Nr. 138 Kraków, wtorek 21 maja 19(
U f n M > k « ] i f i d n i i i f t i i t r l
I n k i * , ml. Bnekm l i ,
T .tefo m Hf. s t s _______
W nm Oti* li r ty i f m i j ł t i p U -
miftna nnlaiy airaaaval it, R ,-
łm k a ji i A im in ia ija o j-i, JBraaks 15.
■młmkara rpkapiaór nia
rmm,
karaiparndancrj beiimleiinjoii mia
m w aflainia, liitów niaoplaęonyalt
n ia prayjmnja.
Organ polskiej partyi socyalno-demokratycznej.
Rocznik X
H a sses p o j o iy iic z y S k i l i n y .
tfu m cr poniedziałkow y 4 h a U r ie.
W yohodii codzienni© o g.
8
raa©
a yr p o n ie d ziałk i i d n i p o iw ift* -
©zne o £odz.
10
rano.
Do nabycia: W a d m in is tra c y i, *1.
B racka 1. 15, oraz v e w szyStkiak
b iu ra c h dzien n ik ó w .
H i t y re k lam ac y jn e n ie o p ie c z ę tł-
wan© n ie p o d ie g a jf opłacie,
A d res n a tolegr&m y: K n p rad i-
Krs,k6w.
aałMpMłMss
P l t a n n e e r u i * w yncai: W £ r » k o w i » (bas odayłki): xai©»i§r>imi©
1
k o ro n a 60 k s ! .,
k w a rta ln i* 4 k o r. 50 i . , ręczni© 18 k o r. — 2. a d o * t » w ^ d o d o m u d o p łaaa si$
m io
9
i^ » sa ie
20
h a l. — W A a s t r y i :
2
k a r ., k w a rta ln i* € ko r., rocznie
*4 k o r., - W K U a e i t e h : k r r s r ta łn i* 7 m«T«k. — W in n y c h k ra ja c h k w a rta ln i*
I I ( r a i k i e . — Zfe kaftdę sm ia n ę a d re s u dopłaca i i t 40 h a l. — li l a robotników w K ra
kow i* i Podgórza t y g o d n i e * p ren n m er& ta 40 h a l.
O g łs a s e a liS (in sc ra ty ) prsyjm nj© A d ciiu i* tra* y a aa *p
2
a t t od m iejsca w is ra s a ja d a * -
sspaltftw e^o drobnym d ru k is m (p e tite m ) sa p ie rw sz y r a j po
20
halssrse, n a s tę p n y pe
1C i.aifsr**’,, — od m iejeca w iersza d rn k ia m p e tito w y m
pe 40 h a lerzy sa
k s id y *&
5
, — aŚsfecznifei (p ro sp e k ty i. t . d .) p rzy jm u je
019
za ce n ę
2
k o r. *a
100
ag
8
ta iip lm > r dif, zam iejscow ych, a i. k o r. za 100
e g z em p larzy d la m iejacow yeh
prenn-
• o ra to ró w .— NalełytoSĆ n a lo ty n a p r z ó d n ad e słać.
Z dnia.
Kraków, 20 maja.
Kto uchwala pieniądze na armaty?
Dziś zbierają się znowu w W iedniu t. zw. d e l e g a c y e . I n s ty tu c ja ta przeznaczona jest do robienia „wiel
kiej “ polityki „światowej". Jeżeli je dnak przypatrzym y się składowi tego
„ciała" i jego działalności, to z tego punktu widzenia wielkie mowy poli
tyków kaw iarnianych będą uderzająco podobr.e do kalkulacyj polityków han- dełkowych po dziesiątym kieliszeczku.
W szystkie te szumne gadania, które teleg raf i telefon od dzisiejszego dnia roznosić będą po świecie, nie mają żadnego znaczenia. Za to ten? w ażniej
sze są u c h w a ł y delegacyj. W p raw dzie to dziwaczne ciało p arlam en tar
ne nie ma żadnej władzy praw odaw czej, nie może uchwalać żadnych u- staw , ale ono uchw ala pieniądze na p o k r y c i e k o s z t ó w m i l i t a r y - z m u . Uchwałom tym nie tow arzyszy taki bałaś reklamy, ja k bezsensowym mowom delegatów, zapadają one w cichości, ale skoro uchw ały te setki milionów z podatkow ych pieniędzy rzucają n a ofiarę molochowi milita-
ryzm u, to warto się przyjrzeć, kto tak naszym krw aw ym groszem gospoda
ruje?
Belegaoya austryacka składa się z 60 członków. Z tych 20 w ybiera Izba panów, są to więc ludzie m ianowani przez rząd, 40 zaś przypada na Izbę posłów. Ci są w ybierani krajam i, co prowadzi do tego, iż niektórzy dele
gaci zostali wybrani trzem a lub n a
w et dwoma głosam i! Z tych 40 dele
gatów , w ybranych przez Izbę posłów, je s t:
12 z kuryi większej własności ziem
skiej,
13 z kuryi miast, 11 z kuryi wiejskiej,
4 z kuryi powszechnej.
