• Nie Znaleziono Wyników

Po jedzeniu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Po jedzeniu"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Krzysztof Okopień

Po jedzeniu

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 280-285

(2)

R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y 280

k iera m iłości” . Je j cios pada, gdy d rw al spostrzega zdrow ą postać dziew czyny schylonej p rzy p ra n iu n a d rzeczką, jej okazałe ram iona i pokaźne kolana.

Podobieństw a zachodzą w w a rstw ie przed język ow ej, w podświado­ mości nie zw erbalizow anej, nie u k ształto w an ej w świadomości. O bej­ m u ją relację m ieszkańców ob u wsi do św iata. D otyczą jego obrazu, ogólnego u k ład u jego isto tn y ch elem entów . W S u la jk a c h i Tapla - ra c h ży ją podobne drzew a. Zdolne do m iłości i nienaw iści. Tkliw e i m ściwe, gdy trzeb a k rzy w d ę zdradzonego, którego uosabiają, pomścić.

Obie w ioski w śród bagien i piachów stoją na tw a rd y m grun cie „ego­ centrycznego” poczucia w spó ln o ty g ru p y , k tó ra się w T aplarach określa p ro stą form ułą: tu te jsi.

„A w y kto, nie polak? Nie. A kto, niemiec? Nie. To może francuz? Nie. Rusin? Nie, nie rusin. Nu to kto? Ja tutejszy. Jaki tu te j s z y ?

A tu tejszy, mówio Domin. Z Bagna” •.

Z tego p u n k tu w idzenia k ażd y, kto nie ży je w T ap larach z dziada pradziada, będzie po p ro stu n ie tu te js z y bez w zględu na to, czy żyje w S ulajkach, W szscinsku czy O lecku — i koniec. D latego w S u la j­ k ach nie pada słowo o polskości Józków , S tanisław ów , Jad w ig i Bog­ danów . Im ono niepotrzebne. W T ap larach p otrzebn e było urzęd n i­ kow i z m iasta, w S u lajk ach Lenzowi. N iniejszym się rzekło.

K r y sty n a Pisarkowa

8 Konopielka. Warszawa 1974 LSW, s. 48.

P o j e d z e n i u

(...) w społeczeństw ie kom u nistyczn ym , w k tó r y m nikt

nie m a wyłą cznego krę gu działania, lecz może się w y k szta łcić w ja k ie jk o lw ie k dowolnej gałęzi działal­ ności, społeczeństw o reguluje ogólną produkcję i przez

(3)

2S1 R O Z T R Z Ą S A N IE I R O Z B IO R Y

to właśnie u m ożliw ia mi robienie dziś tego, a jutro owego, pozw ala m i rano polować, po południu łowić ry b y , w iec zorem paść bydło, po jedzeniu k r y ty k o w a ć

K. M a rk s, F . E n g e ls : Ideologia niem iecka.

N ikt z nas nie je s t bezpieczny. N ikt n ie je st panem w łasnej m owy. Nie dlatego, byśm y byli „m ów ieni” . W ręcz przeciw nie. Nie dość, że m ów im y coś, to — zarazem — coś czynim y. N ie dość, że nieudolnie p ró b u jem y skierow ać uw agę słuchacza n a ten lu b in n y przedm iot czy sytuację, to — zarazem — prod uk ujem y przedm ioty całkiem now e, nig d y w pełni n ie św iadom i w łasnej w y ­ tw órczej p rakty k i. Dopóki bow iem — m iłośnicy czystej fenom eno­ logii — nie opuszczaliśm y sfe ry w łasnych cogitationes, pozostaw aliś­ m y w sta n ie tej zadziw iającej harm onii, gdzie każdy a k t świadom y je s t jednocześnie sam ośw iadom y ow ą nieaktow ą, niepozycjonalną czy też poprzecznie p rzen ik ającą go sam oświadom ością. Z chw ilą jednak, gdy to p rz y tu ln e „u siebie w dom u” porzuciliśm y, iżby za­ istnieć poza sobą, w społecznej kom unikacji — w szelka sam ozw rot- ność okazała się obłożona k lątw ą antynom iczności. K iedy zaś p ró b u ­ jem y dołączyć do siebie p rzy pom ocy dozw olonego w ty m celu m e­ taję zy k a — tracim y siebie n a zawsze, pozostaw iam y siebie po drugiej stro n ie szczeliny, sta je m y się w łasnością pospólną, przedm iotem spektaklu , w któ rym m oże uczestniczyć każdy.

