• Nie Znaleziono Wyników

Protokół przesłuchania świadka 32

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Protokół przesłuchania świadka 32"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

Luba Melchior przyjmujący protokół asystent Instytutu

przepisany

Protokół przesłuchania świadka 32

Staje Pani Kieruczenko Irena urodzon [sic] 17.9.1914 r.

w Międzyrzecu , zawód rolnik

wyznanie rzymsko-katolick. , imiona rodziców Michał i Tekla ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce w Radomiu

obecne miejsce zamieszkania wyjeżdża do Radomia

pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje:

przebywałem w obozie koncentracyjnym w Majdanku

w czasie od 1 lutego 1941 do 1 maja 1941 jako więzień polityczny pod numerem 4670 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P

następnie przebywałem w Ravensbrück

od 1 maja 1941 do sierpnia 1942

nosiłam trójkąt koloru czerwonego z literą P pod numerem 36 477 następnie wysłano mnie do Hamburg-Wandsbeck

nosiłam czerwony trójkąt pod numerem 486

Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje:

protokół obejmuje 14 stron pisma ręcznego i zawiera opisy:

zał. 4 arkusze 1. Aresztowanie w Radomiu, więzienie, tortury.

2. Obóz Majdanek

przyjęcie, łaźnia, przebranie, warunki mieszkaniowe, położenie, stan obozu, pomoc Czerwonego Krzyża, władze obozowe, dzień roboczy, odżywienie, pomoc lekarska, warunki hygieniczne, ucieczki, stracenie Żydów, śmiertelność, opieka nad dziećmi, ewakuacja, wyjazd.

3. Ravensbrück

przyjęcie, kwarantanna, dzień roboczy, zdobywanie jedzenia drogą nielegalną, pomoc lekarska, operacje doświadczalne, wyjazd.

4. Vandsbeck-Hamburg [sic]

opis obozu, warunki mieszkaniowe, wyżywienie, warunki pracy, dzień roboczy, kary, egzekucje, ucieczki, warunki zdrowotne, tortury bibelforszerki, groźby za Ausschuss

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945

(2)
(3)

Luba Melchior przyjmująca protokół

staje Pani Kieruczenko Irena urodzona 17 września 1914 roku w Międzyrzecu z zawodu rolnik wyznanie Rzymsko-Katolickie imiona rodziców Michał i Tekla ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce w Radomiu Kolonja Długojów obecne miejsce zamieszkania wyjeżdża do Polski.

Przebywałam w obozie koncentracyjnym na Majdanku w czasie od lutego 1941 roku do 1 maja 1941 roku, jako więzień polityczny miałam czerwony winkiel z literą „P” pod numerem 4670 następnie przebywałam w Ravensbrück od maja 1941 roku do sierpnia 1941 roku miałam czerwony winkiel polityczny pod

numerem 36477 [zmienione ze „36475”]. Z Ravensbrück wysłano nas do Hamburg-Wansbeck [sic] tam gdzie przebywałam do końca wojny. Nosiłam tam czerwony trójkąt pod numerem 486.

30 listopada 1940 roku byłam aresztowana w Radomiu. Zarzucono mi [mu?] działalność

organizacyjną. Poszukiwali męża, ponieważ go nie znaleziono, wzięto mnie zamiast męża. Było to o 4.30 rano.

Przyszli 3-ej gestapowcy z karabinami w ręku i rewolwerem. Jeden z nich mówił po polsku. Pytał się o mego męża Zygmunta Kieruczenko. Nie było go w domu. Byłam sama z małem dzieckiem. Mieszkałam jako sublokatorka. Pytał się, gdzie mój mąż. Powiedziałam, że nie wiem, bo z nim nie żyję. Rzucił mnie mąż, miał kochanki i nie mów jest ze mną w kontakcie. Pytali z czego żyję, bo nie jestem rejestrowana w Arbeitsamcie.

Odpowiedziałam: że u Niemców nie mogę pracować, otrzymam małe wynagrodzenie, więc i tak nie wyżyję, wolę pracować u chłopów. W odpowiedzi dostałam w policzek i zapewnili mnie, że już będę u nich pracować.

Zrobili rewizję i wszystko zabrali: ubrania, zdjęcia, dokumenty. Zostawili jedno łóżko z pościelą dla dziecka.

Kazali mi się ubrać i zagnali na ul. Kościuszki-Dienstelle [sic]. Miejsce wywiadu [dopisek nad skreśleniem]

badania [/dopisek] niemieckiego, tam badano i torturowano.

(4)

dalszy ciąg zeznań p. Ireny Kieruczenko, ur. 17.9.1914.

Wprowadzono mnie do pokoju, gdzie był dyżurny, tam czekałam godzinę czasu. Przyszli ci sami trzej gestapowcy i rozpoczęli mnie badać. Początkowo mówili grzecznie, prosili [dopisek nad tekstem] bym [/dopisek] wydała miejsce pobytu, bym wydała innych należących do organizacji. Widzieli, że dobrocią nic nie wskórają, zaczęli mnie bić. Pokładali mnie gumową pałką po kilka razy i przerwa. Pytają się, czy się przyznam, ponieważ nadal twierdziłam, że nic nie wiem, znowu to samo, rozpoczęli bicie i tak z przerwami bili mnie do południa. W południe zaprowadzili mnie do piwnicy, gdzie woda sięgała po kolana. Stałam w wodzie do godziny 3-ciej. I znowu mnie wzięto na badania z biciem jak poprzednio. Do 6-ej trwało badanie. W trakcie badania kilkakrotnie mdlałam. Nie podali mi nawet wody. Tylko ciągle mówili, jeżeli się nie przyznam, zdechnę jak pies i wywiozą mnie i więcej dziecka nie ujrzę. Więc najlepiej się przyznać, a ja stale twierdziłam to samo, że nic nie wiem. O 6-ej zaprowieźli mo samochodem boso [dopisek nad tekstem], bo nogi miałam spuchnięte, bili mnie w pięty [/dopisek] razem z innymi mężczyznami pobitymi do więzienia politycznego. W samochodzie musieliśmy klęczeć. W więzieniu zaprowadzono mnie do celi nr 4, gdzie było razem ze mną 56 osób. Wszystkie inne miały sienniki, ja leżałam na płaszczu. Cela była bardzo brudna. Pchły pluskwy i wszy zjadały nas.

