• Nie Znaleziono Wyników

Czynnik indywidualny w zmianach językowych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czynnik indywidualny w zmianach językowych"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Leo Spitzer

Czynnik indywidualny w zmianach

językowych

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/1, 83-107

(2)

LEO SPITZER

CZYNNIK INDYW IDUALNY W ZM IANACH JĘZYKOW YCH * Człowiek rodzi się użytkow nikiem języka, tak jak rodzi się przedstaw icielem rasy, narodu czy w arstw y społecznej. W praktyce znaczy to, że dziecko, k tó re uczy się języka od swoich rodziców i nauczycieli (zupełnie ta k samo, jak p rzejm u je ich idiosynkrazje i fobie w stosunku do ras, narodów czy w a rstw społecznych), nie m a — w dzieciństw ie — żadnego w yboru, lecz m usi p rzy jąć i n a ­ śladow ać ich naw yki językowe. Poniew aż każde pokolenie dzieci p rze jm u je n aw yki językow e narzucone mu przez poprzednią gene­ rację i poniew aż popraw ność językow a jest rów noznaczna z możli­ wością porozum ienia się w społeczeństwie, m ogłoby się wydaw ać, że nie ma już m iejsca dla zm ian językow ych. Jeżeli dziecko — z po­ wodu lenistw a umysłowego, swawoli, ducha b u ntu lub jakichkol­ w iek innych przyczyn — nie nauczy się popraw nie języka przeka­ zywanego m u przez pokolenie jego rodziców, nie będzie to m iało konsekw encji dla rozw oju języka ogólnego (general language) , tak sam o jak sporadycznie zdarzające się w ady w ym ow y spowodow ane indy w id u alny m i przyczynam i psychologicznym i. Na p rzy kład ją ­ kanie się tego lub owego dziecka nie pozostawi żadnych śladów w języku ogólnym . (W niek tó rych k rajach rodzaj jąk ania się w pew ­ n ych w aru n k ach stał się regułą, jak np. w k raja ch anglosaskich, gdzie dźwięk u r zwykle otw iera każde zdanie pojm ow ane jako od­ dzielna całość — tak że francuski aleksandryn, czytany głośno przez A nglika lub A m erykanina, często zaw iera dodatkow ą, pozame- try czn ą sylabę: ur — oui, je viens dans son tem ple adorer VÉternel. Zwyczaj ten z pewnością nie ma źródła w rozpow szechnionej ogól­ nie wadzie w ym owy, lecz w anglosaskiej ostrożności w sposobie

* J est to przekład pracy, która pt. T h e I n d iv id u a l Facto r in Lin gu istic

I n n o v a tio n s uk azała się w p eriodyku C u l t u r a N e o l a t i n a . B o lletin o d e ll’ Istitu to di F ilologia R om anza, X V I, 1956, fasc. 1. D la w y d zielen ia w sta w ek tłum acza R e d a k c ja w p row ad ziła ostre n a w iasy.

(3)

w y rażan ia swoich tw ierdzeń, co pow oduje, że pew na jednostka czasu — czas w ypow iadania sylaby ur — przeznaczona jest na za­ stanow ienie.)

Dzięki d łu g o trw ałej p rak ty ce, dzieci uczą się języka rodziców tak dobrze, że gdy n aw et później, jako dorośli, opanują język obcy, pozostaje m ożliw y do rozpoznania a k c e n t ich ojczystego języka (tak, że m ożem y n a ty c h m ia st odróżnić R osjanina m ówiącego po angielsku — od A nglika). Jed y n ie w w ypadku, gdy p rak ty k a w ojczystym języ k u nie trw a ła zbyt długo do chw ili przy sw ajania sobie języka obcego (zwykle w w ieku lat 10), dzieci opanow ują now y język tak, że nie zdradza ich ,,obcy a k c en t“ . Dzieci uczą się języka dorosłych ze w szystkim i w ahan iam i w szczegółach, będą­ cym i w dan ym czasie w użyciu dorosłych (czy należy mówić: it

is I czy it’s me?). Tam jednak, gdzie nie m a w ah ań w śród starszego

pokolenia, nie m a tych w ah ań rów nież w śród pokolenia młodszego; fo rm y całkow icie n iepraw idłow e są bezlitośnie popraw iane. Nie m ożna tw ierdzić, że istn ieje jakiś język młodszego pokolenia (jeśli rozw inie się on w śród g ru p y dzieci, w dom u lub w szkole, jest ska­ zany n a obum arcie z biegiem lat). Teached (zam iast ta u g h t) lub

fin (zam iast th in ) nie są w yrażeniam i przy jęty m i przez dorosłych

w k raja ch , w k tó ry c h m ów i się po angielsku. Lecz w rzeczywistości językow ej w y rażen ia rów nie niepraw idłow e jak p rzy to c zo n e 1 — tak ie ja k fran cu sk ie répondu zam iast łacińskiego responsum lub rosyjskie F i o d o r zam iast T e o d o r — zyskały praw o obyw a­ telstw a w języ k u ogólnym. P raw dziw ym jest więc zaskakujący fakt, że w rzeczyw istości język się zm ienia, a czasem podlega zm ia­ nom gw ałtow nym , w fonetyce, m orfologii, słow otw órstw ie, składni, sty lu — i w łaśnie te zm iany są treścią „g ram aty k historycznych“ (które n a ogół nie podk reślają w rów n ym stop niu b rak u zmian, fak tu , że od tysięcy lat * pater — pater — padre — père nie zm ie­ niło zu p ełn ie spółgłosek p-r i że il est, nous so m m es zaw ierają rdzeń m orfologiczny liczący w iele tysiącleci).

Dlaczego język się zm ienia? Na to podstaw ow e pytanie, które laik ma p raw o zadać językoznaw cy, zajm ującem u się przecież w pew nej m ierze w łaśnie zm ianam i, nie m a wciąż ostatecznej od­

1 M ogą one b yć u sp ra w ied liw io n e ty lk o jako in teresu ją ce osob liw ości u ży w a n e przez cu d zoziem ców , n a w et w ów czas, k ied y d osk on ale oddają niu an se, k tó ry ch d an y języ k n ie jest zd oln y w y ra zić w in n y sposób; jak np. w w y p a d k u , g d y p olski poeta M i c k i e w i c z pow ied ział: „La Pologne

(4)

powiedzi i m am w rażenie, że nowoczesna, zw yciężająca obecnie w niektó rych k raja ch (np. w Am eryce), przew aga opisowego podej­ ścia do języka m usi w zasadzie pom inąć to podstaw ow e pytanie. Badacz zajm ujący się opisem jest bowiem zm uszony ignorow ać zm iany, a czynić przedm iotem badania sytuacje w języku i system y językow e, o któ ry ch zakłada, że są stałe i niezm ienne, w tym stop­ niu, jaki byłby nie do przyjęcia przez historyka. Czyż p a ry w y ra ­ żeń: it is I, it’s m e ; je ne puis, je ne p e u x pas — nie są dowodem historycznych naw arstw ień w angielskim i francu skim języku współczesnym ? Czy znak v [—vieilli], jakim n iektórzy in fo rm ato rzy Edm onta i G illiérona oznaczali pew ne słowa, nie jest w yrazem ich w łasnej historycznej świadomości? K ażdy m ówiący jakim ś języ­ kiem wnosi ze sobą historycznie n aw arstw ioną świadomość języ ­ kową.

G dy w ybierzem y dla niepokojącego pytania: „dlaczego język się zm ienia?“ — inną, bardziej odpowiednią postać (która nie za­ kład a personifikacji pojęcia j ę z y k ) , m ianowicie: „dlaczego spo­ łeczeństw o zm ienia swój język?“, doprowadzi nas to do odpowiedzi, któ ra uwidoczni dialektyczność pojęcia s p o ł e c z e ń s t w o : s p o ­ ł e c z e ń s t w o nie zm ieniałoby swego języka, gdyby nie było j e d n o s t e k , k tó re m ają przyczyny do w prow adzania zm ian ję ­ zykow ych i k tó re z jakiegoś powodu rozporządzają m ożliwościami (siłą, w pływ em etc.), pozw alającym i narzucić ogółowi owe zm iany. Nie m ożna sobie w yobrazić społeczeństwa, posiadającego sp raw ny system kom unikow ania się językiem odziedziczonym po przodkach, w k tó ry m przejście od jednego w yrażenia do drugiego postępo­ w ałoby tak szybko i bezpośrednio, jak „m aszerujący gęsiego żoł­ n ierz e “ 2 (oczywiście nie m a bezpośredniego przejścia od rëge do

rei lub roi, od je puis do je peux, albo od ponere — to put — do mittere, franc, mettre). M usieli istnieć pionierzy i m aru d erzy oraz

ogół społeczeństw a, k tó ry powoli i z w ahaniam i naśladow ał p re ­ kursorów innow acji językow ych.

N aw et wówczas, gdy zachodzą w ażne w ypadki historyczne, któ re mogą zmienić zasadniczo rasowe, narodow ościowe i socjologiczne cechy społeczności językow ej (przez narzucenie nowego superstra­

t u m lub u stępstw a na rzecz nowego substratum), fakt m ieszania się

2 P rzyw łaszczam sobie to porów nanie T h u r n e y s e n a , który użył go w w alce o p raw a fo n ety k i, tw ierdząc, że praw a te n ie działają w rów nym stop n iu w stosu n k u do w szy stk ich w y r a z ó w język a (zasada: „każdy w y ­ raz m a sw oją h isto rię“).

