• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 15, nr 7/8 (1939)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 15, nr 7/8 (1939)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

E k E ---1---- ? 1-i' -h--- ---r1

B Ł O G O S Ł A W IO N Y JU STY N D E JA C O B IS M isjonarz

biskup tytularny nilopolitański, w ikariusz apostolski A bisynii o g ło szo n y b ło g o sław io n y m dnia 25 czerw ca 1939 r.

../../I.! . y 7 )-!. — T T ~ .1 ~ .a I ^ ' ' 1 '.!'.uŁ... i' '^ 1 '! ^ * T = ~

(3)

Rok X V/7—8 Lipiec i Sierpień 1939 C EN TRA LN Y KRAJOW Y ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA STOW . CU D O W N EG O MEDALIKA I DZIECI MARII W PO LSCE

ROCZNIK.MA Rl ANS KI

N A W I E D Z E N I E

D w ie m atki, w tajem nicy N aw iedzenia będąc dla nas przed­

m iotem podziwu, zniewalają ducha naszego do najserdeczniejszej dla nich czci. W szystko w nich, cnoty ich, nastroje dusz, powitania w zajem ne i cuda przy spotkaniu wraz z ich owocem błogosław io­

nym z pod serca, zająwszy uwagę um ysłów urabia w nas praw­

dziw y szacunek dla nich i unosi m yśl z przejmującą życzliwością do tych, dla których w łaśnie one stały się wzorem. Matkom tym dwom oddawszy hołd, pom ódlm y się do nich za matkami naszymi, aby im uprosić łaskę naśladowania, u innych n ie zrozum ianego, lecz dla tych żywego, przykładu.

Posłannictw o m atki jest bogate i w spaniałe. Matka jest Opa­

trzności pierwszą w yręczycielką w dziele dziw nie m isternym a wa­

żnym, bo w kształtow aniu życia ludzkiego. Do pracy tej obdarzyła przyroda rodzicielkę zdolnościam i przecennym i, które zm ieścić m ogła tylko w jej sercu. Tam zogniskow anie czy stop ich nastę­

puje przez m iłość. M iłość m acierzyńska na zewnątrz jaśnieje ta­

kim i cecham i, jak ostrożność, przew idyw anie, pom ysłow ość, czu­

łość, godność, oddanie, szczerość, szacunek, bezinteresow ność, w nawałach zaś cierpień wybija się na czoło cnót, jako stały cud, wytrwała moc. Do tejże m iłości przywierają uczucia żywe, głębo­

k ie, żarliwe, zatem: tęsknota, sm utek, bo jaźń, nadzieja, zuchw al­

stwo nawet. W szystko społem czuwa nad kołyską dziecięcia.

(4)

170

W szechm ocny przecież tym dziełem , jako pospolitym , n ie zadow oliw szy się, czeka po m atce chrześcijańskiej czegoś w ięcej jeszcze. Owo w d ziecięciu , sobie pow ierzonym , ona ma kształtow ać Chrystusa. Z dolności z natury jednak do tego, choć w obfitości u d zielon e, n ie wystarczają. Tu m atce z pom ocą przyjść m usi ła ­ ska. O nią to dla niej prośm y przez M atkę łaski pełną.

Dla m atek chrześcijańskich prośm y o łaskę szacunku dla sa­

mych siebie, zwłaszcza w czasie owych tajem niczych zjawisk i w ielkich dziw ów , w których dzieciątko poczyna żyć, a w łaśnie kiedy to dziecię przyjm uje w duszy nastroje z ducha m atki, a w tedy też każde zam ierzenie nieporządne um ysłu i każde gw ałtow ne w zruszenie serca a żądza lub chęć użycia, oraz każda żywsza na­

m iętność, stać się m oże zbrodnią: m ódlm y się, aby w łaśnie w tedy m atki przygotow yw ały się do niezm iernej godności m acierzyństwa przez praw dziw e sk upienie i spokojne nabożeństw o, aby w łaśnie one zrozum iały to, że uśw ięcając siebie, pośw ięcają z sobą w espół i dziecinę dla Pana Boga.

Dla m atek chrześcijańskich błagajm y o łaskę prawości w pragnieniach. N iechby się nie k łop otały o przyszłość dziecka ponad p otrzebę, niechby n ie uprzedzały zam iarów Opatrzności przez zuchw ałe postanow ienia, niechby n ie zaprzątnąwszy sobie głow y wyłącznym rozwojem ludzkich zdolności u dziecka, um iały p okierow ać w ychow aniem jego tak, iżby dumą i chlubą ich było upodobanie Pana Boga w n ieocenionym ow ocu ich żywota.

Dla m atek chrześcijańskich prośm y o łaskę umiaru w m iło ­ ści, w ięc aby przy troskliw ej opiece nad ciałem zdołały oceniać w yższość duszy, aby uzdolniw szy dziecko do zaradności w życiu w śród świata i do um iejętności w zdobyczach postępu i dobrobytu p otrafiły w drożyć w obyczajach ducha rzetelnej uczciw ości, praw­

dziw ego m ęstw a i pobożności szczerej.

Dla m atek chrześcijańskich m ódlm y się o łaskę m ęstw a i spra­

w iedliw ości w upom nieniach i karach. Jak zasłużenie uradowały się uśm iechem jakby anielskim i szczebiotem rozkosznym , oraz tym i pierw szym i objawam i uczuć w dzięcznych, na które czekało serce m acierzyńskie, tak niech um ieją uczciw ie opanow yw ać zaraz w początkach w ybryki złości, sobkow stw a, zazdrości, tw ardości, zm ysłow ości, lenistw a u dziecka sw ego. W yzbyć się m atkom owych n iedorzecznych ostrożności czy przeczulenia i tej bałw ochw alczej p ieczołow itości, które przyzwyczajając dziecko do w yrafinow anej w ygody albo pozostaw iają na przeciąg życia oną zniedołężniałą zniew ieściałość; strzedz im się przesadnych pochlebstw , przyno­

szonych głów nie z zew nętrz, i śliskich rozm ów w tow arzystw ie, k tóre wnoszą w m łod ocian e serca zasady zepsucia i n iepokoju ze

(5)

171

świata. N ie śm ie też u nich być łatwa pobłażliw ość, która nastraja dziecko na wieczną bezkarność; zato: stosow ny czas, roztropne uwagi, spokój w upom nieniach a kara odpow iednią, niech, jako pom oc dla natury, urobi u dziecka poczucie rzetelne obowiązku.

Dla m atek chrześcijańskich wzywajmy łaski jako pociechy w rozczarowaniach. B iedne m atki widzą często jak porywa się im ow oc zbożnej pracy i w ysiłków m ozolnych. Posłuchu nie dostaje już icli nauka. Ból i łza uwagi nie znają odtąd. Lekkom yślność i żądza swobody w m łodej naturze sprzykrzywszy sobie w ięzy obo­

wiązkow ości rzuca się z grymasem na ustach w wir życia dla bez- sum iennego użycia. Zaskoczone w ten sposób, niech jednak nigdy nie zrzekają się swych praw i niech nie robią ofiary z pobożnych nadziei. Czekajcie z bohaterską ufnością w m iłosierdzie Boże!

