• Nie Znaleziono Wyników

Krakowskie Przedmieście przed wojną - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Krakowskie Przedmieście przed wojną - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA RIABININ

ur. 1921; Frampol

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, życie codzienne, ulica Krakowskie Przedmieście, Plac Litewski, Ogród Saski, sklepy, spacery

Krakowskie Przedmieście przed wojną

Kościół Świętego Ducha przez pewien czas był naszym szkolnym kościołem, jak jeszcze Unia mieściła się na Kapucyńskiej. Bo to wtedy były bardzo ciężkie warunki.

To nie był lokal przystosowany do szkoły. Tak że potem, jak gimnazjum Staszica już wybudowało swój nowy budynek, to myśmy po nim się przeniosły na Narutowicza dwanaście. Więc był kościół Świętego Ducha, a naprzeciw była cukiernia Chmielewskiego. I przed wojną uczennicom nie wolno było bez opieki wejść do cukierni, no chyba że tylko wejść i kupić jakieś tam ciastko. Tak że tu był Chmielewski. Tam jeszcze bliżej Bramy Krakowskiej, to pamiętam, że był taki sklep z obuwiem... Kuropatwa chyba. To był żydowski sklep, róg Krakowskiego Przedmieścia i Placu Łokietka. To był tutaj, tak pamiętam. I w ogóle przed wojną było dużo sklepów żydowskich. Dopiero może jakieś dwa, trzy lata przed wojną zaczął się taki ruch, żeby jednak ten handel odzyskać i kupcy z Poznania przyjeżdżali. Pamiętam Czapski, Sarnecki. To były takie duże sklepy właśnie przy Krakowskim Przedmieściu, tak między Kapucyńską a Placem Łokietka. Później jeszcze pamiętam taki sklep Zubrzyckiego. To chyba tu, gdzie ta Lublinianka jest dzisiaj. Jeszcze wcześniej to był Ignaszewskiego taki kolonialny. Hmm... no i też pamiętam taką akcję to chyba studentów z poznańskiego. Na Krakowskim Przedmieściu były takie dwa sklepy.

Jeden był Kestenberga z materiałami piśmiennymi. Myśmy tam bardzo chętnie kupowały zeszyty, bo zeszyty miały taką bibułę do atramentu. I to pamiętam, że właśnie – może to były dwa lata przed wojną – jakiś taki młody człowiek do mnie podszedł: „Koleżanko, a Pani wie, że to jest sklep żydowski?” Ja mówię: „Wiem”. „No, to Pani tutaj nie kupuje?” „Kupuję”. No, to było tyle. Potem właśnie był taki chyba kolonialny sklep. No i później właśnie Zubrzycki, to taki duży sklep. Pamiętam jeszcze, że mój ojciec, który nigdy nie robił zakupów, bo wtedy typowy był taki model rodziny – mama nie pracowała, miała pomoc albo nie miała, a ojciec nie zajmował się domem. No, kiedyś tak było, że jednak tatuś poszedł po zakupy i potem mówi:

(2)

„Jadziu! Ja nie przypuszczałem, że herbata taka droga!” I kupił kilogram herbaty, ale właśnie u tego Zubrzyckiego.

Wtedy na Krakowskim Przedmieściu nie było deptaka, tylko była ulica. Deptak to jest niedawno, może z dziesięć lat. Przed wojną, to tak. Jeśli chodzi o takie spacery, przecież Lublin był dużo mniej ruchliwym miastem niż teraz. Plac Litewski zawsze był taki bardziej zadrzewiony niż jest teraz. I tam myśmy się chętnie bawiły po prostu.

Jakoś tak... Bardzo dużo było drzew. O wiele... ja się zżymam jak teraz słyszę, że jest bardziej zielono niż było. Nieprawda. Nie było żadnych tych kwietników, tylko właśnie były drzewa. Tylko taki tutaj jakiś taki pawilon bliżej 3 Maja. Wiem, że tam bawiłyśmy się w takie ganianki dookoła tego. Nie pamiętam nawet, z czym to było. No, autobusy kursowały i po Krakowskim, ale mało się korzystało z tych autobusów. Moi bracia, którzy mieszkali na Bernardyńskiej, chodzili do gimnazjum Staszica, chodzili zawsze pieszo. Jak ja mieszkałam na Starym Mieście i na uniwersytet trzeba było dojeżdżać, no to się dziwiłam, że młodzież szkolna wsiadała na Placu Katedralnym, żeby podjechać przystanek. Dosłownie przystanek. I to tłoczno było wtedy, ho, ho!

No, co tam jeszcze było na tamtym Krakowskim? Ja chcę tylko powiedzieć, że takie bardzo charakterystyczne to było, że młodzież szkolna chodziła na nabożeństwa majowe do kościoła wizytek. To było, już tam nie wiem, o szóstej wieczorem, i nabożeństwa były oddzielne. Nie było mszy, tylko właśnie myśmy lubili bardzo dużo śpiewać. I potem młodzież [szła] Kapucyńską na Krakowskie w kierunku Saskiego Ogrodu. I to się już tak szło, prawie że nie zważając czy to chodnik, czy jezdnia, tylko... i różne były wtedy miłe spotkania. Tak. No i Saski Ogród był zawsze takim miejscem spacerowym. I właściwie żal ściska, że Lublin właściwie poza tym Ogrodem Saskim nie ma żadnego parku z prawdziwego zdarzenia. A ten się częściowo stał takim przelotowym, taką arterią…

U mnie w domu nikt nie grał na loterii. Była loteria państwowa i ja pamiętam doskonale taki sklep mniej więcej tu, gdzie teraz jest... mniej więcej vis-à-vis Kapucyńskiej tam był... gdzieś tutaj, tak. Tam była cukiernia Semadeniego. O, z taką oszkloną werandą i tutaj ten Morajne. I ja nie wiem, czy tam nie był przypadkiem Orbis, czy nie? I księgarnia Świętego Wojciecha. Tylko nie pamiętam dokładnie gdzie była. A teraz żal znów serce ściska, że księgarni Wojciecha nie ma już w Lublinie.

Padła. A, był jeszcze sklep pana Magierskiego. To był taki duży, duży sklep i bardzo taki fachowy. Ale czy on był tutaj na rogu Staszica i Krakowskiego, to nie pamiętam.

Tak. I po wojnie też tam był, dopóki go nie upaństwowiono. A w ogóle to taka bardzo interesująca rodzina, bo pani Danuta Magierska była harcerką, była harcmistrzynią, hufcową? Nie wiem. Wiem, że ona skończyła też Unię, ale kilka lat wcześniej i zawsze w Domu Żołnierza urządzała jakieś takie przedstawienia, jakieś takie imprezy. Jej męża wtedy nie znałam jeszcze. Tak że ten sklep też pamiętam, tak.

Jeszcze była taka perfumeria Iris. To mniej więcej tutaj, gdzie jest Hotel Europa. Taki, do którego się chętnie wchodziło. Chociaż – w porównaniu do tego, ile dzisiaj kosmetyków młode osoby, nie mówiąc o uczennicach, używają – to dla nas to był

(3)

krem Nivea uniwersalny... no, jakaś tam taka woda kolońska, ale raczej dla mam. Ale to był sympatyczny sklep, państwa chyba Szczęśniewskich, chyba tak, pamiętam.

Pamiętam jeszcze, że przed tą obecną Lublinianką, tam był duży taras i tam na ogół panowie po południu przychodzili na gazetę i na kawę. I tam zawsze, pamiętam ten obrazek, byli, to podobno byli weterani, powstańcy z sześćdziesiątego trzeciego roku, którzy pracowali jako posłańcy. Oni mieli takie charakterystyczne jakieś takie mundury chyba, jakieś takie czapki z takimi otokami. Poza tym jeszcze pamiętam na tym murku – mniej więcej gdzie dzisiaj kwiatki są tak zwane przed kościołem ewangelickim – tam siadywały takie dwie panie. To podobno były jakieś Rosjanki, które tutaj się znalazły w Polsce i one sprzedawały jakieś takie poduszeczki na igły, jakieś coś. No, to wiadomo było, że to jest nędza.

Data i miejsce nagrania 2006-07-11, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Magdalena Nowosad

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dobrze, że można było rodzinę utrzymać, żeby nie głodowała, a dzisiaj jak się patrzy na te wszystkie pomniki na cmentarzu to nie lepiej za to biednych nakarmić. Data

U nas była czterooddziałowa szkoła, a później musiałem iść do drugiej wioski, większej – Ruda Huta się nazywała – i tam była siedmioklasowa szkoła.. Tam

Ja na przykład bardzo lubiłam takie msze ciche, gdzie tylko organy było słychać, bo nasz, że tak powiem, lud nie jest bardzo muzykalny, tak że jak śpiewa, to nie jest to, co w

Ale oczywiście, że to tango nie miało nic wspólnego z tym, co dzisiaj się ogląda, z takimi wielkimi wygibasami… To bardzo spokojnie się właśnie tańczyło.. No,

Ja do pierwszej i drugiej klasy chodziłam do tego żeńskiego gimnazjum pani Hollakowej, a później utworzyli z tego gimnazjum męskiego koedukacyjne i ja do trzeciej

[Dzieciom tam] można było kupić lody owocowe i śmietankowe, ziarenka dyni takie prażone, watę [cukrową i] różne słodycze. Między innymi taki punkt był, przy tej kamienicy

W teatrze na przykład były bale, podziwiałam, bo oni musieli te wszystkie krzesła usuwać i tak dalej, to było szalenie męczące, ale ponieważ żona ówczesnego

Jak na cmentarzu była cała aleja po jednej i po drugiej stronie, gdzie siedzieli, żebrali i modlili się biedni.. Przeważnie tak było