• Nie Znaleziono Wyników

Dostęp do deficytowych towarów i lubelskie Pewexy w PRL - Wanda Matysiak - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dostęp do deficytowych towarów i lubelskie Pewexy w PRL - Wanda Matysiak - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WANDA MATYSIAK

ur. 1941; Wólka Kańska

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe projekt Lublin. Opowieść o mieście, sklepy, Pewex, zakupy w PRL, zatrudnienie

Dostęp do deficytowych towarów i lubelskie „Pewexy” w PRL

Deficytowych towarów było bardzo dużo. Można nazwać rzecz po imieniu – prawie wszystkie były deficytowe, począwszy od butów, lepszego ubrania, lepszego jedzenia. Trzeba było mieć układy, znajomości, się po prostu „załatwiało”, tak zwane słowo było. Jak ktoś miał gdzieś jakiś dostęp w handlu, to jeden drugiemu [załatwiał].

Na przykład rajstopy, to był również towar deficytowy. Był taki sklep na ulicy Wieniawskiej, ogromny sklep, który już w tej chwili nie istnieje; odkąd przyjechałam do Lublina to on był prawie do 1989, może [19]90 [roku], bardzo wiele lat był. I tam też się załatwiało, jak ktoś miał układy. To był sklep duży, pracowało wtedy tam ze 12-14 osób. Akurat tak się szczęśliwie ułożyło, że też tam miałam koleżankę, z którą potem w Wojskowej Centrali pracowałyśmy, i ona pracowała w tym „Feniksie”, bo się nazywał „Feniks” ten sklep. Tak że nie brakowało [mi] rajstop dla córki, potem rajstopki różne jakieś, i bielizna była dla dzieci, dla dorosłych, to też był deficytowy towar. Buty jakieś lepsze też były deficytowym towarem.

Wiele rzeczy kupowało się w „Pewexie”, naturalnie jak ktoś miał dolary, bo jak nie miał dolarów, to mógł sobie tylko pomarzyć i popatrzeć na „Pewex”, gdzie były naprawdę piękne rzeczy – były dywany, porządne ubrania, porządna bielizna.

Jeden taki bardzo dobrze zaopatrzony „Pewex” znajdował się na ulicy Kołłątaja, jeden był na Krakowskim Przedmieściu, jeden był na Lubartowskiej, no i był tu, gdzie w tej chwili jest sklep „Gloria” – róg Chopina i Narutowicza. Lepsze hotele miały też takie raczej mini-„Pewexy”. W hotelu „Victoria” był „Pewex” i w hotelu „Orbis”. Ten

„Orbis” na Alejach Racławickich to już później powstał, natomiast ten hotel „Victoria”

przy ulicy Piłsudskiego i Narutowicza to już dawny hotel.

Największy z „Pewexów” to był właśnie na ulicy Kołłątaja i na ulicy Lubartowskiej.

Tam było wszystko: i spożywcze artykuły, i ubrania, dywany, alkohole. Ale to wszystko było naturalnie za dolary, nie każdego było stać, żeby sobie kupić. Można było popatrzeć przez wystawę na dobre, porządne rzeczy. Ale bywało różnie, zarobiło się, każdy zresztą pracował. Chyba że ktoś nie chciał pracować, to nie pracował,

(2)

natomiast praca była dla każdego. Wszyscy mieli pracę. W szkole zawodowej czy technikum były tak zwane praktyki i uczniowie za praktyki dostawali pieniądze ze szkoły, niewielkie to były kwoty, oczywiście jak się uczyli zawodu, bo w liceach tego nie było. Ale [uczący się] na ślusarza, czy spawacza, czy w [szkole] gastronomicznej, to już ci uczniowie dostawali jakieś tam pieniądze i każdy miał jakiś grosz. Nie było takiej strasznej biedy. Jeszcze raz powtarzam, że kto chciał pracować, [to pracował]

bo gros ludzi kombinowało, żeby nie pracować, a żyć. No i wymieniało się jakieś pieniądze na dolary, żeby coś tam sobie kupić do domu, dywan czy coś. I tak się żyło, ale każdy miał pracę. Kto chciał pracować, to zmieniał prace jak rękawiczki przysłowiowe, bo praca była wszędzie. Ja wiele nie zmieniałam, bo pracowałam w trzech zakładach tylko. Nie lubiłam tak biegać od zakładu do zakładu. Ale każdy szedł [tam], gdzie lepiej płacili, taka jest prawda. Każdy miał tą prace i jakoś się żyło, czy to było za dolary czy za złotówki, ludzie sobie po prostu radzili, zresztą każdy Polak potrafi sobie radzić.

Data i miejsce nagrania 2005-08-25, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potem, [kiedy] już się robiło [zdjęcia] na kolorowych filmach, to praktycznie każdy (nawet w markecie) potrafił [je] w miarę sensownie wywołać.. To [był]

Ludzie mieli po kawałku ziemi, każdy miał krowę, gęsi lub kaczki – i właśnie gęsi oraz kaczki ganiało się nad rzekę.. Rano się wyprowadzało, a wieczorem już

Pszczoły uśpią się bez zimę z głodu albo z zimna, albo z jakiegoś innego niedoboru.. Albo jak [źle] się [z]robi pokarm

Jak jeździliśmy do Krynicy Górskiej, to tam mieszkaliśmy u takich znajomych, przyjeżdżał Austriak, który pamiętał czasy jeszcze przedwojenne, mówił świetnie po

Ciągle się boję, żebym po ojcu nie odziedziczyła Alzheimera, bo to straszna choroba.. Pamiętam też taką

Tu gdzie znajduje się Trybunał [Koronny], było takie biuro, nie wiem jak się nazywało fachowo, i tam staliśmy w kolejce dwie-trzy godziny, czasem więcej, po

Jak podwyższono ten ekran, to już było tak całkiem znośnie, ale te ławki właśnie były takie proste i to był taki jeden błąd, zresztą nigdy ich nie poprawiono

Wtedy był zakład pracy, a za zakładem pracy – jeszcze też ciekawostka, bo było więzienie i z tego więzienia więźniowie pracowali na budowach.. Na naszym zakładzie też