• Nie Znaleziono Wyników

Jaskółka Śląska, 2015, nr 7-8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jaskółka Śląska, 2015, nr 7-8"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

SCHLESISCHE SCHWALBE SLEZSKÁ VLAŠTOVKA SILESIAN SWALLOW

MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 7-8/2015 ISNN 1232-8383 NAKŁAD 21.000 EGZ.

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

RAŚ dla każdego

RAŚ jest organizacją dla każdego, komu zależy na rozwoju naszego regionu. Jeśli dostrzegasz korzyść z wprowadzenia autonomii i nie chcesz siedzieć z założonymi ręka- mi, przyłącz się do nas. Wykaz tere- nowych kół RAŚ

 ➣strona 5

ŚLŌNSKŎ SZWALBKA

Co z projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicz- nej i języku regionalnym? W jaki sposób spojrzeć na przedstawioną przez mniejszość niemiecką propozycję wspólnego startu w zbliżających się wyborach parla- mentarnych? Jakie są reakcje niektórych polityków na to zaproszenie? O tym Jerzy Gorzelik w comiesięcz- nym felietonie z cyklu „Wiadomo z góry”. ➣strona 3

Zjednoczeni dla Śląska jak

Korfanty Pamiętnik znaleziony

w Zabrzu

Jak wyglądała powojenna rzeczywistość niemiec- kiej części Górnego Śląska po wkroczeniu na jego teren Armii Czerwonej w 1945 roku, co przeżywali wtedy mieszkańcy Zabrza? Niepublikowana do- tąd piąta część relacji świadka, a jednocześnie uczestnika tych wydarzeń, opisana w niedawno odkrytym pamiętniku. ➣strona 8

Temat numeru

Ogólnopolskie partie

przerażone. Ślązacy mogą wejść do sejmu.

W mediach huczy po ape- lu stowarzyszeń mniejszo- ści niemieckiej o stworze- nie wspólnych śląskich list wyborczych do parlamentu.

Jeżeli stowarzyszenia gór- nośląskich regionalistów skorzystają z tej propozycji, po raz pierwszy od wielu lat w Sejmie RP może pojawić się niezależna reprezentacja naszego regio- nu. W swoim apelu Towarzystwo Społeczno- Kulturalne Niemców na Śląsku oraz Niemiec- kie Stowarzyszenie Pojednanie i Przyszłość podkreśliły bezskuteczność działań posłów wybieranych z list ogólnopolskich. Zgłoszenie listy łączącej Górnoślązaków różnych opcji narodowych stanowić może, zdaniem autorów apelu, nowe otwarcie w regionalnej polityce.

Wydawać by się mogło, że propozycja taka nie po- winna nikogo bulwersować. Wszak komitety wybor- cze niemieckich Górnoślązaków, zwolnione z 5%

progu wyborczego w skali ogólnopolskiej nie raz zapraszały na listy w województwie opolskim osoby spoza swojego kręgu.

Niestety nie po raz pierwszy okazuje się, że każda próba współpracy śląskich środowisk po- nad dawnymi podziałami wywołuje histerię polskich środowisk nacjonalistycznych. Nie po raz pierwszy także niektórzy śląscy działacze dają się zastraszyć krzykliwym „patriotom”, zwolennikom Polski tylko dla Polaków.

W tym numerze rozważamy wady i zalety propozy- cji złożonej regionalnym stowarzyszeniom przez nie- mieckich Górnoślązaków. Do plusów należy przede wszystkim wspomniana już możliwość wyboru po- słów niezależnych od partyjnych centrali w Warsza- wie, twardo upominających się o regionalne interesy.

Nie bójmy się powiedzieć otwarcie: obecny system nie działa, teraz parlamentarzyści są w większości posłusznymi wykonawcami poleceń z Warszawy.

O swoim pochodzeniu przypominają sobie raz na cztery lata. Doświadczenie ponad dwudziestu lat uczy, że o interes regionu zadbać mogą wyłącznie ludzie wolni od partyjnego, warszawskiego kagańca Komitet Wyborczy Wyborców Zjednoczeni dla Śląska dowodzi zdolności Ślązaków do porozumie- nia organizacji i wspólnego działania na rzecz re- gionu. Jego sukces stanie się dla partii centralnych wyraźnym sygnałem, że nie można lekceważyć Ślą- ska i jego mieszkańców. Wybory 25 października będą dla nas prawdziwym testem obywatelskiej dojrzałości.

Oczywistym minusem jest „larmo”, czy też, jak chcą klasycy: „larum”, podnoszone przez

tych, którzy uważają, że jedynym prawem Ślą- zaków w Rzeczpospolitej jest posłuszne wy- konywanie poleceń. Dla nich ideałem Śląza- ka jest ten, kto nie wykazuje żadnej inicjatywy i karnie wspiera listy układane w Warszawie.

Kiedy tylko informacja o zaproszeniu na listy WSZYSTKICH (nie tylko skupionych w RAŚ) regionalistów śląskich obiegła media, usłysze-

liśmy dobrze już znany repertuar z kategorii the best of: sąd, zakazać, nakazać, skontrolo- wać, zablokować, aresztować (?!) oraz wiele innych „sprawdzonych” rozwiązań. O ile wrzask tych wątpliwych autorytetów nie powinien mieć wpływu na decyzję naszego stowarzyszenia, o tyle należy się zastanowić, czy aby faktycz- nie w kraju, w którym „ukryta opcja niemiecka”

dalej budzi powszechną grozę, taki start nie spowoduje szkody dla śląskiej sprawy.

Podsumowując, władze RAŚ nie mają proste- go zadania. Z jednej strony musimy liczyć się ze zmasowanym atakiem sprawdzonych śląza- kożerców. Z drugiej stajemy przed możliwością wzmocnienia śląskiego głosu i skuteczniejszej walki o śląskie cele.

Fot. Kris Duda

Tomasz Jarecki

Zgłoszenie listy łączącej Górnoślązaków różnych opcji narodowych stanowić może, zdaniem stowarzyszeń mniejszości nie- mieckiej - autorów apelu, nowe otwarcie w regionalnej polityce. Przed nami trudne zadanie. Z jednej strony musimy liczyć się ze zmasowanym atakiem sprawdzonych ślązakożerców. Z drugiej stajemy przed możliwością wzmocnienia śląskiego głosu i skuteczniejszej walki o śląskie cele.

(2)

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

2 AKTUALNOŚCI

Strefa absurdu Okiem naczelnej

Historia nie ubiera się w black and white

Słuchając doniesień z Sejmu dotyczących losów nasze- go obywatelskiego projektu uznania Ślązaków mniej- szością etniczną a slonskij godki językiem regionalnym, obawiam się, że posłowie tej kadencji nie zdążą już po- chylić się nad nim. A szkoda, bo w nowym powyborczym rozdaniu może zabłysnąć dla niego czerwone światło.

Ale w sumie nie o tym chcę pisać, raczej o edukacji regionalnej i historycznej, której brakuje albo jest po prostu wypaczana. Bo ci, którzy przynajmniej trochę interesują się historią w ogóle, wiedzą, że dalekie są jej kolory black and white. A żeby była nauczycielką życia, nie można nią manipulować, a tym bardziej naginać do politycznych celów. A mam wrażenie, że robi to wielu, wręcz systemowo, ogłupiając resztę i pisząc nową historię Polski. Na łamach Jaskółki staramy się prostować zastałe i powtarzane często na- wet przez pedagogów stereotypy historyczne, fałszujące obraz dziejów naszego państwa, bo traktowane wybiórczo i przedstawiane w wygod- ny politycznie sposób. Oto parę przykładów. Na Górnym Śląsku, gdzie indziej zresztą też, obchodzi się rocznice działalności różnego rodzaju szkół. Wiele razy spotkałam się z praktyką, gdy szkoła istniejąca już przed rokiem 1914 obchodziła np. dziewięćdziesięciolecie istnienia, ponieważ liczono tylko lata jej funkcjonowania w ramach państwa polskiego. Wcze- śniej nikt się w niej nie uczył, a napisy na murach w języku innym niż polski są tam przez przypadek. Ta praktyka działa też w druga stronę, można np. usłyszeć o najstarszej w Polsce linii tramwajowej otwartej w Bytomiu w pod koniec XIX w. albo o zgrozo, rekordzie pogodowym, o którym czytałam w jednym z ostatnich numerów Newsweeka, gdzie napisano, że tego roku do absolutnego rekordu Polski w skali ciepła bra- kowało Legnicy 2 stopnie C, ponieważ ten padł w Pruszkowie koło Opola w 1921 roku (sic!), gdzie odnotowano 40, 2 stopnia C. Najgorszym jest fakt, że jakkolwiek terytorialnie według wielu Polska od zarania dziejów rozciągała się od morza do morza i zajmowała większą część Euro- py, także tej zachodniej, to Polacy nigdy nikomu nie wyrządzili żadnej szkody, będąc zawsze narodem honorowym i pielęgnującym pokój za wszelką cenę. Niektórzy tak bardzo nie mogą się pogodzić z faktem, że niestety było inaczej, że nie wytrzymali i zniszczyli ekspozycję w nowo otwartym Muzeum Śląskim, zamazując, zresztą nieudolnie, słowo „pol- skie” w opisie „polskie obozy komunistyczne” przy prezentacji dziejów Tragedii Górnośląskiej. Czasami mam wrażenie, że w tym kraju historia jest wielką manipulantką, a nie nauczycielką życia. W życiu często wie- le trzeba wziąć na przysłowiową klatę, także klatę historii, a jak widać, nadal jest wielu takich, którzy nie potrafią. A to przecież aż tak znowu nie boli. My i nasi „dziadkowie z Wehrmachtu” wiemy o tym najlepiej.

