• Nie Znaleziono Wyników

Adres IE2ed.a,lEC3ri: IK:ra>łs:©wsl5:ie-:E=xz;ed.x3aieście, 3STr ©©.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres IE2ed.a,lEC3ri: IK:ra>łs:©wsl5:ie-:E=xz;ed.x3aieście, 3STr ©©."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JW . 4 1 . Warszawa, d. 11 października 181)4 r. T o m X I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „W S ZEC H $W IA TA “ . W W arszaw ie : r o c z n ie r s . 8

k w a r t a ln ie „ 2 Z p rz e sy łk ą pocztow ą: r o c z n ie „ l o p ó ł r o c z n ie „ 5

Komitet R edakcyjny W szech św iata s t a n o w ią P a n o w ie : D e ik e K „ D ic k s te in S „ H o y e r H „ J u r k ie w ic z K ., K w i e t n i e w s k i W ł., K r a m s z ty k S ., M o r o ż e w ic z J ., N a - ta n s o n J ., S z to lc m a n J ., T r z c iń s k i W . i W r ó b le w s k i W .

P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia t a * i w e w s z y s t k ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i za g ra n ic ą .

A d r e s IE2ed.a,lEC3ri: IK:ra>łs:©wsl5:ie-:E=xz;ed.x3aieście, 3STr ©©.

ZMIENNOŚĆ ZARYSÓW

L Ą D Ó W I O C E A N Ó W .

W aźnem pytaniem, zajm ującem zarówno g eo g rafa i geologa, je s t kwestya stałości lub zmienności wielkich zagłębień oceanicznych i lądów, stanowiących powierzchnię kuli ziem­

skiej. Czy rozkład ten pozostał w głównych zarysach ten sam od czasu wynurzenia się lą ­ dów z pierwotnego, powszechnego morza, czy też podlegał i podlega dotąd zmianom? P y ­ tanie to było przedm iotem licznych sporów pomiędzy uczonymi. P layfair i Leopold v.

B uch przypuszczali tak rozległe ruchy piono­

we skorupy ziemskiej, że wierzyli w możność zupełnego znikania całych lądów' i wynurza­

nia się innych. W edług Lyella lądy, od koń­

ca epoki trzeciorzędowej, uległy nieznacznej tylko zmianie, a zdanie to opiera on na fak­

cie, źe zw ierzęta kopalne owej epoki spokrew­

nione są ze zwierzętami zamieszkującemi obecnie też same lądy. T ak np. australijskie workowate przypom inają pokrewne im trze­

ciorzędowe; pd. A m eryka w końcu trzecio i na początku czwartorzędowej epoki posiadała po­

dobne do dzisiejszych leniwce i pancerniki. Od mio- i pliocenu na starym lądzie napotykam y m ałpy, słonie i nosorożce. Jeżeli jednak sięgniemy do eocenu, różnice pomiędzy fau­

nami sta ją się niewyraźne i też same typy napotykam y rozsiane n a najbardziej oddalo­

nych lądach, jest to dowód, że rozkład lądów owoczesny był zupełnie różny od obecnego.

W edług L yella tedy, rozkład lądów w ciągu poszczególnych peryodów geologicznych zmie­

nia się niewiele, gdybyśmy jedn ak posiadali mapy ziemi z rozmaitych epok geologicznych, różniłyby się one pomiędzy sobą o tyle, o ile np. różni się m apa półkuli północnej od po­

łudniowej. W szystkie części teraźniejszych lądów były kiedyś dnem oceanu i wszystkie części dna były lądam i. Podczas tysiącoleci istnienia ziemi wyczerpywały się wszystkie kombinacye rozkładu lądów, przew ażały one raz na południu, drugi raz na północy, pod równikiem lub pod biegunami, na wschodzie lub zachodzie. Widzimy tedy, że Lyell był zwolennikiem nieograniczonej zmienności roz­

kładu lądów.

Innego zdania byli L. Agassiz i Ja m e s

D ana. O statni twierdzi, źe pn. A m eryka nie

(2)

6 4 2 W S Z E C H S W I A T .

JSTr 41.

przestała być lądem od epoki paleozoicznej, posiada ona bowiem ją d ro prekam bryjskie, od którego, do wybrzeży A tlan ty k u ułożyły się prawidłowo wszystkie formacye nowsze.

Przypuszcza on wprawdzie, że wody oceanu mogły wznosić się na 600—900 m po nad wybrzeża lub naw et po n ad w nętrze lądu, nigdy jed n ak obecny ląd nie był dnem głębo­

kiego oceanu i nigdy nie istniało następstw o warunków oceanicznych i lądowych. W ięk­

szość geologów angielskich podziela ten po­

gląd, przypuszczając tylko względną stałość lądów; m ógł znikać pod wodą tylko pobrzeź- ny pas 200— 300 mil szeroki i zanurzać się n a 1600— 2 700 m. W szystkie formacye morskie, tw orzące ląd dzisiejszy, powstały w wodach Stosunkowo płytkich. N igdy, po­

w iada p. Geikie, wśród dawnych pokładów nie napotykam y osadów, podobnych tym, j a ­ kie stanowią dno głębin oceanicznych i ja k ­ kolwiek lądy nasze utworzone są przeważnie z osadów m orskich, jednakże naw et potężne pokłady wapienia oceanicznego powstały w wodach płytkich.

W ogóle tedy według pp. D any i Geikiego, do ją d r a lądów i wielkich głębin oceanu stosuje się niezmienność.

Z danie to podziela również A lf. Russel W allace i uważa izobatę 1 800 m jak o grani­

cę zmiennych obszarów lądowych i oceanicz­

nych. Przypuszcza on jednak, że w pewnych wyjątkowych razach, części teraźniejszego lądu mogły się znajdow ać n a głębi 2400, a naw et 3 600 m, również dno dzisiejszego oceanu znajdujące się n a tej głębokości kie­

dyś mogło stanowić ląd. Części zaś dna leżą­

ce poniżej izobaty 3 600 m , które według obliczeń J a n a M u rra y a stanowią 71°/0 całego oceanu (t. j. 5 1 % powierzchni kuli ziemskiej), znajdowały się pod wodą w ciągu wszystkich epok geologicznych.

W allace opiera swoje poglądy n a pomia­

ra ch M urraya, według którego ląd zajm uje 28% , ocean— 72 % powierzchni kuli ziem ­ skiej; przeciętne wzniesienie lądu nad po­

w ierzchnią m orza 687 m, przeciętn a głębo­

kość oceanu 3800 m, głębokość ta zwiększy się do 4500 m , jeżeli wyłączymy pas nad­

brzeżny do głębokości 360 m. Głębokość oceanu przenosi tedy około 7 razy wzniesienie lądu. Ponieważ każdem u wzniesieniu się lądu musi towarzyszyć odpowiednie obniżenie dna

morskiego i odwrotnie, ze względu na wielką różnicę przeciętnej wysokości i przeciętnej głębokości, obniżenie bardzo znacznego obsza­

ru lądu wywołałoby wyniesienie tylko bardzo nieznacznej przestrzeni dna i utworzenie b a r­

dzo szczupłego lądu. Gdyby cały obecny ląd znikł pod poziomem oceanu, a natom iast wzniosła się część dna oceanu, wielkości te ­ raźniejszej A fryki, pozostałaby ona n a głębi 610 m i w zamian obecnego lądu nie pow stał­

by żaden nowy.

Inny dowód W allace opiera na budowie dna oceanu. Sondowania wykazują, że dno- oceanu pozbawiono j est nierówności podobnych do napotykanych na powierzchni lądów, nie działała więc tu erozya, której ślady z łatw o­

ścią przechowałyby się n a dnie. T a więc równość dna świadczy, źe nigdy ono nie było lądem i nie podlegało wpływom atmosfery i wód bieżących.

W allace kładzie nacisk na okoliczność, że- n a wszystkich lądach i przyległych wyspach, np. W . B rytanii, Nowej Zelandyi, następstw o formacyj je s t jedno i toż; samo i serye pokła­

dów zupełne. Nietylko odnajdujem y wszę­

dzie wielkie grupy paleozoiczną, mezozoiczną i cenozoiczną, ale odnajdujem y paralelizm w oddzielnych piętrach. Od prekam bryjskie- go do węglowego i permskiego; od tryasu do kredy, od eocenu do plejstocenu serye wogóle są niemal kom pletne. B rak i są tylko zjawi­

skiem miejscowem. Przeciwnie różnice mu­

siałyby być niezmierne, gdyby teraźniejsze lądy były kolejno dnem głębin i lądam i.

Nakoniec, znamy obecnie skład dna ocea­

nów skutkiem sondować; sk ład a je błoto glo- bigerynowe,*muł krzemionkowy, zawierający radyolarye i szczególniej czerwona glina g łę­

binowa, zalegająca najgłębsze m iejsca i za j­

m ująca bardzo znaczno obszary. M ogły one w części zniknąć n a skutek abrazyi (zmywa­

nia), zanim jednak wynurzyły się, powinny były zostać przez osady morskie pokryte i tym sposobem przechowane.