(5)

języków (Sprachm ischung) nie może w yjaśnić całkow icie zm ian ję ­ zykowych. S ch u c h a rd t — poniew aż żył w m onarchii austro-w ęg ier- skiej — przyzw yczaił się widzieć głów ny czynnik zm ian językow ych

V / m ieszaniu się języków (i dlatego nie w idział różnicy pom iędzy

dialektem kreolskim a w ielkim i k u ltu ra ln y m i językam i). Rację m iał więc von E ttm ay er, jego uczeń, m niej od m istrza zdolny, gdy raz pow iedział do mnie: „Człowiek m ów iący nie m iesza języków, on m ów i“ . „On m ów i“ — musi, przypuszczam , znaczyć w ty m w y­ padku: m ówi sw oim językiem , jed n y m językiem , którego ciągłość odczuw a jako niep rzerw an ą; nie m ówi dw om a językam i naraz; jeśli n a w e t pod w pływ em swego dw ujęzycznego otoczenia p rzy j­ m u je n iek tó re e lem en ty innego języka, d o k o n u j e w y b o r u . S zw ajcar m ów iący po niem iecku, k tó ry może p rzy jąć pew ne rom a- nizm y do sw ojego S c h w y z e r Dütsch, zawsze m ówi w zasadzie po nie­ m iecku (i vice v e rs a : francuski S zw ajcar mówi językiem fran cu s­ kim , zaledw ie lekko zabarw iając go germ anizm am i). Podobnie m u­ siała istnieć w okresie dw ujęzyczności (który zawsze poprzedza okres w ystęp o w an ia języka w postaci będącej rez u lta tem zm iesza­ nia) w świadom ości „ lead era“ językow ego (linguistic leader) wola m ów ienia zasadniczo jakim ś jed n y m językiem , nie zaś innym — ję­ zykow a świadomość, k tó ra jedn e cechy języka akceptuje, a inne odrzuca.

C h a ra k te ry sty c zn a w ydaje mi się przeto pew na rezerw a w ak­ ceptow aniu lokalnych sposobów m ów ienia, co da się zaobserwow ać w w y p ad k u w pływ u su p e rstra tó w i su b stra tó w na język łaciński (Vulgar L a tin ), k tó ry to fa k t doprow adził do w ytw orzenia tego, co von W a rtb u rg nazw ał ,,A u sg lie d e ru ng “ (rozczłonkow aniem ) ję­ zyków rom ańskich. Człowiek m ów iący językiem rom ańskim w Galii, k tó ry p rzy ją ł p ew ne słowa z frankońskiego su perstra tum (honte,

orgueil, guerre, h eaum e itd.), co spraw iło, że nauczył się niek tó ­

ry ch germ ańskich dźw ięków (w — h) — zachow ał cały m orfolo­ giczny system łaciny (deklinację, koniugację, słow otw órstw o) w stan ie n ietk n ięty m . N iew ątpliw ie m usieli istnieć „ieaderzy “ ję ­ zykow i (dla nas anonim ow i), któ rzy — p rzy jm u jąc w pływ y z ze­ w n ą trz — w strzy m ali inw azję języka germ ańskiego a k u ra t w tym m om encie, w k tó ry m zagrażała ich rom ańskiem u językow i fak ­ ty czn a germ anizacja. Te sam e ham ujące siły odegrały rolę w w y ­ padku oporu języka rum uńskiego przeciw slaw izacji jego ro m ań­ skiej stru k tu ry , p rzy jednoczesnej akceptacji zapożyczeń w słow ­ nictw ie. A znowu, gdy chodzi o substratum , jeśli n aw et w ym iana

(6)

u > ü i niektóre inne w ym iany dźwięków są z pochodzenia galijskie

(a pew ne elem enty leksykalne są takie bez w ątpienia), rom ański c h a ra k te r kośćca języka (jego m orfologia) nie został jed n ak n a ru ­ szony, choć stało się to z jego tk an k ą słowną. Czyż m ożem y w ą t­ pić o roli p u rystycznej e l i t y , któ rej działalność pow strzym yw ała język francuski i rum u ń sk i przed przejściem w germ ański, galij­ ski, słow iański, mimo że dopuszczała w pływ y w szystkich języków w dziedzinie słow nictw a (i — w m niejszym stopniu — w dziedzinie fonetyki)? Czyż nie w ygląda to tak, jakb y now atorzy językow i w ty ch daw nych czasach robili różnicę m iędzy k o n k r e t n ą z a ­ w a r t o ś c i ą (factual c o n te n t} sw ojej cywilizacji (która może być wzbogacona), a f o r m a m i p o s t r z e g a n i a ( form s of apper­

ception), k tó ry ch odpowiednikiem jest nienaruszalna s tru k tu ra

gram aty czn a języka? W ten sposób odkryw am y pewnego rodzaju konserw atyzm u now atorów języka, lęk przed naruszeniem zasad­ niczej jego s tr u k t u r y 3.

F aktem , k tó ry dodaje mi odwagi w tych rozw ażaniach o sto sun ­ kowo „konserw atyw nych now atorach“ , jest łatw e do zaobserw ow a­ nia w naszych czasach rew olucjonizow anie się języków eu ro p ej­ skich pod względem słow nictw a (i słow otw órstw a) p rzy jednocze­ snym konserw atyzm ie w dziedzinie gram atyk i (a także fonetyki). W celu um ożliw ienia szybkiej orientacji w tej sytu acji językow ej, chciałbym postaw ić następujący problem : firm a E astm ana stw o­ rzy ła nowe słowo K o d a k , lecz nigdy by nie zdobyła się na za­ stąpienie form y taught przez teached — jakkolw iek logiczną i p ra k ­ tyczną byłaby ta druga zm iana — lub na zm iany w wym owie ję ­ zyka angielskiego! 4

W w ypadku słowa K o d a k daliśm y przykład względnie nowej indyw idualnej innow acji słow otw órczej, k tóra została uznana przez

3 O czyw iście, m ożna także założyć p rzeciw staw n ość .d zia ła ń now atorów i k o n serw a ty stó w , z których p ierw si dążą do całk ow itej język ow ej asym ilacji

su b s t r a t u m lub s u p e r s tr a tu m , a drudzy pow strzym u ją ew o lu cję języ k a —1

rezu ltatem zaś tych sprzecznych ze sobą działań b yłab y p ostać język ów rom ańskich po zm ieszan iu się ich z in n ym i językam i. M im o to m u siały istn ieć jakieś jed n ostk i, które u trzym yw ały rów now agę, które „d ok on yw ały w y b o ru “, d ecyd ow ały, co przyjąć, a co odrzucić.

4 N atu raln ie firm a han d low a nigdy n ie czułaby się pow ołana do w p ro­ w ad zan ia in n o w a cji język ow ych , z w y ją tk iem m ałego w y cin k a słow n ictw a (t r a d e m a r k ), który d otyczy jej interesów , tw ierd zę jednakże, że dzisiaj in n o ­ w acje język ow e zdają się w yk azyw ać ogrom ną prod u k tyw n ość w p ew nych dziedzinach języka, przy całk ow itym p raw ie w y łą czen iu innych.

(7)

społeczeństw o (i to przez społeczeństw o całego św iata). W ypadek ten jest re p re z e n ta ty w n y dla tysięcy now ych słów w naszym ję­ zyku, oznaczających n ieistn iejące p rzed tem przedm io ty i fakty z dziedziny h an d lu , przem ysłu, nau ki, technologii — oraz fak ty i pojęcia z dziedziny polityki i socjologii. Rzeczywiście, ilość tych now ych słów (zgodna z ilością now ych przedm iotów i pojęć) jest w czasach w spółczesnych zjaw iskiem uderzający m . W k tó ry m bo­ w iem okresie h istorii św iata jednostk i (takie jak firm a Kodak E astm ana) rozporządzały m ożliw ościam i rozprzestrzen ian ia nowych, a rb itra ln ie utw orzonych term in ó w w tak iej ilości i n a tak wielkich obszarach? Jakże rzadko w przeszłości jedn o stk a m ogła w płynąć na język całego św iata! W ypadek tak i ja k przem ianow anie m iesięcy

Quintilis i Sextilis na Julius i A u g u s tu s n a cześć d y k tato ra rzym ­

skiego im p eriu m — w yróżnia się przez swą w yjątkow ość (podczas gdy nowoczesne naukow e nazw y jedno stek m ia ry w now oodkrytych gałęziach fizyki — tak ie jak o m , a m p e r, w o l t etc. — poja­ w iają się masowo). Jeśli im ię wodza lub panującego, k tó ry w pro­ w adził now ą m onetę, było często używ ane jako nazw a tej m onety ( n a p o l e o n , l u i d o r ) , o ileż bardziej śm iałe je st postępow anie p ro du cen ta ap arató w fotograficznych, k tó ry puszczając w obieg now y term in w ykracza p o z a istn ieją cy język! P rzyczyną takiej now ej w ładzy n ad językiem , przysłu g u jącej w w aru n k ach w spół­ czesnej cyw ilizacji pew ny m jednostkom , jest, oczywiście, stały w zrost ilości now ych przedm iotów , k tó re m uszą być nazw ane 5, za­

5 Czy je s t zb yt p ochopne tw ierd zen ie, że w tej śm ia ło ści w p row ad zan ia in n o w a cji w celu „ n a zy w a n ia rzeczy “, p ołączon ej z k on serw atyzm em w sto­ su n k u do reszty języ k a , zn ajd u je od b icie p o d sta w o w a cecha stru k tu ry ję ­ zyka a n g ielsk ieg o , który p ierw szy zaa n g a żo w a ł się w rew olu cjon izow an iu język a w celach rek la m y („radical a d v e r t i s i n g “}. Tą p o d sta w o w ą cechą stru k ­ tury języ k a a n g ielsk ieg o jest b o g a ctw o jego m ateriału sło w n ik o w eg o p o­ łączon e ze w z g lę d n ie uproszczoną g ram atyk ą, g otow ość języka do w zb o g a ­ cania się pod w zg lęd em le k sy k a ln y m , w sp ó łistn ieją ca z zam k n iętym system em gram atyczn ym . M yślę, że jeszcze nie w iem y , czy i w jak i sposób te dw ie sprzeczne cech y są ze sobą połączone: czy u p roszczen ie gram atyk i język a a n g ielsk ieg o jest rezu lta tem b o g a ctw a sło w n ik a (sp ow od ow an ego z k olei p rzyczyn am i h istoryczn ym i), czy też uproszczona gram atyk a u m ożliw iła w zb ogacen ie sło w n ictw a ?

W każd ym razie w sz y stk ie ję z y k i eu ro p ejsk ie m ają dziś, w m n iejszym lub w ięk szy m stopniu, na ró w n i z języ k iem a n g ielsk im rozb u d ow an y sło w ­ nik — słu żą cy do ozn aczan ia b ogatego m ateriału, będącego produktem c y w i­ liza cji — podczas gd y stru k tu ra g ram atyczn a tych języ k ó w pozostaje n ie ­ naruszona. B y ł to za iste czyn g en iu sza — jak iro n iczn ie p isa ł С г о с e —

(8)

potrzebow anie na te przedm ioty w śród szerokich m as ludności, upow szechnienie łatw ych sposobów kom unikacji, poważanie, jakim cieszą się poszczególne gałęzie techniki i nau k ścisłych, dem okra­ tyczny c h a ra k te r współczesnych społeczeństw, w k tó ry ch — rów ­ nież pod w zględem językow ym — nie może rządzić żadna poszcze­ gólna, e lita rn a gru p a społeczna. Je st rów nież faktem godnym uwagi, że neologizm y utw orzone przez współczesny św iat techniczno-han­ dlow y są nie tylko nieporów nanie liczniejsze niż te rm in y u kute przez w szystkich władców św iata — Aleksandrów , Cezarów, Napo­ leonów — razem w ziętych, lecz rów nież znacznie m niej liczą się one z praw am i języka. Dopiero od X IX w. spotykam y we w szyst­ kich językach europejskich system atyczne skracanie długich słów, k tó re już nie odpow iadają przyspieszonem u tem pu naszej cyw ili­ zacji (bus <C omnibus, m étropolitain], radio), oraz słow a-skróty li­ terow e (CGT, GOP, ZSRR), k tóre są nie tylko pisane, lecz w y ­ m aw iane, jak w średniow ieczu nomina sacra (typu INRI). Je st to cecha języka m ająca precedens tylko w siedem nastow iecznej an - gielszczyżnie, reprezen to w an a wówczas przez tzw. clipped words, takie jak m o b < i mobile (uulgus), p u n c h <C puncheon. Spotykam y rów nież w językach europejskich swobodne trak to w an ie zasad sło- w otw órstw a (k le e n e x , lastex — utw orzone za pomocą „handlow ego su fik su “ -ex\ laundr-o-mat, utw orzone analogicznie do automat',

revenescence, znak fabryczny perfum , utw orzony analogicznie

do evanescence, rejuvenescence). O bserw ujem y także swobodę w prow adzania obcych elem entów w yrazow ych, k alam b u ry słowne, używ anie kolokw ializm ów w języku pisanym , żonglow anie zasa­ dam i pisow ni (kleenex zam iast cleanex; Koli — m arka papierosów zam iast — cool, bo к jest bardziej egzotyczne niż c). S potykam y w reszcie pró b y w ykraczania poza granice języka w w ypadkach tak ich jak K o d a k , co stanow i czynność w ym agającą dużego w y ­ siłku myślowego, jest bowiem rzeczą bardzo tru d n ą w ym yślanie słów nie należących do żadnego używ anego aktu alnie języka (np. w ielką tru dn o ść spraw iłoby stw orzenie języka całkow icie bezsen­ sownego). W ynajdyw anie tego typu now ych słów jest w yrazem

że S t a l i n pod k on iec sw ego życia jed n ym p ociągnięciem pióra p rzek reślił w szy stk ie p oprzednie rad zieckie koncep cje o przełom ow ym zn aczeniu rew o ­ lu cji, tw ierdząc, że d zisiejszy, radziecki, język rosyjsk i jest w sw y ch pod­ sta w a ch języ k iem P u szk in a, podczas gdy olbrzym ie ekonom iczne i p olityczn e zm iany w n iesio n e przez rew o lu cję rosyjsk ą dostarczyły ty lk o k ilk u now ych słów , które zo sta ły z ła tw o ścią w ch ło n ięte przez ten system język ow y.

(9)

fanatycznego dążenia św iata handlow o-przem ysłow ego do rek lam o ­ w ania swoich p ro d uk tó w jako całkow icie now ych, takich, o któ rych jeszcze nie słyszano. To w łaśnie ośm iela do tw orzenia słów, jakich w innych w ypadkach oczekiw alibyśm y tylko od ofiar halucynacji.

W olno jednakże w ątpić o całkow icie in dy w idu alny m tw orze­ niu nazw ty p u K o d a k . W ątpliw ości te op ierają się nie tylko na tym , że nie m ożem y wiedzieć dokładnie, w jaki sposób i przez kogo ta nazw a ( t r a d e m a r k ) została w ym yślona, jeżeli jakieś w spom ­ nienia ludzi zw iązanych z ow ym w ynalazkiem nie zostały lub nie zostaną opublikow ane (ta sam a niepew ność, jeżeli się nie m ylę, do­ tyczy w prow adzenia nowego użycia słów Julius i A u g u s tu s — w znaczeniu nazw m ie się c y )6. W ątpliw ości te op ierają się rów nież na fakcie, że stw orzenie nazw y fabry cznej, chociaż dokonane a rb i­ traln ie, nie jest całkow icie „in d y w id u aln e“ z n a tu ry , lecz resp ek tu je pew ne m odele językow e, nie obce językow i ogólnem u. Za przy kład może służyć poprzednio w ym ieniona skłonność do używ ania к

w języku rek lam y ; dw usylabow ość w yrazu, k tó ry m a w artość ono- m atopeiczną (pierw sza sylaba sym bolizuje przygotow anie a p a ra tu do „p stry k n ięcia“ , dru ga samo „p stry k n ięcie“ o c h a ra k te ry sty c z ­ n ym dźw ięku click). G dyby nie istn ia ły słow a takie jak click, nie zostałoby utw orzone słowo K o d a k . Jeśli więc słowo K o d a k tra k ­ tu je się czasem jako Urschöpfung (jak w yraz gas van H elm onta), jest to u spraw iedliw ione tylko o tyle, że te n neologizm nie m oże być zaliczony do żadnej istniejącej rodziny słów, lecz nie o tyle, że może

6 H a n d lo w y ch arak ter p rezen tacji tow aru w y m a g a od p rod u cen tów n ie- u ja w n ia n ia gen ezy jeg o n azw y. M uszą oni b o w iem rek lam ow ać tow ar jako n ow y, ale j u ż d o sta teczn ie znany, bez w ą tp ien ia j u ż i s t n i e j ą c y . (T łum aczenie, d laczego jego n azw a fab ryczn a została w y n a lezio n a i k to ją w y n a la zł, p o d w a ży ło b y p rześw ia d czen ie o n iew ą tp liw y m i s t n i e n i u produktu.) Ta m etod a różni się zasadniczo od tech n ik i p o w sta w a n ia h a seł p olityczn ych , z w y k le łączon ych z ok reślon ym i tw orzącym i je osobam i. P rzy ­ k łady: th e goo d n e ig h b o u r p o li c y (p o lity k a dobrosąsiedzka), N e w D eal albo n a w e t term in Johna F ostera D u l l e s a —■ m a s s i v e re taliation. M ożna sobie o czy w iście zadać p y ta n ie , czy te h a sła i term in y p o lity czn e są rzeczy w iście u tw orzon e przez osob y, k tórym się to przyp isu je; czy — in n y m i sło w y — term in m a s s i v e re t a li a ti o n n ie zo sta ł w y m y ślo n y p rzez ja k ieg o ś skrom nego u rzędnika w la b iry n ta ch m in isterstw a i czy geneza term in u n ie jest d zięk i tem u tak sam o „n iezn an a h is to r ii“ jak h a n d lo w a n azw a K o d a k . „T w ór­ czość a n o n im o w a “ is tn ie je w w ie lu w yp a d k a ch — dem ok ratyzacja życia nie d aje nam m o żliw o ści ła tw ie jsz e g o w g lą d u w arkana a u torstw a, niż czy n iła cy w iliza cja , która stw o rzy ła n azw y m iesięc y Ju lius i A u g u stu s .

(10)

przekraczać całkowicie p rzyjęte zw yczaje językow e. Istotnie, tym , co uczyniło tę nazw ę firm y popularną (oprócz rzeczyw istego związku nazw y z produktem ), jest fakt, że zm ieściła się ona tak dobrze w r a ­ m ach naszych naw yków językow ych (przez sw oją w artość onom ato- peiczną). Spotykam y się tu z k o n stru k ty w n ą ograniczonością każdej innow acji językow ej: innow acja jest zawsze w zględna, przebija przez n ią zawsze pew ien konserw atyzm językow y. Jed n o stk a w prow adza­ jąca innow acje językow e bierze pod uw agę świadomość ludzi, dla k tó ry ch je w prow adza: zna naw yki językow e tych ludzi i przew i­ d u je z góry ich (życzliwą) reakcję. Może zaś ją w yw ołać tylko dzięki zręcznem u połączeniu czynnika now atorskiego z kon serw atyw n ym , co pozwala na przyjęcie danej innow acji przez społeczeństwo.

