• Nie Znaleziono Wyników

Protokół przesłuchania świadka 404

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Protokół przesłuchania świadka 404"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

Trelleborg, dnia 11.7.1946 r.

Halina Strzelecka przyjmujący protokół asystent Instytutu

Protokół przesłuchania świadka 404

Staje Pani Szałaśna Anna urodzona 31.10.1926

w Chryplinie (-in) woj. stanisław. , zawód uczennica

wyznanie rz.-kat. , imiona rodziców Stanisław, Florentyna ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Tarnów

obecne miejsce zamieszkania Szczecin

pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje:

przebywałem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz

w czasie od 30.6.1943 do 13.8.1944 jako więzień polityczny pod numerem 47628 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego

z literą P

następnie przebywałem w ob. konc. Ravensbrück

od 15.8.1944 do 25.4.1945

przedtem od w więzieniu w Tarnowie od 3 maja 1943 do 30 czerwca 1943

Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje:

Szałaśna Anna 1. Aresztowanie. –

2. Tarnów – więzienie: Warunki higieniczne. – Odżywianie. – Obiady czerwonokrzyskie. – Przesłuchy. – Zbicie jednej z towarzyszek niedoli. – Mężczyźni w celach, skuci, wiszący na łańcuchach. – Współżycie między więźniarkami. – Nastrój. – Życzliwe odnoszenie się SS-manów w czasie transportu z Tarnowa do Auschwitz. –

3. Auschwitz. – Pierwsze wrażenia. – Rejestracja, tatuowanie numerów, ścięcie włosów, kąpiel, ubranie. – Pierwsza noc na bloku pod koją. – Pierwszy dzień: apel i wymarsz do pracy przy dźwiękach orkiestry zagłuszającej krzyki bitych, kopanych. – Obiad. – Praca przy glinie. – W szwalni. – Choroba świadka. – W rewirze: lekarstwa i opieka dla protegowanych. – Śmiertelność. – „Schonungsblock.” – Ogromna

śmiertelność wśród Greczynek. –

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945

(2)

Lekarz König. – Zmiany w obozie w połowie 1944. –

Wykańczanie żydów [sic]: Selekcje do komory gazowej, blok śmierci. – Masowe wykańczanie transportów żydowskich w komorze gazowej, bez selekcji, w kwietniu i maju 1944 oraz palenie ich żywcem w dołach. –

Palenie obsługi krematoryjnej co 3 miesiące. –

Tragikomiczny „niemiecki” wymiar kary za ucieczkę. – Stenia Starostkówna. –

4. Ravensbrück: Oszołomienie nowymi warunkami. – Praca w zakładach Siemiens’a. – Warunki życia w lagrze Siemiens’a. – Kara stójki. – Powrót do Ravensbrück. – Lager męski: okropne wrażenie. – W uzupełnieniu do p. 3.: Odwszenie zdrowych i chorych. –

(3)

Zeznania p. Szałaśnej Anny

Aresztowano mnie w Radgoszczy pod Tarnowem 3 maja 1943 roku za list, który napisałem do brata, znajdującego się na robotach przymusowych w Magdeburgu. List kończył się słowami: „Chwila wyzwolenia zbliża się.” – Pisany był w lutym.

Osadzono mnie w więzieniu w Tarnowie, w celi wspólnej. Było zimno, masa pcheł, pluskiew. Spałyśmy po dwie na pryczach, na cienkich siennikach, pod jednym marnym kocykiem. Jedzenie było strasznie marne: pół cienkiej kromeczki chleba na śniadanie i „lura”, na obiad ½ litra tłustej wody z piaskiem, o takim zapachu, że z obrzydzeniem jadłyśmy, na kolację pół kromeczki chleba i kawa-„lura”. Trzy razy w tygodniu pozwalono przywozić obiad z Czerwonego Krzyża, czysty, smaczny. W pierwszym tygodniu pozwolono nam wychodzić na spacer dookoła podwórka więziennego, później już spacery zlikwidowano. Przeniesiono mnie po

przesłuchach do celi 4-osobowej, na 4-tym piętrze; tu nam było b. gorąco.

Po trzech dniach pobytu w więzieniu wezwano mnie na przesłuchy. Z początku obchodzono się ze mną grzecznie, tłumaczono, że, jeśli odpowiem na wszystkie pytania, to zwolnią mnie po trzech tygodniach.