O statni ten dowód, przytoczony naprzód przez M urraya, następnie przez W allacea, jakkolwiek ważny, nie jest jed nak stanowczy, ponieważ napotykam y wyjątki. Powyżej wy­

mienione osady głębinowe, jakkolwiek rzadk i’, napotykają się jed n ak wśród pokładów geolo­

gicznych. N a wyspie Trinidad, na znacznej

wysokości, wśród osadów trzeciorzędowych

(3)

N r 41.

WSZECH ŚWIAT.

643 napotykam y czerwoną glinę głębinową i muł

z radyolaryam i, dzisiejszy więc ląd podczas epoki trzeciorzędowej chwilowo stanowił dno głębokiego oceanu. W e w. A lpach p. Suess wymienia wapienie mezozoiczne rozmaitego wieku, zawierające radyolarye głębinowe.

Je d n a k napotykane tu gliny czerwone są wątpliwego pochodzenia. P . Suess zwraca jeszcze uwagę na inny fakt biologiczny, do­

prowadzający do wniosku, źe podczas epoki paleozoicznej (Syllur dolny) głębokie morze pokrywało Czechy. W iadom o, że fauna głę­

binowa przystosowana je s t do tych szczegól­

nych warunków, w skład jej wchodzą gatunki pozbawione oczu, wtedy kiedy gatunki po­

krewne, zamieszkujące nieznaczne głębie, po­

siadają oczy prawidłowo rozwinięte. Inne znowu zw ierzęta głębinowe posiadają oczy nadm iernie rozwinięte, pozwalające im korzy­

stać ze słabego św iatła wydzielanego przez zwierzęta fosforyzujące. Otóż fauna kam- bryjska Czech posiada trylobity pozbawione oczu, obok niektórych gatunków rodzaju A eglina o nadm iernie rozwiniętych oczach.

Eorm acye geologiczne wszystkich części świata, według p. W allacea, przedstaw iają godny uwagi paralelizm , co wskazuje, że żaden z istniejących lądów nie wynurzył się z łona oceanu zupełnie wykończony i na wszystkich lądach spółcześnie tworzyły się pokłady n a­

leżące do tegoż samego peryodu geologiczne­

go. M usimy jed n ak zauważyć, źe nie jeste­

śmy w stanie określić ściśle, co rozumiemy przez peryod geologiczny. W yraz— współ­

czesność—posiada w geologii nadzwyczaj roz­

ległe znaczenie. W spółczesnemi nazywamy takie osady, które na zasadzie skam ieniało­

ści zajm ują odpowiednie miejsce w szeregu pokładów osadowych. Jeżeli też same osady morskie istnieją w dwu różnych miejscowo­

ściach, możemy tylko twierdzić, że jedna miejscowość znajdow ała się jeszcze n a pewnej głębokości, kiedy druga zaczęła się pogrążać.

Dopóki jednak w arunki nie zmieniły się rdzennie, gatunki zwierząt pozostały niezmie­

nione, chociaż pomiędzy temi dwiema chwila­

mi mogły upłynąć niezliczone wieki. Z a­

m iast w yrażenia współczesność należałoby naw et użyć proponowanego przez H uxleya wyrażenia „hom otaxis,” oznaczającego od­

powiednie położenie.

Prócz tego każda formacya może posiadać jeszcze odmienny wygląd (facies) w rozm ai­

tych miejscach, w jednem np. brzegowy, w innem głębinowy, stosownie do głębokości, w której gromadziły się osady. Podczas te ­ goż samego peryodu geologicznego jedne miejscowości stanowiły mielizny, inne były dnem niezmierzonych głębin i będąc rzeczy­

wiście spółczesnemi, posiadały różne fauny, pierwsze— właściwą morzom płytkim —plank­

ton, drugie—głębinom—faunę ahysali ą.

B adania geologiczne coraz bardziej po­

twierdzają przypuszczenie, źe teraźniejsze oceany posiadają wiek różny. Szczególniej pp. Suess i N eum ayr starali się udowodnić to przypuszczenie. W ed łu g nich najdawniejszy je s t ocean W ielki, który sięga tryasu , ponie­

waż tryas stanowi fałdy nadbrzeżnych łańcu­

chów. Przeciwnie, miejsce obecnego oceanu Indyjskiego długo zajmował obszerny ląd, który łączył teraźniejsze Indye z pd. A fryką i A ustralią.

Te odległe i rozdzielone dziś ziemie w epo­

ce węglowej i permskiej posiadały jednakową florę, różną od owoczesnej flory europejskiej.

L ąd permsko-węglowy, zwany lądem Gond- wana, istniał jeszcze podczas tryasu i jego obniżenie datuje dopiero od środka epoki j u ­ rajskiej, ponieważ do niej należą najstarsze nadbrzeżne osady; ale łączność pomiędzy od- dalonemi lądam i długo się utrzymywała., ja k tego dowodzą fakty z dziedziny zoogeografii.

N a początku epoki trzeciorzędowej łącznik ten stanowił ląd, którem u n adają nazwę Le- muryi, szczątkami jego są: M adagaskar, Ami- ra n ty i Seyszele. Podczas trzeciorzędowej dolnej A ustralia była połączona z pd. A m e­

ryką, ja k tego dowodzi istnienie szczątków zwierząt workowatych typu australijskiego, znalezionych niedawno w górnym eocenię A rgentyny i Patagonii.

N eum ayr nakreślił nam zmiany, którym podlegało obszerne morze Śródziemne, n a ­ zwane przez Suessa— Tetys. W epoce trz e ­ ciorzędowej morze to pokrywało teraźniejszą pd. E uropę, obszar teraźniejszych A lp, E u ro ­ pę pdw. i ciągnęło się ku w. przez Azyą, aż do połączenia z oceanem W ielkim. W epoce jurajsk iej pokrywało ono większą część E u ro ­ py i n a wschodzie, za pomocą cieśniny, łączyło się z oceanem Indyjskim , który wtedy zaczy­

nał się zarysowywać. N a zachód ciągnęło się

(4)

644

w stronę teraźniejszych Antylów i A m eryki środkowej, gdzie łączyło się z oceanem W iel­

kim. Niewielkim uległo ono zmianom w epo­

ce kredowej i na początku trzeciorzędowej.

Podczas eocenu jego pn. wybrzeża zmieniły się w ląd, ale pn. A fryk a, E g ip t, A zya m niej­

sza, A ra b ia, krainy him alajskie, pozostały pod wodą; w tem to m orzu powstały forma- cye numulitowe.

Podczas miocenu centralne morze Ś ród­

ziemne zaczyna cofać się; podczas górnego miocenu opuszcza ono większą częśó w. E u ­ ropy, w której tw orzą się wtedy słone laguny (np. W ieliczka). Podczas przejścia od mio­

cenu do pliocenu, morze Śródziemne zajm uje najm niejszy obszar. Z am iast jednolitego sa r­

mackiego zlewiska, ciągnącego się od W ied­

nia do A ra lu , tw orzą się zlewiska wewnętrz­

ne, wypełnione słonawą wodą, których przed­

stawicielem je st dzisiejsze m. K aspijskie.

W owym czasie wyspy B alearskie, K orsyka, Sardynia, Sycylia, A rchipelag, tw orzą praw ­ dopodobnie obszerny ląd, którego fauna po­

zostaw iła szczątki w P ikerm i, górach Lebe- ron, w M aray a w Persyi i in. N akoniec pod­

czas pliocenu m. Śródziem ne przybiera te ra ź ­ niejsze kształty. Obecne więc morze Ś ró d­

ziemne je s t pozostałością ogromnej wodnej przestrzeni, k tó ra w kierunku równoleżnika obejm ow ała około ‘/ 2 okręgu ziemi w czasie poprzedzającym tworzenie się teraźniejszego A tlan ty k u .

A tla n ty k pow stał stosunkowo niedawno, n a jego wybrzeżach nie znajdujem y wcale ani try asu , ani ju ry i musimy sięgnąć aż do pe- ryodu średniej lub górnej kredy, aby napotkać osady morskie. M uszle ju rajsk ie, charak te­

ryzujące faunę brzegową, w Chili, Boliwii i E uropie są do siebie podobne, N eum ayr tedy przypuszcza istnienie w epoce jurajsk iej obszernego ląd u brazylo-europejsŁiego, wzdłuż wybrzeży którego formy te mogły rozpo­

wszechnić się w tak oddalonych punktach.

Co do A tlan ty k u pn. na jego miejscu istniał inny obszerny ląd, który obejmował pn. A m e­

rykę, G renlandyą i sięgał teraźniejszej Szko- cyi. J a k o zlewisko morskie A tlan ty k zaczy­

n a zarysowywać się w peryodzie cenomań- skim, jed n ak długo jeszcze istniały lądy ł ą ­ czące z jednej strony B razylią z A fryką, z drugiej pn. A m erykę z E u ro p ą. Eocen pn.

A m eryki przedstaw ia liczne typy wspólne

N r 41.

z dolnym eocenem Europy. N ato m iast ssące oligocenu ju ż różnią się pomiędzy sobą. P o ­ lipy jed n ak oligocenu Antylów przypom inają polipy europejskie okolic Yicenzy, co świad­

czy, że te oddalone punkty łączył wówczas szereg wysp, wzdłuż wybrzeży których mogły się one rozpowszechniać.