G est to ju ż anachroniczny: poprzez sto su n ek do p rzedm iotu czyjejś w ypow iedzi definiow ać — z konieczności — swój ludzki stosunek do jej autora, sto su n ek zgody, dopełnienia, sprzeciw u, stosunek, k tó ­ ry zakłada w spół-przebyw anie n a ty m sam ym poziomie, w spół-oglą-

danie ty c h sam ych przedm iotów , w spół-czucie, w spół-sądzenie

i w szystko, co tylk o z pięknej idei k o n tak tu osobowego m usi a priori w ynikać. Z idei owej n ic nie zostaje, czy raczej (uw ierzm y, że jej b y t nie je st czysto k o n iu n k tu raln y !) nic się nie aktu alizuje, kiedy obiektem refleksji je s t sam m ówiący, jego w erb aln e czynności roz­ w ażane bądź w ruchu , bądź w zakrzepłej postaci, jak o „przedm iot m yślow y” . (Przedm iot te n n ie odpow iada — oczywiście — św iado­ mości, o ile ty lk o p ra k ty k i w erbalnej n ie uw ażać za ru c h intencji). Poucza nas Louis A lth u sser *, ja k płonne są am bicje podm iotu, po­ w iada nam , jak złudne było sam opoczucie przedstaw icieli klasycznej ekonom ii politycznej, k tó rzy sk oncentrow ani n a tym , iżby w idzieć w yraźniej, iżby sk w antyfikow ać dokładniej zysk, re n tę czy procent, pogrążali się w fund am en taln ej ślepocie, k u lty w u ją c swój przedm iot w jego fałszyw ej m odalności fak tu d anego i m ierzalnego; tak, iż trz e b a było dopiero M arksa, k tó ry ów p rzedm io t — w artość

dodat-1 L. Althusser, E. Balibar: Czytanie «Kapitału». W arszawa dodat-1975 PIW, ss. 442. Biblioteka Myśli W spółczesnej.

(4)

kową, w ytw orzoną m im ochodem p rzez sw oich poprzedników , uczynił ośrodkiem m etodycznej analizy, resp ek tu jąc jej godność czysto teo­ retycznego k o n struktu , co doprow adziło do rad y kaln eg o p rze stru k tu - row ania całego pola p roblem atyki. Ale i on, nieśw iadom rew olucyj- ności swej p rak ty k i teo rety czn ej, w łasne innow acje kw alifikow ał ja ­ ko „zm iany słów ”, a ju ż w ogóle n ie skom entow ał k sz ta łtu przedm io­ tu odpow iadającego całości tej p rak ty k i, ow ego k sz ta łtu „ stru k tu ry s tr u k tu r ” ; tym bardziej, że — ja k pow iada A lth u sser — „nie dyspo­ now ał pojęciem (pojęciem «oddziaływ ania s tru k tu ry n a jej własne elem enty») pozw alającym przem yśleć to, co w y tw o rzy ł” . Toteż b y ­ wa, że ów w ytw orzony p rzezeń przed m iot o b jaw ia sw oją obecność n iejak o obok głównego n u r tu m owy, czy w ręcz „w ew n ątrz m ilczą­ cego głosu praw dziw ego w y w o d u ”, w szczelinach d yskursu, k tó re pow stają w trak cie g ry form uł nieadekw atnych.