Natomiast, jeśli nie będę mówiła prawdy, wyślą mnie do Oświęcimia. Przesłuchujący, młody człowiek, odczytał mój list do brata, prosił o wyjaśnienie poszczególnych zdań. Moje odpowiedzi nie zadowolniły [sic] go, a spokój, z jakim odpowiadałam i z jakim słuchałam wszystkich gróźb, wyprowadził go z równowagi.

Wrzeszczał, rzucał się po pokoju, włosy mu się najeżyły, wreszcie uderzył mnie w twarz, tak, że straciłam przytomność na chwilę. Potem wyskoczył, byłam pewna, że po jakieś narzędzia tortur. Nie wrócił. Mnie zaprowadzono do celi. Więcej mnie na przesłuchy nie wzywano.

Jedną z moich towarzyszek z celi zbito tak jakimiś prętami i pałkami, że całe siedzenie miała posiekane jak kotlety; nie mogła się poruszać. Przy schodzeniu do kąpieli miałyśmy okazję zaglądania do męskich cel, mieszczących się w piwnicy. Widziałyśmy mężczyzn wiszących poprostu [sic] na łańcuchach na nodze, ze skutymi rękoma lub siedzących w kuczkach przy ścianie, w wodzie, z łańcuchem dookoła pasa. Bardzo często z celi swojej, mimo, że była wysoko, słyszałyśmy jęki, krzyki katowanych.

(4)

Współżycie między więźniarkami było dobre. Oddziałowe-Polki pomagały nam w miarę możności: przynosiły gazety, robótki, ostrzegały przed rewizją. – Z sąsiednimi celami komunikowałyśmy się przez otwo- 30 czerwca ry w ścianach. Zwłaszcza gdy przychodziły nowe, czekałyśmy z niecierpliwością chwili, w której będzie można skomunikować się. Byłyśmy ciągle pod wrażeniem słyszanych wiadomości o zamierzonym odbiciu więzienia, często w nocy zdawało nam się, gdy słyszałyśmy strzały, że to już.

30 czerwca wyjechaliśmy: 16 kobiet i 32 mężczyzn więźniarką-wagonem do Oświęcimia. Na każdej stacji ludność rzucała paczki; eskortujący SS-mani rozdawali je nam uczciwie. W Krakowie pozwolili nam nawet dać kartki do rodzin; ja też dałam kartkę, którą zabrał jakiś kolejarz do mego wujka. W Krakowie staliśmy 4 godziny, przyszedł wujek i kuzynka, mogłam ich uściskać, pożegnać się.

Do Oświęcimia przyjechaliśmy o godz. 3-ej wieczór. Mężczyźni szli piechotą, po nas przyjechał samochód.

Wysiadłyśmy przed bramą, przyjęła nas aufzjerka Irma Greese [sic], śliczna blondyna z niebieskimi oczyma.

Otworzyła się brama, wchodzimy piątkami na Lagerstrasse, po obydwu stronach baraki. – Wprowadzono nas do pustego baraku, gdzie po chwili przyszła starsza Niemka z czerwonym winklem do pilnowania nas. Napaliła nam w piecyku, poczęstowałyśmy ją papierosami, żywnością; ona wzamian [sic] za to udzieliła nam wyczerpujących informacji o Ośw czekającym nas przyjęciu. Wiedziałyśmy więc, że nam zgolą włosy, że wytatuują numery, że nam wszystko zabiorą, – ale w głowie nam się to nie mieściło. Trudno nam było to sobie wyobrazić. Książeczki do nabożeństwa, różańce, drobiazgi pamiątkowe włożyłyśmy za jej radą do toaletowego woreczka. Na drugi dzień odniosła nam wszystko. Była to komunistka, która już 4 lata przed wojną siedziała w Ravensbrück. Rano o 4-ej słyszałyśmy ruch, rozmowy w różnych językach. Wyjrzeć nie mogłyśmy nawet przez okno, bo go nie było. O godz. 6-ej przyszła aufzjerka z kilku żydówkami-Słowaczkami i po prowizorycznym zarejestrowaniu wytatuowały nam żydówki numery. Żydówki te były niedobitkami z pierwszych transportów, przywiezionych do Oświęcimia i niemal w całości wykończonych.

