w enn nur unser Pfarrer nicht so politisch eingestellt w are." A le to zastrzeżenie jest fylko wyrazem w iel­

kiego przeczulenia na tym punkcie, które nigdy nie chce usłyszeć żadnej wzmianki o obo­

wiązkach wobec państwa polskiego i o tym, co się niedobrego dzieje poza granicą za­

chodnią.

Ankieta pozwoliła mi też zupełnie jasno poznać główne gniazdo za­

razy, mianowicie zręczną agitację bezbożniczą, i w ogóle źródła, z których wypływa owa fala niezadowolenia.

W obec tego terapia jest stosunkowo łatwa.

Jako pierwszy środek zaradczy, zaraz po wpłynięciu pierwszych odpo­

wiedzi ankiety, wykorzystałem statystykę parafialną, publikowaną rok rocznie przy nabożeństwie na zakończenie roku: umieściłem bowiem w niej również po raz pierwszy wykaz, ile było w całym roku bezpłatnych albo prawie bezpłatnych chrztów, pogrzebów i ślubów; była ich dosyć pokaźna liczba, a przy ślubach trzeba było nowożeńców nawet częściowo przyodziać.

W obec częstych zarzutów, że księża dla biednych nie mają serca i nic dla nich nie robią, ogłosiłem również przy innej sposobności kwoty, jakie się wydaje w urzędzie parafialnym miesięcznie dla ubogich i bezrobotnych tylko w formie bonów na żywność, nie licząc wsparć udzielonych przez Panie M iło­

sierdzia, mianowicie że one miesięcznie wynoszą 200— 300 zł, a w miesią­

cach świątecznych (Boże Narodzenie — Wielkanoc) nawet ponad 500 zł, 1 że to nie są żadne fantazyjne cyfry, ale każdy może je zbadać i zbadał na­

wet Urząd Skarbowy, który proboszczowi dochody z kolędy, pomiędzy in­

nymi i na ten cel przeznaczone, chciał pociągnąć do podatku dochodowego.

(8)

Chociaż takich spraw się nie roztrąbie po rynku i ulicach, — w tym wypadku jednakże było to pożyteczne i konieczne.

W dalszym ciągu zacząłem prostować na zebraniach i na ambonie najjaskrawsze fałsze, uogólnienia i mylne pojęcia. Im bardziej demagogicz­

nie były ujęte zarzuty, tym łatwiejsze było ich prostowanie. W obec twier­

dzeń: „za wszystko, za każde Ojcze nasz trzeba księdzu płacić, nawet za krzyż i dzwony przy pogrzebie", wykazałem faktyczny stan rzeczy, że za więk­

szą część funkcyj kapłańskich, i fo najbardziej żmudnych i uciążliwych, nie płacą parafianie nic. Nie płacą za spowiedź — a ile ona wymaga od ka­

płana czasu i frudu; nie płacą za zaopatrzenie chorych, nawet w nocy, kiedy każdy lekarz podwójną bierze taksę; nie płacą za przygotowanie swych dzieci do sakramentów św., który zaś nauczyciel np. wykonałby tę pracę bez­

płatnie? — nie płacą za mozolną pracę w organizacjach itd. Płacą tylko za niektóre funkcje — a od wieków tak było, i fo jest właściwa pensja księdza.

Opłaty te, o ile ktoś nie ma wyjątkowych luksusowych wymagań, są na ogół umiarkowane, a biednym obniża się względnie daruje się je całkiem. Zro­

biłem nawet publiczną ofertę, że każdemu wypłacę po 100 zł, a nawet po 1000 zł, który udowodni, że za moich czasów w parafii zostało jakieś dziec­

ko nieochrzczone, albo jakaś para bez ślubu kościelnego, albo że odmó­

wiono komuś pogrzebu chrześcijańskiego, jedynie dla tego, iż nie mógł zapłacić. Dotąd nie zgłosił się nikt po tę nagrodę.

Wskazałem też na to, że ani krzyż nie idzie sam na pogrzeb ani dzwo­

ny nie ruszają się same; chociaż są zapłacone z ofiar parafian, to jednak zaw­

sze potrzeba ludzi do ich obsługi, a fa obsługa, zwłaszcza zimą i w dzień słotny, jest bardzo uciążliwa, więc nie może być bezpłatna. Zresztą zrobiłem znowu ofertę, że skasuję te opłaty, o ile się znajdą bezrobotni, którzy prze­

cież nic nie tracą, do bezpłatnej obsługi. Znowu aż dotąd nikt się nie zgłosił.

Takich sprostowań nie podejmowałem naraz i zaraz, nie gwałtownie, ale odczekałem zawsze stosowną chwilę. G dy np. w Wielkim Poście urzą­

dziłem cykl wykładów na tematy aktualne dla inteligencji, nie omieszka­

łem wsunąć w program także wykładu „O słusznych i niesłusznych żalach parafian na podstawie ankiety". G dy nadeszła niedziela „Dobrego Pa­

sterza" mówiłem o realnym i nierealnym ideale kapłańskim. W kazaniach na ostatni temat wykazałem fałszywość i szkodliwość przesadnego ideału.

A mianowicie, że kapłan nie ślubuje jak zakonnik ubóstwa, że nie musi być koniecznie ubogim — apostoł Mateusz też nie był ubogim, — lecz tak sa­

mo jak każdy w ogóle chrześcijanin nie ma się przywiązywać zbyt do dóbr doczesnych, owszem, ma obficiej dawać jałmużnę; że kapłan nie musi już za życia być niby święty kanonizowany, ale ma szczerze dążyć do świę­

tości; ma według sił naśladować Chrystusa, ale wierni powinni pamiętać, że ten kapłan jest „z iudu wzięty", że podlega jak inni następstwom grzechu pierworodnego i nosi w sobie skutki dziedzictwa po przodkach swoich — dobre i złe; że ulega również wpływom całeqo otoczenia swego, i że dla­

tego i on musi na równi z wiernymi modlić się słowami: „M y grzeszni Ciebie, Boże, prosimy" i w każdej Mszy św. bić się w piersi wyznawając: „M oja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"! Albowiem tak już sam Chrystus chciał, który nie wybrał sobie na apostołów i sługi swe aniołów, lecz ułomnych i grzesznych ludzi.

(9)

Skutki takiego postępowania są oczywiste i pocieszające. Stwierdzam to przede wszystkim w kancelarii, gdzie teraz i w kwestiach pieniężnych parafianie jakoś inaczej do księdza się odnoszą: są o wiele spokojniejsi, rozumniejsi, przychylniejsi, nie próbują jak dawniej targować się przy opła­

tach kościelnych. Nawet i co do inteligencji — często tak obojętnej w spra­

wach religijnych — nastąpiło pewne zbliżenie się do księdza i pewne oży­

wienie życia religijnego.

Wreszcie jednej jeszcze korzyści nie chciałbym pominąć. Ankieta stała się dla mnie drugim „Łapotem " tj. bardzo cennym zbiorem przykładów.

Przykłady te, rzeczywiście żywcem z życia wzięte, ożywiają niezmiernie każde kazanie i aktualizują je; a jest ich bardzo spora liczba i stosują się one do najrozmaitszych tematów.

Tak więc ani na chwilę nie żałuję, żem się odważył na tę ankietę, podejmując się niemałego trudu. A może być, że przyniesie ona i innym parafiom nieco korzyści.

W takim razie byłby cel moich skromnych uwag najzupełniej osiąg­

nięty! Mam tylko w związku z tym jedno życzenie: „Vivant sequenfes", aby doświadczenia na innych odcinkach niniejszą ankietę uzupełniły i przez to albo sprostowały albo potwierdziły.

„ D z ie ń p o b o ro w ych "

S f a r y w o j a k

Znowu nowy „dzień"! Po co? M ało jeszcze różnych „świąt" i „dni"?

Istna powódź!

Tak pomyśli niejeden czytelnik spojrzawszy na powyższy nagłówek.

A jednak ten nowy „dzień poborowych" wart zastanowienia i zaprowadze­

nia we wszystkich parafiach. Dlaczego?

Nieraz może sami oglądaliśmy powybijane szyby w wagonach kolejo­

wych, — zanieczyszczone w okropny sposób, wprost zdemolowane prze­

działy. Na nasze zapytanie, kto to uczynił, konduktor zwykł odpowiadać:

„Poborowi, zaciągnięci do wojska". Zabolało nas wówczas z pewnością serce kapłańskie.

I nie zdaliśmy sobie sprawy z tego, że za takie niesforne zachowanie młodzieży jesteśmy współodpowiedzialni a może i współwinni. Wszak to w lwiej części młodzież katolicka, nasza, chrześcijańska. Może nawet z mo­

jej parafii, z mego stowarzyszenia?

Ten przykry stan rzeczy musi bezwzględnie ulec zmianie! Młodzież wstępująca w szeregi armii — dumy narodu — nie może zachowywać się po bolszewicku. Od nas duszpasterzy w dużej mierze to zależy. Musimy rze­

telnie zająć się młodzieńcami, odchodzącymi do wojska. Inaczej, puszczeni samopas, wykorzystają młodzieńczą energię w złym kierunku.

Stąd konieczność urządzania „dni poborowych", które uprzytomnić mają młodzieńcowi odmienny wprawdzie, lecz wielce zaszczytny stan żoł­

nierski i jak się ma do niego przygotować.

Wszak życie cywilne różni się zupełnie od wojskowego. Tu swoboda

— wolność, tam rygor — rozkaz. Nie dziw, że młodzież przyzwyczajona przez szereg lat do pewnej swobody życia a nieraz nawet swawoli, z pew­

(10)

nym lękiem do wojska wstępuje. Uważa po prostu za punkt „honoru" koń­

czące się chwile wolności „zalać".

Armia jednakże jest zbyt ważką rzeczą, jest „oczkiem" całego narodu, jak to byliśmy świadkami podczas ostatniej przewspaniałej defilady w Byd­

goszczy. „Frontem do żołnierza " brzmi aktualne hasło. Nie może przeto chwila przed przywdzianiem munduru żołnierskiego kończyć się upiciem czystą czy brendką. „Dzień poborowych" z pewnością lepiej niż dotych­

czas to się działo, przygotuje naszą młodzież na nową drogę żołnierską i uchroni ją od łobuzerskich wybryków.

J a k u r z ą d z i ć „ d z i e ń p o b o r o w y c h"?

Pobory do wojska odbywają się zwykle dwa razy do roku, i to na wiosnę oraz w jesieni. O dokładnym czasie odjazdu poborowych dowiemy się bardzo łatwo w starostwie, wójtostwie, czy też od nich samych. Zawczasu zapowiedzieć trzeba z ambony, że niedziela poprzedzająca odjazd poboro­

wych do wojska będzie specjalnie dla nich przeznaczona. Na sobotę nazna­

czymy s p o w i e d ź poborowych i gorąco zachęcimy młodzieńców, by ża­

den z nich bez spowiedzi i Komunii św. do wojska nie wstępował. W y ­ nik napewno będzie dobry. Przyczyni się do tego w dużej mierze umiejętna propaganda.

Kapelani wojskowi doskonale odczuwają błogosławione skutki pracy gorliwych duszpasterzy. Młodzieńcy z niektórych parafij przychodzą do woj­

ska rok rocznie po poprzedniej spowiedzi i Komunii św. 1 to wszyscy! Jak jeden mąż!

Jeśli zaciąg poborowych przypadnie w okresie Wielkiego Postu, trzeba się starać usilnie o to, by spowiedź i Komunia św. poborowych była dla nich zarazem wypełnieniem obowiązku wielkanocnego. Jest to bardzo ważna rzecz, gdyż rekrutów nie wypuszcza się z koszar aż do złożenia przysięgi (okres mniejwięcej 4— 6 tygodni). M ogłoby się zdarzyć, że młodzieniec miałby wówczas pewne trudności w spełnieniu swej powinności wielkanoc­

nej co do Spowiedzi i Komunii św. Ewentualnie trzeba by się postarać o ze­

zwolenie władzy duchownej, gdyby młodzież naszej parafii zaciągano do wojska w pierwszych tygodniach Wielkiego Postu, kiedy jeszcze nie rozpo­

częła się spowiedź wielkanocna.