Szturmujcie i wy z natarczywością w posady niebios! W cichości uśw ięcajcie siebie! Augustyn zawróci. Moc bowiem łaski żyje.

T knie go, on przyjdzie.

O Mario, najmilsza M atko, błogosław matki chrześcijańskie.

Uproś im w szystkie łaski, o które one do Ciebie się modlą i k tó­

rych my u Ciebie dla nich .żądamy. Oby usłyszały kiedyś, jako Ty niegdyś, słowa pociechy dla nich pełne a także chwałą tchnące dla ich m acierzyństwa: „Owoc żywota waszego błogosław iony!'4 B enedictus fructus ventris Tui. (Łuk. 1. 42).

X . A n d r z e j M asny M k n ie w sk i.

W W \ I S W V / \1 S w N j/ M / W \ i / V / W

7 f \ 7fv / j \ 7 t \ 7 r \ 7j\ 7rv /iv /yv A 7 r \ 7 fv 7 f \ /yv /Tv

x x « x x x x x x x x x x x x x x x x x x x x x x

N A W I E D Z E N I E

O, ja k d ziś sło d ko szeleszczą drzew a, J a k m iły w o d y w ydają szm er.

W lesie radości glos sią ro zb rzm iew a I p o d sw ó j w szy stk o zagarnia ster.

„C ieszm y sią w iern i Boga p o d d a n i, Z b liża się nasza n ieb ieska P a n i!“

P rą d ko ro zn o si w ieść tą wesołą P taszących p io sn e k sw o b o d n y d źw ię k , A echo sp ieszn e p rze b ie g łszy ko ło Z lew a sią w p ien ia w ielb ień i d zią k.

„O N a jśliczn iejsza w śród d ziew ic grona, C edrze z L ib a n u , bądź p o zd ro w io n a !“

(6)

172

O to się zb liż a N iep o ka la n a , T a , co je d y n a na cały św iat Z ostała M a tką Boga i Pana, Z d o b n a w d zie w ic tw a lilijn y kw ia t.

0 n iech się w s z y s tk ie p o ch ylą g ło w y Do stó p te j w ie lk ie j N ieb io s K ró lo w ej.

O na w yb ra n a z p o śró d tysiąca, I A rc y d zie ło W sze c h m o c n y ch rąk.

J a k je ry c h o ń sk a róża pachnąca, I ja k o liw n e d rzew o w śró d łą k

K w itn ie ja k c y p ry s w S yon w sp a n ia ły J a k p a lm y w K ades, w p ię k n o śc i całej.

G d y w d o m E lżb ie ty w eszła P a n ien ka Sęd ziw a k re w n a u nóg J e j k lę k a

M ów iąc z n a tc h n ie n ia B ożego:

„A sk ą d że m i to — gościć na zie m i B łogosław ioną m ię d z y w sz y s tk ie m i

1 M a tk ę Boga m o je g o ? “ M aria w n ieb o p a tr z y szczęśliw a Z serca J e j c u d n y h y m n się w yryw a,

N a d w s z y s tk ie h y m n y cu d n ie jszy :

„ W ielb ij, o d u szo , Pana n a d p a n y, Za cu d w sze c h m o c n y , w T o b ie zd zia ła n y,

W T o b ie , z m a le ń k ic h n a jm n ie jsze j!“

Z a m ilk ła zie m ia p ieśn ią zd u m io n a , A w te m p rzy szło śc i gęsta zasłona P rze d w zro k ie m M arii opada.

1 w id zi zdała, ja k o rsza k m iły , D usz Ją m ilio n y z czcią o to c zy ły

J a k g w ia zd św ie tla n y c h grom ada.

W za je m n ie w zyw a J e j n ik t b ez s k u tk u , B o nas n a w ied za w szczęściu i w s m u tk u ,

N a w ied za zaw sze i w szęd zie.

A ty c h , co w ży c iu w ie rn i J e j byli, T a k ż e w o sta tn ie j M aria ch w ili

S ło d k o n a w ie d zić p rzy b ę d zie .

S. M. S.

M/ 1 M/ M/ M/ W M/ W \ 1/ \l* Sly \ l y \l s vl / w

7T\ 7fv 7j\ 7f\ 7T\ 7f\ 7T\ 7?k 7?\ 7f\ ^ 7^ /K SjK /|v A

x x x x x x x x x x x * x x x x x x x x x x x x

(7)

Chrystus przy grobie Swej Matki

Tęskniła Matka N ajświętsza szeregiem lat i czekała upra­

gnionego dnia, w którym połączy się z ukochanym Synem. T er­

m in nadszedł. Matka Boża gaśnie cicho w domu Janowym na rę­

kach A postołów , których orędzie do nieha zabrać ma. Dziew iczy grób ukrywa śm iertelne szczątki D ziew icy bez zmazy do czasu, kiedy Sprawca życia zejdzie w odw iedziny do tajem niczego schro­

niska. Śpij na chw ilę, Matko droga, śpij, póki K ościół, jeszcze m łody, nie w ypłacze się przy Twym grobie!

Jednak! K iedy spóźniony z podróży m isyjnej uczeń Chrystu­

sów ostatni raz ukoić chce serce w idokiem szlachetnych rysów i ucałow ać m iał m acierzyńską rękę, która tuliła Zbawiciela świata, w tedy w łaśnie na m iejscu złożonego ciała znaleziono szczęśliw ie tylko róże i lilie rozkw itłe, św iętości i cnót M atki-Dziewicy sym ­ bol cudowny.

Cud dokonał się, w ciszy cieniu. Z w ysokości niebiosów Jezus poglądając na niew inne ciało, które było przybytkiem Jego czło­

wieczeństw a św iętego, pow tórzył skutecznie słowa prorockie: „N ie pozw olę przecie na śm ierci zw ycięstwo nad świętą Matką Swoją‘\

(Ps. 4). I nie pozw olił!

Maria śpi w śm ierci, jak niegdyś Jezus, Boski Syn; On też Ją budzi wdzięcznym i m iłościwym słowem: „W szystka jesteś p ię­

kna, ukochana moja i niem asz w Tobie zmazy. Wstań! Minęła już smutna zima na w ygnaniu, nawałnica bolesnych trosk przeszła, nastała zaś wiosna w ieczysta, rajskie kw iaty zakw itły i ogrody Pańskie roztoczyły w onność błogą dla ciebie. G łos synogarlicy, jako pieśń m iłości, której nic n ie zamąca, słychać w ziem i nowej, gdzie ciebie oczekują. W stań i śpiesz, przyjaciółko moja, i przyjdź z Libanu, gdzie cedr zdrowy rośnie; ty bardziej nietknięta, niźli cedr, już przyjdź! (Pieśń. 4).

Władzą własną z martwych wstać i w niebo wejść Maria nie m oże, lecz Dawca żywota wszechm ocy używszy posyła w usługę A niołów i ci unosząc ciało z ziem i żywą w prow adzili Matkę do niebieskiej ojczyzny.

