• Nie Znaleziono Wyników

Protokół przesłuchania świadka 503

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Protokół przesłuchania świadka 503"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

Trelleborg, dnia 30.12 1946 r.

Luba Melchior przyjmujący protokół asystent Instytutu

bez numeru

Protokół przesłuchania świadka 503

Staje Pan Woczar Jerzy urodzon [sic] 5.1.1926.

w Warszawie , zawód ślusarz narzędziowy

wyznanie rzym. kat. , narodowość polska

imiona rodziców Bronisław i Maria legitymujący się: [brak]

ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa obecne miejsce zamieszkania Warszawa

pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje:

aresztowany zostałem w Warszawie dnia 29.8.1944 r.

Przebywałem w więzieniu (ghetto, obozie pracy itp.): [brak]

przebywałem w obozie koncentracyjnym w Stutthof. aussenkommando Gdańsk w czasie od 2.9.1944 do 3.5.1945. jako więzień polityczny pod numerem 85317 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego

z literą P. Jerzy Woczal [sic]

następnie przebywałem w [brak]

od [brak] do [brak]

Na pytanie, czy w związku z pobytem, w więzieniu, ghetto, obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej, warunków hygienicznych, szczególnych wydarzeń, oraz wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów podaję, co następuje:

Zeznania obejmują 6 1/2 strony pisma ręcznego i opisują:

Stłumienie powstania na Pradze – Warszawa i wysiedlenie do Pruszkowa, warunki w Pruszkowie, wyjazd.

Stutthof

Przyjazd, przyjęcie, łaźnia, przebranie, kwarantanna, warunki mieszkaniowe, nastrój, transport do pracy.

Gdańsk

Odległy obóz od pracy, złe traktowanie Polaków, zamiana warunków obozów w zależności od zmiany władz, warunki hygieniczne, opieka lekarska, ucieczki, kontakt z wolnościowcami, praca ciężka na Westerplate [sic], głód, bombardowanie, transport.

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1946

(2)

Stutthof.

bombardowanie, opuszczenie obozu, dobicie do Helu, załadowanie więźniów na barki.

Wędrówka na morzu, dużo wypadków śmiertelnych, wyswobodzenie.

(3)

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

Zeznanie p. Woczara Jerzego ur. 5.1.1926 w Warszawie.

Mieszkałem na Pradze, pracowałem na Powązkach w fabryce sprawdzianów, narzędzi pomiarowych.

Na Powązkach miałem rodzinę, z którą chciałem się pożegnać, bośmy wiedzieli, że powstanie nastąpi. Po powrocie do domu na moście Kierbedża [sic] zetknąłem się z powstańcami. Zostałem już na Pradze. Na Pradze nie było dużo Niemców, ale kiedy padły pierwsze strzały pojawiło się dużo Niemców z tankami i stłumili powstanie. Po 4 dniach – powstanie było zupełnie stłumione na Pradze. Początkowo kto się pokazywał na ulicy, rozstrzeliwano. Aresztowań nie było. Później było wysiedlenie. Wysiedlano dzielnicami, zaczęli od Wisły, a później coraz dalej w stronę Targówka. Mężczyźni uciekali w stronę wschodu, do Modlina, ale nas zatrzymano i kierowano na dworzec Wschodni i transportami wysłano do Pruszkowa. Jechaliśmy po 80 osób w wagonie, konwojowało 2 SS manów. Po kilku godzinach przybyliśmy do Pruszkowa. Tu rozdzielono rodziny, mężczyźni szli osobnymi transportami, a kobiety i dzieci innymi. Starców i chorych odsyłali w stronę Krakowa. Co z nimi się stało niewiadomo [sic]. W Pruszkowie byłem 4 dni z ojcem i z kilkoma kolegami. Byliśmy umieszczeni w halach fabrycznych, przeganiano nas z jednej na drugą. Warunki były opłakane. Spaliście [sic] na deskach lub kamiennej podłodze. Jedzenie: raz na dzień kawałek chleba, otrzymał kto silniejszy, zupy wogóle [sic] nie było.

Po 4 dniach załadowano nas do wagonów nie wiedzieliśmy dokąd. Mówiono, że na roboty cywilne. Jechaliśmy 2 dni i 2 noce, w wagonach zamkniętych, towarowych, po 80 osób w wagonie. W podróży dostaliśmy raz tylko jedzenie, wydzielone przez R.G.O. w Skierniewicach, otrzymaliśmy chleb i mleko. Dojechaliśmy do

Marienburga. Tutaj zatrzymaliśmy się, wysiedliśmy. Przesied Skierowano nas do kolejki wąskotorowej. Tutaj widzieliśmy pierwszy raz ludzi w pasiakach i SS manów. Więźniowie w pasiakach pracowali przy ładunku na kolej, przy torach. Myśmy pojechali dalej [nieczytelne skreślenie] eskorto-

(4)

wani przez SS manów. Dojechaliśmy pod sam obóz do Stutthofu. Widzieliśmy druty kolczaste elektryzowane, przed obozem pracowali więźniowie w pasiakach przy budowie drogi. Wyglądali bardzo źle. Informowali nas, byśmy rzucili wszystkie wartościowe przedmioty i żywność, bo nam zabiorą w obozie. Skierowano nas na plac przed łaźnią. Było nas przeszło 3000 osób. Partiami prowadzono do łaźni. Pozostali przebywali na placu. Trzy dni byłem na placu pod gołym niebem. Unikałem łaźni, bo wiedziałem, że mi wszystko zabiorą. Widząc, że niema [sic] innej rady udałem się tam grupą. W kąpieli zabrano nam wszystko, przebrano nas w pasiaki i od tej chwili staliśmy się więźniami. Po kąpieli skierowano nas do 4 baraku, gdzie odbywała się kwarantanna. Barak był skanalizowany, ale brud był wielki, ciasno, 4 osoby spały na jednym łóżku. Odżywienie marne. Przy każdym posiłku dostawało się gumą po głowie od sztubowego. Współżycie wśród więźniów w pierwszych dniach dobre, dzieliliśmy się tem, co kto miał. Nastrój był dobry. Wierzyliśmy, że każdy dostanie pracę w swoim zawodzie, a jako pracujący przetrwamy. Stało się inaczej. Wszystkich skierowano pod Arbeitsamt, jacyś cywile Niemcy, wybierali młodych i fachowców. Wybrano nas około 40, różnych zawodów i wywieziono nas do Gdańska. Z ojcem się rozstałem i od tej chwili nie mam wiadomości o nim. Ja pracowałem w stoczni przy budowie łodzi podwodnej. Obóz był oddalony od miejsca pracy, przewożono nas holownikiem przez kanały do stoczni. W obozie byli ludzie różnej narodowości: 2 Anglików (jeden opowiadał, że był wzięty do niewoli w Afryce. uciekł Był przewieziony na tereny niemieckie do obozu jeńców, skąd uciekł. Złapano go i skierowano go obozu koncentracyjnego [sic]. Tu pozostał do oswobodzenia Gdańska. Drugi Anglik uciekł.), Łotysze, Rosjanie, 2 Francuzów i 4 Niemców (którzy odmawiali służby wojskowej), a większość – Polacy. Na nas, Warszawiaków, uwziął się kapo i prześladował nas. Władze obozowe niemieckie były 3 razy zmieniane.

Pierwsze były

(5)

najgorszy [sic]. Komendant bił i życie było marne. Później zmieniono go. Drugi komendant był łagodniejszy, życie się poprawiło, nie bito nas. Udogadniał nam w czem mógł, mówił po polsku. Komendant miał w obozie żonę i 2 córki. Razu pewnego uciekło 2 Rosjan i złapano ich. Komendant zamierzał ich bić, w ostatniej chwili doleciała córka do ojca i ubłagała, by zaniechał. Warunki hygieniczne znośne. Obóz był mały, miał 4 baraki.

Każdy miał początkowo swoje łóżko. Praca była ciężka, i niektóre działy niebezpieczne. Początkowo nas bito przy pracy, po zmianie komendanta polepszyło się. Warunki zdrowotne. Ludzie byli wycieńczeni. Chorych nie trzymano długo, wysyłano do obozu. Rewir na obozie. Początkowo nie było możliwej opieki lekarskiej, był jakiś sanitariusz, który się brutalnie obchodził z chorymi którzy przychodzili na opatrunek. Później przybył lekarz i była lepsza opieka. Do obozu zdrowych na miejsce chorych [sic]. W obozie było ciaśniej. Dobudowali barak, ale pomimo tego spaliśmy we dwójkę na łóżku. Pracowaliśmy na dwie zmiany, po 9 godzin dziennie. Na skutek zbliżającego się frontu przerwano pracę na terenie stoczni w lutym 1945 roku. Wśród Niemców był niepokój. Naogół [sic] Niemcy interesowali się nami tylko o tyle, by zapobiec ucieczkom. Ucieczki bywały częste i udane. Uciekali Polacy. Nawiązany był kontakt z partyzantką. Partyzanci starali się wszelkimi siłami, nas młodych ratować. Między nami było dużo politycznych więźniów z Pawiaka, którzy brani byli jako zakładnicy, byli wśród nich moi koledzy. Już z obozu nas nie brano do pracy. Front się zbliżał. Pogorszyły się warunki, wyżywienie było gorsze, i bardziej niedostateczne, na skutek braku dowozu.

Pracując na stoczni mieliśmy możność nawiązania kontaktu z Polakami na wolnych robotach. Ci starali nam się pomóc. Właśnie wówczas udało mi się skontaktować z Polką i miałem od niej wydatną pomoc.

(6)

To była dla mnie duża ulga i dla kolegów, z którymi żyłem razem.

W marcu brano nas na roboty na Westerplate na kopanie okopów nad morzem. Westerplate oddalone było o 6 km. od naszego obozu. Droga była trudna. Dawał się wtedy najwięcej we znaki głód i zimno. Raz dziennie otrzymywaliśmy kawałek chleba i zupę. Pracowaliśmy od godz. 6 rano do 8 wieczorem. Praca była ciężka i w strasznych warunkach. Pomimo złych warunków, nie traciliśmy nadzieji [sic], wierzyliśmy w bliskie oswobodzenie. W tym czasie uciekło kilku Polaków, którzy byli rodem z Gdańska i Gdyni. Pracowałem w pierwszym tygodniu, co drugi dzień, byłem bardzo wycieńczony, w następnym tygodniu udało mi się zostać w obozie. Wolałem zostać w obozie, pomimo że w obozie była zmniejszona racja żywnościowa. Ta praca też się urwała. Bezustanne bombardowanie i ostrzeliwanie z dział nie pozwalały pracować. Obóz nasz był kilkakrotnie ostrzeliwany i były ofiary. Miałem szczęście i uniknąłem. Wówczas komendant obozu młodych skierował do obozu Stutthof. Jechaliśmy pociągiem wąskotorowym. Byliśmy bez przerwy ostrzeliwani z samolotów. Mało było ofiar. Dobiliśmy do obozu. Tam było trochę spokojniej, nie było ostrzeliwania z dział i samolotów.

Pracowaliśmy na terenie obozu, przy porządkowaniu baraków, po wysłanych więźniów [sic]. I tu po krótkim czasie samoloty bombar ostrzeliwały i bombardowały obóz. Ofiar było dużo. Zarządzono opuszczenie obozu.

Nastąpił transport kolejką wąskotorową do kanałów Wisły. Przy kanałach czekaliśmy 3 dni na

odtransportowanie w dalszym kierunku. Załadowano nas na barki desantowe, którymi dobiliśmy do Helu, gdzie nas wyładowano i wpędzono do lasu. Tam był również piekielny ogień z samolotów. Przebyliśmy w lesie na Helu cały dzień. Wieczorem znów nas gnano do portu, samoloty nalatywały, były ofiary ze strony Niemców i naszej. A na półwyspie Hel była masa

Jerzy Woczal

(7)

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

c.d. Zeznanie świadka p. Woczara Jerzego ur. 5.1.1926 w Warszawie.

wojska SS. Tym razem załadowano nas na barki, które ciągnął holownik. Było 6 barek. 2 barki trzymały się razem i wyruszyły na pełne morze, za nami reszta barek. Nasze 2 barki odłączyły się od reszty. Wędrowaliśmy na morzu 8 dni, bez jedzenia, prowadzili nas żandarmeria i SS-mani. Dobijaliśmy do różnych portów, ale wszędzie gdzie dobiliśmy musieliśmy uciekać, bo na przedmieściach już były wojska alianckie. Zauważyliśmy wyspę Arconę [sic], tam dobiliśmy do portu. SS mani otrzymali tam prowiant i wyruszono w dalszą drogę.

Dowiedzieliśmy [sic], że jakoby nas mieli kierować do Neuen-Gamme. Barkami jechaliśmy rzeką Elbą. Po drodze spotkaliśmy statek „Athena”, na której byli więźniowie. Oni nas informowali, że Neuen Game [sic]

zlikwidowany, oni stamtąd wyruszyli. Barki nasz [sic] skierowały się w stronę Lubeki. Przejeżdżali przez kanały Lubeki do Neustadt, gdzie „przycymowano” [sic] nasze 2 barki do „Cap Arcony”. Przy „Cap Arconie”

staliśmy 1 dzień. W nocy 2 na 3 maja 1945 Niemcy nas opuścili. Zostawili nas [dopisek nad tekstem] nasze [/dopisek] barki. Koledzy mówili, że jakaś łódź motorowa podpłynęła do barek, rzucając wiosła, mówili wiosłujcie do brzegu. Wtedy kto żyw, szalupy spuszczać i do brzegu. Szczęście, że wiatr pędził do brzegu. Gdy odbiliśmy od „Cap Arcony”, mniej więcej w odległości 500 metrów, wybuchła mina, czy padła bomba, barka zakołysała się i woda weszła do środka. Wszelkimi siłami dobiliśmy do brzegu. Poczym [sic] trzeba było przechodzić po szyję w wodzie, by się dostać na wolność. Wtedy każdy udał się w poszukiwaniu żywności.

Porozchodzili się po nadbrzeżnych miasteczkach. Poczym ukazali się Niemcy. Zaczęła się strzelanina i zgoniono nas w to miejsce, gdzie stały barki. Po tym ustawiono nas: zdrowszych i silniejszych w pierwszych szeregach, słabszych na koniec. Kazali odmaszerować w stronę miasta Neustadt. Kiedy odmaszerowaliśmy usłyszeliśmy strzały. Nie wiedzieliśmy, co to jest. Później Pędzono nas

(8)

na boisko, do niemieckiej szkoły marynarskiej. Tam nas przeliczyli i skierowano w stronę statku „Atheny”, który stał przy brzegu. Starałem się być w pierwszych szeregach, by zająć lepsze miejsce na statku, sądziłem, że zostaniemy tam dłużej. Dochodząc do „Atheny” nadleciały samoloty, zaczęły bić z działek w stronę tego okrętu, było kilkunastu rannych, i w tym trakcie również bombardowano Athenę [sic], która stała do 5 km. od brzegu.

Athena wciągła [sic] białą flagę, a „Cap Arcona” broniła się w dalszym ciągu. Nadleciały większe eskadry, rzucając w stronę „Atheny” i dwom nieznanym mi z nazwy statkom. Athena i obydwa okręty zaczęły płonąć.

Było to po południu około godz. 1-ej. Poczym do tego portu wpadł czołg angielski. W tej chwili „Cap Arcona”

płonęła. My na brzegu byliśmy oswobodzeni. A od kolegów, którzy uratowali się z Cap Arcony dowiedziałem się, że uratowano ich za pomocą łodzi ratunkowych angielskich. A myśmy po tej głodówce staraliśmy się o żywność. Nie było o nią trudno. Wtedy doszła do nas wiadomość, że słabsi, którzy byli w ostatnich szeregach byli rozstrzelani, także wypływały przez cały miesiąc zw morza zwłoki zatopionych okrętów [sic].

Po jakimś czasie zrobiono przez nas więźniów mogiły, gdzie pochowano zwłoki wszystkich, którzy zginęli wówczas.

Wtedy zachorowałem na tyfus, zabrano mnie do szpitala do Neuen Gamme. W szpitalu przebywałem 2 miesiące. W między czasie [sic] było poświęcenie tych grobów przy udziale delegacji: rosyjskich, polskich, francuskich i innych różnych narodowości i wojska angielskich.

W szpitalu leżałem z kolegami, uratowanymi z Cap Arcony. Ratował się każdy na własną rękę.

Uratowało się mniej więcej około 150 osób, a było 12 000, byli w szpitalu koledzy, więźniowie uratowani z trzeciego okrętu, którego nazwy nie znam.

(9)

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

Było tam około 6000 osób, ale uratowało się około 100 osób.

W szpitalu byłem około 2 miesięcy. Wreszcie wyjechaliśmy do Lubeki na transport do Szwecji, jako chorzy.

Przybyliśmy do Malmö 26.7.1945. W Szwecji, będąc na kwarantannie, spotkałem kolegę, który był na barkach, rewiru naszego obozu [sic]. Opowiedział mi, że zabłądzili na morzu i wtedy skierowali się do brzegów Szwecji. Dobili do Szwecji. Szwedzi, Niemców aresztowali i rozbroili, a chorych więźniów skierowano do szpitali i obozów. Była masa ofiar. Dużo chorych zmarło na morzu.

W Szwecji byłem w szpitalu. Tutaj stwierdzono, że jestem chory na płuca. Odzyskałem możliwy stan zdrowia i wracam do kraju. P.p.p.

Luba Melchior asyst. Instytutu

Jerzy Woczal świadek Uwagi przyjmującego protokół:

Świadek spokojny, opanowany, stara się opisać jaknajszczegółowiej [sic] swoje przeżycia, najbliżej najszczegółowiej podaje opis wędrówki na morzu, bo to przeżycia najbardzie [sic] utkwiły mu w pamięci. Fakty podane powtarzają się w szeregu innych protokołów. Zeznanie niewątpliwie zasługuje na zaufanie.

Luba Melchior asyst. Instytutu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wkrótce się okazało, że sąd nasz był przedwczesny, bo w najbliższych dniach już zaczęłyśmy odczuwać na własnej skórze, co znaczy życie w kacecie, mimo że z reguły życie

Byłam na aryjskich papierach w Krakowie i zadenuncjowano mnie. Zrobił to Stefan Andrzejewski, tajniak. Zabrano mnie na Szlak 42, do więzienia do ciemnicy. Na dobę dostawałam 5

Stosunki Polek z Rosjankami nie były dobre, póki ich nie było miałyśmy święty spokój, z ich przybyciem zaczęły się przykrości i mimo, że myśmy starały się w stosunku do

Monice, która się mną o piekowała, udało mi się zostać w rewirze około 4 miesięcy; nieoficjalnie pomagałam pielęgniarkom.. W styczniu 1944 przyszedł nowy

Najgorzej trzymały się Francuzki, kobiety inteligentne, a jednak bardzo się załamały, najgorzej, że się nie myły, były rozsadnikami robactwa i brudu.. Wśród więźniarek

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945.. 16) Transport Żydów. Wywożenie żydów [sic] z ghetta do Bełżca. 17) Stosunek ludności polskiej do Niemców. Armji [sic] Dezorjentacja

Niemcy wszędzie i zawsze odnosili się do Polaków źle.. Tylko doktorzy byli przyzwoici i to przeważnie ci którzy mówili

Nie wiem, czy w Bergen-Belsen było więcej trupów czy więcej żywych, zdaje się, że więcej trupów.. Raz na dzień dostawałyśmy zupę-wodę, raz na kilka