W ten sposób w ykryliśm y, że w spółczesny n ow ator języka k ie­ ru je się znajom ością przeciętnej świadomości językow ej. S tw ierd ze­ nie to stanow i tylko w a ria n t obiegowego tw ierdzenia o związku m ię­ dzy w ielkim i jednostkam i, któ re w procesie historycznym k sz ta łto ­ w ały losy ludów — a tym i ludam i. Zawsze w skazuje się n a fakt, że w ielcy refo rm ato rzy nie m ogliby przeprow adzić skutecznie sw ych reform , gdyby nie widzieli, że społeczeństwo odczuwa potrzebę tych reform . Oczywiście — możliwe, że gdy n ow ator językow y w p row a­ dza jakiś term in , sądzi, że term in ten będzie działał na ludzi przy pom ocy określonych cech, a tym czasem ludzie p rzy jm u ją go z p o ­ w odu cech zupełnie innych. (Jest np. teoretycznie możliwe, że w spom nienia osób, k tó re utw o rzy ły nazwę K o d a k , w ykażą, iż m oja „onom atopeiczna“ in te rp re ta c ja była im zupełnie obca, i że K o d a k został w rzeczywistości utw orzony jako słowo literow e ty p u — pow iedzm y — U n e s c o . ) H ans S perber w swoim B e d e u ­

tungslehre w yróżnił dw a stadia h istorii neologizmu: „m om ent tw o ­

rze n ia “, w k tó ry m term in u ży ty przez jednostkę pojaw ia się po raz pierw szy, i pew ne „czynniki u stalające“ (fix in g factors), któ re po­ w odują przyjęcie term in u przez społeczeństwo. Tym „czynnikiem u sta la ją c y m “ może być np. potrzeba istn ien ia takiego term in u , o d ­ czuw ana szeroko jeszcze przed pow staniem neologizm u, w artości em ocjonalne, k tó re zostają przyporządkow ane term in ow i już raz utw orzonem u, etc. R ozpatrzm y n astęp u jący przykład: ktoś zastoso­ w ał kiedyś po raz pierw szy term in s m a k (który był początkowo uży w an y tylko na oznaczenie pew nych doznań zm ysłowych) do oce­ n y estetycznej (wiemy, że użycie tego słowa w sensie m etaforycz­ n y m m iało pierw szy raz m iejsce w Hiszpanii; jed na z katolickich królow ych, Izabela K astylijska, użyła w ty m sensie słow a gusto).

(11)

Je d n ak ktokolw iek by pierw szy użył tego w yrazu w now ym znacze­ niu, czynnikiem u sta la ją c y m m etaforyczne rozszerzenie zakresu jego użycia m usiała być — zrodzona przez estetykę renesansow ą — po­ trzeba u stalen ia kodeksu ocen op arty ch nie o średniow ieczne lub A rystotelesow skie kanony, lecz o osąd osobisty. M etafora przy sto­ sow ana została w ten sposób do system u pojęć epoki. Ja jed n ak po­ w iedziałbym , że „czynniki u stalające“ są w większości w ypadków znane ju ż p rzy tw orzeniu term in u . T erm in jest tw orzony przez jed ­ nostkę z uw agi n a istn iejącą potrzebę, k tó ra w ten sposób zostanie zaspokojona. Tw orzenie neologizmów językow ych, tak sam o jak twórczość w innych dziedzinach, jest zam ierzona jako trw ała da­ nin a dla ludzkości, i w w ypadkach, gdy now y tw ó r nie p rzy jm u je się, m am y do czynienia z „płodem poron ion ym “, nie w m omencie pow staw ania, lecz w sk u tek późniejszego rozw oju historycznego. Za­ żyw ający złej sław y am eryk ań sk i sen ato r Mac C a rth y utw o rzy ł (lub p rzy n a jm n ie j m yślim y, że utw orzył) term in fifth - a m e n d m e n t com­

m u n ist na określenie obyw ateli, k tó rzy — pow ołani przez jego ko­

m isję śledczą — odm aw iali odpowiedzi n a p y tan ie, czy są kom uni­ stam i, czy nie, pow ołując się n a 5 now elę do K o n sty tucji (f i f t h

a m e n d m e n t ). Tw orząc ten te rm in Mac C a rth y m usiał liczyć n a

skutki, k tó re pociągnie za sobą tak a jego form a (skojarzenie z fifth -

columnist, w rażenie, jakie n arzu ca ten ty p złożenia, k tó re m a raczej

„w ydźw ięk“ techniczny, co sugeruje, że rzeczyw iście istnieje łatw a do zdefiniow ania i raczej liczna kateg o ria obyw ateli podpadających pod tę definicję). T erm in ten wszedł w obieg tylko o tyle, o ile w ydaw ał się społeczeństw u pokryw ać z rzeczyw istością. Jeżeli, jak to w ydaje się dziś praw dopodobne, pójdzie on szybko w zapom nie­ nie, znaczy to, że zew n ętrzn a sy tu acja, k tó ra dostarczyłaby „czyn­ nika u stalającego “, m usiała się zm ienić — lecz nie m ożna zaprzeczyć, że m łody sen ato r sta n u W isconsin przew idział „czynnik u sta la ją c y “ praw idłow o, w t y m c z a s i e , k i e d y t w o r z y ł t e r m i n . Zw yciężyła go szybkość zm ian „h isto rii“ 7.

7 A by dać p rzyk ład n ow o czesn eg o n eologizm u , k tóry, ja k się zdaje, zo­ sta n ie p rzy jęty w A m eryce, p rzytoczę rzeczow n ik k n o w - h o w , o k tórego h isto rii nic m i n ie w iad om o (był praw d op od obn ie u ży w a n y p o raz p ierw szy przez p rzem y sło w có w oddających u słu g i rząd ow i podczas w ojny). F aktem jest jednak, że p o ja w ił się w p u b liczn ych p rzem ów ien iach m ężów stanu i w prasie za czasów p rezyd en tu ry T rum ana, w okresie p ow ojen n ym , k ied y a k tu aln a w ó w cza s pom oc dla k rajów zniszczonych w o jn ą lub zacofanych zw iązan a b yła z k w a lifik a cja m i tech n iczn ym i (en g in eer in g skill). R zeczow n ik

(12)

Obecnie we w szystkich w ym ienionych w ypadkach neologizmów utw orzonych przez jednostkę (lub jednostki): K o d a k , gusto (jeśli rzeczyw iście Izabela K asty lijsk a w prow adziła ten w yraz), f i f t h

a m e n d m en t communist, know-how, ten, kto tw orzył, odczuwał po­

trzeb ę (która, jego zdaniem , była powszechna) w yjścia poza język ogólny i w zbogacenia jego zasobów przez now y term in. Znow u jed n a k tw ierdzę stanowczo, że n ik t nie uw ażałby za potrzebne w prow adzać nowej form y w yrazu, takiej ja k teached (lub jej o d ­ pow iedników w innych ję z y k a c h )8. Cóż ostatecznie działa w je d ­ nostce tw orzącej now y w yraz (lub w prow adzającej nowe użycie w yrazu), co popycha ją poza granice przyjętego języka i pow oduje, że sta ra się ona nakłonić innych do przyjęcia nowego term in u ? Je st to w ostatn iej in stancji niezadow olenie z istniejącego języka, k tóre pew ne jednostki mogą odczuwać silniej niż inne i bardziej d o tk li­ wie w n iek tó ry ch aspektach języka. J a k i e j c e c h y języka do­ tyczy to niezadowolenie? Dotyczy ono jego stale zm niejszającej się e k s p r e s y w n o ś c i . P aradoksalne jest, że w łaśnie dokładne up o­ rządkow anie każdego ukonstytuow anego system u językowego, po­ praw n e funkcjonow anie jego regu ł gram atycznych i użyteczność istniejący ch słów dla oznaczenia wszystkiego, o czym chce się m ó­ wić — że w szystkie te elem enty, k tóre w prow adzają stabilność i konserw atyzm , pow odują równocześnie ograniczenie, „okulaw

ie-ten (k n o w - h o w ) n ie b y ł w ów czas niczym w ięcej n iż syn on im em w yrażen ia

en g in eer in g skill, w p row ad ził jednak p ew n e n iu a n se zw iązan e ze sposobem

zach ow an ia się u w ażan ym za ch arak terystyczn y dla A m eryk an ów . T h e y

„ k n o w h o w to do a th i n g “ („wie dzą, j a k w z ią ć się do r z e c z y “) — n ie jak

ją rozum ieć, lecz jak się zach ow yw ać, jak działać w danym w yp ad k u. J ę z y ­ kow a form a tego term inu p rzydaje m u jeszcze dod atk ow ego p osm ak u p o ­ p u larn ego (por. rozkazujące w form ie cure-all). T erm in ten w y d a je się streszczać zdanie: „[we] k n ow h ow [to do a th in g ]“ („w iem y, jak się w zią ć do rzeczy“). O becnie cu d zysłów , w który ujm ow an o to w y ra żen ie parę lat tem u, zdradza ten d en cję do zan ik n ięcia, co jest znakiem , że sp ołeczeń stw o zaak cep tow ało in n ow ację, p o n iew a ż oznacza ona w ięcej niż spraw ność te c h ­ niczną; p ochlebia p rzeciętn em u A m eryk an in ow i przez sw ój odcień zn acze­ n iow y: „engin eerin g skill, in th e A m e ric a n w a y , w h ic h can be e x p o r t e d “ („spraw ność techniczna typ ow o am erykańska, k tóra m oże b yć ek sp orto­ w a n a “).

