• Nie Znaleziono Wyników

Kronika Beskidzka. Tygodnik. Bielsko-Biała, 2006, R. L, Nr 41 (2594)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kronika Beskidzka. Tygodnik. Bielsko-Biała, 2006, R. L, Nr 41 (2594)"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

41286/091006

Ochroniarz lepszy niż miejscy strażnicy

FOTO: MARCIN PŁUŻEK

Blankiety jak

z Telekomunikacji Polskiej

Na podbeskidzkie adresy zaczęły tra- fiać blankiety wpłat bardzo podobne do rachunków nadsyłanych przez Teleko- munikację Polską. Kto - nie zauważając różnicy - zapłaci, wplącze się w spore fi- nansowe kłopoty... Czyt. str. 4

Chwilę grozy przeżyli mieszkańcy domu stojącego w Bielsku-Białej przy ulicy Antycznej. Z nieba na dach ich bu- dynku spadł... kask skoczka spadochro- nowego! Czyt. str. 5

amera bielskiego monitoringu do- tarła już w tak egzotyczne miejsce jak wzgórze Trzy Lipki. Bo dzieją się tam ponoć dantejskie sceny. I tak oto doczekaliśmy się w Bielsku-Białej odludzia strzeżonego przez czujne oko miejskiego Wielkiego Brata. Tymcza- sem w tym samym Bielsku jest kilka bar-

I znów, jak podczas ubiegłorocznej wal- ki, była piekielna jatka i lała się krew. I znów, po dwunastorundowej bitwie sędzia uniósł w górę rękę polskiego górala! Dwa dni po boju z australijskim wojownikiem mistrz świa- ta Tomasz Adamek - na zdjęciu z małżonką Dorotą - był już w domu. Pod okularami 6 szwów i odbita w fiolecie pięść Briggsa. Ta- kim witały go Gilowice, a Ameryka już chce, by wrócił... Czyt. str. 35

Bielscy biznes- meni, widząc nie- skuteczność straży miejskiej, sami po- starali się o ochronę ulicy, przy której pro- wadzą swoje interesy.

Nie chcąc, by wciąż królowali na niej menele, wynajęli ochroniarza...

Czyt. str. 7

dzo niebezpiecznych skrzyżowań, przez które piraci mkną nawet przy czerwo- nym świetle. I są bezkarni, bo tam ka- mer monitoringu (ani patrolu z radarem) nie ma. Dlaczego? Dok. na str. 4 TYGODNIK ● 12 PAŹDZIERNIKA 2006

ROK L ● NR 41 (2594)

BIELSKO−BIAŁA ● 2,50 ZŁ(w tym 7% VAT)

www.kronika.beskidzka.pl

ISSN 0867−0897 ● Indeks 362867

41185/051006 ● ● ● ● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA

● ●

● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA

● ●

REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA

FOTO: TOMASZ GIŻYŃSKI

Kamera na odludziu i...

taką tezą przemawiał fakt, iż or- ganizując konferencję prasową, której tematem miała być wielka afera korupcyjna wykryta w bielskim wy- miarze sprawiedliwości, Prokuratura Apelacyjna nie poinformowała o niej dziennikarzy „Kroniki Beskidzkiej”. Zapo- wiedzieliśmy, że szukać będziemy odpo- wiedzi na pytania, czy to niedopatrzenie, czy lekceważenie, a może też chęć ukry- cia przed bielszczanami tego, co się w bielskim sądzie i prokuraturze dzieje?

Oficjalnej odpowiedzi jeszcze nie znamy. Wiemy tylko, że Prokuratura Apelacyjna organizując konferencje prasowe, prasy nie ma zwyczaju infor- mować. Informuje jedynie Polską Agen- cję Prasową. A więc instytucję, która utrzymuje się ze sprzedawania mass mediom zgromadzonych przez siebie informacji. A gromadzi je - jak widać - nadzwyczaj łatwo. Kto jednak nie chce utrzymywać PAP i kupować jej serwi-

sów, ten najwyraźniej nie musi wie- dzieć... Swoisty to punkt widzenia, pre- ferujący jednych kosztem drugich. I to zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Ale nie ma się co dziwić, że tak proku- ratura traktuje prasę, skoro litości nie ma ta instytucja nawet dla samej sie- bie. Z dnia na dzień jej pracownicy, win- ni i niewinni, mogą zostać obrzuceni błotem. Dok. na str. 3

Gang z sędziami i prokuratorami ?

Tydzień temu zastanawialiśmy się, czy Prokuratura Apelacyjna w Ka-

towicach nie ma aby czytelników „Kroniki Beskidzkiej” głęboko gdzieś.

(2)

I 12 X 2006 www.kronika.beskidzka.pl

2

TYDZIEÑ NA PODBESKIDZIU

● Chcą podwyżek

● Nie chcą pracy w niedziele

W czechowickiej kopalni

piątku, 6 października, ratownicy z czechowic- kiego zakładu Kopalni Węgla Kamiennego Brzeszcze-Si- lesia zmagają się z podziemnym pożarem. Chodzi o „pożar” w termi- nologii górniczej, bo w potocznym tego słowa znaczeniu nic się w Cze- chowicach-Dziedzicach pod ziemią nie pali. Nie ma więc zagrożenia dla zdrowia i życia załogi kopalni. Trwa normalne wydobycie. Pożar, prze- jawiający się przede wszystkim przekroczonym stężeniem tlenku węgla w atmosferze spowodował, że w piątek w Silesii rozpoczęto akcję ratowniczo-gaśniczą. Ratownicy muszą przede wszystkim ustalić źró- dło pożaru. To nie jest łatwe, bo „pali się” węgiel w opuszczonych wyro-

biskach, w których wydobycie zakoń- czono jeszcze w połowie lat 70-tych.

- To typowy pożar w znaczeniu gór- niczym. Przejawia się nie ogniem, ale zmienionym składem atmosfe- ry. Możliwe jest również zadymie- nie. Jego prawdopodobną przyczy- ną jest tak zwane samozagrzanie się węgla w zrobach, czyli miej- scach poeksploatacyjnych - wyja- śnia Danuta Olejniczak-Milian, rzecznik prasowy Wyższego Urzę- du Górniczego.

Pożar endogeniczny, z którym zmagają się ratownicy z Silesii to zjawisko w górnictwie naturalne. O jego wystąpieniu informują czujni- ki badające skład atmosfery pod ziemią. Zdradza go też podniesio- na temperatura, rzadziej dym. (łup)

W minioną sobotę w samo południe na placu Ratuszo- wym odbył się, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, „ma- nifest” bielskiej młodzieży przeciwko nowym regułom zdawania matury.

icznie zgromadzeni liceali- ści wysłuchali treści przy- gotowanego przez komitet organizacyjny „manifestu” listu do ministra edukacji, a następnie zło- żyli pod nim wiele podpisów. Kilka minut po dwunastej przemaszero- wali ulicami miasta na Pocztę Główną, gdzie wysyłano list.

- Spotkanie się powiodło, po- kazaliśmy, że jesteśmy zorganizo- wani i wspólnie walczymy o nasze dobro. Mam nadzieję, że nasz list da do myślenia ministerstwu i wpłynie na zmianę decyzji - powie- dział „Kronice” główny organizator

„manifestu” - Piotr Nawrot. Oto fragmenty listu: (...) Oburzające są zwłaszcza okoliczności wdrożenia rozporządzenia (dotyczącego zmian systemu maturalnego - przyp. red.) na tydzień przed ter- minem składania deklaracji przy-

stąpienia do egzaminu maturalne- go dla uczniów zdających egzamin w maju 2007 roku. Istnieją uzasad- nione podejrzenia, że osobami wy- dającymi rozporządzenie kierowa- ło nie dobro maturzystów ani ich komfort psychiczny, ale chęć ogra- niczenia wydatków budżetowych na ten cel (...) Kolejnym wątpliwej wartości postanowieniem minister- stwa jest wprowadzenie tzw.

„amnestii maturalnej”, według któ- rej osoby, które nie zdały egzami- nu z jednego przedmiotu mają szansę otrzymać świadectwo doj- rzałości. Obiektywnie rzecz biorąc, jest to posunięcie wielce niefortun- ne, prowadzące do radykalnego umniejszenia wartości egzaminu maturalnego, sprowadzające go do roli świstka bezwartościowego papieru, którym wylegitymować się może każdy (...) (nat)

Ministrze, nie żałuj na matury !

koło stu pracowników Fiat Auto Poland, Fiat-GM Po- wertrain i spółek działają- cych w FAP, głównie związkowców

„Solidarności”, pikietowało w ubie- głym tygodniu przed bramą zakła- dów, domagając się podwyżki mini- malnej płacy gwarantowanej do 1700 zł brutto i zawarcia układu zbiorowego pracy w Fiat-GM Power- train. Związkowcy protestowali tak- że przeciwko pracy w niedziele, za- rządzanej „z potrzeb pracodawcy”.

- Polska nie może stać się kra- jem taniej siły roboczej. Jeżeli nie zadbamy o podwyżki płac i zbliże- nie wynagrodzeń do poziomu euro- pejskiego, to większość młodzieży wyjedzie z tego kraju za granicę i nie będzie pieniędzy na utrzymanie oświaty, służby zdrowia, policji czy wojska - mówi Rajmund Pollak, wi- ceprzewodniczący Międzyzakłado- wej Organizacji Związkowej NSZZ

„Solidarność” Fiat Auto Poland, Fiat- GM Powertrain i innych spółek z gru- py Fiata działających w Polsce.

