35. W arszaw a, dnia 25 sierpnia 1899 roku. Tom XVIII.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PK I \L M i:itA T A „ W S Z E C H S W IA T A “ . W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8, k w artalnie rub. Z.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we wszyst
kich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
K o m ite t R e d a k c y jn y W s z e c h ś w ia ta stanow ią P a n o w ie : D eike K., D ickstein S.. Eism ond J ., Flaum M., H oyer H ., Jurkiew icz K., Kowalski Al., K ram sztyk S., K w ietniewski W !., Lewiński J ., Morozewicz J ., N a tan so n J., Okolski S., Stru m p fE .,
Sztol;m an J .f W ey b erg Z., W róblew ski W. i Zieliński Z.
A d r e s E e d a k o y i : K r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IfcT-r S S .
ROBERT BUNSEN.
W czasach naszych, kiedy nau k a rozgałę
ziła się na tak niezliczoną ilość pędów od
dzielnych, luźnie z głównemi konaram i po
wiązanych, żywot naukowy B unsena nie może być w sposób wyczerpujący napisany przez pojedyńczego autora. K to wie nawet, czy istnieje dzisiaj umysł, któryby dokładnie i ściśle mógł pojmować wielkość zasług B un
sena na wszystkich polach jego działalności.
B ył to bowiem uczony niezwykły, który na drodze doświadczenia um iał dostępnemi uczynić dla zmysłowego spostrzegania takie objawy praw rządzących przyrodą, jakich większa część badaczów nie próbowała przed nim dotykać, p oprzestając na spekulacyjnem jedynie praw owych roztrząsaniu. W pływ zaś wielkich odkryć i spostrzeżeń Bunsena nie ogranicza się do samej tylko chemii, któ rej upraw a była zawsze osią główną wszyst
kich jego myśli, lecz rozciągał się na fizykę i astronom ią z jednej strony, n a geologią i nauki biologiczne z drugiej, dając równo
cześnie nadzwyczajną obfitość m a te ria łu naukom stosowanym i sięgając przeto aż do zakresu życia potocznego. N ależałoby tedy być zarazem astronom em , fizykiem i chemi
kiem, geologiem i biologiem, i znać nadto wiele działów technologii, chcąc wykazać
wszystkie postępy, które ogół nauk ścisłych uczynił za sprawą Bunsena. Niech więc nie będzie to poczytane za ujmę wielkiemu imie
niu Bunsena, źe pam ięć jego w piśmie niniej- szem może być uczczona w sposób zaledwie ułamkowy, przez szkicowe i z konieczności niedokładne wyliczenie tych dzieł, których dokonał i przez dorywcze wskazanie małej może tylko cząstki zasług, które oddał ludzkości.
K obert W ilhelm Bunsen urodził się 31 m arca 1811 r. w Getyndze, gdzie też przeszedł nauki średnie i studya uniwersy
teckie. Chemii słuchał u F ry dery ka S tro- meyera. M usiał to być dobry nauczyciel i kto wie, czy nie jego przewodnictwu Bunsen zawdzięczał wyrobienie wrodzonej spostrzegawczości. Jakkolw iek bowiem pi
szącemu nie udało się spotkać z żadnym ży
ciorysem Strom eyera, m iał jed n ak sposob
ność przed dawniejszym czasem przeglądać liczne o nim wzmianki w notatkach inne
go jego ucznia, Sew eryna Zdzitowieckiego.
Z notatek tych wnioskowaćby można, że Strom eyer powinien być uważany za p o przednika L iebiga w sprawie doświadczal
nego uczenia chemii w dostępnej dla każdego studyującego pracowni. W każdym razie on był pierwszym profesorem chemii, do k tó rego pracowni młodzież wchodziła bez wyso
kich protekcyj i stosunków osobistych.
