• Nie Znaleziono Wyników

Naprzód : organ polskiej partyi socyalno-demokratycznej. 1901, nr 137 [nakład pierwszy skonfiskowany]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Naprzód : organ polskiej partyi socyalno-demokratycznej. 1901, nr 137 [nakład pierwszy skonfiskowany]"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 137. Kraków, poniedziałek 20 maja 1901. Rocznik X.

M m B a i a k e j l 1 i t a i i l i t n e j l K r a k ó w , m l. B r a c k a U , --- T . l . f o a H i . ! H . ---

W m lk ł. llaty i p i . i j l k i pla-

■ I p u nal.iT adr.i.w aó do R .- dak.yi i Kdmuiiotraayi, Braoka 16.

M a M ; a r ,k .p liiw nla i wi n a, kmraipudanoyj k .ilm ium yoh ale m rsilfdnia, listów nieoplaeoByok

Bi. priyjmBja.

NAPRZÓD Organ polskiej partyi socyalno-demokratycznej.

M an ier p o je d y n c z y * f c a le r iy . N um er p oniedziałkow y 4 n a le r ie . W ychodzi co d zien n ie o g. 8r a n t a w p o n ie d zia łk i i dni p o św ifte -

ozne o godz. 10 rano.

Do nabycia: W ad m in is tra c y i, ml.

B raoka 1. 15, oraz we wszy&tkiek b iu ra ch d zienników . L is ty rek lam a c y jn e n ie o p ieo z^ te-

w ane ni© p o d leg ajf opłacie, A d res n a te leg ram y : Maprsód-

K r a k ó w .

P r e n n o i e n t e w ynosi: W K r a k o w i e fbez odsyłki): m ie sięc z n ie 1 ko ro n a 60 hal., k w a r ta ln ie 4 k o r. 50 h ., ro czn ie 18 kor. — Z a d o s t a w ę d o d o m u dopłaaa s ię m iesię c z n i* 20 h a l. — W A u s t r y i : m ie się c z n ie 2 k o r., k w a r ta ln ie 6 k o r., rocznie 84 k o r., — W S i i B e n o h : k w a rta ln ie 7 m arek . — W in n y c h kra.iaoh kw artalni©

H £rWików. — Za kaftdę zm ian ę a d re s u do p łaca s ię 40 h a l. — D la robotników w K ra ­ kow ie j Podgórzu t y g o d n i o w a p re n u m e ra ta 40 h al.

OgtoftM Bfia (in se ra ty ) p rz y jm u je A d m in istra e y a za o p ła tę od mj*iac« w iersz* jedko- sspaltow ego d r o b n y m , d ru k ie m (p etite m ) za p ie rw sz y ra s po 20 k afo rzo , n astęp n y po 10 k a le rs y . — ,,N » d esl» n © “ od m iejsca w iersza d ru k ie m p e tito w rm p* 40 ha^arzy za k a łd y r a s . — K a f ę c z n ik i (p ro sp ek ty i. t . d .) p rzy jm u je «iq aa c * r j 2 kor. ** 100

eg z em p la ray d la zam iejscow ych, a ł kor. za 100 ogzem piarzy d la m iejscow ych p r* a« - m e rato ró w . — Należytofcó n a lsż y n a p r / ó d n ad esłać.

NA PAMIĄTKĘ

setnej konfiskaty

„N A P R ZO D U "

p. prokuratorowi Dolińskiemu

w uznaniu jego gorliw ości niniejszy

numer jubileuszowy

poświęca

cR edakeya.

Z dnia.

K ra k ó w , 1 9 m a ja .

Jubifeusz setnej konfiskaty.

Motto: Każdy obywatel ma p ra ­ wo swobodnego wyrażania swych przekonań w ramach ustaw, słowem, pismem i obrazkami.

Art. Xm. ustaw zasadniczych.

N iezwykły jubileusz obchodzi dzi­

siaj nasze pismo — jubileusz setnej konfiskaty. N igdy może samowola po ­ licyjna nie święciła takich orgij, nigdy i nigdzie nie podeptano tak cynicznie u s t a w z a s a d n i c z y c h , n a k tó ­ ry ch przecież opiera się to państw o — ja k właśnie w Krakowie, wobec or­

ganu polskiego ludu roboczego, wobec pism a, które je s t m iarą i wyrazem rozwoju i inteligencyi najliczniejszej, podstawowej w arstw y narodu. S t o k o n f i s k a t w p r z e c i ą g u j e ­ d n e g o r o k u — to cyfra, która drw i z wszelkich ustaw zasadniczych i n a j­

wymowniej świadczy, iż w tem p a ń ­ stwie, mającem pretensyę do nazw y

„praw orządnego*, swobody konstytu­

cyjne i ustaw y są fałszyw ą m onetą, bez dźwięku, są o krutną igraszką w rę ­ ku najbardziej ograniczonego urzędni­

ka policyjnego.

Z jakiej właściwiej racy i nazyw a się A ustrya państw em konstytucyj- nem, skoro każda, najniew inniejsza m yśl ludzka, lub najbardziej uzasa­

dniona k ry ty k a może byó bezwzglę­

dnie stłum ioną?! Ja k a ż jest różnica m iędzy despotyzmem szczerym i otw ar­

tym , depczącym swobodę m yśli — a despotyzm em zamaskowanym, p rzy ­ branym w larwę ustaw zasadniczych,

które każdej chwili m ogą byó — wbrew woli obywateli — przez n a j­

bardziej ograniczoną jednostkę zawie- szonemi?! Przez cóż różni się, w tem państw ie „europejskiem i cywilizowa­

n e m u los opozycyjnego dziennikarza, wypowiadającego swe m yśli nieu stra­

szenie, od losu zawodowych zbrodnia- rzy?

