• Nie Znaleziono Wyników

Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 20 (14 maja)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 20 (14 maja)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Wkrótce otwarty zostanie

z niebywałym komfortem i przepychem urządzony

( j a z d a n a k ó ł k a c h )

GARAGE CENTRAL DE DION BOUTON

jfowy-Świat 40. 8 Po Jlowy-Świat 40.

Tel. 94-00. UEjSl 6 V»= Teł. 94-00.

N in ie j s z e m mamy zaszczyt podać do wiadomości, że z o s t a ł o t w a r t y u r z ą d z o n y p o d łu g n a j n o w s z y c h w y ­ m a g a ń t e c h n ik i n a j w ię k s z y w K raju G A R A G E , po­

siadający kilkadziesiąt wygodnych i obszernych B o k s ó w , do których przyjmujemy S a m o c h o d y na przechowanie.

Przy Garage urządzone wzorowe w a r s z ta ty r e p a m c y j n e Sprzedaż S a m o c h o d ó w o s o b o w y c h , h a n d lo w y c h , t o w a r o w y c h i wszelkich innych typów firmy de Dion Bouton.

Jeneralna reprezentacya aeroplonów M. Farmana na Królestwo P olskie i Cesarstwo.

< ^ 3 D Z I W K O 0 ^

n ie p ow in n o d o r o s n ą ć , nie poczy­

niw szy z niego z d ję ć j*ak o bok.

FOTOGRAFIE TAKIE WYKONYWA SIĘ NAJLEPIEJ SAMEMU W DOMU.

C e n n ik i o b j a ś n ie n ia n a ż ą d a n ie wysyła

Skład Aparatów 1 Przyborów Fotograficznych

= ERNEST NEUMANN =

W a r sz a w a , M A Z O W IE C K A 6. T e l. 54-96.

K A U K A S K I M A G A Z Y N _

M. M U R A T Ó W '" ™

P o leca NA SEZON WIOSENNY Jedwabie n a su k n ie i bluzki.

I! D la ro d z in p o ls k ic h !!

Nakładem księgam i H. A l l e n b e r g a we Lwowie, ukazała aię druga edycya wspaniałych kolorowych reprodukcyi ze zna-

nego obruu Jana S ty k i 1 W . Kossaka

„Bitwa pod Racławicami”

Kolorowe te obrazy przedstawiające fragmenty wiekopomnej bitwy, każdy wielkości 60X50 cm., nabywać można po cenie wyjątko­

wo niskiej 2 r b . 5 0 k o p . za obydwa, z przesyłką w rolce tekturowej 2 r b . 8 5 k o p . Pieniądze nadsyłać należy do kantoru „ŚWIATA"

dla księgarni U. A lt e n b e r g a .

S k ła d y S u k n a i K o rtó w

L e o n a M e s s i n g a

w Warszawie, Miodowa 7 i Marszałkowska 140.

MATERJALY KRAJOWE i ANGIELSKIE w NAJLEPSZYCH GATUNKACH.

S k ład p rzy ul. M a r s z a ł k o w s k i e j 1 4 0

p o s ia d a S U K N A K O LO RO W E na D A M S K IE K O S T JU M Y i P O ­ K R Y C IA P U T E R oraz p le d y , c h u s t k i, k o łd r y w e łn ia n e i d e r y .

Jłuto- Garage

Warszawski

ul. Leszno Ns 25, Tei. {

SPRZEDAŻ. * WYNAJEM. * REPARACYE.

G araż p o le c o n y p rz e z

— „ A u to m o b ile C lub d e F r a n c e ” . =

Bardżo wielka ilość osób polepszyła swoje zdrowie^

I l zachowuje Je przez używanie1

r PIGUŁEK PRZECZYSZCZAJĄCYCH^

CAUVIN’A

( P Ą R Y Z K l C H )

Do nabycia we wszystkich większych aptekach i w PARYŻU: Faubourg^

Saint-Denis. 147

'BIURO MEL10RACY1 ROLNYCH

W A P S Z A W A , Ż e la z n a 93, r ó g L e s z n a

(d o m w ła s n y )

I . J. MICnnLSR

b. in ż . p r z y k r a jo w e m b iu r z e m e lio r a c y jn e m w C z ec h a c h . O suszanie. Drenowanie. Nawadnianie. Stawy rybne. Kultura torfowisk.

Regulacya rzek i potoków.

WIELKI „ WIELKI

w y b ó r p a lt i u b rań n a j m o d n i e j s z e g o kroju z o ry g in aln y ch a n g ielsk ic h m atery a- lów poleca L eopold

R I O O

w y b ó r oryg. a n g .m a - ter. dla ob stalu n k ó w , które w y k o n y w a w w y k w in tn y m kroju i sz y b k o L eopold

KOCH B KOCH

Najzdrowszy chleb obecnej chwili, oryginalny wiedeński

Chleb Simonsa Słodowo-Ziarnisty

dyetetyczny środek przeciwko zatwardzeniu, cukrowej chorobie, cierpieniom żołądka i kiszek. Nadspodziewa­

ne rezultaty. Polecony przez lekarzy.

LUDWIK K A R A S IŃ S K I

B l e l a A s k a -V, 9. T e l e f o n 3 3 -3 8 .

Fabryka P O L A K IE W IC Z

P o leca P a p i e r o s y :

„OBSTALUNKOWE” i 10 „ t g 1" 1 io«t.

„EGIPSKIE” J iok»p s „ M il” J 6k'P

B A R „R E N A IS SA N C E ” P la c Teatralny

a n

£ G rt W

PAWŁA GRÓDECKIEGO

M arszałkowska 68.

Telefon 112-94.

Z A K Ł A D Dekoracyjno-Meblowy

poleca wielki wybór miękich mebli an- . _ (— Robota solidoa.

gielskich, fantazyjnych i stylowych. 1 } ' Ceny przystępne. 3 5

□ c o

S k ła d fabt. M ebli g ię ty c h . B r » c i

THONET

W A R ę 7 A W A

lirutłkiitki Ir. 141, tBlifon 20-2S Kompletne urządzenia apartamentów, will, teatrów, zakładów aaatronomi- oznych, klubów, etc. eto. Wielki wybór gotowych Jadalni, Sypialni,

Salonów 1 t. p. na składzie.

♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦

8. HISZPAŃSKI

SZEWC MĘSKI i DAMSKI W a r sz a w a , K ra k .-P rzed n i. 7.

Istnieje od 1838 roku.

5 —a 5 i-3 U >-<

6

3 o - 2 2

(2)

1Z>

CS r *

w

a *

ej 89

s a a cu

i

CK a o

*a

um

CU o CL LU

LU

X.

O CO k_

CQ

.*

ó

B - *

© C

e — ® _

* I

S1 '

o o 8

$ JĆ 5 3 « «

* * » o «o 2 O o

Ł_ O) (A O © «T

* 3 C

RSin

r =

N A J L E P S Z Y C H M A R E K WĘGIEL, KOKS, ANTRACYT

H u r t o w o i d e t a l i c z n i e z d o s t a w ą o d 10 k o r c y p o l e c a j ą

17 a t t

! v z21 Y i r 'c l r 1

!-?■»• r , ! r ł p t * i ^ ł _ l r J ł K a n t o r : M a r s z a łk o w s k a Na 1 4 6 . T e le fo n 77-02.

KycizewsKi, rreiu er i o Ka

s k ł a d y . S r e b r n a N a 3 . T e le fo n 81-30 N a jle p s z e w ś w ie c ie s ą w y s o k o c z u łe k lis z e

£ow. yikc. WestenBorp tWchner w Kolonji

dostać można tylko

^a„SI-SI” «SM

N ajlep szy , n ajtań szy n apój bez alk o ­ h o lu b e z d o m ie s z e k c h e m ic z n y c h .

Ż Ą D A Ć W S Z Ę D Z IE .

FABRYKA - KOSZYKOWA 55

T elefo n 94-47.

ZAKŁADY OGRODNICZE

• J. M IS Z C Z A K A «

B ie la ń s k a M 9, (Hotel Paryski).

M o n iu sz k i 12, róg Marszałkowskiej.

