• Nie Znaleziono Wyników

Dlaczego człowiek podzwrotni­kowy jest czarny? TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. 45. Tom 1TI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dlaczego człowiek podzwrotni­kowy jest czarny? TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. 45. Tom 1TI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

45. W arszaw a, d. 9 L isto p ad a 1884. Tom 1TI.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W arszaw ie: rocznie rs. 6.

kw artalnie „ 1 kop. 50.

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 20.

półrocznie „ 3 „ 60.

Komitet Redakcyjny stanow ią: P . P . D r.T . C h a łu b iń sk i, J . A le k san d ro w icz b .d z ie k a n Uniw., m ag. K .D e ik e ,m a g . S. K ra m szty k , B. R e jc h m a n , m ag. A. Ś ló sarsk i, prof.

J . T rejd o siew ic z i p ro f. A . W rze śn io w sk i.

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i we w szy stk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zagranicą,.

A d r e s K e d a k c y i P o d w a l e N r . 2 .

Dlaczego człowiek podzwrotni­

kowy jest czarny?

przez

N a t a n i e l a A l c o c k a .

M ało je s t przedmiotów, nad wytłumacze­

niem których umysł ludzki siliłby się bardziej, niż n a d objaśnieniem istnienia wprost prze­

ciwnych sobie barw różnych szczepów rodu ludzkiego. T radycyja wyprowadza pochodze­

nie rasy czarnej od jednego z trzech braci, tw ierdząc iż dwaj pozostali dali początek barw ie pi-zeciwnej, lecz nie podaje żadnego objaśnienia przyczyny tych różnic.

Fizyjologowie robili wzmianki, że czarna skóra najodpowiedniejszą je s t dla gorącego klim atu, niebacząc na to, że czarne ubranie bezw ątpienia najmniej znów je s t odpowied­

nie w tychże samych warunkach. Ewolucyjo- niści powiedzieliby niezawodnie, że w owych odległych czasach, w których człowiek w g ą ­ szczach lasów staczał śm iałą walkę ze szpo­

nami i pazuram i dzikich zwierząt, ciemna

skóra, zlewając się z cieniam i okalających li­

ści, daw ała mu więcej szans zachowania ży­

cia. Lecz ta teo ry ja doprowadza do wnio­

sku, że pierwsi ludzie byli czarni i że wszys­

cy biali od nich pochodzą.

Lecz jeżeli ta k je s t w istocie, jeżeli czarna skóra służyła tylko do ochrony, dlaczegóż wśród palących płaszczyzn i pagórków środ ­ kowej i południowej Afryki, pozbawionych drzew, człowiek zachował przez tyle tysięcy la t barw ę, k tó ra s ta ła się ostatnim wyrazem czarności? M usi tedy z pewnością być inne objaśnienie faktu, że człowiek pod działaniem pionowych prom ieni podzwrotnikowego sło ń ­ ca utrzym ał barw ę skóry, k tó ra zdaje się mieć za jedyny cel pochłanianie i n ag ro m a­

dzanie ciepła z otaczającego go środka. J a ­ każ je s t przyczyna, d la której Indyjanin może wśród piekącego upału pracow ać w polu o- dziany zaledwie w ąską p rzepaską nad b io ­ dram i, a A frykaninow i wystarcza za całe ubranie kilka m ałpich ogonów?

Liczne dowody praktycznego użytku każ­

dej szczególnej odmiany i niezbity fakt, że przyroda, grom adząc przez niezliczone poko­

lenia potrochu z rozmaitych cech korzystnych, dochodzi do najlepszych warunków dla każ­

dego otoczenia, zniewala nas zgodzić się na

(2)

706 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.

to, że w strefach zwrotnikowych czarnośó skóry przyczynia się do powodzenia w walce o byt.

Ż e kolor ten, prędzej niż każdy inny po­

chłaniać będzie ciepło, je s t praw dą tak względnie do skóry człowieka, ja k w zastoso­

waniu do dachu domu; w ten sposób w ypro­

wadzono dziwny wniosek, że do klim atu pod­

zwrotnikowego ten je st przystosowany najle­

piej, kto je st najgorętszy, jeżeli gorąco uw a­

żać będziemy za jedyny czynnik. Lecz fa k ­ tem jest,- że nie samem tylko ciepłem żyją tak rośliny ja k i zwierzęta. Światło, drugi bliźni bodziec życia, z powodu iż dochodzi do naszej wiadomości przez swe działanie na specyjalny n e rw , zbyt zostało ograniczone w naszych pojęciach do wypełniania tego je ­ dynie obowiązku (działanie n a nerw wzroku).

Olbrzymie procesy przyrody, które zbudo­

wały miniony i obecny wielki św iat roślinny, oddzielają w liściach tlen wody od wodoru, a dwutlenek węgla rozkładają na części s k ła ­ dowe, zarówno dawniej ja k i dzisiaj są doko­

nywane przez działanie fal św iatła słonecz­

nego, a mimo to w królestw ie zwierzęcem, jak o jedyny ich skutek uw ażany je s t wpływ ich na oko.

K rzyw a odrośl rośliny, stojącej na oknie, skręcony liść pokojowego kw iatu, dostate- cznem są świadectwem potęgi św iatła, a do­

wody działania jej na człowieka są równie liczne, ja k dowody jej wpływu na rośliny.

Tylko sposób działania tego je s t tajem nicą, a mimo to, jeżeli kiedykolwiek chociaż czę­

ściowo objaśnionym zostanie, dostatecznem to będzie do wykazania dlaczego ci, u k tó ­ rych część prom ieni palącego słońca zw ro­

tnikowego zatrzym ana je s t n a powierzchni, najodpowiedniejszymi są do życia pod jego pionowemi prom ieniam i.

Prof. Tyndall („A tom s, M olecules und E th e r W aves,“ L ongm an’s M agaziue, Nov.

1882), powiedział: „W iem y, że każde ciało organiczne sk ład a się z cząsteczek, utworzo- j nych z atomów i że te o statnie m ogą d rgać J milijony milijonów razy na sekundę.‘‘ N erw je st ciałem organicznem i „jeżeli spotkam y się z tkan k ą nerwową w meduzie, w o stry ­ dze, owadzie, p taku czy człowieku, nietrudno nam je st rozpoznać jej składniki, albowiem są one wszędzie mniej lub więcej do siebie podobne. Temi elem entam i składowemi są

m ikroskopijne kom órki i włókna nerwowe;

zadaniem włókien je s t przenoszenie wrażeń, przedstaw ianych przez ruch y cząsteczkowe w tym lub owym kierunku, z komórek n e r­

wowych lub do nich, gdy tymczasem funk- cyją kom órek je s t poczucie wrażeń, doprow a­

dzanych przez włókna od zew nątrz" (po- równ. Rom anes „M ental Evolution in ani- m als“).

Możemy tedy twierdzić, że włókno nerwo­

we w prow adza do bardziej ośrodkowej ko­

mórki nerwowej wrażenie z powierzchni dro­

gą szybkiego d rgan ia składających je cząste­

czek. D rg an ia podobne mogą być wywoła­

ne przez proste dotknięcie, ciśnienie lub im podobne bodźce, dopóki nie o budzą czucia, albo jeżeli są silne, bólu. Lecz mogą one być nietylko wytwarzane, ale i udzielane.

N ajpro stszą ilustracyją udzielania drgań je s t śpiewanie w pobliżu otw artego fortepianu;

wówczas struna, której nu ta odpowiada nucie zaśpiewanej, przejm ie j ą i zamieni w dźwięk.

Gdyby tedy d rg ania m iały miejsce bezpośre­

dnio przy czułych końcach nerwów na całej powierzchni ciała, powtórzyłby się ten sam proces.

F a le św iatła i ciepła przechodzą przez światłonośny eter z jednakow ą szybkością.

Gzłowiek żyje w głębi bezbrzeżnego oceanu, tego subtelnego środka, który go, równie ja k i wszystko na świecie, przenika. „Skoro więc światło lub ciepło prom ieniste przenika, ja k fale dźwięku w tylko co przytoczonym przy­

kładzie, to fale ich w ybierają te atomy, któ­

rych czas .drgan ia odpowiada okresowi ich trw ania i tym atomom udzielają swój ruch.

W ten sposób pochłaniane je s t światło i cie­

pło prom ieniste.1' (Tyndall).

Czyż, z tego co wyżej powiedziano, nie ła- twem je s t do zrozumienia, w ja k i sposób fa ­ le ciepła oznajm iają swe istnienie i swą siłę przez obwodowe włókna kom órkom ośrodko­

wym i nakazują zwierzęciu u n ik an ie ich dzia­

łania, gdy je s t zbyt silne, lub poszukiwanie skoro je s t niedostateczne? I czyż można u - trzymywać, że podczas gdy fale ciepła dzia­

ła ją i wywołują oddziaływanie w każdej chwiii istnienia, to współrzędne z niemi fale św iatła są w ogólności nieczynnej, z wy­

jątkiem pobudzania jednego specyjalnego n e r­

wu wzroku?

(3)

Nr. 45. W SZECHŚW IAT. 707 Przechodząc od rzeczy zawikłanych i zło­

żonych do prostych, można dać n a to zapy­

tan ie odpowiedź stanowczą.

W kilku niedawno ogłoszonych doświadcze­

niach Engelm ann znalazł, że protoplazm aty- czne jednokomórkowe organizmy ulegają dzia­

łaniu światła i że najniższe zwierzęta, po­

siadające specyjalne organy zmysłów, miesz­

czą się pomiędzy Meduzami; jed n a z nich mianowicie (Tiaropsis polybiadem ata) odpo­

wiada skurczam i i drganiam i na zbyt silne bodźce świetlne.

Lecz jeszcze poważniejszym dowodem, p rz e ­ m awiającym n a korzyść potężnego działania św iatła na nerwy skóry, je s t ten fakt, o któ ­ rym prof. H aeckel powiada, że „ogólnym wnioskiem jak i możemy wyprowadzić, je st to, że zarówno u człowieka ja k u zwierząt orga­

ny zmysłu wytworzyły się w gruncie rzeczy w jeden i ten sam sposób, a mianowicie z części zewnętrznego okrycia czyli naskórka (epiderm is).“ Isto tn ie te nerwy, które obe­

cnie widzą, dawniej tylko czuły. N ajw rażliw ­ sze nerwy wzrokowe są tylko nerwam i skóry, których cząstki mogły niegdyś drgać jedynie w unissono z długiem i ultra-czerwonemi fala­

mi ciepła, podczas gdy obecnie dostroiły się do krótszych widzialnych fal widma.

N ie może ulegać wątpliwości, że gdy pew­

ne spomiędzy jednakow ych zakończeń n er­

wowych skóry różniczkują się do rozpozna­

wania św iatła, czy to n a brzegu tarczy pły­

wającej meduzy, czy to n a końcu promienia gwiazdy m orskiej, czy na frendzli płaszcza m ałża, lub grzbiecie niektórych gatunków skorupiaków, to zawsze należy przyjąć, że w pierwszej chwili cała powierzchnia nerwów musi odczuwać ten wpływ czynnika, przez który m ają być następnie podniecane. D a r­

win wykazywał to w swych badaniach nad glistami, które, jakkolw iek pozbawione oczu są zdolne do odróżniania światła od ciemno­

ści z wielką szybkością i ponieważ tylko przednia część ciała okazuje tę własność, przeto D arw in zawnioskował, że św iatło dzia­

ł a na przednie kom órki nerwowe bezpośred­

nio, czyli bez udziału jakiegobądź organu zm ysłu. Lecz jeszcze godniejszą podziwu naukę wyciągnąć możemy ze sposobów, ja - kiemi przyroda dochodzi do zamieniania ner­

wów odczuwających ciepło na nerwy d rg a ją­

ce w unissono z krótszem i falami światła.

Ponieważ jedynem i korzystnemi czy nn ika­

mi zewnętrznem i je s t ciepło i światło, przeto tylko przez podobne miejscowe przystosowa­

nia zam iana może być dokonaną.

Poszukując znów wśród najniższych o rga­

nizmów odpowiedzi na tajem nice dotyczące najwyższych, E ngelm ann znalazł, źe najniź- szem stworzeniem wrażliwem na działanie św iatła je s t protoplazm atyczna E uglena vi- ridis, k tó ra nadto okazuje tę wrażliwość tyl­

ko wtedy, gdy światło p ada n a przednią część jej ciała. T u tajto znajduje się plam ka pi­

gm entu, lecz staran ne badanie wykazuje, że bynajm niej nie ona je s t najwrażliwszą na światło, lecz bezbarw na przezroczysta po­

w ierzchnia protoplazm y znajdującej się przed nią.

Od tego najbardziej rudym entarnego ob ja­

wu przez ciałk a pigmentowe naokoło brze­

gów pływającej tarczy Meduzy i spigmento- wane ocelła n a końcach prom ieni gwiazdy morskiej, do niższych robaków, w których prof. H aeckel znajduje zwykłe kom órki w ra­

żliwe na światło, oddzielone przez warstwę komórek pigmentowych od zewnętrznego ro z­

szerzenia nerwu wzrokowego, spotykamy wszędzie ten sam u kład postępujący coraz dalej, mianowicie przezroczystość bezpośre­

dnio przed częścią pobudzaną, pigm ent bez­

pośrednio za nią, z czego możemy wyprow a­

dzić ostateczny wniosek, ja k a je s t przyczyna pierwotnego przystosowania.

P rzy ro da wyzyskała najkorzystniej dwa czynniki znajdujące się w jej rozporządzeniu, tkanki przeznaczone do tego celu wystawiła na nieustanne przenikanie przez fale św iatła, a jednocześnie zapewniła nietylko przenikanie przez nie fal ciepła, lecz i nagrom adzanie go poza niemi. W ten sposób m olekularne s k ła ­ dniki protoplazmy są wystawione na n ajsil­

niejsze drgania, jakie mogą być otrzym ane zapomocą rozporządzalnych środków. N ie może ulegać wątpliwości, że protoplazm a in a­

czej umieszczona d rg ałab y wolniej. Aż na­

reszcie w skutek otrzym anego tu i owdzie zwycięstwa w walce o byt, przez te osobniki, które wyciągnęły pewną korzyść z odziedzi­

czonego zwiększenia się wrażliwości wysta­

wionych (n a działanie prom ieni) części, przy­

szedł czas, w którym ta zaleta sta ła się trw a ­ łą w gatu nk u i została założoną podstawa tego cudownego organu, w którym przezro-

(4)

708 W SZ EC H SW IA T. Nr. 45.

czysty atom protoplazm y leży przed plam ką pigm entu i który z biegiem wieków umożli­

wił człowiekowi spoglądanie w przestrzeń.

O to co zdziałały wspólnie światło i ciepło, i czyż można przypuszczać, aby ich wpływ na powierzchnię nerwów był dziś mniejszy niż ongi? Czyż nie racyonalniej je s t sądzić, że większa liczba wyrożniczkowanych n e r­

wów, niebędąc pożyteczną, nie rozw inęła się i że, jakkolw iek jesteśm y nieświadomi w pły­

wu św iatła na nasze ciało, niemniej przeto ! analogija każe nam wnioskować, że światłu w połączeniu z ciepłem zawdzięczam y n a j­

wyższe pobudzenie najsubtelniejszego nasze­

go zmysłu?

U znając tedy współczesne działanie św ia­

tła i ciepła, gdy ich wpływ je s t ześrodkowa- ny w skutek miejscowych właściwości n a d a ­ nej części, musimy uznać za widoczne, że za­

kończenia nerwowe na całej powierzchni cia­

ła osobników, niezabezpieczonych włosami lub odzieżą, a żyjących pod pionowemi p ro ­ m ieniam i zwrotnikowego słońca, musiałyby ulegać ich działaniu przez przezroczystą skó­

rę i drgać silnie lecz niekorzystnie. M oże­

my więć przypuszczać, że te osobniki, które najm niej owemu wpływowi ulegają, są n a jle ­ piej dostosowane do otaczającego środka.

D latego też przyroda, nauczywszy 'się w minionych wiekach, że pigm ent znajdujący się poza przezroczystym nerwem pobudza jeg o drgania do najwyższego sto pnia, postę­

puje teraz w prost odw rotnie i um ieszczając pigm ent przed zagrożonym nerwem , zm niej­

sza jeg o d rgania o tyle, o ile pobudziłoby je przerwane światło, t. j. o ilość, k tó ra acz­

kolwiek napozór je s t m ałą, jednakow oż po­

mnożona przez c a łą powierzchnię ciała, p rz ed ­ staw iłaby sumę działania nerwowego, które przedłużając się wyczerpałoby i zdegradow a­

ło gatunki.

Stało się tedy, że człowiek pomimo p rz e j­

ścia tylu pokoleń od owych dni bezbronnej walki staczanej z dzikiemi zw ierzętam i w la ­ sach zachowuje do dziś w całej pełni tę b a r­

wę skóry, k tó ra pom agała mu do szczęśli­

wych ucieczek, a k tó ra obecnie m a w ażniej­

sze zadanie do spełnienia, a mianowicie u- chronienie go od m ilijonów drgań na sekundę, k tó re w przeciwnym razie nieprzerw anym strum ieniem przenikałyby w jego niezabez­

pieczony system nerwowy.

Z drugiej strony chemiczne działanie świa­

tła wyrażone w stopniach, je s t według prof.

B unsena w B erlinie 21-go czerwca o 12-ej w południe 38°, gdy tymczasem w tem sa­

mem miejscu i o tej samej godzinie 2 1-go g ru dn ia wynosi około 2 0°, to znaczy, że ró ­ żnica w kącie pod jakim pada światło na je ­ dno i to samo miejsce w grudniu i czerwcu wywołuje powiększenie się d ziałania chemi­

cznego praw ie dwa razy. J a k ą ż musi być ted y różnica w działaniu .przez rok cały pod szerokościam i Londynu i Sierra-L eone.

Je ż e li zatem światło, będąc czynnikiem k o ­ niecznym do rozwoju życia zwierzęcego, po-

! siada w ystarczające natężenie do osiągnięcia wym aganych celów w północnych okolicach A nglii, to oczywiście, że na równiku musi być ono w olbrzymim nadm iarze, jakkolw iek wszystkie inne w arunki są odpowiednie do potrzeb. W takim razie bardzo racyjonal- nem byłoby przypuszczenie, że gdybyśmy przeprow adzali ku północy przez rozmaite równoleżniki pewne określone szczepy, niepo- zw alając im się mięszać z innemi, wówczas barw a rozm aitych oddziałów tych szczepów bladłaby w prost proporcyjonalnie do odległo­

ści ich od równika, ulegając niewielkim tylko zmianom, wywołanym skutkiem tych m iej­

scowych warunków, k tóre wypływają mate- i ryjalnie na działanie światła, albo też św iatła

w połączeniu z ciepłem.

F a k ty przytoczone w fizyjologii C arpentera (pag. 985) potw ierdzają to stanowczo: „M o-

| źna słusznie przypuszczać, że pomiędzy kolo­

nistam i europejskim i osiadłym i w gorących strefach, podobne zmiany nie w ystępują przez kilka pokoleń; lecz w wielu dobrze znanych wypadkach wcześniejszej kolonizacyi w ystę­

pu ją n ader widocznie.* 1

Szerokie rozproszenie się narodu żydow­

skiego po świecie i godne uwagi odosobnienie się ich od ludów, wśród których żyją, wsku-

! tek zachowywania p rak ty k religijnych, czyni ich szczególnie odpowiedniemi do tego rodza­

ju spostrzeżeń. Zgodnie z tem znajdujem y, że śniada cera i ciemne włosy, k tó re uw aża­

ne są ogólnie za cechę ch araktery styczn ą tej.

rasy, bardzo często ustępu ją u żydów E uropy północnej włosom rudym lub blond i jasnej cerze, gdy tymczasem żydzi osiedli przed k il­

ku w iekam i w Indyjach, stali się ta k ciemny -

| mi ja k otaczający ich Indusi.

(5)

Nr. 45. W SZECHŚW IAT. 709 Nakoniec dodamy jeszcze uwagę w tej sa­

mej kwestyi, a mianowicie n ader ciekawe do­

wodzenie fizyjologiczne tej prawdy, źe kolor skóry znajduje się w stosunku prostym do prom ieni św iatła.

„B ardzo ciekawy przykład zmiany koloru negra został zanotowany przez niezaprzeczal­

ną powagę. Czterdziestopięcioletni n egr nie­

wolnik w K en tucky urodził się z czarnych rodziców i sam był czarny do 1 2-go roku ży­

cia. W tym to czasie pasek skóry szero­

ki na cal i okalający czaszkę tuż przy wło­

sach, zaczął się stopniowo wyjaśniać, równie ja k i włosy znajdujące się w tem miejscu. (

Czyż nie słusznem zatem jest przypuszcze­

nie że czarna skóra negra była tylko zady- mionem szkłem, przez które jedynie jego roz­

proszone nerwy czucia zdolne są spoglądać na słońce? (N a tu rę nr. 773).

