• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1948.06.27 nr 26

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1948.06.27 nr 26"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Stron 12

Oplata pocztowa niszczona ryczałtem.

Cena 20 zł.

r

T Y G O D N I K s p o ł e c Z N O - L I T E R A C K I

Rok V

Łódź, 27 czerwca 1948 r. Nr 26 (155)

Aleksander Puszkin

W NUMERZE

m ię d z y in n y m i:

S, Gudzenko, E. Bagricki, O. Kołyczew — Wiersze L. Gomolicki — Mickiewicz i Puszkin*

X. Orlewicz — Gospodarka rolna ZSRR w latach

1917 — 1947

W. Strzemiński — O przyszłość naszych miast i osiedli M. Rękas — Technicy w produkcji rolnej

T. Twarogowski —- Spod strzech nad Szprewę J. Gerhard — Na froncie zachodnim

HISTORIA WSI GORIUCHINO'»

__ ___ J

Przełożył Seweryn Pollak

M iehajlow skoje E 2 E L I Bóg ześle m i c z y te ln ik ó w , . to

0':dą zapey/no c-SKaWl, w ja k i fcposób

■ ¿aecydow aiem : c napisać , H is to rię y M } Vsl G o rlu c h in o . W ty m celu zm uszony je ste m w d a ć się w pewne .przedw stęp­

ne szczegóły.

P i z i szedłem na ś w ia t i tićzctw yfcir i si,ia- chetm e u ro d z o n y c h ro d z ic ó w w e w s i G o riu - c h i no 1 k w ie tn ia 1801 ro k u i początkow e n a ­ u k i . p o b ie ra łe m u naszego djaczka. T ra m w ła ś n ie szlachetnem u m ę ż o w i w in ie n je ste m w c ią ż ro z w ija ją c e się z a m iło w a n ie do czy ta ­ n ia i w ogóle do zajęć lite ra c k ic h . M o je po- stępy^ w nauuach, cnoć pow olne, ro k o w a ły je d n a k nadzieje, b o w ie m w d zie sią tym r o k u życia w ie d z ia łe m ju ż p r a w ię w s z y s tk o to, co po dziś dzień 'pozostało, w m e j . pa m ię ci, z n a tu r y słabej, k tó re j,, ze, w z g lę d u na ró w n ie słabe z d ro w ie , nie po zw a lan o m i z b y tn io ob­

ciążać.

S ta n o w isko pisarza zawsze W yd a w a ło m i . się g^dne zazdrości, Rodzice m o i, lu d zie zacni, lecz prości, w y c h o w a n i w sposób s ta ro św ie c­

k i, n ig d y n ic n ie c z y ta li i w c a ły m dom u n ie zna ia złbyś żad nych książek pró cz Elem enta­

rza. k u p io n e g o : d la in n ie , k a le n d a rz y i Now e­

go Sekretarza. C zytan ie Sekretarza, przez d łu ­ g i czas b y ło m o im u lu b io n y m ćw iczeniem . Z n a łe m go na pa m ię ć i po m im o to co dzień z n a jd o w a łe m w n im nowe, niedostrzeżone p rze dtem u ro k i. Po osobie ge ne rała P le m ia n - n ik o w a , k tó re g o m ó j ojciec b y ł n ie g d yś a d iu ­ tan te m , K u rg a n o w w y d a w a ł m i się n a jw ię k ­ szym geniuszem . W ypytywałenpt o niego, w s z y s tk ic h , ale na nieszczęście n ik t nie m ó g ł zaspokoić m o je j cie kaw o ści, n ik t go n ie znał osobiście. N a w s z y s tk ie p y ta n ia od po w ie dzia­

no m i ty lk o , że K u rg a n o w u ło ż y ł Nowego Sekretarza, o czym sam w ie d z ia łe m doskona­

le. O taczał go m r c k tajem niczości, ja k ja k ie ­ goś starożytn ego półboga; n ie k ie d y w ą tp i­

łe m n a w e t w jego is tn ie n ie . N a zw isko jego w y d a w a ło m i się zm yślone, a po da nie o n im . — p ró ż n y m m ite m , k t ó r y czekał na badania now ego N ie b u h ra . P o m im o to n ę c ił on z a w ­ sze m o ją w y o b ra ź n ię ; s ta ra łe m się nadać te j ta je m n ic z e j .postaci ja k ie k o lw ie k bądź- ry s y ' w reszcie zdecydow ałem , że m u s i być p o ­ d o b n y do asesora ziem skiego K o riu c z k in a , m ałego staruszka z cze rw o n ym nosem i p o ­ ły s k liw y m i oczami.

W 1812 ro k u zaw ieziono m n ie do M o s k w y i oddano do za k ła d u K a ro la Iw a n o w ic z a M e ie ra , — gdzie pozostaw ałem nie d łu ż e j n iż tr z y m iesiące, gd yż rozpuszczono -nas przed w e jś c ie m n ie p rz y ja c ie la — po czym p o w ró ­ c iłe m na w ieś. Po w y g n a n iu w o js k d w u n a s tu n a ro d ó w chciano m n ie zn o w u odw ieźć do M o s k w y , spra w d zić, czy nie w r ó c ił K a ro l Iw a n o w ic z na stare p o p ie lis k o albo też, g d y ­ b y n ie p o w ró c ił — oddać m n ie do in n e j uczelni, ale u p ro s iłe m m am ę, b y pozostaw iła m n ie na w śi, po niew a ż stan z d ro w ia nie poz­

w a la ł m i w s ta w a ć z łó ż k a ' o siódm ej rano, ja k to je s t w e z w y c z a ju w e w s z y s tk ic h b u r­

sach. W te n sposób doszedłem do szesnaste­

go r o k u życia, po prze sta jąc na m y m począt­

k o w y m w y k s z ta łc e n iu i g ra ją c w p iłk ę z w y ­ zna czon ym i do m e j r o z r y w k i ch ło p ca m i; b y ­ ła to je d y n a na uka , w k tó r e j osiągnąłem dos-

*) Z to m u pt. „ U tw o r y pro zą“ A . P u s z k i­

na, k tó r y ukaże się w k ró tc e n a k ł. Sp. W yd.

„K s ią ż k a “ .

ióteczne w iado m ości w czasie p o b y tu w za­

kładzie.

W ty m czasie w s tą p iłe m ja k o podchorąży do X X , p u łk u p iech oty, w k tó r y m też p rz e b y ­ w a łe m aż do zeszłego, 18.. ro k u .. M ó j p o b y t

\y p u łk u pozostaw i! .m ało p rz y je m n y -'', wspom nień, prócz n o m in a c ji aa oficera- i g ra n e j d w u s tu czterdziestu r u b li w c h w ili, gd y pozostał m i w kie szen i ru b e l i sześćdzie­

sią t k o p ie je k . Ś m ierć m y c h na jd roższych r o ­ dziców, k tó ra n a s tą p iła w je d n y m czasie, s p ra w iła , że m u s ia łe m podać sic do d y m is ji i p o w ró c ić do m ej o jco w izn y.

O w a epoka mego. ży c ia je s t o ty le d la m nie:

ważna, za z am ierzam m ó w ić o n ie j szerzej, zawczasu przepraszając życzliw eg o c z y te ln i- ka, je ż e li, na d u żyję jego ła s k a w e j uw ag i.

D zień b y ł je s ie n n y i p o n u ry . — P rz y b y w ­ szy na stację, od k tó r e j „m ia łe m zboczyć do.

G o riu c h in a ,, w y n a ją łe m p ry w a tn e k o n ie i po­

je ch a łe m p o ln ą drogą. M im o , że z n a tu ry m am spokojne usposobienie, lecz n ie c ie rp li­

we pra g n ie n ie , aby u jrz e ć z n o w u m iejsce, gdzie spędziłem najlepsze swe la ta , ogarnęło m n ie ^ ta k m ocno, że co c h w ila popędzałem w oźnicę, to obiecując m u n a p iw e k , to znów grożąc biciem , a po niew a ż po ręczn iej b y ło m ; szturchać ^ go w plecy, n iż w y jm o w a ć i ro z w ią z y w a ć sakiew kę, to p rzyzn am , że ze tr z y ra z y u d e rz y łe m go, co się ze m ną p ó k i ż y ję n ie zd a rzyło , po niew a ż ró d w oźniców , nie w ie m zresztą dlaczego, b y ł m i szczegól­

nie m iły . W oźnica po ga nia ł, swą tró jk ę , ale m n ie się w y d a w a ło , że zw ycza jem w oźniców , popędzając k o n ie i w y m a c h u ją c batem , ścią­

ga ł lejce. W reszcie dostrzegłem g o riu c h iń s k i las i po dziesięciu m in u ta c h zajechałem prze d d w ó r. Serce b iło m i m ocno—ro z g lą d a ­ łe m się d o koła ze w zru szen iem nie do opisa­

nia. B rz ó z k i, k tó re posadzono pod p ło te m za m o ic h czasów, w y ro s ły i s ta ły się te ra z w y ­ s o k im i, ^ro zga łęzion ym i d rze w a m i. Podwórze, k tó re niegdyś b y ło ozdobione trzem a ró w n y ­ m i k lo m b a m i — pom iędzy k tó r y m i prze cho - tiz iła usypana p ia s k ie m droga — zam ienione zostało teraz na niekoszoną łą k ę , na k tó re j pasła się krasa k ro w a . B ry c z k a m o ja z a trz y ­ m a ła się przed ga nkiem . — Służący poszedł o tw o rz y ć d rz w i, ale b y ły one zabite gw oź­

dziam i, po m im o, że okie n n ice b y ły o tw a rte i dom w y d a w a ł się zam ieszkały. Z czeladnej iz b y w yszła baba i za p yta ła z k im chcę się w idzieć. D o w ie d zia w szy się, że p rz y je c h a ł dziedzic, z a w ró c iła do iz b y i )v k ró tc e oto­

czyła m n ie cała d w o rs k a służba. B y łe m w z ru szo n y do g łę b i serca, w idząc znajom e i niezn ajo m e tw a rz e i c a łu ją c się p rz y ja ź n ie ze w s z y s tk im i; c h ło p cy p rz y d z ie le n i m i n ie g ­ dyś do z a b a w y b y li ju ż d o ro s ły m i ch ło p a m i, a dziewczęta, k tó re s ie d z ia ły nieg dyś na p o d ­ łodze i b ie g a ły na p o s y łk i — z am ę żnym i ba­

bam i. M ężczyźni p ła k a li. K o b ie to m m ó w iłe m bez c e re m o n ii: „ja k e ś się zestarzała“ — a one o d p o w ia d a ły m i szczerze: „ ja k pan strasznie z b rz y d ł“ . — Z apro w a dzon o m n ie ńa boczny ganek, na m o je s p o tkanie w yszła stara m a m k a i uścisnęła m nie, płaczac i łk a ­ jąc, ja k skołatanego podróżą Odysseusza. P o­

b ie g li p rzyg o to w a ć łaźnie. K u c h a rz , k tó r y z n u d ó w zapuścił sobie brodę, o fia ro w a ł się p rzyg o to w a ć obiad czy też kolację , gdyż ju ż się zm ierzchało. N a ty c h m ia s t opróżniono dla m n ie po koje, w k tó ry c h m ieszkała n ia ń k a z p o k o jó w k a m i nieboszczki m a m y i znalazłem

Puszkin i Puszezin. M iehajlow skoje s.ę w c ic h y m o jc o w y m dom u, zasnąłem w

ty m sam ym - p o k o ju , gdzie dw adzieścia trz y la ta te m u przyszedłem na św iat.

B lis k o tr z y ty g o d n ie prze szły m i na wszela­

kiego ro d z a ju zabiegach, w cią ż m ia łe m do ęzyńjeai^.. z y asesoram i z ie m s k im i, n a c z e ln ik a ­ m i i p rz e ró ż n y m i u rz ę d n ik a m i g u b e rn ia ln y - m i. — W reszcie p rz e ją łe m spadek i "Zostałem w p ro w a d z o n y w posiadanie o jc o w iz n y . Uspo­

k o iłe m się, ale w k ró tc e zaczęła dręczyć m n ie nu da bezczynności. N ie .znałem się jeszcze z d o b ry m i szanow nym m o im sąsiadem X X .

— Z aję cia gospodarskie b y ły m i obce. — ' R ozm ow y z n ia ń k ą , k tó rą d ro b iłe m k lu c z n ic ą ' i rząd czynią, o g ra n ic z a ły się. do p ię tn a s tu do:

m o w y c h anegdot, dość c ie k a w y c h , lecz opo­

w ia d a n y c h przez n ią zawsźe .w.-sposób je d n a ­ k o w y , ta k , że stała się ona dla m n ie d ru g im ■ N ow ym Sekretarzem, w k tó r y m zna łe m k a ż ­ dą stro n ę i k a ż d y w iersz. — P ra w d z iw y zaś zasłużony egzem plarz Sekretarza znalazłem w la m usie , pośród prz e ró ż n y c h ru p ie c i, w g o d n ym p o lito w a n ia sta n ie .' — • W y n io s łe m go na ś w ia tło dzienne i zab rałem się do czy ta ­ nia. A le K u rg a n o w s tra c ił ju ż d la m n ie sw ó j d a w n y czar, p rze czyta łe m go raz jeszcze i w ię c e j ju ż nie o tw ie ra łe m .

W te j ostateczności przyszło m i na m y ś l czy b y nie spróbow ać napisać c o ś'sa m e m u ! Zy e z liw y c z y te ln ik w ie ju ż, że o trz y m a łe m lic h ą ed u ka cję i że n ie m ia łe m 'sposobność' ab y s a m e m u . zdobyć to, co zaniedbałem , ba­

w ią c się do szesnastego ro k u życia z f o l­

w a rc z n y m i c h ło p a k a m i, a pó źniej przenosząc ; się z g u b e rn i! do g u b e rn ii, z m ie szkan ia na m ieszkanie, spędzając czas z Ż y d a m i i m a r- k ie ta n a m i. g ra ją c na o b d a rty c h b ila rd a c h i m asze rują c po biocie.

P iz y ty m w y d a w a ło m i się, że stać się p i­

sarzem je s t rzeczą ta k tru d n ą , ta k nieo sią­

ga ln ą dla nas, n ie w ta je m n ic z o n y c h , że m y ś l o. ty m , iż m ó g łb y m w zią ć się za p ió ro p rz e ra ­ z iła m n ie z początku. Czyż m og łe m ośm ielić się do tego stopnia, b y ż y w ić nadzieję, że k ie ­ dyś zostanę pisarzem , g d y n a w e t nie s p e łn iło się m o je p ra g n ie n ie , ab y któreg oś z n ic h poz­

nać? A le to p rz y p o m in a m i zdarzenie, k tó re m am z a m ia r opow iedzieć na dow ó d m o ich s ta ły c h uczuć dla p iś m ie n n ic tw a ojczystego.

W ro k u 1820, g d y b y łe m jeszcze p o d c h o rą ­ żym , z d a rzyło m i się w spra w a ch służbo­

w y c h pojechać do P etersburga. P rz e b y łe m tam ty d z ie ń i, po m im o, iż n ie m ia łe m ani jednego zilajom ego, spędziłem czas n a d z w y ­ czaj wesoło: co dzień cho dziłem do te a tru ńa g a le rię czw artego p ię tra . — W s zystkich a k ­ to ró w poznałem z na zw iska i n a m ię tn ie za­

kochałem się w X X , k tó ra z ta le n te m g ra ła p e w n e j n ie d z ie li ro lę A m a lii w dra m acie pod ty tu łe m „Nienawiść do ludzi i skrucha“ Z r a ­ na, po po w ro cie ze Sztabu G łów nego, w s tę ­ po w a łe m zazw yczaj do n is k ie j c u k ie re u k i i p rz y filiż a n c e czekolady c z y ty w a łe m pism a lite ra c k ie . P ew nego razu siedziałem z ato pio­

n y w k ry ty c z n y m a r ty k u le Życzliwego: ktoś w płaszczu k o lo ru g ro c h u podszedł ,d o ' m nie i po cich u w y c ią g n ą ł spod m ego ’ zeszytu arku sz Gazety Ham burskiej. B y łe m ta k za­

ję ty , że n a w e t nie podniosłem oczu. N ie z n a ­ jo m y z a m ó w ił b e fs z ty k i usia d ł n a p rz e c iw k o m n ie ; c a ły czas czytałe m , nie z w ra c a ją c na niego u w a g i; tym czasem ta m te n z ja d ł ‘śnia­

danie, g n ie w n ie z w y m y ś la ł usługującego chłopca za niezręczność, w y p ił p ó ł b u te lk i

w in a i w yszedł. D w óch m ło dzie ńcó w ja d ło śniadanie tu ż obok. „C z y w iesz lito to był?

— rz e k ł je d e n do dru giego ! — To B „ lite r a t" : L ite r a t!' — w y k rz y k n ą łe m p o m im o w o li i r z u ­ ciw szy niedpezytane pism o i n ie d o p itił tz e k o - iseę, ..pobiegłem, płacić, a nie. doczekawszy s r; reszty, w y b ie g łe m na ulicę. R ozejrzaw szy się na w szystkie s tro n y , do strzegłem z dala płaszcz k o lo ru g ro c h u i skoczyłem za' a im w z d łu ż N e w skiego p ro s p e k tu — om al, że nie biegiem . L e d w o z ro b iłe m k ilk a k ro k ó w , gdy nagle poczułem , że k to ś ' m n ie z a trz y m a ł ■— oglądam się, a to o fic e r g w a r d ii z ro b ił m i uwagę, ż e rn ie p o w in ie n e m -b y ł zepchnąć go z chodnika, a raczej zatrzym ać się sam em u i'o d d a ć m u h o n o ry . F o t e j ' w y m ó w c e stałem . się ostrożn ie jszy; na nieszczęście co c h w ila sp o tyka łe m o fic e ró w , co c h w ila z a trz y m y w a ­ łe m ' się,' a m ó j lite r a t w c ią ż przede m ną ucieka ł. P ó k i ż y ję n ie c ią ż y ł m i ta i; m ó j ż o ł­

n ie rs k i m u n d u r — p ó k i ż y ję o fic e rs k ie s z lify m e w y d a w a ły m i się ta k u p ra g n io n e ; w re sz­

cie ju ż przed sam ym A n ic z k in y m m ostem . dcp ęa ziłe m płaszcz k o lo ru grochu. „P o z w o li -

pan, że za p yta m - — rz e k łe m p rz y k ła d a ją c d ło ń do czoła — czy p a n je s t panem B.. k tó - . rego w sp an iałe 'a r t y k u ły m ia łe m szczęścia czytać w „Miłośniku Oświaty"? — „ N ie , pro­

szę pana --- o d p o w ie d z ia ł m i — n ie .je s te m pisarzerrl, jestem p a tro n e m sąd ow ym ; ale X X -a bardzo dobrze znam : n ie - d a le j ja k k w a d ra n s te m u s po tkałe m go p rz y P o lic y j­

n y m m oście“ . — W te ń sposób szacunek do ro s y js k ie j lite r a tu r y k o s z to w a ł. m n ie tr z y ­ dzieści k o p ie je k stracon ej reszty, w y m ó w k ę służbow ą- i. n ie o m a l że areszt — a w s z y s tk o

to na próżno. .

P o m im o a rg u m e n tó w rozsądku, zuch%vała m yś l, by stać się pisarzem , stale p rz y c h o d z i­

ła m i do g ło w y . W re s z c ie ,-n ie m a ją c d łu ż e j s iły sprze ciw iać się głoso w i n a tu ry , uszyłem sobie g ru b y zeszyt z n ie z ło m n y m zam ia re m w y p e łn ie n ia go b y le czym . R o zw ażyłem i oce­

n iłe m w s z y s tk ie ro d z a je p o e z ji (b o w ie m o s k ro m n e j pro zie nie po m y ś la łe m jeszcze w te ­ dy) i z a trz y m a łe m : się n ie o d w o ła ln ie na poe­

m acie e p ic k im zac z e rp n ię ty m z D z ie jó w O j­

czystych. — W y b ó r bohatera n ie nastrę czał tru d n o ści. W y b ra łe m R u ry k a i w z ią łe m się do ro b o ty .

Do w ie rs z y n a b ra łe m pew nego n a w y k u p rz e p is u ją c zeszyty, k tó re w ę d ro w a ły z r ą k do r ą k w ś ró d naszych ofic e ró w , a m ia n o w i­

cie: Niebezpiecznego Sąsiada, K ry ty k ę na B u lw a r M oskiewski, na Staw y Presnicnskie itp . P om im o to poem at m ó j p o su w a ł się p o ­ w o li, rz u c iłe m go po trz e c h w ierszach. Sądzi­

łem , że ro d za j e p ic k i n ie je s t m o im ro d za ­ je m . Rozpocząłem tra g e d ię pod ty tu łe m „R u - r y k “ . Z tra g e d ią coś nie w y c h o d z iło . S pró­

bo w a łe m zam ienić ją na b a lla d ę — ale i b a l­

la da też ja k o ś m i nie szła. W reszcie o św ieci­

ło m n ie na tc h n ie n ie , zacząłem i szczęśliwie zakończyłem podpis pod p o rtre t R u ry k a .

P om im o, że podpis m ó j b y ł c a łk ie m godny uw agi, zwłaszcza ja k o p ie rw s z y u tw ó r m ło ­ dego ry m o tw ó rc y , je dn akże poczułem , że nie je ste m s tw o rz o n y na poetę i z a d o w o liłe m się tą pierw szą próbą. M o je u s iło w a n ia tw órcze ta k p rz y w ią z a ły m nie je d n a k do zajęć lit e ­ ra c k ic h , że n ie m og łe m się ju ż rozstać z ze­

szytem i kałam a rze m . — Z a p ra g n ą łe m zstą­

p ić k u prozie. N a p ie rw s z y ogień, nie chcąc zajm ow ać sie w s tę p n y m i b a da nia m i, u k ła d a ć

i) k V \ ^

(2)

« A » * V -

Str. 2 • * - „W I E Ś“ ____________ ________________________ _________ Nr. 20 (155)

p lan u, wiązać poszczególnych części itp ., po- s ta n o w iłe m zapisyw ać oddzielne m y ś li bez w szelkiego z w ią z k u i po rząd ku, ta k ja k będą m i się na s u w a ły . Na nieszczęście, m y ś li nie p rz y c h o d z iły m i ja k o ś do g ło w y i p 0 ca­

ły c h dw óch dn ia ch w y k o n c y p o w a łe m nastę­

p u ją c ą uw agę:

C złow iek, k tó r y nie »podporządkow uje się p ra w o m ro zsą d ku i k tó r y idzie za głosem n a ­ m ię tn ości, często błąd zi i naraża się na spó­

źnion ą skruchę.

M y ś l oczyw iście była słuszna, alé ju ż . nie now a. P orz u c iw s z y a fo ry z m y , w z ią łe m się do pow ieści, ale "n ie u m ie ją c , z b ra k u n a w y k u , ro z p la n o w a ć w y m y ś lo n e j a k c ji, w y b ra łe m co najcie kaw sze anegdoty, k tó re nieg dyś słysza­

łe m od ró ż n y c h osób i s ta ra łę m się przyo zdo­

bić p ra w d ę żyw ością op ow iad an ia, a czasam i ró w n ie ż k w ia ta m i w ła s n e j w y o b ra ź n i. P rz y u k ła d a n iu p o w ie ści p o w o li w y k s z ta łc iłe m so­

bie s ty l i n a uczyłem w y ra ż a ć się p r a w id ło ­ w o , zręcznie, sw obodnie. — A le w k ró tc e za­

pas m i się w y c z e rp a ł i z n ó w zacząłem p o ­ s z u k iw a ć p rz e d m io tu d z ia ła ln o ś c i lite r a c ­ k ie j.

M y ś l o p o rz u c e n iu d ro b n y c h i w ą tp liw y c h anegdot dla o p o w ia d a n ia p ra w d z iw y c h i w ie lk ic h w y d a rz e ń , od da w n a ju ż n ie p o k o i­

ła m o ją w yo b ra źn ię . B y ć sędzią, o b serw ato­

re m i p ro ro k ie m w ie k ó w i n a ro d ó w — w y ­ d a w a ła m i się n a jw y ż s z y m d o stępn ym pisa­

rz o w i stopniem . A le ja k ą ż h is to rie m ó g łb y m napisać z m y m u b o g im w y k s z ta łc e n ie m , gdzie n ie u p rz e d z ilib y m n ie ju ż w ie lc y ucze­

n i, p e łn i dośw iadczenia m ężow ie? J a k iż r o ­ dza j h is to r ii n ie został ju ż prze z n ic h w y ­ czerpany? Zacznę pisać h is to rię powszechną

— ale czyż n ie is tn ie je ju ż n ie ś m ie rte ln a p ra ­ ca opata M ilo ta ? G d y z w ró c ę się do h is to ­ r i i ojc z y s te j, cóż p o w ie m po T atiszczew ie, B o łtin ie i . G o lik o w ie ? I czy p o tr a fiłb y m grzebać się w k ro n ik a c h i dociekać u k ry te g o sensu . s ta ro d a w n e g o ję z y k a w te d y , gd y nie z d o ła łe m nauczyć się s ło w ia ń s k ic h lite r? M y ­ ś la łe m o h is to r ii m n ie js z y c h ro z m ia ró w , na p rz y k ła d o d z ie ja c h naszego m ia s ta g u b e r- n ialn eg o, ale i t u ile ż n a drodze m e j s ta ło b y tru d n o ś c i n ie do p rze zw ycię że n ia ! P od róż do m iasta, w iz y ty u g u b e rn a to ra i u a rc h ije ­ re ja , prośba o dopuszczenie do a rc h iw ó w i k la s z to rn y c h s k ry te k i ta k da le j. H is to ria naszego m ia s ta p o w ia to w e g o b y ła b y d la

»m nie p rzystę p n ie jsza , ale n ie b y ła dość z a j­

m u ją c a a n i d la filo z o fa a n i d la p ra g m a ty k a i d a w a ła m a ło pola^ d la piękn ego s ty lu . X X X został p rz e m ia n o w a n y na m ia sto w r o ­ k u 17... i je d y n y m g o d n y m u w a g i zap isa nym w je go k ro n ik a c h w y d a rz e n ie m b y ł o k ro p n y pożar, k t ó r y w y d a r z y ł się dziesięć lá t te m u i zniszczył r y n e k oraz b u d y n e k sądow y.

N ie p rz e w id z ia n y w y p a d e k ro z s trz y g n ą ł m o je w ą tp liw o ś c i. Baba, k tó ra rozw iesza ła bieliznę na s try c h u , zn a la z ła s ta r y kosz p e ł­

n y w ió ró w , śm ie ci i książek. C ń ły dom zna ł m o je z a m iło w a n ie do czytan ia. — M o ja k lu c z n ic a w te j sam ej c h w ili, g d y siedząc p rze d o tw a r ty m zeszytem g ry z łe m p ió ro i m y ś la łe m o p ró b ie kaza ń d la ch ło p ó w , z tr iu m fe m p rz y d ź w ig a ła kosz do mego po­

k o ju , w y k r z y k u ją c rad ośn ie: „k s ią ż k i! k s ią ż ­ k i ! “ — K s ią ż k i! — p o w tó rz y łe m z z a c h w y te m i skoczyłem k u koszow i. W istocie, u jrz a łe m całą masę ks ią ż e k w z ie lo n y c h i g ra n a to w y c h p a p ie ro w y c h o b w o lu ta c h — b y ł to z b ió r sta­

r y c h k a le n d a rz y , -r- O s tu d z iło to nieco m ó j z a c h w y t, b y łe m je d n a k zad o w o lo n y z p rz y ­ padko w eg o o d k ry c ia , bądź co bądź b y ły to k s ią ż k i, i h o jn ie w y n a g ro d z iłe m g o rliw o ś ć p ra c z k i s re b rn ą p ó łru b ló w k ą .

Z ostaw szy sam, , zacząłem przeglądać k a ­ le n d a rze i w k ró tc e z a p rz ą tn ę ły one caía m o ją uw agę. S k ła d a ły się z n ie p rz e rw a n e ­ go ła ńcu cha ro c z n ik ó w od 1744 do 1799. a w ię c o b e jm o w a ły ró w n o okres 55 ła t. N ie ­ bie skie arkusze p a p ie ru , w szyw ane zazw y­

czaj w kalen darze , całe b y ły zapisane s ta ro ­ ś w ie c k im pism em . R zuciw szy w z ro k ie m na te k a rty , ze z d u m ie n ie m u jrz a łe m , że z a w ie ­ r a ły cne n ie t y lk o u w a g i o pogodzie i r a ­ c h u n k i gospodarskie, lecz ró w n ie ż k r ó tk ie h is to ry c z n e w ia d o m o ś c i o w s i G o riu c h in a . N a ty c h m ia s t za ją łe m się ba da nie m ty c h d ro ­ gocennych z a b y tk ó w i w k ró tc e doszedłem, że p rz e d s ta w ia ją one p e łn ą h is to rię m e j o j­

c o w iz n y n a p rz e s trz e n i p ra w ie całego s tu le ­ cia, w y ło ż o n ą w n a jb a rd z ie j s u ro w y m , c h ro ­ n o lo g ic z n y m po rząd ku. P rócz tego z a w ie ra ­ ły one n ie w y c z e rp a n y zapas ekonom icznych, s ta tystyczn ych , m e te o ro lo g ic z n y c h i in n y c h uczonych ob serw acji. Od te j p o ry z a ją łe m się w y łą c z n ie s tu d io w a n ie m ty c h zapisek, a lb o ­ w ie m do strze g łe m m ożność z bu do w an ia z n jc h h a rm o n ijn e j, c ie k a w e j i pouczającej re la c ji.

— Z a z n a jo m iw s z y się dostatecznie z ^ ty m i ce n n y m i p a m ią tk a m i, zacząłem szukać no­

w y c h źró d e ł d la H is to r ii W si G o riu c h in o i w k ró tc e z d u m ia ła m n ie ic h ob fitość. P o­

ś w ię c iw s z y cale sześć m ie sięcy na w stępne badania, p rz y s tą p iłe m w reszcie do daw n o u p ra g n io n e j n ra c v — i z pom ocą boską do­

k o n a łe m je j 3 p a ź d z ie rn ik a 1827. D z iś , ta k ja k pe w ie n podobny do m nie h is to ry k , k tó re g o n a ­ z w is k a n ie p a m ię ta m , sk o ń c z y w s z y sw o ją tru d n ą pracę, o d k ła d a m p ió ro ; za s m u tk ie m id ę do ogrod u roz m y ś la ć o ty m , czego d o k o ­ nałem . W y d a je m i się, że na pisaw szy H i­

s to rię G o riu c h in a . nie je ste m ju ż w ię c e j p o ­ trz e b n y ś w ia tu , że s p e łn iłe m sw ó j o b o w ią ­ zek i że czas m i ju ż spocząć!

■■i*

P od aję tu spis źródeł, k tó r y m i p o s łu g iw a ­ łe m się p rz y u k ła d a n iu H is to r ii G o riu c h in a :

1) Z b ió r s ta ry c h k a le n d a rz y . 54 częśe..

P ie rw sze 20 części zapisane s ta ro ś w ie c k im c h a ra k te re m pism a z ty tla m i. K r o n ik ę tę spisał m ó j p ra d z ia d , A n d rz e j S tie p a n o w icz B ie łk in Odznacza się ona jasnością, i de - sadnościa s ty lu , na p rz y k ła d : .,4 m aja. S n ie j.

T ris z k a w z ią ł w 1 skórę za g ru b ia ń s tw o . 6 — pa d ła g ra n ia ta k ro w a . S ie ńka dostał b a ty za p ija ń s tw o . 8 -— pogoda jasna. 9 deszcz i śnieg T ris z k a do stał la n ie z po­

w o d u niepogody. 11 — pogoda jasna. P ró ­ szy śnieg; zaszczułem tr z y zające“ i tem u

podobne, bez żadnych rozw ażań... - - Pozo­

stałe 35 części pisane są ró ż n y m i c h a ra k te ­ ra m i pism a, prze w a żnie ta k z w a n y m s k le ­ pi k a r skin? z ty tla m i i bez ty tló w , a w ogóle ob fic ie , bez z w ią z k u i bez zachow ania o rto g ra fii. Od czasu do czasu w y s tę p u je k o b ie ­ cy c h a ra k te r pism a. Do tego d z ia łu należą z a p is k i m ojego d zia d ka Iw a n a A ń d re je w ic z a B ie łk in a i b a b k i m ó je j, a jego m a łż o n k i, E u - p r a k s ji A le k s ie je w n y — a także u w a g i rz ą e - c y Gorbo-wickiego.

2) K r o n ik a g o riu c h in o w s k ie g o diaczka.

C ie k a w y te n rę k o p is odna lazłem u mego popa, ożenionego z có rk ą k ro n ik a rz a . P ie r w ­ sze arkusze b y ły w y d a rte i u żyte przez dzie­

c i popa na ta k zwane, lataw ce. Jeden -z n ic h u p a d ł p o ś ro d k u m ojego podw órza, p o d n io ­ słem go i ch cia łe m z w ró c ić dzieciom , gd y za­

uw ażyłe m , że b y ł c a ły zapisany. P rz y p ie r w ­ szych zaraz w ierszach s tw ie rd z iłe m , że la ta ­ w ie c z ro b io n y b y ł z k r o n ik i — n a szczęście zdążyłem ocalić, resztę. K r o n ik a ta, k tó rą n a b y łe m za ć w ia rtk ę owsa, odznacza się głę ­ b o k im i m y ś la m i i n ie z w y k ły m w ie lo s ło w ie m , 3) U stne podania. — N ie g a rd z iłe m żad ny­

m i w iado m ościam i. Szczególnie je d n a k w ie ­ le zaw dzięczam A g ra fe n ie T ip fo n o w e j, m a t­

ce w ó jta A w d ie ja , k tó ra , ja k p o w ia d a ją , b y ­ ła ko c h a n k ą rz ą d c y G orbo w ickieg o.

4) S pisy 'k o n tr o ln e podd an ych z u w a g a m i d a w n y c h w ó jtó w (księ g i ra c h u n k o w e i ro z ­ chodowe) d o ty c z ą c y m i m o ra ln o ś c i i. stanu m a ją tk o w e g o chłopów .

* *

K ra in a , od sw o je] s to lic y b io rą c a nazwę G o riu c h in o , z a jm u je na k u li. z ie m s k ie j o b ­ szar 240 dziesięcin, lic z b a m ie szkań ców do­

sięga 63 osób. N a p ó łn o cy g ra n ic z y ze w s ia ­ m i Drz.yuchow em i P e rk u c h o w e m , k tóreg o m ie szkań cy są ubodzy, c h u d e rla w i i n is k ie ­ go w zro stu , a p y s z n i posiadacze od da ją się w o jo w n ic z y m ć w ic z e n io m p o lo w a n ia n a . za­

jące. Na p o łu d n iu rz e k a S iw k a odgranicza ja od po siadłości w o ln y c h r o ln ik ó w K ą ra - czew skich — sąsiadów n ie sp o ko jn ych , zna­

n y c h z g w a łto w n o ś c i i o k ru c ie ń s tw a c h a ra k ­ te ru . N a zachód otaczają ją pola z a c h a rin - skie, k w itn ą c e w d o s ta tk u i po m yśln ości pod w ła d z ą m ą d ry c h i ośw ieconych posiadaczy zie m s k ic h . Od w schodu g ra n ic z y ona z d zi­

k im i, n ie z a m ie s z k a ły m i o k o lic a m i, z n ie p rz e ­ b y ty m bagnem , gdzie rośn ie ty lk o Żóraw ina, gdzie rozlega się je d y n ie je d n o s ta jn e k u m ­ k a n ie żab i gdzie w e d le przesądnej w ieści

g m in n e j zn a jd u je się s ie d lis k o diabła- Nb.

bagno ow o d lateg o też n a zyw a się D ia b e l­

s k im . L u d z ie tw ie rd z ą , ja k o b y pew n a p rz y - g łu p ia pastuszka pasła stado ś w iń w p o b li­

żu tego m iejsca. Zaszła ona w ciążę i w ża r den p rz e k o n y w u ją c y sposób nie u m ia ła w y ­ ja ś n ić tego w y p a d k u . L u d p rz y p is a ł w in ę d ia b łu z bagna — lecz b a jk a t a niegodna je s t u w a g i h is to ry k a i po N ie b u h rz e - b y ło b y , n ie w y b a c z a ln y m b łęd em d a w a ć te m u w ia rę ,

O d s ta ro ż y tn y c h czasów G o riu c h in o s ły ­ nęło ze sw ej żyzności i d o b ro tliw e g o k lim a ­ tu . — N a je go o b fity c h n iw a c h ro d z i się ż y ­ to, owies, ję czm ie ń i g ry k a . B rz o z o w y gaj i sosnow y las z a o p a tru ją m ieszkańców w drze w o i susz na b u do w ę i op alanie dom ów . N ie b ra k ró w n ie ż orzechów , Ż óraw in, b o ró ­ w e k i jagód. Rośnie tu n ie z w y k ła ob fitość g rz y b ó w ; duszone w śm ie ta nie s ta n o w ią one smaczne, choć n ie z d ro w e po żyw ie nie. S ta w pe łe n je s t k a ra s i, a rzeka S iw k a o b fitu je wr szczupaki i m iętusy.

T r y b rz ą d ó w w G oriuchi.nie z m ie n ia ł się k ilk a razy. N a zm ianę pozostaw ało ono pod w ła d z ą w y b ra n y c h przez lu d w ó jtó w , rz ą d ­ ców w yzn aczo nych przez w ła ś c ic ie li i w re sz­

cie1 bezpośrednio pod d ło n ią sam ych posiada­

czy. D obre i złe s tro n y ty c h ró ż n y c h sposo­

bów rząd zen ia zostaną w y ja ś n io n e w da lszym ciągu m ej re la c ji.

*

M ie szkań cy G o r iu c h in a ' są przew ażnie w z ro s tu średniego, b u d o w y m ocnej, na schw ał i m ężnej, oczy m a ją szare, w ło s y jasne lu b ryże. K o b ie ty odznaczają się z a d a rty m i n ie ­ co w góró nosam i, w y p u k ły m i p o lic z k a m i i okazałością.

Nb. zdro w e babsko, w y ra ż e n ie ow o sp o ty­

ka się często w uw agach w ó jta do spisów k o n tro ln y c h chłopów .

M ężczyźni odznaczają się d o b ry m c h a ra k ­ te re m , Z a m iło w a n ie m do p ra c y (zwłaszcza na w ła s n e j r o li), są o d w a żn i i w o jo w n ic z y ; w ie ­ lu z n ic h chodzi w p o je d y n k ę , na n ie d ź w ie ­ dzia i słyn ą w ' o k o lic y ja k o zapaśnicy na pięści. K o b ie ty pró cz ro b ó t d o m ow ych dzie­

lą z m ężczyznam i większość ic h p ra c y i nie ustę p u ją im w odwadze; rz a d k o k tó ra z nich b o i się w ó jta . T w o rz ą one s iln ą straż ob y­

w a te lską . k tó r a bez zm ruże nia p o w ie k czu­

w a na p a ń s k im podw órzu j noszą nazwę kop ie jszczyc (od słow eńskiego w y ra z u k o ­ pia). G łó w n y m o b o w ią z k ie m kopiejszczyc je s t ja k najczęściej w a lić k a m ie n ie m w że­

la zną deskę i w te n sposób w ystrasza ć zło ­ czyńców . Są one ró w n ie c n o tliw e ja k i p ię k ­ ne; na zakusy z u c h w a lc ó w o d p o w ia d a ją w sposób sterowy i w y ra z is ty . M ie szkań cy G o riu c h in a od d a w n a p ro w a d z ą o b fity h a n ­ del ły k ie m , k o b ia łk a m i i ła p c ia m i. S p rz y ja te m u rzeka S iw k ą , przez k tó r ą na w iosnę p rz e p ra w ia ją się, podobnie ja k s ta ro ż y tn i S k a n d y n a w o w ie , na czółnach, a k tó rą w in ­ n y c h p o rach ro k u p rz e b y w a ją w bró d, u p rze ­ d n io p o d w in ą w s z y p o r tk i do k o la n .

J ę zyk g o riu c h in o w s ld je s t stanow czo je d n ą z ga łę zi ję z y k a sło w iańskiego, lecz ró ż n i się od niego ta k samo, ja k ję z y k ro s y js k i. Pełen je s t s k ró tó w i n ie d o m ó w ie ń — n ie k tó re dźw ięki, w ogóle w n im z a n ik ły łu b też za­

stąpione zostaiy przez inne. je d n a k ż e R o­

s ja n in , ła tw o może zrozum ieć goriU ch in ow ca i na o d w ró t.

M ężczyźni ż e n ili się zazw yczaj w trz y n a ­ s ty m ro k u ży c ia z dziew czę tam i d w u d z ie s to ­ le tn im i. Ż o n y b iły s w ych m ężów w ciągu czterech lu b p ię c iu la t. Po czym m ężow ie za czyn a li b ić żon y; w te n sposób obie p łc i

m ia ły sw ó j okres w ła d z y i ró w n o w a g a nie u le g a ła za ch w ia n iu .

O brzęd p o g rz e b o w y o d b y w a ł się w sposób na stępu ją cy. W dn iu ś m ie rc j odnoszono nie ­ boszczyka na c m e p ta rz — ab y z m a rły nie z a jm o w a ł w chacie na p ró żno m iejsca. Z te ­ go p o w o d u zdarzało się, że, k u nieo pisa ne j rad ości k re w n y c h , nieboszczyk k ic h a ł lu b z ie w a ł w c h w ili, gdy go w ynoszono w t r u m ­ nie poza gra nice w si. Ż ony o p ła k iw a ły m ę­

żów w y ją c i w y rz e k a ją c : „S o k o lik u m ó j w d a ły ! czemużeś m n ie opuścił? ja k ż e się m a m m o d lić za tw joją duszę?“ Po p o w ro c ie z cm en ta rza rozp oczyn ała się stypa na cześć zm arłego, k r e w n i ora z p rz y ja c ie le b y w a li p ija n i przez d w a lu b t r z y d n i, albo n a w e t przez c a ły tyd zie ń , zależnie od. g o rliw o ś c i i p rz y w ią z a n ia do jego pam ięci. O w e s ta ro ­ żytn e obrzędy zach ow ały się po dzień d z i­

siejszy.

S tró j g o riu c h in o w e ó w s k ła d a ł się z k o s z u li w y rz u c a n e j na p o r tk i, co je s t szćzególnym dow odem ic h sło w ia ń skie g o pochodzenia. Z i­

m ą n o s ili kożu chy, lecz" racze j d la ozdoby n iż y. p ra w d z iw e j p o trz e b y — a lb o w ie m k o ­ żuch zazw yczaj n a rz u c a li na je dn o ra m ię i z rz u c a li go p rz y każd ej pra cy, k tó ra w y ­ m agała ru c h u .

N a u k i, sztuka i poezja od n a jd a w n ie js z y c h czasów k w i t ł y w G o riu ch in ie . — N ie licząc popa i słu żby c e rk ie w n e j, zawsze b y w a li tam lu d z ie . u m ie ją c y czytać i pisać. W k ro n ik a c h w y m ie n ia n y je st p is a rz w ie js k i T e re n tij, k tó r y ż y ł o k o ło 1767 ro k u i u m ia ł pisać n ie ty lk o p ra w ą , ale i le w ą ręką . — Ten n ie ­ z w y k ły m ąż s ły n ą ł w o k o lic y ja k o układ acz w szelkiego ro d z a ju lis tó w , p is m czo ło b itn ych , p a szpo rtó w p a rty k u la rn y c h itp . N ie je d n o k ro t­

n ie c ie rp ią c p rze śla d o w a n ia za sw o ją sztu­

kę, usłużność i' u d z ia ł w ró ż n y c h godnych u w a g i w y d a rz e n ia c h , u m a rł ja k o sęd ziw y sta­

rzec, w ty m czasie, gdy ć w ic z y ł się w n a u ­ ce pisan ia p ra w ą nogą, po niew a ż c h a ra k te r pism a obu Jego r ą k b y ł ju ż z b y t znany. O d­

g r y w a ł on, ja k c z y te ln ik w k ró tc e u jrz y , ważną ro lę w h is to r ii G o riu c h in a .

M u z y k a ró w n ie ż b y łą zawsze u lu b io n ą sztuką w y k s z ta łc o n y c h g o riu c h in o w e ó w ; .d ź w ię k i b a ła ła jk i i m u lta n k i, niosąc pociechę ezu łym sercom, po dziś dzień ro z le g a ją się w ic h dom ach, zwłaszcza w s ta ro d a w n y m b u ­ d y n k u p u b lic z n y m , p rz y o z d o b io n y m c h o in ką i w iz e ru n k ie m dw u g ło w e g o o rła

P oezja k w itła niegdyś w s ta ro ż y tn y m G o­

riu c h in ie . Po dziś dzień w iersze A rc h ip a Ł y ­ sego zac h o w a ły się w pa m ię ci p o to m s tw a .1)

’ ) D a le j zakreślono: P ie śn i ie zaczerpnię­

te b y ły prze w a żnie z ro s y js k ic h pieśni lu d o ­ w y c h , u k ła d a n y c h przez żołnie rzy, w ie js k ic h p is a rz y i służbę dw o rską , lecz p rzysto so w a ­ n y c h dość zręcznie do c h a ra k te ru g o riu c h i- n o w có w i do ró ż n y c h okoliczności ich życia.

W subtelności nie ustępują one ©stogom słynnego W erg iliu sza , a pięknością obrazo­

w a n ia znacznie przew yższają id y lle pana Sum arokow a. I pom im o, że w piękności sty- tu ustę pują na jn o w szym u tw o ro m naszycli m uz, to je d n a k d o ró w n y w a ją im zarów no pod w zględem w y m y ś ln o ś c i ja k i dow cipu.

Jako p rz y k ła d p rz y to c z y m y następujący w ie rs z sa ty ry c z n y :

N a d w ó r pana — b o ja rz y n a Id z ie A n to n i k a rb o w y , La skę niesie k a rb o w a n ą . S w em u pa nu ją podaje.

B o ja r t y lk o p a trz y na nią, N ic się na n ie j nie w yzn aje . A ch, t y A n to n i k a rb o w y K ra d łe ś dobro bojarow e, Ń a że b ry żeś Wieś całą puścił, Żonę swą d o s ta tk ie m m aścił.

Z a z n a jo m iw s z y w ten sposób m ojego czy­

te ln ik a z e tn o g ra fic z n y m i i s ta ty s ty c z n y m i w ia d o m o ś c ia m i o G o riu c h in ie , ja k ró w n ie ż z c h a ra k te re m i o b y c z a ja m i jego m ie szkań­

ców, p rz y s tą p im y teraz do jego dziejó w .

C Z A S Y B A J E C Z N E — W Ó J T T E IF O N P o czą tki G o riu c h in a i jego p ie rw o tn a lu d ­ ność o k ry te są m ro k ie m n ie w ie d z y . N iezna­

ne p o d a n ia głoszą, że niegdyś G o riu c h in o b y ­ ło bogatą i obszerną wsią. że w szyscy jego m ieszkańcy b y li zam ożni, że czynsz zbierano ra z do ro k u i odsyłano nie w ia d o m o dokąd na k ilk u wozach. W ty c h czasach w szystko k u p o w a n o ta n io , a sprzedaw ano drogo.

R ządców n ie b yło , e ko n o m i n ik o g o nie k r z y w d z ili, k r a jo w c y pracow ali, n iew iele, a ż y li w d o s ta tk u i pastueh ow ie w b u ta c h p a ś li stada. N ie p o w in n iś m y dać się z w o ­ dzić ow em u czaru ją cem u ob razo w i. M y ś l 0 .z ło ty m w ie k u w s p ó ln a je s t w s z y s tk im n a ­ ro d o m i do w o dzi je d y n ie , że lu d z ie n ig d y n ie są z ad ow ole ni z tego co m a ją i, d zię ki do św iadczeniu, n ie w ie le posiadając nadziei na przyszłość, p rz y o z d a b ia ją n ie p o w ro tn ą przeszłość w s z y s tk im i b a rw a m i sw ej w y ­ obraźni. W iaro go dne je d y n ie w y d a ją się rze­

czy następujące: ' ,

W ieś G o riu c h in o od n a jd a w n ie js z y c h cza­

sów należała do zn a k o m ite g o ro d u B ie łk i- nów . Jednakże p rz o d k o w ie m oi, posiadając w ie le in n y c h m ajętno ści, nie z w ra c a li u w a ­ g i na te n o d le g ły k ra j. G o riu c h in o p ła c iło n ie w ie lk ą da ninę i pozostaw ało pod rząd am i w ó jtó w , o b ie ra n y c h przez lu d na w ie cu zw a­

n y m tło ką .

• Jednakże z b ie g ie m czasu' rod ow e posia­

dłości B ie łk in ó w ro z d ro b n iły się i zaczęły sie c h y lić do up ad ku, Z u b o ż a li w n u k o w ie bogatego dziad ka n ie u m ie li odzw yczaić się od sw ych w ie lk o p a ń s k ic h n a w y k ó w — i żą­

d a li d a w n y c h pe łn ych dochodów ód dziesię­

c io k ro tn ie zm niejszonego m a ją tk u . G roźne zalecenia n a s tę p o w a ły je dn o po d ru g im . W ó jt c z y ta ł je na w iecu, s o łty s i p rz e m a w ia li, lu d się b u r z y ł — a dziedzice, zam iast p o d w ó jn e ­

go czynszu, o trz y m y w a li c h y tre w y k r ę ty 1 p o k o rn e s k a rg i pisano na zatUiszczonym pa pierze i pieczętow ane groszem

C zarna ch m u ra w is ia ła nad G o riu c h in e m , a n ik t n a w e t o n ie j n ie p o m y ś la ł W osta t­

n im r o k u p a n o w a n ia T rifo n a . ostatniego w ó jta w y b ra n e g o przez lu d , , w sam dzień ś w ię ta cerkiew n eg o, gd y c a ły lu d ciżbą o ta ­ czał gm ach ro z ry w k o w y , (w gw arze lu d o ­ w e j z w a n y k a rc z m ą ) lu b też w łó c z y ł się po u lic a c h o b ją w s z y się w p ó ł i głośno w y ­ ś p ie w u ją c pieśn i A rc h ip a Łysego, w je c h a ła do Wsi pleciona, k r y ta b ry k a , zaprzęgnięta w parę na w pół_ ży w y c h szkap: na koźle sie dzia ł o b d a rty Ż y d — a z b r y k i w y s u n ę ła się o k ry ta czapką głow a i zda w a ła się z ciekaw ością pa trze ć na w eselący się lu d...

O b y w a te le G o riu c h in a P o w ita li b ry k ę śm ie­

chem i g ru b ia ń s k im i d o w c ip a m i, (Nb. z w i­

ną w szy w trą b k o p o ły odzienia szaleńcy n a - ig r a w a li się z żydow skiego W oźnicy ■ w y ­ k r z y k iw a li ze śm iechem ..Żydzie, Ż ydzie, zjedz ś w iń s k ie ucho!...“ K r o n ik a diaczka g o riu c h in o w s k ie g o ).

Lecz ja kże się z d u m ie li, gd y bryczka za­

trz y m a ła się pośród w si i gdy p rz y je z d n y , w ysko czyw szy z n ie j. ro z k a z u ją c y m głosem zaczął w z y w a ć w ó jta T rifo n a . D y g n ita rz ó w p rze b yw a ł, w gm achu ro z ry w k o w y m , skąd go dw ó ch znaczniejszych m ieszkańców w si z szacunkiem W y p ro w a d z iło pod -rękę. — N ie ­ z n a jo m y spo jrza w szy n a ń groźnie, po da ł m u lis t i n a k a z a ł,. by* go n a ty c h m ia s t p rze czyta ł.

G c riu c h in o w s c y w ó jto w ie m ie li zw ycza j n i ­ g d y n ic nie czytać osobiście. W ó jt b y ł n ie ­ p iśm ie n n y. Posłano po pisarza ziem skiego A w d ie ja . Znaleziono, go w p o b liż u , gdy spa l w z a u łk u pod p ło te m — i p rz y p ro w a d z o n o po prze bu dzen iu do nieznajom ego. Lecz czy t.o z pow odu nagłego prze stra chu , czy też z gorzkiego przeczucia, lite r y lis tu napisane­

go w y ra ź n y m pism em w y d a ły m u sję ja k za m gła — i nie b y ł w stan ie w n ic h się rozeznać. — N ie z n a jo m y z o k ro p n y m i prze­

k le ń s tw a m i, odesławszy spać w ó jta T rifo n a i pisarza A w d ie ja , o d ło ż y ł czytan ie lis tu do dn ia następnego i u d a ł się do g m in y , dokąd Ż y d pe niósł za n im jego w alizeczkę.

G o riu c h in o w e y z n ie m y m zdu m ie nie m pa­

t r z y li na ow o n ie z w y k łe w y d a rz e n ie ; lecz w k ró tc e z a p o m n ie li o bryczce Ż yd zie i n ie ­ zna jo m ym . D zień skoń czył się h a ła ś liw ie i w esoło — i G o riu c h in o zasnęło nie p rz e w i­

d u ją c tego, co je oczekiw ało,

Ze wschodem porannego słońca m ieszkań­

ców ob ud ziło stu ka n ie w okna i w z y w a n ie na tło k ę O b yw a te le schodzili się k o le jn o na podw órze g m in y , k tó re s łu ż y ło za plac w ie c o w y Oczy m ie li m ętne i p o cze rw ie n ia ­ łe, tw arze opuchłe; zie w ając i. d ra p ią c się po g ło w a c h ' p a trz y li na czło w ie ka w czapce

(3)

Nr. 26 (155)

i

,W I E S" Str. 3

w s ta ry m n ie b ie s k im Surducie, ja k s ta ł d u m ­ n ie n a g a n k u g m in y — i s ta ra li się p r z y ­ pom nieć sobie jego ry s y , k tó re k ie d y ś ju ż w id z ie li. W ó jt i pisa rz p ro w e n to w y A w d ie j s ta li obok niego bez czapek, z m in ą pełną usłużności i głębokiego s m u tk u . —- „C z y są w szyscy?“ — z a p y ta ł nie z n a jo m y . „C z y w szy­

scy jezdeście?“ — p o w tó rz y ł w ó jt. „W szyscy“

—• o d p o w ie d z ie li o b yw a te le. W ówczas w ó jt o z n a jm ił, że dziedzic p rz y s ła ł u n iw e rs a ł i ro zka za ł p is a rz o w i, ab y go p rz e c z y ta ł głoś­

no w obec całego lu d u . A w d ie j w y s tą p ił n a ­ p rz ó d i g rz m ią c y m głosem p rz e c z y ta ł rzecz na stępu ją cą: (Nb. „G ro ź n y ó w u n iw e rs a ł s p i­

sałem. b y ł u w ó jta T rifo n a , onże p rz e c h o w y ­ w a ł go w szafce z o b ra z a m i ś w ię ty c h w ra z z in s z y m i p a m ią tk a m i swego p a n o w a n ia nad G o riu c h in e m “ . N ie zdołałem sam odnaleźć tego inte resu jące go pism a).

T rifo n ic Iw anow !

D o rę czycie l ninie jsze go lis tu , m ó j p e ł­

n o m o c n ik X X . je dzie do m o je j m a ję tn o ści, w s i G o riu c h in o celem s p ra w o w a n ia n a d n ią rządcostw a. N a ty c h m ia s t po je go p rz y b y c iu na le ży zw o łać ch ło p ó w i ,o z n a jm ić im m o­

ją pańską w o lę, a m ia n o w ic ie : ro zka zó w mego p le n ip o te n ta X X m a ją c h ło p i słuchać ja k m o ic h w ła sn ych . W szystko, czego zażąda, spełniać bez szem rania, gdyż w p rz e c iw ­ n y m w y p a d k u m a ów X X postępow ać z n im i z. całą surow ością. Do powyższego z m u si­

ło m n ie ic h n ieg odziw e nieposłuszeństw o, a także tw o je , T r ifo n ie Iw a n o w , ło tro w s k ie fo lg o w a n ie .

P odpisano N. N.

W ówczas X X ro z k ra c z y w s z y n o g i na podobień Siwo lit e r y X j w z ią w s z y się pod b o k i w y g ło s ił następu ją cą k r ó tk ą i w y ra z is tą m ow ę: „U w a ­ ża jcie w ię c i n ic bądźcie p rz y m n ie zanadto m ą d ra la m i — w ie m , że jesteście rozpuszcze­

n i ja k dziad ow skie bicze, ale ja p o tra fię w y b ić w a m z g ło w y g łu p s tw a le p ie j n iż w czo rajsze p ija ń s tw o “ . P ija ń s tw o w y w ie ­ trz a ło ju ż ze w s z y s tk ic h głów . G o riu c h in o w - cy, ja k ra ż e n i grom em , s p u ś c ili nosy na k w in tę i z lę k ie m w sercach rozeszli się do dom ów .

R Z Ą D Y P L E N IP O T E N T A X X .X X u ją ł s te r rz ą d ó w i p rz y s tą p ił do w p ro w a ­ dzania w czyn swego, system u p o lityczn ego ; system ó w zasług uje na szczegółowe ro z p a ­ trzenie.

Zasadnięzą jego podstaw ą b y ł na stę p u ją cy p e w n ik : im chłop je s t bogatszy, ty m b a r­

d z ie j rozpuszczony — im bie d n ie jszy, ty m cichszy. W s k u te k tego X X d b a ł o spokój w m a ­ ją tk u ja k o o n a jw ię k s z ą chłopską cnotę- Zażądał opisu m a ję tn o ś c i c h ło p s k ie j, podzie­

l i ł ic h na bo ga tych i b ied nych. 1) Z aległości w czynszu zosta ły rozłożone na n a jb a rd z ie j m a ję tn y c h ch ło p ó w i ściągane z n ic h w spo­

sób m o ż liw ie n a jb a rd z ie j bezw zględny. — 2.) U bożsi i co le rfiw s i h u lta je z o s ta li n a ty c h ­ m ia s t p rz e n ie s ie n i na pa ńskie — je ś li zaś.

w e d le jego obliczenia, pra ca ic h oka zyw a ła się niedcść w y d a jn a , o d d a w a ł ic h za p a ro b ­ k ó w in n y m chłopom , za co ta m c i p ła c ili m u d o b ro w o ln ą daninę, o d d a w a n i zaś w pod­

da ństw o m ie li pełne p ra w o w y k u p ić się p ła ­ cąc pona d zaległości p o d w ó jn y ro c z n y czynsz.

W szelkie p o w in n o ś c i gro m a d zkie spadały na m a ję tn y c h chłopów . Ś w ię te m d la chciw ego rz ą d c y b y ło od da w an ie w r e k r u ty , poniew aż w szyscy bogaci c h ło p i w y k u p y w a li się od te ­ go k o le jn o , p ó k i w reszcie w y b ó r n ie pa da ł a a -ła jd a k a lu b na z ru jn o w a n e g o 2).

Z grom a dze nia lu d o w e zosta ły zniesione, — Czynsz X X z b ie ra ł po tro c h u , przez c a ły o k rą g ły ro k . P rócz tego w p ro w a d z ił on d a n in y n a d ­ zw ycza jne . C h ło p i, ja k się zdaje, p ła c ili n a ­ w e t nie w ie le w ię c e j n iż poprzednio, lecz w ża­

den sposób n ie m o g li a n i zapracować, ani też u c iu ła ć dość pien ięd zy. W ciągu trzech la t G o riu c h in o zostało z ru jn o w a n e c a łk o ­ w ic ie .

G o riu c h in o p o s m u tn ia ło , r y n e k opustoszał, p ie ś n i A rc h ip a Łysego z a m ilk ły . P o ło w a c h ło ­ p ó w p ra ę o w a ła na P a ń skim , d ru g a p o ło w a p ra c o w a ła ja k o p a ro b c y ; dzieci poszły na że­

b r y — i dzień ś w ię ta c erkiew n eg o s ta ł się, w e d le w y ra ż e n ia k r o n ik a r z a ,. n ie dn ie m r a ­ dości i wesela, lecz rocznicą s m u tk u i g o rz ­ k ic h w s p o m in k ó w .

(1830— 1831) Aleksander Puszkin tłu m . S ew eryn ) P ollak

2) Z a k u ł p rz e k lę ty rząd ca A n to n ie g o T l- m o fie ie w a w żelaza — s ta ry T im o fie je w w y ­ k u p ił syna za sto r u b li. W te d y rządca z a k u ł P ie tru s z k ę J e re m ie je w a , a tego o jc ie c w y ­ k u p ił za 68 r u b li, i c h c ia ł p rz e k lę tn ik zakuć Lo chę Tarasow a, ale ta m te n u c ie k ł do lasu

— i rządca w ie lc e się ty m s m u c ił i s ro żył się na c a ły głos — a od w ie zio no do m iasta i oddano w r e k r u ty p ija n ic ę W ańkę.

W O S T A T N IM N U M E R Z E 25 (154) z dnia 20 czerwca 1948r.

Anna Kam ieńska — J a k przed n a rn i p ro ­ je k to w a n o ? ; Roman B ratn y — W iersze; M a ­ ria Janion — E m ig ra c ja — L ig a N a rod ow a ; P io tr Chm ura — W o jcie ch B re o w ic z ; W o j­

ciech Breowicz — W iersz — D o p rz y ja c ió ł w O jczyźn ie ;Ja n Aleksander K ró l M o d e l:

C h ło p i — P an ow ie; Stanisław Cieślak — Go­

spodarcze p la n o w a n ie przestrzenne w Polsce;

Zdzisław Skw arczyński — R e zerw a t z m ie rz ­ cha ją cej k la s y i i ej s a te lic i; Stanisław P ię­

ta k — N iebezpieczeństw o; W ik to r W oroszyl­

ski: — W iersz — Do tw ó rc y ; W ito ld Jedlicki

— Z łe sum ienie b u rż u a z y jn e j in te lig e n c ji;

Jerzy Falenciak — Po ta m te j w o jn ie ; F a k ty

i

zdania: K o m u n ik a ty : 13 ilu s t r a c ji— 12 stron.

Semion Gudzenko

tłum. Wiktor Woroszylski

BALLADA O SZTANDARZE

1.

Na Ukradnie co noc gwiezdna szaleje (zamieć.

Cichych strumieni dno budzi lato

ciepłymi gwiazdami.

Myśmy

na gwiazdy

gwizdali, na słowiki

i pęki róż, * kiedy droga owijała nas szaleni, kiedy w nozdrzach i gardłach —

kurz.

Bardziej ceniliśmy tytoń, wody źródlanej łyk.

Jeszcze dziś, ledwie oczy zamykam, widzę szlak stepow'y wśród mgły, buciory, co kurzem obrosły,

depcąc ścierniska czarne.

Tak

zgubionego losu szukała armia.

Nie śmie oczu od stóp swych podnieś«

żaden mój przyjaciel — samotnik 2.

Wraz z nami,

gdy pułk się cofał, (w tornistrze, u ziomka na plecach) wędrował sztandar pułkowy,

który zdarliśmy z drzewca.

Na sztandarze —

sylwetka Lenina.

...Hej, ziemi przeszło się kęs — żołnierskiej niedoli ile,

gorzkich zgryzot i klęsk!

Lecz na popasie —

pamiętam — stawaliśmy zawsze ną baczność przed purpurowym

nietkniętym, bojowym sztandarem naszym.

Tak nam sic wtedy zdawało:

trudny jest wojny gościniec, zro' siono jeszcze za mało.

aby ten sztandar rozwinąć i pod płachtą, kulami przebitą wdzierać się w mury miast — i maszerować

i witać ojczyznę —

z ręką przy daszku.

Próżno chłopak rwie się do boju, boi się, młody: nie zdąży.

Rzekł dowódca:

— N a swoją kolej musisz poczekać, chorąży.

3.

Widać,

manierki znowu napełnimy po brzegi troską...

Miasto pod gradem bomb opuszczało w milczeniu wojsko.

Niby od burzy,

okna otwarte,

a słońce gra na szkła tłuczonego kroplach, co, jak rosa, zwisają z traw’.

Konic

nieszczęścia nie pojmą — boją się trupów’,

rżą.

...Na placu,

wśród zburzonych domów stoi Lenin —

ostatni żołnierz.

Oto

znana od szczenięcych lat ręka,

co w przyszłość mierzy.

(Przypomniałem sobie

rozdartego granatem dowódcę pułku moździerzy).

Oto one,

oczy Leninowe — głębokie,

mądre.

(Przypomniałem sobie

patrzących surow’0 starców w opuszczonym Homlu).

Oddawaliśmy,

przechodząc obok,

żołnierzowi największemu

cześć.

(Przypomniałem sobie

przyjaciół groby, niedbale kopane pod Brześciem).

i w tedy

zawziętość wściekła gardła ścisnęła tak — "

Niemcy zaczęli uciekać po pierwszym kontrataku.

•Razem z nami

szedł

Lenin, krzepiąc żołnierzy,

ja k zawrze.

...Myśmy sztandar swój rozwinęli, by iść

pod sztandarem

naprzód, 4.

Znowu śnieg.

Trzeci śnieg.

Trzeci lok.

Tam, gdzie wojnę

nasz pułk zaczynał, od Wołgi

prowadzi droga poprzez Dniepr,

.za Desnę,

nad Dźwinę...

K ra j ten

dobrze znamy

od czerwca.

Kurz gorący

zapierał dech, gdy spotkaliśmy Lenina

rwąc z drzewca sztandar,

nienawiść,

gniew.

Oto ona,

zna joma dłoń, przepaść oczu —

świadków tylu bitw.

...Na pancerce generał o siwej skroni stalinowski rozkaz

nam czyta...

Edword Bagrickf

łlum. Kazimierz Andrzej Jaworski

DYL SOWIZDRZAŁ

Wiosenny ranek. N a oścież otwarto kuchenne drzwi, zza których ciężki swąd płynie na zewnątrz. A tam w kuchni ścisk:

ociera twarz swą rozpalony kucharz fartuchem, w' którym widać pełno dziur, do filiżanek zerka i do rondli,

podnosząc lekko miedziane pokrywki, ziewa szeroko i dorzuca węgli pod płytę, z której i tak bucha żur.

A w papierowym kołpaku kucharczyk niezdarny jeszcze w trudach pracy tej wdrapuje się ku półkom po drabince, w moździerzu tłucze cynamon i muszkat, rękoma myli niedoświadczonymi

korzenie w puszkach, krztusi się od swędu, co w nozdrza wpełza, wyciskając łzy z czerwonych ócz.

A dzień wiosenny, jasny, jaskółek świr się zlewa z brzękiem rondli i filiżanek na kuchni. Kot mruczy i oblizuje się, ostrożnie pod krzesłami skradając się ku miejscu, gdzie go nęci kęs wołowiny, co ze stołu spadł,

pokrytej cienką smaczną warstwą tłuszczu.

Królestwo kuchni! Któż wysłowił dość twój siny swąd nad mięsem, co się smaży, twą lekką parę ponad złotem zup?

Kogut, którego, być może, już jutro uśmierci kucharz, wyśpiewuje chryple wesoły hymn na cześć przepięknej sztuki, zarówno trudnej, jak i dobroczynnej.

Ja* po ulicy chodzę w taki dzień, na dachy patrząc i czytając wiersze, — w oczach słoneczne plamy, zawrót głowy, głowy szalonej, w której szumi chmiel, i swąd wdychając przypominam sobie tego włóczęgę, co ja k ja, być może, pośród antwerpsklcli ulic kręcił się...

Co umiał wszystko i niczego wie znal,

rycerz bez szpady i bez sochy rataj.

Może i on ja k ja tak rzewnie wdychał z karczmy snujący się wesoły swąd:

może i jego jak i mnie tak samo nęcił wędzony boczek i też chciwie połykał gęstą ślinę ja k i ja.

A dzień wiosenny słodki był i jasny i dłonią swoją macierzyńsko-ciepłą rozwiane włosy targał młody wiatr.

I o drzwi karczmy oparty podróżny, wesoły człowiek, on ja k ja, być może, pod nosem nucąc, szukał sobie słów do pieśni, której jeszcze nie wymyślił..

Cóż z tego? Niechaj będzie mi sądzona włóczęga wieczna i wieczna swaw ola, niech głodny stoję u drzwi, wonnych kuchni wdychając zapach ucztowania obcych, niechaj się w strzępy zmieni me ubranie i buty podrę o kamienie ostre,

niechaj zapomnę, jak się składa pieśni. , Cóż z tego ? Nęci mnie rzecz zgoła inna...

Jak ten włóczęga niechaj przejdę kraj,

przy każdych drzwiach niech stanę uśmiechnięty i ja k skowronek zaświszczę wesoło,

a wnet odpowie mi radosny kur!

Piewca bez lutni, żołnierz bez oręża, spotkam dni przyszłe jak czary po brzeg miodem złocistym, mlekiem wypełnione.

A gdy zmęczenie już owładnie mną i zasnę śmierci najmocniejszym snem, — niech na nagrobku herb mój narysują:

pielgrzymi k ij z jesionu wystrugany nad ptakiem, nad szerokim kapeluszem.

I niech napiszą : „Tu spoczywa cicho wesoły pątnik, co nie umiał płakać.

Przechodniu! Jeśli ukochałeś też

wiatr 1 przyrodę, pieśń i wolność świętą, powiedz mu: Spij spokojnie, towarzyszu, dosyć śpiewałeś, czas już teraz spać!“

Cytaty

Powiązane dokumenty

to jedno, ale jest też czas gdy sam, odpowiedzialnie musisz to powie- dzieć: nie moja wola, ale Twoja niech się stanie.. I może się okazać, że w naj- ważniejszej chwili

Kolejnym ważnym socjolo- gicznym pojęciem – którego treść na naszych oczach zmienia się w sposób niezwykle istotny – jest pojęcie uspołecznienia, defi niowanego

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

Groźne ki powój ow ijał się pracowicie dokoła wietrzysko pluło bez przerwy na wszyst- przydrożnych badyli, Józia zachorzała; nie kie strony dokuczliwą kurzawą

[r]

stw a Rolne, podnosić stale poziom ich pracy, zapoznawać chłopów z je j w yn ik am i, aby te gospodarstwa mogły się stać ja k najszybciej wzorem wyższej, bo

poczęciem się w ojn y m iały już gotową arm ię w targnięcia, podczas gdy narody m iłujące pokój nie m iały naw et całkowicie zadowala­.. jącej a rm ii

ciowa wierzącego katolika wydaje mi się bardzo powszechna; podziela ją również umierający Kościuk, nie mogący pogodzić się z myślą, że jego istnienie się