• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 15, nr 3 (1939)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 15, nr 3 (1939)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

VS IN OPPIDO-DŁSjO-ARCHID-MŁDICŁANEN'

‘'Ś o L fM N IT E R - C O R O N A T Y S -.

D l i X II rERlW A JłJi. V .C M X X l l •

P I U S P P . X I

IN T E G E R R IM U S * V E R IT A T IS * C U S T O S E R R U M P E N T E S * E R R O R E S

IN V IC T O * P E C T O R E * R E P R E S S IT * P R O F L IG A V IT A B E R R A N T E S * R E V O C A N S * O M N E S

A D * C A T H O L IC A E * F ID E I * Y E R IT A T E M

(3)

R O C Z N I K MARI AŃSKI

C E N T R A L N Y KRAJOWY ORGAN KRU CJATY CUD. MEDALIKA STOW. CU DO W NEGO MEDALIKA I DZIECI MARII W POLSCE

• I I M I I M I I I I I M I I I I I łlllH I I I I I M I I I I I I I I H M I i n H I I I I H M I I I I I I I I I I I I I I I I M I I I I I H M I I I I I H I I I M H I H I I I M I I M H I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I M I M I M I

Rok XV/3 R edaktor X. P ius P aw ellek, M isjonarz M arzec 1939

„On był świecą gorejącą i śiciecącą, a wyście się chcieli do czasu poradowaó w światłości jego“ (Jan 5, 35).

U m arł W ielki Papież. Świat katolicki już dzisiaj zaliczył go do najznakom itszych: z Leonam i, z Grzegorzam i zrównał, P apież to m isji, oraz A kcji K atolickiej, P apież ugody z K w irynałem i z Ko­

ściołami w schodnim i, P apież konkordatów i karciciel m asonerii, ko­

m unizm u, totalizm u, rasizm u, P apież święta Chrystusa K róla, oraz dziewiętnastowiekowego jubileuszu chrześcijaństwa. Tym on był dla całego świata katolickiego.

Ale dla nas Polaków był on jeszcze kim ś o wiele więcej. Był on dla nas ponad wszystkich papieży; od kiedy Polska Polską, ta­

kiego papieża nie m iała. Podczas wiekowej niewoli pocieszał nas słodki Pius IX, ojciec prześladow anych, wierzył on święcie w nasze zm artwychwstanie.

Ale Pius X I stał się nam bliższy, jeszcze widział zm artw ych­

wstanie nasze, w nim uczestniczył i błogosławił i dzielił nasze oba­

wy, nasze niebezpieczeństwa, ten um iłow any P apież Polaków.

(4)

58 —

P rzesłał nam go Bóg jako świecę gorejącą i świecącą na chm ur­

nym niebie odrodzenia naszego, a myśmy się radow ali w świetle jego ducha, w iary, ufności. Było to jakoby „Ojcze nasz“ jego ży­

wota, jego działalności, jego zasług — polskie „Ojcze nasz“ jego wzniosłej włoskiej duszy.

A rozpoczął to swoje polskie „Ojcze nasz“ przy wjeździe do Polski, gdy u stóp M atki Bożej Jasnogórskiej, jako w izytator apo­

stolski, przez M arię polecał ojczyznę naszą Ojcu, który jest w nie- biesiech.

P otem dzielił się z nam i opłatkiem w igilijnym na sposób pol­

ski. Potem Najświętszy S akram ent obnosił w procesji po ulicach, gdzie kiedyś pięciu poległych skonało. T u w tej świątyni dopełniło się je g o : „święć się im ię Tw oje44. K atedra nasza była dlań wieczer­

nikiem , gdy b ra ł sakrę biskupią i Duch Święty zstępował do jego m ocarnej duszy. Achilles B atti tu stał się apostołem , aby na W aty­

kanie stać się P iotrem , Piusem XI. U tego ołtarza nasz Arcypasterz nam aścił Jego dostojną głowę świętym olejem nam aszczenia, co obwieszcza napis w łacińskiej mowie na wieczną rzeczy pam iątkę, bo Polska cała nigdy się tym chlubić nie przestanie.

A dzień ten uroczysty zachował w żywej pam ięci do końca ży­

cia. Bo w przeddzień jeszcze swej śmierci dla upam iętnienia dwu­

dziestej rocznicy swojej konsekracji przysłał J. E. ks. arcybiskupow i Gallowi świecę, ofiarow aną sobie 2 lutego przez archibazylikę late­

rańską i dołączył list tchnący szczególną miłością. Miała dotąd W ar­

szawa świecę po P iusie IX, przybędzie je j świeca po Piusie XI.

„P rzyjdź Królestwo Twoje44, przyniósł on Polsce w swej w ła­

snej osobie, gdy po stu latach po raz pierwszy przedstaw iciel Sto­

licy Apostolskiej przybył do Warszawy, aby stać się żywym łączni­

kiem m iędzy państwem polskim i papieżem . A gdy po raz pierwszy jech ał w otoczeniu polskich żołnierzy, błogosławił im p rastarą mo­

dlitw ą przez dawnych nuncjuszów używaną, w k tó rej rycerstwo pol­

skie nazwał obrońcam i prawowiernego Kościoła.

Jako P apież związał państwo nasze z Kościołem, gdy zaw arł konkordat i prawo świeckie pogodził z praw em kościelnym , opie­

ra ją c je na wspólnej podstawie praw a Bożego.

„Bądź wola Tw oja44, mówił do Chrystusa, gdy chciał dłużej pozostać w Polsce,, aby wykonać w całości swe zam iary, ale O patrz­

ność wbrew Jego woli przyśpieszyła wyjazd Jego z W arszawy, bo m u Chrystus gotował tiarę na W atykanie.

Po wyborze swoim na P apieża P ius X I w rozmowie z naszym kardynałem zaznaczył, że w przedwczesnym swym wyjeździe z Pol­

ski widzi wyraźną wolę Bożą.

(5)

„C hleba powszedniego44 dla ducha przyniósł narodowi pol­

skiem u w przeobfitej m ierze, zwłaszcza gdy zwiedzał pobojowiska ociekające żywą krw ią poległych; gdy chleb pocieszenia zawoził K a­

liszowi zniszczonemu, Chełmszczyżnie um ęczonej, k tórą poznał w młodości swej z ksiąg czytanych i już wtedy zapalił się ku niej ojcowskim iście uczuciem.

A na W atykanie, gdy m iał przed sobą pątników z tych stron kalw aryjnych, przem aw iał do nich z rozrzew nieniem , które w sło­

wach i w głosie objaw iał.

W pierw szej encyklice w spom inał o Jasnej Górze i Ostrej B ra­

mie, a w swoich przem owach w W atykanie mówił, czym są w Ko­

ściele E ucharystia i Papiestwo.

Przypom nieć się tu godzi, że w początkach swego pobytu w na­

szej W arszawie ten sam przedm iot rozw inął w kaplicy sem inaryj­

nej, przem aw iając do zebranych kapłanów .

„O dpuść nam nasze winy44. Zm arły papież winy zadawnione ojców naszych upatryw ał w zaniedbaniu owego posłannictw a dzie­

jowego, k tóre Opatrzność włożyła na Polskę, aby skłóconą i ode­

rwaną cerkiew sprowadziła do jedności z Kościołem rzymskim.

Polska rozpoczęła to błogosławione dzieło zjednoczenia Kościo­

łów i nie dokończyła. Więc Ojciec św. rozbudził ducha apostol­

skiego wśród kapłanów polskich, opatrzył ich w moce duchowe i po­

słał na nowe żniwo, na nowe znoje.

Żądał od nas, abyśmy zastarzałe niechęci i uprzedzenia wyrzu­

cili z serca i skłóconych z nam i przyjęli za braci w Chrystusie.

„I nie wódź nas na pokuszenie44.

W idział Ojciec św., że Polska wystawiona jest na wpływy bez­

bożności i ze W schodu i z Zachodu, więc troszczył się, aby w P ol­

sce przede wszystkim stworzyć obronę duchową, wiernych świec­

kich powiązać w zwarte hufce rycerzy Chrystusowych, w zastępy robotników Ewangelicznych w owej przesław nej A kcji K atolickiej, do czego przygotowywał ich w Instytucie wyższej kultury religijnej.

Błogosławił jasnogórskiej pielgrzymce polskiej m łodzieży aka­

dem ickiej, ryngraf sobie złożony z ojcowskim sercem p rzy jął i we­

zwanie P atro n k i polskiej młodzieży akadem ickiej odpustam i opa­

trzył.

Wreszcie na uroczystej kanonizacji roku przeszłego w ostatnim * swym Ojcowskim upom inku dał nam jako obronę i ostoję patrona, opiekuna, m ęczennika Pańskiego świętego A ndrzeja Bobolę.

„Ale nas zbaw ode złego44.

Odm aw iał swego czasu to błaganie wraz z nam i pod krzyżem T rau g u tta na Trzeci M aj, a rychło potem w sierpniu tegoż roku po­

w tarzał z nam i na placu Zamkowym, gdyśmy w uroczystej procesji

(6)

— 60 —

z kated ry wyszli, niosąc relikw ie świętych naszych patronów pol­

skich, prosząc w gorącej m odlitw ie, aby Bóg w ybawił nas od n a j­

większego nieszczęścia, od najgorszej ohydy. I był z nam i wtedy um iłow any w ysłannik Ojca św., z nam i trw ał i m odlił się i nie zwąt­

pił, bo nam wym odlił wybawienie. — Oto Piusowe, polskie Ojcze nasz.

A jako k ap łan przy mszy św., w patru jąc się w Chrystusa, spo­

czywającego na chustach ołtarzowych, odm aw ia ofiarne swe P ater noster, tak w ielki P apież na ołtarzu swego żywota ziemskiego prze­

żywał w trudzie i w zm aganiu swe opokowe Ojcze nasz. Przeżywał i nie dokończył, ja k nie dokończył jego konsekrator.

Ś. p. K ardynał nasz chciał dopełnić liczby trzystu kościołów przez się budow anych, aby był wielkim budowniczym nazwany.

Ś. p. Pius X I chciał uwieńczyć lata swego p ontyfikatu i lata przym ierza z państw em włoskim. Ale Chrystus odw ołał ich w pół drogi, w pół pracy, w pół żniwa. K onsekrator uprzedził konsekro­

wanego na miesiąc cały.

I dziś W arszawa w podw ójnej żałobife i osieroceniu pozostaje, opłakuje niestety i swego arcybiskupa i swego Papieża.

Przygotowywał zm arły Ojciec św. zdw ojoną uroczystość na­

rodow ą i kościelną, k tó rą m iał odbyć ze swoimi biskupam i roda­

kam i. Byłoby to przypieczętow anie jego dziejowej działalności. By­

łoby to w spaniałe „A m en“ jego Ojczenaszu. Ale P an stokroć wspa­

nialsze Amen przygotow ał m u w zaświatach. I poszedł N am iestnik Chrystusowy do Chrystusa, poszedł następca Piotrow y do P iotra, aby kończyć swe bez końca „Ojcze nasz“ chwały, swe „Amen“ wieczne.

*

Boże, który sługę twego Piusa w niew ypow iedzianej O patrz­

ności swojej do rzędu najwyższych pasterzy zaliczyć raczyłeś, spraw , prosim y, aby Ten, kto tu na ziemi pełnił zastępstwo Jednorodzonego Syna Twojego, był co prędzej przyjęty do wiekuistego uczestnictwa ze świętymi twoim i papieżam i w niebiesiech. Amen.

X. B isku p A n to n i Szlagowski

(7)

Sw. Józef, Opiekun Pana Jezusa

Dlaczego iw. Józef zajm uje pierwsze miejsce między świętym i?

Bo Bóg go przeznaczył na opiekuna i głowę Najświętszej Rodziny.

Troszczył się o dobro Zbawiciela świata i Najświętszej M atki Jego, N iepokalanej Dziewicy. Był on stróżem P ana swego, według wyra­

żenia Pism a świętego i był Mu wiernym.

To tylko wiemy o nim , że pochodził z królewskiego rodu Da­

wida, również ja k i Najśw. M aria P anna, urodził się w Betleem, pę­

dząc żywot pracow ity na ziemi. Ojcowie Kościoła są tego zdania, że przez szczególniejszą łaskę Bożą, O piekun Jezusa i M arii był wol­

nym naw et od grzechu powszedniego. T ru d n ił się ciesielstwem i tym sposobem zarabiał codziennie na utrzym anie Najśw. Rodziny.

Gdy już m iał lat około czterdziestu, Bóg chciał aby pojął Ma­

rię, P anienkę, i odbył z N ią zaręczyny według praw a starego za­

konu. A rchanioł G abriel ukazał m u się we śnie i powiedział m u:

,J ó ze fie, nie bój się pojąć M arii m ałżonki twej, albowiem co się z N iej narodzi, jest z Ducha Świętego”.

To widzenie napełniło go w ielką radością. Dowiedział się wtedy, że M aria będzie m atką Syna Bożego, upragnionego Zbawi­

ciela świata.

Od tego czasu dzielił Je j radości przy narodzeniu Boskiej Dzieciny i sm utek przy zgubieniu Jezusa w świątyni. T ulił do serca Boską Dziecinę i szedł na wygnanie, aby J ą wraz z M atką Przeczy­

stą ocalić od napaści zazdrosnego H eroda. Jezus jako chłopczyk, pom agał świętemu w pracy na utrzym anie dom u i jako m łodzieniec ciężko pracow ał w warsztacie, tym bardziej, że Józef począł zapa­

dać na zdrowiu i gdy m iał Jezus lat 29, Jego O piekun pożegnał się z tym światem w obecności Jezusa i M arii, z błogim uśm iechem na ustach. N ikt jeszcze na świecie nie m iał takiego otoczenia przy śmierci, ja k ten Spraw iedliw y: Z jed n ej strony stał Jezus, a z dru­

giej M aria. Ci też stali przy ciele jego i opłakiw ali jego zgon.

Skrom ny był pogrzeb jego. Jezus prow adził pogrzebowy or­

szak, a M aria szła płacząc. Duszę świętego unieśli Aniołowie do

(8)

grom adki spraw iedliw ych starego zakonu, a stam tąd, po śm ierci Zba­

wiciela naszego, uniosła się w niebo wraz z w stępującym tam i triu m ­ fującym Synem Bożym, a jego wychowankiem. O jak ie szczęście m u­

siało napełniać serce takiego O piekuna! Któż wypowiedzieć zdoła?...

Mówi Pism o święte, że Józef był mąż spraw iedliw y, to znaczy, że jaśniał wszystkimi cnotam i, że w ypełniał wszystkie swoje obo­

wiązki tak względem Boga, jak i względem bliźnich. M iał żywą wiarę, miłość gorącą, niezachw ianą nadzieję. Znaczy to, że był po­

słuszny Bogu, był pokorny, w ierny i szczery, bowiem był to mąż Serca Bożego.

Piastow ał też wielką godność, daleko większą niż poprzednik jego, Józef Egipski, który był panem dom u króla F araona. Mówi święty B ern a rd : Chcecie wiedzieć ja k w ielkim jest Józef święty? — P atrzcie, Bóg uczynił go oblubieńcem M arii N iepokalanej i żywi­

cielem C hrystusa, a więc w spółpracow nikiem w tajem nicy odkupie­

nia świata...

Kiedy Józef przyszedł do lat dojrzałości i rozwagi, spełniły się czasy zm iłow ania Bożego nad ludzkością. P an n a m iała począć i porodzić K sięcia Pokoju. Tę P an n ę już w ybrał Bóg, a im ię Jej było M aria. H onor tak M atki ja k Syna wym agały tego, aby był przy n iej i oblubieniec, aby zasłonić tę tajem nicę przed oczami świata tak długo, dopóki się Bogu spodoba.