Delegaci Izby panów w raz z dele
gatam i większej własności ziemskiej stanow ią większość delegacyi (32), pod
czas gdy delegaci z miast, wsi i ku
ry i powszechnej skazani są na m niej
szość (28)
T en skład delegacyi określa też w zupełności jej wartość. W tych dniach dzienniki przyniosły wiadomość, że książę Lobkowie jest „upatrzony" na p rezydenta austryackiej delegacyi. K to go n a tę godność „upatrzył", skoro delegaci żadnej poufnej n arad y nie odbyli? W idocznie dr. Korber. Albo
wiem, cokolwiek rząd chce, to dele- gacya bez oporu robi.
J a k „wybór" prezydyum , zupełnie tak samo w yglądają w delegacyach referenci. Zw yczajny budżet wojsko
w y „referuje" od szeregu la t jakiś pan W alterskirehen, a nadzw yczajny bud
żet wojskowy p. Popowski, jedn a z największych m iernot parlam en tar
nych. Ja c y referenci, takie r e f e ra ty : puste, czarno-żółto-patryotyczue fra zesy.
T ak w ygląda też cała działalność delegacyj. Podczas zamieszek kreteń- skich uchwaliły delegacye m inistrow i w ojny k red y t dodatkow y 30 milionów, nie żądając naw et w yjaśnienia, n a co te pieniądze zostały w y d a n e ! A- co się dzieje z reform ą procedury woj
skowej ? Zapowiada j ą rząd ju ż od 10 lat, ale delegacye ani nie m yślą zmusić go do dotrzym ania obietnicy.
/ Delegacye — to nie pozorny parla- ittentaryzm , to nagi absolutyzm.
W rękach 32 ludzi, nie odpowie
dzialnych przed nikim , spoczywa roz
strzyganie najw ażniejszych spraw p a ń stwa, nakładanie najw iększych cięża
rów n a o b y w a te li! Oni uchw alają no
we arrnaty, cni uchw alają powiększe
nie arm ii — i przed nikim z tego nie zdają rachunku.
E M I I s Z O Lr A.
P O W I E Ś Ć .
n>
_ —
A kiedy mijał prezydenta Gaume’a, u- słyszał, jak tenże mówił półgłosem do ka
pitana Jollivet:
— Jakieś dziecko ukradło bochenek clileba.
Frazes ten powtarzał się raz po raz w rytmie wtórzącego mu galopu tłumu.
Lecz chociaż ludzie pchali sig jedni przez drugich, nikt wszakże dotychczas nic nie widział. Kupcy stali wybladli na progu s-wych sklepów, gotowi zamknąć je każdej chwili. Jeden z jubilerów usuwał z wysta
wy zegarki. Koło otyłego żandarma, który l!ie przestawał torować sobie drogi łokcia-
®i, wrzał ruch najwigkszy.
A Łukasz, w pobliżu którego mer Gou-
rier i podprefekt Chatelard pchali sig na
przód z innymi, usłyszał z ich ust ten sam, co i poprzód, frazes, w którego szepcie był dreszcz i jakaś płaczliwa nuta:
— Jakieś dziecko ukradło bochenek chleba !
Nakoniec Łukasz znalazł sig przed pie
karnią Mitaine’a, na ścieżce utorowanej przez grubego żandarma, który w jego oczach spieszył z pomocą długiemu i su
chemu koledze, trzymającemu mocno za rękę pigcic- lub sześcioletniego dzieciaka.
I oto poznał w tem dziecku Nauots, jego jasnowłosą, rozczochraną głowing, którą malec mimo wszystko zadzierał w górg z swoją zuchowatą minką małego mężczy
zny. Nanet to ukradł chleb z wystawy przed sklepem pięknej pani Mitaine: kra
dzież nie ulegała najmniejszej wątpliwości, trzymał bowiem jeszcze w ręku podłużny bochenek, niewiele co mniejszy od niego samego. I to ta kradzież dziecka tak po
ruszyła, wzburzyła całą ulicę de Brias.
Przechodnie, spostrzegłszy ją, zwrrócili na nią u w ag ę żandarma, który puścił się w po
goń za dzieciakiem. Lecz malec uciekał prędko, znikał mu z oczu pomiędzy gru
pami ludzi, i żandarm, rozżarłszy się, sze
rząc koło siebie huk burzy, byłby całe Beauclair do góry nogami przewrócił w celu schwytania złoczyńcy. Teraz zaś przywiódł go w tryumfie na miejsce czynu, aby go zawstydzić.
— Jakieś dziecko ukradło bochenek Chle
ba — n ie przestawano powtarzać dokoła.
Pani Mitaine, zdziwiona niezwykłą wrza
wą, wyszła również na próg swego sklepu, i stanęła oniemiała, kiedy żandarm, trzy
mający dziecię za rękę, zwrócił się do niej z słowami:
— Proszę pani, to ten nicpoń ukradł pani ten ogromny bochenek.
I potrząsając chłopca za rękę, by go przestraszyć, rzekł doń :
— Wiesz ty, że pójdziesz za to do are*