• Nie Znaleziono Wyników

•Nk 19 (1457). Warszawa, dnia 8 maja 1910 r. " Tom ..X X IX .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "•Nk 19 (1457). Warszawa, dnia 8 maja 1910 r. " Tom ..X X IX ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

•Nk 19 (1457). W arszawa, dnia 8 maja 1910 r. " T o m ..X X IX .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n iach w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W sze c h św ia ta * 4 p r z y jm u je z e sp ra w a m i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A JSTe. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

D O Ś W I A D C Z E N I A N A D W Y M I A N Ą G A Z Ó W W E W S P Ó Ł Ż Y C I U

G L O N Ó W i Z W I E R Z Ą T 1)-

C a ło k szta łt życia zw ierząt i roślin mo­

żna u w a ż a ć za pew ien rodzaj w spółży­

cia, sym biozy, ze w zg lędu na to, że pro­

d u k t y p r z e m ia n y m a te ry i roślin służą za p o k a rm zw ierzętom , a rośliny spożytko- w u ją re s z tk i w ydzielane przez zwierzęta.

Szczególnie zaciekaw iające j e s t to współ- n ictw o życia w tedy, g d y się odbyw a w je d n e i n ciele, g d y roślina s ta je się j a k ­ by o rg an e m zwierzęcia, co sp o ty k a m y n iera z u p ierw otniaków , jam o c h ło n ó w i robaków , w k tó ry c h często ż y ją glony.

S tą d t y lu badaczów usiłowało w y ja ś n ić i s to tn y fu n k c y o n a ln y s to s u n e k tak ic h d w u organizm ów . S to s u n k a m i w y m ia n y g azów zajął się T r e n d ele n b u rg . P ie rw o t­

nie za m a te ry a ł d o św iadczaln y w y b rał s tu łb ię w o dn ą (H yd ra viridis), poniew aż

*) Dr. W ilhelm Trendelenburg. A rehiv fur Physiologie. P hysiologische A btheilung des Ar- chives fur A natom ie und Physiologie. 1909, ze­

szyt I, str. 42—70.

je d n a k drobna jej wielkość u tru d n ia ła pom iary, więc, k o r z y s ta ją c z p o b y tu w s ta c y i neapołitańsldej, czynił d o św iad ­ czenia ze zw ierzętam i m orskiem i, z w ła ­ szcza uk w ia ła m i A ip tasia diap hana, A ipta- sia saxicola, A nem onia sułcata. W y b ra ł te nietylk o dlatego, że są dość duże i ł a ­ two je dostać, lecz i dlatego, że s p o ty ­ k a ją się i osobniki ich wolne od glonów, można zatem urządzić dośw iadczenia kontrolujące.

J u ż przed T re n d e le n b u rg ie m wielu uczonych zajm owało się w z a jem n y m s to ­ sun k ie m funkcyj życiow ych zwierząt i ż y jących w nich alg. P rz ed e w sz y st- kiem należało się przekonać, czy zielone i b r u n a t n e glony żyjące w ciałach zwie­

rząt spełn iają n a d a l swe funkcy e życio­

we rośliny, przed ew szy stkiem , czy w y ­ dzielają tlen. Geddes badał to u p lan a - ryj ży ją c y c h w wielkiej ilości w Roscoff (Convoluta Roscoffensis) i po zostaw iany ch przez morze po p rzypływ ie n a w ybrzeżu.

Je śli zw ierzęta te w wodzie m orskiej w y sta w iał n a działanie ś w ia tła słonecz­

nego, w y d o b y w a ły się b a ń k i gazu. Do­

ś w iadczenia ko n tro lu ją c e udow odniły, że nie są to gazy w y d o b y w a ją c e się z wo­

dy w s k u t e k podw yższenia je j te m p e ra ­

(2)

290 WSZECHSWIAT No 19

tu ry , a analizy w y k a z a ły , że z a w iera ły 45 — 55°/0 tlenu . G eddes ro b ił zupełnie podobne dośw iadczenia w Neapolu z R a­

d iolariam i (21— 2 4 % tlen u) i z A n e m o n ia su lc a ta (32— 3 8 % 0 ) . P o n iew aż sam glon wydzielał 45°/0 tle n u , a ż y ją c y w R adio­

lariac h 32,38% ; G eddes sądzi, że różnicę zu żytk ow ało zw ierzę n a od d yc h a n ie . En- g elm ann, b y w y k a z a ć w y d z ie la n ie tle n u przez P a r a m a e c iu m i H y d rę , u ż y w a ł aero- biotycznej b a k t e r y i B a c te r iu m term o.

B r a n d to w i znów chodziło p r z e d e w s z y s t- kiem o k orzyść, j a k ą m a zw ierzę ze s w e ­ go „ lo k a to ra -g lo n u “. W t y m celu t r z y ­ m ał j e d n e osobniki w ciem ności, a inne n a św ietle. U ż y w a ł do te g o p r z e d e - w s z y s tk ie m A ip ta s ia d ia p h a n a , k t ó r a j e s t p rzezro czy sta, t y lk o w y p e łn ia ją c e j ą glo­

n y z a b a r w ia ją j ą n a b r u n a tn o . A ip tasia t rz y m a n e w ciem ności w y r z u c a ły glony po 8 — 14 d n ia c h i g in ę ły po 2 '5 — 6 m ie­

siącach, a żyjące n a ś w ie tle żyły dalej.

T ak że i A n t h e a g in ęła po 8 m ie sią c a ch w ciemności, a ży ła p rzeszło 10 n a św ie­

tle.

N a p o d sta w ie d a ls z y c h b a d a ń n a d w y ­ t w a rz a n ie m się s k ro b i u a lg B r a n d t do­

chodzi do w n io sk u, że z w ie rz ę ta biorą od glo nó w skrobię. O w y d z ie la n iu tle n u przez g lo n y p r z e k o n y w a ł się on m eto d ą E n g e lm a n n a , a o w y d z ie la n iu go w zwie­

rz ę ta c h ż y w y c h p ośrednio s tą d , że zwie­

r z ę t a t r z y m a n e w z a m k n ię ty c h n a c z y ­ niach w ciem ności żyły o połowę krócej, niż t rz y m a n e n a św ie tle w ty c h s a m y c h w a r u n k a c h . Mimo to nie p r z e c e n ia w a r ­ tości teg o tle n u dla z w ie rz ą t wolno ż y ­ ją c y c h , tw ie rd z ą c , że g d y b y żyły w w o­

dzie t a k z e p su te j, iż b y ł y b y s k a z a n e t y l ­ ko n a tle n s w y c h glonów, m u s ia ły b y w ciem ności n ajbliższej n o cy zginąć.

Hadżi włożył do 5 słojów po 5 e g z e m p la ­ rzy H y d r a v irid is a do 5 po 5 s z tu k H y ­ d ra fusca i p rze p ro w a d z ał przez nie s t r u ­ m ień d w u t l e n k u w ęgla p r z e z 1 dzień.

Z w ierzęta zielone p r z e p ro w a d z o n e do w o ­ d y czystej p rz y s z ły do s ie b ie —płowe zgi­

nęły. J e d n e i d r u g ie w k u ltu r z e k o n ­ tro lu ją c e j żyły dobrze. J e s t to z a te m dowód p o ś re d n i n a w y d z ie la n ie tlenu, H y d r a fu sc a b ow ie m z g in ę ła s k u tk ie m u d u s z en ia , a H. y irid is u t r z y m a ł a się

dzięki tlen ow i w y d zielon em u przez swe glony. T h u n b e r g w ykazał, że z w ie rz ę ta niższe w razie słabej z a w a rto śc i tle n u otac z a ją c e g o ośrodk a p rz y s to s o w u ją do pew n e g o sto p n ia do niej sw ą przem ianę m a t e r y i i d late g o w ielką dla nich może być k o rzy śc ią posiadanie w łasnego w y ­ tw órcy tle n u , zw łaszcza j e ś l i żyją w wo­

dzie stojącej. O u d u sz en iu w c iągu no ­ cy n iem a mowy, bo p ozostaje za p as tle ­ nu, k t ó r y p rze d y fu n d o w a ł do wody, a p rz e m ia n a m a t e r y i obniża się zależnie od ilości tlenu. T a k np. L im a x b rał 46%

tle n u z a w a rte g o w p o w i e tr z u — a jeś li w po w ietrzu było 9 6 % 0 — wziął go 122°|0.

P r z y s tą p m y do s tre szc z e n ia d o ś w ia d ­ czeń T r e n d e le n b u rg a . Do w y k o n a n ia po­

m iaró w p o słu g iw a ł się on p rz y r z ą d e m o d d ech ow ym T h u n b e r g a , zm odyfikow a­

ny m przez W i n t e r s t e i n a i w e d łu g p o d a ­ nej przez tegoż form uły przeliczał w s k a ­ zy w a n e przez a p a ra t zm iany objętości zależnie od różn icy t e m p e r a t u r y a zatem i ciśn ie n ia n a ciśnienie początkowe. Zwie­

r z ę t a um ieszczał w sw y m a p a ra c ie bez w od y w atm osferze przesyconej p a r ą wo­

dy m orskiej. B a da nia p rze p ro w a d z ał w pe łn e m św ie tle sło necznem w położonej n a południe loggii, w św ietle rozproszo- ne m lub w ciemności, a p a r a t w ty m r a ­ zie z a n u rz a ł w wodzie z rozpuszczonym tu szem . Siłę ś w ia tła b a d a ł zn a n y m w fo­

tografii fo to m e trem (W y n n e s infallible ex po sure meter). P rz e s u w a n ie się kropli n a fty służącej za w s k azó w kę w ty m a p a ­ racie, podaje w liczbach, a zarazem k r e ­ śli k rz y w ą , p r z e d s ta w ia ją c ą graficznie z w ię k sz a n ie się lub zm niejszanie o b ję to ­ ści pow ietrza z a w a rte g o w naczy n iu ze zwierzęciem b a d a n em , zależnie od s ta n u ośw ietlenia.

Z dośw iadczeń t y c h w y n ik a przede-

w sz y stk ie m , że św iatło rozproszone nie

oddziaływ a d o d a tn io n a w y d z ie la n ie t le ­

nu, gdyż o b jętość pow ietrza, w k tó re m

żyło zwierzę z m niejszała się w św ie tle

rozproszonem n iem a l t a k szybko, j a k

w ciemności. O św ietlenie j a s k r a w e w y ­

w oływ ało p ra w ie n a t y c h m i a s t z w ię k sz e ­

nie się ilości p o w ie trz a ta k , że tw ierdzić

m o ż n a — j a k to już uczynił E n g e lm a n n

n a p o d s ta w ie swej m eto d y bakteryo lo-

(3)

JSTs 19 WSZECHŚWIAT 291

gicznej — że asym ilacya k o m órek ro ślin ­ n y c h z n a jd u je się w praw ie bezpośredniej zależności czasowej od oświetlenia. Jeśli w j e d n e m dośw iadczeniu zaciemniano kil­

k a k ro tn ie ośw ietlenie, to znaczy w y s t a ­ wiano cały a p a r a t n a działanie św ia tła a p o tem go zaciemniano i znów oświe­

tlano — k rz y w a p rze d s ta w ia ją c a zm iany o bjętości p o w ie trz a wznosiła się i opa­

dała rów nocześnie ze zm ianam i w n a tę ­ żeniu ś w ia tła (fig. 1 ). D ośw iadczenia ta-

(Fig. i).

A iptasia diaphana brunatna, zaw ierająca glony.

Doświadczenie 14 z d. 9 |III 1908.

kie ilu s tru ją n a m w ym ian ę gazów u Ac- tin ii z a w ie ra ją c y c h glony, sw oistego n a ­ to m ia s t działan ia glonów dowiedziono po­

ś re d n io dośw iadczeniam i n a osobnikach bezglonowych. Użyto w ty m celu nie- z ie lo n y c h okazów A ip tasia d iap h a n a i ni­

g d y nie zaw ierającej alg A d a m sia pallia- ta . W ta k ic h dośw iadczeniach k rzy w a o bjętości pow ietrza opada j e d n o s ta jn ie bez w z g lę d u na n a s tę p u ją c e po sobie św iatło i ciem ność (fig. 2) ta k samo, j a k k rz y w a w dośw iadczeniach w y k o n y w a ­ n y c h w ciemności n a u k w ia ła c h zielo­

ny ch . U z w ie rz ą t z a te m rtiezielonych ś w ia tło nie m a żadnego w pływ u n a prze­

m ia n ę gazów. Sam e zaś wolno żyjące glo ny, np. A sperococcus com pressus, za­

c h o w u ją się ta k samo j a k u k w ia ły w s p ółżyjące z glonami, j a k to w s k a z u je fig. 3.

P o n ie w a ż św iatło dzienne rozproszone n ie d z ia ła pobudzająco n a asymilacyę, należy zap y tać, wobec ja k ie g o n a tę ż e n ia

(Fig. 2).

A iptasia diaphana bezbarwna, bez glonów, Dośw. 25 z d. 21|III 1908.

(Fig. 3).

Asperococcus compressus, glon brunatny.

Dośw. 26 z d. 13|III 1908.

ś w ia tła asym ila c ya się poczyna. B y od­

powiedzieć na to p ytan ie, należało do­

św iadczenie t a k urządzić, żeby natężenie św ia tła zmieniało się ciągle. W a ru n k i tak ie T re n d e le n b u rg u z y s k ał w dośw iad­

czeniu 20 , którego w y n ik podano tu n a fig. 4 przez to, że dzień, w k tó ry m u r z ą ­ dzał do św iadczenia miał pogodę zm ien­

ną, niebo ciągle się chm urzyło i r o z ­

jaśn iało naprzem ian. Z dośw iadczenia

tego w ynikło, że wobec n a tę ż e n ia ś w ia ­

tła takiego, że trzeba było 25 seku n d,

by fotom etr poczerniał, k r o p la s ta n o ­

w iąca w s kazów kę a p a r a tu z a trz y m u je

się, gd y trz e b a było 45’' k rop la szybko

cofa się ku zwierzęciu, a g dy św iatło

stało się silniejszem tak , że w ysta rc z a ło

20 ", szybko oddala się od naczynia, w któ-

rem było zwierzę. Można zatem uw ażać

(4)

292 W SZECHŚWIAT JSfó 19

3

2

1

4 0 1 20 KO 2 20 KO 3 2 0 KO \ K 2 0 KO S 20 KO / / V ~ - >20 KO ?

i

haświeHenie

Ja

...

Zaciemnienie riaświeHenie • Zaciemnienie

(Eig. 4).

A iptasia saxicola brunatna, zaw ierająca glony. Dośw. 20 z d. 16|III 1908.

n a tę ż e n ie św ia tła p o trz e b u ją c e 35" dla z a cz e rn ie n ia f o to m e tr u z a gran ic ę, w k t ó ­ rej a s y m ila c y a się z a c z y n a —j e s t to n a ­ tężenie ś w i a tł a w y n o s z ą c e ^ n a tę ż e n ia ś w iatła, j a k i e b yło w j a s n y m d n iu pod p łó cie n n y m p araso lem , k tó re g o T r e n d e ­ l e n b u r g używ ał, b y u c h ro n ić swój a p a ­ r a t od bezpośre d n ie g o ośw ietlenia.

Z a trz y m a n ie się w s k a z ó w k i a p a r a tu nie dowodzi j e d n a k wcale, że a s y m ila c y a w te j ch w ili z u p e łn ie u s ta ła , albo że is tn ie je ró w n o w a g a m ię d z y w y d z ie lo n y m tle n e m a p o b r a n y m d w u t l e n k i e m w ę ­ gla, g d yż b y ć może, że i u glonów z a ­ chodzi p o d o b n y w y p a d e k , j a k u n i e k t ó ­ r y c h ro ślin w y ż s z y c h np. C acteae, Cras- s u laceae, gdzie C 0 2 z o s ta je z a tr z y m a n y w p o s ta c i k w a s ó w o rg a n ic z n y c h , a p o ­ t e m sp o ż y tk o w a n y . T a k w e s t y a n a le ż y j u ż do fizyológii roślin, s k ą d a u to r nasz nie z a jm u je się bliżej je j ro z s trz y g n ię ­ ciem.

Z d a ls z y c h dośw iadczeń T r e n d e le n b u r- g a w y n ik a , że c ała ilość C 0 2, w ydzielona przez zw ierzę, z o s ta je przez g lo n y z uż yta , t le n z aś p rz e z nie w y d z ie lo n y p oz o sta je w n a d m ia rz e . Z m ia n y z a te m objętości p o w ie trz a w y k a z a n e przez c y to w a n e do ­ św ia d c z e n ia są m ia r ą n a d m i a r u tle n u , a C 0 2 nie m a w t e m ż a d n eg o zn aczenia.

M ożnaby to u w a ż a ć za w y k ł a d n ik s t o ­ s u n k u o ddech ow eg o z w ierzęcia do s to ­ s u n k u a s y m ila c y i ro śliny , g d y b y roślina p o b ie ra ła d w u t l e n e k w ę g la w yłą c znie z o tac z a ją c e g o ś ro d o w is k a gazo w ego , a nie ta k ż e i z w o d y m o rsk iej, w k tó re j j e s t rozpuszczony.

W d r u g im s z e r e g u d o św ia d cz e ń T r e n ­

d e le n b u r g s ta r a ł się ty lk o o dokład n e w y k re ś le n ie krzyw ej n a d m ia ru w y d o b y ­ w ającego się podczas dośw iadczenia t l e ­ n u i s k o n s ta to w a n ie s to s u n k u n a d m ia ru tle n u do pow ierzch ni ciała zwierzęcia.

Poniewraż j e d n a k po w ierzch nia zmienia się ciągle zależnie od skurczu i ro z k u r­

czu ciała i m acek, a w a g a sam ego zwie­

rzęcia nie może tu m ieć żadnego z n acze­

nia — nie mógł r o z s trz y g n ą ć dru g ie g o z z a d an y c h sobie p y tań . Do t y c h do ­ św iadczeń umieszczono z w ie rz ę ta w dość dużej ilości w o dy m orskiej i co 20 m i­

n u t b ran o prób kę 100 cm 3 dla obliczenia z a w a rto śc i tlen u. Je śli zw ierzę w y s t a ­ wiono n a działanie św iatła, dokonane analizy w y k a z a ły stały, j e d n o s t a jn y p r z y ­ ro st tle n u , k tó ry w yn osił n a godzinę 5,67 cm 3; je ś l i je zaciemniono, u b y t e k t l e ­ n u w y n o s ił 1,52 cm s w godzinie — glony żyjące w tej A nem o n ia su lc a ta w y d z ie ­ lały zatem śre d n io n a godzinę 7,19 cm3 tlenu.

W trzeciej s e ry i d ośw iadczeń chodziło o w y s z u k a n ie w y k ła d n ik a s to s u n k u całej p rze m ia n y gazów. D la te g o należało obli­

czyć dok ład n ie z a w a rto ść tle n u i bez­

w o d n ik a w ę g lo w e g o w wodzie prze d i po dośw iadczeniu. Do obliczania tle n u u ż y ­ to m e to d y m ia n o w a n ia W in k le r a i gazo- m etry cz n e j Hempla. Co do d w u tlen k u , to obliczono ilość C 0 2 rozpuszczonego w wodzie i z a w a rte g o w w ę g lan ach. Do u s u w a n ia gazów służył a p a r a t Henzego.