KOMETA WOLFA 1881 R.

Dzięki udoskonalonym w ostatnich latach j połączeniom telegraficznym różnych obserwa-

N astępnie u k azała się biała plam a w pobliżu wewnętrznego k ąta lewego oka i stąd biała ! barw a rozchodziła się stopniowo po twarzy, kadłubie i kończynach, aż pokryła ca łą po- j wierzchnię ciała. Z upełna przem iana barwy ! czarnej na białą trw ała lat dziesięć i gdyby nie włosy kędzierzawe i w ełniste n ik t nie do myśliłby się, że przodkowie jego posiadali j a ­ kiekolwiek cechy charakterystyczne n e g r a , skóra jego bowiem przedstaw iała zdrowy ży- j lasty wygląd jasnego Europejczyka. Gdy zaś negr ów doszedł do la t dwudziestu dwu, zaczęły się pojawiać na tw arzy i rękach cie- j mne miedziane lub b ru n a tn e plamy, które jed n ak występowały tylko na częściach po­

wierzchni ciała wystawionych na działania św iatła. ' 1

toryjów, spostrzeżenia kom et zyskały bardzo wiele, bo utwory te przez krótk i czas tylko w bliskości słońca widzialne, nie wiele dają spostrzegaczom możności określenia ścisłego ich dróg i natury. Nowo odkryta w d. 2 0

W rześn ia r. b. przez W olfa w H eidelbergu drobna teleskopowa kom eta, już na drugi dzień, to je s t w d. 21 W rześnia w kilku euro­

pejskich obserwatoryjach była badaną. W o- becnym wypadku pośpiech ten okazał się wielce użytecznym, bo nowa kom eta je st d ro ­ bna i wkrótce już oddalać się będzie od ziemi.

Z dotychczasowych spostrzeżeń udało się z wielkiem przybliżeniem określić je j d ro g ę—

tem ciekawszą, że eliptyczną, jak ich nie wiele do dziś naliczyć można. D roga ta, tym cza­

sowo obliczona przez C handlera w Bostonie

(6)

710 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.

i przedstaw iona w części na szkicu perspekty­

wicznym (fig. 1) stanowi w całości wielką e- lipsę zamkniętą, okalającą drogę ziemi i n a­

chyloną do niej pod kątem 25°. L in ija W W ' wyobraża przecięcie płaszczyzny drogi kom e­

ty z płaszczyzną drogi ziem skiej—czyli ta k zwaną liniją węzłów. Z powodu tej postaci drogi, kom eta dość odlegle od słońca trzym ać się będzie, ta k źe w punkcie najbliższym słoń­

ca tc (perihelium ) będzie od tegoż o 31 mili- jonów mil odległą. Odległość je j je d n a k od ziemi, ja k to z figury wnosić m ożna je s t obe­

cnie znacznie mniejszą. W chwili odkrycia kom eta w stosunku do położenia ziemi 2 0 W rześnia, była w punkcie K . W pierwszej połowie P aźd ziern ik a zbliżyła się najwięcej do ziemi i była w punkcie K ', to je s t tylko o 19 milijonów mil odległa. Z powodu postę­

powego biegu ziemi wyrażonego na figurze odpowiedniemi datam i, gdy kom eta dojdzie do swego punktu przysłonecznego n ,— ziemia już będzie w punkcie 18 L isto p ad a i coraz bardziej oddalać się będzie od komety. D o o- biegu całej drogi kom eta W olfa potrzebuje około 6 ’ / 2 lat, a tym sposobem je s t je d n ą z kom et peryjodycznych należących do u kład u słonecznego. W tem leży ważność tegoro­

cznych spostrzeżeń, bo tak ich kom et o k ró t­

kim czasie obiegu zaledwie kilkanaście dziś je s t znanych. P rze d ukończeniem ścisłych obserwacyj i ostatecznego określenia postaci drogi nie możemy jeszcze twierdzić, czy dzi­

siejsza kom eta je s t nową, czy też kiedykol­

wiek już obserwowaną była. W lunetach tu ­ tejszego obserw atoryjum przedstaw ia się jak o m ała plam ka m glista z drobnem jasn em ją - derkiem bez warkocza. N ie będzie ona n a ­ leżała do świetnych zjaw isk ra z z tego powo­

du, źe m ając punkt przysłoneczny odleglejszy od wielu kom et, mniej łatw o podlegnie ro z k ła­

dowi przez ciepło słoneczne, w ytw arzające warkocze, a przytem oddalanie się ziemi od niej w chwilach największego blasku u tru d n i jeszcze bardziej dostrzeżenie jakichkolw iek

szczegółów. Jrdrzejewicz.

Płońsk, 16 Października 1 8 8 4 .

KILKA SŁÓW 0 IT E L IfflC Y l MAŁP

podług J. F is c h e r a .

(Dokończenie).

Ciekawość m ałp rów na się ciekawości dzi­

kich i m ałych dzieci. W idok nowego przed­

m iotu pociąga je do tego stopnia, że zapo­

m inają przy nim naw et o jedzeniu. T ak robią dzieci a naw et i dorośli, — czyż dzienniki nie są prostym wynikiem naszej ciekawości?

G dy otrzymywałem nową przesyłkę zwie­

rząt, mnóstwo ciekawych małp otaczało skrzynkę; natychm iast niektóre naw et prze­

w racać próbow ały w skrzynce, w której nie­

ra z mieściły się m ałe m ięsożerne stworzenia.

R ęk a, k tó ra za śm iało gospodarow ała, otrzy­

m ywała w nagrodę ukąszenie, co w gniew najwyższy wprowadzało w łaściciela ręki, a złość w yw ierała się na, skrzynce. Jeżeli nowy przybysz był m ałpą, m u sia ł się przedstawić w towarzystwie, z wszelkiem i wymaganemi formami. Obok powitań, będących w zwyczaju, mierzono jeszcze stopień inteligiencyi i odwa­

gi nowego kolegi zapom ocą sprzeciwiań mniej lub więcej silnych. Z achow anie się jego de­

cydowało o przyszłości; był stosownie do wy­

padku, albo przedm iotem żartów lub sza­

cunku. S zacu n ek zaś warunkował się roz­

m iaram i nowego ob yw atela i siłą jego zębów.

Służalczość względem wielkich i ucisk wzglę­

dem słabych, są zasadą ogólnie przyjętą po­

między małpami.

R esus jak o n ajstarsza osobistość, w yw ierał ucisk wyrafinowany, ale zarazem nieznośny względem swoich wszystkich braci. W końcu byłem zmuszony, podczas przechadzek innych m ałp, zamykać resusa w klatce lub wiązać go na sznurku. W krótce jed n ak nauczył się od- wiązywać sznur lub odczepiać łańcuch.

