• Nie Znaleziono Wyników

O Adolfie Nowaczyńskim

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O Adolfie Nowaczyńskim"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

O Adolfie Nowaczyńskim

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 281-292

(2)

O ADOLFIE NOWACZYNSKIM

Z m arły na kilka m iesięcy przed końcem w ojny Adolf N ow aczyński (1876— 1944) był jednym z naj niezw ykłej szych przedstaw icieli litera tu ry neorom antycznej, pisarzem niezw y ­ kle w ielostronnym , tw órcą, literatem i niestrudzonym dzienni­ karzem w' jednej osobie. W skutek tego uchw ycenie jego osobo­ wości pisarskiej n a strę cz a dużo trudności i ty m zapew ne tłu­ m aczy się, że jakkolw iek k ry ty k a literacka zajm o w ała się nim w ielokrotnie, zdobyła się w ciągu jego czterdziestoletniej k a ­ rie ry na dwie zaledw ie p róby sy n tety czneg o w izerunku p isarza ; zarów no jednak portrecik naszkicow any przez Lorentow icza (w „M łodej P o lsce “, 1913), jak gaw ęda Dębickiego (w „ P o rtre ­ ta c h “, 1927) przy n io sły ujęcia i jednostronne i niepełne, nie chw yciły najznam ienniejszych rysów P ro te u sz a literackiego, nie m ówiąc już o tym , że oba te studia należą do czasów w cale od nas odległych. P ró b a o statn ia (w .„S tratach k u ltu ry pol­ skiej“) nie w y szła poza wspom nienia kolegów redak cyjn ych N ow aczyńskiegc.

Z tego w zględu w arto na k a rta ch „Pam iętnika L iterackie­ go “ rzucić g arść uw ag o bujnym talencie pisarskim człow ieka, k tó ry p retendow ałby tu do m iejsca przede w szystkim jako a u ­ to r pokaźnej ilości szkiców krytyczno-literackich, p rz y czym tą dziedziną jego puścizny w ypadnie, rzecz p rosta, zająć się nieco dokładniej.

1. W opinii) publicznej N ow aczyński uchodzi za jednego

z najw ybitniejszych s a ty ry k ó w polskich, opinią ta z aś nie od­ biega zbytnio ani od d anych historycznych, ani od tego, co au to r „P am fletów “ m yślał o sobite, g dy sw em u autoportretow i nadaw ał ty tu ł „Parnflecista“, czy gd y za p a tro n a swego stale podaw ał Sow izdrzała. Istotnie bowiem od złośliw ych koncep­ tów sa ty ry c zn y c h rozpoczynał sw ą błyskotliw ą karierę u schył­ ku w. XIX, biczykiem sa ty ry c zn y m w yw ijał na k a rta ch swych pierw szych tom ów („M ałpie zw ierciadło“ 1902, „Facecje sow i­ z d rzalsk ie“ 1903, „Skotopaski sow izdrzalskie“ 1911), do s a ty ry w racał w rym ow anych „M eandrach“ (1911), akcentam i s a ty ­ rycznym i zabaw iał m iłośników tea tru w sw ych sztukach o c h a ­ rak terze kom ediowym , sa ty rz e w reszcie hołdow ał w swej publi­ cystyce, graniczącej niejednokrotnie z painfletem i paszkw ilem .

(3)

Nie dziw ota wi'ęc, że w galerii p isarzy , szkicow anej piórem k r y ­ tyk a, z upodobaniem zajm ow ał się głośnym i sa ty ry k a m i daw ­ niejszym i i now szym i.

Sław ę, z d o b y tą ciętością jęz y k a i pióra w kołach cy g an e­ rii kaw iarn ian ej, k tó ra b y ła mu k ra je m rodzinnym , utrw alił ,.M ałpim zw ierciadłem “, któ reg o zjadliw e „ s a ty r y “, jak głosił p o d ty tu ł okazałeg o zbioru, godziły w dwa w rogie obozy, bo zarów no w krakow skich cyganów literackich, skupionych w o­ kół P rzy b y szew sk ieg o , jak w ich przeciw ników , m y d la rzy czy filistrów , sto jący ch na św ieczniku społeczeństw a burżuazyjno- b iu ro k raty czn eg o . M imo iż sam w życiu cyganerii a rty sty c z n e j tkwił po uszy, um iał spo jrzeć na nią ze stanow iska, które do­ piero w trzy d zieści lat później, po pojaw ieniu się ws/potnnień Ż eleńskiego-B oya („Znasz-li ten k r a j? “), uznano za rew elację. Z w łaszcza doskonała now ela „G ladiolus tav e rn alis“ przyn iosła dotkliwie trafn ą analizę psychiki „m ieczyka k aw iarn ian ego “ , jak N ow aczyński nazw ał litera ta nastrojow ca, załganego w e­ w nętrznie i m istrz a w obełgiw aniu innych. T w órczość po.^oo- litego podów czas ty p k a u k azała się pod piórem sa ty ry k a jako cyniczna p ro d u k cja m odnego „śm iecia rzucanego na bibułę d zien n ik arsk ą“, jego pozę życiow ą („anem ia, bladość, uczuć kró tk o trw ało ść, sam otność, w ydelikacenie, a piękność linii, form y, su btelność“) s a ty ra obnaży ła nie ty le p rzy pom ocy skalpela, co o rd y n arn e g o bata. W zetknięciu z rzeczyw istością, w k tó rej o d eg rał on rolę skandaliczną, choć poetyzow aną pod­ ów czas i podziw ianą w d ram atach i pow ieściach P rz y b y sz e w ­ skiego, „M ieczyk k aw ia rn ian y “ m usiał powiedzieć sobie, że „stanow czo jest po p ro stu szubraw cem , delikatnie: słabym

ch arak terem , p o etycznie: kw iatkiem kaw iarnianym — ale

w gruncie rzeczy szubraw cem , k a n a lią “, swoi zaś rzekom v de- m onizm nazw ać „k ap ry sem ducha czasów , nicością, obnoszoną przez p a rę nóg zw ichniętych w p ęcinach “. G dy rom antyk K ra­ siński tego rod zaju konflikty piętnow ał niegdvs p atetvcznv m okrzy kiem „D ram at u k ła d a sz “ , pod piórem N ow aczyńskiego o trz y m a ły one lap id arn ą ocenę: „m ałe, przeciętne swe ła jd a c ­ two podnosił do godności trag iczn ego ło tro w stw a“ . Na takim tle o stro z a ry so w a ł się p o rtre t duchow v przy w ó d cy pokolenia m ieczyków k najpianych, P rzy b y szew sk ieg o :