Monika Kassner redaktor naczelna

JK

Kartka z kalendarza

Kazimierz Wielki a sprawa Śląska

Historia całego Śląska to powód do przedstawiania wielu stanowisk w rozmaitych dys- kusjach. W prezen- towanych przez Ja- skółkę „Kartkach z kalendarza” sta- ramy się przypomi- nać zapomniane fakty historyczne lub przedstawiać je w nieco innym kontekście, odzierając je z mitologii czy politycznych narracji. To trudne zadanie, gdyż od razu można zostać posądzonym o antypolską narrację czy wręcz manipulację. Najsmutniej- sze jest to, że łatwiej pokonać mity, tworząc inne niż doszukując się prawdy historycznej. Na którymś z forów historycznych przeczytałem nawet usprawiedliwienie dla takie- go działania. Ktoś porównał walkę z mitami poprzez tworzenie innych do zażywania antybiotyku. Bo co tam, że antybiotyk szkodliwy i pustoszy organizm, ważne, że chorobę zwal- czył. Zapomniał jednak o tym, że przy dobrej diagnozie można odejść od stosowania antybiotyku na rzecz leku bezpieczniejszego dla organizmu. Za- tem na łamach Jaskółki staramy się za wszelką cenę takich antybiotyków unikać.

W odpowiedzi na argumenty polskich nacjonalistów wykrzykujących bzdury o odwiecznej polskości Śląska, często pada zdanie, że przecież Kazimierz Wielki zrzekł się praw do Śląska po wsze czasy. Tak naprawdę Kazimierz Wielki niczego się nie zrzekał, a tylko zaakceptował faktyczny stan prawny, który do Śląska nie dawał mu żadnej legitymacji. Ale po kolei.

680 lat temu, dokładnie 24 sierp- nia, odbyły się obrady w Trenczynie.

Data ta często jest traktowana jako zrzeczenie się praw do Śląska przez Kazimierza Wielkiego. Jak jednak wie-

my, wszelkie wydarzenia historycz- ne, a także akty prawne wynikają z pewnych procesów. Podobnie mia- ła się sprawa roszczeń króla Polski odnośnie Śląska. Układ w Trenczy- nie był jedynie uznaniem status quo, gdyż śląscy Piastowie już wcześniej złożyli hołd lenny Janowi Luksem- burskiemu, a uzgodnienia dotyczyły tylko zwierzchności króla czeskiego nad zhołdowanymi dotąd księstwa- mi śląskimi. Zresztą sam układ został przez polskiego króla podważony i 12 listopada w Wyszehradzie uzgodnie- nia skorygowano, jednak w sprawach Śląska zachowano status quo. Inne bardzo istotne dla Kazimierza posta- nowienia były takie, że złożył obietni- cę wpłacenia 20 tysięcy kop groszy praskich, uzyskując rezygnację Jana Luksemburskiego z używania tytułu króla Polski.

Nie uspokoiło to jednak stosunków czesko-polskich i co jakiś czas docho- dziło do konfliktów i wojen pomiędzy królestwami. Uznawany i potwierdzo-

ny w 1339 roku stan faktyczny zo- stał naruszony już w latach czterdzie- stych, szczególnie w czasie wojny z lat 1345-1348, jednak działania wojenne prowadzone przez Kazimierza Wiel- kiego, a szczególnie ich słabość, nie utwierdzają w przekonaniu, że zależa- ło mu na zdobyciu któregokolwiek ze śląskich księstw. Wielokrotnie groma- dzone przez niego wojska nie potrafiły osiągnąć trwałego sukcesu. Zachowa- nie książąt śląskich także nie pozosta- wiało wątpliwości o ich politycznym uzależnieniu od Pragi. Wojna zakoń- czyła się pokojem zawartym w Namy- słowie. W dokumencie mamy m.in.

przyrzeczenie stron o wieczystej miło- ści i braterskiej przyjaźni po wsze cza- sy. Traktat nie zawierał żadnych zmian terytorialnych. Nic nie wiadomo zatem o wysuwaniu jakichkolwiek roszczeń co do Śląska przez Kazimierza Wiel- kiego (choć były plany zaatakowania Śląska), a co za tym idzie zrzekaniu się tychże praw. Następcy Kazimierza również nie rościli takich praw.

Mariusz Wons

Fot. Pufacz Źródło: wikipedia.org

Nasze sprawy

Śląsk w Europie. Europa na Śląsku

Obecna sytuacja Górnego Śląska oraz Górnośląza- ków w Polsce, je- śli porównamy ją ze standardami zachodnioeuropej- skich, jest przykła- dem braku dojrza- łości elit młodego demokratycznego państwa niemo- gącego wydostać się z okowów my- ślenia w kategoriach XIX-wiecznego nacjonalizmu. Do takiego oraz innych wniosków doszli dyskutanci zebrani w Rybniku 9 oraz 10 lipca przy okazji konferencji Silesia in Europe. Europe in Silesia zorganizowanej przez ryb- nickie koło RAŚ przy czynnym wspar- ciu European Free Alliance (EFA). Te- mat śląski nie był bynajmniej motorem napędowym międzynarodowego spo- tkania. Jego istotą była wymiana wizji, doświadczeń oraz wiedzy pomiędzy członkami społeczności znajdujących się w zasadniczo innym położeniu.

Wśród gości byli więc przedstawiciele Morawian borykających się z podob-

nymi problemami jak Górnoślązacy czy też Flandrów, którzy mimo iż nie posiadają administracyjnie wydzielo- nego autonomicznego regionu, cie- szą się szeroką autonomią kulturo- wą, a ich aspiracje oraz problemy są przez holenderską władzę centralną traktowane poważnie i bez resenty- mentów. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja mieszkańców Południowe- go Tyrolu, którzy co prawda korzy- stają z relatywnie szerokiej autono- mii regionalnej, ale poprzez to, że stanowią w regionie, w którym żyją bezwzględną, germańską większość, w naturalny sposób ciążą do Austrii, a inaczej Bretończyków mierzących się z absurdami centralizmu w wyda- niu francuskim.

Kompleksowe przedstawienie swo- jej sytuacji przez zaproszonych gości pozwoliło uzmysłowić, że są w Eu- ropie mniejszości o takich samych, jak nie większych problemach jak Górnoślązacy (jak choćby Macedoń- czycy w Grecji którym odmawia się publikowania tekstów w ojczystym języku). Pokazało jednocześnie, że nie taki jest europejski standard – ten

bowiem znaczy tyle, co zapewnienie mniejszościom instrumentów do reali- zacji swoich aspiracji oraz budowanie zaufania wertykalnego i horyzontalne- go poprzez szczere, a nie tylko wy- muszone ustawą, promowanie kultur mniejszościowych.

Konferencja, poza wartością mery- toryczną, uzmysłowiła przy tym zna- czącą zmianę w obrębie postrzegania problematyki górnośląskiej. Odbyła się ona przy wsparciu miasta Ryb- nik w budynku akademickim, a na jej otwarciu obecny był im. prezydent Rybnika Piotr Kuczera. Pokazuje to w sposób dobitny zmianę sytuacji dyskursywnej, która wraz z zapew- nieniami o pełnym wsparciu EFA dla naszych starań o uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, wypowiedzia- nymi głośno i dosadnie, dają nadzieję na to, że już w perspektywie czasu tytuł konferencji – Europe in Silesia.

Silesia in Europe, będzie oznaczał wprowadzenie w Polsce optyki i roz- wiązań, które nie są co prawda w Eu- ropie niczym nadzwyczajnym, świad- czyć będą natomiast o europejskim zakorzenieniu naszego kraju.

Zamek w Trenczynie, w murach którego pełnomocnicy króla pol- skiego Kazimierza Wielkiego wstępnie uznali zhołdowanie księstw śląskich przez koronę czeską za fakt dokonany.

Krzysztof Gawliczek

(3)

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

AKTUALNOŚCI 3

Co dalej ze zmianą ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych

Sejmowe przepychanki nad śląską etnicznością

Rządząca koalicja wyciąga rękę do Ślązaków. Opozycja reaguje nerwowo.

Co dalej ze zmianą ustawy o mniejszo- ściach narodowych i etnicznych pisze pełnomocnik Komi- tetu Inicjatywy.

W okresie wakacyjnym ruszyły prace nad zmianą ustawy o mniejszościach narodowych mającą nadać Ślązakom status grupy etnicznej. Zrzucony po pierwszym czytaniu w sejmie pro- jekt do trzech komisji, w lipcu został wyciągnięty z zamrażarki, a komi- sje zdecydowały o przekazaniu go do specjalnie powołanej w tym celu podkomisji.

Po prawie godzinnej burzliwej i go- rącej dyskusji 4 sierpnia podkomisja nadzwyczajna pozytywnie przegło- sowała zamiany w ustawie o mniej- szościach narodowych i etnicznych mające na celu uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną a śląską gŏdkę za język regionalny.

Sprawcą tych gorących obrad był nie kto inny jak poseł Prawa i Sprawiedliwości, Czesław Sobie- rajski. Znany ze swojej nienawiści do Ślązaków poseł, po raz kolejny uderzał w te same tony zdrajców narodu i zakamuflowanej opcji nie- mieckiej. Na nic jednak zdało się rozdzieranie szat, przypominanie o Grunwaldzie i powstaniach ślą- skich. Głosami PO i SLD przy sa- motnym sprzeciwie PiS podkomi-

sja przegłosowała dalsze prace nad projektem.

Pozytywne zaopiniowanie obywa- telskiego projektu przez podkomisję oznacza, że prace nad ustawą wracają znowu na obrady połączonych komisji:

administracji i cyfryzacji, mniejszości narodowych i etnicznych oraz eduka- cji, nauki i młodzieży. Ta ponownie bę-

dzie musiała przegłosować czy projekt trafi na drugie czytanie na sali plenar- nej sejmu. Biorąc pod uwagę zbliża- jące się wybory pewnym jest, że rzą- dząca koalicja przegłosuje projekt ku niezadowoleniu opozycji. Jednak do końca kadencji sejmu pozostały trzy posiedzenia. Żeby projekt mógł trafić do senatu potrzebne jest trzecie czy-

tanie w sejmie i przegłosowanie pro- jektu. Tego czasu może zabraknąć.

Prace nad obywatelskimi projekta- mi ustawodawczymi nie kończą się wraz z końcem kadencji sejmu, ale są kontynuowane w kolejnej. Bez wzglę- du więc na wyniki zbliżających się wy- borów nasz projekt nie trafi do kosza.

Dopóki zmiany nie zostały odrzucone,

czy to przez głosowanie w sejmie czy w senacie, walka trwa do końca. Jeśli ostatecznie ustawa wylądowałaby na biurku prezydenta Dudy do podpisu, będzie to swego rodzaju precedens.