Z atem , małżeństwo M arii z Józefem było na świecie. Był to związek dwu najczystszych osób. Na tę godność był w ybrany Józef z tysięcy, aby był mężem M arii N iepokalanej Dziewicy i M atki Boga.

Mówią Ojcowie święci, że P anna M aria jest najdoskonalszym stworzeniem , jak ie tylko wyszło z ręki Boga, że jest największym cudem wszechmocności Bożej, że jest najśliczniejszym zbiorem wszystkich cnót, że ze wszystkich stworzeń Ona najbliższa jest Boga.

M aria czystością przewyższa Aniołów, w iarą patriarchów , apostołów i m ęczenników, m iłością cherubinów i serafów. M arię Bóg uznał go­

dną m acierzyństw a Syna swego, a więc we wszystkie ozdoby Ją przystroił.

T ej O blubienicy D ucha Przenajśw iętszego i M atki Jezusa C hry­

stusa mężem m iał być Józef święty. I przebyw ał z N ią przez lat b li­

sko 30. Mógł z N ią rozmawiać, mógł J ą pocieszać na obczyźnie.

K rólow ej Aniołów mógł oddaw ać przysługi. Był on piastunein swego Zbaw iciela.

O święty Józefie! m niem any ojcze Boskiej Dzieciny, weź i nas pod swą potężną opiekę. U proś nam wierność w pełnieniu woli Boga do końca życia i śmierć szczęśliwą. S. R.

02

(9)

Z w i a s t o w a n i e

Pozdrawiam Cię Mario, iaskiś pełna, Pan z Tobą.

Jakże piękne jest, M ario, naw iedzenie posłannika niebios, który przybywa w im ieniu Boga, w układy wchodzić z Tobą względem okupu rodzaju ludzkiego! Tą chwilą rozstrzygasz przeznaczenie człowieka i posłaniec nieba pozdraw ia Cię łaski pełną, oczekując z błogosławionych ust Twoich odpowiedzi, aby ją zanieść Królowi nad królam i. Dziewico pełna miłości, pospiesz z wymówieniem słowa fiat, któreby przyniosło pociechę ziemi i niebu, zapew niając nam O dkupiciela oczekiwanego! I rzekłaś niech się stanie, i Aniołowie i wszyscy niebiescy duchowie Ci przychw alają i cześć Matce Bożej o d d ają; Zbawiciel oczekiwany, zwycięzca piekieł powstaje. I stajesz się M atką Boga, jakiż tytuł, jak i zaszczyt, aby go zrozumieć, trze- baby rozum ieć wielkość Boga samego. Tu by się zdawało, że jest rodzaj równości m iędzy stworzeniem a Stworzycielem. A M aria jest też wyższą nad wszystko, co nie jest Bogiem, wyższą nad wszystkie duchy niebieskie. Serafinowie, C herubinow ie, T rony i A rchanioły czczą Ją jako swą M onarchinię. Cześć i chwała Królowej niebieskiej Matce Bożej.

O M ario! z podziwieniem woła św. B ernard, ja k mogłaś wśród tylu łask i zaszczytów zachować swą pokorę? Zaiste rzecz dziwna, jeden z Aniołów otaczających tron Boga przybywa pozdraw iając Ma­

rię pełną łaski, zw iastuje w ybór tak zaszczytny, stanie się M atką Słowa Przedwiecznego, Królow ą nieba. M aria wie, że jest pełną ła­

ski, bez grzechu poczętą, córką uprzyw ilejow aną Ojca, przyszłą M atką Syna, O blubienicą Ducha św., a m imo tego pozostaje po­

korną, za p atru je się tylko na nicość swoją. Uczucia je j serca wyle­

w ają się w cudownym hym nie M agnificat, gdzie się tak m aluje po­

kora, wdzięczność, radość i miłość! Wszystko przypisując Bogu, wy­

śpiew uje w zachwycie, uczynił wielkie rzeczy dla m nie Ten, który jest wszechmocnym.

O M ario! Jakżeś wielką w swej pokorze, ale stając się m ałą w oczach własnych, ściągasz na siebie upodobanie Przedwiecznego i stajesz się M atką Jego.

Jakże głęboką, ja k uw ielbienia godną tajem nica W cielenia!

M iłosierdzie Boga zniża się do tego stopnia, że się staje człowiekiem w łonie Dziewicy! Największy staje się najm niejszym ; nieśm iertelny, poddaje się śm ierci! O P anie dozwól się błogosławić w swoich uni- żeniach.

(10)

— G4 —

O M ario, Dziewico i M atko zarazem , na widok tylu wielkości i takiego wywyższenia, przybierasz tylko pokorny ty tu ł Służebnicy P ańskiej, bierzesz udział we wszystkich poniżeniach swego Boskiego Syna, upokarzasz się wobec Niego i zawsze uznajesz swoją nicość.

Błagam y Cię przez W cielenie słowa Przedwiecznego w dziewiczym łonie Twoim, uproś nam pokorę i pogardzanie sobą! Żebyśmy jako praw dziw i chrześcijanie, prawdziwi uczniowie Boga upokorzonego um iłow ali życie niew iadom e oddalone od świata, pogardzone; a idąc za Twoim przykładem , cześć oddaw ali Bogu za dobro, k tóre się może w nas znajdow ać, jako Stwórcy wszelkiego dobra, abyśmy dzie­

ląc tu Twe upokorzenia, m ieli kiedyś udział w Twej chwale.

P raktyka. Pozdraw iać bezustannie M arię, pow tarzając z Anio­

łem : Zdrow aś M ario, łaskiś pełna. W ykonać p arę aktów upokorze­

nia k u Je j czci.

Cudowny Medalik a młodość

Młodość — mówi L acordaire — jest bardzo piękną chwilą w życiu. W dzieciętwie nie m a się dosyć odczucia ani znajom ości rzeczy; nic nie jest pogłębione. W dojrzałym w ieku wie się za dużo, nie ma się już takiego powodzenia u drugich, serce jest bardziej przezorne i baczne. Lecz pom iędzy 20 i 30 rokiem , co za m arzenia!

Co za pełność życia! T ak łatwo jest się kochanym i tak łatwo od­

w zajem nia się m iłością!

W tym w ieku nie w ątpi się o niczym, niebezpieczeństwo jest czymś nieznanym . Słowo „niem ożliwe44 jest wyrazem, który wyma­

wia się tylko z uśm iechem na ustach. W yobraźnia jest żywa, w rażli­

wość w ielka, wola skora, ufność zupełn a; głowa n ab ija się łatwo, a serce nie um ie odm awiać daru swojej miłości. Krew wre w żyłach, ja k soki w drzewach na wiosnę. Młodość jest tak dla młodego czło­

w ieka, ja k i dla m łodej dziewczyny w iekiem czystym, szlachetnym , szczerym; to czas bohaterski życia; to wiek wzniosłych m yśli, szla­

chetnych uczuć, w iernej przyjaźni, odwagi do dobrego, a jeżeli tego trzeba, wiek poświęceń wielkodusznych, nieświadomego heroizm u, wiek, w którym um ie się um ierać z uśm iechem na ustach. Tem u wszystkiem u dodaje nieopisanego wdzięku to, że młodość to n a­

dzieja. Jest to mężczyzna i kobieta, którzy się w yrabiają, przygo­

tow ują, o rien tu ją, szukają swej drogi i drogi do szczęścia.

Lecz jest to także wiek, w którym nam iętności, „ ja k psy zdzi­

(11)

czałe w yją u drzwi“ ; jest to czas nagłych walk i trudnych zwy­

cięstw. Zmysły zaczynają się budzić, serce usiłuje się dać poznać i pragnie kochać. Co ono pokocha? Stąd niepokojąca zagadka, która otacza młodość. Człowiek pójdzie zawsze tam , dokąd wiedzie go jego serce.