(5)

Same przechodziły okropne rzeczy, i gdy później dano je celowo na funkcje, mściły się na swoich podwładnych. Po numerach przeszłyśmy do Zaune, tam odebrano nam rzeczy i nagie wchodziłyśmy do korytarzyka, gdzie żydówki obcinały nam z satysfakcją włosy. Następnie wpędzono nas do sali kąpielowej, brudnej; rozejrzałam się dokoła, sala pełna była kobiet, zupełnie obcych. Usłyszałam swoje imię, obejrzałam się, nie zobaczyłam nikogo znajomego. Ktoś podbiegł do mnie, po badawczym przyjrzeniu się poznałam swoją znajomą. Wtedy po raz pierwszy zakręciły nam się łzy w oczach, bo dotąd wszystko przyjmowałyśmy z uśmiechem i pogodą. Po 5-minutowej zimnej kąpieli bez mydła i ręczników wpędzono nas do olbrzymiej hali, o cementowej posadzce, tam czekałyśmy na rozdzielenie ubrań. Dostałyśmy po zawiniątku, z którym nie

wiedziałyśmy, co zrobić. Po rozwinięciu domyśliłyśmy się, że to ma być nasza garderoba; wszystko było brudne, wymięte, zawszawione. Trzęsłyśmy się, z zimna, nie mając odwagi włożyć tego na siebie. Po chwili wpadły dwie lager-capo, 2 SS-manów, aufzjerki i wrzaskiem i biciem zmusili nas do ubrania się. Po załatwieniu formalności wprowadzono nas do bloku, w którym już było 1200 osób. Powietrze okropne, zaduch, gorąc, wrzask, – ogarnęło nas przerażenie. Na bloku tym przechodziłyśmy kwarantannę. Mieszkanki bloku stanowiły mieszaninę różnych narodowości, były wśród nich typy takie, że czułyśmy się jak między zwierzętami. Na żadną z przydzielonych koi nie miałyśmy odwagi wejść, nie było zresztą miejsca, bo k na kojach siedziało już po 10 osób. Poprosiłyśmy sztubową o pozwolenie umieszczenia się całą grupą w „norze” pod koją. Za kilo cukru, który udało nam się przenieść, zgodziła się; dostałyśmy 4 koce na 16 osób. Spałyśmy, jak śledzie, jedynym ratunkiem była wybita szybka w ścianie, przez którą dochodziło trochę powietrza. Byłyśmy tak zmęczone, że zasnęłyśmy. Przebudziły nas krzyki żydówek-sztubowych. Bez mycia stanęłyśmy do apelu. Zaraz po apelu, bez śniadania wszystkie na Aussen. Zgłosiłam się do blokowej, ponieważ ze względu na protezę stopy nie mogłam dalej chodzić. Stałam, aż wszystkie odeszły. Zaraz po apelu przy wymarszu do pracy usłyszałyśmy orkiestrę. Orkiestrze wtórowały krzyki, okładanie, kopanie. Mimo, że był lipiec, było wprost mroźno,

trzęsłyśmy się, jak liście. Po mnie i resztę pozostałych przyszły dwie Niemki, kopałyśmy ziemię, nosiłyśmy na taczkach. Była to praca b. ciężka, bo glinę zeschniętą rozrąbywałyśmy kilofami. Upał, słońce prażyło, o odpoczynku czy napiciu się nie było mowy. O godz. 1-ej był obiad przed

(6)

blokiem: zupa z pokrzyw i parę zepsutych kartofli w obierkach. Zupa była zaprawiona czarną mąką ze solą;

nadawało jej to smak tak okropny, że pomimo głodu nie mogłam się zmusić do zjedzenia chociażby paru łyżek.

Pragnienie dokuczało okropnie, a nie znalazłam na żadnym z bloków kranu żadnego ani odrobiny wody. Po obiedzie praca do 6-ej. Potem apel z orkiestrą i rozdawanie kolacji na placu przed blokami: chleb i jakieś wstrętne zioła. Wypiłyśmy parę łyków, resztą opłukałyśmy ręce, które lepiły się już od brudu. – Tydzień pracowałam przy glinie. Po tygodniu Gdy poszłam do rewiru po opatrunek. Przy tej okazji przekazano mnie ze względu na nogę do innej, lżejszej pracy. Poszłam do szwalni, gdzie pracowały niemal wyłącznie stare, niedołężne kobiety. Prace polegały na naprawianiu brudnej, zawszawionej bielizny. Czułam się okropnie.