I w idział M łyński przed sobą twarz bladą, praw ie C h ry­ stusową, pełną n iew y sło w io n eg o cierpienia, z dobrym i oczym a . dziecka, twarz tego pół-m aga, pół-kłow na, proroka i alkoho­

lika, m ęczen n ik a i karierow icza, praw ie zbrodniarza i praw ie anioła: blagiera oprom ienionego n ieziem ską ekstazą i jakby zw iastu jącą żałosne ob jaw ien ie po d w ó ch butelkach w ina Verm outh.

Z upodobania w sa ty rz e literackiej, uderzającej sw ą obiek­ tyw ną trafnością, na dziesięciolecia przecież w yp rzed ziła ona dzisiejsze spojrzenie na te spraw y, okolone podów czas aureolą

(4)

O A d o lfie N o w a c z y ń sk im 2 8 3

jeśli ni'e wielkości, to przynajm niej niezw ykłości, w y ro sły dwa zbiorki' aforyzm ów sow izdrzalskich N ow aczyńskiego. U kazała się w nich dla osobowości au to ra niezw ykle znam ienna od­ m iana k ry ty k i literackiej, polegająca nie na takich czy innych roztrząsaniach , lecz na nalepianiu na uznane znakom itości ła­ tek, na w yśm iew aniu nie tyle dzieł i tw órczości, lecz sam ych ludzi. Z am iast m otyw ów „g eneralnych“1 w ystępow ały tu ani­ m ozje „p ersonalne“, k ry ty k a przek ształcała się w pam flet lub naw et złośliw y paszkw il, go d zący nie w a rty stę , lecz w p ry ­

w atne życie człow ieka. Do najłagodniejszych stosunkow o

„ocen“ n ależała u w aga o Sienkiewiczu, że „ Jest to taki pan, ogrom nie genialny, ale bardzo nie mój, nie m oja ukochana głow a; nadto p a trz y na św iat przez rurę od barszczu “. Z t a ­ kich w łaśnie upodobań autorskich w yniknąć m iały d ram a ty N ow aczyńskiego o literatach, ich w yrazem sta ły się również jego niezliczone szkice literackie, ch w ytające z zadziw iającą nieraz trafnością te i owe ry sy modelu, by dać jego albo sche­ m aty czn ą apoteozę, albo też ucieszną k a ry k a tu rę .

II. W dorobku N ow aczyńskiego literackim m iejsce na­

czelne zajęła obfita produkcja dram aty czn a, obejm ująca k ro J niki i kom edie historyczne, k tó ry m to w a rz y sz y ły mniej oka­ załe kom edie obyczajow e z życia bieżącego. W śró d pierw szych rozgłos n ajw iększy zd obyły rzeczy najw cześniejsze, dwie k ro ­ niki, „C ar S am ozw aniec“ (1908) oraz „ F ry d ery k W ielki“ (1910), któ ry ch prem iery, dzięki m istrzow skiej g rze L. Sol­ skiego w rolach tytułow ych, sta ły si'ę wielkimi w ydarzeniam i teatralnym i. Dopełnieniem ich są; d ram at o „Diable łańcuckim “ tj. „Sm ocze gniazdo“ (1905), „P ułaski w A m eryce“ (1917) oraz d ram a t o kom unie p aryskiej i jej polskim wodzu („K om endant P a r y ż a “, 1926), tutaj też zaliczyć by m ożna doskonałą kom edię o Krakowie w r. 1848 pt. „W iosna narodów w cichym z a k ątk u “ (1929), o raz d ram at renesansow y „C ezar 1 człow iek“ (1936) 0 C ezarze B orgii i... Koperniku.

Kroniki, k tó ry m patronow ał duch nie tyle S hak espeare’a 1 W yspiańskiego, ile głośnego tw órcy błyskotliw ej „komedii' b o h atersk iej“ , E dm unda R ostanda, au to ra „ C y ran a B c rg e ra c a “ i „ O flą tk a “, m ają te sam e cnoty i te sam e grzech y arty sty czn e. N ow aczyński ted y stale w ybierał jak ąś efektow ną postać histo­ ryczną, aw anturnika w rodzaju S am ozw ańca lub Stadnickiego, czy figurę w inny sposób nieco demoniczną, F ry d e ry k a W iel­ kiego lub C ezara Borgię, lub przynajm niej postać m iłą sercu w idza polskiego, jak P u łask i albo Jaro sław Dąbrowski, i rzucał ją na tło bogatej, powieściowo rozbudow anej, wielow ątkow ej akcji, ukazując w rozwoju w ydarzeń ścieranie się niezw ykle efektow nych grup ludzkich. Elem enty te w ystąpiły szczególnie bogato w „C arze Sam ozw ańcu“, gdzie zdum iew ające lo sy Gri- szki-w yw łoki, koronow anego w ładcą M oskwy, losy, k tó re nie­ gd y ś p rzy k u w ały uw agę Schillera i Puszkina, za ry so w a ły się

(5)

jask ra w o w śród in try g bojarów , gnących niewolniczo karki przed despotą i rów nocześnie knujących przeciw niemu, jako czynnik łąc z ą cy in teresy jask raw o barw nych, świetnie odm a­ low anych grup ludzkich; obok bowiem bojarów , środow iska pociągającego już sam ym egzotyzm em archaicznego obyczaju, w y stąp iła tu g ru p a druga, butni k on do tierzy polscy, poszuki­ w acze łatw ego łupu pod p retekstem w prow ad zania n a tro n sa­ m ozw ańczego m nicha. Podobnie w „Pułaskim w A m eryce“ prym ityw izm obyczajow y m łodego narodu w w alce o wolność, jego życie religijne, podziem nym i korzeniam i tkw iące w tra d y ­ cjach arianizm u polskiego, sprzeczne in teresy najrozm aitszy ch grup i grupek, skupionych pod gw iaździstym sztandarem , efek­ tow ne sta rc ia słow ne i zbrojne, nie ustępują bynajm niej wizjom scenicznym podziw ianego w czasach N ow aczyńskiego Ro- stand a. I tak jest u a u to ra „K om endanta P ary ż,a“ zaw sze i w każdej jego kronice. B ogactw o akcji z m istrzow sko ro z­ m ieszczonym i efektam i (zw łaszcza w zakończeniu obrazów „ C a ­ ra S am o zw ań ca“) i m alow niczość tła obyczajow ego, w k tó ry m w y raziście ry su ją się sprzeczne siły społeczne, stanow i o i<ch sile. Słabością ich natom iast byw a s/tale brak jednolitego na­ pięcia dram atyczn eg o, d ecydującego o jednolitości całego utw oru, oraz b rak n apraw dę d ram atyczn ego ujęcia postaci n a ­ czelnej, tytułow ej, postaci o niejasnym ry sunku psychologicz­ nym , jak g d y b y z g ó ry obliczonym na tw ó rczy w spółudział ak to ra, k tó ry b y w łasna intuicją w ynełnił luki koncepcii a u to r­ skiej, o ile sz tu k a m a z a d rg a ć praw dziw ym życiem a rty s ty c z ­ nym . T ak w przeraźliw ie długiej „kronice p raw d ziw ej“ o S a ­ m ozw ańcu dopiero o k rzyk D y m itra w chwili śm iertelnego skoku św iadczy, że jest to nie R urykow icz, nie syn G roźnego, lecz zbiegły mnich. Co wiec m y ślał o sobie osobnik tak niezw ykły i godny szekspirow skiego p ióra? — oto centralny, zdaw ałoby się, problem sztuki. Rzecz dziwna, że dram aturg o w i polskiem u problem ten jak o ś nie p rzy szed ł do głowy. S tad bodaj czv pj.e najlepszą k ronika d ram a ty c z n a N ow aczyńskiego jest najm niej am bitna z nich, ti. „W iosna n arodó w “, w której zm vsł p sycho­ logiczny zastąpiono socjologicznym wyczuciem śm ieszności przem ieszanych środow isk ludzkich, elem enty zaś d ra m a ty ­ czne epickimi, podobnie jak „Pułaski w A m ervce“ jest — i to już niew ątpliw ie — najlepszym polskim widowiskiem popular­ nym , sięg ającym w yżyn, o k tó rych nie śniło się autorom „ P rz e ­ o ra P au lin ó w “ i „Kościuszki pod R acław icam i“, wnikliwem u bowiem rozum ieniu czynników społecznych, stanow iących o biegu życia zbiorow ego, to w a rz y sz y tu życia tego w izja nie­ zw ykle bogata i plastyczna.

W drugiej z głośnych kronik N ow aczyńskiego, „ F ry d e ­ ry ku W ielkim “ , jako jedna z postaci czołow ych w ysuw a się Krasicki, zabieg ający o k a rie rę sw ych krew niaków na dw orze króla jegom ości pruskiego, pod którego rządam i biskup w a r­

(6)

O A d o lfie N o w a rz y ń s k im 2 8 5

m iński się znalazł. W ten sposób kronika ta stanow i pom ost do całej g ru p y dram atów N ow aczyńskiego zrodzonych z na­ tchnień historyczno-literackich. O tw iera ją „krotofila“ jubileu­ szow a „Jegom ość P a n Rej w B abinie“ (1906), interelsująca dzięki konceptow i w idow iska w sztuce, nieudolni bowiem żacy w y staw iają tu „K rótką ro zp raw ę“. Dwie dalsze, to p rzy g o d a skazanego za paszkw il na wieżę W ęgierskiego („S tarościc u ka­ ra n y “, 1906), oraz kom edia o wyjeździie N orw ida za granicę („C yg aneria w a rsza w sk a “, 1912). U dram atyzow ane biografie literackie już w sam ym pom yśle stanęły wobec trudności nie do pokonania: ży w o ty pisarzy rzadko odznaczają się dynam i­ zmem heroicznym , którego w nich dopatruje się zazw yczaj zbożna legenda, stąd też w ysunięcie na czoło choćby komedii historycznej człow ieka pióra z konieczności prow adzić musi do uchycenia raczej gestu, niż isto ty heroizmu. Toteż w śród sztuk o literatach jedna tylko udała się Now aczyńskiem u na praw dę, pełna w dzięku k o m edyjka rokokow a o m łodzieńczo butnym K ajetanie W ęgierskim , paszkw ilancie, który, spaliw szy nieopatrznie w szystkie m osty za sobą, m a ódw agę praw dzie spojrzeć w oczy: „ Ja też generalnie nie potępiałem , jeno per­ sonalnie!... Ale otóż i właśnie, żem z reguły personalnie sa ty ry pisał... persony się na mnie w obronie defektów i p rzy w a r skon- federow ały... no a teraz... ko stk a rzucona... któ raś stron a w y­ g ry w a “. N uta głębokiej sym patii płynącej z pokrew ieństw a du­ chowego m iędzy autorem a jego bohaterem , w prow adziła do ..tragikom edii“ życie, g d y w innych sztukach tej k ategorii wi­ dzi się to sam o co w kronikach, zastąpienie czynników dram a-

tyczno-psychologicznych ich niedostatecznym i' rów now ażni­

kam i n a tu ry enicko-socjologicznej. S tąd i jedne i drugie należą do dziedziny dram atów książkow ych, które jednak — w onra- cowaniu pom ysłow ego reż y se ra i w odpowiedniej interpretacji aktorskiej — m ogą liczyć na duże powodzenie sceniczne.

III. Z atrute pociski „M ałpiego zw ierciadła“ godziły —■

jak się rzekło — nie tylko w św iatek w ydętych wielkości 'lite­ rackich, ale również w iego zaciekłych przeciwników, w świat filistrów, zw łaszcza w klan biurokracji galicvjsko-austriackiei. Zmienione wznowienie sa ty r („F acecje z Lodom erii“, 1923) orzyniosło kilka arcyzjadliw ych obrazków tego rodzaju, hu­ m oresek. k tó re w sk rzesiły tra d y c ję sa ty ry urzędniczej Jana Lam a. D alszym ich ciągiem sta ły się w ycieczki Nowaczyń- ski'ego przeciw potom stw u dawnej biurokracji w Polsce m ię­ dzyw ojennej, zbiorki tego pokroju, co „Sen srebrny Salomei Kohn“, wypełnione szkicam i stojącym i na pograniczu m iedzy s a ty rą „M ałpiego zw ierciadła“, a pam fletam i i paszkw ilam i po­ litycznym i. T a sfera zainteresow ań Now aczyńskiego, przed laty przeceniana przez k ry ty k ę literacką, k tó ra w pełnym żółci „S ow izrzale“ d o p atry w ała się genialnego pogrom cy wszelkich przejaw ów filisterstw a życiowego, stała się gruntem , z którego

(7)

w y ro sły jego kom edie obyczajow e, a więc „Siedem dram atów jed n o ak to w y ch “ (1907), gw ałtow ne „Nowe Ateny, s a ty ra na wielki K raków “ (1913), w reszcie daleko łagodniejsza s a ty ra na nową W arszaw ę, choć tego podtytułu nie nosi zabaw na kom e­ dia „O żonach złych i d o b ry ch “ (1931). C ięta s a ty ra na „urzęd- nikerię“ krak ow sk ą, o p a rta na m otyw ie głośnego niegdyś d r a ­ m atu H. K nuta („W szponach ż y c ia “), tj. na pojaw ieniu się w zatęchły m m iasteczku prow incjonalnym m ilionera a m e ry ­ kańskiego, w skrzesiła „wielki św iat Capowi'c“, od lam owskiego ró żn y skalą raczej ilościow ą niż jakościow ą. Odsłonięcie po­ m nika lokalnej wielkości, jakiegoś obskurnego filologa, ukazało tu w szacie błazeńskiej elitę um ysłow ą, uniw ersytecką, m iasta preten d u jąceg o do godności Aten, choć stojącego na poziomie norm alnej A bdery; „św ietny w ieczór“ znow uż u pani „M elanii B archan z dom u de P o rad a-K o h n “ w ujęciu sa ty ry c zn y m ukazał snobiżm a rty sty c z n y , zw łaszcza m uzyczno-literacki w śród k r a ­ kow skiej inteligencji żydow skiej. W całości kom edia, bezw ied­ nie zapew ne n aw iązu jąca do tra d y c ji pom ysłów , k tó re na scenę w prow adzał niegdyś N arzym ski, tj. przew ażnie m ało istotnych zagadnień społecznych, zm ieniła się ostatecznie w złośliw ą sa­ tyrę, g rom iącą k a ry k a tu ra ln ie ujęte niedom agania życia zbio­ row ego, te sam e, z k tó rym i w cześniej rozpraw iali (słę u nas W yspiański i B erent. G dy jednak tw ó rcy „W esela“ czy „Ozi­ m iny“ płaskości spraw ośm ieszanych przeciw staw iali istotę wielkiej tra d y c ji narodow ej oraz w iarę w przyszło ść, o p artą na przekonaniu o tężyźnie chłopa polskiego, N ow aczyński w y z y ­ sk ał tylko m o tyw ostatni, i to bardzo osobliwie; jego bohater, p iorunujący na zło ży cia bieżącego i rezonujący na tem at jego popraw y, jest synem g ó rala i w ykradzionej przezeń Żydówecz­ ki, a więc ty p em „m ieszańca“, przeciw którem u sam Now a­ czyński pocznie rychło bojow ać równie energicznie, jak zajadle.

W dw adzieścia lat po „Nowych A tenach“, komedii obcią­ żonej zarów no nadm iarem łatw ych efektów saty ry czn y ch , jak banalną ideologią, bo zalecaniem m ieszczańskiej k u ltury anglo­ saskiej i jej tw órcy, zw alczanego niedaw no jeszcze filistra, dał N ow aczyński swój utw ór sceniczny najlepszy, kom edię „O żo­ nach złych i d o b ry ch “ . Nie stroniąc od docinków saty ry czn y ch , sw a kom edie salonow ą d ram a tu rg zbudow ał z m otyw ów peł­ nych życia i ruchu, z sy tu a c y j bardzo zabaw nych i powiedzeń napraw dę dowcipnych, łącząc w niej starośw ieckie figurv opatrznościow ych dobroczyńców z przedstaw icielam i nowej ary sto k racji, z ofiaram i kabotynizm u arty sty czn eg o , oraz z k reacjam i k a ry k a tu ra ln y m i, jak m alujący w transie grubo­ sk ó rn y p o rtre cista lub jak „grzy bo log “, k tó ry zbawienie lu d z­ kości u patruje w hodowli grzybów , czy też kanonik, u p atru jący je w produkcji wina z ży ta. Starośw ieckość i nowoczesność, nastró j pijacki i prąd św ieżego pow ietrza, jaskraw o ść i senty- mencik zło ży ły się na całość staran nie p rzem yślaną i skon stru­

(8)

O A d o lfie N o w a c z y ń sk im 2 8 7

ow aną, tchnącą czym ś u N ow aczyńskiego całkiem nieoczeki­ w anym , bo sw oistym wdziękiem. W ten sposób ostatecznie w y ­ ładow ała się p asja tea tra ln a pisarza, k tó ry od przedproża swej tw órczości m arzy ł o laurach teatraln ych . Zainteresow ania jego w ty m kierunku w y k ra c za ły naw et poza obręb tw órczości o ry ­ ginalnej. W yrazem ich jest z jednej strony udram atyzow anie noweli Konopnickiej „M iłosierdzie gm iny“, z drugiej zaś cie­ k aw y dokum ent z archiw um Orzeszkow ej. Jest to, a raczej był to list początkującego p isarza do autorki „Zimowego w ieczoru“ z r. 1896 lub 1897, proponujący jej, by zezwoliła na przerobienie tej noweli na utw ór sceniczny.