Przy większej liczbie poborowych dobrze by było urządzić dla nich specjalne r e k o l e k c j e . Można by je połączyć z rekolekcjami dla mło­

dzieży z całej parafii. Przygotowalibyśmy przez nie naszą młodzież lepiej do tego ważnego, ba nieraz przełomowego kroku w ich życiu. Wszak nie­

raz zachęcamy w kazaniach wiernych, by w wielkich chwilach życia Boga przede wszystkim o pomoc wzywali. Od narzeczonych wstępujących na no­

wą drogę małżeńską wymagamy aż podwójnej spowiedzi przedślubnej.

Wojskową służbą także rozpoczyna się okres nowy życia młodzieńca.

Może przez karność w wojsku stać się tęgim, mocnym charakterem, a może się przez złych kolegów wypaczyć. Jeśli z Bogiem i w łasce Jego służbę żoł­

nierską rozpocznie, napewno wróci do parafii lepszy. Naszym obowiązkiem jest starać się usilnie o to, by duch poborowych i w konsekwencji duch armii polskiej był jak najlepszy!

Kiedy pewnego razu zapytano marszałka Focha, kto właściwie wygrał wojnę światową, odpowiedział tenże: „N ie armaty, karabiny i bagnety, lecz niezwyciężony duch żołnierza francuskiego!"

126

(11)

By to morale naszej armii było także niezwyciężone, by kształtowało się przy wydatnej pomocy łaski Bożej, o to starać się i w tym kierunku współ­

pracować muszę i proboszcz cywilny i kapelan wojskowy.

Dlatego też w k a z a n i u poświęconym specjalnie poborowym wpoić trzeba młodzieńcom, by z Bogiem a nie z „bombką" czystej progi koszar przekraczali. Bóg będzie najlepszym przyjacielem i towarzyszem rekruta, który wyrwany z otoczenia rodziny i sercu najbliższych zdała od swych stron swą twardą żołnierską powinność pełni. Wszak tęsknota za swoimi, nostal­

gia za chatą rodzinną jest u niektórych poborowych tak wielka, że popycha nawet do odebrania sobie życia tych, co wstępują nie przygotowani dosta­

tecznie do wojska i dlatego są małej wiary. Podnieśmy ducha poborowych!

Niech nie poddają się nigdy smutkowi, rozpaczy! Zapewnijmy ich, że pro­

boszcz wraz z całą parafią modlić się będzie o to, by stali się dobrymi żoł­

nierzami i chlubą parafii. W ciężkich momentach życia żołnierskiego młodzie­

niec na pewno przypomni sobie słowa pokrzepiające swego duszpasterza.

Będą mu ostoję!

Przypomnieć trzeba poborowym, by zabrali z sobą książeczkę do na­

bożeństwa, różaniec, medalik. Na zebraniu różańcowym ojców i matek za­

chęćmy rodziców, by tego dopilnowali. Nieraz słyszy się skargi, że żołnierze podczas swoich nabożeństw nie modlą się z książeczek. W ini się za to ka­

pelanów wojskowych. Jakże niesłusznie! Bo nie można wymagać od kape­

lana wojskowego, który ma pod swą opieką duszpasterską młodzieńca zale­

dwie rok jeden czy dwa, by nauczył go modlić się z książeczki, jeśli do tego nie przyzwyczaił go proboszcz cywilny przez poprzednich lat dwadzieścia.

Trudno także wymagać, by żołnierzom kupował książki do nabożeństwa, tym bardziej, jeśli swoje zostawili spokojnie w domu, bo nikt im o zabraniu ani słówkiem nie wspomniał.

Kłaść także trzeba nacisk na to, by poborowi pożegnali się przed od­

jazdem ze swoimi bliskimi, z proboszczem, nauczycielem, a zwłaszcza z ro­

dzicami. Znamienna rzecz, iż rekruci odczuwają to bardzo przykro, jeśli nie pożegnali się należycie z rodziną, nie ucałowali na pożegnanie ręki ojca i matki. Możnaby przytoczyć poborowym przykłady z znakomitej książki ks. dra Milika pt. „Życie Żołnierza", str. 58:

„Pamiętam! Stałem raz na stacji i czekałem na pociąg. Koło mnie stała matka odprowadzająca syna, odjeżdżającego do wojska. Oczy jej — pełne miłości — z wielkim ukochaniem patrzały ciągle bez przerwy na syna. Zda­

wała się nie widzieć nic wkoło, tylko swe najdroższe dziecię. A gdy pociąg nadjechał — syn, żegnając się, ucałował ręce matczyne, a potem ich twarze zwarły się w szczerym pocałunku, po policzkach spłynęły im łzy. Syn wsiadł do pocięgu, a matka stała przed wagonem smutna i jakby sierota. G dy po- cięg ruszył, wymówiła ostatnie słowa pożegnania: „Synu! Nie zapomnij 0 Bogu! Nie zapomnij o ojcu i matce!" I patrzała długo za odjeżdżającym, a kiedy pociąg ginął w oddali na zakręcie, wyciągnęła rękę i jeszcze w po­

wietrzu narysowała krzyż, śląc go wślad za pożegnanym synem.

Podsłyszałem raz na frontowych drogach fakę rzewnę piosenkę żoł- nierskę: „Na drogę życia wzięłem trzy kwiatki — od przyjaciela, kochanki 1 matki. Najpierw uwiędnął kwiat przyjaciela, potem uwiędnął kwiat mej ko­

chanki, tylko kwiat matki miał listki świeże, bo tylko malka kochała szcze­

rze!" Tak! Tylko rodzicielska miłość jest szczerą i prawdziwą miłością. Kiedy na polach bitew koiłem ból żołnierzy poszarpanych kulami na krwawe strzę­

(12)

py, cięgle słyszałem, jak usta ich konajęce oprócz wezwania: „Boże!" wzy­

wały: „Matko! Ojcze!". Snadź po Bogu nie ma nic droższego na ziemi!"