5 4 6 WSZECHŚWIAT N r 35 W młodym wieku, bo 22 la t jeszcze
jnieskończywszy, B unsen objął docenturę
jw rodzinnej swojej G etyndze. W tym już okresie zwrócił na siebie uw agę kilko
ma rozpraw am i, z których najwcześniejsza (1830), o hygrom etrach, jakkolw iek stu d en cka jeszcze, zapow iadała przyszłego niedo
ścigłego m istrza w użyciu instrum entu badawczego i określeniu granic jego korn- petencyi. W krótce potem (1834) imię m ło
dego chem ika spopularyzow ało się w szero
kich i nietylko fachowych kołach przez wy
krycie i zbadanie wespół z A. B artholdem przeciw działania wodanu żelaza w z a tr u ciach arszenikiem . W r. 1836 B unsen otrzym uje samodzielne stanowisko naukowe w szkole przemysłowej w K assel, gdzie nie w ahają się powierzyć mu w ykładu po sław nym i wysoce ju ż zasłużonym W oehlerze.
W e dwa la ta później uniw ersytet m arburski w zyw aB unsena na k ated rę zwyczajną chemii., P oczet dokonanych badań i wydanych roz
praw w czasie pobytu w M arburgu je s t impo
nujący, nie będziemy jed n ak nużyli uwagi czytelnika wyliczaniem tytułów . Byłoby to tem bardziej zbyteczne, że w spisie podob
nym ukazaćby się musiało rozstrzelenie t e matów, pewne jakgdyby wahanie się umysłu, niezdecydowanego jeszcze, na jak ie skieruje się drogi. Dwa jed n ak zupełnie różne od siebie cykle badań wybitnie góru ją nad re sz tą : studya chemiczne n ad związkam i orga- nicznemi, zaw ierającem i arsen w swym składzie, oraz b adania geologiczne nad p rzy rodą Islandyi i szczególnemi n a tej wyspie objawami wulkanizm u, do których m atery a- łów dostarczyła wycieczka, odbyta w r. 1846.
Jeszcze w r. 1760 C adet de G assicourt spostrzegł, że przez destylacyą arszeniku bia
łego (bezwodnika kwasu arsenaw ego) z so la mi kwasu octowego pow staje ciecz dym iąca i samowolnie zapalająca się w pow ietrzu, a odznaczająca się niezwykle przykrym zapachem . Ciecz ta, znana daw niej pod nazw ą alkarsynu albo liquor fum ans Cadeti, była przedm iotem ciekawości chemików, lecz skład jej pozostał nieznany. W długim szeregu doświadczeń nad tym związkiem, w których z m ateryału pierw otnego B u n sen wyprowadził mnóstwo ciał pochodnych, a co ważniejsza — pomimo nadzwyczajnych trudności — zb ad ał je z nieporównaną ści-
] słością, okazało się, że zarówno w cieczy
; dymiącej C adeta, ja k i we wszystkich po
chodzących od niej związkach, znajduje się wspólne jakgdyby jąd ro , złożone z arsenu, węgla i wodoru. J ą d r o to, ten rodnik, ja k mówią chemicy, przechodzi od jednego związku do drugiego bez zmiany, nawzór te
go, ja k pierwiastek nieorganiczny, który, w złączeniu z innemi pierw iastkam i lub z rodnikam i, wytwarza mnóstwo ciał rozm ai
tych, różnych pomiędzy sobą we własno
ściach, a jed n ak pozostaje sam sobą, zacho
wuje swą indywidualność i całej gromadzie swych pochodnych nadaje piętno swoiste.
W epoce, w której B unsen studyował swój rodnik arsenowy (1837—43), teorya związ
ków organicznych powstawała dopiero. P o jęcie rodników było ju ż stworzone, ale nie poparte należytą powagą faktów doświad
czalnych i nie opracowane ze swej strony filozoficznej, nie mogło jeszcze rościć sobie pretensyj do tego znaczenia, jakiem obda
rzyć je m iała przyszłość niedaleka, do zn a
czenia podstawy klasyfikacyi i jednej z pod
staw poglądu na skład ciał organicznych w ogólności. B ad an ia więc B unsena nad ciałem , które, pomimo wysokiego stopnia komplikacyi swego składu, zachowuje się ja k pierw iastek chemiczny; które, zaw ierając w sobie węgiel, musi być zaliczone do ciat organicznych; k tóre wreszcie w przyrodzie nigdy nie znajduje się i razem ze wszystkie- mi swemi pochodnemi może być wytworzone tylko w pracowni uczonego, a więc w w arun
kach łatwiejszych do śledzenia; badania te, rozległe co do swego zakresu i na podziw ścisłe w wykonaniu, rzuciły odrazu snopy jasnego św iatła n a mnóstwo pytań, odnoszą
cych się do chemii związków węglowych.
Rodnik arsenowy, przez B unsena nazwany kakodylem od wyrazów greckich, oznaczają
cych złą woń, k tó rą się wyróżniają wszystkie jego związki, stan ął obok Gay-Lussacowskie- go cyanu i W oehlerowskiego benzoilu ja k o jeden ze słupów węgielnych wznoszonej do
piero z mozołem budowy chemii organicznej.
Gdyby w różbita jak i naukowy, umiejący ocenić wartość studyów nad kakodylem, został w owym czasie zapytany o przyszłe koleje Bunsena, nie w ahałby się zapewne przepo
wiadać, że zostanie on wielkim prawodawcą
nowej ery w chemii organicznej. A le B un-
Nr 35 WSZECHŚWIAT 547
sen, jakgdyby spłaciwszy dług względem tej części nauki, zwrócił się teraz do działu in
nego, do chemii geologicznej. D ział ten jest mi całkowicie obcy, poprzestać więc muszę
poglądy na to zjawisko, a w ich rozwinięciu i dalsze uwagi nad przyczynami chemiczne- mi zjawisk wulkanicznych wogóle, Bunsen ogłosił w szeregu rozpraw, drukowanych
(•według fotografii z roku 1862).
na wzmiance, że wycieczka na Islandyą, o której poprzednio wspomniano, dostarczyła Bunsenowi sposobności do obserwowania za
dziwiającej działalności gejzerów. Swoje
w rocznikach Poggendorffa i w rocznikach Liebiga pomiędzy rokiem 1847 a 1854.
W biegu zajęć powyższych B unsen opuś
cił M arbu rg (1851), ażeby po rocznem za,-
548 W SZECHŚWIAT N r 34 mieszkaniu we W rocław iu, którego uniw er
sytet ofiarował mu u siebie katedrę, przejść wreszcie do najpierwszej ówczesnych Nie^
miec wszechnicy hejdelberskiej. Od roku 1852, od najlepszych la t swego wieku m ę
skiego poczynając, aż do sędziwej starości, której panow aniu poddał się w r. 1889, trzy - dziestosiedmio letni okres swego życia B un
sen poświęcił temu sławnemu uniwersytetowi.
B ył on jed n ą z najświetniejszych gwiazd w bogatej konstelacyi hejdelberskiej, był też magnesem, ku którem u dążyły młode siły chemiczne św iata całego.
H eidelberg posiadał wówczas bogatsze i lepiej urządzone pracownie, aniżeli szkoły, w których B unsen pracow ał poprzednio.
Co jed n ak w ażniejsza—grono uczonych tu- tutejszych oddychało aspiracyam i tak wyso
ce naukowemi, ja k w żadnej innej szkole współczesnej. T u taj też odrazu Bunsen do
chodzi do pełnej dojrzałości swego kierunku naukowego. Od pierwszych publikacyj, d a towanych z H eidelberga, widzimy w nim już badacza, który na miejscu naczelnem staw ia ścisłość roboty. W brew je d n a k t e mu, co dzisiaj rozwielmożnia się w pracow niach naukowych coraz bardziej, B unsen nie wym aga od narzędzia, żeby pracow ało za człowieka. Jeg o przyrządy są proste, zdu
miewająco proste m ożna powiedzieć. A le też m ają one n a celu tylko dopomożenie zmysłom człowieka i jego rozwadze, nie zaś ich zastąpienie. Człowiek posługujący się jakim kolw iek przyrządem B unsena—a ob
myślił on ich niem ało—musi n ad nim za p a
nować całkowicie, musi znać wartość i zn a
czenie każdego, najm niejszego naw et, w nim szczegółu, musi mieć nieustannie w pamięci te granice ścisłości wskazań, jak ich oczeki
wać może i te granice przydatności, poza którerai nie mamy praw a żądać, by nam narzędzie usługiwało. W obec dzisiejszego rozwoju pomocy naukowych przyrządy B un- senowskie cechuje archaiczna ja k a ś pro sto
ta, to też młodsze pokolenia badaczów, p rz y zwyczajone do tysiącznych sposobów z a s tą pienia myślącej pracy człowieka przez, a u to m atyczne poruszenia maszyny, coraz r z a dziej posługują się niemi. Ozy rozwój n auki odnosi przez to istotne korzyści—o tem ro z wodzić się tru d n o w krótkim szkicu, który zupełnie inne cele m a przed sobą.