Czy bowiem odważy się on jednym podpisem zniweczyć ambicje Śląza- ków, jasno określając się jako prze- ciwnik? Czas pokaże.

Delegacja obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej "Godzina Ś", która dostarczyła do kancelarii Sejmu ponad 140 tys. zebranych wcześniej podpisów.

Fot. Witold Stech

Jacek Tomaszewski

Wiadomo z góry

Zjednoczeni dla Śląska jak Korfanty

Tegoroczny sezon ogórkowy okazuje się wyjątkowo go- rący. Zawdzięcza- my to wyborcze- mu kalendarzowi i tektonicznym ruchom, które na scenie politycz- nej spowodowała klęska Bronisława Komorowskie- go. Zgłodniali władzy politycy PiS przebierają już nogami w obliczu niemal pewnego triumfu. Platforma przegrupowuje szeregi, by znaleźć miejsce dla działaczy zagrożonych bezrobociem. W tej gorączce gubią się gdzieś sprawy istotne, traktowane przez warszawskich polityków jako rekwizyty w odgrywanym przed nami spektaklu.

Do takich należy sprawa śląskiego ję- zyka regionalnego i śląskiej mniejszo- ści etnicznej. Wprawdzie specjalna podkomisja sejmowa pozytywnie za- opiniowała obywatelski projekt ustawy (złożony przed rokiem), ale na zakoń- czenie prac w tej kadencji szanse są nikłe. PO zostawi z problemem przyszłą koalicję, która – jak wskazują wszyst- kie znaki na niebie i na ziemi – inicja- tywie będzie niechętna. Możemy się spodziewać, że po wyborach politycy Platformy, którzy teraz dopuszczają się grzechu zaniechania, wcielą się ponow-

nie w rolę obrońców śląskich interesów.

Gromiąc nacjonalistyczny PiS za jego antyśląskość. Kto będzie pamiętał, że to PO miała możliwość nadania Śląza- kom statusu mniejszości etnicznej, ale świadomie z niego nie skorzystała, by nie wzbudzać kontrowersji w polskim społeczeństwie.

Świadomość tak instrumentalnego traktowania Ślązaków i spraw Gór- nego Śląska przez partie ogólnopol- skie skłania do innego spojrzenia na propozycję stowarzyszeń mniejszo- ści niemieckiej. Inaczej niż w woje- wództwie opolskim, gdzie miejscowi Niemcy – syci przywilejów i pieniędzy, bardziej z Warszawy niż z Berlina – konsekwentnie negują śląskie postu- laty, w województwie śląskim mniej- szość zdecydowała się postawić na współpracę z regionalistami. Stąd apel o wsparcie list, które niemieccy Górno- ślązacy zamierzają wystawić w najbliż- szych wyborach do sejmu. Współpraca taka wpisywałaby się w tradycję współ- działania ponad narodowymi podzia- łami w imię wielokulturowego i samo- rządnego Górnego Śląska. Już przed I wojną światową słowiańsko – i ger- mańskojęzycznym Górnoślązakom, tym z partii Centrum i tym od Korfante- go, zdarzało się spotkać na wspólnych listach wyborczych. W międzywojniu sam Korfanty nie unikał współpracy z mniejszością niemiecką w Sejmie Śląskim, kiedy chodziło o obronę ślą-

skiej autonomii przed autorytaryzmem sanacji.

Reakcje polityków warszawskich partii w regionie dowodzą, że bliższy jest im duch Grażyńskiego niż Korfan- tego. Dotyczy to ich stosunku zarów- no do autonomii jak i do współpracy mieszkańców Górnego Śląska różnych narodowości. Już pojawiają się na ła- mach prasy ekwilibrystyczne próby wy- kazania, że listy Komitetu Wyborczego Wyborców Zjednoczeni dla Śląska nie powinny zostać zarejestrowane, jeśli znajdą się na nich osoby spoza mniej- szości niemieckiej. I nie ma znaczenia, że na listach PiS czy PO pojawiają się kandydaci spoza partii. Co więcej, z list mniejszości niemieckiej z Opola nie- jednokrotne startowały osoby, które nie kryły swojej polskiej, a więc nienie- mieckiej tożsamości. No ale wtedy nie chodziło o reprezentantów organizacji śląskich regionalistów, w tym, o zgro- zo, o RAŚ.

Z kodeksu wyborczego wynika jasno, że mniejszości narodowe same decydu- ją, kogo chcą widzieć na swoich listach.

Sprawa KWW Zjednoczeni dla Śląska będzie papierkiem lakmusowym, który pozwoli stwierdzić, na ile państwo pol- skie przejmuje się literą własnego pra- wa. Okazją do częściowej rehabilitacji po blamażu związanym z delegaliza- cją Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Warto z tej okazji skorzystać, by nie odgrywać roli błazna Europy.

Jerzy GorzelikJerzy Gorzelik

W międzywojniu sam Korfanty nie unikał współpracy z mniej- szością niemiecką w Sejmie Śląskim, kiedy chodziło o obronę śląskiej autonomii przed autorytaryzmem sanacji.

Źródło: wikipedia.org

(4)

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

4 WYWIAD I PUBLICYSTYKA

Wywiad

Śląsk jest jednością

Z Dietmarem Brehmerem – dzienni- karzem i działaczem regionalnym, wieloletnim przewodniczącym Nie- mieckiej Wspólnoty Roboczej „Po- jednanie i Przyszłość” oraz preze- sem Górnośląskiego Towarzystwa Charytatywnego rozmawia Radosław Marczyński

Skąd pomysł na wspólną listę wyborczą śląskich organizacji pod patronatem Mniejszości Nie- mieckiej?

Ponieważ Górny Śląsk jest jeden, jest jednością. Pomysł od dawna spoczywał w starej, śląskiej skrzy- ni czasu zamkniętej kluczem czasu.

Ustawa o PKW w sprawie wyborów do parlamentu została skonstruowana prosto i zrozumiale. Nasza inicjaty- wa jest całkowicie legalna. W ramach zgłoszonego komitetu, na swoje listy wyborcze zapraszamy przedstawicie- li różnych górnośląskich organizacji, w tym Ruchu Autonomii Śląska. Jak można się domyślić musiała zaist- nieć pewna szczególna okoliczność – zbliżenie naszej organizacji z RAŚ oraz jego przewodniczącym dr Je- rzym Gorzelikem, który ocenił naszą inicjatywę jako interesującą i godną poparcia. A zatem pomysł jest nieja- ko autorski.

Dlaczego akurat Mniejszość ma pa- tronować całemu projektowi?

Na całym obszarze Górnego Śląska, szczególnie w jego wielkoprzemysło- wej części, opcja niemiecka była i po- została do dzisiaj zasadniczą domeną jego tożsamości. Nasz region jest prze- to składanką elementów wielu kultur, niepodobną do innych regionów Pol- ski. Jednym z tych wyróżników jest ów aktualny patronat jak Pan to nazwał.

Jaką stwarza to szansę dla naszego regionu?

Nasz region uzyska pewien stopień autentycznej podmiotowości, którego nie miał do tej pory w polskim parla- mencie.

Sejm liczy 460 posłów, jaką silę prze- bicia mieliby potencjalni parlamenta- rzyści, którzy dostaliby się na Wiej- ską z list komitetu?

Oczywiście będzie się liczyć zaan- gażowanie i aktywność naszego par- lamentarzysty.

Niedawno przewodniczący Związku Górnośląskiego odniósł się krytycz-

nie do projektu „Zjednoczeni dla Ślą- ska”. Zarzucił, że jest to utrwalanie stereotypu, według którego Ślązacy to ukryta opcja niemiecka. Jak Pan się ustosunkuje do tej opinii?

O ile wiem, nowy przewodniczący Związku Górnośląskiego wypowiadał się na gorąco, bez szerszej konsul- tacji z członkami stowarzyszenia.

Mam inny, całkowicie różny obraz w tej materii. Poza tym, jesteśmy tu również i po to, aby łamać istniejące, stereotypy, które często mają swoje korzenie w skrajnym nacjonalizmie XIX wieku.

Dziękuję za rozmowę.

Dr Dietmar Brehmer.

Fot. Kris Duda Żródło: flickr.com

Konkurs!

Do wygrania trzy egzemplarze najnowszej powieści Henryka Wańka „Jak Johannes Keppler jadąc do Żagania na Śląsku za- haczył o księżyc”.

Trzy pierwsze maile na adres redakcja@jaskolkaslaska.eu z prawidłowymi odpowiedzia- mi na poniższe pytanie nagro- dzimy powieścią.

Pytanie:

„Anonimowy recenzent Wydawnictwa Literackiego, przeczytawszy może dwie lub trzy kartki uznał, że jest to powieść pikarejska.” Co oznacza termin powieść pikarejska?

Czekamy na odpowiedzi i życzymy miłej zabawy.

Redakcja

Odgrzewane kotlety Jacka Dziedziny

Separatyści

w europarlamencie

Leniwie mijają dni wakacyjnego od- poczynku. Tak le- niwie, że nawet kłopotem jest ze- branie się i napi- sanie czegokolwiek w reakcji na ostatni materiał redaktora Dziedziny w 28 wy- daniu „Gościa Niedzielnego” pt. „Lu- dzie stąd i stamtąd”. Ale trzeba, bo lenistwo to jeden z grzechów głów- nych i nawet przyjmując, że artykuł zacnego redaktora nie wart jest zbyt- niej uwagi, to choćby dla lepszej kon- dycji duchowej trzeba, powtarzam, trzeba się wziąć za siebie i skreślić tych parę słów.

W jednym publicysta „Gościa Niedziel- nego” jest mistrzem na pewno. Nie jest to być może klasa Wojciecha Amaro, czy Pascala Brodnickiego, ale i odgrze- wane kotlety mają swoich amatorów, przeto muszą mieć i swoich mistrzów.

Takim właśnie kotletem jest początek artykułu na temat wstrętnych euro- pejskich powiązań Ruchu Autonomii Śląska, zilustrowany fragmentem listu jednej z bretońskich partii. Odgrzewany kotlet, bo sprzed prawie 20 lat, ale okra- szony grochem z kapustą, bo powiąza- ny z Wolnym Sojuszem Europejskim , do którego należy RAŚ i rzekomo owa partia. Tyle, że owej partii już nie ma i a do samej EFA należała niecałe trzy lata w połowie lat … osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Ale to już nieważne, trzeba było jakoś zacząć.

Dalej kulinaria idą znanym już tro- pem. Jest wzmacnianie nastrojów se- paratystycznych, pojawia się terroryzm (z, jakże by inaczej, nieśmiertelnymi Baskami), aż dziw bierze, że nie ma syjonizmu. Co prawda nie ta epoka, więc i stylistyka inna, ale w sumie jak widać szkoła ta sama. RAŚ jest strasz- ny, bo nie kryje powiązań z EFA. No faktycznie zarzut straszny, o członko- stwie w europejskiej partii politycznej reprezentowanej w prawie wszystkich

krajach członkowskich UE i mającej 12 posłów w Parlamencie Europejskim po- winno się milczeć, co najwyżej szeptać, a i to w taki sposób, żeby się wraże struktury nie dowiedziały. Był kiedyś specjalista od takich szeptów i taktyk partyzanckich, co więcej był nawet lite- ratem. Ale tego nie trzeba podkreślać, bo „Barwy Walki” były chyba natchnie- niem autora wspomnianego na wstę- pie artykułu. Literacka fabuła tak dalece jednak przesłania panu Dziedzinie rze- czywistość, że przypomnienia jedynie wymaga kwestia owego mitycznego try- bunału europejskiego. Otóż Szanowny Panie Redaktorze – Europejski Trybu- nał Praw Człowieka w Strasburgu nie orzekał o istnieniu bądź nie odrębnej narodowości śląskiej – proszę zapo- znać się z orzeczeniem. Wypada też przypomnieć, że jeszcze w 2009 roku przedstawiciele Komitetu Doradczego Konwencji Ramowej o Ochronie Mniej- szości Narodowych przy Radzie Europy zarzucili stronie polskiej ignorowanie sprawy śląskiej i brak dobrej woli w roz- wiązaniu kwestii społeczności określa- jącej swoją narodowość jako śląską.

Potem był spis powszechny, którego wyniki znamy, więc argumenty o na- ukowcach, jakby na to nie patrzeć, nie wytrzymują próby czasu.

Może by i wypadało napisać coś więcej. Może. Ale mamy lato, stary kotlet szybko się psuje, groch z ka- pustą zalega na żołądku, lepiej od ta- kich dań uciekać. Może tylko z kilkoma uwagami: dobry kucharz powinien od czasu do czasu zajrzeć do książki ku- charskiej. Nie dlatego, że jest kiepski albo zwątpił w swe umiejętności, ale po to by poprawić swój warsztat, ulep- szyć dania, uczynić je jeszcze smacz- niejszymi. Mógłby się wówczas wiele dowiedzieć, jak chociażby tego, że Baskowie to nie tylko terroryści, ale też współzałożyciele międzynarodówki chadeckiej (razem z polskimi chade- kami na uchodźstwie), a Korsyka choć na Morzu Śródziemnym stanowi część Francji a nie Italii.

Smacznego Bartłomiej

Świderek

Kącik porad prawnych

Śląski Kącik Prawny

Dnia 1 lipca br. weszła w życie noweli- zacja kodeksu postępowania karnego oraz kodeksu karnego. Ustawodaw- ca stara się ograniczyć przewlekłość i formalizm postępowania, podobnie zmieniła się też rola sądu. Zmianie ule- gają prawa i obowiązki pokrzywdzone- go. Postaram się Państwu przybliżyć najważniejsze zmiany związane z jego rolą w procesie karnym.

1) Pierwsza z nich jest związana ze wspomnianą wcześniej zmianą roli sądu.

Zgodnie z nowelizacją, strony mogą zgła- szać wszelkie dowody w toku postępo- wania, również te powstałe specjalnie dla celów procesu. Tak więc, strona – w tym również pokrzywdzony – ma możliwość np. zlecić biegłemu ekspertyzę i powo- łać się na nią w toku procesu. Jedynym ograniczeniem, jest zakaz powoływania się na dowody, w których posiadanie we- szło się za pomocą czynu zabronionego przez polskie prawo.

2) Zmieniła się również możliwość wy- znaczenia obrońcy z urzędu dla stron – ich nowa rola o wiele bardziej aktywna – często wymagać będzie profesjonalnego pełnomocnika, stąd pokrzywdzony może ubiegać się o reprezentanta z urzędu na takich samych zasadach jak oskarżony.

Pełnomocnik będzie przydzielony na wniosek strony, jednak należy pamię- tać, że dotyczy to postępowania sądo-

wego, a wraz z końcem procesu możemy zostać obciążeni kosztami zastępstwa procesowego.

3) Instytucja skazania oskarżonego bez rozprawy również uległa przemeblowa- niu. Po nowelizacji, pokrzywdzony nie musi wyrazić zgody na takie skazanie, jest ono uzależnione jedynie od braku sprzeciwu. Nową instytucją zmierzają- cą do przyśpieszenia postępowania jest z kolei umorzenie postępowania w wy- padku pojednania się oskarżonego z po- krzywdzonym oraz naprawienia szkody powstałej w wyniku przestępstwa. By do tego doszło, sprawca nie może być wcze- śniej skazany za umyślne przestępstwo z użyciem przemocy, do pojednania zaś musi dojść przed rozpoczęciem pierw- szego przewodu sądowego. Ograniczony jest również katalog przestępstw, w wy- padku których może dojść do takiej ugo- dy (art 59a § 1 k.k.)

Waldemar Murek Kancelaria Adwokacka w Katowicach, ul. Mariacka 37 nr. kontaktowy: 511 709 776 www.adwokat.ws Powyższa nota nie powinna być trakto- wana jako porada prawna w indywidu- alnej sprawie – stanowi jedynie ogólną informację. W celu konkretnej porady prawnej należy zwrócić się do adwo- kata bądź radcy prawnego.

(5)

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

INFORMACJE RAŚ 5

Władze Ruchu Autonomii Śląska

Zarząd: przewodniczący Jerzy Gorze- lik, Henryk Mercik (I wiceprzewodni- czący), Monika Kassner (II wiceprze- wodnicząca), Rafał Adamus (skarbnik), Natalia Pińkowska (sekretarz), Janusz Wita, Waldemar Murek, Roman Kubica, Dariusz Krajan.

Rada Naczelna to członkowie Zarzą- du oraz wybrani na Kongresie: Rafał Hornik, Marek Gołosz, Marek Nowara, Janusz Dubiel, Roman Pająk, Tomasz Jarecki, Anna Nakonieczna, Marek Zogornik, Ewa Szczodra, Marek Polok, Marek Bromboszcz, Mariusz Wons, Andrzej Sławik, Krzysztof Szulc.

Komisja Rewizyjna: Marcin Bartosz, Mateusz Dziuba, Jan Fiałkowski, Szymon Kozioł, Jan Migas, Karol Sikora

Sąd Koleżeński: Dawid Biały, Aleksandra Daniel, Adam Goleczko, Adam Lehnort, Maksymilian Michałek, Tomasz Świdergał, Piotr Wybraniec Koło RAŚ Bieruń – Lędziny e-mail: sbl@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Bromboszcz, tel. 605 690 365 Koło RAŚ Bytom

e-mail: bytom@autonomia.pl Przewodniczący:

Jacek Laburda tel. 603-201-080, Osoba kontaktowa:

Tomasz Jarecki, tel. 730 905 200 Koło RAŚ Chełm Śląski e-mail: chelm@autonomia.pl Przewodniczący:

Aleksander Kiszka tel. 606 932 834 Koło RAŚ Chorzów e-mail: chorzow@autonomia.pl Przewodniczący:

Michał Kiołbasa tel. 695 391 262 Koło RAŚ Gliwice e-mail: gliwice@autonomia.pl Przewodniczący:

Ingemar Klos tel. 694 742 577 Koło RAŚ Katowice e-mail: katowice@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Nowara tel. 602 335 420

Koło RAŚ Katowice Południe e-mail: katowice.poludnie@autonomia.pl Przewodniczący: Tomasz Świdergał tel. 790 899 146

Koło RAŚ Kobiór e-mail: kobior@autonomia.pl Przewodniczący:

Piotr Kłakus tel. 604 526 733 Koło RAŚ Lyski e-mail: lyski@autonomia.pl Przewodniczący: Grzegorz Gryt Zasięg: Lyski, Gaszowice, Jejkowice Koło RAŚ Mikołów

e-mail: mikolow@autonomia.pl Przewodniczący:

Marek Gołosz, tel. 535 270 810

Koło RAŚ Mysłowice e-mail: myslowice@autonomia.pl Przewodniczący:

Leon Kubica, t el. 505 339 696

Koło RAŚ Region Opolski e-mail: ras@rasopole.org Przewodniczący:

Marek J. Czaja, tel. 693 567 733 Koło RAŚ Piekary Śląskie e-mail: piekary@autonomia.pl Przewodniczący: Dariusz Krajan tel. 791-222-579

Koło RAŚ Pszczyna e-mail: pszczyna@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Pająk, tel. 601 886 455

Zasięg: powiat pszczyński Koło RAŚ Radzionków e-mail: radzionkow@autonomia.pl Przewodniczący: Andrzej Sławik tel. 601 544 374

Koło RAŚ Ruda Śląska e-mail: ruda@autonomia.pl Przewodniczący: Roman Kubica tel. 607 336 844

Koło RAŚ Rybnik e-mail: rybnik@autonomia.pl Przewodniczący: Marcin Bartosz tel. 508 714 235

Osoba kontaktowa: Marcin Bartosz, tel. 508 714 235

Koło RAŚ Siemianowice Śląskie siemianowice@autonomia.pl Przewodniczący: Rafał Hornik tel. 535 080 008

Koło RAŚ Śląsk Cieszyński slaskcieszynski@autonomia.pl Przewodniczący: Grzegorz Szczepański tel. 781 779 882

Koło RAŚ Świerklany e-mail: swierklany@autonomia.pl Krzysztof Swaczyna tel. 502 147 984 Koło RAŚ Świętochłowice swietochlowice@autonomia.pl Przewodniczący: Tomasz Sobczuk, tel. 505 846 412

Koło RAŚ Tarnowskie Góry e-mail: boino@centrum.cz Osoba kontaktowa:

Roman Boino, tel. 605 062 700 Koło RAŚ Tychy

e-mail: tychy@autonomia.pl Przewodniczący:

Jerzy Szymonek, tel. 508 597 837 Koło RAŚ Wodzisław/Żory e-mail: wodzislaw@autonomia.pl Przewodniczący: Dawid Prochasek Koło RAŚ Zabrze

E-mail: zabrze@autonomia.pl Przewodniczący:

Tadeusz Płachecki, tel. 509 478 078

Zebrania Kół RAŚ

Koło RAŚ Chorzów I

ul. Powstańców 70/3, wtorki 17:00 – 18.00 Koło RAŚ Katowice

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4.

wtorki 16.00-18.00 Koło RAŚ Mikołów

drugi poniedziałek miesiąca w Łazi- skach Średnich, ul. Wyszyńskiego 8 (II piętro, p. 24) w godz. 18.00-19.00 Zasięg: powiat mikołowski.