S e t k i z b r o d n i i w y s t ę p k ó w popełniło pismo nasze wedle uznania p rokuratora Dolińskiego — w c i ą g u j e d n e g o r o k u ! G dyby prokurator, przestrzegający ustawy, sam wedle ustaw y postępował, gdyby — wedle rorporządzenia b. m inistra Schon- borna — w ytaczano pism u po każdej konfiskacie proces, gdyby wynalezione przez p ro kuratcra zbrodnie i w ystępki przez sąd przysięgłych rzeczywiście potwierdzonem i zostały, wówczas wy­

dawanie pism a opozycyjnego w Gali- cyi byłoby niebezpieczniej szem i bar­

dziej zbrodniczem, aniżeli kradzież, mordowanie, lub podpalanie! Ale pro­

kurator, kpiąc sobie z ustaw zasadni­

czych, nie troszczy się rów nież o ża­

dne rozporządzenia m inisteryalne — nie w ytacza więc procesów, wiedząc o tem dobrze, że try b u n ał przysię­

głych nie potw ierdziłby ani jednego jego oskarżenia, że poczucie praw a, zam arłe zupełnie w duszy, stojącego na usługach klerykalno-szlacheckiej kliki, biurokraty, żyje w sercach sze rokich w arstw obywateli!

D oliński więc nie dba o u s ta w ę ! D la niego najw yższem przykazaniem je s t zgnębić polskie pismo robotnicze, będące solą w oku feudałów galicyj­

skich !

Średniow ieczna inkw izycya, od któ­

rej historya odwraca tw arz ze w strę­

tem — odżyła w nowożytnem p a ń ­ stwie policyjnem ! J a k tam, ta k i tu ­ taj gnębi się każde swobodne słowo, najbardziej ograniczona jednostka, sko­

ro tylko dostanie czerw ony ołówek w rękę, uznaje się za zdolną do po­

w strzym ania myśli ludzkiej w po­

chodzie.

Potworność obecnej p rak ty k i kon- fiskacyjnej w A ustryi uznał ju ż obe­

cny m inister sprawiedliwości, który odpowiadając w bieżącej sesyi na in- terpelacyę w spraw ie konfiskat, za­

znaczył, iż „ p r a k t y k a k o n f i s k a - c y j n a w A u s t r y i p o t r z e b u j e g w a ł t o w n i e r e f o r m y " .

Nas owe konfiskaty i policyjne szy­

kany nie zgnębią, ani nie zastraszą.

Będziemy nadal wypowiadać nagą praw dę

>z

całą otwartością, p ro testu ­ jąc przeciw gnębieniu ducha ludzkie­

go. Niedaleki czas, gdy cenzura, ów szczątkowy organ z barbarzyńskiej, na pół dzikiej przeszłości — w i n te ­ resie spokoju i powagi państw a będzie musiała na zawsze być zniesioną !

Praktyki Dolińskiego.

W y jątk i z interpelaoyi posła tow. D a s z y ń ­ s k i e g o , wniesionej w sprawie konfiskat „Na­

przodu" na posiedzeniu Izby posłów, dnia 7-go m arca 1901 roku.

„ H is to ry a k o n fisk a t i p rz e śla d o w a ń , k tó r e

„ N a p rz ó d * znosi z e s tro n y c. k . p r o k u r a to ra d ra K o m an a D o l i ń s k i e g o , j e s t je d n ą z n a jb a r d z ie j p o u czający ch w calem p a ń ­ stw ie i w p ełn ej m ierze z a s łu g u je n a to , ab y n ie ty lk o w fadze, lecz ta k ż e c a ła o p i­

n ia p u b liczn a z w ró c iły n a n ią u w ag ę. M a­

m y tu k la s y c z n y p rz y k ła d , do ja k ie j p r a ­ w dziw ie a z y a ty c k ie j sw aw oli m oże w p r a k ­ ty c e d o p ro w ad zić p rz e s ta rz a łe t. zw . „ p o ­ stęp o w an ie o b je k ty w n e “ , je ż e li p r o k u r a to r zechce d z ia ła ć n a szk o d ę biednej i u ciśn io ­ nej k la s y .

W s z y s tk ie te k o n fisk a ty m ogą w k a ż d y m czło w iek u , p o siad ający m poczucie p ra w n e ,

■wzbudzić n ie z b ite p rz e k o n a n ie , że z a g w a - r a n t o w a n a u s t a w ą z a s a d n i c z ą w o l n o ś ć m y ś l i i p r a s y j e s t w K r a k o w i e p r z e z p r o k u r a t o r a d ra K om ana D o l i ń s k i e g o p o w a ż n i e z a g r o ż o n a . P o n ie w a ż a n i je d n o pism o w A u s tr y i i w G a lie y i nie j e s t t a k b e z ­ m iern ie p rz e śla d o w a n e , to b u d zi się p r z y ­ p u szczen ie, że w te m p rz e śla d o w a n iu g r a ­ j ą ro lę p o p ro s tu o s o b i s t e p o b u d k i . I w isto cie, z a r a z po z a m ian o w an iu d ra D o liń sk ieg o k o lp o rto w a n o w K ra k o w ie je g o słow a, n a stę p u ją c e j t r e ś c i : „ te r a z on (d r.

D o liń sk i) p o k a ż e , że w K r a k o w i e z o ­ s t a n i e o n a l b o D a s z y ń s k i * . P r z e z d łu g i czas n ie ch cia ła p rz e ś la d o w a n a re- d a k e y a w to w ie rz y ć , a le sposób p rz e p ro ­ w a d z a n ia k o n fisk a t zm u sza j ą w p ro s t do p rzy p u sz c z e n ia , że d r. D o liń sk i sw ojej o - sobistej anim ozyi z a w iele sw obodnego pola p o zo staw ia.