Aufzjerka dozorująca biła strasznie. Za wszelką cenę chciałam zmienić pracę. Zachorowałam. Nie chciano mnie przyjąć do rewiru, gdyż miałam tylko 39°. Przez potarcie termometru podwyższyłam temperaturę. Zostałam przyjęta. Leżałam 2 miesiące. Warunki w rewirze były o tyle lepsze, że nie trzeba było marznąć na apelu.

Sypiało się po dwie na łóżkach, bez względu na rodzaj choroby: tyfus z durchfall’em, żywy z umarłym.

Lekarstwa i opieka były przeważnie dla protegowanych, takich, które za to paczkami płaciły. Lekarkami były przeważnie żydówki, pielęgniarkami Ukrainki, Polki. Okresem najsilniejszego natężenia chorób był listopad, grudzień. Transporty, które przyjeżdżały w tym okresie, nie miały czasu zaaklimatyzować się, wykańczały się w szybkim tempie. Umierało do 300 osób na dobę. Leżało po cztery na łóżkach. Po wyjściu z rewiru byłam na t.zw. Schonungsblock, bloku wypoczynkowym, na którym umieszczono na kilka dni wychodzące z rewiru po ciężkiej chorobie. Dzięki protekcji przetrzymano mnie tam 2 ½ miesiąca. Schonungsblock obowiązany był wychodzić w dzień na t.zw. Wiese’ę, goły plac bez jednej trawki; tutaj cały dzień leżały kobiety na słońcu i skwarze i wykańczały się. W najokropniejszym tempie wykańczały się Greczynki, które najsilniej reagowały na ostry klimat i warunki. Z tysięcy tysięcy pozostało zaledwie pięć, które uchowały się na funkcjach. – Z

Schonungsblock’u poszłam znowu do rewiru, bo rozchorowałam się na grypę. Dzięki p. Monice, która się mną opiekowała, udało mi się zostać w rewirze około 4 miesięcy; nieoficjalnie pomagałam pielęgniarkom. W styczniu 1944 przyszedł nowy lekarz, SS-man

Szałaśna Anna.

(7)

dalszy ciąg zeznań p. Szałaśnej Anny

König, który zaczął wprowadzać pewien ład: przedewszystkiem [sic] oczyścił przez właściwą dezynfekcję obóz z robactwa, zajął się leczeniem świerzbu, pousuwał wszystkie „chore” protegowane, które zajmowały miejsca prawdziwie chorym. Z rewiru wyszłam na t.zw. bloki transportowe. Był to już czerwiec 1944, okres wielkich zmian w obozie. Z blokowymi i władzami nikt się nie liczył, zupy były możliwsze. Coraz częściej zdarzały się ucieczki, czasem dwa razy dziennie, czasem 3 razy w tygodniu. Ucieczki przeważnie były udane, bo uciekali mężczyźni w porozumieniu z SS-manami których przekupili. –

Z silniejszych przeżyć z okresu w Oświęcimiu pamiętam masowe wykańczanie transportów żydowskich w kwietniu i maju 1944 roku. Dotąd wykańczano żydówki, wybierając je na selekcjach do komory gazowej.

Wybrane umieszczono w bloku 25, t.zw. bloku śmierci. Czekały tam na śmierć czasem tydzień, czasem dwa, bez jedzenia, wydając okropne krzyki, błagając o ratunek, o wodę. – W sierp kwietniu mężczyźni pracowali na szosie dniem i nocą, doprowadzając tor pod krematorium. Pewnego dnia zarządzono Blocksperre. Przez szybki pod sufitem (innych okien nie było) widziałyśmy pociąg o niezliczonej ilości wagonów towarowych, pełnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Wysiedli, złożyli bagaże, posortowano ich według płci i wieku i ustawionych w piątki prowadzono wężem do krematorium. Blocksperre trwała wtedy bez przerwy trzy dni i 3 noce. Pociągi pełne ludzi zajeżdżały 3 do 4 razy dziennie. Wszystkich prowadzono do komory. Po paru dniach

zorjentowali [sic] się, że piece nie nadążą spalać, więc wykopano wzdłuż obozu całego doły olbrzymie i do tych dołów, okrytych zasłonami dymnymi, podprowadzono ludzi szeregami. W dołach palił się bez przerwy ogień, zwożono z lasu coraz nowe stosy gałęzi, polewano je benzyną, i w ten ogień wprowadzono niczego nie przeczuwających ludzi. Patrzyłyśmy na to już obojętnie, zupełnie już otępiałe. W krematorium była obsługa żydów, którzy po 3 miesiącach pracy sami padali ofiarą i szli do pieca. W czasie pełnienia funkcji mieli lepsze warunki. – W lipcu 43 roku uciekła jedna Rosjanka w ciągu pracy z pola. Stałyśmy wtedy na apelu 4 godziny, dopóki jej nie znaleziono. Była burza, lał deszcz. Po znalezieniu jej wróciło całe ko-

(8)

mando z pola. Wyniesiono stołeczek na Lagerstrasse i na oczach wszystkich nastąpił wymiar kary: uciekinierkę biła kolonka, kolonkę z kolei LagerKapo, Kapo zbił SS-man. Cała trójka, Kapo, kolonka i uciekinierka poszły do bunkra.

Najokrutniejszym potworem była Stenia Starostkówna [sic, Stanisława Starostka], młoda, inteligentna, po drugim roku uniwersytetu, Polka z Tarnowa. Z początku była blokową, później Lagerälteste, potem

Überlagerälteste nawet nad Niemkami. Nie miała ona w sobie zupełnie człowieczeństwa, tłukła, zabijała bez litości. Wiele życia ludzkiego ma na swoim sumieniu. Przed żadną Niemką nie drżało się tak, jak przed Stenią.

Gdy usłyszało się: „Stenia idzie”, wszystko zamierało. Wyżywała się w sadystycznym znęcaniu się nad więźniarkami. –

Sama nie wiem, jak Oświęcim przeżyłam. Gdy przyjechałam do Ravensbrück wydawało mi się, że jestem w pensjonacie, mimo że pierwsze trzy dni nocowałyśmy pod gołym niebem. Byłyśmy wprost oszołomione zmianą, odurzone na widok ludzkich baraków z normalnymi oknami, a po otrzy ciepłej kąpieli, po otrzymaniu czystej bielizny, czystej sukni wydawało nam się za dużo tego szczęścia. Nie wierzyłyśmy własnym uszom, gdy blokowe i sztubowe zwracają się do nas przez „pani”. A powleczenie na bloku, umywalnie, ubikacje – to wszystko było ponad marzenie! Około 3 tygodni byłam na kwarantannie, na bloku 23, potem poszłam do pracy do zakładów Siemens’a. Praca była lekka, siedząca, w cieple; wyczerpywał się tylko wzrok, bo to była praca bardzo precyzyjna. Kolonka Aufzjerka-ślązaczka była okropna. 1 października przeniesiono pracujące u Siemens’a do osobnego lagru, w lepsze warunki. Było nas 2 tysiące, apel trwał krótko. Czasem młody komendant karał nas pod jakimkolwiek pretekstem całodzienną stójką w niedzielę bez względu na pogodę.

Pracowałyśmy na dwie zmiany: nocną i dzienną, po 12 godzin. Tydzień przed ewakuacją ogólną usłyszałyśmy w nocy gwizdki i nawoływania aufzjerek: „Alles raus, aufstehen alle Sachen mitnehmen!” Ewakuacji

spodziewałyśmy się dawno, miałyśmy przygotowane plecaki. Zabrałyśmy koce, plecaki i piątkami ruszyłyśmy do Ravensbrück, oddalonego około 15 minut drogi. W obozie starym panował straszny bezład,

(9)

bałagan. Mimo, że czekałyśmy zawsze z upragnieniem tej wolności, nie mogłyśmy uwierzyć, że ona się zbliża.

24 kwietnia przeprowadzono nas na lager męski, opróżniony przed paroma minutami. Było tam strasznie, brud w blokach okropny, w jednym z bloków zastałyśmy kilku pozostawionych chorych, konających. Wrażenie było okropne, widok tych umierających w ostatniej chwili dzielącej nas od wolności. Następnego dnia wyruszyłyśmy na wolność.

Z pobytu w Oświęcimiu chciałabym jeszcze napisać o odwszeniach [sic]. Odbywały się mniejwięcej [sic] co 3 miesiące. Pierwsze było w lipcu 1943. Zarządzono Blocksperre, [dopisek nad tekstem] pod [/dopisek] blokami rozbierałyśmy się mimo zimna do naga i czekałyśmy na kolejkę. Piątkami podchodziłyśmy do olbrzymiej kadzi, której pilnowali mężczyźni-häftlindzy, i wrzucałyśmy odzież. Potem defilowałyśmy w asyście SS-manów do Zaune przez całą Lagerstrasse, stamtąd po zimnej kąpieli wychodziłyśmy na dwór, gdzie żydówki goliły nas i flitowały. Później podchodziłyśmy znów do owej kadzi, tam odbierałyśmy węzełki niby wydezynfekowane i z tym szłyśmy na Wiese’ę. Było późno, około 1/2 6-ej, musiałyśmy więc te mokre gałgany nakładać na siebie, by móc stanąć na apelu. Przez całą noc siedziałyśmy na gołych kojach bez sienników, nagie, a ubrania suszyły się na dachu.

Na rewirze nawet dla ciężko chorych nie robiono wyjątków przy odwszawianiu. Wszystkie musiały być myte w zimnej wodzie, w miskach, na dworze. Całą noc spędzały bez koszul, bez kocy, na mokrych siennikach. Raz zdarzył się wypadek, że cały personel rewirowy stał nago na apelu, bo nie zdążono ich wydezynfekować.

Szałaśna Anna Świadek, młoda, inteligentna dziewczyna, o spokojnym, pogodnym wyrazie twarzy i jasnym uśmiechu sprawia nadzwyczaj dodatnie wrażenie, tem silniejsze, gdy uświadomi się sobie, że świadek, mając lat 13 straciła w czasie ewakuacji w r. 1939 stopę i porusza się przy pomocy protezy.

Zeznaje spokojnie, jakby opisywała widziane obrazy.

(10)

Miarą tego, czym był dla niej Oświęcim, jest zdanie: „Sama nie wiem, jak Oświęcim przeżyłam” oraz zachwyty nad „ponad marzenia” warunkami panującymi w Ravensbrück w połowie 1944. Do najcięższych jej przeżyć należą prawdopodobnie odwszawienia w Auschwitz z upokarzającym defilowaniem przez całą Lagerstrasse na oczach SS-manów i mężczyzn-häftlingów. Mówiła, że to musi koniecznie być zapisane.

Halina Strzelecka

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie wiem, czy w Bergen-Belsen było więcej trupów czy więcej żywych, zdaje się, że więcej trupów.. Raz na dzień dostawałyśmy zupę-wodę, raz na kilka

Wkrótce się okazało, że sąd nasz był przedwczesny, bo w najbliższych dniach już zaczęłyśmy odczuwać na własnej skórze, co znaczy życie w kacecie, mimo że z reguły życie

Byłam na aryjskich papierach w Krakowie i zadenuncjowano mnie. Zrobił to Stefan Andrzejewski, tajniak. Zabrano mnie na Szlak 42, do więzienia do ciemnicy. Na dobę dostawałam 5

Stosunki Polek z Rosjankami nie były dobre, póki ich nie było miałyśmy święty spokój, z ich przybyciem zaczęły się przykrości i mimo, że myśmy starały się w stosunku do

Najgorzej trzymały się Francuzki, kobiety inteligentne, a jednak bardzo się załamały, najgorzej, że się nie myły, były rozsadnikami robactwa i brudu.. Wśród więźniarek

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945.. 16) Transport Żydów. Wywożenie żydów [sic] z ghetta do Bełżca. 17) Stosunek ludności polskiej do Niemców. Armji [sic] Dezorjentacja

Niemcy wszędzie i zawsze odnosili się do Polaków źle.. Tylko doktorzy byli przyzwoici i to przeważnie ci którzy mówili

Uratowało się mniej więcej około 150 osób, a było 12 000, byli w szpitalu koledzy, więźniowie uratowani z trzeciego okrętu, którego nazwy nie