P e rty mówi: m ałpy um ieją rozwiązywać węzły, ale nie um ieją ich w iązać. N ie je s t to wcale dowodem niższości. M ałpy, ta k ja k większość zwierząt, m ają we wszystkich Opra­

wie czynnościach pewien cel oznaczony, jeśli cel im się usuwa, pozostawiają rzeczy w po­

(7)

Nr. 45. W SZECH ŚW IA T. 711 przednim stanie. Mój resus potrzebował dla

dostania miodu otworzyć szafę, a dla oswobo­

dzenia się odplątać węzeł, ale jakiż cel miałby w zamykaniu szafy lub nawiązywaniu węzła?

Czyż i między ludźmi nie musimy przyzwy­

czajać sług i dzieci do zamykania drzwi?

M ałpy um ieją oceniać ciężar. Dawałem re- susowi ja jk a pełne i ja jk a puste, ale ta k do­

brze zam knięte, że trudno było bardzo nawet ludzkiemu oku spostrzedz różnicę. Z począt­

ku resus nagryzał ja jk a puste i pełne, w koń­

cu odrzucał puste, nienagryzając ich wcale.

Prow adziłem dalej to doświadczenie, podając mu jajk o napełnione opiłkam i żelaza, ołowiu lub trocinam i drzewnemi. P o kilku próbach nie dał się oszukać tylko takiemi, których ciężar był zupełnie równy ciężarowi ja je k nor­

malnych. T a zdolność oceniania wagi ja je k nie je st wspólną wszystkim małpom, 1 A teles paniscus, 7 Cebus capucinus, 2 C ercopithecus diana, 1 magot (In u u s ecaudatus) i 1 1 mło­

dziutkich m akak, gryzły wszystkie ja jk a bez wyboru i następnie je rzucały.

Z powodu drażliwości małp, P e rty m ów i:

„M ałpy są bardzo czułe na wyśmiewanie i na obrazy im aginacyjne“ . M ają one wprawdzie tem peram ent sangwiniczny, skutkiem tego są niezmiernie drażliwe. A le co do obraz radzę zobaczyć zachowanie się widzów wobec wysta­

wy małp. Te obrazy nie są na im aginacyi oparte. Je d n a rzecz powinna nas dziwić, to je s t że m ałpy z ich tem peram entem i sposo­

bem życia dawniejszym, zachowują tyle do­

brego hum oru w pośród nowych zupełnie w a­

runków istnienia.

N ie można zaprzeczyć, żeby małpy nie miały choć słabego pojęcia o liczbach. Mój resus był przyzwyczajony dostawać pewną o- znaczoną liczbę czy to marchwi, czy jabłek, czy też kartofli; jeżeli liczba nie była pełną, zawsze to spostrzegł. D ostaw ał zwykle co­

dziennie cztery ja b łk a , jeżeli mu dałem trzy, nie ruszył się z miejsca, dopóki mu nie przy­

niesiono czwartego.

Muzyka niewiele go obchodziła; odgłos trąb k i myśliwskiej p rz era żał go i zapędzał w słomę. T en odgłos robił mu to samo w ra­

żenie, co wbijanie gwoździ w sąsiedztwie.

D ra p a ł zwykle uszy by rospędzić to wrażenie. | Um ysł ciekawy i badawczy m ałpy, robi i z niej wybornego stróża. Ueźto razy mój i resus zwrócił uwagę na drzwi, które były o­

tw arte, na zwierzątko, które uszło mojej pil­

ności, lub na niejeden przedmiot, który nie był na swojem miejscu. Mógłbym jeszcze przytoczyć mnóstwo tego rodzaju przykładów, wykazujących wyższość m ałp, nad psami po- dwórzowemi. N a Jaw ie niema prawie stajni, której by nie strzegły makaki. Przemilczę o ich rozmaitych rodzajach zabaw, w których dają tyle dowodów lekkości, przebiegłości a nawet i tak tu. Z acytuję tylko jed en rys cha­

rakterystyczny resusa, był on zachwycony m ając cygaro lub fajkę zapaloną u ust, n a­

pełniał sobie policzki dymem i wypuszczał go nozdrzami.

M ałpy umieją porównywać przyczynę i sku­

tek i wyciągać z tego wnioski. M am na to liczne bardzo dowody, jeden wystarczy.

Mleko, które dawałem moim pensyjonarzom dochodziło tem peratury 22,50° i ogrzewane by­

ło zapomocą lam py Berzelijusza, k tó ra była umieszczoną na półce obok mojego biurka.

Ż adn a z m ałp nie była nigdy obecną przy­

grzewaniu, bo to się odbywało zawsze w k u ­ chni. A jednak skoro tylko służący b ra ł lam pę, w całym pokoju słychać było okrzyki radości i szmery zadowolenia, a działo się to w jakiej bądź porze zawsze przy braniu lampy.

M ałpy przeto rozumiały, że lam pa była po­

trzebną do ich uczty.

Muszę jeszcze odsłonić punkt zwykle prze­

sadzany i będący źródłem mnóstwa anegdot;

mam tu na myśli ową nieograniczoną zdolność naśladowania.

Człowiek i m ałpa, wbrew wszelkim przeci­

wnym obserwacyjom wynikającym głównie z dumy i nieświadomości,— są jed n ak ta k d a­

lece pomiędzy sobą pokrewnemi pod wzglę­

dem fizycznym i moralnym, że ich popędy są prawie te same, a przynajm niej niezmiernie do siebie zbliżone. J e ś li m ałpa drapie się, je lub pije na sposób ludzki, nie jestto wcale skutkiem naśladownictwa, ale raczej skutkiem podobieństwa cielesnego i intelektualnego z człowiekiem. Opowiadano, że ta k a a ta k a m ałpa naśladow ała wszystko co robił jej pan;

wszystkie opowiadania tego rodzaju można policzyć do rzędu bajek.

M ałpy posiadają pomiędzy sobą język wy­

bornie zrozumiały dla osobników tego samego gatunku. G atunki mniej do siebie zbliżone rozumieją się ale tylko po pewnym czasie o b ­ cowania z sobą. M ałpy z gatunków bardzo

(8)

712 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.

oddalonych, np. m ałpy nowego lądu (np. Ce- i bus hypoleucus, capucinus, Ateles paniscus i t. d.) i m ałpy starego św iata (C ynocephalus babuin, porcarius, P a p io mormon, leucopheus> ' In u u s ecaudatus i t. d.) nie rozum ieją się wcale i potrzeba nieraz kilku lat, żeby się stały j zrozum iałem i dla siebie. M ożna powiedzieć, nieprzesądzając faktu, że uczą się nowego dyjalektu, nowego języka m ałpiego. J a k my­

śli m ałp są bardzo ograniczonej rozciągłości, ja k potrzeby ich polegają tylko na wyżywie­

niu się i walce o byt, ta k też i język sk ład a się z sam ogłosek wymawianych z ro z m a itą in- tonacyją i akcentow anych wyrazem fizyjogno- mii i ruchów. K rzyk ich je s t bardzo zbliżony do wykrzykników ludzkich. Jęz y k pierw o­

tnych ludzi nie wiele m usiał się różnić od ję ­ zyka antropom orfów i po większej części m u­

sia ł się składać z sam ogłosek. To samo d aje się zauważyć w pierwszych m iesiącach u dzie­

ci; wszyscy ludzie zaczynają sw oją mowę od m am a, papa, lala, niania.