Odżywianie było marne. Dostawałyśmy rano o 6-ej bochenek 2-kilowy na 12 osób i czarną kawę bez cukru.

Obiad składał się z rzadkiej zupy, gdzie była kapusta i brukiew. Na kolację również trochę rzadkiej zupy. Paczki dostawałyśmy w czwartki i wtorki. Ale były one prawie próżne. Co lepsze komendant (Koch) więzienia zabierał dla siebie. Zastępca komendanta był lepszy, kontrolował paczki, ale nic nie zabierał dla siebie. Mężczyźni byli gorzej traktowani w więzieniu od nas. Pomagałyśmy im w różny sposób. Często dawałyśmy chleb lub cebulę przez zastępcę komendanta. Nazywałyśmy go Aniołek, bo też był najlepszy z władz więziennych. Następnego dnia z rana zabrano mnie znowu na badanie na Dienststelle o godz. 8-ej. Cały dzień mnie badano. Zadawano mi różne cierpienia. Wieszano mnie na pasku w powietrzu i bito. Pasek mi się wrzynał w ciało

(5)

to też miałam rany, wybito mi 2 zęby. Zalałam się krwią i zemdlałam. Odczepili mnie od pasa, poleżałam na podłodze. Kiedy wróciłam do przytomności nałożyli mi maskę gazową na twarz, zostałam zupełnie bez powietrza. Dusiłam się i znowu upadłam nieprzytomnie. Za każdym [dopisek nad tekstem] razem [/dopisek]

namawiali mnie tylko to przyznania się wydania innych. Zarzucali mi, że przenosiłam broń i niedozwolone pisma. Męczyli mnie w ten sposób do godziny 6-ej. Męczarnie te trwały cały tydzień. Co dzień mnie wzywano.

Szóstego dnia dali mi (oprócz innych męk) litr nafty i kazali mi wciągać to nosem. Ponieważ nie przyznawałam się do zarzutów mi stawianych, bili mnie strasznie po krzyżu i po nogach. Miałam tak pobite nogi, że chodziłam na czworakach. Na korytarzu czekałam z innymi więźniami na wpuszczenie do celi. Nie [dopisek nad tekstem]

wolno [/dopisek] było nawzajem na siebie patrzeć. Wszyscy byli obróceni do ściany. Badania trwały tydzień czasu. Później już zostawiono mnie w spokoju do wywiezienia na Majdan. W celi razem ze mną była kobieta, która była pod zarzutem politycznym. Znaleziono u niej w domu gazetkę tajną. Na badaniach tak ją bito, że pośladki były zupełnie czarne i spuchnięte. I ciało odstawało od kości. Byłam w takim stanie, że kierownik więzienia Koch sprowadził lekarza Gestapowca. Trzeba było zrobić operację. Następnie przyszedł lekarz miał ze sobą zwykłe nożyce (podobno wzięte z biurka z biura) i trochę płynu. Operacja była robiona bez żadnej ochrony hygienicznej. Chora leżała na brudnym kocu, wszy dookoła i w tym warunkach [sic] doktór robił operację. Rany ropiały, nie goiły się. Nie mogła leżeć na plecach, leżała na brzuchu. To też odgniotła żołądek i przyłączył się skrzep w lewej nodze. Raz jedyny był jeszcze lekarz. Ale i to był pierwszy wypadek kiedy niesienia pomocy lekarskiej politycznemu więźniowie. Opatrunki robiły więźniarki tylko kierownik Koch się temu przyglądał i dał maść.

W lutym odtransportowano nas na Majdan. Było nas 50 kobiet. Wieziono nas w samochodzie pan-

(6)

dalszy ciąg zeznań p. Ireny Kieruczenko, ur. 17.9.1944 [sic, 1914]

cernym zamkniętym. Jechałyśmy 3 godziny.

Przyjęła nas komendantka Erisch. Weszłyśmy do łaźni. Ubranie nasze włożono do toreb papierowych i nazywało się, że idą do depozytu. Obiecano nam zwrócić po zwolnieniu. Odebrano wszystko. W łaźni nas dokładnie Niemka rewidowała. [dopisek nad tekstem] Niemka [/dopisek] Zabrała nam biżuterję i badała ginekologicznie, czyśmy nie ukryły brylantów. Zabrano nam nawet medaliki. Szukali również we włosach, czy nie mamy ukrytej biżuterji. Niektórym ścinano włosy. Dostałyśmy podartą bieliznę, brudną, wąską i „pasiaki”

suknie i „Jaki” [dopisek nad tekstem] żakiety [/dopisek] w szaro-niebieskie pasy, również brudne. Na nogi otrzymałyśmy drewniaki bez pończoch. A zimno było. Było to w lutym. Po łaźni zaprowadzono do Kancelarji, gdzie nas rejestrowano, i równocześnie otrzymałyśmy winkle (trójkąty czerwone z literą P) i numery drukowane na płótnie białym N4670. Wzięto nas na kwarantannę. Zaprowadzono na blok. Blok składał z 2 izby i

Waschraumu [sic]. Blok był skanalizowany. Izba pierwsza służyła nam jako miejsce, gdzie można było cały dzień siedzieć, do drugiej izby wpuszczono tylko do spania. Izba t. zw. stołowa miała stoły i ławki. Druga izba miała prycze 3 piętrowe. Każda otrzymała jedną pryczę. Razem było 200 łóżek [dopisek nad tekstem] 3 piętrowych [/dopisek] dla 600 osób. Blokowa była Niemka-więźniarka. Biła nas przy każdej okazji.

