45. W arszaw a, d. 9 L isto p ad a 1884. Tom 1TI.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W arszaw ie: rocznie rs. 6.
kw artalnie „ 1 kop. 50.
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20.
półrocznie „ 3 „ 60.
Komitet Redakcyjny stanow ią: P . P . D r.T . C h a łu b iń sk i, J . A le k san d ro w icz b .d z ie k a n Uniw., m ag. K .D e ik e ,m a g . S. K ra m szty k , B. R e jc h m a n , m ag. A. Ś ló sarsk i, prof.
J . T rejd o siew ic z i p ro f. A . W rze śn io w sk i.
P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i we w szy stk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zagranicą,.
A d r e s K e d a k c y i P o d w a l e N r . 2 .
Dlaczego człowiek podzwrotni
kowy jest czarny?
przez
N a t a n i e l a A l c o c k a .
M ało je s t przedmiotów, nad wytłumacze
niem których umysł ludzki siliłby się bardziej, niż n a d objaśnieniem istnienia wprost prze
ciwnych sobie barw różnych szczepów rodu ludzkiego. T radycyja wyprowadza pochodze
nie rasy czarnej od jednego z trzech braci, tw ierdząc iż dwaj pozostali dali początek barw ie pi-zeciwnej, lecz nie podaje żadnego objaśnienia przyczyny tych różnic.
Fizyjologowie robili wzmianki, że czarna skóra najodpowiedniejszą je s t dla gorącego klim atu, niebacząc na to, że czarne ubranie bezw ątpienia najmniej znów je s t odpowied
nie w tychże samych warunkach. Ewolucyjo- niści powiedzieliby niezawodnie, że w owych odległych czasach, w których człowiek w g ą szczach lasów staczał śm iałą walkę ze szpo
nami i pazuram i dzikich zwierząt, ciemna
skóra, zlewając się z cieniam i okalających li
ści, daw ała mu więcej szans zachowania ży
cia. Lecz ta teo ry ja doprowadza do wnio
sku, że pierwsi ludzie byli czarni i że wszys
cy biali od nich pochodzą.
Lecz jeżeli ta k je s t w istocie, jeżeli czarna skóra służyła tylko do ochrony, dlaczegóż wśród palących płaszczyzn i pagórków środ kowej i południowej Afryki, pozbawionych drzew, człowiek zachował przez tyle tysięcy la t barw ę, k tó ra s ta ła się ostatnim wyrazem czarności? M usi tedy z pewnością być inne objaśnienie faktu, że człowiek pod działaniem pionowych prom ieni podzwrotnikowego sło ń ca utrzym ał barw ę skóry, k tó ra zdaje się mieć za jedyny cel pochłanianie i n ag ro m a
dzanie ciepła z otaczającego go środka. J a każ je s t przyczyna, d la której Indyjanin może wśród piekącego upału pracow ać w polu o- dziany zaledwie w ąską p rzepaską nad b io dram i, a A frykaninow i wystarcza za całe ubranie kilka m ałpich ogonów?
Liczne dowody praktycznego użytku każ
dej szczególnej odmiany i niezbity fakt, że przyroda, grom adząc przez niezliczone poko
lenia potrochu z rozmaitych cech korzystnych, dochodzi do najlepszych warunków dla każ
dego otoczenia, zniewala nas zgodzić się na
706 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.
to, że w strefach zwrotnikowych czarnośó skóry przyczynia się do powodzenia w walce o byt.
Ż e kolor ten, prędzej niż każdy inny po
chłaniać będzie ciepło, je s t praw dą tak względnie do skóry człowieka, ja k w zastoso
waniu do dachu domu; w ten sposób w ypro
wadzono dziwny wniosek, że do klim atu pod
zwrotnikowego ten je st przystosowany najle
piej, kto je st najgorętszy, jeżeli gorąco uw a
żać będziemy za jedyny czynnik. Lecz fa k tem jest,- że nie samem tylko ciepłem żyją tak rośliny ja k i zwierzęta. Światło, drugi bliźni bodziec życia, z powodu iż dochodzi do naszej wiadomości przez swe działanie na specyjalny n e rw , zbyt zostało ograniczone w naszych pojęciach do wypełniania tego je dynie obowiązku (działanie n a nerw wzroku).
Olbrzymie procesy przyrody, które zbudo
wały miniony i obecny wielki św iat roślinny, oddzielają w liściach tlen wody od wodoru, a dwutlenek węgla rozkładają na części s k ła dowe, zarówno dawniej ja k i dzisiaj są doko
nywane przez działanie fal św iatła słonecz
nego, a mimo to w królestw ie zwierzęcem, jak o jedyny ich skutek uw ażany je s t wpływ ich na oko.
K rzyw a odrośl rośliny, stojącej na oknie, skręcony liść pokojowego kw iatu, dostate- cznem są świadectwem potęgi św iatła, a do
wody działania jej na człowieka są równie liczne, ja k dowody jej wpływu na rośliny.
Tylko sposób działania tego je s t tajem nicą, a mimo to, jeżeli kiedykolwiek chociaż czę
ściowo objaśnionym zostanie, dostatecznem to będzie do wykazania dlaczego ci, u k tó rych część prom ieni palącego słońca zw ro
tnikowego zatrzym ana je s t n a powierzchni, najodpowiedniejszymi są do życia pod jego pionowemi prom ieniam i.
Prof. Tyndall („A tom s, M olecules und E th e r W aves,“ L ongm an’s M agaziue, Nov.
1882), powiedział: „W iem y, że każde ciało organiczne sk ład a się z cząsteczek, utworzo- j nych z atomów i że te o statnie m ogą d rgać J milijony milijonów razy na sekundę.‘‘ N erw je st ciałem organicznem i „jeżeli spotkam y się z tkan k ą nerwową w meduzie, w o stry dze, owadzie, p taku czy człowieku, nietrudno nam je st rozpoznać jej składniki, albowiem są one wszędzie mniej lub więcej do siebie podobne. Temi elem entam i składowemi są
m ikroskopijne kom órki i włókna nerwowe;
zadaniem włókien je s t przenoszenie wrażeń, przedstaw ianych przez ruch y cząsteczkowe w tym lub owym kierunku, z komórek n e r
wowych lub do nich, gdy tymczasem funk- cyją kom órek je s t poczucie wrażeń, doprow a
dzanych przez włókna od zew nątrz" (po- równ. Rom anes „M ental Evolution in ani- m als“).
Możemy tedy twierdzić, że włókno nerwo
we w prow adza do bardziej ośrodkowej ko
mórki nerwowej wrażenie z powierzchni dro
gą szybkiego d rgan ia składających je cząste
czek. D rg an ia podobne mogą być wywoła
ne przez proste dotknięcie, ciśnienie lub im podobne bodźce, dopóki nie o budzą czucia, albo jeżeli są silne, bólu. Lecz mogą one być nietylko wytwarzane, ale i udzielane.
N ajpro stszą ilustracyją udzielania drgań je s t śpiewanie w pobliżu otw artego fortepianu;
wówczas struna, której nu ta odpowiada nucie zaśpiewanej, przejm ie j ą i zamieni w dźwięk.
Gdyby tedy d rg ania m iały miejsce bezpośre
dnio przy czułych końcach nerwów na całej powierzchni ciała, powtórzyłby się ten sam proces.
F a le św iatła i ciepła przechodzą przez światłonośny eter z jednakow ą szybkością.
Gzłowiek żyje w głębi bezbrzeżnego oceanu, tego subtelnego środka, który go, równie ja k i wszystko na świecie, przenika. „Skoro więc światło lub ciepło prom ieniste przenika, ja k fale dźwięku w tylko co przytoczonym przy
kładzie, to fale ich w ybierają te atomy, któ
rych czas .drgan ia odpowiada okresowi ich trw ania i tym atomom udzielają swój ruch.
W ten sposób pochłaniane je s t światło i cie
pło prom ieniste.1' (Tyndall).
Czyż, z tego co wyżej powiedziano, nie ła- twem je s t do zrozumienia, w ja k i sposób fa le ciepła oznajm iają swe istnienie i swą siłę przez obwodowe włókna kom órkom ośrodko
wym i nakazują zwierzęciu u n ik an ie ich dzia
łania, gdy je s t zbyt silne, lub poszukiwanie skoro je s t niedostateczne? I czyż można u - trzymywać, że podczas gdy fale ciepła dzia
ła ją i wywołują oddziaływanie w każdej chwiii istnienia, to współrzędne z niemi fale św iatła są w ogólności nieczynnej, z wy
jątkiem pobudzania jednego specyjalnego n e r
wu wzroku?
Nr. 45. W SZECHŚW IAT. 707 Przechodząc od rzeczy zawikłanych i zło
żonych do prostych, można dać n a to zapy
tan ie odpowiedź stanowczą.
W kilku niedawno ogłoszonych doświadcze
niach Engelm ann znalazł, że protoplazm aty- czne jednokomórkowe organizmy ulegają dzia
łaniu światła i że najniższe zwierzęta, po
siadające specyjalne organy zmysłów, miesz
czą się pomiędzy Meduzami; jed n a z nich mianowicie (Tiaropsis polybiadem ata) odpo
wiada skurczam i i drganiam i na zbyt silne bodźce świetlne.
Lecz jeszcze poważniejszym dowodem, p rz e m awiającym n a korzyść potężnego działania św iatła na nerwy skóry, je s t ten fakt, o któ rym prof. H aeckel powiada, że „ogólnym wnioskiem jak i możemy wyprowadzić, je st to, że zarówno u człowieka ja k u zwierząt orga
ny zmysłu wytworzyły się w gruncie rzeczy w jeden i ten sam sposób, a mianowicie z części zewnętrznego okrycia czyli naskórka (epiderm is).“ Isto tn ie te nerwy, które obe
cnie widzą, dawniej tylko czuły. N ajw rażliw sze nerwy wzrokowe są tylko nerwam i skóry, których cząstki mogły niegdyś drgać jedynie w unissono z długiem i ultra-czerwonemi fala
mi ciepła, podczas gdy obecnie dostroiły się do krótszych widzialnych fal widma.
N ie może ulegać wątpliwości, że gdy pew
ne spomiędzy jednakow ych zakończeń n er
wowych skóry różniczkują się do rozpozna
wania św iatła, czy to n a brzegu tarczy pły
wającej meduzy, czy to n a końcu promienia gwiazdy m orskiej, czy na frendzli płaszcza m ałża, lub grzbiecie niektórych gatunków skorupiaków, to zawsze należy przyjąć, że w pierwszej chwili cała powierzchnia nerwów musi odczuwać ten wpływ czynnika, przez który m ają być następnie podniecane. D a r
win wykazywał to w swych badaniach nad glistami, które, jakkolw iek pozbawione oczu są zdolne do odróżniania światła od ciemno
ści z wielką szybkością i ponieważ tylko przednia część ciała okazuje tę własność, przeto D arw in zawnioskował, że św iatło dzia
ł a na przednie kom órki nerwowe bezpośred
nio, czyli bez udziału jakiegobądź organu zm ysłu. Lecz jeszcze godniejszą podziwu naukę wyciągnąć możemy ze sposobów, ja - kiemi przyroda dochodzi do zamieniania ner
wów odczuwających ciepło na nerwy d rg a ją
ce w unissono z krótszem i falami światła.
Ponieważ jedynem i korzystnemi czy nn ika
mi zewnętrznem i je s t ciepło i światło, przeto tylko przez podobne miejscowe przystosowa
nia zam iana może być dokonaną.
Poszukując znów wśród najniższych o rga
nizmów odpowiedzi na tajem nice dotyczące najwyższych, E ngelm ann znalazł, źe najniź- szem stworzeniem wrażliwem na działanie św iatła je s t protoplazm atyczna E uglena vi- ridis, k tó ra nadto okazuje tę wrażliwość tyl
ko wtedy, gdy światło p ada n a przednią część jej ciała. T u tajto znajduje się plam ka pi
gm entu, lecz staran ne badanie wykazuje, że bynajm niej nie ona je s t najwrażliwszą na światło, lecz bezbarw na przezroczysta po
w ierzchnia protoplazm y znajdującej się przed nią.
Od tego najbardziej rudym entarnego ob ja
wu przez ciałk a pigmentowe naokoło brze
gów pływającej tarczy Meduzy i spigmento- wane ocelła n a końcach prom ieni gwiazdy morskiej, do niższych robaków, w których prof. H aeckel znajduje zwykłe kom órki w ra
żliwe na światło, oddzielone przez warstwę komórek pigmentowych od zewnętrznego ro z
szerzenia nerwu wzrokowego, spotykamy wszędzie ten sam u kład postępujący coraz dalej, mianowicie przezroczystość bezpośre
dnio przed częścią pobudzaną, pigm ent bez
pośrednio za nią, z czego możemy wyprow a
dzić ostateczny wniosek, ja k a je s t przyczyna pierwotnego przystosowania.
P rzy ro da wyzyskała najkorzystniej dwa czynniki znajdujące się w jej rozporządzeniu, tkanki przeznaczone do tego celu wystawiła na nieustanne przenikanie przez fale św iatła, a jednocześnie zapewniła nietylko przenikanie przez nie fal ciepła, lecz i nagrom adzanie go poza niemi. W ten sposób m olekularne s k ła dniki protoplazmy są wystawione na n ajsil
niejsze drgania, jakie mogą być otrzym ane zapomocą rozporządzalnych środków. N ie może ulegać wątpliwości, że protoplazm a in a
czej umieszczona d rg ałab y wolniej. Aż na
reszcie w skutek otrzym anego tu i owdzie zwycięstwa w walce o byt, przez te osobniki, które wyciągnęły pewną korzyść z odziedzi
czonego zwiększenia się wrażliwości wysta
wionych (n a działanie prom ieni) części, przy
szedł czas, w którym ta zaleta sta ła się trw a łą w gatu nk u i została założoną podstawa tego cudownego organu, w którym przezro-
708 W SZ EC H SW IA T. Nr. 45.
czysty atom protoplazm y leży przed plam ką pigm entu i który z biegiem wieków umożli
wił człowiekowi spoglądanie w przestrzeń.