Śmiech i uśmiech są w yrażeniam i spotyka- nemi najczęściej u m andryla i m ożna je wy­

wołać u obu gatunków , naśladow aniem ich śmiechu. Uśm iech polega n a rozciąganiu p u n k tu zetknięcia warg (kątów ust) w ty ł i i naprzód, przy czem ukazują się zęby, pomimo że m ałpa nic nie mówi i nie rozszerza szczęk.

G dy tymczasem przy śmiechu otw iera szeroko u s ta i słychać śmiech dobitny, dający się wy­

razić przez a —a —a.

Młode m ałpy łatw iej się śm ieją niż s ta re . W spaniały C ynopithecus niger, którego przez ośrn la t hodowałem i który doszedł olbrzy­

mich rozmiarów, śm iał się w o statn ich m ie­

siącach swego życia tylko wtedy, gdy b y ł po­

łechtany, co zwykle wywołuje śmiech u wię­

kszości m ałp starego lądu i u niektórych no­

wego św iata (Cebus ateles). Uśmiech resusa był odmienny. Ś ciągał on skórę głowy, ja k w stanie zupełnego zadowolenia, przyciskając w argi jed n ę do drugiej i w yciągając je na przód. J e ś li radość podnosiła się o jeden stopień wyżej, otw ierał w argi pokazując zęby ) dziąsła i opuszczając spojenia wargowe (k ą ty ust) ku dołowi. W śm iechu pokazyw ał wszys­

tkie zęby, odrzucał głowę w ty ł i wym aw iał wyraźnie k i—ki—ki— ki.

Dobry byt i zadowolenie zarówno ja k i mniejsza radość objawia się u resusa w na­

stępujący sposób. Uszy są zwrócone w tył,

sk ó ra głowy je s t ściągnięta chwilami w tył, pociągając za sobą brwi. W arg i się wydłu­

ża ją pozostawiając między sobą otwór wielko­

ści grochu. Jednocześnie słyszeć się daje kwik w formie eh, k tóry pow tarza za każdym razem gdy ściąga uszy.

U Cercocebus ra d ia tu s radość, zadowole­

nie, uśmiech i śmiech objaw iają się tak samo ja k u resusa. S ta re m akaki robią tak samo ja k resus, gdy tymczasem młode zupełnie w inny sposób objaw iają swoją uciechę. W y­

dym ają one także w argi naprzód a skórę g ło ­ wy ściągają w tył, ale w tej postaci pozostają

j one bardzo długo, a nie z przestankam i ja k

; to czyni resus. P rzez ten czas nie zm ieniają wcale pierw otnego ułożenia, zam ykają w argi lub otw ierają kolejno, gdy tymczasem z głębi k rta n i wydobywa się jak by szm er oumum.

P rzez cały ten czas m łody m akaka porusza głową zatrzym ując wzrok stale na swoim panu lub na koledze.

U m agota (Inu us ecaudatus) objawy ra d o ­ ści są dosyć śmieszne, ta k dalece, że w pierw ­ szej chwili można sądzić, że m ałpa je s t w gniewie. Uszy i brwi są bardzo mało ścią­

gnięte w tył, obadwa szeregi zębów są wido-

| czne, spojenie szczęk je s t mocno posunięte ku tyłowi, co nadaje skórze na policzkach liczne fałdy półksiężycowate lub współśrodkowe, jednocześnie w arga zew nętrzna porusza się nadzwyczaj żywo, a ponieważ nie wiele się oddala od wargi dolnej, wydaje ja k gdyby lekkie szczękanie zębów. U m agota nie mo­

głem odróżnić uśmiechu od śmiechu, pomimo że m iałem 63 osobniki tego gatunku, różnej płci i różnego wieku.

Pieśce właściwe (C. ham adryas, babuin, porcarius, ursinus, flayescens i t. d.) silnie brwi podnoszą przy śmiechu. Uszy są przy­

bliżone do głowy i słychać dźwięki m iarowe wydawane z zamkniętemi ustam i ja k o— o—o, k tó re następnie przechodzą w śmiech, podo­

bny trochę do szczekania psa, wtedy ju ż u sta są szeroko otw arte. Cebus capucinus, hypo­

leucus, w yrażają swoją radość ściągając skórę głowy w tył, przybliżając uszy do głowy i wyszczerzając zęby.

Z akończę moje uwagi kilkom a słowami o gniewie.

R esus z gniewu staw ał się czerwonym, szczególniej nos i części sąsiednie, n ab ierały barwy krwisto-czerwonej. Sierć jeży się

(9)

N r 45. WSZECHŚW IAT. 713 na całem ciele, uszy oddalają, się od głowy, !

oczy są szeroko otw arte, ta k samo i usta.

Zwierzę podnosi się na czterech swoich koń- j czynach i rzuca się na napastnika. Głowa i tułów drżą nerwowo, słychać głuchy kwik ; z gniewu. T en sposób w yrażania gniewu je st ! prawie wspólny wszystkim małpom, stopniuje j się tylko zm ianą tonu, co znowu zależy od natężenia gniewu.

D arw in wybornie określił tę pozycyją, mówi on, że m ałpa unosi się na czterech kończynach swoich, by się wydać wyższą, rozszerza uszy by nie straciła najm niejszego hałasu, otwiera oczy i u sta by się wydać groźniejszą i by przerazić napastnika widokiem zębów, co je st giestem wspólnym wszystkim zwierzętom d ra ­ pieżnym.

Mój resus ja d ł z olbrzymim mandrylem i Oynopithecus niger przy stole i z tych sa­

mych półmisków, z których i j a jadłem . N a j­

lepiej ze wszystkich potraw lubił kurczę i baraninę pieczoną. L u b ił także bardzo ja jk a surowe lub gotowane, m ała ta słabostka zmu­

siła mnie do zapłacenia sąsiadow i dosyć o- krągłej sumki za ja jk a w liczbie 150, które podobało mu się zjeść, potłuc i wyrzucić. L u ­ bił on wszakże rozm aitość w jedzeniu, ta k ja k wszystkie m ałpy, co trzeb a uważać jak o na­

turalny wynik życia ich w lasach, gdzie panu­

je ogrom na rozm aitość owoców i gdzie dość im wyciągnąć rękę, by zmienić rodzaj poży­

wienia. Spomiędzy jarzyn najlepiej lubił szparagi. Owoce stanowiły codzienne jego pożywienie i nie żałow ał ich sobie, pustosząc sady moje i moich sąsiadów.

N apojem jego zwykłym było mleko i pół szklanki bordeaux, które b ra ł w rękę jak człowiek nietracąc ani kropelki. N iekiedy dawałem mu herb atę, czekoladę lub kakao, piwo i białe wino tokajskie. Tego ostatniego często nadużyw ał a naw et parę razy się upił, bo potrafił dostać się do pokoju, gdzie się znajdow ała butelka tego wina. N ieraz słu­

żący wzywał mnie, żeby go przenieść do k lat­

ki, bo ruszyć się nie mógł wcale, tak był pi­

jany.

U pity mój resus bardzo był podobny do człowieka pijanego. S taw ał się wesołym, ty ­ siączne wyprawiał skoki, u p adał co moment, aż dopóki się nie rozłożył na stole lub na dy­

wanie, niezdolny do wszelkich ruchów : gnie­

wał się na wszystkich, ktokolwiek się do niego przybliżył. - A le względem mnie, naw et w tym stanie zachowywał najwyższy szacunek i nigdy nie próbow ał mnie ugryść. B ronił się często by go nie zamykano do klatki i zasypiał zwy­

kle głęboko. Po tych wybrykach zwykle n a­

stępowało osłabienie trw ające jeden lub dwa dni, podczas którego tra c ił ochotę do jedzenia ale nigdy do picia.

Revue Scientifiąue Nr 2 0, 18 83 r.

./. s.

0 D O B ą o C I N A F T Y

przoz

B ro n isła w a Paw łow skiego.

(Dokończenie)

T e m p e r a t u r a z a p a l n o ś c i . P od tą nazwą zwykle chemicy pojm ują dwie te m ­ peratury : jednę, przy której z danej do b a ­ dania nafty wydzielają się gazy palne—pary lotne, które eksplodują ponad powierzchnią n a ­ fty, niezapalając jed n ak samej nafty, drugą, przy której już sam a nafta, za zbliżeniem się do niej płomienia, zapala się na całej swej po­

wierzchni. Pierw szą z tych tem p eratu r ozna­

czono niezupełnie słuszną nazwą tem peratury zapłonienia, drugą zaś—nazwą tem peratury zapalności lub płomienienia. T em peratury te, o ile sądzić można z zebranych dotąd do­

świadczeń, leżą zwykle blisko siebie, różnią się o kilka zaledwie stopni; w literatu rze je ­ dnak można znaleść twierdzenia, że różnica ta może dojść do 15 a naw et 27° dla zwykłych naft handlowych.

Oznaczanie tych tem peratu r, a szczególniej pierwszej t. j. tem peratury zapłonienia je s t przy ocenianiu nafty nader ważną wskazów­

ką, od wysokości bowiem tej tem p eratury za­

leży, czy dana nafta może być bezpiecznie u- żywaną w lampach, czy nie,— czy w zwykłych warunkach, jak ie m ają miejsce przy paleniu się nafty w lam pach, może zajść wybuch, eks- plozyja nafty, czy nie. Przy stan iu nafty w

(10)

714 W SZECH ŚW IA T. Nr 45.

naczyniach, a zatem i w lam pach, pary lotne palne, czy to wskutek ogrzania, czy wskutek rozkładu powolnego, czy też w skutek rozpu­

szczenia ich w nafcie, wydzielają się z niej tem obficiej, im je st wyższą tem p eratu ra n af­

ty. P rzy paleniu się nafty w lampie, tem pe­

ra tu ra nafty z czasem podnosi się jeszcze o kilka stopni. T em p e ratu ra pokoju z jednej strony, podnoszenie się tem p eratury nafty w lam pie z drugiej— sprzyja wydzielaniu się z nafty palnych gazów. Same jed n ak te gazy nie wybuchają przy zbliżeniu do nich płom ie­

nia, potrzebują być zmięszane z powietrzem, by mogły eksplodować, rozryw ać naczynia.

Do wybuchu takiego potrzebna je s t dalej o- znaczona ilość powietrza, równe objętości g a ­ zów tych i pow ietrza jeszcze nie wybuchają, ju ż przy 3 częściach pow ietrza na 1 część ga­

zów wybuch je s t dość mocny, a najm ocniej­

szym wybuch będzie wtedy, kiedy m ięszanina składać się będzie z 8— 9 części powietrza i 1

części gazów. P rzy nalewaniu nafty do lam p i w samej nafcie (bardzo m ało) i ponad je j powierzchnią będzie znajdow ać się powietrze, m ięszanina gazów palnych wytworzyć się za­

tem może i wytworzy tem łatwiej, im w danej nafcie te gazy będą lotniejsze, wtedy już sto­

sunkowo niska tem p eratu ra w ystarczy do wyrugowania ich z nafty na jej powierzchnię.

A by n afta była pod tym względem dobrą, t. j.

nie była eksplodującą, potrzeba aby przy tem p eratu rach niższych i przy tych tem p era­

turach m aksym alnych, ja k ie m ożna otrzym ać w lam pach po kilkogodzinnem ich palen iu — nie wydzielała gazów palnych, potrzeba, aby te gazy dopiero na samym knocie, w bardzo m a­

łych ilościach się wydzielały. P rzy paleniu się lampy, tem p eratu ra palącej się w niej nafty je s t po 2—3 godzinach zaledwie o kilka 5—8° wyższą od tem peratury pokoju, w k tó ­ rym lam pa się pali. Poniżej zatem tej sumy tem p eratu r dobra n afta nie powinna wydzie­

lać gazów palnych w większych ilościach.

Dobrzo urządzane lam py m ają też n a celu u- suwanie prądem powietrza wytwarzanych g a ­ zów lotnych, aby się nie nagrom adzały w wię­

kszych ilościach.

Jak ż e teraz, zapytamy, oznaczyć tem p eratu . rę wydzielania gazów, albo tem p eratu rę zapło­

nienia? P od tym względem od dosyć daw na zaproponowany je st sposób przez prof. V an der W eyde z Nowego Y orku. W edług tego

I sposobu napełnia się dość długą odczynniczkę (epruwetkę), wymierzonąjw dolnym końcu, b a ­ d an ą naftą, zatyka palcem, odwraca i zanurza pod wodą letnią, której tem p eratu rę stopnio­

wo podnosi się przez dolewanie i mięszanie z ciepłą wodą, aż do tem p eratury 45°. Jeż eli się wydzielają gazy, wtedy wypychają one naftę, zbierając się w górnej części odwróconej odczynniczki. Ponieważ tu stopniowo tylko dolewa się ciepłą wodę, przeto można zauw a­

żyć przy jakiej tem peraturze zaczynają się wydzielać gazy, ponieważ dalej tem p eratu rę zawsze doprowadza się aż do 45°, przeto są ­ dzić można, ile dana nafta wydziela gazów palnych i z tej ilości ju ż do pewnego stopnia sądzić o je j d ob ro ci. D ob ra nafta, według prof. Yan der W eyde do 40—45° nie powinna wydzielać żadnych gazów.

Ten jed n ak sposób niezawsze daje rezulta­

ty, co zależnem je s t prawdopodobnie od g ę­

stości nafty. M ożna nieraz, ja k to zauważy­

łem kilkakrotnie, ogrzewać nawet powyżej 45° i przytem gazy się nie wydzielają, chociaż n afta posiada stosunkowo niską tem p eratu rę zapłonienia. Sposób ten też wkrótce został zarzucony i zastąpiony przez inny, zapropono­

wany przez W ik to ra M eyera. W edług tego sposobu do cylindra z korkiem, przez któ ry przechodzą dwa term om etry, wlewa się do po­

łowy nafty, zam yka się korkiem tak, aby jeden term om etr zanurzał się nad n aftą w powietrzu drugi w samej nafcie. T ak zam knięty cylinder ogrzewa się w ciepłej wodzie, od czasu do czasu wyjmuje się korek i do cylindra wnosi mały płom yk; tem p eratu ra, przy której n a­

stąpi eksplozyja, będzie tem p eratu rą zapło­

nienia, k tó rą się odczytuje na górnym term o­

metrze.