- Obowiązujący w 2006 roku w Fiat Auto Poland zakładowy układ zbiorowy pracy, w którym zapisano między innymi poziom wynagrodzeń i inne świadczenia związane z pra- cą, zatwierdziły wszystkie organi- zacje związkowe działające w naszej spółce. Układ obowiązuje do końca

roku. Tak jak to praktykujemy od lat, na początku 2007 roku rozpocznie- my rozmowy ze wszystkimi organi- zacjami związkami zawodowymi działającymi w FAP o nowym ukła- dzie zbiorowym, który będzie obo- wiązywał w roku 2007. Podstawą rozmów będą wyniki ekonomiczno- finansowe, jakie osiągniemy za 2006 rok i plany związane z dalszym rozwojem naszej spółki - mówi Bo- gusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland. (efa)

FOTO: EWA FABER

ochodzący z Łękawicy koło Żywca franciszkań- ski zakonnik, Michał To- maszek, zginął 15 lat temu w pe- ruwiańskich Andach. Miał 31 lat.

3 października w Książnicy Be- skidzkiej odbyła się sesja popu- larnonaukowa, poświęcona życiu i pracy tego zakonnika. Otwarto tam również wystawę zdjęć i pa- miątek, które zostały po ojcu To- maszku.

Michał Tomaszek urodził się w 1960 roku. Do zakonu franciszka- nów wstąpił mając 20 lat. W 1987 roku otrzymał święcenia kapłań- skie. Dwa lata później wyjechał na placówkę misyjną do Pariacoto w peruwiańskich Andach. 9 sierpnia 1991 roku wraz z drugim francisz- kaninem, o. Zbigniewem Strzał- kowskim, został rozstrzelany przez terrorystów z komunistycznej orga- nizacji „Świetlisty Szlak”. Obecnie

w Rzymie trwa proces beatyfika- cyjny obu zakonników.

Sesja w Książnicy Beskidzkiej została zatytułowana „Męczennik z Łękawicy, sługa Boży o. Michał Tomaszek, w 15 rocznicę śmier- ci”. Wzięli w niej udział koledzy o.

Michała Tomaszka z franciszkań- skiego seminarium - zakonnicy, którzy przyjechali na sesję z Sa- noka, Krosna, Dąbrowy Górniczej, Kowar i Rychwałdu. (ak)

Sesja w XV rocznicę śmierci franciszkanina

W niedzielę, 15 października, w całej Polsce odbędą się uroczystości zorganizowane w ramach VI Dnia Papieskie- go. Na Podbeskidziu rozpoczną się one już w sobotę.

ego dnia w Bielsku-Białej przed gmachem kurii bisku- piej odsłonięty zostanie po- mnik Jana Pawła II, autorstwa pro- fesora Jana Kucza. Uroczystość rozpocznie się o 9.30 w pobliskim kościele pod wezwaniem Najświęt- szego Serca Pana Jezusa wykła- dem ks. prof. Tadeusza Borutki na temat związków ks. Karola Wojtyły z Podbeskidziem. Pół godziny póź- niej w tym samym miejscu odpra- wiona zostanie uroczysta msza, po której nastąpi odsłonięcie i poświę- cenie pomnika. Także w sobotę o 18.00 w kościele św. Maksymilia- na Kolbego w bielskiej dzielnicy Aleksandrowice odbędzie się kon- cert finałowy XI Festiwalu Kompo- zytorów Polskich, dedykowany pa- mięci Jana Pawła II.

W niedzielę podobne koncer- ty, a także okolicznościowe spo- tkania i uroczystości zorganizowa- ne zostaną w wielu miejscach Pod- beskidzia. Na przykład pod jubile- uszowym krzyżem na Matysce w

Radziechowach o 14.00 zostanie odprawiona msza połączona z po- święceniem piątej stacji Drogi Krzyżowej. Przedstawia ona Jana Pawła II, który pomaga Jezusowi nieść krzyż na Golgotę. Z kolei w kościele w Buczkowicach o 17.00 rozpocznie się papieski koncert

„Totus Tuus”.

Przez całą niedzielę przed wszystkimi kościołami trwać będzie kwesta na fundusz stypendialny dla uzdolnionej młodzieży, pochodzą- cej z niezamożnych rodzin. Na te- renie diecezji bielsko-żywieckiej z takiej pomocy korzysta obecnie 95 gimnazjalistów, uczniów szkół śred- nich, a nawet studentów.

W poniedziałek, 16 październi- ka, dokładnie w 28. rocznicę wybo- ru kardynała Karola Wojtyły na pa- pieża, w gmachu Poczty Głównej w Bielsku-Białej otwarta zostanie wystawa filatelistyczna pt. „Dzień Papieski”, przygotowana przez Za- rząd Okręgu Beskidzkiego Polskie- go Związku Filatelistów. (ak)

Pomnik, koncerty, wystawy, kwesty

●Województwo śląskie ma - jako jedyny region w Polsce - własny krój pisma. Powstał on na zamó- wienie Urzędu Marszałkowskie- go, który będzie go wykorzystywał w materiałach promocyjnych. Ślą- skie pismo zostanie zaprezento- wane na wystawach w Katowi- cach i Cieszynie.

●Meszna (gmina Wilkowice) za- jęła drugie miejsce w konkursie

„Piękna wieś województwa ślą- skiego”, zorganizowanym przez Urząd Marszałkowski w Katowi- cach. Pierwszego miejsca kapitu- ła konkursowa nie przyznała.

●Bielski oddział Polskiego Towa- rzystwa Psychologicznego i ślą- ski oddział Stowarzyszenia Za- stępczego Rodzicielstwa zorgani- zowały konferencję „Dziecko z FAS w diagnostyce i pomocy psy- chologicznej”. FAS (Fetal Alkohol Syndrom) to Alkoholowy Zespół Płodowy.

●W Bielsku-Białej operację wią- zadła kolana przeprowadził dr Jürgen Eichhorn z Niemiec - je- den z największych na świecie au- torytetów w chirurgii kolana.

●W kilka godzin na Hali Boraczej powstał gigantyczny oscypek, ze 150 litrów mleka w wielkiej formie z lipowego drewna. Ważył 7,3 kg.

Osiągnięcie trafi do Księgi Guin- nessa.

●W Szczyrku odbyły się powia- towe zawody młodzieżowych drużyn pożarniczych. Wzięło w nich udział 10 zespołów dziew- cząt i 15 ekip chłopców. Wśród dziewcząt wygrała drużyna OSP Bystra, wśród chłopców drużyna z Bronowa. (fa)

FOTO: NATASZA WYSOCKA

●W Brzezince spotkały się oso- by (lub ich potomkowie), które utraciły majątki na rzecz budowy obozu Auschwitz-Birkenau i do tej pory nie otrzymały za to odszko- dowania. Założono stowarzysze- nie, które walczyć będzie, by po- szkodowani przez III Rzeszę otrzymali zadośćuczynienie za zajęte domy i dobytek.

●W Brzeszczach rozpoczął dzia- łalność Uniwersytet Trzeciego Wieku. Inauguracyjny wykład

„Człowiek we współczesnym świecie” wygłosił europoseł Jan Olbrycht.

●Licealiści z Zespołu Szkół To- warzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu gościli rówieśników z Iwanofrankowska na Ukrainie.

Przyjezdni m.in. zwiedzili miasto i Państwowe Muzeum Auschwitz- Birkenau oraz wspólnie z młody- mi oświęcimianami wzięli udział w warsztatach na temat tolerancji i nacjonalizmu.

●Ponad 26 tys. zł zebrano pod- czas koncertu charytatywnego, jaki w jordanowskiej remizie zor- ganizowało Stowarzyszenie Trzeźwości „DOM”. Pieniądze wy- korzystane będą na dokończenie remontu części rehabilitacyjnej dla niepełnosprawnych w jorda- nowskim Środowiskowym Domu Samopomocy.

●Rowerowe akrobacje Tomasza Kramarczyka, Sylwestra Gębali i Wojciecha Czermaka, zawodni- ków Aquili Wadowice, uwieczniła ekipa czeskiej TV Ostrava, która w Wadowicach kręciła krótki film o tym mieście.

●Oddział noworodkowy oświę- cimskiego Szpitala Powiatowego wzbogacił się o respirator. Zakup sprzętu, kosztującego ponad 69 tys. zł, sfinansował powiat. Urzą- dzenie służyć będzie również pa- cjentom oddziałów dziecięcego i chirurgii dziecięcej. (boa)

(3)

12 X 2006 I www.kronika.beskidzka.pl 3

aukę w ATH zacznie w tym roku około dziewięciu tysięcy studentów, z tego około trzy tysiące na pierwszym roku. Uczelnia, którą utworzono na bazie filii Politechniki Łódzkiej, ma już pięć lat i od tego czasu wypu- ściła około dwunastu tysięcy ab- solwentów. Obecnie można kształcić się na pięciu wydziałach:

Budowy Maszyn i Informatyki, Nauk o Materiałach i Środowisku, Zarządzania i Informatyki, Huma-

Gaudeamus w podbeskidzkich uczelniach

W podbeskidzkich uczelniach rozpoczyna się nauka.

Najwcześniej, bo już 30 września, zainaugurowano nowy rok akademicki w Bielskiej Wyższej Szkole Biz- nesu i Informatyki im. J. Tyszkiewicza. Ruszyła też naj- większa podbeskidzka uczelnia - Akademia Technicz- no-Humanistyczna w Bielsku-Białej. Gaudeamus za- brzmiało tam 6 października.

onferencja prasowa, zorga- nizowana przez Prokuratu- rę Apelacyjną w Katowi- cach 2 października, na której dziennikarzy prasowych nie było, mimo to odbiła się w prasie szero- kim echem. Gazety - na podstawie zebranych poza konferencją infor- macji - obszernie informowały o sensacyjnych efektach prowadzo- nego w Bielsku-Białej śledztwa.

Wynikało z nich, że bielski sędzia i prokuratorka umoczeni są w aferę korupcyjną, a sędziemu dodatko- wo planuje się przedstawić zarzu- ty kierowania zorganizowaną gru- pą przestępczą. Tydzień temu nie chciano nawet ujawnić ich inicja- łów, co rzutować musiało na całe bielskie środowisko sędziowskie i prokuratorskie. Do jednego worka bowiem - wraz z dwojgiem prawni- ków, którym zamierza się po uchy- leniu immunitetów przedstawić ko- rupcyjne zarzuty - anonimowo do- rzucono całą ich garść. W tym gro- nie - informowała tydzień temu

„Kronikę” szefowa bielskiej Proku- ratury Okręgowej - może być na- wet dziesięć osób zatrudnionych w prokuraturze i sądzie (...).

Bazując wyłącznie na praso- wych doniesieniach, prokuratorzy Prokuratury Rejonowej w Bielsku- Białej wystosowali skargę do mini- stra sprawiedliwości. Swoją pracę staramy się wykonywać rzetelnie.

Poświęcamy jej bardzo wiele cza- su, kosztem życia prywatnego, ze szkodą dla naszych rodzin. Nie da- liśmy żadnego powodu, aby stoso- wać wobec nas tego rodzaju środki represji, jak publiczne znieważanie i pomawianie nas. Organizowanie aktów publicznego oburzenia nie służy wymiarowi sprawiedliwości, a szczególnie szkodliwe jest w spra- wach o charakterze bardziej skom- plikowanym, jak śledztwo, które było przedmiotem konferencji. Nie oba- wiamy się prawidłowych ustaleń tego postępowania. Obawiamy się manipulacji i pragniemy wyrazić nadzieję, że działania tego rodzaju podejmowane nie będą. Zwracamy się z uprzejmą prośbą, aby dla do- bra Prokuratury i dla prawidłowego wykonywania przez nią jej ustawo- wych zadań - zechciał Pan Minister nakazać powrót do dobrej praktyki, aby sukcesy śledztw prezentować nie przed przedstawieniem zarzutów

najważniejszym podejrzanym, ale po zakończeniu postępowania, a najlepiej po sporządzeniu aktu oskarżenia - m.in. czytamy w skar- dze podpisanej przez 12 prokurato- rów. A więc nie wszystkich zatrud- nionych w Prokuraturze Rejonowej, ale większość. Jak wiemy nieoficjal- nie, parę osób nie chciało podpisać skargi, a parę choć chciałoby, to z uwagi na nieobecność - nie mogło.

Jak wynika z odpowiedzi Małgo- rzaty Bednarek, Prokurator Okręgo- wej, poproszonej przez „Kronikę” o skomentowanie pisma prokurato- rów, jest ona przekonana, że postę- powanie zwierzchników względem swoich podwładnych jest jak najbar- dziej na miejscu. Jedynym komen- tarzem do tego pisma jest to, że ja jako Prokurator Okręgowy w Biel- sku-Białej będę - wbrew sugestiom zawartym w tym piśmie - inform- ować na bieżąco opinię publiczną o wszystkich przypadkach dot. niepra- widłowości w podległych mi jednost- kach prokuratury, a w szczególno- ści o przypadkach stwierdzonych przestępstw jakich dopuścili się czy to prokuratorzy czy to inni przedsta- wiciele wymiaru sprawiedliwości.

Niedopuszczalne jest bowiem ukry- wanie tych wstydliwych aspektów dot. wymiaru sprawiedliwości przed opinią publiczną w tym przed czy- telnikami „Kroniki Beskidzkiej”.

Moim zdaniem opinia publiczna za- sługuje na tego typu informacje, jak najwcześniej jest to możliwe z uwa- gi na dobro toczących się postępo- wań z tego chociażby powodu, że dot. ona osób, które z urzędu po- wołane są do przestrzegania prawa i jego egzekwowania od obywateli i oni szczególnie winni stać na stra- ży praworządności. O jakiejkolwiek więc represji medialnej nie może być mowy, z tego chociażby względu, że przedstawiciele mediów mają pra- wo i obowiązek informować o wszystkich bulwersujących przy- padkach w tym dot. prokuratorów i sędziów. Te grupy zawodowe prze- cież nie są wyłączone spod oceny

opinii publicznej i nie należą do grup tzw. „nietykalnych”.

Prokurator Bednarek zwróciła również uwagę, że jednym z sygna- tariuszy pisma do ministra sprawie- dliwości jest prokurator, przeciwko któremu toczy się przed opolskim sądem sprawa karna, a ona sama wniosła o wszczęcie przeciwko nie- mu postępowania dyscyplinarnego za przestępstwa popełnione przez tego prokuratora. Zupełnie jej na- tomiast nie przeszkadza, że jed- nym z prokuratorów powołanych przez nią do prowadzenia śledztwa w sprawie bielskich prawników jest prokurator, przeciwko któremu rów- nież prowadzone jest postępowa- nie dyscyplinarne (...) wiem, że ta- kie postępowanie się toczy - odpo- wiada na nasze pytanie z tym zwią- zane Małgorzata Bednarek - nie znam jego zakresu.

Nie znając zakresu postępowa- nia dyscyplinarnego w sprawie pro- kuratora prowadzącego śledztwo przeciwko innym prokuratorom, prokurator Bednarek ma jednak duże zaufanie do jakości jego pra- cy. Autorka tego artykułu, choć zna tylko nieoficjalnie przypisywane temu prokuratorowi zarzuty, na miejscu pozostałych nie spałaby spokojnie. Ale oni mogą. Swoją postawą prokurator bowiem - jak czytamy w piśmie ich przełożonej - (...) naprawia wszystkie ewentual- ne popełnione przez siebie błędy i życzę wszystkim podległym mi pro- kuratorom takiej samej postawy al- bowiem tylko poprzez wykonywa- nie rzetelnie i uczciwie swoich obo- wiązków mogą oni odzyskać zaufa- nie opinii publicznej i tym samym odzyskać dobre imię.

Tak więc, prokuratura obrzuca błotem publicznie i równo - nie dzie- ląc na winnych i niewinnych - swo- ich pracowników, a następnie ich przełożona wskazuje wzorzec, którego naśladowanie pozwoli im o d z y s k a ć dobre imię. Nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać.

TERESA MADEJ

Dok. ze str. 1

Gang z sędziami i prokuratorami ? (cd.)

● ●

● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA ●●●●● bielskim ratuszu na tape- tę wrócił temat sprzeda- ży miejskich lokali użyt- kowych ich aktualnym najemcom.

Sprawa spaliła jednak na panew- ce, bo radni nie zgodzili się na ko- lejne transakcje.

10 października na przedostat- niej już sesji w tej kadencji samo- rządu zebrała się Rada Miejska Bielska-Białej. Radni pracy mieli sporo, bo porządek obrad liczył po- nad sześćdziesiąt punktów. Jeden z nich dotyczył poruszanej już na łamach „Kroniki” sprawy zamiany nieruchomości między gminą Biel- sko-Biała a spółką Beskidzki Hurt Towarowy. Rajcy zgodzili się od-

dać tej spółce - w zamian za daw- ne koszary ZOMO - należące do gminy nieruchomości oraz dopła- cić do transakcji blisko 800 tysię- cy złotych z uwagi na fakt, iż za- mieniane nieruchomości są różnej wartości. Przejęty od BHT budynek gmina chce adaptować na miesz- kania komunalne, których będzie tam aż sto.

W trakcie sesji wrócił też temat sprzedaży najemcom należących do gminy lokali użytkowych, któ- rych jedenaście - jak już pisaliśmy - zdecydowano się sprzedać pod- czas wrześniowej sesji. Tym razem chodziło o dwa lokale w budynku przy ulicy Stojałowskiego 10. W

nistyczno-Społecznym, Nauk o Zdrowiu. Największą popularno- ścią cieszy się Zarządzanie i In- formatyka.

Rok akademicki rozpoczęły też inne podbeskidzkie uczelnie. 7 paź- dziernika odbyła się uroczysta in- auguracja w Wyższej Szkole Ban- kowości i Finansów w Bielsku-Bia- łej. 9 października ruszył Bielski Ośrodek Naukowo-Dydaktyczny Akademii Ekonomicznej w Biel- sku-Białej. (ep)

obu prowadzona jest działalność krawiecka. Podczas obu głosowań górę wzięli jednak przeciwnicy sprzedawania tych nieruchomości ich najemcom.

Podczas sesji radni postano- wili także przeznaczyć z miejskie- go budżetu 25 tysięcy złotych na inwestycje związane z miejskim schroniskiem na Koziej Górze.

Pieniądze te mają być wydane na pompę, piec i pokrycie dachu bu- dynku gospodarczego. Przy tej okazji radny Józef Heczko przy- pomniał, że niewykonanie części planowanych w schronisku inwe- stycji było powodem odebrania tego obiektu dzierżawiącym je

harcerzom ze Związku Harcer- stwa Rzeczpospolitej. Heczko chciał się dowiedzieć, czy nie jest przypadkiem tak, że harcerzy usunięto z uwagi na niezrealizo- wane inwestycje, a teraz, kiedy schronisko ma innego dzierżaw- cę, te inwestycje chce się wyko- nać za pieniądze miasta. Przed- stawiciele władz miasta zapew- niali, że ZHR tych inwestycji nie miał realizować. (hos)

39879/300806

Rektor ATH Marek Trombski podczas immatrykulacji studentów. FOTO: EL

ŻBIETA PIZNAL

● ●

● ● REKLAMA ● ● ● ● ● REKLAMA

Setka mieszkań, inwestycje na górskim szczycie i...

(4)

I 12 X 2006 www.kronika.beskidzka.pl

4

Kamera na odludziu i...

Blankiety jak z Telekomunikacji Polskiej

ROZBUDOWA SYSTEMU

Ratusz zadowolony z efektów tego pomysłu system rozbudowu- je. W centrum kamer przybywa, a w planach jest także ich ekspan- sja na bielskie blokowiska. Ostat- nio kamera pojawiła się jednak w miejscu dość osobliwym - na wzgórzu Trzy Lipki. Czyli na kom- pletnym odludziu, odwiedzanym na co dzień jedynie przez space- rowiczów i zakochane pary. Usta- wienie kamery w tak egzotycznym miejscu rodzi uzasadnione pyta- nie: czy w Bielsku-Białej nie ma bardziej niebezpiecznych miejsc, wymagających reje- strowania tego, co tam się dzieje? Odpowiedź nasuwa się sama - oczywiście, takich miejsc jest wiele.

Na myśl nasuwa się kilka bielskich skrzyżowań i przejść dla pieszych. Na przy- kład przy dworcu PKP niemal nagminnie kierowcy jadący ulicą Warszawską od strony Katowic pędzą przez skrzyżo- wanie z Piastowską na czer- wonym świetle, gdy zielone światło pali się już dla tych, którzy zjeżdżają z Piastowskiej.

Albo skrzyżowanie Bora-Komo- rowskiego z Leszczyńską. Tam też bez trudu można zobaczyć szaleńców pędzących przez skrzyżowanie mimo czerwonego światła. Tego, że jest to bardzo niebezpieczne miejsce, najlepiej dowodzą stojące obok skrzyżowa- nia krzyże.

Zasady ruchu drogowego nie- mal nagminnie są też łamane na przejściu dla pieszych przez ulicę 3 Maja, obok hotelu Prezydent.

Wielu kierowców przejeżdża tam przez pasy na czerwonym świe- tle, niemal ocierając się autami o pieszych. Podobnych miejsc, gdzie kamery monitoringu mogły- by zarejestrować wyczyny waria- tów za kółkiem, jest w Bielsku wię-

cej. Dlaczego więc ratusz nie wal- czy z plagą drogowych piratów, ale bacznie kontroluje to, co dzie- je się na Trzech Lipkach?

NA FALACH RADIOWYCH

Andrzej Grzegorzek, komen- dant bielskiej straży miejskiej, w siedzibie której znajduje się cen- trala monitoringu, wyjaśnia, że kamera na Trzech Lipkach poja- wiła się z dwóch powodów: po pierwsze, często dochodziło tam do dewastacji cokoła krzyża, ta- blicy informacyjnej, rosnących na

wzniesieniu lipek oraz ławek. Po drugie, mieszkańcy Starego Biel- ska twierdzili, że jest tam niemal hurtowy punkt sprzedaży narkoty- ków. Szef bielskiej straży miejskiej zapewnia przy tym, że kamera na Trzech Lipkach to jedynie urzą- dzenie doświadczalne. Działa w oparciu o fale radiowe, a nie o przekaz kablowy jak inne miejskie kamery. Ma ona pokazać, czy sys- tem radiowy nadaje się do zasto- sowania w mieście.

Na razie efekt tego doświad- czenia nie jest zadowalający i fir- ma, która proponuje ratuszowi monitoring radiowy, pracuje nad poprawą jakości przekazu. Jedno- cześnie Andrzej Grzegorzek infor- muje, że miejskie władze myślą również o monitorowaniu tego, co dzieje się na bielskich skrzyżowa-

niach. Prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult polecił bowiem stra- ży miejskiej sprawdzić, czy możli- we jest stałe monitorowanie wy- branego skrzyżowania. Okazało się, że takie miejsca można objąć stałą kontrolą, ale zdaniem An- drzeja Grzegorzka nie byłby to dobry pomysł.

OD PRZYSZŁEGO ROKU ?

- Budowa systemu monitoru- jącego skrzyżowanie na bazie ob- razu przesyłanego drogą kablową jest kosztowna i czasochłonna.

Oczywiście można to zrobić, ale wtedy dotyczyć to będzie tylko jednego czy dwóch skrzyżowań. Kierowcy szyb- ko dowiedzą się, które skrzy- żowania są pod kontrolą i po- jadą na nich zgodnie z prze- pisami. A w innych miejscach będą po staremu łamać prze- pisy. Dlatego moim zdaniem lepszym rozwiązaniem było- by wprowadzenie monitorin- gu opartego na przekazie ra- diowym. Wtedy kamerę moż- na bez problemu przemiesz- czać i zawieszać w rejonie różnych skrzyżowań. Kierow- cy nie wiedząc, które skrzyżowa- nie jest aktualnie monitorowane, musieliby uważać wszędzie - mówi Andrzej Grzegorzek. Jego zdaniem monitoring radiowy może w Bielsku-Białej ruszyć już w przy- szłym roku. Wtedy oprócz miej- skich blokowisk, pod czujnym okiem kamer znalazłyby się tak- że miejskie skrzyżowania. Szef bielskiej straży miejskiej potwier- dza jednocześnie, że kamery mogą być skuteczną bronią w walce z drogowymi piratami.

Obecnie prowadzone jest postę- powanie wobec dwóch kierowców, którzy na czerwonym świetle prze- jechali przez skrzyżowanie na bielskim Wzgórzu. Ich czyn zare- jestrowała kamera spod zamku.

SŁAWOMIR HOROWSKI

O służbie zdrowia mówiło i pisało się w ostatnich latach bardzo dużo. Przeważnie były to mało pochlebne opinie i komentarze. Pacjentom zmuszonym skorzystać z usług przy- chodni lub szpitali często przydarzają się historie, które wywołują u nich co najmniej zdziwienie. Nie inaczej jest w przypadku pewnej bielszczanki, której matka przeszła w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej operację nogi.

obieta - chcąca zacho- wać anonimowość - wy- jaśnia, że chodziło o pla- nowy zabieg, o terminie którego jej matka była poinformowana już kilkanaście dni wcześniej. O oznaczonej porze zgłosiła się więc do przyszpitalnej izby przy- jęć. Tam zdziwiła się po raz pierwszy. Jak wyjaśnia córka, na przyjęcie do szpitala musiała czekać ponad dwie i pół godziny.

Na tym jednak nie koniec. Po raz kolejny zdziwiła się, gdy od pie- lęgniarki - już na oddziale - usły- szała, że jej matka nie zostanie umieszczona na Oddziale Chirur- gii Ogólnej, na który została przy- jęta, lecz na usytuowanym na tym samym piętrze Oddziale We- wnętrznym. W kolejne zdziwienie

wprawiło ją to, że w sali, do któ- rej została skierowana jej mama, nie było przygotowanego dla niej łóżka, mimo iż stawiła się na umó- wiony wcześniej zabieg. - Mama musiała czekać siedząc na szpital- nym korytarzu prawie dwie godzi- ny - żali się córka pacjentki do- dając, że to nie wszystko. Kolej- ny bowiem raz ogarnęło ją - tym razem największe - zdziwienie po tym jak pielęgniarka z chirurgii, która przyjmowała jej mamę za- komunikowała, że jeśli pacjentka będzie coś potrzebować, to nie powinna wzywać pielęgniarek z Oddziału Wewnętrznego, na któ- rym ją umieszczono, lecz z Od- działu Chirurgii Ogólnej, na który ją przyjęto. W tym celu powinna pofatygować się na właściwy od-

dział, czyli ten po drugiej stronie korytarza. - W normalnej sytuacji nie byłoby z tym większego pro- blemu, wszak chodziło o pokona- nie kilkunastu metrów. Jednak dla osoby starszej, na dodatek po operacji nogi, było to zadanie po- nad siły - mówi córka.

Na szczęście na tym proble- my się skończyły. Pacjentka zo- stała zoperowana, zabieg się udał i szybko wróciła do zdrowia.

Na tym można by zakończyć tę historię, gdyby nie drobny szcze- gół. Otóż na ścianie izby przyjęć wywieszono umieszczony w ramce duży artykuł z gazety, z którego wynikało, że Szpital Wo- jewódzki w Bielsku-Białej to pla- cówka świetnie zarządzana i no- towana bardzo wysoko w ogól-

nopolskim rankingu. - Ciekawe jak wygląda sytuacja w szpita- lach z dołu listy? - zastanawia się kobieta.

Rzecznik Szpitala Woje- wódzkiego Jolanta Trojanowska komentując tę sytuację nie kry- ła, że nie dostrzega w tym zda- rzeniu nic szczególnego czy na- gannego. Przyznała również, że faktycznie Oddział Chirurgii Ogólnej posiada do dyspozycji jedną trzyosobową salę na tere- nie sąsiadującego z nim Oddzia- łu Wewnętrznego, lecz rozwiąza- nie takie wprowadzono wyłącz- nie w trosce o dobro pacjentów.

- W innym przypadku niektórzy pacjenci chirurgii musieliby leżeć na korytarzu - mówi Jolanta Tro- janowska, dając tym samym do zrozumienia, że oddział chirur- giczny jest za ciasny w stosun- ku do potrzeb. Zdaniem rzecz- niczki rozwiązanie takie nie sta- nowi dla pacjentów żadnej uciąż- liwości, a swoją opinię na ten temat bierze stąd, iż do tej pory żaden z „oddelegowanych” na oddział wewnętrzny pacjentów nie uskarżał się na swój los.

Uwagi naszej czytelniczki były pierwszymi, jakie za pośrednic- twem redakcji dotarły do SW - twierdzi Jolanta Trojanowska.

MARCIN PŁUŻEK

Nie wzywać pielęgniarki !

(Dok. ze str. 1)

Miejski monitoring funkcjonuje w Bielsku-Białej od kilku lat. Kamery śledzą to, co dzieje się w ścisłym centrum miasta. Między innymi są pod zamkiem, na ulicy 11 Listopada i na Rynku. Ujęto dzięki nim na przykład piromana podpalającego kosze na śmieci, kilku wandali rozbijających przystankowe szyby, sporą grupkę złodzie- jaszków okradających nietrzeźwych mężczyzn, bandytów katujących niewinnych ludzi.

Blankiety wpłat na blisko 400 zł łudząco przypominają faktury Telekomunikacji Polskiej, jakie co miesiąc otrzy- mują miliony Polaków. Wystawcą ich jest jednak spółka Publikacje Polskiej Telefonii, a nie TP. - Byłam przeko-

nana, że to faktura Telekomunikacji Polskiej, później - że opłata za książkę telefoniczną. Na druku podano nawet termin płatności! - mówi jedna z bielszczanek, która otrzy-

mała blankiet.

- Nie mamy z tą firmą nic wspólnego i nie pobieramy od abo- nentów opłat za książki telefonicz- ne - odcina się TP. A ludzie, któ- rzy nie doczytają ledwo widoczne- go bladego tekstu na odwrocie, czyli ogólnych warunków umowy, wpłacają pieniądze, wplątując się w niezłe tarapaty...

- W ubiegłym tygodniu odebra- łam kilkanaście sygnałów od za- niepokojonych bielszczan, którzy otrzymali takie blankiety wpłat. Byli to zarówno przedsiębiorcy, jak i osoby prywatne - mówi Irena Krza- nowska, rzecznik konsumentów w bielskim Starostwie Powiatowym.

- Prawie wszyscy byli przekonani, że wysłała je Telekomunikacja Polska. Kilka osób zapłaciło dla świętego spokoju, aby nie mieć kłopotów. Po przeanalizowaniu druku okazało się, że nie jest to żadna faktura, ale oferta umiesz- czenia ogłoszenia na stronie inter- netowej. Wszystko jest wytłuma- czone srebrnym drukiem na od- wrocie, którego wielu konsumen- tów w ogóle nie zauważyło. Podob- nie jak i drobnego zapisu, że płat- ność jest dobrowolna.

Z informacji na odwrocie wy- nika, że uiszczenie opłaty jest równoznaczne z zawarciem umo- wy na dwanaście miesięcy, a je- śli na miesiąc przed końcem klient jej nie wypowie - zostanie auto- matycznie przedłużona na kolej- ny rok. Okazuje się też, że 387,35 zł nie jest opłatą roczną, lecz sta- nowi jej znikomą zaledwie część.

Po zapłaceniu 387,35 zł klient otrzyma bowiem fakturę na trzy- krotnie wyższą kwotę, a później jeszcze dwie takie same. Dopie- ro w drugim roku kwartalna opła- ta wynosi 387,35 zł... W ciągu ośmiu dni od opłacenia oferty klient może odstąpić od umowy na piśmie. PPT deklarują, że wtedy zwrócą pieniądze.

Z sygnałów odbieranych od czytelników wynika, że blankiety PPT otrzymują mieszkańcy całego Podbeskidzia. Wcześniej spółka rozsyłała je w innych regionach kra- ju. - Poinformowaliśmy media o całej sprawie, prosząc o jej nagło- śnienie - mówi „Kronice” Mariusz Lach z biura prasowego TP w War- szawie. Nie wyklucza, że TP będzie jeszcze w inny sposób informować abonentów o sprawie. W czerwcu spółka Ditel, jako jedyna wydająca

książki telefoniczne dla TP, zgłosi- ła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestęp- stwa. Chodziło o podszywanie się pod innego przedsiębiorcę.

- Postępowanie sprawdzające nie uprawdopodobniło, że czyn za- broniony miał miejsce, wydano więc postanowienie o odmowie wszczę- cia dochodzenia. Nie jest ono pra- womocne - mówi Jolanta Wrońska, zastępca prokuratora rejonowego Warszawa Śródmieście.

TP wystąpiła przeciwko PPT o naruszenie praw autorskich. Wzór faktury TP, którą łudząco przypo- mina oferta PPT, jest bowiem za- strzeżony.

Abonentom pozostaje wnikliwe oglądanie każdego druku, zwłasz- cza przypominającego rachunek telefoniczny. Blankiety PPT opłaci- ły nawet poważne instytucje, bory- kające się na co dzień z problema- mi finansowymi... (efa)

(5)

12 X 2006 I www.kronika.beskidzka.pl 5

● Wpompowana kasa ● Poręczony kredyt

Bielsko-Bialskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego miało być jedną z dróg do roz- wiązania w stolicy Podbeskidzia problemu braku mieszkań. Wyszło jednak inaczej. Dziś TBS jest dla ratusza problemem. Podobnie jak dla niektórych jego mieszkańców. Z kolei dla TBS-u problemem jest... część lokatorów!

ajątek TBS-u to 296 mieszkań, 6 lokali użytko- wych i 163 garaże. Mają- tek zbyt mały, aby spółka w oparciu o niego mogła normalnie funkcjono- wać. Co prawda przed kilku laty były projekty budowy kolejnych TBS- owskich domów, ale obecne władze miasta sprzeciwiły się dalszemu pompowaniu w tę spółkę miej- skich pieniędzy. A wcześniej ratusz włożył w TBS sporo - miasto wniosło do spółki ka- pitał wart blisko 12 milionów złotych! Prócz tego gmina po- ręczyła spółce długotermino- we kredyty bankowe na ponad 8 milionów złotych.

Obecne władze Bielska niechęć do inwestowania w TBS tłumaczyły następująco:

budowa mieszkań, których na- jemcy nie mogą kupić na wła- sność w obecnych realiach mija się z celem. Tym bardziej, że - jak dowodzili przedstawi- ciele miasta - wbrew zapowie- dziom, TBS wcale nie budowa- ło domów tak tanio, jak miało to robić. Sytuacja stała się więc patowa. TBS bez wsparcia miasta nie mogło zbudować nowych domów, a zbudowane dotąd nieruchomości nie za- pewniają spółce wpływów na poziomie, który umożliwiałby jej normalne funkcjonowanie.

Tym bardziej, że TBS z własnej kieszeni musi ponosić koszty części remontów i napraw gwarancyjnych, które tak napraw- dę powinni zrobić wykonawcy jego inwestycji. Sęk w tym, że dwie fir- my wykonawcze padły i nie sposób od nich wyegzekwować należnych gwarancji.

W latach 2002-2005 bieżące remonty kosztowały TBS 167 ty- sięcy złotych. Szacunkowy koszt tegorocznych na-

praw to 431 tysię- cy zł. Spółki na takie wydatki nie stać, więc musi o pomoc prosić wła- ściciela, czyli biel-

ski ratusz. Ten w tym roku wsparł spółkę kwotą 300 tysięcy złotych.

A także kamienicą przy ulicy Bar- lickiego, którą wcześniej dzierżawi- ła Fundacja Rozwoju Miasta. Ka- mienica na razie nie przynosi TBS- owi krociowych zysków. Dochód z najmu lokali wynosi miesięcznie około 3,5 tysiąca zł. Co prawda sza- cunkowo kamienica może przyno- sić miesięcznie nawet jedenaście tysięcy złotych dochodu. Ale po pierwsze, musiałaby zostać w ca- łości wynajęta różnym dzierżaw- com z czym jest kłopot, a po dru- gie, budynek wymaga remontu.

Sama kamienica trudnej sytuacji TBS-u więc nie zmieni.

O tym, co czeka tę miejską spół- kę zdecydują ci, którzy po listopa-

dowych wyborach zasiądą w biel- skim ratuszu. Łatwego zadania z pewnością mieć nie będą. Ale pro- blemem TBS-u jest nie tylko zbyt mała liczba nieruchomości, które posiada i którymi zarządza. Na ko- niec 2005 roku zaległości czynszo- we lokatorów tej spółki wynosiły 246 tysięcy złotych. W cią-

gu tego roku kwota ta nieco wzro- sła i we wrześniu wyniosła około 270 tysięcy. Aż 110 tysięcy zło- tych z tej sumy stanowią zaległo- ści objęte sprawami sądowymi.

Spółka - jak twierdzą przedstawi- ciele władz miasta - aktywnie sta- ra się egzekwować czynszowe na- leżności, ale nie zawsze może to skutecznie robić.

Nawet wyrok eks- misyjny nie musi wcale oznaczać, że zalegający z czynszem lokator wreszcie się wy- prowadzi. Jeśli nie ma dla niego in- nego lokalu, mieszka dalej w TBS- ie i oczywiście

dalej nie płaci.

TBS ma pro- blemy z lokatora- mi, którzy nie płacą. Z kolei część z tych, któ- rzy płacą skarży się na problemy

z... TBS-em! - Niedawno w na- szym budynku przeprowadzono wymianę mierników ciepła. Zmia- na polega na tym, że stare ope- rowały metrami sześciennymi, a nowe dżulami. Jak dowiedzieli- śmy się z rozmów z wykonawcą remontu, inwestycja ta kosztowa- ła około 25 tysięcy złotych. Dla

nas to nic innego jak wyrzucanie pieniędzy w błoto - mówi mieszka- niec TBS-owskiego budynku na rogu Młyńskiej i Reymonta. Doda- je on, że przy okazji tej zmiany zli- kwidowano także kaloryfery na klat- kach schodowych. Część miesz- kańców cieszy się, że nie będzie bez- sensownego ogrzewania pustych po- mieszczeń i rachunki za ciepło spad- ną. Ale część obawia się, że brak kaloryferów może skutkować przemarzaniem ścian, grzybem i pleśnią.

Zdzisław Matulewicz, pre- zes Bielsko-Bialskiego TBS-u zapewnia, że brak kaloryfe- rów na klatkach schodowych nie będzie miał negatywnych skutków. - Zdaniem specjali- stów od spraw cieplnych brak kaloryferów na klatach schodowych nie spowoduje przemarzania ścian czy poja- wienia się grzyba, a ich obec- ność sprawiała, że ogrzewa- no puste pomieszczenia mar- nując sporo energii. Gdyby jednak okazało się, że eksper- ci się pomylili i pojawią się ne- gatywne skutki braku kalory- ferów, to po prostu na powrót je zamontujemy - mówi Zdzi- sław Matulewicz.

Wyjaśnia on jednocześnie przy- czynę zmiany mierników ciepła w mieszkaniach na rogu Reymonta i Młyńskiej. Otóż - zdaniem szefa TBS-u - budując ten blok w miesz- kaniach nie zamontowano profesjo- nalnych mierników ciepła, a tańsze wodomierze. I za ich pomocą, przy użyciu skomplikowanego przeliczni- ka, ustalano zużycie ciepła w miesz- kaniach. Część mieszkańców zgła- szała jednak skargi, mając zastrze- żenia do rzetelności pomiaru zuży- wanego ciepła. Ponieważ w dodat- ku wodomierze mierzące ciepło utraciły licencję dopuszczającą je do użytku, władze TBS-u uznały, że najsensowniej będzie zastąpić je profesjonalnymi miernikami ciepła.

W tej sytuacji rodzi się jednak pytanie - dlaczego w budynku zbu- dowanym zaled- wie kilka lat temu od razu nie za- montowano profesjonalnych mier- ników ciepła? Na ten temat pre- zesowi Matulewiczowi trudno się wypowiadać, bo to nie on, a po- przednie władze TBS-u realizo- wały tę inwestycję. Przypuszcza jedynie, że w ten sposób szuka- no oszczędności.

Tekst i foto: SŁAWOMIR HOROWSKI TBS-owski blok przy zbiegu Reymonta i

Młyńskiej, według wiszącej na ścianie tabli- cy, był modelową wręcz budową roku 2000...

Dlaczego w budynku zbudo- wanym zaledwie kilka lat temu zamiast profesjonal- nych mierników ciepła za- montowano... wodomierze?

Siedem bielskich spółdzielni mieszkaniowych zatrudnia łącznie aż ćwierć tysiąca pracowników! Oczywiście na koszt swoich lokatorów. W dodatku wśród spółdzielni są liderzy zatrudnienia, którzy pracowników w stosunku do liczby mieszkań mają wyjątkowo dużo. Bardzo poważ- nym problemem jest też czynszowe zadłużenie, które czasami osiąga wręcz gigantyczne rozmiary.

Bielskie spółdzielnie w liczbach

ielskie spółdzielnie miesz- kaniowe tylko z pozoru są do siebie bardzo podobne.

W szczegółach sprawa wygląda zupełnie inaczej. Na przykład spół- dzielnia Podgórska zatrudnia - w przeliczeniu na liczbę posiadanych mieszkań - ponad trzy razy więcej pracowników niż Strzecha czy Beskidzka! Z kolei na Sarnim Sto- ku zaległości w płaceniu czynszów są blisko siedem razy większe niż w spółdzielni Śródmiejskiej.

ARMIA PRACOWNIKÓW

Autorzy przygotowywanej na rzecz bielskiego ratusza „Strate- gii mieszkalnictwa dla gminy Biel- sko-Biała do 2015 roku” analizie poddali też sytuację bielskich spółdzielni mieszkaniowych. Pod lupę wzięto siedem największych spółdzielni w mieście - Beskidz- ką, Karpacką, Strzechę, Podgór- ską, Złote Łany, Śródmiejską i Sarni Stok. Zestawienie danych dotyczących tych spółdzielni w kilku punktach robi dość zaska- kujące wrażenie. Biorąc pod uwa- gę liczbę lokali mieszkalnych, naj- większą bielską spółdzielnią jest Strzecha, która takich lokali ma 7017. Drugie miejsce zajmują Zło- te Łany (5748 mieszkań), trzecie spółdzielnia Beskidzka (5190 mieszkań), a czwarte Karpacka (3593). Śródmiejska ma 2618 lo- kali mieszkalnych, Sarni Stok 1447, a Podgórska tylko 877.

Wymienionych siedem bielskich spółdzielni zatrudnia łącznie ćwierć tysiąca ludzi! Dokładnie pracowników wszystkich spół- dzielni jest 257. Co ciekawe, naj- więcej osób nie zatrudnia wcale największa spółdzielnia jaką jest Strzecha - ma ona 55 pracowni- ków - lecz spółdzielnia Złote Łany - 56 pracowników, która ma o po- nad tysiąc dwieście mieszkań mniej niż Strzecha. W spółdzielni Beskidzkiej pracują 42 osoby, w Karpackiej - 35, w Śródmiejskiej - 32, w Podgórskiej - 23, a w spół- dzielni Sarni Stok - 14 osób.

MIŁOŚNICY ETATÓW

Bardzo ciekawy efekt daje po- dzielenie liczby mieszkań przez liczbę pracowników danej spół- dzielni. Okazuje się bowiem, że biorąc pod uwagę ten wskaźnik, najmniejsze zatrudnienie ma spół- dzielnia Strzecha - 127,5 miesz- kań na jednego pracownika. W Beskidzkiej ten wskaźnik wynosi 123,5, na Sarnim Stoku - 103,3, na Złotych Łanach i w spółdzielni Karpackiej - 102,6. Mniej niż sto mieszkań przypada na jednego pracownika spółdzielni Śródmiej- skiej - 81,8 i Podgórskiej - 38,1.

Wynik tej ostatniej, najmniejszej z dużych bielskich spółdzielni robi wręcz szokujące wrażenie. Wy- chodzi bowiem na to, że na jed- nego pracownika Strzechy przy- pada ponad trzy razy więcej mieszkań niż na pracownika Pod- górskiej! Podgórska zatrudnia też o dziewięć osób więcej niż spół- dzielnia Sarni Stok, choć ma o ponad pół tysiąca mieszkań mniej.

Wśród spółdzielczych budyn- ków dominują te zbudowane w la-

tach 1946-1989. Zaledwie dwa- dzieścia cztery spółdzielcze bu- dynki powstały po 1989 roku. 17 z nich należy do spółdzielni Złote Łany, 6 do Śródmiejskiej, a jeden do Strzechy.

Ciekawe jest także zestawie- nie zaległości czynszowych w po- szczególnych spółdzielniach (dane dotyczą roku 2005). W spółdzielni Śródmiejskiej udział zaległości w należnych spółdziel- ni opłatach wynosi 4,38 procent i jest to najlepszy, bo najniższy wy- nik w Bielsku-Białej. W Spółdziel- ni Złote Łany zaległości wynoszą 7,57 procent, w Beskidzkiej - 10,3 procent, w Karpackiej - 12,07 pro- cent, a w spółdzielni Strzecha - 12,19 procent. W Podgórskiej za- ległości to równo 20 procent na- leżnych spółdzielni opłat, a na Sarnim Stoku aż 29,62 procent!

Co więcej, w tej ostatniej spół- dzielni lwia część zaległości się- ga powyżej trzech miesięcy, a ta- kie zaległości są szczególnie trud- ne do wyegzekwowania.

NIECHĘĆ DO CZYNSZU

Anna Majewska, prezes Spół- dzielni Mieszkaniowej Sarni Stok wyjaśnia, że wyjątkowo duże za- ległości czynszowe w tej spół- dzielni mają kilka przyczyn. Mię- dzy innymi taką, że spora część jej lokatorów zapłacenie czynszu uważa za ostatni z możliwych wy- datków. - Ludzie ci mają pienią- dze na komputery, na telefony ko- mórkowe, na samochody, słowem na wszystko, tylko nie na czynsz.

Kolejny problem, to brak miesz- kań socjalnych, do których moż- na by przenieść osoby, wobec których spółdzielnia posiada wy- rok eksmisyjny. Dziś często jest tak, że osoba czy rodzina, która zgodnie z wyrokiem eksmisyjnym powinna mieszkanie w naszej spółdzielni opuścić, nadal w nim mieszka, bo gmina Bielsko-Biała nie jest w stanie zapewnić jej mieszkania socjalnego. I oczywi- ście mieszka w spółdzielczym blo- ku nie płacąc za swój pobyt, przez co zaległości w należnych spół- dzielni opłatach rosną - mówi Anna Majewska.

Jej zdaniem niechęć sporej części lokatorów do płacenia czynszu ma ścisły związek z ge- nezą spółdzielni, która powstała w 1990 roku na bazie hoteli ro- botniczych dawnej FSM. Spora grupa mieszkańców tych hoteli - zdaniem prezes SM Sarni Stok - uważała, że im się wszystko od świata należy i za nic płacić nie muszą. Anna Majewska zapewnia jednocześnie, że na razie nie ma obawy, iż na Sarnim Stoku powtó- rzy się scenariusz, jaki poprzed- niej zimy miał miejsce w jednej z małych bielskich spółdzielni - z powodu dużych zaległości czyn- szowych zabrakło tam pieniędzy na rachunek za ciepło i marzli tak- że ci, którzy czynsz regularnie pła- cili. - Na razie naszym mieszkań- com taka sytuacja nie grozi, ale wszystko ma kiedyś swój koniec.

Nie kryję, że duże zaległości czyn- szowe są bardzo niepokojące - mówi szefowa SM Sarni Stok.

SŁAWOMIR HOROWSKI

Dwie firmy wykonawcze pa- dły i nie sposób wyegzekwo- wać od nich należnych gwa- rancji.

Na szczęście nie trafił w człowieka

Do niecodziennego zdarzenia doszło w sobotę, 30 września, około 13.00. Spadający z dużej wysokości kask skoczka spadochronowego trafił w dach. Siła uderzenia była znaczna - kilka połamanych dachówek spadło na przydomowy chodnik. Łatwo sobie wyobrazić co by się stało, gdyby kask zamiast w dach trafił w człowieka!

W bielskim areoklubie wiedzą o tym niebezpiecz- nym incydencie. Tłumaczą, że był to... wypadek przy

pracy. Kask należał bowiem do bardzo doświadczo- nego skoczka ze Śląska, który wykonał już około trzech tysięcy skoków. Kask, który spadł mu z głowy podczas skoku w Bielsku-Białej, był starego typu, ja- kich dziś się już nie używa. Jednocześnie przedstawi- ciele aeroklubu zapewniają, że aby zapobiec takim wydarzeniom w przyszłości, przeprowadzono dodat- kowe szkolenie skoczków spadochronowych. (hos)

(6)

I 12 X 2006 www.kronika.beskidzka.pl

6

Od pewnego czasu docierają do redakcji głosy oburzenia na sposób, w jaki bielski sanepid traktuje petentów. Chodzi o tak zwane badania na nosicielstwo, wykony- wane przez stacje sanitarno-epidemiologiczne. Muszą się im poddać między inny- mi osoby mające w pracy styczność z żywnością (kucharze, kelnerzy, sprzedawcy) lub bezpośredni kontakt z innymi osobami (pielęgniarki, przedszkolanki). Widać z tego, że sprawa dotyczy sporego grona osób.

Gorący okres w bielskim sanepidzie

rzeprowadzenie badań nie jest skomplikowane.

Wystarczy dostarczyć do stacji sanepidu próbkę kału i po- czekać na wyniki jego analizy.

Problem w tym, że w Bielsku-Bia- łej - jak skarżą się petenci - aby sprawę załatwić trzeba stracić wiele czasu. Wszystko przez ogromne kolejki, tworzące się przed gabinetem, gdzie przyjmo- wane są próbki do analiz. - Ostat- nio straciłem tam ponad trzy go- dziny! - mówi chcący zachować anonimowość mieszkaniec Biel- ska-Białej. Wyjaśnia, że najbar- dziej zdenerwowało go to, w jaki

sposób zorganizowana jest pra- ca laboratorium. Najpierw bo- wiem musiał odstać swoje w ko- lejce przed gabinetem, gdzie przyjmowany jest materiał do badań. - Gdy już tam dotarłem (petenci przyjmowani są pojedyn- czo) dowiedziałem się, że na tym nie koniec udręki. Wysłano mnie do drugiego budynku. Tam bo- wiem znajduje się kasa, a naj- pierw należy zapłacić za badanie.

Dopiero mając w ręce opłacony rachunek mogłem udać się do la- boratorium i załatwić sprawę - mówi oburzony mężczyzna wyja- śniając, że przed gabinetem sta-

ła tak jak poprzednio długa ko- lejka oczekujących, w której męż- czyzna stracił kolejną godzinę.

Jego zdaniem nie trzeba wie- le, aby usprawnić sposób obsłu- gi, tak by klienci nie musieli - chcąc zrobić badanie kału - brać w pracy tego dnia urlopu.

Zwłaszcza że badania na nosi- cielstwo bynajmniej nie są dar- mowe, więc nikt nikomu łaski nie robi. - Badanie kosztuje sporo, bo aż 80 złotych i sanepid tym bardziej - mówi mężczyzna - powinien z większym szacun- kiem podchodzić do klientów la- boratorium.

O wyjaśnienia poprosiliśmy zastępcę dyrektora bielskiej sta- cji sanepidu Józefa Jagosza. Ten przyznał, że faktycznie zdarza się, iż przed drzwiami laboratorium bakteriologicznego tworzą się ko- lejki, nawet sporej długości, lecz jest to - jak podkreślił - zjawisko sporadyczne. - Bywają bowiem okresy, kiedy to przyjmowanych jest dziennie zaledwie kilku peten- tów. Bywa jednak i tak, że jest ich dziennie nawet ponad stu - mówi Józef Jagosz, przyznając, że wte- dy faktycznie trzeba stracić spo- ro czasu. Dodał przy tym, że wrze- sień i początek października to zazwyczaj najbardziej gorący okres w pracy laboratorium. - Z nastaniem roku szkolnego bada- nia na nosicielstwo zrobić muszą bowiem między innymi uczniowie wszystkich szkół gastronomicz- nych i handlowych - mówi dyrek- tor Jagosz dodając, że jest to bar- dzo liczna grupa klientów labora- torium. Poza tym ten rok jest spe- cyficzny jeszcze z innego wzglę- du. - Mieliśmy w ostatnim czasie bardzo dużo zatruć pokarmowych na terenie Bielska-Białej i okolic.

Ofiary tych zatruć muszą potem regularnie badać swój kał - mówi Józef Jagosz. To sprawiło, że w

niektóre dni - zwłaszcza ponie- działki - laboratorium przeżywa prawdziwe oblężenie. Częściej jednak - zapewnił dyrektor Jagosz - badania na nosicielstwo można załatwić od ręki.

Potwiedzają to nasze obser- wacje. Dwukrotnie bowiem od- wiedziliśmy bielską stację sane- pidu w godzinach przedpołu- dniowych i dwukrotnie przed drzwiami laboratorium kolejki nie było.

Z wypowiedzi dyrektora Ja- gosza wynika również, że sane- pid nie zamierza w jakiś „rewo- lucyjny” sposób zmienić obec- nych zasad przyjmowania od pacjentów próbek do analizy. Z jednej bowiem strony nie ma ku temu warunków lokalowych, a z drugiej nie ma takiej potrzeby.

Gdy minie bowiem gorący wrze- sień i październik sytuacja po- winna - zdaniem dyrekcji sane- pidu - wrócić do normy. Józef Jagosz przyznał jednak, że roz- ważana jest możliwość zmiany sposobu pobierania opłat za badanie kału od petentów tak, aby nie musieli oni tam i z po- wrotem biegać z jednego do dru- giego budynku.

MARCIN PŁUŻEK

Panuje opinia, że kontrolerzy biletów to osoby aroganckie, nieczułe na ludzkie problemy, czyhające tylko na to, aby wlepić komuś mandat. Metody ich pracy, wśród których króluje - jak wynika z opinii pasażerów - podstęp i zastraszanie budzą sporo kontrowersji.

Z drugiej jednak strony, to właśnie pasażerowie prowokują niejednokrotnie takie a nie inne zachowanie rewizorów.

Bilety nie zawsze dostępne i...

Z wypowiedzi Wiesława Nie- hrebeckiego wynika, że na papie- rze sprawa dystrybucji biletów wy- gląda dobrze. MZK ma bowiem podpisane umowy na sprzedaż bi- letów z bardzo wieloma bielskimi handlowcami. W praktyce jednak MZK nie ma wpływu na to kiedy i w jakich porach punkty sprzeda- ży są czynne. Stąd bardzo czę- sto pasażerowi pozostaje jedynie kupno droższego o 60 groszy niż w kiosku biletu w autobusie u kie- rowcy.

W MZK twierdzą, że jest na to prosty sposób - każdy korzy- stający na co dzień z autobusów może sobie kupić bilety na za- pas lub zaopatrzyć się w bilet wieloprzejazdowy. MZK próbo- wał już raz rozwiązać problem dystrybucji biletów w sposób europejski, montując na kilku przystankach wrzutowe automa- ty biletowe. Do tego jednak roz- wiązania - jak pokazała prakty- ka - nie dorośli jeszcze niektó- rzy pasażerowie. Automaty te były bowiem bez przerwy dewa- stowane, a zamiast monet moż- na było w ich wnętrzu znaleźć dosłownie wszystko, od guzików poczynając, a na zapałkach koń- cząc.

Tekst i foto: MARCIN PŁUŻEK

BEZ POBŁAŻANIA ?

Jak wynika ze statystyk, jaz- da bez biletu jest nadal bardzo często praktykowaną metodą podróżowania miejskimi autobu- sami. Nie zmienia to jednak fak- tu, że czasami rewizorzy wykazu- ją się nadmierną gorliwością i to także wówczas, kiedy powinni zdobyć się na odrobinę wyrozu- miałości i taktu. Taka właśnie sy- tuacja - twierdzi nasza czytelnicz- ka - spotkała ją w autobusie biel- skiego MZK.

- Jechałam autobusem linii numer 23 w kierunku osiedla Langiewicza. Wszystko zaczęło się już na jednym z

przystanków. Przy drzwiach środko- wych autobusu za- uważyłam osobę na wózku inwalidzkim.

Odczekałam więc chwilę z wsiada- niem, zwłaszcza że kierowca pomagał inwalidzie opuścić pojazd. Potem jesz- cze przepuściłam w drzwiach dwie star- sze osoby i dopiero potem wsiadłam.

Chciałam udać się do kierowcy, aby kupić bilet, gdy nagle zosta- łam poproszona przez jakiegoś pana właśnie o okazanie biletu - mówi kobieta. Próbowała tłuma- czyć rewizorowi, że dopiero co wsiadła i chce bilet kupić, bowiem kiosk na przystanku był zamknię- ty. Rewizora to nie przekonało.

- Twierdził, że zna dobrze takich gagatków jak ja i zaraz wypisze mi mandat. Na nic zdały się moje prośby. Co więcej, rewizor sły- sząc moje wyjaśnienia stwierdził:

„jeśli pani chce, to mogę panią zaraz załatwić, pojedziemy na policję i tam dopiero pani zoba- czy” - wspomina kobieta.

W tym momencie w obronie pasażerki stanęły inne osoby pod- różujące autobusem, którym na- zbyt nachalne i obcesowe zacho-

wanie rewizora wydało się nie na miejscu. - Zwłaszcza że wielu pa- sażerów - mówi kobieta - widziało jak było naprawdę i zdawało so- bie sprawę z tego, że dzieje mi się krzywda.

W OBRONIE PASAŻERKI

Początkowo rewizor próbował nie zwracać uwagi na to, co mó- wią inni pasażerowie, lecz w koń- cu - najwyraźniej nie radząc so- bie z zaistniałą sytuacją - odstą- pił od wypisania mandatu. Kobie- ta próbowała uzyskać od rewizo- ra jego dane, nie kryła bowiem, że zamierza złożyć na niego skar- gę. - Ten odburknął tylko „może mój ad- res mam ci dać” i wy- siadł jak niepyszny na najbliższym przy- stanku - wspomina pasażerka. Nie wie jakby się to wszyst- ko skończyło, gdyby nie postawa innych pasażerów, którzy stanęli w jej obro- nie. Jak twierdzi, od lat korzysta z usług MZK i nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby jechała na gapę.

Wiesław Niehrebecki z biel- skiego MZK nie chciał komento- wać tej sytuacji, nie znając szcze- gółów zajścia. Przyznał jedynie, że obecnie wszyscy kontrolerzy to pracownicy MZK (dawniej, w ra- mach podpisanej z MZK umowy, kontroli w autobusach dokonywali pracownicy wyspecjalizowanych w tego typu działalności zewnętrz- nych firm) i wszyscy oni zanim wsiądą do autobusu i zażądają od pasażera okazania biletu, prze- chodzą szkolenie, podczas które- go poznają zasady odpowiednie- go postępowania z klientami. Mię- dzy innymi uczą się, w jaki spo- sób reagować na tego typu sytu- acje, jak ta opisana, aby ich inter- wencja była zarówno stanowcza, jak i taktowna. Zwłaszcza iż bar-

dzo często się zdarza, że pasa- żerowie po wejściu do autobusu wyjątkowo długo zwlekają ze ska- sowaniem biletu lub kupnem ta- kowego u kierowcy.

CZARNE OWCE ?

Wiesław Niehrebecki mówi, że jeśli ktoś poczuł się przez kontro- lera źle potraktowany, może w każdej chwili złożyć skargę w dy- rekcji MZK. - Sprawa zostanie zbadana - zapewnia Niehrebecki dodając, iż firmie bardzo zależy na tym, aby była dobrze postrze- gana przez klientów. Dlatego też z całą stanowczością karane są wszelkie przejawy złego czy nie- właściwego zachowania jej pra- cowników względem pasażerów.

- Nie da się od razu dokładnie prześwietlić wszystkich osób sprawdzających w autobusach bilety. Zawsze więc może znaleźć się wśród nich jakaś czarna owca - przyznał Wiesław Niehrebecki.

Twierdzi też, że MZK stara się eli- minować takie osoby.

Z drugiej jednak strony Nie- hrebecki nie ukrywa, że wyso- kość apanaży kontrolerów zależy od tego jak są oni skuteczni. Stąd trudno oczekiwać, że będą przy- mykać oczy na gapowiczów.

W najbliższych dniach bielski MZK ma wpro- wadzić nowy rodzaj bi- letów, przygotowanych zwłaszcza z myślą o turystach odwiedzają- cych gród nad Białą.

Będą to tak zwane bi- lety całodzienne. Raz skasowany bilet będzie w danym dniu ważny we wszystkich autobu- sach. Bilet taki ma kosztować 7 złotych.

NIEOPŁACALNY BIZNES

W całej tej historii jest jeszcze jeden aspekt, który wydaje się o wiele ważniejszy niż zachowanie rewizorów. Wiele osób kupuje bowiem znacznie drożej bilety u kierowców - narażając się tym samym na sytuację jak opisana - a nie na przykład w kioskach, tyl- ko dlatego, że nie może ich kupić

„na mieście”. Co prawda w Biel- sku-Białej jest wiele punktów, gdzie bilety takie da się kupić, lecz konia z rzędem temu, kto znajdzie wieczorem czy w weekend czyn- ny kiosk z biletami. I nie chodzi o peryferie, gdzie biletów ze świecz- ką szukać, lecz o samo centrum.

Co więcej, wielu handlowców, którzy bilety niegdyś sprzedawali, zwłaszcza tych z niewielkich osiedlowych sklepików, zrezy- gnowało z tego towaru, bo - ich zdaniem - jest to biznes nieopła- calny. Prowizja ze sprzedaży bi- letów wynosi bowiem tylko 6 pro- cent, łatwo więc wyliczyć, że za- robić na jednym bilecie można nie więcej niż 10 groszy. Trzeba natomiast wyłożyć na początek sporo kasy, aby zaopatrzyć się w ten towar w MZK.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak mówiła „Kroni- ce” Władysława Blachura, kierownik noclegowni oraz Schroniska dla Bezdomnych przy ulicy Stefanki 7, przy- jęto nawet dwie osoby ponad stan, bo zgłosiły

Bardzo ważnym jest też okresowe usuwanie z li- ści kurzu i pyłów nawilżoną ściereczką lub ligniną, wtedy też naocznie przekonamy się jak wiele tego paskudztwa się

23 listopada, na tydzień przed oczekiwanym festiwalem Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej, odbędzie się koncert, którego w żadnym wypadku nie można odpuścić.. O 19.00 w Bielskim

Jeszcze na dobre nie upora- no się ze szkodami, a wieczorem w środę, 1 listopada, sypnęło śniegiem, który padał także przez kolejne dni?. Taka sytuacja od- biła się fatalnie

- Okazało się, że łącznie z róż- nymi karami, odsetkami i kosztami komornika będę musiał spłacić bli- sko czterdzieści tysięcy złotych! W tej sytuacji jestem jeszcze na

między innymi za sprawy drogowe, poszerzenie i przebudowanie tego fragmentu ulicy Langiewicza nie jest tak prostym przedsięwzięciem, jak mogłoby się z pozoru wydawać.. Byłaby

Lekarze, gdy to- czył się ich spór z dyrektorem, twierdzili, że Jarosław Habdas nie tylko zachowuje się wobec nich bardzo nieelegancko, by nie rzec po chamsku, ale w dodatku nie-

Zagadką pozostają także przyczyny przeciągania się remon- tu mostu na Sole w Milówce, przy ulicy Grunwaldzkiej, który miał być gotowy już kilka miesięcy temu..