Koło RAŚ Mysłowice

ul. Mikołowska 4a, wtorki 18.00-19.00 Koło RAŚ Pszczyna

Plac Targowy 5

pierwsza środa miesiąca 18.00

Koło RAŚ Ruda Śląska Ruda Śląska, Nowy Bytom ul. Markowej 22/26 I piętro wtorki 17.00-18.00 Koło RAŚ Zabrze ul. Wajdy 4, Dyżury: 2. piątek miesiąca godz. 17:00 Zasięg: Zabrze

Szczegóły na naszej stronie:

http://autonomia.pl Osoba odpowiedzialna

za prenumeratę:

Marek Nowara tel. 602 335 420 Archiwalne numery „Jaskółki Sląskiej”

dostępne są w wersji elektronicznej w formacie pdf na Stronach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej pod linkiem:

www.sbc.org.pl/publication/87240

INFORMATOR

WYDAWCA:

Ruch Autonomii Śląska Siedziba wydawcy:

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4 40-209 Katowice Redaktor naczelna:

Monika Kassner

Opracowanie tekstów w ślōnskij gŏdce:

Rafał Adamus Korekta:

Norbert Slenzok Skład:

Tomasz Pałka, Graphen

Kontakt z redakcją:

redakcja@jaskolkaslaska.eu www.jaskolkaslaska.eu

tel. 516 056 396 Nakład:

21.000 egz.

źródło: Archiwum prywatne.

Kto jest kim w RAŚ

Michał Rak

Jest piekarzaninem z dziada pra- dziada. Ma to szczęście, że w domu rodzinnym są kultywowane śląskie tradycje i śląski język. Członkiem pie- karskiego koła RAŚ jest od lipca 2014 roku, na pierwsze spotkanie zaprosił go kolega Kewin Henka.

Jak wspomina, pierwszy Marsz Au- tonomii, w jakim wziął udział, zrobił na nim ogromne wrażenie. Nie spo- dziewał się, że będzie tak kolorowo, głośno i w ogóle fajnie. Uznał, że faj- nie jest należeć do takiej wielkiej gru- py i promować regionalne tradycje.

Wstąpił do organizacji, bo chce po-

móc w rozwoju regionu, a nie patrzeć i słuchać, jak wszyscy narzekają, że Śląsk upada. Wszystko, co robi do- brego regionu, tak naprawdę robi dla siebie. A właśnie w RAŚ może to ro- bić i zaprasza wszystkich, którym tak- że losy Śląska nie są obojętne. Jak nam się uda, nie będziemy musieli wyjeżdżać za granicę.

Michał zawsze aktywnie uczestniczy w działaniach organizacji. Większość swoich działań realizuje z młodzieżą, tłumaczy im ideę autonomii i dba o roz- wój ślōnskij gŏdki.

Red.

Kto jest kim w RAŚ

Kewin Henka

W Piekarach Śląskich mieszka z mamą i młodszą siostrą. Uczy się w Liceum Ogólnokształcącym „mundurowym”

w Bytomiu. Od 2013 roku jest członkiem tutejszego Koła RAŚ.

Swoja przygodę z „Rasiem” rozpoczął 13 lipca 2013 roku podczas coroczne- go Marszu Autonomii Śląska w Katowi- cach. Na Placu Wolności spotkał prze- wodniczącego Koła RAŚ Piekary Śląskie p. Dariusza Krajana, który zasiał w nim zaciekawienie tematem.

Oprócz tego brał udział w inicjatywach regionalnych takich jak: „Marsz na Zgo- dę” – poznając historię Tragedii Górno- śląskiej, „Godzina Ś” – zbierając podpi- sy popierające wpis Ślązaków na listę mniejszości etnicznych, Tyta dlo Piyr- szoka” – pomagając w akcji charyta- tywnej.

Jako członek Koła RAŚ uważa, że należy propagować „ślōnsko gôdka”, dlatego jest zawsze tam, gdzie akurat dzieje się coś ciekawego po ślōnsku.

Chciałby, aby młodzież i dorośli żyli i wychowywali młode pokolenia w du- chu śląskiej tradycji. Jego zdaniem należy wprowadzić do szkół eduka- cję regionalną. Wspiera cel sympaty- ków RAŚ-u i jego członków – dążenie do odzyskania przez Śląsk autonomii.

Red.

źródło: Archiwum prywatne.

Zapraszamy

Centrum Wsparcia w Piekarach Śląskich

Ruch Autonomii Śląska Koło Piekary oraz tutejszy Dzielnicowy Dom Kul- tury zapraszają do nowo powstałego Centrum Wsparcia, które mieści się w DDK w Piekarach Śląskich Dąb- rówce Wielkiej.

Ludzie często w życiu doświadczają sy- tuacji, z którymi trudno sobie poradzić.

Wśród nich szczególną grupę stanowią sytuacje traumatyczne jak m.in. wypadek drogowy, wypadek w pracy czy wypadek podczas uprawiania sportu. W DDK roz- począł działalność punkt konsultacyjny dla ofiar wypadków, którego celem jest zapewnienie wszechstronnej pomocy w li-

kwidacji skutków wszelkich urazów, wy- padków i kolizji drogowych, w szczególno- ści w sytuacjach bezradności społecznej.

Grono specjalistów bezpłatnie zajmu- je się doradztwem, informowaniem oraz pomocą prawną i psychologiczną dla mieszkańców naszego regionu, poszko- dowanych w różnego rodzaju wypadkach.

Dyżury odbywają się w pierwszy i trzeci czwartek miesiąca w godz.

18.00-20.00 w Dzielnicowym Domu Kultury przy ul. Szymanowskiego 2 b w Dąbrówce Wielkiej.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY!

Koło RAŚ Piekary Śląskie

Coroczna akcja RAŚ

Wesprzyj akcję „Tyta dlo Pierszoka”

Tradycyjnie przed rozpoczęciem no- wego roku szkolnego RAŚ organi- zuje akcję charytatywną „Tyta dlo Pierszoka”.

Dzięki niej co roku obdarowujemy pierwszoklasistów z potrzebujących rodzin tradycyjną śląską tytą, by osło- dzić im ten stresujący pierwszy dzień w szkole. W tym roku akcja odbędzie się w Chorzowie, Katowicach, powie-

cie mikołowskim, Rudzie Ślaskiej, Świętochłowicach i Siemianowicach Śląskich.

Gorąco zachęcamy do wsparcia akcji poprzez wpłaty na nr konta:

22 1750 0012 0000 0000 2843 0698 Ruch Autonomii Śląska, ul. ks. Nor- berta Bończyka 9/4 40-209 Katowice.

W tytule prosimy wpisać „Tyta”

z ewentualnym dopiskiem nazwy mia- sta, które chce się wesprzeć.”

(6)

6 FELIETONY

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

Koło dziejów Kołodzieja

Kosztowna promocja

Marsz Autonomii mediom główne- go nurtu musi już trącić nudą. Nic nie zostało spalone, okna sklepowych i bankowych loka- li pozostały całe, z chodników nie wyrwano ani jed- nej płyty, Policja nie użyła armatek wodnych, a załogi dyżurujących ka- retek pogotowia pozostały bez zaję- cia. Nawet zdeklarowani przeciwni- cy jakby osłabli, a może poczuli się zawiedzeni brakiem podobieństw do warszawskiego „Marszu niepodle- głości”. Coraz mniej liczna grupka ofiar LOS-u tym razem stała jakby w izolacji, coś tam jedynie śpiewając siedzącemu na swej kobyle Piłsud- skiemu. I co by tu miała choćby taka TVP pokazywać?

Za to nie zawiedli ci, dla których orę- żem jest komputerowa klawiatura. Sie- dząc w domach starali się pokonać swą bezsilność, zamaskować swój totalny brak społecznej aktywności i usprawie- dliwić kompletny brak wiedzy o społe- czeństwie za pomocą tzw. hejtu. Jeden taki oznajmił, że Ślązacy chcą pracy i mieszkań, a nie maszerowania. Czyż- by jako bezrobotny mieszkał ze swoim smartfonem pod mostem? Inny skon- statował, że żółto-niebieskie barwy su- gerują ukraińską proweniencję Marszu.

Nic dziwnego – edukacja w Polsce leży.

Jeszcze inny oburzał się, że … Ma- szerujemy za pieniądze podatnika. Do głowy mu nie przyszło, że Ślązacy są zdolni urządzić dla wszystkich zabawę za swoje, prywatne pieniądze. O tyle to zrozumiałe, że gazety nie publikują stanów kont bankowych na Kajmanach,

czy nazwisk beneficjentów przelewów z Niemiec, zatem można sobie pofan- tazjować „ku uciesze”.

Najbardziej jednak szkodliwą jest kolejna grupa „wiedzących lepiej”, bo sprawiająca pozorne wrażenie ludzi obytych, a nawet wykształconych. Ci bez zażenowania nazywają nas sepa- ratystami, choć logicznych podstaw ku temu nie mają. Dla nich ponad żywotne interesy mieszkańców regionu ważniej- szym jest „słowo objawione” centrali- stycznego rządu. A ten finansowych środków na przedwyborczą autopro- mocję nie szczędzi, jak zwykle. Pani Premier postanowiła zbratać się z lu- dem, podróżując koleją. Oczywiście pu- sty samolot za nią lata, tak na wszel- ki wypadek. Za sobą pociągnęła cały rząd, organizując kuriozalne „posiedze- nia wyjazdowe”. By zadbać o właściwe wygody ministrów, do Wrocławia nawet specjalnym transportem przewieziono ze stolicy ich meble – stoły i krzesła.

Widać meble prowincjonalne nie były w stanie sprostać ministerialnym przy- zwyczajeniom. A ministrowie mają teraz ludzi słuchać i pomagać. Przynajmniej raz na cztery lata. Zgodnie z wytycz- nymi Prezydenta mają szukać tego co łączy, a nie dzieli. Masz babo placek, wszak polski lud łączą głównie obcią- żenia podatkowe, bieda i komornicy w obejściach. Na Śląsku 140 tysięcy ludzi, chcąc podnieść rangę godki, połączyło siły, zebrano podpisy. To łą- czy, ale okrzyknięto ich separatystami.

Przed wyborami Sejm zajął się tym pro- jektem, odsyłając go jednak do podko- misji. To taka sugestia na kogo głoso- wać, by owa podkomisja mogła działać.

Ja jednak wolę autonomię. Niech mnie wyzywają od separatystów, ale przynaj- mniej śląscy ministrowie będą na miej- scu. Z krzesłami.

Ekōnōmijŏ dlŏ kŏżdego

Frankowicze a Ślązacy

Od czasów wybu- chu kryzysu finan- sowego i skoku kursu franka szwaj- carskiego do góry, mówiło się o pomo- cy skierowanej do osób, które wzięły kredyty nomino- wane we frankach.

Argumentów za udzieleniem pomo- cy jest tyle samo co argumentów przeciw. Bo trudno uwierzyć, że frankowicze nie byli świadomi ry- zyka walutowego. Z drugiej strony działania nieuczciwych bankowców są wystarczająco udokumentowane i oczywistym jest, że jeśli klient nie miał zdolności kredytowej w przy- padku kredytu złotowego, to wciska- no mu na siłę kredyt walutowy, bo rata tego kredytu była niższa.

Zbliżające się wybory parlamentar- ne sprawiły, że rzucane od czasu do czasu obietnice pomocy stały się prawem. Liczba osób, które nie będą beneficjentami nowego prawa, a więc jego przeciwników wielokrotnie prze- kracza liczbę zwolenników. Wszak liczba frankowych kredytobiorców oscyluje wokół 700 tys. Wraz z ro- dzinami dać to może maksymalnie ok. 2,5-3 mln osób. Wychodzi więc na to, że 38 mln obywateli będzie do- kładać się do kredytów obciążających nie więcej niż 3 mln kredytobiorców wraz z rodzinami. Dlaczegóż zatem posłowie zdecydowali się na uchwa- lenie tego prawa? Wszak za wdzięcz- ność 3 mln potencjalnych wyborców przyjdzie im zapłacić niechęcią ponad 12 razy większą.

Podobnie sytuacja wygląda w przy- padku ustawy nadającej Ślązakom status mniejszości etnicznej. W cza- sie ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego ponad 800 tys. osób

zadeklarowało narodowość śląską.

Biorąc pod uwagę liczbę mieszkań- ców Górnego Śląska i błędy w me- todologii prowadzenia spisu, sądzić można, że potencjalna liczba osób, które mogłyby czerpać korzyść z tej ustawy (np. w postaci nauczania ję- zyka śląskiego dzieci czy wnuków) jest 2-2,5-krotnie większa. De facto liczba osób mogących być beneficjen- tem ustanowienia śląskiej mniejszości etnicznej i pomocy dla frankowiczów jest podobna.

Jednak koszty pomocy dla Śląza- ków i frankowiczów są diametralnie inne. Zakładając, że Ślązacy otrzy- mywać będą wsparcie na poziomie podobnym do Kaszubów, liczyć moż- na na ok. 50 mln zł rocznie. Wsparcie dla frankowiczów, choć nie z budżetu, gdyż koszty w zdecydowanej więk- szości koszty operacji poniosą banki (chociaż – jak wszyscy się spodzie- wają – w postaci zwiększonych opłat przerzucą je na klientów), wyniesie niecałe 10 mld zł. Aby zatem nomi- nalne wsparcie było takie samo jak dla frankowiczów, Ślązacy musieliby korzystać z pomocy dla mniejszości etnicznej przez 200 lat. A jednak Ślą- zacy mają o wiele trudniej wywalczyć swoje postulaty. Dlaczego? Czyżby parlamentarzyści bardziej się bali frankowiczów niż Ślązaków?

W dalszym ciągu większość spo- łeczeństwa sprawy budżetu, a tym bardziej opłat w bankach, traktuje bardzo wirtualnie. Jeśli te opłaty, te quasi-podatki, dotkną wszystkich, to mnie to nie będzie bolało – myśli pewnie całkiem spora część społe- czeństwa. Dlaczego jednak ta sama część społeczeństwa ma obiekcje przeciw nadaniu statusu mniejszo- ści etnicznej Ślązakom? Nie wydaje się by tego chciało społeczeństwo.

Raczej posłowie boją się partyjnych centrali.

Z prawej strony

No one likes us – we don’t care!

Wśród rzeszy lon- dyńskich klubów piłkarskich oprócz sław w rodzaju Chelsea, Arsena- lu, Tottenhamu czy West Hamu jest też zespół, który w swojej hi- storii ledwie tylko otarł się o Premier League, słynie za to ze szczególnie fanatycznych kibiców rekrutujących się spośród szeregów miejscowego proletariatu.

Milwall, bo o nim mowa, przedarł się do świadomości światowej publiki za sprawą dwóch filmów fabularnych opiewających wyczyny chuliganów ze stolicy Anglii: wielce udanego „Fo- otball Factory” oraz łzawego „Hooli- gans” z niezapomnianym hobbitem w roli głównej. W obu tych obrazach fani Milwall nie tylko występują w ro- lach antagonistów pozytywnych bo- haterów (wywodzących się odpo- wiednio z grona ekip Chelsea i West

Ham United), ale też zostają przed- stawieni – zwłaszcza w „Hooligans”

– jako zgraja nieokrzesanych ban- dziorów. Nie wiem ile w tym praw- dy, niemniej wizerunek sympatyków Milwall wśród zwolenników innych angielskich klubów rzeczywiście nie należy do najlepszych, czego od- biciem jest ich filmowy konterfekt.

Sami zainteresowani – i tę maksymę chciałbym uczynić punktem zacze- pienia dla właściwego tematu tego felietonu – kwitują to nonszalanckim stwierdzeniem: „No one likes us – we don’t care” (ang. „Nikt nas nie lubi – i mamy to gdzieś”).

Sytuacja górnośląskich regionali- stów jest, jak się zdaje, analogiczna.

Nikt nas w Polsce nie lubi. Nie lubi nas prawica, gdyż boi się niemieckie- go rewanżyzmu, którego w jej optyce jesteśmy eksponentem, a który czyhać ma bez ustanku na tzw. ziemie odzy- skane. Nie lubi nas też lewica – z po- dobnych powodów, dopisując do nich dodatkowo swoje rytualne ostrzeżenia przed niebezpieczeństwami nacjonali-

zmu (dobroczynny był jedynie nacjona- lizm PRL, dzięki któremu Śląsk i inne tereny poniemieckie spolonizowano).

Nie lubią nas wreszcie centryści – są Polakami, więc i oni boją się Niemców, ponadto zaś cenią sobie spokój, stabi- lizację i trzy tysiące na czysto w korpo;

po co zakłócać ten idylliczny rytm ży- cia w III RP jakimiś etnicznymi rosz- czeniami?

W ostatnich latach zrobiono bardzo wiele w celu ocieplenia wizerunku RAŚ i całego ruchu regionalistycznego na Górnym Śląsku. Dostrzegają to nawet w najwyższym stopniu nieprzychylni mu prawicowi komentatorzy tacy jak Piotr Semka. Dlaczego zatem w per- cepcji sprawy śląskiej w pozostałych regionach Rzeczypospolitej zmienia się niewiele lub zgoła nic? Sądzę, że cały kłopot w tym, że aby dopa- sować się do utrwalonych w Polsce – i niedających się zrewidować bez systemowych reform w nauczaniu hi- storii oraz upływu wielu lat – narracji tożsamościowych, musielibyśmy nie tyle złagodzić własną narrację, co

po prostu wyzbyć się jej. Powiedzmy sobie otwarcie: dla ukształtowanego w szkołach polskich ostatniego stule- cia umysłu, prawdziwy obraz Górne- go Śląska jako regionu pogranicza, gdzie niemieckie wpływy cywilizacyjne są co najmniej równie istotne jak pol- skie, a do tego ma on jeszcze własną, nieredukowalną do żadnego innego dziedzictwa narodowego tradycję, jest absolutnie niemożliwy do strawienia.

Dopóki więc pozostaniemy sobą – do- póty będziemy nienawidzeni.

Piszę o tym w kontekście sporów o to, czy aby udział przedstawicieli RAŚ na listach wyborczych mniej- szości niemieckiej nie wygeneruje w dłuższej perspektywie szkód wi- zerunkowych nierekompensowanych przez korzyści wynikające z posiada- nia reprezentacji parlamentarnej. Otóż nie, nie wygeneruje. Gębę „zakamu- flowanej opcji niemieckiej” mamy przy- czepioną tak czy owak. Skoro więc po stronie strat mamy zero – dlacze- go nie wyciągnąć ręki po niewątpliwe korzyści?

Norbert Slenzok KołodziejJan

Rafał Adamus

Przed Marszym. Marian Makula: - Co szefie, idymy? Jorg Gorzelik: - No przeca niy bydymy stŏli.

Relacja – Katowice

IX Marsz na 95-ty gyburstag Ślōnskij Autōnōmie!

Latoś bōło nŏs wiela. Szli wielge, małe, cōłke familije – wszyjske, kere chcōm wrōcyniŏ ślōnskij autōnōmie nazŏd!

Jedne ôblykli sie na złoto-modro, a inksze ôd świynta, nawet te nŏjmyńsze.

Srogŏ fana zŏwdy z nami!

Fot. Kris DudaFot. Bernard SkórokFot. Adam Korzeniowski

(7)

WYDARZENIA 7

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

Przed Marszym. Marian Makula: - Co szefie, idymy? Jorg Gorzelik: - No przeca niy bydymy stŏli.

