• Nie Znaleziono Wyników

Życie codzienne przed wojną - Józef Koporski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie codzienne przed wojną - Józef Koporski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JÓZEF KOPORSKI

ur. 1925; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, życie codzienne, zabawy dziecięce, dzieciństwo, nauczycielki, nauka języka francuskiego, organizacja domu, rodzice

Życie codzienne przed wojną

Rodzina doszła do wniosku, że [trzeba, mnie i moje siostry, nauczyć] język francuskiego. Z Paryża [przyjechała] dziewczyna i uczyła nas rozmaitych pioseneczek francuskich z tych bulwarów. My ją bardzo lubiliśmy, taka zgrabna dziewczyneczka, niewysoka, ale miła bardzo. Chętnie słuchaliśmy, co ona nam śpiewała, te piosenki to nie zawsze były takie jakie trzeba. Coś zaczęli zauważać, że małe postępy są w naszej nauce, ciotki siadły w salonie i my zaczęliśmy pokazywać nasz postęp w nauce, zaśpiewaliśmy, [a] one coraz bladsze się robiły. Od razu ją zwolnili i dostaliśmy [jako nauczycielkę] taką, panią Annę Połkę, no to trzeba zobaczyć jaka to była kobieta, niesamowicie zimna i straszna.

Nam się świetnie żyło, nie tylko z uwagi na warunki finansowe, ale społeczne, atmosfera, zżycie się z tym miastem. To wszystko było bliskie, znane, lubiane.

Dzieciństwo spędziłem w ogrodzie u nas, bo tutaj za domem był ładny ogród i tam większość czasu się bawiliśmy. Bardzo dobra organizacja była [w domu]. Praczka przychodziła do domu prać, służąca była, bona była, wychowywała [nas]. Tak że nie byliśmy tak bardzo zostawieni samopas. Nawet więcej z tymi osobami spędzaliśmy czasu, niż z rodzicami, bo zajęci byli, mieli swoje sprawy. Jedną z moich zabaw ulubionych, to była zabawa w dwór. [Polegała ona na tym, że ja] i dwie siostry jeździliśmy do czyjegoś majątku, to znaczy z pokoju do pokoju, krzesła się ustawiało, jako kareta. Ja byłem i furmanem, i [jednocześnie] byłem na zamku później przyjmującym ich. Miałem konia na biegunach, ułańską czapkę, szabelkę i tak jechaliśmy. Czasem nas napadali bandyci i ja siekłem tych bandziorów jak się dało [tą szabelką]. Tak że to były bardzo wesołe i przyjemne zabawy. Też bawiliśmy się w lekarzy, takie zastrzyki dawaliśmy sobie, taką [strzykawką] bez igły. Nie zawsze była bona i taki był okres, że mama będąc w domu, musiała nas wysłać na powietrze. W ogrodzie śniegu było duży, [dlatego] mama pozwalała [nam wyjść na ulicę], tylko mogliśmy tak chodzić, żeby mama nas widziała przez okno, gdzie chodzimy.

(2)

Ubieraliśmy się, aż do przesady, getry długie, robione w domu, szalik [tak owinięty, że] wcale nosa nie było widać i tak musieliśmy chodzić, tam i z powrotem. Pamiętam, że chodzili po dworze śpiewacy z gitarą, niektórzy mieli bardzo ładny głos.

Data i miejsce nagrania 2012-02-08, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman, Łukasz Kijek

Redakcja Weronika Prokopczuk

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, ulica Okopowa, Stare Miasto, ulica Szeroka, ulica Szambelańska, ulica Kapucyńska, kino "Rialto", Dom Bankowy M..

Święta to się zaczynały już z tydzień wcześniej, marynaty wszystkich wędlin [się szykowało], samemu się szynkę, kiełbasy robiło w domu, później okres pieczenia,

[Na] śniadania bardzo często musiała być kasza albo płatki jakieś i do tego musiała być bułeczka albo maślana, albo rogalik, wędlinka [również] obowiązkowo była. Jak

szedłem z siostrą Haneczką do domu, a na Żmigrodzie była szkoła żydowska i grupa tych Żydów wyskoczyła, to my tak uciekaliśmy, że wpadliśmy na Królewską, na

Chciała pracować, nawet jeździła do Lublina, ale jak się siostra urodziła, to babcia powiedziała, że nie będzie się nami opiekować, nie chciała już niańczyć małych

[Na ulicy Narutowicza] trochę secesyjnych było domów, taki ładny był doktora Wojdana, pod 13.. Później [pani] Arciszowej, gdzie było gimnazjum, na rogu

To się było w domu, było się z rodziną, jadło się, piło się i dzieci między sobą się bawiły.. Przychodzili goście,

Ja przychodzę, widzę, że jest mama, ucieszyłem się, mówię - mamo jestem, a mama tak spokojnie do tych gospodarzy mówi: „A mówiłam wam, że duch Józka mi się ukaże”,