M łodzieniec, ja k rum ak ognisty, wyrywa się, nie znosi wędzi­

dła i jeżeli nic go nie w strzym uje, rzuca się na drogę pokrytą kwie­

ciem, lecz prow adzącą nad przepaścią.

Młoda dziewczyna, spokojniejsza, czystsza w swoich uczuciach, m niej narażona na pokusy, czeka m niej lub więcej cierpliw ie, by zasłona się rozdarła i ukazał się wreszcie ten, którego widziała w swoich m arzeniach.

Jeżeli wprowadzisz Boga do tych m łodych serc, zostaną one czyste, będą silne, bezwiednie staną się zdolne do wyjścia po stro­

mych stokach na wyżyny heroizm u. Lecz jeżeli w nich nie ma Boga i Jego łaski, jeżeli m odlitw a rzadko tylko wznosi się z tych serc osa­

czonych przez ponęty świata, jeżeli k u lt M arii nie przyjdzie w po­

moc i nie stanie się środkiem przeciw działającym gorączkowym po­

rywom, wiosna przekw itnie bardzo prędko, szatan położy swe szpony na tych sercach nieokiełzanych, a grzech wszechwładnie panować będzie w tych niesfornych duszach. Czyż nie ma, niestety, młodości podobnej do drzewa, k tóre zdaje się wypuszczać zwiędłe liście? Czyż nie m a starców dw udziestoletnich?

To jest chwila, w której powinno się głęboko zaszczepić w tych m łodych sercach k u lt M arii. Trzeba, by Gwiazda Morza świeciła na ich niebie wtedy, gdy odbyw ają niebezpieczną przepraw ę przez

„przylądek b urz“, którym jest wiek młodzieńczy, a wpływ dziewi­

czy potrafi uprzedzić lub uspokoić rozpętanie się fal. Ile dusz za­

chowało niewinność dzięki opiece M arii! Dla ilu dusz zn a jd u ją­

cych się w niebezpieczeństw ie ołtarze Jej stały się bezpiecznym por­

tem ! Ile istnień ludzkich byłoby się roztrzaskało o skały, gdyby prze­

m ożna ręka M arii nie byłaby ich przeprow adziła przez miejsca nie­

bezpieczne, tak że mogły płynąć dalej ku cnocie i szczęściu pod oczyszczającym tchnieniem Je j świętości i Je j miłości! Czyż nie jest to wiek, w którym Cudowny M edalik rzuca w życie m łodych ludzi i m łodych dziewcząt swoje najjaśniejsze prom ienie?

Młody człowiek otrzym uje go zwyczajnie na lekcjach katechi­

zmu lub w szkole. N iepodobna, by doszedł do wieku młodzieńczego, nie spotkawszy na swej drodze Cudownego M edalika; dziś spotyka się go wszędzie. Jeżeli m isjonarz przybędzie do parafii, cała wieś otrzym uje Cudowny M edalik. O dtąd m łody chłopiec nosząc swój Me­

dalik chcąc nie chcąc, pozostaje pod wpływem tej niem ej szkoły czystości. P atrząc na M edalik, całując go, odczytując m odlitwę na

(12)

— 66 —

nim wyrytą, musi przypom nieć sobie Dziewicę-Matkę, której wzy­

wał w dzieciństwie, a w chwilach w alki, w godzinach przesilenia uchwyci się swego M edalika ja k deski ratunku.

Czystość jest to długi łańcuch heroicznych „nie“ wobec nęcą­

cych rozkoszy życiowych, a jeżeli m łody człowiek nie m a w sercu silnej miłości dla Jezusa i tkliw ej miłości dla M arii, nie może po­

zostać czystym.

M łody człowiek, który nosi M edalik, któ ry go kocha, bada, rozum ie i odm aw ia m odlitw ę na nim w yrytą, musi pozostać czystym.

Chociaż „wąż“ krążyć będzie koło niego, stopa dziewicza zawsze zetrze m u głowę, a złote prom ienie tryskające z rąk Dziewicy przy­

niosą siłę i ufność żołnierzowi niekiedy może zmęczonemu. A wre­

szcie, dlaczego uważa się, że nabożeństwo do M arii specjalnie jest przeznaczone dla dusz niewieścich? Przeciw nie, z istoty swojej przy­

stoi ono mężczyznom. Ono h a rtu je dusze i wskazuje im zawsze ideały rycerskości i waleczności. Toteż nabożeństwo do M arii posiadało zawsze sym patię ludzi najdzielniejszych i najodw ażniejszych (by­

łoby łatwo przytoczyć nazw iska), ono ich pociąga, zachwyca i po­

budza do męskości.

A czym jest M edalik dla m łodej dziewczyny? O trzym ała go gdy była m alutką. Ma M edaliki alum iniow e, srebrne, złote. M iejmy nadzieję, że m łode chrześcijanki zaniechają wreszcie m ody zawie­

szania na szyi błyskotek lub zwierzątek z kości słoniowej. Jak to dobrze, gdy na szyi m łodej dziewczyny widzi się M edalik. Jest to w yznanie wiary. Jest to znak, że jest ona Dzieckiem Marii. Jest to akt miłości dla jej niebiańskiej M atki. Jest to puklerz przeciw po­

ciskom nieprzyjaciela. Jest to wreszcie godło, które m ówi: Moje serce, m oja dusza, m oje ciało należą do M arii. Ją obrałam sobie za O piekunkę i Strażniczkę; a to, czego Ona strzeże, dobrze jest strze­

żone!

Świat się zresztą na tym zna. Gdy widzi M edalik na szyi m ło­

dej dziewczyny, wie natychm iast z kim ma do czynienia. Taka nie będzie m iała ozdób egzotycznych, różu na wargach, spojrzeń nie­

spokojnych... Ona będzie spokojna, łagodna, m iła, szczera, wesoła, uśm iechnięta, czysta, tą czystością, k tó ra przypom ina aniołów.

Dziewczęta drogie, noście zawsze wasz M edalik. Rozum iecie jego znaczenie; dosyć często mówiono wam o nim. Znacie jego siłę;

dosyć często doświadczyłyście jej. Rozuniiecie godła dwóch serc i krzyża. W iecie, że dwanaście gwiazd zachęca was do prom ieniow a­

n ia w iarą i cnotą na wasze otoczenie. O dm aw iajcie zatem rano i wie­

czór m odlitw ę: „O M ario bez grzechu poczęta44, a wasza M atka nie­

biańska będzie się za was m odliła, jeżeli się do Niej zawsze ucie­

kać będziecie. Zachow ujcie wasz M edalik, a on was zachowa.

(13)

MEDALIK R A TU JE MYŚLIWEGO

Dnia 9 listopada 1900 r. w południe, w tę godzinę błogosła­

wioną, w której dzwon wzywa do pozdrowienia Marii przez „Anioł P ański44, doznał m arkiz Bisleti w sposób uderzający opieki M arii N iepokalanej.

W racając z polowania, szedł do swej willi położonej na tery­

torium Valm ontone. P rzejrzyste niebo i cisza wiejska napełniły jego duszę chrześcijańską głębokim pokojem. Przeszedłszy przez szosę, zboczył m arkiz na bagnistą łąkę. Nagle poczuł, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Z apadł się w rów, a raczej w rodzaj studni pokrytej ciernistym i krzakam i, napełnianej wodą do wysokości czterech me­

trów. W ołanie o pomoc byłoby darem ne; ustronie to było zupełnie puste. M arkiz usiłował pływać, lecz przestrzeń była za mała. Rów­

nież niemożliwym było uchwycić się ściany błotnistego rowu. Z nad­

ludzką energią, k tórą daje obawa przed śm iercią, wydobył się m ar­

kiz trzykrotnie na pow ierzchnię i trzykrotnie zapada się znowu, wciągany ciężarem wielkich butów myśliwskich napełnionych wodą.

P rzepadło, śmierć jest nieunikniona. Jako dobry chrześcijanin, m ar­

kiz poleca swoją duszę Bogu, czyni akt skruchy i wzywa Marii, której Cudowny M edalik nosi na szyi.

W tejże chwili stoi na łące, nie mogąc sobie wytłumaczyć, w jaki sposób się to stało. Uniesiony radością, biegnie do Sióstr Mi­

łosierdzia, w A rtena, by personel dom u pomógł mu podziękować M arii. W krótce jego szlachetna i pobożna rodzina dzieli z nim jego wzruszenie i wdzięczność i z podziwem patrzy na cenny M edalik, noszący na sobie ślady m ułu, którym myśliwy jest cały pokryty.

B rat jego, biskup Bisleti, późniejszy kardynał, zawiesił wotum u stóp M arii N iepokalanej w kapliczce Sióstr M iłosierdzia pod wezwaniem św. Joachim a w Rzymie.

MODLITWA

O M ario, daj naszym m łodzieńcom i dziewicom łaskę, by Cię zawsze kochali i do Ciebie się m odlili. Jesteś im tak potrzebną w tycli latach słonecznych, lecz niespokojnych. N ieprzyjaciel krąży wtedy nieustannie około nich. Niech Twój M edalik broni ich i ratuje!

Zetrzej węża piekielnego! Podaj im Tw oją ratującą dłoń, a gdy walka będzie za ostrą, przytul ich do Twojego serca matczynego, bo w tedy przede wszystkim będą Ciebie potrzebowali. Daj im nabo­

żeństwo do Tego drogiego M edalika. On im będzie mówił o To­

bie, on doda im siły i zrozum ieją, że nosząc na sobie godło K rólo­

wej Nieba, nie mogą przyjm ować więzów szatana. Amen.

(14)

B e z B o g a

Są d n ie w życiu lu d zk im , w k tó ry ch czło w iek zapom ina o B o g u ; — św iat ro b i tyle w rzaw y w duszy, k tó ra stała się jak b y p lacem p n b liczn y m , że dusza ta ju ż nie słyszy gło su sło d k ieg o i p o ­ ryw ającego, — bo głos ten przem aw ia do serca w ciszy, a m ilk n ie, gdy m ó w ił d łu g o i n ie o trzy m ał o dpow iedzi.

Z atrzy m aj się chw ilę w tw ym życiu gorączkow ym ; p o słu c h aj... Co stało b y się z to b ą, gdybyś n ie m ia ła B oga?

G dy rad o ść u p a ja , gdy stw orzenie zap ełn ia serce, łatw o zap o m n ieć o B o­

g u ; — ja k często d o zn aje O n tej obelgi, że w yrzekam y się Jego n ieb a dla k ilk u chw il zabaw y i p rzy jem n o ści k ła m li­

w ie n azw anych: szczęściem...

Lecz w d n iach b olesnych, w dniach p o n u ry c h , w d n iach łez — co stało b y się z to b ą, dziecin o , gdybyś n ie czu ła, że Bóg je s t w n ieb ie , w ta b e rn ak u lu m , w tw o jej duszy, w szędzie? Co stało b y się z to b ą, gdybyś n ie m ogła szukać p o ­ ciechy w kościele, gdzie m ożesz się sw obodnie w y p łak ać, a łzy tw oje b ęd ą zro zu m ian e p rzez T ego, u k tó reg o stóp je w ylew asz?...

P rz y p o m n ij sobie... ten dzień... ten w ieczór, w k tó ry m d o zn ałaś zaw odu...

tę godzinę b o lesn ą i gorzką... tę chw ilę trw ogi i u d rę k i, k tó ra zaciążyła na to ­ b ie ja k zm ora. W szystko zdaw ało się zapada w o k o ło cieb ie!... co sta ło b y się w tedy z to b ą, gdybyś n ie b y ła m iała B oga k o ło sieb ie?...

S erce tw o je m usi ko ch ać! O no stw o­

rzo n e je s t do m iło ści. M ożesz m u p o ­ zw olić na to, by szu k ało u stw orzeń chw ilow ego z asp o k o je n ia jeg o nieuga- szonego p rag n ien ia... Lecz im w ięcej b ędziesz p iła z tego k ielich a, tym w ięcej p a lić cię b ęd zie p ra g n ie n ie ! T w o je serce je s t za w ielk ie, aby m ogło być z ap e ł­

n io n e czymś lu d zk im . O no je s t uczynione

na m ia rę niesk o ń czo n o ści. Bóg sam m o że je zap ełn ić. N aw et ci, k tórzy cię k o ch ają, są z konieczności zajęci sw oim i w łasny­

m i tro sk a m i, sw oim w łasnym ży ciem ; egoizm nie pozw ala im kochać cię cał­

kow icie... Bóg sam kocha cię dla cie­

bie sam ej.

A gdy w tw oich cie rp ie n iac h (bo będziesz je m iała z pew nością) ż eb ra ć b ę d zies z lu d z k ie j p ociechy, zobaczysz w krótce, że c ie rp ie n ia tw oje n ie in te ­ re su ją in n y ch i że każdy w bezw iednym sam o lu b stw ie p o c h ło n ię ty je s t w łasn y m i tro sk a m i. Z obow iązku, z grzeczności, b ęd zie się s ta ra ł cię pocieszyć, lecz serce b ę d zie b ard zo d alek o !...

O tóż m asz P rzy jaciela Boskiego*

k tó ry w oła do tych, k tó rzy c ie rp ią :

„W y, k tó rzy płaczecie, p rzy jd źcie do m nie, a ja was p o c ie sz ę ! “ Co stało b y się z to b ą, d ziecino, gdybyś w ciężk ich chw ilach n ie m iała tego B oskiego P o ­ cieszyciela, k tó ry p ła k a ł, c ie rp ia ł i któ ry sam je d e n u m ie pocieszyć tych, k tó rzy c ie rp ią , tych, k tó rzy p łaczą?...

P ew nego ran n eg o w szp italu z ap ra ­ szano na z eb ran ie rozryw kow e. C h c ia ł on je d n a k n a jp ie rw p ójść do k ap lic y ; b y ło to jeg o pierw sze w yjście. A gdy d ziw iono się tem u i uw ażano jeg o p o ­ m ysł za dziw aczny, o d p o w ie d z ia ł: „G dy pow raca się z fro n tu , ma się ty lk o dw ie m yśli i dw a sło w a : M atka i B ó g !“

„M atka i B ó g !“ co za słow a. B yły one szczere. W yszły one z serca p o g łę­

b io n eg o przez przeżycia w ojenne.

N iech Bóg zachow a ci m atk ę! Boga n igdy n ie stracisz, je ż e li nie chcesz G a stracić! O n z to b ą p ozostanie... N aw et w tedy, gdy ty Go opuścisz... O n nie o puści cię n igdy. O n je s t p rzed e wszyst­

k im O jcem . Ż aden ojciec M u nie d o ró ­ wna. C hoćbyś Go n a jb a rd z ie j obrażała*

/

(15)

n ig d y n ie w yczerpiesz Jeg o przebacze- Wy, k tó rzy p rz em ija cie , p rz y jd ź cie n ia. D ziecino, w szystko p rz em ija n a zie- do N iego, gdyż O n trw a!

m i, Bóg sam p o zo staje i p o zo stan ie O, d ziecino, co stało b y się z to b ą, w ieczn ie, gdyż je s t B ogiem ! gdybyś n ie m ia ła B oga?

Czy miałabyś się lękać ?

P u łk o w n ik D ria n t, zdobyw szy sztu r­

m em w ioskę, o trzy m ał rozkaz opuszcze­

nia je j n aty ch m iast. C ofał się pow oli, zw rócony tw arzą k u w iosce. W idząc zdzi­

w ioną m in ę jed n e g o ze sw ych lu d zi rz e k ł do n ieg o : „N ie ro zu m iesz zapew ne, co j a czynię. N ie chcę, b y p o w ied zian o , że D ria n t zo stał zab ity k u lą w plecy. Sta­

w iam czoło n iep rz y ja c ie lo w i!“

Staw iać czoło n iep rz y ja c ie lo w i! J a ­ k ie to p ięk n e , ja k ie d z ieln e!...