Pierwszem chronologicznie zadaniem , któ
re Bunsen wziął przed się w H eidelbergu, był system atyczny przegląd metod rozbioru chemicznego objętościowego. W ażny ten dział analizy chemicznej pozyskał niezm ier
nie doniosłe uzupełnienie w wynalezieniu i opracowaniu metody jodom etrycznej, k tó ra bardzo znacznie rozszerzyła zakres i znacze
nie rozbioru objętościowego. — W zbliżonym też kierunku badania od początku prawie swego zawodu badacz nasz pracow ał nad wyrobieniem analizy ciał gazowych. Gdy nareszcie w r. 1857 wyszła oddzielna w tym przedmiocie książka (G asom etrische M etho- den), świat naukowy pozyskał jedyny, skoń
czony i odrazu we wszystkich względach doskonały przewodnik w tem trudnem z a d a niu. Pilność opracow ania we wszystkich szczegółach, stanowiąca główną cechę pracy Bunsena, najlepiej ujaw nia się w tej książce, której ostatnie wydanie (1877) rozszerza wprawdzie znacznie dział przykładów i za
stosowań, przez co w dwójnasób w zrasta objętość książki, ale ani jednem słowem nio zaprzecza pierwszemu, ani naw et w dziale zasad podstawowych nie znajduje nic do dodania. G azom etrya je st też wybornym przykładem Bunsenowskich metod badania : posługuje się ona bardzo skrom ną liczbą n a
rzędzi prostych, lecz wymaga ta k wysokiego stopnia wprawy, tak pedantycznego zw raca
nia uwagi na wszystkie szczegóły doświadcze
nia, ta k niezłomnej sumienności w wykona
niu, że badacz, który przystępuje do jej zastosowania, powinien dobrze znać swoje uzdolnienie i naw et usposobienie, jeżeli chce uniknąć przykrego zawodu.
K oronę działalności naukowej B unsena, a, kto wie, może i koronę postępów doświad
czalnych nauki w naszem stuleciu, stanowi analiza spektralna. Odkrycie to zostało do
konane i ogłoszone wspólnie z Gustawem Kirchhoffem w r. 1860 (roczniki P og gen - dorffa, t. 109), a we współce tej K irchhoff reprezentow ał fizykę teoretyczną i m atem a
tykę, B unsen zaś—nieporównany talen t spo
strzegawczy i niedościgłe uzdolnienie w rz e
czach techniki naukowej, obok najgłębszej
znajomości chemicznej strony zadania. Luźne
wiadomości o ciemnych prążkach w widmie
słonecznem i o zabarw ianiu płom ienia przez
różne ciała chemiczne k o łatały się w p is
Kr 36 " W s z e c h ś w i a t 649 mach naukowych od wieku X V I I . Było
z niemi związane wielkie imię Newtona.
Znaczenia jed n ak naukowego, śmiało powie
dzieć można, nie miały one wcale, niewzno- sząc się w doniosłości swojej ponad [proste zanotowania dostrzeżonego lecz ciemnego _ faktu. P od dotknięciem dłoni Bunsena z wiadomości tych narodził się nowy dział wiedzy o przyrodzie, dział obszerny i Ważny, a w całości swojej wprost m ajestatyczny.
A naliza spektralna bowiem rozszerza pole badania chemicznego prawie bez miary, da-
Jją c możność operowania z jednej strony
z takiem i ilościami m ateryi, które graniczą już z nieskończoną m ałością, a z drugiej — pozwalając wnioskować o składzie chemicz
nym ciał niebieskich, od których promień św iatła dochodzi do szpary spektroskopu w ciągu la t tysięcy. H ojny dank wypłaciła | spektroskopia swojemu twórcy, pozwalając
jmu odkryć dwa naraz nowe pierw iastki
Jz grom ady m etali alkalicznych, rubid i cez, pierw iastki rozpowszechnione w przyrodzie, I lecz występujące wszędzie w ilościach tak nieznacznych, że bez pomocy najwrażliwsze- j go ze wszystkich przyrządów badawczych nigdy zapewne nie byłyby dostrzeżone. M ógł
jteż Bunsen napaw ać się najczystszem zado
woleniem, widząc, do jakich to wspaniałych
jrezultatów i w ja k rychłym czasie nowa me
toda badania prowadzi chemią w rękach ; Crookesa, M axwella, Stoneya, Soreta, a póź-
jniei Lecoqa de B oisbau dran, R am saya i ty lu innych; jak ie usługi oddaje astronom ii i astrofizyce za spraw ą Thalenów i Angstroe- mów; do jakich śm iałych przypuszczeń daje podstawę Lockyerom . N ie mniej ważnych i obszernych zastosowań spektroskop doznał w licznych działach zastosowań, w medycy
nie, farm acyi, technologii chemicznej i tow a
roznawstwie.
B adania nad kakodylem, gazom etrya i spektrom etrya, to są trzy wielkie dzieła Bunsena. A le spis szczegółowy jego zasług dla nauki bynajmniej przez nie nie zostaje wyczerpany. Z imieniem jego spotykamy się w stechiom etryi, gdyż oznaczył ciężar atomowy kilku pierwiastków. W nauce o gazach, prócz m etod ich rozbioru, opiera
my się na Bunsenowskich studyach nad roz-
ipuszczalnością tych ciał w cieczach. W tak ! wielostronnie dzisiaj ważnej elektrolizie nie
mało zasadniczych wskazówek um ieściła rę ka Bunsena. W rozbiorze jakościowym mo
żemy podziwiać genialne uproszczenie, które pozwala rozpoznawać wszystkie pierw iastki pospolitsze przy pomocy płomienia, skorup
ki porcelanowej, opalonej zapałki i p aru najzwyklejszych odczynników chemicznych.
A ileż to usług na każdym kroku odda
ją przyrządy, wynaleziene przez Bunsena!
W eźm y tylko palnik gazowy, którem u n a j
dalsza przyszłość zachować winna imię od
krywcy. Czy istnieje dziś badacz doświad
czalny w jakim kolwiek dziale nauki lub techniki, któryby mógł sobie wyobrazić p ra cownię naukową, pozbawioną tego palnika?
P rzejrzyjm y całe obszary technologii ogrze
wania i oświetlania—co krok widzimy tutaj zastosowania tego palnika. A te niezliczone przyrządy, któremi przywykliśmy posługiwać się w tysiącznych potrzebach naukowych i technicznych, to ogniwo elektryczne z wę
glem lub o jednej cieczy, pom pka wodna, kalorym etr, fotometr! Ileż to tytułów do wiecznej pamięci i wdzięczności!
Blinsen nie był zwolennikiem szerokich uogólnień i daleko sięgających wywodów ze swych odkryć. Pozostaw iał to innym, po
przestając na stanowisku obserw atora, ale zato obserw atora ta k ścisłego, że pod jego słowami z całą śm iałością podpisać można ipse dicit i uznać to za przekonywający do
wód naukowy. J e s t też jedynym może przy
kładem badacza w nauce młodej i dopiero się rozwijającej, pioniera na wielu polach, który w długim, przeszło półwiekowym swym zawodzie nie spotkał się ani razu z poważ- nem zaprzeczeniem krytyki naukowej.
Prawdziwie „syt la t i sław y” R o b ert B un
sen spoczął na wieki 17-go b. m. W kołach naukowych świata całego wieść o jego skonie była przyjęta, ja k wieść o śm ierci patryarchy rodziny. N aw et w naszych skromnych sto
sunkach znaleźli się bliżsi i dalsi członkowie tej rodziny, ponieważ ca ła gru pa przewodni
ków b, Szkoły Głównej m iała wysoki za
szczyt należenia do liczby uczniów Bunsena.
Pracownia chemiczna Szkoły szła też w wie
lu względach za wzorem hejdelberskim i po
siadała naw et przyrządy pod okiem wielkiego
m istrza wyrobione. S tąd zaś, żywem słowem
i gorącem uczuciem poparta, szerzyła się po
k ra ju cześć m ęża, który z pierwszorzędne-
S5Ó WSZECHŚWIAT Nr 35 mi zaletam i umysłu łączył w sobie nieskala
ną czystość zamiarów i najdoskonalsze p rzy mioty człowieka.
Zn.
M O D L I S Z K A
( ł * £ a , x i . t i s t e l i g f i o s a Xj.).
O ryginalna nazwa, k tó rą widzimy w n a
główku niniejszego szkicu, została nad an a przez Linneusza owadowi, z grom ady prosto skrzydłych (O rthoptera), ' spokrewnionemu z naszemi, doskonale wszystkim znanemi, k a ralucham i. W szelako pod względem po*
wierzchowności owad te n różni się od k a r a lucha przedewszystkiem swem zielonem u b a r
wieniem; prócz tego zaś je st przeszło dwa
w dwa szeregi osadzone są silne kolce i wresz
cie z piszczeli, k tó ra również je s t zaopatrzo
n ą w dw a szeregi kolców, przyczem te dwa ostatnie kolczaste szeregi są bardziej do sie
bie zbliżone, aniżeli szeregi kolców uda.
Piszczel może się przechylać do ud a i tym sposobem zdobycz zostaje jakby wszczepioną pomiędzy dwa szeregi kolców wewnętrz
nych (piszczeli), oraz dwa takież szeregi ze
w nętrzne, należące do u d a ’).
T ę groźną p arę łapek chwytnych m odlisz
k a trzy m a wciąż wzniesioną ku górze, ja k to widać n a załączonym rysunku.
P ostaw a ta k a nadaje owadowi wygląd ch a ra k te ry sty c z n y ; to też we wszystkich krajach, gdzie owad ten przebywe, naiw na wyobraźnia ludu w idziała w niej wyraz ja k by a k tu modlitewnego Grecy już nazywali modliszkę MavTię, t. j. prorokiem, wróżbitą.
H otentoci i nubijczycy czczą naw et owada
Modliszka (Mantis religiosa L.).
razy większy, ciało jego je s t bardziej w ydłu
żone, o nader długiem przedtułow iu.
Obie płci są zaopatrzone w sk rzy d ła: lecz podczas gdy samiec la ta dość spraw nie, sam i
ca używać zwykła swych skrzydeł tylko jak o środka przestraszającego inne owady, stan o wiące zw ykłą zdobycz modliszek.
Owad to bowiem niezm iernie drapieżny i wiele cech jego budowy morfologicznej oraz obyczajów przedstaw ia przykład typowy przystosowania do życia rozbójniczego. N a j
bardziej w tym względzie ch arak tery sty czn e
mu są przednie odnoża modliszki; obie bo
wiem tylne pary odnoży tego ow ada są z b u dowane podług zwykłego typu nóg u owadów chodzących. Przednie z a ś—przytw ierdzone do wspomnianego wyżej silnie rozwiniętego przed tu ło w ia—są typowemi „odnożam i d ra - pieżnem i” i sk ła d a ją się z wielkiego silnie umięśnionego biodra, silnego uda, n a którem
tego ja k o bóstwo opiekuńcze. Ws7.ystkie narody europejskie nadaw ały mu nazwę, znaczeniem polskiej odpow iadającą, a w yra
żającą toż samo pojęcie.
Przywiązano naw et do niego legendy. P o dłu g jedn ej modliszka na rozkaz św. F r a n ciszka K saw erego m iała zaśpiewać bardzo budującą pieśń pobożną. In n e zaś podania
j