W s z y s tk ie dane o b jęto śc i sprow adzono

do t e m p e r a t u r y 0° i ciśn ie n ia 760, m m .

T ak np. w d ośw iadczeniu 39 uż y to d u ­

żego okazu A n e m o n ia s u lc a ta i oświetlo-

(5)

Na 19 WSZECHSWIAT 293

no go przez 2 godziny wobec n atężen ia św ia tła = 7 sek. fotom etru, tem p. 18°.

Ilość tle n u z p o c z ątk u doświadczenia w y ­ nosiła 7,08 cm3, po d w u godzinach 21,01, przyb yło zatem 13,93 cm3 — ilość C 0 3 z p o c z ątk u w yn osiła 94,22 cm3, w końcu 79,88 cm3 ubyło z a te m 14,34 cm3, stosu-

, C 0 2 14,93

n e k więc prze m ia n y =

= 1,03. Bardzo zbliżone liczby o trz y m a ­ no w k i lk u n a s tę p n y c h dośw iadczeniach.

Je śli zaś to samo zwierzę trz y m an o w t y c h sa m y c h z re sz tą w a ru n k a c h lecz w ciemności, tle n u ubyło po 5 g odzinach 5,82 cm3, a C 0 2 przy b yło 3,98, s to s u n e k

z a te m = 0 , 68 . Te licz-

0 2 5,82

b y sto s u n k o w e C 0 2 : 0 2 dla ś w ia tła i cie­

m ności w a h a ją się w poszczególnych do­

św iadczeniach w b a rd z o c ia sn yc h g r a ­ nicach.

Z do św iadczeń ty c h w y n ik a zatem , że p odczas ośw ietlenia zw ierzęcia z a w ie r a ­ ją c e g o glony ilość C 0 2 w wodzie zm niej­

sza się, a z a te m p r o d u k c y a C 0 3 przez zwierzę nie w y s ta rc z a n a p o k ry cie po­

trzeb glonów; w św ietle zaś j e s t praw ie że ró w n o w a g a m iędzy wydzielonym t l e ­ nem a z u ż y te m d w utlen k ie m . To do­

św iadczenie j e s t w pozornej sprzeczności z opisanem i powyżej dośw iadczeniam i pierwszej sery i w y k o n a n e m i m etod ą Thun- b erg a, g d y ż taro objętość po w ietrza zwię­

k s z a ła się. W y ja ś n ie n ie tej sprzeczności z n a jd u je m y w tem , że C 0 2 w ty c h do­

św iadczen iach pochodził p rzed ew szy st- kiem z wody prze p a ja ją ce j ciało z w ierzę­

cia i z w y tw o rz o n y c h w niem k w asó w organicznych.

Z pod a n y c h powyżej w y k ła d n ik ó w s to ­ s u n k u prze m ia n y gazów m o żn a b y obli­

czyć c a łk o w ity iloraz a sym ilacyi glonów.

J e ś li ozn aczy m y przez a ilość tle n u w y ­ dzielonego przez ukw iał na świetle, przez b o d e b ra n y wodzie C 0 2, to a : b ró w n a się około 1 ; równocześnie zwierzę bierze z wody tle n w ilości c a oddaje C 0 3 w ilości d przyczem d \ c w ynosi około 0 , 7 . C ała z a te m ilość tle n u w y tw o rz o ­ nego przez glony j e s t a -(- c a z u ż y tk o ­ w a ne go C 0 2 b-\-a. S to s u n e k (a-f-c) : (6-j-a) j e s t w ię k szy od jedności. Za po d sta w ę

obliczenia wartości tego s to s u n k u T r e n ­ d e le n b u rg wziął swe 44 doświadczenia i otrzym ał liczbę 1,07 ja k o c ałko w ity w y ­ k ła d n ik s to s u n k u asym ilacyi glonów — w a rto ść ta zbliża się do w y szukan ej przez botaników dla a sym ilacyi in n y ch roślin.

O czywisty we w sz y stk ic h przytoczo­

nych dośw iadczeniach w pływ ś w ia tła na ilość w yd zielanych gazów daje się w y ­ tłu m ac z y ć je d y n i e obecnością glonów w ciele ukw iałów , gdyż cały s zereg do­

św iadczeń d o ko nany ch przez Trendelen- b u r g a nad b e z b a rw n ą A d a m sia Rondo- le tti w ykazał, że św iatło nie m a żadnego w pły w u na zu ż y tk o w an ie tle n u przez u k w ia ły nie z a w iera ją c e glonów.

P rz y sposobności n ależy jesz c ze w spo­

m nieć o w y raźnym w pływ ie zagęszczenia tlenu w wodzie n a ilość, w ja k ie j go zw ierzę pobiera. I tak , jeśli ilość tle n u była norm a lna, A n em onia s u lc a ta pobie­

r a ła 6 cm3 w 5 godzinach, g d y ilość tle ­ n u w zm ogła się trz y k ro tn ie , A n e m o n ia p o b rała go 15 cm3. Podobnież A d a m sia R ondoletti b r a ła ze zwyczajnej wody m orskiej 0,5 cm 3, a z w ody w yczerpanej przez je j pięciogodzinny w niej p o b y t 0,3 cm3.

Ze w sz y s tk ic h z e sta w io n y ch t u dośw iad­

czeń w y s n u ć m ożem y j e d e n w ażny wnio­

sek. Życie glonów w ciele u k w ia łó w u w a ż a ć m ożem y za r z e c z y w istą sy m b io ­ zę, k tó rą cechuje i od p a s o rz y tn ic tw a odróżnia w z a je m n a korzyść obu o rg an i­

zmów. A lgi bow iem n iety lk o zwierzęciu zabie ra ją d w u tle n e k węgla, lecz także i otaczającej wodzie, w ydzielają n a to ­ m iast w wielkiej ilości tlen. Przez to p opraw iają w a r u n k i życiowe zwierzęcia, tem bardziej, że w y tw a r z a n y przez nie tle n m usi p rz e n ik a ć ściany ciała zw ie­

rzęcia, a z a te m k om ó rki je g o ciała m ają go stale do dyspozycyi. Sw oiste ro ślin ­ ne czynności k o m ó re k glonów nie u le ­ g a ją p r z y te m żadnej zasadniczej zmianie;

w szczególności w y k ła d n ik s t o s u n k u a s y ­ m ilacyi pozostaje w g ra n ic a c h w ażny ch dla roślin wolno żyjących.

M arya Radwańska.

(6)

W SZECHSW IAT JSIś 19

O J A W A Ń S K I E J Ż A B I E L A T A J Ą C E J .

W MM 22, 23 i 24 „Biolog. C e n tra l- b l a t t “ z ro k u 1909 p ro fe so r M. Sied lecki ogłosił w y n ik i b a d a ń sw oich n a d biolo­

gią znanej j a w a ń s k i e j ż a b y la ta ją c e j, P o ly p e d a te s z e in w a rd tii, daw niej zalicza­

nej do rodzaju R hacop h o rus. P. S ie d le c ­ ki prze p ro w a d z ał b a d a n ia n a Ja w ie, p o d ­ czas p ółrocznego p o b y t u ta m ż e od s t y ­ cznia do c z erw c a ro k u 1908, w pracow ni zoologicznej o g ro d u b o ta n ic z n e g o w Bui- te n z o rg u . Z p r a c y tej, o b e jm u ją c e j m n ó ­ stw o d a n y c h z życia ża b y lata ją c e j, w y j ­ m u je m y kilka c ie k a w y c h szczegółów, d o ­ ty c z ą c y c h u b a rw ie n ia i ro z ro d u P o ly p e ­ dates.

U b a rw ie n ie zw ierzęcia, z ła p a n e g o za dnia, w p e łn e m o ś w ie tle n iu j e s t zwierz- ch u ciała n a d z w y c z aj p ięk n e , j a s n o b łę ­ kitno-zielone; t u i owdzie w idać biaław e linie i plam ki; b oki ciała i n ie k tó r e czę­

ści n a n o g a c h s ą p o m arań czo w o-czerw o- ne z b iałem i i c z a r n e m i plam am i; w re s z ­ cie s p o d n ia s tr o n a j e s t biała z ciem niej- szem o b ram ien ie m b ro d a w e k ; błona n a n o g a c h m iędzy d w o m a pierw szem i p a l ­ cam i m a kolor żó łty albo p o m a r a ń c z o ­ wy, m ię d z y n a s t ę p n e m i —b łę k itn o -c z a rn y z ja s n e m i, żółtcm i albo j a s n o - b łę k itn e m i p rą ż k a m i. D o jrza łe płciowo z w ie rz ę ta m a ją ja ś n ie js z e i b ard ziej k o n t r a s to w e b a rw y , p r z y te m m ięd zy płciam i w y s t ę ­ p u je p e w n a różn ic a w z a b arw ie n iu . P o ­ mim o tak ie j w ielości barw , k tó re m i ża­

ba j a w a ń s k a się m ieni, t r u d n o j ą do- strz e dz, g d y s p o c z y w a sp o k o jn ie na g a ­ łęziach drzew — po niew aż n a zielono z a ­ b a rw io n e są na j e j ciele te m iejsca, k t ó ­ re w siedzącej p o s ta w ie ż a b y są z w r ó ­ cone k u górze.

W n ocy zw ierzę zm ien ia b a r w ę —z m ia ­ nie p o d le g a ją ty lk o m ie jsc a nieb iesko- zielone. W dw ie g o d z in y po zachodzie słońca b a rw a żaby p rze c h o d z i n a jp ie rw w ciem no-zieloną, p o tem w czarno-zielo- ną. Z p ierw sz e m i p ro m ie n ia m i sło ń ca z a cz y n a się p r z e m ia n a o d w ro tn a; w c h w i ­ li, g d y słońce wzejdzie zw ierzę j e s t z n o ­

w u j a s n o zielone. W ieczo rna zmiana b a rw y tr w a koło dwu godzin, p o ran n a znacznie kró ce j, od | do 1 godziny.

N a no cną z m ian ę z a b a rw ie n ia żaby la ­ tają ce j w p ły w a ją z apew ne trz y czynniki:

Avieczorne obniżenie się te m p e r a t u r y , k t ó r a np. z 32°C w południe spada do 23°C wieczorem , n a s y c e n ie pow ie trz a wilgocią, podn o szące się zawsze pod w ie­

czór, w reszcie różnica w oświetleniu.

P o s z u k iw a n ia histologiczne prof. Sie­

dleckiego w y ja ś n ia ją w n a s tę p u ją c y spu- sób opisane z ja w isk a . Tuż pod n a b ło n ­ kow ą w a r s tw ą skóry, w m ie jsc a c h z a ­ b a rw io n y c h n a zielono, z n a jd u je się j e ­ dn a albo więcej w a r s tw k om ó rek zw.

k sa ntoleukoforam i; są to k o m ó rk i b a r ­ wnikowe, z a w iera ją c e w sobie zia rn k a n iebie skaw ej g u a n in y i żółtego lipochro- mu. Pie rw sz e z ty c h z ia r n e k pow odują z a b arw ie n ie niebieskie, d r u g i e —żółte; r a ­ zem d a ją b a rw ę zieloną. Pod k s a n t o ­ leukoforam i leży j e d n a w a r s tw a k om ó­

r e k o ciem no - b ro n zo w y m b a rw n ik u , t.

zw. m elanofory. O statnie są k om ó rka m i a m e b o w a te m i i w y p u s t k a m i sw em i ob ej­

m u ją z pod spodu ksanto le u k o fo ry . Pod w ieczór m elano fory p rze w ę d ro w u ją z do­

łu k u pow ierzch n i sk ó ry i u k ła d a ją się na k s a n to le u k o fo ra c h , z a c ie m n ia ją c w t a ­ ki sposób ich barwę. W o s ta tn ic h m ogą również zachodzić p rz e k s z ta łc e n ia , k tó re p o w o du ją zm ianę barw y, w yw oły w an ej przez te kom órki, z b łęk itn e j n a żółtą i nao d w ró t. W chwili, g d y sk óra j e s t za b a rw io n a na zielonawo-niebiesko, k s a n ­ toleu ko fo ry m ają ta k i wygląd: tuż pod gó rną ich p o w ie rz c h n ią leży soczewko- w ate, p rze z ro cz y ste jąd ro ; dookoła niego wspólśrodkow o, w a r s tw a m i ułożona j e s t plazm a, a śród w a r s tw u g ru p o w a n e z ia r­

n a g u a n in y . Z ia rn a lipochrom u sk up ion e są n a dnie kom órki. Położenie soczew- k o w a te g o j ą d r a n a d z ia rn a m i g u a n in y p o tę g u je siłę b a r w y kom órek. W czasie g d y p o w ierzchn ia żaby s ta j e się żółta­

wą, k s a n to le u k o fo ry m a ją in n y układ

sw yc h c z ęśc i—j ą d r o z n a jd u je się n a dnie

kom órki, z ia rn a g u a n in y rozrzucon e b e z ­

ładnie, z ia rn a zaś lip o c h ro m u skupione

tuż pod pow ierzch nią. Zaszło więc t u ­

taj p r z e w ę d ro w a n ie j ą d r a połączone ze

(7)

M 19 WSZECHSWIAT 295

z m ia n ą u k ła d u z iarn b arw nikow ych. Ró­

w nocześnie z w ę d ró w k ą melanoforów n a k s a n to le u k o fo ry o d b yw a się i p r z e ­ m ieszczenie j ą d r a w o s ta tn ic h z górnej p o w ierzch n i n a dolną, a w rezultacie z m ia n a b a rw y na ż ó łto -b ru n a tn ą —d l a t e ­ go też w nocy przyćm iona sk óra Poly- p e d a te s po siada przebłyski żółtawe.

Żaba l a ta ją c a j e s t zw ierzęciem w y b it nie nocnem; we dnie przebyw a, p r z y c z e ­ piona do drzew, w s ta n ie j a k b y g łęb o­

kiego snu. W pierw szy ch chw ilach p r z y ­ czepienia się n a spoczynek dzienny żaba w y g lą d a j a k b y napęczniała w s k u t e k sil­

nego n ap e łn ien ia płuc p ow ietrzem i s z y b ­ ko oddycha; po k ilk u godzinach r u c h y oddechow e zw aln iają się, a równocześnie ze z m n iejszeniem się objętości płuc, zw ie­

rz ę m arszczy się w y b itnie i kurczy. J e ­ żeli ta k ie śpiące zwierzę o d erw iem y od podłoża i p rzew ró cim y n a g rzb iet, po ­ czątkow o bard zo słabo porusza no g a m i i dopiero po k ilk u silnych w dechach, ocuca się zupełnie.

Śród ruchów , k tó re Poly p ed ates może w y k o n y w a ć, p o w szechn ą u w a g ę z w r a ­ cała o d d a w n a jeg o zdolność t. zw. „ia- t a n i a “. P o le g a ona n a tem , że zwierzę może b ardzo w ysoko i bardzo daleko s k a ­ k ać p rzy czem posługuje się błonam i pły- w n e m i j a k b y spadochronam i. M echa­

nizm tego la ta n ia w y k a z u je zadziw iające p rzy s to s o w a n ia r o zm a ity c h części ciała do tej funkcyi. Najpierw: ty ln e nogi, k tó re m i zw ierzę odbija się od podłoża, są n adzw yczaj rozw inięte, bardzo silne i d łu ­ gie; w y c ią g n ię te , p rze w y ższ a ją długość tułow ia, P oly ped ates p rzestraszony, robi g w a łto w n y skok i opisując nisk i łu k sp ad a w odległości l 1^ —2 m etrów ; p r z e ­ b iega więc drogę 20 razy p rze w y ższ a ją ­ cą je g o ciało; czas p o trz e b n y n a ta k i s k o k prof. S. oblicza na */4— 1/3 sek u n d y . Będąc w pow ietrzu , żaba p r z y jm u je „po­

łożenie zawiśnięcia": k u rc z y nogi, o d s ta ­ w ia od ciała części piętowe, n a c ią g a b ło ­ n y między palcam i i całe ciało ro zpłasz­

cza. Dolna powierzchnia zw ierzęcia o b e j­

m u je 6 800 'mm2; wobec niewielkiej s to ­ s u nkow o w a g i żab la ta ją c y c h (samice 1 6 - 1 9 g, sam cy 6 - 8 , 5 g), po w ierzch n ia ta k a znacznie osłabia siłę u padk u ; w t y m

s a m y m też celu podczas „lotu“ żaba n a ­ pełnia płuca pow ietrzem , czem z m n ie j­

sza swój ciężar właściw y. Szczególniej dokładnie można b a dać te s p ra w y p o d ­ czas s p a d an ia żab z wysokości n a z ie ­ mię: w t e d y rów nież żaba p rzy jm u je po­

łożenie zawiśnięcia, opisuje łuk w pow ie­

trzu i sp a d a na ziemię pod k ą te m ostrym . Opisana zdolność „ lo tu“ m a dla P o ly p e­

dates wielkie znaczenie; n a drzew ach, n a k tó r y c h on żyje, z n a jd u ją się i je g o głó­

wni wrogowie, więc np. wąż D ry o p h is prasinus; szy bk i i daleki skok j e s t j e d y ­ ną przed nim ucieczką.

W reszcie n a u w a g ę z asług uje proces roz*

rodu. Żaba j a w a ń s k a nie m a specyalnego ok resu w roku, w k tó ry m w yłącznie od­

b y w a ła b y się k op u lac y a i skła d a n ie ja j.

Podczas całego sześciomiesięcznego po­

b y tu swego w B u iten z o rg u p. Siedlecki wciąż s p o ty k a ł zw ierzęta płciowo d o j­

rzałe i j a j a w ro zm a ity m stopniu roz­

woju. Za p rzy c z y n ę tego zjaw iska, t r z e ­ ba p rzy ją ć j e d n o s ta jn o ś ć w a ru n k ó w kli­

m aty c z n y c h na J a w ie zachodniej, gdzie n a w e t różnice m iędzy d w iem a poram i roku, su c h ą i dżdżystą, nie są wielkie;

najłatw iej dojrzałe zw ierzęta i ich j a j k a można było znaleść w m a r c u —te n więc m iesiąc trz e b a uw ażać za czas n a js iln ie j­

szej działalności płciowej. Podczas j a ­ sn y c h i w ilg o tn y c h nocy, śród n iep rz er­

w anych k o n c e rtó w piew ików i św iersz­

czy, można zawsze słyszeć n a w o ły w a n ia sam ców P o ly p e d ate s i odpowiedzi samic.

P ierw sze w y d a ją c h a ra k te r y s ty c z n y , os­

try, m etaliczn y dźwięk, k tó ry im z je d n a ł m ala js k ą nazwę: ding-dong. Samice od­

p ow iadają słabo, n a podobieństw o k w a ­ kań n a s z y c h żab. Koło północy te n a ­ w oływ a n ia żabie ustają.

Zapłodnienie ja j o dbyw a się naze-

w n ą trz ciała samicy. Kopulacya m a t a ­

ki przebieg, że sam iec o bejm uje sam icę

zwierzchu p rzedn iem i nogam i pod r a m io ­

na. Jajko, któ re zostaje przez sam icę

złożone, sam iec oblew a n a t y c h m i a s t s p e r ­

mą; rów nocześnie sam ica w ydziela ś lu ­

zow atą s u b s ta n c y ę , k tó r a otacza ja jk o .