Jak można w takich warunkach mówić o. „państwie praworządnemu, jeżeli p. Do­

liński może deptać wszystkie obowiązujące wszędzie ustawy, a nawet zwyczajowe po­

stępowanie innych panów prokuratorów, gdy

idzie o.'pismo robotnicze w Galieyi?

(2)

2 „ N A P R Z Ó D 11 Nr. 137

Stosunki te przypominają wprost Turcyę,

lub jakieś inne rozpadające się już pań­

stwo i są tylko tam możliwe, gdzie niema żadnej kontroli i żadnego ograniczenia sa­

mowoli.

Formalnemi wymówkami nie można zbyć smutnej tej historyi gnębienia prasy robo­

tniczej. Przytoczone powyżej fakta wołają o szybką i gruntowną pomoc.

Minister sprawiedliwości, któryby zaty­

kał uszy na podobne wołania i zezwalał samowolnym i Złośliwym urzędnikom upra­

wiać bez przeszkody swe rzemiosło, ponosi całą odpowiedzialność za wszystkie te nad­

użycia.

BRYTA N-BRYŹ.

Bajęda dram atyczna.

A K T Y.

(Przez USTie - IFr-edi-ę).

(Zgrom adzenie zw ierząt pod przewodnictwem króla Byka).

B y k :

Kochane bestye! Skorom objął rządy, Chcę wam pokazać mój byczy rozsądek.

Pragnę wygubić wszystkie nowe prądy, Co chcą obalić obecny porządek.

Trzeba nam stróża, coby stał na straży Ładu, porządku, tradycyi i wiary, Szacunku dla mnie! A kto się poważy Myśleć swobodnie, tego straszne kary Niechaj spotkają, i co wydrukuje, To niech ów strażnik zaraz skonfiskuje.

Tak się pozbędziem przewrotu upiora, Bracia, wybierzmy więc prokuratora !

B r y t a n - b r y ś : Musi to być bestya sroga I zwierzętom innym wroga, Dzika, wściekła i zażarta.

Taka tylko będzie warta Naszym być prokuratorem.

A więc pójdziem dobrym torem, Gdy na tego urzędnika

Największego okrutnika Wybierzemy. Jest ich kilka — Ja z nich proponuję — wilka.

B y k : Byłaby to niezła rada.

W s z y s t k i e z w i e r z ę t a (chórem):

Wilka wybrać nam wypada!

L i s :

Chociaż brytan mądrze nam tu radzi, Ale posłuchać także nie zawadzi,

Co jabym wam zaproponowały

Sądzę, że wilk będzie dobrze koufiskował, Że na prokuratora ma kwalifikacye, Że zatem Brytan-bryś zupełną miał raeyę.

Lecz któż policyi komisarzem będzie, Jeżeli wilk ołówek czerwony posiędzie?

Prokuratorowi wcale nie potrzebna głowa.

Chociaż ani jednego nie zrozumie słowa — Wystarczy jeśli na oślep każde drugie zdanie Czerwonym ołówkiem skreślone zostanie.

Im głupszy, tem lepszy! Jestto godność [wzniosła I dlatego na nią proponuję — osła!

B y k :

Mądrześ powiedział, lis mądrości wzorem.

Osła wybierzmy więc prokuratorem.

Osioł prokuratorem najsprężystszym będzie, Najlepiej na cenzorskim się sprawi urzędzie.

Ten urząd najbardziej oślej odpowiada duszy, Iście prokuratorskie są też ośle uszy.

Kogóż więc wybieracie?

W s z y s t k i e z w i e r z ę t a (chórem):

Osła, osła, osła!

B y k (uroczyście):

Jednogłośnie go wasza wola na godność tę [wyniosła.

Zaśpiewajmy dziękczynną pieśń „Veni crea- [tor !u Ch ó r z w i e r z ą t :

Wiwat osioł - prokurator !

(Zasłona spada).

PIEŚŃ WOLNOŚCI.

Przed konfiskatą:

Do walki, bracia, przyszła pora Za wolność słowa, ludu prawa!

Zrzucimy jarzmo ! Precz pokora ! Niech każdy do szeregu stawa ! Czas, by już zniknął knut na wieki, Czas, by już znikła owa zmora, Co ducha gnębi!... Niedaleki Wiek złoty bez prokuratora !

Po konfiskacie:

Do walki, bracia, przyszła pora Z a ...

. .- . . j a r z m o ...

knut

prokuratora!

Doliński, Laskowski

bajęda cenzorska.

Doli...: Panie delegacie, mówimy o tem, o owem, ale czyś pan czytał w gazetach, na co się to P ersya zdobyła, co teraz, panie, tam wym yślili?...

Lasko...: Nic nie wiem, ale pewno nie proch, więc może nowy proszek perski, c© ? Ha, ha, bez woni ? (Śmie­

je się z zadowoleniem).

Doli...: Niech pan delegat nie żar­

tuje — a zresztą ta k : w spaniały p ro ­ szek, k tóry raz na zawsze chronić b ę ­ dzie państw o od wszelkiego przew ro ­ tu — ubezw ładni jego wrogów...

Lasko...

( c h w y t a j ą c

go za rękaw):

Co takiego? Mów pan — mów prę- d z e j!

Doli,..: Mówię, mówię, choć serce się kraje, że nie u nas, gdzie czerwoni burzyciele podkopują podstawy społe­

czeństwa, wbrew §§ 63, 64, 65, 300, 302j 305 itd. podają w pogardę przed­

stawicieli w ładzy, podburzają do czy­

nów nieprzyjaznych przeciwko lojal­

nym klasom społecznym... dla których nic świętego nie istnieje, naw et reli- gia, naw et wojsko ; że u nas tego nie zaprowadzono. Ja k iś firman szacha — musi to być wysoki dygnitarz i pe­

wnie radca dworu — postanow ił, aże­

by wychodziły tylko pisma, redago­

w ane przez urzędników politycznych.