Majdanek był olbrzymim obozem składającym się z 6-ciu pól. Obóz był odrutowany początkowo bez napięcia elektrycznego. Dookoła dużo wież obserwacyjnych, gdzie dyżurowani [sic] S-mani z karabinami maszynowemi. Każde pole był [sic] oddzielone drutami. Przy Każde pole miało swoją bramę z budką

wartowniczą. Każde [dopisek nad tekstem] pole [/dopisek] miało swój zarząd. Swoją kancelarję, swoją kuchnię i swoją komandantkę [sic] względnie komendant [dopisek nad skreśleniem] oberaufseherka [/dopisek]. Pierwsze pole było polem kobiecem, II – mężczyźni-jeńcy wojenni-rosjanie [sic], III zajęte przez żydów, IV pole – Polacy V warsztaty i magazyny, a VI Crematorjum były tam 2 piece i gaz kamery (mówiono że są 3 gaz kamery).

Na majdanku byli więźniowie różnej narodowości. Polacy, Rosjanie, Niemcy i Żydzi. Większość więźniów politycznych.

(7)

Więźniarki ze sobą dobrze żyły. Jedna drugiej pomagała. Tylko więźniarki Niemki się wyróżniały, były przeważnie na funkcjach: blokowe, schreiberki i te były niedobre dla reszty więźniarek. W 1940 roku Czerwony Krzyż opiekował się obozem. Więźniowie otrzymywali co tydzień 2 kg chleba. Na święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc otrzymywaliśmy paczki bogate: białą bułkę, jajka, papierosy, chleb i mięso, cukier.

Była to dla [dopisek nad tekstem] nas [/dopisek] pomoc materjalna i duchowa. Czerwony Krzyż starał się o sprowadzenie nam księdza. To się jednak nie udało władze Niemieckie nie zezwoliły. Same odprawiałyśmy nabożeństwa, robiłyśmy ołtarze, jedna koleżanka stała przed ołtarzem, modliła się na głos, a wszystkie za nią.

Nabożeństwa te odbywały się legalnie.

Organizowałyśmy jedzenie drogą nielegalną z wolności. Przychodzili do lagru „wolnościowcy”, furmani z miasta (bo nie było dużo koni w lagrze) i tym dawaliśmy ubrania po więźniach, lub biżuterję. A furmani przywozili: wódkę, papierosy, mięso, kiełbasę, jednym słowem wszystko. W razie gdy kogoś przyłapali na tym szmuglu, dostał się do obozu. Ogólnie głodu wielkiego w lagrze nie było.

Władze niemieckie składy się [sic] z małego personelu żeńskiego: 2 S-manki i dużo Postów byli to żołnierze SS. [dopisek nad tekstem] oberaufseherka [/dopisek] Odbierała [zmienione ze słowa ‘odbierały’] apele i w [dopisek nad tekstem, sic] pracowały [/dopisek] Schreibstubie. Apele były niedługie, bo wszystkie

więźniarki szły do pracy. W obozie zostały tylko chore. Z rana apel był o 6-ej a przy pracy byłyśmy już o 7-ej.

Wychodziłyśmy partjami. Każda partja, t.zw. kolumna miała swoją kolonkę, która odpowiadała za swoich ludzi.

Ona meldowała przy wyjściu z obozu do pracy. (Podała swój numer i ilość więźniów wyprowadzanych.) O 12- ej wracało się z pracy na bloki na obiad. Obiad był już przyszykowany. O 1-ej wracałyśmy do pracy do godz. 6- ej. Wróciłyśmy na pole. [dopisek nad skreśleniem] Po powrocie [/dopisek] apel trwał 15–20 minut i poszłyśmy na bloki. Kolacja już była też przyszykowana. Zupa, lub chleb i kawa.

(8)

Racja chleba wynosiła 15–20 dk. kiedy były 2 zupy w ciągu dnia albo 35 dk gdy była 1 zupa. Na ogół głodu nie odczuwałyśmy. Więźniowie pracowali w kuchni, w Wagen Kolonne. Wagen kolumna przywoziła jedzenie z magazynów z pola (jarzyny) i wywoziły śmiecie [sic]. [dopisek nad tekstem] Wśród śmieci i popiołu znalazły często niedopalone ręce ludzkie i nogi. Popiół służył jako nawóz. [/dopisek] Była to ciężka praca. Grunt gliniasty, duże błota, tak że buty często grzęzły w błocie. Często wóz ugrzązł w błocie i nie można go było wydostać. Pomagali nam wtedy jeńcy wojenni, Rosjanie. Pomoc ta była ryzykowna dla jeńców, bo jak S-man to widział, bił. Poza obozem pracowali tylko mężczyźni, przy bardzo ciężkiej pracy na szosach. Pracowaliśmy bez przerwy. Niedziele nie różniły się od dni powszednich. Nieposłuszeństwo meldowała kolonka S-mance, podając numer więźniarki. S-manka podała oskarżenie komandantce. Komandantka wołała do kancelarji i sama

wymierzała kary. Zabierała chleb na przeciąg kilku dni lub karny apel. Stało się 4–5 godzin na apelu.