Tak czy inaczej, o ty m w łaśnie, obecnym a n iejaw n y m przedm iocie lu b — co n a jed n o w ychodzi — o uprzedm iotow ionym K aro lu M ark­ sie, m ówi Louis A lthusser. (U przedm iotow ić — znaczy bowiem rz e ­ czywistość czyjegoś pow iedzenia uznać za n iep rzejrzy stą, a w ięc podobną rzeczy). Toteż ów ludzki stosu nek: w ierność A lthussera wobec M arksa nie je s t pochodną sto su n k u do w spólnego im o b u przedm iotu (gdyż takiego n ie ma), a le lokuje się w po rząd k u a u to ­ nom icznym , a m ianow icie w ew n ątrz autonom icznych zupełnie za­ pew nień.

Ale, w brew pozorom (jako że należy p am iętać o p u łap k ach em p i- rystycznej teorii poznania!), n ie stw ierdziliśm y jeszcze, co jest n a ­ p raw d ę przedm iotem A lthussera. Ów dziw ny bow iem i n ie ja s n j sp o ­ sób zakorzenienia tegoż p rzedm iotu w tekstach M arksow skict p ro ­ w okuje pytanie, czy n ie je s t on korelatem A lthusserow skiej p rak ty k i teoretycznej (a raczej m etateoretycznej), innym i słow y: czy nie je s t on m yślow ym (nie zaś rzeczyw istym ) przedm iotem m yślowym ? C zy w ięc — konsekw entnie — gdybyśm y chcieli pow ażnie zabrać się do o pisu tego przedm iotu, m yślowość m usiałaby — ja k łatw o o b li­ czyć — ulec już nie podw ojeniu, a p o tro jen iu ? Czy zatem p ra c a ubezpośredniania n ie okazu je się p racą zapośredniczania, praca u ja w ­ n ian ia p racą zaciem niania? Ilu zja em pirystyczna, ilu z ja bezp>śred- niości, ilu zja w glądu, ilu zja k o n tak tu z przedm iotem realizuje się bow iem ty lk o kosztem u w ik łan ia ow ego p rzed m iotu w niedawne w ted y założenia w łasnego w yw odu, ta k że — z kolei — ów v y w ó d w y p ad n ie k ry ty k ow i uznać za p rzed m iot w yższego rzędu. To>też A lthusser, o ile z ajm u je się M arksem , a nie m etodam i i u ta j m y m i założeniam i, p rzy pom ocy k tó rych owego M arksa stw arza, redizruje sch em at postępow ania em pirystycznego, takiego, k tó re — odncwi<one n a w yższym poziom ie — chce zawłaszczyć już nie św iat rzeczy, ale św iat cudzej m owy.

In n a spraw a, że jeśli zam iast obserw ow ać, ja k teg o rod zaju in te r ­ p reta cje s y tu u ją się wobec filozofii-przedm iotu, odw rócim y ten po­ rządek, zauważyć w ypadnie, że i filozofia n ie je st pozbaw iom rn o

(5)

żliwości sytu o w an ia się, że to ona m oże być in te rp re ta c ją sw ych in te rp re ta c ji, że — co więcej — m oże być tylko ty m i niczym p o ­ nadto, m oże być dążeniem do sam orozpoznania, d o tego, iżby swój czyn zaw rzeć bez reszty w sw ojej mowie, osiągnąć u p rag n io n ą sa- m ozw rotność, zjednoczyć się z sobą i uniem ożliw ić in n em u w szelkie w targn ięcie w ta k p ięknie sk o n stru o w an ą całość. T ru d beznadziejny szczerości, tru d beznadziejny odbudow y świadom ości n a zew nątrz św iadom ości — to jedno z ty ch zadań, k tóre — w łaśnie ze w zględu n a sw o ją nieuskutecznialność — o rg an izu ją obszar filozofii.

