• Nie Znaleziono Wyników

Protokół przesłuchania świadka 459

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Protokół przesłuchania świadka 459"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND

Malmö, dnia 2.4.1946 r.

Halina Strzelecka przyjmujący protokół asystent Instytutu

Protokół przesłuchania świadka 459

Staje Pani Majoch Zofia urodzona 17.11.1912

w Gołąbkowicach, pow. Nowy Sącz , zawód nauczycielka wyznanie rz.-kat. , imiona rodziców Tomasz, Józefa ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Nowy Sącz

obecne miejsce zamieszkania Malmö

pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje:

przebywałem w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück

w czasie od 12.9.1941 do 28.2.1945 jako więzień polityczny pod numerem 7279 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego

z literą P

następnie przebywałem w Bergen-Belsen

od 28.2.1945 do 15.4.1945

Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje:

Zofia Majoch 1. Nowy Sącz – Gestapo: przesłuchy.

2. Nowy Sącz – więzienie: opis celi. – Apele więzienne i spacery ze stosowaniem szykan. – Kąpiele. – Gorsze traktowanie mężczyzn. – Osławiony „SS-man” Johann. – Trzy wypadki zbicia i skopania żydów [sic]. –

3. Tarnów – więzienie rozdzielcze: ciasnota, brud, pluskwy, duszno, parno. – Tępienie pluskiew. – Pranie bielizny. – Zajęcia w celi. – Rola korytarzowych Polek. – Współżycie między więźniarkami. – Odżywianie. – Paczki. – Podróż do Ravensbrück. –

4. Ravensbrück – Przyjęcie na stacji. – Dodatnie wrażenie estetyczne obozu. – Rejestracja, kąpiel, badanie lekarskie. –

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945

(2)

Hermina Kubica. – Wyżywienie. – Zimmerdienst. – Opis jadalni. – Kontrola szafek. – Kary stójki i bunkra za niedostateczne utrzymywanie czystości. – Opis sypialni. – Kontrole nocne ze szczuciem psami. – Porządek dnia. – Ścielenie łóżek w kostkę. – Mycie się. – Przepisowa fryzura. – Apele. – Freistunde. – Laczki i drewniaki. – Siedzenie bez ruchu do obiadu. – Obiad. – Znowu Freistunde. – Siedzenie w bloku do kolacji. – Apel wieczorny. – Mycie się. – Zakaz chodzenia do toalety przed przyjściem nocnej kontroli. – Modlitwy. – Badania lekarskie i inne. – Jedzenie. – Współżycie. – Okres po kwarantannie: – Grupa „Verfug’ów”. – Praca w Sandkolonne: – kopanie piasku, przenoszenie rur kanalizacyjnych. – Szczucie psami w wypadku zemdlenia. – Kolumna męska. – Brak czasu na naprawę garderoby. – Soboty i niedziele. – Śpiewy, radio, nabożeństwo, rozrywki kulturalne. – Kara za jasełka. – Wożenie brykietów: bicie, kopanie, szczucie psami. – Praca przy podawaniu cegły, układaniu „Holzwolle”. – Betrieb: „Wachschuhe”. – Wymagana norma. – Minusy zmiany nocnej. – Innendienst świadka z powodu zastrzału w palca. – Praca w kamerze bloku. – „Aussen”: wybieranie kartofli, noszenie zgniłych. – Zakaz mycia cuchnących rąk przed jedzeniem. – Wyżywienie. – Sadzenie kartofli. – Szczucie psami w czasie pracy. – Stosunek właściciela majątku do häftlingów. –

W Betriebie „Kürschnerei-Näherei”. – Tempo pracy. – Kara za niewykonanie pensum. – Wysokość pensum. – Kontrole Opitz’a i Binder’a, nieludzkie znęcanie s. nad więźniarkami. – Gorsze warunki pracy zmiany nocnej. – Kary za niewykonanie pensum. – Wyżywienie. – Sabotaż. – Zaszyte kosztowności. – Coraz gorsze warunki. – Jedna przyzwoita aufzjerka. –

W „Kunstgewerbe”. – Dobre warunki pracy. – Brak ścisłego pensum. – Możność prania, prasowania, cerowania pończoch dla siebie. – Stosunek aufzjerek i Opitz’a. – Życie kulturalno- umysłowe. –

W „Nähstube.” – Dobre warunki pracy. – Różne sposoby dokuczania aufzjerki Massar. –

„Dowcipne” ukaranie Emmy – cyganki i reakcja więźniarek. – Kąpiele dbanie o czystość Betrieb’u.

– Naloty. –

Warunki higieniczne w różnych okresach. – „Zelt” i warunki życia w nim. – Ewakuowana Warszawa. – Okropne warunki życia Zugang’ów w 1944 r. – Lilka Rozmiarek. –

Wyżywienie w różnych okresach. – Dożywianie s. na „Aussenie”. – Olbrzymia rozpiętość stopy życiowej wśród więźniarek. –

Rewir – ambulatorium. –

Życie kulturalno-umysłowe i towarzyskie. – Życie religijne. – Przeprowadzki w obozie. – Bergen-Belsen Podróż z Ravensbrück do Bergen-Belsen. – Pierwsze wrażenia. – Okropne warunki

mieszkaniowe, higieniczne. – Podział administracyjny obozu. – Lagerälteste Stenia Starostkówna. – Apele. – Bicie bykowcem, kara klęczenia. – Kilka wypadków szczególnego znęcania s. nad więźniami. – Praca w Brotkamerze. – Pobyt w Strafkolonne. – Stosy trupów, zakopywanie ich w dołach. – Apele w obozie mężczyzn. – Zastrzelenie dwojga Żydów: męża i żony za rozmowę. – Ostatnie dni przed wejściem Anglików. – Bergen-Belsen po wejściu Anglików. –

(3)

1

Zeznanie świadka

p. Majoch Zofii, ur. 17.11.1912 w Gołąbkowicach.

Aresztowano mnie 20. czerwca 1941 w Nowym Sączu pod zarzutem pracy w organizacji polskiej.

Zaprowadzono mnie odrazu [sic] na Gestapo, na przesłuchy. Najpierw odbywały się przesłuchy spokojnie, zadawano mi pytania, z których zorientowałam się, że poprzednio (3 miesiące wcześniej) aresztowani z mojej sprawy musieli mnie obciążyć. Ponieważ [dopisek nad tekstem] gestapowcy [/dopisek] nie otrzymywali spodziewanych odpowiedzi, uderzyli mnie kilkakrotnie w twarz. Po 3 1/2 godzinnych badaniach odprowadzono mnie do więzienia, do celi zbiorowej na oddziale politycznym. Zapowiedziano mi, że zostanę jeszcze wezwana na następne badania. Ku mojej radości nie wezwano mnie ani razu. W Nowym Sączu siedziałam w więzieniu 6 tygodni, cały czas bez pracy. Politycznym celowo pracy nie dawano. Cela była duża, czysta, o 10 łóżkach, – nas było 6, 7, potem 12. Dwa razy dziennie były apele, robione przez gestapo. Były one połączone prawie zawsze z szykanami indywidualnymi. Gestapowiec upatrywał sobie jakąś ofiarę w celi, i albo ją kopał, albo zmuszał do wchodzenia (wielokrotnego i w szybkim tempie) na piętrowe łóżko i skakania na dół, albo do wpadania pod łóżko i wchodzenia na łóżko. Łóżka były niskie i z trudem się pod nie wchodziło. Z podobnymi szykanami odbywały się t.zw. spacery dwa razy na tydzień. Na spacerach chodziłyśmy gęsiego, czasem dwójkami, często stosowano biegi. Patrzeć wolno było tylko przed siebie. Raz na dwa tygodnie była kąpiel, [dopisek nad tekstem]

przy [/dopisek] której pilnowali nas także gestapowcy; [nieczytelne skreślenie] często bili przytem [sic], a zawsze robili nieprzyjemne uwagi. – Mężczyzn traktowano znacznie gorzej, – R często słyszałyśmy jęki i krzyki z cel męskich w czasie dyżuru gestapowców. Najgorszy z nich był „Johann”, który w nagrodę za dobrą służbę dostał 40-morgowe gospodarstwo z inwentarzem żywym i martwym, pod Nowy Sączem (Chełmiec Polski). Raz widziałam, jak żyd roznoszący kotły z jedzeniem przy nalewaniu zupy jednemu z więźniów wylał kilka kropli na podłogę. Za to został [dopisek nad tekstem] tak [/dopisek] strasznie zbity i skopany przez Johanna, że na wpół żywego niesiono go do celi. – Innym razem widziałam wracających ze spaceru po

dziedzińcu żydów. Jeden z nich, starszy, w wieku 60–70 lat, nie mógł podążyć za towarzyszami, którzy musieli biegiem wracać do celi. Bito go i tak szarpano za włosy, że połowę wydarto mu przytem.

(4)

Jedzenie jałowe i w niedostatecznej ilości: 25 dkg chleba razowego dziennie, do tego rano czarną kawę, a na kolację zupę. Na obiad zupy rzadkie i tak wstrętne, że nie można było jeść – cuchnęły brudną ścierką. – 1 sierpnia przewieziono mnie do więzienia t.zw. rozdzielczego w Tarnowie. Warunki o 100% gorsze niż w Nowym Sączu. W celi przeznaczonej dla 6 więźniów siedziało nas 25. Sypiałyśmy po dwie na łóżku, oprócz tego dwie musiały z braku miejsca spać na stole. Cela była bardzo brudna, zapluskwiona. Z powodu pluskiew nie mogłyśmy sypiać. Aby chociaż trochę temu zaradzić, urządzałyśmy 2 razy tygodniowo palenie pluskiew.

Zdobytymi na lewo zapałkami podpalałyśmy papiery i tymi papierowymi „pochodniami” wypalałyśmy skupiska pluskiew pod siennikami. Niektóre również nielegalnie zdobyły proszki przeciw insektom, ale to niewiele pomagało. Tępienie pluskiew, zwłaszcza przez palenie, było oczywiście niedozwolonym, robiłyśmy to ukradkiem. Powietrze w celi było okropne, duszno, parno, – bo okienka małe a nadto codziennie któraś coś prała, i stale wisiała mokra bielizna. Na szczęście miałyśmy w celi bieżocą [sic] wodę i skanalizowaną toaletę.

Bieliznę miałyśmy własną, nie zmieniano nam. Pracować znowu nie było wolno. Siedziałyśmy znowu bez pracy, tylko niektóre, którym udało się na lewo zdobyć jaką robótkę z domu, miały zajęcie. Mimo że nic nie wolno było mieć, zdobywałyśmy wiele rzeczy na lewo: karty do grania, farby do malowania, wełnę, szydełka, igły, nici, papierosy, zapałki, nożyczki. Ułatwiały nam to oddziałowe ( i więźniarki karne, pełniące funkcje korytarzowych, Polki, niektóre jeszcze z czasów polskich. One również umożliwiały nam pisanie i odbieranie listów na lewo, – listów oficjalnych wogóle [sic] pisać nie było wolno. Współżycie między więźniarkami w naszej celi było bardzo dobre. Wszystkie byłyśmy polityczne, rozumiejoce [sic] wartość tego, za co siedzimy.