O to co zdziałały wspólnie światło i ciepło, i czyż można przypuszczać, aby ich wpływ na powierzchnię nerwów był dziś mniejszy niż ongi? Czyż nie racyonalniej je s t sądzić, że większa liczba wyrożniczkowanych n e r
wów, niebędąc pożyteczną, nie rozw inęła się i że, jakkolw iek jesteśm y nieświadomi w pły
wu św iatła na nasze ciało, niemniej przeto ! analogija każe nam wnioskować, że światłu w połączeniu z ciepłem zawdzięczam y n a j
wyższe pobudzenie najsubtelniejszego nasze
go zmysłu?
U znając tedy współczesne działanie św ia
tła i ciepła, gdy ich wpływ je s t ześrodkowa- ny w skutek miejscowych właściwości n a d a nej części, musimy uznać za widoczne, że za
kończenia nerwowe na całej powierzchni cia
ła osobników, niezabezpieczonych włosami lub odzieżą, a żyjących pod pionowemi p ro m ieniam i zwrotnikowego słońca, musiałyby ulegać ich działaniu przez przezroczystą skó
rę i drgać silnie lecz niekorzystnie. M oże
my więć przypuszczać, że te osobniki, które najm niej owemu wpływowi ulegają, są n a jle piej dostosowane do otaczającego środka.
D latego też przyroda, nauczywszy 'się w minionych wiekach, że pigm ent znajdujący się poza przezroczystym nerwem pobudza jeg o drgania do najwyższego sto pnia, postę
puje teraz w prost odw rotnie i um ieszczając pigm ent przed zagrożonym nerwem , zm niej
sza jeg o d rgania o tyle, o ile pobudziłoby je przerwane światło, t. j. o ilość, k tó ra acz
kolwiek napozór je s t m ałą, jednakow oż po
mnożona przez c a łą powierzchnię ciała, p rz ed staw iłaby sumę działania nerwowego, które przedłużając się wyczerpałoby i zdegradow a
ło gatunki.
Stało się tedy, że człowiek pomimo p rz e j
ścia tylu pokoleń od owych dni bezbronnej walki staczanej z dzikiemi zw ierzętam i w la sach zachowuje do dziś w całej pełni tę b a r
wę skóry, k tó ra pom agała mu do szczęśli
wych ucieczek, a k tó ra obecnie m a w ażniej
sze zadanie do spełnienia, a mianowicie u- chronienie go od m ilijonów drgań na sekundę, k tó re w przeciwnym razie nieprzerw anym strum ieniem przenikałyby w jego niezabez
pieczony system nerwowy.
Z drugiej strony chemiczne działanie świa
tła wyrażone w stopniach, je s t według prof.
B unsena w B erlinie 21-go czerwca o 12-ej w południe 38°, gdy tymczasem w tem sa
mem miejscu i o tej samej godzinie 2 1-go g ru dn ia wynosi około 2 0°, to znaczy, że ró żnica w kącie pod jakim pada światło na je dno i to samo miejsce w grudniu i czerwcu wywołuje powiększenie się d ziałania chemi
cznego praw ie dwa razy. J a k ą ż musi być ted y różnica w działaniu .przez rok cały pod szerokościam i Londynu i Sierra-L eone.
Je ż e li zatem światło, będąc czynnikiem k o niecznym do rozwoju życia zwierzęcego, po-
! siada w ystarczające natężenie do osiągnięcia wym aganych celów w północnych okolicach A nglii, to oczywiście, że na równiku musi być ono w olbrzymim nadm iarze, jakkolw iek wszystkie inne w arunki są odpowiednie do potrzeb. W takim razie bardzo racyjonal- nem byłoby przypuszczenie, że gdybyśmy przeprow adzali ku północy przez rozmaite równoleżniki pewne określone szczepy, niepo- zw alając im się mięszać z innemi, wówczas barw a rozm aitych oddziałów tych szczepów bladłaby w prost proporcyjonalnie do odległo
ści ich od równika, ulegając niewielkim tylko zmianom, wywołanym skutkiem tych m iej
scowych warunków, k tóre wypływają mate- i ryjalnie na działanie światła, albo też św iatła
w połączeniu z ciepłem.
F a k ty przytoczone w fizyjologii C arpentera (pag. 985) potw ierdzają to stanowczo: „M o-
| źna słusznie przypuszczać, że pomiędzy kolo
nistam i europejskim i osiadłym i w gorących strefach, podobne zmiany nie w ystępują przez kilka pokoleń; lecz w wielu dobrze znanych wypadkach wcześniejszej kolonizacyi w ystę
pu ją n ader widocznie.* 1
Szerokie rozproszenie się narodu żydow
skiego po świecie i godne uwagi odosobnienie się ich od ludów, wśród których żyją, wsku-
! tek zachowywania p rak ty k religijnych, czyni ich szczególnie odpowiedniemi do tego rodza
ju spostrzeżeń. Zgodnie z tem znajdujem y, że śniada cera i ciemne włosy, k tó re uw aża
ne są ogólnie za cechę ch araktery styczn ą tej.
rasy, bardzo często ustępu ją u żydów E uropy północnej włosom rudym lub blond i jasnej cerze, gdy tymczasem żydzi osiedli przed k il
ku w iekam i w Indyjach, stali się ta k ciemny -
| mi ja k otaczający ich Indusi.
Nr. 45. W SZECHŚW IAT. 709 Nakoniec dodamy jeszcze uwagę w tej sa
mej kwestyi, a mianowicie n ader ciekawe do
wodzenie fizyjologiczne tej prawdy, źe kolor skóry znajduje się w stosunku prostym do prom ieni św iatła.
„B ardzo ciekawy przykład zmiany koloru negra został zanotowany przez niezaprzeczal
ną powagę. Czterdziestopięcioletni n egr nie
wolnik w K en tucky urodził się z czarnych rodziców i sam był czarny do 1 2-go roku ży
cia. W tym to czasie pasek skóry szero
ki na cal i okalający czaszkę tuż przy wło
sach, zaczął się stopniowo wyjaśniać, równie ja k i włosy znajdujące się w tem miejscu. (
Czyż nie słusznem zatem jest przypuszcze
nie że czarna skóra negra była tylko zady- mionem szkłem, przez które jedynie jego roz
proszone nerwy czucia zdolne są spoglądać na słońce? (N a tu rę nr. 773).
KOMETA WOLFA 1881 R.
