• Nie Znaleziono Wyników

Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 6 (5 lutego)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 6 (5 lutego)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

KONIARNICKI, WIIERNOWSKliS^

B iu r o In s ta la c y jn o -te c h n ic z n e

W A R S Z A W A

u l. O r d y n a c k a JN® 9 . T e le f o n 6 5 -5 5 .

KANALIZACYA. WODOCIĄGI. CENTRALNE OGRZEWANIE. WENTYLACYA. OŚWIETLENIE GAZOWE. BUDOWA STACYI BIOLOGICZNYCH PATENTOWANYCH WŁASNEGO SYSTEMU.

JENERALNA REPREZENTACYA NA KRÓLESTWO I POLSKIE i CESARSTWO

d e n i O N B O U T O N

GEYER & C2

P a r t s ’[ B © u l v . M a l e s t a e r b e s 147 W a r s z a w a , N o w y - Ś w la t 4 0 , t e l . i 7 l - o 3 .

Samochody

w s z e lk ic h ty p ó w : t u ­ r y s t y c z n e , w y ś c ig o ­ w e , to w a r o w e i han * I d lo w e . O m n ib u s y do ' k o m u n ik a c y i p o z a - I m ie js k ic h . M o to r y dla celów przem ysłowych. M OTORY z d y n a m o m a s z y n a m ł j do prywatnych instalacyi elektrycznych. S k ła d w s z e lk ic h c z ę ś c i z a p a s o w y c h i p r z y b o r ó w . W Intym r. b. otwarty będzie budujący się obecnie n a j w i ę k s z y G a ra g e I

z w ie lk im i w a r s z ta ta m i reparacyjnymi prowadzonymi przez francuskich specyalistów.

Niezawodny środek

N A A S T M Ę W

a to m ize r

= „ V IX O L ” =

Każdy chory otrzyma atomizer „Vixol“

na 4-tygodniową b e z p ła tn ą próbę.

Vixol £imited.

„Merton Abbey, London S. W .“.

Wyłączne zastępstwo:

Apteka A. KOZŁOWSKIEGO i S-ki

Boduena Nil I. w Warszawie.

o a

■2.8 n.Sr o 5' 3 « s 3 w S

n

"

2 *

c a x

«/»IM Sk>

HOTEL KRAKOWSKI

w W arszawie przy ulicy Bielańskiej Ns 7, tel. 683.

W centrum miasta, w dzielnicy handlowej, w bliskości Banku Państwa i Teatrów.

Pokoje duże w ysokie — Widne — Wygodne. Ceny przystępne. Prowadzony pod zarządem p. KAZIMIERZA JANKOWSKIEGO, w ieloletniego współpra­

cownika HOTELU BRISTOL — po gruntownym odnowieniu — poleca się Śza- | nownym gościom. Wanny kamienne 60 k. Prysznice 25 k.

K a ż d y m o że fo to g r a fo w a ć !

od rb. 2 kop. 5 0 do rb. 2 0 0

JMparaiy

T - w a K O D A K i in n e

P O L E C A

ERNEST NEUMANN

Skład przyborów fotograficznych

W a r s z a w a , M a z o w ie c k a 6 , tel. 54-96.

Ł3T Nowy polski cennik i objaśnienia bezpłatnie

g. C zV

£5. -w- r ?

Z

“ * - <

<M V t 95“SJ

z w y b o r n e g o ty to n iu

„Ns 3 ” nowe 10 8Zt. 10 kop.

„OBSTALUNKOWE” » 10 .

„Ns 7 ” » » 7 .

„Ns 1” « 6 .

, KOSMOS” 4 ,

„NOWE” » « 4 .

„MARS” 15 . 6 .

„Ns 4 0 ” 25 , 10 .

p rą c i Polakiewicz,

BENZYNA NIEPALNA

f ijNowość!

jTb^ now^ ego

dookoła sfinksa

i S tudya o życiu i tw órczości narodu rosyjskiego.

J

TREŚĆ: Dookoła Sfinksa. — Indywidualizm rosyjski i jego odbicie w literaturze. — T. Dostojewski wobec nowych prądów świa­

domości rosyjskiej. — Maksym Gorkij — Leonidas Andrejew.- Kryzys inteligencyi rosyjskiej.

C e n a r b .

i Wydawnictwo księgarni E. Wende i Sp. (T. Hiż i A. Turkuł).

Do nabycia we wszystkich księgarniach.

WAGI

i Andrejew.— g

i . 1 .5 0 . ł Warszawa. J

«A>

ó * ^

“ <3*

o ~

*3 3 Ł g 3 3

stołowe dziesiętne, setne, wozowe I wagonowe z największej fabryki w kraju

W . H e s s w L u b l i n i e

poleca jeneralny reprezentant na Królestwo Polskie

M£X P/iUZ, Warszawa, Żabia 9.

6" W 3 £ 5 2.

o. 3.

O n 5 3 o »<a

•n

Sprzedaż główna w Składach TOW. AKC.

£ndvik Spiess i Syn

^3O

r* o * *X *

(2)

CM

«_ _ r>

O cr LU

aa

•wM I z

* 0 - oe . . >

g L U 3 *

ł ._

£ o

cO m

OJ©»

(O

o ? o >

m o 3 o . —

? ©

*o o £

O) <0

“ N

£

' S *

(O c CL T J CS

k i u . *—

«W Q_

- C g . o ~ a S 1 P

N

e©

<5' TJ©

© OŁ_

-OO

WO

3 S cc-u

N A J L E P S Z Y C H M A R E K

WĘGIEL, KOKS, a n i k a u t i

H u rto w o i d e ta lic z n ie z d o s ta w ą od IO k o r c y p o le c a ją

T J < 1 1 C 1 - r n - K a n t o r ; Marszałkowska Ns 146, T elefo n 77-02.

X V y ( l Z C A V S K 1 , r r e i L l e r 1 S l c t u d y Srebrna Ne 3. Telefon81-30

O d p r z e s z ł o 4 0 - t u l a t p o le c a n a p rz e z le k a rz y ca łeg o św iata jak o id e a ln y p o k arm d la d z ie c i

i d o ro sły c h ch o ry ch na żołądek.

Gabinet swiatłoleezniczy

Dla Roberta Jernharda

O r d y n a t o r a s z p it a la ś w . Ł a z a r z a W a r s z a w a , F o k s a l 15.

L eczen ie c h o ró b s k ó ry i w łosów p ro - ' m ieniam i R o en tg en ’a, F in sen -K ro m a- y e r ’a R adium i e le k tro liz ą . C h o ro b y i

w en ery cz n e.

♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦

/ T ł O W O O T W O R Z O N Y ^

S p e c y a ln y M a g a z y n B ie liz n y

i Kon/ekcyi męskiej

S.Satalecki

Warszawa, Marszałkowska 151

T e l 5 1 -9 2

p o le ca w sz e lk ie a rty k u ły , w ch o ­ d zące w z a k re s b ie liz n y i k o n - j fekcji m ę sk iej. I i 1

Kapitały: zakładowy oraz rezerwowy przeszło

5 ,0 0 0 ,0 0 0 rubli.

k a p it a łó w p o ś m ie r tn y )

= = P o s a g ó w i R e n t --- na n a jd o g o d n ie js z y c h w a ru n ka ch

ZA K ŁA DY O GRODNICZE

• J. M IS Z C Z A K A •

B ie la ń s k a M 9 , (H o te l P aryski).

M a r s z a ł k o w s k a At 91, telefon 47-66.

M o n i u s z k i 12, róer M arszałkow tkiei.

W arszawa

P ałac L

DLA KASZLĄCYCH I OSŁABIONYCH

EKSTRAKT I KARMELKI

L E L I W A

w W a rs za w ie , ul. Z ie ln a Ne 21, Tel. 6 9 -5 4 SPRZEDAŻ W SKŁADACH APTECZNYCH I APTEKACH-

Polska i litewska Starka

IMPERIAL"

))

w y ś m ie n it a w s m a k u .

N a jw ię k s z e p o w ag i le­

k a r s k i e c a łe g o ś w iata p o le c a ją

jako środek leczniczy, usuwający radykalnie c h r y p k ę , k a ta r , ka­

s z e l oraz wszelkie choroby dróg oddechowych.

C ena p u d ełk a 8 5 kop.

U w a g a i O ry g in aln e pudełka zaopa­

trz o n e są w cz erw o n ą e ty k ietę z firmą głó w n eg o p rz e d s ta w ic ie la na Króle­

stw o i C esarstw o :

Fabian Klingsland, Warszawi

P IE R W S Z A c TJ1 a 1 r 4 « r n » « A

» i

tekarn

i

a

- „Elektryczna ,

’ ’* ' - ' • ' • i ' . - . '*• . f ? '*• S

c Edwarda Gnndelacha

Wolaka N2 30. = = = = = Telef. 77 - 00

(3)

PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.

Rocznie Rb. 8. W K ró le s tw ie i C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb.2.25 Półrocznie Rb. 4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.

Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró­

lestwie i Cesarstwie kop. 76, w Austryi: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.*' dołącza się 60 hal.

Numer 60 hal. Adres: „ŚWIAT" Kraków, ujica Zyblikiewicza N? 8.

CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub jego miejsce na 1-ej stro­

nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60 Na 2-ej i 4-e|

stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro­

nice poza okładką kop. 20. Za teksten. na białe) stronie kop. 30.

Zaślubiny i zaręczyny. Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 76.

Marginesy: na I-ej stronie 8 rb., na ostatniej 7 rb., wewnątrz 6 rb.

Adres Redakcyi i Administracyi: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.

T e le fo n y : Redakcyi 80-76, redaktora 68-76, Administracyi 73*22.

FILIE ADMINISTRACYI: Sienna N9 2 tel. 114-30 i Trębacka Ns 10. Rok V. J\T° 6 z dnia 5 Lutego 1910 roku.

Pierwszorz. pracownia sukien męskich C1 LEONA GRABOWSKIEGO, Kraków, Szpitalna, 36, Telefon 561.

Doai bankowy

K A Z IM IE R Z JA SIŃ S K I.

Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach

Warszawska orkiestra Symfoniczna Wł. ks. Lubomirskiego, (w Sali Filharmonii)

W Piątek, 11 Lutego o godz. 81/, wiecz.

VIII ABON. WIELKI KONCERT SYMFON. pod dyr.S. FITELBERGA z udziałem RAULAPUGNO(fortepian).

C O G N A C

t REMY MARTIN &c.

W

IELKA KAWIARNIA Marszałkow­

ska róg Złotej. Codziennie koncert od 8-ej w ., la bilardów. Śniadania i po­

dwieczorki po 40 koo.

C

ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artys­

tyczny. Codziennie występy pierw­

szorzędnych artystów.

Wielka Sala Filharm. Warsz. „The Luxgraph”.

Codziennie w ie lk ii-g o d z. p r o g ra m złożony z p ie rw ­ szych nowości w W a rsza w ie. Początek o d g . a ppoł.

do 11 w. O b ra zy ilustru je orkiestra wybitnych mu- zvków.

I

1 POLSKIE BIURO LEŚNE. Załatwia | wszelkie czynności w zakres leśnictwa wchodzące. Żórawia 22, Tel. 90-90,

MEBLE

Z a ł ę s k i i S - k a

W a rs za w a , ul. E ryw ańska Ns 2.

Teleft nu 16-39.

OŻAROWSKI I DOBRSKI, I

WARSZAWA, NOWY Ś W IA T 31.

O T T O \ 7 WODOCIĄGOWE I

R U A . 1 KANALIZACYJNE. | DLA WARSZAWY I PROWINCYI wy- poźyczalnia NUT, J. WELKE, Warsza­

wa, Jerozolimska 23, telefon 84-78.

ZŁOCIEŃ, sklep świeżych kwiatów, Mazowiecka 12, telefon 44-17 FAUST-MODERN-STYLE.

Co mi tam bry­

lanty! Jeżeli czem uwiodę Małgorza­

tę, to jedyn ie fla­

konem z wytwor- nemi perfumami paryskiemi AMA.

BILIS f a b r y k MILLOT.

ftsa i - --- --- = »

WPISY SZKOLNE.

użo słyszymy skarg na wielkie trudności, z któremi walczy u nas wszelkie usi­

łowanie organizacyi oświaty. Skargi te są niewątpliwie słu­

szne, gdyż oświata narodowa wszędzie wymaga pe­

wnej organizacyi, aby jednolicie ura­

biała ducha przyszłych obywateli.

Ale usunięcie panujących wa­

runków nie zupełnie zależy od nas—

więc, dopóki one istnieją, wartoby się także i nad tern zastanowić, ja ką możemy z dolegających nam utrudnień wyciągnąć korzyść, zgo­

dnie z naszym charakterem naro­

dowym.

A taka korzyść jest najzupeł­

niej możliwą, jeśli tylko zrozumie­

nie je j ogarnie liczniejsze koła lu ­ dności naszego kraju.

Wszelkie organizacye oświato­

we, jak Macierz, T-wo wpisów szkolnych, Oświata— ułatwiają działa • nie przez skupienie środków i uje­

dnostajnienie doświadczeń.

Ale tkwi w nich zarazem także pewna zasadnicza niedoskonałość, utrudniająca ich działanie od we­

wnątrz, choćby żadnych zewnętrznych przeszkód nie było.

Towarzystwa takie wzywają sze­

rokie warstwy ludności do ofiar w imię rzeczy tak nieuchwytnej, tak niedostępnej zmysłom, a nawet umysłom większości, jak pewien ideał. Polak zaś lubi przedmioty konkretne, przywiązuje się do osób, lecz nie łatwo zapala się do abstrak- cyi, niechętnie zatapia się w cy­

frach.

Gdy coś dał na oświatę, to po- przestaje na pewnem ogólnem za­

ufaniu do instytucyi, która dar przyjęła, i rzadko ma okazyę w i­

dzieć skutki swej ofiary.

A dopiero jakieś poglądowe przedstawienie skutków poniesio­

nych ofiar zachęca do dalszych ofiar!

W idzimy to w tych stosunkach

ludzkich, w których największe ofia­

ry bywają składane, w stosunkach rodzinnych. Zawsze więcej zyska od rodziców syn, co jest przy nich, niż ten, którego życie usuwa się z pod ich bezpośredniej obserwacyi.

Otóż wszelka wielka organi- zacya może dać w sprawozdaniach ze swej działalności tylko wyniki ogólne, trudne lub niemożliwe do sprawdzenia.

Tymczasem ludzie, a szczegól­

niej polacy, lubią wiedzieć i nawet widzieć, na co składają ofiary.

To jest najwięcej zgodne z na- szem całem usposobieniem, w ro­

giem oderwanym ideałom. Two­

rząc wielkie towarzystwo oświato­

we, nie tyle idziemy za własnym impulsem, ile przeszczepiamy na nasz własny grunt metody, wypró­

bowane na Zachodzie, szczególniej wśród narodów germańskich, skłon­

nych do abstrakcyi i do ukochania oderwanych ideałów.

Czyż niema innej drogi, więcej odpowiadającej naszemu charakte­

rowi narodowemu i potrzebom na­

szego serca?

I owszem, jest taka droga, a za­

mykanie wielkich towarzystw nas mimowoli ku niej prowadzi,— a im wcześniej sobie uświadomimy tę drogę naszą, tern dalej na niej zaj­

dziemy.

Jeśli nie można skupiać środ­

ków w wielkich towarzystwech, to zawsze przecie każdy człowiek za­

możniejszy może opłacić wpis za jednego lub kilku znanych mu oso­

biście uczni, których rozwój w da nej szkole będzie jego badaniom dostępny.

A gdy ktoś nie ma na to, by wpis opłacić za jednego ucznia, to może z kilkoma lub kilkunastoma innymi połączyć się dla utrzymania choć jednego znanego wszystkim ucznia.

W takim wypadku wszyscy bę­

dą mieli przed oczyma owoc swej o fia ry— wykształcenie owego ucznia.

A ponieważ pomoc taka ma cha-

(4)

PATENTY NA WYNALAZKI c

Włodarkiewicz i Sieklucki Włodzimierska 16.

C H A M P A G N E

LOUIS de BARY

Polecam y PIW O

E. REYCH SYNOW IE.

N O W O ŚĆ !

STEFANA KRZYWOSZEWSKIEGO

„AKTORKI”

Cena kop. 65' K om edya w 4 aktach, do nabycia we wszystkich księgarniach.

DOM BANKOWY

BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka M 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.

c --- --- rakter czysto prywatnego stosunku, żadne prawo ni rozporządzenia już nie mogą takim ofiarom zapobicdz.

Aby jednak odjąć temu cha­

rakter upokarzającej osobistej ja ł­

mużny, trzeba stworzyć pewne obyczaje stałe i powszechne, któ- reby temu prywatnemu stosunkowi nadawały charakter czynu narodo­

wego i spełnienia obowiązku spo­

łecznego.

To możemy osiągnąć bardzo łatwo, żądając od każdego ucznia, który doznaje pomocy w swem wy.

kształceniu, aby się uroczyście zo­

bowiązał przynajmniej dwom in­

nym w ciągu swego życia takąż pomoc dla ich wykształcenia w y­

świadczyć.

Wtedy każde kółko, ułatwiają­

ce wykształcenie jednemu ucznio­

wi, będzie miało świadomość, że stwarza rosnące ustawicznie źródło wzrostu narodowej oświaty.

A słusznem jest wymagać, by ten, co korzysta z ofiarności, nie tylko zwrócił ty le, ile sam dostał, lecz nadto złożył ofiarę równą tej, z jakiej korzystał; ze względu na czas, który upływa między przyję­

ciem ofiary a zwróceniem jej in ­ nym i ze względu na zupełny brak wszelkiej gwarancyi materyalnej, na możliwość przedwczesnej śmierci stypendystów, lub ich niesumien- ności, — podwojenie ofiary zale­

dwie odpowie prawnemu procento­

wi od pożyczonego kapitału.

A ponieważ w miarę wzrostu oświaty i powszechna sumienność i wypłacalność stypendystów bę­

dzie wzrastać, co znów będzie za­

chęcać także wielu takich, co sami żadnej ofiary nie otrzymali, do skła­

dania zupełnie bezinteresownych ofiar, — więc na tej drodze naj­

skuteczniej można się przyczynić do urzeczywistnienia tych samych ce­

lów, które mają wielkie towarzy­

stwa oświatowe, z tą różnicą, że tutaj każdy ofiarodawca ma do­

stępny sobie obraz skutku swej ofiary, gdy utrzymuje przyjazny oso­

bisty stosunek z uczniem, któremu dopomógł się kształcić.

Mamy tu pewien stosunek du­

chowy ojcostwa oświatowego, któ­

ry budzić będzie szlachetne współ­

zawodnictwo między ofiarodawca­

mi, by najwięcej sobie zdobyli ta­

kich pupilów, którym dopomogli wyjść na ludzi.

Z drugiej strony uczeń, czując oczy na siebie zwrócone tego, co mu pomaga, więcej będzie się czuł zobowiązany do wysiłków, niż wobec nieosobistego towarzystwa.

Naturalnie, że nie od razu się wyrobi taki obyczaj, aby żądać określonych zobowiązań od tych, którym pomagamy, a jeszcze tru­

dniej będzie wyrobić powszechny obyczaj, aby tych zobowiązań do­

trzymano.

Ale gdy wszyscy zrozumieją potrzebę i doniosłość takich zobo­

wiązań, to zobowiązania te prze­

kształcą stosunek między składa­

jącymi a przyjmującymi ofiary, wyrabiając u przyjmujących pewną dumę, nakazującą dopełnienie zo bowiązania, tak jak uczciwość na­

kazuje spłacenie długu.

Więc wtedy dopiero będzie można patrzeć na te ofiary nie ja ­ ko na jałmużnę, lecz jako na ro ­ dzaj długotrwałego kredytu.

Wszak dużo trzeba było do świadczeń ludzkich, nim się w yro­

bił kredyt wekslowy i to poczucie honoru handlowego, nakazujące do tizymanie wekslowych zobowiązań.

W dawnych czasach któżby zaufał dłużnikowi bez fantu? W jeszcze dawniejszych, któżby się spodzie­

wał zwrotu tego, co daje komuś?

Te obyczaje w yrobiły się wiekami, a kredyt jest najwięcej rozwinięty u narodów o najwyższej cywilizacyi.

Kredyt oświatowy osobisty sta­

je się palącą potrzebą u nas. W y­

trwale nawołując do wprowadza­

nia go coraz szerszego wżycie, nie tylko służymy celom oświaty, lecz w bardzo szczególny, nam wyjątko­

wo właściwy sposób, wzmagamy uczucia solidarności społecznej w ogóle i stwarzamy pewien od­

rębny gatunek odpowiedzialności moralnej wobec osoby złożonej, która nie jest osobą prawną.

Trzeba tylko, by ofiarodawcy nie wstydzili się przypominania ofiarobiorcom zaciągniętych zobo­

wiązań. Trzeba może nawet dla tych zobowiązań obmyślić formę prawną, pozwalającą na to, by nie­

sumiennych dłużników zmusić do spełnienia obietnic.

Wiele osób, których ofiarność nie idzie tak daleko, by na towa­

rzystwo jakieś, którego działalności sami sprawdzać nie megą, ponie­

śli znaczniejszą ofiarę, poniosą ta­

ką ofiarę na cel konkretny, do­

stępny sprawdzeniu, dopomoźenia do wykształcenia młodemu człowie­

kowi, którego rodzinę znają.

Siła ofiarności bardzo zależy od jasności celu. Towarzystwo szkoły ludowej na swe ogólne, a co za tern idzie, mniej określone cele nigdyby nie zebrało miliona ko­

ron w ciągu jednego roku, gdyby nie został sformułowany cel kon­

kretny, ochrzczony działającą na naszą narodową wyobraźnię nazwą daru Grunwaldzkiego.

Tak samo ofiarności na kredyt oświatowy da się pobudzić ener­

giczniej, gdy wymyślimy hasło ja­

sne i dobitne, pod którem tę for­

mę pracy narodowej możemy sze­

rzyć.

Myśli, w tym kierunku pobu­

dzone, pewno stworzą lepsze wyra­

żenie, niż kredyt oświatowy — tem bardziej, że wyrażenie to nie jest całkiem jasnem, bo nie zawiera w sobie wyraźnej wskazówki, że chodzi tu o pomnożenie osobistych stosunków między ludźmi, kocha­

jącymi naród.

A ilość i ścisłość takich sto­

sunków niezmiernie pobudza i roz­

wija uczucia narodowe.

Chodzi tu o to, że ofiarę da- jemy nie jako jałmużnę osobistą, choć ją dajemy jednostce, lecz ja­

ko dar w imię narodu, dla narodu.

A przyjmując od narodu taką ofia­

rę, uczeń powinien zdawać sobie jasno sprawę z tego, że zatrzyma­

nie tej ofiary dla siebie, zamiast puszczenia je j w obieg, stale po­

większający jej rozmiary — jest gor­

szeni daleko nadużyciem wobec narodu, niż nadużycie wobec pań­

stwa, polegające na zrabowaniu ka­

sy rządowej.

Państwo trzyma swe środki w kasach, zaś naród ma swą wła­

sność w majątku rozporządzalnym obywateli. Państwo może ściągać podatki z pomocą siły zbrojnej, na­

ród zaś swe prace posuwa przez dobrowolne ofiary.

A choć ofiara jest dobrowolną ze strony dającego, to warunek do niej przywiązany bezwzględnie obowiązuje biorącego. W braku le­

pszego miana, tę formę ofiar na oświatę narodową możnaby nazwać imieniem jednego z wielkich sze- rzycieli oświaty, np. Konarskiego.

Niech duch Konarskiego zaopiekuje się tą formą ofiar na wpisy — niech wszyscy, co z nich korzystają, na­

zywają się stypendystami Konar-

(5)

skiego, a cel tych ofiar nazwijmy darem narodowym Konarskiego.

Gdy osiągniemy rozpowszech­

nienie takich ofiar i zobowiązań, z niemi związanych, gdy się przy­

zwyczaimy piętnować niesumien­

nych dłużników, jako złych pola­

ków, to stworzymy jedno z tych nieuchwytnych, niemateryalnych, a jednak rzeczywistych organiza- cyi, które są cechą rozwiniętego życia narodowego.

Utrudnienia, jakie napotykamy na drodze materyalnej, widzialnej, prawnie określonej organizacyi, ma­

ją to dobrego dla nas, że nas w io­

dą ku takim obyczajom i formom, których już prawo wyjątkowe żadne nie może ścigać, bo są oparte nie na pisanych i zatwierdzonych usta­

wach, lecz na sumieniach ludzi, po­

czuwających się do jedności naro­

dowej.

Wszak samo pojęcie narodu, niedostępne jeszcze wielu ludom Europy, jest pojęciem duchowej organizacyi, niewidzialnej, nieu­

chwytnej, a jednak rzeczywistej.

Wpisy Konaiskiego kształcić bę­

dą całe pokolenia polaków, bez ca­

łej formalistyki, jakiej wymaga zwykłe Towarzystwo wpisów.

Aby wybrać zasługujących na wsparcie uczni, regularnie wpisy za nich opłacać, pilnować, by oni otrzymane ofiary w dwójnasób kie­

dyś innym zwracali, trzebaby, czy­

niąc to w formie działalności ma- teryalnie zorganizowanej, całego za­

stępu urzędników, całej sieci biur, ogromnej buchalteryi i korespon- dencyi.

Tymczasem, łącząc ludzi ofiar­

nych niewidzialnym węzłem w imię hasta wpisów Konarskiego, może­

my wykonać tę samą pracę w spo­

sób niezmiernie prosty, bez całej zewnętrznej machiny organizacyj­

nej.

Każde takie hasło, które łączy wielu ludzi we wspólnej pracy bez zapisywania ich na listach człon­

ków danego T-wa, jest silą, pobu­

dzającą świadomość wspólności na­

rodowej, usuwającej się z pod wszel­

kiego możliwego prześladowania.

Tylko trzeba, żeby takie hasło przenikało do sumienia obywateli, pobudzało ich do czynu i ofiary.

Może trzeba będzie ogromnej pracy ducha, by takiemu hasłu na-, dać kształt i nazwę, trafiającą do wyobraźni ludzi, dla których to ha­

sło jest potrzebne. Ale gdy naresz­

cie pomysł jakikolwiek zdobędzie formę, odpowiadającą narodowemu charakterowi i narodowej potrzebie, to taki pomysł, choćby wyszedł od jednostki najmniej wykształccnej, staje się potężnem hasłem narodo- wem. Oby wpisy Konarskiego sta-

Z Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.

K azim ierz S ta b ro w ski. Zima.

ly się takiem hasłem, choćby pod innem mianem, wymyślonem przez kogoś, co zechce się zastanowić nad powyższym projektem.

Wincenty Lutosławski.

Nasi artyści.

Wystawa zbiorowa prac Kazim.

Stabrowskiego.

W sztuce czyli odzewie duszy, tworzącej piękno, na zewnętrzność czyli przyrodę, respective w malarstwie, za­

uważyć można trzy zasadnicze rodzaje:

lub dusza ta odtwarza bezpośrednio rzeczywistość i wtedy tworzy sztukę t. zw. realną, nie bez indywidualnych, oczywiście, zabarwień, tworzy przyro­

dę przez pryzmat duszy artysty; lub dusza ta odtwarza przyrodę tę pośre­

dnio, dając wyraz główny stanom swym własnym, czyli tworzy duszę, odbitą w przyrodzie, sztukę t. zw. styliza- cyi, symbolu, — lub nareszcie odtwa­

rza samą grę oderwaną duszy, reagu­

jącej na stosunek swój do przyrody, i pomijając zgoła przyrodę i rzeczywi­

stość widomą, i wtedy tworzy t. zw.

sztukę wizyjną i fantazyjną, sztukę naj­

szczytniejszą, lecz i n a jszyko w n ie j­

szą.

W twórczości K. Stabrowskiego, malarza o wielkim rozmachu techni­

cznym i w ielkim woluminie władz twórczy ch, w 80 z górą obrazach, w y­

stawionych obecnie w Zachęcie, zauwa­

żyć można w stopniowym rozwoju i w szczęśliwym pcchodzie wszystkie

wyżej rzeczone trzy okresy twórczości, wspinające się od skromnej i surowej przy­

rody popizez symbole do krainy aniel­

skiej uroczych w izyi. Świadectwo to w ielkiej żywotności władz twórczych, gdy zważymy, że często artysta w je ­ dnym tylko okresie całe swe życie po- zostaje.

Do pierwszego okresu twórczości Stabrowskiego należą całe szeregi p łó ­ cien z tematami przyrody, bezpośred­

niej rzeczywistości i nastroju {B ia łe noce w F in la n d y i, Zim a elci) i zasad­

niczym niejako tematem ruin (prześli­

czne ruiny Chęcin, Ujazdu, Ogrodzień- ca), które ar­

tysta u k o ­ chał, a które odtwarzając realnie, chciał n ie m n ie j uczynić du­

chowym w y ­ razem boles- n y m ż a ­ rn i e rzchłej świetności i mocy. Jest też w tych d o k u m e n ­

tach boles- Kazim ierz Stabrowski.

nych jużnie-

jako przejście do drugiego okresu, gdzie symbol gra główną rolę i prze­

mawia głostm dcnośnjm walki i na­

dziei.

Drugiem tern stadyum jest nade- wszystko szereg płócien, okazanych zarówno w szkicach, jak i w potężnych obrazach, i związanych jedną wspólną przewodnią ideą: historyą mocujących się w świecie astralnjm żywiołów, do­

li i przeznaczeń (w analogicznym łań­

cuchu — od indywidualnych pascwari do historyi duchowej czy astralnej na-

(6)

Kaz. S tabrow ski. Z cyklu: „P o ch ó d bu rzy” .

rodu polskiego): jak duch ów poprzez burzę i pożogę, unosząc się nad smu­

tnym krajem, gdzie cień ukrzyżowania astralnego pada na ziemię smętną, zdo­

bywa swe moce i hejnał niebieski okrzykuje, aż poprzez rapsod uświetni się w tęczy pokoju, która świetliście nad złem sił astralnych zapanuje.

Szereg ten, zatytułowany poszcze­

gólnie: Pochód, burzy, P io ru n , Pożoga, N a d sm utnym kra je m . Cień, P o bu­

rzy, H e jn a ł, Rapsod i Tęcsa, jest te­

dy przyrodą, stylizowaną w pryzma­

cie fantazyi artysty, jak na tle natu­

ry rozsnutą historyą subjektywnych uczuć, porywów i przekonań. Cykl ten — najniespokojniejszy, jako naj­

bardziej rdzenny, najbardziej pasują­

cych się sił twórczych. Jest on prze­

dzieraniem się z mroków tworzenia ku światłu wszechistnemu a niewysłownemu.

Trzeci okres, wieńczący twórczość Stabrowskiego, to szereg pastelowych szkiców do obrazów, które również mogą być ujęte w jeden duchowy rodowód — pod przewodem jakiegoś anielskiego ducha, Annaela czy M i­

chaela, pojętego całkiem w izyjnie.

Kaz. Stabrowski. Portret ojca artysty.

W obrazach tych zapanował ład już całkiem duchowy, władztwo sił anielskich, tryum f i hymn anielskich przewodów. Tryskają one światłem, uśmiechami promiennemi. Nic z sza­

rości, nic z mroków ziemi. Walka skończona. Hosmna in excelsis. Isto­

ty aniołów pojęte prawie nie materyal- nie, jako zespól i ułuda światła—dzia­

łanie i udział jego wszechtwórczy.

Cykl ten najpiękniejszy, najbardziej chwalebny, a z niego Zwiastowanie, naprzykład, jest prawdziwą koroną twórczości idealnej.

Poza temi szeregami twórczości ideowej, w której lubuje się rozkoły­

sana wyobraźnia artysty, jest cały sze­

reg bardzo ciekawych i niepospolitych portretów, jak portret żony artysty, pani Siemaszkowej, Pytliriskiej, prezesa w p i­

sów szkolnych, p. Radoszewskiego, ojca artysty, rycerza w zbroi 1 t. d.

Poza podobieństwem gruntownem por­

trety te tchną odrębnemi właściwościa­

mi barwy, stroju, układu, wyrażające- mi nader ciekawie i nader szczęśliwie odrębne cechy indywidualne osób por-

Nasz bilans w zaborze pruskim.

Polskiem jest niemal wszystko, co jest istotnie pięknem w architekturze Poznania. Przedewszystkiem zabytki przeszłości. Peczynając od resztek Przemysławowego zamku, odnowionego za ostatnich rządów polskich, i od sta­

rożytnych kościołów, a kończąc ra wspaniałym renesansowym ratuszu, z którego wieży miedziany orzeł p o l­

ski od półtora wieku patrzy na miasto, i na przepysznym starym pałacu Dzia- łyńskich na Starym Rynku, wszystko, czem się Poznań może pochlubić, to nasze. Najpiękniejszy pomnik w mie­

ście -— jedyny prawdziwie piękny, to posąg Hygiei, wzniesiony ofiarą pol­

skiego magnata. Niespożyte zasługi rodziny Raczyńskich, położone około rozwoju i upiększenia miasta, to pol­

skie zasługi.

Chociaż gnębione i tamowane na każdym kroku, silnem tętnem bije k u l­

turalne życic polskie w Poznaniu.

Świadczy o niem sto kilkadziesiąt róż­

nego typu stowarzyszeń i związków, naukowych, artystycznych, zawodowych i dobroczynnych, szesnaście diukarń polskich, przeszło trzydzieści czaso­

pism, kilkanaście księgarń, dwadzieścia kilka banków i spółek ekonomicznych, wśród których nie brak prawdziwych olbrzymów, biblioteki, muzea, teatr.

Jesteśmy przytem liczebnie gćrą, mimo ciągłego importu niemców, któ-

tretowanych. Zwłaszcza doskonały por­

tret Siemaszkowej gra niezwykłemi urokami barwy i układu. Świetnie ma­

lowane kwiaty dopełniają bogatej i wezbranej, jak wylew, twórczości.

Artysta, pełen mocy i płomiennej wyobraźni, pełen najszerszego gestu twórczego, władający gruntownie stro­

ną techniczną sztuki i wyrażający swe bogate, kłębiące się uczucia i wizye m igotliwe może czasami nazbyt po­

śpiesznie, zawsze atoli w sposób nie­

zw ykły i interesujący,— artysta o wiel­

kiej skali duchowej, wyzwalający się z zaborczych odmętów sztuki materyal- nej ku krainie sztuki idealnej i ukojo­

nej, ku czystej w izyi duchowej,—od­

twórca porywczy bezpośredni gorącej gry wyobraźni: oto cecha duchowa Stabrowskiego t jego płomiennej twór­

czości. Zrobiła ona już wiele w świę­

cie sztuki, torującej sobie nowe świa­

ty i rozszerzającej horyzonty, zestrzeli się i skrysztali niewątpliwie w nie- jednem znakomitemdziele, świadectwie wyobraźni ukojonej i ziównoważonej.

Józ ej Jankowski.

A nkieta „Ś w iata"

rych sprowadza się pod różnemi moż- liwemi pozorami. W okresie czasu od 1890 do 1905 r. polska ludność Pozna­

nia wzrosła z 51" „ na 57%, niemiecka spadła z 49% na 42%. Poznań polszczy się, n e niemczył — o tern mówią i ro­

snące na naszą korzyść cyfry i coraz silniejszem tętnem uderzające życie polskie,— polszczy się, mimo niesłycha­

nego wprost w ysiłku potęgi pruskiej, aby uczynić z niego miasto niemieckie.

Dziś jest on bardziej polskim, niż byl przed laty pięćdziesięciu, a przyrost nasz trwa ciągle. Zapewniano mnie, że przy normalnym rozwoju stosun­

ków osiągnęlibyśmy do kilku lat 60%, który przywróciłby Poznaniowi prawo używania języka polskiego na zebra­

niach publicznych; ale rząd użyje wszelkich środków dla „wzmocnienia niemczyzny", aby do tego nie dopu­

ścić, a w najniepomyślniejszj m dla sie­

bie wypadku — sfałszuje statystykę.

Zapytywałem w Poznaniu, czy przecież forsowna germanizacya przez szkołę nie wyrządza nam bodaj czę­

ściowych szkód, n. p. w najniższej warstwie ludności? Odpowiedziano mi przecząco i stwierdzeno, że niebezpie­

czeństwo w tym kierunku nie istnieje.

Silne skupienie polskie i wyższość od­

działywania rodziny nihilują zupełnie w pływ geimanizacyjny szkoły. Z pe­

wnych ust usłyszałem:

(7)

— Szkoła niemiecka oddziaływa na nas ujemnie pod względem ducho­

wym i wyrządza nam szkody kultural­

ne. Pod względem narodow o-poli­

tycznym nie tylko żadnych szkód nam nie wyrządza, ale przeciwnie, działa na naszą korzyść. Niebezpieczeństwo ger- manizacyi istniałoby, być może, gdyby rząd prowadził wobec nas inną polity­

kę, gdyby rzemieślnika polskiego nie wyłączał od wszelkich dostaw publi­

cznych, gdyby nie organizował bo jko ­ tu polskiego kupca, gdyby nie odsu­

wał od nas urzędów. Gdyby nie było tego zajadłego tropienia i ścigania nas na każdym kroku, wówczas może i szkoła niemiecka stałaby się dla nas groźną, oczywiście, o ile przestałaby drażnić i gnębić. W warunkach obec­

nych nawet najsłabsi i najmniej od­

porni są zabezpieczeni od wynarodo­

wienia się.

Jak silną jest polskość w Poznaniu, świadczy fakt, że cały szalony napór niemczyzny nie może od niej oderwać na­

wet potomków dawnych osadników nie­

mieckich, słynnych „b a m brów ', którzy spolszczyli się dppiero przed kilkudzie­

sięciu laty. „Bambrzy*, osadzeni pod samym Poznaniem już w czasie rządów pruskich, znajdują się dziś w obrębie Poznania, gdy gminy, które zamieszki­

wali, włączone zostały do miasta. Oni pierwsi powinni uledz działaniu niem­

czyzny, która tu, w stolicy kraju, ma do rozporządzenia swego aparat tak wydoskonalony, jak nigdzie indziej.

Mimo to, nie odniemczają się, są polakami wcale nie gorszymi, niż rdzenna ludność polska.

Z tą moralną siłą polskości idzie w parze rosnąca siła materyalna. Po­

znań polski przedstawia się pod tym względem wcale nie najgorzej. Naj­

wyżej opodatkowanym człowiekiem w mieście jest polak, właściciel m ilio­

nowej fortuny, drugie miejsce po nim zajmuje wielka polska firma przemy­

słowa, zatrudniająca półtora tysiąca lu ­ dzi. Praca i pieniądz polski zdobywa­

ją wciąż nowe posterunki, a najwybi- riiejszym tego przykładem jest silny ostatniemi czasy wzrost polskiego ku- piectwa. Do niedawna jeszcze piękny rynek poznański był twierdzą handlu żydowsko-niemieckiego. Dziś dwa je ­ go skrzydła są zupełnie zdobyte przez polaków, jedno polszczy się, a tylko czwarte zachowało dawny charakter.

Należy tu, zauważyć, że przed trzy­

dziestu jeszcze laty handel polski w Poznaniu prawie nie istniał; obecnie kupców polskich jest więcej, niż nie­

mieckich, a żydzi, którzy hałaśliwie afiszują się tu jako prusacy, ustępują wciąż pod naporem polskiej konku- rencyi. Naturalny rozpęd polskości jest jeszcze daleki od opanowania wszyst­

kich pól pracy, jakie stoją przed nim otworem. Narastający ciągle i dziś już bardzo poważny kapitał polski, uwię­

ziony w instytucyach finansowych, bę­

dzie musiał, wcześniej czy później, zwró­

cić się do przemysłu, który dla pol­

skości Poznania otworzyłby nową erę.

Polskość ta i dziś przedstawia się o wiele lepiej, niż zwykło się o tern sądzić zdaleka. Wystarczy otrząsnąć się z pierwszego wrażenia, jakie stwa­

rza hałaśliwe mrowie biurokracyi pru­

skiej, szastające się butnie po ulicach miasta, aby zoryentować się, że je ­ steśmy tu u siebie w domu, wcale nie gorzej, niż w Warszawie i w Krako­

wie, że stanowimy tu siłę, mimo wszel­

kie przeciwne pozory, większą, niż si­

ła najezdcy, bo tysiącznemi organi- cznemi węzłami związaną z gruntem miejscowym. Obok napływowego Po­

znania, w którego ręku spoczywa wla dza nad nami, obok Poznania prusa­

ków i żydów, istnieje Poznań polski, większy, rdzenniejszy i żywotniejszy od tamtego, który w narzuconych so­

bie obcych ramach żyje, rozwija się i pracuje dla przyszłości, i czyni to wszystko z tak niezachwianym spoko­

jem, jakby nie miał obok siebie tego drugiego Poznania, którego cała sztucz­

na racya bytu streszcza się w te m ,a b y go pochłonąć. Przybysz nie może się, przynajmniej w początkach, oprzeć de­

prymującemu wrateniu, gdy opłynie go ze wszystkich stron fala tryum fują­

cej niemczyzny. Poznańczyk nie trosz­

czy się o nią i wym ija ją z zupełnym spokojem. On nie widzi wcale olbrzy­

miej spiżowej postaci Bismarka, czy Wilhelma, która, na największym placu Poznania osadzona, ciężka brutalna, z zastygłym wyrazem pychy, drażni oko, nienawykłe u siebie w domu do ogląląnia pomników, stawianych bo­

haterom, którzy pastwili się nad bez­

bronnymi. Nie wyprowadza go z ró­

wnowagi widok nowego— jak wszystko, co pruskie — zamku, zbudowanego na fundamencie polskiej krzywdy i zda­

jącego się grozić swojemi kolosalnemi wieżami. Nad domem jego i jego przyjaciół wisi tabliczka, która przypo­

mina mu, że mieszka przy ulicy, na­

zwanej imieniem jednego z małych katów jego ojczyzny. Poznańczyk czę­

sto i tego nie spostrzega. Cudowna siła jego języka poradziła sobie także z tą prowokacyą. W potocznem życiu Poznania ulica Bossego jest po prostu ulicą „bosą", Bluchera — „blachar­

ską ', Bittera — „g o rzką ', Biilowa —

„b ia łą ', Gosslera — „guślarską" i t. d.

i t. d., a wspaniałej ulicy Wilhelmow- skiej, przy której tyle gmachów i insty- tucyi polskich ma swą siedzibę, dal krótszą i lepszą nazwę: Aleje.

Rozwój polskiego Poznania jest imponującym dowodem naszej zdol­

ności do życia. Gdybyśmy w ytrzy­

mali zwycięsko wolne współzawodnic­

two przeciwnika takiego, jak niemcy, byłoby to już wiele. Lecz tu o współ­

zawodnictwie niema mowy. To zma­

ganie się dwóch sił, z których jedna—

skrępowana, ubezwładniana. dławiona i wyzyskiwana, druga — wolna, za sobna we wszystkie środki, jakie za­

pewnia przemoc, wyzwolona z wszel­

kich skrupułów moralnych, posługują­

ca się gwałtem i bezprawiem z taką samą niezamąconą swobodą ducha, z jaką bandyta posługuje się nożem.

1 mimo to, ta pierwsza siła, siła pol­

ska, aż dotąd góruje. Jest to tak wie­

le, że można wątpić, czy na więcej zdobyłby się jakikolwiek naród na świecie.

Poznaniem rządzą żydzi i niemcy.

Jak rządzą?

Przedziwna ustawa wyborcza, wspo­

magana przez prawdziwe łamańce w y ­ borczej geometryi, sprawia, że 5,000 żydów poznańskich posiada w Radzie gminnej 30 przedstawicieli, 65,000 niemców ma ich 22, a z górą 80,000 polaków — ośmiu! Tego stanu ule- galizowanego bezprawia nic zmienić nie zdoła. A na tej samej wyżynie, co rozdział praw wyborczych, stoją rządy miasta. Dzielnice polskie b y ­ wają systematycznie zaniedbywane i upośledzane, a krzywda ich tuczy kwartały niemieckie. Olbrzym i budżet miejski, wyciskany w znacznej części z polskiej kieszeni, obraca się na upiększanie dzielnic, zamieszkanych przez niemców, na uprzyjemnianie po­

bytu tym, których z tego smutnego kraju woła wszystko na zachód, nad brzegi Renu. Duch „w ielkich N iem iec', Niemiec zdobywczych, prących na wschód, ku Wiśle, pragnąłby zatrzy­

mać zbiegów. Więc powstają „d la po­

parcia niemczyzny" zamki, teatry, ogro­

dy publiczne, bulwary, a złoto z kas publicznych płynie istną strugą, bez rachunku, bez m yśli o jutrze. D ługi miasta rosną przerażająco, podatki gminne osiągnęły już 192% podatków państwowych, doszły więc do w yso­

kości mgdzie nieznanej. Ta wspaniała niemiecka gospodarka odbija s‘ę naj­

dotkliw iej na ludności polskiej i ży­

dowskiej. Żydzi coraz częściej mają już dość ofiar dla pruskiej ojczy­

zny i coraz częściej likw idują interesy i wynoszą się do Berlina. Polacy cier­

pią —1 i zostają. Bo choćby ich twar­

da dola miała się stać jeszcze tw ard­

szą i cokolwiekby na ich udręczenie mogła jeszcze w ym yślić przemoc, nie są oni w tern mieście przelotnemi pta­

kami, jak żydzi, ani intruzami, jak niemcy. Ta ziemia jest ich ziemią, ten kraj jest ich krajem. A stare przy­

słowie uczy: dłużej klasztora, niż prze­

ora. A. Chołoniewski.

Iluzye postępu.

— Azali istnieje rzeczywiście po­

stęp?

Pytanie takie wielu czytelnikom naszym musi się wydać dość niewy­

bredną impertynencyą. Czyż można seryo stawiać je? Czyż można seryo wątpić, naprawdę nie wiedzieć, isto­

tnie nie być przekonanym, „azali po­

stęp istn ie je '. Czyż pierwszy rzut oka w około nie znajdzie dość materya- lów na stanowczą i pozytywną odpo­

wiedź na takie pytanie?

Jednak—są ludzie, co o tern wątpią O czem się dziś nie wątpi?— zawo­

łacie.—Jest to choroba wieku. Brak charakterów wypełniony został bardzo źle przez zbytek analizy. Przez na­

śladownictwo, przez przyzwyczajenie, przez próżniactwo wreszcie wątpimy o wszystkiem, udając małych Descar- tesów. A le tak samo, jak u wielkiego Descartesa, nasze wątpienie jest nie na seryo, pochodzi z metody, nie z po-

Cytaty

Powiązane dokumenty

sa niemiecka nie ukrywa nawet ostat- niemi czasy lamentu nad wewnętrzne- mi niedomaganiami instytucyi, która miała być wielkiem dziełem, a okazała się wprost

nieść tylko korzyść.. ści, jedyny dziś, z którym na seryo można się liczyć, będzie zniewolony przez współzawodnictwo do większej, niż obecnie,

wadzona przez Chopina, zetknęła się ze światem emigracyjnym polskim, że zabrała bliższą znajomość z nie­.. którym i przyjaciółmi

wtajemniczonym wydaje się może jej kaprysem przelotnym, jednym gestem, jest w istocie trudem żmudnym i u- porczywym wysiłkiem. Za to jednak, gdzie przejdzie, tam

Pominąwszy to, że żyje on z gwałtu i cudzej krzywdy, każdy krok jego jest otoczony opieką państwa, na wszystko, czem może się wykazać, złożyły się i

zmem, złagodzonym przez głupotę, przyznaje się, że stary AUenstein był w jej życiu tylko epizodem bez na­.. stępstw,, ojcem zaś Jakóba jest lekarz domu, ten

działbym raczej pewna dezoryenta- cya zapanowała u nas w pewnej części opinii po wywłaszczeniu. Lecz była to chwila, która trwała krótko. Depresya została

dzi w Galicyi i niedawny namiestnik tego kraju, wybitny znawca sztuki, autor kilku ciekawych książek z tej dziedziny, przystępny, uczynny, zawsze pierwszy tam,