Skoro ty lk o ja jk o zostanie w y d ane, s a ­

mica i sam iec z a cz y n a ją zgodny r u c h

ty ln e m i nogami, zapomocą k tó ry c h b u ­

(8)

2 9 6

W SZEC H SW IA T

rz ą śluz, o ta c z a ją c y j a j e i p r z e r a b ia ją go n a pianę. Po p e w n y m czasie r u c h n ó g żabich p r z e r y w a się i s a m i c a s k ła d a d ru g ie ja jk o . P ro c e s poprzednio o p is a ­ n y p o w ta rz a się i w rez u lta c ie , po ca­

łonocnej tak ie j p ra c y , z o s ta je złożonych

6 0 — 9 0

j a j , a w s z y s tk ie r a z e m p og rąż o ne są w pianie. K o p u la c y a o d b y w a się na liściach d r z e w a —po złożeniu j a j s am ica ty ln e m i n o g a m i zw ija z liści d rz e w a osłonkę dookoła nich, w r o d z a j u k o ­ szyka.

J a je P o ly p e d a te s z e in w a r d tii m a trz y osłonki: p ie rw s z a od p ow iada złączonym m e m b r a n a v ite llin a i zona r a d i a ta , więc pierw sz y m dw om osłonkom k a ż d eg o j a ­ ja , d r u g a i trz e cia ra z e m o d p o w ia d a ją no rm a ln ej trzeciej i są w y tw o r e m p r z e ­ w od u w y p ro w a d z a ją c e g o j a j a . D r u g a — j e s t to c ie n k a w a r s t e w k a zgęszczonego śluzu, t r z e c i a —s a m y m o w ym s p ie n io n y m śluzem . P od c z a s rozw oju, g d y z a ro d e k p rzech o dzi s ta d y u m , o d p o w ia d a ją c e g a- struli, w e w n ę tr z n a b ło na ś lu z o w a ta p ęcz­

nieje, a rów n o c z eśn ie z a g ę s z c z a się sub- s ta n c y a p ia n k o w a ta ; dzieje się to w s k u ­ t e k p rz e w ę d r o w y w a n ia w o d y z trzeciej, o statn iej osłonki do w e w n ę tr z n e j. W r e ­ zultacie, w y t w a r z a j ą c y się w e w n ą t r z j a j a za rod e k , z a w a r t y je s z c z e n a raz ie w osłon­

ce żółtkowej, z o staje otoczo n y przez płyn;

z a czyn a on ta m w irow ać, b ło na ż ó łtk o ­ w a p ę k a i m łoda k ija n e c z k a w kropli p ły n u d o s ta je się do sam ej p ia n y o ta ­ czającej j a jk a ; g d y p r z e m ia n y te o d b y ­ w a ją się o d ra z u w k i lk u d z ie s ię c iu ja ja c h , w y tw a r z a się dość dużo pły n u, wreszcie zostaje rozpuszczona częściow o o t a c z a j ą ­ ca j e p ia n k a i w s z y s tk ie k i ja n k i g r o m a ­ dzą się w j e d n y m w sp ó ln y m b a sen ie po­

śro d k u wiszącej k u li p ie n is te j. J e s t to c z w a r t y dzień ro zw o ju za ro d k ó w . W s t a ­ nie ta k i m m łode k i ja n k i m u s z ą p r z e ­ tr w a ć conajm niej dobę; p o tem , o ile do ­ s ta n ą się do rzeki albo s ta w u , rozwój ich d alszy j e s t zabezpieczony. P r z y c h o ­ dzą tu ta j w pom oc c o d z ie n n e p o p o łu d ­ niowe, u lew n e deszcze. One r o z r y w a j ą n a d w ą tlo n e ju ż g n iaz d o i u w a ln ia ją k i ­ ja n k i, k tó re s p a d a j ą n a ziem ię. P. S ie­

dlecki p rzypuszcza, że p o to k i d eszczu s p łó k u j ą j e te r a z do w ię k s z y c h z b io rn i­

ków wód. C zasam i z d a rz a się, że g n ia ­ zdo zawieszone j e s t n a d r z e k ą —w te d y b y t k ija n e k j e s t Jepiej zabezpieczony.

S tre sz c za jąc w y nik i sw oich sp o s trz e ­ żeń n a d biologią ja w a ń s k ie j żaby l a t a ­ ją c e j, ba da cz nasz po d k reśla p r z y s to s o ­ w a n ia do życia n a d rze w ac h i gałęziach, k tó ry c h w y ra z e m j e s t wiele szczegółów z b u d o w y i z życia tego zwierzęcia. Ta- k ie m i są: b arw a, lot, sposób rozrodu itd.

Konieczność t a k ic h p rz y sto so w a ń , w y ­ s tę p u ją c y c h u wielu zw ierząt p o d z w ro t­

n ik ow y ch, j e s t z rozum iała z tego w zglę­

du, że n a jlepszem śro d ow isk iem , gdzie m ogą one znaleść pożywienie, chłód i ochronę, są ko ro ny drzew.

H . Raabe.

W IL F K ID de FO N Y IELLE.

O T E O R Y I F O N T E N E L L E A , D O ­ T Y C Z Ą C E J B U D O W Y K O M E T i).

P o m y sł p r z y r ó w n a n ia k o m e t do o lb rz y ­ m ich soczew ek sz kla ny c h , o g n isk u ją c y c h poza sobą p rom ienie słoneczne i oświe­

tla ją c y c h n iezm iernie żywo p rze d m io ty oprom ienione, j e s t t a k n a tu r a ln y , że p o ­ c z ą te k je g o ginie, rzec można, w pomro- ce dziejów. P e w n e w s k a z ó w k i tego r o ­ dzaju z n a jd u je m y u Senek i w j e d n y m z rozdziałów j e g o „ k w estyj n a tu r a ln y c h " . Ale m yśl tę zarzucono z biegiem czasu, idąc za p rz y k ła d e m K eplera, k t ó r y przez czas p ew ien b ył g o rąc y m je j p r o p a g a to ­ rem , ale potem odstąpił od niej, p rz e k o ­ n a w s z y się, że p e w n a w ie lk a kom eta, k t ó r ą m iał sposobność obserw ow ać, po­

sia d a ła ogon z a k rz y w io n y . Niemożność w y tłu m a c z e n ia tego szczególnego u k ład u w p ły n ę ła n a z u pełn ą zm ianę je g o po­

glądu.

Nie zra ż a ją c się t y m z a rz u te m sła w n y F o n te n elle , j e d e n z p ierw sz y c h s e k r e t a ­

*) Kom unikat, przedstaw iony paryskiej Ak a ­

dem ii nauk na posiedzeniu z dnia 4 kw ietnia

1910 r. (Comptes Rendus).

(9)

M 19 WSZECHSWIAT 297

r z y d o ży w o tnich A k a d e m ii nau k , w yło­

żył z przed ziw n ą w e rw ą pogląd powyż­

szy w swojej „W ielości św ia tó w 1', dziele, będącem niezaprzeczenie j e d n e m z a rc y ­ dzieł l i t e r a t u r y astronom icznej. Korzy­

sta ją c ze sposobności, j a k ą n a strę c z a uk a z an ie się k o m ety H alleya oraz k ilk u in n y ch ciał n iebie skic h tejże k a te go ryi, o śm ielam się zwrócić u w a g ę A k a d e m ii n a p ew ne a rg u m e n ty , k tó re w chwili obecnej zalecają p o gląd w ielkiego f r a n ­ cuza u w ad ze ś w ia ta naukow ego.

D zisiaj, n a w s z y s tk ic h w y brzeżach c y ­ w ilizow anych sp o ty k a m y z n a czn ą liczbę l a ta rn i m orsk ich, w ś w ie tn y , zaiste, spo­

sób o d tw a rz a ją c y c h zjaw iska, analogicz­

ne z tem i, k tó ry m Fon te n elle p rzypisuje p o w sta w a n ie ogonów u kom et. P y ły po ­ w ie trz a atm o sfe ry cz n e g o i m olekuły g a ­ zów, w s k ła d jego wchodzących, o dg ry ­ w a ją w naszym oceanie p o w ie trz n y m tę sam ę rolę, j a k ą F o n tenelle przypisuje s u b s ta n c y o m s ta ły m , un o szący m się w przestrzen i.

D zisiaj, k ie d y w iem y z p ew nością nie­

zbitą, że s u b s ta n c y a p rzezroczysta, z k tó ­ rej s k ła d a ją się k o m ety , jesl gazem, o b d a rz o n y m w łasnością z a ła m y w a n ia ś w ia tła , należałoby z a p y ta ć , co się s ta je ze ś w ia tłe m , k tó re przechodzi przez te ciała n ieb ieskie i z konieczności w nich się k o n c e n tru je , jeżeli m am y u tr z y m y ­ wać, że nie sta n o w i ono ogona. T łu m a ­ czenia F o n te n e lla nie m ożn ab y więc od­

rzucić bez oporu, n a w e t w ta k im razie, g d y b y ś m y nie mogli znaleść żadnego sposobu na obalenie zarzutu, k tó ry , z d a­

niem mojem, m ógł zmylić g eniusz Ke­

plera, ale k t ó r y dziś nie po sia d a żadnej pow ażnej wartości.

W samej rzeczy, n ie śm ie rte ln y tw ó rca o w y c h w s p a n ia ły c h praw, rzą d z ą cy c h r u c h e m p lan e t, nie znał zupełnie, nie m óg ł mieć n a jm n ie js z e g o pojęcia o f a k ­ cie, że św iatło, p r z e b y w a ją c p rz e strz e n ie niebieskie, zużyw a n a to p ew ne ilości czasu.

