M 1 9 . Warszawa, d. 9 Maja IS86 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P RENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5
P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .
K om itet R ed a k cy jn y stan o w ią: P . P . D r. T. C h a łu b iń sk i, J . A le k sa n d ro w ic z b. d z ie k a n U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m sz ty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a ta n s o n ,
D r J . S ie m ira d z k i i m ag. A. Ś lu sarsk i.
„W sze ch św iat11 p rz y jm u je o głoszenia, k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k ac h : Z a 1 w iersz zw y k łeg o d ru k u w szp ale ie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7*/^,
za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. C, za dalsze k o p . 5.
A dres ZRed-etlrcyi: ZKIrstlso-wsł^ie-IFrziea.imieścIe, 2>Tr 63.
F ig . 1. W ło s k i k o rzen io w e F ig . 2. S ta rsz e w ło sk i korze- F ig. 3. W ło sek k o rzeń io -
p sz e n ic y . niow e p szen icy . w y siln ie pow iększony.
290 W SZECHŚW IAT. N r 19.
F U N K C Y J A K O R Z E N I
PR 1 Y 2 YWIENIU SIĘ ROŚLIN
napisał S . G r o s g l i k .
Z a rty k u łu p. t. O dżyw ianie się roślin ’), dowiedzieliśm y się, ja k ie substancyje służą roślinie za pokarm i skąd j e roślina czerpie.
Zastanów m y się obecnie nad kw esty ją, w j a ki sposób pokarm ten zostaje przez roślinę pobierany i do organów przysw ajających odprow adzany. Ju ż n iejednokrotnie w spo
minaliśmy, że z w yjątkiem węgla, k tó ry li
ście z atm osfery w postaci d w u tlen k u w ę
g la ( C 0 2) p ochłaniają, resztę swego p o k ar
mu pobiera roślina z g ru n tu zapom ocą ko
rzeni. K orzen ie dostarczają roślinie wody, k tóra, krążąc po całem jć j ciele, roznosi aż do liści sole m ineralne, w wodzie tój rospusz- czone. P rz e z ciągłe w yziew anie p ary w o
dnej liście zatrzym ują dostarczane im sub
stancyje, um ożebniając jednocześnie bezu
stanny przy p ły w nowćj wody, co ze wzglę
du n a bardzo słabą koncentracyją rospusz- czonych w niej soli stanow i wielce pożyte
czną własność roślin.
R ospatrzm y bliżej zjaw iska, tow arzyszące naszkicow anem u powyżej obrazow i k rąże
nia w ody w roślinach; przedew szystkiem zaś zadajm y sobie pytanie, w ja k i sposób po b ierają korzenie sole m ineralne z g ru n tu ? W iadom o pow szechnie, że jeżeli dw a n ieje
dnakow ej gęstości i zdolne do m ięszania się p ły n y przedzielim y cienką p rzegrod ą, zro bioną z pęcherza zw ierzęcego lub ja k ie jk o l
w iek m ateryi podobnćj, natenczas płyny te nietylko ze sobą się zm ięszają, lecz j e den z nich przenikać będzie przez p rz e g ro dę w silniejszym stopniu, aniżeli dru g i, w skutek czego objętość jed n eg o z nich zw iększy się kosztem drugiego.
Jeżeli, przypuśćm y, z jed n ej strony p rz e g rody znajduje się rostw ór ja k ie jk o lw ie k soli, z drugiój zaś takaż objętość w ody, to
objętość rostw oru solnego się powiększy, poziom zaś wody się obniży. D utrochet, k tó ry zjaw isko to od krył, silniejszy s tru m ień nazw ał wchodzącym (endosmotycz- nym ), słabszy zaś wychodzącym (exosmo- tycznym ). O bszerne poszukiw ania G ra h a m a n ad osmozą, dow iodły, że istnieje szereg ciał, ja k białko, dekstryna, gum a arabska i t. d., dla k tóry ch błony zwierzęce są całkiem nieprzepuszczalne. C iała te nazw ał G ra ham koloidam i, podczas gdy ciała odw ro
tnie się względem takiej błony zachow ujące, m ianowicie p rzenikające przez nią, otrzym a
ły nazw ę krystaloidów . R óżnica pom iędzy koloidam i a krystaloidam i je s t tak w ybitną, że G rah am skorzystał z niój dla oddzielenia ciał koloidalnych od krystaloidalnych, a W u rtzo w i udało się tą m etodą otrzym ać z b iałk a j a j a kurzego białko (a lb u m e n \ zu pełnie wolne od połączeń m ineralnych. M e
toda ta nazyw a się dyjalizą. W p rak tyce p o słu g u ją się dyjalizą w cukrow niach przy oczyszczaniu cukru od melasy.
Nie ulega wątpliwości, że pobieranie wo
dy przez korzenie odbyw a się w łaśnie na mocy p ra w osm otycznych. B łony obwodo
w ych kom órek korzeniow ych stanow ią p rze
grody pom iędzy dwom a różnorodnem i i nie
jednakow ej gęstości płynam i, a tem i są z je dnej strony woda, zn ajdująca się w g ru n cie, z drugiej zaś zaw artość kom órek korze
niowych. W oda, zaw ierająca w sobie ros- puszczone sole m ineralne, p rzedstaw ia ciało k ry staloid aln e, a ja k o takie p rzenika przez błonę do kom órki, w której znow u mieści się cały szereg ciał koloidalnych, dla k tó
rych błona kom órkow a pozostaje nieprze- nikliw ą.
W celu bliższego zbadania p rzed staw io
nego powyżej procesu, usiłow ali botanicy zjaw iska osmotyczne, zachodzące w roślinie, w yjaśnić na sztucznie otrzym anych kom ór
kach, k tó ry ch własności byłyby podobne do własności kom órek żywych. W tym w zglę
dzie zasłu gu ją n a uw agę badania prof. B a- ranetzkyego '), który, korzystając z o dkrycia Becham pa i H adow a, że w ata strzelnicza pod w pływ em ciał odtleniających przecho
') F o r. w N r 50-i 51 W szech św . z r. 1884. ') Iz s le d o w a n ija n a d diosm ozom . 1870.
Nr 19. WSZECHŚWIAT. 291 dzi w drzew nik czyli celulozę, przygotow ał
błonę, której własności chemiczne i budowa zupełnie przypom inają, celulozę naturalną, tworzącą, błonę kom órek roślinnych. W a ta strzelnicza czyli piroksylina (C0H 7 ( N 0 2)30 3) je stto drzew nik C6H 10O5, w którym trzy atom y w odoru są zastąpione przez ro d n ik kw asu azotnego t. j. g ru p ę N 0 2. R ostw ór piroksyliny w spirytusie i eterze, znany je st pod nazw ą kolodyjum i m a zastosow a
nie w m edycynie i fotografii. Jeżeli na ta- felkę szklaną nalejem y cienką w arstw ę ko
lodyjum , to spirytus i eter u latn iają się, zo
staw iając w arstw ę piroksyliny, k tó ra bar
dzo łatw o daje się od szkła oddzielić. T ak przygotow anej piro ksyliny używ ał Schu- m acher do dośw iadczeń osm otycznych je sz cze w r. 1861, B aran etzk y je d n a k w ykazał,że znacznie różni się ona od błon kom órkow ych i je st m ało dla wody przenikliw ą. D la usu
nięcia powyższych braków usiłow ał B ara
netzky przeprow adzić piroksylinę zapomo- cą ciał odtleniających w celulozę i w tym celu ogrzew ał błonki w aty strzelniczej z chlorkiem żelaza, dopóty, dopóki zab ar
wienie na kolor niebieski od jo d u i stężone
go kw asu siarczanego nie dow iodło tożsa
mości ich z celulozą naturalną. W ten spo
sób odtlenione błonki piroksyliny zacho
w ują się względem wody i rostw orów wo
dnych soli zupełnie tak samo, ja k błony ko
mórek.
D la okazania zjaw isk osmotycznych, za
chodzących w żywej kom órce korzeni, wo
reczek ze sztucznego d rzew nika (celulozy) przymocowrują do ru rk i szklanćj, rozdzielo
nej na rów ne części (fig. 4), nap ełn iają wo
reczek rostw orem tan n in y i w staw iają do naczynia, zaw ierającego rostw ó r chlorni- ku żelaza. C hlornik żelaza ja k o ciało krystaloidalne przenika do woreczka, tw o
rząc z zaw artą w nim tan n in ą atram ent, podczas gdy zew nątrz w oreczka płyn za
chowuje sw ą pierw otną przezroczystość, gdyż tannina, jak o ciało koloidalne przez błonę organiczną nie przenika. Ilość p ły nu, ja k a przechodzi do w oreczka, daje się łatwo określić p rz y pomocy podziałek, znaj - dujących się na ru rce, do której w oreczek został przym ocow any.
W powyższym p rzy kład zie kom órka była pogrążona w rostw orze jednój tylko soli,
| w rzeczywistości jed n ak woda, pobierana przez korzenie zaw iera ro stw ó r k ilk u soli niezbędnych dla życia rośliny. J a k się wobec tak złożonego rostw oru zachow uje roślina? N a zasadzie p raw osmotycznych sole rospuszczone w wodzie będą dopóty pobierane przez korzenie, dopóki gęstość soku kom órkow ego nie będzie odpowiadać gęstości otaczającego rostw oru. J a k tylko moment ten nastąpił, natenczas pobieranie
Fig; 4.
soli ustać musi. P oniew aż zaś między za
w artością kom órek a substancyjam i ros- puszczonemi w otaczającej wodzie zachodzi wzajemne działanie chemiczne, to rów now a
ga osmotyczna wciąż się n arusza i jeżeli np.
substancyja a utw orzy w komórce nowy
związek chemiczny, to w m yśl praw a osmo-
tycznego nowa ilość tćj substancyi zostanie
przez kom órkę z g ru n tu pobieraną, podczas
gdy inne substancyje b, c, d — w tym ruchu
292 W SZECHŚW IAT. N r 19.
nie uczestniczą. W ten sam sposób mogą w stępow ać do kom órki i inne substancyje, z k tó ry ch każda zostaje pobieraną, przez r o ślinę oddzielnie, niezależnie od innych soli, w tym że płynie rospuszczonych, pobieranie zaś to odbyw a się z różną prędkością, zależ
ną od prędkości konsum ow ania każdej soli czyli od potrzeby rośliny. Jeżeli zatem b ę
dziem y hodow ać roślinę w rostw orze w o
dnym , zaw ierającym kilk a soli w je d n a k o wych ilościach, to substancyje te zostaną pobierane w zupełnie różnych stosunkach.
T a k mianowicie badania w łocha T rin c h i- nettiego (1843) w ykazały, że z rostw oru, za
w ierającego saletrę i sól kuchenną, szczyr jed n o ro czn y (M ercurialis annua) i kom osa zielona (C henopodium viride) pochłaniają dużo saletry, mało zaś soli kuchennćj, p o d czas gdy cząberek (S atu re ja liortensis) i p o m idor zw yczajny (S olanum L ycopersicum ) zachow ują się względem tych soli zupełnie odw rotnie, co ma miejsce naw et, k ied y ilość saletry w rostw orze przew yższa trzy k ro tn ie ilość soli kuchennej. T a własność roślin pobierania substancyj odżyw czych w sto sunku, nieodpow iadającym stosunkow ej za
w artości ich w gruncie, nazyw a się z d o l n o ś c i ą w y b o r u i l o ś c i o w e g o . P ię k n y p rz y k ła d takiego w yboru ilościowego p rz ed staw iają rośliny m orskie, w k tó ry ch pom imo że woda m orska zaw iera 3 % soli kuchennej i tylko bardzo niski procent soli potażo wych, m agnezyjow ych i w apiennych, z a w artość ty ch ostatnich soli w popiele ro ślinnym w ielekroć przew yższa ilość z n a jd u jącej się w nim soli kuchennćj.
O zdolności w yboru ilościowego m iał ju ż należyte pojęcie S aussure. Z nako m ity ten badacz utrzym uje, że korzenie zm ieniają zawsze koncentracyją rostw oru, w którym są pogrążone, pobierając znacznie więcej wody, aniżeli soli w niej rospuszczonych.
P rzy tem każda substancyja zostaje p o b iera
ną w edług Saussurea w pew nym określo
nym stosunku, o czem łatw o przekonać się m ożna z analizy płynu, w któ ry m hodow a
no roślinę.
Zdolnością ilościowego wry b oru m ożna objaśnić, n a pierw szy rz u t oka, dziw ny fakt, że rosnące obok siebie osobniki różnych ga
tunków roślin, okazują, różn y skład che
m iczny swego popiołu. S tąd też jasnern
je st, dlaczego na jed n em i tem samem polu u p raw iają ro k rocznie inne rośliny, albo
wiem substancyje w m ałym stopniu eksploa
tow ane przez jed en g atu nek rośliny, stano
wią głów ny pokarm innego gatunku. D la racyjonalnego gospodarstw a płodozm ian ta ki je st koniecznym , poniew aż kolejka w u p ra wie roślin daje gru nto w i możność odzyska
nia soli odżywczych, które zostały absorbo
wane przez poprzedni gatunek i których nowe ilości tw orzą się w skutek zw ietrzenia skał, dany g ru n t składających.
O bdarzone wysoką zdolnością, ilościowe
go wryboru, rośliny natom iast pozbawione są możności w yboru jakościow ego i dlatego zn ajd ujem y w roślinie częstokroć substan
cyje zupełnie dla nich obojętne a naw et szkodliw e, co zależy od zaw artości tych substancyj w gruncie, na którym roślina rośnie.
P o b ie ran ie wody z g ru n tu uskutecznia się za pośrednictw em włosków korzenio
wych, przedstaw iających nabłonkow e wy
ro stki m łodych części korzeni i p o k ry w a ją
cych te części od nasady do samego praw ie w ierzchołka. W łoski korzeniow e pow ięk
szają znacznie pow ierzchnię korzeni, a za
tem podnoszą ich zdolność absorpcyjną, co m a doniosłe znaczenie dla rośliny, z tego względu, że rośliny lądow e rozw ijają się najlepiój na gruncie w zględnie suchym.
S tąd pola błotniste są nieurodzajne, a czę
ste polew anie doniczek sprow adza gnicie korzeni, albow iem nadm iar wody uniem o
żliw ia p rzy pły w pow ietrza, potrzebnego do oddychania korzeni. W szystkie części ro śliny, ja k łodyga, korzenie, liście i kw iatki, dopóty się ro zw ijają no rm alnie, dopóki otrzym ują niezbędną ilość tlenu, służącego do ich oddychania, bez którego rośliny nie mogą się obejść, zarów no ja k i zw ierzęta.
N adziem ne części rośliny pobierają tlen w prost z atm osfery, podziem ne zaś organy, ja k korzenie, absorbują tlen z pow ietrza, znajdującego sig pom iędzy cząsteczkam i g ru ntu. Jasn ą je s t rzeczą, że skoro g ru n t przesiąk n ięty je s t wodą, natenczas p o w ie trze zostaje zeń wypędzone, w b raku zaś pow ietrza w g runcie u staje funkcyja korze
ni. Z tego w zględu dla norm alnej funkcyi korzeni g ru n t pow inien być względnie su
chy, ten zaś w zględny b rak wody w gruncie
N r 19. WSZECHŚWIAT. 293 w ynagradza się wielką, obfitością włosków
korzeniow ych, które zrastają się z cząstecz
kam i g ru n tu , co u łatw ia korzeniom ich czyn
ność i uzdalnia je do w yciągania z ziemi największej ilości zaw artój w niej wody.
D zięki w łaśnie włoskom korzeniow ym wy
ciąga roślina z ziemi wrodę jeszcze wtedy, kiedy je j m echanicznie wycisnąć ju ż nie można.
A żeby dać czytelnikow i pojęcie o zdolno
ści absorpcyjnej korzeni, przytoczę tu do
św iadczenia Sachsa, przedsięw zięte z celem określenia ilości wody jeszcze zaw artój w gruncie wtedy, kiedy liście zaczynają ju ż więdnąć, a zatem kiedy korzenie ju ż wody nie pobierają. D ośw iadczenia poniższe w y
każą również, że różne rodzaje g ru ntu, róż
nie się w tym w zględzie zachow ują.
W ed łu g określenia Sachsa czarnoziem za
w iera 4 6 % w'ody, t. j . 100 g czarnoziem u tra c ą przy tem peraturze 100° C — 46 g. H o
dow any w doniczce ty tu ń (N icotiana taba- cum) zaczął w iędnąć, kiedy czarnoziem za
w ierał jeszcze 12,3% wody, a zatem roślina m ogła w yciągnąć z g ru n tu 46—12,3 = 33,7%
wody, pozostałe zaś 12,3% wody zatrzym u
je czarnoziem ta k mocno, że przez korzenie pochłoniętem i być nie mogą.
In n y egzem plarz tytuniu, rosnący obok w gruncie gliniastym , zaczął więdnąć, kie
dy glina zaw ierała jeszcze 8 % wody, ponie
waż zaś w gruncie gliniastym znajduje się zw ykle 52% wody, a zatem g ru n t taki do
starcza roślinie 52—8 = 4 4 % zaw artój w nim wody.
N akoniec trze ci egzem plarz ty tuniu, ho dow any w grubo ziarnistym piasku zaczął w iędnąć kiedy piasek zaw ierał jeszcze 1,5% wody. P ia sek w zw ykłych w a ru n kach zaw iera 20,8% wody, a zatem roślinie dostarcza 20,8—1,5 = 19,3% wody.
T ak wielkie ilości wody mogą być pobie
rane przez rośliny tylko dzięki mocno roz
w iniętym włoskom korzeniow ym i ich z r a staniu się z częsteczkam i g ru n tu . Z rasta
nie to je s t tak silne, że oddzielenie cząste
czek ziemi od włosków korzeniow ych bez uszkodzenia korzenia, staje się w prost nie- możebnem. P o w yjęciu korzenia z g ru n tu spostrzegam y n a nim pochw ę, utw orzoną z cząsteczek ziemi, okryw ających cały ko
rzeń do samego końca, k tóry, ja k o nieposia-
dający w łosków korzeniow ych z ziemią się nie zrasta. Załączony rysunek (fig. 1) p rz ed staw ia właśnie zarodek pszenicy po wyjęciu z ziemi; tu cały system korzeniow y do w ierz
chołków p rz y k ry ty je st cząsteczkami ziemi, podczas, gdy na fig. 2, w yobrażającej star
szy nieco korzeń pszenicy, górna część w ol
na je s t od cząsteczek ziemi, gdyż tu włoski korzeniow e są ju ż obum arłe i jak o takie nieczynne (p. rysunek na str. 289).
Z rastanie włosków korzeniow ych z czą
steczkam i ziemi, oprócz dostarczania k o rze
niowi możności w yciągania najw iększej ilo
ści wody z g ru n tu , m a jeszcze inne bardzo ważne dla rośliny znaczenie. W idzieliśm y już, że woda znajdująca się w gruncie za
w iera w sobie pew ną ilość soli m ineralnych w stanie rospuszczonym . Sole te zostają z wodą razem przez korzenie pobierane, lecz ilość ta je s t tak nieznaczną, że roślina, chcąc się zadowolnić solam i w wodzie tój rospuszczonem i, niechybnieby z głodu zgi
nęła. P rzew ażn a ilość pokarm u m ineralne
go roślin znajd uje się w gruncie w stanie nierospuszczonym , z cząsteczkam i g ru n tu ściśle połączona i opierająca się rospusz- czającej sile wody. G ru nt bowiem posiada zdolność pochłaniania najw ażniejszych sub- stancyj, służących roślinom za pokarm , sub- stancyje te są absorbow ane w stanie tw a r
dym przez cząsteczki g ru ntu. O tej zdol
ności absorpcyjnej g ru n tu , łatw o się można przekonać, jeżeli napełnim y lejek ziemią o r
ną i przelew ać przezeń będziem y wodne ros- tw ory soli potasowych, am on ijakalnychi t. d.;
płyn przefiltrow any przez tak ą ziemię zaw ie
rać będzie zaledwie słabe ślady wspom nianych soli, albo też ich wcale zaw ierać nie będzie, albowiem przew ażna ich część zostaje u p o r
czywie przez ziemię zatrzym aną, pochłonię
tą. M am y tu zjaw isko podobne do o d b ar
w iania niektórych płynów zabarw ionych przez węgiel, k tóry, ja k wiadom o, w yciąga z płyn u rospuszczony w nim b arw n ik i czy
ni go nierospuszczalnym . Czem się w a ru n kuje zdolność absorpcyjna g ra n tu , dotych
czas nie jest należycie w yjaśnione. Is tn ie
ją tylko przypuszczenia praw dopodobne,
w edług których pochłanianie soli przez
g ru n t zależy od cząsteczkowego przyciągania
pomiędzy ziemią i ciałem rospuszczonem lub
też od reakcyj chem icznych, zachodzących
294 W SZECHŚW IAT. N r i9 . pom iędzy solami krzem ionkow em i, za w a r-
tem i w gruncie, a rostw orem . Ż adne j e dn ak z tych przypuszczeń nie zostało do
tychczas dowiedzione.
D o substancyj najuporczyw iej przez g ru n t pochłanianych należą, zw iązki potasu, am o- n ijak u i kw asu fosfornego, co się zaś tyczy gatunków g runtu, to największą, zdolnością absorpcyjną odznacza się g ru n t hum usowy, t. j. zaw ierający dużo utlenionych szcząt
ków roślinnych i zw ierzęcych, najm niejszą zaś piasek kw arcow y, czem się objaśnia z a pew ne urodzajność pierw szego i jałow ość drugiego.
Jasn ą je s t rzeczą, że im więcej są rozw i
nięte włoski korzeniowe, a także im ściślej są połączone z cząsteczkam i ziem i, tem w iększą ilość soli p rzez g ru n t absorbow a
nych roślina je s t w stanie pochłaniać. M oż
ność zaś pochłaniania soli nierospuszczo- nych zawdzięcza roślina w ydzielającem u się z w łosków korzeniow ych kw asow i, k tó ry sole w spom niane rospuszcza i w ta k i sposób uzdalnia je do przen ik an ia w ew n ątrz w ło
sków korzeniow ych, a stąd do korzenia i w y
żej leżących części rośliny. W tym w zglę
dzie przekonyw ająceni je st doświadczenie Sachsa, które polega n a tem , że roślinka, hodow ana w piasku na tafelce z m arm uru, dolom itu lub innej skały, pozostaw ia n a tej tafelce ślady swoich w łosków korzeniow ych, te bowiem stykając się z tafelką, w ydzielają p ły n kw aśny, k tó ry kam ień w m iejscach zetknięcia się rospuszcza. D ośw iadczenie to u rz ąd za się w sposób następujący. T a- felkę m arm urow ą, należycie w ygładzoną, um ieszczam y na dnie naczynia, k tó re się n ap e łn ia czystym piaskiem . W piasek k ła dzie się kilk a ziarn fasoli, k tó re k iełk u ją kosztem zaw artej w nich substancyi o rg a
nicznej. R ozw ijające się k orzo nki za ro d kow e rosną pionowo na dół, dopóki się nie zetkną z tafelką, poczem rosną poziomo, ściśle do tafelk i przyleg ając i wrypuszczają korzonki poboczne, rów nież poziom o rosną
ce. P o up ły w ie ośmiu lub dziesięciu dni, tafelkę się w yjm uje i opłókuje w czystej w oJzie, w tedy na w ygładzonej pow ierzchni w ystępu ją w yraźne ślady korzeni, u tw o rz o ne w skutek w ygryzania m arm u ru przez kwas z w łosków korzeniow ych w ydzie-
jlany.
Za w ydzielaniem kw asu z włosków k o rzeniow ych roślin przem aw ia jeszcze ten fakt, że p rz y hodow aniu rzeżuchy ogrodo
wej (L epidium sativum ) w płynie odżyw czym, zabarw ionym przez lakm us n a kolor niebieski, p ły n ten po pew nym czasie p rz y biera kolor czerw ony, co, ja k wiadomo, dowodzi obecności kwasu.
N a zasadzie pow yższych danych sądżą obecnie, że głów na część niezbędnych dla rośliny substancyj m ineralnych, znajduje się w g runcie w stanie nierospuszczonym i tylko n iew ielka ilość tego zapasu odżyw
czego je s t rospuszczona w wodzie. Z tego w zględu należy przyjąć, że korzenie p o b ie
ra ją po karm nieorganiczny zarów no z czą
steczek g ru n tu , z którem i się zrastają przy pom ocy w łosków ko rzeniow ych, jak oteż z wody rospuszczającej pew ną ilość tych sub
stancyj.— K iedyindziej zobaczymy, W ja k i sposób odbyw a się krążenie w ody w o rg a
nach przysw ajających.
DOŚWIADCZENIA
N A D
zachowaniem się dynamitu i innych środków w ybuchow ych w paleniskach kotłow ych ’)
PODAŁ
St. P i a u s s .
W dziennikach często zd arza się spotkać z doniesieniam i o o dkryciu bespośrednio przed użyciem w w ęglu kam iennym , p rze
znaczonym do palenia pod kotłam i, nabojów dynam itow ych. M iędzy innem i, podobna wiadomość pochodziła z jed n ej z większych fabryk w R h eyd t. W iadom ość tego ro d z a
ju zaopatryw ano zazwyczaj w uw agi nad
') Do p o d a n ia te g o a r ty k u łu s k ła n ia n a s p o w ta r z a n a p rz e z p is m a c o d z ie n n e w ia d o m o ść , że p r z y czy n y z d a rz a ją c y c h się o s ta tn ie m i c za sy w y b u ch ó w w p ie c a c h , j e s t o b e cn o ść n ie z u ż y ty c h ła d u n k ó w d y n a m ito w y c h w w gglu k a m ie n n y m u ż y w an y m do p a lenia, a ro s s a d z a n y m z ap o m ó cy d y n a m itu .
(P rz y p . a u t ).
Ni- 19. W S Z E C ttŚ W lA f. 295 zgubnem i następstw am i, ja k ie dostanie się
n aboju dynam itow ego do paleniska k otło
wego spowodowaćby mogło. W edług wszel
kiego praw dopodobieństw a bowiem, nabój taki, oprócz tego że sam w ybucha, mógłby spowodować w ybuch kotła.
Z uw agi, że w kopalniach węgla, w któ
rych do rossadzania dynam it byw a stoso
w anym , przy najw iększej naw et baczności, niepodobna uchronić się od dostania się do węgli nabojów niezużytych, pożądanem oka
zało się podjęcie doświadczeń nad zachow a
niem się środków w ybuchow ych w podo
bnych w aru nkach i rosstrzygnięcie w ten sposób kw estyi, o ile obecność ich w paliw ie kotłow em je s t niebespieczną.
W iadom o, że nabój dynam itow y zapalo
ny od swobodnego płom ienia, spala się spo
kojnie bez w ybuchu. Z drugiej jed n ak stro
ny pew nem je st, że środek ten wybuchowy przy pow olnem ogrzew aniu ju ż przy stosun
kowo niskiej tem p eratu rze (około 160° C) wybucha. Niem ożna też wobec powyższe
go odpowiedzieć z góry, czy nabój dynam i
tow y pok ry ty m iałem węglow ym, dostaw szy się w żyw y ogień, nie znalazłby się w w arun kach tylko co w spom nianych, a za
tem nie spow odow ał w ybuchu.
A żeby wątpliw ości te dośw iadczalnie ros- strzygnąć, podjęto w opuszczonej kopalni Spidell, szereg doświadczeń w um yślnie na ten cel zbudow anem ognisku, o powierzchni rusztów 0,9 m2 z kom inem 30 m wysokim.
P o rospaleniu na rusztach żywego ognia, któ ry nie ustępow ał co do natężenia temu, ja k i zazwyczaj pod kotłam i parow em i spo
tykam y, w rzucano pojedyńczo, a następnie po k ilk a nabojów dynam itow ych, um iesz
czonych ze świeżym w ęglem na łopacie, do lejk a znajdującego się w sklepieniu nad rusztem . L e je k ten zaopatrzony był na dnie w klapę, k tó rą z większej odległości można było usunąć i w ten sposób za w ar
tość lejk a w jed n aj chw ili w prow adzić do ogniska.
W żadnym w ypadku w ybuch nie miał m iejsca. T e same m atery jały wybuchowe w następnem doświadczeniu, w celu odtw o
rzenia w arunków pow olnego ogrzew ania przed zapaleniem od płom ienia, stosowano w nabojach ow iniętych ściśle, przynajm niej dziesięciokrotnie, wstęgą mocnego papieru i
pakowego, k tó ry silnie z obu końców za
ginano i związywano. I w tym razie zjaj wiska w ybuchu wcale nie zauważono*
P odobnego w yniku dostarczyło i trzecie doświadczenie, przy którem takie same p a
trony po dw a razem pokryw ano ścisłą w a r
stw ą n a 15— 20 m m grub ą, z świeżo w y
gniecionej g lin y utw orzoną, poczem w rzu cano je n a pełnej łopacie w ęgla w prost do ogniska. Spalenie we wszystkich w ypad
kach tak się spokojnie znow u odbyło, że naw et pow łoka z gliny nie została rossadzo- ną, co więcej, w nabojach po ostygnięciu znaleziono całą ilość ziemi okrzem kowej.
N astępujące doświadczenie polegało na tem, że jed en nabój dynam itow y um ie
szczono w hilzie papierow ej odstającej od naboju na 15 m m , a p rzestrzeń pustą m ię
dzy nabojem i liilzą napełniono prochem . N astąpił tylko m ały wybuch prochu, d yna
mit nie w ybuchnął. W reszcie przed w rzu
ceniem nabojów do ogniska, zaopatryw ano je w kapiszony zazwyczaj do zapalania ich używ ane i ow ijano naboje papieram i, w ten sposób jed n ak , że kapiszony były naze- w n ątrz opakow ania, co daw ało pewność, że m uszą one zapalić się przed spaleniem w y
buchowej m ięszaniny.
W większój części w ypadków w ybuchały tylko same kapiszony a nie naboje. Szcze
gólniej, bez w y jątku, m iało to miejsce, sko
ro naboje w ypełnione b yły żelatyną w ybu
chową lub kinetylem , a także w tych razach, kiedy p rzy naboju dynam itow ym znajdow ał się kapiszon zw rócony n azew n ątrz zam knię
tym końcem. Jeśli koniec zam knięty zn a j
dow ał się w dynam icie, w dw u w ypadkach nastąpił dość silny wybuch, w skutek k tó re go drzw iczki paleniska zostały rozw arte, a okucie obruszane w obm urow aniu, w skle
pieniu pow stały szpary szerokie n a l — 2 m m a z kom ina wzniósł się czarny obłok pyłu węglowego.
Na trzonie pośrodku tylko okazało się w warstwie paliw a zagłębienie kotlino we na 12— 15 m m głębokie, ru szt je d n a k był całkiem nienaruszony. W zględnie m ała si
ła wybuchu daje się objaśnić osłabiającym
wpływem, ja k i w yw arły gazy przy spaleniu
powstałe, silnie w7skutek wysokiej ciepłoty
rozrzedzone, w pływ , ja k ib y z pewnością
296 W SZECH ŚW IAT. Nr 19.
sp ra w iła p rzestrzeń z pow ietrzem ro zrze
dzeniem.
W ogóle z doświadczeń powyższych jasn o w ynika, że w rzeczy samej niebespieczeń- Btwa dla życia i m ienia ludzi, ja k ie sobie p rzedstaw iano w razie dostania się do pale
niska kotłow ego niezużytych nabojów d y na
m itow ych, bynajm niej nie istnieją.. O w y
n ik u tym a p rio ri nie można było w ątpić, biorąc pod uw agę, że spom iędzy m ilijonów nabojów dynam itow ych w kopalniach zuży
wanych nie jed en ju ż i nie dziesięć niezuży
tych pow ędrow ało z paliw em do ognisk wszelkiego ro dzaju i do pieców kotłow ych, a je d n a k o dalszych ich losach i w ypadkach przez to spow odow anych, niedało się nic n i
gdy posłyszeć.
P oniew aż nadto zaopatrzenie nab oju w kapiszon, m ający w yw ołać wybuch, m a miejsce bespośrednio p rz ed w prow adzeniem nab o ju do otw oru naw ierconego, po po- przedniem ju ż połączeniu kapiszonu z lon
tem, to okoliczność ta zm niejsza jeszcze nieistniejące praw ie niebespieczeństwo do stania się tak przygotow anego naboju do węgla, rozum ie się, jeśli złą wolę w y k lu czymy.
N astępnie dośw iadczenia podobne w yko
nano jeszcze z w yrabianą przez firmę P e try i F allcnstein w D ureń, prasow aną baw ełnę strzelniczą, przyczem także nie było ża
dnych wybuchów.
WITALIZM I MECHANIZM.
O D C Z Y T G U S T A W A B U N G E G O , pcs £e s et & H s y j e l e g i l w E s z y l e i ,
z u p o w a ż n ie n ia a u to ra
p r z e J o ź y ł
M n k s y i n i l i j a n F l a u m .
Szanow ni słuchacze!
Pozw ólcie mi p rzedstaw ić pogląd na sta
nowisko, z którego, zdaniem m ojem, pow in
n y być rosp atry w an e b adania fizyjologiczne naszych czasów, cele tych badań i ich w ido
ki na przyszłość.
W tysiącach rospraw fizyjologicznych i we wstępie do każdego podręcznika fizyjologii
1 czytam y, że badanie fizyjologiczne za jed y -
j