Relacja – Katowice

IX Marsz na 95-ty gyburstag Ślōnskij Autōnōmie!

Latoś bōło nŏs wiela. Szli wielge, małe, cōłke familije – wszyjske, kere chcōm wrōcyniŏ ślōnskij autōnōmie nazŏd!

Po Marszu na Dniu Gōrnoślōnskim wystōmpili ślōn- ske artysty: gōrnicze ôrkestry dynte, zespōły Mie- darzanie z Miedarōw, Marian Makula, Golikband, słowacki zespōł Maguranka i nasz gōrnoslōnski Wichajster.

Terŏzki trza czekać na bezrok, kej bydzie X Marsz Autōnōmie!

Na kōniec wszyjske, co majōm rŏd maszkety, stanyli sie we raje po kōncek torty na 95-ty gybur- stag Ślōnskij Autōnōmie. Torta narychtowoł Be- rek Skōrok z Mysłowic, a kroły jōm gryfne frele.

Nasze kamraty z EFA bydōm robić wszyjsko, coby nŏs spōmogać tukej na Ślōnsku i w Europie.

Gŏdka przewodniczōncego Gorzelika jak zŏwdy wszyjskich chyciōła za serce.

Jedne ôblykli sie na złoto-modro, a inksze ôd świynta, nawet te nŏjmyńsze.

Jak co roku przijechały do nŏs myńszości z inkszych regijōnōw Europy: Bretōnii, Mace- dōnii, Połedniowego Tyrolu, Moraw.

Bōło nŏs tela, co ciynżko nŏs bōło chycić cuzamyn na jednym bildzie.

Srogŏ fana zŏwdy z nami!

Niykere chcōm jōm nawet wytańcować.

Za autōnōmiōm idōm same gryfne frele.

Romek: - Chopy, ale ciōngcie tygo klamora! To już ôstatni rŏz, kej Ślōnzŏki ciōngnōm

„Warszawa”!

Fot. Kris Duda

Fot. Kris Duda Fot. Kris DudaFot. Kris Duda Fot. Bernard SkórokFot. Bernard Skórok

Fot. Adam Korzeniowski

Fot. Adam Korzeniowski

(8)

lipiec-sierpień 2015 r., Jaskółka Śląska

8 Z HISTORII REGIONU

Ślązacy na frontach II wojny światowej

Himalaje część 3

Przez całe pięć lat lagru , ani razu się nie myłem mydłem czy ciepłą wodą , ani razu się nie goliłem i nie strzy- głem, tylko od cza- su do czasu ktoś przycinał mi wło- sy jakimś ostrym narzędziem albo opalał ogniem.

Ani razu nie prałem i nie zmienia- łem ubrania na czyste tylko chodzi- łem w tych samych łachmanach czy ewentualnie zabierałem zmarłym ko- legom strzępy ich łachmanów.

Któregoś dnia jeden z kolegów jedząc zupę nagle zmarł , wtedy ja szybko opróżniłem jego miskę. Nikt mnie za to nie skarcił, mało tego, wszyscy mi jesz- cze zazdrościli. To zdziczenie umożli- wiało przeżycie w surrealistycznej rzeczywistości radzieckich obozów je- nieckich, w przeciwieństwie do dobrego wychowania, które w tym świecie było bezpłatną przepustką do nieba.

Dwa razy otarłem się o śmierć – raz – kiedy w lagrze wybuchła epidemia malarii i też zachorowałem i tylko cu- dem ozdrowiałem. Drugi – kiedy zgło- siłem felczerowi, że chyba mam za- palenie wyrostka robaczkowego. Ten tylko na mnie popatrzył, obadał bolące miejsce i zaprowadził do lazaretu, żeby

operować. Na moje szczęście zjawił się tam komendant obozu i zapytał felcze- ra: „Co chcesz z nim robić?”. „Opero- wać” – odpowiedział felczer. „A czym go chcesz zoperować?”. „Brzytwą” – odpowiedział felczer. „Czyyyyyyyym?!?”

– ryknął komendant i kazał mnie wy- nieść do innego pomieszczenia, gdzie bez operacji mnie wykurowali.

Nasi nadzorcy byli byłymi więźnia- mi i może przez to odnosili się do nas z pewnym lekceważącym pobłażaniem.

Natomiast tubylcy raczej się do nas nie zbliżali i traktowali nas obojętnie, a je- śli już, to tylko po to, żeby coś zabrać.

Trudno mi powiedzieć, dlaczego miejsce naszej zsyłki nosiło nazwę

„Himalaje”. Prawdopodobnie dlatego, że patrząc na południe, można było zo- baczyć ciągnące się pasma strasznie wysokich skalistych gór, których wierz- chołki prawie zawsze tonęły w chmu- rach. Może istotnie to były Himalaje?

Ale tego nie wiem na pewno.

Rok 1946

Dokładnej daty nie pamiętam, ale jestem przekonany, że był rok 1946, kiedy w oficjalnym państwowym ko- munikacie ogłoszono, że z dniem dzi- siejszym wszystkim wziętym do niewoli przyznano status jeńców wojennych i w związku z tym przysługują nam pewne przywileje takie jak: możliwość wysyła- nia listów, przegotowana woda do picia

i posiłki bez ograniczeń, wyposażenie baraków mieszkalnych w prycze piętro- we oraz jeden koc dla każdego jeńca.

To nic, że cała reszta pozostała bez zmian, jednak od tego momentu prze- staliśmy być niewolnikami. Pomyśla- łem, że nareszcie ktoś dostanie infor- macje, że żyję i gdzieś jestem i może się o mnie upomni. Po trzech latach już nie musimy jak zwierzęta chłeptać skażonej wody, która zabija. To był po- czątek nadziei, że to, co jest teraz, nie będzie trwało na wiecznie i jest szansa na powrót do normalności.

Finał

To było lato 1948 roku. Jak zawsze rano był apel, na którym się zjawiał ko- mendant, który w tym dniu zachowywał się nieco inaczej niż dotychczas. Szedł wolno wzdłuż szeregu i wskazywał pal- cem, mówiąc: „Wystąp” i znów robił to samo aż wystąpiła setka ludzi, w któ- rej znalazłem się i ja. Następnie całej reszcie kazał odejść do swoich zajęć, a nam – tej setce wybrańców – w krót- kich żołnierskich słowach oznajmił: „Od teraz jesteście wolni, w lewo zwrot i w kierunku widocznych wagonów biegiem marsz!!”. Po pół godzinie oszołomieni tym co się stało, ale szczęśliwi jechali- śmy w nieznanym kierunku.

Nawet nie wiem, dokąd nas przywie- ziono, jakie to było miasto. A może to nie było żadne miasto, bo były tam tylko

same koszary, wokół których kręcili się jacyś wojskowi? Ale to już było najmniej istotne. Najważniejsze, że nas najpierw dokładnie wymyto, ogolono, ostrzyżono i odkażono ze wszystkich pasożytów, a dopiero potem każdemu przydzielo- no normalne czyste i świeże ubranie.

Karmiono nas jałowo, ale do syta, tak, żeby nam żołądków nie rozerwać. Ja na przykład ważyłem 35 kilogramów.

Jak już zaczęliśmy przypominać normalnych ludzi , wtedy ubrali nas w nowiutkie ubrania według ówcze- snej mody sowieckiej tj. kurtki kufajki i bufiaste pikowane spodnie, a potem zapakowali do wagonu, już nie towa- rowego tylko osobowego z zakazem opuszczania go, na co zresztą nikt nie miał najmniejszej ochoty, tym bardziej, że wagon został zaryglowany od środ- ka. Tak zamknięci w osobowym wago- nie wyruszyliśmy na Zachód. Po mie- siącu pociąg zatrzymał się na stacji Berlin.

W Berlinie od razu zajęli się nami lu- dzie z Czerwonego Krzyża oraz z mi- sji wojskowej, spisując dane i wydając nowe dokumenty, umożliwiające powrót w rodzinne strony.

Wszyscy moi koledzy mieszkający w Niemczech, bez problemu rozjechali się do swoich domów, ale ze mną był kłopot, bo ci urzędnicy za nic w świecie nie mogli pojąć, że ja nie chcę jechać do Polski tylko do Gliwic. Ja z kolei nie

mogłem zrozumieć tego, co oni mówili do mnie o Śląsku , który już nie jest podzielony jak dawniej, tylko w całości należy do Polski. Tłumaczyli, że dlatego nie mogę tam pojechać i być dalej oby- watelem niemieckim. Mogę jechać, ale jako bezpaństwowiec i ewentualnie już tam na miejscu prosić o pozwolenie na pobyt i polskie obywatelstwo.

W końcu ktoś mi doradził , żeby się zgłosić do Polskiej Misji Wojskowej, tam na pewno będą wiedzieć lepiej i pomo- gą mi wrócić na Śląsk.

W polskiej misji zajął się mną oficer, którego przezornie już o nic nie pyta- łem, żeby się znów w coś nie wplątać, tylko od razu poprosiłem o możliwość powrotu do domu. Na początku tylko kiwał głową i przeglądał dokumenty, po- tem znacząco popatrzył na drugiego oficera i wypisał dokument będący za- razem biletem uprawniającym do prze- jazdu na trasie Berlin-Gliwice.

Jak już miałem ten papier w ręce, od razu wysłałem wiadomość do rodzi- ców pocztą wojskową, że przyjeżdżam do domu.

Gdy pociąg zaczął się powoli zbliżać do celu, dopiero wtedy zrozumiałem, że urzędnicy w Berlinie mówili prawdę. To już nie był ten Śląsk i te Gliwice, które opuściłem w 1937 roku. Na szczęście miałem jeszcze rodzinę, która pomogła mi odnaleźć się w tej nowej rzeczywi- stości. A był wrzesień 1948 roku.

Anonimowy pamiętnik z lat 1944-45 znaleziony na strychu

Pamiętnik znaleziony w Zabrzu cz. 7

18 kwietnia. (…) Niemcy uniknęłyby straszliwej tragedii i zniszczeń wojen- nych, jeśliby hitlerowska polityka nie zawierała w sobie absolutnego rady- kalizmu. Nienawiść do Żydów z całego świata była przyczyną prowadzonej po- lityki, która chciała rozwiązać wszystkie problemy w krótkim czasie, za wszelką cenę. (…) Zaplanowany cel można było osiągnąć w inny sposób, który na krót- ko zainteresowałaby opinię światową.

Wprawdzie w dłuższej perspektywie, za to w łagodniejszej formie. Małe oszu- stwa Żydów, a więc ludzi interesu klasy średniej, które podobnie jak u innych kupców przebijały się, mogły funkcjono- wać bezpiecznie nie doznając uszczerb- ku. Natomiast można było pohamować ową żydowską inteligencję, która zajęła dominującą pozycję we wszystkich ob- szarach życia gospodarczego, a także w prasie, literaturze, teatrze i sztuce, radiu etc. (…) Wystarczyło tylko zasto- sowanie równorzędnych zasad i zre- alizowanie procentowej immatrykulacji w placówkach oświatowych w liczbie katolików, protestantów i Żydów – aby w ciągu kilku lat ograniczyć żydowską konkurencję. Siły napędowe, gnają- ce naprzód radykalną politykę władz, nie były powodowane chęcią szukania wśród lekarzy i prawników chrześcijan, chodziło im przede wszystkim o wy- eliminowanie żydowskiej konkurencji.

Powołując się na parytet, można było wytrącić oręż z ręki żydowskiej prasie, która wznosiła nieunikniony hałas. (…) Mówi się, że Führer osobiście przema- wia teraz w radiu. Ostatnio miał powie- dzieć, że wrogowie rozbiją sobie zęby o bramy Berlina. Czy on wierzy jesz- cze we własne słowa? Następnie polska prasa utrzymywała, że Hitler znajduje się w niewoli w Bertechsgaden – po raz kolejny kłamali w żywe oczy!

20 kwietnia. Urodziny Führera! W tym dniu Polacy zorganizowali obławę na męską i żeńską siłę roboczą. Dlaczego

nie zaprzęgli do rzekomej rozbudowy tysięcy polskich leniów i spekulantów, którzy biegali po ulicach. Skutkiem tych działań są wyludnione ulice. Zaobser- wowany negatywny skutek jest taki, że każdy może liczyć na rewizję mieszka- nia. Willa, w której aż do teraz mieszkał dr Deichend, musiała zostać opuszczona w ciągu kilku dni; powód? Polacy za- kwaterowali tam swoją milicję. Jakość powstającej milicji, składająca się z osób bezrobotnych i wątpliwych elementów, jest szczególną historią. Polacy eksmi- tują, Rosjanie również eksmitują. Wczo- raj i dzisiaj ponowny spokój na niebie.

Wcześniej kolega Buchta opowiedział mi, że on i jego współlokatorzy musieli w ciągu 12 godzin opuścić swoje miesz- kania (obok Konsumu na Zaborzu). Po- zostali urzędnicy mają się spodziewać podobnego zarządzenia. Dzisiaj kupiłem 0,5 l żytniej wódki za 20 pf.

21 kwietnia. Pani Galitta wróciła dzisiaj z Hamsterfahrtu i sprzedała pół cent- nara kartofli. Jest to warte zapisania,

zważywszy na to, że każdy myśli o so- bie. Jutro wyruszam z nią w podróż. To będzie trudna rzecz, gdyż droga jest szeroka i boli mnie kolano – efekt tygo- dniowego pobytu w wilgotnym schronie.

Sąsiadka opowiadała, że mieszkanie w domu parafialnym zostało splądrowa- ne przez grasujące bandy (Parafia pw.

św. Antoniego). Poza tym zarejestrowa- łem tylko pojedynczy przypadek: jeśli- bym chciał poprowadzić szerzej ten wą- tek, musiałbym potraktować go bardziej wyczerpująco. Polacy żądają za tonę węgla 100 niemieckich marek. Podczas gdy Niemcy wychodzą do miasta kie- dy muszą, ma się wrażenie, że liczba mieszkańców obniżyła się o kilka tysię- cy. Zresztą po co chodzić, skoro sklepy zostały zatarasowane, a handel zamarł.

Wczorajszego wieczoru obrabowa- no sąsiada Rothera; przy czym zabra- no wszystko, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Potwierdza to tezę, że te męty społeczne to wypuszczeni więźniowie.

Również w tych dniach zostali obra-

bowani mistrz malarski Müller i Magie- ra z ul. Sienkiewicza (Gartenstrasse przyp. red.). Do tego wszystkiego Mül- lera aresztowano, ponieważ Rosjanie podejrzewali go, że był członkiem par- tii (był zastępcą nadmistrza cechu), co jest istotnie nietrafionym podejrzeniem.

Działalność bandytów zmusiła nas, aby ponownie ukryć nasze wartościowe rze- czy. U sąsiada Rothera nie było mniej jak 10 facetów, jak widać, hurtowa wyprawa.

Pani Kwastek usłyszała w pracy od Rosjan, że Stalin prawdopodobnie nie żyje; dzisiaj przyszła podobna wiado- mość z uzupełnieniem – miał zginąć w trakcie jazdy samochodem z Mo- skwy do Smoleńska. Być może jest to również pobożne życzenie. Jeśli było- by coś prawdziwego w tej pogłosce, to fakt ten dałoby się zauważyć w działa- niach Rosjan.

Nasze oddziały miały stać przy Ne- ustadt, również ta wiadomość nie zda- wała egzaminu. Rosjanie rozgłaszają, że Berlin upadł, tutaj chyba również chodzi o plotkę podobną do tej o śmier- ci Stalina. Jeśli można polskiej prasie dać wiarę, że w Magdeburgu szaleją walki uliczne, to upadek Berlina nie mieści się w obszarze możliwości, zwłaszcza że Anglo-Amerykanie za- stosują wszystkie instrumenty władzy, aby osiągnąć swój cel przed rozpoczę- ciem konferencji.

23 kwietnia. Strzały w dzień i w nocy są tak powszechne, że można się zdener- wować, jednocześnie słyszano wołania o pomoc, później grabieżcy są ponow- nie w pracy i zakłócają nocny spokój;

tym razem nic mnie nie zaniepokoiło, dzięki Bogu mogłem pójść spać.

24 kwietnia. Skoro tylko dzień ustą- pił nocy, ponownie zaczęły się troski z powodu grabieży. Ci bandyci szuka- ją każdej kryjówki i zabierają wszystko, co ma dla nich wartość. Wczorajszego wieczoru, około godziny 22:45, z okien rozbrzmiało we wszystkie strony woła-

nie o pomoc, po tym również szalona strzelanina. Przygotowani na najgorsze, jest ciężko o nocny spokój. Przestępcy są jak szczury, skoro tylko zapada noc, wychodzą z kryjówek.

25 kwietnia. Wczoraj wołanie o po- moc i spektakl zaczął się już o godzinie 19:45; tym razem została nawiedzona ul. Goethego i sąsiednia ulica. Nowa sztuczka oszustów polega na tym, że proszą o miejsce noclegowe, podczas gdy w nocy wszystko, co jest dostępne w wartościowych rzeczach, komplekso- wo wyrzucają przez okno.

Dzisiaj rozpoczyna się konferencja w Utah. Mołotow, przedstawiciel rosyj- ski, jest nieobecny z powodu politycznej choroby. Być może u aliantów panuje niezgoda spowodowana polityczną nie- dyspozycją Mołotowa. Moja nadzieja o pozostaniu Górnego Śląska przy ma- cierzy zaczyna coraz bardziej blaknąć;

przy tym nie mogą nic zmienić optymi- styczne wiadomości; na stare lata mu- simy pogodzić się stopniowo z myślą, że o naszej ojczyźnie polska kura może powiedzieć w przyszłości: ,,Polski orzeł wzniósł się’’. Z jakimi uczuciami mo- gli Polacy przyglądać się łupom swo- ich rosyjskich przyjaciół? Co do nich, wywozili do Rosji jako łupy maszyny przemysłowe, a nawet kompakty z ła- zienek i aparatury z gabinetów stoma- tologicznych. Rosjanie ponownie nic nie pozostawili dla swoich polskich braci, wcześniej skierowali swoją sympatię w stronę Niemców, gdyby objawiliby ją jeszcze bardziej, to łatwiej byłoby o po- rozumienie. Skąd też może pochodzić braterska miłość, skoro nie jest ona po- koleniowa, gdyż Polacy pod rosyjską (w tym momencie tekst maszynopisu się urywa przyp. red.)

Tłum. z j. niemieckiego maszynopisu Dawid Kubieniec, opracowanie historyczne dokumentu Dariusz Walerjański

Marian Kulik

Źródło: hasiosznup.zabrze.net.pl/hindenburg

Budynek ze śladami po radzieckich kulach przy obecnej ul. Krakusa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na pewno życzy- łabym sobie, aby móc napisać, że Ślązacy zostali uznani mniejszo- ścią etniczną, godka językiem re- gionalnym, SONŚ działa legalnie, śląskie dzieci

– Okazuje się, że w Polsce jest przyzwolenie na poniżanie tego, co Górnoślązaków, obywateli Rzecz- pospolitej, symbolizuje – mówi Rafał Adamus, prezes Pro Loquela

Ponadto pragnę przypomnieć, że jest rok 2017 i musimy zająć się trudnymi kwe- stiami tu i teraz, a nie zastanawiać się, co by było gdyby.. Nie ulega wątpliwości, że

Zwycięstwo w tych bitwach będzie możliwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy wszyscy: posłowie, senatorowie, biz- nes, samorządy i obywatele Śląska zjednoczą się w tej walce i uda

Im bardziej będzie widoczny jakiś po- nadlokalny wspólny kod porozumie- wania się ludzi, których łączy wspól- na kultura, tym bardziej będzie można używać wobec tego

„Oberschlesische Dampfstraßenbahn Gmbh”- Górnośląskie Tramwaje Parowe Sp. która odpowiedzialna była za organizację powstających tramwajów. W maju i sierpniu tego samego roku

Tyle mówią recenzje; Katarzyna Szyngiera, która reżyseruje czytanie dramatu w Gdyni, zdziwiła się, że hi- storia została uznana za taką, która dzieje się na Śląsku;

Wiecie państwo, przez wiele tygodni zbie- rałem na terenie mojego miasta podpisy dotyczące uznania języka śląskiego za język regionalny. Niedawno brałem też udział w