Ogony k o m e t u k a z u ją się w z n a cz ­ n y c h r o zm iara ch i o k r z y w iz n a c h w ięk­

szych ty lk o w te d y , g d y gwiazda, z k tó ­ rej w y chodzą, położona j e s t w s ąsied z­

tw ie słońca; do tego niezbędn e są dwa

w a ru n k i zasadnicze. P ierw szy w a ru n e k , w y p ły w a ją c y z p r a w załam ania, polega na tem, że źródło św ietln e m usi być p o ­ łożone blisko soczewki, b y mogło dać projekc.yę w iększych rozmiarów. D rugi w a ru n e k w ym a ga , by prędkość, z k tó rą przenosi się soczewka gazowa, była zn a ­ czna. T en drugi w arunek, j a k wiadomo, iści się, w m yśl sam ychże p raw , o d k r y ­ ty c h przez Keplera, tylko w tedy, gdy prom ień wodzący k o m ety j e s t s to s u n k o ­ wo mały. Ale, g d y dwa te w a r u n k i są spełnione, g dy n a d to k o m eta posiada średnicę d ostateczn ej wielkości, g d y prze­

zroczystości je j nie m ącą j a k i e ś okolicz­

ności szczególne, a Ziemia z n a jd u je się w położeniu dogodnem, wówczas z ja w ia ­ j ą się zakrzyw ienia.

I czy może być inaczej? Czyż pro m ie ­ nie rozbieżne będą miały moc z ach o w a­

nia swej p rostolinijnośc i n a p rze strz e n i milionów kilom etrów, jeż e li oko a s tr o n o ­ mów, a n a w e t w sz y stk ic h m ieszkańców Ziemi sp o s trz e g a w tej samej chwili nie je d e n obraz, lecz k o m b in a c y ę k ilk u o b r a ­

zów k o lejnych?

Czyż nie j e s t rzeczą zrozum iałą, że w ta k w span iałem o św ie tle n iu w s z y s t ­ kie promienie, wyrzucone w danej chwili fizycznej przez ogon k om ety, wcale nie w jed n e j i tej samej chwili u d e rz a ją w siatkó w kę. A z a te m nie można z a ­ przeczyć, że m y nie w idzim y, jeżeli się t a k w y ra z ić można, je d n e g o obrazu, ale k o m b in a c y ę kilku obrazów kolejnych.

Nie sądzę, by p o trzeba było kłaść d łu ­ żej jeszcze n acisk n a znaczenie rzeczy­

wiste t y c h p ięk n y c h i w ielkich zjaw isk, k tó ry c h pochodzenie tłu m a c z y się ta k łatwo. Pozwolę j e d n a k sobie p rz y p o m ­ nieć, że w o b serw acy ach , poczynionych o s ta tn ie m i czasy, zwłaszcza w P a ry żu i w Greenwich, s ą pew ne p u n k ty , k tó re p o tw ierd z ają pogląd F o n ten ellea.

Oto k ilk a k r o tn ie widziano prom ienie przerw ane, co łatw o można w y tłu m a ­ czyć, p rzypuściw szy , że obłok m a te ry i kosmicznej p rze ry w a się w sposób a n a ­ logiczny. W idziano, j a k n a g le w y s tę p o ­ w ały odręb ne p u n k t y św ie tlne , pro m ie­

n iu ją c e z p e w n y m blaskiem . Nie byłyż

to ja k ie ś ciała o dość z n aczn ych w y m ia ­

(10)

WSZECHSWIAT /fo 19 298

rach ? J e d n e m słow em, czy w p o ja w ia ­ n iu się ogonów u k o m e t nie m o żn a od­

szukać kolejno w s z y s tk ic h faz, j a k i e o b s e rw u je m y , b a d a ją c g w ia z d y s p a d a ­ ją c e ?

D odajmy, n a zako ń cz e n ie , że o lb rzy­

m ia m nogość sp o s trz eż e ń teg o rodzaju n a w szelk ich h o ry z o n ta c h ziem sk ich w y ­ k azu je n a m j a k dalece z a lu d n io n y j e s t ocean św iatów ; dow odzi nam , j a k w ie lką słuszność m iał F o n te n e lle , g d y w końcu ro zm o w y ze s w ą m iłą m a rk iz ą p o w ie ­ dział: „że z ja w is k o k o m e t j e s t j a k g d y b y la ta rk ą , k t ó r ą P r z e d w ie c z n y odsłania w te d y , g d y chce w zbudzić w człowieku podziw d la cudów, k tó r e w y p e łn ia ją w s z y s tk ie części J e g o dzieła".

Tłum. S. B.

C H A R A - C H O T O — M A R T W E M I A ­ S T O W A Z Y I Ś R O D K O W E J .

P rz e d k ilk o m a m ie s ią c a m i powróciła do P e t e r s b u r g a e k s p ed y c y a , uorganizo- w a n a przez r o s s y js k ie T o w a r z y s tw o g e ­ ograficzne i w y s ła n a do Azyi środkow ej d la z b a d a n ia je z io ra K u k u - Nor i k ra in t y t e t a ń s k i c b . P rz y w ó d c ą e k s p e d y c y i był p u łk o w n ik P. Kozłow, k t ó r y o d b y w a ł p o ­ dróże w te s tr o n y je s z c z e w t o w a r z y s t ­ wie z n a k o m ite g o b a d a c z a A z y i ś r o d k o ­ wej, P r z e w a ls k ie g o . P r z e d o s t a tn i ą p o ­ dróż p. Kozłow odbył sam o d zieln ie w la ­ tac h od 1898 do 1902 i r e z u l t a t y je j ogło­

sił w c z te ro to m o w e m dziele p. t. „Mon­

golia i p r o w in c y a K a n “. P odczas tej p rze d o statn ie j pod ró ży p. Kozłow słyszał od m ongołów o istn ie n iu j a k i e g o ś m a r ­ tw eg o m ia s ta z a sy p a n e g o przez p ia s k i p u sty n i. W o sta tn ie j swej w yp ra w ie ob rał drogę, id ą c ą przez m iejscow ości, gdzie w e d łu g op ow iadań miało się z n a j ­ dow ać owo m iasto. I rzeczy w iście, po opuszczeniu m ia s ta m o n g o lsk ieg o Urgi, w p u s ty n i, w pobliżu je z io r Haszun-N or i S o h o - N o r , mniej więcej pod 42 ró w n o ­ leż n ik ie m p ó łn o cn y m i 71 p o łu d n ik iem w sc h o d n im od P u ł k o w a k a r a w a n a z n a ­ lazła olbrzym ie r u in y z a s y p a n e p iask am i.

Miasto było otoczone p otężnym mu- rem, p o d o b n y m do sły nn eg o m u ru c h iń ­ skiego. Z północnej s tr o n y za m u ra m i z n a jd u ją się r u in y m eczetu, co dowodzi, że wśród m ieszkańców m ia s ta byli m a­

hom etanie, choć ś w ią ty n i ich nie to le ro ­ wano w m u ra c h m ia sta . Miasto było z ru in o w a n e i zasypane. W jed n e j ze ścian oka la jąc y c h w idniał p o tęż n y w y ­ łom zrobiony j a k b y um yślnie. Zapy­

ta w s z y tuziem ców o podania dotyczące m iasta, p. Kozłow usłyszał n a s tę p u ją c ą opowieść. C h ara - Choto, t. j. M artwe m iasto nazyw ało się ongi „S a si“ i było stolicą k r a in y zam ieszkałej przez n a ró d tegoż n a z w iska. M ieszkańcy „Sasi“ byli bardzo potężni. O sta tn i k siążę tej k r a ­ iny, C hara-cień-zjun, rozpoczął wojnę z Chinam i i p o su n ą ł się aż pod Pekin;

t a m je d n a k szczęście go opuściło; po k ilk u n iefo rtu n n y c h potyczkach m usiał się cofnąć, g o n ion y przez Chińczyków, k tó rz y obiegli wreszcie m iasto Sasi.

Zdobyć j e d n a k to o statnie nie było ła ­ tw o wobec silnych ufortyfikowań. W te ­ dy C hińczycy postanowili odprowadzić na bok k o ry to rzeki, k tó ra płynęła przez m iasto i pozbawić w te n sposób oblężo­

n y c h wody. Rzekę zawalono w orkam i p iask u i g lin y i zm ieniono je j kierun ek . M ieszkańcy poczęli kopać w śro d k u m ia­

s ta p o tęż n ą stu d n ię , lecz n a wodę nie natrafiono. W te d y w olbrzym i dół zło­

żono wszelkie b o g a c tw a i zakopano. K sią­

żę zabił sw e dwie żony i dzieci, a b y nie w padły w ręce wrogów, zebrał swe w o j­

s k a i przez zrobiony w m urze w yło m rzucił się n a wrogów. W ojsko C h ara- cień-zjuna zostało rozbite, on poległ, a zwycięzcy wpadli do m ia s ta i zburzyli je. Działo się to podobno przed 500 laty.

N a ile h is to r y a t a j e s t p ra w d z iw a —n i e ­ wiadomo, t a k te m j e s t tylko, iż rzeka, k t ó r a p rze p ły w a ła n ie g d y ś przez miasto, dziś j e s t odległa od niego o 20 wiorst, a w p e w n e m m iejscu znaleziono szczątki m a te ry i w w a r s tw a c h gliny, k tó re może pochodzą z worków u ż y ty c h do z a ta m o ­ w a n ia rzeki.