Dzięki udoskonalonym w ostatnich latach j połączeniom telegraficznym różnych obserwa-
N astępnie u k azała się biała plam a w pobliżu wewnętrznego k ąta lewego oka i stąd biała ! barw a rozchodziła się stopniowo po twarzy, kadłubie i kończynach, aż pokryła ca łą po- j wierzchnię ciała. Z upełna przem iana barwy ! czarnej na białą trw ała lat dziesięć i gdyby nie włosy kędzierzawe i w ełniste n ik t nie do myśliłby się, że przodkowie jego posiadali j a kiekolwiek cechy charakterystyczne n e g r a , skóra jego bowiem przedstaw iała zdrowy ży- j lasty wygląd jasnego Europejczyka. Gdy zaś negr ów doszedł do la t dwudziestu dwu, zaczęły się pojawiać na tw arzy i rękach cie- j mne miedziane lub b ru n a tn e plamy, które jed n ak występowały tylko na częściach po
wierzchni ciała wystawionych na działania św iatła. ' 1
toryjów, spostrzeżenia kom et zyskały bardzo wiele, bo utwory te przez krótk i czas tylko w bliskości słońca widzialne, nie wiele dają spostrzegaczom możności określenia ścisłego ich dróg i natury. Nowo odkryta w d. 2 0
W rześn ia r. b. przez W olfa w H eidelbergu drobna teleskopowa kom eta, już na drugi dzień, to je s t w d. 21 W rześnia w kilku euro
pejskich obserwatoryjach była badaną. W o- becnym wypadku pośpiech ten okazał się wielce użytecznym, bo nowa kom eta je st d ro bna i wkrótce już oddalać się będzie od ziemi.
Z dotychczasowych spostrzeżeń udało się z wielkiem przybliżeniem określić je j d ro g ę—
tem ciekawszą, że eliptyczną, jak ich nie wiele do dziś naliczyć można. D roga ta, tym cza
sowo obliczona przez C handlera w Bostonie
710 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.
i przedstaw iona w części na szkicu perspekty
wicznym (fig. 1) stanowi w całości wielką e- lipsę zamkniętą, okalającą drogę ziemi i n a
chyloną do niej pod kątem 25°. L in ija W W ' wyobraża przecięcie płaszczyzny drogi kom e
ty z płaszczyzną drogi ziem skiej—czyli ta k zwaną liniją węzłów. Z powodu tej postaci drogi, kom eta dość odlegle od słońca trzym ać się będzie, ta k źe w punkcie najbliższym słoń
ca tc (perihelium ) będzie od tegoż o 31 mili- jonów mil odległą. Odległość je j je d n a k od ziemi, ja k to z figury wnosić m ożna je s t obe
cnie znacznie mniejszą. W chwili odkrycia kom eta w stosunku do położenia ziemi 2 0 W rześnia, była w punkcie K . W pierwszej połowie P aźd ziern ik a zbliżyła się najwięcej do ziemi i była w punkcie K ', to je s t tylko o 19 milijonów mil odległa. Z powodu postę
powego biegu ziemi wyrażonego na figurze odpowiedniemi datam i, gdy kom eta dojdzie do swego punktu przysłonecznego n ,— ziemia już będzie w punkcie 18 L isto p ad a i coraz bardziej oddalać się będzie od komety. D o o- biegu całej drogi kom eta W olfa potrzebuje około 6 ’ / 2 lat, a tym sposobem je s t je d n ą z kom et peryjodycznych należących do u kład u słonecznego. W tem leży ważność tegoro
cznych spostrzeżeń, bo tak ich kom et o k ró t
kim czasie obiegu zaledwie kilkanaście dziś je s t znanych. P rze d ukończeniem ścisłych obserwacyj i ostatecznego określenia postaci drogi nie możemy jeszcze twierdzić, czy dzi
siejsza kom eta je s t nową, czy też kiedykol
wiek już obserwowaną była. W lunetach tu tejszego obserw atoryjum przedstaw ia się jak o m ała plam ka m glista z drobnem jasn em ją - derkiem bez warkocza. N ie będzie ona n a leżała do świetnych zjaw isk ra z z tego powo
du, źe m ając punkt przysłoneczny odleglejszy od wielu kom et, mniej łatw o podlegnie ro z k ła
dowi przez ciepło słoneczne, w ytw arzające warkocze, a przytem oddalanie się ziemi od niej w chwilach największego blasku u tru d n i jeszcze bardziej dostrzeżenie jakichkolw iek
szczegółów. Jrdrzejewicz.
Płońsk, 16 Października 1 8 8 4 .
KILKA SŁÓW 0 IT E L IfflC Y l MAŁP
podług J. F is c h e r a .
(Dokończenie).
Ciekawość m ałp rów na się ciekawości dzi
kich i m ałych dzieci. W idok nowego przed
m iotu pociąga je do tego stopnia, że zapo
m inają przy nim naw et o jedzeniu. T ak robią dzieci a naw et i dorośli, — czyż dzienniki nie są prostym wynikiem naszej ciekawości?
G dy otrzymywałem nową przesyłkę zwie
rząt, mnóstwo ciekawych małp otaczało skrzynkę; natychm iast niektóre naw et prze
w racać próbow ały w skrzynce, w której nie
ra z mieściły się m ałe m ięsożerne stworzenia.
R ęk a, k tó ra za śm iało gospodarow ała, otrzy
m ywała w nagrodę ukąszenie, co w gniew najwyższy wprowadzało w łaściciela ręki, a złość w yw ierała się na, skrzynce. Jeżeli nowy przybysz był m ałpą, m u sia ł się przedstawić w towarzystwie, z wszelkiem i wymaganemi formami. Obok powitań, będących w zwyczaju, mierzono jeszcze stopień inteligiencyi i odwa
gi nowego kolegi zapom ocą sprzeciwiań mniej lub więcej silnych. Z achow anie się jego de
cydowało o przyszłości; był stosownie do wy
padku, albo przedm iotem żartów lub sza
cunku. S zacu n ek zaś warunkował się roz
m iaram i nowego ob yw atela i siłą jego zębów.
Służalczość względem wielkich i ucisk wzglę
dem słabych, są zasadą ogólnie przyjętą po
między małpami.
R esus jak o n ajstarsza osobistość, w yw ierał ucisk wyrafinowany, ale zarazem nieznośny względem swoich wszystkich braci. W końcu byłem zmuszony, podczas przechadzek innych m ałp, zamykać resusa w klatce lub wiązać go na sznurku. W krótce jed n ak nauczył się od- wiązywać sznur lub odczepiać łańcuch.
P e rty mówi: m ałpy um ieją rozwiązywać węzły, ale nie um ieją ich w iązać. N ie je s t to wcale dowodem niższości. M ałpy, ta k ja k większość zwierząt, m ają we wszystkich Opra
wie czynnościach pewien cel oznaczony, jeśli cel im się usuwa, pozostawiają rzeczy w po
Nr. 45. W SZECH ŚW IA T. 711 przednim stanie. Mój resus potrzebował dla
dostania miodu otworzyć szafę, a dla oswobo
dzenia się odplątać węzeł, ale jakiż cel miałby w zamykaniu szafy lub nawiązywaniu węzła?
Czyż i między ludźmi nie musimy przyzwy
czajać sług i dzieci do zamykania drzwi?
M ałpy um ieją oceniać ciężar. Dawałem re- susowi ja jk a pełne i ja jk a puste, ale ta k do
brze zam knięte, że trudno było bardzo nawet ludzkiemu oku spostrzedz różnicę. Z począt
ku resus nagryzał ja jk a puste i pełne, w koń
cu odrzucał puste, nienagryzając ich wcale.
Prow adziłem dalej to doświadczenie, podając mu jajk o napełnione opiłkam i żelaza, ołowiu lub trocinam i drzewnemi. P o kilku próbach nie dał się oszukać tylko takiemi, których ciężar był zupełnie równy ciężarowi ja je k nor
malnych. T a zdolność oceniania wagi ja je k nie je st wspólną wszystkim małpom, 1 A teles paniscus, 7 Cebus capucinus, 2 C ercopithecus diana, 1 magot (In u u s ecaudatus) i 1 1 mło
dziutkich m akak, gryzły wszystkie ja jk a bez wyboru i następnie je rzucały.
Z powodu drażliwości małp, P e rty m ów i:
„M ałpy są bardzo czułe na wyśmiewanie i na obrazy im aginacyjne“ . M ają one wprawdzie tem peram ent sangwiniczny, skutkiem tego są niezmiernie drażliwe. A le co do obraz radzę zobaczyć zachowanie się widzów wobec wysta
wy małp. Te obrazy nie są na im aginacyi oparte. Je d n a rzecz powinna nas dziwić, to je s t że m ałpy z ich tem peram entem i sposo
bem życia dawniejszym, zachowują tyle do
brego hum oru w pośród nowych zupełnie w a
runków istnienia.
N ie można zaprzeczyć, żeby małpy nie miały choć słabego pojęcia o liczbach. Mój resus był przyzwyczajony dostawać pewną o- znaczoną liczbę czy to marchwi, czy jabłek, czy też kartofli; jeżeli liczba nie była pełną, zawsze to spostrzegł. D ostaw ał zwykle co
dziennie cztery ja b łk a , jeżeli mu dałem trzy, nie ruszył się z miejsca, dopóki mu nie przy
niesiono czwartego.
Muzyka niewiele go obchodziła; odgłos trąb k i myśliwskiej p rz era żał go i zapędzał w słomę. T en odgłos robił mu to samo w ra
żenie, co wbijanie gwoździ w sąsiedztwie.
D ra p a ł zwykle uszy by rospędzić to wrażenie. | Um ysł ciekawy i badawczy m ałpy, robi i z niej wybornego stróża. Ueźto razy mój i resus zwrócił uwagę na drzwi, które były o
tw arte, na zwierzątko, które uszło mojej pil
ności, lub na niejeden przedmiot, który nie był na swojem miejscu. Mógłbym jeszcze przytoczyć mnóstwo tego rodzaju przykładów, wykazujących wyższość m ałp, nad psami po- dwórzowemi. N a Jaw ie niema prawie stajni, której by nie strzegły makaki. Przemilczę o ich rozmaitych rodzajach zabaw, w których dają tyle dowodów lekkości, przebiegłości a nawet i tak tu. Z acytuję tylko jed en rys cha
rakterystyczny resusa, był on zachwycony m ając cygaro lub fajkę zapaloną u ust, n a
pełniał sobie policzki dymem i wypuszczał go nozdrzami.
M ałpy umieją porównywać przyczynę i sku
tek i wyciągać z tego wnioski. M am na to liczne bardzo dowody, jeden wystarczy.
Mleko, które dawałem moim pensyjonarzom dochodziło tem peratury 22,50° i ogrzewane by
ło zapomocą lam py Berzelijusza, k tó ra była umieszczoną na półce obok mojego biurka.
Ż adn a z m ałp nie była nigdy obecną przy
grzewaniu, bo to się odbywało zawsze w k u chni. A jednak skoro tylko służący b ra ł lam pę, w całym pokoju słychać było okrzyki radości i szmery zadowolenia, a działo się to w jakiej bądź porze zawsze przy braniu lampy.
M ałpy przeto rozumiały, że lam pa była po
trzebną do ich uczty.
Muszę jeszcze odsłonić punkt zwykle prze
sadzany i będący źródłem mnóstwa anegdot;
mam tu na myśli ową nieograniczoną zdolność naśladowania.
Człowiek i m ałpa, wbrew wszelkim przeci
wnym obserwacyjom wynikającym głównie z dumy i nieświadomości,— są jed n ak ta k d a
lece pomiędzy sobą pokrewnemi pod wzglę
dem fizycznym i moralnym, że ich popędy są prawie te same, a przynajm niej niezmiernie do siebie zbliżone. J e ś li m ałpa drapie się, je lub pije na sposób ludzki, nie jestto wcale skutkiem naśladownictwa, ale raczej skutkiem podobieństwa cielesnego i intelektualnego z człowiekiem. Opowiadano, że ta k a a ta k a m ałpa naśladow ała wszystko co robił jej pan;
wszystkie opowiadania tego rodzaju można policzyć do rzędu bajek.
M ałpy posiadają pomiędzy sobą język wy
bornie zrozumiały dla osobników tego samego gatunku. G atunki mniej do siebie zbliżone rozumieją się ale tylko po pewnym czasie o b cowania z sobą. M ałpy z gatunków bardzo
712 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 45.
oddalonych, np. m ałpy nowego lądu (np. Ce- i bus hypoleucus, capucinus, Ateles paniscus i t. d.) i m ałpy starego św iata (C ynocephalus babuin, porcarius, P a p io mormon, leucopheus> ' In u u s ecaudatus i t. d.) nie rozum ieją się wcale i potrzeba nieraz kilku lat, żeby się stały j zrozum iałem i dla siebie. M ożna powiedzieć, nieprzesądzając faktu, że uczą się nowego dyjalektu, nowego języka m ałpiego. J a k my
śli m ałp są bardzo ograniczonej rozciągłości, ja k potrzeby ich polegają tylko na wyżywie
niu się i walce o byt, ta k też i język sk ład a się z sam ogłosek wymawianych z ro z m a itą in- tonacyją i akcentow anych wyrazem fizyjogno- mii i ruchów. K rzyk ich je s t bardzo zbliżony do wykrzykników ludzkich. Jęz y k pierw o
tnych ludzi nie wiele m usiał się różnić od ję zyka antropom orfów i po większej części m u
sia ł się składać z sam ogłosek. To samo d aje się zauważyć w pierwszych m iesiącach u dzie
ci; wszyscy ludzie zaczynają sw oją mowę od m am a, papa, lala, niania.
Śmiech i uśmiech są w yrażeniam i spotyka- nemi najczęściej u m andryla i m ożna je wy
wołać u obu gatunków , naśladow aniem ich śmiechu. Uśm iech polega n a rozciąganiu p u n k tu zetknięcia warg (kątów ust) w ty ł i i naprzód, przy czem ukazują się zęby, pomimo że m ałpa nic nie mówi i nie rozszerza szczęk.
G dy tymczasem przy śmiechu otw iera szeroko u s ta i słychać śmiech dobitny, dający się wy
razić przez a —a —a.
Młode m ałpy łatw iej się śm ieją niż s ta re . W spaniały C ynopithecus niger, którego przez ośrn la t hodowałem i który doszedł olbrzy
mich rozmiarów, śm iał się w o statn ich m ie
siącach swego życia tylko wtedy, gdy b y ł po
łechtany, co zwykle wywołuje śmiech u wię
kszości m ałp starego lądu i u niektórych no
wego św iata (Cebus ateles). Uśmiech resusa był odmienny. Ś ciągał on skórę głowy, ja k w stanie zupełnego zadowolenia, przyciskając w argi jed n ę do drugiej i w yciągając je na przód. J e ś li radość podnosiła się o jeden stopień wyżej, otw ierał w argi pokazując zęby ) dziąsła i opuszczając spojenia wargowe (k ą ty ust) ku dołowi. W śm iechu pokazyw ał wszys
tkie zęby, odrzucał głowę w ty ł i wym aw iał wyraźnie k i—ki—ki— ki.
Dobry byt i zadowolenie zarówno ja k i mniejsza radość objawia się u resusa w na
stępujący sposób. Uszy są zwrócone w tył,
sk ó ra głowy je s t ściągnięta chwilami w tył, pociągając za sobą brwi. W arg i się wydłu
ża ją pozostawiając między sobą otwór wielko
ści grochu. Jednocześnie słyszeć się daje kwik w formie eh, k tóry pow tarza za każdym razem gdy ściąga uszy.
U Cercocebus ra d ia tu s radość, zadowole
nie, uśmiech i śmiech objaw iają się tak samo ja k u resusa. S ta re m akaki robią tak samo ja k resus, gdy tymczasem młode zupełnie w inny sposób objaw iają swoją uciechę. W y
dym ają one także w argi naprzód a skórę g ło wy ściągają w tył, ale w tej postaci pozostają
j one bardzo długo, a nie z przestankam i ja k
; to czyni resus. P rzez ten czas nie zm ieniają wcale pierw otnego ułożenia, zam ykają w argi lub otw ierają kolejno, gdy tymczasem z głębi k rta n i wydobywa się jak by szm er oumum.
P rzez cały ten czas m łody m akaka porusza głową zatrzym ując wzrok stale na swoim panu lub na koledze.
U m agota (Inu us ecaudatus) objawy ra d o ści są dosyć śmieszne, ta k dalece, że w pierw szej chwili można sądzić, że m ałpa je s t w gniewie. Uszy i brwi są bardzo mało ścią
gnięte w tył, obadwa szeregi zębów są wido-
| czne, spojenie szczęk je s t mocno posunięte ku tyłowi, co nadaje skórze na policzkach liczne fałdy półksiężycowate lub współśrodkowe, jednocześnie w arga zew nętrzna porusza się nadzwyczaj żywo, a ponieważ nie wiele się oddala od wargi dolnej, wydaje ja k gdyby lekkie szczękanie zębów. U m agota nie mo
głem odróżnić uśmiechu od śmiechu, pomimo że m iałem 63 osobniki tego gatunku, różnej płci i różnego wieku.
Pieśce właściwe (C. ham adryas, babuin, porcarius, ursinus, flayescens i t. d.) silnie brwi podnoszą przy śmiechu. Uszy są przy
bliżone do głowy i słychać dźwięki m iarowe wydawane z zamkniętemi ustam i ja k o— o—o, k tó re następnie przechodzą w śmiech, podo
bny trochę do szczekania psa, wtedy ju ż u sta są szeroko otw arte. Cebus capucinus, hypo
leucus, w yrażają swoją radość ściągając skórę głowy w tył, przybliżając uszy do głowy i wyszczerzając zęby.
Z akończę moje uwagi kilkom a słowami o gniewie.
R esus z gniewu staw ał się czerwonym, szczególniej nos i części sąsiednie, n ab ierały barwy krwisto-czerwonej. Sierć jeży się
N r 45. WSZECHŚW IAT. 713 na całem ciele, uszy oddalają, się od głowy, !
oczy są szeroko otw arte, ta k samo i usta.
Zwierzę podnosi się na czterech swoich koń- j czynach i rzuca się na napastnika. Głowa i tułów drżą nerwowo, słychać głuchy kwik ; z gniewu. T en sposób w yrażania gniewu je st ! prawie wspólny wszystkim małpom, stopniuje j się tylko zm ianą tonu, co znowu zależy od natężenia gniewu.
D arw in wybornie określił tę pozycyją, mówi on, że m ałpa unosi się na czterech kończynach swoich, by się wydać wyższą, rozszerza uszy by nie straciła najm niejszego hałasu, otwiera oczy i u sta by się wydać groźniejszą i by przerazić napastnika widokiem zębów, co je st giestem wspólnym wszystkim zwierzętom d ra pieżnym.
Mój resus ja d ł z olbrzymim mandrylem i Oynopithecus niger przy stole i z tych sa
mych półmisków, z których i j a jadłem . N a j
lepiej ze wszystkich potraw lubił kurczę i baraninę pieczoną. L u b ił także bardzo ja jk a surowe lub gotowane, m ała ta słabostka zmu
siła mnie do zapłacenia sąsiadow i dosyć o- krągłej sumki za ja jk a w liczbie 150, które podobało mu się zjeść, potłuc i wyrzucić. L u bił on wszakże rozm aitość w jedzeniu, ta k ja k wszystkie m ałpy, co trzeb a uważać jak o na
turalny wynik życia ich w lasach, gdzie panu
je ogrom na rozm aitość owoców i gdzie dość im wyciągnąć rękę, by zmienić rodzaj poży
wienia. Spomiędzy jarzyn najlepiej lubił szparagi. Owoce stanowiły codzienne jego pożywienie i nie żałow ał ich sobie, pustosząc sady moje i moich sąsiadów.
N apojem jego zwykłym było mleko i pół szklanki bordeaux, które b ra ł w rękę jak człowiek nietracąc ani kropelki. N iekiedy dawałem mu herb atę, czekoladę lub kakao, piwo i białe wino tokajskie. Tego ostatniego często nadużyw ał a naw et parę razy się upił, bo potrafił dostać się do pokoju, gdzie się znajdow ała butelka tego wina. N ieraz słu
żący wzywał mnie, żeby go przenieść do k lat
ki, bo ruszyć się nie mógł wcale, tak był pi
jany.
U pity mój resus bardzo był podobny do człowieka pijanego. S taw ał się wesołym, ty siączne wyprawiał skoki, u p adał co moment, aż dopóki się nie rozłożył na stole lub na dy
wanie, niezdolny do wszelkich ruchów : gnie
wał się na wszystkich, ktokolwiek się do niego przybliżył. - A le względem mnie, naw et w tym stanie zachowywał najwyższy szacunek i nigdy nie próbow ał mnie ugryść. B ronił się często by go nie zamykano do klatki i zasypiał zwy
kle głęboko. Po tych wybrykach zwykle n a
stępowało osłabienie trw ające jeden lub dwa dni, podczas którego tra c ił ochotę do jedzenia ale nigdy do picia.
Revue Scientifiąue Nr 2 0, 18 83 r.
./. s.
0 D O B ą o C I N A F T Y
przoz
B ro n isła w a Paw łow skiego.
(Dokończenie)
T e m p e r a t u r a z a p a l n o ś c i . P od tą nazwą zwykle chemicy pojm ują dwie te m peratury : jednę, przy której z danej do b a dania nafty wydzielają się gazy palne—pary lotne, które eksplodują ponad powierzchnią n a fty, niezapalając jed n ak samej nafty, drugą, przy której już sam a nafta, za zbliżeniem się do niej płomienia, zapala się na całej swej po
wierzchni. Pierw szą z tych tem p eratu r ozna
czono niezupełnie słuszną nazwą tem peratury zapłonienia, drugą zaś—nazwą tem peratury zapalności lub płomienienia. T em peratury te, o ile sądzić można z zebranych dotąd do
świadczeń, leżą zwykle blisko siebie, różnią się o kilka zaledwie stopni; w literatu rze je dnak można znaleść twierdzenia, że różnica ta może dojść do 15 a naw et 27° dla zwykłych naft handlowych.
Oznaczanie tych tem peratu r, a szczególniej pierwszej t. j. tem peratury zapłonienia je s t przy ocenianiu nafty nader ważną wskazów
ką, od wysokości bowiem tej tem p eratury za
leży, czy dana nafta może być bezpiecznie u- żywaną w lampach, czy nie,— czy w zwykłych warunkach, jak ie m ają miejsce przy paleniu się nafty w lam pach, może zajść wybuch, eks- plozyja nafty, czy nie. Przy stan iu nafty w
714 W SZECH ŚW IA T. Nr 45.
naczyniach, a zatem i w lam pach, pary lotne palne, czy to wskutek ogrzania, czy wskutek rozkładu powolnego, czy też w skutek rozpu
szczenia ich w nafcie, wydzielają się z niej tem obficiej, im je st wyższą tem p eratu ra n af
ty. P rzy paleniu się nafty w lampie, tem pe
ra tu ra nafty z czasem podnosi się jeszcze o kilka stopni. T em p e ratu ra pokoju z jednej strony, podnoszenie się tem p eratury nafty w lam pie z drugiej— sprzyja wydzielaniu się z nafty palnych gazów. Same jed n ak te gazy nie wybuchają przy zbliżeniu do nich płom ie
nia, potrzebują być zmięszane z powietrzem, by mogły eksplodować, rozryw ać naczynia.
Do wybuchu takiego potrzebna je s t dalej o- znaczona ilość powietrza, równe objętości g a zów tych i pow ietrza jeszcze nie wybuchają, ju ż przy 3 częściach pow ietrza na 1 część ga
zów wybuch je s t dość mocny, a najm ocniej
szym wybuch będzie wtedy, kiedy m ięszanina składać się będzie z 8— 9 części powietrza i 1
części gazów. P rzy nalewaniu nafty do lam p i w samej nafcie (bardzo m ało) i ponad je j powierzchnią będzie znajdow ać się powietrze, m ięszanina gazów palnych wytworzyć się za
tem może i wytworzy tem łatwiej, im w danej nafcie te gazy będą lotniejsze, wtedy już sto
sunkowo niska tem p eratu ra w ystarczy do wyrugowania ich z nafty na jej powierzchnię.
A by n afta była pod tym względem dobrą, t. j.
nie była eksplodującą, potrzeba aby przy tem p eratu rach niższych i przy tych tem p era
turach m aksym alnych, ja k ie m ożna otrzym ać w lam pach po kilkogodzinnem ich palen iu — nie wydzielała gazów palnych, potrzeba, aby te gazy dopiero na samym knocie, w bardzo m a
łych ilościach się wydzielały. P rzy paleniu się lampy, tem p eratu ra palącej się w niej nafty je s t po 2—3 godzinach zaledwie o kilka 5—8° wyższą od tem peratury pokoju, w k tó rym lam pa się pali. Poniżej zatem tej sumy tem p eratu r dobra n afta nie powinna wydzie
lać gazów palnych w większych ilościach.
Dobrzo urządzane lam py m ają też n a celu u- suwanie prądem powietrza wytwarzanych g a zów lotnych, aby się nie nagrom adzały w wię
kszych ilościach.
Jak ż e teraz, zapytamy, oznaczyć tem p eratu . rę wydzielania gazów, albo tem p eratu rę zapło
nienia? P od tym względem od dosyć daw na zaproponowany je st sposób przez prof. V an der W eyde z Nowego Y orku. W edług tego
I sposobu napełnia się dość długą odczynniczkę (epruwetkę), wymierzonąjw dolnym końcu, b a d an ą naftą, zatyka palcem, odwraca i zanurza pod wodą letnią, której tem p eratu rę stopnio
wo podnosi się przez dolewanie i mięszanie z ciepłą wodą, aż do tem p eratury 45°. Jeż eli się wydzielają gazy, wtedy wypychają one naftę, zbierając się w górnej części odwróconej odczynniczki. Ponieważ tu stopniowo tylko dolewa się ciepłą wodę, przeto można zauw a
żyć przy jakiej tem peraturze zaczynają się wydzielać gazy, ponieważ dalej tem p eratu rę zawsze doprowadza się aż do 45°, przeto są dzić można, ile dana nafta wydziela gazów palnych i z tej ilości ju ż do pewnego stopnia sądzić o je j d ob ro ci. D ob ra nafta, według prof. Yan der W eyde do 40—45° nie powinna wydzielać żadnych gazów.
Ten jed n ak sposób niezawsze daje rezulta
ty, co zależnem je s t prawdopodobnie od g ę
stości nafty. M ożna nieraz, ja k to zauważy
łem kilkakrotnie, ogrzewać nawet powyżej 45° i przytem gazy się nie wydzielają, chociaż n afta posiada stosunkowo niską tem p eratu rę zapłonienia. Sposób ten też wkrótce został zarzucony i zastąpiony przez inny, zapropono
wany przez W ik to ra M eyera. W edług tego sposobu do cylindra z korkiem, przez któ ry przechodzą dwa term om etry, wlewa się do po
łowy nafty, zam yka się korkiem tak, aby jeden term om etr zanurzał się nad n aftą w powietrzu drugi w samej nafcie. T ak zam knięty cylinder ogrzewa się w ciepłej wodzie, od czasu do czasu wyjmuje się korek i do cylindra wnosi mały płom yk; tem p eratu ra, przy której n a
stąpi eksplozyja, będzie tem p eratu rą zapło
nienia, k tó rą się odczytuje na górnym term o
metrze.
O ba te sposoby są jed n ak dosyć mozolne i w p rakty ce zostały zastąpione przez sposób prostszy, przy którym naraz robią się dwa o- znaczenia, tem peratury zapłonienia i tem pe
ra tu ry zapalności. Sposób ten polega na tem, do miseczki porcelanowej leje się b adaną naf
tę, miseczkę tę wstawia sfę w drugą, do poło
wy wypełnioną wodą. D olną tę miseczkę o- grzewa się lam pką gazową lub spirytusową.
Do danej nafty wstawia się term om etr d okła-.
dny i w m iarę podnoszenia się tem peratury, co każdy prawie stopień, ponad pow ierzchnią nafty, przesuwa się maleńki płom yk z cienkiej drzazeczki lub zapałki. Jeżeli nafta d o s ta te
Nr 45. W SZECH ŚW IA T. 715 cznie się ogrzeje, można zauważyć przy p e
wnych tem p eraturach m ałe wybuchy gazów, przyczem jed n ak sam a nafta nie zapala się płomieniem. T em p eratu ra ta, przy której następują te m ałe eksplozyjki, a k tórą nam wskazuje term om etr, będzie tem peraturą za
płonienia. P rzesuw ając dalej ponad powierz
chnią nafty płomyk, wkrótce można zauważyć, że nafta zacznie się palić na całej powierzchni.
Odczytana w tej chwili na term om etrze tem peratu ra, będzie tem p eratu rą zapalności danej nafty. W większości wypadków te dwie tem peratury nie są zbyt odległe od siebie. B ad a
łem dosyć dobre handlowe nafty, które na tem p eratu rę zapłonienia dały następujące liczby: 38°, 24°, 20°, 16°,—na tem peraturę zapalności: 45°, 26°, 25°, 20°.
Od wysokości tych dwu tem p eratu r zależy większe lub m niejsze niebezpieczeństwo, wy
nikające przy użyciu nafty. D la tego też rozm aite państwa zwróciły uwagę na ten szczegół i przepisały oznaczone minimum tem- p aratury zapalności nafty, poniżej którego dana nafta nie może być puszczaną w obieg.
W rozmaitych państw ach rozm aite minima tem peratury zapalności są przyjmowane i tak:
w Anglii == 73° F . F ran cyi = 35° C.
N iem czech— 2 1° C.
A ustryi — 37,5° O.
W edług przyjętych powyżej liczb dla nafty galicyjskiej minimum zapalności powinno wy
nosić 37,5°,— tymczasem w handlu znajdujące się nafty zawsze okazują o wiele niższy punkt zapalności, wynoszący 20 —25° stopni zale
dwie i te nafty już są uważane za dobre, już są używane do lam p, a o niebezpieczeństwach eksplozyi znów nie tak często słychać. W p ra wdzie z takiej nafty, k tó ra okazuje tem p era
tu rę zapalności 2 0°, po oddystylowaniu w ła
ściwego produktu przechodzącego w g ran i
cach 150—270°, otrzym uje się łatwo naftę z tem p eratu rą zapalności 48-—50°. Liczba
4 5° podana powyżej n a tem p eratu rę zapalno
ści, zaobserwowana była n a nafcie p. F ed o ro wicza z Kopy, na ta k zwanej nafcie niezapalnej i je s t stosunkowo bardzo wysoką, co znów wogóle bardzo rzadko się spotyka. Jeżeli ba
dać pod tym względem rozm aite nafty han
dlowe zagraniczne, am erykańskie, rosyjskie, galicyjskie, niemieckie, okaże się prawie zaw
sze, że nie posiadają one minimum tem p era
tu ry zapalności, prawem przepisanej—a ponie
waż znowu wypadki eksplozyi nie są tak czę
ste, przeto moźnaby wnioskować, że te m ini
ma są za wysokie i bez szkody możnaby je i to dość znacznie obniżyć. W każdym razie przy puszczaniu w obieg nafty należałoby pod tym względem rozwinąć silniejszą kontrolę. W e Lwowie istnieje w handlu bardzo wiele g a tu n ków naft, k tóre nietylko że nie odpowiadają prawem przepisanej tem peraturze zapalności, ale o kilkanaście stopni niżej się zapalają.
Sam badałem nafty, które się zapalały po
wierzchnią przy 18°, 16°, 14° a p. N aw ratil podaje liczby 1 2°, 6°. N ie ulega wątpliwości,
j że tak ie nafty w handlu istnieć nie powinny i że oznaczenie tem p eratu ry zapalności nafty
| je s t bardzo ważną wskazówką i zaniedbywa- nem być nie może.
S k ł a d p r o c e n t o w y n a f t y . D ana nafta może posiadać wysoką tem peraturę za
palności, może odpowiadać innym wymaga
niom, a pomimo to może okazywać się złą naftą, może daw ać nieznaczną siłę świetlną.
A to pochodzić może głównie stąd, że w niej będzie znaczny procent produktów wysoko- wrących, olejów ciężkich, które po knocie przesuwają się leniwie, ciężko, a następnie trudno się spalają. Ażeby i pod tym wzglę
dem należycie ocenić naftę, potrzeba j ą głę
biej zbadać, oznaczyć jej sk ład procentowy i skład ten porównać ze składem procento
wym dobrej nafty. N a ten pun kt dotąd przy ocenianiu naft galicyjskich nie zwracano n a leżycie uwagi, oznaczano tylko proce n t ben
zyn, nafty i olejów— lecz mojem zdaniem te trzy oznaczenia do scharakteryzow ania d o kła
dnego nafty nie w ystarczają. J u ż dosyć d a
wno dr. Biel w P etersb u rg u zastosował ten sposób do porów nania naft am erykańskich z kaukaskiem i; j a (Kosmos, 1884, zeszyt I ) za
stosowałem go do b adania nafty galicyjskiej) przyczem się okazało, że nafty galicyjskie są bardziej zbliżone do am erykańskich niż rosyj - skich, że nie są znowu tak złe, jak b y z ogól
nego ich ocenienia wnioskować można było, tylko że niezawsze uczciwie są otrzymywane i tem podrywają wiarę w siebie i u ogółu tu
tejszego i zagranicznego. Sposób ten polega na oznaczeniu wagi dystyłatów, przechodzą
cych w pewnych, niezbyt odległych granicach np. co 1 0°. Jeżeli się ta k ą naftę rozdystyluje