8 In n ym i sło w y : rozróżnienie m ięd zy zm ienną a n iezm ien n ą częścią języ k a (w zbogacanie język a przez tw orzen ie słó w oznaczających fak ty czn ą zaw artość cy w iliza cji, w p rzeciw ień stw ie do utrzym an ia statu s quo

w stru k tu rze gram atyczn ej języka) jest takie sam o jak w ok resie A u s g li e ­

(13)

n ie “, zm niejszenie naszych m ożliwości w ypow iadania się. O dkry­ w am y więc tu k o n flik t m iędzy dw om a aspektam i języka: jego ko­ m unikatyw nością, k tó re j odpow iada istn iejący porządek gram a­ tyczny, a jego ekspresyw nością, k tó ra w ym aga lekcew ażenia tego porządku. W każdym społeczeństw ie będą zawsze istnieć jednostki, w k tó ry ch potrzeba w zm ocnienia eksp resji przez now y sposób w y­ rażan ia się zw ycięża potrzeb ę porozum iew ania się za pom ocą środ­ ków trad y c y jn y c h , jednostki, k tó re odczuw ają, że n o w o ś ć sy­ tuacji uspraw ied liw ia łam anie tra d y c ji językow ej. Z drugiej stro n y będą istn ieć także, niew ątp liw ie liczniejsze, g ru p y jednostek m niej w rażliw ych i m niej akty w n ych , zdaniem k tó ry ch sy tu a c ja językow a nie w ym aga żadnego w ykroczenia poza istn iejący stan rzeczy.

M ożem y tylko przypuszczać, że w w y p adku każdej innow acji językow ej, k tó ra została p rzy ję ta , m u siały w społeczeństw ie dzia­ łać jed n o stk i o a k ty w n y ch um ysłach, k tó re zw yciężyły ko nserw a­ ty stó w — a ci z kolei, gdy zaproponow ano im now y term in , szli za p rzy k ładem in n y ch i przyjm ow ali go (nie dlatego, że w yczuw ali konieczną potrzeb ę istn ienia tego term in u , lecz poniew aż rozum ieli w zględną m o ż l i w o ś ć używ ania go, zwłaszcza gdy stał się on rzeczyw istością via facti). M ożem y rów nież łatw o zaobserwow ać opór społeczeństw a przeciw ko „now ow ym yślonem u“ term inow i, o p a rty nie ty le n a aw ersji czysto językow ej, lecz na aw ersji do g ru p y lu b ty p u ludzi, k tó ry ch uw aża się za au toró w tego term inu . Nie jestem pew ien, czy obecnie w szyscy A m erykanie są już skłonni do p rzy jęcia w yrażen ia k n o w -h o w , n ato m iast istn ieją ciągle z całą pew nością opory w u żyw aniu przechodniego czasow nika to con­

tact (skon tak to w ać się) (zam iast to get in contact w ith (naw iązać

k o n tak t)), poniew aż czasow nik ten jest p rz y ję ty z słow nika po­ d różujących agentów handlow ych, k tó ry ch zajęciem jest „k o n tak­ tow ać się“ (to contact p eop le). Znaczy to, że niektóre w arstw y am erykańskiego społeczeństw a nie chcą być zrów nane z kom iw o­ jażeram i, ani p rzejm ow ać ich językow ych naw yków bez oporu. Z d ru g iej stro n y , gdy tylko am eryk ań scy m eteorologow ie zaczęli nazyw ać h u ra g a n y kobiecym i im ionam i (zwyczaj, k tó ry w yw ołał wiele polem ik w prasie), n a ty c h m ia st usłyszałem od in telig en tn ej i w ykształconej k ob iety w ypow iedziane zupełnie serio zdanie: ,,H a z e 1 w yrządziła nam olbrzym ie szkody“. N arzucenie w y raże­ nia językow ego przez m eteorologa (a więc człowieka, którego uważa się za odpow iednio w ykształconego do w ykonyw ania swego za­ wodu) nie w yw ołuje (jak w’ w y pad ku kom iw ojażerów ) sprzeciw u

(14)

publiczności. P rzy kład em w prow adzającym pew ien zam ęt do tej zasady jest fakt, że obiegowe w yrażenie: ,,I agree w ith you 100°/o“ („zgadzam się z tobą w 100%“ ), niew ątpliw ie handlow ego pocho­ dzenia, stało się powszechnie używ anym w USA zw rotem . (W p rz e ­ ciw ieństw ie do „100% Am erican“ , które jest znienaw idzone za­ rów no w tym k ra ju , jak i w innych.) Zw rot ten wszedł do języka praw dopodobnie dlatego, że przesada w nim zaw arta jest uw ażana za g r z e c z n o ś c i o w ą , co spraw ia, że handlow e pochodzenie tego zw rotu może pozostać niezauważone. Ogólnie biorąc, m am y praw o stw ierdzić, że akceptacja neologizmu jest, m iędzy innym i, uw aru nk o w ana społeczną pozycją w narodzie grupy, do k tó rej n a ­ leży, lub uw aża się, że należy, a u to r tego neologizm u. Przecież w y ­ rażenie to contact somebody samo w sobie nie jest bardziej nagan ne niż to coach somebody („przygotow yw ać kogoś do egzam inu“ lub „trenow ać kogoś do zawodów“ ) i tysiące innych angielskich cza­ sowników utw orzonych od rzeczowników.

W iem y również, że całe n arod y m iew ają większą od inny ch skłonność do w prow adzania innowTacji językow ych. Tak zwane „m ło­ d e “ naro d y („m łode“ w sensie politycznym ) w ykazują tendencję do p rzekraczania ram swego języka znacznie łatw iej niż „starsze“, o czym świadczy np. duża ilość neologizmów u pisarzy niem ieckich czy am erykańskich w porów naniu z włoskim i czy francuskim i. (Jest to tak, jak b y dłuższe doświadczenie historyczne uczyło, że „nie m a nic nowego pod słońcem “, i dlatego nowe dośw iadczenia mogą być w yrażone stary m i słowami.) Na przyk ład egzystencjalizm H eideggera w ym aga utw orzenia znacznie większej ilości now ych term inów niż egzystencjalizm S a rtre ’a, chociaż słow nik tego o sta t­ niego może w ydaw ać się Francuzow i bardzo „niem iecki“ . Jed n akże innow acje obydwóch świadczą o zw iększeniu ruchliw ości naszej cyw ilizacji i w prow adzonego przez nią niepokoju, k tó ry w dziera się n aw et do rozw ażań filozoficznych: jakże bardzo k o n serw aty w n e jest pisarstw o Bergsona, Crocego lu b prenietsch eań sk ich filozofów niem ieckich w porów naniu z pisarstw em naszych współczesnych filozofów! Je st napraw dę zdum iew ające, jak współcześni filozofo­ wie są zarażeni niepokojem , k tó ry przejaw ia się u nich tylko w nieco m niejszym stopniu niż we współczesnym świecie handlow o- przem ysłow ym i technicznym , gdzie ciągnie się zyski z pow szech­ nego niepokoju współczesnego homo novarum r e ru m cupidus (za pomocą reklam y, tzn. przez ogłaszanie zawsze now ych tow arów ). Choć więc zapotrzebow anie na neologizmy zm ienia się w zależności

(15)

od okresu, naro du , w a rstw y społecznej, jednostki, nie m ożna jed ­ n ak zaprzeczyć, że zm iany w języku są spow odow ane pragnieniem odnow ienia jego zdolności ekspresji i że niezadow olenie z u k o n sty ­ tuow anego język a jest zasadniczą cechą w szystkich m ówiących, ce­ chą będącą głów ną przyczyną zm ian ję z y k o w y c h 9.

9 N ieza d o w o len ie z b an aln ości istn ieją ceg o języ k a m oże rów n ież m ieć w p ły w na fo n ety k ę. S ta ło się to d la m nie jasn e, gdy czytałem w O H genes

d e l esp a n o l (1926) zd u m iew ającą teo rię M e n ć n d e z a P i d a l a dotyczącą d y fto n g iza cji rom ań sk iej. Oto, co n a p isa łem w r. 1943 w arty k u le za­ m ieszczo n y m w M o d e r n L a n g u a g e Q u a r t e r l y (IV, s. 420 i n .; su g eru ję tam , że zm ian y fo n e ty c z n e m ogą m ieć źródło w p ew n ego rodzaju „ k o n serw a ty w n y m rew o lu cjo n izm ie“) :

„A by zrozum ieć w y ja śn ie n ie P id ala d otyczące w czesn ej d y fto n g iza cji w języ k u h iszp a ń sk im i starym rom ań sk im języ k u F rancji, rozw ażm y jego w y w o d y na tem at o tw artego, a k cen to w a n eg o o w języ k u rom ańskim (bonu). W d źw ięk u tym is tn ie ją dw a elem en ty: l a b i a l n y charakter sam ogłosk i oraz jej o t w a r t o ś ć w p o zy cji p r z y c i s k o w e j . H iszpan, od V III do X w ., w y p o w ia d a ją c tę sa m o g ło sk ę sk u p ia ł sw o ją u w a g ę na każdym z tych ele m e n tó w osobno, co sp raw iło, że w y m a w ia ł sam ogłosk ę rozszcze­ pioną. Z w racając u w a g ę w y łą czn ie na p ierw szy jej elem en t, p rzesad ził w ch ęci w y m ó w ie n ia d o k ła d n ie l a b i a l n e g o d źw ięku: n ad m iern y w y ­ siłek sp o w o d o w a ł n ap ięcie m ięśn i, a w n a stę p stw ie zw ężen ie w arg; stało się to p rzyczyn ą w y m ó w ie n ia w ęższej, bardziej ścią g n iętej sam ogłosk i u,

co d ało w su m ie d y fto n g uó.