P odczas p o s z u k iw a ń a rcheologicznych

p ro w a d z o n y ch w k ilk u m iejscach n a t r a ­

fiono niespodziew anie w j e d n y m z ro z ­

(11)

.No 19 WSZECHSWIAT 299

w a lo ny ch „ S a b u rg a n ó w ” x) na p raw d z i­

we sk a rb y . B yła t a m cała biblioteka zło­

żona przeszło z 300 tomów k siążek n a p i­

s a n y c h w n ie z n a n y m d otychczas ję z y k u Sasi; spora g a le r y a obrazów i figurek relig ijn y ch ; k ilk a d z ie sią t a s y g n a t p a p ie ­ r o w y c h odnoszących się do 1080 i 1137 roku; m nóstw o d ro b n o ste k w rod zaju zwierciadeł, guzików, okładek do k s ią ­ żek, o brazków religijnych; klisze l it o g r a ­ ficzne r y t e w drzewie i p iaskow cu i k il­

k a d z ie sią t wielkich figur Buddy i in n y c h bogów, zrobionych z d rzew a i gliny, s ta ły się zdobyczą w y p ra w y rossy jsk ie j.

Zdobycz to zaiste niełada, bo otw iera n am n ow ą zupełnie k a r t ę w dziejach A zyi środkow ej i mówi o n ie z n a n y m a p o tęż n ym narodzie, k tó ry te m iejsca zaludniał. Dzięki tem u, że w jed n ej z książek znaleziono j e d e n i te n sam t e k s t n a p is a n y w trzech językach, m ia­

nowicie w ję z y k u „ s a s i“ , chińskim i m o n ­ golskim , p rze d staw ia się możność odcy- frow ania nieznanego jęz y k a , n a d czem p r a c u ją o ryen ta liści p e te rs b u rs c y . Cie­

k a w e j e s t , że n a n iek tó ry ch o braz k a c h B udda j e s t w yobrażony z ręk o m a pod- niesionemi, j a k do b łogosław ieństw a, przyczem palce p raw e j ręki ułożone są tak, ja k to b y w a w kościele p r a w o s ła w ­ nym , t. j. palec w ielki złączony j e s t z p rze d o s tatn im , a 2, 3 i 5 są podnie­

sione; lew a zaś ręk a B u d dy błogosławi po ,,k a to lic k u “ .

Obecnie w szy stk ie te p rzed m io ty z n a j­

d u ją się w Muzeum A le k s a n d ra III w P e t e r s b u r g u , gdzie w ciągu k ilk u t y ­ godn i tr w a ł publiczn y pokaz t y c h z na­

lezisk, a obecnie dostęp do nich mieć będą je d y n i e specyaliści uczeni.

Ja n M uszyński.

!) Saburganam i zw ą się mogiły - kaplice, w k tó ry ch złożone są ciała św iętych buddyj­

skich. Saburgany takie bardzo są rozpowszech­

nione w całej Azyi środkowej, a drobne kopie ty c h budow li rozpowszechnione są w Azyi, ja k u nas kopie cudownych obrazów religijnych.

S P O S T R Z E Ż E N I A N A U K O W E , Wiadomość o now ych nabytkach dla flory

litowskiej.

Pod konieo wieku zeszłego, czyli nie wię­

cej j a k w ciągu 30 lat ostatnich, flora n a ­ sza krajowa zbogacona została dość znaczną ilością roślin obcokrajowych. N iestety, ro­

śliny te nietylko żadnej korzyści nie przy­

noszą, lecz przeciwnie są po większej części prawdziwą plagą dla rolnictwa i ogrodnic­

twa. Nowe te nabytki są albo zbiegami, z ogrodów ozdobowych, albo zostały w roz­

maity sposób przywleczone. Rośliny te są następujące:

1) Oenothera biennis L. J e s t to zbieg z ogrodu, gdyż niedawno jeszcze była u w a ­ żana t u ta j za roślinę ozdobną, pod nazwą:

„pochodnia nocna“ , obecnio je s t chw astem pospolitym, rośnie na piaskach, przy dro­

gach, na dziedzińcach, a najobficiej w zaro­

ślach nad Niemnem; kwitnie od czerwca do późnej jesieni; pochodzi z Wirginii. D rugą odmianę tej rośliny (var. parviflora A. Gray) znajdowałem na dziedzińcu tudzież w p a rk u w m a ją tk u Niańko wie.

2) O enothera rnuricata L. Nigdy nie była zasiewana, pojawiła się znacznie póź­

niej, niż poprzednia i, w yrasta dość obficie ponad Niemnem. Wydałem j ą w zielniku flory polskiej pod JMs 432a (zob. Cent. IX, 1902 r.).

3) E rig ero n canadensis L. Przed laty 30 należał do rzadkich roślin, dziś jest chw as­

tem pospolitym i w yrasta wszędzie; w miej­

scach jałowych jest roślinką marną, o kilku lub kilku n astu tylko główkach; na glebie żyznej, uprawnej dochodzi do V2 m etro­

wej wysokości i je s t ta k obficie rozgałęzio­

ny, że okryw a się tysiącami główek kwia­

towych; kwitnie od lipca do jesieni. P o ­ chodzi z Kanady.

4) Galinscga parviflora Cav. Przed laty 20 znalazłem ją poraź pierwszy w Weres- kowie, pośród truskaw ek. Obecnie jest to prawdziwa plaga po ogrodach wszystkich, gdyż w ypięta choćby najstaranniej, w yrasta nanowo i zagłusza wszelkie ogrodowizny;

kwitnie aż do późnej jesieni; pochodzi z Pe- ruwii.

5) Elodea canadensis. Rich. Wodna ta roślina jest bardzo jeszcze niedawnym n a ­ bytkiem w całej E uropie *); została ona rozpowszechniona przez o k rę ty nie tyle w postaci nasion ile przez samę roślinę, gdyż jest t a k bardzo żywotna, że choćby

') W roku 1836 znalazła się w Irłandyi.

(12)

300 W SZECHSW IAT j\ft 19

najmniejsza jej gałązka, dostawszy się w miej­

sce odpowiednie, wypuszcza nowe korzonki, i rozrasta się dość prędko; to też w k r ó t ­ kim czasie wypełnia całe rzeki t a k dalece, że u tru d n ia naw et żeglugę. W głąb lądu stałego dostaje się dość powolnie; w pro- wincyach n a d ba łtyc kic h znany botanik, I.

Klingę, jeszcze w o s tatnim lat dziesiątku zeszłego wieku mylnie ją określił, jako Po- tom ogeton densus, co jed n ak następnie sam odwołał. U nas na L itw ie, przed la ty kil­

k u , zauważyła j ą poraź pierwszy w P rypec i ś. p. M. Twardow ska i przysłała mi gałązkę do określenia, o czem następnie podała za­

wiadomienie do „Wszechświata*'* W N ie­

mnie (około m iasteczka Lubcza) zauw aży­

łem ją poraź pierwszy w 1903 ro k u x);

dostarczono mi ją w p a r u gałązkach ucze­

pionych do roślin w odnych (S tratiotes alo- ides L., S parganium ram osum Huds. i t p.).

Obecnie je st ona ta k obfita, że w prost w y­

pełnia wszystkie row y na łąkach ponadnie- meńskich. Mam jej całą kolekcyę w zielni­

ku, dla Akad. krak. przeznaczonym. Dzi­

wna rzecz, że u nas nie kwitnie; mam bo­

wiem okazy z różnych por roku, a nigdy jeszcze ani kwiatów, ani owoców nie znaj­

dowałem. To samo kom unikowała mi p.

Twardowska. W p row inc yach n a d b a łty c ­ kich obserwowano ją z kwiatam i.

6) Yicia villosa R otb. W y k a t a p r z y ­ była na L itw ę razem z żytem proboszczow- skiem (Probstei), k tó re około ro k u 1875 sprowadzone było do m a ją tk u Siennej. J u ż w roku następnym , pięknym swym, a u nas nieznanym dotąd kw iatem wpadła mi w oko;

przez lat kilka Sienna była jedynem jej sta­

nowiskiem, lecz następnie, choć bardzo po­

wolnie, zaczęła rozprzestrzeniać się po n a j­

bliższej okolicy, tak, że poznać było można wówczas, gdzie u pra w ia się żyto „probsztej- skie“ — właśnie po jej pięknych, obfitych kiściach kwiatów szafirowych. Obecnie jest prawdziwą plagą dla rolników, gdyż zanie­

czyszcza wszelkie zboża ozime, a szczegól­

nie pszenicę. Duże jej ziarno, zwane na L itw ie „groszkiem ” nie daje się łatwo od­

łączyć, przez co obniża w artość to w a ru zbo­

żowego. Pomimo tego w n ie k tó ry c h gospo­

darstw ach u pra w ia się umyślnie, jak o rośli­

na pastew na, dla swego nasienia, k tó re z początku było płacone drożej niż samo zboża. Wy^ka niniejsza je s t rośliną d w u le t­

nią, rośnie przeto ty lk o pośród roślin u p r a ­ wnych, zimowych. Znane mi są rozm aite odmiany dotyczące ubarw ienia jej kwiatów

r) W rzece Rotniezance, około D ruskienik, zauw ażył ją Massalski, w końcu w ieku zeszłego;

być wjęc bardzo może, że dostała się ona do Niemna, około Lubczy, nieco w cześniej, niż ją zauważyłem .

i tak: najpospolitsze są kw iaty pięknej sza­

firowej barwy; następnie bywają one fiole­

towe, lub różowe, w rozmaitych odcieniach;

oprócz jednobarw nych mamy jeszcze pstre, t. j. dwubarwne, u k tórych chorągiewka pozostaje barwną, o barwach powyższych, a skrzydełka i łódeczka zmieniają się na całkiem białe, albo przyjm ują barwę daleko jaśniejszą, niż chorągiewki. -Ozy wszystkie te odmiany barwne są znane zagranicą, nie jest mi wiadomo, Koch (Flora Germ. t. I, str. 166) wspomina tylko fioletową odmianę ze skrzydełkami białemi. Oprócz formy t y ­ powej m am y jeszcze odmianę: Y ar. glab- rescens Koch, o łodydze gładkiej.

7) Matricaria discoidea DO. U nas jesz­

cze nie wszędzie się znajduje; w Niańkowie znajdowałem ją obficie, w Wojnowie d'otąd jej niema.

8) P astinaca sativa L. W Niańkowie bardzo pospolita, rośnie w parku, około pło­

tów, na dziedzińcu.

Oprócz powyższych n a b ytków mamy jesz­

cze nieco zbiegów z ogrodu ozdobowego; są to rośliny zaaklimatyzowane („zdziczałe"), k tó re rosną (po krzakach, w trawie, około zabudowań i t. d.) całkiem sporadycznie, lecz za obręb osad dworskich nie wychodzą wcale. Rośliny takie są zwykle zaliczane przez florystów do flory miejscowej; to też podaję cały szereg tych roślin, k tó re przez długi przeciąg czasu każdorocznie obserwo­

w ane były przeze mnie:

D ianthus b arb a tu s L. przez lat conajmniej 40 obserwowałem tę ładną roślinę w stanie całkiem zdziczałym w m ajątk u Niańkowie, gdzie ona w yrasta w najrozmaitszych od ­ mianach, co do swych barw i upstrzenia płatków kw iatow ych.

Bellis perennis L. raz zasiana rozprze­

strzenia się poza obręb ogrodu i u trz y m u je się w stanie zdziczałym bardzo długo, to też znajdowałem ją w wielu zagrodach dwor­

skich dziko rosnącą.

Myosotis silvatica Hof. W Basinie, Woj­

nowie i Niańkowie rośnie bardzo obficie;

w Niańkowie wyszła naw et poza granice osad}' dworskiej i znajdowałem ją na łą­

k a c h przyległych.

Hesperis matronalis L. Raz zasiana, roz­

przestrzenia się i u trz y m u je się długo.

O rnithogalum um bellatum L. Znajdowa­

łem go w stanie zdziczałym, w m ajątku Niańkowie; w y ra sta dość obficie pośród krze­

wów ogrodowych, całkiem zdziczały.

G alanthus nivalis L . Znajdowałem w s ta ­ nie zdziczałym w mająt. Siennej i Szczor- sach.

Malva silvestris L. W stanie dzikim w y­

ra sta w sadzie owocowym w Wojnowie.

(13)

JSS 19 WSZECHSWIAT 301

Yiola tricolor maxima (horticult). P rz e ­ piękna i powszechnie znana roślina ta, pod nazwą „ b r a t k a “ , jest prawdziwem arcydzie­

łem sztuki ogrodniczej; doprowadzono bo­

wiem wielkość jej kwiatów do olbrzymich rozmiarów, a kombinacyę cudnie pięknych barw, jakiemi upstrzone bywają płatki kwia­

towe, wprost do nieograniczenia; to też b r a t ­ ki, pomimo braku woni fiołkowej, stały się najulubieńszemi (obok fiołka) kwiatkami.

Niema więc na Litwie, rzec można, ani j e ­ dnego ogrodu, lub ogródka kwiatowego, w k tó ry m b y nie pielęgnowano bratków.

Gleba i klimat nasz, a może i odmienna k u ltu ra wpływają na to, że b ra tki w p rę d ­ kim czasie „przeradzają się“ , t. j. kw iaty drobnieją, barwy tr a c ą swój powab, wzo- rzystośó w upstrzeniu płatków zmienia się, słowem— b ra tki dziczeją i stają się podobne- mi do naszych b ratków krajow ych (Yiola tricolor L.). Sądzę, że to zdziczenie (Riick- schlag) spowodowało ogólnie przyjęte przez botaników przypuszczenie, że b ra te k nasz krajowy, w sk u tek wysokiej hortik u ltu ry , zmienił się na ogrodowy. Nie mam zamia­

ru bynajmniej zdaniu tem u przeczyć, chcę tylko zwrócić uwagę specyalistów na tę okoliczność, że bratek zdziczały bywa tylko podobny do ogrodowego, lecz z nim nie je ­ dnakowy.

Różnice, jakie zachodzą pomiędzy b r a t ­ kiem krajowym, a zdziczałym są n a s tę p u ­ jące:

1) P ła tk i kwiatowe u b ra tk a zdziczałego są zwykle daleko większe,

2) m ają k ształt inny,

3) połysk aksamitny, a tem samem i b u ­ dowę (teksturę) inną,

4) ubarwienie całkiem inne i u każdego prawie okazu odmienne, w końcu,

5) postać zewnętrzna rośliny samej jest zwykle całkiem inna.

Takie b ra tk i 'zdziczałe zdarzają się głó­

wnie w zaniedbanych ogródkach kw iato­

wych, a także i wszędzie, gdzie tylko są hodowane, bo naw et na wspólnych z sobą ra b atk ach . B ratków ty c h mam niewielką kolekcyę w specyalnym zielniku moim.

Oprócz wyżej opisanych bratków zdzicza­

łych, znajdowałem w Niańkowie jeszcze i n ­ ne; gdy tam te, ja k widzieliśmy, podobniej- sze są do ozdobnych, to te przeciwnie do krajow ych, a mianowicie: P ostać zew nętrz­

na, k ształt i wielkość kwiatów jak u b r a t ­ ków krajow ych (np. u V. saxatilis Koch).

A ksam itny wygląd kwiatów ja k u brat.

ozdobnych. Barwa kwiatów całkiem inna, niż u obu, gdyż dwa płatki główne ciemno- p urpurow e, reszta ciemno-fioletowa (po za­

suszeniu fioletowe), z żółtą plamką przy nasadzie.

B ratki niniejsze są nadzwyczajną rzadko­

ścią; znalazłem je (w park u Niańkowskim) w kilku zaledwie okazach, które obecnie znajdują się w krakowskiej Akademii umie- jętn., wespół z olbrzymim zielnikiem moim

nowogródzkim.

Mnie się zdaje, że b ra te k niniejszy nie jest zdziczały, lecz przedstawia formę cał­

kiem samodzielną, od której właśnie pocho­

dzą b ra tk i ozdobne.

N a udowodnienie prawdopodobieństwa po­

wyższej hypotezy, przytoczę następne oko­

liczności:

Naprzód nadzwyczajną ich rzadkość; jako zdziczałe, musiałyby być nie mniej pospo­

lite, j a k i inne rośliny zdziczałe.

Następnie, aksamitny wygląd płatków kwiatowych; zmienione przez k u ltu rę p ł a t ­ ki, w stanie zdziczałym, powinnyby wrócić do s ta n u dawnego, t. j. stać się zwykłemi.

W końcu, jednostajność barwy u wszyst­

kich okazów, jakie znajdowałem. W stanie zdziczałym powinnyby być różnobarwne, tak j a k ozdobne.

(NB.). Zielnik mój, zawierający bardzo obfitą kolekcyę b ra tk ó w krajowych, poszu­

kuje speoyalisty (do opracowania), za po­

średnictw em w ydawnictwa O. Wajgla (Os­

wald Waigel in Leipzig) pod ty tu łe m „H er- b a r iu m “ .

D r. W. Dybowski.

D Z I A Ł A L N O Ś Ć „ T O W . D L A P O P I E R A N I A N A U K I P O L S K I E J "

w r o k u 1 9 0 9 .

Niedawno zostało ogłoszone drukiem spra­

wozdanie Towarzystwa, k tóre dla nauki pol­

skiej wogóle, a dla n a u k przyrodniczych w szczególności zdołało zdziałać wiele w k r ó t ­ kim czasie swego istnienia, a mimo to nie cieszy się należną sym patyą najszerszych kół społeczeństwa. Czemże bowiem w y t ł u ­ maczyć sobie to szczególne zjawisko, że T o­

warzystwo to w roku ubiegłym znowu do­

znało pokaźnego u b y tk u w gronie swych zwolenników, k tó ry c h liczba w norm alnych w arunkach wzrastać tylko powinna, a nie zmniejszać się gwałtownie? Kiedy bowiem z końcem 1908 roku Towarzystwo liczyło 175 członków czynnych założycieli (z jedno­

razową wkładką 200 K.) to w ro k u 1909 przybyło nowych tylko 4; członków wspie­

rających dożywotnich (z jednorazową w kład­

ką 50 kor.) było w końcu 1908 ro k u 96, a obecnie 94. Członków czynnych Zwyczaj­

n y ch (z roczną wkładką 8 kor.) pod koniec

Cytaty

Powiązane dokumenty

na i badacze zgadzają się ogólnie, że dziedzicznemi mogą być tylko te cechy, które stanowią właściwą istotę osobnika rodzicielskiego, lub, o ile idzie o

d., bądź też, nie istniejąc pierwotnie w roślinie, pojawiają się pod wpływem działania fermentów na glukozydy; zarówno ferment, jak i glukozyd znajdują się

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Gatunek nie może się przesiedlić, póki niema pewnej zgodności między w aru n ­ kami ogólnemi, które stara się zająć, a jego barwami, określonemi przez

Zdobycze innych gałęzi a na tom ii porów naw czej oraz em- bryologii, mnożące się z dniem każdym, p ozostaw ia on w rozważaniach swoich na uboczu.. Można to

czą niemal pewną, że ura n jest ciałem ma- cierzystem radu, rad bowiem otrzym uje się wyłącznie z minerałów uranowych, gdzie uran i rad znajdują się ze

bie, powoli zjawiło się półkole współśrodko- we ze słońcem rzeczy wistem, dwa boczne rzekome słońca były niewiele ciemniejsze od środkowego, od którego kii