Dla nas grób chowa rozkład; przyw ilej, znoszący to prawo, nas nie dotyczy. My, pożałow ania godne dzieci Adam owe, od pierwszej chw ili istnienia podlegli zm azie grzechu pierw orod­

nego, w przeniew ierstw ie łasce odrodzenia tysiąc kroć nadużywa­

jący m iłosierdzia Bożego, otwarliśm y ze w szystkich stron życia naoścież bramy dla śm ierci. Przyszedłszy przez grzech śm ierć na

(8)

174

ustroju naszym groźnie wypisała słowo: proch! I z zachłannej jej paszczy nie wyrwie nas nic. Ciała zwolna toczone od wewnątrz za­

nikają na suchy szkielet i ten kościec jeszcze potajem nie niszczony rozsypuje się na m iałki p opiół tak, że kiedy grabarz na tym samym m iejscu podważywszy ziem ię rydlem otw orzy zwykłą jeszcze na innego trupa. To w szystko! N ie przestraszajmy się wszakże tą nicością!

Ludzi wzrok w prawdzie na próżno nas szuka; lecz po przez żyw ioły w przyrodzie w ędrów kę tajemniczą tego, co stanow iło nasz zw iązek, śledzi w szechw idzące oko Stwórcy: kiedy w ięc świat kończyć będzie swój okrężny bieg, ożyw iciel w szystkiego, zajrza­

wszy ostatni raz w państwo umarłych, w ezw ie głosem pana skła­

dniki człow iecze: „W stań — v en i!“ Zatem prochy się zjednoczą i kość z kością się spoji, odpocznie ciało i cera z zdrowiem wystąpi na człow ieczym od nowa odzianym w rum ieniec obliczu, bo przez duszę nieśm iertelną twór B oży znowu ożył: w szyscy my bowiem zm artwychwstaniem y. Omnes quidem resurgemus! (1 Kor. 15. 51. . To pewne!

Prawdą niezaprzeczoną jest także to, że zm artw ychw stanie nastąpi takie, jakie śm ierć je poprzedziła, chw alebne lub h an ie­

bne w nieśm iertelności swej, na szczęście w ieczne lub na w iekuistą niedolę; zależy, czy ona śm ierć była wówczas, gdyśm y byli w sta­

nie łaski, czy też w tedy, gdy zaskoczyła nas w stanie grzechu.

Omnes quidem resurgem us, sed non om nes im m utabinur. (1 Kor.

15. 51).

Pow ażnie rozm yślim y o tych prawdach. N osząc zaś ostroż­

nie, jako czesne naczynie, nasze ciało, arcym istrzowsko ukończone ręką Bożą, a przeznaczone do przyjęcia z tejże ręki B ożej na w ieki odnow ionej m ocy, k tórej już żadnym podstępem n ie skruszy wróg nieśm iertelności, dokładajm y teraz w ytężonej usilności, by je uczynić przedm iotem czci jakby boskiej a przez to zabezpieczyć je przed spustoszczą czasu i shańbieniem w nieskończoność.

Spostrzegając w pobliżu niego posłańców śm ierci i uczuwając tuż obecny sm utek z jego dolegliw ości, albo zauważyw szy, że z niego ciem ności wydobyw ające się okalają nasze m yśli i stw ier­

dziwszy, że ciężarem i bezw ładem swym utrudnia nam drogę do doskonałości, nie złorzeczm y jemu: ciału naszem u. Wytrwajmy!

C ierpliwości! W stanie ono kiedyś nieśm iertelne i n ieskazitelne, ja­

śniejsze, niż gw iazdy na stoczy, posłuszne zleceniom duszy, która nadawać mu będzie w znowioną zdolność swojej ruchliwości.

Gdyby przypadkiem nakłaniało nas do złego i naciskało do grzechu, odm ówm y mu stanow czo. Mądrą ostrożnością, m ocnym postanow ieniem i zdrowym um artwianiem uchow ajm y je od nisz­

(9)

175

czy w szelakiej. Im w ięcej przez niew inność podobne będzie do przeczystego ciała M atki naszej, tym bardziej zajaśnieje w cbwalc po zm artwychwstaniu.

---X-. ---

Nagroda Chrystusa

Otwarły się bramy niebios.

Nasza Matka Najśw iętsza przez nie w chodzi tam w wspania­

łościach, wezwana przez Syna: „Przyjdź, będziesz koronow ana14.

W duchu przyłączm y się do uroczystości koronacji. U czczen ie Jej, na w ieki trwałe, nagrodą jest dla Marii za w szystkie cnoty i za w szystkie boleści; jest też jakby św ięceniem , które rzeczyw iście na­

daje Jej najwyższą w ładzę, jaką piastow ać m oże stw orzenie.

Grono w szystkich książąt w Judzie otacza tę ukochaną córkę z w eselem , w pląsach radosnych Dawid przoduje, aniołow ie i ar­

chaniołow ie chórem dołączyw szy się do słodkich pieni śpiew aka i proroka Izraelu w tryum fie łanem kołyszą się przed cudną K rólewną, m ęstwo Jej w ielbią, księstw a i m oce i panowania śpie­

szą w usługach do Niej z uciechą, trony z życzeniam i przybywają do N iej, iż żywą stolicą i niepokalaną była dla N ajwyższego Syna, cherubini wysławiają Ją w hym nach dziwnych, a rozkochani serafini głoszą Jej cześć, w iększą niż ich chwała, bo większa jest Jej m i­

łość. Jezus się zbliża i przy upojeniu szczęściem rzesz niebiań­

skich, w kłada królew ską koronę na dziew icze skronie Swojej N ajśw iętszej Matki.

Jezus o wszystkim pam ięta. To też w Marii D ziew icy uko­

ronow ane wszystko: Jej m yśli, Jej pragnienia, Jej czyny, Jej cnoty, Jej zasługi, przyw ileje naw et, których stała się godną przez nieustanne stosow anie się do uw ielbionych przeznaczeń Bożych.

Uroczystość w yniesienia Marii jest św iętem spraw iedliw ości.

C hrześcijaninie, to św ięto spraw iedliw ości w inno radością ożyw ić serce tw oje! Twoja to bowiem Matka, którą czczą; to Matka twoja, która tryum fuje: a tryum f Jej uczy cię, że tam, wzwyż mamy Boga spraw iedliw ego, który pam ięta w szystko i nie zapom ina o niczym , co nagrodzić ma.

Nam co da za trudy, sm utki, tęsknoty i uciski tego krótkiego żyw ota ludzkiego? Na ostatek odłożon jest w ieniec spraw iedliw o­

ści, który nam odda Pan, sędzia sprawiedliwy. (2 Tym. 48).