Specjalnie uwypuklić trzeba zachowanie podczas przejazdu koleją.

Niech młodzieniec będzie wesoły! Niech śpiewa nasze piękne narodowe pieśni! Niech z radościę i dumą idzie służyć pod sztandary polskie! Ale po co pijaństwo, po co plugawe piosenki, po co zaczepianie wszystkich i wszyst­

kiego na każdej stacji? To niegodne młodzieńca chrześcijańskiego! Niech młodzież z naszych KSMAA będzie przykładem dobrego wychowania i za­

chowania. Dobry przykład jednego i drugiego druha pociągnie napewno innych, a przynajmniej ostudzi „wojownicze" zapędy poborowych. Nie za­

wadzi przypomnieć właścicielom oberży przepisu zebraniającego sprzedaży wódki poborowym. Trzeźwa młodzież nie będzie napewno urzędzała awan­

tur na kolei.

Zalecałoby się także urządzenie pożegnania uroczystego druhów od­

chodzących z naszych KSM M do wojska i to n a s a l i p a r a f i a l n e j . M ałe upominki, np. obrazek z podpisem proboszcza czy asystenta, będą na pewno miłą pamiętkę i łęcznikiem z stowarzyszeniem 1. Wprowadzić także zwyczaj, by druhowie z okazji święt czy imienin posyłali kolegom przy woj­

sku życzenia. Powie ktoś, to bezcelowy kłopot. A jednak! Żołnierz — choć zdała od rodzinnych stron — nie będzie czuł się osamotniony, zwłaszcza w święta, kiedy inni wyjeżdżają na urlop świąteczny a on z powodu służby pozostać musi w koszarach. Wdzięczny będzie serdecznie za kilka słów mi­

łych życzeń, gdyż czuć będzie w nich gorące serce proboszcza, rodziny, kolegów.

Widzimy z powyższego, ile ważkich problemów nasuwa nam „dzień poborowych". Trudno je w jednym artykule wyczerpać i dokładnie omówić.

Warto go zaprowadzić! A wypowiedzenie raz do roku kazania o duchu Chrystusowym w armii polskiej, o której z takim entuzjazmem wspomina za­

wsze Ojciec św., będzie naprawdę czynem niefylko wysoce patriotycznym, lecz i katolickim.

U stóp Niepokalanej w Lourdes

Garść wspomnień z pielgrzymki duchowieństwa polskiego do Lourdes (16. 8. — 1. 9. 1937).

J e d e n z u c z e s t n i k ó w

Szczęśliwe była myśl poznańskiego Związku Kapłanów „Unitas", by dla księży zorganizować osobną pielgrzymkę do Lourdes i innych świętych miejsc Francji. Piękna ta inicjatywa uwieńczona została doskonałym sukcesem: ze­

brało się 88 kapłanów ze wszystkich diecezyj rzymsko-katolickich Polski w duchu serdecznego braterstwa i wspólnego dążenia do szczytnych idea­

łów! Największą liczbę księży-pielgrzymów dostarczyła archidiecezja po­

znańska — 13, następnie zaś: diec. śląska 9, wileńska 8, częstochowska 7, tar­

nowska 7, sandomierska 6, lwowska 5, przemyska 5, chełmińska 4, łucka 4,

1 Dobry uczynek spełni każdy, kło dla poborowego zaabonuje własnym kosztem czasopismo katolickie, np. Przewodnik Katolicki, M a ły Dziennik itp. Jak zapewniają w oj­

skowi, rekruci dla braku pieniędzy czytają, co im bezpłatnie pod rękę wpadnie, stare a nie­

raz nawet liche pisma, które wędrując z rąk do rąk mogą dużo złego wyrządzić, Temu trzeba przeciwdziałać przez dostarczanie swym paratianom-poborowym lektury uczciwej! — Przyp. Redakcji.

128

(13)

płocka 4, gnieźnieńska 3, krakowska 3, pińska 2, podlaska 2, warszawska 2, włocławska 2, kielecka 1, łomżyńska 1, łódzka 1. W brew aforyzmom o na­

szej asocjalności i przepastnej różnicy między Zachodem a Wschodem zgra­

liśmy się wnet w jedną rodzinę pod ojcowską opieką J. E. Ks. Biskupa W . To- maki, sufragana przemyskiego.

Jeszcze w ciągu dnia wyjazdu z Poznania, 16 sierpnia, dotarliśmy przez Niemcy i Belgię do P a r y ż a , aby po drodze zwiedzić „stolicę świata" i jej wystawę międzynarodową. Jednakże pierwsze kroki nazajutrz skierowaliśmy wszyscy do arcybiskupa paryskiego, Ks. Kard. Verdier, który w serdecznym powitaniu wspomniał gorąco swój niedawny pobyt na Kongresie Chrystusa- Króla w Poznaniu oraz wyraził szczery podziw dla polskiego katolicyzmu i nadzieję, że także we Francji nastąpi powszechne odrodzenie religijne. Po­

nadto delegacja złożyła wizytę ambasadorowi polskiemu J, Łukasiewiczowi.

Po zwiedzeniu pięknego Paryża, szczególnie katedry Nofre Dame i bazyliki Sacre-Coeur, Wystawy Międzynarodowej i Wersalu, udaliśmy się w jedno­

dniowej pielgrzymce do L i s i e u x, gdzie w kaplicy św. Teresy cd Dzieciątka Jezus wysłuchaliśmy mszy św. J. E. Ks. Biskupa. Potem obejrzeliśmy pamiątki w maleńkim muzeum i w wili rodziców Małej Świętej oraz wspaniałą, choć jeszcze nie wykończoną bazylikę, wreszcie nowoczesny hotel katolicki, mo­

gący przenocować i wyżywić kilka tysięcy pielgrzymów, uruchomiony tuż przed konsekracją bazyliki (przydałby się koniecznie w Częstochowie!). Po powrocie do Paryża odprawił J. E. Ks. Biskup w niedzielę w kościele polskim mszę św. dla rodaków, których w samym mieście jest podobno 30 tysięcy.