„A le n a stęp n ie, gdy la b ia ln y ch arak ter sam ogłosk i został d ostateczn ie za św ia d czo n y w p ierw szej części d y fto n g u (u), istn ia ła ten d en cja do za­ n ied b an ia la b ia ln o ści d ru giego d źw ięk u i sk on cen trow an ia u w agi ty lk o na drugim elem en cie: na p rzy cisk u i »otw artości«. N astąp iło o sła b ien ie la b ia l­ ności: uó przeszło w ué w sta ro h iszp a ń sk im i starofrancuskim ; w n iek tórych staroh iszp ań sk ich oraz in n y ch rom ań sk ich d ialek tach m ożna n a w et spotkać

uâ. W e w sz y stk ic h tych d yfto n g a ch u trzym u je się p rzycisk n a drugiej, choć

ob ecn ie zm ien n ej, części d y fto n g u . Z jednej strony m ó w ią cy osobnik starał się w y m ó w ić p o p ra w n ie la b ia ln ą sa m o g ło sk ę (to tłu m aczy p o w sta n ie p ierw ­ szego, p rzesad n ie a rty k u ło w a n eg o u); z d rugiej strony, ch cia ł w y m ó w ić n a­ p raw d ę o tw a rty d źw ięk (to zn ów tłu m a czy jego w zg lęd n ą ob ojętn ość na a rty k u la cję drugiej części d y fto n g ó w uó, ué, uâ). Ja k a b y ła przyczyn a tej pod w ójn ej om yłki? Z god n ie z tw ierd zen iem P idala b y ła to potrzeba w zm o c­ n ien ia ek sp resy w n o ści język a, p ragn ien ie a rty k u ło w a n ia p opraw nego, naw et o rtod ok syjn ego — lecz su g e sty w n e g o , w yrazistego.

„C hociaż P id a l n ie w y ja śn ił d ok ład n ie tej parad ok saln ej p o sta w y p sy ­ ch ologiczn ej, w p ro w a d zen ie przez n ieg o p o jęcia ek sp resy w n o ści w y d a ło m i się w y ją tk o w o szczęśliw e [...]. W p rzytoczon ym p rzyk ład zie k o n serw a ty w n e d ążen ie do p ra w id ło w eg o a rty k u ło w a n ia d op row ad ziło do n atych m iastow ej rew olu cji: ten d en cja do o rtod ok syjn ości języ k o w ej sp ow od ow ała chaos, który w y d a łb y się b arbarzyński uszom C icerona. [...]

(16)

Obecnie m ożem y w prow adzić term in, którego pojaw ienia się czytelnik mógł się spodziewać w związku z indyw idualnym i inno­ w acjam i językow ym i: s t y l . Styl jest zw ykle definiow any albo jako zbiór tych cech języka używ anych przez poszczególnego członka społeczeństw a (przeważnie pisarza), k tóre w ykazują odchylenie od ogólnie p rzy ję ty c h norm gram atycznych, albo za B ally’m, jako em o­ cjonalne ( af f ect i f ) odstępstw a od bardziej norm alnego wzorca, od­ stępstw a, z k tó ry ch ko rzy stają wszyscy m ówiący danym językiem .

w y ja śn ić zasadniczego w y stęp u ją ceg o tu zjaw iska: d laczego jed en dźw ięk zo sta ł rozszczep ion y na dw a (nie jest to k on ieczn ą k o n sek w en cją sam ego dążenia do eksp resyw n ości). Jak to się stało, że ten jeden d źw ięk w y d a w a ł się zaw ierać d w a aspekty, tak że m ów iącego sk ło n iło to do rozłożen ia go na d w ie raty — że jego rozszczepiana u w aga przejaw iła się w w y m ó w ie n iu rozszczepionej sam ogłoski? Jest to n iew ą tp liw ie odbiciem w ah ań lu dzi, którzy stra cili in sty n k to w n e w yczu cie językow e. S tan ten w y w o ła n y jest w p ew n ej m ierze przez m iesza n ie się ras i narodow ości, lecz g łó w n ie przez zm ien n ość i niepokój panujące w kulturze. [...]

„W eźm y an alogiczn y przykład z d ziedziny rozw oju języka w sp ółczesn ego. H i t l e r zaw sze rozpoczyna sw oje m ow y, zw racając się do sw y ch w sp ó ł­ rod ak ów N iem ców przez deu ts ch e V olk sgenossen — w y m a w ia ją c w tym zw rocie dw a k rótkie, otw arte o, bardzo zbliżone do a. To jed n o stk o w e p rze­ su n ięcie d źw ięk ow e o > a reprezen tu je dla język ozn aw cy osob istą reak cję H itlera na w y m a w ia n ie d łu giego zam k n iętego o rozp ow szech n ion e w ludow ej n iem czyźn ie jego ojczystej A ustrii: V Ö lk, G e n ö s s e . Jeg o V a lk s g e n a s s e je s t w rzeczy w isto ści hiperpopraw ną w ym ow ą, w y p ły w a ją cą z ch ęci m ó w ien ia czystą niem czyzną. N ie stara się on n aślad ow ać żadnych od b iegających od norm y, lo k a ln y ch cech języ k a niem ieckiego: n ie próbuje na przykład przy­ sw o ić sobie typ ow o p ruskiej w y m o w y g jak X (d e r TaX); po prostu stara się m ów ić czy stą n iem czyzn ą bez ślad u żadnego dialektu. R ezu ltatem jest jed n ak coś, co nie je s t an i dialektem , ani pop raw n ym język iem n iem ieck im , coś, co k aleczy czystą niem czyzn ę, choć pozornie p reten d u je do jej k u lty ­ w o w a n ia . O stateczn ie św ia d czy to o ch w iejn ości k u ltu raln ej, która n iew iele różn i się od ch w iejn ości odbitej w p raktyce język ow ej h is z p a ń sk o -w iz y - gockich barbarzyńców w d aw nych w iekach. To H itlero w sk ie p rzesu n ięcie d źw ięk u jest języ k o w y m w y razem h ip ern iem ieck ości, która sta n o w i podłoże w szy stk ich jego poczynań. D zięk i słabości k u ltu raln ej w y m ia n a g > a staje s ię w tym w yp ad k u »w yrąbanym « w yrazem k ap ralsk iej en ergii i su ro­ w o ści — p raw d ziw ą m ow ą żandarm ską (p a r l e r g e n d a r m e ), jak b y p o w ied zia ł F rancuz. I m ogłob y się całk iem ła tw o zdarzyć, gdyby H itler pozostał n a ­ rod ow ym bożkiem N iem iec, że w ład za, jak ą się cieszy, łączn ie z n iw elu ją cy m d ziałan iem radia, d oprow adziłaby do tego, że jego in n ow acja sta ła b y się fo n ety czn y m p raw em obow iązującym ca łe N iem cy. A w ię c ta innow acja n arod ziłab y się ze źle sk ierow an ej ten d en cji k on serw atyw n ej, jak to m iało m iejsce w w yp ad k u analogicznych in n o w a cji w e w czesn ym stadium języka ro m a ń sk ieg o “.

(17)

T ak m am y więc dwie „ sty listy k i“ : rozw ażania o sty lu pisarza, k tó ry w jak iś sposób określa jego pisarską indyw idualność (jest to ta sam a koncepcja stylu, co w sztuce: „styl gotycki“ , „sty l Rabe- lais’go“), oraz rozw ażania o zm ianach pow odow anych przez stan y em ocjonalne w języku przeciętnych m ów iących („styl em ocjo­ n a ln y “ , p o krew n y „em ocjonalnem u zachow aniu“). Mimo że te dw ie sty listy k i w y m ag ają różniących się m iędzy sobą zdolności od ludzi, k tó rz y je u p raw ia ją (wrażliw ość arty sty c z n a contra wyczucie od­ cieni językow ych), mogą być one sprow adzone do wspólnego m ia­ now nika. W obydw u bow iem w ypadkach sty l w ykazuje ten d encje do em ocjonalności i do w prow adzania innow acji (w m niejszym sto p n iu w yk äzu je te ten dencje B ally ’ego „ogólny“ style affectif niż styl, k tó ry w y rasta z indyw id ualny ch w zruszeń pisarza). Styl je s t tw órczym aspektem języka, k tó rem u nie odpow iada język skodyfikow any, zintelektualizow any. „S ty l B ally ’ego“ je st oczy­ wiście b ardziej posłuszny praw om języ ka skodyfikow anego i reg u ­ łom g ram atyczn y m niż śm iałe neologizm y a rty stó w słow a, lecz m ożna spodziew ać się, że style affecti f doprow adzi do innow acji językow ych o bardziej śm iałym ch arak terze. Bardzo zaś często zda­ rza się, że to, co kiedyś było śm iałą innow acją, zostało z biegiem czasu skodyfikow ane i włączone do system u gram atycznego.

F a k t ten je s t pow szechnie znany w sem antyce historycznej (i został n a jtra fn ie j sform ułow any przez H ansa Sperbera). W yraże­ nie, k tó re początkow o posiadało w alor em ocjonalny, pow tarzane — s ta je się banalne, zostaje pozbaw ione tej świeżości, k tó ra w ydaje się konieczna dla oddania nowego w rażenia. C h arak tery sty czn e dla silnych w zruszeń jest uczucie, że stało się coś dotąd n i e s p o t y ­ k a n e g o , coś, co w ym aga użycia słów z u p e ł n i e n o w y c h , k tó ry m i nie określano dotąd nic znanego, słów całkow icie wolnych od sztam py, a więc now ych nazw rzeczy {proper names) i s ł ó w n i e p o w t a r z a l n y c h (n on ce-w ords), utw orzonych specjalnie dla w y rażenia ty ch now ych treści. To w yjaśnia, dlaczego w szyst­ kie słow a posiadające w chw ili p ow stania w artość em ocjonalną o raz w szystkie innow acje stylistyczne zu żyw ają się z biegiem czasu: łacińskie ponere, k ł a ś ć , zostało zastąpione w e F ra n cji przez m ittere, p o s y ł a ć (w yraz bardziej dynam iczny). To z kolei u stę p u je w d ialek tach w yrazow i bouter, u d e r z a ć , d a w a ć k l a p s a , a w w u lg arn y m język u potocznym w yrazow i f outre, o d b y w a ć c o i t u s , oraz jego eu fem istycznem u tow arzyszow i

(18)

nie kończą się i słowa takie jak balancer mogą niepostrzeżenie zn a­ leźć się w sytuacji, w której zastępow anie przez nie innych słów w ydaje się staw ać powszechnie p rzy jęty m zwyczajem . Tu potrzebne jest ostrzeżenie: fakt, że nowe słowo posiada dla słuchacza dużą w artość em ocjonalną, nie znaczy wcale, iż auto rzy neologizmów znajdow ali się całkowicie pod władzą czynników em ocjonalnych. Doświadczenie uczy nas, że w m om entach praw dziw ego poruszenia używ ane są najzw yklejsze w yrazy; nie m ożna sobie w prost w y ­ obrazić, by w chwili bezpośredniego zetknięcia się z niebezpie­ czeństw em zagrażającym życiu nie n asunęły się tylko słow a n a j­ prostsze: okrzyków — „pali się!“ lub „ ra tu n k u !“ nie w yraża się innym i s ło w a m i10. Również w yrazy o ograniczonym zakresie fu n k ­ cjonow ania rzadko posiadają ekspansyw ność em ocjonalną, k tó ra pow oduje tw orzenie neologizmów: świadczy o tym w zględnie n ie­ zm ienne trw an ie we w szystkich językach przez przeciąg wiele w ieków takich słów, jak hand (rę k a ), foot (nog a), fa th e r (ojciec),

son (sy n ), have (m ieć), be (b y ć), lub też liczebników i zaim ków.

W takich w ypadkach człowiek m ówiący w ydaje się zależny od języka jako narzędzia kom unikow ania się, a nie jako środka w y ­ razu. Jed y n ie w w ypadku, gdy m ówiący znajdzie w sobie d od at­ kow ą energię, kiedy zdobędzie się n a pew ien dystans w stosunku do sy tuacji, jego w yobraźnia językow a u zew n ętrzn i się w takich słowach, jak m ettre, bouter, foutre, balancer (wszystkie one za­ w ierają elem ent p rzesady lub też posiadają dodatkow y odcień zn a­ czeniowy w stosunku do pojęć, k tó re m ają zastępować). W ten sposób znow u w idzim y, że n ow ator liczy się z w rażeniem , jak ie w yw oła w śród sw ych słuchaczy, jest świadomy, że nie używ a od­ pow iedniego w yrazu, że w ykracza poza granice powszechnego u ży­ cia danego w yrazu. To w łaśnie oznaczają niew ątpliw ie cudzysłowy, k tó ry m i o p a tru je się neologizm w początkach jego istnienia. („Uży­ w am tego nowego term in u , chociaż wiem, że jest on niew łaściw y, wiem jednakże, że z pewnego p u n k tu w idzenia może być u ż y ty “ .) W ty m uśw iadom ieniu sobie granic nałożonych przez pow szechne

10 P ew n a A m eryk an k a, w ch w ili gdy sądziła, że grozi jej n a ty ch m ia sto w a k ata stro fa sam ochodow a, w yrażała sw o je uczucia n astęp u jącym i słow am i: „Z aczynam y na coś w jeżdżać: na razie nie jest tak źle; p roszę n ie p ozw olić, aby au to jech ało dalej; jeśli teraz się zatrzym a, b ędzie OK “. Ł atw o zau w ażyć brak w szelk ich n eologizm ów : zastosow an y został n ajp rostszy i n a j­ bardziej p otoczn y język (należy zw rócić u w agę na am eryk ań sk i k olok w ializm „OK“). D zieje się to tak, ja k gdyby w ted y , gdy fa k ty op isyw an e przerastają naszą w yob raźn ię, żadne język ow e u p ięk szen ia n ie b y ły potrzebne.

(19)

użycie danego słowa, w chw ili gdy granice te są faktycznie prze­ kraczane, w świadom ości now ato ra dochodzi znowu do głosu ów k o n se rw aty w n y im puls, k tó ry obserw ow aliśm y poprzednio n ie­ jednokrotnie. K ażda in now acja stylistyczna w chw ili tw orzenia jej jest śm iałym skokiem w św iat i l u z j i , św iat irre aln y , pod­ czas gdy n iezm ienny porządek s tru k tu ry językow ej rep re z en tu je znaną, zrozum iałą rzeczyw istość — jest ry zyk iem p o d jęty m przez mówiącego dzięki owem u sw obodnem u, a r t y s t y c z n e m u po­ d ejściu do rzeczyw istości, p rzy jm u jącem u istn ienie więcej niż jed ­ nego św iata.

M iałem sposobność studiow ać całe zjaw isko p ow staw ania neo­ logizm ów stylistycznych — jego aspekt artysty czno-ek sp resyw n y i zachow aw czo-ograniczający, tw orzenie neologizmów przez jed ­ nostki pod w pływ em czynników em ocjonalnych oraz przejm ow anie i tryw ializo w an ie ich przez społeczeństw o — w szczególnie sprzy­ jają cy c h okolicznościach, gdy byłem au striack im cenzorem kore­ spondencji jeńców w łoskich w czasie pierw szej w ojny św iatow ej (por. m oją książkę Die Um schreibungen des Begrif fes ''Hunger'-.., w ydaną w r. 1919). B iednym jeńcom zabroniono pisać do swoich k rew n y ch we W łoszech, że cierpią głód. Próbow ali więc w szyst­ k ich w ybiegów językow ych, aby dać im o ty m znać — w celu o trz y m y w a n ia paczek żyw nościow ych. Okazało się oczywiście, że w ięźniow ie obdarzeni m niejszą w yobraźnią (i praw dopodobnie n a j­ boleśniej odczuw ający głód) u k ry w a li swoje p ro ste w yznanie ho

fa m e w rogu swoich listów , lecz inni, u m iejący bardziej uniezależ­

nić się od swego srogiego losu i bardziej obdarzeni pod w zględem arty sty c z n y m , w ynaleźli stylistycznie pom ysłowe, w ty m w ypadku um ow ne, sposoby w prow adzenia w b łąd la Signora Censura. N aj­ p ro stszy m sposobem było uciekanie się do idiom atycznych syno­ n im ó w znanych k rew n y m (lecz przypuszczalnie nie cenzorom), ta ­ kich jak np. la spazzola (pochodzi od: „[m ożem y bez przeszkód używać] szczotki [ponieważ posiłek jest już skończony, poniew aż nie m a nic do jed zen ia]“). D otąd k an o n y powszechnego języka nie zo stały jeszcze przekroczone przez tego typu form ę idiom atyczną. U ciekanie się do tej fo rm y było praw dopodobnie dokonyw ane nie­ zależnie w różnych obozach przez jednostki, od k tó rych przejm o­ w ali to w yrażen ie ich w spółw ięźniow ie (oto zjaw isko, k tó re P aul K re tsc h m er nazw ał zjaw iskiem „die Sprachschöpfer“ — niezależ­ n ie od siebie jednostki, któ re w ydobyw ały u k ry ty m ate ria ł języ ­ kow y, gdy sy tu a c ja tego w ym agała; zaobserw ow ał on praw ie rów ­

(20)

noczesne pojaw ianie się podczas pierw szej w ojny św iatow ej w róż­ nych p u n k tac h Niemiec i A ustrii czasow nika hamstern (chom iko­ wać) na oznaczenie g r o m a d z i ć z a p a s y — papierosów, cu­ k ru itd.). Lecz później przejaw ił się u piszących listy in sty n k t a rty ­ styczny (wrodzony w ielu Włochom) i przekształcali oni stylistycz­ nie m otyw spazzola, w ykazując takie bogactwo w yobraźni i takie przesadne nasilenie fan tasty k i, że ich dążenie do oszukania cen­ zora doznało porażki. To, co m iało być porozum ieniem się z k re w ­ nym i, stało się w yłącznie artystycznym wypow iedzeniem się, sko­ kiem w k ra j fantazji, piękna (préciosité), gry słów, alegorii i nie­ konsek w en tn ych m etafor. Można przypuszczać, że im bardziej m a­ lała ekspresyw ność term in u la spazzola, ty m bardziej chw ytano się sofistycznych „w ykrętasów “ stylistycznych, nadaw ano coraz nowego blasku tej zbanalizow anej m etaforze. Oto m ały w ybór od­ m ian ow ej m etafory:

Jestem zdrów , lecz la spaz zola pracuje cały dzień, p on iew aż jest w ie le ubrań do czyszczenia.

M am y szczotkę, ale nie m am y pasty do butów , aby je w y g la n so ­ wać.

P iszesz, że chcesz przysłać mi szczotkę do ubrania; n ie p otrzebuję jej; m am przez cały czas szczotkę ze sobą, zaw sze w d oskonałym stanie; to bardzo dobra szczotka.

P oznałem p oruczników S p a z z o l a , M a g r i n i (m agro — chudy, jało w y ) i S t e c c h e t t i (stecchetto — cienki patyczek).

P ozdrów ode m nie fryzjera G regoria i aptekarza A ntonia, a także p a n i ą S p a z z o l a , o której śn ię każdej nocy. Czuję, że jest blisko, lecz n igd y nie m ogę jej zobaczyć; ona zaś n ie d aje m i spać, bo jest n ie ­ zadow olona.

La S p a zz o la pracując w yd aje tu nudne szare dźw ięki.

We w szystkich tych uryw kach, gdzie widać dążenie do używ ania form sztu ki ludow ej (łatw ych do skatalogow ania), czuje się w yraźnie nie nap isan y cudzysłów, k tó ry oznacza indyw idualne przekroczenie p rzy jęty ch ram języka i przeniesienie się jednostki w św iat słów. Ta czysto arty sty czn a potrzeba tw orzenia now ych słów lub użycia ich w now ym znaczeniu różni się oczywiście od tw orzenia użytko­ w ych term inów typu K o d a k . W drugim w ypadku now y przed­ m iot, k tó ry został w yprodukow any i m a być nazw any, w pierw szym w ypadku słowo (lub użycie słowa) stanow i nazwę dla rzeczy (lub aspektu rzeczy), k tóra staje się rzeczywistością d z i ę k i i s t n i e ­ n i u s ł o w a , dzięki złudzeniu, że „jakaś rzecz“ m usi odpowiadać słowu. Istn ieje także różnica m iędzy dalszym losem słowa użytko­

(21)

wego a poetyckiego. Im bardziej pierw sze zw iązane jest z konkretną, określoną rzeczą, ty m bardziej zm niejsza się jego możliwość oddzia­ ły w an ia (nazw a firm ow a je st u stalon a raz n a zawsze — tylko n o w a nazw a firm y m ogłaby stw orzyć now e w artości em ocjonalne); słowo poetyckie, poetycko p rzeży te (np. la spazzola), przeciw nie — zdolne je st do niekończącej się możliwości ekspansji i zm ian znaczeniow ych oraz su g e ru je istnienie „rzeczyw istej nierzeczyw istości“ , pozostaw ia­ jąc św iat rzeczy daleko poza sobą.

Z okazji tw orzenia pseudonazw isk przez jeńców w ojennych, ta ­ kich ja k S p a z z o l a , M a g r i n i, S t e c c h e t t i , doszliśm y do śm iałego n o w ato rstw a w dziedzinie s ł o w o t w ó r s t w a , któ re w y­ nika z uczucia niezadow olenia z istniejący ch w języku term inów . O bserw u jem y to zjaw isko u w ielkich arty stó w słowa, np. Rabe- lais’go, którego zdolność tw orzenia słów p rześladu je m nie od więcej niż trzy d ziestu lat. N apisałem gdzie indziej (Lite rary Masterpieces

of the W este rn World, Jo h n H opkins U n iv ersity 1953) o jego nie

kończących się „listach obelg“ :

N ie m ożna zaprzeczyć, że R ab elais cie sz y się b ogactw em słó w dla nich sam ych . S tw arza sw ój w ła sn y św ia t zalu d n ion y przez ta jem n icze istoty zw a n e sło w a m i, stw a rza ją ce zn aczenie, n ie zaś p o d leg łe mu. Z ch w ilą gdy sło w a osiągają au ton om ię, m ogą robić to, co czynią ż y w e istoty: sło w a R a b e la is’go p osiad ają sa m o istn ą zdolność rozm nażania się. Gdy m io ta on w sw oich w r o g ó w z S orb on y obelgam i:

S o p h is tes, so rb illan s, so r bon agres, sorbonig enes, sorbonicoles, sor b o n i- fo r m e s, so r b o n ise q u e s , nib orcisans, so rbonisans, san iborsan s —

to ow e rzu can ie w y z w isk jest n ie w ą tp liw ie sp o w o d o w a n e jeg o h u m an i­ sty czn ą n ien a w iścią do teo lo g iczn eg o ob skurantyzm u; u ży w a n ie in w e k ­ ty w cie sz y ło się b ow iem w ielk im p ow od zen iem w śród hu m an istów . Lecz sam a h u m a n isty czn a n ie n a w iść i h u m a n isty czn y s ty l n ie m oże w y tłu m a ­ czyć tego, co je s t w rzeczy w isto ści m n ożen iem się w naszych oczach słó w -p o tw o ró w . Tu sa ty ra n ie p olega na n a śla d o w a n iu sw ego obiektu, lecz stw arza go sam a. S ło w a rozszerzają zakres od d zia ły w a n ia w y k r a ­ czając poza sw e n atu raln e granice, co stw arza a tm o sferę n iezw y k ło ści zbu d ow an ą ponad rzeczy w isto ścią : jakaż jest b ow iem rzeczy w isto ść isto t n azw an ych nib o r cisa n s lub s a n i b o r s a n s ?

A oto, co pisałem o R abelaisow skim napisie na bram ie O pactw a Telem y, do którego w ejście w zbronione było hipokrytom :

„Cy n ’e n t r e z pas, h y p o c r i te s , bigots, V i e u x m a t a g o ts , m a r m i t e u x , b orsoujlés, T o rcou x, b a d a u x , plu s que n’e slo ie n t les G o tz N y O s tr o g o tz p r é c u r s e u r s d e s m agots,

(22)

G u e u x m ito uflé s, fr a p a r s , escorniflez, B efflez, enflez, fa g o te u rs d e ta b u s , T ire z ailleurs p o u r v e n d r e v o s abus! — “

W tej gigan tyczn ej onom atopeicznej sek w en cji k alu m n ii, której n igd y n ie m ogę przeczytać głośno bez dreszczu lę k u przed słow am i, k tóre stają się au ton om iczn ym i bytam i, R ab elaisow sk a sztu k a grotesk i osiąga sw ój szczyt: zw y k łe francuskie sło w a są tu zgrom adzone na zasad zie b rzm ie­ nia, rym u i rytm u; są one grotesk ow o p rzekształcane za pom ocą ję z y ­ kow ej alch em ii R ab elais’go, tak aby d a w a ły zm y sło w e w ra żen ie isto t obłudnych (poprzez stłu m ion y d źw ięk fl) — a jed n ocześn ie bicza, k tórym R ab elais je ch ło sta (sylaba go w słow ach: cagot, m a[ta ]gots). W szystko to m a na celu stw orzen ie k lim a tu grotesk ow ego za w ieszen ia m ięd zy k om izm em a okropnością, m ięd zy rozryw ką p łynącą z autom atyczn ego po w sta w a n ia d źw ięk ó w a lęk iem w y w o ła n y m przez n iezn an e k sza łty , których istn ien ie te d źw ięki sugerują. Z now u w id zim y, że p o tw o ry roz­ m nażają się jak hydry. F a n ta sty czn e k szta łty chim er p óźn ogotyck ich znalazły tu sw ój d źw ięk ow y odpow iednik.

Pisałem w ty m sam ym m iejscu na tem a t rozdziału o zam arznię­ tych słowach, k tó re ta ją na wiosnę;

P a n ta g ru el rzuca garściam i te słow a na pokład okrętu: tu m order­ cze ob elgi i k rw a w e słow a, tam słow a złote, zielon e i b łęk itn e. Ż aden in n y fragm en t nie m oże lep iej pokazać, jak dla R a b ela is’g o język stał się elem en tem atm osferyczn ym , który to krzepnie, to roztapia się, raz jest rzeczy w isty , raz nie jest. [...] Ż erow anie n a au tom atyzm ach i sk a ­ m ien ia ło ścia ch języ k a naszej epoki m ech an izm ów i społeczn ej sta n d a ry ­ zacji pozostało dla poezji dad aistyczn ej i su rrealistyczn ej. T aki „au tom a­ ty czn y “ sposób pisan ia R a b ela is’go w y w o ła n y jest jego zach w ytem nad bogactw em ludzkich m ożliw ości w yrażan ia się — „au tom atyzm “ p isa r­ stw a Jam esa J o y ce’a, p rzeciw nie, zw iązan y jest z jego p esy m isty czn y m stosu n k iem do cyw ilizacji, którą u w aża za ch y lą cą się ku upadkow i.

Jednakże, mimo w yjątkow ości R abelais’go w lite ra tu rz e f ra n ­ cuskiej i św iatow ej, jego now e tw o ry językow e nie odbiegają tak bardzo od ludow ych wzorów ekspansji znaczeń w yrazów w y stęp u ­ jących w tek stach jeńców włoskich: n aw et u R abelais’go m ożem y wyczuć dokładnie m om enty, w k tórych w yobraźnia językow a po­ pycha go poza obręb ustalonego języka; dzieje się to w tedy, gdy

sorbonisans przechodzi w niborcisans, saniborsans, gdy bigots k o ja ­

rzy się z Gotz, Ostrogotz, m agots, matagots, lub m ots dorez powo­ du je stw orzenie mots verds, azurs. Dzieje się to tak, jak gdyby to ry dla słów, biegnące po sta ry m gruncie ukonstytuow anego języka i w ten sposób mocno związane z rzeczywistością — nagle w y strze­ liły w p rzestrzeń, zaw isły jak b y w pow ietrzu, ponad otchłanią nie- rzeczyw istości. Lecz ta całkow ita em ancypacja słów, w prow adzona

Cytaty

Powiązane dokumenty

jeździć

udając się na łow iska M orza Północnego w pełnej gotowości technicznej.. potrzeb rem

Wycofanie przeze mnie zgody nie ma wpływu na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie mojej zgody przed jej wycofaniem. � Wyrażam zgodę na przekazanie

rająca ocenę „wojny z Polską nie jako odosobnionego zadania Frontu Zachodniego, ale zadania centralnego całej Rosji robotniczo-chłopskiej”77. Tak więc musiało minąć

Przedstawicielstwa fabryczne POZNAŃ,

Co roku Referat organizuje różne zbiórki na cele misyjne, które docierają do szczególnie potrzebujących.. Do ważniejszych akcji pomocy,

38. Wykaszanie traw i chwastów z pasa drogowego dróg powiatowych na terenie gminy Wilczyn oraz Kleczew za kwotę 10 000,00zł. Wykaszanie krzewów i odrostów z pasa drogowego

Przy obecnych warunkach rynkowych wiemy, że nie jest możliwym wprowadzenie takiej ilości mieszkań, do jakiej byliśmy przyzwyczajeni w ostatnich latach, co sprawia, że