Staw iać c zo ło ! T y lu się uk ry w a, drży, lęk a się, k a p itu lu je p rz ed szyderstw em , u c ie k a p rz ed lekcew ażącym u śm iech em !...

Czy to n ie zd arzy ło ci się nigdy, d z ie c in o ? Czy n ie ru m ie n iła ś się nigdy i n ie d rż ałaś, gdy atak o w an o re lig ię w tw o jej o b ecn o ści? Czy n ig d y n ie za­

p a rła ś się tw oich p rz ek o n a ń ch rześci­

ja ń s k ic h ? Czy n ie b a ła ś się n igdy i nie z w ija łaś swego sztan d a ru , aby go nie d o strzeżo n o ? Czy n ig d y n ie sta rałaś się o to , b y n ie ja k o p rzeb aczan o ci tw ój ty tu ł ch rze śc ija ń sk i? Czy n igdy n ie ro ­ b iła ś znaku krzyża św. u k ra d k ie m , z o b a­

wą, by cię n ie w id zian o ?

Czy śm iech bezb o żn y ch n ie u c zy n ił na tw ej duszy, stw o rzo n ej i o d k u p io n ej p rzez B oga, w iększego w rażenia, niż krw aw e łzy Jezusa C h ry stu sa?... O d p o ­ w ied z!...

Starzy G alow ie o b aw iali się tylko je d n e j rzeczy, to je s t, żeby n ieb o nie sp a d ło im na głow ę i w tedy jeszcze b y ­ lib y je zatrzy m ali na ostrzach swych -dzid.

A ty, córko stary ch Lachów , dziecko B oga p rzez ch rzest św., ty, córko P o lsk i, czy n ie b a ła ś się k ie d y ? ...

B ać się! ru m ie n ić się ża sw oją w ia­

rę , w stydzić się m ian a c h rześcijan k i, k a­

p itu lo w ać p rz ed uśm iechem , drżeć p rzed k p in am i... o ja k ie to m ało d u szn e, ja k ie to tch ó rzliw e, ja k ie to n isk ie!

J e ś li to zd arzy ło się to b ie , choćby ty lk o raz je d e n , wstydź się! n ie jesteś

ani ch rześcijan k ą, ani P o lk ą ! Z im ie ­ n ia, — m oże! Lecz w rzeczyw istości nie jesteś a n i je d n ą , ani d ru g ą !

Jest w tym w zględzie lu d zk im tyle p o d ło śc i, że dusza szlachetna, serce d u ­ m ne n ie ro zu m ie naw et tych dw óch słów ta k dziw nie połączo n y ch . Bo isto tn ie, kogo się m a na w zględzie? S ie b ie ? N ie, sieb ie się p o n iża ! — In n y c h ? T akże nie, bo p ełza się u ich stóp. — B oga? T eż n ie, bo się Go w stydzi! — T ru d n o z ro ­ zum ieć tę p o n iżającą k a p itu lac ję !

A je d n a k ta obaw a p rz ed lu d źm i k ie ru je w dzisiejszych czasach w ielką liczbą, a naw et m ożna p ow iedzieć w ięk ­ szością ch rześcijan . N ie słu ch a się su­

m ien ia, a n i obow iązku, p atrzy się skąd w ia tr w ieje i pozw ala m u się u n o sić w tę stronę.

Jest pew ne tchórzostw o lu d zi uczci­

w ych, k tó re w yrządza w ięcej złego, niż p rzew ro tn o ść lu d zi złych.

O n ie, d ziecino, nie staraj się o to, b y to lero w an o tw ój kato licy zm ! P rz e c i­

w nie, bądź kato liczk ą o tw arcie, odw ażnie, z p ro sto tą, d u m n ie!

P ew ien d zik i, chcąc okazać wszyst­

k im , że je s t ch rześcijan in em , szablą n a ­ k re ś lił na swych p iersiach w ielki krzyż i p o k a zu jąc w szystkim tę straszną b lizn ę, m ó w ił z d u m ą : „ P atrzcie, jestem ch rze­

ś c ija n in e m !"

A ty, dziecin o , noś także sw ój k rzy ­ żyk, n oś go na szyi o tw arcie, to b ęd zie tw oja n a jp ię k n ie js z a ozdoba. N iech k rz y ­ żyk zastąpi te w szystkie św iecidełka m n iej lub w ięcej m o d n e. N iech krzyżyk błyszczy na tw ym sercu , n a sercu, k tó re należy do B o g a !

P rz y jac ie l O zanam a m aw ia ł: „Je­

stem tak du m n y z teg o , że jeste m ch rze­

śc ijan in em , iż obaw iam się, że p o w in ie­

n em się z tego sp o w iad ać". T y, m ło d a ch rześcijan k o , bądź rów nież d u m n ą z te ­ go, b a rd zo dum n ą... i n igdy się z tego n ie sp o w ia d a j!

(16)

r

Śmiało przed ludźmi! Na klęczkach przed Bogiem!

— 70 —

N ie! ty n ie będziesz się b a ła ! nie będziesz d rż a ła ! Z dum ą i stanow czością wypow iesz te dwa słow a, k tó re ugną przed tobą dusze n a jb a rd zie j b e zb o żn e:

„Jestem c h rz e ś c ija n k ą !'4 I nie poddasz się!

Bo w idzisz, są na św iecie lu d zie, do któ ry ch nie trzeb a się u p o d ab n iać.

Są tacy, któ rzy p ełzają... tacy, k tórzy p rzed in n y m i się płaszczą... tacy, którzy się u k ry w ają, są tacy, którzy uśm iechają się w oczy, a zaocznie n a p ad a ją i szar­

pią... a wszystko to nie je s t p ięk n e ! Ty stój śm iało ! p atrz śm iało w oczy tw oim p rzy jacio ło m i n iep rz y ja c io ło m ; nie płaszcz się nigdy i nie schylaj się nigdy, by zbierać... judaszo w sk ie sre b r­

n ik i !

S tój śm iało , a będziesz przyśw iecać innym . Ile dusz w ahających się i sła ­ bych, n a b ie rze siły p atrząc na ciebie i n a jp ie rw n ieśm ia ło , lecz w krótce z u f­

nością p rz y jd ą one szukać u ciebie o p a r­

cia.

Zresztą, — gdy w iara praw dziw ie p rzen ik a życie, rzuca ona w n ie b lask i, któ ry ch uw ięzić nie m o żn a; ona p ro ­ m ie n iu je !

M ożna św iatło zgasić, ale n ie m ożna go trzym ać na u w ięzi; g łęb o k ie p rz ek o ­ n an ia są ja k rzek a, k tó rej nic zatrzym ać nie zd o ła, k tó ra rozlew a się wszędzie i zalew a wszystko.

T ak , stój śm iało p rz ed lud źm i, z ser­

cem p e łn y m w iery zw ycięskiej, w iary żywej u jaw n ia jąc ej się na zew nątrz, w ia­

ry, k tó ra w yrabia n ieu g ięty ch chrześcijan.

Zasiew aj p ierw ia stek d obra w ten chaos pojęć, a przez ten czyn, św iat może się stać lepszym .

Lecz u m iej też upaść na k olana przed B ogiem . K lęk aj ażeby się m odlić, k lęk a j ażeby wyznać z p o k o rą tw oją nieu leczaln ą słabość, k lęk a j ażeby p ro ­ sić o siłę przezw yciężenia siebie.

Spotkasz lu d zi, k tórzy m ó w ią: „ Je­

stem za w ielki, aby u k lę k n ą ć " , — a ci sam i lu d zie czołgają się p rz ed m ożnym i, przed stw orzeniem , p rzed w orkiem p ie ­ niędzy, p rz ed złotym cielcem !...

T y, ch rześcijan k o , bądź d u m n ie jsz ą!

K lęk aj tylko p rzed B ogiem , bo O n je s t tw oim O jcem .

Lecz tu u k o rz się g łęb o k o i m ódl się! j a k p ięk n ą jest m o d litw a!... T o je s t ok rzy k serca, — o d ru ch dziecka, k tó re rzuca się w objęcia swego ojca, — święta skarga ludzkości, — słabość Boga a siła człow ieka, — je s t to sp o tk an ie Boga z duszą, — są to odw iedziny u P an a Boga, — jest to wszechm oc Boga o d ­ dana w ręce stw orzeń...

Ale nie ró b z m odlitw y czczej fo r­

m uły, p o w tarzan ia z ro zta rg n ie n iem zdań w yuczonych n a p am ięć ; by łab y ć p o d o b n ą do gram o fo n u um ieszczonego na klęcz- n ik u .

P rzy m odlitw ie m usisz ukazać serce, otw orzyć j e ; sercem trzeb a m ów ić do Boga.

Jeżeli masz m ało czasu, m ó d l się m ało , lecz odm aw iaj ten k ró tk i p acierz pow oli, d o b rze, często i całym sercem . W m o d litw ie jes t tyle słodyczy, tyle ra ­ dości, tyle pociechy!

Pew ien żo łn ie rz p o w ied ział do swe­

go k a p elan a : „N ie um iem czytać, lecz k lęk am w g łęb i kościoła i tam op o w ia­

dam P a n u Bogu m oje co d zien n e spraw y“ . R ób tak ja k on, opow iadaj Bogu po p ro stu tw oje spraw y, tw oje radości, przy k ro ści, pokusy, życzenia, a naw et winy...

O n je s t B ogiem i O n jes t O jcem ! O gdybyś m ogła w idzieć Go, gdy d o b rze się m odlisz! O n tu się zniża ku to b ie ja k ojciec kochający, k tó ry nachyla się nad sw oim m aleń k im dzieckiem , k tó re do nieg o szepcze.

M anualiki D zieci M arii, d y p lo m y do p rzyjęć, m ed alik i z n o w eg o srebra i alu m in iu m w k ażd ej ilo ści i ja k o ści m ożna nabyć:

Itcdakc ja B oczn ik a M ariań sk iego, K raków — Stradom 4. — P . K. O. 404.450.

:: MANUALIK CUDOW NEGO M EDALIKA UKAŻE SIĘ W KRÓTCE. ::

i

(17)

„Choć burza huczy wkoło nas...“ w naszej m isji Wenchow do­

tąd zupełny spokój, praca prawie nic nie ucierpiała. Nasze szkoły idą pełną parą, kaplice w okręgu wizytujemy jak zawsze. A mamy tych kaplic z górą pięćdziesiąt.

Pod koniec listopada wybrałem się w góry Ku-czi. Pogoda do­

pisała świetnie, inaczej nie byłoby tu co robić. Zaczynani od Czian- ke-deu. Wioska położona daleko na stoku góry. Dopiero dwa lata od założenia tu kaplicy, dziś 25 spowiedzi. M aterialnie tu m arnie, kaplica na strychu lichego domu. Trzeba chodzić bardzo ostrożnie, bo podłoga trzeszczy, cały dom się rusza. Strych nie ma żadnych ścian, w iatry ze wszystkich stron. Ten sam strych służy i za sypial­

nię. Na dole mieszka jedna rodzina pogańska, nam i się nie k rę p u ją oczywiście, palą, gotują, a strych zam ienia się we w ędziarnię, łzy się leją obficie, a może to zdezynfekuje oczy? Trudno, tu kominów nie budują, nowy dom, ładny, kosztowny, po p aru dniach zakop­

cony nie do poznania.

W Sie-cziu-sa (Góra małego ham busu) daję ślub m łodej parze, potem zapraszają mię na ucztę weselną. Stoły zastawione dostatnio.

Na każdym musi być przynajm niej 9 talerzyków potraw. Biesiad­

nicy zasiadają po 8 przy każdym stole. Przynoszą co raz to nowe potraw y, wino z ryżu własnego wyrobu leją obficie do filiżaneczek wielkości naparstka. Jest zasadą: jeden kęs, jeden łyk wina, wszystko na kom endę podczaszego tak, iż mimo, że wszyscy patyczkam i je­

dzą z tej samej misy, nikt nie zje więcej ani m niej. Mięso na wspól­

nych miseczkach wygląda naw et ponętnie, ale nie zdejm uj górnej warstwy, bo pod nią mieszczą się kości, resztki, odpadki, chodzi o „tw arz“. Zasadą jest również, że na końcu musi zostać najm niej jeden śliczny, kopiasty talerzyk nietknięty; to znak, że uczestnicy n ajedli się i jeszcze zostawili tak sm akowite kąski. Deser stanowi

(18)

gorący, wilgotny ręcznik, którym każdy z biesiadników wyciera so­

bie usta, tw arz, ręce.

Po tak iej uczcie pożegnalnej pannę m łodą wsadzają do lek­

tyki zewnątrz ślicznie ozdobnej, wewnątrz ciasnej i ciem nej i za­

noszą ją ku wieczorowi do dom u oblubieńca. Zwróciłem jednem u ojcu uwagę, czemu tak m łodą córkę, zaledwie 15-letnią w ydaje za m ąż? Nie m am jej czym żywić, brzm iała odpowiedź.

*

M isjonarz to Boży turysta. I ja tu taj odbywam z obowiązku niby śliczny spacer po tutejszej Szwajcarii, od wioski do wioski, od kaplicy do kaplicy. Wszędy góry, wąwozy, przełęcze. Stoki gór wyzyskane na pola wiszące niby balkony, dziś puste odpoczywają po zebranym ryżu. T u i ówdzie sieją zboże, u praw iają jarzyny, tak że i zim ą ziem ia bezczynnie nie leży. Drogę skracam sobie rozmową z katecliistam i. W łaśnie pokazują mi dom jednego z naszych k ate­

chumenów. Latem obecnego roku ja k wszędzie, tak i tu panow ała cholera. Nasz chrześcijanin m iał trzech synów. Jeden zachorował, ojciec w obawie o jego życie doczesne i wieczne prosi katechistę, by go ochrzcił. Został ochrzczony, ale niestety śmierć go zabrała.

Zachorował drugi syn. Ojciec woła katechistę. Ochrzcił go i chło­

piec um arł. Ojciec zm artw iony już nie czeka na chorobę trzeciego syna, ale każe go zaraz ochrzcić, bo zapewne pójdzie za swymi dwo­

ma braćm i. Istotnie zachorował i um arł. Sąsiedzi poganie i p rote­

stanci śm ierć trzech synów przypiszą naw róceniu się ojca do Ko­

ścioła katolickiego, oni w błędzie zostali i śmierć ich om inęła! K a­

techum en nasz jed n ak wytrwał i dotąd uczęszcza do kaplicy. Wy­

roki Boże niezbadane!

*

Moi towarzysze opow iadają mi o tygrysach, których trzy poja­

wiło się z wiosną w tych okolicach. Pasł sobie chłopiec wołu w za­

roślach. Nagle zauważył, że coś „strasznego” rzuciło się na jego wołu i powaliło go. C hłopiec przerażony pobiegł do wioski i zaczął krzy­

czeć, że cos „strasznego” w górach porwało m u wołu. C hłopi z cie­

kawością rzucili się oglądać to „straszne” . Jeden z nich najśm ielszy i najodw ażniejszy przybiegł pierwszy. Niestety tygrys rzucił się na niego i pokaleczył go bardzo. C hłopi dopiero teraz zrozum ieli, o co chodzi. Przynieśli broń, jak ą m ieli, narzędzia rolnicze i tygrysa za­

tłukli. Innem u góralowi dziki niszczyły pola zasadzone ziem niakam i, znówu urządzono obławę i ubito jakąś sztukę. Chłop jed n ak narzeka, bo dziki dalej szkody m u w yrządzają, dopilnować nie może, bo to nocą. Ja k nam ów góral opow iadał, spotkał nawet dzikiego wołu

— 72 —

(19)

0 długiej, popielatej sierści. W innych okolicach pojawiły się wilki.

Oczywiście takie opow iadania wśród gór i lasów nie dodają odwagi.

Rozglądałem się naokoło, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego.

Opatrzność Boża czuwa nad swym sługą.

*

Zie-sa-luj (Droga na wysokiej górze). Miejscowość tę pam ię­

tam , bo m iałem tu kłopot prze p aru laty. W naszej kaplicy m ie­

ściła się szkółka. W czasie pauzy jeden chłopiec potrącił drugiego.

Ten upadając, stłukł sobie kolano. Takich wypadków mnóstwo wśród młodzieży i nik t na to nie zwraca uwagi. Kolano niestety za­

częło ropieć, boleć, chłopiec nie mógł chodzić. Myślę sobie wówczas, weźmiemy go darm o do naszego szpitala w Wenchow i pod opieką lekarza, Sióstr M iłosierdzia wyleczymy i odeślemy jedynaka bied­

nej wdowie. Nie będzie narzekać m atka poganka, że w szkole kato­

lickiej skutkiem braku dozoru chłopiec stracił nogę.

Niestety szpital nie pomógł nic, po paru tygodniach oświad­

czono, że nie da się nic zrobić. Chłopiec wrócił w góry jako kaleka, na całe życie. Upłynęło może trzy lata, nagle noga zaczęła mocno boleć, a równocześnie chłopiec, który był winny potrącenia, również poganin, zaczął chorować. Chory um arł a noga sama zupełnie wy­

zdrowiała, wróciła do stanu normalnego. We wsi opow iadają sobie, że duch chłopca winnego był niespokojny, po zejściu z tego świata napraw ił winę popełnioną.

*

W kaplicy w O-czii mam dwa śluby. W jednym w ypadku obie strony są katolickie, w drugim katoliczka idzie za poganina. W p ier­

wszym oboje gorliwi katolicy. W łaśnie wieczorem chłopiec wrócił z pracy, korzysta z obecności księdza, by przed nim zawrzeć m ałżeń­

stwo, jak należy, choć żonę przyniosą m u dopiero po jakich dwóch miesiącach. Term in przeniesienia oblubienicy układa się na długi okres czasu i łatw iej małżeństwo zawarte zerwać, niż nie dotrzym ać takiego term inu. Choćby pioruny waliły, małżeństwo musi być za­

warte w dniu oznaczonym. I my księża m usimy się z tym liczyć.

Chłopiec ten po ślubie wieczorem, m iał rano znowu iść do pracy bardzo daleko, należy bowiem do grupy ludzi, których gmina wy­

znaczyła do robót publicznych. Jeżeli nie pójdzie, zapłaci grzywnę.

Prosi zatem narzeczoną, by wieczorem wzięli ślub. Ale ta na niego:

„Co ty sobie myślisz, ślub tylko raz w życiu, to taka ważna rzecz 1 ty to chccesz tak zbyć wieczorem, ukradkiem ? Nie, ja dziś nie idę. ślub nasz musi być rano w kaplicy44. Co było robić, wobec tak energicznej narzeczonej, ślub odbył się rano.

(20)

— 74 —

Ale więcej jeszcze zbudow ałem się z drugiego ślubu. Również rano tego samego dnia stawiła się narzeczona katoliczka i oblubie­

niec poganin. Dałem im potrzebną dyspensę, następnie pytam m ęża:

„Czy masz wolną a nieprzym uszoną wolę... wziąć za żonę?

Tak. Chcę, odpowiada. P ytam narzeczoną: „Czy masz wolną... za m ęża?“ „Jeżeli on chce się nawrócić i zostać katolikiem , to chcę“ , brzm i odpowiedź. Hm... to sprawa zawikłana... m ałżeństwo w arun­

kowe?... To niedopuszczalne w Kościele katolickim . Tłum aczę za­

tem narzeczonej, że tak się nie da. U stąpiła i zgodziła się bez wa­

runku. Ale się ucieszyłem ; to osa, będzie pilnow ać swego męża, by się naw rócił i sama nie da się przekręcić choć dopiero 17-letnia.

Oby takie były gorliwe wszystkie panny na zamążpójściu.

*

Góry i potoki, ale wśród tego otoczenia dużo wiosek większych i m niejszych, czasem ja k gniazda jaskółcze przyczepione do sto­

ków. Mimo woli pytam sam siebie, z czego ci ludzie żyją na tych skałach? Co ważniejsze, że ci ludzie k u niebu wystawieni, Boga jed ­ nak prawdziwego nie znają. W łaśnie spotykam y człowieka z I-ke (Nad potokiem ), który gniewa się, że do jego wioski nie zaprowa­

dził nas katechista, jak się um ów ili, bo tam p arę rodzin chce się nawrócić. Z trudem ułagodziłem go i obiecałem posłać tam kate- cliistę i sam przybyć przy najbliższej sposobności. Spieszymy do miejscowości Do-au (Za domem przodków ). Mieszka tu około pół­

torej setki rodzin, parę protestanckich, katolickiej ani jednej. Obec­

nie parę osób nęka choroba, myślą o Bogu. Oni to właśnie zaprosili mię z kazaniam i do pogan, by i tu zapoczątkować cześć P ana Nieba, a w ten sposób ukrócić moc szatana. Zgodziłem się ja k najchętniej i oto właśnie jestem w tej miejscowości. Ofiarowano mi do dyspo­

zycji pół olbrzym iego domu. Izba środkowa podobna do boiska w stodole polskiegft wieśniaka n adaje się wyśmienicie na kaplicę.

Wszędy b ru d nieskończony. Znoszą ławeczki, m yją, czyszczą, można przynajm niej spocząć. W ieczorem zebrało się dość dużo ludzi na kazanie, gotowość czczenia P ana N ieba zgłosiło 11 rodzin. Nie źle na początek.

Między innym i pytam jednego stareg o : „A ty, co myślisz, czy chcesz się także naw rócić?44 „Ja czczę Jezusa44, pada odpowiedź.

P rotestant. Po zastanow ieniu pyta się stary: „Księżę, proszę mi po­

wiedzieć, czy katolicy muszą płacić, dawać sk ład k i?44 „Nie, u nas nic się nie płaci44, odpowiadam. „Zatem i ja do was przyjdę, ale w pierw muszę się naradzić z moim synem, któ ry jest bardzo m ądry44.

*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tym czasem Piękna P ani zaczęła się usuw ać wgłąb... Następnie P an i oświadczyła: «Przyrzekam tobie, że będziesz szczęśliwą nie na tym, aile w przyszłym

Niemkiewicza z okazji 15-ej rocznicy założenia Stowarzyszenia Dzieci Marji przy kośe... d ek laracje, o św iadczające w ysokość ofiary, ew en tu aln ie pożyczki

Za Dobrodziejów i Czytelników naszego pisma odprawiamy co miesiąc po trzy Msze św... Józefowi W ilpertowi, oświadczył, że nieskończenie jest rad z ogłoszenia

Cześć św iętego Józefa sięga sam ego p oczątku Kościoła.. Józefa odznaczali się

W wypadku, jeśli Siostry będą chciały się w ycofać, albo adm i­.. nistracja chciała by im podziękow ać, należy pow iadom ić stronę zainteresowaną rok

Piękność Jezusa wypływa z godności osoby Jego, bo tą jest druga Osoba Boska, ze świętości duszy Jego nieskalanej ani cieniem grzechu, z przymiotów

„książka pośm iertna44 (autor chciał powiedzieć, że jego prawdziwe życie m oralne rozpoczęło się dopiero po jego naw róceniu), myślały o śm ierci fizycznej

Skrzepłe członki ożyw iają się i pełność życia nieśm iertelnego okazuje się oczom naszym.. W pokorze najw iększej uw ielbiają wszech- mocność i miłość