Mimo świetnej i taniej komunikacji kościół nie był przepełniony! Przemówił z ambony bardzo ruchliwy kierownik Polskiej Misji Katolickiej ks. dr Cegieł­

ka, pallotyn. Odpowiedział J. E. Ks. Biskup od ołtarza zachęcając wychodz- fwo polskie do trwania w wierze świętej, a słowa jego płynęły z serca głę­

boko stroskanego, bo stan religijny naszej emigracji we Francji jest naprawdę smutny!

Stąd droga powiodła nas do właściwego celu naszej pielgrzymki, do L o u r d e s . Tu w Cudownej Grocie uczestniczyliśmy we mszy św. J. E. Ks.

Biskupa i dwóch innych współpielgrzymów, wzięliśmy udział dwukrotnie w niezmiernie wzruszającej procesji sakramentalnej wzdłuż wózków z cho­

rymi, których przywieziono na te dni szczególnie wielu, i w wieczor­

nej procesji „aux flambeaux", odbyliśmy Drogę Krzyżową, przystąpiliśmy do spowiedzi św. — słowem poczuliśmy się w całej pełni kapłanami-pielgrzy- mami. Delegacja udała się także z wizytą do przebywającego w Lourdes ks. biskupa-ordynariusza Gerlier, nominata na stolicę liońską.

W drodze powrotnej do kraju wstąpiliśmy do Awinionu, dawniej siedziby papieskiej, następnie do Lionu, a stąd do Ars i do Paray-le-Monial, W A r s odprawił J. E. Ks. Biskup mszę św. u grobu św. Jana Vianney i wygłosił do nas serdeczne przemówienie o głównych jego cnotach duszpasterskich. Ba­

zylikę objaśniał nam staruszek proboszcz ks. prałat Convert, trzeci następca św. Jana, blisko 50 lat już strażujący u tego miejsca świętego. Podał nam też do ucałowania relikwie. Można było zauważyć, że Ars z swoim na­

strojem i licznymi pamiątkami po świętym proboszczu wywarło na całej piel­

grzymce szczególnie głębokie wrażenie. Stąd autokarem wśród pięknego krajobrazu dotarliśmy do P a r a y-l e-M o n i a I, gdzie nas powitali polscy księża, zakonnice, dorośli i dzieci. Po wspólnych modłach w Kaplicy Obja­

(14)

wień Najśw. Serca Jezusowego, serdecznie żegnani przez rodaków, wróci­

liśmy do Lionu1.

Potem do Szwajcarii: Genewa, niezapomniana wycieczka ponad śnieg i chmury do klasztoru na przełączy G r a n d St. B e r n a r d , dalej statkiem do Lozanny, stąd do Zurychu, do Muzeum Polskiego w Rapperswillu, wreszcie do M o n a c h i u m . Tu po zwiedzeniu kościołów, muzeów, galeryj obra­

zów nastąpił wieczorek pożegnalny: kierownik pielgrzymki ks. dyr. Kaczo­

rowski w imieniu Związku „Unitas" i pielgrzymów podziękował J. E. Ks. Bi­

skupowi Tomace za opiekę, modły i trudy poniesione na równi z nami, ze­

brani sprawili serdeczną owację swemu Dostojnemu Opiekunowi, który zdo­

był sobie serca wszystkich, następnie pięknie przemówił J. E. Ks. Biskup i ob­

darzył kierownictwo upominkami od pielgrzymki, wreszcie ks. prał. dr Ta- czak w imieniu pielgrzymów wręczył również J. Ekscelencji pamiątkę. Na­

zajutrz przez Berlin wróciliśmy do Poznania.

Całą pielgrzymkę uświetniła wspaniała, łagodna pogoda. Mimo dłu­

giej trasy: 6.000 km koleją i ok. 1.000 km autokarami, mimo korzystania z wszelkich środków komunikacyjnych (za wyjątkiem samolotów) i przebycia 6 obcych krajów (Niemcy, Belgia, Francja, Szwajcarja, W łochy, Austria) nikt z nas nie był przemęczony, nie chorował, nie zginął, w doskonałej formie byli nawet obaj 70-letni „seniorzy". W iele do tego przyczyniła się spręży­

sta pomoc techniczna ze strony Polskiego Biura Podróży „Francopol" i jego niestrudzonego przedstawiciela p. Bortnowskiego.

Mimo różnych dystrakcyj wyprawa nasza była przede wszystkim piel­

grzymką i stąd też szczególnie głęboko oddziałały na wszystkich nas kapła- nów-uczestników wrażenia duchowe, z których zapewne długo jeszcze czer­

pać będziemy podnietę do ochoczej pracy dla Chrystusa i dla dusz, które nam powierzył!

Poznańskiemu Związkowi „Unitas" należy się gorące uznanie za wielką przysługę oddaną braci kapłańskiej całej Polski. Niechże w przyszłym roku powiedzie nas do Rzymu na kanonizację bł. Andrzeja Boboli, patrona pol­

skich kapłanów!

„ K a t o lic k a myśl sp o łe c z n a "

Ks. M gr Maksymilian Rode, Swarzędz (W lkp .)

Temat powyższy był przedmiotem referatów i dyskusji III Studium Ka­

tolickiego, odbytego w Warszawie w czasie od dn. 5— 10 września br. a zor­

ganizowanego przez N. I. A. K. w Polsce. Studium ściągnęło uczestników z całej Polski, w większości osoby świeckie. Duża sala Domu Katolickiego przy Nowogrodzkiej — niemal na każdym zebraniu była wypełniona. Do­

wód to, jak bardzo ludzi interesuje stanowisko katolickiej nauki społecznej wobec tak ważnych i palących dziś zagadnień społeczno-gospodarczych.

W szeregu referatów omówili prelegenci najważniejsze tematy odnoś­

nie współczesnej rzeczywistości życia gospodarczego. Pewne jednak kwe­

stie i zagadnienia same ze siebie wysunęły się na czoło, wywołały ożywioną dyskusję i tym samym dały dowód swej aktualności. Przyjrzyjmy się im!