(Z zachwytem). Panie delegacie, pan

rozumiesz, co to z n a c z y : wszystkie pism a nasze, n a s z e ! Nigdzie jakiegoś szem rania, ju d zen ia, podburzania...

Spokój, wzorowy spokój, lojalność, poszanowanie dla władzy, płynące z każdą kroplą farby drukarskiej... P a ­ nie delegacie, to id e a ł! To i u nas musi być wprowadzone, ja wierzę, że to będzie, musi b y ć ; wszakże A ustrya m iała zawsze szczytne zadanie do speł­

nienia : stać na straży tradycyi, ładu.

Kufstein, Ołomuniec pozostaną na za­

wsze, mojem zdaniem, w pamięci wszystkich ludzi praw om yślnych wie- kopomnemi św iątyniam i.

Lasko...: Tak, tak, może dla was n a ­ staną lepsze czasy — ubędzie wam pracy cenzorskiej, gdy wszystko pisać będą nasi, ale ja z tym przeklętym teatrem ... T yle kłopotu. Doprawdy wolałbym, zam iast tych aktorów z ich rolami, sztukami itd., mieć szupaśni- ków, dalibóg, mniej kłopotu. P rzy n io ­ są np. jakieś sztuczydło. K ażę k tóre­

mu pokreślić, żeby... no, przecie pan rozumie — władza urzęduje, a tu za­

raz wycie : najładniejsze ustęp y poni­

szczył : wandalizm, kanibalizm , precz z c e n z u rą

!

(uważa pan, naw et tak

g-

śm ielają się w o ła ć !) i zdaje im się, że to się wszystko robi u nas plan o ­ wo, rozmyślnie, gdy nam przecie w szy­

stko jedno, co śkreślić — tra f decy­

duje, chyba, że hr. Potocki uczuje się obrażonym jak ąś s^eną, albo jakiś śmiałek — Boże uchowaj — (żegna się z przestrachem ) odważy się coś pisać na „Moskali41. N ajładniejsze, w rze­

szczą, a słowo honoru daję, że gdyby w ypadło odwrotnie, tj. pokreślono to, co zostało, a zostawiono to, co było usunięte — te skryby dziennikarskie tak samoby w o ła ły : najładniejsze u- s tę p y ! p ro fa n a c ja s z tu k i! Panie p ro ­ k u rato rie, to coś niesłychanego, tu są wszystkie znam iona w yszydzania władzy — wy zamało na to zwracacie uwagi, tymczasem...

D oli..: Ależ panie delegacie.. Z re ­ sztą i dla panów mogą, a naw et m u­

szą nastać lepsze c z a s y : nie traćm y nadziei we wszechmądrość naszej oj­

czyzny austryackiej, .

Lasko...: Go masz p a n n a m yśli? — mówże pan wyraźnie.

Doli.. : W szak m ożna także wydać rozporządzenie, aby sztuki teatralne pisali komisarze policyjni, urzędnicy prokuratory i, wogóle ludzie pewni, zaufani, których prac korygowaóby nie było potrzeba. M amy np. takiego znakom itego d ram aturg a, ja k Kali- towski.

Lasko.,.: Brawo! braw o! To g en ial­

n a m y ś l! Ha, ha, a ci przew rotow cy pisali o pan u kiedyś, że w skutek p a ń ­ skiej choroby z czasów krew kiej m ło­

dości — m ózg się panu rozstraja. A to k alu m n iato rzy !

(Zapalając się coraz bardziej). Ale i w policyi m ielibyśmy w spaniałych pisarzy. W yobraź sobie p an — taki Kostrzewski... Oho, on zajdzie wyso­

ko : przed nim naw et rosyjscy żan-

(3)

frr 137 „ N A P E Z O D ' 3

d a r n i respekt czuja, m a przecie, jak

pan wie, i ordery rosyjskie, a co ta szelma za fantazyę posiada — feniks, poprostu fe n ik s ! O nby zaraz napisał trylogię dramatyczną, p. t „Żółta k u r­

t k a ', „Ostrzem sztyletu", „T ajem ni­

czy kaw ałek dziennika". Panie sz a ­ nowny, on właściwie ju ż cały ten dram at skomponował. B rak mu tylko głównego działacza, no... i epilogu.

Z resztą co to myśleć ? Możnaby nająć kilku dyurnistów więcej i kazać im pisać sztuki..*. Przecież dyurnista nie rozum uje: pisze, eo mu każą. Jabym dorabiał sziagworty, np. władza tego nie lubi... Albo w rodzaju tego, co słyszałem n a „Damie od M aksyma" : H opla! to się władzy podoba!

Doli...: Tak, tak, to dobry projekt, bardzo dobry.

Lasko... (wpadając z zachwytu, w e k stazę): A jak by m ja urządził te a tr (popraw iając się), c. k. teatr.

Nie lubię dziś tam chodzić — te w strętne czerwone ław ki i meble...

Ja b y m to zmienił i dałbym kolory au stry a e k ie : czarny i żółty — zami­

łowanie do tych barw trzeba szerzyć zawsze i na każdem miejscu. K u rty nę tego Siemiradzkiego, obrażającą n a ­ gusam i § 516, byśm y usunęli. D ali­

byśm y inną, Tom asik by się tem za­

ją ł: on z całej policyi najwięcej ocie­

ra ł się o sztukę, wreszcie i kard y n ał by nam nie odmówił swej światłej rady. N a księcia P uzynę i n a Tom a­

sika m ożna się spuścić. Chociaż na kurtynę, to ja i sam mam projekt.

Ogromnie mi się podobała ta żółta chorągiew z naszym c. k. orłem dwu­

głowym, którą hrabia Tarnow ski pod­

czas jubileuszu uniw ersytetu p rzy ­ ozdobił kolegium. W tym guście mo­

głab y być zasłona. K siążę Puzyna, są ­ dzę, zgodziłby się na ten projekt, bo to mu przypom ni młode lata, gdy służył w skarbowości i kształcił swój smak estetyczny n a szyldach trafikar- skich... (2 coraz w zrastającym ogniem).

A napisy, p anie, napisy! wszędzie napisy. J e s t sufler. Z araz n ap is: c. k.

b u d k a . Ale praw da, aktorom trze- baby spraw ić mundury...

Doli... No takie, ja k m ają woźni, np. Albo może lepiej na wzór poli- cyantów ?

Lasko... Tak, tak : to drugie lepsze;

każdy aktor dostałby blaszkę z num e­

rem, z obowiązkiem noszenia zawsze na szyi. to by była w ygoda dla p u ­ bliki. Często tak byw a w tych zaw i­

łych literackich, ja k oni mówią, sztu­

kach, że jeden g ra no. P iotra, a drugi Paw ła... P atrzę na afisz, siedzę, słu­

cham, nic nie rozumiem... więc nie mogę zm iarkow ać, k tóry z nich je s t Piotrem , a k tó ry Pawłem , a tak czy­

tam : P io tr Nr. 16, Paw eł przypuśćm y 4, biorę lornetkę, spoglądam na blaszkę i już wieih odrazu. Praw da, że to p o ­ mysł?

Doli... (zazdrośnie). Tak, tak za­

pewne... panie delegacie.

(Chwila milczenia).

Lasko... W spaniały obraz przyszło­

ści, tylko jedna mię myśl zaczyna trapić.

Doli... (trochę zaniepokojony). Co takiego ?

Lasko... (patrząc uporczyw ie w zie­

mię). Czyby... Czyby... nie zniżono nam p ensyi?

Doli... Co? pensyę zniżyć, co pan delegat mówi? Za, za, za co?

Lasko... A tak.., Państw o dobrze płaci tym, co m ają śledzić, pilnować, patrzeć n a palce tym , co coś robią, a g dyby robili wszystko ludzie w y­

próbowani, pewni, osterreichisch und staatlich gesinnte K erle, względnie, gdybyśm y to robili sami, to nie pła­

ciliby nam tak suto, ja k dziś, za pil­

nowanie, więc może lepiej pilnować ?

Z A G A D K I .

i.

Pragłupiec, głupców ojcem go przezwano, Rozumu darmo szukałbyś w tej głowie.

0 tem, że godnie nosi takie miano, Każdy z łatwością się dowie.

U niego postęp, nauka, oświata, Ranami zwą się w ciele społeczeństwa, Aby powagę mieć wśród głupców świata, Togą swe nakrył błazeństwa.

Ośle swe uszy biretem nakrywa, Raczcie odgadnąć, jak się on nazywa ?

II.

Do człeka niepodobny, a ma ludzkie miano.

Orłem tylko w „Fatalnych omyłkach" go [zwano.

Litość budzi, gdy groźnie wyszczerza swe [szczęki 1 mniema, że są straszne bez... Samsona ręki.

Nie widzi, że się każdy śmieje z jego miny, Spodlonych myśli — płaskich, jak doliny. . Kto to czytał — już nazwę jego odgaduje I chce może wymienić ?... Pst, bo skonfiskuje!

Przed konfiskatą „Naprzodu."

(Pokój w prokuratoryi. Kuch i zamie­

szanie. Agenci i komisarze wchodzą i wychodzą. N a podwórzu batalion pie­

choty i oddział artyieryi. Doliński, Ozereśniowski, Czyszczan, komisarz Tom asik ćwiczą się w robieniu szpa­

dą. Ogólne wzburzenie).

D o l i ń s k i : Chłopcy, czyście go­

tow i?

A g e n c i p o l i c y j n i (chórem):

Choćby i n a śmierć.

D o l i ń s k i : U derzyć w b ę b n y ! Tom asik! jedź i skonfiskuj! Czere- śniowski, napisz -uzasadnienie konfi­

skaty, tylko nie tak głupie, ja k o sta ­ tnie. Jakiego użyjesz dzisiaj p a ra ­ grafu?

O z e r e ś n i o w s k i : Dziś jest dzień nieparzysty, więc p arag raf będzie p a ­ rzysty.

D o l i ń s k i (surow o): Nie. Weź pierwszy num er loteryi b erneń ­ skiej. (Podbiega ku oknu i powie­

w a chustką). Skonfiskow any! Skonfi­

skowany ! (Słychać odgłos bębnów.

W ojsko idzie do ataku. H uk strzału arm atniego wstrząsa budynkiem).

C h ó r s z p i c l ó w : Skonfiskow any!

(Poruszenie).

C h ó r p o l i c y a n t ó w (w podwó­

rzu): Niech żyje D oliński!

D o l i ń s k i : Dziękuję wam dzieci.

K to w Boga w ierzy zamną! Na w ał!

W ytracić b u n to w n ik ó w ! Konfiskujcie w szystko! Do broni! do b ro n i! (Huk arm at, głosy szpiclów, zgiełk. W yb ie­

gają wszyscy z pokoju, zostaje tylko Doliński i Ozereśniowski).

* * *

D o l i ń s k i (chodzi po pokoju) : P arag raf jest istotą wszechrzeczy. T ak mówię ja, Doliński. Daj mi paragraf, a poruszę św iat z posad. Powiedz stary, czy nie jestem znakom itym s tra ­ tegiem ?

O z e r e ś n i o w s k i : Nie przeszka­

dzaj m ałpo ! Uzasadniam teraz kon­

fiskatę.

D o l i ń s k i : No, no, tylko bez oso­

bistych przytyków , stary bałwanie...

O z e r e ś n i o w s k i : Bardzo p ro­

szę, jestem zdrów na um yśle, jak ciele... Czy wiesz, że dzisiejszy num er

„Naprzodu" jest jubileuszow ym ? P o ­ dobno nas tam w ychw alają?

D o l i ń s k i (uśm iecha się g o rzk o ):

Nie wierz im. I ja tak zrazu m yśla­

łem. Ale teraz przejrzałem : oni z nas kpią.

O z e r e ś n i o w s k i : K p ią ? Nie wierzę. W iem pryw atnie, że nazyw ają m nie swym najlepszym współpracow­

nikiem. Moje arty k u ły wstępne cieszą się szaloną popularnością. Opowiada m i woźny sądowy, że moimi a rty k u ­ łam i wylepili sobie ściany w redakcyi...

W oźnego, gdy przyniesie artykuł, kle­

pią po ram ieniu i każą mi serdecznie dziękować.

D o l i ń s k i : W szystko to bardzo piękne, ale dlaczego mnie nazyw ają m ałpą Doli?

(Milczenie. Po chwili słychać szybkie kroki).

* * _ *

P i e r w s z y s z p i c e l (wpada z hu­

kiem do pokoju i ciężko oddycha) : P an ie prokuratorze... Wszj^stko... w szy­

stko...

D o l i ń s k i (ucieszony) : Z abrane ? D zięki Ci o Panie. Zwycięstwo n&

całej linii... Czego tu jeszcze stoisz durniu ? Prteez mi z o c z u !

D r u g i s z p i c e l (wpada do po­

koju): W szystko... stracone. Cały n a­

kład rozchw ytany.

T o m a s i k (wpada): Biada, biada!

Zdobyliśm y trz y egzem plarze. Kaszta rozchw ytana. Biada. Z apóźnoL .

D o l i ń s k i (dostaje drgaw ek wście­

kłości) : Zapóźno, zapóźno... G dyby

„Naprzód" m iał tylko jeden num er, &

ja jeden ołówek... (Do szpiclów): Ach łotry, ach łajdaki, bogdajuy was piorun tr z ą s ł!...

K R O N I K A .

K a le n d a r z y k h is t o r y c z n y . 20 maja.

1506. Kolumb um iera. — 1795. Pow stanie Ja- kóbinów w P aryżu. — 1809. Rosyjska arm ia wkracza do Galicyi. — 1871. P arlam ent nie­

miecki uchw ala aneksyę Alzacyi i L otaryngii. —

(4)

4 „ N A P R Z Ó D " Nr. 137.

1878. Rząd niemiecki przedkłada ustaw ę prze­

ciw socjalistom . — 1899. W ydalenie z pracy przez przedsiębiorców 10.000 robotników bu­

dowlanych w Danii.

D zió t e a t r z a m k n ię ty . Był sobie ra z prokurator...

Był sobie raz prokurator. Prokurator miał w rękach czerwony ołówek, a w usta­

wie prasowej „postępowanie objektywne o konfiskowaniu zbrodniczych artykułów". 0- bok prokuratora byli autorowie i dzienni­

karze.

Obok prokuratora był lud, pragnący do­

wiedzieć się prawdy. Lud chciał więc pra­

wdy. Autorowie prawdę pisali. Prokurator konfiskował, komisarz policyi zabierał na­

kład. Lud jednak dalej pragnął prawdy.

Autorowie dalej prawdę pisali i prokura­

tor dalej konfiskował, a komisarz dalej nu­

mery zabierał (jeśli co znalazł jeszcze w redakcyi). I taka idylla prasowo społeczna powtarzała się dziesięć, dwadzieścia, pięć­

dziesiąt a

w re szcie sto razy.

Piękną była chwila kiedy prokurator po raz setny na 360 razy skreślił czerwonym swoim ołówkiem „zbrodnie", popełnione przez papier zadrukowany, i smutno było tylko myśleć dygnitarzowi , że cała świe­

tność prokuratorsko-konfi3kacyjna. skończyć się kiedyś musi. I skończyła się wreszcie.

Uchwalono w r. 19... ustawę w parlamen­

cie, znoszącą postępowanie objektywne, a dająca swobodę prasy. W dzienniku praw państwa ogłoszono ją od 1 stycznia roku

19....

Dnia 31 grudnia nad ostatnim numerem siedział zadumany prokurator i czytał z za­

chwytem łabędzi śpiew pożegnania reakcyj­

nego redaktora „Czasu" dla objektywki i dla idyllicznych czasów, złożonych z pra wdy, z Indu, z dziennikarza, prokuratora, konfiskaty i komisarza policyi.

Czytał... i tak silne wzruszenie ogarnęło jego prokuratorskie serce i taką głęboką n i e n a w i ś c i ą i w z g a r d ą zapalił się jego umysł do urządzenia p a ń s t w o w e - g o, jakiem była zupełna wolność prasy, że ołówek mimowolnie zsunął się na arty- kół opiewający zalety postępowania obje- ktywnego, od dołu do góry przekreślił. Tak został skonfiskowany po raz ostatni numer pisma, a w najbliższych numerach sterczał, jako spiżowy pomnik dawnych prokurator­

skiego panowania czasów wyrok... zakazuje się rozszerzania pomienionego artykułu, albo­

wiem w artykule powyższym autor usiłuje pobudzić do wzgardy i nienawiści c. k.

prokuratorów państwa przeciw urządzeniom państwowym, usiłując w fałszywy sposób przedstawić działanie postępowania obje- ktywnego przy niemającej dziś prawnego znaczenia ustawie prasowej, skutkiem uchwały Rady państwa i w tenże sposób usiłuje pobudzić znaczną część ludności, ja ­ ką są prokuratorowie państwa do niena­

wiści i wzgardy względem najwyższego ciała prawodawczego...

Takim wyrokiem skończyła swoje do­

czesne życie objektywka i tak dopełnił o- statniego swego czynu konfiskacyjnego na chwałę i uznanie wobec formalności i histo- fcyj... prokurator.

vNa CO je s t p ro k u ra to r.

Pewien archeo­

log niemiecki, podróżując po Egipcie, od­

grzebał wśród wykopalisk dawnej świątyni

egipskiej kilka tablic, na których pismem klinowem wypisana była następująca bajka:

Za czasów Ramzesa żył w ziemi egipskiej pewien mędrzec, który lubiał zastanawiać się nad tem, na co świat i jego twory zostały stworzone. Widział Nil, użyźnia­

jący Egipt, widział pożyteczne zwierzęta, żywiące Egipcyan i widział ludzi dobrych, pracujących dla wspólnego dobra. Ale równo cześnie widział twory niepotrzebne, złośli­

we i głupie; widział robactwo, niszczące życie, szarańczę, pluskwy, karakony i kro­

kodylów zjadających ludzi, despotów depczą­

cych po karkach niewolników, kapłanów szachrujących świętościami, urzędników po­

licyjnych i cenzorów, osłaniających władzę Ramzesów; więc zasępił się, gdyż nie mógł pojąć istnienia tych stworzeń. I myślał sobie: Jaki ten świat byłby piękny, gdyby nie było na nim tak niepotrzebnych a zło­

śliwych istot: pluskiew, cenzorów, kapła­

nów i innych, zanieczyszczających i zatru­

wających życie ludzkie!

Zmartwionego i zasępionego spotkał na drodze pewien starzec i tego mędrzec za­

gadnął: „Słuchaj, powiedz mi, kto i na co stworzył na świecie tyle szkodliwych i nie- pożyteezńych istot i tyle ludzi głupich i zbrodniczych? Rozumiem, że Nil istnieje, by użyźnić ziemię, rozumiem, że istnieje święty ptak, by zwiastować dobrą nowinę, pojmuję życie pracowitych ludzi, budują­

cych domostwa i kanały — ale na co istnieje złośliwa szarańcza, karakony, cenzorowie, despoci i ci wszyscy, co chcieliby zniszczyć dzieła ludzi i ich myśli? Przecie myśl ludzka ciągle pracuje i dąży naprzód, nie potrafili jej, mimo wysiłków dotychczas stłumić tacy ograniczeni cenzorowie, po cóż więc oni istnieją?

A ów starzec zamyślił się głęboko i od­

rzekł .- Bóg roztropny zesłał rozmyślnie na ziemię istoty głupie i szkodliwe, by ladzie, patrząc na ich czyny i dzieła, uczyli się tembardziej cenić rozum i dobro. Na tem kończyła się legenda. Archeolog przeczy­

tawszy ją, dodał sobie w duchu.:^ W ten tylko chyba sposób możnaby sobie wytłu­

maczyć potrzebę i istnienie nowoczesnych prokuratorów*

Spraw y

miejskie.

D nia 17 bm,

w

P ią te k ko­

m isya adm inistracyjna rady miejskiej odbyła pod przewodnictwem prezydenta Friedleina po­

siedzenie, na którem omawiano sprawę po­

większenia rzeźni dla bydła rogatego, tudzież wybudowanie rzeźni dla bydła drobnego. Oma­

wiano rów nież sprawę zaprow adzenia w odocią­

gów, popraw ienia bruków i innych robót

w

po­

wyższym budynku. Do pozytywnych uchw ał nie przyszło. Oddano sprawę do rozpatrzenia radcom Beringerowi i dr. Domańskiemu, celem przedstaw ienia wniosków, w jak im porządku, ze w zględu na fundusze m iasta, m ają być pro­

jektow ane roboty przeprowadzone.

Polityka na ambonie i w konfesyonale stała się ta n ulubionem zatrudnieniem księży, iż nie ma praw ie miejscowości, w której by nie żalono sie na to nadużyw anie religii do celów politycznych.

Jednym z takich zaciekłych agitatorów klery-' kalnych je s t ks. W a 11, zastępca proboszcza w Schodnicy, o którym mieliśmy niejednokrotnie sposobność pisać, w skutek zażaleń tam tejszych robotników. Obecnie robotnicy schodniccy do­

noszą nam znowu o „ckrześcijańskiem " postę­

powaniu ks. W alla. Nie opuszcza on żadnej niedzieli ni św ięta, by nie rzucać

z

ambony gromów na robotników , należących do organi- zacyi socyalistycznej. Bogobojny ów księżyna nie przebiera przytem w słowach, wymyślając robotnikom w sposób, wywołujący rozgorycze­

nie i oburzenie. Ks. W all posuwa się jeszcze dalej. Oto do agitacyi swej nadużyw a on i konfesyonału. Kobiety w ypytuje on, czy mężo­

wie ich są socyalistami, czy należą do stow a­

rzyszeń, g d z i e p r a c u j ą (!) itd. P rzytem zachowuje się ks. W all w sposób nie przyczy­

niający się wcale do umocnienia pow agi księży.

Na pomoc ks. W allowi spieszą z ochotą tu tejsi wyzyskiwacze, ja k „socyal-polityk" dyrektor K a- p e ł l n e r , M e d y c k i , R a m u s z y ń s k i i inni, wyrzucając z pracy robotników, zajm ują­

cych się ruchem socyalistycznym „Zbożna" praca ks. W alla ma tylko ten skutek, iż robotnicy tłum nie g arn ą się do stowarzyszeń, drw iąc so­

bie z wysiłków klerykalnego naganiacza.

Z sali sądowej.

Odwołapie zasądzonych za kolportaż. Kolpor­

terzy „Naprzodu1* S k ó r a , S ł o w i a k i M a j k a pochwyceni zostali kilkakrotnie przez ajentów policyjnych Grzegorza N y k u 1 a k a i A nto­

niego C z u p i 1 a na kolportaży. Poniew aż do­

chodzenie w ykazało, iż egzem plarze do kolpor­

taży przeznaczone w ydaw ał im ekspedyent tow.

M a c h a u f, przeto oskarżono tow . Machaufa jako współwinnego. W pierwszej instancyi w y­

dał radca F e r e n s wyroki zasądzające tow.

Machaufa we wszystkich wypadkach na grzy­

wnę w wysokości łącznej 30 koron. Sąd ape­

lacyjny w skutek odwołania popieranego przez obrońcę dra H e s k i e g o , uw olnił tow. Mach­

aufa co do fak tu Skóry i Słow iaka od winy, orzekając, iż tylko w w ypadku M ajki w ykazaną je s t w spółwina tow . M achaufa; natom iast Sło­

w iak i Skóra kolportow ali „Naprzód" na w ła­

sną rękę i bez namowy oskarżonego, wobec czego tu nie można w żaden sposób uznać współwiny Machaufa. Co do innych oskarżonych wyrok pierwszej instancyi z a t w i e r d z o n o . Przy­

chw ycone egzem plarze „N aprzodu" uznano za przepadłe. C h a r a k t e r y s t y c z n e m j e s t , i ż k o l p o r t e r o w i S k ó r z e d o t y c h ­ c z a s n i e o d d a n o z a b r a n y c h m u n a i n s p e k c y i p o l i c y i k i l k u d z i e s i ę c i u c e n t ó w , k t ó r e z k o l p o r t a ż y u z y s k a ł

Telegraf i telefon.

Polityka w ciąży.

Belgrad, 20 m aja. Profesor rum uński dr.

C a n t a c u z e n e w ydał orzeczenie, w którem zaprzecza, jakoby królowa D raga z rozmysłem udaw ała ciężarność. K rólowa zdradzała, wbrew wydanemu nierozważnie przez pierwszego leka­

rza orzeczeniu, iż je s t w początkach ciąży, objawy ciąży fałszywej albo nerwowej. W mnie­

m aniu swem była królowa utw ierdzoną przez pow stającą ciągle tuszę, w skutek zaleconego jej przez tegoż lek arza siedzącego sposobu ży­

cia. Rozchodzi się tedy tylko o stan chorobli­

w y /k tó r y mógł królow ą i jej otoczenie wpro­

w adzić w błąd. Dr. Cantacuzene konstatuje wreszcie, że królow a cierpi na chorobę kobiecą.

Strejki w Hiszpanii.

Madryt, 20 maja. S trejk robotników rolnych w A n d alu zji przybiera groźny charakter. V / pe­

wnej miejscowości przyszło do starć między pracującymi a strejkującym i. Na miejsce strejku ściągnięto mnóstwo żandarm ów.

Komedya pokojowa.

Haga, 20 maja. W sobotę 18 b. m. wieczo­

rem odbyła się celem uczczenia pamięci o tw ar­

cia konferencyi pokojowej w r. 1899 zgrom a­

dzenie „L igi kobiet w celu ogólnego rozbroje­

nia" i L igi pokojowej. M inistrowie i obecni delegaci konferencyi obecnymi byli na zgrom a­

dzeniu. M inister spraw wewnętrznych, de B e a u - f o r t , w zagajeniu podniósł znaczenie zgrom a­

d z e n ia i ważność try b u n ału rozjemczego. Wielu

^mówców występowało przeciw wojnom i za powszechnym pokojem. Zgromadzenie skończyło się wreszcie na w ysłaniu do cesarza W ilhelm a i cara M ikołaja telegram ów .

Wypadki w Chinach.

Paryż, 20 maja. „Agencya H avasa“ donosi z Pekinu pod d a tą w czorajszą: Francuski poseł P i c h o n odjechał dziś z powrotem do F ran- cyi. Ciało dyplomatyczne, hr. W aldersee i Li- hung-czang odprow adzili go na dworzec. P o łą­

czenie między Pekinem a Schangajem je s t zu­

pełnie zabezpieczonem.

Redaktor odpowiedzialny i wydawca: K a z i m i a c a K n asaiaaan rsIrL — Z Drukami Narodowej w Kr. kn»5» Wióln* «. — fT«lef.,n Mr. 4041

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po kilku miesiącach udał się p. Czabani do hr. Dzieduszyckiego po pensyę ; hrabia Dziednszyeki wręczył mu 10 kor. Czabani udał się natychmiast do

padek z dzieckiem, bawiącem się na oknie, który na szczęście skończył się bez powa - żnych następstw, chociaż dziecko wyleciało z drugiego piętra na

Pamiętamy, ja k straszną aferę zrobiła swego czasu polieya lwowska, gdy kilku akademików wygwizdało Nadinę Sławiań- ską, a jednak A ustrya nie zawaliła się

Na dźwięk grających jej rogów Ludzie poczują na ramionach pióra I staną się z serc swoich podobni do bogów, Wywyższy się dolina, poniży się góra, I kiedy

Kilkakrotne doświadczenia wykazały, iż przypisywane alkoholowi podniecające działanie, albo zupełnie nie okazuje się albo też szybko przechodzi, pozostawiając —

Kilkakrotne doświadczenia wykazały, iż przypisywane alkoholowi podniecające działanie, albo zupełnie nie okazuje się albo też szybko przechodzi, pozostawiając —

damy, jak następuje: Czego czynić nie należy, a co aię powinno robić, jeżeli się chce naprawdę w austrya- ckim parlamencie bronić praw ludu polskiego, to

Gaspard odważył ' się spełznąć na sam kraj dachu, gdzie udało mu się pochwycić jednę z belek, którą przy­.. ciągnął pofeężnami ramionami