Obóz miał revir – szpital. Lekarki, dentystki, siostry rekrutowały się z więźniarek. Stosowane były zastrzyki przeciwtyfusowe. W razie nagłego wypadku były nawet zastrzyki dożylne. Lekarstwa i zastrzyki w lwiej części dostarczone przez Czerwony Krzyż. Chore otrzymały specjalne odżywienie. 2 razy w tygodniu specjalną zupę i bułeczki z masłem. Dzieci dostały mleko i miały opiekunki więźniarki. Pomoc Czerwonego Krzyża była kolosalna.

Warunki hygieniczne mierne. Co tydzień kąpiele ale pomimo to było zawszenie stosunkowo nie wielkie. Często były dezynfekcje i odwszawienia. Wcierano płyn we włosy. Ponieważ bloki były skanalizowane i elektryfikowane, można się było myć o każdej porze dnia. Poza tem Zimmer diensty [sic] utrzymywały czysto.

Co dzień komendantka sprawdzała bloki, czy są czyste.

Raz uciekła kobieta, przyłapano ją i powieszono na oczach wszystkich na apel placu. Wielką kartę miała przyczepioną na piersiach, gdzie dużemi

(9)

literami wypisane były. Ten sam los spotka każdego, kto ucieknie. Uciekły 2 więźniarki z S-manem, który ich pilnował przewiózł je w workach. Miały te więźniarki dużo biżuterji.

W 1941 roku w maju była raz selekcja [dopisek nad skreśleniem] egzekucja na [/dopisek] Żydach [zmienione ze słowa „Żydów”]. Byli to Żydzi z ghetta lubelskiego. Przywieziono rodziny z dziećmi i wszystkich stracono. [dopisek nad i pod tekstem] Było ich 22 000 jednego dnia. [/dopisek] Najpierw zaprowadzono do magazynów, gdzie zdjęli ubrania. Nago ich wypędzono na pole i grupowo karabinami maszynowymi rozstrzeliwano. Potem trupy zebrano i palono w krematorjum. 24 godzin [sic] paliły się trupy.

Widziałam to na własne oczy. Codziennie leżały przed rewirem trupy. Umierały przeważnie na płuca lub na wskutek owrzodzeń, zakażenia. Umierało przeciętnie od kilku do kilkunastu kobiet. Leichen kolonne zabierała trupy do krematorjum, gdzie je palono. Trupy były po największej części nagie, rzadko który trup miał koszulę na sobie. Kobiety ciężarne nie pracowały, zostawały w bloku. Po urodzeniu matka dostawała 1/2 litra mleka dziennie i więcej chleba. Do roku matka mogła trzymać dzieci przy sobie. Po roku matka szła do pracy, a dziecko oddawano do bloku dzieci. Tam korzystało z opieki. Więźniarki otrzymywały od rodziny listy i paczki i żywnościowe. Więźniowie urządzali często koncerty lub przedstawienia. Były i deklamacje. Było to dozwolone.

Naogół [sic] był to jeden ze najlepszych obozów. Ale muszę zaznaczyć, że tak dobrze było w tym okresie, kiedy ja byłam, bo była pomoc Czerwonego Krzyża. i była również Ewakuacja obozu odbywała się częściowo.

Najpierw revir i wysłano chorych do Oświęcimia, a potem nas zdrowych wysłano do Ravensbrück.

2 dni szykowano nas do wyjazdu. Były w łaźni kąpane, dali nam czystą bieliznę i czyste pasiaki i białe chusteczki na głowę. Ustawiono nas na placu, dali nam porcję chleba i porcję margaryny. Ustanowiono [sic] w piątki (pięć osób w szeregu), przeliczono, przyszło wojsko z karabinami i z psami utworzyli oni 2 szpalery gęste i prowadzono nas

(10)

przez miasto do pociągu. Wsadzono nas do bydlęcych wagonów, gdzie było rozłożonej trochę słomy. W każdym wagonie było nas 50 więźniarek, i 2 S-manów. Dla S-manów utworzono korytarzyk. Przedzielono wagon siatkami drucianymi. Wagon miał 2 przedziały, po każdej stronie było 25 osób. Przed wyjazdem zajechał samochód Czerwonego Krzyża z paczkami żywnościowymi. Każda więźniarka otrzymała paczkę [dopisek nad tekstem] do wagonu [/dopisek]. Jechałyśmy 3 dni. Było nas 1000 więźniarek. Przyjechałyśmy do Ravensbrück w dzień. Przed obozem widziałyśmy pracujące w lesie więźniarki, stały nad niemi aufseherki z psami. Kto odpoczywał dostał karę. Aufseherka szczuła psem, który kawały ciała wydzierał. Do obozu prowadzili nas S- mani. Przed bramą w Ravensbrück przyjął nas szef lagru. W obozie stałyśmy kilka godzin przed łaźnią. Mieli nas kąpać. Ponieważ byłyśmy czyste, wprowadzono nas na blok, na kwarantannę. Kwarantanna trwała 5 tygodni, bo były [dopisek nad tekstem] wśród nas [/dopisek] wypadki tyfusu, szkarlatyny. Na kwarantannie nie pracowałyśmy. Rejestrowano nas, uwzględniając zawód. Apele odbywały się na bloku. Po kwarantannie przydzielono nas do pracy. Pracowałyśmy w lesie, w magazynach odzieżowych i innych pracach. Ja

pracowałam przy wyładowywaniu koksu. Praca była ciężka. Pracowałyśmy się 10 godzin dziennie od 7 rano do 6-ej wieczorem z przerwą godzinną obiadu. Apele były 3 razy dziennie. O 5-ej rano pierwszy apel do godziny 7-ej, arbeits apel o 1-ej w południe i o 6-ej apel ostatni. Apele odbierały aufseherki. Blokowe meldowały.

Odżywienie było marne. Racja chleba dziennie wynosiła 35 dk i raz dziennie zupa, rano i wieczór kawa. Bardzo rzadko kiedy była 2 razy dziennie zupa. Pracujące dostawały 2 kartofle w mundurkach do zupy. „Verfugi” – te, które nie pracowały nie dostawały kartofli. Pracujące otrzymały dodatkowo chleb kromkę chleba z kiełbasą dziennie. Ciężko pracujące dostawały bony, na podstawie których otrzymano z kantyny pastę śledziową, lub sałatki. W niedzielę pracowałyśmy do godz. 1-ej; były tylko 2 apele. Popołudnie było wolne. Spacerowałyśmy, lub prałyśmy. W Rawensbrück [sic] dużo z nas chorowało. Naogół było nam gorzej niż na Majdanie. W Ravensbrück miałyśmy

(11)

inne numery. Czerwone winkle i numer mój 36477.

Każda z więźniarek starała się zorganizować coś do jedzenia. Pracujące zewnątrz obozu miały okazję przyniesienia brukwi, lub buraków, kartofli. Ale gdy aufseherka zrewidowała i znalazła coś zorganizowanego, wsadzała do bunkra lub do sztrafbloku. Więźniarki ze sztrafbloku wykonywały najcięższe roboty i musiały przy pracy śpiewać niemieckie piosenki; jedzenie otrzymywały normalnie. W bunkrze nie dostawały jedzenia i zostawały tam po kilka dni. Bunkry były zupełnie ciemne. Więźniarki mogły się uskarżać na choroby. Zgłosiła się więźniarka do blokowej. Blokowa meldowała do rewiru. W rewirze leczono lżej chorych, ciężej chorych zatruwano. Wenerycznych i umysłowo chorych również truto. Lekarze byli S-mani, a pielęgniarki – więźniarki.

Przeprowadzono na rewirze różne operacje nawet ciężkie. Więźniarki polityczne, które miały wyroki śmierci były często brane na doświadczenia lekarskie. Zwane były „króliczki”. Był blok „królików” i stamtąd brano więźniarki na revir. Pod narkozą wycinano zdrowe kawały ciała. Najwięcej wycinano kawały z nóg, z ud lub z łydek (mięśnie). Czasami nawet wycinano koście [sic]. Znajoma moja miała wycięte w okolicy kolana. Zamiast kolana było wklęśnięcie. Oczywiście władzy w tej nodze już nie miała. Po operacji króliczki nie miały opieki lekarskiej. Utworzone rany się nie goiły. Nie czyszczono ran, aż często tworzyły się robaki. Króliczki dostawały paczki z Czerwonego Krzyża. Inne więźniarki nie. Za moich czasów w obozie Ravensbrück było 60

„króliczków”. Z kuchni dostawały króliczki lepsze zupy. Kolosalna była śmiertelność wśród króliczków. Blok króliczy był ciągle nawiedzany przez S-manów i Aufseherki. Stale były rewizje, często w nocy. Wypędzano z bloku na dwór i robiono rewizje. S-mani posądzali o kontakt z wolnością i przechowywanie broni. Blok króliczy się zbuntował za mojej pamięci raz. Nie chciały się poddać operacji. Mówiły że [dopisek nad tekstem]

chcą [/dopisek] wykonania wyroku śmierci. Nie chcą cierpieć. Za karę zostawiono je w bloku bez światła i powietrza i zabrano im paczki

(12)

Dalszy ciąg zeznań p. Ireny Kieruczenko, ur. 17.9.1944 [sic, 1914]

które dostały z domu. Trwało to cały tydzień. I później brano normalnie na operacje. Nie było oporu.

Zwolnione z pracy były również kobiety ciężarne. Po porodzie odbierali dziecko. Matka swego dziecka nie znała. Nieznany jest los tych dzieci.

Współżycie między więźniami było dobre. Wystrzegałyśmy się tylko Niemek i niektórych Rosjanek.

Miałyśmy kontakt z „wolnością”. Otrzymywałyśmy gazety i często omawiałyśmy sytuację polityczną. Zmiany polityczne nie wpływały na ogół na ustosunkowanie się do nas. W Rawensbrück rozpoczęły się transporty do pracy. W sierpniu 1942 roku przeznaczono mnie do wyjazdu do pracy do Hamburga.

W Rawensbrück wykąpano nas, przebrano w szare sukienki i żakiety w pasy szaro-niebieskie.

Dostałyśmy obiad i wyszłyśmy do pociągu. Transport nasz był mały 70 osób. Odprowadziły 3 aufseherki i 3 S- manów. Umieszczono nas w 3 wagonach. Byłyśmy zadowolone, mówiono, że jak mały transport, to napewno [sic] będzie nam dobrze. Jechałyśmy 1 1/2 dnia. Przybyłyśmy do Hamburga o 4-ej po południu. Odstawiono nas do Arbeitslagru [dopisek nad tekstem] Vansbeck [/dopisek] na przedmieściu Hamburga. [dopisek nad tekstem]

W tej samej godzinie było bombardowanie Hamburga. Cały Hamburg się palił. [/dopisek] Arbeitslager był już zorganizowany było tam już 430 osób. Przyjął nas komendant lagru. Przeznaczone byłyśmy do pracy w fabryce gaz-masek. Obóz był nieduży, otoczony drutami naelektryzowanymi. Były tam 3 bloki duże. 2 bloki były dobre wykończone, skanalizowane, a nasz był prowizoryczny, podłoga cementowana. Był to właściwie blok

przeznaczony dla koni. Latem nie cierpiałyśmy. Ale zimą było wilgotno i zimno. Łóżka były ustawione z obydwu stron. Razem 200. Łóżka były dwupiętrowe. Warunki higieniczne znośne. Było czysto. Łóżko było zaopatrzone w siennik i w poduszkę i po 2 koce. Blokowa była Polka. Większość więźniarek były [sic]

narodowości polskiej i rosyjskiej. Blokowa była dobra. Więźniarki żyły ze sobą dobrze. Pomagały sobie nawzajem. Początkowo stosunek władz niemieckich do nas znośny. Ale po odejściu komendanta przybył drugi i stosunki się

(13)

kolosalnie zmieniły na gorsze. Początkowo urządzałyśmy przedstawienia i śpiewy. Obecne były aufseherki i komendant lagru. Odżywienie miałyśmy dobre, starał się o to szef fabryki. Szef był Niemcem, ale żona była Rosjanką i dobrze do nas ustosunkowany. Pracowałyśmy 12 godzin dziennie. Były nocne i dzienne zmiany.

Narażone byłyśmy często na niebezpieczeństwo. Prasy elektryczne wymagały dużo ostrożności w obchodzeniu się i powodowały często wypadki śmierci. Pracowałam przy maskach gazowych. Było dużo dymu, który nas dusił. Zwierzchnicy fabryczni nie odnosili się do nas źle. Byli z nas zadowoleni. Codziennie z rana o 5-ej był apele [sic] o 6-ej szłyśmy do pracy. Odprowadzały nas tylko aufseherki i przy pracy nas również pilnowano. O 9-ej rano miałyśmy pauzę 15 minutową, a o 12-ej obiad. Obiad miałyśmy na bloku. Po godzinie to jest o 1-ej rozpoczęłyśmy pracę do godz. 6-ej. O szóstej wróciłyśmy do lagru, był apel i po apelu na blok. Lager był w pobliżu fabryki. Kiedy zdarzały się uszkodzenia w fabryce posądzano o sabotaż. I tak Rosjance (Klarze) przy pracy popsuła się maszyna. A że była bardzo droga maszyna. Zaczęli doszukiwać się przyczyny uszkodzenia.

Zabrali ją w nocy [dopisek nad tekstem] z bloku [/dopisek] na badanie do Neuengamme (była to centrala naszego obozu) i tam była do godz. 5-ej po południu. [dopisek nad tekstem] (od 5-ej do godz. 6 siedziała w piwnicy) [/dopisek] A kiedyśmy wróciły z fabryki o godz. 6-ej stała szubienica za bramą obozu. Kazali nam się wszystkim ustawić w koło szubienicy (szubienica pośrodku), wszystkie aufseherki, było ich 19, przyszły na apel-plac i z uśmiechem oznajmiły nam, że Klara będzie powieszona. Po kilku minutach weszła Klara w pasiaku i chusteczce na głowie. Po obu stronach byli S-mani z karabinami. Niemiec odczytał wyrok. Za sabotaż, umyślne uszkodzenie drogiej maszyny zostaje skazana więźniarka na szubienicę. Każdy kto dopuści się

sabotażu

(14)

będzie tak samo skazany na śmierć. Skazaną powiesili Polacy więźniowie z Neuengamme (specjalnie w tym celu sprowadzeni[)]. Wśród więźniarek był wielka rozpacz [sic]. [dopisek na końcu linijki i nad kolejną linijką]

2 dostały konwulsji i umarły na placu. Razem zabrano te 2 trupy ze skazaną do krematorjum. [/dopisek]

Były wśród nas próby ucieczki. 2 tylko się udało. 3 zostały stracone, przez rozstrzeliwanie.

Rozstrzelano je na oczach wszystkich. A nam grożono dziesiątkowaniem w razie powtórzenia prób ucieczki.

Obok fabryki tej były bunkry bez powietrza. Robiono tam doświadczenia. Doświadczenia robione były na nas. Chodziło o to by stwierdzić, jak długo człowiek może wytrzymać bez powietrza. Wpuszczano nas 50 więźniarek do małego bunkra. Mogłyśmy się zmieścić tylko w ten sposób, że jedna stała obok drugiej, nie było miejsca gdzie usiąść. Kobiety mdlały, ale nie wypuszczano. 4 godziny stałyśmy tak. W bunkrze tym było tylko 2 Niemców, którzy obsługiwali aparat do badania. Niemcy byli zaopatrzeni w maski. Zapałka się nie zapaliła. Z tego Po tym doświadczeniu byłyśmy tak zmęczone, że nie mogłyśmy dojść pieszo, jechałyśmy tramwajami. 2 kobiety były tak [dopisek nad skreśleniem] omdlałe [/dopisek] zaniosłyśmy na noszach do lagru.

Praca w fabryce wpływała źle na nasze zdrowie. Dużo chorowało na płuca. Dym przy wypalaniu masek osiadał na płucach. Pracowałyśmy w hali, gdzie był piec, służący do wypalania masek. Było dużo dymu, który nas dusił. Przy pracy zdarzały się oprócz tego wypadki śmiertelne wskutek wysokiego napięcia

elektrycznego. Prasa były poruszane [sic] przy pomocy elektryczności. Każde najmniejsze uchybienie wywołało katastrofę. Praca była ciężka przy prasie. Więźniarki prasy obsługujące prasy otrzymywały podwójną porcję chleba.

W lagrze była z nami jedna „Bibloforscherin” [sic] miała liljowy winkiel z Rawensbrück. Numeru nie przyjmowała, nie chciała pracować w fabryce, twierdząc, że nie chce pracować przy wyrabianiu masek, nie chce tworzyć narzędzi śmierci na swoich braci. Mówiła tylko: Zabijcie, a pracować nie będę. Strasznie ją

torturowano: oblewano nago wodą i wsadzono do bunkra nago ze związanemi rękoma

(15)

jedzenia nie dostała kilka dni. Kiedy ją wypuszczono komendant się pytał, czy już chce [dopisek nad tektstem]

pracować [/dopisek], a ona uparcie twierdziła, że nie. Wówczas nago musiała czołgać się na brzuchu po żwirze naokoło bloku. Płakała bardzo, bo ciało krwawiło, wówczas komendant kneblował usta, kopał ją, a ona ciągle wołała: „Jehowa, zabierz mnie z tego świata.” Przypuszczam, że wskutek tych tortur dostała szoku nerwowego, bo stale już wołała Boga i stale te same słowa: „Jehowa, zabierz mnie z tego świata”, wołała tak i na apelu.

Aufseherki kneblowały jej usta, wtykały szmaty w usta tak, że szczęki o mało nie wystąpiły z zawiasów, a ręce miała związane. Po apelu wsadzono ją znowu do bunkra, gdzie przesiedziała całą noc. Rano Rosjanka inna nie mogąc patrzeć na ciągłe cierpienia, skorzystała z momentu, kiedy druty nie były zelektryzowane, wykopała dołek pod drutami, wypuściła z bunkra przyjaciółkę, dała jej suknię i pasiak (bo ofiara była nago) i wypuściła za lagier i uciekała w łąki. Ale na nieszczęście zauważyła to aufseherka i wszczęła alarm, wszystkie S-manki udały się w pogoń. Złapały ją oczywiście, każda z aufseherek miała za obowiązek uderzyć ją. Najwięcej tłukła oberaufseherka. Przyszedł komendant, słysząc o ucieczce i zastrzelił ją. Trupa włożyli w worek i leżała 4 dni za blokiem.

Polka więźniarka pracowała przy najcięższej prasie, czuła się słaba, dostała ataku sercowego. Potem skarżyła się przed aufseherką, prosiła ją by ją wzięła na rewir. Aufseherka nie chciała słyszeć o tem, a ta kobieta nikła w oczach co raz bledsza, aż pewnego dnia [dopisek nad skreśleniem] po kilku godzinach [/dopisek] padła martwa przy pracy.

Czasami było dużo braków [dopisek nad tekstem] „Auschuss” [sic] [/dopisek] przy pracy. Majstrowa meldowała to komendantowi. Komendant zwołał nas groził zameldowaniem do wyższej władzy i posądził o sabotaż. Pierwsza kara był karny

(16)

apel. Stałyśmy całą noc na dworze. A z rana ze dwora do pracy. Nie wolno było wejść do bloku. Auschussy zabrano do analizy. Komisja orzekła, że to wina surowców i pieca i dopiero wówczas ustały groźby.

W lutym ustała praca w fabryce nie było węgla ani surowców. Chodziłyśmy później na aussen.

Pracowałyśmy przy uprzątaniu gruzów, przy naprawianiu szos, w ogródkach, a ja pracowałam przy ustawianiu barykad było to przygotowanie do obrony.

Orjentowałyśmy się w sytuacji politycznej. Miałyśmy różne wiadomości z gazet, dostarczanych nam przez Niemców, którzy nas pocieszali, że już niedługo będziemy w niewoli [sic]. Oprócz tego spotykałyśmy po drodze do pracy na polach wyrzucone obrazy Hitlera. I nastąpił w zwrot w traktowaniu nas przez Niemców.

Komendant, który nie dał nigdy do siebie mówić, zmiękł, nie stosował kar. Tłumaczył nam, żebyśmy były posłuszne i cierpliwe, bo niedługo będzie koniec wojny.

Pewnego dnia podczas pracy przyjechał komendant na rowerze, kazał rzucić pracę i powiedział, że jesteśmy wolne i nie musimy pracować. Wróciłyśmy do lagru i więcej do pracy nie wróciłyśmy. 2 tygodnie siedziałyśmy bezczynnie w blokach, ale z lagru nie wolno było nam wyjść.

Z końcem kwietnia przyjechała delegacja Czerwonego Krzyża duńskiego, zabrali dunki [sic] z obozu.

Obiecali i nas oswobodzić. Początkowo nie wierzyłyśmy. 1-ego maja komendant kazał wszystkim Polakom się spakować i wyjść na plac. Nie wiedziałyśmy dokąd jedziemy. Ale jechałyśmy tym razem pociągiem osobowym, w pasiakach jeszcze byłyśmy i S-mani odprowadzili nas do Padborg do miasta granicznego Danji.

Wypuszczono nas z lagru bez jedzenia. W Padborg opuściła nas eskorta S-manska, a przedstawiciele Czerwonego chodzili od wagonu do wagonu i oznajmili nam, że jesteśmy wolne

(17)

W LUND [/stempel]

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

przyjmująca protokół

asystent Instytutu Luba Melchior Kieruczenko Irena świadek

Oświadczenie powyższe jest zgodne z prawdą. Mam tylko zastrzeżenie, co do (terminu) [dopisek obok] lat [/dopisek]. Z innych źródeł wiadomem mi jest, że opis lagru „Majdanek”

odnosi się do roku 1944, a nie jak świadek podaje 1942 [sic, świadek podaje 1941].

asystent Instytutu Luba Melchior

Uwagi asyst. instyt. Heleny Dziedzickiej

Przebywając w obozie w Ravensbrück od 23/9 - 41 do 23/4 - 45 prostuję niektóre dane, dotyczące obozu w Ravensbrück, podane przez świadek Kieruczenko Irenę.