C złow iecze, który nieopatrznie ubiegasz się za dobrami tej ziem i, m ógłbyś ty słusznie tak orzec w św ięcie i o tak zwanych potęgach tegoż świata? Obiecuje ci się tu bogactwa, przyjem ności, w zięcie, rozgłos! Duszę całą w ytężyłeś ku tym igraszkom przez

(10)

176

wyobraźnię, przez poryw y, przez nam iętność: zm ysły, nawet one, w tym zaniepokojone, zdrow ie nadwyręża się dla tycli to m am ideł, całe życie zapełnia się podstępem , upodlaniem , rozterką, tylko w pogoni za tym, co tak marne. Pełzaj, dręcz się, ostatecznie w skutku potrafisz rzec za chrześcijaninem ze szlachetną i śmiałą pewnością: „Czeka m nie korona“ !? Twoja korona ze złota lub ten twój w ieniec z róż, te szczyty lub zachw yty, gdzieś giną, zwyczajnie w chw ili, kiedy w łaśnie ramię po n ie sięgało. Choćbyś nawet od świata otrzym ał w ieńce w szystkie i naraz to, kiedy zjawisz się przed Bogiem , ujrzysz, że bezlitosnę ręką sędzia spraw iedliw y zerw ie je i rzuci w śm iecie tam, skąd je w ziąłeś. Dla nieba nie ma wartości blichtr i przywarte doń przeklęctw o: z tym tam się nie w chodzi.

Nam przynależny w ieniec trwać ma na w ieki i na skroniach tam nie zm urszeje. U pew nia w tym św. Piotr: „W eźm iecie nie w ię­

dnący w ieniec chw ały44. (I Piotr. 5-4).

Duszo, m yśli nacechow ane powagą i pełne pociechy siłę da­

dzą tobie tak, jak pokarm daje ciału moc do pracy. Gospodarz spraw iedliw y, Pan Jezus, przygląda ci się, i patrzy, jak garniesz się do sprawy na Jego niw ie. M anowce św iatow ców rzuć a wejdź na tory, które wiodą na szerzyznę K rólestwa B ożego po w ieniec za­

sługi. Zrazu droga przykra i żm udna, trzeba na niej przeszkody usuwać, przepaście m ijać, zasadzek unikać, w rogów przem agać, w yboje zarównywać i prostow ać zakręty. N ie trać jedynie odwagi.

Kroki w szystkie i każdy w ysiłek, pracę wszelką i całą w alkę, p o li­

czy ci On i za to przygotuje zapłatę i nagrodę, da bez końca. P rze­

chowano ci w ieniec (2 Tym. 4-8) tym w ięcej, że nie sama dążysz oną drogą twardą i stromą. Bo n ie sama nią zm ierzasz do celu! Mu­

sisz ze sobą w lec ciało nieszczęsne. W nim watra grzechu jest też gryzącem dym iskiem cierpień. Zaciemnia w łaśnie ono w idoku ja­

sność i przeszkadza dojrzeć sprawy w przeźroczach przestrzeni a stąd w ątpliw ości i skrupuły, oschłości i jałow ość, czczyce i n ie­

pokoje i strapienia, stąd niedola. Pory roku naw et i nastroje w przyrodzie przynoszą mu bezlik przygód i tysiąc chłost a ty z nim cierpisz, bowiem jest m nogość w ew nętrznych i zewnętrznych ucisków ze w spólności tej z ciałem w tym sm utnym życiu. Zbierz jednak odwagę. Co przetrw asz, to pom ierzone i policzone a szczę­

ście okrążyło niebo w ieńcem . B adość i szczęście jest w niebie.

B ojow nica, pątnica i m ęczennica razem, za św. Pawłem orzekłszy: „Potykaniem dobrym potykałam się, zawodum d o k o ­ nała, wiarę zachowałam i nadzieję44, za nim także powtórzysz:

„N aostatek zabezpieczona dla m nie jest korona chw ały przez spra­

w iedliw ego m ego P ana!44 (2 Tym. 4).

X . A n d r z e j M asny M k n ie w sk i.

(11)

Cudowny Medalik a grzesznicy

Rzeczą, którą trudno pojąć rozumem, lecz którą łatwo odczuć sercem jest to, że ten potrafi w spółczuć z cierpiącym , kto sam w iele cierpiał, lecz w spółczuć z grzesznikiem um ie tylko ten, kto sam jest czystym.

Maria jest tego wyraźnym i bardzo pocieszającym dowodem . Czyż Ona n ie jest „Ucieczką grzeszników ?44 Ona naśladuje w tym zresztą tylko Jezusa swego Boskiego Syna, którego żydzi niena­

wistni i niezdolni do litości nazywali szyderczo „Przyjacielem grze­

szników 44. On sam m ów i: „N ie przyszedłem dla spraw iedliw ych ale dla grzeszników! W iększa radość będzie w niebie dla jednego grze­

sznika, który się naw rócił, aniżeli dla dziew ięćdziesięciu dziew ięciu spraw iedliw ych44.

M iłosierdzie, w edług etym ologii wyrazu „m isericordia44 ozna­

cza oddać serce sw oje nieszczęśliw ym . A który z nieszczęśliw ych jest bardziej godny politow ania jak biedny grzesznik?

Biedny grzesznik! On jest bardzo biedny, bo jego dusza jest martwa.

B iedny, bo w ięcej kosztuje p otęp ić się, aniżeli się zbawić.

G rzesznik w pocie czoła k op ie przepaść, w której ma zginąć, a ja­

rzmo, które dźwiga jest tak ciężkie, że często w yciska mu łzy.

B iedny, bo „grzesznik spokojny w swoim grzechu i zawsze dumny że swojej godności człow ieka, jednak zaszedł tak nisko, że bydlę, którym on gardzi, litow ałoby się nad nim , gdyby m ogło zro­

zum ieć jego p on iżen ie44. (Lam ennais).

B iedny, bo grzesząc podnosi bunt przeciw ko Bogu, — gardzi Bogiem . Grzech jest wyraźnym sprzeciw ieniem się W oli Bożej, to jest „ n ie44, którym człow iek w yłam uje się z pod prawa B ożego, n ie­

słychana niew dzięczność, szaleństw o, krzyw oprzysięstw o, bogobój- stwo i niegodne w ykorzystyw anie m iłosierdzia B ożego. Gdybyśmy m ogli zrozum ieć w szystkie te słowa, przejąłby nas strach.

B iedny, bo „szatani w iedzą, że nikt nie jest tak nieszczęśliw y jak grzesznik, który jest szczęśliw y na tym św iecie44. (Św. A ugustyn).

(12)

178

Biedny, ho grzesząc nie zyskuje nic, a traci wszystko. O, jakiż on biedny, ten biedny grzesznik!...

Lecz wła-śnie dlatego, że jest tak biedny i tak bardzo godny pożałow ania, kult Marii przychodzi mu w pom oc, by go podźwi- gnąć, uspokoić, uczyścić i uratować. P rzede w szystkim , Ta, która jest tak m iłosiernia, nie m oże nie zlitow ać się nad straszną nędzą grzechu, a następnie, jest jeszcze w ielu takich, którzy opuszczając Jezusa, nie całkiem opuścili Marii. Zachowali oni jeszcze jakąś krótką m odlitew kę, z którą od czasu do czasu, w ieczorem , w ukry­

ciu, zwracają się do Marii. Mają oni w sobie jeszcze iskierkę w spom ­ nień i nadziei, która m oże stać się ogniskiem m iłości i św iętości.

Marid znajduje dla grzesznika zawsze jakieś przejście do Jezusa;

Ona przychodzi pierwsza, osłania grzesznika swoim płaszczem , b ie­

rze go pod swoją m acierzyńską opiekę tak, że najbardziej zatrw o­

żony m oże ufać. I spraw iedliw ość zam ienia się w m iłosierdzie; — biedny grzesznik, syn m arnotrawny, dzięki swej M atce wraca do swego Ojca.

W łóżcie M edalik w ręce grzesznika, zbrodniarza, bandyty.

Jeżeli jest w nim jeszcze iskierka wiary, jeżeli jest w jego sercu jeszcze jakaś resztka m iłości, sum ienie jego drgnie i on odczuje, że prom ienie bijące z M edalika przenikają czarne chmury zalegające jego horyzont.

Do tej D ziew icy m odli! się jako dziecko.

Ten M edalik nosił niegdyś.

Tej m odlitw y nauczył się na kolanach s>wojej m atki.

Przed tym obrazem klęczał przed w ielu laty.

I w szystkie te wspom nienia przywiodą mu na pam ięć czasy spokojne jego dziecięctw a i pierwszej m łodości, k ied y jeszcze m iał szczęście m odlić się i wierzyć. To wystarczy, aby odm ienić serce ludzkie.

A potem są łaski specjalnie przyw iązane do M edalika. Maria obiecała zlew ać hojnie swoje łaski na tych, którzy Jej M edalik nosić będą; a ilu zrozpaczonych grzeszników pow róciło do Boga dzięki Jej? M usianoby stw orzyć olbrzymią b ib liotek ę, gdyby chciano opisać w książkach w szystkie naw rócenia, które nastąpiły dzięki M edalikowi.

Choćby szatan w ysilał się w pościgu za duszam i; Maria będzie ich broniła i ratowała. Jako ucieczka i zbaw ienie grzeszników , Ona odbiera je szatanow i i oddaje swojem u Synowi. K ażde z tych na­

wróceń jest zw ycięstw em , które sprawia radość całem u niebu. „Jak hyjena krąży w około cm entarza, aby poryw ać trupy, tak szatan krąży około dusz dotkniętych śm iercią grzechu. On czatuje na tę chw ilę, kiedy one odłączają się od ciał, aby porw ać je do swoich

(13)

179

czeluści piekielnych. Lecz Maria czuwa nad swoim nieszczęśliw ym dzieckiem . Ona zsyła mu hojnie łaski, ażeby wzruszyć jego serce.

Ona odsuwa od niego złe przygody a naw et śm ierć i otrzym uje dla niego zw łokę, ażeby miał czas żałować za grzechy i pow rócić do Boga44. (Coube).

Jeżeli matka jest praw dziw ie dobrą m atką, kocha w szystkie swoje dzieci, lecz najbardziej czułą będzie dla tego z nich, które jest w ątłe, chore, dotknięte kalectw em . Tak samo Maria. Ona k o ­ cha w szystkie swoje dzieci ziem skie, lecz poniew aż jest Matką, naj­

większą czułością darzy tych, którzy cierpią na pustynnej ziem i grzechu.

Czytamy w P iśm ie św., że Gabaonici chcąc się zem ścić na Saulu, pochw ycili po jego śm ierci, jego dwóch synów, ukrzyżowali ich i nie p ozw olili zdjąć ich ciał. W tedy m atka, biedna Resfa usia­

dła u stóp dwóch szubienic i pozostawała tam przez całe tygodnie, w ystawiona na w szystkie zm iany pogody i nie odpoczyw ała ani w dzień ani w nocy, tylko nieustannie odpędzała drapieżne ptaki od zwłok synów. Scena ta jest sym bolem zadania, jakie Maria speł­

nia wobec grzeszników przybitych do szubienicy grzechu. Jak nowa R esfa stoi Ona przy nich czujna, niestrudzona, kochająca, m acie­

rzyńska. D opiero w niebie dow iem y się ilu biednych grzeszników Jej zawdzięcza swoje zbawienie.

Nawrócenie w ojskow ego w szpitalu w Cava (Włochy) M łody w ojskow y dotknięty chorobą płucną, został przyw ie­

ziony w r. 1866 do szpitala w ojskow ego w Cava. Pierwszym pyta­

niem jego było, czy będą go pielęgnow ały siostry. Otrzymawszy od­

pow iedź twierdzącą, pow iedział sobie: „One będą mi m ów iły o spo­

w iedzi, pow iem , że jestem Izraelitą, ażeby m ię pozostaw iły w spo- koju“ ; i to ośw iadczenie w pisano do karty przyjęcia. W idząc, że on jest pow ażnie chory, siostry odw iedzały go jaknajczęściej, a p e­

w nego dnia jedna z nich ofiarow ała mu M edalik N iepokalanego Poczęcia. Spojrzał na nią z uśm iechem politow ania: „W ezm ę go jednak" pow iedział, „poniew aż odm ów ić byłoby niegrzecznie, lecz proszę mi w ierzyć, że dla m nie n ie jest to niczym w ięcej, jak tylko dziecinną zabawką44.

Ile razy kapelan szpitalny przechodził przez salę, aby nieść słowo pociechy chorym , m łody człow iek nakrywał sobie głowę prześcieradłem . Gdy siostra zbliżała się do niego, udawał że śpi.

Pew nego w ieczora, gdy m iał się gorzej niż zw ykle, dwie siostry przyszły go odw iedzić nim udały się na spoczynek; k ied y chory usłyszał je w sali zawołał: „Siostro, księdza!44 Posłano natychm iast

(14)

180

po kapelana. Czekając na jego przybycie, biedny um ierający p o ­ wtarzał: „K siędza, k sięd za !“ Gdy kapłan stanął u jego łoża, chory dobitnym głosem zrobił w yznanie wiary. Potem w yspow iadał się, a podczas gdy ksiądz udzielał m u Ostatniego Nam aszczenia oddał Bogu swoją duszę.

Modlitwa

O Matko N iepokalana, o D ziew ico tak dobra, o „U cieczko grzeszników '1, dlaczego nie m ielibyśm y do Ciebie tej ślepej ufności dziecięcej, która nie um ie, która n ie chce w ątpić? Bóg złożył w na­

sze ręce klucze swojej W szechm ocy; wiem y dobrze, że czynienie cudów jest niczym dla C iebie, lecz często ufność nasza nie jest tak silna jak nasza wiara. Odtąd o Mario, będziem y się do Ciebie uciekali z większą ufnością. B ędziem y Cię prosili o naw rócenie grzeszników , zwłaszcza tych co nam są bliscy, tych istot kochanych, które jutro m ogłyby być p otępione. Zawiesim y na ich szyi Tw ój Medalik, o N iepokalana, a Ty odpędzisz sępy, słodka G ołębico Boża. I zobaczym y tych grzeszników powracających do swojej Matki, a Ty zaprowadzisz ich do Jezusa. Am en.

W podzięce za wieczną pieczę

Czoło Twe polnym kw ieciem uwieńczę, Szat Ci użyczą płom ieniste zorze, Ity Cię opasać sięgnę po lęezę, A u stóp Twoich serce sw oje złożę.

U stóp lilijnych serce sw oje złożę, Ot, biedne serce człow iecze,

Które płom ieniem w iecznym będzie gorzeć W podzięce za w ieczną Twą pieczę.

W podzięce za w ieczą Twą pieczę, Za troskę Twą nieustanną:

Przynoszę Cl polne kw iecie, — Przyjm je o Matko i Panno.

Przyjm je o Matko i Panno Tak, jak codziennie przyjm ujesz Naszą m odlitw ę poranną,

Co się z gorących serc snuje.

Z gorących serc nam się snują Jeszcze gorętsze słowa:

(idy codzicń Cię pozdrawiamy

Odwiecznym a nowym wciąż: «Zdrowaś#

Odwieczne a nowe wciąż:. «Zdrowaś»

Odwiecznym nas życiem obdarzy Realnym wówczas się stanie

Świat najcudniejszych miraży. MK.

(15)

Błogosław iony Justyn de Jacobis

m i s j o n a r z , b is k u p ty t u l a r n y n ilo p o l ita ń s k i, w ik a r iu s z a p o s to ls k i Abisynii K siądz Ju s ty n de Jaco b is, b iskup

ty tu la rn y n ilo p o lita ń sk i i pierw szy w ik a riu sz ap o sto lsk i w A bisynii, u ro ­ d z ił się w Sanfele, m iasteczk u Bazyli- k a tu , w diecezji M uro (W iochy P o ­ łudniow e) d n ia 9 p a ź d z ie rn ik a 1800 r.

Był siódm ym z czte rn astu synów J ó ­ zefy M uccia i J a n a C hrzciciela de J a ­ cobis, sta re j, szlacheckiej rodziny, ale nie bogatej.

M atka, b ard zo cnotliw a p an i, do­

k ła d a ła w szelkich sił, ab y z a ra z od p ierw szej m łodości w szczepić w d u ­ szę ulubionego sy n aczk a cn o tę p oboż­

ności c h rześcijań sk iej. M łody Ju sty - n ek zad ziw iająco o d p o w iad ał s ta r a ­ n io m m a tk i i p rzen ió słszy się w 14 ro k u życia w raz z ro d zicam i do N ea­

polu, zo stał o d d an y w opiekę głośnego w ów czas ks. M ontesanto, z zakonu OO. K arm elitów . Ś w iątobliw y zak o n ­ n ik p o zn ał w sw oim w y ch o w an k u n ie ­ zw ykłe d a ry D ucha św., nie szczędził m u p o ch w ał i staw iał go za wrzór in ­ nym m łodzieniaszkom .

Licząc la t 18, d a ł m ło d y Ju sty n pew nego d n ia dow ód n ad zw y czajn ej i dalek o p o su n iętej cnoty. O jciec jego z g u b ił drogi p ierście ń i b y ł p rz e k o ­ n an y , że m u go z a b ra ł i zgubił J u ­ sty n . Z aślepiony gniew em , rzu cił się n a syna i p o czął go bić gw ałtow nie, c h o ć był zupełnie niew innym . Ju sty n n ie w y rzek ł a n i słow a d la u n ie w in n ie ­ n ia się, a k ied y zm ęczony ojciec p rz e ­ s ta ł się n ad nim znęcać u p a d ł m u p o ­ b o żn y syn do nóg, p o czął go p rz e p r a ­ szać, m ów iąc: ^U derzenia ojcow skie poch o d zą zaw sze z m iłości*. Tym p o ­ stęp k iem i tym i słow y ta k ro zczu lił o jc a , że ten z płaczem u ją ł syna za szyję, p o w ta rz a ją c : «Ju s ty n ie m ój, tyś a n io ł nie człow iek*.

W tym czasie u z y sk a ł od o jca p o ­ zw olenie w stąp ien ia do K sięży M isjo­

narz}' w N eapolu. W czasie sem in ariu m i stu d ió w b y ł nie ty lk o n a ja k u ra tn ie j- szym w p rz e strz e g a n iu n a jd ro b n ie j­

szych p rzepisów Z grom adzenia, ale p rzy św iecał n a d to p rzy k ład em n a d e r rz a d k ie j i w y so k iej cnoty.

Z nać w nim było w ielkiego d ucha m odlitw y, w ielkie zam iłow anie u m a r ­ tw ien ia i ub ó stw a, a M alkę N ajśw ięt­

szą k o c h a ł rzew ną, dziecięcą m iłością.

N ade w szystko je d n a k p o sia d a ł w w y­

sokim sto p n iu cnotę p o k o ry , tak, iż czuł się niegodnym sk ład ać śluby św ięte, p ó źn iej nie ch cia ł p rz y ją ć św ięceń k a p ła ń s k ic h i p ro s ił p rz e ło ­ żonych, ab y m ógł zostać b raciszkiem . T ylko z p o słu szeń stw a uległ i p rz y ­ ją ł m n iejsze św ięcenia, su b d ia k o n a t w O ria, św ięcenia zaś k a p ła ń sk ie w k a te d rz e w B rin d isi d n ia 12 czerw ca 1824 r.

Aż do r. 1829 p ra c o w a ł w D om u Z grom adzenia Ks. M isjo n arzy w O ria, po czym zo stał w y słan y przez sw ych przełożonych do m iasteczk a M onopoli, a w r. 1834, m im o opo ru ze sw ej s tro ­ ny, m ia n o w an y przeło żo n y m D om u w Lecce.

Czy ja k o przeło żo n y , czy ja k o p o d ­ w ładny, ks. Ju s ty n zawrsze był w zo­

rem doskonałego m isjo n arza, zn iża jąc się do n a jb a rd z ie j u p a k a rz a ją c y c h zajęć b raciszk ó w , z a m ia ta ł schody, p o ­ m y w ał n aczy n ia k u ch en n e, słał łóżka k lery k o m św ieckim , g otującym się do św ięceń w jego dom u przez re k o le k ­ cje ta k , iż w y d aw ał się ra c z e j o s ta t­

nim ze sług dom ow ych niż p rzeło żo ­ nym dom u.

Z ad ziw iające d ziały się rzeczy, gdy d a w a ł m isje. Nic prostszego n ad jego

(16)

182

k azan ia, ale za to tch n ęła z nich siła nad lu d zk a. Serca n a jb a rd z ie j sk am ie­

niałe, długoletnie gniew y, grzechy n a j­

głębiej zak o rzen io n e — w szystko to to p n iało pod w pływ em gorącego jego słow a. Gdy w sp ó łb racia jego nie m o­

gli gdzie na m isji nic zdziałać, sp ro ­ w adzali ks. de Jacobis, a po p ie rw ­ szym jego k a z a n iu w ierni z płaczem cisnęli się do konfesjonałów . P a n Bóg w spółdziałał, d a ją c słudze Bożem u d a r cudów.

Gdy razu pew nego w ciem ną, zim ną noc zn alazł się w niedostępnym i n ie­

bezpiecznym zaułku, św iatło cudow ne tow arzyszyło m u przez drogę. P o b ło ­ gosław iw szy m orze u zy sk ał d la b ied ­ nych ry b ak ó w lak o bfity połów ryb, jakiego nigdy p rzed tem ani potem nie w idzieli. D otknięciem ręki, m odlitw ą u zd raw iał ch o ry ch nieuleczalnych. A co to, że często k o n a ją c y c h przyw oływ ał do przytom ności, ab y m ogli w yznać sw oje grzechy i u m rzeć po ch rześci­

ja ń sk u . Często naw et tacy w racali do zdrow ia.

C zytał w głębi duszy, św iętokradz- com w yliczał grzechy zata jo n e na spo­

w iedziach; p rzep o w iad ał przyszłość tak, iż wszyscy nazyw ali go świętym.

W r. 1836 odwTołali go w yżsi p rz e ­ łożeni do N eapolu i tu o trz y m a ł k ie ­ row nictw o sem in arju m m isjo n arsk ieg o w Domu św. M ikołaja z T olentino.

N ieco później zostaje przełożonym D om u cen traln eg o p ro w in cji, zw anego

«Dei Vergini» (Dom P an ien ). W szę­

dzie i zaw sze to życie n iesk alan e, pełne u m artw ień i pracow itości.

O koło tego czasu w ybuchła w N ea­

polu cholera. Z niew ypow iedzianym zaparciem sam ego siebie odw iedzał i z a o p a try w a ł św iątobliw y przeło żo n y d o tk n ięty ch zarazą.

F e rd y n a n d II, k ró l n eap o litań sk i, zachw ycony ta k w ielką cn o tą, p rz e d ­ staw ił go Stolicy św iętej ja k o n a jg o d ­ niejszego k a n d y d a ta na biskupstw o.

Na w ieść o tym p rz e ra z ił się p o k o rn y ks. de Jaco b is i tyle u m ia ł uzyskać u sw ych przełożonych, że go czym p ręd zej przeznaczyli n a m isję do Al­

gieru. Tym czasem codziennie podczas dziękczynienia po m szy św. p o sta n a ­ w iał i obiecyw ał P. Jezusow i u k ry te ­ m u w jego sercu, że nigdy nie p rz y j­

m ie b iskupstw a, chyba w razie, gdyby się zn ala zł w p ośród niew iernych,

gdzieby p o trzeb a było b isk u p a, a nie było innego k a p ła n a n a ten urząd.

Zobaczym y niebaw em , ja k P an Je ­ zus p rz y ją ł ślub sługi Bożego.

M isja alg iersk a nie przyszła do sk u tk u . N atom iast K ongregacja św.

P ro p a g a n d y p o stan o w iła utw orzyć n o ­ w ą m isję w A bisynii i lę w łaśnie m i­

sję p ow ierzyła naszem u ks. de Ja c o ­ bis, m ia n u ją c go P refek tem A postol­

skim E tyopii i k ra jó w przyległych.

A bisynia, po a ra b sk u H abesz, to k ra j położony n ad m orzem Czerw o­

nym , na p o łu d n ie od E giptu. P o k ry ta wrysokim i góram i, stanow i ta k ra in a je d n ą w ielką w yżynę, sięgającą do 3.000 m etrów w ysokości. N iebotyczne góry, ogołocone z lasów , n a d a ją tem u k rajo w i c h a ra k te r dziki i surow y i czynią zeń je d n ą w ielką tw ierdzę o b ro n n ą, o k tó rą ro z b ija ły się w szy­

stkie n a ja z d y je j n iep rzy jació ł. K raj ten dziki zam ieszk u ją Abisyńczycy, lud o b ru n a tn e j barwMe skóry, d ocho­

dzący do liczby 8 m ilionów . Jest to jed y n y n aró d ch rześcijań sk i A fryki;

pom im o p rześlad o w ań , otoczony ze wszech stro n przez zapam iętałych w rogów k rzy ża, m uzułm anów , jak b y n a wTyspie w nied o stęp n y ch sw ych górach, zachow ał w iarę c h rz e śc ija ń ­ ską. W iekow e odosobnienie i odcięcie łączności z B zym em i c h rz e ś c ija ń ­ stw em sp raw iło to, że w przeciągu ty ch oto w ieków p rzy jęli różne oby­

czaje i zw yczaje relig ijn e, k tó ry m i zn iep raw ili sw oją w iarę. C h rześcijań ­ stw o p rzy jęli b a rd z o w cześnie, bo już w połow ie IV w ieku. B ozkrzew ił je w śród A bisyńczyków św. F ru m en - cjusz. Św ięty ten u w iad o m ił o n a w ró ­ ceniu E tyopii św. A tanazego, p a tr ia r ­ chę A leksandrii i p rz y ją ł od niego św ięcenia biskupie. O dtąd d ro g ą zw y­

czaju, k ażd y m e tro p o lita Kościoła abi- syńskiego, tzw. a b u n a , p rzy jm o w ał św ięcenia z rą k p a tria rc h y A leksan­

d rii i kościół E tyopii (tak bow iem w kościelnym języ k u n azy w ała się Abisynia) p o zo staw ał zaw sze pod zw ierzchnictw em kościoła egipskiego.

Z ależność ta od A leksandrii u to ro ­ w ała też drogę w szystkim herezjom do A bisynii. Od arian izm u o b ro n ił k o ­ ściół ab isy ń sk i w ielki św. A tanazy, za to m onofizytyzm zn alazł tu łatw y przystęp z E giptu. N ajpierw ' przy jęło go duchow ieństw o, potem cały n a ró d i do dziś d n ia p o zo staje w tej h e re ­

(17)

183

zji, u zn a ją c w C hrystusie P a n u tylko je d n ą n atu rę, tj. Boską. N iedługo p o ­ tem, bo około (540 r. zaw ojow ali A ra­

bow ie E gipt i w śród p rześlad o w ań przez m uzułm anów , A rabów i T urków z m a rn ia ła i u p a d ła h e re z ja m onofi- zycka i A bisynia zo staje o d ciętą od św iata chrześcijańskiego. C h rześcijań ­ stwo, choć tak żyw otne w inn y ch k r a ­ jach , w A bisynii, zn iep raw io n e przez herezję, zam a rło i sk o stn iało ; ja k o o d ­ cięta od p n ia lato ro śl zw iędło ono i m a rn y do dziś d n ia p ro w ad zi żyw ot, o k azu ją c na sobie n a jlep iej, że tylko łączność z K ościołem k ato lick im m oże je odm ów ić i lepsze tc h n ą ć w nie siły i inne życie.

C hrześcijanie A bisynii, p ozostaw ie­

ni sam i sobie, otoczeni ze wszech s tro n m u zu łm an am i, zm ieszani z ży­

d am i, k tó ry c h do dziś d n ia m ieszka jeszcze w śród nich przeszło 100.000, p rzy jęli od nich w iele zw yczajów i skazili tym sw oją w iarę. Do dziś d n ia lud A bisynii, ta k w iern y i p rz y ­ w iązany do w iary św., p ozostaje w n ajw ięk szej nieśw iadom ości re li­

g ijn ej i h o łd u je w7ielu przesądom i zabobonom , n a k tó re ze w strętem spogląda kato lick i m isjo n arz. Dzieci chrzczą przez zan u rzan ie, po czym u d z ie la ją im K om unii św. pod dw iem a p ostaciam i, lecz pierw sza spow iedź odbyw a się d o p iero w 25 ro k u życia.

Nie jedzą k rw i i m ięsa ze zw ierząt zaduszonych, zach o w u ją tak że szabat i obrzezanie, choć św ięcą i niedzielę;

w' szabat u rz ą d z a ją uczty i p rz y jm u ją K om unię św. Kościoły ich są m u ro ­ w ane, zw ykle okrągłe, wew>nątrz b a r ­ dzo ubogie i k ry te słom ą i trz c in ą ; dzielą się, ja k św iąty n ia Jero zo lim ­ ska n a p rzed sio n ek , m iejsce św ięte, gdzie w iern i p rz y jm u ją K om unię św.

i najśw iętsze, gdzie stoi a rk a p rz y ­ m ierza. tj. sk rzy n ia pośw ięcona, gdzie n a p erg am in ie z n a jd u je się w ypisane im ię p a tro n a kościoła. W k ażd y m k o ­ ściele jest czw oro drzw i, p odług czte­

rech części św iata. N abożeństw o p o ­ lega n a śpiewTa n iu psalmów', czytaniu b iblii i ta ń c u z k ijam i, k tó r y od b y w a­

ją ich duchow ni. M odlą się do N. M a­

rii P an n y , k tó rą n azy w ają stw orzy- cielką św iata, do w ielu dziw acznych św iętych i ca łu ją k am ien ie kościelne.

Św iąt m a ją w ro k u około 180, a dni postu około 200 rocznie i często p ie l­

g rzy m u ją do Jerozolim y. M ałżeństw o

nie je st u nich sak ram en tem , s tą d rozw ody n a d e r łatw e i liczne. D ucho­

w ieństw a św ieckie i zakonne, bard zo liczne, żyje w nędzy i w n ajw ięk szej ciem nocie relig ijn ej i trw a u p o rczy ­ wie przy h erezji m onofizyckiej. P o ­ m im o zw y ro d n ien ia i skażenia, religia łączy je d n a k A bisynię w je d n ą całość pod jed n y m zw ierzchnikiem du ch o w ­ nym , lak zw anym a b u n ą ; k r a j sam ro zp ad a się na k ilk a p ro w in cji, ja k Szota, G odszam, A m hara, T igre i r o ­ dziny książęce tych p ro w in cji, w alczą ciągle m iędzy sobą o najw y ższą go­

dność, ta k zw ane cesarstw o. N ajpo­

tężniejszy zostaje zw ykle «negus-ne- gesti», t. j. k ró lem k ró ló w Abisynii a cesarzem E tyopii, k tó reg o k o ro n u je potem ab u n a.

Pom im o w ielkie o d d alen ia i o d ­ osobnienia, kościół rzym sko-katolicki nie zap o m n iał nigdy o tej części sw ej ow czarni, choć p o g rążo n ej w schizm ie i herezji. Ja k p raw d ziw a m a tk a p ra g ­ nie p rzy p ro w ad zić do jedności w iary w szystkie n aro d y ziem i i nie szczędzi o fia r ani trudów . I nieszczęśliw a Abi­

synia d o zn ała te j pieczołow itości.

W ypraw y krzyżow e, k tó ry ch celem było osw obodzenie i połączenie k o ­ ściołów w schodnich, o b rząd k u g rec­

kiego, o rm iań sk ieg o i koptyjskiego, sprow adziły i dla A bisynii pierw sze p ró b y łączności z Rzymem . W p o ­ łow ie XIII w ieku, w śró d niezm ier­

nych tru d ó w i niebezpieczeństw , drogą przez E gipt, p rzy b y li do Abisynii p ierw si katoliccy m isjo n arze z Z a­

chodu, d w u n astu D om inikanów . Lud p ro w in cji Tigre, u jęty pośw ięceniem i gorliw ością zakonników , n aw ró cił się razem ze swym w ładcą na k a to li­

cyzm. Zdaw ało się, że cała A bisynia p o rzu ci ju ż h erezję, gdy i agle sek- ciarscy k a p ła n i w zbudzili re lig ijn y f a ­ natyzm lu d u ; m onofizyci rzucili się na k ato lik ó w i w 1250 roku w ym or­

dow ano w iernych lub sk azan o ich na w ygnanie, a w szyscy m isjo n arze do­

m in ik ań scy ponieśli śm ierć m ęczeń­

ską. I znow u p ra w ie na dw a w ieki zaginęła p am ięć o te j odległej k rain ie.

D opiero Sobór we F lo re n c ji (1439), na k tó ry m z kościołem k ato lick im p o łą ­ czyli się G recy i O rm ianie, p rzy p o m ­ n ia ł św iatu k ato lick iem u abisyńskich Koptów. N ieustraszeni m isjo n arze k a ­ toliccy znow u d o c ie ra ją do Abisynii i zaw ie ra ją u n ię z cesarzem E tiopii

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skrzepłe członki ożyw iają się i pełność życia nieśm iertelnego okazuje się oczom naszym.. W pokorze najw iększej uw ielbiają wszech- mocność i miłość

Żebyśmy jako praw dziw i chrześcijanie, prawdziwi uczniowie Boga upokorzonego um iłow ali życie niew iadom e oddalone od świata, pogardzone; a idąc za Twoim

Dziś, kult dziecka istnieje ju ż tylko w rodzinach na wskroś chrześcijańskich, w których stawia się zawsze duszę przed ciałem, a Boga zawsze przed

ważone. Koniec jest nieunikniony i pewny. Nie jest to mijające uczucie, które wyrażamy, kiedy mówimy, że jeżeli nowy rok ma być zabezpieczony od nieładu,

W Tobiem Panie nadzieję położył Niech nie będę zawstydzon na wieki, Tyś świat cały wywołał z nicości, Tyś jest źródłem piękna i radości, Tyś

nie i zawsze będzie nosił dzień i noc Cudowny Medalik — będzie odmawiał trzy Zdrowaś Marjo i O M ar jo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy

dzi św. Siostry widząc, że ustne nam ow y nie trafią do serca chorego, zw róciły się z prośbą do N ajświętszej Marji Panny, Ucieczki grzeszników, aby

Wachowski, jak się można było tego spodziewać Medalika nie przyjął mówiąc: Ta blaszka nie ma żadnej dla mnie wartości i z cynięznem zuchwalstwem dodał