T ak czy inaczej, filozofia je s t tw orem in te rp re ta to ra , ale i — vice

versa — in te rp re ta to r je s t tw o rem filozofii; po w staje ona po to, iżby

go m ieć, ale też i po to, żeby go nie mieć; odbyw a się tu gra, nie zaś — ja k to n a z b y t często z pozycji in te rp re ta c y jn y c h w ygląda — sekcja zwłok. Toteż n ie w szystkie pozycje są ró w n ie dobre. Należy bow iem wiedzieć, w co się gra. Sam ow iedza je s t lepsza niż jej brak. W brew tem u postulatow i zbudow ane je st d z id o A lthussera. Dzieło to m a być spóźnioną realizacją sam ow iedzy M arksa. S tąd elim in acja sam ow iedzy au to ra. S tru k tu ralis tyczne hasło „śm ierci człow ieka” re a liz u je tu się jako połączenie dw óch osób w jedno. Dlaczego za­

te m M arks nie m ógł zrodzić sam oświadom ości w obrębie sw ojej oso­

by, czy raczej — bo o to n am idzie — w obrębie sw ego te k stu ? Być m oże poród te n je s t przekleństw em , ale je s t też — ja k staraliśm y się pokazać — procesem filozoficznie koniecznym i natu raln y m . Jednakow oż — m ógłby odrzec A lth u sser — łatw ość świadomości w rod zen iu sam oświadom ości je st pochodną k sz ta łtu problem atyki, od której się zaczyna, czy raczej bezkształtu, m iałkości, n ie u stru k tu - ro w a n ia — ru c h je s t t u ru ch em nicości, k tó ra u siłu je zająć dużo m iejsca, ja k g d yby jałow a pogoń za końcem w łasnego ogona m ogła zorganizow ać p rzestrzeń teoretyczną. P ow ażna zaś p ra k ty k a teo re­ ty cz n a k o n sty tu u jąca od pod staw rozległe pole problem ow e zaw sze — w ed le A lthu ssera — przekracza swój czas, zn ajdu jąc sam ow iedne uw ieńczenie w przyszłości, kied y to — poczęta w jej łonie — ap a­ r a tu r a pojęciow a uzyska stosow ną krystalizację.

W idzimy, że p ra k ty k a ta (przedm iot szczególnego rodzaju) skryw ać m a o d początku sw ą p raw d ę — „porew o lu cy jn a” h istoria n a tu ra ln a teoretyczności m a być jed y n ie procesem aktualizacji tej praw dy, k ied y to „w so b ie” przechodzi w „dla siebie”. J e s t więc to zaiste h isto ria nieludzka. Ł atw o tu dostrzec — przeniesiony n a w yższy po­ ziom, 2akorzeniony w ew nątrz praktyki już n ie historycznej, a teore­ tyczn ej — H eglow ski m it jedności: to, co się m ówi o przedm iocie, je s t w nim po niekąd zaw arte, to też now ego przed m io tu n ie tw orzy. L ouis A lthusser — jako że nie n ależy do m iłośników a u to d e stru - kcji — nam pozostaw ia u jaw n ien ie tajem n icy swej twórczości. Otóż stra te g ię jego m ożna nazw ać stra te g ią niejaw neg o w artościow ania. S k o ro form y zasadności m ieszczą się — ja k chce a u to r C zytania

«Kapitału» — w e w n ątrz p rak ty k i naukow ej, m usi być ona dobra,

lecz tylko z p e rsp e k ty w y w łasnego czasu. Toteż p ra k ty k a m arksow

(6)

ska okaże się dobra, jeśli jej czas będzie naszym czasem, a więc jeśli śledząc poczynania M arksa, zostaniem y m im ochodem i podstępnie doprow adzeni do w ew n ątrz bliskich n am form m yślenia s tru k tu ra l­ nego — w sam o serce współczesności, zapom inając, że — przeciw ­ nie — to stam tąd, uzbro jeni w niezbędne narzędzia, w yruszyliśm y. Skoro znajdziem y M arksa w śród nas, nie w idząc, że stw a rz a m y go n a w łasn e podobieństw o — odnajdziem y w artości n a m bliskie, n ie w idząc, że aby nadać w artość, m usim y zbliżyć, n ie w idząc zatem w łasnej ograniczoności, k tó ra u podstaw tak ieg o w artościow ania leży. Toteż uw spółcześnienie M arksa je st źródłem jego siły, dopóki nie rozpoznam y tej siły jak o nie jego, ale naszą siłę i n ie siłę, lecz sła­ bość. J e s t to bowiem słabość naszego zam knięcia.

Pozostanie tajem n icą A lthussera, czem u nie kogo innego, a K arola M arksa u zn ał on za w łaściw ego w spółtow arzysza owego zam knięcia w rejo n ie jed y n ie obow iązującej naukow ości. Dlaczego — w rez u l­ tacie — obwieścił, że „nie w ychodzim y n ig dy ze sfery p ojęć”, skoro sp ra w ą życia lub śm ierci je s t dla M arksa-czytelnika tek stó w swej epoki w y jście z kręgu pojęć ekonom ii politycznej i przedarcie się w stro n ę rzeczyw istości, k tó ra je zrodziła i k tó ra d aje się w nich odczytać, jeśli ty lk o rozpoznać ów opaczny stosunek, kiedy to „W ol­ ność, Równość, W łasność i B en th am ” p a tro n u ją ak tow i sprzedaży siły roboczej.

M arksow ska lek tu ra k ry ty c z n a — skoro zauw ażyć, że k u św iatu je s t zw rócona — w yprow adza nas daleko poza m u ry A lthusserow skiego w ięzienia. Rozpoznanie w prak ty ce ekonom ii politycznej jej u w a ­ ru n k o w ań , rozpoznanie św iata, k tó ry ją w y tw arza, o tw arcie się n a św iat — to ak cja filozoficzna stanow iąca triu m f sen su im plicytnego n a d sensem eksplicytnym . Świadom ość bow iem sw oim czynem za­ przecza u jaw n io n y m w łaśnie uw arun k o w an iom i u w ikłaniom w ow ą sam opotw ierdzającą się i „jedynie słu szn ą” p rak ty k ę , a ty m sam ym lok uje się poza obrębem p ra k ty k jakichkolw iek; skoro w ięc nie n a ­ leży do żadnego z regionów św iata, o k tó ry m m ówi, a do przyszłości (czy raczej Przyszłości), odbudow uje naszą (n ad szarpn iętą A lthu sse- row skim i zabiegam i) w ia rę w jednorodność H isto rii i w zajem n ą p rze- tłum aczalność działań ludzkich — i ty ch filozoficznych, i ty ch p ra k ­ ty c z n y c h — o ile ich podstaw ą je s t wolność zrodzona z wiedzy.

Nie h o łd u jem y b y n ajm n iej „religijnym om am om ” zw alczanym przez A lth u ssera; nie sądzim y, iżby zam iast człow ieka m ogła — w dziele M arksa czy gdziekolw iek — przem ów ić p ra w d a sam oobecna; sądzi­ m y bow iem , że ponad tym , co explicite uobecnione, istn ieje — z ko­ nieczności — jako w yższa in stan cja sens im plicytny, sens ludzki, sens niezakończenia i w ysiłku — choćby takiego ja k w ysiłek lek tu ry , w y siłek szukania dostępu do owej sfe ry tego, co znaczone, do któ rej n ik t dotąd się nie przedostał, jeśli dotychczasow a ludzka p ra k ty k a m yślow a sam a stanow iła znak, a w ięc w ięzienie.

K oncepcja m ow y o tw artej m ożliw a jest, sko ro uznać filozofię n ie za obszar p ra k ty k w erbalny ch d e term in u jący ch człowieka, lecz za ob­

(7)

szar zadań ludzkich organizu jący ch werbalność, ta k iż jej w łasny bezw ład i w łasna ograniczoność w św ietle ty ch zadań s ta ją się do­ piero znaczące, a w ięc — parado k saln ie — funkcjonalne. K oncepcja m ow y otw artej m ożliw a je st jed y n ie kosztem m arzeń scjentysty cz- nych. Badaczom ta k im ja k A lth u sse r m arzą się bow iem ziem ie nie podbite, m arzy się pochód przy sw ajan ia i pochłaniania rzeczyw isto­ ści ludzkiej, akcja likw idacji sfer iluzorycznej jednostkow ości. Rze­ czywistość głosu ind yw idu aln eg o m a ostatecznie roztopić się w od­ pow iednio w yspecjalizow anych m echanizm ach determ inujących , m a okazać się jed y n ie b ie rn ą odpow iedzią n a roszczenia języ ków obsłu­ gujących rozm aite reg io ny p ro d u kcji in telek tu alnej. (W prod u k cji tej zd arzają się czasam i zakłócenia niepojęte — np. rew olucja m arkso- wska. Toteż A lth u sse r p rzy jm u je ją „jako fakt, nie próbu jąc analizo­ wać m echanizm u, k tó ry ją w y w o łu je”).

W pow yższym pro g ram ie badaw czym łatw o rozpoznać em pirystycz- n e u ro je n ie bezpośredniości i em pirystyczną żądzę zawłaszczenia. J e s t to żądza bezsilna. K onceptualizując społeczną p resję au to m a ty z- m ów językow ych (i m yślow ych zarazem ), n ie sposób zawłaszczyć aktyw ności jednostkow ej, k tó ra w b rew tej p re sji się rozw ija. Je d ­ nostk a bow iem je s t w o ln a w łaśnie dlatego, iż nie pław i się w e w łas­ nym sosie i nie w y sn u w a z siebie nici pajęczej, lecz pokonuje opór tego, co społeczne, w obec którego m ożliw e jest dopiero to, co ind y w i­ dualne, tak ja k tw órczość w obliczu norm y, a oryginalność w obliczu konw encji.

R efleksja zaś s tru k tu ra ln a p ró b u je zdobyć wolność przez rozm yślanie o siłach niew olących, a oddana tej wzniosłej p rak ty c e zapom ina, iż wolność rodzi się, skoro stanąć ty m siłom naprzeciw .

K r z y s z t o f Okopień

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pani/Pana dane osobowe przetwarzane będą przez okres trwania postępowania kwalifikującego, przez czas trwania Konkursu oraz przechowywane będą przez okres 5 lat po

C hlebow czyka, któ ry stw ierdza: „byłoby uproszczeniem doszukiw ać się głównej przyczyny załam ania się w to k u delim itacji granic konsekw entnej realizacji

Wystawa oprawy książki.. alten

Chiny z perspektywy XXI wieku, która powstała pod redak- cją Joanny Marszałek-Kawy oraz Krzysztofa Zamasza, stanowi klarowny przegląd polityki wewnętrznej i zagranicznej

szą; W związku z pobytem Hiudeaburga cdbyłs się wczoraj mssa połowa na ryn­.. ku, przyczem doszło do krwawych starć między Relchswehrą a

realizacja obligatoryjnych zobowiązań (ZUS, podatki, kredyty). Szczegóły dotyczące kryteriów oceny precyzuje Ankieta Konkursowa. Kapituła w każdej edycji Konkursu określa

Proszę go zostaw ić w spokoju... Dworcowej Uczynnym do

Choć wydawałoby się, że w myśli tej nie ma nic odkrywczego, okazuje się, że prawdopodobnie główny pro­.. blem leży właśnie w tym, że gm ina tylko połowicznie