Brandel, Witoszyński i S-ka, W arsza- w a -P ra g a , A lek san d ro w sk a 4, teł. 48-66

W SKŁADZIE aparatów i przyborów

fotograficznych.

Kiihle, Miksche i Tilrk

W ła śc ic ie l

B. Ż U R K O W S K I,

A I -V e ? = 2fon“ 43- S k ła d s ta le z a o p a trz o n y w e w sz elk ie n o w o ści w z a k re s fotografii wchodzące.

Dział amatorski znacznie powiększony.

142 MARSZAŁKOWSKA 4 /I A

Jłówny W arsz. fa b r. I (l/

« Skład Dywanów « ■ 10

Dywany, Firanki, Pokrycia na meble, Portyery, Rolety.

Kapy, Serwety, Dery, Pledy, Chustki, Kołdry, Ceraty na stoły, Dermatoidy, Wycieraczki i t. p.

W A ŻN E: G o b el in y m alow ane P a r y s k ie , a rty sty c z n e j w a r ­ to ś c i od rb . 2.50.—F ilii ża d n y ch nie p o siad a m y .—

C eny s ta le fabryczne. O czem zaw iad am ia 7arxąd.

DLA KASZLĄCYCH I OSŁABIONYCH

EKSTRAKT I KARMELKI

L E L I W A

w W a rs za w ie , ul. Zieln a Nb 21, Tel. 6 9 -5 4 . SPRZEDAŻ W SKŁADACH APTECZNYCH I APTEKACH.

P IE R W S Z A

PIEKARNIA ELEKTRYCZNA

N ó w y -Ś w ia t NS 8 , ta l. 7 7 -0 0 . W olska AIS 3 0 , t e l. 8 8 -7 7 .

Poleea zn a n e z e s w e j dobroei p ie e z y w a

EDWftRDGUNDELACH.

T o w a r z y s t w o A k c y jn e

zne Lahoratc

(ZA ŁO ŻO N E W R O K U 1860)

Oddział Warszawski

u l i c a E e s z n o 2Vz*. B. T e l e f o n 5 5 - 4 0 .

W ODA K O L O N SK A - podwójna W ODA KOLONSKA-potrójna W ODA KOLONSKA M b 4 (Ekstrakt) W ODA KOLONSKA -familijna.

Dobrocią przewyższa wszelką konkurencyę.

Z w ra c a jc ie b a c z n ą u w ag ę n a n az w ę n a s z e j firm y s k ła d a ją c e j się ty lk o z trzech słów :

„St.-Petersburskle Chemiczne Laboratoryum"

o r a z n a ob o k u m ie s z c z o n ą m a rk ę fa b ry c z n ą

S.Sałalecki

= Warszawa =

Marszałkowska 151.

= P o l e c a = W Y K W IN T N Ą

= B I E L I Z N E = ARTYKUŁY MODY.

P r a c o w n ia w ła s n a b ie liz n y m ą z k ie j

Główny Skład na Rosy;

P Ł Y N >

Apteka Zamenhofa w Warsz.

K R E M

n ie zaw o d n y ś ro d e k p rzec iw w ągrom , I d la ce ry c h r o p o w a te j i zm arszczonej, p r y s z c z o m i w s z e lk i m z a k a ź , c e r y . | o d p i e g , p la m i w s z e l. z a c z e r w ie n ie ń L a te m n a w s i, w p o d r ó ż y , n a w y c ie c z k a c h i t. p., k i e d y s k ó r a p o d le g a s z k o d l. w p ły w o m p o t u , k u r z u i s ło ń c a , B O R O X Y L , z n a k o m ic ie c h ro n ią c i o d ś w i e ż a j ą c t w a r z , j e s t n i e z b ę d n y m a r t y k u ł e m t o a l e ty p a n ó w i pań.

( S p r a w o z d a n ie k lin ik dr. L u s tr a , K raków 13— I I I —1907).

Telefon 123-12.

Detal i hurt.

Czysta jft 2.

|t w p r o s t Hot<

II E u r o p e j s k i

V GUSTAW

\ Z m ig ry ń e

H o te lu e g o

O tw o rz y ł specyalny magazyn oraz pracowrj

bielizny i konfekcyi damskiej.

(3)

PRENUMERATA; w W a rs z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.

Rocznie Rb. 8. W K ró le s tw ie I C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb.2.26 Półrocznie Rb. 4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.

Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró­

lestwie i Cesarstwie kop. 76, w Austryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.*' dołącza się 50 hal.

Numer 60 hal. Adres: „ŚWIAT" Kraków, ulica Zyblikiewicza Ne 8.

CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-ej stro­

nie przy tekście Rb. 1, na 1-e, stronie okładki kop. 60 Na 2-ej i 4-e, stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro­

nice poza okładką kop. 20. Za teksten. na białej stronie kop. 30.

Zaślubiny i zaręczyny. Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 75.

Marginesy: na I-ej stronie 8 rb., na ostatniej 7 rb., wewnątrz 6 rb.

Adres Redakcyl i Administracyi: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.

T e le fo n y : Redakcyi 80-76, redaktora 68-76, Administracyi 73-22.

FILIE ADMINISTRACYI: Sienna N2 2 tel. 114-30 i Trębacka No 10.

p

Pierwszorz. pracownia sukien męskich Q LEONA GRABOWSKIEGO, Kraków, Szpitalna, 36, Telefon 561.

KANTOR ,.ŚWIATA” w ŁODZI: Biuro dzienników i ogłoszeń ,,PROMIEŃ” , ui. Piotrkowska 81.

Dom bankowy

K A Z IM IE R Z JA S IŃ S K I.

Warszawa, PI. Zielony, dom W-<o Herse.

Załatwia wszelkie czynności bankierskie

na najdogodniejszych warunkach.

Legenda Młodej Polski.

M a g a zy n HENRYKA SCH W AR ZA Kraków, ul. Grodzka, 1. 13. Tel. 43.

NA WIOSNĘ 1910! Nowości w wełnach na kostyumy i bluzki, Okrycia gotowe, Żakiety, Paltoty, Płaszcze, Szlafroki, Halki, Kostyumy i Bluzki. Własne pracow nie!

Ruble przy zakupnie A K 2.56.

Krajowy dom bankowy

Stanisław ks. Lubomirski

WarszawS, Wierzbowa 11.

Filje: i) Krakowskie Przedmieście Hotel Europejski, 2) Marszałkowska 124.

Oddział w Częstochowie.

Załatwia wszelkie czynności bankierskie.

Rękawiczki ^owy W. Malinowski, ^53

wysyła za zaliczeniem.

DLA WARSZAWY I PROWINCYI w y­

pożyczalnia NUT, J. WELKE, W arsza­

wa, Jerozolimska 23, telefon 84-78.

MEBLE

Z a ł ę s k i i S -k a

K i n e m a arty styczny

Sienna 2. Zmiana obrazów w środy i so­

boty. Muzyka A. Karasińskiego.

POLECAMY

PIWO E. REYCH SYNOWIE.

KRAKÓW P LA N TY .

P u n k t z b o r n y ^ p r z e j e z d n y c h . M LE C ZA R N IA OO BR ZYŚSKIEJ.

BAR E X P R E S S . Jerozolimska 80, W ar­

szawa. Pierwszorz. restaur Weranda

DOM BANKOWY

BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka Ns 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.

O - ■ --- ---

4

Refleksye ogólne z powodu książ­

ki St. Brzozowskiego.

ektóre „ćwiczenia bo­

jowe" naszego woju­

jącego świata literac­

kiego przywodzą nam na pamięć staroświec­

ką musztrę polską, której oto komendy przydługiej cierpliwie a pobłażliwie z u­

śmiechem wysłuchajmy.

Otóż, jak czytamy u Lipnow- skiego (wiek XVII), jedno nabicie muszkietu i jeden wystrzał wy­

przedzało trzydzieści kilka odmian i ruchów.

Między innemi, rzecz charakte­

rystyczna, przed strzelaniem mu­

szkieter miał np. sześć kul w gę­

bę włożyć.

Zresztą wysłuchajmy całej ko­

mendy. Nie zawadzi.

Oto słowa odnośnej musztry:

„Połóżcie muszkiety na ziemi.

Macie dosyć prochu w pulwersa- kach? Kul sześć w gębę włożyć.

(Dziś zamiast kul sześciu, sześć gorzkich lub słodkich piguł). Za­

palaj lonty. Weźcie muszkiety.

Przechędoż rurę krajcarem. Mu­

szkiet na widelca. Przekłóć za­

pał. Podsypuj. Zaprzyj panewkę.

Muszkiet do naboju na lewy bok przełóż. Nabijaj prochem. Włóż kłaków. Dobywaj stempla. Trzy­

kroć stempel o piersi. Przybij proch stemplem. Schowaj stempel.

Muszkiet na widelca. Muszkiet do góry. Muszkiet na ramię. Musz­

kiet ,'na widelca. Gotujcie się. Od- muchnijcie Jonty. Fasuj lonty w ku­

rek. Przypatrz do panewki. Dwa palce na panewkę. Następuj trze­

ma krokami. Otwórz panewkę.

Mierzaj! Pal!"

Pal, pal, a przedewszystkiem nie zapomnij sześciu kul w gębę włożyć, abyś długo żył i nikt cię nie rozumiał na ziemi.

A są rzeczy, które, zaiste, zro­

zumieć trudno.

Trudno np. zrozumieć miłość do narodu swego, po którą do­

piero trzeba jeździć za granicę.

Cóż to za polak, któremu du­

szę ma dopiero ta stara dulcynela upiękniać?

Do . kąta wy, wielkie duchy Polski, o, jakżeście słabi, prawdzi­

wie umarli, wy, krwią swoją zna­

czący objawienia bytu polskiego,—

niech zgasną te promienie wieczy­

ste, które z tylu dusz płyną’ po ziemi naszej i ogrzewają, i krze­

pią, i wizyami napełniają serca bo­

jowników, bo oto zjawił się mistrz Sorel i mistrz Bergson, i zmieniły się całkowicie poglądy na zaga­

dnienie swobody!

Tanta molis erat romanatn Jondcre genłetn!

A jednak...

Musimy się porozumieć.

Musimy ustalić istotną wartość narodową rzeczy.

Czy jest nią praca, czy jest nią wiedza?

Lata ostatnie podniosły, co prawda, czynniki wymienione do potęgi najwyższej, uznały w nich przedmiot wprost wiary bez za­

strzeżeń, wołały naprzemian: wie­

dza to potęga, praca to zbawienie, ale... otóż mamy jednak wielkie:

ale.

Wszak to w oczach naszych z laurów zdzierano dzieła, nałado­

wane wiedzą, na wielkiej bezsprze­

cznie pracy dźwignięte.

Któż, jak nie my, byliśmy świadkami bankructwa ogromu pra­

cy, włożonej w takie np. przedsię-

(4)

wzięcia, jak wynarodowienie i wy­

właszczenie polaków?

Nie każda tedy praca płodną jest, i ruiny Kapitolu są zawsze do obejrzenia.

Toż i wiedza.

Ludzie wiedzy rozległej są przecież często wprost zabójcami w życiu, nudni, niemożliwi.

Sama wiedza jest mieczem o- bosiecznym, raczej wrogiem na­

szym, niźli druhem; służy i czło­

wiek wiedzy, niby kiirzem, oczy nieraz zaprószą.

Nad człowieka wiedzy wznosi się człowiek nauki, a nad nim jeszcze człowiek idei.

Zebrać, zorganizować i, co naj­

ważniejsza, zastosować—oto hasło

jego. • •

Samo zebranie, nagromadze­

nie wiedzy, a następnie i skrysta­

lizowanie jej w zdaniach silnych, nie zaspokoi umysłu obywatelskie­

go, czujnością natchnionego.

Niezastosowana do życia, nie­

dostępna dla powszechności, naj­

wspanialsza wiedza—raczej bala­

stem, niźli ulgą będzie.

Cóż więc stanowi o wartości rzeczy narodowej?

Przedewszystkiem, oczywiście, uczucie. Gdy to atoli ujawnia się w stylu, w formie, w tempie, a więc te motywy zawsze najpilniej roz­

ważać należy.

Uczuciowym ma być styl pol­

ski. Uczuciowym, to znaczy—ma­

nifestującym jawnie uczucie szcze­

re, polskie a głębokie, uczucie, któ­

remu nie tyle o zaimponowanie, oślepienie kogoś chodzi, lecz dążenie do możliwie powszechnej i najrychlejszej realizacyi ideałów narodowych.

W stylu musi uderzać tempo, inaczej temperament, nie ten je­

dnak temperament dziki, aktor­

ski, któremu tylko o wrażenie cho­

dzi, ale fen, który jest dowodem, iż autorowi nie byle jak sprawa narodowa na sercu leży.

Na tego rodzaju temperament krytyka nasza omal że nie zwraca całkiem uwagi.

Namiętne, gwałtowne, jaskra­

we wybuchy krwi szaleją po ni­

wach naszych, i one właśnie noszą nudny tytuł temperamentu.

To też i dzieła pisarzów pol­

skich jeżą się od objawów zepsu­

cia i fatalnego smaku—i są w zna­

cznej części dziwnie nudne, blade, bez temperamentu.

Bo i cóż, zaprawdę, miarą bę­

dzie uczucia rzetelnego?

Nie wyraz silny, nie zwrot niespodziewany, nie uczucie nie­

zwykłe, ale jasność taka w łaśnie/

któraby w czytelniku obudziła w sp o / mnienie chociażby o tym stanie dusz *

gorącym, któremu chodzi, jak po­

wiedzieliśmy, o wcielenie ideału swego natychmiast i przez wszyst­

kich.

Tymczasem, czytając niektó­

rych autorów naszych, doznajemy wrażenia bolesnego, że dla tych panów opóźnienie wcielenia Pol­

ski o rok, dwa, dziesięć, sto, ty­

siąc lat nie przedstawia różnicy najmniejszej.

W samej rzeczy, tak pisząc, jak oni piszą, pisać można dziś, jutro, za rok i do końca świata, do samej śmierci, a naród, jak był, pozostanie w niewoli duszy i ciała.

To też sprawiedliwie, abyśmy dziś potępili styl podobny naro- dowo-bierny, jak ongi uczynili to przodkowie nasi.

Styl bowiem taki i dawniej grasował po ziemi naszej.

W XVII mianowicie wieku, w okresie najbardziej ponurym w dziejach stylu naszego, retoryka i poetyka na zbyt podobnych do dzisiejszych fundowała się zasa­

dach.

Ideał stylu np. takiego Jana Kwiatkiewicza dałby się żywcem odszukać w produkcyach różnych współczesnych p a ra d o k sa listó w , nietscheanistów, satanistów i reszty.

Czegóż bowiem żąda pan Leon Kwiatkiewicz.

Otóż mąż ten żąda, aby wy­

mowa była niepospolita i zadzi­

wiająca, takoż wymienia właściwo­

ści wymowy niepospolitej, która niech zawiera:

1) myśli zadziwiające, 2) nie­

pospolitą ęrudycyę; 3) dowcip oso­

bliwy; 4) nadzwyczajne opisy;

5) niezwykłe uczucia; 6) dziwną ozdobność przez alegorye i inne okazalsze figury stylu; 7) osobliwe zestawienie rzeczy i okoliczności;

8) niezwykłe rozporządzenie; 9) nie­

zwyczajny sposób dowodzenia i t. p.

Napozór nic w tern zdrożnego.

Zwykła prasa z tłokiem.

Niejeden może zdziwi się na­

wet: za cóż potępienie na styl taki padło?

A jednak tak było, a było dla­

tego, iż poza stylem wspomnia­

nym ukazała się niebawem w całej ohydzie swojej żądza zwracania uwagi raczej na siebie, niźli na dobro publiczne.

Do rozpanoszenia się stylu ta­

kiego przyczyniło się zapewne nie­

mało nieprzerwane jeszcze i pod innemi względami wzorowanie się na rewolucyi francuskiej.

W tej epoce panowania mo- tłochu upajały umysły słowa lapi­

darne, aforyzmy bez liku, aksjoma­

ty rozumu i pierwsze konsekwen- cye tych aksiomatów; o dalsze te­

goż wnioski mało dbano.

Nie należy jednak zapomnieć, iż współcześnie, obok stylu tego uspra­

wiedliwiono otwarcie egoizm, sy­

stematycznie oziębiano serca i za­

cierano planowo i skwapliwie śla­

dy tego piękna moralnego, które w oczach demagogów było tarczą nieprzyjaciół ludzkości.

Ale nawet i wówczas, w tym okresie stylu butelkowym, nonsza- lancyę karano śmiercią.

Jakiż tedy styl znamieniem uczucia i tempa narodowego nam będzie?

Po odpowiedź na to pytanie zwrócimy się do tej sfery życia duchowego, którą nazwiemy teo­

logią narodu.

Dum condcret urbem inferreł- que Deos Latio.

„Nim rozpoczął pracę nad strukturą Rzymu, wprowadził bo­

gów do Latium".

Bez tych „bogów"—czuł—w ni­

wecz pójdzie praca jego.

Bez tych „bogów" i my nie napiszemy pod żadną 'pracą: co«- cordat cum spiritu polono.

Do bogów, do bogów! Nie do Kanta, do Sorela, do Dżemsa i t. d., ale do bogów naszych wra­

cajmy, panowie.

A „bogów" tych naszych imio­

na: Chrystus i król. Królestwo na niebie i królestwo na ziemi. Idea Chrystusa i jej wcielenie na ziemi.

Oto początek wielkiego budo­

wania duszy polskiej. Oto teren jedyny, na którym jedynie dadzą się pogodzić: życie i sztuka, i szko­

ła, i teatr.

Pominąć te dwa słupy ogni­

ste—to znaczy—wpaść na bezdro­

ża i skazać się na wieczne czeka­

nie u samych może już wrót zie­

mi obiecanej.

Przeskoczyć przez te szczyty dwa koronne nie wolno nawet po­

lakowi, który, jak mawiał Napoleon, przez wszystko przeskoczy.

Wobec tego nie rozumiemy, zrozumieć nie mamy prawa ani woli tych dzieł, Polskę budujących, w których idea Chrystusowa i idea królewskości pominiętemi zostały.

Chociaż nam się serce z bó­

lu krajać może i łzy do oczu ci­

snąć będą na widok pracy tak wiel­

kiej, w otchłań bezsławną idącej, wyroku cofnąć nie zdołamy.

Non concordat cum spiritu polono.

Non concordat cum spiritu polono, powtórzymy. Stało się. Nieszczę­

ście. Nikt tu nic już nie pomoże.

Non concordat cum spiritu polono.

Dość. Ca«s« finita.

Styl, język, kierunek, tempera­

ment... wszystko z duchem polskim

niezgodne.

(5)

Ze sztuki polskiej.

O b ra z, ttagi odzony w U iedniu zło ty m m edalem pro tek to ra S z t. Ptękn. w jlu s tr y i, arcyks. K a ro la Ludwika.

J ó z e f M ę c in a K rz e s z . D z ie c ią tk o Je z u s .

L

h a -

£gW r~-

Tyle słów naszych. A teraz niech mówią inni. Niech słowa nasze znajdą potwierdzenie. Niech’ mówi historya świata, niech mówi sam p. Sorel i inni niech mówią pa­

nowie.

I cóż się okaże? Okaże się, iż do tych samych bogów i inne drogi wiodą. Iż bogowie nasi nie są bogami starożytności, bóstwami partykularza, ale — iż są władcami całej cywilizacyi.

Ani idei Chrystusowej, ani idei królewskiej nikt dotąd świadomie a bezkarnie pominąć nie zdołał.

„Chciałem — komunikował Re- nan — aby w dziele mojem imię Chrystusa ledwie wspomnianem było.

Wszystkie wysiłki skierował­

bym ku wykazaniu, jak rozwijały się idee, wyrosłe pod wpływem jego imienia, jak one zniewoliły dla siebie świat. Alem zrozumiał, że historya — to nie zwykła gra abstrakcyi, że ludzie mają znacze­

nie większe, niż doktryny. Reforma- cya nie jest owocem teoryi o od­

kupieniu i usprawiedliwieniu — to praca Lutra, Kalwina.

Zdarzenie olbrzymie, w dzie­

jach jedyne, skutki brzemienne

imieniem Chrystusowem ochrzczo­

ne, jest dziełem Chrystusa, Św.

Pawła i apostołów".

Jak nie mógł Chrystusa, po­

dobnież nie był w stanie Renan paminąć i Króla.

„Żaden naród—pisze w Refor­

mę mtelleciuelle et morale — nie stworzył takiej legendy, jak le­

genda o wielkiej dostojności Ka- petyngów. Rzekłbyś, to jakaś re- ligia, która wzięła swój początek od św. Dyonizego, była uświęco­

na przez sobór w Reims, miała swoje obrzędy, swoję liturgię, swój kielich święty. Przed nami coś większego, niż władza królewska — władza arcykapłana. Król-kapłan, jak Dawid, w kościelny płaszczodzian i trzyma miecz.

Bóg umacnia uchwały jego.

Francya odkryła ósmy sakrament, sakrament namaszczenia idei kró­

lewskiej".

Taką mając tradycyę przed oczyma—pisze Sorel—rzecz dziw­

na, Renan nie zauważył, że histo­

rya władzy królewskiej odznacza się nie tylko wykonaniem arty- stycznem, ale i skutków realnych bogactwem. Jej piętno i do dziś na Francyi leży; stulecie rowolucyi

nie było w stanie usunąć owoców twórczości władzy królewkiej.

Gdy tak ani Chrystusa, ani Królu niepodobna ominąć, pisząc o strukturze duszy francuskiej, to czyż mamy przypominać raz jesz­

cze, iż bez uwzględnienia najgłęb­

szego tych dwóch dążeń: do kró­

lestwa na niebie i do królestwa na ziemi, wszelka budowa duszy pol­

skiej będzie pozbawiona podstaw.

Na nic się nie zdadzą Hamsu- ny, MereditlTy, Verlain’y i f. d.

Dopóki dusza polska nie u- świadomi sobie, iż w Polsce ma być tak, jak w królestwie, dopóki idea czynu królewskiego, powszech­

nego, klasycznego, nie rozpłomieni fantazyi narodowej, dopóki na uli­

cy, w teatrze, w malarstwie, w szko­

le, w fabryce, w domu nie będzie, jak w królestwie, dopóty o żadnem przeciwstawieniu się potędze wszech­

światowej myśleć na seryo nie można. W tern właśnie błąd wielki

„Polski Młodej". Marzyło się jej jedyne królestwo w sztuce. O szkole, o fabryce, o domu, o ulicy nie myślała Polska Młoda.

I oto patrzcie:

Co za wspaniały duch w ruinie!

Jan Belcikmeski.

3

(6)

Księżna Marya WołKońskazsynem Mikołajem.

Pamiętniki księżnej Maryi Wołkońskiej.

Ogłoszenie tej książki stało się w Rosyi czemś więcej, jak wypadkiem literackim. Odświeżyło ono wspomnie­

nie o pierwszych rosyjskich bojowni­

kach za wolność, którzy przed laty o- siemdziesięciu śmiało rzucili na szalę świetne swe przy dworze i w armii sta­

nowiska i nie pożałowali życia, usiłując zaprowadzić w Rosyi rządy konsty­

tucyjne. Owi, znani pod mianem ae- kabrystów, pionierzy rosyjskiej walki o wolność, byli synami najznakomit­

szych i najbardziej szanowanych ary­

stokratycznych rodów, których czyny zapisały się w dziejach Rosyi nieza- tartemi głoskami. Znajdowali się śród nich członkowie rodzin: książąt Woł- końskich, Trubeckich i Oboleńskich, dalej Murawiewów i Bestużewych, tu­

dzież wielu innych, równie starożyt­

nych i dostojnych. Oni to zawiązali tajne sprzysiężenie, dążące do zapro­

wadzenia konstytucyjnej monarchii. Nie­

mal wszyscy spiskowcy, wyróżniający się nie tylko Wysokiem urodzeniem, ale i wszechstronną kulturą europej­

ską i wysokiemi przymiotami ducha, zajmowali wybitne stanowiska w armii, a nawet paru z nich w gwardyi. Ale opracowany przez tych znakomitych mężów plan wyzwolenia został zdra­

dzony władzom przez trzech zdraj­

ców: Majborodę, kapitana wiackiego pułku, Sherwood’a, podoficera trzeciego bugskiego pułku ułanów, Bossniaka, agenta policyjnego. Dwaj pierwsi by­

li sami czynnymi członkami sprzysię- żenia, ostatni zaś odegrał w niem, z po­

lecenia generała-lejtenanta hr. Wittego, już naówczas nie nową rolę prowoka­

tora. Dzięki tej szanownej trójcy spi­

sek został zgnieciony d. 14 grudnia 1825 roku. Prawie wszystkich sprzy-

*) „Memoires de la priicesse Marie W olkonsky". P r (face et appendices par lediteur prince Michel W olkonsky. (W ory­

ginale rosyjskim i francuskim przekładzie).

siężonych aresztowano i z rozkazu ce­

sarza Mikołaja I-go oddano pod sąd wojenny. Pięciu, śród nich Rylejew, szlachetny poeta, i Pestel, genialny pułkownik, zawisło na szubienicy; wszy­

scy inni zostali zesłani do ciężkich robót, na Syberyę. Między ostatnimi znajdowali się wysocy oficerowie, któ­

rzy odgrywali wybitną rolę na dwo­

rze cesarza Aleksandra I-go, a więc trzej książęta: Sergiusz Trubeckoj, Sergiusz Wolkoński, Eugeniusz Obo- leński, Murawiew, Dawydow, Rosen i wielu innych. Godny podziwu he­

roizm, z jakim dekabryści wyrzekli się urzędów swych i dostojeństw dla spra­

wy wolności i prawdy, stosuje się również do ich towarzyszek życia.

Kiedy cesarz Mikołaj, w nieubłaganej swej surowości, rozkazał zesłanym do sybirskiej katorgi spiskowcom dać uczuć całą nędzę i gorycz nieszczę­

snego ich istnienia, kiedy całe wyższe towarzystwo odwróciło się od nich z obawą, jedynie małżonki skazańców z godnem najwyższego podziwu bo­

haterstwem i poświęceniem postanowiły towarzyszyć mężom swym na Sybe­

ryę, by tam podzielić z nimi straszny los katorżnika, kującego w minach młotem. Jedną z tych bohaterek, obdarowanych iście bezprzykładną wiel­

kością ducha i zaparciem się samej siebie, była autorka niniejszych pa­

miętników. Książę Sergiusz Wolkoń- ski, małżonek księżnej Maryi, wyróż­

niający się odwagą i wykształceniem, był jednym z przywódców sprzysię- żenia dekabrystów. Był naówczas czyn­

nym generałem rosyjskiej armii i per­

sona grata na cesarskim dworze.

Księżna Marya Wołkońska, córka ge­

nerała N. Rajewskiego, zaszczytnie znanego z wojny z Napoleonem I-ym w 1812 roku. Wyróżniający się szla­

chetnością i wysokim poziomem du­

cha ów ród, wielokrotnie przez Pu­

szkina opiewany, wydał z siebie wielu znakomitych mężów. Księżna Marya była powszechnie uwielbianą piękno­

ścią. O jej to oczach powiedział Puszkin w swym poemacie Bakczysa- rajska fontanna, że są jaśniejsze od dnia, a ciemniejsze od nocy. Kiedy poeta bawił z rodziną Rajewskich na południu Rosyi, zdarzyło się podczas

K s ią ż e S e rg iu s z W o łk o ń s k i.

jednej z wycieczek nad morze Czarne, nieopodal Taganrogu, że zaledwie pięt­

nastoletnia naówczas księżniczka, wy­

szedłszy z karety, poczęła igrać z fa­

lami morza, goniąc za uchodzącemi i znowu pierzchając przed ich przy­

pływem; skończyło się, naturalnie, na zamoczeniu nóg i powrocie do karety.

Puszkin, który szedł za nią niepostrze­

żenie, tak się zachwycił tym obraz­

kiem, że go utrwalił w „Eugeniuszu Oneginie", poetyzując igraszkę uro­

czego podlotka:

Pamiętam morze burzą wrzące,

Jak się przez zazdrość ból mój wzmógł, Patrząc, jak fale biegły drżące

Spocząć z miłością u twych nóg...

Jakżem ja pragnął wraz z falami Dotknąć się miłych nóg ustami!

Śród uciech młodych moich dni, Ody milion żądz szalało w krwi, Nigdym nie pragnął z taką męką Całować lica młodych dziew, Gorących ust ich chwytać wiew, Dotykać piersi- drżącą ręką—

Nigdy namiętnej burzy znak Nie targał duszy mojej tak!

Długom pamiętać jeno mógł Dwie nóżki... Smutny i zbolały, Ja wciąż je pomnę... nawet w śnie One to dręczą seice me...

(Pieśń 1-a X X X I I I i X X X , prze­

kład Belmonta).

Księżna Marya należała przytem do najbardziej wykształconych kobiet swojego czasu. Umysłowa jej kultura wysoko sięgała ponad ówczesny ogólny poziom. Językami francuskim i angiel­

skim władała równie biegle, jak oj­

czystym; znała doskonale historyę i interesowała się literaturą; cały wol­

ny czas poświęcała czytaniu i nigdy nie można było jej zastać bez książki w ręku. Rozmiłowana w muzyce, gra­

ła artystycznie na klawikordzie i miała prześliczny głos, doprowadzony do wysokiej kultury. I wszystko to po­

niosła w Sybir. Ale, jak sama powia­

da: „to, co zawdzięczałam Bogu i ro­

dzicom, było mi na razie jedyną po­

ciechą w samotności, a następnie osładzało nędzę i cierpienia, z któremi zesłańcy zżyli się do tego stopnia, że umieli być weseli, a nawet szczęśli­

wi." A przytem czemże była ówczesna Syberya? Komunikacyę miała tak utru­

dnioną; poczta dochodziła za Bajkał zaledwie raz na miesiąc i szła do Pe­

tersburga około sześciu tygodni; o ko­

palniach nerczyńskich krążyły wieści, od których krew ścinała się w żyłach.

W takich warunkach zesłanie musiało się wydawać okrutną, powolną, na całe lata rozłożoną śmiercią. I owa zaledwie dwudziestoletnia kobieta, po­

chodząca z najwyższej arystokracyi, poświęciła bez wahania wszystko: ro­

dzinę, stanowisko w świecie i bogac­

two, śpiesząc za mężem w głąb sy­

beryjskich kopalni, by tam podzielić jego samotne życie, pędzone w nędzy i udręce.

— Cóż w tern dziwnego?— mó­

wiła— co rok to samo czyni pięć ty­

sięcy kobiet!

Pamiętniki A. E. Rozena, zesłane­

go dekabrysty, towarzysza niedoli ks.

(7)

Wołkońskiego, oświetlają najlepiej ca­

ły ogrom poświęcenia księżnej: „Oj­

ciec jej, N. N. Rajewski, bohater woj­

ny z 1812 roku, sprzeciwiał się wy­

jazdowi córki. Wiedział, że młoda, niedawno zamężna kobieta połączyła los swój z księciem Sergiuszem Woł- końskim, który, mianowany generałem za bitwę pod Lipskiem, mógł być śmiało jej ojcem; wiedział, że wyszła za mąż nie z miłości, lecz z winnego ojcu posłuszeństwa,—mógł ją przytem jeszcze zatrzymać w domu niedawno urodzony, pierworodny syn, jeszcze przy piersi będący. Ale ona zdecydo­

wała się na wypełnienie tej ofiary, która od niej najwięcej poświęcenia wymagała; powiedziawszy uwielbiane­

mu, staremu, schorowanemu ojcu, że wyjeżdża tylko na krótki czas, dla zo­

baczenia się z mężem, zostawiła syn­

ka u matki męża, damy dworu, w Zi­

mowym Pałacu—i niezwłocznie wyje­

chała na Syberyę. W Irkucku dała zobowiązanie, że się dobrowolnie wy­

rzeka wszystkich praw stanu i ma­

jętności. Księżna Marya Wołkoiiska, młoda, smukła, raczej wysokiego, niż średniego wzrostu, brunetka, z pło- miennemi oczyma, ściągłą .twarzą, lek­

ko zadartym noskiem, o wyniosłym, lek­

kim chodzie, została przez nas prze­

zwaną la filie dii G m gc — dziewą Gangesu. Nigdy nie poddawała się smutkowi, była opiekuńczym aniołem męża i jego towarzyszów niedoli, a dumna i wyniosła wobec komendan­

ta i naczelników więzienia. Z żon, które postanowiły podzielić los mę­

żów w kopalniach syberyjskich, pierw­

sze były księżne: Trubecka i Wołkoń- ska, zmuszone jechać najdalej, do Nerczyriska, śród największych nie­

bezpieczeństw i trudności. Położenie ich było wprost okropne; naczelnicy więzienia, nie posiadający na razie ża­

dnej instrukcyi, byli w ciągłej obawie wywołania niezadowolenia zwierzchno­

ści, wobec niewątpliwych donosóui swych podwładnych. Własna kore- spondeneya przybyłych pan wlokła się żółwim krokiem na przestrzeni siedmiu tysięcy wiorst; krewni na razie nie wie­

dzieli, dokąd zwracać się mają z wy­

syłaniem pieniędzy: czy do dyżurnego generała Potapowa, czy do Benken- dorfa; dlatego też z początku obie księżne wiele cierpiały — były bo­

wiem zmuszone znosić mnogie przy­

krości nie tylko z powodu pierwo­

tnych warunków istnienia, w jakich się znalazły, lecz i dla braku pieniędzy;

dość powiedzieć, że w zimie 1826 r.

cierpiały i chłód, i głód. Mogłoby się wydać dziwnem, gdybym chciał opi­

sywać szczegółowo, jak same prały bieliznę, szorowały podłogi, żywiły się suchym Chlebem i kwasem, zważy­

wszy, że znosić musiały jeszcze o wie­

le większe udręczenia, widząc mężów swych, ciężko pracujących w pod­

ziemnych kopalniach, pod władzą or­

dynarnej i zuchwałej administracyi".

Tak mówią o księżnie Wołkońskiej ci, którzy ją widzieli i znali. A teraz dajmy głos jej samej.

„Wyszłam za mąż w roku 1825.

Rodzice sądzili, że tern zabezpieczają mi świetną przyszłość. Było mi

bardzo smutno rozstawać się z nimi—

jakbym przeczuwała oczekujący mnie los.

Wkrótce po ślubie zachorowałam i wy­

prawiono mnie do Odesy, do morskich kąpieli, wraz z matką, siostrą i

angiel­

ką. Sergiusz nie mógł nam towarzy­

szyć, ponieważ obowiązki służbowe powoływały go do dywizyi. Przed ślubem prawie żem go nie znała.

W Odesie przebyłam całe lato i tym sposobem przepędziłam z mężem tyl­

ko trzy miesiące w pierwszym roku po naszym ślubie. Nie miałam poję­

cia o istnienu tajnego stowarzyszenia, do którego należał. Był starszy ode- mnie o lat dwadzieścia i dlatego nie mógł mi w tak ważnej sprawie zaufać.

„Przyjechał po mnie pod koniec jesieni, odwiózł do Humania, gdzie stała jego dywizya, i zaraz wyjechał do Tulczyna, głównej kwatery drugiej armii. Po tygodniu wrócił śród nocy.

Budzi mnie i woła: „Wstawaj prędzej!"

Wstaję, drżąc cała ze strachu. Ciąża moja miała się ku końcowi; przeraził mnie ten powrót śród nocy i hałas.

Rozniecił ogień w kominie i jął palić jakieś papiery. Pomagałam mu, jak umiałam, zapytując: o co chodz.i? „Pe- stel aresztowany!" „Za co?“ Niema odpowiedzi. Przeraziła mnie owa ta­

jemniczość. Widziałam, że smutny był i stroskany. Powiedział mi wreszcie, że obiecał mojemu ojcu odwieźć mnie do niego na wieś, na czas połogu—i ruszyliśmy w drogę. Powierzył mnie pie­

czy matki i natychmiast wyjechał; nie­

zwłocznie po powrocie został za­

aresztowany i odwieziony do Peters­

burga. Tak upływał pierwszy rok na­

szego małżeństwa; jeszcze się nie u- kończył, kiedy Sergiusz był już za­

mknięty w fortecy, w aleksiejewskim rawelinie".

Po urodzeniu syna, księżna dosta­

ła zapalenia mózgu i przeleżała bez- przytomnie dwa miesiące. Kiedy za­

częła przychodzić do

siebie

i zapytała o

męża,

powiedziano, że

bawi w

Moł­

dawii,

podczas kiedy

był już więziony

i przechodził wszystkie moralne tortury śledztwa. Przedewszystkiem, tak

jak

wszystkich innych, przywiedziono go do cesarza Mikołaja, który rzucił się na niego, grożąc mu i z'orzecząc

za

to, że nie chciał zdradzić żadnego ze swych towarzyszów. Potem, kiedy nie przestawał trwać w milczeniu przed prowadzącymi śledztwo, minister woj­

ny Czernyszew zwrócił się do niego ze słowami: „Wstydź się, książę! Pod­

oficerowie zeznają więcej od pana!"

Zresztą wiadomo już było, kto należał do spisku: zdrajcy: Sherwood, Majbo- roda i Boszniak wydali nazwiska wszyst­

kich członków sprzysiężenia, wskutek czego rozpoczęły się aresztowania.

Długa nieobecność męża wydała się księżnie nienaturalną, zwłaszcza wobec zupełnego braku listów. Wy­

znano jej wreszcie straszną prawdę, po­

czerń natychmiast pośpieszyła do Pe­

tersburga i prosiła o pozwolenie

od­

wiedzenia męża w fortecy. „Widzenie się z nim przy świadkach było mi nad wyraz przykre. Dodawaliśmy so­

bie wzajem nadziei, ale bez prze­

konania. Nie śmiałam go rozpytywać;

nie spuszczano z nas oczu; zamienili­

śmy chustki. Powróciwszy do domu, Spiesznie starałam się dowiedzieć, co mi przesyła,—ale znalazłam zaledwie

parę

słów pociechy, napisanych w ro­

gu chustki, które zresztą trudno było odcyfrować".

Tymczasem rodzina księżnej sta­

rała się odsunąć ją od męża; przejmo­

wano listy, pisane do niej, i usiłowano nie dopuścić jej do porozumienia się z osobami, życzliwie dla niego usposo­

bionemu „Wreszcie brat przynosi ga­

zety i powiada, że zapadł wyrok na męża. Zdegradowano go wraz ż towa­

rzyszami na stokach fortecy. A tak się to odbyło: W dniu 13 lipca o świ­

cie zebrano ich wszystkich i rozmiesz­

czono podług kątegoryi na stokach fortecy, naprzeciw pięciu szubienic.

Sergiusz, jak tylko go przyprowadzo­

no, zdjął z siebie mundur i rzucił go na stos; nie chciał, aby go zeń zry­

wano. Rozniecono parę stosów dla spalenia mundurów i orderów skaza­

nych; następnie kazano im klęknąć, poczem podchodzili żandarmi i, na znak degradacyi, łamali szpady nad głową każdego; robiono to niezręcznie;

paru skazańcom poraniono głowy. Po powrocie do turmy, jęli już otrzymy­

wać nie dotychczasową strawę, lecz racye katorżników; dostali również ich ubranie: kurtkę oraz spodnie z grube­

go szarego sukna. Za tą sceną nastą­

piła druga, o wiele okropniejsza. Przy­

wiedziono pięciu skazanych na śmierć.

Pestel, Sergiusz Murawiew, Rylejew, Bestiużew-Riumin (Michał) i Kachow- skij zostali powieszeni, ale z tak o- kropną niezręcznością, że się trzech z nich zerwało i znowu zaprowadzono ich na rusztowanie. Sergiusz Mura­

wiew nie chciał, by go podtrzymywa­

no; Rylejew, który odzyskał mowę, powiedział: „Jestem szczęśliwy, że dwukrotnie umieram za ojczyznę!" Cia­

ła ich położono do dwu wielkich skrzyń, napełnionych wapnem niegaszonem, i pogrzebano na Gołodajewej wyspie.

Warta broniła dostępu do mogiły. Ge­

nerał

Czernyszew (późniejszy hrabia i książę) harcował dokoła pięciu szu­

bienic, spoglądając przez lornetkę na

ofiary

i wyśmiewając się.

„Mojego męża pozbawiono majątku, tytułu, praw obywatelskich i skazano na dwadzieścia lat ciężkich robót i do­

żywotnie osiedlenie. W dniu 26 lipca wysłano go na Sybir wraz z książęta­

mi Trubeckim i Oboleriskim, tudzież Da- wydowym, Artamonem Murawiewem, braćmi Borysowymi i Jakubowiczem.

Kiedy mię brat o tern zawiadomił,- po­

wiedziałam mu, że pojadę za mężem".

DN.

Władysław” Nawrocki.

C zita . W idok ze w n ę trzn y więzienia.

5

(8)

Dar „Świata” dla Biblioteki Jagielońskiej.

„Czas" krakowski przyniósł w tych dniach następującą wiado­

mość:

S Z T Y C H Y GALLOTA.

Kustoszowi Biblioteki Jagieloń­

skiej, d-rowi Józefowi Korzeniow­

skiemu, udało się trafić szczęś­

liwie na niezwykle piękny i cen­

ny zbiór sztychów Jakóba Cal-

!ol'a, znakomitego sztycharza francuskiego z początków X V II w. Zbiór, zawierający 1 8 4 plansze, które stanowią prawie czwartą część całej twórczości

Callot'a, jest prywatną własno­

ścią i ma być wkrótce sprzeda­

ny. Byłoby nieodżałowaną szko­

dą, gdyby drogocenna kotekcya, zam iast znaleźć się w całości w którem z muzeów polskich, miała, jak tyle innych, uledz rozproszeniu, lub, co gorsza, przejść w obce ręce. Skrom ne

Słowacki w zupełnem wydaniu.

Dzieła Juliusza Słowackiego. Pierwsze krytyczne wydanie zbiorowe. Wydali dr.

Bronisław Gubrynowicz i Dr. Wiktor Hahn. Tomów 10. Lwów, 1910 r.

To był jeden z najważniejszych obowiązków historyi literatury wobec Słowackiego, w Jego roku jubileuszo­

wym. Oddać na użytek społeczeństwa i nauki całą spuściznę poety. Jeżeli bowiem twórczość Słowackiego nie stała się w całości własnością ogółu, jeżeli rozdzieliła się na dwie połowy, z których jednę t. zw. „pośmiertną", prześladowało od dawna fatum niezna­

jomości i niepopularności w szerokich kołach czytającego społeczeństwa, sprawił to przedewszystkiem brak zu­

pełnego jej wydania. Kryła się ona, bezcenna rozległością i bogactwem, w bibliotece im. Ossolińskich we Lwowie od chwili, gdy prof. Małecki złożył tu wszystkie rękopisy, jakie o- trzymał od rodziny poety. Korzystano z nich w ciągu lat niejednokrotnie (poza 2 wydaniami prof. Małeckiego) i ogłaszano rozmaicie. Były wydania wzorowe, dokonywane przez mistrzów (Lutosławskiego „Genezis z ducha"), były dorywczfe i dyletanckie. Wydać krytycznie całość, ogłosić całego „Kró- la-Ducha“, całego „Beniowskiego", pi­

sma filozoficzne i fragmenty drama­

tyczne, zebrać przytem wszystko, co z utworów Poety kiedykolwiek druko­

wano i co się tylko dało w bibliote­

kach i zbiorach prywatnych odszukać, było zadaniem d-ra Bronisława Gubry- nowicza, który wspólnie z d-r. Wikto­

rem Hahnem wydał w ciągu roku ju­

bileuszowego dziewięć tomów dzieł Słowackiego. Zadanie nie łatwe. Wy­

danie rękopisów Poety, szczególnie dzieł Jego z lat ostatnich, jest jednym

zazw yczaj uposażenie naszych muzeów niezawsze pozwala im na taką kulturalną „akcyę ra ­ tunkową", może jednak znajdzie się w tym wypadku ktoś, coby zapobiegając m ożliw ej stracie, nabył sztychy Callot'a i—to by­

łoby n a jp :ękniejssetn zakończe­

niem sprawy — uśw ietnił niem i któryś z publicznych zbiorów polskich.

W myśl intencyi, wyrażonej przez pismo krakowskie, Redakcya

„Świata", w porozumieniu z d-rem J. Korzeniowskim, nabyła w cało­

ści zbiór sztychów Callofa i ofia­

rowała je na własność największej polskiej książnicy, Bibliotece Ja­

gielońskiej w Krakowie. W je­

dnym z najbliszych numerów za­

mieścimy opis tej cennej kolekcyi.

z najtrudniejszych i najsubtelniejszych problemów wydawniczych, jakie kiedy­

kolwiek przypadły do rozwiązania nie- tylko naszej literaturze, ale może ca­

łej literaturze europejskiej 19 stulecia.

Kto choć raz oglądał autograf „Króla- Ducha" czy „Beniowskiego" np., lub tylko przypatrzył się uważnie podobiz­

nom, dodanym do omawianego wyda­

nia, zrozumie łatwo, na jak wielkie trudności napotyka (żeby się naukowo wyrazić) „lekcya autentyczna" autogra­

fów, zupełnie dla niewprawnego oka nieczytelnych, jak żmudnych dociekań wymaga wydanie utworów, których ca­

łe ustępy powtarzają' się czasem w kilkunastu redakcyach.

Wydawcy zdawali sobie dobrze sprawę z tych wszystkich trudności;

przystępując do pracy, liczyli się też z wszystkiemi wymaganiami krytyki na­

ukowej. Obok tekstu poprawnego, krytycznego, uwzględniali wszystkie re- dakcye utworów, waryanty i odmiany tekstu, słowem, starali się o dokładne

Rysunek oryginalny Słowackiego, ( £ W dawn. d-ra Gubrynomcta i d-ra Haknayi

uprzytomnienie najdrobniejszych nawet właściwości rękopisu. Podzielono wy­

danie na wiersze liryczne (I), powieści poetyckie (11—III), „Króla-Ducha" (IV), dramaty (V—IX) i prozę (X). Liryki, powieści poetyckie, „ Króla-Ducha" i pro­

zę wydał d-r. Gubrynowicz, dramaty d-r. Hahn. Trudno na tem miejscu wchodzić w szczegóły wydania, rzecz to zresztą poniekąd zbyteczna, bo szczegółowo i kilkakrotnie przez in­

nych omówiona. Krytyka wykazała, wobec jakiego ogromu trudności sta­

nęli wydawcy, uznała doniosłe znacze­

nie tego wydania, wytknęła usterki, wynikłe z natury i rozległości przed­

sięwzięcia.

Bo nie oslatniem słowem miało przecież być pierwsze zupełne wydanie Słowackiego, ale raczej wskazaniem całego szeregu kwestyi, które w dzie­

łach Poety, w ich ułożeniu i wydaniu wymagają jeszcze dyskusyi i sumien­

nej pracy krytyki.

I przyznano, że zbożny i skutecz­

ny był trud wydawców, a jego owoce widać już teraz, widać w ożywieniu, z jakiem przystąpiono do pracy nad krytyką tekstu utworów Słowackiego.

Ustalać się zaczyna chronologia wier­

szy lirycznych, pojawiają się hipotezy, dążące do ujęcia fragmentów filozo­

ficznych w jedno dzieło, jeden wykład systemu filozoficznego, chwalebne są wreszcie ambicye uzupełnienia i wy­

dobywania z ukrycia utworów, dotąd

• nieznanych. Wydanie Gubrynowicza i Hahna tę pracę umożliwiło. I w tem największe jego znaczenie.

Zasługę tę przyznano wydawcom jeszcze przedtem, nim się ukazała naj­

ważniejsza część wydania i najbardziej upragniona: czwarty, niedawno wy­

dany tom przyniósł „Króla-Ducha", w formie i rozmiarach, w których go dotąd kilku ludzi znało i przeczytało.

Ogrom przedsięwzięcia przerasta tu wprost i przełamuje istniejące nor­

my nauki wydawania! Jawi się przed oczyma czytelnika największe dzieło polskiego natchnienia in stalu nascen- di niemal. Patrzymy, jak się staje, czujemy cały bezmiar wysiłku artysty.

Jednego jeszcze słowa pracy twórczej

(9)

potrzeba, a wszystkie fragmenty wejdą w dzieło geniuszu i nie zostaną dla nas na zawsze „odmianami tekstu"...

W tej chwili Słowacki odszedł na zawsze swe arcydzieło. Dziś już frag­

mentów nikt w całość nie spoi, choć­

by się nawet znalazł wydawca, który­

by był „kongenialnym" artystą. W o- bliczu „Króla-Ducha" praca edytorska staje bezsilna. Ale zadaniem jej dać nam „króla Ducha", takiego, jakim byl w ostatniej fazie twórczości Poety.

I tu znowu daje praca wydawcy zna­

komite podstawy. D-r Gubrynowicz, chcąc dać przejrzysty obraz autogra­

fów poematu, podzielił wydanie na kil­

ka części. Najpierw wydrukował w y­

dany przez poetę rapsod I, dodając

Król Edward Vll-my. K rólow a A leksand ra.

Król Edward VII. *5

Dwa razy widziałem króla Edwar­

da, oba razy przy uroczystych oka- zyach. Raz wjeżdżał, jako mile wita­

ny gość, świątecznie strojną R in g- strasse, w piękny dzień jesienny, do cesarskiego pałacu w Wiedniu. A znów w lutym bieżącego roku, w pogodny i łagodny angielski dzień zimowy, wi­

działem go w złoconej karecie, jadące- go przepyszną aleją Mail do Westmin- sterskiego pałacu na uroczyste zagaje­

nie mową od tronu parlamentu. Oba wrażenia osobiste tych wjazdów zło­

żyły się na sylwetkę człowieka i mo­

narchy, która uderza niezwykłem ze­

spoleniem wszystkiego, co ludzkie i kró­

lewskie, w pojęciu nie klasycznem i nadludzkiej cnoty, na jaką nas nie stać, ale w pojęciu pokolenia, które pamięta koniec stulecia jednego, a ży- je w początkach drugiego, lecz nie ma jeszcze ni swego własnego wieku, ni swojej epoki.

Siedział w otwartej karecie sta­

rzec sześćdziesięcioletni obok mło­

dzieńca lat prawie osiemdziesięciu. Ta­

ki był kontrast w Wiedniu między królem Edwardem a cesarzem Fran­

ciszkiem Józefem. Otyły i ociężały, wysunięty dla wygody wprzód sie­

dzenia w karecie, w skromnym mun­

uzupełnienia według autografu; w wy­

daniu rapsodów II—V wziął za pod­

stawę plan prof. Małeckiego, zmieniw­

szy go w szczegółach. Weszły bo­

wiem do tekstu tylko ostatnie opraco­

wania. Wszystkie inne fragmenty, tak waryanty poszczególnych rapsodów, jak ich odrębne opracowania lub pierw­

sze rzuty, dalej ustępy luźne, nie da­

jące się całością powiązać, przedmowy i plany poematu, zajęły trzecią i naj­

większą część „Króla-Ducha", którego teraz dopiero znamy w całości.

Dobrze spełnionym najważniejszym obowiązkiem nauki wobec Słowackie­

go jest to wydanie Jego dzieł.

Lw ów.

Stanisław Wasylewski.

alna korespon- Swiata". .

durze austryjackim wyglądał król Ed­

ward, niby dobry z bajki wujaszek.

Mile uśmiechnięty, nie ustawał w roz­

mowie z cesarzem, przytem nie zapominał o witających go tłumach, dziękując

Jedna z o s ta tn ic h fo to g ra fii k ró la E dw ard a V il-g o i k ró lo w e j A leksandry.

skinieniem ręki za okrzyki. Obok nie­

go, w strojnym i jeszcze malownicze wojska napoleońskie przypominającym mundurze angielskiego marszałka, ce­

sarz austryjacki. Szczupła i smukła postać, wygodnie, lecz swobodnie u- sadowiona. Twarz czerstwa, bez żad­

nej starczej obrzękłości i tylko liczne zmarszczki około oczu zdradzają wiek podeszły. Lecz oczy, ostro i bystro w dal patrzące, oczy człowieka, który każdą wolną chwilę spędził po lasach i polach,—najwytrwalszy i najbardziej zapalony z myśliwych swego czasu.

W alei w St. James Park, ja- dąc do parlamentu, król Edward w sza­

tach monarszych wyglądał prawdziwie po królewsku. Okazałość monarsza—

to jedyne odpowiednie określenie. Or­

nat zakrywa niedostatki postaci z tu­

szy pochodzące. Z twarzy widnieje rozum. Nie ten jakiś wyszukany, ale zdrowy rozsądek ludzki, który się nie wstydzi, że się cieszy i stanowiskiem, i uroczystością, i okrzykami dziesiątków tysięcy ludzi, i życiem na ogół. I tyl­

ko wielkie niebieskie oczy, trochę jak­

by zamglone, trochę jakby łzawe, ce­

ra znużonego człowieka—przy tej spo­

sobności mówiły o latach, które cię­

żyły na tym królu.

Tego życia i tych rządów tajem­

nica—jeśli o tajemnicy mówić woln o w kraju, w którym wszystko się w ie i słyszy, jak w Anglii—w jednem zd a­

niu zawarta: był sześćdziesiąt lat na­

stępcą tronu. Z tego czterdzieści, ja ­ ko człowiek dorosły, bez ojca i przy boku matki-królowej, zazdrosnej, jak rzadko która na swoje prawa matki i królowej. Musiał być aż poza próg wieku starczego dyskretną i dekora­

cyjną dworską figurą. Omal, że za złe mu brano, gdy okazywał się nadto pilnym w uczęszczaniu na ga- leryę izby posłów lub na miejsce ksią­

żęce w sali posiedzeń w izbie lordów.

Nie dziw, że w kraju i w m ieście, peł- nem ponęt życiowych, tem ponętniej­

szych, że folgowanie wielu z nich pokrywane bywa tartufferyą, Albert książę Walii—jak się wtedy nazywał—

próżność oficyalnego swego życia pil-

Rok V. N; 20 z dnia 14 maja 1910 roku. 7

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zawsze więcej zyska od rodziców syn, co jest przy nich, niż ten, którego życie usuwa się z pod ich bezpośredniej obserwacyi.. Otóż wszelka wielka organi- zacya

Pominąwszy to, że żyje on z gwałtu i cudzej krzywdy, każdy krok jego jest otoczony opieką państwa, na wszystko, czem może się wykazać, złożyły się i

zmem, złagodzonym przez głupotę, przyznaje się, że stary AUenstein był w jej życiu tylko epizodem bez na­.. stępstw,, ojcem zaś Jakóba jest lekarz domu, ten

działbym raczej pewna dezoryenta- cya zapanowała u nas w pewnej części opinii po wywłaszczeniu. Lecz była to chwila, która trwała krótko. Depresya została

dzi w Galicyi i niedawny namiestnik tego kraju, wybitny znawca sztuki, autor kilku ciekawych książek z tej dziedziny, przystępny, uczynny, zawsze pierwszy tam,

parcie kół, stojących na czele gmin żydowskich w różnych krajach. Nadmienić bowiem należy, że jest to stowarzyszenie międzynarodowe, nie niemieckie; tylko

naście miesięcy w roku z jednakową łatwością; żaden inny nie daje ciału tyle giętkości, nie pobudza obiegu krwi z taką równomiernością; żaden inny nie

dowej, a przez założenie labora- toryum dla eugeniki narodowej przy uniwersytecie londyńskim stał się pionierem.&#34; „Powtóre, co mi się wydaje koniecznem, to