O ba te sposoby są jed n ak dosyć mozolne i w p rakty ce zostały zastąpione przez sposób prostszy, przy którym naraz robią się dwa o- znaczenia, tem peratury zapłonienia i tem pe­

ra tu ry zapalności. Sposób ten polega na tem, do miseczki porcelanowej leje się b adaną naf­

tę, miseczkę tę wstawia sfę w drugą, do poło­

wy wypełnioną wodą. D olną tę miseczkę o- grzewa się lam pką gazową lub spirytusową.

Do danej nafty wstawia się term om etr d okła-.

dny i w m iarę podnoszenia się tem peratury, co każdy prawie stopień, ponad pow ierzchnią nafty, przesuwa się maleńki płom yk z cienkiej drzazeczki lub zapałki. Jeżeli nafta d o s ta te ­

(11)

Nr 45. W SZECH ŚW IA T. 715 cznie się ogrzeje, można zauważyć przy p e­

wnych tem p eraturach m ałe wybuchy gazów, przyczem jed n ak sam a nafta nie zapala się płomieniem. T em p eratu ra ta, przy której następują te m ałe eksplozyjki, a k tórą nam wskazuje term om etr, będzie tem peraturą za­

płonienia. P rzesuw ając dalej ponad powierz­

chnią nafty płomyk, wkrótce można zauważyć, że nafta zacznie się palić na całej powierzchni.

Odczytana w tej chwili na term om etrze tem ­ peratu ra, będzie tem p eratu rą zapalności danej nafty. W większości wypadków te dwie tem ­ peratury nie są zbyt odległe od siebie. B ad a­

łem dosyć dobre handlowe nafty, które na tem p eratu rę zapłonienia dały następujące liczby: 38°, 24°, 20°, 16°,—na tem peraturę zapalności: 45°, 26°, 25°, 20°.

Od wysokości tych dwu tem p eratu r zależy większe lub m niejsze niebezpieczeństwo, wy­

nikające przy użyciu nafty. D la tego też rozm aite państwa zwróciły uwagę na ten szczegół i przepisały oznaczone minimum tem- p aratury zapalności nafty, poniżej którego dana nafta nie może być puszczaną w obieg.

W rozmaitych państw ach rozm aite minima tem peratury zapalności są przyjmowane i tak:

w Anglii == 73° F . F ran cyi = 35° C.

N iem czech— 2 1° C.

A ustryi — 37,5° O.

W edług przyjętych powyżej liczb dla nafty galicyjskiej minimum zapalności powinno wy­

nosić 37,5°,— tymczasem w handlu znajdujące się nafty zawsze okazują o wiele niższy punkt zapalności, wynoszący 20 —25° stopni zale­

dwie i te nafty już są uważane za dobre, już są używane do lam p, a o niebezpieczeństwach eksplozyi znów nie tak często słychać. W p ra ­ wdzie z takiej nafty, k tó ra okazuje tem p era­

tu rę zapalności 2 0°, po oddystylowaniu w ła­

ściwego produktu przechodzącego w g ran i­

cach 150—270°, otrzym uje się łatwo naftę z tem p eratu rą zapalności 48-—50°. Liczba

4 5° podana powyżej n a tem p eratu rę zapalno­

ści, zaobserwowana była n a nafcie p. F ed o ro ­ wicza z Kopy, na ta k zwanej nafcie niezapalnej i je s t stosunkowo bardzo wysoką, co znów wogóle bardzo rzadko się spotyka. Jeżeli ba­

dać pod tym względem rozm aite nafty han­

dlowe zagraniczne, am erykańskie, rosyjskie, galicyjskie, niemieckie, okaże się prawie zaw­

sze, że nie posiadają one minimum tem p era­

tu ry zapalności, prawem przepisanej—a ponie­

waż znowu wypadki eksplozyi nie są tak czę­

ste, przeto moźnaby wnioskować, że te m ini­

ma są za wysokie i bez szkody możnaby je i to dość znacznie obniżyć. W każdym razie przy puszczaniu w obieg nafty należałoby pod tym względem rozwinąć silniejszą kontrolę. W e Lwowie istnieje w handlu bardzo wiele g a tu n ­ ków naft, k tóre nietylko że nie odpowiadają prawem przepisanej tem peraturze zapalności, ale o kilkanaście stopni niżej się zapalają.

Sam badałem nafty, które się zapalały po­

wierzchnią przy 18°, 16°, 14° a p. N aw ratil podaje liczby 1 2°, 6°. N ie ulega wątpliwości,

j że tak ie nafty w handlu istnieć nie powinny i że oznaczenie tem p eratu ry zapalności nafty

| je s t bardzo ważną wskazówką i zaniedbywa- nem być nie może.

S k ł a d p r o c e n t o w y n a f t y . D ana nafta może posiadać wysoką tem peraturę za­

palności, może odpowiadać innym wymaga­

niom, a pomimo to może okazywać się złą naftą, może daw ać nieznaczną siłę świetlną.

A to pochodzić może głównie stąd, że w niej będzie znaczny procent produktów wysoko- wrących, olejów ciężkich, które po knocie przesuwają się leniwie, ciężko, a następnie trudno się spalają. Ażeby i pod tym wzglę­

dem należycie ocenić naftę, potrzeba j ą głę­

biej zbadać, oznaczyć jej sk ład procentowy i skład ten porównać ze składem procento­

wym dobrej nafty. N a ten pun kt dotąd przy ocenianiu naft galicyjskich nie zwracano n a ­ leżycie uwagi, oznaczano tylko proce n t ben­

zyn, nafty i olejów— lecz mojem zdaniem te trzy oznaczenia do scharakteryzow ania d o kła­

dnego nafty nie w ystarczają. J u ż dosyć d a­

wno dr. Biel w P etersb u rg u zastosował ten sposób do porów nania naft am erykańskich z kaukaskiem i; j a (Kosmos, 1884, zeszyt I ) za­

stosowałem go do b adania nafty galicyjskiej) przyczem się okazało, że nafty galicyjskie są bardziej zbliżone do am erykańskich niż rosyj - skich, że nie są znowu tak złe, jak b y z ogól­

nego ich ocenienia wnioskować można było, tylko że niezawsze uczciwie są otrzymywane i tem podrywają wiarę w siebie i u ogółu tu­

tejszego i zagranicznego. Sposób ten polega na oznaczeniu wagi dystyłatów, przechodzą­

cych w pewnych, niezbyt odległych granicach np. co 1 0°. Jeżeli się ta k ą naftę rozdystyluje

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

tość pow olnie tylko się zm niejsza, a kształt, ; przez cały czas zjaw iska, pozostaje kulisty.