Pomagałyśmy sobie wzajemnie, dzieliłyśmy się wszystkiem. – Odżywianie było okropne: na dzień kromeczka (mniej niż 10 dkg) chleba i czarna kawa na śniadanie, a na obiad zupa, dosłownie woda z kilku listkami, zaprawi gotowana na sodzie, – wywoływało to uczucie ciągłego pieczenia i pragnienia. Byłyśmy tak chude [dopisek nad tekstem] i słabe [/dopisek] że na skutek wyczerpania pozwolono nam leżeć na łóżkach cały dzień.

Nawet na t.zw. apel (sprawdzenie celi) nie potrzebowałyśmy wstawać, chyba, że była inspekcja. Był to okres, w którym nie było wolno w Tarnowie otrzymywać paczek. Na 400 politycznych może 10 miało pozwolenie otrzymywania żywności z domu. Za to karne więźniarki mogły paczki dostawać. Urządzałyśmy się więc tak, że paczki [nieczytelne skreślenie] dla nas przychodziły na nazwiska karnych, za ich zgodą. Za to oddawało im się mniejwięcej [sic] połowę zawartości paczki. Ratowało nas to od zupełnego zagłodzenia. W naszej

(5)

3

celi na 25 dostawały 4 paczki w ten sposób, – dzieliły się z innymi każdym kęsem. –

11 września 1941 przewieziono mnie transportem liczącym 62 osoby do Ravensbrück. Jechałyśmy pociągiem osobowym, eskortowane przez wachmanów i 2 czy 3 gestapowców. Na drogę dano nam kilo chleba i trochę cielęciny; – Podróż trwała 38 godzin. Na miejsce dojechałyśmy 12 września około 5-ej po południu. Na przystanku ravensbrückim [sic] czekały auta-kibitki, aufzjerki w pelerynach czarnych z psami i S.S.-mani. Z wielkim krzykiem, popychaniem ustawiano nas w piątki. Gdy któraś, nie orientując się, nie ustawiła się dość szybko, szczuto psami. Po przeliczeniu wpakowano nas do aut. Gdy przyjechałyśmy na teren obozu, czekałyś ustawiłyśmy się piątkami przed miejscem kąpielowym. Pierwsze okropne wrażenie, wywołane odnoszeniem się aufzjerek (zdawało nam się, że tu już nie wiem co z nami zrobią) zostało złagodzone widokiem obozu. Dzień był pogodny, b plac dokoła baraków sprzątnięty, ulice czyste, przed barakami dobrze utrzymane trawniki z kwiatami szałwii lub słonecznika, drzewa, krzewy. Ponieważ była to pora kończenia pracy, pora kolacji, przechodziły kolumny więźniarek, które widząc t.zw. Zugangi, chciały nam dyskretnym uśmiechem lub kiwaniem ręki, dodać otuchy i usunąć lęk przed Ravensbrückiem. Cały czas pilnowała nas aufzjerka z psem (nie wolno nam było się rozglądać) krzycząc: „Nase nach vorne, verdammte Bande” „blöde Kuh”. Stałyśmy około godziny potem nas rejestrowano, sprawdzono personalia, potem przechodziłyśmy do „badenu”. Tam ogołocono nas ze wszystkiego, co kto posiadał. Kąpiel ciepłą wodą, każda dostała mydło i ręcznik. Potem dr Sonntag dokonał przeglądu lekarskiego: obejrzał skórę, gardło, i każdą na zakończenie kopnął albo popchnął.

Otrzymałyśmy czystą bieliznę: koszulę, majtki, biustonosz, pasek, halkę, suknię pasistą, fartuch granatowy, białą chustkę na głowę, a na nogi drewniaki, t.zw. holenderki. Odprowadzono nas na blok kwarantanny [dopisek nad tekstem] nr 15. [/dopisek]. Nie obeszło się bez klątw, wyzwisk i bicia, bo wiele nie umiało chodzić w olbrzymich drewniakach, gubiły je, przewracały się. Na bloku [dopisek nad tekstem] kwarantanny [/dopisek]

obliczonym na 270 osób były dwie jadalnie, dwie sypialnie, jedna łazienka, toaleta. Blok był skanalizowany. W łazience było 40 kamiennych czy glinianych muszli do mycia, umieszczonych przy dwóch przeciwległych ścianach, środkiem było sześć basenów do mycia naczyń, stołków i t.p. Toaleta miała 8 przegródek z drzwiami, tak, że można się było zamknąć. Wszędzie panowała idealna czystość. W jadalni uderzył nas mile widok nakrytych stołów: przed każdym miejscem płócienna, w krateczkę, czysta serwetka na niej biała kamienna miska, biały kamienny garnuszek, szklanka, nóż, widelec, łyżka. Te trzy ostatnie przedmioty były złoczone [sic]

ciągliwym, z jakiejś masy białej, paskiem. Całość sprawiała b. estetyczne wrażenie. W porównaniu z więzieniem wydawało nam się to rajem. Blokowa, Hermina Kubica, przystojna prawie brunetka o ciemnych oczach, wysoka, dobrze zbudowana, bardzo

(6)

serdecznie zaczęła się do nas odnosić: brała nas w objęcia, zapewniała, że życie tu nie będzie straszne, jeśli się tylko podporządkujemy, że bardzo lubi Polki (sama była Volksdeutsą [sic] mówiła po polsku niepoprawnie).

Była to pora kolacji dla nas: blokowa wydzielała nam jedzenie, t.zw. Eintopf, bardzo dobry kapuśniak (z kwaszonej kapusty) z kartoflami, mięsem, gęsty. Każda mogła jeść, ile chciała. Wszystko to razem sprawiało raczej dobre wrażenie, i mówiłyśmy sobie, że tak źle tu nie będzie. Wkrótce się okazało, że sąd nasz był przedwczesny, bo w najbliższych dniach już zaczęłyśmy odczuwać na własnej skórze, co znaczy życie w kacecie, mimo że z reguły życie na bloku [dopisek nad skreśleniem] w obozie [/dopisek] kwarantanny było najlżejszym w obozie. Kwarantanna nasza trwała 5 tygodni. Był to okres w którym się nie pracowało;

obowiązywało nas tylko utrzymywanie porządku wewnątrz i na zewnątrz bloku. Odpowiedzialne za porządek były dwie sztubowe wybrane przez komendanta obozu z pośród [sic] starych więźniarek, i [nieczytelne skreślenie] t.zw. Zimmerdienst 8–10 osób po każdej stronie; Zimmerdienst wybierała blokowa z pośród nas.

Zimmerdienst musiał codziennie sprzątać, więc zamiatać i szorować sypialnię, jadalnię (częs nawet dwa razy dziennie szorowano, stoły raz dziennie, łazienkę, toaletę, korytarz, i codziennie dwa razy myć okna. Do Zimmerdienstu należało również mycie kotłów po wydzieleniu jedzenia i sprzątanie podwórza dookoła baraku.

Musiał również zaciemniać okna na noc, zamykając okiennice. Za swoją pracę dostawał podwójną porcję zupy w obiad i wieczorem, a czas 3 razy w tygodniu i rano. W jadalni było 9 stołów, a pod ścianami stały szafki, jedna na 3 osoby. W szafce były 2 półki u góry na naczynia do jedzenia, jedna półka na dole na chusteczkę, a zimą i na rękawice, pod dolną półką stawiało się trepy. Między półkami górnymi a dolną była przestrzeń w któr miejsce [sic] na wieszanie [dopisek nad tekstem] ręcznika i [/dopisek] „jaki” zimą. Na drzwiach, od strony wewnętrznej b wieszało się tę kraciastą serwetkę, która służyła do wycierania naczyń, a pod nią stawiało się przybory toaletowe. C Szafki te były naszym utrapieniem, bo musiały być utrzymane w idealnej czystości, i wszystko, co się w szafie mieściło, musiało lśnić czystością i być przepisowo poukładane. Przeprowadzano często kontrole, a wynikiem ich były codzienne meldunki „nach vorne”. Najmniejszą karą za taki meldunek była t.zw. stójka 8 dni bez po 3 godziny na dworze, bez względu na pogodę, bez kolacji. Stójkę odbywało się przed bunkrem. Wyższym stopniem kary była stójka dwutygodniowa, jeszcze wyższym bunker, w którym leżało się na cementowej podłodze na jednym kocu nocą. Na dzień koc zdzierano. W bunkrze nie wolno było mieć jaki, siedziało się w sukience. Wyżywienie w bunkrze codziennie kawałek chleba i trochę kawy, a co czwarty dzień obiad. Więźniarka musiała starać się nie przeoczyć momentu podawania jedzenia przez okienko, bo jeśli natychmiast nie podbiegła i nie odebrała swej porcji, jedzenie zabierano. Za cięższe przewinienia, n.p.

uchylenie się od pracy, przedłużano karę bunkra do 42 dni, czasami w ciemnej celi, bez koca. [nieczytelne skreślenie] z bunkra czasem

Zofia Majoch

(7)

dalszy ciąg zeznań p. Majoch Zofii, ur. 17.11.1912 w Gołąbkowicach 2

– 5 –

zależnie od stopnia przewinienia, szło się do Strafbloku. Sama nigdy [dopisek nad tekstem] w Ravensbrück [/dopisek] żadnej kary nie miałam. Kontrole przeprowadzono również codziennie w sypialni. Tutaj były łóżka 3-piętrowe; na każdym łóżku prześcieradło białe, powleczenie w kratę na koc i poduszkę; sienniki wypychane słomą lub wiórami. Każda miała 3 koce, przeważnie w dobrym gatunku, ciepłe. [nieczytelne skreślenie] Latem wolno było używać tylko dwóch koców, trzeci musiał być złożony w nogach, przeznaczony [dopisek nad tekstem] był [/dopisek] na porę zimową. Częste kontrole w nocy sprawdzały, czy nie używamy trzeciego koca latem. Miałyśmy również flanelowe koszule nocne. Na noc składałyśmy odzież dzienną w przepisową kostkę, którą kładło się w nogach. Dwie aufzjerki z psami sprawdzały porządek w sypialniach; gdy się tej „wache” coś nie podobało, robiły meldunki, szczuły psami. Każda spała na osobnym łóżku, nawet zbliżyć się do sąsiadki leżącej na łóżku sąsiednim, nie było wolno. Zaraz podciągano to pod kategorię przestępstw [nieczytelne skreślenie] „l.l.” Dzień nasz w okresie kwarantanny wyglądał tak: 5.30 pobudka, szybko ścielenie łóżek w t.zw.

kostkę, która kosztowała nas wiele pracy i nerwów, bo czasu było mało, a trzeba było nawet kratki liczyć, by na odpowiednia ilość kratek wypadła na szerokość kostki. Jeśli kostki na łóżkach były niedość [sic] przepisowe, blokowa urządzała nam ćwiczenie: burzyło się kostkę i ścieliło łóżko naprzemian [sic]; takie ćwiczenie trwało czasem 3 i 4 godziny. Często za kostki były meldunki „nach vorne” ze skutkiem wyżej opisanymi. P Po pościeleniu łóżek mycie się w łazience, zimną wodą rano mycie było dowolne, więc można było mniej lub więcej gruntownie myć się. Przy myciu czesanie w przepisową fryzurę bez przedziałku, pod górę; z tyłu [dopisek nad tekstem] splatano i [/dopisek] związano włosy, jeśli były długie. Potem śniadanie, sprzątanie szafek; naczynia każda myła sama w łazience, w basenach. Pol Następnie apel o 7.30. Pozornie więc miałyśmy dwie godziny czasu od [dopisek nad skreśleniem] między [/dopisek] pobudką a apelem. W rzeczywistości jednak czas był b. ograniczony, bo do 6-ej blok musiałyśmy być ze wszystkiem gotowe, blokowa wyrzucała nas do Waschraumu, i zaczynało się szorowanie jadalni, sypialni. W Waschraumie czekałyśmy aż do apelu. Było to okropnie męczące ze względu na wielką osób [sic], jakie musiały się w nim pomieścić (270); nazewnątrz [sic]

wychodzić nie było wolno. Na apel ustawiały się wszystkie bloki na t.zw. Lagerstrasse, a bloki kwarantanny przed swymi blokami. Bloki te otoczone były drucianą siatką, tak, że przejście na ulicę lagrową było niemożliwe. Apel ranny trwał około godziny. Po apelu kolumny pracujące szły do pracy, a my, kwarantanna, miałyśmy 1/2 godziny prz t.zw. Freistunde, w czasie której nie wolno musiałyśmy być na dworze; do środka bloku wchodzić nam nie było wolno [dopisek nad tekstem] bo tam kończono sprzątanie [/dopisek]. Ta Freistunde niezawsze [sic] i nie dla każdej była przyjemnością, nawet przy pogodzie; wiele osób, zmęczonych długim staniem w łazience przed apelem i na apelu byłoby z przyjemnością usiadło, odpoczęło. Przy trawnikach były kamienie, ale usiąść na nich nie było wolno. A cóż dopiero mówić, gdy padał deszcz lub było zimno!

Wtedy Freistunde dla wszystkich

(8)

była przykrością. Gdy któraś zmęczona czy słaba usiadła na kamieniu albo usunęła się do korytarza, blokowa przedłużała Freistunde wszystkim o 1/2 godziny, nawet godzinę. Po Freistunde wracałyśmy na blok. Wchodząc do korytarza zdejmowałyśmy drewniaki i nakładałyśmy szmaciane łapcie, t.zw. laczki. Niektóre miały już laczki na nogach, tak, że tylko zsuwały drewniaki. Przy wejściu leżały szczotki i szmaty, każda wchodząca musiała drewniaki swoje oczyścić i umieścić w szafce. Czas do obiadu spędzałyśmy w jadalni, siedząc dokoła stołów. Nie wolno było głośno rozmawiać, bo za to b groził t.zw. Kostabzug, czyli pozbawienie obiadu, przeważnie w niedzielę. Mówiłyśmy więc szeptem. Siedząc nieruchomo wiele godzin marzłyśmy, bo podłoga, szorowana dwa razy dziennie, stale była wilgotna, a cienka podeszew [sic] szmaciana nie stanowiła dostatecznej warstwy izolacyjnej. O 12-ej był obiad. Wydzielała go blokowa. W czasie wydzielania obiadu obowiązywała cisza. Jadłyśmy przy stołach. Myć naczynia wolno było dopiero po skończeniu wydzielania, choćby i która wcześniej zjadła. Gdy na obiad była jarzyna i kartofle w mundurkach, t.zw. pelki, miałyśmy prócz miski jeszcze aluminiowy talerz po pelkach do mycia. Wydzielanie obiadu, jedzenie, mycie naczyń odbywało się w tempie, bo o 1/2 1-ej była znowu przymusowa Freistunde na podwórku, a po niej powrót do bloku i siedzenie do kolacji, względnie wieczornego apelu. Czasem kolacja była przed czasem po apelu. O 5-ej apel, podobny do rannego, tylko dłuższy, około 1 1/2 godziny. Apel odbierała aufzjerka w tym celu wyznaczona. Po kolacji mycie się dokładne. Blokowa zwracała uwagę na czystość osobistą, i gdy ktoś zauważyła, że ktoś uchyla się od

porządnego mycia, oblewała wiadrem zimnej wody. Wielu brudasów ze strachu myło się. Po umyciu szłyśmy do łóżka, mniejwięcej około 1/2 8 musiałyśmy być w łóżku wszystkie. O 9-ej była cisza nocna. Pora między godziną 8.30 a godziną kontroli przez wachę nocną była dla niejednej prawdziwą męczarnią ze względu na zakaz wychodzenia w tym czasie do toalety. Wacha nocna przychodziła o różnej porze, czasem o 9-ej, a czasem około 1/2 12-ej. Blokowa mogła zezwolić na pójście do toalety, ale nie chciała. Było to jej widzimisię.

Samopoczucie nasze w okresie kwarantanny byłoby nienajgorsze, gdyby nie blokowa, która wolny czas psuła nam swymi humorami; wymyślała, popychała, za byle co robiła meldunki. zupełnie Modlić się oficjalnie nie było na bloku wolno; na Freistunde korzystałyśmy z pewnej swobody i modliłyśmy się w grupkach. – Okres kwarantanny wykorzystywały władze na przeprowadzenie wszelkiego rodzaju badań, rejestracji. Było dokładne badanie lekarskie z wynotowywaniem przebytych chorób, ogólne badanie polityczne, trzeba było podać, za co się siedzi. Badania te odbywały się bez szykan. Jedzenie było d możliwe. Zupy gęste, czyste, około litra na obiad, 1/2 litra na śniadanie, 3/4 na kolację; chleba 1,200 kg na 4 osoby. W soboty, nie-

(9)

– 7 –

niedziele [sic] były kolacje bez zup. Dawano wtedy kawałek margaryny i sera albo kiełbasy. Współżycie naogół [sic] było bardzo dobre, tylko kilka, około 5 jednostek było niepolitycznych i te zakłócały spokój.

W drugiej połowie października skończyła się kwarantanna. Zostałyśmy na tym samym bloku 15, tylko bramę siatkową, prowadzącą na t.zw. Lagerstrasse otwarto. Zaczął się cięższy, znacznie gorszy okres naszego życia.

Prócz dotychczasowych apeli liczebnych dos miałyśmy t.zw. apele robocze dwa razy dziennie: rano po liczebnym, i po obiedzie, tuż przed wyjściem do pracy. Uważałyśmy, że już Freistunde była lepsza. Przy apelu roboczym stałyśmy w grupie t.zw. „Verfugów”, czyli więźniarek do dyspozycji. Z grupy Verfugów dobierały kolonki codzień [sic] pracownice do swoich kolumn. Praca była różna: wewnątrz obozu i na zewnątrz, t.zw.

Aussen. Ja dostałam się do t.zw. Sandkolonne, liczącej 150 do 200 kobiet. Praca nasza polegała na przesypywaniu łopatą piasku, którym podsypywało się bloki nowowybudowane. Stałyśmy łańcuchem i przesypywałyśmy piasek na sąsiednią kupę. Każda łopata piasku przechodziła 150–200 rąk. Zmęczenie nasze i tempo pracy zależało od dozorującej nas aufzjerki. Była taka jedna, która od kolonki żądała tylko tego, by nas nikt nie nakrył na niepracowaniu; mogłyśmy wolno przesypywać piasek, nie po pełnej łopacie, a te, które pracowały tuż przy bloku, a zwłaszcza w piwnicach pod blokiem, mogły na zmianę odpoczywać. Niestety, tylko jedna taka była. Inne bardzo pilnowały, by pełne łopaty nabierać i w tempie pracować. Po takim dniu pracy byłyśmy wykończone; już przed południem na skutek zmęczenia z trudem pracowałyśmy, łopaty praca ta była nie na nasze siły. Przytem dokuczało nam zimno, w tym czasie były [dopisek nad tekstem] już [/dopisek] silne wichry, deszcze, przymrozki. W końcu listopada piasek [dopisek nad skreśleniem] ziemia [/dopisek] ziemia był [sic] już zmarznięta. I my marzłyśmy. Miałyśmy wprawdzie pończochy [dopisek nad tekstem] i [/dopisek]

jaki, ale gdy n.p. padał deszcz kilka dni, wszystko to było mokre. Na noc wolno nam było rozwieszać w jadalni mokrą garderobę, ale [dopisek nad tekstem] ona [/dopisek] nigdy nie wyschła, tak, że na drugi dzień

nakładałyśmy mokre na siebie. Do Sandkolonne należało także przenoszenie wszelkich rur kanalizacyjnych z magazynów, które się mieściły poza obrębem obozu, na miejsce budowy nowych bloków. Rury były ciężkie, dźwiganie ich na przestrzeni 1/2 kilometra pr było nad nasze siły. Gdy przy pracy która zemdlała, aufzjerka w najlepszym wypadku odczekała, aż przyjdzie do siebie, przeważnie jednak szczuła psami, uważając to za symulację. Krzyczała przytem: „faule Bande”. Bardzo rzadko aufzjerka przejawiała jakieś ludzkie uczucia w stosunku do tych słabych. Praca w Sandkolonne mimo, że tak była męcząca i wyczerpująca nasze siły, uważana była za jedną z lżejszych prac. Piasek przywozili mężczyźni, ale myśmy ich nie widziały. Wóz zatrzymywał się poza parkanem i tylko po głosach mężczyzn przesypujących

(10)

piasek na naszą stronę parkanu, orientowałyśmy, że tam są. Był to okres w Ravensbrück, kiedy b. pilnowano, by nawet nie spojrzeć na osobę płci odmiennej. Ravensbrück był obozem żeńskim, ale do pomocy w budowie przydzielono kolumnę mężczyzn, którzy mieszkali w barakach, za wysokim około 3 m. murem, przy obozie żeńskim. Wzdłuż muru ciągnęły się druty naelektryzowane. – Poza pracą życie na bloku było takie samo, z tą różnicą, że czasu na zszycie n.p. sukni, zacerowanie pończoch, było zawsze mało, a broń Boże mieć dziurę w pończosze czy podarte ubranie, albo brudną chusteczkę do nosa! Zaraz był meldunek nach vorne, a w dodatku często aufzjerka jeszcze za takie przewinienia skopała i zbiła. Jedynem urozmaiceniem były wolne od pracy popołudnia sobotnie i niedzielne. Wolno nam wtedy było śpiewać, ale tylko po niemiecku. Blokowa jednak pozwalała na śpiew polski, tylko musiałyśmy uważać, by nas aufzjerka nie słyszała. W te dni grało także radio przez 4 głośniki. W niedziele przedpołudniem miałyśmy, naturalnie nieoficjalnie, nabożeństwa. Mszę napisaną przez siebie z pamięci czytała p. Józefa Kantor. Po południu w niedziele często wygłaszałyśmy deklamacje:

wiersze więzienne, obozowe, a także utwory Mickiewicza, Słowackiego, Kasprowicza, Norwida. Pozatem [sic]

satyryczne, na poczekaniu utworzone, gawędy na wzór Szczepcia i Tomcia [sic], na tematy aktualne: obozu, władz obozowych, blokowych i t.d. I tańce figurowe, solowe. Nieraz wydawało nam się, że to nie czas i miejsce na tego rodzaju rozrywki, choćby godziwe i kulturalne, naogół jednak uważałyśmy to za konieczne,

przyjemniejsze przeżycie w tym życiu obozowym, za konieczne odprężenie. Przyjemność ta połączona była z po lękiem, by ktoś tego nie zobaczył, bo to groziła [sic] bunkrem. Na bl. 16. w okresie Bożego Narodzenia nakryła aufzjerka więźniarki na przebraniu się (coś w rodzaju jasełek); pociągnęła blokową do

odpowiedzialności, zdegradowała ją i ukarała dwutygodniowym bunkrem. – W okresie pracy mojej w Sandkolonne pracowałam dwa dni poza obozem przy wożeniu brykietów na taczkach. Przekonałam się na własnej skórze, o ile cięższe było wożenie brykietów. Taczkę naładowaną musiała pchać jedna osoba, co często było ze względu na wyczerpanie niewykonalne. Widziałam taką scenę: jedna żydówka nie mogąc wieść taczki z brykietami bez przerwy, ustawała w pracy. Chciała chwilę odpocząć. Za to aufzjerka zbiła, skopała ją, szczuła psem i [dopisek nad tekstem] ofiara [/dopisek] musiała, słaniając się ciągle, pchać taczkę. Aufzjerka zrobiła jej meldunek, którego następstwem była 8 dniowa stójka po pracy bez kolacji, przez 3 godziny. Pracowałam także dzień przy podawaniu cegły. Przy całodziennym podawaniu cegły było się wieczorem zupełnie wykończonym;

palce były pokaleczone, pracowałyśmy bez rękawiczek. Raz byłam na gospodarstwie w sąsiedztwie. W stodole leżała drewniana wełna (Holzwolle) zbita w formie skrzyń, – tę wełnę trzeba było układać pod sam sufit. Słoma była mokra, b. ciężka. Gdybym tam pracowała dłużej, napewno [sic] byłabym nie wytrzymała.

Zofia Majoch

(11)

dalszy ciąg zeznań p. Majoch Zofii, ur. 17.11.1912 w Gołąbkowicach – 9 –

13 grudnia otworzono nowy Betrieb, w którym szyto ze słomy t.zw. Wachschuhe. Były to buty dla wojska, nakładane dla ochrony przed mrozem na skórzane. Praca w Betriebie trwała całą dobę, prz bez przerwy, na 3 zmiany po 8 godzin. Plusem tej pracy było to, że się nie marzło, Betrieb był centralnie ogrzewany. Natomiast męczyło tempo pracy, wymagana ilość. Najpierw trzeba było uszyć 1 parę, potem dwie, potem cztery, – czyli jeden but w ciągu godziny. Męcząca była [dopisek nad tekstem] zwłaszcza [/dopisek] zmiana nocna.

Wracałyśmy z pracy o 5-ej rano, i do apelu, który był o 8-ej, nie mogłyśmy się położyć. Na obiad o 12-ej musiałyśmy wstać, o 4-ej wstawałyśmy znowu, by być gotowe do kolacji i apelu. Po kolacji mogłyśmy się położyć, ale nie było warto, bo o 8-ej znowu trzeba było wstać. O 1/2 9-ej apel roboczy, o 9-ej praca. Często nie mogłyśmy spać z powodu zimna. Tem Mrozy był wahały się między 20° a 30°, sypialnia ta była b z rozkazu blokowej około 5 godzin wietrzona. Zmiany dzienne były lepsze niż nocne, nie tylko z powodu pracy w dzień, ale również z tego względu, że omijał nas przynajmniej jeden apel liczebny, a nocną obowiązywały wszystkie apele. Zmiany pracowały od 9-ej wieczór do 5-ej rano, od 5-ej do 1-ej i 1-ej do 9-ej. Nocna zmiana dostawała t.zw. Zulagę, [dopisek nad tekstem] kawałek [/dopisek] suchego chleba. – Pracy pilnowała aufzjerka i SS-mani.

Kto nie zdążył wykonać pensum, był bity, dostawał meldunek. Żyłyśmy w ciągłym strachu. –

Przy tej pracy zakłółam [sic] się w duży palec u prawej ręki, następstwem czego był zastrzał. Przez cały tydzień męczyłam się z chorym palcem, bo nie chciano mnie zwolnić z pracy. Po całej bezsennych z bólu nocach musiałam chodzić do Betriebu i normalnie pracować. Gdy ręka bardzo napuchła i niezdolność do pracy była aż nadto widoczna, dostałam t.zw. Innendienst, zwolnienie od pracy. Choroba palca przewlekła się do 3 miesięcy;

opatrunki zmieniano mi raz na tydzień. Siedziałam cały czas na bloku, ten niby wypoczynek nie był przyjemnością, bo musiałam zdrową, lewą ręką pomagać przy szorowaniu taboretów, szafek. Prócz tego nosiłam z kuchni kotły z jedzeniem, niektóre 50-litrowe. Na apele chodziłam. Gdy palec już był prawie w porządku, odebrano mi Innendienst i musiałam pracować. Była ta już pora wiosenna, kwiecień, Betrieb z Wachschuhe zlikwidowano, nie mogłam więc do niego wrócić. Dwa dni pracowałam przy plantowaniu terenu.

Praca polegała na tem, że z lasku pobliskiego nosił, gdzie jedne ryły ziemię, drugie przewoziły je na pewnego rodzaju ręcznych nosidłach i rozsypywały dla wyrównania nierówności terenu. Potem przez tydzień

pracowałam w kamerze bloku, gdzie znajdowały się ścierki, szczotki, proszek, łyżki do wydzielania jedzenia.

Wydawałam te rzeczy sprzątającym blok i odbierałam od nich po skończeniu sprzątania. Praca ta nie była ciężka, nie było tempa, nikt mnie nie pilnował. Odpowiadałam [dopisek nad tekstem] tylko [/dopisek] za czystość wszystkich naczyń i przyborów.

(12)

W tym czasie redukowano do minimum obsługę bloków t. P zw. Zimmerdiensty. Był to okres, w którym tworzono Betrieby wojskowe i starano się wyzyskać każdą siłę roboczą. Wobec tego i ja zostałam zredukowana.

Przeszłam do kolumny aussenowskiej, takiej, która codziennie wyjeżdżała [dopisek nad tekstem] pociągiem [/dopisek] do pracy, do majątku [dopisek nad tekstem] Hindenburg – właściciel gestapowiec [/dopisek].

Wybierałyśmy tam z kopcy [sic] kartofle. Segregowało się zdrowe i zepsute. Samo wybieranie [dopisek nad tekstem] było [/dopisek] mniej było męczące, natomiast noszenie zepsutych kartofli w okrągłych kojach było męczyło bardzo, bo koje musiały być pełne, a kartofle były zgniłe, mokre, więc bardzo ciężkie. Koje trzeba było podnosić do brzegów wysokiej platformy, na którą wysypywało się kartofle. Często przy podnoszeniu kartofli koi z kartoflami oblewałyśmy się cuchnącą cieczą z zepsutych kartofli. Ciecz pryskała na twarz, ręce, ubranie.

Ręce miałyśmy zawalone zgniłymi kartoflami, brudem, przesycone wonią psujących się kartofli. Obiad przywieziony z lagru jadłyśmy na miejscu. Do jedzenia nie wolno na było umyć rąk, mimo że jezioro było na miejscu. Najgorzej było, gdy trzeba było tymi brudnymi, cuchnącymi rękoma obierać pelki bez przyborów jakichkolwiek. A jednak jadłyśmy, choć z obrzydzeniem, bo inaczej nie byłybyśmy mogły wogóle pracować z głodu. I tak ten p posiłek, który dostawałyśmy, nie był wystarczający przy tak ciężkiej pracy. Rano już wtedy nigdy nie było zupy, tylko czarna kawa i około 25 dkg suchego chleba, potem obiad: 1/2 litra jarzyny i 3–4 kartofli albo 4 cienkie kromki chleba z margaryną i „kawa”, na kolację 1/2 litra rzadkiej zupy. A pracowałyśmy od 9-ej do 6-ej z półgodzinną przerwą. Droga trwała około godziny, tak że kolację jadłyśmy około 8-ej.

Gdy kartofle były przebrane, sadziłyśmy je w tym samym majątku. Dokuczało nam bardzo zimno, mimo że był kwiecień, początek maja. Deszcze, wiatry, czasami śnieg.

Aufzjerki pędziły nas bardzo. Chciały osiągnąć jaknajwiększą [sic] wydajność pracy. Szczuły psami, poganiały.

Właściciel majątku, gestapowiec, i syn jego od czasu do czasu zjawiali się na polu i drwili z nas, dogadywali, robili różne nieprzyjemne uwagi na temat Polaków.

Starałam się pracę zmienić, była dla mnie stanowczo za ciężka. Udało mi się to 20 maja. Zostałam przyjęta do [dopisek nad tekstem] nowoutworzonego [/dopisek] Betriebu, zwanego Kürschnerei-Näherei. W tym Betriebie przykrawano skóry i szyto z nich anoraki, czyli kurtki [dopisek nad tekstem] z kapturami [/dopisek] dla lotników. Ja zeszywałam części skóry. Pracowało się na dwie zmiany po 12 godzin, z półgodzinną przerwą tak w nocy jak i w dzień. W tym czasie wstawałyśmy o 3.20; Apel był o 4-ej, do pracy szło się o 7-ej. Tempo w Betriebie było szalone, dużo większe jeszcze niż w Betriebie, gdzie poprzednio szyłam Wachschuhe. Za niewykonanie pensum albo za niedokładne z braku znajomości

(13)

– 11 –

tej pracy, wykonanie bito w nieludzki sposób. Musiałam sfastrygować (przygotować do maszyny) 6 „płyt” czyli dużych kawałów [dopisek nad tekstem] z których potem wykrawano [/dopisek] przódu lub tył. Składało się te płyty z małych kawałków, trzeba było dobierać skóry jednakiego gatunku, tego samego koloru. Trzeba było bez tchu prawie robić, żeby zdążyć pensum wykonać. Kierownikiem wszystkich t.zw. Betriebów Dachau’owskich był Ob. w Ravensbrück Obersturmführer Opitz. Prawie codziennie przyjeżdżał na motocyklu na kontrolę i bił nielitościwie, jeśli napotkał pracę niedość dobrze wykonaną. Jego zastępca, Binder, znęcał się okropnie nad nami. Jak d nie człowiek, jak dziki zwierz bił, tłukł, kopał, targał za włosy, rzucał ofiary o ziemię lub maszynę.

Na skutek pobicia przez niego częste były krwotoki z nosa i takie potłuczenie, że ofiary musiały iść do rewiru.

Jedna nawet zmarła. Binder był stale w Betriebie, więc stale żyłyśmy pod grozą. Bardzo ciężkie były noce, bo do to samo pensum, te same szykany, a z powodu zaciemnienia nie wietrzono pracowni całą noc i powietrze było okropne, zwłaszcza, że i skóry wydzielały specyficzną woń, a przy krojeniu masa włosów z futer unosiła się w powietrze, tak że po przepracowanej nocy czułam miałam wrażenie, że [dopisek nad tekstem] mam [/dopisek] skórkę z włosami w gardle. Gdy któraś z więźniarek kilka razy nie zrobiła wyznaczonego pensum, robiono meldunek, że nie chce się jej pracować. Dostawała wtedy 2 tygodnie bunkra, a po odsiedzeniu przenoszono ją do Strafbloku. Mimo tej ciężkiej pracy nie dostawałyśmy nic więcej jedzenia, tylko nocna zmiana dostawała suchy kawałek chleba. Tę krzywdę naszą starałyśmy się sobie chociaż w ten sposób

wynagrodzić, że w chwili nieobecności aufzjerki cięłyśmy duże kawały skóry na drobne kawałki, t.zw. Abfalle, które się potem wyrzucało na podwórze. Taki sabotaż dało się zrobić, ponieważ skóry nie miałyśmy wyliczonej.

Duża część skór pochodziła z futer zabranych ludziom cywilnym. Pewna grupa więźniarek była przeznaczona do prucia futer. Osobno odkładano podszewkę, watolinę, futra. [dopisek nad tekstem] Ponieważ [/dopisek] przy pruciu znajdowały więźniarki często drogocenną biżuterię, zegarki, pierścionki, drogie kamienie, perły, zaszyte w futrach, precjoza były pilnie [dopisek nad tekstem] strzeżone [/dopisek] przez aufzjerki. Mimo to niekiedy udało się prującym ukryć jaką zdobycz przed okiem strzegących; musiały jednak bardzo się pilnować nawet przed koleżankami, by te z zazdrości nie wsypały je przed władzami. Przy pruciu siedziały prawie same zielone i czarne łaty, prawie same Niemki i cyganki. – Warunki w Betriebach były coraz gorsze, aufzjerki starały się nadać coraz większe tempo, szykany potęgowały się. Z wszystkich aufzjerek tylko jedna była przyzwoita; ale ta została później za zbyt życzliwe odnoszenie się do więźniarek ukarana bunkrem, a później przeniesiona do innego obozu.

W tym Betriebie pracowałam do początku marca 1943 r. Znajome moje, które znały ciężkie warunki pracy w Kürschnerei-Näherei, chciały ulżyć mej doli.

(14)

Porozumiały się z kolonką t.zw. Kunstgewerbe (jedyny prywatny, nie dla wojska i nie dla häftlingów pracujący Betrieb, w którym robiono artystyczne buciki ze słomy, torby, walizeczki i t.p. drobiazgi) i ta zgłosiła Opitzowi zapotrzebowanie na kilka pracownic. Opitz przyszedł do naszego warsztatu, spytał, które umieją robić buciki ze słomy i torby. Zgłosiło się kilka, około 8, a zapotrzebowanie było na 3 osoby. Zawołano kolonkę, żeby sobie [nieczytelne skreślenie] pracownice wybrała. Kolonką była Stanisława Schönemann, która mnie znała i która poprzednio kazała mi się zgłosić, jeśli będzie zapotrzebowanie. Dzię W ten sposób przeszłam do Kunstgewerbe.

Szefem Kunstgewerbe był ten sam Opitz. Ponieważ w tym Betriebie robiono różne rzeczy dla Himmlera, jego rodziny, jego przyjaciół i t.p. grubych ryb, chodziło Opitzowi już nie tak o ilość, ile o jakość pracy. Musiała ona być solidnie i artystycznie wykonana. Przy takiej pracy nie można było właściwie wyznaczyć dokładnie [nieczytelne skreślenie] pensum. Niby było wyznaczone, ale jeśli się go nie zrobiło, zawsze można było znaleźć jakieś wytłomaczenie [sic], i bicia ani meldunku nie było. Wykorzystywałyśmy ten przywilej i robiłyśmy znacznie mniej, niż byśmy były mogły robić. W międzyczasie marobiłyśmy ukradkiem wiele rzeczy dla siebie.

W Betriebie było żelazko do prasowania podszewek, maszynka elektryczna do zagrzewania kleju, maszyna do szycia, a ciepłą wodę, potrzebną do moczenia słomy, przynosiłyśmy z pralni. Wykorzystałyśmy wszystkie te możliwości dla siebie: w czasie pracy prałyśmy swoją bieliznę, suszyłyśmy na kaloryferach, prasowałyśmy zaraz, cerowałyśmy pończochy, czasem gotowałyśmy na tej maszynce zupy przysyłane w paczkach, które, począwszy od grudnia 1942 wolno nam było otrzymywać. Wszystko to robiłyśmy ukradkiem, najwięcej musiałyśmy się strzec Opitza i Bindera. Aufzjerka czasami udawała, że nie widzi, a czasami awanturowała się, ale nie robiła meldunku, bo i myśmy ją miały w ręku. Przedmioty wyrobione w Kunszcie [sic] były z reguły w drodze legalnej niedostępne dla szarych aufzjerek. W drodze wyjątku Opitz dawał zezwolenie na wykonanie roboty dla oberaufzjerki lub sympatycznych mu aufzjerek. Jeśli więc aufzjerka chciała mieć buty, torebkę, musiała to zdobyć w drodze nielegalnej, a więc prosić kolonkę, by pokryjomu [sic] daną rzecz jej zrobiono. Z tej też racji nie widziała wielu naszych wykroczeń. Raz wszedł Opitz i zobaczył woreczki kosmetyczne, szyte które szyłyśmy dla siebie z pięknego materiału przeznaczonego na podszewki. Zbił te, u których to znalazł, oprócz tego wytrzaskał po twarzy kolonkę, a aufzjerkę tak zwymyślał w korytarzu, tak zmieszał z błotem, że dostała spazmów. Żadnej innej kary za ten sabotaż nie miałyśmy. Tak dalece zależało Opitzowi na naszym Betriebie. Podobno miał z tego Betriebu wielkie korzyści, przedewszystkiem [sic] dobre stosunki z Himmlerem, Göringiem. Odetchnęłam w tym Betriebie. Czytałyśmy w czasie pracy Völkischer Beobachter, starałyśmy się zdobyć jakie takie

Zofia Majoch

(15)

dalszy ciąg zeznań p. Majoch Zofii, urodz. 17.11.1912 w Gołąbkowicach – 13 –

wiadomości polityczne, czytałyśmy [dopisek nad tekstem] na głos [/dopisek] poezje: Pan Tadeusz, Konrad Wallenrod, Sonety Krymskie. Często ktoś opowiadał opowieści: przypomniałyśmy sobie w ten sposób trylogię Sienkiewicza, Ludzi Bezdomnych i inne rzeczy Żeromskiego, Chłopów Reymonta, op i wiele innych.

Opowiadałyśmy filmy, wspomnienia z podróży, słuchałyśmy pogadanek historycznych [dopisek nad tekstem]

geograficznych [/dopisek], uczyłyśmy się języków. Życia religijnego w Kunszcie jako takim nie było. Jeśli się modliłyśmy, to w malutkich grupkach. Praca w Kunstgewerbe b miała tyle plusów, że ws marzeniem wielu było się tam dostać; od lipca 43 była tylko zmiana dzienna. 31. grudnia 1943 r. Kunstgewerbe zostało zlikwidowane, jako warsztat prywatny, niedopuszczalny w okresie, kiedy wszystko było nastawione na pracę dla wojska. Część nas została przydzielona do t.zw. Stricherinnek-pończoszarek, a 40 młodszych osób zostało przydzielonych do szwalni obozowej, t.zw. Nähstube. Praca była na 2 zmiany. W Nähstube szyło się i naprawiało bieliznę dla häftlingów, i suknie lagrowe. Około 10 osób szyło „prywatne” sukienki aufzjerkom, bieliznę ich ro SS-manom, wogóle garderobę SS. i ich rodzinom. Prócz tego takie mundury służbowe dla aufzjerek. Warunki pracy w Nähstube były o tyle lepsze niż gdzieindziej, że nie było wyznaczonego pensum. Betrieb był b. czysto utrzymany, co sobotę szorowało się stoły, podłogę ciepłą wodą z proszkiem i spłókiwało [sic] czystą wodą.

Wchodząc do Betriebu musiałyśmy ściągać buty i przechodzić w pończochach, a w lecie boso, do garderoby.

Tam zostawiałyśmy drewniaki, chusteczkę, zimą płaszcz (już wtedy miałyśmy płaszcze prywatne z namalowanymi krzyżami na plecach). Każda szła na miejsce pracy i tam nakładała pantofle z materiału na podeszwie skręconej z gałganów. W Betriebie były 3 piece, zimno było tylko jakąś godzinę rano, potem było ciepło, bo dobrze palono. Aufzjerka dozorująca nas przy pracy nie biła nas zasadniczo. Przez cały rok uderzyła tylko 3 razy. Natomiast starała nam się w inny sposób dokuczyć. Po apelu roboczym każda kolumny ustawiały się przed swoimi Betriebami i wchodziły do środka. W naszej kolumnie należało do rzadkości wejście

bezpośrednie do pracowni. Aufzjerka Massar kazała [nieczytelne skreślenie] nam stać na dworze – godzinę i nawet dłużej, zależało to od stanu pogody: im gorsza pogoda, tym dłuższe stanie. Na pracy jej nie zależało, przetrzymywała nas czasami na deszczu, na mrozie 1 1/2 godziny. W czasie pracy nie wolno było wychodzić do toalety wtedy, kiedy się potrzebowało, tylko w oznaczonej godzinie: od 8-ej do 9-ej rano, od 4-ej do 5-ej po południu, i w tym czasie około 200 osób musiało się załatwić. Wychodziłyśmy w kolejności miejsc trójkami:

„drei raus”. Poza tymi godzinami nie wolno było nawet chorym na żołądek wychodzić. Poprzeziębiane z powodu długiego stania na apelach, cierpiące na t.zw. durchfall z powodu zimna i złego odżywienia, [nieczytelne skreślenie] wiły się poprostu [sic] w boleściach, a wyjść nie było wolno. Zdarzył się kiedyś taki wypadek, że młoda 14-letnia cyganka trzykrotnie prosiła aufzjerkę, by

(16)

pozwoliła jej wyjść do toalety, gdyż dłużej nie wytrzyma. Aufzjerka odmówiła, i nastąpiła katastrofa. Wtedy aufzjerka kazała jej zawiesić na piersiach i plecach kartkę z napisem: „Emmi jest wielką świnią, bo narobiła w majtki.” Z temi kartkami musiała Emmi stać przy wychodzeniu zmiany dziennej, i wchodzeniu nocnej, tak, żeby obydwie zmiany to widziały. Aufzjerka uważała, że wprawi tą „dowcipną” karą w dobry humor i ośmieszy wobec nas młodą Emmi. Skutek był wprost przeciwny. Na żadnej twarzy nie pojawił się uśmiech, a za to mogła wyczytać pogardę dla siebie. Małą Emmi wszystkie pocieszałyśmy, mówiąc: „nie martw się, nie wstydź się, nas też to może spotkać, i wcale się z ciebie nie śmiejemy.” Na pocieszenie dała jej jedna z więźniarek kilka kostek cukru i dwa ciastka. – W Betriebie musiała panować cisza, wogóle nie wolno było rozmawiać, bo za rozmowy była kara stójki przed Betriebem po wyjściu z pracy godzinę, czasem dwie. Miałyśmy co tydzień kąpiel, pilnowała tego Massar, chcąc mieć czyste pracownice. Wtedy już kąpiel ogólną urządzano rzadko ze względu na wielką ilość więźniarek, ciągłe Abgangi i Zugangi, które musiały być kąpane. Kąpiel była dla Massar jeszcze jedną okazją do dokuczenia nam. Miałyśmy Gdy miałyśmy zmianę nocną musiałyśmy po przepracowanej nocy i staniu na apelach liczebnym i roboczym ustawić się pod Betriebem i stać, dopóki nam nie kazała iść na bloki po ręcznik i mydło. Wracałyśmy z przyborami do mycia pod Betrieb, szłyśmy piątkami do kąpieli. Przy kąpieli był przegląd głów i odzieży. Jeśli znaleziono wszy w bieliźnie, d zmieniano bieliznę; gdy się to u tej samej osoby powtórzyło dwa czy trzy razy, wyrzucano ją z Betriebu. Po kąpieli wracałyśmy znowu pod Betrieb, [dopisek nad tekstem] tam stałyśmy krócej lub dłużej, zależnie od jej humorów [/dopisek] i stamtąd szłyśmy do bloków, by wreszcie położyć się po nocnej pracy. Była to mniejwięcej godz. 10, a obiad był o 12-ej, niewiele więc albo wcale się nie spało, tembardziej [sic], że bloki były przepełnione, wiele osób siedziało w sypialniach, a krzyk i ruch w bloku i p na zewnątrz nie pozwalały spać.

W Betriebie tym pracowałam do 28 lutego 1945. Jedyną osłodą w czasie zmiany nocnej były naloty; światło wtedy wyłączano i mogłyśmy chociaż głowę skłonić w ciemnościach.

Chciałabym jeszcze obraz zeznania te uzupełnić opisem zmian warunków higienicznych, mieszkaniowych, zmian we współżyciu więźniarek między sobą, jakie zachodziły w okresie mego 3 1/2 letniego pobytu w Ravensbrück.

Dobre warunki higieniczne, jakie opisałam w związku z blokiem kwarantanny, trwały mniejwięcej do połowy lutego 1942 roku. Ką Cały obóz miał co tydzień kąpiel, bieliznę dzienną [dopisek nad tekstem] i chusteczkę do nosa [/dopisek] zmieniano co dwa tygodnie, a nocną i sukienki co miesiąc, bieliznę pościelową co 6 tygodni, ręczniki i serwetki do naczyń co tydzień. Co miesiąc dostawałyśmy kostkę kawałek mydła „Einheitsseife”, jeśli chciałyśmy sobie coś

(17)

– 15 –

przeprać, mogłyśmy przynieść [dopisek nad tekstem] ciepłej [/dopisek] wody mydlanej z pralni. Od połowy lutego w związku z coraz większym napływem Zugangów, zaczęło się robić ciaśniej na blokach. Spałyśmy wtedy na drugim piętrze i trzeciaku po trzy na dwóch łóżkach, parter został bez zmiany. W szafkach były już nie 3, a 5 osób, i jedna serwetka nie na osobę, a na szafkę. Bieliznę osobistą zredukowano, bo odebrano

biustonosze, paski do pończoch i halki. Zabrano także prześcieradła i dodatkowe trzecie koce. Starano się pogorszyć warunki higieniczne w związku z wizytą Himmlera, który wyraził się, że w obozie jest za mała śmiertelność, za wygodne życie, i że więźniarki za dobrze wyglądają. Prześcieradła zostawiono tylko na bloku rewirowym. Stopniowo warunki higieniczne ulegały pogorszeniu, aż wreszcie, kiedy w 1943 roku masowo przywożono Francuzki, Rosjanki, Ukrainki, obóz był tak przepełniony, że na każdym łóżku spały dwie osoby.

Bielizny prawie wcale nie zmieniano. Żeby utrzymać [dopisek nad tekstem] we [/dopisek] względnej czystości ciało i bieliznę, prałyśmy mydłem z własnych paczek lub kupowanym za chleb lub inne jedzenie od więźniarek pracujących w pralni, które je organizowały. W szafkach mieściło się 8, 10 osób. Kto nie miał możności zdobycia mydła, chodził brudny, to też w tym czasie masowo pojawiły się wszy. Żeby jakoś temu zaradzić, zaczęto stosować odwszawianie więźniarek, odzieży i bloków. Odbywało się to w ten sposób, że koce i bieliznę pościelową i osobistą, a także suknie [dopisek nad tekstem] związywało się i [/dopisek] wkładało się do

powłoki. Węzełki te były zaopatrzone numerami. Nagie czekałyśmy w bloku nieraz 2 godziny wysmarowane na miejscach owłosionych płynem przeciwwszowym na na pr świeżą garderobę, która się składała z majtek, koszuli, sukienki. Chodziłyśmy w niej cały dzień, nim nas wykąpano i nasze już odwszawione rzeczy oddano.

Kąpiel była zwykle wieczorem, ciągnęła się do 2-ej, 3-ej nad ranem. A w ciągu dnia (był to grudzień) musiałyśmy w tym lekkim ubraniu stać na wszystkich apelach. Dużo osób przypłaciło to odwszawianie utratą zdrowia, a nawet życia. Sypialnię całą flitowano. Prócz wszy dokuczały nam pchły. – Potworne wprost warunki higieniczne panowały w 1944, kiedy końcem czerwca zaczęto ewakuować Oświęcim, a potem Warszawa ewakuowana napływała tysiącami. Była taka ciasnota, że O „Zugangi” [dopisek nad tekstem] z Oświęcimia [/dopisek] stały za barakami, pod gołym niebem trzy dni i trzy noce, nim je wykąpano, przyjęto, głodne, spragnione, czarne od brudu, zmarznięte mimo że lato, ale noce były chłodne, do ludzi niepodobne. Dopiero po 3 dobach wprowadzono je na bloki. Więźniarki stare z Ravensbrück starały się dojść do nich w czasie tego 3- dniowego postoju i podać coś do zjedzenia. Rzucały się na nie jak zgłodniałe wilki, do tego doprowadziła ich poniewierka. Dostawały wprawdzie przydziały z obozu, ale taki był bałagan, że jednym udawało się zdobyć jedzenie 3 razy, a drugie cały czas nic nie dostały. Bloki t.zw. pracujące sypiały po 2 na jednym łóżku, czasami 5 na 2 łóżkach,

(18)

tak, że blok obliczony na 270 osób liczył 600. Spanie w tych warunkach nie dawało pracującym dostatecznego wypoczynku. Gorsze jeszcze były warunki na t.zw. blokach Zugangowych: na 2 łóżkach było 8, 9 osób, tak, że ledwie gdzie siedzieć miały. Koce było obliczone były według łóżek, nie według osób. Wiele osób wcale kocy nie miało. Na skutek zimna, głodu zaczął się szerzyć durchfall. Toaleta była zabrudzona, bo wiele osób nie mogło czekać, aż miejsce w przegródce będzie wolne, – pozatem kanalizacja psuła się. Ludzie umierali jak muchy, specjalna kolumna woziła ludzi do krematorium. Odór kału unosił się po całym obozie, bo za tal toaletę w czasie, kiedy kanalizacja szwankowała, służyły wykopane doły.

W r. 1944 zbudowano t.zw. Zelt. Zrobiono szkielet z drzewa, pokryto płótnem namiotowym. Podłoga była cementowa. Zelt był olbrzymi, niemal jak barak. Były w Umieszczono w nim Zugangi do chwili, kiedy nie zostały umieszczone na blokach. Najpierw łóżek w Zelcie nie było, Zugangi leżały na gołym cemencie. Później wstawiono 3-piętrowe łóżka. Warunki higieniczne w Zelcie były okropne. Wiele osób chorowało na durchfall, tak, że nie zdążyły często zejść z trzeciaka i załatwiały się na łóżkach. Panował smród nie do opisania. Kiedy zbliżały się do Zeltu kolumny jedze z kotłami jedzeniowymi, mieszkanki Zeltu wybiegały naprzeciw, napadały na niosące kotły, wyrywały je i zabierały kotły do Zeltu i tam dopiero wojna zaczynała się o to jedzenie: biły się, przewracały, zanurzały brudne miski w kotle. Często rezultatem tej walki było to, że kocioł się przewracał, jedzenie wylewało się na ziemię, potem je zbierano z ziemi i tak z błotem zmieszane zjadały. Przygniatający był widok przybywających tysięcy ewakuowanej Warszawy. Przy Prawie wszystkie obładowane resztką chudoby, którą zabrały ze sobą w nadziei, że będą mogły z niej korzystać. Zupełnie nie rozumiały swego położenia, zdawało im się, że jako ludność ewakuowana będą traktowane inaczej. Uprzedzałyśmy je, że zabiorą im wszystko, że jeśli chcą cokolwiek uratować, mają nam oddać. Wiele oddawało kosztowności na przechowanie znajomym i nieznajomym. Gdy Warszawa po dwudniowym postoju [dopisek nad tekstem] na dworze [/dopisek]

i kąpieli przeszła na bloki, dopominała się, o zwrot swoich skarbów, danych na przechowanie. Wiele z nich swoich kosztowności nie ujrzało; nieuczciwość była tak wielka, że wiele häftlingów nie poczuwało się do obowiązku zwrotu zabranych na przechowanie rzeczy. Okoliczność ta pogłębiła niechęć wzajemną [nieczytelne skreślenie] wytworzoną dziwnym zachowaniem się Warszawy, uważającej się za coś lepszego od przestępczyń w pasiakach. Później warunki okropne, w jakich Warszawa znalazła się, zatarły tę niechęć. Zrozumiały, że i niewinni mogą być traktowani, jak przestępcy. W porównaniu z nami, już zaaklimatyzowanymi, urządzonymi w obozie, ich warunki ich życia były straszne: ubrane nędznie, często za całe ubranie służyły im koszule, i letnia sukienka z krótkim rękawkiem, odpowiednia na upały, i buty. Zugangi

Zofia Majoch

(19)

dalszy ciąg zeznań p. Majoch Zofii, ur. 17.11.1912 w Gołąbkowicach – 17 –

w tym czasie dostawały się na bloki duże, obliczone na 410 osób. Pakowano 1500 do 2000 na taki blok. Spały więc po 4, 5, 6 na łóżku, nawet czasami po 8. O wyprostowaniu się nie było mowy, siedziały w kucki. Element był różny, współżycie było ciężkie w tych warunkach: kłótnie, sprzeczki na porządku dziennym. Brud szalony, ładu i porządku nie można było utrzymać. Toaleta przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, wkoło bloków kupy kału. Warunki pogarszał często brak zrozumienia ze strony [dopisek nad tekstem] niektórych [/dopisek]

blokowych, które niepotrzebnie wyrzucały za wcześnie na apel i równie niepotrzebnie przetrzymywały po apelu. Najgorsze były Lilka Rozmiarek na bloku 23 i Szura na 20 (nazwiska nie pamiętam). Lilka mimo młodego wieku wykazywała tyle sadyzmu, ile nie miała niejedna wachmanka, szła po trupach, byle zdobyć uznanie władz dla siebie, ciągle robiła meldunki nach vorne, stosowała sama kary takie, jak n. p. zabieranie całemu blokowi koców na noc w czasie mrozów za niedość szybkie wyjście [dopisek nad skreśleniem]

ustawienie się [/dopisek] na apelu, co przy tej masie było nie tak łatwe, tembardziej, że więźniarki lekko ubrane starały się jaknajpóźniej stanąć w szeregu, by nie marznąć; biła, kopała, polewała wodą. Wszystkie bloki t.zw.

Zugangowe, a w [dopisek nad tekstem] drugiej połowie [/dopisek] 1944 r. było ich większość [dopisek] wiele [/dopisek], (bloków było 32, a od 18. wzwyż zaczynały się bloki zugangowe, znacznie większe, podwójne, w porównaniu [nieczytelne skreślenie] z blokami niezugangowymi) miały okropne warunki higieniczne. Bielizny nie zmieniano prawie wcale, bardzo rzadko dostawały kawałek mydła, który miał służyć i do mycia i do prania, zawszawienie wzrastało z każdym dniem, skutkiem czego urządzano niewiele skuteczne, jeśli chodzi o

usunięcie wszy, odwszawianie, które wiele osób przypłacało zdrowiem i życiem.

Warunki jedzeniowe także ulegały zmianie. W końcu marca 1942 roku pogorszyły się wybitnie, tak pod względem ilości, jak i jakości. Chleb, poprzednio obliczony na 4 porcje, dzielono obecnie na 5. Zupy o połowę mniej, więc 1/4 litra na osobę na obiad, do tego 2, 3 dwa, trzy kartofle, na kolację 1/2 litra b. rzadkiej zupy bez kartofli. W kwietniu zmniejszono ilość zupy kolacyjnej do 1/4 litra. Jedzenie jałowe. A ilość godzin pracy w tym czasie zwiększono o 4 godziny, pracowałyśmy 12 godzin. Wię Byłyśmy coraz bardziej wycieńczone, osłabione marnym odżywianiem, długotrwałą pracą. Wiele mdlało przy pracy, zwłaszcza na nocnych zmianach.

Pracujące na Aussen zbierały korzonki i jadły je. Taki stan rzeczy trwał do połowy lata. Gdzieś końcem lipca zaczęto dawać lepsze, treściwsze, bardziej gęste zupy na obiad, a porcję kolacyjną powiększono do 1/2 litra.

Początkiem lata utworzono [dopisek nad tekstem] wiele [/dopisek] kolumn wyjeżdżających do pracy do okolicznych, bliższych i dalszych majątków. Na podstawie umowy z obozem właściciele majątków byli obowiązani dać pracownicom obiad, – naogół były to zupy gęste, treściwe, często na mięsie lub kraszone słoniną, w ilości [dopisek nad tekstem] od 1 [/dopisek] do 1 1/2 litra. Prawie zawsze kolumny aussenowkie przywoziły zupę z majątku, dolewkę, rozdawały ją. Ko Dla kolumn tych zostawiano obiad obozowy, który wydawano im wieczorem razem z kolacją. Często Takiej ilości kolumny robocze nie [dopisek nad tekstem]

mogły [/dopisek] zjeść, dzieliły się więc ze swymi przyjaciółkami

(20)

i znajomymi. W ten sposób, jeśli nie wszystkie, to przynajmniej znaczna część poprawiła sobie warunki jedzeniowe. – Takie odżywianie kolumn aussenowkich wypływało wypływało nie z dobrego serca władz obozowych, a z czystego wyrachowania. Właściciele majątków dobrze płacili obozowi za siły robocze, obozowi więc zależało na tem by kolumny miały siłę do tej pracy. Kolumny aussenowskie pracujące przy jarzynach na majątkach przywoziły zorganizowane jarzyny: marchewkę, brukiew, kalarepę, kalafiory, nawet ziemniaki, także porę [sic]. Jedna kolumna pracująca na Aussen w sadzie przywoziła owoc: porzeczki, agrest, jabłka, czereśnie, pomidory, ogórki. Nim ośmieliły się na większą skalę organizować życie jarzyny, owoce, musiały sobie urobić aufzjerkę. Naogół się to udawało, bo aufzjerki same chętnie korzystały z usług häftlingów i pomocy ich w organizowaniu jarzyn i owoców dla siebie. Przymykały więc oczy, udawały, że nie widzą. Później, gdy władze obozowe zorientowały się w tej organizacji, urządzały często kontrolę w kolumn aussenowskich w bramie obozowej. Karą był meldunek, i bunkier jednostek, a czasem kilkugodzinna (cztery, pięć godzin) stójka całej kolumny w jednym dniu, lub trzygodzinna stójka przez kilka dni, najczęściej przez tydzień. – W jesieni 1942 (koniec września, październik) pozwolono na przysyłanie paczek odzieżowych, a pod koniec listopada, początkiem grudnia, na przysyłanie paczek żywnościowych. W związku z tym poprawiły się bardzo warunki bytowania. Paczki wydawano w t.zw. paczkarni. Prócz aufzjerki pracowały w paczkarni więźniarki do tego wyznaczone: spisywały paczki, sortowały paczki je według bloków. Listy ze spisem szły do blokowych, które ogłaszały, kto ma paczkę. Paczki wydawano blokami, każdy blok miał wyznaczoną godzinę wydawania. Przy wydawaniu musiała być obecna blokowa, żeby która podpisywała odbiór paczki za te, które były w pracy.

Paczki wydaw otwierano przy nas, kontrolowano mniej lub więcej dokładnie. Jeśli zdaniem aufzjerki było za dużo tłuszczu, cukru, czekolady, ciastek, konfiskowała. Rzekomo szło to dla więźniarek. Paczki wpłynęły bardzo na nasze samopoczucie, na wygląd zewnętrzny, nie tylko tych, które je otrzymywały, ale i tych, które nie dostawały niczego, bo otrzymujące dzieliły się paczkami, a nadto oddawały zupy lagrowe. – Na wiosnę 1943 roku i lager zaczął dawać więcej jedzenia: chleb dzielono 3 razy w tygodniu na trzy części, a 4 razy w tygodniu na cztery części. Do chleba dodawano często sztuczny miód albo konserwy; od czasu do czasu sałatkę,

marchewkę na surowo, rzodkiewkę. Zupy zaczęto dawać litr na obiad, a 3/4 na kolację, Po i to dobrej zupy:

zupy jaglana, krupniczek, kluski (= makaron w rurkach), często te same zupy na słodko. Pozatem grochówka.

Zupy te były dość gęste, czysto i smacznie przyrządzone. – Takiż stan rzeczy trwał mniejwięcej do końca 1943 roku. – Na początku w 1944 r. Zacz zaczął się zmieniać na gorsze w związku z coraz

(21)

– 19 –

większym napływem Zugangów. Z miesiąca na miesiąc było gorzej, aż w drugiej połowie lata 1944 chleb dzielono na 5, a zupy na obiad dawano 3/4 litra, brudno ugotowanej, cuchnącej niemytą, często zepsutą jarzyną.

Kartofle w zupie były nieobierane. [dopisek nad tekstem] Jednocześnie [/dopisek] z powodu zajmowania coraz większych obszarów Polski przez wojska rosyjskie ilość paczek bardzo stopniała. Otrzymywały tylko jednostki, mające bliskich na ziemiach zachodnich. Nic też dziwnego, że głód zaczął nam coraz dotkliwiej dokuczać. A już wprost okropne warunki żywnościowe miały bloki zugangowe. Jako bloki niepracujące dostawały wszystko, prócz chleba, w ilości o połowę mniejszej i jakościowo gorsze; kartofli nie otrzymywały wcale.

Z powodu okropnych warunków higienicznych i żywnościowych śmiertelność na tych blokach, była bardzo duża. Najwięcej ofiar pochłaniał t.zw. „durchfall”. W tym czasie najwięcej zaznaczyła się różnica [dopisek nad skreśleniem] rozpiętość [/dopisek] stopy życiowej wśród więźniarek Ravensbrück. Z jednej strony: przepych, bogactwo, z drugiej skrajna nędzna. – Bloki: kuchenny, rewirowy (personel), szwalnie Najlepsze warunki pod każdym względem miały bloki: 1, 2, 3. Na bloku pierwszym, t.zw. kuchennym, mieszkały pracujące w kuchniach: [dopisek nad tekstem] lagrowej [/dopisek] dla häftlingów i personalnej dla SS-manów, dalej pracujące w biurze politycznym, w Schreibstube, policja przodownice policji lagrowej, Lagerälteste, i pracujące w kantynie SS. – Na bloku drugim mieściły się pracujące w szwalni [dopisek nad tekstem] u [/dopisek] Massar (nazwisko aufzjerki prowadzącej szwalnię) i personel rewirowy. Na bloku trzecim były pracujące w paczkarni, w efektach, pralni, łazience, przy kąpielach. Mieszkanki wszystkich tych 3 bloków dzięki rodzajowi pracy miały większe, niż reszta, możliwości organizowania. Kuchnia: chleb, margarynę, wszelkie produkty żywnościowe, – szwalnia: garderobę, bieliznę, tak samo pralnia, która prócz tego organizowała mydło, – ką pracujące przy kąpieli były pierwszymi mającymi dostęp do wszystkich rzeczy odbieranych więźniom po przyjściu do obozu, po nich te, które były w efektach. Część z nich wykorzystywała te możliwości swoje dla niesienia pomocy bezinteresownej najbardziej potrzebującym, – większość jednak urządzała się sama wygodnie, – były takie, które sobie tuzinami odkładały bieliznę, miały wiele sukienek, płaszczy na zmianę, także butów, – a rzeczy jeśli co oddawały, to wzamian [sic] za rzeczy nie tyle potrzebne, ile dla nich przedstawiające wartość w przyszłości, n.p. złoto, brylanty, i t.p. obrączki ślubne i t.p. Paczkarnia znowu zabierała znaczną część rzeczy

skonfiskowanych z paczek więźniarek rzekomo dla całego obozu. Pracujące w biurach, policji lagrowej nie miały wprawdzie możliwości organizowania, ale dzięki zajmowanemu stanowisku stwarzały grupę, której uprzywilejowaną, tak przez władze obozu, jak więźniarki, które musiały się z nimi liczyć, bo miały wpływy na różne sprawy, mogły więc wiele pomóc lub zaszkodzić. Personel rewirowy mógły organizować lekarstwa, witaminy, dawać „na lewo” Innendiensty lub

(22)

Bettkarty, umożliwiać w p wypadku choroby dostanie się na dobry blok rewirowy, otoczyć chorą odpowiednią opieką. Niektóre robiły to bezinteresownie, inne wiele w zamian za te usługi przyjmowały łapówki. – Trzy pierwsze bloki miały w porównaniu z resztą „królewskie” warunki bytowania, a najlepsze z nich blok pierwszy.

Dla ilustracji [dopisek nad tekstem] warunków mieszkaniowych [/dopisek]: w tym czasie, kiedy na innych blokach roboczych spało na 2 łóżkach cztery do pięciu osób, a na 3 łóżkach sześć do siedmiu osób, – a na blokach zugangowych sześć do ośmiu osób na jednym łóżku, – to na bloku pierwszym każda miała łóżko dla siebie, a na drugim i trzecim przeważnie część spała pojedyńczo [sic], a część po trzy na dwóch łóżkach. A że jeszcze była zmiana dzienna i nocna więc w praktyce spały pojedyńczo. Prócz tego te trzy bloki miały nawet w okresie najgorszym bieliznę pościelową, często poduszki puchowe, kołdry, a prócz tego po koce rosyjskie, tak wielkie, jak dwa koce lagrowe normalne. – Dla ilustracji dysproporcji warunków je odżywiania: trzy pierwsze bloki, zwłaszcza pierwszy, opływały we wszystko. Gdy która miała imieniny, nie brakło [nieczytelne skreślenie]

tortu i mazurków i pierniczków i ciasteczek i kanapek, – i to w ilości dużej. Zdarzało się nawet, że wino było na takim przyjęciu. W tym samym czasie na blokach zugangowych był taki głód, że niektóre za miskę zupy oddawały obrączki ślubne, a takie resztki jedzenia wyrzucane (zepsute jarzyny, obierki z kartofli, – wogóle prowiant nie nadający się do jedzenia) do beczek na odpadki, stojące przed blokami, zostały były

rozchwytywane, wybierane przez zgłodniałe masy więźniarek. Było to oczywiście niedozwolone, surowo karane, ale masy głodne nie zważały na zakaz i kary, głód był silniejszy.

Dla ilustracji różnicy warunków higienicznych: pierwsze trzy bloki, z wyjątkiem szwalni, miały prawo do codziennej, ciepłej kąpieli, ([nieczytelne skreślenie] chyba że było dużo Zugangów i łazienka była zajęta).

Szwalnia kąpała się co tydzień. Inne bloki robocze w najlepszym wypadku miały kąpiel raz na dwa tygodnie, przeważnie jednak co miesiąc. Bloki zugangowe nie miały jej prawie wcale. Kąpano je przy przyjęciu do lagru i przy wysyłaniu do fabryk. –

Rewir w r. 1941 zajmował 3 bloki, później w miarę powiększania się lagru, powiększono i rewir, tak, że w 1944 zajmował 9 bloków. Chore zgłaszały się najpierw do blokowej, – jeśli były na bloku, – a pracujące do kolonek;

kolonki i blokowe mogły lub zapisać nazwisko chorej, a mogły i nie zapisać. W godzinie przyjęć [nieczytelne skreślenie] szło się do rewiru, tam „siostra” SS-manka nie sprawdzała stan choroby i albo odsyłała na blok jako zdrową albo odsyłała do lekarza. Poniżej 38.8 nie uznawano choroby. Lekarz badał jeszcze raz mierzył

temperaturę, badał, przyczem często nie obywało się bez bicia, kopania, – był to słynny dr. Sonntag – i dawał:

Bettkarty, Innendiensty, a nierzadko zdarzało się, że wypędzał chore bez badania. Mające Bettkarty mogły leżeć również na bloku, były zwol o tym decydował lekarz, – były zwol

Zofia Majoch

(23)

dalszy ciąg zeznań p. Majoch Zofii, urodz. 17.11.1912 w Gołąbkowicach – 21 –

nione od pracy, apeli. Innendiensty nie miały prawa leżenia, były tylko zwolnione od pracy. Bettkarte ważna była dwa do trzech dni; jeśli chorej w dalszym ciągu [nieczytelne skreślenie] stan zdrowia się nie polepszał, musiała iść do rewiru, do przedłużenia, które zależało też od humoru lekarza. Ze strachu przed lekarzem niejedna ciężko chora nie W szła do rewiru.

W 1942 zaczęła się t.zw. sprawa „Królików”, na których robiono operacje doświadczalne. Do tego celu przeznaczono młode, polityczne Polki z transportu lubelskiego i warszawskiego, numer 7000 i późniejszy warszawski numer 11 i 13 tysięcy. Z numerem 11 i 13 tysięcy wybierano niewiele. Pierwsze ofiary nie zdawały sobie sprawy, poco [sic] się je wzywa do rewiru, chodziły tylko pogłoski, że b będą jakieś operacje, bo

sprowadzono aparaty specjalne, które miały służyć przy operacjach. Myślałyśmy, że chore w obozie będą otoczone większą opieką i lepiej leczone. Przypuszczenia te okazały się błędne. Pierwsze „króliki” umieszczono w czystych pokojach rewiru, dano najlepszą pościel. Najpierw ogolono im włosy na nogach, to robiono dzień przed operacją. Na drugi dzień przyjeżdżał sp lekarz-operator i dokonywał doświadczalnej operacji. Operacje były różne: wyciąganie szpiku kostnego, ściąganie okostnej, hodowanie bakterii na ranie. O Kilka było wypadków śmiertelnych, między innymi zmarła Janka Kurowska i Bolesława Prus; serce nie wytrzymało.

Innych nazwisk nie pamiętam w tej chwili. Ponieważ Niemcom zależało na tem, by praca ich doświadczalna nie szła na marne, badano po tych pierwszych wypadkach śmiertelnych stan serca i temperaturę. Brano tylko zupełnie zdrowe. Jadzia Wilczańska była wzywana 3 razy do operacji. Za każdym razem miała stan

podgorączkowy, to ją ochroniło. Operowaną nie była. Takie samo szczęście spotkało Lucynę Cesjul [?], która miała czyraka czy wrzodziankę, i świadomie drażniła chore miejsce, by jaknajdłużej być niezdolną do operacji.

Również nie była operowaną. – Początkowo „króliki” poddawały się biernie operacji, uważając, że sprzeciw jest bezcelowy. Pierwszy bunt podniosła Stanisława Młotkowska, ale nic tym nie zyskała; zoperowano ją mimo to i przez cały czas choroby specjalnie szorstko się z nią obchodzono. Drugą, która stawiła opór, była Michalina Marczewska, na początku 43 roku. Mimo kilkakrotnego wzywania ją [sic] do rewiru nie zgłosiła się. Ten wypadek zachęcił i inne do podobnego postąpienia. – 15. sierpnia 1943 r. starano się podstępem zwołać 7 nowych ofiar. Była to niedziela. Oberaufseherin Bintz przysłała przez jedną ze Schreibstube listę z 7 nazwiskami, wzywając je do stawienia się przed Arbeitseinsatz w sprawie pracy. W niedziele i o tej porze, – było to około 2-ej – takich spraw nigdy nie załatwiano. Wydało się im to podejrzane, tembardziej, że wszystkie pracowały. Z Gońcowi powiedziały wezwane, że nie wierzą, by były po to wzywane, i proszą o podanie prawdziwego celu. Kilkakrotnie przysyłany był goniec z lagerälteste i policją lagrową, by wezwane zgłosiły się, że nic im złego nie grozi. Ale przeczucie nie poz-

Cytaty

Powiązane dokumenty

W przesyłanych przez szpitale danych o wykonanych procedurach zawarte jest logiczne określenie (tak lub nie), czy procedura (według wiedzy lekarza) była „świad- czeniem

W 1897 roku udało mu się wreszcie wyizolować ją z kaktusa meksykań- skiego, po czym przeprowadził na sobie wiele eksperymentów.. Musiały być fascynujące, po- nieważ

A.M.: Inaczej niż w przypadku zapisków Pepysa, których wybór ukazał się do- piero w 1825 roku, a całość siedem dekad później, edycja Dzienników Pana ojca rozpoczęła

Najgorzej trzymały się Francuzki, kobiety inteligentne, a jednak bardzo się załamały, najgorzej, że się nie myły, były rozsadnikami robactwa i brudu.. Wśród więźniarek

BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945.. 16) Transport Żydów. Wywożenie żydów [sic] z ghetta do Bełżca. 17) Stosunek ludności polskiej do Niemców. Armji [sic] Dezorjentacja

Niemcy wszędzie i zawsze odnosili się do Polaków źle.. Tylko doktorzy byli przyzwoici i to przeważnie ci którzy mówili

Uratowało się mniej więcej około 150 osób, a było 12 000, byli w szpitalu koledzy, więźniowie uratowani z trzeciego okrętu, którego nazwy nie

że racjonalność ateistyczna przyjmuje (na podstawie arbitralnej decyzji) w skrajnej wersji przekonanie o całkowitej wystarczalności rozumu do poznania rzeczywistości