IV. Adolf N ow aczyński już od w ystąpień sw ych m ło­

dzieńczych w yrobił sobie opinię fenomenu pisarskiego, budzą­ cego podziw stylem , k tó ry m posługiw ał się zarów no w począt­ kach swej działalności, jak w k arierze swej pisarskiej później­ szej, literackiej i dziennikarskiej. Tę stronę swego dorobku sam on ujął w osobliwej autobiografii, kładąc w niej nacisk na w ła­ sne zasługi w dziedzinie „rekonstruow anego języ k a danej epo­ ki'“, w prow adzanej w dziełach d ram atycznych. Języka, jak go nazw ał, patynow anego.

U nas to patynow anie m ow y pierw szy zastosował Henryk R zewuski, do bardzo p ięk n ych rezultatów doszedł Henryk Sienkiew icz, ale ja dopiero doprow adziłem do w irtuozostwa.

— D o czego ?

— D o w irtuozostwa, czy li do maestrii, do mistrzostwa. Mam w rażenie, że m oi w sp ółcześn i jeszcze się na tym nie poznali, ale to jest detal zupełnie trzeciorzędny. Za lat m niej w ię c e j 25 lub 30, k ied y m nie jako autora dram atycznego od­ kryją i odkopią, dopiero w ted y znajdzie polska elita in tele­ ktualna zm ysł i sm ak dla ty ch galw anizacyj języ k o w y ch , dla m o w y reyow skiej, dla m o w y z w. XVII, dla rokoka war­ szaw skiego, dla Zoptu fryderycjańskiego, dla p olszczyzn y z r. 1812, dla języka, jakim m u s i a ł m ów ić Pułaski (Pu­ ław ski, jak pisały notable krytyki krakow skiej), dla gwary

cyganerii literackiej z r. 1848, lub dla gw ary emigracji pa­ ryskiej po r. 1863. W spółczesna mi generacja literacka do tej rafinady nie dojrzała. D o zw ielokrotnienia polskiego teryto­ rium językow ego, do nieprzew idzianego w poprzednich po­ koleniach zbogacenia go całym i złożam i n ow ych klejnotów , p rzyczyn ili się za naszych czasów n ajw ięcej Żeromski, R ey­ m ont, Tetm ajer. P ew n ych p ięk n ych w ysileń (!) w tym k ie­ runku dokonali... Leśmian i Tuwim . Inni poprzestają na od­ św ieżaniu sw ego slangu literackiego słow am i : zew , m ocarny, naręcze. Mnie przypada zasługa odtw orzenia autentycznych dziew ięciu polskich języ k ó w daw nych, oraz całkow itego już postaw ienia na nogi i zorganizowania język a polem icznego, w skroś now oczesnego, w zględnie jutrzejszego, rozm yślnie i ten ­ d en cy jn ie zasilonego słow nictw em obcym , a to celem zbliże- żenia nas i pod tym w zględem do Zachodu, do tego Zachodu, który kocha się w calem bourgach (kalamburach), w dysjek- cjach słow nych, w latynizm ach, angielszczyźnie, neologizm ach i paneuropeizm ach. T enże to język „barokow y“ i „pam fle- to w y “, m oże się kom uś podobać lub nie podobać, ale w y ­ starczy żeb y m nie się jeszcze długo podobał i w ten sposób narzucił się m ilionom .

(9)

T aką oto pły tę na w łasn y nagrobek literacki' skonstruow ał w szkicu „P a m flec ista “, au to r „P am fletów “. Jakżeż więc sp ra w a ta w y g ląd a w ujęciu nie auto g ask o n ad y pisarza, k tó ry pod koniec ży cia za w szelką cenę usiłow ał połączyć p stro k a ty strój sow izdrzalski z bardziej dostojną sz atą d y g n ita rza lite­ rackiego.

Istotnie, N ow aczyński stw o rzy ł sobie bardzo osobliwe, zm anieryzow ane słow nictwo, któ reg o cechy podstaw ow e rzu­ ca ją się w oczy p rz y lekturze byle zbiorku jego szkiców czy arty k u łó w łub któregokolw iek z jego utw orów dram atyczn y ch. D em onstrując je na „Śnie sreb rn y m Salom ei Kohn“, rzecz całą ująć m ożna n astępująco: sztu ka p isa rsk a au to ra „Skotopasek so w izdrzalsk ich “ da się sprow adzić do kilku stale stosow anych zabiegów sty listy czn y ch , stanow iących ram y dla ogrom nej ilo­ ści kom binacyj bard zo w praw dzie rozm aitych, ale sch em aty cz­ nych, co w łaśnie k a ż e mówić tu o m anierze. N ajpospolitszy z nich polega na nagrom adzeniu brutaln ych synonim ów, spię­ trzo n ych bezładnie i ty m w łaśnie działających na w yobraźnię czytelnika. P o d ró ż n y spogląda z aeroplanu i widzi na ziemi „posuwająca, się niem raw o i ślim aczo jak ąś rozprostow aną, m a­ leńką glistę czy dżdżownicę... to najpośpieszniejszy pociąg k urierski wiezie, jak może, ludzi XX wieku, zacofańców , w steczników , endeków, pepeesów, kom unistów “. Te sam e ele­ m enty, nagrom adzone w brew wszelkiej logice, zw yczajnej czy a rty sty c z n e j, glista bowiem ani nie posuw a się ślim aczo ani nie w y m ag a obok siebie dżdżow nicy, o trzy m aw szy ładunek pasji od zjaw iska, na k tó re pisarz p a trz y z odrazą, dadzą opis tłum u spekulantów w Sopotach:

Byto to jakieś m asow e rendez-vous w szystkich fam ilii lichw iarzy, szyb erów , paserów , w ahiciarzy, fałszerzy paszpor­ tów , w eksli, tysiącm arków ek, w szystkich paskarzy, hurtow ni­ k ów sacharyny, szopenfeldziarzy, dezerterów , przem ytników , handlarzy ży w y m tow arem , tajnych gorzelników , arendarzy, propinatorów , defraudantów, w łaścicieli n o cn y ch szulerni. Ta­ kiego przeglądu k rym inalnych typów , lom brosow skich pracht- exem p larôw « о т о delinquente, p ysk ów i frontów ze śladami w szystk ich zbrodni i b ezeceń stw , jaki m ożna b yło zafundo­ w a ć sobie na tzw . sztegu sopockim , nie spotkałbyś już nigdzie, ni w N ew Yorku w B roadw ay, ni w W hitechapell (!).

P rzy p o m in a to sposób pisania nam iętnych polem istów reli­ gijnych w. XVI, jakiegoś Krowickfcgo lub jego jezuickich p rze­ ciwników, ty lk o że ich duchow y potom ek urozm aica gwałtow ny strum ień m nóstw em najnieoczekiw ańszych w iadom ości ency­ klopedycznych, zaczerpniętych doraźnie z podręcznego „Lexi- conu“ redak cyjn eg o , w skutek tego często niezrozum iałych już w kilka m iesięcy po napisaniu artykułu, o raz m nóstw em w y ra ­ zów obcych, podanych zazw y czaj w w ysoce fantasty cznej piso­ wni. W skutek tego język N ow aczyńskiego jest nie tyle „kolek­ cjonerstw em lingw istycznym “ , jak go nazw ano, ile raczej nie­

(10)

O A d o lfie N o w a c z y ń sk im 2 8 9

chlujnym żargonem dziennikarskim , podniesionym do godności ś ro d k a ekspresji a rty sty czn ej. I to żargonem tw orzonym w po­ śpiechu, przy tłum aczeniu z obcych dzienników, gdy nie m a czasu na opracow anie stylow e rzucanych na papier notatek, błyskotli­ w ym ale pozbaw ionym trw ałości, w doraźności swej całkowicie jednodniow ym . Zabiegiem drugim, przechodzącym w m anierę, po której N ow aczyńskiego poznaje się na pierw szy rzut oka, jest przesycanie owego żargonu m nóstw em dwuznaczników, dyktow anych przez jedyną w swoim rodzaju, niew yczerpaną zdolność k o jarzenia w y razó w polskich i obcych n a zasadzie ich podobieństw a dźwiękowego, kojarzenia naładow anego zja­ dliwą złośliw ością. Z pom ysłow ości tej w y ro sły tysiące p rz e ­ zabaw nych kalam burów , takich jak nazw anie w ybitnego histo­ ry k a o nazw isku żydow skim „polskim T ukidydełesem “, lub jak św ietny list obyw atela „z W szakow ej g órny do p. dr. M acieja W archolika w iceprezesa ligi Piastuchów w W arszaw ie“, lub jak w reszcie szkic ty tu łow y „Snu srebrnego“, p rzed staw iający „istne gęsta Dei p er C ohnos“, o p a rty n a żonglow aniu zgłoską „kon“ : „Dźwięk słowa, słów ka „kon“, pozornie drobnego, n a ­ rzucanego mi tylokrotnie w słuch, w uszy, w mózg, ro zra sta ł się w mojej widocznie przem ęczonej świadom ości do rozm iarów dręczącego, pajęczego k oszm aru “ — praw i autor relacji o p rz y ­ jęciu u pani Salom ei G ruszczyńskiej née Kohn, niegdyś znanej w literatu rze pod nazw iskiem Konarskiej, później żony generała S am uela B irenzw erga G ruszczyńskiego, k tó ry to dygn itarz próbuje w „C oncarneau czy Contreville jeszcze nabrać sił, jakie utracił niegdyś kontuzjow any pod K onarzyskam i, gdzie konw o­ jem konnicy tak dzielnie dow odził“. Opis zakończony gorącą sceną uw odzenia n a rra to ra przez „M essalinę z Cohn c o tta g e “, zaw iera kilka ty sięcy w yrazów m ających ową sylabę i w łaści­ wie chybia efektu. „S aty ri-co n “ N ow aczyńskiego tak jest p rze­ ładow any nadm iarem „konów “, że poczyna nużyć barokow ą pogonią z a niezw ykłością, nadm iarem m u sztard y słownikowej, w ystępującej nieodmiennie p rzy każd y m

daniu-Niewiele lepiej, jeśli wogóle lepiej, stoi spraw a owych „dziewięciu języ kó w “, któ rym i au to r „Sm oczego g n iazda“ miał w zbogacić literatu rę polską. P o siad ając to, co nazw ać by mo­ żna „słuchem sty lizato rsk im “, N ow aczyński, oczy taw szy się p isa rz y epoki, w której um ieszczał swój dram at, ze zdum iew a­ jącą łatw ością chw ytał ch a ra k te ry sty c z n e w łaściwości język a rejow skiego, barokow ego czy rokokowego, ale posługiw ał się nimi najdowolniej i m ógł imponować, jak zre sz tą w iększość pi­ s a rz y archaizujących, tylko odbiorcy, którem u w ystarczało, że postaci d ram atyczn e mówią językiem odm iennym od dzisiej­ szego i zaw ierający m archaizm y. Ze stanow iska natom iast czytelnika czy słuchacza, dom agającego się archaizm ów auten­ tycznych, znam iennych dla języ k a danej epoki, p rak ty k i

(11)

styli-zacy jn e a u to ra „ C a ra S am ozw ań ca“ budzą mnósitwo z a strz e ­ żeń, choć zastrze ż e n ia te nie tłum ią podziw u dla p restid ig itato r­ stw a językow ego, dla m nóstw a przedziw nych sztuczek język o­ w ych, k tó ry m i pisarz stale sypał jak z rękaw a.

V. A utor „S taro ścica u k a ra n e g o “ i „ C y g a n e m w a rsza w ­ sk iej“, d ra m a ty z u ją c y odpowiednio stylizow ane ży w o ty p isar­ skie, m usiał być p o d sz y ty niepospolitą w iedzą literacką. Gdy się to zw aży i' pam ięta, że był on rów nocześnie publicystą, tru ­ dno się dziwić, że w dorobku jego pokaźną pozycję zajęła publi­ c y s ty k a literacka, pospolicie zw ana k ry ty k ą . R eprezentują ją ok azałe nieraz tom y rzeczy b ard zo różnorodnych, a m ianow i­ cie: „S tudia i szkice“ (1901), „W izerunek M ikołaja R eja z N a­ głow ic“ (1905), „W cz a sy literack ie“ (1905), „Co czasy niosą“ (1909), „Szkice literack ie“ (1918), „G óry z p iasku“ (1922), „ P a m fle ty “ (1930), „T ylko dla kobiet“ (1934), „Słowa, słowa, sło w a“ (1938), „ W a rta nad W a rtą “ (1939), „M łodość C hopina“ (1939) oraz „P ozn aj P o z n a ń “ (1939). Jeśli' tom y te określiłem jako rzeczy bardzo różnorodne, to po p ro stu dlatego, że pod okładkam i ich ro ztrzą sa n ia literackie sąsiad u ją z nielite- rackim i, z arty k u łam i publicystycznym i, do k tó rych autor widocznie p rzy w ią z y w a ł szczególną wagę, nadto zaś w s tu ­ diach z ty tu łu niekoniecznie literackich (jak g aw ęda o m łodym Chopinie) znaleźć m ożna m nóstw o w iadom ości o kulturze i ż y ­ ciu literackim czasów , na k tó ry ch N ow aczyński skupił swą uw agę. R óżnorodność gatunków k rzy żu je się tu z pstrokacizn ą tem atów , ujm ow anych rzadk o m onograficznie (Rej, W ilde), przew ażnie szkicow anych z pewnego, niezaw sze trafnie obra­ nego punktu w idzenia. W k ażd y m razie zastan aw ia tu jedno, niesłychanie rozległa skala zainteresow ań autorskich i odpo­ w iednia jej eru d y cja. N ow aczyński ted y ro zpraw ia o pisarzach, 0 k tó ry ch w chwili, g d y o nich mówił, wiedzieli tylko w yjątkow i zn aw cy litera tu ry , o tw órcach, jak R abelais lub Villon, znacznie później spopularyzow anych przez p rze k ład y В о у ’а, o C o n ra ­ dzie, nim go jeszcze u nas próbow ano zaanektow ać, o tw órczo­ ści B e rn a rd a S haw czy naw et o znaczeniu G. M ereditha, nie m ówiąc już o dziesiątkach i setkach nazwisk, w ystępujących w każd ym niem al szkicu o zjaw iskach literackich obcych. O d­ powiednio obficie na k a rta c h jego ro ztrzą sa ń w y stępują rów nież p isarze polscy, daw niejsi, jak Rej, i nowsi, rów ieśnicy auto ra 1 m łodsi odeń, jak choćby S kam andryci. T ak rozległa g aleria m ogła pow stać tylko dzięki specyficznym zainteresow aniom jej tw órcy, no i dzięki stosow aniu przezeń znow uż pew nych, w ła­ ściw ych mu szablonów. Z aczy n ając od drugich, z gó ry przew i­ dzieć m ożna, iż w ychow anek epoki im presjonizm u nie m ógł me u praw iać k ry ty k i im presjonistycznej, zw łaszcza w dziedzinie p o rtre tu literackiego. Jak oż istotnie w galerii g órują dokładne stu d ia p o rtreto w e i daleko częstsze pobieżne szkice, ujm ow ane jedn y m rzutem oka, a ch w ytające z a ry s y m odelu z zadziw ia­

(12)

O A d o lfie N o w a c z y ń sk im 2 9 1

jącą dokładnością, choć nie zaw sze z a ry sy te p o k ry w ają się z rysam i podstaw ow ym i. I to modelu raczej człowieka, niż pisa­ rza. Do najlepszych należą tu „W izerunek R eja“ z bardzo pla­ sty czn ą w izją jurności renesansow ej, oraz w spaniała gaw ęda o latach w łasnej m łodości, w której na tle K rakow a z p o c z ą t­ ków stulecia w yraziście w ystępuje uwielbiany „W y sp iand er“. W śró d m ateriałów jednak w yzyskiw anych przez autora na plan pierw szy w ysuw a się zw ykle plotka, spraw iająca, iż model uka­ zuje się w jej świetle od strony, k tó rą wogóle nie w arto się zajm ow ać. T ak w śród „W czasów literackich“ spoty ka się stu­ dium pt. „S tan isław B rzozow ski“. Zaw iódłby się jednak czytel­ nik, k tó ry chciałby zobaczyć, jak w y gląda p rzy sz ły autor „Le­ gendy Młodej P o lsk i“ w najw cześniejszym chyba szkicu, jaki mu poświęcono. Brzozow skiego trudno dostrzec poza plotkar- sko-dziennikarską relacją o kołtunerii w arszaw skiej, której przedstaw icielem N ow aczyński zrobił tu Sienkiewicza, asum pt do w yw odów sw ych biorąc z głośnych w ystąpień m łodego k ry ­ ty k a przeciw uznanem u autorytetow i. Do tej samej kategorii należy szkic o Felicjanie (w tomie „Tylko dla kobiet“), rozw o­ dzący się nad a ry sto k ra ty cz n y m osam otnieniem au to ra „M e­ andrów “, choć znowuż darem nie by szukać odpowiedzi, jakie były istotne sam otnictw a tego p rzy czy ny . S zczytem w reszcie gaw ędy plotkarskiej, pozornie bardzo wnikliwej, napraw dę zaś mocno przedpokojow ej i mocno b ała m u tn e j,. jest h istory jka o „Adamie i K onstancji“, tj. Mickiewiczu i Łubieńskiej (w z b k r rze „Słowa, słowa, sło w a“).

Pogoń za łatw ą sensacją biograficzną jest jedną z predy- lekcyj au to ra „G ór z piasku“. D rugą jest śledzenie w spraw ach zazw yczaj drobnych i otw ierających pole rozległym dom ysłom stosunków polskich z zagranicą, równie dobrze literackich jak alkow ianych, typu „B alzaca i pani H ańskiej“. N ajciekaw szym okazem tej kategorii jest niewątpliwie olbrzym ia rozpraw a „O Polsce w S zekspirze“, cy tu jąca setki ro zpraw szekspirolo- gicznych, znanych autorow i z dziesiątej nieraz ręki, a ciekawa, jako w y raz jego kultu dla wielkiego dram aturga.

P rz y takiej postaw ie, podbudowanej erudycją dużą, lecz czerpaną z w ycinków gazetow ych, a dokum entowanej nadm ia­ rem nazwisk, w szkicach N ow aczyńskiego niewiele się znajdzie uw ag istotnie literackich, znam iennych czy to jako opinie autor­ skie, w yg łaszan e wbrew poglądom jego środow iska, czy od tw a­ rzających owe poglądy. P rz y zn a ć zresztą należy, że niekiedy jego spostrzeżenia zastan aw iają głębią, ale dotyczą one raczej spraw pozaliterackich, znanych z literackiego ujęcia, aniżeli za­ gadnień, któ ry ch m iałoby się praw o oczekiwać od k ry ty k a li­ terackiego. S ą d y natom iast czysto literackie Now aczyńskiego należą raczej do dziedziny osobliwostek, aniżeli do wypowiedzi literackich, k tóre w aży ły b y napraw dę. Typow ym p rzykładem m oże być zakończenie m łodzieńczego studium o M icińskhn,

(13)

w arte przytoczenia, k o m entarzem do niego bowiem jest histo­ ria, dow odzącą, iż a u to r „N ietoty “, lima. sp raw a czy słusznie, uległ z biegiem czasu całkow item u zapom nieniu. Finał ten brzm i:

I przem iną stonogow e lam entacje chłopskie K asprow i­ cza i przem iną biżuterie sm ętku plm llicznego i aleksandryjski usypiający św iegot i szczebiot nastrojow ych kanarków i prze­ m iną echa po plejadach rym opisów , a n ie przem inie na m ie­ dzianej turni ufundow any chram strzelistej p oezji T adeusza M icińskiego „nad doliną lez, w' gradach i obłoku“. N ie prze­ m inie ten przedstw orzenny chaos, z którego co b łysk m o­ m entu układają się w szech św ietn e obrazy jak w k osm iczn ym k alejdoskopie — ten chaos... którem u w czoraj b y ć na im ię m ogło C ypry am N orw id, dziś jest TM.

‘ Ustęp, za jedn y m zam achem m ają cy w niwecz obrócić i! a u to ra „H ym nów “, i P rzyb y szew skiego , i T etm ajera, dowodzi w y ­ raźnie, iż jego tw ó rca nie orientow ał się ani w naturze talentu ty ch p isarzy , poza P rzy b y szew sk im , o k tó ry m mówiło się tu ­ taj już poprzednio, ani w talencie N orw ida, ani w talencie M i­ cińskiego. Im presjonizm dziennikarski sięgnął tu sw ego szczytu. Im presjonizm ten z a ś zasługuje na nazw ę dziennikarskie­ go, N ow aczyński bowiem w k ry ty c e literackiej u patry w ał p rzed e w szystkim , jeśli nie jedynie, n arzędzie publicystyczne, słu ż y ła m u ona jak o oręż w w alce zarów no z san acją, k tó ra na jego ukłucia piórem reag o w ała pięścią i więzieniem,- jak przeciw „k rajo w y m cudzoziem com “, bo tak n a z y w a ł Żydów, jak p rze ­ ciw w szy stk iem u i w szystkim , co nie należało do jego obozu politycznego. Z ty m w szy stkim pom ysłow ość i pracow itość, k tó re w p ra c y swej zadokum entow ał stosam i tom ów rzeczy literackich, w y zn acza m u w dziejach naszej k u ltu ry literackiej m iejsce godne uwagi, choć niekoniecznie takie, jak to sobie tw ó rca dziew ięciu języ k ó w w yob rażał, gdy pisał językiem , jak sądził, milionów:

Ąutor-dramatysta, który ma to szczęście w yjątkow e że jego dzieła scen iczn e jed n o po drugim inkorporow ane są w teatrach i realizow ane pom im o zaw ierania w sobie im m a- n entnych] w artości i w alorów literackich, literack o-sp ołecz- n ych, łiterack o-historyczn o-p olityczn ych , autor sło w em taki, k tóryJscen ęfu w aża także i za^trybunę! na agorze czynu i za kazalnicę ^w^świątnicy^ Słowa...;

Ś w iątnicą tą by ła w łaściw ie red akcja, u rzędu jący zaś w niej k ap łan typow ym p rzy k ład em sym biozy p ra c y literac­ kiej i dziennikarskiej, b a rd z o now oczesnej i naturalnej, choć dla tw órczości literackiej — naw et w w ypadku N ow aczyń­ skiego — niezupełnie szczęśliw ej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

rowców jest bezpośredni brak w in nych fabrykach, które z tego po­.. wodu zmuszone są swoją

Ze względu na sposób wykonania rysunki techniczne dzieli się na dwie grupy: •rysunki szkicowe (wykonywane odręcznie)•rysunki szkicowe (wykonywane odręcznie) •rysunki

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

Widoki –rzuty odzwierciedlające zewnętrzny zarys przedmiotu Widok kompletny -odzwierciedla całą powierzchnię przedmiotu... Widoki –rzuty odzwierciedlające zewnętrzny

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

żyła więc usilnie do tego, aby Wszechświat ukazyw ał się regularnie co miesiąc, a w lipcu i sierpniu jako zeszyt podwójny, oraz aby treść zeszytu była

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

stych przyziem nych, które zjaw iają się tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa i bynajmniej nie pożąda, a w każdym razie nie czeka z apara­. tem