1 W poszczególnych miejscach świętych złożyła pielgrzymka ofiary ze składki, która wyniosła 219,— zł. Kierownictwo zaokrągliło tę sumę do 260,— zł fj. do 1.300 fr. fr.

i podzieliło ją następująco: Lourdes 400 fr., Lisieux 200 fr., Ars 200 fr. i Paray-le-Monial 200 fr., nadto kościół polski w Paryżu 300 fr. — Przyp. Redakcji.

130

(15)

1

.

Systemy społeczno-gospodarcze wyrastają zawsze i zależą od ogólnego światopoglądu. Życie ludzkie bowiem zazębia się i przenika we wszelkich swoich czynnościach, „nie można więc — jak pisze Ks. Sawicki — ściśle rozłączać życia gospodarczego, społecznego, politycznego, naukowego, mo­

ralnego, religijnego J. Katolicka myśl społeczna buduje się na metafizyce i filozofii wartości, a zwłaszcza na antropologii i teologii. Znajomość pod­

stawowych założeń f i l o z o f i c z n y c h katolickiej nauki społecznej jest konieczna nie tylko dla pracy społecznej, ale i dla zrozumienia katolickiego systemu społeczno-gospodarczego. Na fen temat szeroko mówił ks. dr Sa­

wicki na Studium. Warto dokładnie z referatem tym się zaznajomić.

II.

Spośród zagadnień życia społeczno-gospodarczego dominująco uwy­

datniał się temat r o b o t n i c z y . Kwestii robotniczej najwięcej — i zupeł­

nie słusznie — poświęcono czasu. Wskazania, jakie wysunięto w celu na­

prawy stosunków życia robotników zarówno w mieście jak na wsi, należą chyba do najważniejszych zdobyczy Studium. Dla duszpasterstwa są one nie­

ocenionym skarbem.

1. Na ogół utc?żsamia się proletariat z ludźmi pozbawionymi pracy lub żyjącymi w skrajnej biedzie. Błędne mniemanie! Jest to raczej kwestia bez­

robocia, której niestety nie poświęcono na Studium odrębnego referatu.

Proletaryzm natomiast polega na nieposiadaniu dochodowej własności, zwłaszcza własnego zakładu pracy, lub pozytywnie — na utrzymywaniu się tylko z pracy najemnej, a co z tym się łączy, na niepewności egzystencji, na niedostatecznym udziale w dochodzie społecznym itp.2 Życie proletariusza dzisiaj z powodu ciężkich warunków pracy, niskiej płacy, nieodpowiedniego traktowania, jest ciężkie i godne politowania. Z tego stanu należy proleta­

riat wyzwolić.

W jaki sposób? Najskuteczniej przez umożliwienie mu pracy we włas­

nych drobnych czy średnich warsztatach, tak w dziale rzemieślniczym, jak w handlu i rolnictwie, stosując szeroko zasady spółdzielczości. Nie każdy jednak robotnik chciałby prowadzić swój warsztat pracy. Byłoby to zresztą niemożliwe, choć by z tej przyczyny, że dla dobra publicznego istnieć muszą również większe zakłady, fabryki, majątki ziemskie, w których prace wyko­

nywać muszą robotnicy. U tej kategorii robotników wyzwolenie polegałoby:

na ustaleniu minimum płacy rodzinnej, na trwałym kontrakcie pracy i rozum­

nych świadczeniach na rzecz robotnika na wypadek choroby, inwalidztwa itp. przez dobrze pracujące ubezpieczalnie oraz na możność! faktycznego udziału przez tzw. akcje pracy — w zarządzie czy własności zakładu pracy.

Wyzwolenie proletariatu dalej polegać ma na tym, by każdy sumiennie pra­

cujący robotnik mógł posiadać na własność pewne wartości fizyczne: ogró­

dek, domek itp., a poza tym obok poprawy gospodarczej życia robotnika należy dbać równocześnie o poziom jego kultury duchowej.

1 Ks. Dr Fr. Sawicki, Założenia filozoficzne katolickiej myśli społecznej. (Referat w y ­ głoszony w czasie III Sfud. Kat. w W arszawie. Odbitka z „Pam iętnika Studium"). Poznań, 1937, str. 19.

2 por. Ks. Dr Antoni Szymański, W yzw o len ie proletariatu. (Referat wygłoszony na III Stud. Kat. w Warszawie). Poznań 1937, str. 16.

(16)

Nie mniej ważnym zagadnieniem jest tzw. kwestia wiejska. I chłop, ro­

botnik wiejski, małorolny — żyje w nędzy, w biedzie, jest wyzyskiwany. Te­

mat ten bardzo jaskrawo, ale rzeczowo przedstawił na Studium znany dzia­

łacz społeczny ks. dr Machay i do jego referatu odsyłam interesujących się tym problemem1. Położenie warstw robotniczych miejskich i wiejskich na­

leży co prędzej poprawić i podnieść do poziomu życia ludzkiego, osiągając dla nich te postulaty, które wyżej wyłuszczono.

2. Jak tego dokonać? Warstwy robotnicze, jako zbiór jednostek, na ogół stojących na niskim poziomie kultury, wypełniających podobne czyn­

ności na podstawie najmu, same z siebie nie są zdolne wywalczyć sobie lep­

szego jutra i zmienić dotychczasowego położenia. I dlatego podstawowym zagadnieniem w kwestii robotniczej jest w chwili obecnej sprawa jednolitego zorganizowania warstw robotniczych na poziomie zawodowym, uwarunko­

wana dobrym stawieniem problemu i jego rozwinięciem. Niestety dotąd ist­

niejące — stwierdza w swej cennej pracy ks. rektor W ó ycick i2 — z w i ą z k i z a w o d o w e na ogół nie spełniają swego zadania. Bo albo jak związki indywidualistyczne, socjalistyczne czy komunistyczne — głoszą utopię, albo jak inne, nawet chrześcijańskie,- współzawodnicząc i konkurując ze sobą — zabijają i uniemożliwiają realizację wysuniętych postulatów. Celem zwią­

zku zawodowego, dobrze pojętego — jest badać, popierać i bronić wspólnych interesów członków zrzeszenia przy ustalaniu warunków pracy. W tym celu związki poszczególnych zawodów winny się skonfederować nie tylko w ra­

mach swego państwa, ale nawet na terenie międzynarodowym. Tymczasem ruch robotniczy w Polsce jest rozproszkowany i rozbity. Nadmiar jest ich słabością. Jak podaje „Rocznik związków zawodowych", wydany w roku 1934 przez Ministerstwo Opieki Społecznej a zawierający dane za rok 1933, było u nas w tym czasie 277 organizacyj zawodowych, w tym 123 robotni­

czych, 109 dla prywatnych pracowników umysłowych i 44 dla pracowników samorządowych i państwowych; w przemyśle mamy aż 82 związki robotni­

cze; górnicy dzielą się na 8 osobnych związków; w przemyśle hutniczym i włókienniczym jeat również po 8 odrębnych związków, w przemyśle bu­

dowlanym — 10, w spożywczym — 15 związków, a wśród pracowników ko­

lejowych istnieje aż 17 rozmaitych związków zawodowych. Jak tu pracować z takim nadmiarem organizacyj, których głównym zadaniem nie są cele za­

wodowe pracowników, ale tylko werbowanie członków, cele polityczno-par- tyjne i wzajemne kłócenie? W obrębie jednego zawodu — 17 central i za­

rządów, każda o innej fizjonomii, a wszystkie wzajem ze sobą rywalizujące" 3.

I dlatego dopóki nie nastąpi konsolidacja świata robotniczego w jed­

nym ogólnopolskim, katolickim związku zawodowym — mowy niema o szyb­

kiej zmianie jego położenia.

3. Omawiano poza tym liczne zagadnienia dotyczące nowego kato­

lickiego ustroju, naszej struktury gospodarczej, wychowania społecznego no­

wego człowieka itp. Są one jednak — jakkolwiek bardzo ważne — chwilo­

wo zawsze jeszcze związane z teorią, są przedmiotem badań i rozstrząsań uczonych socjologów i ekonomistów. Tylko jeszcze jeden charakterystyczny symptom. Niemal na każdym posiedzeniu, albo prelegent sam albo dyskusja

1 Ks. Dr F. M achay, Problem wsi polskiej jako zagadnienie społeczne. Poznań 1937.

2 Ks. Prof. Dr A. W ó ycick i: Tendencje rozwojowe związków zawodowych w Polsce.

Poznań 1937, sfr. 36. Referał wygłoszony na III Stud. Kat. Odbitka z „Pam iętnika Studium".

3 Tamże str. 30/31.

(17)

wyłaniała kwestie ż y d o w s k ą . Niejednokrotnie silnie stwierdzono, że od rozwiązania kwestii żydowskiej zależy nie tylko nasza przyszłość gospodar­

cza, ale i kulturalna.

III.

Jak przyczynić się do zrealizowania w parafii wysuniętych wniosków co do kwestii robotniczej i żydowskiej, gdyż te d w i e b o l ą c z k i społeczne w większym czy mniejszym stopniu dręczą bezpośrednio czy pośrednio każdą parafię?

1. Gromadzić robotników w jednej organizacji robotniczej; uświada­

miać o konieczności istnienia jednej, silnej organizacji robotniczej. Jeśli w parafii obok Kat. Tow. Robotników Polskich są inne, ale oparte na zasa­

dach chrześcijańskich, starać się doprowadzić do pewnego porozumienia i współpracy. W ten sposób przygotuje się grunt do przyszłej, tak koniecz­

nej konsodalicji.

2. W kwestii żydowskiej należy jeszcze intensywniej uświadamiać i uwydatniać wrogi stosunek żydostwa do katolicyzmu i polskości, szerzyć hasło „swój do swego". W ten sposób, chociaż na małym odcinku, unie­

szkodliwi się żydów w naszych parafiach, a fo z pewnością nie pozostanie bez wpływu na zupełne i ostateczne rozwiązania tego zagadnienia.

G dy idzie o wszelkie inne bolączki życia społeczno-gospodarczego podstawą ich likwidacji jest krzewienie pozytywnej katolickiej nauki spo­

łecznej.

W walce z zgubnym nałogiem

Pokłosie I M iędzynarodow ego Katolickiego Kongresu Przeciwalkoholowego w W arszawie (11.— 14. IX. br.)

Ks. Dyr. T. Gałdyński, Poznań.

Świat katolicki po raz drugi w bieżącym roku skierował swą uwagę ku Polsce, a to z okazji wyżej podanego kongresu. Ojciec św. osobiście żywo się zainteresował kongresem, jak to wynika z korespondencji Kardynała Se­

kretarza Stanu z Kardynałem Kakowskim, ordynariuszem miasta kongreso­

wego, oraz z wyznaczenia delegata apostolskiego w osobie Nuncjusza ks.

abpa Cortesi'ego. Nadspodziewanie dużo pomocy i poparcia dla przygo­

towawczych prac kongresowych użyczył komitetowi kongresowemu J. Em.

ks. kard. Kakowski. Jego list pasterski, wydany już w czerwcu, należy do najtreściwszych z tej dziedziny i stąd za zgodą autora jest wydany w osobnej odbitce staraniem centrali Katolickiego Związku Abstynentów w Poznaniu.

Drugi protektor kongresu J. Em. Ks. Kardynał Prymas nie mógł oddać kon­

gresowi większej przysługi nad zwołanie dorocznego zjazdu plenarnego episkopatu polskiego do Warszawy właśnie na dni kongresu. Obecność 25 biskupów polskich i dwu zagranicznych (ks. biskup Kaller z Warmii i ks. bi­

skup Eltschkner z Pragi) nadała kongresowi dużo splendoru i wprawiła go­

ści zagranicznych w niemałe zdumienie, tym większe, gdy nie tylko na inau­

guracji, ale także w czasie zebrań sekcyjnych kongresu ujrzeli obu kardyna­

łów i wielu biskupów biorących żywy udział w obradach, a dwu nawet prze­

wodniczących obradom (ks. arcybiskup Jałbrzykowski i ks. biskup Szlagow­

ski). Osobliwością kongresu był l i c z n y u d z i a ł d u c h o w i e ń s t w a świeckiego i zakonnego z kraju i zagranicy. Sale obrad były szczelnie za­

133

(18)

pełnione nie tylko na obu zebraniach plenarnych w olbrzymiej sali Domu Ka­

tolickiego, ale także na zebraniach sekcyjnych; najtłumniej było na sekcji kapłańskiej (około 300 osób). Wśród prelegentów byli ludzie o sławie europejskiej (O. Noppel T. J., były rektor „Germanicum"; O. Kassiepe, oblat z Akwizgranu; O. Elpidius, franciszkanin z Nevoges; O. Salvator Maschek, ka­

pucyn z Szwajcarii; ks. dyr. Baumeister z Fryburga; O. Stracke T. J. ż Belgii;

dr Graf, profesor uniwersytetu w Dortmundzie), zaś z polskich prelegentów warto wymienić ks. prałata Mystkowskiego z Warszawy, który wygłosił zna­

komicie opracowany treściwy odczyt w języku łacińskim, ks. prof. Ciemniew- skiego ze Lwowa, ks. prał. Kaczyńskiego z Warszawy, a ze świeckich prof.

Gantkowskiego, dra Wojtkowskiego, dra Niesiołowskiego z Poznania i dra Sliwińską-Zarzecką z Warszawy. W tym jest główna wartość kongresu i zado­

wolenie dla jego organizatorów, że wywołał on zainteresowanie w zakonach polskich i wśród wielu wybitnych nieabstynenfów.

Z treści 25 wykładów mogę podać bardzo niewiele z braku miejca. G o ­ rąco polecam Czcigodnym Konfratrom wydany gustownie przez centralę w Poznaniu (ul. Podgórna 12b) „Przewodnik kongresowy", który podaje dość dokładne streszczenia 24 wykładów w kilku językach, a ponadto w dziale statystycznym podaje nader pomyślny stan katolickiego ruchu przeciwalkoho­

lowego w Polsce i różne statystyki, które można będzie zużytkować we wy­

kładach a nawet na ambonie (cena 1,50 zł).

Ograniczyć się muszę do podania kilku myśli z wykładów i dyskusji ze s e k c j i k a p ł a ń s k i e j . Dr Graf wskazał na coraz groźniejsze roz­

miary narkomanii różnorakiej, a zwłaszcza alkoholizmu i nikotynizmu. Pod­

kreślił wpływ małych dawek alkoholu częściej spożywanych przy powstawa­

niu nałogu, przy osłabianiu woli ludzkiej, przy seksualnych wykroczeniach dorosłych i młodzieży. Ks. Mystkowski podkreślił potrzebę żywszego udziału duszpasterzy w zwalczaniu wroga ich własnej pracy i podał liczne ku temu sposoby i okazje. O. Noppel podkreślił konieczność studium alko- hologii z strony duszpasterza. O. Elpidius podał wskazania praktyczne dla duchowieństwa zakonnego, zaś O. Kassiepe podał nieznane szczegóły o zgubnej roli alkoholizmu w pracy misyjnej. Ks. Ciemniewski wykazał, iż źródłem alkoholizmu nowoczesnego jest osłabienie życia szczerze religij­

nego, zaś abstynencja praktykowana z pobudek religijnych i społecznych czyni człowieka zdolnym do ofiarnej pracy i do szybszego postępu na dro­

dze doskonałości.

W dyskusji wskazano na poważne braki naszych katechizmów, pomija­

jących nieomal zupełnie to zagadnienie tak bardzo życiowe. Inne głosy dy­

skusyjne zostały uwzględnione w u c h w a ł a c h k o n g r e s u , ujętych w siedmiu punktach, które w znacznym tylko streszczeniu podaję:

1. Wszyscy katolicy świadomi swej odpowiedzialności społecznej winni zdecydowanie przeciwdziałać alkoholizmowi.

2. Ratowanie alkoholika jest możliwe przy pomocy organizacyj absty­

nenckich, poradni i zakładów, ale nie bez częstej jego Komunii św.

3. Zakłady kształcące kapłanów, zakonników, nauczycieli i lekarzy winny umożliwić gruntowne poznanie zagadnienia alkoholizmu.

4. Domy katolickie oraz imprezy organizacyj katolickich winny zasadni­

czo być wolne od sposobności do picia napojów alkoholowych.

5. Dom rodzinny, szkoła i Kościół są odpowiedzialne za bezalkoholowe wychowanie młodzieży.

134

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wprowadzeniem do dyskusji powinna być wnikliwa lektura przez środowisko lekarzy standardów programu akredytacji szpitali Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia.. Na

Kieromany przez uiyspe- 0 RYNARKOWE, PŁASZCZE, PALTA, FUTRA I PE- cjalizomane siły fachouje LERYNY.. WŁASNE WARSZTATY

Książka, która uczy kochać

zwyczaj przede wszystkim marzną nogi, odczuwa największe ciepło przy ogrzewaniu elektrycznym w rejonie stóp i kolan, reszta ciepła, unosząc się w górę, otacza

zioną i pogłębioną pracę w Akcji Katolickiej starczy nam sił i czasu. Trudno w niniejszym artykule dać na to wyczerpującą odpowiedź, na jakich drogach

CHAUTARD (Życie wewnętrzne duszą apostolstwa)... O rkiestrę zastępuje

Natomiast oburącz chwycić się nam trzeba tych metod, którymi jedynie potrafimy pomnożyć bezcenne talenty złożone do dusz i do życia naszych owieczek —

Co więcej, wbrew temu, co sugeruje Andrzej Romanowski, wykonywanie przepisów ustawy o IPN nakazujących podawanie pokrzywdzonym danych tajnych współpracowników i funkcjonariuszy