Istn ia ł też ląd łączący Islandyą, wyspy P a ro e r, H ebrydy i G renlandyą, we wszyst­

kich bowiem tych krajach zalegają identycz­

ne lignity mioceniczne, wśród których napoty­

kam y rozsiane bazalty. L ąd ten mógł istnieć tam gdzie obecnie na dnie oceanu leżą grzbie­

ty W yvillea Tomsona i E aro Islandzki. T ak więc A tlan ty k pow stał na miejscu zapadnię­

cia dwu lądów pn. i pd. i ostatecznie ukon­

stytuow ał się w połowie peryodu miocenicz- nego.

R ozpatrzm y teraz dowody, jak ie p. W al- lace czerpie z jednostajności rzeźby dna ocea­

nów, w porównaniu z nierównościami, jak ie napotykam y na powierzchni lądu. P . Inkes Browne zwraca uwagę, że tak i b rak nierów­

ności istnieje tylko w najgłębszych częściach oceanu, co można przypisać naprzód osadom, które, grom adząc się podczas długich peryo- dów, wypełniły i zakryły nierówności; po wtóre nagrom adzeniu się produktów wulkanicznych, law i popiołów, które na dnie oceanu zajm ują niezmierne przestrzenie. Z re sztą lądy przed­

staw iają daleko znaczniejsze nierówności, dlatego źe to części skorupy ziemskiej podle­

głe są najsilniejszem u parciu.

Co do brak u równowagi obszaru pogrążo­

nych i wynurzonych lądów, wynikającej z po­

wyżej przytoczonej, znacznej różnicy pom ię­

dzy p rzeciętną wysokością lądu i przeciętną głębokością oceanu, n a k tó rą p. W allace k ła­

dzie tak silny nacisk, to p. Suess zw raca uwra- gę n a istnienie dwojakich ruchów wywołują­

cych fałdowanie skorupy ziemskiej, wypukło­

ści ląd u zależą od ciśnień działających w kie­

run ku stycznej, zlewiska oceanów powstały wskutek zapadnięcia pionowego. Dodać mo­

żemy, że takie zapadnięcia zdarzały się w epokach stosunkowo niedawnych, co rów­

nież zbija przypuszczenie stałości głębin oceanicznych. M iejsce zajmowane obecnie przez m. Egejskie, podczas miocenu i części pliocenu, stanowiło obszerny ląd, który za­

p ad ł częściami w końcu pliocenu, a nawet później. W rzeczy samej m. Egejskie oto-

W S Z E C H S W 1A.T.

(5)

N r 41.

czone je s t osadami słodkowodnemi średniego pl.ocenu, a jed n ak głębokość tego morza miejscami przewyższa 1800 m, a nawet wy­

praw a statk u P ola, u pdz wybrzeża Azyi mniejszej znalazła głębię 3 591 m. W yspa Rodos ta k niedawno oddzieloną została od lądu, że nietylko znajdujem y na niej plioce- niczne osady wód słodkich, wspólne sąsiednie­

mu lądowi, ale naw et konglomeraty rzeczne, pochodzące z Azyi mniejszej, utworzone przez znacznych wymiarów rzekę. W iększa część A dryatyku była lądem podczas pliocenu.

Podczas tejże epoki utw orzyła się kotlina morza Czarnego i pow stała cieśnina G ibral­

ta r ska.

Te zmiany tak świeże w rozkładzie lądów i wód prowadzą do wniosku, że wytwarzanie się nierówności skorupy ziemskiej nie jest ukończone. To wynurzanie się lądów i te zmiany poczęły się w czasach przedpaleozoicz- nych, kiedy powszechna hydrosfera „pantala- sa,” według wyrażenia p. Suessa, pokrywała jeszcze całą planetę. „Od owego czasu d atu ­ je ukazanie się pierwszych lądów; od owego czasu to powolne przeobrażenie nie ustawało, i nie widzę, mówi p. Suess, żadnej przyczyny, aby części oceanu, a nawet lądu nie obniżyły się ju tro , żeby utworzyć nowe otchłanie, albo dlaczego wielkie zlewiska oceaniczne, od cza­

sów pantalasy, m iały być zawsze pokryte wo­

dą. Przynajm niej dla A tlantyku posiadamy dowody przeciwne.”

N a podstawie powyższych danych docho­

dzimy do wniosku, źe teorya bezwzględnej, a naw et względnej stałości lądów i oceanów, staje się coraz bardziej wątpliwą, natom iast mnożą się wskazówki wielkiej ich zmienności.

W. Wróblewski.

Tępiciele pająków.

Owady błonkoskrzydłe (H ym enoptera) wy­

różniają się pośród licznej grom ady owa­

dów szczególną, zadziwiającą zmyślnością, w różnorodnych czynnościach swoich, a mię­

dzy innemi w budowie gniazd i troskliwej za-

645 pobiegliwości, z ja k ą grom adzą odpowiednie zapasy żywności dla przyszłego potomstwa.

W tym względzie na bliższą uwagę zasłu­

gują przedstawiciele rodzaju Pelopoeus zwa­

nego jaskólcem, formierzem lub zdunem, owada należącego do rodziny Crabronidae, grzebaczowatych czyli os kopiących. Do ro ­ dzaju Pelopoeus należą owady osowate, od­

znaczające się swoim odwłokiem, którego pierwszy pierścień je st cienki, szypułkowaty, nieco dłuższy od całego pozostałego odwłoka, podłużnie jajow atego kształtu. Nogi m ają długie, ze zgrubiałem i udami; w skrzydłach, dru g a komórka łokciowa ma k ształt trapezu, trzecia nieforemnie czworokątna. Żuwaczki łukowato zgięte z 1-ym zębem w stronie we­

w nętrznej. Liczne dość gatunki zwykle j a ­ skrawo upstrzone, żyją przeważnie w ciepłych i gorących k rajach i karm ią swe gąsienice pająkam i. Z lepiej znanych, Pelopoeus de- stillatorius zamieszkuje południową E uropę, m a ciało czarno-błyszczące, długą szypułkę odwłokową, tyln ą tarczkę, nasady rożków i nóg są koloru żółtego. Eversm ann (według B relim a) znalazł na skale w U ralu gniazdo tego gatunku, w postaci niekształtnej, nerko- watej bryłki ziemi, wewnątrz której znajdo­

wało się 14 podługowatych komórek, leżą­

cych obok siebie, a każda z nich zaw ierała 10 sztuk pająka Tomisus citricus.

D aleko lepiej poznane zostały obyczaje g a ­ tunku Pelopoeus spirifex, zamieszkującego południową E u ro pę i północną A frykę. P o­

siada ciało matowo czarne, szypułkę odwło­

ka, golenie i stopy, jak o też części uda złoci­

sto-żółte. D o rasta do 16— 22 m m długości.

AVe Erancyi Pelopoeus spirifex L. spotyka się wyłącznie tylko na południu. (Fig. 1). N ie­

zmiernie czuły na zimno, wyszukuje miejsc ciepłych i tam buduje z gliny gniazdo dla swego potomstwa. Z a k ła d a on gniazda pod strzecham i, gzymsami, a najwięcej we wnę­

trzu domów wieśniaczych, gdzie wszystko dla niego dobre, ściany, sufity, okna, firanki i z tego względu jest uprzykrzony dla gospo­

dyń. E a b r z Ayignonu opowiada, że przez ten czas, gdy robotnicy jedli śniadanie w ober­

ży, owady te zdążyły założyć sobie gniazda w ich kapeluszach, fałdach bluz i t. p. N aj- ulubieńszem jedn ak ich siedliskiem je st wnę­

trze kominów patryarcbalnych, tak pospoli­

tych na wsiach. Szczególne upodobanie i t r u ­

W S Z E C H S W I A T .

(6)

646

WSZECHSWIAT. N r

41.

dno naw et wystawić sobie, jak im sposobem te dziwaczne owady, k tóre bezustannie przelatu­

j ą do gniazda i z powrotem , nie uduszą się dymem lub teź nie spalą w ogniu. F a b r z a ­ uważył, że gdy odbywa się pranie, owady^te nie przeryw ają zupełnie swoich p rac i szybko p rzelatu ją obłok pary gorącej, niezatrw aża- ją c się wcale. B u d u ją one gn iazda w bardzo rozm aitych porach roku. N a wsiach wyszu­

k u ją gruntów miękkich, gliniastych i z godnem uwagi staraniem chodzą, ażeby się nie powa­

lać. Skrzydłam i poruszają, mówi F a b r, nogi wysoko podnoszą, odwłok swój czarny trzy­

m ają wysoko na końcu żółtej szypułki; kopią końcam i żuwaczek i zdejm ują połyskującą powierzchnię mułu. N aw et gospodynie dbałe o porządek, starannie podkasane, żeby się nie powalać, nie m ogłyby lepiej prowadzić tego

wszystkie one znajdują się na jednym pozio­

mie (fig. 2). Często na ta k powstałym szere­

gu, opiera się drugi, a naw et niekiedy i trzeci szereg komórek ściśle spojony w jednę całość z poprzedniemi.

Poznawszy m ularską robotę gniazda, zo­

baczmy ja k wnętrze je st zaopatrzone w żyw­

ność i gdzie Pelopoeus sk ład a jaja. Jeżeli otworzymy komórkę całkowicie ukończoną, n a ­ potykam y mnóstwo pająków, zwykle jednego gatunku lub blizko spokrewnionych z sobą, ułożonych jedne na drugich, nieżywych lub przynajm niej ubezwładnionych. W ja k i spo­

sób owad ta k się zaopatrzył? Oto Pelopoeus spirifex, spostrzegłszy p ająk a przypadającego mu do gustu, rzuca się na niego, jjorywa zręcznie i zanosi do swego gniazda. K iedy jed n ak owad zagłębia żądło w pająka, w ja k ą

F ig . 1. Pelopoeus spirifex L . Jaskólec. 1) Gą, dorosły (nieco

zatrudnienia, tak wrogiego czystości ubrania.

Z bieracze ci b ło ta nie m ają najm niejszego b ru d u n a sobie, skutkiem zręczności, z ja k ą w ykręcają się w różne strony; w yjątek stano-

Avią

końce łapek

i

przyrządu do zbierania b ło ta t. j. końce żuwaczek. Owad odrywa grudkę ziemi wilgotnej, wielkości grochu pol­

nego, podtrzym ując j ą żuwaczkami odlatuje do m iejsca obranego n a gniazdo; urab ia j ą z grubszego i przylepia do już poprzednio rozpoczętej roboty. Tym sposobem owad buduje komórkę jajow atego k ształtu na 3 cen­

ty m etry długą, wewnątrz pustą, o ściankach od wewnątrz gładkich, cienkich, od zew nątrz zaś chropowatych. Obok pierwszej komórki b ud uje d iu g ą , dalej trzecią, Czwartą i t. d.;

,sienica. 2) Poczw arka (nat. w ielk.). 3. Owad powiększony).

okolicę ciała kłuje, czy zabija czy tylko p a ra ­ liżuje, o tych wszystkich szczegółach dokład­

nych wiadomości niema. F a b r przypuszcza, że p ająk je st zabity, bo gdy go wyjąć z gniaz­

da Pelopoeusa, po kilku dniach ulega rozkła­

dowi. Większość jed n ak znawców obyczajów owadzich (między innemi E . B lanchard, „Me- tam orphoses des Insectes”), je s t zdania, że owad ostrożnie, znienacka nap ad a na pająka, chw yta go nóżkami, kłuje żądłem w węzełek nerwowy i ubezwładnionego w letarg u zanosi do przygotowanej komórki. P rz y takim n a ­ padzie na pająki, niekiedy Pelopoeus bywa oplątany siatką pajęczyny, pozbawiony swo­

bodnych ruchów i opanowany przez pająka,

który swego nieprzyjaciela zjada. W każdym

(7)

N r 41.

WSZECHSW1AT. 6 4 7

razie je s t wiadomem, że P . spirifex, głównie

poluje na drobne krzyżaki (E peira); znosi na­

przód jednego upolowanego p ająka do swej wymurowanej komórki i n a mięsistym odwło­

ku swej ofiary składa jajko; następnie porywa drugiego pająka, składa go na pierwszym, ale ju ż nie znosi, ja jk a ; dalej przynosi trzecie­

go i t. d., a gdy już komórka je st zapełniona, owad j ą zamyka, właściwie zamurowywa i przechodzi do napełniania w taki sam spo­

sób innej.

W kilka dni po zniesieniu ja jk a wykluwa -się gąsienica, która, zostając w bezpośredniem zetknięciu z odpowiednio zebranem pożywie­

niem, rozpoczyna karmienie się. Po zje-

Obyczaje tego owadu były najpierw stu- dyowane przez pan a H . Lucasa w r. 1869.

Maurycy M aindron w roku 1878 poczynił do­

bre spostrzeżenia nad pokrewnym gatunkiem egzotycznym. W ostatnich czasach znowu podjął to zadanie wyżej zacytowany pan F a b r. Uczony ten nie zadowolnił się p ro stą obserwacyą, ale robił przeróżne doświadcze­

nia, które zasługują n a przytoczenie.

Gdy już budowa komórek je st ukończoną, owad pokrywa je grubą powłoką błota, wsku­

tek czego gniazdo staje się podobne do k a ­ wałka gliny przylepionego do muru. F a b r zab rał gniazdo przed ostatecznem wykończe­

niem go żeby zobaczyć, co owad uczyni w tym

F ig. 2. Gniazdo Pelopoeus spirifex (kom órki i owady dorosłe).

dzeniu pierwszego pająka, przechodzi ko­

lejno do następnych, nagromadzonych dla niej przez m atkę. Stopniowo gąsienica ro­

śnie, wypełnia komórkę, a gdy już cały zapas żywności zużyje, osnuwa się jedwabistym oprzędem , który wytwarza sam a ze specyal- nych wydzielin i przem ienia się w poczwarkę (fig. 3).

P o pewnym przeciągu czasu, zwykle kilku dni, z poczwarki w ytw arza się owad dosko­

nały, który przedziuraw ia cienką część górną komórki i ulatuje. Z d aje się, że daje trzy j pokolenia w ciągu roku.

wypadku. Po zabranem gnieździe pozostał tylko ślad biały n a murze, pozostała tylko jak aś nieznaczna wyniosłość, zaznaczająca obwód bry łk i błota. G dy przybył owad z no­

wą porcyą gliny, bez najmniejszego w aha­

nia zatrzym ał się n a pustem miejscu, gdzie złożył ową grudkę, rozpłaszczając j ą cokol­

wiek. N a gnieździe nie zrobiłby inaczej. S ą­

dząc z gorliwości i ze spokoju, z jakim to do­

konywa, niewątpliwą je s t rzeczą, że owad m a

to przekonanie, iż tynkuje swoje gniazdo, gdy

tymczasem on tynkuje m ur obnażony. Nowa

barw a miejsca, płask a powierzchnia, zastę­

(8)

648

WSZECHSWIAT.

N r 41.

p u jąca wypukłe przedtem gniazdo, nie ostrze­

g a ją go wcale o nieobecności komórki. P o ­ w raca on trzydzieści razy nawet, żeby rozpo­

czynać bezużyteczną pracę.

In n e doświadczenie, niemniej było ciekawe.

K om órka była ju ż ukończoną, był w niej p a­

ją k i jajk o już złożone, owad leci po nową ofiarę. Podczas jego nieobecności F a b r szczypczykami zabiera p a ją k a i jajko. Owad je d n a k przynosi drugiego p ająk a, dalej trz e ­ ciego, czwartego i tak bez końca, pomimo, że za każdym razem F a b r zabierał przyniesio­

nego p ająk a. Przez dwa dni owad bezustan­

nie n apełniał naczynie bezdenne, pomimo że stale mu je opróżniano. N areszcie gdy już

Świecące zwierzęta i rośliny.

(Dokończenie).

Obecność krwi nie jest bezwarunkowo po­

trzeb na do rozwoju zjawisk świetlnych, albo­

wiem jaje świeci jeszcze przed przewężeniem się. Izolow ana kom órka tłuszczowa m a ta k ­ że zdolność do świecenia, co wskazuje nowe podobieństwo pomiędzy substancyą tłuszczu, i żółtka.

F ig. 3. Gniazdo P elopoeus przecięte, dla pokazania gąsienic, przem ieniających się w poczw arki.

(W edług „L a N atu rę” N r 1097, z r. 1894).

przyniósł dwudziestego p a ją k a i sądził, że ko­

m órka dostatecznie je st napełniona, wziął się do bardzo starannego zamknięcia kom órki w której nic zupełnie nie było.

Z innych gatunków Pelopoeus chalybeus, buduje gniazda w pustej łodydze bam busa, jako też na dachach domów, głównie w C hi­

nach.

Pelopoeus fistularis, m ieszka w Brazylii i buduje gniazda z je d n ą kom órką, z gliny, długą na 52 m m i napełnia pająkam i.

Pel. transcaspicus. B a d . mieszka w K ra ju Zakaspijskim .

A . Ś.

Mięśnie organów świetlnych regulują do­

stęp krwi do tychże i tym sposobem działają pośrednio n a produkcyą św iatła. W skutek pośrednictwa mięśni i nerwy działają, także na funkcyą świecenia. Swiatłoczuciowy (pho- tosensitive) odruch m a swój ośrodek w cen­

traln ej masie nerwowej. Bodźce, działające w kierunku odśrodkowym n a zwoje, z których wybiegają nerwy organów świetlnych, powo­

dują, podobnie ja k drażnienie samych orga­

nów, pojawianie się św iatła. P rzy bodźcach działających w kierunku dośrodkowym nie zjaw ia się to ostatnie. Ośrodkowa m asa ner­

wowa rządzi zatem organam i świetlnemi za

pośrednictwem nerwów, zaopatrujących spe-

cyalne mięśnie poprzecznie prążkowane, wła­

(9)

N r 41.

WSZECHSWIAT.

649 ściwe tym organom. Proces oddechowy ma

również pośrednie tylko znaczenie dla funkcyi świecenia, regulując i podtrzym ując warunki życiowe tkanek oraz działalność krwi. N a ­ tu ra pokarm u nie ma wpływu na zdolności świecenia. K om órka (jaje nieprzewężone oraz pojedyńcza kom órka tłuszczowa) wytwa­

rza pod wpływem pokarm u substancyą świetl­

ną, lecz światło nie je s t bezpośrednim rezul­

tatem działalności, właściwej organizowanym, żywym elementom anatomicznym. Gdy bo­

wiem budowa tego elem entu anatomicznego zostaje zniszczona i gdy życie zanika, nie­

mniej przeto zjaw iska świetlne mogą n a nowo wystąpić wskutek procesu fizyko chemicznego, podobnego np. do tego, wskutek którego w kom órkach wątroby glykogen przem ienia się na dekstrynę i m altozę ').

Typ mięczaków obejmuje, niewiele gatun­

ków obdarzonych zdolnością do świecenia.

Do najbardziej znanych pod tym względem należą mięczaki świdrujące z rodziny Phola- didae, m ałże m ające obie połowy muszli jed- ! nakowo duże, białe, wydłużone i cienkie. N a tylnym końcu ciała m ałże te posiadają kurcz­

liwe przedłużenie, utworzone przez oba syfo-

j

ny (stekowy i oddechowy), które zrastają się z sobą na całej długości, wyjąwszy tylny ko­

niec, przyczem jed n ak oba przewody pozosta­

ją zupełnie oddzielone. Pholadidae wiercą dziury w różnych przedm iotach, ja k w kamie­

niach, w ile, piasku, drzewie i t. p i zamiesz­

k u ją wytworzone przez siebie przewody.

O rgany świecące tych małżów występują w ilości 5, a mianowicie: jeden tworzy łuk ró­

wnoległy do górnej krawędzi płaszcza, dwa przedstaw iają drobne, nieregularne, trójkątne plam ki przy wejściu do syfonu oddechowego, wreszcie dwa tw orzą długie, równoległe smu­

gi we w nętrzu tegoż syfonu. Substancya świecąca zaw arta je st w migawkowych ko­

mórkach nabłonkowych pięciu wspomnianych organów i mięsza się ze śluzem, wytwarzają­

cym się na powierzchni mięczaka.

Do pięknie świecących brzuchonogów nale­

ży rodzaj tyłoskrzelnego m ięczaka Phylli- rhoe, interesujący z tego względu, że nagie

') P atrz W szechświat 1886 r. str. 657, „S prę­

żyki św iecące,” według pracy Ii. Dubois, p. A. Ś.

P rzyp. red.

jego ciało je s t ja k szkło przezroczyste i po­

zwala doskonale widzieć ca łą o rg an izacją wewnętrzną. Panceri, który szczegółowo b a ­ dał fosforescencyą tego mięczaka, doszedł do wniosku, że w pewnych komórkach ciała, a mianowicie w obwodowych komórkach n er­

wowych zwykłej postaci, w ośrodkowych n er­

wowych oraz w szczególnych okrągłych ko­

mórkach (zwanych M ullera), rozrzuconych na całem prawie ciele blizko powierzchni—

wytwarza się substancya, świecąca pod wpły­

wem bodźców zewnętrznych. Pewne odczyn­

niki mogą powodować fosforescencyą tej sub­

stancyi także wówczas, gdy została ona wy­

dobytą ze zwierzęcia, naw et po jego śmierci.

Z innych mięczaków odznaczają się jeszcze zdolnością do świecenia niektóre skrzydłonogi i głowonogi (mianowicie Cranchia scabra Leach, Loligo).

Do osłonie (Tunicata) należy dość znaczna ilość gatunków świecących. Do najciekaw­

szych zaliczyć przypada rodzaj Pyrosom a, który tworzy kolonie, wolno na powierzchni morza pływające; kolonia ta k a ma postać pu­

stej beczułki lub palca od rękawiczki, je s t przezroczysta i złożona z wielkiej ilości osob­

ników, umieszczonych prostopadle do długiej osi kolonii we wspólnej galaretow atej tkance;

każdy osobnik m a dwa otwory: skrzelowy i stekowy; otwory skrzelowe osobników znaj­

dują się na zewnętrznej powierzchni kolonii, stekowe zaś uchodzą do środkowej jam y ko­

lonii, otwierającej się na jednym końcu wiel- kiem ogólnem ujściem zewnętrznem. P eron opisał szczegółowo fosforescencyą Pyrosom a atlantica Per.; barw a tego gatunku, m ające­

go 3 do 7 cali długości, je st żółtaw a z odcie­

niem brudno zielonawym. W ciemności przy najmniejszem podrażnieniu zwierzę zaczyna błyszczeć światłem fosforycznem, zbliżonem barw ą do czerwoności rozpalonego żelaza;

gdy światło zaczyna się osłabiać, barw a ta przechodzi w ciemno-czerwoną, pom arańczo­

wą, zielonawą i lazurowo-niebieską—co prze­

cudny przedstaw ia widok. P anceri, który b ad a ł piękny śródziemnomorski gatunek P y ­ rosom a giganteum Lesueur, wykazał, źe świa­

tło fosforyczne pochodzi z tysięcy drobnych plamek, ułożonych po dwie na powierzchni kolonii; na każdym osobniku znajduje się jedn a p a ra plamek. W plam kach tych znaj­

dujemy komórki okrągłe, bezjądrowe (?), za­

(10)

WSZE CHS'WIAT.

N r 41.

w ierające substancyą świecącą, w części tłusz­

czową, w części białkową.

Z kolei przystąpić musimy do zw ierząt k rę ­ gowych, u których tylko w najniższej grom a­

dzie, a mianowicie u ryb, znane są ze stanow­

czością organy świecące. N ajw ażniejsze dane, dotyczące ryb fosforyzujących, zawdzięczamy słynnem u ichtyologowi A . G iintherow i oraz znanem u zoologowi prof. Lendenfeldowi z Czerniowic. Pierw szy opisał szczegółowo ryby świecące, złowione podczas wyprawy C hallengera, należy bowiem zaznaczyć, źe właściwością świecenia odznaczają się głów­

nie ryby z wielkich głębin morskich. W y ­ prawy C hallengera, T alizm ana i Travailleura, o których przed kilku laty W szechśw iat infor­

mował swych czytelników, wzbogaciły między innemi naukę w ielką ilością ciekawych fak­

tów, tyczących się fosforescencyi ryb głębino­

wych.

U wielu ryb, zamieszkujących głębiny, je st bardzo silnie rozwinięty u k ła d przewodów śluzowych n a powierzchni ciała; niekiedy ty l­

ko t. z w. linia naboczna je s t silnie w ykształ­

cona i obfituje w wydzielinę śluzową, u wielu zaś rodzin przewody są b ard zo powiększone na powierzchni czaszki, tworząc tu obszerne jam y, ograniczone w yrostkam i kości czaszko­

wych. W szystkie te przewody i jam y n ap eł­

nione są wielką ilością śluzu. Otóż, funkcye tych przewodów są dotąd nieznane; niew ątpli­

wie oprócz czynności wydzielniczej spełniają także ja k ą ś funkcyą zmysłową. Zważywszy atoli, że większość wysoko rozwiniętych o rg a­

nów świecących występuje w obrębie układu przewodów śluzowych i znajduje się w związ­

ku z niemi, można przypuścić, że czynności uk ład u tego są związane z funkcyą świecenia, co je st tem prawdopodobuiejsze, że u świeżo złowionych osobników śluz ten może niekiedy samodzielnie świecić.

Ze względu n a położenie, budowę i wygląd, autorowie odróżniają następ u jące rodzaje or­

ganów świecących u ryb: 1) W najprostszym wypadku przedstaw iają one liczne, bardzo m ałe brodaweczki, mniej lub więcej występu­

jące ze skóry po bokach ciała; u pewnych gatunków brodawki te są mniej liczne, b a r­

dziej w ystające i ułożone wzdłuż niektórych przewodów śluzowych. 2) W yżej zróżnico­

wane są czerwone, lub zielone, do oczów po­

dobne plamy, położone w dwu rzędach u spo­

du każdej strony ciała w jednakowej odległo­

ści od siebie, a ta k ż e —na głowie i pokrywie skrzelowej. 3) Jeszcze bardziej rozwinięte są te organy, gdy przedstaw iają dosyć wiel­

kie, okrągłe, płaskie plam y z blaskiem perło-

j

wej m asy, ułożone szeregam i na spodniej stronie głowy i tułowia, a miejscami także na bokach, n a pokrywach skrzelowych, na brzu­

chu i grzbiecie w jednym krótkim szeregu.

4) J a k o utwory gruczołowe, występują te organy w różnych miejscach ciała, np. n a końcu pyska, na wąsach, na oczach, na p ro­

mieniach płetw, na grzbiecie i brzuchu i t. p.

5) U niektórych ryb gruczołowe organy świe­

cące mieszczą się z każdej strony pod okiem w specyalnem zagłębieniu. 6) W ysoko roz­

winięty a p a ra t świecący istnieje u niektórych Pediculata, gdzie tworzy zagłębienie w p łe­

twie grzbietowej, przyczem z otworu zag łę­

bienia w ystaje dosyć długi czułek lub nić.

7) U H olosaurus organy świecące tworzą sze­

reg wzdłuż linii bocznej, a n ag ło w ie—wzdłuż dolnej odnogi uk ład u śluzowego; m a ją one postać rozetek i spoczywają bezpośrednio pod skórą, na pół przezroczystą. 8) U Ipnops M urrayi znajdują się dwa wielkie organy świecące na górnej stronie głowy po obu stro ­ nach linii środkowej. U niektórych ryb np.

u H olosaurus znajdują się w organach świe­

cących silne soczewki, potęgujące ich blask.

Lendenfeld dochodzi do następujących re ­ zultatów ze względu na pochodzenie organów świecących u ryb: N arządy fosforyzujące ryb są mniej lub więcej przekształconem i gruczo­

łam i, pockodzącemi od prostych gruczołów śluzowych; warstwy komórek świecących są zmodyfikowanemi kom órkam i gruczołowemi.

Ja k o części dodatkowe tych organów wystę­

pu ją reflektory, koliste mięśnie zwieracze, so­

czewki i t. p., które rozw ijają się z części skó­

ry, przyległych do gruczołów świecących.

W ielkie gruczoły świecące podoczodołowe unerw iają gałązki nerwu trójdzielnego (n. tri- geminus), pozostałe organy świecące— zwykłe nerwy obwodowe.

To nadzwyczajne rozpowszechnienie n arzą­

dów świecących u ryb, zamieszkujących otchłanie morskie, je s t wielce interesujące ze stanowiska ogólno-biologicznego. W tych głębiach bezdennych panuje ciemność wiecz­

na, gdyż promienie słońca nie mogą się do­

statecznie przedrzeć po przez olbrzymi słup

(11)

N r

4 1 . WSZECHSWIAT 651

wody; otóż ryby za pomocą, opisanych orga­

nów mogą dowolnie rozświecać sobie ciemno­

ści nocy, gdy jest to dla nich niezbędne przy poszukiwaniu zdobyczy. Prócz tego światło, prom ieniujące z organów tych, zwłaszcza zaś z umieszczonych na pysku, wąsach -i t. cl., jest doskonałym wabikiem dla wielu zwierząt, które tym sposobem stają się łatw o zdobyczą ryb.

D innych grom ad zwierząt kręgowych zdol­

ność produkowania św iatła je st bardzo w ą t­

pliwa; istnieją tylko pod tym względem oder­

wane i niedosyć ściśle stwierdzone fakty.

Z pośród płazów’ m a podobno świecić pewien gatunek ropuchy w Surynamie, pośród ga­

dów— gecko. Świecenie wśród ciemności oczów pewnych ssaków pochodzi niewątpliwie od św iatła słonecznego, które organy te po­

chłonęły w ciągu dnia i które w nocy promie­

niuje; fakt świecenia włosów u pewnych ssaków przy pewnych stanach atm osfery je st co do istoty swej światłem elektrycznem, ta- kiern samem, jakie w ydają np. włosy ludzkie, bardzo mocno i szybko rozczesywane grzebie­

niem w ciemnym pokoju. Zauważone kilka­

krotnie świecenie się skrzeku żabiego lub tru ­ pów zwierzęcych i ludzkich pochodziło nie­

wątpliwie od obecności bakteryj świecących.

Co dotyczę w ogólności istoty św iatła u zwierząt i roślin fosforyzujących, to ja k mieliśmy już sposobność tu i owdzie zazna­

czyć, je st ono, o ile się zdaje, najczęściej wyni­

kiem bezpośredniego, powoli odbywającego się utleniania pewnych specyalnych substan- cyj, a w niektórych wypadkach, być może, re ­ zultatem innej jakiej reakcyi chemicznej, przy której część uwalniającej się energii che­

micznej przekształca się w światło. Co doty­

czę n atu ry owego światła, to przytoczymy pewne dane, zdobyte przez Dubois przy b a ­ daniu św iatła P yrophorusa, Światło to nie zaw iera wcale promieni spolaryzowanych, a natom iast zawiera nieznaczną ilość prom ie­

ni chemicznych, wskutek czego można foto­

grafow ać przedm ioty, przez nie oświetlone.

N ie może ono powodować tworzenia się zie­

leni (chlorofilu) w roślinach wyblakłych (etyo- lizowanych), k tó rą to zdolność posiadają w wysokim stopniu, ja k wiadomo, promienie słoneczne; łatwo to zrozumieć wobec faktu, źe promienie wolno drgające najbardziej sp rz y ja ją tworzeniu się zieleni, a oto promie­

ni tych zupełnie prawie b rak w widmie świa­

tła cucujosów. Jakkolw iek światło to zawie­

r a mało promieni chemicznych, można jednak za jego pośrednictwem osięgnąć objawy fluo- rescencyi, co widać wyraźnie, jakkolwiek sła ­ bo, np. w roztworach eozyny lub fluoresceiny;

ujemny wynik daje jed nak doświadczenie z roztworem eskuliny lub siarczanu chininy.

Ażeby zakończyć rozpatrywanie zjawisk fosforescencyi w świecie zwierzęcym, musimy jeszcze poświęcić słów kilka kwestyi spożytko-

wywania tych zjawisk przez człowieka:

1) Zioierzeta świecące, ja ko środki oświetla­

nia i sygnalizowania. Dubois w swej ro zp ra­

wie o sprężykach świecących przytacza n astę­

pujący opis wyjęty z dzieła podróżnika X Y I wieku Oviedo y Yaldes: „Istnieje zwyczaj umieszczania cucujosów w klatkach drucia­

nych, a to w tym celu, by przy ich świetle w nocy pracować, lub wieczorem jeść, a świa­

tło to jest tak silne, że innego niepotrzeba...

Podczas wojen na H a iti i innych wyspach za- chodnio-indyjskich, chrześcianie i indyanie używali tych świateł, by w ciemności się nie zgubić. Mianowicie indyanie bardzo zręcznie chwytali te zw ierzęta i robili z nich przepaski na szyję, gdy pragnęli rozpoznawać się z do­

syć znacznej odległości.

Gdy dowódcy n a wyspie (H aiti) urządzali marsze nocne, oficer lub lejtnant, który cho­

dził w nocy na przodzie, niósł n a głowie cu- cujosa i służył tym sposobem całemu oddzia­

łowi za gwiazdę przewodnią.”

2) Zwierzęta świecące, ja ko wabiki używane byw ają przez niektóre ludy w celu zwabienia ryb do sieci, np. przez pewne plemiona indyan południowo-amerykańskich.

3) Zwierzęta świecące, jako ozdoby. K obie­

ty krajowców w Am eryce południowej spo­

rz ąd za ją sobie z cucujosów przepaski n a szy­

je, kolczyki; kreolki zasadzają sobie owady świecące w swe piękne, czarne włosy lub w fałdy sukien muślinowych.

4) W celu odstraszania nieprzyjaciół, a m ia­

nowicie moskitów, używali niegdyś indyanie A m eryki południowej cucujosów, co, być m o­

że, i obecnie miewa miejsce, ja k sądzi D u ­ bois.

W ogóle jednak, jak widzimy, pożytek ze

zwierząt świecących je s t nadzwyczajnie m ały

(12)

652

WSZECHSWIAT.

N r 41.

dla człowieka i może być wcale niebrany w rachu bę wobec tylu o wiele potężniejszych źródeł św iatła naturalnego lub sztucznego, z jak ich człowiek korzysta n a każdym kroku.

D r J. N usbaum .

Korespondencja lfaecb iata.

0 tu ró w c e północnej i p o łu d n io w e j.

P an J. Paczoski w N -rze 20 W szechśw iata z r.

b. słusznie zwrócił uwagę, że turów ka, zebrana pod W ilnem p rzez pannę T. Symonowiczównę i podana przez nią w Zielniku flory polskiej drów Rehm ana i W ołoszczaka pod Nr. 2 9 1 , ja k o tu ró w k a północna (H ierochloa borealis R e t Sch.) je s t turów ką południow ą (H ierochloa au stra lis R . et. Sch.). Omyłkę ta k ą popełnić bardzo łatwo, ponieważ z p o k ro ju dwa te g ał unki są do siebie dość podobne, a w litera* urze botanicznej spoty­

kam y pewne niedokładności, a naw et niezgodno­

ści w ich opisach. Z powodu znacznego ich po- d obieńs'w a L ineusz łączył obie te tu ró w k i w j e ­ den gatunek H olcus odoratus L. D opiero S.chra- der w r. 1806 oddzielił ie od siebie i nadał j e ­ dnej nazwę Holcus borealis, drugiej H. australis, ponieważ pierw sza rośnie przew ażnie w północ­

nej, d ruga w południowej E uropie.

R om er i Schultes w r. 1817 przenieśli te dwa g atu n k i do ro d za ju Hierochloa. W trz y la ta pó­

źniej W ahlenberg we Floi-ze U psalskiej nadał turów ce północnej miano wonnej (II. odorata), choć obadwa g atunki posiadają przyjem ny zapach kum aryny, co było poniekąd powodem pow stania później pewnych niedokładności w opisach. Gar- cke w U lustrierte D eutsche F lo ra W agnera oraz W illkom m w swym F u h re r in das Reich der P flanzen D eutschlands, O esterreichs und der Schweiz p odają jeszcze dziś, że H. au stra lis nie je s t wonną; inni autorow ie, j a k G arcke w swej F lo ra von Deu+schland, Potonie, Schm alhausen, P ostel i t. d. obchodzą ten szkopuł milczeniem i nie mówTią nic o zapachu obu turów ek; tylko F iek w swej F lo rz e Śląskiej podaje, zgodnie z rzeczyw istością, że oba gatu n k i są wonne.

