• Nie Znaleziono Wyników

Tropy i figury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tropy i figury"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Tzvetan Todorov

Tropy i figury

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/2, 275-293

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V II I, 1977, z. 2

TZVETAN TODOROV

TROPY I FIG U RY I. A ktualność reto ry k i

Do n ied aw n a jeszcze sądzono, że lin g w isty k a jest n a u k ą całkiem no­ wą, k tó ra p o w stała n a początku X IX w . dzięki odkryciom b raci Schleg- lów, a zwłaszcza pierw szych badaczy języka indoeuropejskiego, Boppa i R aska. Rozwój jej w y daw ał się jasny: p ro sta linia aż do neogram atyków ; n a stęp n ie rew o lu cja de S au ssu re’a, k tó ra o tw iera drogę „ p raw d ziw ej” lingw istyce, lingw istyce s tru k tu ra ln e j. Jed y n ie k ilk a m ało zn anych osób próbow ało rozproszyć ciem ności ubiegłych w ieków : nieliczni poprzednicy, k tó rz y w szakże nie zaszli z b y t daleko.

Nie należy uw ażać, że pogląd ten podzielali w szyscy lingw iści; pew ne je s t jednak , że — w takiej czy in n ej form ie — b y ł on szeroko rozpo­ w szechniony; jego ślady widoczne są n a w e t dzisiaj. Je d n a k pew ne nieocze­ kiw ane zm iany w obecnym rozw oju te j nauki, a tak że nieu stające w ysiłki p a ru św iatły ch um ysłów głęboko zm ieniły tę w izję. Obecnie zdajem y sobie spraw ę, że h isto ria reflek sji n a d językiem rozpoczyna się w ty m sam ym m om encie co histo ria całej ludzkiej k u ltu ry . R ysuje się w ielo­ w iekow a tra d y c ja św iecka, bogata, acz nieznana, k tó rą m usim y n a nowo z in te rp re to w ać i przew artościow ać. P ró b a nęcąca, lecz tru d n a , trz e b a bo­ w iem scalić w iadom ości pochodzące z najró żn iejszy ch dyscyplin: od filozofii do g ram aty k i.

R e to ry k a z ajm u je w tej tra d y c ji w y jątk o w e m iejsce. Będąc p ie rw ­ szym znakiem lu d zk iej świadom ości językow ej, przeszła w iele w zlotów i w iele upadków , b y — niedostrzegalnie, lecz, ja k się w ydaje, o statecz­ n ie — zaniknąć w w ieku XIX . P rz estrz e ń re to ry k i nie pokryw a się całkow icie z polem w spółczesnej lin g w isty k i — jest odeń szersza. Do­ konane przez te o re ty k ó w reto ry k i opisy w ielu isto tn y ch aspektów języka

[Tzvetan T o d o r o v — zob. notkę o nim w: „Pam iętnik Literacki” 1968, z. 4, s. 293. Po r. 1968 opublikował m. in.: G ram m aire du „Décam éron” (1969), In trodu c­

tion à la littéra tu re fan tastiqu e (1970), P oétique de la prose (1971), Théories du sym bole (1977) oraz liczne studia w czasopismach naukowych.

Przekład według: T. T o d o r o v , T ropes et Figures. W: L ittéra tu re e t sign ifi­

cation. Paris 1967, s. 91— 118. „Langue et langage”. — Istnieje inny polski przekład

tegoż tekstu, w „Archiwum Tłumaczeń z Teorii Literatury i M etodologii Badań Literackich” (Lublin) 1976, dokonany przez J. K a c z o r o w s k i e g o . ]

(3)

są do dziś jedynym i, jakim i dysponujem y, i m ożem y być pew ni, że lin g w i­ sty k a będzie m usiała zająć się problem am i, k tó re w yw oły w ały zacięte d y sk u sje retoryk ów .

Dotyczy to rów nież zjaw iska, k tó re oznaczano m ianem „tro p ó w ” bądź „ fig u r” . Po śm ierci re to ry k i do dobrego tonu należało pokpiw anie z w szel­ kich k lasy fikacji i z tego pedantycznego um ysłu, k tó ry chciał nalepić e ty k ie tk ę n a k ażdy odcień znaczeniow y słowa. N auka podpisała się —

jak się zdaje — pod credo V ictora Hugo: Syllepsis, hypallage, litota

przerażały; przekraczam ograniczenia A rystotelesow e i ogłaszam w szystkie słow a za równe, wolne, pełnoletnie.

Zapom niano, że fig u ry te „czem uś” odpow iadały i że — od kiedy b ad an ia n ad językiem u k o n sty tu o w ały się w n au k ę — trz e b a było p ró ­ bować znaleźć dla nich w y jaśn ien ie nowe, bow iem sta re nic już n ie było w a rte . Nie zauważono, iż odrzucając daw n y sposób tra k to w a n ia p ro b le­ m u, odrzucono i sam problem . W te n sposób rozpoczął się długi okres lingw isty k i asem antycznej, a jego k res zaledw ie ry su je się dzisiaj. R ozw a­ żania reto ry k ó w na tem a t tropów i fig u r m iały w łaśnie c h a ra k te r sem an­ tyczny, a pierw si w spółcześni lingw iści, odrzucając odkry cia teo rety k ó w reto ry k i, w ykluczyli ze swego pola w idzenia całe obszary tem aty czne. Czy stało się tak dlatego, że tw órcy indoeu ro p eistyk i byli zanu rzen i w h i­ storii, n ato m iast reto ry cy by li przede w szystkim „syn ch ro n istam i” ?

Do p rzebad ania retorycznego ujęcia tropów i fig u r w y b raliśm y jeden tylko okres h istoryczny: w iek X V III i początek w. X IX w e F ran cji. O graniczenie to nie byłoby uspraw iedliw ione, gdyby nie chodziło o ten w łaśnie dział reto ry k i. W iadomo, że — poczynając od klasycyzm u — re to ­ ry cy usiłow ali pom ijać w szystkie inne działy prócz elocutio; te n dział

natom iast wzbogacał się i rozszerzał swój zakres. F rancu scy reto ry cy , dalecy od uległego naśladow ania starożytn y ch , badali nieznane ścieżki języka obrazowego, do czego niew ątpliw ie zachęcał ich rozw ój filozofii i gram atyk i.

Dwie osoby w y o d ręb n iają się n a tle licznych teo rety k ó w re to ry k i tej epoki: Du M arsais i F o n tan ier. D u M arsais, którego m ożna uw ażać za najw iększego francuskiego lingw istę w X V III, pozostaw ił, obok dzieł z dziedziny g ram aty k i, cenny tr a k ta t Des Tropes, długo uchodzący za arcydzieło gatu n k u . N a początku X IX w. F o n ta n ie r w ydał ponow nie tra k ta t Du M arsais, dołączając doń, rów nie długi ja k om aw iane dzieło,

C om m entaire raisonné. P a rę lat później opublikow ał w dwóch tom ach

w łasny w y k ład reto ry k i, k tó ry jest p raw dziw ą encyklopedią fig u r i tro ­ pów 1. W niniejszym stu d iu m ograniczym y się do ty ch p a ru dzieł — 1 Dalej będziemy cytow ać te dzieła posługując się skrótami (liczba po skrócie wskazuje stronicę): DT = C. Ch. D u M a r s a i s , Des Tropes, ou des d ifféren ts

(4)

inn e reto ry cz n e pism a ow ej epoki b y ły w p rzew ażającej m ierze (także zdaniem w spółczesnych) ty lk o ich odbiciem , a zwłaszcza odzw ierciedle­ niem poglądów D u M arsais.

Z k a rt ty ch książek w y łan iają się dw ie całkiem różne osobowości. T ekst Du M arsais jest b ogaty w ory g in alne i nieoczekiw ane sugestie, często nie uporządkow ane, a u to r bow iem głosi p ew ną pogardę dla w szel­ k iej klasyfikacji. Z ak res jego zainteresow ań jest zdum iew ający: np. z n a j­ d u jem y w tra k ta c ie uw agi o lingw istycznych aspektach tak ich gatu nkó w , jak przysłow ie i zagadka. W po ró w n aniu z nim F o n tan ier staje się p o ­ stacią dość m artw ą : je st sum ien n y m profesorem , przede w szy stk im s ta ­ ra ją c y m się u w y d atn ić zasady sw ojej k lasyfikacji, któ ry ch to zasad n a ­ stęp n ie sk u p u la tn ie przestrzega, nie troszcząc się zbytnio o w e w n ętrzn y c h a ra k te r zjaw isk. W ten sposób jego słynne rozróżnienie dzieli tro p y — w d u c h u czysto k lasy fik acy jn y m — n a figury, k tó re tw orzone są przez jedno słowo, oraz fig u ry zaw ierające k ilk a słów. Np. perso nifikacja n ależy do fig u r u tw o rzo n y ch z k ilk u słów („cnota zadow ala się i żyje m ałym kosztem ”), n ato m iast m etafo ra — do fig u r utw o rzo ny ch z jednego słow a (,,czas je st w ielkim pocieszycielem ”). B łąd ten św ietnie c h a ra k te ry z u je fo rm alizm p rze n ik ają c y pisarstw o F o n tan iera; wszelako nie należy sądzić, że te n „ k la sy fik a to r” całkow icie lekcew aży dynam ikę języka. P rz e c z y ta j­ m y np. te n frag m en t, w k tó ry m F o n tan ier, idąc za G ram m aire générale

et raisonnée, rozstrzy g a p roblem opozycji m iędzy syntagm ą czasow niko­

w ą a orzecznikiem :

Przez c z a s o w n i k rozumiem tutaj tylko czasownik w sensie ścisłym , to znaczy czasownik być, nazywany c z a s o w n i k i e m a b s t r a k c y j n y m bądź c z a s o w n i k i e m s u b s t a n c j a l n y m , a nie czasowniki niesłusznie tak nazywane, to znaczy czasow niki k o n k r e t n e , które utworzone są przez połączenie czasownika być z im iesłow em od kocham, czytam , idą, aby wyrazić

je ste m kochający, je ste m czytający, je ste m przych odzący. (MC 30)

Ten „ tra n sfo rm a c y jn y u m y sł” m oże dzisiaj zadziwiać!

C om m entaire F o n ta n ie ra jest zarów no hołdem złożonym Du M arsais,

jak k ry ty k ą jego nieprecyzyjności, k ry ty k ą , k tó ra czasam i dotyczy sam e­ go przed m io tu jego badań. D u M arsais in te rp re tu je reto ry k ę podobnie ja k w spółcześni leksykolodzy sw oją dziedzinę: jako „poznanie różnych znaczeń, w jakich to samo słowo używ ane jest w ty m sam ym jęz y k u ” (DT V). Polisem ia — a także synonim iczność — s ta ją się przeto głów nym p rzedm iotem jego studiów ; jed y n y sens, którego nie chce rozw ażać, to „sens w łaściw y” , czyli sens etym ologiczny. B adanie trop ów słusznie z a j­ m u je m iejsce obok innych n a u k lingw istycznych: składni, „p relim in a-1730 (cytujem y wyd. z r. 1818). — CE = P. F o n t a n i e r , Les Tropes de D um ar-

sais, avec un com m entaire raisonné. Paris 1818. — MC = P. F o n t a n i e r , M anuel classique pour l’étude des tropes, ou É lém ents de la science du sens des m ots. Paris

1821 (cytujem y wyd. 4, z r. 1830). — FD = P. F o n t a n i e r , Des Figures du dis­

(5)

rió w sk ładn i” ( = m orfologii), „prozodii” ( = fonetyki) itp. N ależy ono, w edle Du M arsais, do gram aty k i:

sądzę, że rozważania te są istotną częścią Gramatyki, albow iem dziedziną Gra­ m atyki jest zrozumienie praw dziwego znaczenia słów oraz tego, w jakim sensie są one używane w mowie. <DT 22)

F o n ta n ie r sądzi, że p rogram te n jest logicznie n iek o n sek w en tn y : „czy to sam o słowo może mieć in n e w ł a ś c i w e z n a c z e n i e jak znacze­ nie p ierw o tn e?” (CR 44). W edle F o n tan ier a przedm iotem re to ry k i są znaczenia przenośne; jest ich w szelako o wiele m niej aniżeli ty c h zna­ czeń, k tó re Du M arsais tra k to w a ł jako nieetym ologiczne. W te n sposób re to ry k a zostaw ia m iejsce leksykologii, k tó ra zajm ow ałab y się znaczenia­ m i w łaściw ym i. F o n ta n ie r doty k a tu wciąż ak tu alneg o dla se m an ty k i problem u: jak odróżnić w ystępow anie dw óch odrębnych znaczeń od zw y­ kłego w p ły w u k o n tek stu na to sam o znaczenie? Oto k ry te riu m F o n ta ­ n ie r a:

słow o użyte jest w sensie w ł a ś c i w y m (...) zawsze wówczas, gdy to, co ono oznacza, nie jest w łaściw ie i szczególnie oznaczone przez żadne inne słowo, którym by można się w ostateczności posłużyć (kryterium podjęte niedawno przez K uryłow icza), za każdym razem, powiadam, gdy jego znaczenie, pier­ w otne lub nie, do tego stopnia stało się zw ykłe i powszednie, że nie m ożna by nań spojrzeć jak na coś okolicznościowego i zapożyczonego, lecz przeciwnie, można je uważać za swego rodzaju przym usowe i konieczne. (CR 44—45) D yskusję n a te m a t granic przed m io tu re to ry k i m ożna by podsum ow ać n astęp u jąco :

sens etym ologiczny sensy pochodne Du Marsais sensy w łaściw e sensy obrazowe i Fontanier

[figures] ) (praw a stro na odpow iada przedm iotow i reto ry k i).

P rzed e w szystkim u derza nas to, że zarów no D u M arsais, jak i F o n ­ ta n ie r pozostaw iają dział znaczeń, k tó ry m się nie z ajm u ją (lew a stro n a n aszej tabeli). D otykam y tu sam ej isto ty reto ry k i.

II. Ję z y k obrazow y

A by istniał język obrazow y, m usi istnieć opozycja w postaci języka n atu ra ln e g o . M it języka n atu ra ln e g o pozw ala n am zrozum ieć podstaw y re to ry k i i zarazem p rzyczyny jej śm ierci. R etorycy, ta k jak g ram a ty c y w okresie klasycznym , w ierzyli, że istn ieje p ro sty i n a tu ra ln y sposób m ów ienia, nie w ym ag ający opisu — rozum ie się bow iem sam przez się. P rzed m io t re to ry k i obejm uje w szystko, co oddala się od tego prostego

(6)

sposobu m ów ienia, n ato m iast te n o statn i nie je st przedm iotem żadnej szczególnej reflek sji. T ak więc cała w iedza, k tó rą podają nam reto ry cy , jest w iedzą odniesioną do nieznanego.

R etory cy u św iad am iali sobie ten p roblem i zobaczym y, że D u M arsais posunął się dalej w p róbach uchw ycenia isto ty języka obrazow ego. Na ogół jed n ak potoczne jest ujm ow anie isto ty języka obrazow ego jako przeciw staw nego językow i n a tu ra ln e m u i rów nież F o n tan ier rep re z en tu je to stanow isko:

Figury (...) oddalają się (...) od prostego, zwyczajnego i powszechnego spo­ sobu m ów ienia w tym sensie, że można by je zastąpić czymś zw yklejszym i bar­ dziej pospolitym . (CR 3—4)

W idzim y zatem , że schyłek re to ry k i m iał pow ażne uzasadnienie. W raz z nadejściem ro m a n ty zm u i później, w całej w spółczesnej k u ltu rz e, za­ nika w ia ra w istnienie dychotom ii „ n a tu ra ln e — sztuczne” w e w n ątrz w y ­ pow iedzi. W szystko jest n a tu ra ln e czy też w szystko jest sztuczne, lecz nie istn ieje zerow y stopień stylu, nie m a sty lu niew innego; n a jb ard ziej n e u tra ln y języ k je st ta k samo obarczony znaczeniem jak dziw aczne w y ­ rażenie. W te n sposób pozbawiono re to ry k ę jej podstaw — i jej u p adek je s t tylko logiczną tego konsekw encją.

W spółcześni F o n ta n ie r a m ogli m u zarzucać, że niem al w szystkie spo­ soby m ów ienia uw aża za odległe od owego „prostego i zw yczajnego” , k tó ry ty m sam ym sta je się n ieu chw y tn y : istotnie, p y tam y się, do czego m ogłaby być podobna ta „ n a tu ra ln a ” m ow a-w zorzec — bezb arw n a i m a r t­ w a (m ożna w yrobić sobie o niej pojęcie czytając w tra k ta ta c h reto ry k ó w „ tłu m aczen ia” fig u r n a język „ p ro sty ”). Jed n ak że m y dzisiaj przy chylnie p a trz y m y n a zachłanność reto ryk ó w : jesteśm y gotowi w ybaczyć im w iarę w to, co n a tu ra ln e , dlatego że zostaw ili nam opis ta k w ielkiej ilości zjaw isk lingw istycznych. I na szczęście w ielk a jest ich zachłanność: do tego stopnia, że czasam i p y tam y się, czy chodzi ty lko o pro sty sposób m ów ienia czy rów nież o pro sty sposób m yślenia. „To, co ona — E ry fila w Ifig en ii R acine’a — m ogła była pow iedzieć w dw óch słowach, rozw ija w sześciu w e rsac h ” (CR 221): figura! Z atem rów nież zwięzłość staje się elem entem prostego sposobu m ów ienia.

Z anim zobaczym y, jakich k ry te rió w uży w ali teo rety cy re to ry k i do w ytyczenia opozycji n a tu ra ln e —obrazow e, p rzeb ad ajm y technikę, ja k ą sto ­ sowali, aby od k ry ć i w yznaczyć zakres fig u ry . J e s t to techn ika dobrze znana w spółczesnym lingw istom pod nazw ą kom utacji. Istotnie, techn ika opisu u re to ry k ó w polega na zastąpien iu jed n ej części zdania p rzez w y ­ rażenie odm ienne, lecz takie, że sens owego zdania pozostaje niezm ienny. W szelako niezm ienność nie jest uchw ycona w sposób jednoznaczny, m ożna zatem m ów ić o dw óch różnych k o m u tacjach, jedn ej o p a rte j n a znaczeniu, dru g iej — n a form ie. Jak o p rzy k ła d w eźm y fig urę u tw orzoną przez słowo

(7)

„ ż a g i e l " „ s t a t e k "

M am y zatem dw ie m ożliw ości kom utacji. Albo jako in w a ria n t zacho­ w uje się słow o żagiel i b ada się odległość m iędzy jego dw om a znaczenia­ mi: żagla i s ta tk u (tró jk ą t 1), albo jako in w a ria n t zachow uje się znacze­ nie (rzeczy) s ta tk u i p o ró w n u je się słowa żagiel i sta te k , które ow ą rzecz oznaczają (tró jk ą t 2). Różnica ta nie została sform ułow ana przez re to ry - ków całkiem jasno i posługiw ali się oni dw iem a a lte rn a ty w n y m i m ożli­ wościam i: ta k w ięc, zajm u jąc się m etafo ram i poró w nu je się zawsze różn e znaczenia jednego słow a (badanie polisem iczne), n ato m iast bad ając m e- tonim ię i sy nekdochę u stala się zw iązek m iędzy dw om a term in am i i p ró ­ buje się je segregow ać (badanie synonim iczne). Z akres badań pierw szego ro d za ju jest o w iele m niejszy, dotyczy bow iem tylko figur, k tó re zm ie­ n iają znaczenie („tro p y ”), n a to m ia st d ru g i sposób b ad an ia odnosi się do w szystkich fig u r.

Stosow anie ty lk o tej tech n ik i do opisu fig u r u jaw n ia w ażną cechę reflek sji lin g w istyczn ej ow ej epoki. R etorycy tra k tu ją mowę w sposób parad y g m aty czn y . W m owie istn ieje w każdej chw ili m ożliwość w y b o ru m iędzy p rz y n a jm n ie j dw om a w arian tam i: w y rażeniem obrazow ym (zazna­ czonym) i w y rażen iem n a tu ra ln y m (nie zaznaczonym ). Nie pojaw ia się m yśl, że jak ik o lw iek porządek cechuje przyległość. T u ta j rów nież D u M arsais p rzek racza potoczną m yśl reto ry czn ą; k ilk ak ro tn ie mówi, że fi­ gu ra ro d zi się z now ej k o m b in acji słów i nie jest li ty lk o poszczególnym w yborem : „słow a n a b ie rają sen su m etaforycznego jedynie przez now e połączenie te rm in ó w ” (DT 161). Jed n ak że m yśl ta nie zn ajd uje zastoso­ w ania w jego k o n k re tn y c h analizach.

O m ów m y te ra z dokonyw ane przez reto ry k ó w p rób y w y jaśn ienia opo­

zycji: języ k n a tu ra ln y /ję z y k obrazow y. Proponow ano kilka in te rp re ta c ji:

1. L o g i c z n e / a l o g i c z n e . W edle jednej, bardzo rozpow szech­ nionej teo rii języ k n a tu ra ln y c h a ra k te ry z u je się logiczną s tru k tu rą , język obrazow y n a to m ia st byłby pew nym odchyleniem ku alogiczności. Jeżeli jed n ak p rzed staw ia się fig u ry jak o w y rażen ia alogiczne, pojaw ia się sporo tru dno ści z o kreśleniem logicznego c h a ra k te ru m ow y potocznej. Czyli np. proszenie o rzeczy, k tó re się już ma, stanow i figurę; in ną figurą będzie „tak i sposób rozw inięcia, k tó ry rozróżnia i grom adzi, w ty m sam ym zdaniu, k ilk a m yśli ubocznych, w y p ły w ający ch z tej sam ej idei p o d sta­ w o w ej” (CR 221). W idzim y niebezpieczeństw a „logicznej” koncepcji: zbyt w ielką liczbę czynników trz e b a uznać zà logiczne, aby m ożna było

(8)

w szystkie fig u ry p rzedstaw ić jako od stęp stw a od logiki; dlaczego p o d a­ w anie niew ielk iej ilości szczegółów m iałoby być bardziej logiczne niż po­ daw an ie du żej? Z d ru g ie j stro n y , ry z y k u je się tu ta j przekroczenie granic- lin g w isty k i, by w kroczyć n a te re n teo rii zachow ania.

N iebezpieczeństw o to znika, g d y b ad an ą fig u rę tw o rzy k o n stru k c ja składnio w a. W ty m p rzy p a d k u p o szu k iw an a fo rm a logiczna zbliżona jest do tego, co w spółcześnie n azyw a się „zdaniem ją d ro w y m ” lub „atom icz- n y m ” . T a k oto F o n ta n ie r w idzi fig u rę w n a stę p u jąc y m dialogu:

Co m iałby począć przeciwko trzem? — Niechby zginął!

„N iechby zginął” — to nie jest logiczny sposób m ów ienia; fo rm ą pod­ staw ow ą będzie, tw ierd z i F o n ta n ie r, „to, czego chciałbym , to żeby zgi­ n ą ł” . Je d n a k ż e ta św iadom ość d y n am ik i języ k a załam u je się w obec p ew ­ n e j w e ry fik a c ji lingw istycznej, ja k ie j p o d d aje się fo rm y spokrew nione. Tak więc Du M arsais uw aża fo rm ę „żyć ze swej p ra c y ” za pochodną od fo rm y podstaw ow ej „żyć dzięki środkom u zy sk an y m przez sw oją p rac ę ” .

Zw iązki reto ry k ó w z logiką nie ogran iczają się do tych, raczej m g li­ stych odniesień. Celem reto ryczn ego opisu jest nie ty lk o poklasyfiko- w an ie przyk ładó w , lecz także ich w y jaśn ien ie, ściślej, podniesienie każ­ dej k lasy p rzykładów do ran g i m odelu. R ozróżnienia takie, jak: zaw ie­ ra ją c y — z a w a rty , część— całość, do k onyw ane np. w m etonim ii, po w in n y słu ­ żyć nie ty lk o do posegregow ania fig u r już istn iejący ch , lecz w in n y ró w ­ nież w skazyw ać środki, dzięki k tó ry m m ożna tw o rzy ć now e fig ury. Jed n ak ż e teo re ty c y re to ry k i zd ają sobie sp raw ę, że ich k o n stru k c je nie m uszą prow adzić do tw o rzen ia ta k ie j czy in n ej fig u ry i że, w ostateczn ej analizie, w szystko zależy od tego spontanicznego i nie dającego się skon­ trolow ać czynnika, jak im jest zw yczaj. Z poniższych słów D u M arsais p rzeziera świadom ość tragicznego losu re to ry k a , rozdarteg o m iędzy logiką opisu a n ieu c h w y tn y m „duchem jęz y k a ” :

N ie należy sądzić, że m ożna dowolnie stosow ać jedną nazw ę zam iast innej, czy to w charakterze m etonim ii, czy to w charakterze synekdochy: konieczne jest, podkreślm y raz jeszcze, aby wyrażenia obrazowe b yły uprawnione przez zw yczaj <...). Ośmieszy się, kto na określenie stu statków powie, że arm ia m or­ ska składała się ze stu m a sztó w czy stu w ioseł, zam iast powiedzieć sto żagli: nie każda część zastępuje całość i nie każda ogólna nazwa zastępuje poszcze­ gólny gatunek ani każda nazw a gatunku — rodzaj; jedynie zwyczaj daje ten przyw ilej, wedle sw ego w idzim isię, raczej tem u słowu niż innemu. <DT 127)

2. C z ę s t o t l i w e / n i e c z ę s t o t l i w e . N ie będziem y zdziw ie­ n i o d k ry w a ją c u re to ry k ó w d ru g ą in te rp re ta c ję , k tó rą rów nież stosują w spółcześni sty listycy . W ty m p rzy p a d k u m ów i się, że w y rażen ia języ k a „ n a tu ra ln e g o ” są niezw y kle częste, fig u ry n a to m ia st w y stę p u ją rzadziej. W ten sposób m ożna z in te rp re to w ać fo rm u łę F o n ta n ie ra „zw yk ły i po­ toczny sposób” m ów ienia. T w ierdzi on rów nież:

(9)

Na tysiącu przykładów można by dowieść, że najbardziej śm iałe figury przestają być traktowane jako figury, kiedy stają się całkiem powszechne i zw yczajowe. <CR 5—6)

K ruchość tego k ry te riu m b y n ajm n iej jed n ak nie u m y k a uw adze re to ­ ryków : nie w szystkie rzadkie w y rażen ia są figuram i, a fig u ry nie zawsze

są rzadkie. W łaśnie D u M arsais ostro zw alcza tę potoczną koncepcję: nie jest tak, że figury oddalają się od codziennego języka ludzi, przeciwnie, oddaliłby się od niego sposób m ówienia bez Figur, jeżeli m ożliwa byłaby mowa, w której istnieją tylko wyrażenie nieobrazowe. <DT 3)

F o n tan ier, aby zachow ać zasadę częstotliw ości w ystęp o w an ia zm ienia później częstotliw ość abso lu tn ą n a w zględną: fig u ra m oże być w y raże­ niem pow szechnym , lecz m usi być m niej pow szechna niż inn e w yrażenie o ty m sam ym znaczeniu.

Figury, jakkolw iek byłyby powszechne i jak sw ojskie uczyniłoby je przy­ zw yczajenie, m ogą zasłużyć i zachować tytu ł f i g u r y o tyle tylko, o ile są dow olne i nie są w jakim ś sensie narzucone przez język. <MC 56)

Z będne jest przypom inanie o aktualności te j d y sk u sji dla b adań se­ m an ty c zn y c h i stylistycznych.

3. N i e o p i s y w a l n e/o p i s y w a l n e . Jeżeli jed n ak dw ie pierw sze p a ry k ateg o rii okazują się n iep rzy d atn e do opisu — to ja k sobie po­ radzić z określeniem fig u r retorycznych? Du M arsais daje n a to odpo­ wiedź, k tó ra zasługuje na uw agę, a k tó ra nie została p od jęta przez in ­ nych reto ry k ó w . J a k w idzieliśm y, sądzi on, że fig u ra je st rów nie zw yczaj­ na jak in n e w yrażenia i rów nie ,,n o rm a ln a ” ; tym , co ją w mowie w y ­ odrębnia, je st fakt, że m ożem y ją opisać, podczas gdy m ow a n a tu ra ln a jest nieopisyw alna. W yjaśnia to następująco:

Sposoby m ówienia, w których oni (gram atycy i retorycy) nie dostrzegli innej w łasności poza tą, że w yjaw ia to, co się m yśli — nazywane są po prostu z d a n i a m i , w y r a ż e n i a m i , o k r e s a m i ; jednakże te, które wyrażają nie tylko m yśli, lecz jeszcze m yśli wypowiedziane w szczególny sposób, jaki nadaje im w łasn y charakter, te — powiadam — nazyw ane są f i g u r a m i . <DT 9) Mowa, k tó ra pozw ala n am po p ro stu poznać m yśl, jest n ied ostrzeg al­ na, niem ożliw e jest zatem opisanie jej. A lbow iem , nie zapom inajm y, m yśl

u ja w n ia to, co „ n a tu ra ln e ”, czyli rozum ie się sam a przez się i re to ry k nie m a tu nic do pow iedzenia. M owa bez fig u r je st m ow ą całkow icie p rz e jrz y s tą i, ty m sam ym , nie istniejącą. D latego w łaśnie pojaw ia się figura, ry su n e k u tk an y n a tej przezroczystości, rysunek, k tó ry pozw ala nam po raz pierw szy uchw ycić m owę jako taką, a nie tylko jako nosiciela znaczeń. „W łasny c h a ra k te r” mowy, co w spółcześnie nazyw a się jej fu n k c ją poetycką, czyni ją nieprzeźroczystą, jest to swego ro d zaju u b ra ­

nie na niew idzialnym ciele, k tó re pozw ala nam dostrzec m owę po raz pierw szy. Istnienie fig u r rów now ażne jest istn ien iu m ow y; to w łaśnie je s t ich cecha w yróżniająca i ich u sp raw iedliw ienie.

(10)

Z uw ag ty ch m ożna w yw nioskow ać, że istn ieją dw ie sfery ludzkiej św iadom ości języka: m ow a przeźroczysta i m ow a nieprzeźroczysta. M owa przeźroczy sta to tak a, k tó ra pozostaw ia w idzialnym znaczenie, lecz sam a jest niedostrzegalna: b y łab y to m owa, k tó ra służy tylko do tego, by „porozum ieć się” . Obok n iej istn ieje m ow a nieprzeźroczysta, k tó ra jest t a k dokładnie p o k ry ta „ ry su n k a m i” i „fig u ram i” , że niczego poza n im i nie m ożna dostrzec; b y łb y to język, k tó ry nie odsyła do żadnej rzeczy­ w istości, k tó ry zadow ala się sobą sam ym . W szystkie lingw istyczne w yp o­ w iedzi s y tu u ją się w p rze strz e n i m iędzy ty m i dw om a biegunam i, bardziej bądź m niej zbliżając się do jednego lub drugiego.

W yłania się tu ta j now a fu n k cja reto ry k i: uśw iadom ić nam istnienie m ow y. Język, k tó ry słu ży ty lk o do p rzekazania czegoś, nie istn ieje, po­ n iew aż zaciera się w kom unik acji. Nie przyp ad k iem zatem greccy sofiści

jednocześnie o d k ry li istn ien ie m ow y i reto ry k ę: ta o statn ia u ja w n ia n am p o strz e g aln y asp ek t lud zkiej m ow y. Rozum iem y te ra z uroczystą in to n ację

słów D u M arsais, k ied y m ów i o figurach:

Istniały tropy w języku chaldejskim, w języku Egipcjan, Greków i w ję­ zyku łacińskim. U żyw a się ich dzisiaj wśród ludów nawet najbardziej barba­ rzyńskich, ponieważ, krótko mówiąc, są to też ludzie (...). <DT 258)

Użycie fig u r w znosi się do ran g i cechy w yró żniającej ludzkość, ró w ­ now ażne jest bow iem uśw iadom ieniu sobie przez człow ieka istn ien ia m ow y.

4. N e u t r a l n e / ź l e u ż y t e . O m aw iane pow yżej k ry te riu m opisy- w aln ości stosuje się do w szystkich fig u r i nie może ograniczyć ich liczby;

fig u rą jest to, co zostało ustanow ione jak o figura. C h a ra k te ry sty k a ta nie d aje nam jed n ak w y starczająco jasnego obrazu isto ty fig u r i m usim y przeb adać o statn ie zaproponow ane k ry te riu m .

Je d n ą z n a jb a rd zie j rozpow szechnionych cech reflek sji reto ry cz n e j jest ta, że m yli ona opis z przepisem . W rezu ltacie za fig u rę uw aża się to, co n ad aje m owie sw oistą przew agę, pozytyw ne jakości. Istn ieją n a w e t fig u ry , k tó re zdefiniow ane są jako sposób unaocznienia rzeczy, jej u k o n ­ k re tn ie n ia (hypotypoza) bądź jako zgodność w y rażen ia z m yślą (harm o­ nia) (FD 185). Nie opisuje się n ato m iast lingw istycznej podstaw y fig ury. Nie zatrzy m y w alib y śm y się p rzy ty m k ry te riu m , gdyby nie w ynikło z niego inne, k tó re przyciągnęło uw agę w spółczesnych lingw istów . We w szy stk ich tra k ta ta c h reto ry czn y ch po rozdziałach w ychw alających cechy języka obrazow ego n a s tę p u je rozdział pośw ięcony nadużyciu figur; z w ra ­ ca się w nim uw agę n a niebezpieczeństw o złego u żyw ania tropów : m ogą naszą m ow ę oszpecić zam iast upiększyć. Dlaczego fig u ry okazują się b ro ­ n ią obosieczną, k tó ra w chw ili kied y p rze staje być dobrze użyta, obraca się n a złe? F ig u ra i b łąd z n a jd u ją się zatem po te j sam ej stronie dychoto- m icznego podziału, któreg o dru g im członem jest w yrażenie popraw ne, stanow iące norm ę. F o n ta n ie r św ietnie czuł łatw ość, z jak ą fig ura sta je się niepopraw nością :

(11)

W tych w szystkich przykładach z łatwością można spostrzec, kiedy i n - w e r s j a jest f i g u r ą . Jest tak wówczas, kiedy nadaje ona wyrażeniu siłę, piękno, w dzięk W jakich przypadkach przeciwnie, jest ona błędem? W tedy kiedy nie daje żadnego z wyżej w ym ienionych efektów. <FD 26)

F ig u ra jest p ew ną ligw istyczną niepopraw nością, lecz odczuw a się ją w te n sposób tylko wówczas, k iedy nie jest estetycznie uzasadniona. Istnieje n aw et szczególna figura, k tó re j fu n k c ję stanow i n eu tralizo w an ie niepopraw nego c h a ra k te ru innych figur: je s t n ią p o p r a w i e n i e s i ę , czyli np. w y rażen ia „by tak rz e c ”, „jeśli m ożna tak pow iedzieć” itp.

(DT 149).

M ożna zatem opisać każdą fig u rę jako przekroczenie poszczególnej reg u ły języka, reg uły , k tó ra często nie b y ła uw zględ nian a w lin gw isty cz­ nych podręcznikach. O tw iera się tu now a droga do b ad ań n ad językiem ; w ty m k ieru n k u poszedł J e a n Cohen w sw ojej in te rp re ta c ji fig u r r e to ­ rycznych za w a rte j w książce S tru c tu re du langage poétique (Paris 1966). Sfera ow ych przekroczeń m ieści się m iędzy ty m , co jest a g r a m a t y c z - n e, a tym , co je s t przez język n i e a k c e p t o w a l n e . Ju ż F o n ta n ie r określił powyższe zjaw isko:

Duch języka (...) pozwala czasam i odstąpić od zw ykłego obyczaju języko­ w ego czy też, w łaściw iej m ówiąc, pozwala i uznaje obyczaj, który nie jest po­ w szechny i pospolity; i chociaż nigdy nie uprawomocnia rzeczywistego nieładu, to może uprawomocnić przynajm niej pewną zmianę porządku — nowy i cał­ kiem szczególny ład (...). <FD 19)

M am y tu k ry te riu m o w iele pew niejsze i dokładniejsze niż poprzednie; dzięki niem u m ożem y zbliżyć się do ideału w ym arzonego przez r e to r y ­ ków, którzy chcieliby każdą fig u rę reto ry czn ą wznieść do rang i m odelu. Z auw ażm y jednak, że nie m ożem y stosow ać tego k ry te riu m zawsze, albo­ w iem pew ne asp ek ty m ow y nie podlegają regułom .

O statn i problem dotyczący s ta tu s u języka obrazow ego brzm iałby: jaki jest sem antyczny re z u lta t figury? P ro b lem ten jest szczególnie in te re s u ­ jący, kiedy analizu je się fig u ry -tro p y , tzn. fig ury , k tó re w yw ołują w św ia­ domości in n y sens słowa, niż m a ono w zdaniu. K iedy m ówię żagiel za­ m iast sta tek, to jak a rela cja p o w staje m iędzy dwom a znaczeniam i żagla? R etorycy skłonni byli czasam i w ierzyć w p ro stą i całkow itą su b sty tu c ję (pierw sze znaczenie żagla byłoby całkow icie zatarte); lecz w swoich a n a ­ lizach złych tropów dom agali się h arm o n ii nie tylko n a płaszczyźnie zn a­ czenia przenośnego, lecz także n a płaszczyźnie dosłownego sensu.

Sercu, które cię opuszcza, odważ się podać ramię.

„Cóż bardziej absurdalnego — w y k rz y k u je F o n ta n ie r — jak ram ię podane sercu ?” (MC 240). Jed n ak że ab su rd leży na płaszczyźnie sensu dosłow nego, a tu ta j słow a u żyte są m etaforycznie. D latego też F o n ta n ie r daje ostrożniejszą form ułę:

słow o użyte w tropie m iało już przedtem znaczenie dosłowne i (...) m oże je jeszcze zachować wraz z nowym, które mu nadano. (CR 40)

(12)

T rzeba jednakże przyznać, iż w spółczesna sem an ty k a nie dysponuje jeszcze dokładnym i środkam i do opisu tego zjaw iska, k tó re polega raczej n a w chłonięciu aniżeli su b sty tu c ji sensu (nie w spom inając już, że p ro ­

blem ten angażuje sens pojęcia „ L ite ra tu ry ”).

III. Próba klasyfikacji

K ażdy te o re ty k re to ry k i czuje się zobow iązany do zaproponow ania n o ­ w ej k lasyfik acji fig u r reto ry czn y ch . R eto rycy są dosłow nie opętani po­ trz e b ą wciąż nowego klasyfikow ania. Pozostaw ili nam w iele propozycji, k tó re dziś m ogą tylk o dziwić, poniew aż u znaw ane przez nich zasady podziału nie są już p rzekonyw ające: zjaw iska lingw istyczne były n a j­ częściej rozw ażane z p u n k tu w id zen ia n ielingw istycznych zasad.

S ta re podziały są złe. Może jed n a k klasyfikow anie jest w ogóle zbędne? W szystko zależy od tego, jak ą m u p rzy p isu jem y rolę. Jeżeli klasyfikacja m a n a celu u w y p u k len ie stały ch cech zjaw iska, zbliżając je do inn y ch zjaw isk bądź im p rzeciw staw iając, nie m am y żadnego powodu, by ją kw estionow ać. Jeżeli jed n a k podział m a narzucić zjaw iskom obraz s ta ­ ty cz n y oraz jeżeli sądzi się, że są one dzięki tak iem u podziałow i na klasy w ystarczająco poznane, m ożna obaw iać się skutków tego taksonom icznego ducha. Nie u n ik n iem y zatem now ej k lasy fik acji fig u r retorycznych, kiedy uznam y, że „klasyfikow ać” oznacza „poznać” .

W części poprzedniej w skazaliśm y dw a k ry te ria pozw alające zid en ty ­ fikow ać figury. P ierw sze to opisyw alność: w yrażenie staje się fig u rą wówczas, kiedy w iem y, ja k je opisać. O czyw iste jest, że fig u ry te tw o rzą k lasę o tw a rtą , do k tó re j dod ajem y każdą form ę lingw istyczną, gdy tylko ją opiszem y. W szelako t ut aj ograniczym y się do ty ch figur, k tóre o d k ry te zo stały przez reto ry k ó w klasycznych.

K ry te riu m to dotyczy w szystkich istn iejący ch fig u r; m ożna je nazw ać słabym k ry te riu m .

W idzieliśm y także, iż dużą liczbę fig u r m ożna opisać jako odchyle­ nie — jaw ne bądź u k ry te — od jak iejś językow ej reguły. K ry te riu m to sto su je się jed n ak tylk o do części figur; będziem y je o d tąd nazyw ać m ocnym k ry te riu m .

Istn ieją przeto dw ie g ru p y tropów : takie, k tó re są pew ną anom alią lingw istyczną, i takie, k tó re nie są żadnym odchyleniem . Pierw szą gru pę nazw iem y a n o m a l i a m i , d ru g ą — f i g u r a m i (w ścisłym sensie słowa); pierw sza g ru p a jest oczywiście podzbiorem drugiej.

P rzeb ad ajm y n a jp ie rw anom alie. J a k już pow iedzieliśm y, anom alii nie przeciw staw iam y „ w y rażen iu dosłow nem u” , lecz przekroczonej reg u le lingw istycznej. B adając c h a ra k te r ow ej reg u ły rozróżnim y cztery g ru p y anom alii, k tó re pow iązan e są z n astęp u jący m i sferam i: rela cja dźw ięk— sens, składnia, se m a n ty k a, rela cja znak— desygnat.

(13)

-czenie m orfofonem icznych reg u ł d ery w acji w łaściw ych d anem u językow i ( f i g u r y d y k c j i ) oraz przekroczenie zasady p aralelizm u dźw ięku i sensu. Zasadę tę m ożna sform ułow ać ta k oto: różne dźw ięki odpow ia­ d a ją różnym znaczeniom , dźw ięki podobne odpow iadają podobnym zn a­ czeniom. A l i t e r a c j a , p a r o n o m a z j a i a s o n a n s ( a ta k ż e r y m ) są przekroczeniam i te j zasady, albow iem istn ieje podobieństw o dźw ięków bez podobieństw a znaczeń.

O czyw iste jest, że zasady czy reg u ły , k tó re ustalam y, nie m uszą ko­ niecznie znajdow ać się w jak iejś lingw istycznej teorii. Z n a jd u ją się w świadom ości językow ej podm iotów m ów iących, co każe im po strzegać w ym ienione fig u ry jako anom alie.

2. S k ł a d n i a . T eoria sy n tak ty czn a zachow ała n azw y p ew n ych fig u r na oznaczenie k ilk u poszczególnych k o n stru k cji. Np. nazw ę e l i p s y (pom inięcie części zdania) w raz z jej odm ianam i, tak im i jak r e t i c e n t i a (zdanie nie dokończone). Np. i n w e r s j ę , w zw iązku z któ rą F o n ta n ie r p ró b u je zrekonstruow ać n aruszone reguły:

Inwersja (...) zachodzi: 1° zawsze wówczas, kiedy podmiot jest w ypow ie­ dziany po swoich określeniach lub po czasowniku, którym rządzi; 2° kiedy do­ pełnienie poprzedza czasownik, do którego się odnosi; 3° kiedy określenie tego dopełnienia poprzedza bądź samo dopełnienie, bądź czasownik nim rządzący, <FD 20)

D alej — dwuznaczność, k tó re j w ow ych lata ch poświęcano dużo uw agi i k tó rą reto ry cy ochrzcili m ianem n i e j a s n e g o z n a c z e n i a (np.: „Z dradził jej w szystkie s e k re ty ”). Samo znaczenie słow a „dw uznaczność” w sk azuje n a przekroczoną regułę: całe zdanie bądź część zdania w inn y mieć tylko jedno znaczenie.

In n ą gru p ę anom alii sy n tak ty czn y ch stanow ią różne przy pad ki b rak u zgodności bądź p rzyp adk i zgodności niedoskonałej. N ajbardziej znane będą tu fig u ry z e u g m a 2 i s y 11 e p s i s. Ta o statn ia polega, w edle F o nta- n iera, „na użyciu tego sam ego słowa w dw óch różnych znaczeniach jedno­ cześnie (...)” (MC 107), czego w ynikiem jest niepop raw na zgodność, np.: „C ierpię (...) płonąc ogniem w iększym , niż sam ro zp aliłem ” .

3. S e m a n t y k a . M ożna tu rozróżnić kilk a grup. P ierw szą tw orzyło­ by to, co nazw aliśm y „anom aliam i ko m b in acy jn y m i” 3; w dużej m ierze p o k ry w a ją się one z tra d y c y jn ą m e t a f o r ą , m e t o n i m i ą i s y n e k - d о с h ą. P rzek raczan a jest tu n astęp u jąca reg u ła: a b y dw a słow a m ogły utw orzyć jedno w yrażenie, każde z nich m usi, p rzy n a jm n ie j częściowo, posiadać to samo znaczenie. P ró b y retory k ó w , by posegregow ać te „części znaczeń”, są pierw szą analizą składnikow ą n a w ielką skalę; w ten sposób ustalono dwuczłonowe opozycje sem em ów takich, jak : ab stra k cy jn e /k o n ­

2 T. T o d o r o v , Les A nom alies sém antiques. „Langages” 1966, t. 1. 3 Ibidem .

(14)

k re tn e , ożyw ione/nieożyw ione, ludzkie/zw ierzęce, tw orzyw o/w ytw ór* p rzedm iot duchow y/fizyczny, p rzed m iot n atu ra ln y /sztu c z n y , itd. T u ró w ­ nież m ieszczą się fig u ry tak ie, ja k p e r s o n i f i k a c j a , p r o z o p o p e -

j a (oparta na pom inięciu sem em ów „H um an and P resent"), f a b u l a c j a , k tó re są przed łu żen iem m etafo ry , oraz h y p a l l a g e , dw a kom p lem en ­ ta rn e przekroczenia w jed n y m zdaniu.

D rugą g ru p ę tw o rzy ły b y wieloznaczności; F o n ta n ie r sform ułow ał za­ sadę scalającą tę grupę: „K ażde słowo, w zasadzie, m oże oznaczać tylk o jed n ą rzecz” (CR 382). Z aliczam y do niej z n a c z e n i e d w u z n a c z n e , k tó re jest w ieloznacznością p rostą, oraz a n t a n a k l a s i s , k tó ra polega na użyciu w jednej w ypow iedzi tego sam ego słow a w dwóch ró żn y c h znaczeniach. D u M arsais opisał p rzek raczan ą regułę:

W dalszym ciągu rozum owania musi się zawsze używać danego słow a w tym sam ym znaczeniu, w jakim użyto go przedtem, w przeciwnym razie bo­ w iem n ie rozum uje się w sposób w łaściw y. <DT 282)

Do te j sam ej g ru p y m uszą być zaliczone: a l u z j a (przyw ołanie in­ nego znaczenia słowa), m i m e z a [mimèse] (naśladow anie sty lu innego dzieła) i a l e g o r i a (dw uznaczność n a płaszczyźnie w ypow iedzi, k tó ra m a dw ie spójne in te rp re ta c je).

T rzecią g ru p ę tw o rzą fig u ry zbliżone do tautologii. P rzek racza się t u ­ ta j regu łę, k tó ra zabrania sem an tyczn ej red u n d an cji. Z aliczym y tu p e w ­ ne tautologiczne p o w t ó r z e n i a , p l e o n a z m , m e t a b o l ę (gro­ m adzenie synonim ów) i e p i t e t (który, ja k w y kazał J. Cohen, zaw sze je st re d u n d a n tn y ).

O statn ia w reszcie g ru p a anom alii sem anty czn y ch zbliżona jest do k la ­ sy sprzeczności; reg u ła znow u zaw iera się w sam ej nazw ie przekroczenia: jest nią żądanie niesprzeczności. O dpow iednią fig u rą reto ry czn ą jest p a ­ radoks, n p .:, „A by n ap raw ić nienapraw ialne la t zniszczenia (...)” . P o d ­ kreślm y, że aby pow stała sprzeczność, niezbędne jest użycie czasow ników

w obydw u przeciw staw ny ch członach w ty m sam ym czasie. „Ślepcy w i­ dzą” nie jest, w edle F o n tan iera, sprzecznością — jest elipsą: „Ci, k tó rzy

b y li ślepcam i, w idzą". M ożna zaliczyć tu rów nież e n t y m e m a t , czyli

sylogizm pozbaw iony jed n ej z p rzesłanek.

4. Z n а к —d e s y g n a t. M ając n a w zględzie tę w łaśnie g ru pę fig u r m ożna było określić języ k obrazow y jako język kłam liw y, fałszyw y, pozbaw iony szczerości: istotnie, u n ik a się tu ta j n azy w ania rzeczy, o k tó ­ rej się mówi, po im ieniu, chociaż je posiada. B adając relację m iędzy dw iem a nazw am i m ożna znow u w yodrębnić podzbiory. N azw a zastępcza może być p rzeciw ieństw em n azw y p rzedm iotu: ta k więc i r o n i a i jej liczne odcienie, c o n c e s s i o (pozorujem y, że się zgadzam y w czym ś z przeciw nikiem ), rozw ażanie [délibération] (udajem y, że się w ah am y co do decyzji). Z aliczym y tu także fig u rę bardziej szczególną — p r a e t e r i ­

(15)

N ie odmaluję zgiełku i krzyku, Krwi zewsząd się lejącej w Paryżu,

Synów pomordowanych na ciałach ojców <itd.)

F ig u ra ta pojaw ia się w yłącznie w zdaniach perform a ty w ny ch: jest to neg acja części p erfo rm a ty w n e j bądź op atrzen ie jej znakiem zap ytan ia, n ato m iast część tw ierd ząca pozostaje nie zm ieniona. In n y m i słow y, jest to sprzeczność m iędzy jaw n y m znaczeniem a k tu w ypow iedzi a jego znaczeniem u k ry ty m .

D ruga g ru p a to słowa, k tó re o b razu ja ilościow ą różnicę w obec te rm i­ n u w łaściwego: h i p e r b o l a (więcej) i 1 i t o t a (mniej). P o dk reślm y , że litota u w y p u k la jednocześnie różnicę m iędzy negacją g ram a ty c z n ą a n e ­ gacją leksyk aln ą, k tó ra m a c h a ra k te r opozycji. F ig urę tę m ożna by sfo r­ m alizow ać następująco: Jeżeli A i В są an ty no m ią (dwa słow a tw orzące sprzeczność), zastęp uje się A przez nie-B , np.: „P itago ras nie jest a u to ­ rem zasług u jący m na p o g ard ę” zam iast „jest au to rem godnym szacu n k u ”. Trzecia g ru p a zaw iera te p rzypadki, w k tó ry c h w y stę p u je b ra k odpo- w iedniości m iędzy u ż y tą form ą g ram atyczn ą a tą, k tó re j w ym ag ałby przedm iot odniesienia: ta k więc a n a l l a g e (użycie czasu teraźn iejsze­ go zam iast jakiegoś innego czasu); a s o c j a c j a (użycie nieodpow iedniej

osoby czasow nika, np. nauczyciel p y tają cy dzieci: „Co przerobiliśm y dzi­ siaj?”). M ichel B uto r zauw ażył, iż fig u ra ta może znaleźć in teresu jące zastosow anie w litera tu rz e .

Zaliczym y tu rów nież p y t a n i e , k tó re staje się fig u rą wówczas, k ie­ dy nie m a o co pytać. J a k słusznie spostrzegł F o n tan ier, p y tan ie „zaprze­ czając potw ierdza; (...) bez przeczenia zaprzecza” (FD 157), np.:

Czy ten, który jest twórcą oczu, sam m iałby nie widzieć? (...) Co mogą wobec Boga w szyscy ziem scy władcy? (...)

O statn iej g ru p y z te j klasy fig u r nie c h a ra k te ry z u je żaden szczególny sto su nek m iędzy term in e m nie w y stęp u jący m a term in e m w ystępu jącym ; najczęściej m ow a jest o w łasności p rzed m iotu zam iast o sam ym p rze d ­ miocie. U m ieścim y tu ta j p e r y f r a z ę , a n t o n o m a z j ę , p r o n o ­ m i n a t i o , a także częściowo m e t o n i m i ę , s y n e k c h o d ę i m e ­

t a f o r ę .

M ożem y tera z p rzejść do drugiego ty p u w y rażeń obrazow ych, do f i- g u r w e w łaściw ym sensie. W ty m p rzy p ad k u fig u ry nie przeciw staw ia się ja k ie jś regule, lecz mowie, k tó re j nie p o trafim y opisać. O dnajdziem y tu tak ie sam e cztery klasy ja k p rzy anom aliach.

1. D ź w i ę k — s e n s . Znow u zachodzi tu zbliżenie słów podobnych dźwiękowo, lecz — inaczej jak w paronom azji i antanaklasis — to w a­ rzy szy te m u bliskość znaczeń. W yróżnim y tu nietautologiczne p o w t ó ­ r z e n i a , r e w e r s j ę („Nie należy żyć, aby jeść, lecz jeść, aby żyć”), p o l i p t o t o n (kilka form tego sam ego słowa, np: „M arność nad m a r­ nościam i, nic, jeno m arność!”) i d e r y w a c j ę , k tó ra „polega na użyciu

(16)

w jednym zdaniu bądź w jed n y m okresie p a ru w yrazów pochodzących z tego sam ego źró d ła” (FD 130), np.: ,,P odw ójna to przyjem ność zdradzić zd rajcę!”

2. S k ł a d n i a . S k ład n ia zag arn ęła większość m ożliw ych k o n stru k c ji, zn ajd ziem y w n iej te, k tó re niedaw no trak to w an o jako fig u ry reto ry czn e: a p o z y c j ę ; a p o s t r o f ę ; i n c y d e n c j ę i jej liczne fo rm y (p a- r e n t e z ę , e p i f o n e m , p r z e r y w a n i e , z a w i e s z e n i e itd.); e k s k l a m a c j ę ; k o n i u n k c j ę , d i s i u n c t i o i a d i u n c t i o , k tó ­ re są różnym i fo rm am i podporządkow ania. O dn o tu jm y tak że d i a l o g

[dialogisme] — m ow ę niezależną, k tó rą F o n ta n ie r tra k tu je jako pochodną

od m ow y zależnej, o raz p o w ą t p i e w a n i e , p y tan ie nie zaw arte w zdaniu złożonym : ,,Chcesz zasłużyć n a m iłość publiczności? Pisząc, n ieu sta n n ie urozm aicaj sw oją w ypow iedź...” — byłoby pochodne od: „ je ­ żeli chcesz...” itd.

3. S e m a n t y k a . S em an ty k a, odw rotnie [niż składnia], dalek a jest jeszcze od opisania różnych ty p ó w w ypow iedzi; m ożem y zatem dłużej zatrzy m ać się n a d zdaniam i należącym i do reto ry k i. R ozróżnim y tu: r e t r o a k c j ę — rozw ażanie n ad tem a te m już ro zstrzy gn iętym ; g r a ­ d a c j ę , k tó ra „polega n a przed staw ien iu ciągu m yśli bądź uczuć w t a ­ kim porządku, że każd y k o lejn y k ro k m ów i coś w ięcej bądź coś m niej od poprzedniego” (FD 101); s k o r y g o w a n i e („Spadkobierca... odw aża się tolerow ać, co m ówię? odw aża się jaw nie popierać om yłkę...” ); p o- r ó w n a n i e — zbliżenie dw óch odm iennych zjaw isk; a n t y t e z ę — w y rażenie analogiczne do antynom ii; e x p o l i t i o — n agrom adzenie sy ­ nonim ów ; w y p r z e d z e n i e , co „polega n a u p rzedzeniu bądź o drzuce­ niu z góry zarzu tu, k tó ry m ożna by p ostaw ić” (FD 220; rozpoznajem y tu figurę, k tó re j w agę w dziele D ostojew skiego pokazał M. B achtin: idzie o dialog u k ry ty w m onologu). M ieści się tu w reszczie s u s t e n a t i o — co F o n ta n ie r c h a ra k te ry z u je jako fig u rę „polegającą na u trz y m y w a n iu czy teln ik a bądź słuchacza przez dłuższy czas w napięciu, a n a stę p n ie za­ dziw ieniu go przez coś nieoczekiw anego” (FD 230) — figu ra, k tó ra p rze ­ niesiona jest do klasycznej pow ieści k ry m in a ln e j. Dalsze b adan ie ty ch fig ur, a tak że w ielu innych, k tó re w yliczyliśm y uprzednio, pozwoli rozpo­ cząć lingw isty czną analizę w ypow iedzi.

4. Z n а к — d e s y g n a t. Je d y n ą fig u rą tego rodzaju, k tó rą odnotow ał F o n tan ier, jest o p i s i jego liczne podpodziały: t o p o g r a f i a — opis m iejsca; c h r o n o g r a f i a — opis czasu; p r o z o p o g r a f i a — opis w yglądu zew nętrznego; e t o p e j a — opis m oralności, obyczajów ; p o r ­ t r e t — połączenie dwóch p o przednich figur; p a r a l e l a — po rów nanie n a płaszczyźnie w ypow iedzi; o b r a z — opis w y d arzeń i zjaw isk. Ś w ie t­ n ie w idzim y, że nie zachodzi tu p rzekroczenie żadnej reg u ły ; po p ro stu opisuje się je d n ą z m ożliw ych re la c ji m iędzy znakiem a przedm iotem odniesienia, in ne zaś pozostają nie opisane.

W te n sposób kończym y tę su m ary czn ą k lasy fik ację w y ra ż eń o b ra-19 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i ra-1977, z. 2

(17)

zowych. Figury, o k tó ry ch nie w spom inaliśm y, łatw o m ogą znaleźć m ie j­ sce w jednej ze w skazanych ru b ry k . Co praw da, n iek tó re fig u ry m ogły­ by być na rów nych p raw ach w pisane do k ilk u ru b ry k , tłu m ac z y się to jed n ak w zajem nym p rzen ik an iem się zjaw isk lingw istycznych.

Poniższa tab ela streszcza tę próbę k lasyfikacji.

1 1 D Ź W IĘ K —S E N S S K Ł A D N I A S E M A N T Y K A Z N A K —D E S Y G N A T I f i g u r y d y k c j i e l i p s a m e t a f o r a i r o n i a i ! m e t o n i m i a a n t y f r a z a r e t i c e n t i a s y n e k d o c h a c o n c e s s i o h y p a l l a g e r o z w a ż a n i e ( d e r y w a c j a p r z e r y w a n i e p e r s o n i f i k a c j a p r a e t e r i t i o n i e p o p r a w n a ) p r o z o p o p e j a ( p r z e c i w i e ń s t w a ) ; ( e l i p s y ) f a b u l a c j a l i t o t a ( k o m b i n a c y j n e ) h i p e r b o l a i a n t a n a k l a s i s ( w i ę c e j — m n i e j ) a l i t e r a c j a s e n s n i e j a s n y s e n s d w u z n a c z . p y t a n i e A N O M A ­ p a r o n o m a z j a ( w i e l o z n a c z n o ś ć ) a l e g o r i a a s o c j a c j a L I E a l u z j a e n a l l a g e a s o n a n s i n w e r s j a m i m e z a ( s k ł a d n i a ) ( w i e l o z n a c z n o ś c i ) a n t o n o m a z j a ( p o d o b i e ń s t w o z e u g m a p l e o n a z m p e r y f r a z a d ź w i ę k o w e ) e p i t e t p r o n o m i n a t i o s y l l e p s i s m e t a b o l a m e t o n i m i a ( b r a k o d p o - p o w t ó r z e n i e s y n e k d o c h a w i e d n i o ś c i ) ( t a u t o l o g i e ) m e t a f o r a p a r a d o k s ( p o z o s t a ł e ) e n t y m e m a t ( s p r z e c z n o ś c i ) p o w t ó r z e n i e a p o z y c j a r e t r o a k c j a o p i s : r e w e r s j a a p o s t r o f a g r a d a c j a t o p o g r a f i a p o l i p t o t o n w t r ą c e n i e c o r r e c t i o c h r o n o g r a f i a i d e r y w a c j a d i a l o g p o r ó w n a n i e p r o z o p o g r a f i a F I G U R Y p o w ą t p i e w a n i e a n t y t e z a e t o p e j a I e k s k l a m a c j a e x p o l i t i o p o r t r e t k o n i u n k c j a s u s t e n a t i o p a r a l e l a a d i u n c t i o w y p r z e d z e n i e o b r a z _____ d i s i u n c t i o

IV. Język obrazowy a język poetycki

Czy język obrazow y jest tożsam y z językiem poetyckim ? Jeżeli nie, to jakie m iędzy nim i zachodzą relacje?

M ożna stw ierdzić, że w zasadzie reto ry cy dali n a pierw sze p y tan ie odpowiedź przeczącą. K ierow ali się tu dw iem a racjam i. Z jed n ej stro n y , dośw iadczenie pokazało, iż istn ieje poezja bez figur, a także język o b ra ­ zowy poza poezją. W idzieliśm y już, że Du M arsais w skazyw ał n a bo­

(18)

gactw o fig u r w języ k u ludow ym , a także b ro n ił piękna poezji bez fig u r. Z drugiej strony, istn ieje różnica w h iera rc h ii ty ch dwóch pojęć: języ k obrazow y jest ro d zajem p o ten cjaln ej rezerw y w ew n ątrz języka, języ k poetycki n ato m iast jest już k o n stru k cją, zastosow aniem tego su ro ­ w ego m ateriału .

Czyż f i g u r y M o w y n ie przynależą do w szystkich rodzajów pisarstwa? czyż nie przynależą do poezji, jak i do oratorstwa, do stylu niskiego, jak i do stylu wysokiego? — w oła Fontanier. — N ie oznacza to, że ani Retoryka, ani Poetyka nie mogą zajmować się tego rodzaju figurami, lecz powinny zajmować się nimi jedynie w aspekcie ich zastosowania. <DT XIV—X V )

N a dru g ie p y tan ie klasycyzm nie udzielił p rzem yślan ej odpowieclzi. R etory cy bardziej in tereso w ali się stosunkiem m iędzy tro p am i a innym i asp ek tam i danego te k stu literackiego, w k tó ry m są one zaw arte. W iele sugestii w arto zapam iętać. K siądz R adonvilliers, ów czesny gram atyk , zaproponow ał podstaw ow y podział n a tro p y zwyczajow e, czyli tro p y języka, i tro p y w ym yślone, czyli tro p y pisarza. P ierw sze by łyb y częścią w spólnego słow nika; d ru g ie — w yłącznie osobistym w ynalazkiem . Fon­ ta n ie r rów nież widzi tę granicę bardzo w y raźn ie i nie zaleca potocznego stosow ania tropów w ym yślonych:

Pozostają zawsze rodzajem prywatnej własności, prywatnej własności ich autora: nie można zatem posługiwać się nimi jak sw oim własnym dobrem ani jak dobrem ogółu. (MC 237)

O czyw iste jest wszakże, iż nie m ożna mówić dw om a odrębnym i języ ­ k a m i obrazow ym i, jedn ym poetyckim , dru g im — pow szechnym .

T ropy w ym yślone bądź zapożyczone z języka potocznego są w p ro w a­ dzane w dzieło, k tó re jest k o n stru k c ją całkiem szczególną. Innym i słowy, skodyfikow ano ju ż w iele aspektów języka literackiego i nie m ożna w obo­ ję tn y sposób używ ać każdej fig u ry w każdym tekście. U w zględnione m uszą być różne podziały. P rzede w szystkim — istn ieją style: niski, średni, w ysoki; każdy z nich m a p red y lek cje do p ew nych fig u r i nie to le ru je innych. N astępnie — istn ieją rodzaje: proza i poezja („Nie powie się prozą, że lira rodzi d źw ięki. U w aga ta dotyczy także innych tro ­ pów ” — ostrzega Du M arsais, DT 172). D alej — m am y w ielkie rodzaje epoki klasycznej (F on tan ier p ro p o n uje rosnącą grad ację następu jący ch rodzajów : kom edia, trag ed ia, epopeja, oda); istn ieją w reszcie najw ęższe zakresy gatunków , określone przez przedm iot: „F ig ury, k tóre podobają się w w ierszu n a cześć zaślubin, nie podobają się w m ow ie pogrzebow ej” (DT 152). W ypływ a stą d także odpow iedniość m iędzy om aw ianym p rzed ­ m iotem a zastosow anym i środkam i leksykalnym i, całkow icie skodyfiko- w ana przez reto ry k ę:

Nie tylko dla wyrażenia najbardziej wzniosłych m yśli często lekceważy się tropy; lekcew aży się je również z powodu tych przykrych uczuć, które przy­

(19)

O dpow iedź ta, aczkolw iek użyteczna dla b ad an ia litera c k ic h tek stó w epoki, nie w y jaśn ia, dlaczego język obrazow y pojaw ia się najczęściej, chociaż nie w yłącznie, w poezji czy ogólniej — w lite ra tu rz e . Nie m ówi też, pod jak im w zględem języ k literack i i języ k obrazow y są podobne, a pod jakim różnią się. S p ró b ujm y , w ch a ra k te rz e konkluzji, zbliżyć się do tego problem u.

Je d y n ą jakością w spólną w szy stk im figu ro m reto ry czn y m jest — jak w ykazała pow yższa an aliza — ich nieprzeźroczystość, tzn. fak t, że z w ra ­ cają naszą uw agę n a sam ą m owę, a nie ty lk o n a znaczenie. Ję z y k o b ra ­ zow y — to język, k tó ry zm ierza do nieprzeźroczystości, czyli krótko: język niep rzeźro czysty . Ale oto zarysow uje się pozorna sprzeczność: z jed ­ nej stro n y , fu n k c ją języ ka obrazow ego je st uobecnienie sam ej m owy; z drugiej, w iem y, iż język litera c k i przeznaczony jest do uobecnienia n am rzeczy o p isyw anych, nie zaś sam ej m ow y. J a k to się zatem dzieje,

że język obrazow y je s t u lu b io n y m m ateriałem poezji?

A by p rzekroczyć t ę sprzeczność, m u sim y n a jp ie rw w yjaśnić pojęcia m ow y przeźro czystej i nieprzeźroczystej oraz języka poetyckiego. Id ealn a m ow a przeźroczysta, gdy b y istniała, nie zakład ałab y pełnej obecności rzeczy, o k tó ry c h mówi, lecz przeciw nie, ich całkow itą nieobecność. Sło­ wo nie służy zachow aniu rzeczy, lecz ich zniszczeniu: w ym aw iając słowo, za stę p u je m y re a ln ą obecność p rzedm iotu a b stra k cy jn y m pojęciem . Mowa nieprzeźro czy sta w alczy z a b stra k cy jn y m sensem , aby nadać słowom n ib y -

-fizyczną obecność.

Ja k i jest s ta tu s język a literackiego? Jego n ajb ard ziej znam ienną ce­ chą jest to, że „rzeczy ” nie istn ieją, słow a nie m ają p rzedm iotu odniesie­ n ia (d e n o ta tu m ), lecz w yłącznie odniesienie w yobrażone. W języku po­ tocznym istn ieje jedno odniesienie, to samo dla a k tu w ypow iadania, jak i dla w ypow iedzi. W języ k u poetyckim te dw a odniesienia są rozdzielo­ n e — i d ru g ie czy teln ik m u si sam uzupełnić. J a k się on zachow uje w te j sy tu acji? R eakcję tę św ietn ie opisał M aurice B lanchot w eseju Le Langage

de la fiction:

<dla czytelnika literatury) znaczenie słów charakteryzuje się pewnym podsta­ w ow ym brakiem i — zam iast przerzucać każde konkretne odniesienie na to, co ono oznacza, jak w zw ykłych relacjach — domaga się sprawdzenia, domaga się pow ołania przedm iotu bądź określonej wiedzy, które by potwierdziły jego treść 4.

Ten „podstaw ow y b ra k ” to nieobecność przedm iotu odniesienia; rea k c ją jest ty m silniejsze przy w o łanie w yobrażonego przedm iotu odnie­ sienia, z krzy w d ą, z kolei, dla ab strakcy jn eg o sensu słów: tego a b s tra k ­ cyjnego sensu, k tó ry p a n u je w języku potocznym , gdzie obecność p rze d ­ m iotu odniesienia zw aln ia nas od jakiegokolw iek w ysiłku, by go uobecnić.

P odsum ow ując: język obrazow y przeciw staw ia się językow i p rzeźro ­

(20)

czystem u narzu cając obecność słów ; język litera c k i p rzeciw staw ia się językow i potocznem u n a rzu cając obecność rzeczy. Istn ien ie w spólnego p rzeciw nika w y jaśn ia ich pokrew ień stw o i jednocześnie m ożliw ość p rze­ chodzenia jednego w drugi. L ite ra tu ra używ a fig u r reto ry cz n y c h jako broni w walce z czystym sensem , z ab stra k cy jn y m znaczeniem , w jakim uży w a się słów w, m owie codziennej. W spółpraca ta inaczej w ygląda w prozie, inaczej w poezji; jednakże, najogólniej, języ k lite ra c k i nie po­ k ry w a się z językiem obrazow ym . Mogą naw et, w p rz y p a d k u sk rajn y m , przeciw staw iać się sobie: nie jest zw ycięstw em lite ra tu ry , jeżeli p o strze­ gam y opis, a nie to, co opisane. T a d ialek tyczn a re la c ja w pisuje się w skom plikow aną całość związków , zachodzących m iędzy lite r a tu r ą a ję­ zykiem .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Antoni Kępiński w swej słynnej książce zatytułowanej Lęk stawia diagno- zę: „Nerwicowa hiperaktywność, rzucanie się w wir życia, nadmierne życie towarzyskie i

Karta pracy do e-Doświadczenia Młodego Naukowca opracowana przez: KINGdom Magdalena Król.. Klasa II Tydzień 20

-uzupełnia figurę tak, aby określona prosta była jej osią symetrii, -rysuje figury posiadające oś symetrii..

7 obliczam boki figury podobnej przy danej skali 8 obliczam zadanie na stosunek pól figur podobnych 9 rozwiązuję zadanie tekstowe ze skalą mapy.. Karta oceny zbiorowej klasy

Pod krzyżem w niszy kolumny figura Matki Boskiej Bolesnej a pod nią tablica z napisem:. KRÓLUJ

Dopiero w ubiegłym roku, podczas mego pobytu u taty, przypadkiem poznałam historię budynku, w którym mieścił się internat (takie były czasy, że w Lublinie były

Podaj nazwę kategorii znaczeniowej rzeczowników pochodnych, do której należy rzeczownik czytelniczka i podkreśl jego formant, a następnie za pomocą tego samego formantu

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać