• Nie Znaleziono Wyników

Tzvetana Todorova fantastyczna teoria literatury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tzvetana Todorova fantastyczna teoria literatury"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Lem

Tzvetana Todorova fantastyczna

teoria literatury

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (11), 22-44

(2)

Stanisław Lem

D yscypliny--łączniki

Tzyetana Todoroya

fantastyczna teoria literatury

1. P oniew aż s tru k tu ra liz m li­ teratu ro zn aw czy jest fran cu sk im w ytw orem , niech ­

że próbie tej — popsucia jego re p u ta c ji — za m otto posłużą słowa Francuza, P ie rre B ertau x , k tó ry w In n o w a cji jako zasadzie pow iedział: „Pod n a ­ u k am i p rze k ą tn y m i rozum iem te z grubsza, co zwą się też form alnym i, więc dyscypliny, bieg­ nące poprzecznie przez te ry to ria n au k w łaści­ w ych. Takie dy scy p lin y-łącznik i poprzeczne istn ie ­ ją od daw na, jak m ate m a ty k a czy logika. Od połow y naszego w ieku doszlusow ała do nich cy­ b e rn e ty k a. (...) P rzez pew ien czas m ożna było sądzić, że zaczątkiem podobnej form alizacji dyscy­ p lin h u m an isty czn y ch będzife stru k tu ra liz m . Dziś w ygląda n ie ste ty na to, że w łaśnie najgłośniejsi przed staw iciele s tru k tu ra liz m u zdepraw ow ali go i uczynili zeń m itologię — na d o d atek bezużyteczną. G adanina, m ian u jąca się stru k tu ra liz m e m , bodaj śm ie rte ln ie ugodziła s k ry ty w nim p ierw o tn ie za­ rodek n a u k o w y ” . Sąd te n podzielam w pełni. Lecz, że tru d n o w jed n y m a rty k u le obnażyć jałowość ca­ łej szkoły — rozm row ionej n a d to na niezbieżne

(3)

2 3 T Z V E T A N A T O D O R O V A F A N T A S T Y C Z N A .

o rientacje, bo tu k a ż d y a u to r m a w łasną „w izję” przedm iotu — ograniczę się do przenicow ania książ­ ki T zvetana T odorova L ’In tro d u ctio n à la littéra tu re

fantastiq ue, w y d an ej przez Ed. du Seuil w 1970 r.

2. H istoria zw yrodnienia a p a ­ r a tu r y pojęciow ej rodem z m atem aty czn ej lin ­

gw istyki, po jej m echanicznym p rzeflancow aniu w obszar m e ta lite ra tu ry , jest jeszcze do n a p i­ sania. U każe ona, jak bezbronne są pojęcia logiczne, w y p ru te z kontekstów , w k tó ry c h sp raw ­ dzały się o p e ra c y jn ie , jak łatw o, pasożytując na w iedzy z praw dziw ego zdarzenia, m ożna zatu - m anić h u m an istów p rete n sjo n a ln y m pustosłow iem , k a m u flu ją c y m fak ty c zn ą niem oc na obcym tere n ie rzekom ą doskonałością logiczną. Będzie to dość po­ n u ra, ale pouczająca h isto ria o b racania pojęć jed ­ noznacznych w m gliste, konieczności form aln ej w dowolność, a sylogizm ów w paralogizm y. Z araza specjalizacy jn a, że n am n au k ę rozsadziła, um ożliw ia ta k ie szalbierstw a, z ducha osław ionych lek arzy M olierow skich, poniew aż fachow cy z auten ty czn eg o naukow o sąsiedztw a nie troszczą się o los w łasn y ch w y n alazkó w k o n cep tualn y ch , przejm o w an y ch z tu ­ petem , typ ow y m dla ignorancji. Będzie to, jed n ym słow em , rzecz o reg resie fran cu sk iej m yśli k ry ty c z ­ nej (ale nie ty lk o fran cu sk iej), któ ra, sięgając po niezaw odność teo rety zo w an ia aż logiczną, obróciła się w niep o p raw n y dogm atyzm .

S tru k tu ra liz m m iał być lek a rstw em n a n ied o jrza­ łość hu m an isty k i, w idom ą w b ra k u w ierzchnich k ry te rió w rozstrzygalności m iędzy p raw d ą a fał­ szem uogólnień teo retyczn y ch . F o rm aln e s tru k tu ry lin g w isty k i pochodzą z m ate m a ty k i, jest ich w szak­ że w ie le — rozm aitych, podług działów m atem aty k i c zy ste j, a zarazem klasycznej, od teo rii p raw d o­ podobieństw a i m nogości po teorię algorytm ów . Nie­ dostateczn o ść w szystkich sk ła n ia lingw istów do uży­ w a n ia now ych m odeli, n a p rzy k ła d rodem z teorii

O regresie myśli krytycznej

(4)

S T A N I S Ł A W L E M 2 4 Normalny tygrys i normalna powieść

gier, ta bow iem odw zorow uje k o n flik ty , język zaś na w ysokich, sem antycznych poziom ach u w ik łan y jest w sprzeczności niepozbyw alne. Ta w ażna wieść nie d o tarła jed n ak do literatu ro zn aw co w, k tó rzy przejęli m ik ro sk o pijn ą cząstkę arse n a łu języko­ znawczego i u siłu ją m odelow ać dzieła b ezkon flik ­ tow ym i s tru k tu ra m i d e d u k cy jn y m i niezw ykle p ry ­ m ityw nego ty p u — jak pokażem y na przy k ład zie książki Todorova.

3. A u to r te n rozpraw ia się w stępnie z obiekcjam i pow stający m i przy b u dow a­

n iu teo rii litera c k ic h gatunków . P od rw iw szy z b a ­ dacza, k tó ry b y poprzedzał genografię nie kończą­ cym i się le k tu ra m i dzieł, oświadcza, pow ołując się na K. P oppera, że g en eralizu jącem u dość o bznajm ie- nia z re p re z e n ta ty w n ą pró b k ą badanego zbioru. P o p - per, fałszyw ie p rzyw ołany, nic nie w inien, albow iem rep rezen taty w n o ść p róby w przyrodozn aw stw ie i w sztuce to dw ie różne rzeczy. K ażdy n o rm aln y ty ­ grys jest re p re z e n ta ty w n y dla tego g a tu n k u kotów, lecz nic takiego jak „n o rm aln a pow ieść” nie istnieje. „N o rm alizację” ty g ry só w spraw ia bow iem dobór n a tu ra ln y , więc takson o m ista nie m usi w artościow ać ty ch kotów k ry ty c z n ie (nie może naw et). N atom iast literatu ro zn aw ca tak sam o n e u tra ln y aksjologicznie to ślepiec przed tęczą, nie istn ieją bow iem organizm y dobre w odróżnieniu od złych, istn ie ją za to dobre i nędzne książki. Jak oż „ p ró b k a ” Todorova, pokazana w jego bibliografii, poraża. W śród jej 27 ty tu łów nie z n a jd u jem y Borgesa, V e rn e ’a, W ellsa, nic z no­ w ożytnej fa n ta sy , dw ie now elki przed staw iają całą science fictio n , m am y za to E.T.A. H offm anna, Potockiego, Balzaka, Poego, Gogola, K afkę i to nie­ m al w szystko. J e st jeszcze dw u au to ró w powieści k ry m in aln y ch .

D alej oświadcza Todorow, że k w estie estety k i prze­ m ilczy w całości, bo ty ch m etoda jeszcze się nie ima. Po trzecie, rezo n u je n a d rela cją G atu n k u i jego

(5)

2 5 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

Egzem plarzy. W przyrodzie, mówi, pow stanie m u­ ta n ta nie m o d y fik u je g atu nku : znając g atu n ek ty ­ grysów, m ożem y w ydedukow ać zeń w łasności każ­ dego tygrysa. Z w ro tn y w p ływ m u ta n tó w na g a tu ­ nek jest ta k pow olny, że w ypada go zlekceważyć. Inaczej w sztuce: tu każde now e dzieło zm ienia ga­ tu n ek dotychczasow y. J e st ono o ty le dziełem , o ile odstrychnęło się od ustanow ionego gatunkow o wzorca. Dzieła, nie spełniające tego w a ru n k u , n a ­ leżą do lite r a tu r y popularno-m asow ej, jak powieści krym inalne, ro m ansidła, science fic tio n itp. Godząc się tu z Todorovem , widzę, co czeka jego m etodę od tego stan u rzeczy: będzie w y k ry w a ła s tr u k tu ry ty m łatw iej, im pośledniejsze, p arad y g m aty czn ie skam ieniałe te k s ty w eźm ie na sekcję. K o n k lu zję tę Todorov (co nie dziw ota) pom ija.

D alej rozw aża kw estię, czy należy badać g atu n k i pow stałe h isto ry czn ie czy raczej teo retyczn ie m ożli­ we. D rugie w idzą m i się ty m sam ym , czym h isto ria ludzkości a priori, że jed n ak głupstw o łatw iej w y ­ arty k u ło w a ć zwięźle niż zwięźle obalić, rzecz p rze­ milczę. Zam ieszczę tu za to uw agę o różnicy m iędzy taksonom ią w p rzyrodzie i w k u ltu rze, k tó re j s tru k - tu ra liz m nie dostrzega. A k ty k lasy fik acji p rzy ro d ­ niczej, np. ow adów czy kręgow ców , nie w yw ołują żadnej rea k c ji ze stro n y klasyfikow anego. Można by rzec, że taksonom ii L inneuszow ej obcy jest efekt Edypa (Edyp zaznał bied, bo zareagow ał na diagnozę swego losu). N atom iast a k ty k lasy fik acji lite ra tu ro ­ znaw czej są zw ro tn ie sprzężone z k lasyfikow anym , czyli w lite ra tu rz e efek t Edypa się przejaw ia. Za­ pew ne, nie w prost. Nie biegną pisarze do pracow ni po le k tu rz e now ej teo rii gatunków , by obalać ją ko­ le jn y m i książkam i. Sprzężenie jest b ard ziej okólne. S zty w n ien ie b a rie r m iędzygatunkow ych, czyli skle­ roza p arad ygm aty czn a, pobudza au to ró w do reakcji, ob jaw iającej się m .in. krzyżow aniem gatu nk ó w i a ta ­ k o w aniem norm tra d y c y jn y c h . Robota teo rety k ó w jest k a ta liz a to re m p rzyspieszającym ów proces, gdyż

Taksonomia w przyrodzie i w kulturze

(6)

S T A N IS Ł A W L E M 2 6

O um ysłowości dogmatycznej

ich g eneralizacje u ła tw ia ją pisarzom o garnięcie ca­

łego p rzestw o ru p rac tw órczych, z w łaściw y m i m u

o graniczeniam i. T ak więc genolog, p u b lik u ją c y

skończoną listę gatu n kó w , b u n tu je p rzeciw n ie j pi­

sarzy, u sta n a w ia ją c a k te m klasy fik acji sprzężenie zw rotne: ogłosić ted y ta k ą listę to tyle, co sp o rzą­ dzić sam oniszczącą się prognozę. Cóż b ard ziej kusi od nap isan ia tego, czego teoria w zbrania! N azw ane sprzężenie uskrom nia. w p raw d zie pozycję te o re ty k a , bo ud arem n ia m u zajęcie boskow iednej pozycji n ad tłu m em pisarskim , zarazem jed n a k czyni lite ­ ratu ro zn aw cę w spó łau to rem m u ta c ji k re a c y jn y c h — n aw et m im ow olnym , bo i w tedy, gdy m u n a ty m w cale nie zależy.

Zaw ężenie w yobraźni, typow e dla um ysłow ości do­ gm atycznej, jak ą re p re z e n tu je s tru k tu ra lis ta , p rz e ja ­ w ia się w m niem aniu, iż tego, co on w y k ry ł jako b ariery , n ik t n ig d y nie przekroczy. Być może, ist­ n ieją s tr u k tu ry k re a c ji nieprzekraczalne, lecz do ta ­ kich stru k tu ra liz m an i się dobrał. To n atom iast, co objaw ia się n am jako jej granice, jest dość sta ry m m eblem , bo łożem P ro k ru s ta — jak pokażem y.

4. W chodząc w m eritum , Todo- rov pierw ej d em oluje an teceden cje d efinicyjn e

fan ty sty k i. P rzek reśliw szy tru d N o rth ro p a F ry e ’a (którego bronić nie m yślim y), znęca się przez chw ilę nad R ogerem Caillois, k tó ry m iał nie­ szczęście napisać, że „kam ieniem p ro b ierczy m fa n ­ ta sty k i je st w rażenie n iered u k o w aln ej niesam o- w itości” (l’im pression d ’étran g eté irréductible).

Podług Caillois, kpi Todorov, g a tu n ek u tw o ru zależy od stopnia zim nokrw istości czytelnika: jeśli się zlęknie, m am y do czynienia z (niesam ow itą) fan ­ tasty k ą , jeśli zachow a zim ną k rew , w y p adn ie u tw ó r

pod w zględem genologicznym przeklasyfikow ać. O tym , ja k tu prześm iew ca w y staw ił sam ozgubnie na sz ty c h sw ą m etodę, pow iem y w e w łaściw ym m iejscu.

(7)

2 7 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

Todorov rozróżnia trz y a sp ek ty dzieła — w erbalny, składniow y i sem antyczny, nie u k ry w ając, iż daw ­

niej zw ały się stylem , kom pozycją i treścią. Lecz niezm ienników ich szukano tra d y c y jn ie a błędnie „na p ow ierzchni” tekstów ; Todorov oświadcza, że będzie s tru k tu r poszukiw ał w głębi, jako relacji a b stra k cy jn y c h . N. F ry e — su g e ru je Todorov — m ógłby rzec, iż las i m orze m an ifestu ją s tru k tu rę e le m en ta rn ą . Nie tak; te dw a fenom eny k o n k re ty ­ z u ją s tru k tu rę a b stra k c y jn ą o ty p ie rela cji m iędzy s ta ty k ą a dynam iką. Tu po raz pierw szy n a tra fia m y n a płód fałszyw ej uczoności m etodycznej, tej n ie­ odrodnej cechy s tru k tu ra liz m u , gdyż jasno widać, czego nasz a u to r szuka; opozycji w yłączających się n a poziom ie w ysokiego odryw ania; otóż k u lą w płot, poniew aż sta ty k a nie jest opozycją dynam iki, lecz jej w ypadk iem szczególnym , a m ianow icie granicz­ nym . S praw a to drobna, lecz pro b lem za nią ważki, albow iem ta k samo k o n stru u je Todorov sw ą in te ­ g ra ln ą s tru k tu rę fantastycznego piśm iennictw a. S ta ­ now i ją, z orzeczenia naszego stru k tu ra lis ty , oś jed ­ now ym iarow a, ze zlokalizow anym i na niej podga- tu n k am i, k tó re się w zajem w y łączają logicznie. O b ra z u je to Todorovow ski schem at:

niesam ow itość niesam ow itość cudowność cudowność czysta fantastyczna fantastyczna czysta C zym jest „fantastyczność? To w ah an ie — w y ja ś­ nia Todorov — istoty, znającej ty lk o praw a n a tu ­ raln e , w obliczu N adnatu ralnego . Inaczej: fa n ta ­ styczno ść te k stu jest stan em le k tu ry przejściow ym i u lo tn y m , jak o niezdecydo w a niem , czy opow iedzia­ n e n a le ż y do n a tu ra ln e g o czy do n ad n a tu raln e g o po­ rz ą d k u rzeczy.

N iesam ow itość czysta zadziwia, poraża, budzi lęk,

a le n ie budzi niezdecydow ania (które m y n azw ali­ b y śm y ontologicznym ). T u jest m iejsce powieści gro zy, pokazującej w y p ad k i okropne, niezw ykłe, lecz rac jo n aln ie przecież m ożliw e; g a tu n e k schodzi

Trzy aspekty dzieła Płód fałszywej uczoności W obliczu Nadnatural­ nego

(8)

S T A N I S Ł A W L E M 2 8 Fantastycz-ności i cudowności „Cudowność naukowa”

ze schem atu w lewo — rozpływ ając się w lite r a tu ­ rze „zw y czajn ej” — jako „człon p rzejścia” w y m ie­ nia nasz teo re ty k D ostojew skiego.

N iesam ow itość fa n ta styc zn a daje już asu m p t do w a­

hań, w yw o łu jący ch w rażenie fantastyczności; to h i­ storia, w yw ołana, jak m yśli zrazu czytelnik, w ta rg ­ nięciem N adprzyrodzonego; epilog przynosi jed n a k zask ak u jącą eksp lik ację racjo n aln ą (tu n a le ż y Pa­

m ię tn ik zn a lezio ny w Saragossie).

U tw ór fa n ta styc zn ie cu d o w n y w ręcz na o d w ró t —

dostarcza finaln ie w y ja śn ie ń w porządku pozado- czesnym , irra cjo n a ln y m — jak Vera de 1’Isle A da­ ma, bo fin a ł opow iadania zniew ala nas do u zn an ia, że nieboszczka praw d ziw ie w stała z m a rtw y c h . I w reszcie cudow ność czysta, k tó ra znów nie b udzi żadnych w ah ań m iędzy w yk luczający m i się ty p am i ładów ontycznych, aż cztery posiada p ro w in cje: a) „cudow ności hip erb o liczn ej” — idącej z e le fan - tiazy n a rra c y jn e j: ta k w podróży S indbada, gdy m ówi o wężach, zdolnych słonie łykać; b) „cudow ­ ności egzotycznej” — i tu p asuje Todorovow i S ind- bad, k ied y praw i, iż p ta k Rok m iał nogi ja k dęby: to nie ab su rd zoologiczny, bo daw ny m (histo ry cz­ nym ) czyteln ik om ta,ka p tasia postać m ogła w ydać się „m ożliw a” ; c) „cudow ności in stru m e n ta l­ n e j” — in stru m e n ta m i są obiekty baśniow e, np. lam pa czy pierścień A ladyna; d) na koniec czw arty ty p stanow i „cudowność n au k o w a ” — czyli science

fiction. „Są to — rzecze T odorov — opowieści w y ­

chodzące z przesłanek irracjo n aln y ch , k tó re jednak n a rra c ja u kład a w łańcuch logicznie p o p raw n y ”. Albo: „ N a d n a tu ra ln e ulega w y jaśn ien iu rac jo n al­ nem u, lecz podług praw , jak ich w spółczesna n auk a nie u z n a je ”. I w reszcie: „D ane początkow e są n ad ­ n a tu ra ln e : roboty, stw orzenia pozaziem skie, tło m ię d z y p la n e ta rn e ”.

B ibliografia n aukow a teo rii „robotów ” to g ru by tom; istn ieje m iędzynarodow a organizacja św iato­ w ej sław y astrofizyków , zajęta poszukiw aniem sy ­

(9)

2 9 T Z V E T A N A T O D O R O V A F A N T A S T Y C Z N A .

gnałów , w ysy łanych przez „ n a d n a tu ra ln e stw o rze­ n ia ” Todorova, bo isto ty pozaziem skie; w łasności irra cjo n a ln e posiada, za naszym teo rety k iem , n aw et „m ięd zy p lan etarn e tło ” . U znajm y jed n ak w szyst­ kie te k w alifik acje za lapsus. M ożem y to uczynić, poniew aż zaiste znakom ita b y łab y teo ria Todorova, g d yby ty lk o ta k ie u ste rk i zaw ierała 1.

J a k w iem y, Todorov czyni fantastyczność stan em p rzejściow o-granicznym na osi, k tó re j przeciw staw ­ n e k rań c e zanurzone są, odpowiednio, w ładzie ra - cjonalizow alnym N atu ry , oraz w porządku cudów, 1 Genograficzną nieodpow iedniość osi Todorova można pokazać wprost, bo np. ustanowione na niej stosunki są­ siedztw a wykluczają takie utwory, co są zarazem n ie­ sam ow ite, irracjonalne, a podstaw do niezdecydowania od­ biorczego nie dostarczają, im plikując dawnego czytelnika, który w duchy w ierzył akurat tak dobrze, jak Todorovow- ski czytelnik im plicytny bajek z 1001 nocy m iał w ierzyć w ptaka o nogach jak dęby. Czytelnik, skłonny do w iary w duchy, uprawiał — powiem y — ontologię „łaciatą”, bo po części racjonalną (za swym kontuarem, na ulicy, w ięc niejako na co dzień), a po części irracjonalną, gdyż do­ puszczał napotkanie duchów w pew nych porach i m iej­ scach (np. o północy, na cmentarzu, w domu powieszonego itp.). Prestidigitatorstw o Todorova w tym, że operuje opo­ zycjam i („racjonalne — irracjonalne”, „przyrodzone — nad­ przyrodzone”) jak mu w danym kontekście wygodniej. Pod w zględem empirycznym opowieść, beletryzująca zdarzenia w zięte z Ewangelii, podlega irracjonalizm owi, skoro po­ kazuje cuda Jezusa, jego zm artw ychw stanie itd., lecz nie jest, podług opinii naszego kręgu kulturowego, „fantasty­ k ą”, nie jest też baśnią, gdyż utwór to religijny w łaśnie. W ykład Todorova roi się od dowolności, widomych w apo­ dyktycznym pomijaniu wszystkich takich szkopułów. K o­ rzysta też z niejasności, w łaściw ej użytym terminom n a­ czelnym . To, co zw iem y „niesam ow itym ”, Todorov n azy­ w a l’étrange, a to pojęcie w e francuskim jest szersze, lecz cytu jąc niem ieckich autorów, za l’étrange um ieszcza w n a­ w ia sie das Unheimliche, którem u w polskim „niesam ow i­ te ” dokładnie już odpowiada. Także „cudowne” nie jest jednoznaczne, gdyż cud w rozum ieniu teologii to coś in ­ nego aniżeli cudowność wróżki baśniowej. Ostre dowodze­ nie (do którego pretenduje strukturalizm) — pojęciami n ieostrym i — jest grubym błędem iście szkolnym.

(10)

S T A N IS Ł A W L E M 3 0 Metafora i alegoria Pow ieść Freda H oyle’a

irra c jo n a ln y m trw ale. A by dzieło m ogło p rzejaw ić sw oją fantastyczność, m usi być czy tane lite ra ln ie , z pozycji naiw nego realizm u, więc a n i poetycko, ani alegorycznie. Także te dw ie k a te g o rie w y k lu ­ czają się w m n iem aniu Todorova z koniecznością lo­ giczną, więc za w sze : niem ożliw a jest te d y a n i po­ ezja fan tasty czn a, an i fan tasty czn a alegoria. D ru g a k a teg o rialn a oś jest prosto pad ła do pierw szej. W y­ jaśn im y owe sto su n k i na w łasny m „ m ik ro p rz y k ła - dzie”, d an y m ty lk o jed n y m p ro sty m zdaniem . W y­ rażen ie „C zarna ch m u ra pożarła słońce” m ożna uznać n a jp ie rw za m etafo rę poetycką (do cna w y ­ ta rtą , lecz to nieistotne). C hm ura, w iem y, została tylko obrazowo p orów nana do istoty, zdolnej zjeść słońce, bo n ap raw d ę ty lk o je przesłoniła. D alej, m ożna b y — w sk u te k sugestii ko n tek sto w ej — pod­ staw ić za ch m u rę kłam stw o, a za słońce — p raw dę. Z danie sta je się w^tedy alegorią; pow iada, że k ła m ­ stw o może zaćm ić praw dę. Znów o krop ny b anał, lecz w idać w y raźn ie zachodzące stosunki, a n a ty m nam zależy. G dy n ato m iast będziem y w y k ład ali zda­ nie dosłow nie, pojaw ią się w ątpliw ości decyzyjne, um ożliw iające w yniknięcie niezdecydow ania, a ty m sam ym fantastyczności. C hm ura, w iem y, n ap ra w d ę zeżarła słońce — lecz w jakim po rząd ku rzeczy — p rzyrodzonym czy cudow nym ? J e śli połknęła je tak, jak b y to m ógł zrobić bajk o w y smok, z n a jd u je ­ m y się w bajce, czyli w „cudow ności cz y ste j” . J e ­ żeli jed n ak pochłonęła słońce tak , jak to pew na ch m u ra kosm iczna uczyniła w pow ieści astrofizyka F re d a H oyle’a (Black cloud), przeno sim y się do

science fiction: ch m u ra — ta k w tej powieści —

zbudow ana z p y łu m iędzygw iezdnego jest organiz­ m em „cy b ern e ty c z n y m ”, a słońce pochłonęła, bo żyw i się gw iazdow ym prom ieniow aniem . W y tłu ­ m aczenie s ta je się te d y rac jo n aln e jako h ipotetycz­ na e k strap o lacja z now szych d yscyp lin w rodzaju teo rii sam oorganizacji, system ów itd.

(11)

3 1 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

w ają się z Todorovow skim i, bo dla niego science

fiction to irracjo n alizm , w pseudonaukow ość w cielo­

ny. Spierać się o czarną ch m u rę H oyle’a nie w arto , dość uwagi, że science fic tio n żyw i się n aukow ym i rew elacjam i, np. w ślad za przeszczepam i serca po­ w stały c h m a ry dzieł, o p isujących gangi, co w y ­ ry w a ją m łodym ludziom serca z piersi — dla sta ­ ry ch bogaczy. G dyby to n a w e t niepraw dopodobne być miało, na pew no nie należy do n a d n a tu raln e g o porządku rzeczy. W końcu jed n ak a rb itra ż m ógłby uzgodnić sprzeczne stanow iska, np. dokonując w obrębie osi Todorova p rzeprow adzki co n ajm n iej części ty tu łó w science fic tio n w stro n ę „R acjonal­ nego” .

Gorsza sp raw a z tak im i p o d g atu n k am i fan ta sty k i, k tó ry ch w ogóle nie da się na osi Todorova um ie­ ścić. J a k a jest przynależność genologiczna Borge- sow ych T rzech w e rsji Judasza? Borges zm yślił w ty m u tw o rze fik c y jn ą h erezję skandynaw skiego teologa, w edług k tó re j Judasz, a nie Jezu s był praw dziw ym O dkupicielem . Nie jest to h isto ria „cudow na” — nie b ardziej niż każda h istoryczna h erezja, jak M anicheuszow a czy P elag iań sk a na przykład. Nie jest to ap o k ry f, bo ten sy m u lu je a u ­ tentyczność, a tek st B orgesa literacko ści sw ej nie tai. Nie jest to alegoria, nie jest też poezja, a że ta k ie j apostazy nigdy n ik t nie w ypow iedział, nie m ożna um ieścić rzeczy w p o rząd ku rea ln y m zajść. M am y najoczyw iściej do czynienia z teologią (he­ rezją) fan tasty czną.

Z g e n e ra liz u jm y tę ciekaw ą spraw ę: sąd y niedo- wodliw e, ty p u tw ierd zeń m etafizycznych, ontolo- gicznych, relig ijn y ch , u zn ajem y za „praw dziw e w y­ zn anie w ia ry ” , za „praw dziw e sy stem y filozoficz­ n e ”, jeśli jak o tak ie w łaśnie u legły w cieleniu do sk a rb n ic y k u ltu r historycznych. W im m an en cji nie poznać po ta k ie j w ypow iedzi, czy b y ła a rty k u ło ­ w an a z przekonaniem , iż d o p raw d y jest tak, jak ona głosi, czy ty lk o „lu d y czn ie”, więc n ieaserto ry

cz-Teologia fantastyczna...

(12)

S T A N I S Ł A W L E M 32 ...i filozofia fantastyczna Fantastyczność w iększa od Tcdorova

nie. G dyby nigdy nie istn iał filozof A r tu r Scho­ p en hau er, i g d yby B orges zm yślił sobie i zam kn ął w now elkę d o k try n ę znaną pod ty tu łe m Ś w ia t jako

wola i w yobrażenie, m ielibyśm y ją za fra g m en t

b e le try sty k i, a nie h isto rii filozofii. A ja k ie j bele­ try sty k i, proszę? Filozofii fan ty sty czn ej, poniew aż n ieaserto ry czn ie ogłoszonej. Oto lite r a tu r a idei zm yślonych, n ieb y w ałych cyw ilizacyjnych w artości naczelnych, jed n y m słow em — fa n ta s ty k a „ o d ry ­ w a n ia ” .

N a Todorovow skiej osi nie ma też m iejsca d la fa n ta ­ stycznej historii, co nie zaszła, chociaż m ogła zajść. Tu zacy tu jem y tzw. politic fiction, w cale dziś m od­ n ą (PF), opow iadającą, co b y się stało, g d y b y J a ­ ponia, a nie A m eryk a sporządziła bom bę atom ow ą, gd yby N iem cy w y g ra ły II w ojnę św iatow ą itp. Nie są to h isto rie n iesam ow ite — nie b ard ziej w każ­ dym razie niż to, co praw dziw e zaszło w n aszym stu leciu — nie są „cudow ne”, boż nie trz e b a było aż cudu, żeby fizycy japońscy w zięli się do budo­ w ania reak toró w , nie m a też m ow y o niezdecydo­ w an iu czytelniczym , czy opow iedziane je st rac jo ­ n aln e czy n iera cjo n a ln e — a przecież ta k b u d u je się przedm iotow e św iaty, k tó ry c h n ieistn ien ie w przeszłości, teraźniejszości i w przyszłości to pew n ik niezbity. Cóż to więc za książki? A ni chybi — sporządzające fan ta sty c z n e dzieje pow szechne. T ak więc nasz P ro k ru s t n a w e t realnie istn iejący ch rodzajów fa n ta sty k i nie um ieścił na sw ojej chudej osi, cóż dopiero m ówić o g a tu n k a c h „teo retyczn ie m ożliw ych”, dla k tó ry c h a fortio ri m iejsca na jego łożu m ęczarni nie staje.

5. P rz y jrz y jm y się tera z nie­ co bliżej osi Todorova. J e s t ona m atem atycz-

no-logicznej p row eniencji. S tru k tu a lis ta zapoży­ czył się u lingw istów , ci zaś z kolei przejęli tę n ajp ro stszą s tru k tu rę w yłączania z teo rii m nogo­ ści, bo w niej obow iązuje zasada wyłączonego

(13)

3 3 T Z V E T A N A T O D O R O V A F A N T A S T Y C Z N A .

środka: elem en t albo do zbioru należy, albo nie należy; przynależność 45-procentow a jest niem oż­ liwością. Todorov trz y m ają c się sw ojej osi, jak M arek pow racający z ja rm a rk u po w iadom ej tran sak cji, tej osi p rzy p isu je głów ny, ba, w yłączny w alor d efinicy jn y na najw y ższy m poziom ie o d ry ­ w ania. Tym czasem nie w „osi” rzecz, lecz w akcie decyzji czytelniczej. L e k tu ra dzieła isto tn ie w y m a­ ga decyzji — n ie jed n ej co praw da, lecz ich upo­ rządkow anego zbioru, k tórego w ypadkow ą staje się gatunk ow a k w alifik acja tek stu .

D ecyzje czytelnicze nie oscylują w jed n y m ty lk o w ym iarze. P rz y jm u ją c roboczo tezę, że są to zaw ­ sze decyzje w ew n ątrz a lte rn a ty w y p ro stej (binarne),

m ożna w ym ienić takie, in n e osie:

a. Powaga — ironia. Iron ia to zakw estionow anie wypow iedzi, jej p lan u lingw istycznego (stylistycz­ nie: Gom browicz) lub przedm iotow ego; zw ykle b y ­ w a częściowo sam ozw rotna, aby zaś a k t ,S p o w a ż ­ n ie n ia ” a rty k u la c ji nie d o ta rł do g ran icy auto de- s tru k c y jn e j, ta k ty k a ta stab ilizu je chw iejność czy­ telniczą, czy u darem n ia d efin ity w n ą diagnozę w ew n ątrz nazw anej opozycji: zdobyw a opty m aln ą trw ałość, gdy oddzielenie w tekście „składow ej iro ­ n icz n e j” od „składow ej serio” jest nie do urzeczy­ w istnienia. T r z y w ersje Judasza tak ie są w łaśnie. b. T e k s t sa m o zw ro tn y — te k s t odsyłający. „A lego­ r ia ” Todorova to worek, do k tórego w rzucono bez­ lik heterog en iczn y odsyłaczy; alegoria lokalna k u l­ tu ro w o jest czym ś in n y m od u n iw ersaln ej; co w k rę g u k u ltu ry a u to ra alegoryczne, to dla odbior­ ców etn o ekscen try czny ch może być „ p u stą zabaw ą”

lub „czystą fa n ta z ją ” , zgodnie z orzeczeniem „W er Symbole nor

den D ichter w ill versteh en, m u ss in D ichters Lan- m°tworcze

de g eh e n ”. Z kolei, sym boliczność te k s tu to nieko­

n iecznie alegoryczność. Sym bole sam e m ogą być k o lek ty w n e lu b in d y w id u aln ie u k u te. To, co jest norm o tw ó rczy m (np. tabu isty czn y m ) sym bolem d a n e j k u ltu ry , dla jej członków t y m sa m y m nie

(14)

S T A N I S Ł A W L E M 3 4 Zapadnie: struktura- listyczna i psychoana­ lityczna

jest an i fan tasty czn e, ani dowolne. S y m b o lik a za­ w a rta w japońskiej prozie byw a dla nas n ierozpo­ znaw alna. Sym bole in d y w idu aln e są b io g raficzn e­ go pochodzenia i, jako unikalne, tylko k ontek sto w o zdobyw ają zasadniczość.

c. T ekst: s z yf r ro zła m y w a ln y — te k s t p se u d o szy fr,

nie do rozłam ania. R ozłam anie szyfru n ie p o k ry w a

się z odczytaniem alegorii. A legoria to pew na generalizacja, d y sk u rsy w n ie a rty k u ło w aln a, n a to ­ m iast treścią szy fru może być „cokolw iek” — m .in. in n y szyfr. Z adaniem sz y fra n ta je st ro złam ać szyfr. N iedostępna treść jest tu końcow ym celem roboty. Dzieło może n a to m ia st sam ą ro b otę rozszy­ frow an ia uczynić celem, i to samo m oże te ż czynić pew na k u ltu ra . Z tego, że istn ieją szyfry, nie w ynika, iż w szystko jest szyfrem . Z tego, że w p ew n y ch k u l­ tu ra c h fu n k c jo n u ją treści, zatajon e w rela cja c h (soc­ jalny ch , rodzinnych), nie w ynika, jak o b y w każd ej k u ltu rz e jej relacyjność (jej „ s tr u k tu r a ”) b y ła k a ­ m uflażem czegoś s ta ra n n ie — jako sen sy — z a ta jo ­ nego. S tąd rozczarow anie poznaw cze tow arzyszące lek tu rze analiz L ev i-S trau ssa: n ie m ożna bow iem rozpoznać żadnej dobrej ra c ji (socjalnej, psycholo­ gicznej, logicznej), co spraw ia, że jedn e sensy f u n k ­ cjo n u ją społecznie w re la c ja c h jaw n y ch (tzn. p u ­ blicznie n azy w an y ch po im ieniu), inne n atom iast są „schow ane” w sieci stosunków zachodzących i trzeb a je odryw an iem rekonstruow ać. Na etnologiczny s tru k tu ra liz m czyha tu ta sam a zapadnia bez d na, k tó ra zagraża psychoanalizie: albow iem , jak w o s ta t­ niej m ożna k ażd em u słow u psychoanalizow anego im - im putow ać s ta tu s „m aski” , p ew ną p raw d ę głębszą sk ry w ającej, tak w stru k tu ra liz m ie zawsze m ożna u trzy m y w ać, że to, co jako rela cje w k u ltu rz e za­ chodzi, jest i n ieostateczne, i niew ażne zgoła, albo­ w iem p rzed staw ia „ k am u flaż” pojęć całkiem in n y c h , tych, k tó re dopiero a b s tra k c y jn y m odel ujaw ni. Ż ad­ nej z ty c h hipotez nie podobna zw eryfikow ać, więc

(15)

3 5 T Z V E T A N A T O D O R O V A F A N T A S T Y C Z N A ,

są nieem piryczne z m etody i założenia. W lite ra ­ turze pseudoszyfr to tek st, k tó ry „doprasza się” roz- łam yw ania, lecz darem nie, gdyż w ikła ty lk o odbior­ cę w grę la b iry n to w ą bez finalnego dojścia. W yli­ czenie takich opozycji m ożna b y kontynuow ać. N a­ kładając n a siebie ich osie, aż u tw o rzą w ielow y­ m iarow ą „różę w ia tró w ” , więc u k ład w spółrzędnych k ro tn e j mocy, u zy sk u jem y m odel fo rm aln y w ielo- decyzyjnej sy tu a c ji czy telnika wobec kom pleksow o zbudowanego tek stu . Nie w szystkie te k s ty u ru c h a ­ m iają decydow anie w zdłuż w szechm ożliw ych osi, lecz teoria g a tu n k u m usi uw zględniać co n a jm n ie j tę klasę decyzji, k tó ra przesądza k u m u la ty w n ie o ge- nologicznej k w a lifik ac ji czytanego.

Podkreślić trzeb a, że poszczególne decyzje do pod­ jęcia są zm iennym i zależnym i: u staliw szy np., że tek st jest ironiczny, ty m sam ym zm ieniam y p raw d o ­ podobieństw o określonych zajść decy zyjny ch — na in n ych osiach.

P erfid ia now ożytnej k re a c ji w ty m w łaśnie, żeby czytelnikow i życie, to jest decyzje sema.ntycz.ne u tru d n iać. P isarstw o to zapoczątkow ał dobitnie K a f­ ka. Todorov, że nie m ógł dać ra d y jego tek sto m sw oją osią, uczynił z zapaści m etod y cnotę, w p row a­ dzającą w łasn ą bezradność n a głębokie w ody h e r- m eneutycznego objaw ienia. P odług niego, K afk a n a ­ dał tek stow i „zupełną a u to n o m ię”, czyli odciął go w szechstronnie od św iata. T ekst w y d aje się alego­ ryczny, lecz ta k i nie jest, bo nie m ożna ustalić adresu jego apelacji. Nie jest zatem ani alegoryczny, ani poetycki, ani realisty czny , i jeśliby go można nazw ać fantastyczn y m , to w yłącznie w rozum ieniu, że „logika sn u ” — a zatem n ieja k ie j apodyktyczno- ści — pochłonęła n a rra c ję w raz z czytelnikiem . Ita

d ix it Todorow , nie sp ostrzegając, że ty m sam ym re ­

z y gnuje z całego swego stru k tu ra liz o w a n ia.

K oncepcja, głoszona p rzez Todorova — to taln ej bez- adresow ości dzieł K afki w świecie rzeczyw istym — zyskała i poza stru k tu ra liz m e m popularność, jak

Utrudniać ży ­ cie czytelni­ kowi

(16)

S T A N IS Ł A W L E M 3 6 Tekst otwarty na świat Paradyg-m atyka „róży w iatrów ”

sądzę, na sk u te k um ysłow ego lenistw a b ąd ź zm ęcze­ nia. Te jak b y bezkreśnie zaw oalow ane wr sensach dzieła zdają się ty le n araz znaczyć, że nie w iadom o, co k o n k retn ie znaczą — niechże zatem będzie, iż nie znaczą — odsyłaczowo, przyw ołaniam i, a lu z ja m i — nic zgoła.

G dyby istniało litera tu ro z n a w stw o ek sp ery m en ta ln e , rychło udow odniłoby dość p ro stą praw dę — że tek st, fak ty czn ie sensam i od św iata odcięty, nikogo nie może obchodzić. O dw ołania a rty k u la c ji do poza języ ­ kow ych stan ó w rzeczy są w idm em ciągłym , rozpo­ s ta rty m od o sten sy w n ej denotacji po „ a u rę ” tru d n ą do o kreślenia w sensach — a k u ra t tak, ja k odw oła­ nia w idzianych obiektów do naszego dośw iadczenia w izualnego rozpościerają się od p erc e p c ji ostrej w b lasku dnia po nieokreśloność nocnego zw idu. To­ też g ranicę pom iędzy „odw oływ aniem się” a „ h e r­ m etyczną a u to n o m ią” te k s tu m ożna ty lk o a rb itra l­ nie przeprow adzić, bo o b iekty w nie jej nie m a wcale. K afkow skie pisarstw o m ieni się m irażam i znaczeń, m ógłby rzec przedstaw iciel im p re sy jn e j k ry ty k i, lecz rzecznik k ry ty k i n aukow ej m a w y k ry ć tak ty k ę , sp raw iającą ów stan rzeczy, a nie w ręczać a k ty n a ­ dania niepodległości — tek sto m — w zględem w i­ dzialnego św iata.

N aszkicow aliśm y pow yżej sposób, jak im m ożna w y ­ konać stopniow ane p rzejście od tek stó w jednom odal- nych d ecy zy jn ie pro sty ch, ja k powieść k ry m in a ln a , do n-m odalnych. U tw ór, w cielający re la c y jn ą p a ra - dy g m aty k ę „róży w ia tró w ”, u stan aw ia ty m sam ym niedecydow alność co do swego znaczenia, skoro trw a ­ le poraża ów p rzy rząd d iag n ostyki sem antycznej, k tó ­ r y m ieści się w każdej lu dzkiej głowie. Dochodzi w te d y do stabilizow ania rów now agi ch w iejnej na rozstajach, jak im i jest tek st, bo nie um iem y orzec ani czy jest zdecydow anie pow ażny, ani czy ta k samo ironiczny, czy odnosi się do tego, czy do tam tego św iata, czy więc podnosi nasz padół do tra n sc en d e n ­ cji (co jed n i m ów ili o Z a m ku ), czy d e g ra d u je raczej

(17)

3 7 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

zaśw iat do doczesności (co in n i o Z a m k u głosili), czy jest przypow ieścią z m orałem , w y a rty k u ło w a n ą sy m ­ bolam i nieśw iadom ości (to głos k ry ty k i p sychoanali­ tycznej), czy iteż „fan tasty czno ścią bez granic i d n a ” , k tó ry m to w y k rę te m posłużył się nasz stru k tu ra lis ta . Dziwne, jak n ik t nie chce uznać sta n u faktycznego: u tw ó r zderza łb am i m row ie w y k ła d n i sprzecznych, dających się, każda, arg u m en to w ać w jej w łaściw ym porządku. G dy b yśm y przed sobą m ieli rac h u n e k lo­ giczny, sum ą b yłoby oczywiście zero, boż sądy sprzeczne w zajem nie się znoszą. Lecz dzieło n ie jest w łaśnie logicznym tra k ta te m i dlatego, w sw ojej n ie- rozstrzygalności znaczeniow ej, sta je się n am zagadką urokliw ą. S tru k tu ra liz m „jednoosiow y” zawodzi p rzy nim całkow icie — lecz m echanizm niegasnącej oscylacji czytelniczych dom ysłów fo rm alizu je topo­ logia w ielodecyzyjności, k tó ra granicznie obraca „różę w ia tró w ” w płaszczyznę b ezu stan n y ch błądzeń odbiorczych. A jed n ak i taki, u sp raw n io n y przez nas m odel stru k tu ra lis ty c z n y nie jest w łaściw ą a p ro k sy ­ m acją dzieła K afkow skiego ty p u . Nie jest, poniew aż zakłada ak sjo m atyczn ie w yłączanie się biegunow ych k ateg o rii („alegoria — p o ezja” , „ironia — pow aga”, „ n a tu ra ln e — n a d n a tu ra ln e ”) — n ajzu p ełn iej fa ł­ szywie. Sęk w tym , że u tw ó r m oże być n a raz um iesz­ czony w p orządku n a tu ra ln y m i nadprzyrodzonym , że m oże być pow ażny oraz ironiczny, a jeszcze fa n ta ­ styczny, aleg o ry czn y i poetycki. W ypow iedziane tu „ n a ra z ” zakłada sprzeczności — cóż jed n ak robić, skoro ta k i te k st w łaśnie sprzecznościam i stoi: u w i­ dacznia to m row ie d iam e tra ln y c h w yk ład ni, darm o w o ju jąc y c h z sobą o p ry m at, tj. o jedyność. W ykład­ nie te są — w całym ich zbiorze — k o n trad y k cjam i, w y p row ad zo n ym i z dzieła w ek stery to rialn o ść (po- zatekstow ość) k ry ty czn eg o otoczenia. To ty lk o m a te ­ m aty k a , logika, a za nim i — lin g w isty k a m atem a­ ty cz n a bo ją się sprzeczności jak diabeł św ięconej w ody. To ty lk o one nic k o n stru k ty w n e g o nie mogą począć ze sprzecznościam i, k tó re k ład ą k res w szel­

Strukturalizm „jednoosio­ w y ” zawodzi

(18)

S T A N I S Ł A W L E M 38

Antynom ie żyw ią kulturę

k iem u poznaniu racjo nalnem u . Idzie o p u łap k ę, bę­ dącą klęsk ą i nieszczęściem epistem ologii, skoro o ta ­ k ą a rty k u lac ję, k tó ra sam a sobie przeczy (ja k k la ­ syczna a n ty n o m ia k łam cy na przykład). L ite ra tu ra w szakże um ie się — byle strategicznie um ieszczony­ m i — an ty n o m iam i żywić, one są w łaśnie jej p e rfid ­ n ym pożytkiem ! Nie z sam ej siebie zresztą. Nie zm y­ śliła sobie ta k h o rre n d a ln y c h u praw nień . S przecz­ ności logiczne zn ajd u jem y , prim o, w k u ltu rz e, albo­ w iem — to pierw szy z brzegu p rzykład — podług kanonów ch ry stian izm u cokolw iek zachodzi, n a tu ­ raln ie zachodzi, a jednocześnie z Bożej w oli zacho­ dzi, bo bez niej nic. P orządek doczesny w sp ó łistn ie­ je te d y z pozadoczesnym ; wieczność jest w każdej chw ili i w każdym calu. K olizje działania, w yw o­ łan e ty m „dw uw łączeniow ym ” orzeczeniem , am o r­ ty zu ją sukcesyw ne w ykładnie, np. w ro d za ju teo ­ logicznej zgody na ubezboleśnienie porodów ; n ie­ m niej idzie o sprzeczność, k tó ra w Credo, quia ab­

su rd u m est, k u lm in u je.

Secundo, d w u - lub w ielow łączeniow a k ateg o rializa-

cja postrzeżeń jest norm ą snu oraz stanów hipono- icznych, więc nie ty lk o działem fen o m en alistyk i p sy ch iatry czn ej (patrz E. K retsch m er: Psychologia

kliniczna). W spółistnienie, w rozum iejącej p ercep ­ cji, tak ic h stanów rzeczy, co się w yłączają ta k em ­ p iry cznie ja k logicznie, to zatem d ubeltow a p ra w i­ dłowość — k u ltu r y i psychologii — na k tó re j s tru k - tu ra liz m łam ie sobie ostatecznie g n a ty sw ych w szystkich „osi” . Toteż cała literatu ro zn aw cza pro- k ru sty k a , czyli katalog błędów, uproszczeń i zafał- szowań, jak im jest W prow adzenie w literaturą fa n ­

ta styczn ą Todorova, m a w artość ty lk o okazu poglą­

dowego, ilu stru jąceg o porażenie ścisłej a p a ra tu ry pojęciow ej w prow adzonej tam , gdzie nie jej m iejsce.

6. P ozostał nam jeszcze d y lem a t zim nokrw istego czy teln ika, k tóry , że nie boi się up io rn ej pow iastki, p rzem ian o w uje ją genologicznie.

(19)

39 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A ,

Todorov ani ch y b i m iałby takiego odbiorcę za igno­ ra n ta , k tó rem u w a ra od lite ra tu ry . G dyby jed n ak zw ażym y sy tu ację, w k tó rej k to ś czy tając tek st „n ie­ sam o w ity ” bądź „ tra g ic z n y ” pokłada się ze, śm iechu, uznam y, że m ożna ją n a dw oje w ykładać. Albo czy­ teln ik je st w sam ej rzeczy p ry m ity w n y m głuptakiem , k tó ry do dzieła nie dorósł, co problem likw iduje. Albo też u tw ó r je s t kiczem , a śm ieje się n ad nim w y tra w n y znaw ca lite ra tu ry , bo tego, co u tw ó r po­ w ażnie oznajm ia, on pow ażnie b rać nie może, czyli dzieło przerósł. W d ru g im p rzy p ad k u tek st dop raw d y zm ienia swą przynależność genologiczną: z opowieści o duchach (inten cjo n aln ie niesam ow itej), lub o m o­ n arc h a c h g alak ty czny ch (in tencjo n aln ie fan ta sty c z ­ no-naukow ej), czy o życiu w yższych sfer (intencjo­ n aln ie podniosłego ro m an su obyczajowego), obraca się w h um oreskę n iein tencjo n aln ą. Todorov zabrania m ów ienia czegokolwiek o a u to rsk ich zam iarach — w spom nieć o nich, to ok ry ć się h ań b ą w u lg arn ej

fallation is in tentionalis. S tru k tu raliz m o w i przystoi

badać te k s ty ty lk o w ich im m anencji. Lecz jeśli w ol­ no, jak robi Todorov, uznać, że te k st im p lik u je czy­ te ln ik a (jako p ew ną k o n stru k c ję odbioru, nie jako k o n k re tn ą osobę), to zgodnie z reg u łą sy m e trii m oż­ n a też uznać, że im p lik u je au to ra. Oba te pojęcia łączą się niezbyw alnie z k a teg o rią przekazu, bo przekaz, tw ierd zim y za teo rią inform acji, m usi m ieć nad aw cę i odbiorcę.

Słow a R ogera Caillois o „n iered u k o w aln y m w rażen iu n iesam ow itości” jako prob ierczy m k am ien iu fa n ta - styczności są psychologicznym k o rela te m lingw i­ stycznego stan u rzeczy, jak im jest pełnow artościo- wość a rty sty c z n a tek stu , g w a ra n tu jąc a , że nie jest kiczem . N ieredukow alność w rażen ia pośw iadcza a u ­ te n ty c z n e w alory tek stu , u su w ając ty m sam ym re la ­ tyw izm , w łaściw y p isarstw u z p re te n sja m i b ezp raw ­ n y m i, p ro d u k u jącem u kicz jako nieodpow iedniość in te n c ji i realizacji.

R e la ty w iz m kiczu w tym , że nie jest on kiczem dla

Przekatego-riowania gatunkowe

(20)

S T A N I S Ł A W L E M

40

Relatywizm kiczu

w szystkich czytelników , w ięcej, przez tych, co go cenią i poszukują, za kicz uznany być nie może. Kicz jako kicz rozpoznany to szczególny w y p ad ek a n ty ­ nom ii w zbiorze dzieł literack ich: m ianow icie sp rze­ czności pom iędzy reak cjam i, przez te k s t a n ty c y p o ­ w anym i, i reak cjam i, co rzeczyw iście to w arzyszą le­ k tu rze. N iesam ow itość w yklucza bow iem b red n ię , fizyka — m agię, socjologia a ry sto k ra c ji — k u ch e n n e o niej w yobrażenia, a proces poznania — a w a n tu ry kukieł, nazw an y ch uczonym i. Kicz jest te d y p ro d u k ­ tem sfałszow anym tak, b y uchodził za to, czym nie jest. Sprzeczności K afkow skiego p isa rstw a — to jest k o n trad y k to ry czn o ść należn ych m u w y k ład n i — czy­ te ln ik nie ty lk o może, lecz pow inien ogarniać: do­ piero w tedy, od „niezdecydow ania w ielozakresow e- go”, zazna a u ry tajem n icy , u sta n a w ia n ej przez tek st. Sprzeczność w łaściw a kiczow i m usi n a to ­ m iast pozostać nie rozpoznana przez jego c zy teln i­ ków, bo w przeciw n y m razie n a stą p i „genologicz- n a w y w ro tk a ” czytanego. L e k tu ra kiczu jako k i­ czu nie jest im m an en tn a; czyteln ik odw ołuje się do sw ej lepszej w iedzy o tym , jak dzieło danego ro ­ d zaju w yglądać pow inno, rozziew zaś te j pow inno­ ści i sta n u rzeczy śm ieszy go (lub oburza). P o n ie ­ w aż lepszej w iedzy posiadam y ty m m n iej, im b a r­ dziej odległe od „ tu i te ra z ” te m a ty bierze na swój w a rsz ta t lite ra tu ra , kicz u m iejscaw ia się tam , gdzie czy teln ik w stępu nie ma: w pałacu, w odległej przyszłości, w historii, w k ra ju egzotycznym . K aż­ dy g a tu n ek lite ra c k i m a p u łap arcydzielności; kicz, ta k ty k a m i p rostackiej m im ikry, ud aje, że w zbił się tak w ysoko 2.

2 Kiczu od niekiczu nie dzieli ostra granica. W ypadkiem szczególnie ciekawym są parodie kiczu (np. Na ustach grzechu M. Samozwaniec), które dla znaw ców stanow ią parodię w łaśnie, dla m iłośników kiczu natom iast — u tw o­ ry „poważne”. Intencja autorska powagi (typowa np. dla utw orów Paw ła Staśki) nie może być zaw sze dokładnie roz­ poznana, gdyż rekonstruujem y ją w tórnie, w oparciu o ca­ łość znamion tekstu, a w ięc decyzji ostatecznej w tej

(21)

4 1 T Z V E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

Todorow, z a k u ty w im m anen cję sw ych procedur, pozbawił się szansy rozpoznaw ania m im ik ry w a r­ tości, toteż jego im p licy tn y czyteln ik m usi z n a ­ kładem solennych mozołów dbać o to, b y n a jg łu p ­ sza bajęda o duch ach puściła m u c ia rk i po grzbie­ cie. Nie wolno m u, pod groźbą k lą tw y s tru k tu ra li- stycznej, w yśm iać tak ic h banialuków , gdyż s tru k - tu ralizm zaprow adził zupełną rów ność w lite ra tu ­ rze: obyw atelstw o tedy, jakie te k s t sobie p rzy p isu ­ je, to rzecz św ięta.

Możliwa b y łab y tu ripo sta głosząca, że k rety ń sk ie h isto rie pisane są dla k rety n ó w -czy teln ik ó w — ja ­ kw estii dochodzimy prawdopodobnościowo, czyli w oparciu o statystyczny rozkład cech dzieła. W tym m iejscu po­ grzebany jest pies, którego ekshum acja w yjaśnia w iele prim a jacie niezrozum iałych własności, jakie teoretycy typu Todorova przypisują swym „strukturom ”. Struktura, teoriom nogościowo rozumiana, to zbiór relacji, zachodzą­ cych pomiędzy elem entam i zbioru badanego (bazowego, właściwego). W teorii m nogości relacje podlegają, jak się rzekło, zasadzie w yłączonego środka, lecz nie dotyczy to innych struktur, pochodzących z osobnych gałęzi m atem a­ tyki czystej, np. z m atematycznej teorii oczekiwania. W to ­ pologii znów w łasności badane to niezm ienniki struktu­ ralne, nie m ające żadnych naocznościowych odpow iedni­ ków geom etrycznych w rodzaju „osi”. Jeżeli pisarstwo jest — a z tym się godzi Todorov — transform ow aniem para­ dygm atów genologicznie w yjściow ych, czyli każdy nowy utwór stanow i skutek zastosow ania grupy przekształceń (w w ypadku beletrystyki drugorzędnej — grupy zeroele- m entowej) do paradygmatu gatunku, to należałoby poszuki­ wać jako adekwatnych pojęć opisu form alnego — niezm ien ­ n ik ó w transform acyjnych (oo topologia w łaśnie czyni), a nie jakichkolw iek struktur naocznie prostych. Tu mści się na strukturalistach ich m atematyczna ignorancja. W szcze­ gólności, strukturaliście nic nie wiadomo o tym, że ten sam obiekt m ożna badać różnymi aparatami m atem atycznym i, sporządzając jego modele abstrakcyjne, bliskie sobie, lecz do końca się nie pokrywające, co w łaśnie nagm innie czyni lin gw istyk a posługująca się na zm ianę pojęciem naczel­ nym algorytm u (funkcji rekurencyjnej) zbioru w sensie teoriom nogościow ym oraz statystycznego rozkładu z jemu w łaściw ym i prawidłowościam i. Pojęcie struktury nie jest w strukturalizm ie literackim definiowane ani wprost

Klątwa... i równość struktura- lizm u

(22)

S T A N I S Ł A W L E M 4 2

Uogólnienia struktura-listyczne

koż te n sta n rzeczy o b serw u jem y na ry n k u k sięg ar­ skim , zdom inow anym przez praw a p op ytu i poda­ ży. Nie jest to jed n ak okoliczność łagodząca dla teorii lite ra tu ry . Nazw a „ te o ria ” jest synonim em generalizacji, przebieg ającej przez w szystkie ele­ m en ty badanego zbioru. Poniew aż uogólnienia s tru k tu ra lis tó w nie chcą ta k przebiegać, albo r a ­ czej, k ied y się je sto su je pow szechnie, rodzą non­ sensy, do k tó ry c h żaden rzecznik szkoły się nie p rzyzna (bo „d em o k raty czn ie” zró w n u ją falsy fik at (analitycznie), ani w uwikłaniu, lecz stanowi ozdob­ nik o konsystencji gumy i o własnościach terroryzowa­ nia czytelników, co tam się zwłaszcza przejawia w w y ­ kładzie, gdzie Todorov w ypow iada się o sem antyce fan ta­ styki. Tej partii tekstu nie streszczam y, bo przez mętność streścić się nie daje; wrażenie ścisłości mają sprawiać wtrącenia sugerujące, iż tu dalej m ówi się o strukturach logicznych. Dość na tym, że Todorov rozróżnia dwa kręgi semantyczne: „ja” i „ty”. „Ja” wchodzi w stosunki ze św iatem wprost, „ty” w upośrednieniu przez drugą osobę, skąd też w tym następnym kręgu naczelna jest proble­ matyka seksualnego typu. Że „ja”, „ty” oraz „św iat” to troje, Todorov dodaje uczenie, iż u podstawy „sieci rela­ cyjnej spoczywa troistość”. To tylko pretensjonalne; dalej dowiadujem y się wszakże, iż fantastyka kręgu „ty” p ow sta­ ła jako zam askowane w ym inięcie cenzuralnych barier, które artykułow ania wyobrażeń seksualnych wprost nie dopuszczały. Teraz, po upadku tej tabuizacji, fantastyka o seksualnych treściach m ożliwa już nie jest! Tutaj znów widzim y m aniakalny stosunek strukturalisty do opozycji, co w szędzie tkwią i w szędzie muszą się wyłączać logicznie. Todorov w ie co prawda, iż de Sade za nic m iał seksualne tabu, rzuca tedy w przypisie na odczepne czytelnikowi, iż de Sade pisał w XVIII w., a podówczas wolno było w ięcej, niż w wieku X IX — ipurytańskim. Lecz nonsens, tkw iący w tezie, że swoboda wypow iadania pew nych rzeczy w p r o st uniem ożliwia beletrystyczne artykułow anie ich sposobem okóln ym , to jedynie pen den t do fałszu, traktującego spra­ w ę de Sade’a. Autor ów, choćby w Julii, obok rozdziałów sprośnych naturalistycznie um ieścił rozdział fantastyki sek ­ sualnej (Moscovite Miński), co jest podług Todorova w ła ś­ nie niem ożliwe. Skoro de Sade w yrażał sw e zboczenie wprost, po cóż mu była jeszcze okólność fantastyki? Na to pytanie Todorov nie odpowiada.

(23)

4 3 T Z Y E T A N A T O D O R O Y A F A N T A S T Y C Z N A .

z arcydziełem , jeśli należą do analogicznego ga­ tu n k u ) — teo re ty c y do k o n ują p ew nych p restid ig i- ta to rsk ic h m achinacji, gdy szy k u ją m ate ria ły do publicznego sekcjonow ania. B iorą m ianow icie na stół operacyjn y to tylko, co się już uczciw ie zasłu ­ żyło w h isto rii lite ra tu ry , eskam otując pod stół dzieła genologicznie ta k ie sam e, lecz arty sty c z n ie tan detne. M uszą ta k postępow ać, bo m etoda pcha ich ku tekstom n ajp ro stszy m , jak powieść k ry m in a l­ na, natom iast w ielkie am b icje — k u utw orom zna­ kom itym . (Kicz nie jest dziełem n ajp ro stszy m s tru k ­ tu ra ln ie , bo podlega rela ty w iz a c ji w odbiorze: jed ­ n y m chce być, d ru gim jest w sam ej rzeczy, tj. po­ dłu g diagnozy znaw cy; za to powieść kry m in aln a, że nie w p reten sjach , jest jednom odalna decyzyjnie). T eraz łatw iej pojm iem y sk ład bibliografii Todorova, w jej nazw iskach (Balzak, H offm ann, Poe, Gogol, K afka) i dziełach. T eo retyk w ziął sobie za „p ró b k ę” to, co nie mogło m u spraw iać kłopotów , bo zdało już egzam in arcydzielności.

T e rap e u ta, postęp ujący analogicznie, b ra łb y sobie za p acjen tów w yłącznie ch o rych po kryzysie, w ła­ ściw ie — k rzepk ich ozdrow ieńców . Fizyk sp ra w ­ d załb y swą teorię na faktach, o k tó ry c h w iedziałby z góry, że ją spraw dzą, u n ik ając troskliw ie w szy st­ k ich innych.

Oszczędzim y stru k tu ra liśc ie naukoznaw czego za­ k w alifik ow an ia tak ie j m eto d yk i w y b o ru „próbek re p re z e n ta ty w n y c h ” .

T eoria lite ra tu ry albo ogarnia w szystkie dzieła, a l­ bo żad n ą teo rią nie jest. T eoria dzieł, w yselekcjo­ n o w an y ch uprzednio poza jej obrębem , nie stano­ wi generalizacji, lecz jej odw rotność, p a r ty k u la ry -

zację m ianow icie. Nie m ożna, teo rety zu jąc, pew nej

g ru p y dzieł dyskrym inow ać z góry, tj. w ogóle nie w p row ad zić ich w obszar analizy. T eoria tak so no­ m icznie skierow ana może, a n aw et m usi n iek ied y hierarch izo w ać badane, tj. u stalać niejed n ak ow ą w a rto ść elem entów całego zbioru, lecz m a to czynić

Teoria musi ogarniać w szystkie dzieła

(24)

S T A N IS Ł A W L E M

4 4

w łasnym przem ysłem , w całym sw ym zasięgu po­ kazując, jakie sto su je k ry te ria apo kryzy i ja k o ne w y k o n u ją p racę ak sjo m etryczn ą: jeśli zaś n ie m a po tem u m ocy rozdzielczej, pow inna się do takiego m an k a m en tu przyznać.

Obligi te nie dotyczą sp ecjalnie h u m an isty k i. P o ­ chodzą ze zbioru d y rek ty w , k tó rem u podlega w szel­ kie n aukow e poznanie. Nie może zoolog p o m ijać karaluchów , że to tak ie pask u dne stw orzonka, an i kosmolog energetycznego b ilansu kw asarów , że m u on ra c h u n k i rozsadzi. Nie w każdym czasie i m ie j­ scu działalność p restid ig ita to rsk a zasługuje na u z n a ­ nie. Je śli ted y , k o n k lu du jem y, chciałby s tr u k tu ra - lizm u n ikn ąć relegow ania z nauki, m usi się cały na nowo od korzenia odbudować, gdyż w sw ym obec­ n ym stanie je st — za słow am i P. B e rta u x — p ro ­ cedurą, co z w yjściow ej logiczności zeszła w m ito ­ logię bezużyteczną.

Cytaty

Powiązane dokumenty

niowych diecezji, skoro W atykan nie chciał się godzić na pro- bv?°lSanK am inNegHd” ^ h dVszpasterzy- Rektorem sem inarium był ks. Z młodszymi kolegami nawiązał

2. Zauważalna jest koncentracja na zagadnie ­ niu znaczenia wyrażeń, nie rozwaza się zaś wcale kwestii użycia wyrażeń ani kontekstu takiego użycia 3. Jest to, rzecz

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

1 Th, jak można przypuszczać, drewniana budowla znajdowała się zapewne w pobliżu grodu, może na miejscu, gdzie lokalizuje się także najstarszy przygrodowy

w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz­.. chownością, jak o też bogactwem i

U 150 pozostałych osób, leczonych albo leczących się obecnie, w szystko odbyw a się dotychczas tak samo, ja k u 200 poprzednich.. O pierając się na

Na poziomie istotności α = 0, 1 zweryfikować hipotezę o jednakowym średnim zużyciu paliwa przed i po zmianie, przeciwko hipotezie mówiącej o mniejszym zużyciu paliwa

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy