PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.
Rocznie Rb-. 8. W K r ó le s tw ie I C e s a r s tw ie : Kwartalnie Rb.2.25 Półrocznie Rb. 4.50 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.
Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró
lestwie i Cesarstwie kop. 75, w Austryi: Kwartainie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.’* dołącza się 60 hal.
Numer 60 hal. ‘ Adres: „ŚWIAT" Kraków, ulicą Zyblikiewicza Na 8.
CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-e] stro
nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 50- Na 2-ej I 4-e|
stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro
nice poza okładką kop. 20. Za tekstem na białej stronie kop. 30.
Zaślubiny i zaręczyny, Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 76.
Rdres Redakcyi I Ądminlstracyi: WARSZAWA, Rl.Jerozolimska 49.
T e le fo n y : Redakcyi 80*76, redaktora 68-76, Administracyi 73-22.
FILIE ADMINISTRACYI: Sienna Ns 2 te< 114-30 i Trębacka Nu 10.
Z7
r c J LTL
Rok V. Ns 1 z dnia 1 Stycznia 1910 roku.
Główny skład PATHEFONOWAt Grudziński i Berger, Kraków, Szewska 10.
Wspaniałe nowe zdjęcia polskie.
Dom bankowy
K A Z IM IE R Z J A S IŃ S K I Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse.
Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.
Warszawska orkiestra Symfoniczna Wł. ks. Lubomirskiego,
(w S ali Filharmonii)W piątek, d. 7 Stycznia 1910 r. VI-ty ABONAMENT. WIELKI KONCERT SYMFONICZNY z udziałem Eugene
YSAYE’A (skrzypce).
C ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artys
tyczny. Codziennie występy pierw
szorzędnych artystów.
Od administracyi.
Upraszamy o wczesne nadsyłanie przedpłaty na rok 1910, celem uniknięcia zw ło ki w wysyłaniu pisma. Dla uniknięcia pomyłek i nieporozumień, najdogodniej jest w y
syłać pieniądze w p rost do administracyi „Świata" (W ar
szawa, Aleja Jerozolim ska, 49).
IV J
Wielka Sala Filharm. Warsz. „The Luxgraph”.
Codziennie wielki i-godz. program złożony z pierw
szych nowości w W arszawie. Początek od g . 4 ppoł.
do u w. Obrazy ilustruje orkiestra wybitnych mu
zyków
C O G N A C
e REMY MARTIN sc
Magazyn i pracownia FUTER męzkich i damskich, A. PAWEŁEK, Warszawa, _______ ulica Królewska Ń° 3,_______
Polecamy P IW O
E. R E Y C H S Y N O W IE .
W arsz. Biuro Transportowe Domu Handlowego
JUL. HERMAN & CO.
W arszawa, Ś-to K rżyska 32, tel. 46-12. O ddział w Ło
dzi, za rz. fil. Tow. Akc Jan Lubimow i S- kaw Moskwie.
Clenie towarów. Przyjm uje i wysyła transporty za wła
snymi kwitami transportowymi z dostawą do domu lub bez do wszystkich stacyi Rosyjsk. D r. Zel., p rzy stani W ołgi i Kamy z dopływami, na Syberyę, ha- ukaz, do A zyi Środkowej, oraz za granicę. Aseku- racya transportów. Przechowywanie towarów we własnych składach. Ekspedycya na kolei. Odbiór towarów z domów i kolei własnemi furmankami.
R estauracya HOTELU BRUHLOW- SKIEGO
„V E R S A IL L E S “ Aleja Ujazdowska._____
HOTEL KRAKOWSKI w Krakowie.
W najpiękniejszej części Krakowa, poło
żony przy plantach, wzorowa czystość, usługa grzeczna i szybka, elektryczne o- świetlenie.— Kuchnia domowa, smaczna.
Kąpiele w wannach i łaźnia parowa z tu
szami w hotelu, jako też stajnia i wozo
wnia, poleca ZARZĄD HOTELU.
NOWOŚĆ!
STEFANA KRZYWOSZEWSK1EGO
„AKTORKI” Cena kop. 6S.
Komedya w 4 aktach, do nabycia we wszystkich księgarniach.
0:= - --- --- -- ---
R O K LRW Y i B Ł O T fi.
ojusze, w ła d c y , świat— wszystko szalone!" — woła F ilip F aulcon- bridge w szek
spirowskiej hi- storyi o królu Ja
nie bez Ziemi.
Po siedmiuset la
tach szał jesz
cze trwa i ten sam rządzi nim szatan. Stary Wil nadaje mu jedno tylko imię: „chci
wość", i twierdzi, że: ten chytry dya- beł, zdań odmieniacz, rajfur, który kark skręca zawsze honorowi, lamie przysięgi i ciągnie za sobą królów, żebraków, slarców i młokosów, pchnął niegdyś na pochyłość inte
resu świat, co się niegdyś dobrze równoważył, po równym gruncie spokojnie się tocząc. Ona to z pierw
szej odbiła go drogi, przez nią za
pomniał o pierwszym swym celu.
Łają tego szatana ci tylko, do któ
rych nie raczył się umizgnąć. Kto, jako żebrak, głośno przywykł wołać:
„niema większego nad bogactwa grzechu", gdy się zbogaci, cnotą je
go będzie wołać, że niema grzechu nad żebractwo. — Zrobiliśmy nawet pewne postępy w tym kierunku Dziś już nawet żebracy sądzą, że ich nędza jest grzechem. Teorya interesu i egoizmu wskazana zosta
ła i im także za jedyny rozumny wskaźnik w sprawach narodowych i osobistych. Rok ubiegły ani przez chwilę nie przeżył przebudzenia się sumień „wdziewających zbroję wspra- wie pokrzywdzonych",— pomnożył raczej krzywdy, skłębił żądze, a zbiorowiska ludzkie oddalił jesz
cze bardziej od ideału Spinozy, głoszącego, że celem państwa jest wolność, oswobadzająca od przy
musu i strachu i zapewniająca bez
pieczeństwo prawom przyrodzonym do istnienia i działania bez uszczerb
ku dla siebie i innych. Wogóle był to rok cofnięcia się wstecz. W naj
lepiej urządzonych, najbardziej wol
nych organizacyach społecznych za
chwiały się harmonie, wznieciły roz
terki, jakby na dowód, że „niedość w nich jeszcze zrobiono dla utrzy
mania zgody, nie dość rozważnie obmyślono rozumne prawa, uchylają
ce przyczyny starć, nienawiści, gnie
wów i podstępów". W państwach, w których postawiono sobie za za
danie panowanie nad ludźmi za po
mocą grozy i przerobienia istot, ob
darzonych rozumem, na tresowane bestye lub automaty, trwał albo ów pustynny pozorny spokój wyczer
pania i bezczynności, albo też rwa
ły się wszystkie więzy i wracał
pierwotny stan rzeczy, stan anarchii,
dającej ujście popędom narażają-
1
A TURCZYŃSKI Jubiler w Warsza Q . wie, ulica Czysta .V? 8. POLECA W WIELKIM WYBORZE GOTOWE WYROBY ZŁOTE I BRYLANTOWE.
P IWO DROZDOWSKIE maicowc, ku
racyjne, sprzedaż wszędzie.
Składy na Meble
„SYRENA” Krak. Przedm .38
„s im s ”
M IE S IĘ C Z N IK L IT E R A C K O - A R T Y S T Y C Z N Y i N A U K O W Y
wychodzi w Warszawie od stycznia r. 1908 pod redakcyą
WŁADYSŁAW A BUKOWIŃSKIEGO, p r z y n ajbliższym w spółudziale IG N . C H R Z A N O W
S K IE G O i IG N . M A T U S Z E W S K IE G O .
„SFIN K S" od stycznia roku rgio roz
szerza format, zmienia papier i druk^ po
dnosi wogóle swój wygląd zewnętrzny i wartość artystyczną.
„ SF IN K S" stara się być możliwie obje- ktywnym wyrazem i odbiciem współczes
nej fa li twórczego życia polskiego z ró- żnemi je j odcieniami i zabarwieniami.
„ SF IN K S" w zeszycie styczniowym zaczyna nową powieść W A C Ł A W A S IE RO SZEW SKIEG O p. t. „Jak liść jesien
ny", studyum polemiczne M ATUSZEW SKIEGO p. t. „7. Weyssenhoff i laury Wyspiańskiego", dramat S A V IT R I p. t.
„Brunhilda", rozprawę ŁUNIŃSKIEGO o księciu Reichsładtu i wiele innych.
Każdy zeszyt „Sfinksa" zawiera około 10 arkuszy druku (160 str.} wyborowej treści literackiej, podanej w wytwornej sza
cie zewnętrznej, przyozdobionej i urozma
iconej reprodukcyami dzieł sztuki.
Pren u m erata „Sfinksa! * wynosi rb. S w W a rsza wie, a rb . q z p rze sy łk ą pocztową w K rólestw ie i Ce
sarstw ie za wydanie tańsze, o ra z rb. to ro cznie w W a rsza w ie, a rz rb . pocztą za wydanie wykwintne na wytwornym p a pierze żeberkowym większego f o r matu. P renum erata ,,''finksa,t zagranicą wynosi 1 z p rze sy łk ą rekomendowaną] rb. i i rocznie za wy
danie tańsze i rb. z j za d ro ższe.
Adres Redakcyi i Administracyi „Sfinksa"
Warszawa, Hortensya 4.
CZY LATO CZY ZIMA
S ta le n a jw ię k s z y ni p o p y te m cieszą się perfu
my A M A B IL IS fa
b ry k i M ILIO T w P A R Y Ż U
DOM BANKOWY
BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka „N° 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.
.... - — b
cym się wzajemnie na wszystkie nie
bezpieczeństwa gwałtów chwilowej przewagi sił nad prawami. Jednem słowem, jakby dla stwierdzenia zwąt
pień w prawo postępu, klepsydra historyi przesypuje raz po raz od
wieczny piacek czasów Ludwika XIV-go i Wilhelma Iii-go, kiedy to mędrzec hagski pisał, że „państwom częściej grozi zguba od swych oby
wateli, niż od wrogów zewnętrz
nych, skutkiem czego ci, na któ
rych barki wtłoczono najwyższe pra
wo państwa, bardziej obywateli, niż wrogów jego, obawiać się są skłon
ni; przed tamtymi, nie tymi się strzegą; zamiast troszczyć się o los swoich poddanych, zasadzki na nich urządzają, zwłaszcza na jaśniejących mądrością; potęgę swoję opierają na ilości żołnierzy, na ich odwadze i wierności; wynika z tego, że zmu
szeni są częściej podniecać wojsko, niż je w karności ćwiczyć; częściej jego wady ukrywać, niż zasługi wyjawiać; żeby módz najlepszych w państwie tłumić, poszukują ludzi, przez próżniactwo i marnotrawstwo upadłych, odznaczają ich godnościa
mi, obdarzają pieniędzmi, laskami wynoszą i panowanie swoje nad innymi swoją zależnością wzglę
dem nich okupują; utrzymują przez to stałe zarzewie pożarów, bo pod
dają się pod jarzmo tych, dla któ
rych środkiem do życia — wojna, których siła dopiero w wywoływa
niu rokoszów i ich uśmierzaniu roz kwita'1...
Rysy dzisiejszego stanu rzeczy nie są zapewne tak grube i proste, jak je kreśli w przytoczonych sło
wach Spinozy „Tractatus politicus de Monarchia". Wśród piastunów najwyższego prawa—utrzymują hi- storyografowie chwili bieżącej — często jest dużo dobrej woli, dużo chęci godnego spełniania swojej misyi, dużo gotowości do podziele
nia się ciężarem władzy z najle
pszymi przedstawicielami ludności, dużo troski o dobrobyt materyalny i zapewnienie spokojnego bezpie
czeństwa poddanym, a wolno mnie
mać, że nie przypadkową była myśl, która z miasta, gdzie niegdyś pisał swój traktat wróg rewolucyi, zwo
lennik monarchii, sceptyk postępu, i głosiciel szczęścia, jako cnoty, uczyniła w naszych czasach środo
wisko powszechnych, choć chło
dnych i leniwych, usiłowań do opar
cia rozwoju ludzkości o podstawy trwałego pokoju. Godności, odzna
czenia i łaski nie spadają na sa
mych próżniaków i marnotrawców, dostają się często ludziom żelaznej pracy i wytrwałej zapobiegliwości gospodarczej; armie są ćwiczone w karności i zostały uobywatelone, zdemokratyzowane przez powszech
ną służbę pod bronią bez różnic stanu, narodowości i wyznania. Ale choć zmieniły się formy, zawartość ich ma smak odwieczny; debrę zamiary, wytężona praca, niepospo
lite zdolności, milionowe wydatki na cele społeczne są tylko, jak fer
ment, przelewający od czasu do czasu pianę przez brzegi coraz to nowych kadzi, ale pokrywający się znowu starą pleśnią. Szekspirow
ski szatan chciwego egoizmu skrę
ca zawsze kark honorowi, łamie przysięgi i toczy dalej świat po pochyłości przepastnej...
Kronika roku pod sam jej ko
niec zapisała zniknięcie z widowni życia jednego z takich władców, którzy proszą się o pióro Szekspi
ra i jad Faulconbridge’a. Leopold Wesoły umiał nawet na marach skandalizować świat pośmiertną awanturą miłosną i sprytem, z ja
kim ten sparodyowany Lear współ
czesny zdołał przed złem i córkami ukryć majątek, zdobyty na geszef
tach, do których korona służyła mu za atut nieocenionej wartości. Sę
dziwy vivcur i chciwy łowca złota, mimo swoich wad człowieczych, był rzadkim wzorem panującego: po
chyłość, po której go staczał kobold chciwości i użycia, dotyczyła tylko jego samego, pochłaniała wyłącznie jego prywatną uwagę, oszczędziła jego państwo. Nie miał ani armii dość silnej, aby ją podniecać do za
borów, ani doradców dość nad nim górujących, aby im dać nad sobą zapanować; odmienne mową narody, nad któremi panował, żyły w zgo
dzie przykładnej na równem prawie i nie przeszło mu przez myśl, aby je kłócić i jątrzyć; nie obawiał się ani poddanych, ani wrogów, nie draż
niąc ni jednych ni drugich; kon- stytucyę szanował, uważając jej ist
nienie za wyrękę i pomoc, nie za skrępowanie i ubliżenie. Na kilka miesięcy przed kichnięciem, które podobno stało się przyczyną śmier
ci „króla belgów i szansonistek pa
ryskich", zniknął z widowni politycz
nej Europy człowiek innego gatun
ku i innej miary, człowiek, który nie panował, lecz rządził, o tyle solidny, o ile tamten był płochy, a tyle po
zostawiający jednak swojej wielkiej ojczyźnie szkód moralnych, ile tam
ten przynosił swojejjmaleńkiej—zy
sków i korzyści.
Czwarty kanclerz Rzeszy Nie
mieckiej toczył się szybko z wyżyn, na które wstępował powoli, uroczy
stym i tryumfalnym krokiem. Za
wiodła go ewangelia żelaznej i bru
talnej mądrości stanu, według któ
rej z życia swego uczynił religijne niemal „naśladowanie Bismarka".
Był istotnie jednym z łych, którzy robili interesy na niechęci władcy do części swoich poddanych i na wzajemnej niechęci poddanych do władcy,—jednym z zakładaczy zasa
dzek, tłumicieli pierwiastków prawa, sprawiedliwości i dobra, podnieca- czy żądz narodowych i prześladow
czego instynktu; płaszcząc się przed swym władcą, czynił go od siebie zależnym;; wzniecał, gdzie mógł, za
rzewia pożarne, aby je gasić z py
chą i powiększać swoję zasługę.
Chciwy egoizm interesu państwa postawił ponad wszelkiem prawem boskiem i ludzkiem — i zatruwał, jak zbrodniarz, studnię pojęć m o
ralnych swego czasu. A upadt dla tego, że w chwili, gdy stać mnie
mał u szczytów swoich powodzeń, - znajdował się już tylko na samem dnie pochyłości, po której już da
lej stoczyć się nie było sposobu.
Władca chciał mieć kanclerza, któ
ryby się jeszcze bardziej płaszczył, junkry chciały mieć kanclerza, któ
ryby jeszcze bardziej szanował ich kieszenie; kopnięty i wygnany, uczy
nił się ofiarą intrygi polaków, jak
by chcąc pochlebić sobie, że prze
cie strąca go jakaś wyższa moc moralna, a nie własne nędzne ban
kructwo, że go dławi wróg ideowy, a nie błoto, w którem grzęznąc za
tonął.—Można było nieraz w ciągu minionego roku odnosić wrażenie, że kataklizm, który za jego świ
tów Messynę i Kalabryę zamienił w piekło dantejskie, rozlał daleko i głęboko na ląd europejski jakieś niezmierzone fale kalającego dusze ludzkie biota, albo raczej tylko od
krył bagniste czeluście, tające się dotąd przed światłem publicznego ujawnienia. Wstrętne bańki po
twornej wewnętrznej zgnilizny wy
dobyły się na wierzch życia — od
krycia Burcewa zdarły przed świa
tem — który mniemał, że nicze
mu się już dziwić nie będzie i ni- czem brzydzić—maski z twarzy du
chowych legionu Azefów i Hartin- gów. Zdumiewające, zaiste szalo
ne sojusze powiązała rajfurząca chciwość i poplątała przewrotow
ców ze szpiegami w skłębione sploty tak lubieżnych uścisków, że zbrodnie polityczne przypisywać po
częto pomysłom organizacyi stró
żów bezpieczeństwa, a szefa depar
tamentu policy i osądzono, jako wspól
nika i agenta podziemnej rewolu- cyi. Krople tego błota spadły i na nas: partyjne i obywatelskie sądy krakowskie rozpatrywały podejrze
nia, ciążące na dwojgu ludzi, któ
rych rajfur szekspirowski pchnąć miał w najniższą otchłań niepoję
tego upodlenia. Niestety, nie usu
nięto podejrzeń, choć nie stwier
dzono winy, a zagadkowa zbro
dnia, którą broniona zapłaciła swe
mu obrońcy, zwiększyła tylko za
męt zwyrodnieli psychicznych, w któ
rych obłędne koła dostawały się także umysły, skądinąd świetne.
Od brudów chwili współcze
snej myśl nasza z tęsknotą zwracała się do hołdu czci, oddanego pro
miennej poezyi, prowadzącej w naj- górniejsze szlaki piękna, w najplo- mienniejsze zorze szlachetnych uczuć, w najsubtelniejsze tajnie ideałów myśli polskiej i polskiego marzenia.
Nie było można sprowadzić popio
łów poety, przed któremi zamknię
to groby wawelskie z obawy, aby nasz sentymentalizm nie rozkołysał się zanadto w manifestacyach po
grzebowych i aby wolny, rwący się ze wszystkich pęt duch poety nie pociągnął nas w górę tej pochy
łości, po której w dół spada świat współczesny. Dzieii święta pamiątki upływał wszędzie pod przygnębia- jącem wrażeniem, że nawet swoi robili, co mogli, aby jego podnio- słość skrępować i aby zapał stu
dzić; najsmutniej upłynął w War
szawie, gdzie piętrzą się troski ze
wnętrzne i wewnętrzne i gdzie raz po raz trzeba się dźwigać z pod gromów, bronić przed falą, która podmywa brzegi, i gdzie festyny, urządzone na cześć pierwszych go
ści narodu, pozwalały tylko na chwi
lę zapomnieć o posępnej szarzyźnie dni powszednich. Ale zwrot ku poezyi Słowackiego, który przenik
nął całe życie duchowe narodu, był jakby podsyceniem gasnącego znicza w starej, mrocznej świątyni, był jak
by rozpaleniem w niej wielu no
wych pochodni o życiodajnym bla
sku. Przesiliły się ostatecznie wszyst
kie nadzieje polityczne, usiłujące się opleść dokoła drogowskazu ego- izmów i interesów mądrości życia, ustali o się jednak, jako trwały na
bytek, wzmocnienie idealizmu dążeń ducha, a z niem zwiększenie buj- ności istotnych źródeł bytu, trwa
nia i hartu. A wobec nowych cio
sów, grożących ziemi chełmskiej i wielkopolskiej, wobec czających się wstrząśnień dziejowych, wobec szalejącej orgii nacyonalizmów,sprzy- siężonych przeciw nam, potrzeba nam tego hartu, aby krzepieniem się wewnętrznem zewnętrzne zastę
pować straty.
Zaczęty grzmotem podziemnym i huraganem zmąconych z sobą ży
wiołów, rok kończy się pobudkami głuchych zapowiedzi wojennych.
Na wschodzie Europy i na wscho
dzie Azyi wznoszą się gotowe do podpalenia stosy pożogi: pożądli
wość starych i młodych państw czyha tam na wydzierany wzajem
nie żer, gotowa każdej chwili do skoku. Kilkakrotnie już w ciągu roku zdawało się, że wybiła zło
wroga godzina. Stłumiono jednak przedwczesny poryw bezsilnych Ka- radżordżewiczów i w milczeniu przypatrywano się przeobrażeniom islamu i detronizacyi sułtańskiego de
spoty, którego sam cesarz Niemiec uważał za przyjaciela i brata . Ab- dul-Hamid był trzecim z wielkich tego świata, dla których rok ubiegły stal się feralnym: ijego zgubił de
mon chciwości władzy, spiskujący przeciwko woli jego ludu, złączony
z wolą ludowej armii, i on prze brał miarę w lekceważeniu morał nych norm równowagi życia. Ni uratowała go ani poiega jego bo gactw, ani chytra przebiegłość; chwy ciła go za gardło pomsta okrucieństw, któremi znaczył swoje rządy. Ja- kiemże przeciwstawieniem tej przy
musowej, gwałt ownej zmiany rządów w państwie, przechodzącem pierw
szą odrę cywilizacyjnej gorączki, by
ła równoczesna prawie zmiana ster
nika w kulturalnem społeczeństwie nowego świata: niepospol ty czło
wiek i znakomity władca demokra
tycznej potęgi nakazującej wolę swo- ję państwom starej także półkuli, koń
czył świetne urzędowanie w pełnej czci obywatelskiej, żegnany wdzię
cznością rodaków, ustępując n o r
malnie miejsca nowemu słudze rze
czy publicznej.
A jeżeli i tam także, tam może nawet więcej, niż gdzieindziej, zi
mny interes jest regulatorem spraw życia, umiano go tam pojąć szerzej, głębiej i rozumniej, i oprzeć o n ie
złomne zasady szacunku dla pełnej swobody rozwoju przyrodzonych praw ludzkich, jeżeli nie w ekono
micznym ustroju, gdzie się tworzą nowe monarchie miliardów, to przy
najmniej w politycznej gospodarce państwowego związku. Naśladuje ten przykład od lat prawie czter
dziestu jedyna europejska wielka republika, która z klęsk dziejo
wych zaczerpnęła hasła niebywałe
go duchowego i materyalnego od
rodzenia. I tam także przesilenie usunęło w tym roku z widowni jednego z najznakomitszych ludzi, jakich wydala doba dzisiejsza; sze
regi zwarły się i zapełniły lukę bez szkody dla sztandarów, powiewają
cych górnie w atmosferze wolności, równości i braterstwa. A kiedy z za pirenejskiej ściany nadeszły wieści, że walki idei regulowane są tam jeszcze wyrokami sądów wojennych, z placów Paryża pod
niósł się pierwszy głos protestu, który zdziała! istne cuda przemiany w najbardziej dotąd martwym z kra jów zachodniego świata. Czy ten cud obejmie kiedy szersze kręgi, czy przejdzie poza Alpy i Karpaty, a jeśli przejdzie, czy oszczędzi wstrzą
śnień i ofiar? Oto pytanie, które wita Rok Nowy... ...
L h r .
3
fl. Kamieński. Pierwszy bal.
Wspaniałe zbiory Leona hr. Pinińskieao.
A. van der Neer. Krajobraz nocny. Obraz nieznanego mistrza włoskiego. Ukrzyżowanie.
Nowe wzbogacenie Muzeum narodowego.
Zbiory Leona hr. Pinińskiego.
Społeczeństwo polskie żywo po
ruszyła wieść, podana przez dzienniki, że lir. Leon Piniński ofiarował Mu
zeum narodowemu— które ma być przeniesione na Wawel, jako depozyt—
cały szereg znakomitych obrazów ze słynnych swoich zbiorów we Lwowie.
Fakt to niezwykły—z reguły bowiem zbieracze dzieł sztuki zazdrośnie strze
gą swoich skarbów i nie tylko nie po
zbywają się ich, lecz z niechęcią wy
pożyczają je na wystawy i pozwalają zwiedzać. Ofiara więc hr. Pinińskiego i przyrzeczenie jego, że w dalszych zakupach będzie miał szczególnie na oku rzeczy polskie i takie, dla któ
rych jedynem miejscem jest Wawel, ma podwójne znaczenie. Hr. Leon Piniński, jeden z najwybitniejszych lu
dzi w Galicyi i niedawny namiestnik tego kraju, wybitny znawca sztuki, autor kilku ciekawych książek z tej dziedziny, przystępny, uczynny, zawsze pierwszy tam, gdzie idzie o dobro sztuki naszej i naszych zabytków, dał przykład, który, być może, nie zosta
nie bez wpływu.
Zbiory jego, które chętnie zaj
mującym się sztuką pozwala zwie
dzać, mieszczą się w pałacyku przy ulicy Matejki. Z pysznej klatki scho
dowej, w której mieszczą się stare rzeźby, posągi, fragmenty ołtarzów, świeczniki, broń i obrazy, wchodzi się do sali z obrazami przeważnie holen- derskiemi. Zaraz na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to „galerya" w nie- znośnem tecro słowa znaczeniu, lecz
zbiory, zawieszone ręką miłośnika piękna; na ścianach, sztalugach i ekra
nach całe mnóstwo większych i mniej
szych obrazów, obrazków, miniatur i t. d. A więc parę rzeczy Steena (1626 — 1679), które na wystawie w Leydzie zostały uznane za płótna pierwszorzędne, przedewszysłkiem do
skonała „Scena betlejemska" i mnó
stwo innych, obraz wojskowego, ro
dzajowego ówczesnego malarstwa (XVII-ty wiek) Holendra Piotra Cod- dego (1599—1678), subtelny, malowa
ny prawie sposobem współczesnym
„Krajobraz nocny" A. v. der Neera (1603 — 1677), krajobrazy leśne S.
Ruijsdaela (1600—1670), który wraz z bratem Jakóbem jest niezrównanym czarodziejem pejzażu; jeden z najcie
kawszych obrazów Judyty Leyster (1600—1660) dzieła N. Maesa (1632—
Domniemany Rafael. P o rtre t kardynała Jul.
Medici (Klemensa VII).
Piętro Perugino. Ukrzyżowanie.
1693), Dircka Halsa (1600—1656), C.
Netschera (1639—1684), .17. van Mus- schera (1645—1705), J. van Goeyna (1596—1656); z flamandów D. Te- niersa młodszego (1610—1690) i t.
d.—a więc wiek w sztuce holender
skiej najciekawszy, wiek Rembrandta, Halsa i ich uczniów genialnych.
Obok sali holenderskiej—wielka sala włoska. Przedewszysłkiem rzecz najważniejsza: portret młodego kardy
nała, Juliusza Medici, prawdopodobnie rzecz Rafaela. Wiadomo, że Rafael malował Juliusza (późniejszego pa
pieża Klemensa VII-go), jako młodego kardynała — innego portretu papieża z tych czasów niema, prócz tego rzecz sama wykazuje wybitne cechy i wła
ściwości geniuszu Rafaela, jego spo
sób rozmieszczenia portretowego, tech
nikę — dużo więc przemawia za tern
5
Wspaniałe zbiory Leona hr. Pinińskiego.
-i. Steen. s c e n a betlejem ska.
Nic P. B e rch e m . fG lo ryfika cya pokoju w estfalskiego.J
że jest to rzeczywiście oryginał. Na
przeciw, na sztalugach, mistrz jego i nauczyciel, Piętro Peruginoz „U krzy
żowanie” , z tym typowym wyrazem słodyczy w 'tw arzy, na której nie czuć bólu i przebytych cierpień, czego Pe- rugino szczególnie, a wogóle całe O d
rodzenie włoskie skrzętnie unikało.
Po bokach Chrystusa symbol dwóch łotrów: po prawej stronie zielone, świeże drzewo, po lewej bezlistne, uschnięte. Nie ulega wątpliwości, że obraz jest dziełem Perugina i to je- dnem z ciekawszych. Ze szkoły Bot- łiceł/ego są trzy płótna, z których
„Zwiastowanie” wyszło z pod pendzla dobrego ucznia jego, pod jego może wskazówkami; prócz tego są tu szko
ły prawdopodobnie Belliniego, B o- saitiego, L . S ig n o re lli, świetna Ma
donna, kto wie, czy nie z warsztatu Rafaela, doskonały portret wenecki z końca XV-go wieku, „Święta rodzi-
Leon hr. Piniński 'p o d łu g obrazu Z. AJduklewicza).
na” niderlandczyka Ile - messena z XVI go wieku i J/. Berchema ciekawy obraz, przedstawiający a-
legorycznie uświetnienie pokoju westfal
skiego z 1650 r. Berchem b ył malarzem zwierząt i krajobrazów, więc obraz ten jest poniekąd zjawiskiem w jego tw ór
czości i ważną kartą w dziejach sztuki holenderskiej. Wytworną tę salę za
pełnia, prócz wspomnianych rzeczy, mnóstwo innych obrazów i obrazków włoskich, wreszcie wielka ilość rzeźb, specyalnie niemieckich w stylu baro
kowym i gotyckim.
W salach parterowych, prócz dzieł zagranicznych malarzy współczesnych, jak np. bardzo ciekawe obrazy angiel
skie, mieszczą się zbiory rysunków Grottgera, Michałowskiego (szkic por
tretowy Dwernickiego na koniu) i całe mnóstwo płócien współczesnych mala
rzy polskich, przedewszystkiem M al
czewskiego, Chełmońskiego, F a ła ta , Dębickiego, Kossaka, Ajdukiewicza i t. d. A także najmłodszych mala
rzy, jak: Trusza, Porałkowskiego, Cwi-
■ klińskiego, Fabiańskiego i innych.
Hr. Piniński posiada również w ielki zbiór angielskich rycin, przedewszyst
kiem ogromną wprost ilość rycin Rem- brandta. Zbiory te, których nie podo
bna wyczerpać w pobieżnej notatce, ciągle się pomnażają i bogacą. Hr. Piniń- ski dał część tylko i to tę, która się na- daje do sal Wawelu; jest to jednak ofia
ra' hojna, a czcigodny ofiarodawca na niej nie poprzestanie. Niedawno zaku
p ił hr. Piniński w Gdańsku bardzo cie
kawy ołtarz, specyalnie dla muzeum na
Wawelu, prócz tego ma dużo planów i zamiarów bardzo szlachetnych, o któ
rych innym razem napiszemy.
Lwów. o .
P ałac Leona hr. Pinińskiego.
» © c
Na wsi.
Jeszcze nie zsze d ł księżyc sre b rn ó ro g i, a Już sło ń ce w s ta je z d ru g ie j strony.
Klomby, tra w n ik , cich e ścieżki, drogi, p o b ie liły wczesnym rankiem szrony.
Z e sztyw n ia łe w ch ło d zie i m ilczeniu s to ją d rzew a ż ó łte , purpurow e.
W dw óch to p o li sm ukłych obram ieniu w idać oddal, m knącą w k ra je nowe.
O szronione niejeżdżone ś c ie ż k i..
S tąd do ludzi w św ia ty — ta k daleko!
Tu nieznane krzyw dy I zam ieszki, tu złem okiem s e rc a nie urzeką.
Nad szronam i ja sn e j zorzy smugi m głę nieb ieską p iją z nad ro z ło g i.
O dpoczynek na w si zbaw czy, dług i...
O szronione, niejeżdżone drogi...
Niemniej poważnem dziełem jest praca ks. K orzonkiew lcza p. t. Je- hoszua. Początek narodu izraelsk:ego.
Na granicy filo zo fii i nowoczesnej oryentalistyki stoi dzieło A n d r z e ja N le m o j e w s k l e g o B ó g Jesus. Bez względu na opinię, która, oczywiście, w przedmiocie tak poruszającym serca ludzkie, musi być bardzo niejednolita—
należy przyznać autorowi ogromną eru- dycyę i bogatą inwencyę w dziedzinie swego przedmiotu. A u to r uzbroił się we wszystkie elementa dzisiejszych olbrzy
mich badań asyro-babilońskich, zwłasz
cza t. zw. astralistyki t. j. znajomości s’ a- rożytnego gwiaździarstwa. Religia da
wnego Szenaaru była po prostu kultem gwiazd — i znakomita ilość tej nauki astralnej przeszła do żydów i innych narodów owoczesnych. Ślady tego astrologicznego rozumienia zjawisk no
wa szkoła badań biblijnych w Niem
czech spostrzega wszędzie — i za po
mocą transpozycyi fenomenów niebie
skich na ziemię wykłada symbole i ta
jemnice religijne. Wynika stąd nowe zupełnie tłómaczenie Ewangelii. Tak np.
Morozow z danych astronomicznych nader ciekawie wytłómaczył Apokalipsę Ś-go Jana. Już z górą sto lat temu francuzi Volney i Dupuis w obserwacyi gwiazd w idzieli źródło wszystkich k u l
tów i ojczyznę bogów. Dzisiaj w Niem
czech istnieje cała szkoła, która w ten sposób wykłada religię. Niemojewski rozszerzył to rozumienie rzeczy na Ewangelię Ś-go Marka — i wykazuje analogie faktów, opowiadanych w tej księ
dze, ze znakami niebieskiemi. W Niem
czech, gdzie prace w tym kierunku od dawna się robią i gdzie istnieje znacz
ne przygotowanie do takiego wykładu Ewangelii—powitano dzieło A . Niemo- jewskiego bardzo życzliwie — i w nie
długim czasie wyjdzie Bóg Jesus w tłómaczeniu niemieckiem.
Częściowo do tej samej kategoryi badań należy praca p. R. L llie n t a lo - w ej Ś w :ęta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości (nakład Akad. Um.
Krak.). Autorka podaje genezę tych świąt z mitów natury — ich analogie u innych plemion oraz ich przemiany w ciągu stuleci.
Z tlómaczeń zaznaczymy tu: L o tze Zarys m etafizyk ', H. H o fd in g a , do
skonałą dwutomową H istoryę f ilo z o fii; tegoż wyszło dzieło: F ilozofow ie współcześni; dalej V o l l e r s a B e lg ie św h/a, S chop e n h a u e ra rzecz O wZ/roścz ludzkiej w o ł!, E rn. H e llo , znanego pisarza neokatolickiego, dzieło pt. F ilo zofia i aleizm , wreszcie dwukrotny przekład Uczty P la to n a . Jeden w y
szedł w Bibl. filozoficznej Struvego, drugi w zbiorze pt. Symposion we I.wowie. Symposion jest to serya, w y
dawana przez Księgarnię Polską we Lwowie; mieszczą się w tej seryi dzie
ła filozofów— aforystów, jak Leopard';
Vauvenargues, M ontaigne (W ybór pism) w doskonałych przekładach. Dobrą myśl miał p. S. P y ro w ic z , wydając genialne pisma B a c o n a pt. Szkice po- lityczno-elyczne, w oryginale Sermones fideles seu in te rio ru rerum . Bacon—
o którym się przypuszcza, że on jest właściwym autorem tragedyi Szekspi
ra — b ył nieporównanym stylistą, mi
strzem zdań pomnikowych i wieczno
trwałych określeń.
Przejdźmy teraz do dziedziny nauk przyrodniczych. Tu mamy przedewszyst- kiem ostatni V tom, ttómaczonego co prawda, ale nader pożytecznego dzie
ła p. t. Wszechświat i człowiek.
7. innych pism w tej dziedzinie uważamy za wielce użyteczne w spra wie uformowania poglądu na świat.dzie- ło C. S n y d e r a p. t. Ubras świata we
d łu g ostatnich badań przyrodniczych.
Praca ta przerobioną jest z ang. New conceptions of science i podaje w spo
sób zw ięzły w yn iki ostatnich badań naukowych w przedmiocie kosmogonii i biologii.
Ogólnego znaczenia są też dzieła pr. N usbaum a, jako to: zbiór rozpraw p. t. S zla ka m i wiedzy, oraz nowa jego książka, którą należy zaliczyć do naj
ważniejszych fenomenów piśmienni
czych ubiegłego roku: Idea ewotucyi w b io lo g ii. Jest to właściwie historya t. zw. darwinizmu, który dziś najpo
wszechniej został przyjęty w nauce. Autor podaje naprzód fakty, stwierdzające zmienność form organicznych; dalej wy
kłada teorye pochodzenia gatunków przed Darwinem (Lamarck, G. St. H i- laire, J. Cuvier i i.), następnie samą teoryę Darwina, nakoniec krytykę tej teoryi, jej niedostatki, wreszcie jej przemiany i uzupełnienia (Naegeli, Roux. Weissman, Pauly, Semon, de Vries). Autor nie pomija też walki przeciw teoryi Darwina, wykazuje da
lej w pływ jej na rozwój wiedzy; do
łącza wreszcie rozdział o darwinizmie w Polsce. Wyszły też z powodu rocz
nicy biografie Darwina (z Hofdinga i z Guntera).
Mniej popularna, choć niemniej ważne poruszająca motywy, jest książ
ka L . B ru n e ra p. t. Ewotucya materyi, dzieło rozważające znaczenie ciał ra
dioaktywnych, odkrytych przez panią Curie-Skłodowską. Praca stoi na gra
nicy fizyko-chem ii i filozofii. Natomiast bardzo popularne i ciekawe są Szkice z h i
sto ryi chemii przez M . C entnerszw e- r a . M. P. R u d z k i wydał poważną pracę p. t. F izyka s e n ti (Nakład. Akad.
Krak.). Pominiemy tu całą seryę dzieł zbyt specyalnych lub zbyt elementar
nych; zaznaczymy tylko, że ukazało się parę broszur o aw ialyce i budowie aeroplanów. W dalszym ciągu wycho
dzi K atalog lite ra tu ry naukowej pol
skiej, a nadto wyszedł Rocznik Towa
rzystwa P rz y ja c ió ł N auk w W ilnie, jako świadectwo przebudzenia nowego życia duchowego na Litw ie. W rocz
niku zresztą mamy głównie rzeczy h i
storyczne.
D z ia ł II. H istorya, Prawo, Ekono
mia. Praca dziejopisów w r. 1909 zwró
ciła się przeważnie w kierunku bada
nia zdarzeń i osób roku 1830iwogóle epoki konstytucyjnego Królestwa P ol
skiego.
Na pierwszem miejscu znajduje się tu dzieło S ta n is ła w a S m o lk i P o lity ka Lubeckiego przed powstaniem T- slopadowem (2 tomy, nakład Akad.
Krak.). Lubecki b ył ministrem finan
sów w Królestwie Kongresowem i wła
ściw ym ojcem idei ekonomicznego pod
boju rynków rosyjskich przez Polskę'
lekceważył on konstytucyę, a istotny walor miało dla niego zniesienie gra
nicy celnej między Królestwem a Ce
sarstwem. B yl to pierwszy zwolennik t zw. pracy organicznej. Ostro go są
dzi Barzykowski, Mochnacki i in. Smol
ka staje w jego obronie, wykazując mądrość jego p o lityki ekonomicznej, która do dziś przetiwała. B ył to nie
wątpliwie człowiek jeden z najwybi
tniejszych w tym okresie, obfitującym w ludzi znakomitych. — Jednocześnie S. Smolka wydał cztery tomy nadzwy
czaj ważnej Borespondencyi Litbeckie- go, która wszechstronnie oświetla ów czesny stan kraju.
S zym on A s k e n a z y ogłosił dzieło p. t. Ł u ka siński (2 tomy), który był ró wnież jedną z najwybitniejszych osobi
stości r. 1830. Założyciel i naczelnik Towarz. Patryotycznego i Wolnomular
stwa Narodowego — b ył on jednym z najtęższych działaczy tego czasu.
Od r. 1832 do lb68 przesiedział w Szlis- selburgu w więzieniu— i materyały do jego życiorysu były dotąd ukryte w ar
chiwum szlisselburskiem. B yły tam je go własne zapiski oraz materyały do historyi ówczesnych związków tajnych, do historyi Aleksandra I, w. ks. Kon
stantego, Ad. Czartoryskiego,Nowosilco- wa i t. d. Dzieło pisane na zasadzie nieznanych materyałów archiwalnych, oświetlające wielostronnie moment dzie
jow y 1830 r.
Niemniej ważne i godne uwagi jest obszerne, napisane z wielkim entu- zyazmem, na zasadzie nowych i niezna
nych dokumentów, dzieło A r t u r a Ś li
w iń s k ie g o : Maurycy Mochnacki. Jego żywot i dzieła. Mochnacki b y ł to je
den z najgenialniejszych ludzi, jakich wydała Polska. W metafizyce bez
względnie najtęższy mÓ2g w Polsce, wcale nie niższy od 1 tentowskich i Libeltów, uczeń Hegla i Szellinga — miał on na wszelkie zjawiska myśli i życia pogląd nader wysoki, i z naj
ogólniejszych wychodząc założeń, dał najciekawszy obraz literatury polskiej w X IX wieku. W życiu praktycznem niemniej czynny i pomysłowy, mógł b y ł odegrać w dziejach powstania 1831 roku większą rolę, niż odegrał. Jego historya r. 1831, jest niebezstronnym, ale wiecznotrwałym pomnikiem, który świadczy o jasnowidzeniu politycznem autora. B ył on też znakomitym literatem i część jego drobnych rozpraw wyszła u Żupańskiego w Poznaniu (r. 1863;. Bar
dzo wiele jeszcze znajduje się po cza
sopismach. Słyszymy, że p. Artur Śliwiński zebrał te wszystkie nieznane pisma Mochnackiego i zamierza je opublikować w kilku tomach.
Jednocześnie przygotowują się do druku dzieła J. K u c h a rz e w s k ie g o ,*) S. P o zn e ra , oraz S. S zp o ta ń skle g o o Maurycym Mochnackim.
DN. A ntoni Lange.
i w i c4'»*
*) Książka ta wyszła w ostatniej chwili
Rok V 1 z dnia 1 stycznia 1910 roku. 9
Ks. Sebastyan hr. Sierakowski. Jerzy Samuel Bandtkie. Ossoliński.
Interesujący pamiętnik.
Rzeczpospolita krakowska i jej działacze.
Kto przylgnął do pamiątek sędzi
wego Krakowa, spotkał nazwisko A m brożego Grabowskiego, czujnego stró
ża narodowych świętości, ich lubowni- ka i namiętnego bałwochwalcę. On i późniejszy Józef Łepkowski znali każdy kamień prastarej stolicy, z ka
gankiem w dłoni obeszli wawelskie podziemia, ratowali, co się uratować dało,— a co niepowrotnie zniszczył ząb czasu, utrwalali w prostych opowiada
niach. Rozprawy ich, nie wyrastając z szerszego naukowego podłoża, mają dużo*wzruszeń, bezpośredniość i, mi
mo pozorów suchej rzeczowości, dyszą tęsknotą za majestatem legend, za każdą drobnostką, uświęconą i nama
szczoną dłonią historyi. .Wspomnie
nia” Grabowskiego są dla miejsco
wych dziejów Krakowa rozrzuconą ko
palnią wiadomości, miłą gawędą przy kominku o wypadkach, których autor przeważnie pars fu it. Niewymuszone, od niechcenia na papier przelane w y
nurzenia wzlatują w ciepłych tonach, jakby przez barwne witraże przeszło
ści, ku wielkim duchom i małym lu
dziom, ku rojowisku zdarzeń i plotek, trzepocą się między straganem a w y
żynami społecznemi, obejmują pano
ramę Krakusowego środowiska. W tej bogatej
szY
iy; rerum , nieoszacowanej kronice wszystkich i wszystkiego, przebija się, niby w wygładzonym nur
cie, oblicze Grabowskiego, cały czar jego poczciwego żywota, spędzonego pod godłem sięgania w kraje możno
ści. Niema w tern założeniu nic a nic powszedniej chęci jedzenia ze spokojne
go żłobka, tylko zrównoważenie nerwów, pogoda i sokratesowskie patrzenie na ziemię. Aż zastanawiająca rzecz, że takim był i pozostał wśród rozbudzo
nych blasków romantyzmu, wzrostu przewagi wyobraźni i wyskokowości nad silnem skupieniem się. W każ
dym calu weredyk, natura mało pow i
kłana, zasklepił się w szrankach pra
wdziwie chłopskiego rozumu i zdrowia
*) Wspomnienia Ambrożego Grabow
skiego. Wydał Stanisław Estreicher. Kra
ków. 190?.— Biblioteka Krakowska. M 40 i I I.
duchowego. Urodzony z ojca mało- mieszczanina z Kent, otaczał czcią pa
mięć dziada - kmiecia, z chlubą w y
wodził rodowód z klasy pracowitej, oddanej ojczystemu zagonowi. .Ja pochodzenia mego nie mam za ohydę;
nie patrzę, skąd wychodzę, ale dokąd idę...” Szedł drogą bitą, prostą, przed siebie,— o własnych zasobach i wła
snym węchem. Początkowych nauk liznął trochę w szkole, przesiąkniętej biurokracyą, podrutowanej schematami, zaskorupiałej w niemczyźnie. W po
dobnych uczelniach marnowały się dzieci, wytwarzał się na poczekaniu ohydny żargon, przedrzeźnianie wszel
kich estetycznych pojęć w następują
cym rodzaju: „Antek, hast du genti
li z ia ł Bartka.™ — „N ic h t gewidz in te rn ".
Z elementami zatęchłej parafialnej
„sztuby” zawlókł się Grabowski do Krakowa w jednym garniturku, z go
towizną, uzyskaną ze sprzedaży dwóch par gołębi... Szczęściem, dostał się do znanej księgarni Groebla, która miała stać się dla niego warsztatem naukowym. Wśród stert nagromadzo
nych dzieł dojrzewał w pomocniku zacnego kunsztu księgarskiego sa- mouk-badacz, niestrudzony szperacz.
W niemieckiem otoczeniu towarzyszów zawodu zaostrzał się patryotyzm Gra
bowskiego, budziło się pożądanie zo stawienia po sobie szanownej pamięci.
Nie podążał ku strzelistym słupom sławy, tylko ku równinom mrówczego działacza. W myślach o sobie do przesady skromny, powściągliwy,— nie wierzył, że nazwisko jego przetrwa proch mogilny... Życie swoje uważał za bieg cichego stru
mienia, ukrytego mię
dzy chróstem, w któ
rego gąszcze zabłądzi zaledwie ptak lub spłoszony zwierz le śny...
Około 1837 r. do
b ił się własnej księ
garni. Teraz dopiero rozwarły się przed nim rozleglejsze w i
dnokręgi, — sposo
bność pofolgowania wrodzonym zamiło
waniom. Grabowski, znojny i zbożny praw
dziwie pracownik, bo
nus ciuis, z namięt
nością bezprzykładną
idzie w usługi starego Krakowa, gro
madzi olbrzymie collectanea, gorączko
wo unosi butwiejące rękopisy ze stry
chów i kramów, jakby potop nieza
długo miał zalać drogą spuściznę.
N iby w plennym śpichrzu, zebrał w mieszkaniu 164 teki najrozmaitszych materyałów, dotyczących przeważnie dziejów podwawelskiego grodu. Aż dziw, skąd znalazł czas na wszystko!..
Przecież pisał także wiele i zostawił w druku przeszło sześćdziesiąt roz
praw najróżniejszej treści! Czując do
brze, że jest raczej przezornym stró
żem ocalonych zabytków, niż synte- tykiem, tłómaczy się ciągle z swej niemocy i zapiera laurów literackich. Za
przyjaźniony z Brodzińskim, Reklew- skim, Ossolińskim, Woroniczem, Bandt- kiem, Jackiem Przybylskim, Stattlerem, skupił w sobie współczesność Krako
wa. Gaduła i pogodny gawędziarz, blizkim jest Wojskiemu z .Pana Ta
deusza” , chociaż zawzięcie podkreśla swoję pół-chłopskość i szlachcie pod nos finfę puszcza, chociaż ma w zglę
dem niej ostrość sądu, wykatmioną na lekturze Staszica. W kapocie i roga
tywce, uosabiał najlepsze tradycye o j
czyste Kilińskiego, a umysłowością dorównał najtęższym patrycyuszom z doby odrodzenia czy zaniku sła
wetnego stanu mieszczańskiego w po
czątkach Wazów. Religiant, człowiek porządny od stóp do głów, nie do
znał rozczarowań,— bo nie posiadał szarpiących porywów. Wieczór życia zeszedł mu słonecznie, jak szaracz- kowi na przyzbie chaty, odziedziczo
nej po ojcach. Jowialny, z uśmiechem
Ambroży Grabowski w wieku młodszym, w wieku późniejszym.
na ustach, ułożył sobie sam napis gro
bowy:
„T u Ambroży Grabowski leży! Polak [szczery, Boga w ielbił, a dawne rad czytał papiery".
Zamknął oczy w sędziwej staro
ści, w 87-ym roku życia, oracz czci
godny na rodzimej glebie.
Wspomnienia Grabowskiego obej
mują olbrzymi kawał czasu, cofają się do konfederacyi barskiej. Przewija się w nich, w zmiennym kalejdoskopie, porozbiorowa historya, legiony, wojna z 1809 r., powstanie listopadowe, po
tem dogasanie „wolnej i ściśle neu
tralnej' państwowości rzeczy pospolitej krakowskiej. Wszędzie wychylają się twarze z narodowej galeryi, okraszone rumieńcem zabawnej dykteryjki i cha
rakterystycznych drobiazgów. Nie brak i pana Marcina Badeniego z Balic, mądrały nad mądralami, zawołanego gospodarza i niezmiernego dowcipni
sia. Obok niego żona, z domu Wa- wrzecka, która, dla zaoszczędzenia ro
gatkowego, przyprzęgała powóz do fu
ry śmieci.. Z dobrze zasłużonych doczekali się ciepłych słów: Brodziń
ski, autor „pień sielskich', Reklewski, Jacek Przybylski, tłómacz Homera i Kwinta Kalabra. Jakżeż przepy
sznym jest arcyuczony Bandtkie, sła
wny bibliotekarz uniwersytetu Jagiel
lońskiego, skrycie układający nie
mieckie noworoczne życzenia dla li
stonosza Hessal Nie zapomniał Gra
bowski i o pułkowniku Molskim, czę
stochowskim poecie, którego Górecki upamiętnił w strofie: „Jakikolwiek jest los Polski, zawsze pisze wiersze Mol- ski. Wita niemi francuzów, równie jak moskali, a wszystkich chwali*.
Z licznych mói i/e la fin zanotował najświetniejsze. W 1866 r. pozwolił Matejko zobaczyć kilku osobom świe
żo wykończonego Rejtana. Pracownię genialnego artysty zwiedził Adam Po
tocki, a dostrzegłszy targowiczan Szczęsnego i Branickiego, rzeki su
cho: dziękuję. Mistrz równie sztywnie odparł: przepraszam. Władysławowa Sanguszkowa zauważyła, że płótno mogliby nabyć rosyanie. Odebrała odpowiedź: „Najwłaściwiej, mościa księżno, bo kiedy dawniej kupili ory
ginały, to dla kompletu powinni na
być i kopie...' O Chopinie znalazła się również dykteryjka. W 1830 roku musiał wielki twórca wysłuchać w Ber
linie wyrzutów z powodu stawiania Kopernikowi (rodem z Torunia) po
mnika w Warszawie. „Według wasze
go rozumowania—tfómaczył kompozy
tor prusakom—Jezus Chrystus, rodząc się w Judei, powinien być uważany za turka...' Niemniej dowcipnym okazał się kasztelan Franciszek Wężyk, tłó
macz Eneidy. Na powinszowania z o- kazyi nadania mu przez cesarza Fran
ciszka Józefa orderu powiedział węzło- wato: „Gdyby cesarz jegomość mógł był to zarządzić, aby mi wyrosły no
we zęby, byłbym mu prawdziwie wdzięcznym". Przysłowie o czasach i ludziach doskonale dało się przysto
sować do biskupa krakowskiego, Wo
ronicza. Natchniony pieśniarz struch
lał na wiadomość, że bez jego wiedzy wydano w nowej edycyi „Świątynię S yb illi'. Uspokoił się jednak rychło po stwierdzeniu, że wypuszczono wiersz przeciw Katarzynie H-ej... Kilku sym- patycznemi pociągnięciami naszkico
wano wizerunek Chłopickiego. Stary wódz nacierpiał się wiele — jak z in nych źródeł wiadomo — w Krakowie, narażony na piski swarliwej emigracyi, docinki osobiste i w koresponden- cyach do pism frondy paryskiej.
Z równowagi jednak nie dał się wy
prowadzić, osamotniał, zachował har- dość rogatej, nieugiętej duszy. Aby nie legitymować się z otrzymanych orderów, nie nosił ich nigdy. Mimo namów, nie udał się do cesarza M i
kołaja z prośbą o wyznaczenie mu emerytury, jako byłemu wojskowemu.
W przedzgonnych chwilach kazał so
bie czytać gazetę, oświadczając figlar
nie: „Gdy przyjdę na drugi świat, za
pytany o nowiny— nie umiałbym nic powiedzieć'. Nader zajmujące są szcze
góły o ostatnim prezydencie rzeczypo- spolitej krakowskiej, ks. Janie Schind
lerze, karyerze dziwacznej, uniesionej na skrzydłach szczęścia. Z biednego katechety w Czerniowcach mianowany profesorem teologii wszechnicy Jagiel
lońskiej, zasiadł w stallach kanoników, dobił się urzędu senatora, w końcu zwierzchnika państwowego i tytułu austryackiego barona. Nie tak dawno zmarły na Bielanach, w klasztorze ka- medułów (pod Krakowem), byl za ży
cia pobielanym grobem, marą zasty
głej przeszłości... *) Czarną sylwetą na tle sympatycznych osobistości, rysuje się postać ks. Sebastyana Sie
rakowskiego, ongiś kustosza skarbca koronnego na Wawelu z epoki, gdy go prusacy rozgrabili. Faworyt rządu austryackiego, skłaniał kapitułę do zgo
dy na przeniesienie pamiątek z kate
dry do kościoła Św. Piotra—oczywi
ście za dobrem porękawicznem z Wie
dnia. Odprawiony z niczem, kazał przetopić na lichtarze blachy z pomni
ków grobowych. Rozpustnik, cynik, erotoman, dawał gorszący z siebie przykład,—trzymał się wiecznie spó
dniczek.
DN. Ernest Limiński.
Awanturniczy epizod.
Badania w zakresie dziejów nowoży
tnych pod kierunkiem prof. Askenazego od
słaniają z każdym rokiem, z każdym nie
mal kwartafem, jakąś nieznaną lub przy
ciemnioną kartę, ujawniając nazwiska mło
dych, dopiero co wyszkolonych pracowni
ków historycznych. W sierpniowym ze
szycie Biblioteki Warszawskiej ogłosił p. M.
Kukieł doskonale napisaną rozprawkę o wy
prawie Deniski, jednem z najbardziej smu
tnych wydarzeń porozbiorowych,—początku nieszczęsnej teoryi o nieprzerwalności po-
*) Kondukt pogrzebowy, pośpieszają
cy z Bielan do Krakowa, był nader nie
liczny. Młodsza generacya zupełnie na
zwiska Schindlera nie znała. (Przyi>. aut.
art.),
wstań i osiągnięciu przez nie wyzwoleń
czych celów. Sam twórca pomysłu, Joa
chim Denisko, postać napoły tragikomi
czna, napoły rozwarcholony typ z wychodź- twa, okraszony szumnym i samozwańczym tytułem .generała wojsk Polski i L itw y', niedoszły wódz wołyńskiej insurekcyi, — rzucił hasło: .kto kocha ojczyznę, niech spieszy na Wołoszczyznę". Było to rze
czywiście dziedzictwo polityczne bałamu
tnej dypiomacyi barskiej, spadek po mę
żach opatrznościowych w rodzaju Karola Radziwiłła i regimentarza Potockiego, — marzących o dokonaniu wielkich rzeczy pod skrzydłami Ottomańskiej Porty. Pod wzglę
dem szerokości umysłu biorący z nich ro
dowód pan .brygadyer insurekcyjny' zało
żył kwaterę w Filipowcach, na ziemi ture
ckiej, gromadził ludzi, przygotowywał proch zapalny, aby wzniecić pożar pod zaborem austryackim. W swoich działaniach i po
ruszeniach b ył on widocznie martwem na
rzędziem w rękach Francyi, zaplątanej wówczas w wojnę z monarchią Habsburską, zwykłym środkiem dywersyjnym... Stali za nim, jako suflerzy, generał Cuza Saint- Cyr i ambasador rzeczypospolitej Dubayet.
Do kompanii, mającej rozwinąć żagle pol
skiej wolności, należał i Ksawery Dąbrow
ski, też krzewiciel i Mesyasz ojczyzny na szlakach... wołoskich, — niebawem generał- major rosyjski w łaskach i faworach Pa
wła I... Pomysł powstania opierał się na myśli wtargnięcia Deniski do Galicyi z je
dnej strony, od Bukowiny—z drugiej przy
szłego naczelnika legionów, Henryka Dą
browskiego... Zbieranina w Filipowcach bawiła się wesoło (zupełnie, jak emigracya barszczan), — zanim zadęto w surmy bojo
we, jeździła na bale i opowiadała, że .jak tajemnica Trójcy Świętej niepojęta jest dla ludzi, podobnież w niepojęty sposób mu
si powstać państwo polskie"... Wszystko gotowało się już do czynu. We Lwowie robiono gorączkowe przygotowania, spro
wadzono na wodza Kniaziewicza... Za
warcie układu w Leoben, przytłumienie wraz z nim na chwilę francusko-austrya- ckich antagonizmów, było ciosem dla przed
sięwzięcia... Denisko jednak pragnął konie
cznie wypłynąć, nie zważał na nic, liczył, że Galicya wsiądzie na koń, — a może i działał pod naporem Dubayeta, który chciał prawdopodobnie unicestwić preliminarze le- obeńskie, zaognić na nowo wojnę, pokiero
wać dywersyą na wschodzie i ująć sprawę polską w swoje dłonie... Mimo odradzań z Konstantynopola, rzucił się Denisko... z dwu
stu żołnierzami pod koniec czerwca 1797 r.
na linię Dniestru w kilku punktach bukowiń
skiego pogranicza i został na miazgę zbity pod Dobronowcami, koło Czerniowiec. Zbiedzy z pola bitwy tułali się po krajach padyszacha, przeszli przeważnie do włoskich legionów, inni, w ich liczbie Denisko, uzyskali za wsta
wieniem się Ksawerego Dąbrowskiego, ex- marszałka konfederacyi, amnestyę zjPeter- sburga i wrócili,post tauta discrimina rerum, do lemiesza lub spokojnego życia. Sie
dmiu ujętych na pobojowisku wychodź
ców skazał sąd doraźny na karę śmierci, którą wykonano z zadziwiającą szybkością, aby zapobiedz wszelkiej łasce z Wiednia.
W cennej pracy pana Kukiela wymaga ja śniejszego wyświetlenia stosunek Ksawere
go Dąbrowskiego do Deniski, istotne sta
nowisko Dubayeta i podmalowknie nieco rozleglejszego tła ówczesnych powikłań międzypaństwowych. Sam autor spodzie
wa się rozszerzyć badania przez wyzyska
nie niewciągniętych jeszcze źródeł. Ale i to, co jest, stanowi wymowny i nader pouczający przyczynek psychologiczny jak inni w własnych celacłi reżyserowali ru- chawkami narodowemi i zawsze znajdowali posłusznych i wdzięcznych aktorów.
11
Place krakowskie, proponowane na pomnik Jagiełły.
Dar Paderewskiego.
W Paryżu; parę szczegółów o Wiwulskim.
Żądaliście — więc ze źródła garść wiadomości.
Antoni W iwulski, twórca pomnika grundwaldzkiego, wbrew wszelkim in- formacyom, nie jest bynajmniej żadną tajemniczą i „nieznaną' w polskiej ko lonii paryskiej osobistością. Otarli się oń wszyscy ci, którzy w ciągu roku ostatniego przesunęli się przez gościn
ne progi domu państwa Mickiewiczów.
Ludzi tych było mrowie... w tern mro
wiu mnóstwo cale dygnitarzy różnego stopnia „o d “ sztuki i literatury... Ale, juści nikomu z nich nie przyszło na myśl zainteresować s ę młodzieńcem skromnym, cichym, nie mówiącym nic o sobie, nie rozprawiającym, który na pytanie wprost doń zwrócone, odpo
wiadał: Ja? — pracujęl
Nawet, kiedy mówiono o rzeźbie, nawet kiedy ten i ów z rzeźbiarzy głos zabierał a o sztuce wszczynał rozmowę, — Wiwulski najczęściej m il
czał, lub najmocniej b ył zajęty poma
ganiem w uczęstowaniu gości...
I tak przetrwał niezauważony, nie- w ykryty w swej serdecznej tajemnicy...
Dziś, gdy pierwsze zawiadomienie padto z ust hojnego Mecenasa, gdy do pracowni Wiwulskiego szturmują gro
mady, — dziś na drzwiach atelier w i
dnieje bezwzględna odprawa i od dziś Wiwulski, dla uniknięcia natrętów, rza
dziej nawet do Mickiewiczów zaglądać będzie w godzinach co tygodniowych zebrań.
Fotografii swej Wiwulski nieudzieli, żadnych danych co do pomnika rów
nież aż do chwili dźwignięcia go w Kra
kowie...
Niema w tem ani przesady, ani fałszywej skromności, jeno godność artysty i cześć dla życzenia obywatel
skiego serca Paderewskiego.
Paderewski, w imię dobra dzieła,
w im ;ę uchylenia przedwczesnych uwag, krytyk, złośliwości, zawiści, — w imię zapewnienia twórcy pomnika pełni sa
modzielności—tego od Wiwulskiego żą
dał. A Wiwulski z radością tym szla
chetnym warunkom się poddał...
I przed temi pobudkami schylam czoło— i wyrzekam się ambicyi kores
pondenta niechybnego — zgadując, że tajemniczość Wiwulskiego płynie z g łę bokiej wdzięczności dla Mecenasa, z chęci prawej, — aby nie był uczeń nad Mistrza.
Chwila niepokoju.
— Tak, ale szkic jest w posiada
niu Rady miasta Krakowa. Jeżeli doj
dzie chciwych rąk prasy, jeżeli?.,.
— Szkic jest dyskrecyonalnym.
Rada miasta Krakowa nie zezwoli, aby uchybiono życzeniu fundatora..
Paryż.