[dopisek] str. 9 [/dopisek] Świadek podaje daty mylnie: musiała ona przybyć do Ravensbrück dopiero na wiosnę 44 r. Wskazuje na to numer, jaki otrzymała w Ravensbrück: 34677. W 41 r. w maju, jak podaje świadek numery bież. mogły być 5–6.000; mój numer z września 41 r. był 7722.

str. 9. Opisując bunker [pisownia zmieniona z „bunkier”], czyli więzienie w obozie, świadek podaje, że bunkry były zupełnie ciemne. Nie jest to zgodne z prawdą, bo bunker miał również i cele z małymi, zakratowanymi oknami. Jedzenie w bunkrze dostawały więźniarki: co 4 dzień obiad, co rano i wieczór kubek czarnej kawy i kawałek chleba. Niektóre więźniarki miały stosowaną całkowitą głodówkę, jako specjalną karę. Termin kary bunkra był różny zależnie od przestępstwa, od 3 dni do 7 tygodni lub dłużej.

str. 9. Nie wszystkie ciężej chore więźniarki były zatruwane. Zależało to w wielkiej mierze od szczęścia i od fantazji lekarzy niem. Wiele osób ciężko chorych ocalało dzięki staraniom lekarek-więźniarek, które kryły chore i o ile możności, wymazywały ich nazwiska z list śmierci. Lekarki-więźniarki zaczęły pracować w rewirze w 1942 r.

str. 9. Opis operacji króliczych jest b. niedokładny. Dokładne dane dotyczące operacji doświadczalnych są w naszych protokółach NoNo 228, 117 i innych.

(18)

Czeszka, były parokrotne przez 1 rok i zawsze jako rezultat jakiegoś zajścia z władzami. Gdy blokową została Ketty Knoll, niemiecka komunistka, która donosiła i oskarżała (r. 44) o przechowywanie złota i biżuterji, rewizje odbywały się b. często, raz nawet robiono wszystkim mieszkankom bl. 32 rewizję ginekologiczną.

str. 9–10. „Bunt” królików miał miejsce w dn. 15/8 - 43. Grupa powołana do rewiru odmówiła pójścia na operację. Przy pomocy policji obozowej zabrano je z bloku do bunkra, gdzie przemocą dokonano operacji na 5 więźniarkach, pozostałe 5 zostało po paru dniach zwolnione do bloku z bunkra. Blok cały ukarany został 3 dniowym zamknięciem i ciemnicą (zamknięto okienice [sic]) i pozbawieniem jedzenia obozowego. Natomiast nie odebrano nam paczek prywatnych. Adjutant Brauning zapytywał czy dużo paczek przychodzi na blok.

Odpowiedziano mu, że niewiele. Wobec tego pozwolono nam oddać paczki, które przez te 3 dni nadeszły. Szły one do wspólnego podziału między wszystkie więźniarki w bloku i dzięki temu nie byłyśmy zupełnie czcze.

Podział ten był zorganizowany przez nas same. Były to

Dn. 15/8 - 43 wzięte były ostatnie więźniarki polityczne polki na operacje doświadczalne. Fakty te są mi dokładnie znane, gdyż byłam wówczas w bl. 15 i sama przeżywałam powyżej podane wypadki.

str. 10. W 44 r. m. w. od poł. maja nie uśmiercano już niemowląt. Zabierano je od matek, ale matka przychodziła karmić dziecko w ciągu dnia. Pod koniec 44 r. utworzono blok matek z niemowlętami.

str. 10. Zmiany polityczne wpływały na ustosunkowanie się władz niem. do więźniów (m. in. powyżej opisana zmiana w stosunku do noworodków). Niektóre aufsejerki stały się lepsze niektóre przeciwnie, były coraz bardziej złe i bezwzględne,

(19)

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

[stempel]

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

[/stempel]

asyst. instyt.

Uwagi przyjmującego protokół.

str. 7 wiersz 4. Stracenie Żydów w Majdanku odbyło się 2 listopada 1943, a nie w maju 1941.

Luba Melchior asyst. Instytutu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Monice, która się mną o piekowała, udało mi się zostać w rewirze około 4 miesięcy; nieoficjalnie pomagałam pielęgniarkom.. W styczniu 1944 przyszedł nowy

Najgorzej trzymały się Francuzki, kobiety inteligentne, a jednak bardzo się załamały, najgorzej, że się nie myły, były rozsadnikami robactwa i brudu.. Wśród więźniarek

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945.. 16) Transport Żydów. Wywożenie żydów [sic] z ghetta do Bełżca. 17) Stosunek ludności polskiej do Niemców. Armji [sic] Dezorjentacja

Niemcy wszędzie i zawsze odnosili się do Polaków źle.. Tylko doktorzy byli przyzwoici i to przeważnie ci którzy mówili

Uratowało się mniej więcej około 150 osób, a było 12 000, byli w szpitalu koledzy, więźniowie uratowani z trzeciego okrętu, którego nazwy nie

Wkrótce się okazało, że sąd nasz był przedwczesny, bo w najbliższych dniach już zaczęłyśmy odczuwać na własnej skórze, co znaczy życie w kacecie, mimo że z reguły życie

Byłam na aryjskich papierach w Krakowie i zadenuncjowano mnie. Zrobił to Stefan Andrzejewski, tajniak. Zabrano mnie na Szlak 42, do więzienia do ciemnicy. Na dobę dostawałam 5

„Heidelager”. Pferdeställe drewnianych zimnych, bez podłóg, wśród rojów wszy i pcheł, ciężkie kary bicia, stójki boso na ostrych kamieniach, „gimnastyka