P an P aczoski we wzmiankowanym num erze W szechśw iał a przytoczył ja k o charakterystyczne dla Hierochloa au stra lis znam iona: uwłosienie szy- pułek kłosków oraz b ra k b laszk i liściowej u gór­

nych liści łodygowych. P ierw sze z tych znamion podaw ane je s t przez wszystkich autorów , a p o ­

mimo to, kto na niem się oprze p rzy oznaczaniu krajow ych turów ek, często wpadnie w błąd. Tsie- słusznie więc Potonie w swej Illu strie rte F lora von N ord und M ittel D eutschland opuścił inne pewniejsze znam iona, a podał tylko owo uwłosie­

nie szypułek kłosków u H. australis w przeciw ­ stawieniu do nagich jakoby szypułek u II. borea­

lis. Sumienny spostrzegacz E . F iek zaznacza (F lo ra von Schlesien), że uwłosienie to może być często wspólne dla gatunków turów ki, choć u tu ­ rówki północnej bywa słabsze; j a zaś dodam , że odwrotnie szypułki turów ki południowej m ogą być ta k słabo uwłosione, że można je uważać za nagie, lub będą rzeczywiście (przynajm niej po większej części)-zupełnie nagie. - Tu właśnie mie­

ści się główne źródło błędów p rzy oznaczaniu tu ­ rówek krajow ych. Dodam tu nawiasowo, że wła­

śnie okazy Zielnika polskiego N r. 291 m ają szy­

pułki bardzo niewyraźnie uwłosione, lub praw ie nagie.

Za to drugie znamię, przytoczone przez p. P a- czoskiego, zasługuje na większą niż dotąd u w a­

gę: je s t niem I rak blaszek liściowych u górnych liści łodygowych u turów ki południowej. Z a u ­ torów spotykam y się z tem znamieniem naprzód u F iek a („obere Scheiden b la ttlo s” ); nie podaje on je d n ak tych słów kursyw ą, ja k to czyni z in­

nemi znamionami, uważanemi przez siebie z a stałe i pewne; przeciw staw ia tylko ] rzy H. b o re­

alis, że liście łodygowe są m ałe, lancetow ate (również nie kursyw ą). Schm alhausen za to we F lo rze Zabuża pisze kursyw ą przy H. australis?

górne liście łodygowe prawie bez blaszki.

Z apach, ja k widzieliśmy, nie może być uw zglę­

dniany przy oznaczaniu turów ek, gdyż, wbrew W agnerow i i Willkommowi oraz nazwie H. odo­

r a ta turów ki północnej, obie są wonne. D latego też nie w ytrzym uje krytyki nazw a W ahlenberga H ierochloa odorata, zam iast II. borealis R. et Sch,

D rugiem znamieniem, również stałem i pe- wnem ja k b ra k lub obecność blaszek liściowych, je s t b ra k lub obecność oraz właściwości ości plewkowycb. Kłoski turów ki są, ja k wiadom or 3-kwiatkowe; środkowy kw iatek je s t obupłciowy, zaś dwa boczne pręcikowe. K w iatki środkow e (obupłciowe) u obu turów ek są zawsze bezoslne.

Dwa męskie (boczne) kw iatki u turów ki północ­

nej są bezostne lub opałrzone króciutkiem i, p ro - stem i, jednakow ej długości ośćmi z pod w ierz­

chołka zew nętrznych (dolnych) plewek wychodzą- cemi. Zaś u turów ki południowej dwa boczne (męskie) kw iatki są zawsze ościste, lecz ości ich nierówne: jed en opatrzony ością znacznie- dłuższą i kolankowato zgiętą, w ychodzącą ze środka lub naw et poniżej środka grzbietu plewki;

drugi o ości bardzo krótkiej (w plewach ukry tej) i z pod w ierzchołka dolnej plewki wychodzącej.

A więc: jeżeli kłosek je s t bezostny lub dwiema jednakow em i, króciu+kiemi, prostem i ośćmi opa­

trzony, to okaz je s t turów ką północną; je ż e li zaś kłosek je s t je d n ą długą i kolankowato zgiętą ością opatrzony oraz drugą króciutką niezawsze

(13)

N r 41.

WSZECHSWIAT.

653

łatw ą do spostrzeżenia, to mamy przed sobą tu

rówkę południową.

D r Fr. Błoński.

Towarzystwo Ogrodnicze.

Posiedzenie trzynaste Komisyi (eoryi ogrodni­

ctw a i n auk przyrodniczycli pomocniczych odbyło

«ię dnia 4 października 1894 roku, o godzinie 7 '/ 2 wieczorem w lokalu Tow arzystw a Ogrodniczego, B agatela N r 3.

1) P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.

2) P. W . W róblewski mówił „ 0 zmienności za­

rysów lądów i oceanów.”

Zaznaczył ważność badań nad stałością lub zm iennością wielkich zagłębień oceanicznych i za­

rysów lądów, przeszedł nas‘ępnie do streszczenia zapatryw ań na ten przedm iot, różnych uczonych (P layfair i L. v. Bucha, Lyella, Agassiza, J. Dany), opierających swe zdania na danych zaczerpnię­

ty c h z budowy ziemi, pomiarów głębokości ocea­

nów i wysokości wzniesień lądowych, dalej na bu­

dow ie dna oceanu (Geike, A. R. W allace, Suoss, N eym ayr), poznania składu dna oceanowego, wreszcie badania formacyj nadbrzeżnych. W dal­

szym ciągu s're śc ił nakreślenie zmian, jakim ule­

gły ważniejsze oceany i m orza, według ścisłych b adań różnych uczonych.

Zakończył wnioskami, wynikającemi z przyto­

czonych badań i poglądów, że teorya stałości lą ­ dów i oceanów staje się wątpliwą, a przeciwnie u trw ala ją się coraz więcej dowody, przem awiające za w ielką zmiennością zarysów lą ló w i mórz.

P rzem ów ienie p. W . W róblewskiego je s t ogło­

szone drukiem w dzisiejszym numerze W szech­

św iata.

N a tem posiedzenie ukończone zostało.

S P R A W O Z D A N I E .

N. Lockyer. Pierw sze początki astronom ii.

P rzełożył W ła d y s ła w S kłodow ski. Z 44 drze­

w orytam i i ryciną tytułow ą. W arszawa, 1894. j

N a k ła d G ebethnera i Wolffa.

Wobec małej ilości w naszej literatu rze do­

brych książek, traktujących popularnie astrono­

m ią opisową, z przyjem nością zwracamy uwagę ]

czytelników na tą książeczkę, jed n ę z szeregu, stanowiącego ..Wydawnictwo p opularne,” wycho­

dzące nakładem pp. Gebefhnera i Wolffa. K sią­

żeczka niniejsza, ja k również inne należące do tego wydawnictwa, nie może służyć ja k o podręcz­

nik szkolny. Sam ton, w jakim je s t napisana, w ykazuje, że autor miał na celu danie przyjem nej a pożytecznej lektury młodym czytelnikom i w sposób dostępny obeznanie ich z rucham i ciał niebieskich. Po krótkim wstępie autor p rzy ­ tacza dowody kulis'ości ziemi, poczem mówi o ruchu wirowym ziemi, objaśniając swój wykład za pomocą doświadczeń z lam pą i pitką. P rz y j­

mując pod uwagę prócz lampy i piłki przedm io­

ty, dokoła nich rozmieszczone, nprz. obrazy na ścianach, autor wykazuje, w ja k i sposób można się przekonać o drugim jeszcze ruchu ziemi, m ia­

nowicie o je j ruchu dokoła słońca. W dalszym ciągu, w sposób również bardzo ja sn y i poparty naocznomi nzmysłowieniami, wyjaśniona je s t przyczyna pó r roku. W końcu rozdziału, po­

święconego ruchom ziemi, au to r opisuje pozorny ruch gwiazd, jako wynikający z rzeczywistych ruchów ziemi. W następnym rozdziale zaw arte są wiadomości o księżycu, o jego odmianach, o zaćmieniach słońca i księżyca oraz o budo­

wie fizycznej księżyca. P osługując się lam pą, piłką i kulką, uczepioną na sznureczku, autor wykazuje naocznie różnicę, ja k a zachodzi pom ię­

dzy ciałami, podobnemi do ziemi, krążącem i nao­

koło słońca bliżej i dalej, niż ona t. j . pom iędzy planetam i dolnemi i górnemi. A utor podaje sto­

sunkowe obję'ości i średnice o rbit oraz opis po­

szczególnych plane^. Po piane*ach n asfępują wiadomości o kom etach i gwiazdach spadających, o słońcu, jego wielkości i odległości od ziemi, o powierzchni słońca, plamach i pochodniach, o atm osferze słońca, wreszcie o przypuszczeniach, dotyczących składu słońca. W rozdziale o gwia­

zdach a u to r mówi o blasku gwiazd, o podziale ich na wielkości, o gwiazdozbiorach, o ruchach gwiazd pozornych i rzeczywistych, o gwiazdach podwójnych, o skupieniach gwiazd i o mgławi­

cach. Dwa ostatnie rozdziały są poświęcone sposobowi wyznaczania położenia ciał niebieskich oraz przyczynie prawidłowości ich ruchów, a więc w kraczają w zakres astronom ii sferycznej i me­

chaniki. Po wykazaniu sposobu oznaczania p o ­ łożenia gwiazd, au‘o r przechodzi do wyznaczania szerokości i długości geograficznej miejsc na p o ­ wierzchni ziemi. W ostatnim wreszcie rozdziale po wyjaśnieniu, co to je s t ciężkość, aufor w yka­

zuje, że ciężkość m altje przy w zrastaniu odległo­

ści i zastosowuje podane wiadomości do w ytłu­

maczenia obiegu księżyca dokoła ziemi.

Tłum aczenie polskie je st poprawne, wydanie staranne; całość czyni wrażenie nader dodatnie.

W . Biernacki.

(14)

6 5 4 WSZECHSWIAT.

N r 41.

K R O N IK A H 1 U K O W A .

Ib r. N ow a g ro m a d a c ia f org anicznych.

Syntetyczne usiłowania chemików oddaw na skie­

rowane były przew ażnie k u w ytw orzeniu z kilku zasadniczych pierw iastków (węgla, azotu, tlenu, wodoru) związków o coraz bardziej złożonej b u ­ dowie, coraz więcej zbliżających się do ciał, otrzy­

mywanych w prost z organizm ów roślinnych lub zwierzęcych. N ajw spanialszem i może zdobycza­

mi w' tym kierunku były: synteza indygo przez A.

B ayera i syntezy cukrów , w ykonane przez E.

F ischera i jego uczniów'. P race nad otrzym aniem nowych grup ciał organicznych przez -wprowadze­

nie w skład zw iązku innych pierw iastków , były stosunkowo w zaniedbaniu; podw ójną więc m ają wartość badania V. M eyera nad całą k la tą p o ­ chodnych szeregu arom atycznego, zaw ierających jo d . Istnienie tych ciał nie było przew idziane przez teo ry ą i odkrj^to je też praw ie wypadkowo.

Ja k wiadomo, pod działaniem d37noiącego kw asu azotnego benzol i jego pochodne u legają nitrow a­

niu, t. j . je d en lub k ilk a atomów w odoru, zwią­

zanych z rdzeniem benzolowym, zo stają zastąpio­

ne przez grupę „n itro w ą,” NOa, np. z benzolu pow staje nitrobenzol C6 H,; + H N 0 3 = C6 H3 .N 0 2 -f- H2 0 . V. M eyer działał kwasem azotnym na kwas orto-jodo benzoesowy o — C6 H 4.J. CO O H i p rzeko­

nał się, że w tym w ypadku nie otrzym ał wcale zw iązku nitrowego; p ro d u k t reakcyi nie zaw ierał azotu i ja k w ykazała analiza, m iał o je d en atom tlenu więcej, niż ciało w zięte do reakcyi, t. j . miał wzór C6 H 4 J . COOH. O. Badanie własności tak otrzym anego ciała, k tó re je s t silnym środkiem utleniającym , dowiodło, że a łom tlenu związany je s t z jodem , t. j . że zw iązek ten m a wrzór:

J = 0 cgh

4<(

COOH; jo d je s t tu pierw iast­

kiem trójw artościow ym . Analogicznie do nazwy

„niirozo” używanej dla grupy NO, nazw ał V.

Meyer grupę JO g ru p ą „jodozow ą,” a ciało przez się otrzym ane kwasem ortojodozobenzoesowym .

P róby otrzym ania kw asu „bromozobenzoesowe- go ” w sposób powyżej opisany spełzły na niczem i widocznie brom nie może przyjm ow ać funkcyi pierw iastku trójw artościow ego.

W obecnej chwili posiadam y ju ż daleko łatw iej­

szy i ogólniejszy sposób otrzym yw ania związków jodozowycb, aniżeli ten , którego po raz pierw szy u ż j ł Y. Meyer.

Nowy ten sposób daje się stosować zawsze, bez względu na podstaw ienia, ja k im uległ rdzeń ben­

zolowy. Ju ż W illgerodt odkrył, że deryw aty benzolu, zaw ierające jo d , pod działaniem chloru j

w roztw orze chloroformowym p rzy łą cz ają dwa i

atom y chloru i d ają t. zw. jodochlorki np. z jodo- J

benzolu C6 H 3 J pow staje C0 H5 J .C l2. K iedy jo ­ dochlorki mięszamy n a zimno z wodanem sodu, dw a ał omy chloru zostają wymienione na tlen i otrzym ujem y czysty związek jodozowy według rów nania C0lI5 .JC l2 -j- 2N aH 0 = C6 H5 J — 0 + H20 -j-2N aC l. G rupa „jodozow a” J = 0 odznacza się wybitnie zasadowym charakterem ; z kwasami zw iązki jodozowe d ają sole, octan jodozobenzolu krystalizuje sięnp. w dużych słupach bezbarwnych.

Analogia między zw iązkam i jodozowem i a ni- trozowenii odrazu poszukiwać kazała ciał, bogat­

szych o jeszcze jeden atom tlenu, t. j . zaw ierają­

cych grupę J 0 2, grupę „jodow ą,” analogiczną z g ru p ą nitrow ą N 0 2. Rzeczywiście ciała takie^

odkrył V. M eyer i W illgerodt, pow stają one wogóle pod działaniem środków utleniających;

jodozobenzol może naw et utleniać się kosztem własnego tlenu według równania:

2 C 0H5JO = CcH3 J + C 0H3JO.i!. Jodobenzol po- wsł aje tu z jodozobenzolu, je że li ogrzewamy te n ostatni przez czas dłuższy na kąpieli wodnej.

Gr.upa J 0 2 nie posiada ju ż cech zasadowych;

jodozw iązki, nie zawierające karboksylu, są obo­

ję tn e , zaś jodokw asy są silnemi kwasami, wydzie­

la ją z węglanów bezwodnik węglany i d ają sole krystaliczne. W szystkie jodozw iązki ogrzane do p u n k tu topliwości wybuchają z silnym hukiem.

Związki jodozow e i jodow e stanowią całkiem odrębną i nadzwyczaj zajm ującą grom adę ciał organicznych, których dalsze badanie niejeden jeszcze ciekawy i nieoczekiwany fak t odsłonie może. Zw iązki te i dla techniki nie są obojętne, gdyż wiele z nich odznacza się silną i ja sk ra w ą barw ą.

(W edług referatu V. M eyera, N aturw iss. Rundsch.- N r. 1 , 1894).

— s7i. S padek a e ro !itó w w G recyi, W edług doniesienia, złożonego akadem ii nauk w P aryżu przez p. M altezos, jednego i tegoż samego dnia, 19 lipca i prawie w tejże samej godzinie, w po­

łudnie, widziano w Peloponezie i na Krecie znacz­

ną liczbę bolidów. Najosobliwsze je s t doniesie­

nie z Boiai, gdzie m ieszkańcy przy pełnym blasku dziennym widzieli bolid, posuw ający się ze znacz­

ną szybkością, który się nagle zatrzym ał i pozo­

stał zawieszony w atm osferze, ciągnąc za sobą ja s n ą smugę i obłok dymu. P o pięciu m inutach, w samo południe, usłyszano huk przerażający i bolid posunął się ku najwyższem u szczytowi gó­

ry Crithen, a wreszcie wpadł do m orza z nowym hukiem . Pięciominutowe to wszakże zatrzym anie bolidu wydaje się mało prawdopodobnem . W tym ­ że czasie, według zawiadom ienia podprefekta z Selinos na Krecie, w obwodzie jego spadły dwa aerolity; jed en z nich m ający postać i wielkość wazy etruskiej, spadł w pobliżu miejscowości Sternes na głaz kam ienny, k tó ry rozbił w kaw ał­

ki. Oprócz tych aeroli'ów przebiegł jeszcze bo­

lid, k tó ry obniżył się praw ie do powierzchni zie­

mi, poczem je d n a k zm ienił kierunek biegu i znikł na północo-zachodzie. W szystkie te m eteory,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stein przy opisie Odry mówi wyraźnie (Descripcio, s. Pozostawia ona, tj. W ymienił tu Oleśnicę, Bierutów, Milicz, Trzebnicę. Niemcy przew ażają na zachód i

oraz B lennius vulgaris; oprócz tego zam ieszkuje to jezioro skorupiak: Palaem onetes, bardzo zbliżony do form y m orskiej P alaem on squilla... M ięczaki

Taka działalność człow ieka pociąga za sobą lic z ­ ne zm iany w rozm ieszczeniu zw ierząt na kuli ziem skiej i niejeden gatunek zginąć musi prędzej, lub

Po wyjściu 2-go zeszytu prenum erata

Dziś żadna nauka n ie m oże się pom yślnie rozw ijać w odosobnieniu od warsztatów innych nauk.. Brak samodzielnych studyjów psychologicznych u nas, niewątpliwie

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi

Jeszcze tego samego dnia odby³o siê podsumowuj¹ce zebra- nie plenarne Rady Zak³adowej rozszerzonej o przewodnicz¹- cych rad oddzia³owych.. Taki sk³ad plenum sta³

Obliczaonawarto´s´cw ֒ez lastartowegoprzezpropagacj֒ewarto´sciko´ncowych (warto´sciwygranejdlanaszegogracza)wg´or ֒edrzewagry: