Jerzy Paszek
Zabawa z Anną Liwią
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (31), 164-171
rodową powinien stanowczo przeczytać Procesy narodotwórcze, choć
z góry musi założyć, że się nad tą książką pomęczy.
A że tekst mój jest niesprawiedliwy..?
Po pierwsze, nigdy nie reklam ow ałem się jako Radamantes.
,Po drugie, mam nadzieję, że niesprawiedliwość ta przyda się czytel
nikowi, i bardzo byłbym rad, gdyby skorzystał na niej autor.
Że jestem świadomie niesprawiedliwy..?
No, przecie nie mam się za głupca, który nie wie, co pisze.
R o m a n Z im a n d
Zabawa z Anną Livią
Jam es Joyce jeszcze w roku 1928 (czyli na
jedenaście lat przed opublikowaniem Finnegans W ake) ogłosił tekst
pod tytułem A nna Livia Plurabelle, stanowiący samodzielną całostkę
w ram ach ostatniej powieści pisarza (FW 1, s. 196—216). Pomimo
późniejszych przekształceń owego tekstu 2 — jest to jedna z łatw iej
szych do zrozumienia części Finnegans W a k e 3. Oczywiście, możli
wość zrozumienia nie jest tu równoważna z przekładalnością! (Stale
twierdzę, że omawiane dzieło Joyce’a nie da się przetłumaczyć na
jakikolwiek język — naw et na angielski...).
W czym tkw i zasadnicza trudność, przed jaką staje translator? Od
wołując się do tekstu A n n y L ivii Plurabelli, można powiedzieć, iż
przynajm niej trzy rafy wchodzą tu w grę: 1) tajemniczość w arstw y
fabularnej (czyli: „O co właściwie chodzi w opowieści?”), 2) eskalacja
kalam burów związanych z królestw em wodnym (m. in. ok. 500 nazw
rzek zostało wtopionych w słownictwo jednoarkuszowego tekstu!),
3) efekty onomatopeiczne, które w zamiarze autorskim (i w recytacji
tekstu nagranej na płytę przez samego Joyce’a) m iały sugerować
przepływ wody wśród zapadających ciemności.
Ukazały się u nas dwie próby spolszczenia A n n y Livii Plurabelli:
przekład Jerzego Strzetelskiego oraz przekład Macieja Słomczyńskie
go. Pierw sze tłumaczenie wyróżnia się tym , że jego autor kładzie
akcent na zrozumiałość fabuły opowieści snutej przez praczki nad
wodą (praczki okazują się w końcu głazem i drzewem), drugie zaś
tym, że jego autor starał się oddać w polskim tekście jak najw ięk
szą ilość kalam burów oryginału. Odmienność koncepcji translator-
skich najlepiej będzie prześledzić na zestawieniu w ybranych frag
m entów obu tłumaczeń:
1 J. Joyce: F innegans W a ke . N ew York 1973.
2 Zob. A. W. Litz: T h e A r t of Ja m e s Joyce — M ethod and D esign in «Ulysses» and «Finnegans W ake». London 1961, s. 76—120 (rozdz. pt. „The Evolution of A n n a L ivia P lu ra b e lle”).
165
Strzetelski
O
m ów m i w szystko
o A nnie Livii! Chcę słyszeć w szy stko o A nnie Livii. Cóż, znasz A n
nę Livię? Tak, pew nie, w szyscy
znam y A nnę Livię. Mów m i w szy st ko. M ów m i teraz. Um rzesz, gdy usłyszysz. Otóż, wiesz, ja k sta ry d rab poszedł po to i uczynił co wiesz. Tak, w iem , m ów dalej. No, b ierz się do p ra n ia i nie chlap. P odkasz ręk a w y i rozpuść w ięzy g a d ania. A nie trą c a j m nie głow ą — hej ta m — kiedy się schylasz. A co k olw iek było, o czym chcieli się do wiedzieć, czy on tro ił dw oje w sz a ta ń sk im p ark u . On je st straszn y s ta ry płaz. P a trz na koszulę z niego! P a trz n a bru d z niej! C ała czarna w oda z niej n a m nie. A przecież cały zeszły tydzień o dm akała i p a rzy ła się. Ileż to razy, m yślę, ja ją prałam ?! P am ię ta m dobrze kąty, gdzie on zaw sze plam i, b ru d n y d ia beł! Z dziera m oje ręce i głodzi m nie nędzą, żeby jego b ru d y p rać p u b li cznie. Tłucz ją dobrze k ija n k ą i czyść. M oje garście są grd zaw e od ta rc ia pleśnich plam , i w żercia w ilgoci i g angry grzechu w niej! Co on uczynił u sam ego sch y łk u G alo w ej Niedzieli? A ja k długo b y ł pod kluczem ? P odali do gazet, że zrobił różności, ładności. K ró l m orzem i ogniem w idzi H u m p rey a z iluzjisse- sem w oparach, w yczynam i i w szy stkim . K u ry będą n a grzędzie. Z nam go dobrze. S tw ó r nieosw ojony nie będzie przysyczał n a żadnego człe ka. J a k sobie skoczysz, ta k się zw rócisz. O sta re , g b u ro w ate płazi- sko. N iw eczące m ałżeń stw a i ucie k a ją c e 4.
Słomczyński.
O
m ów m i w szystko
0 A nnie Livii! Chcę słyszeć w szy stko o A nnie Livii. No cóż, znasz A nnę Livię? Tak, oczywiście, w szy scy znam y A nnę Livię. W szystko mów. Z araz mów. S konasz u sły szawszy. No cóż, wiesz, kiedy te n sta ry kiep f u ttk n ą ł się i zrobił to, co wiesz. T ak, wiem , jazda. P ierz, nie chlap i nie m arudź. Z aw iń r ę kaw y i odkręć k ra n jadaczki. I nie bódź m nie — zdziro! — p o chylając się. Mów o czym po padło, co im się troiło z tego, co w tro ił ty m dwóm w P ie k lix p ark u . To straszn y sta ry dren. S pójrz na sm ród tego! Spójrz na b ru d tego! C ałą ci m am czarną w odę. A m ozelę się, żeby to popradć przez cały ty d eń . Ileż raz y ju ż spłukałam to, ciekaw am ? Z nam n a pam ięć m iejsca, k tó re zbruczył te n p ru tn y diabeł. R ękę se zedrę 1 straw ę om inę publicząc jego p r y w a tn ą bieliznę. W all ją tłu k iem i trzyj. Zm arszczki i drd za w garście m i weszły od w e łtaw an ia p lam po jego stochodach. D nieprę to i w y ciskam gangresy grzechu z tego! A w ogonie, to co on zrobił, że rze k ł nie dzielny A nim ie S en daj? I ja k długo był w lochu u nich? S tało w Adygazecie, co zrobił, n a różne m o dły podły K ró l złogniew om or H u m phrey, o ullizusie d istilusie, w y sk o kach i w szystkim . Lecz tom cie bodą cię. Tem po bez tam y nie zna co to pany. J a k se poźródlisz ta k se w o- dogrzm otniesz. O, ho, ru sk i s ta ry rappcio! K rw iopilica m alażeński co p ry sk a z lo o fy 5.
* S trz etelsk i: op. cit., s. 62.
5 J. Joyce: F innegans W ake (fragm enty). Przeł. M. Słom czyński. „ L ite ra tu ra n a Sw iecie” 1973 n r 5, s. 44.
W yraźnie widać, iż przekład Strzetelskiego jest bardziej nakiero
w any na adresata, k tó ry nie będzie porównywać tekstu polskiego
z oryginałem — stąd pew na samodzielność i „samowytłumaczalność”
fragm entu dłuższego. Tekst Słomczyńskiego jest natom iast tak moc
no i blisko powiązany z oryginałem, iż można byłoby nazwać go
tłum aczeniem syjam skim . Oznacza to, że niektóre w yrażenia w prze
kładzie Słomczyńskiego w prost naśladują form ę i brzm ienie orygi
nału. W ymieniam kilka takich bliźniaczych sformułowań:
N iektóre z tych bliźniaczych w yrażeń m ają podobną formę i sens
(np. „starving” — „głodować”, „straw ę ominę”), ale najczęściej po
polsku takie syjam skie form uły prowadzą na manowce (por. „Ani
m al Sendai” z tajem niczym „Animie Sen d a j”). Pragnienie oddania
w tłum aczeniu całej skomplikowanej siatki „kursyw ” dźwiękowych
i kalam burów prowadzi — jak się w ydaje — do własnej twórczości
poetyckiej translatora (np. aliteracyjna zasada w określeniu „roughty
old rappe” jest „rozgrzeszeniem” dla nieoczekiwanego przym iotnika
„ru sk i” i rzeczownika „rappcio”). Ba, w ychw ytując takie syjam skie
paralele oryginału i przekładu, nie należy zapominać o trzecim po
kładzie utrudnień — onomatopeicznych efektach oryginału. Jeśli dla
języka francuskiego onomatopeiczne środki sugerowania i przybliża
nia przedmiotów płynnych i w ilgotnych są przede wszystkim zgru
powane wokół spółgłosek „płynnych” („1”, „m ”, „r”, ,,j”, „n”) oraz
frykatyw nych (szczelinowych: „s”, „f”, „v”, „sz”, „ż”), to i w an
gielskim, i w polskim oczekiwać można byłoby podobnej zasady.
W polszczyźnie szczególnie głoski „płynne” oraz nosówki nadają się
do sugerowania ruchów wody (przykładowo podaję dwa zdania z Że
romskiego: „G ranatow e fale lelejały się cudnie i melodyjnie chlupa-
jąc tańczyły dokoła badylów suchych trzcin” ; „Brnęli woje brzegiem
strum ienia Czarnej Nidy, urodziwymi wądoły, wśród olch i świer
ków, po smugach mokraw iny, kędy się żywa woda w wysokich tra
wach kręgiem -kręgiem , wStęgą-wstęgą w ije” 6).
Nie wiadomo, czy dla języka angielskiego można podać tak do
kładne listy współzależności między budową głoskową słowa a jego
ekspresyjnością symboliczną, jak to czyni się dla języka francuskiego
S. Ż erom ski: P opioły. W arszaw a. 1964, s. 535; S. Ż erom ski: P ow ieść o U da-
ły m W algierzu. W: D um a o H etm a n ie i inne opow iadania. W arszaw a 1957,
Joyce
Słom czyński
old cheb w e n t FUTT a n d STA R V ing m y faM IN E W A LLop it A N IM al SENDA I TO M s w ill till O, th e R oU ghty old R A P P e m a k in g LOOF s ta ry k ie p F U T T k n ął się i STR A W ę oMINĘ W ALL 'ją
nie dzielny A NIM ie SEN D A J TOM cie bodą cię
O, ho, R U ski s ta ry R A P Pcio p ry sk a z LOOFy
167
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y(np. „przepływ substancji płynnych” charakteryzują tu następujące
słowa: „couLer, couLuRe, couLee, S’ecouLer; RuiSSeLer, RuiSSeau,
RuiSSeLet, VeRSer; FLuer, FLotter, FiLer, FLuidiFIer, FLot,
FLux, paSSer, paSSaGe, Sourdre, SouRCe; ecLabouSSer, GicLer;
d istiller, gLiSSer” itd. 7), ale z pewnością i spółgłoski szczelinowe,
i „płynne” m ają znaczny udział w w ytw arzaniu sugestii onomato
pei ruchu wód. Tak w każdym razie można sądzić po fragm entach
A n n y Livii Plurabelli, np.: „Can’t hear w ith the w aters of. The
chittering w aters of. F littering bats, fieldmice baw k talk. Ho! Are
you not gone ahome? W hat Thom Malone? Can’t hear w ith bawk
of bats, all thim liffeying waters of. Ho, talk save us! My foos w on’t
moos. I feel as old as yonder elm. A tale told of Shaun or Shem?”
(FW, s. 215). Tak to wygląda także w świetle znanego zdania „oka
lającego” cały tekst powieści: „A way a lone a last a loved a long
th e riverrun, past Eve and Adam’s, from swerve of shore to bend
of bay, brings us by a commodius vicus of recirculation back to
Howth Castle and Environs” (FW, s. 628, 3). Wydaje się także, iż
w początkowym fragmencie A n ny Livii Plurabelli głoski „płynne”
i szczelinowe są dobrane zgodnie z dźwiękonaśladowczą zasadą (cyto
w any uryw ek pokrywa się z przytaczanymi poprzednio polskimi
tłumaczeniami):
O
te ll me all about A n n a Livia! I w a n t to h ea r alla b o u t A nna L ivia. Well, you know A nna Livia? Yes, of course, w e all know A n n a Livia. T ell m e all. T ell m e now. Y ou’ll die w hen you h e a r. Well, you know , w hen th e old cheb w e n t fu tt a n d did w h a t you know. Yes, I know , go on. W ash q u it and don’t be dabbling. Tuck up y our sleeves and loosen y o u r ta lk ta p es. A nd do n ’t b u tt m e — hike! — w hen you bend. O r w h a te v e r i t w as they th re e d to m ake out he th rie d to tw o in th e F iendish p ark . H e’s a n a w fu l old reppe. Look a t th e sh irt of him ! Look a t the d irt of it! H e has all m y w a te r black on me. A nd it steeping and stuping since th is tim e la s t w ik. H ow m any goes is it I w onder I w ashed it? I know by h e a r t th e places h e likes to saale, d u d d u rty devil! Scorching m y h a n d and sta rv in g m y fa m in e to m ake his p riv a te lin en public. W allop it w ell w ith y o u r b a ttle and •clean it. My w rists a re w ru s ty ru b b in g th e m ouldaw stains. A nd the dnee- p e rs of w et a n d th e gan g res of sin in it! W hat w as it he did a ta il a t all on A nim al S endai? A nd how long w as he u n d er loch and neagh? I t w as p u t in th e new ses w h a t he did, nicies an d priers, th e K ing fierceas H u m phrey, w ith illysus distilling, exp lo its and all. B u t tom s w ill till. I know he w ell. T em p u n ta m ed w ill h ist for no m an. As you spring so sh all you neap. O, th e xo u g h ty old rap p e! M inxing m a rrag e an d m aking loof (FW, s. 196).
Widoczne jest tu takie ukształtowanie całych zdań, by w każdym
słowie pojawiała się bądź spółgłoska frykatyw na, bądź „płynna”.
W całym zaś uryw ku zdecydowanie góruje najbardziej „płynna”
spółgłoska — „1” (pojawiająca się też w słowach-kluczach: „Livia”,
„Liffey”). Tej dominacji spółgłoski „1” nie można oddać w tekście
polskiego przekładu (odmienne głoskowo odpowiedniki dla „tell”,
„all”, „w ill”, „w ell”, „shall”). Stąd właśnie wypływ a moje przeko
nanie o nieprzekładalności Finnegans Wake: nie można bowiem od
dać jednocześnie w polskim odpowiedniku i śladów fabularnych w y
darzeń, i komplikacji kalamburowych, i wzorców aliteracyjno-ono-
matopeicznych. W brew tym przekonaniom wszakże — Anna Livia
Plurabella objawiła się nam „m atkonaga” na scenie T eatru Współ
czesnego we W rocław iu8. Przedstaw ienie to świadczy, że tłumacz
i autor sztuki — M. Słomczyński — w dalszym ciągu podtrzym uje
swój zamiar przełożenia całości Finnegans W ake, gdyż do znanych
już z różnych wcześniejszych publikacji urywków tłumaczenia 9 do
rzuca jeszcze kilka nowych prób: FW, s. 147, 206—207, 215, 225, 226,
239, 593. P róby te świadczą o zdumiewającej inw encji słowotwórczej
tłumacza, co widać szczególnie w uryw ku dotyczącym strojenia się
A nny Livii (zestawiam znów ze znanym wcześniej tłumaczeniem
Strzetelskiego):
8 M. Słom czyński (na podstaw ie dzieł Ja m e sa Jo y c e’a): A n n a L ivia. T e a tr W spółczesny w e W rocław iu. R eżyseria: K. B rau n ; sc enografia: Z. de Inez- -Lew czuk; m u zy k a: Z. K arn ec k i; ch o re o g ra fia : W. Fogiel. O bsada: A nna L iv ia — T. S aw icka, P ra cz k i — M. M ilw iw i B. Sokołow ska, M ąż — P. No- wisz. Syn — Z. G órski. P re m ie ra : 17 czerw ca 1976 r.
9 P o r. przyp. 5 oraz J. Joyce: U tw ory p o etyc kie . P rzeł. M. Słom czyński. K ra ków 1972, s. 54—58 ( FW, s. 44—47, 398—399).
Strzetelski
Słom czyński
N a jp ie rw w łosom sw ym d ała w odo- spaść faliście w k rę ty c h splotach do stóp. P óźniej, m atk o n ag a, szam a- p o n iła się galaw odą i w onnym m u łem pistacjo w y m od d ziu ry do gołu, od głów do stóp. N astęp n ie n ag łu - ściła p a ró w ek kilu , b ru zd a w k i i łechtuszki, fa llu c h ro n i sw ędkę a n - ty w o n n ą ciąg u tk ą i to rfe n p ły n ą i se tp en th y m em . A kom postem p o w iodła w okół k rąg ły c h w ysepek p ru n e lli i eśliskich d iun pięćpicz- k ro tn ie po całej sw ej m ałej m arci. Z łu sk a ła złotą w oskołuskę ze sw e go chełbrzucha, a je j zia rn k a k a dzidła w ę g o rzo -b ru n atn e . A p o te m p lo tła w ieniec n a w łosy sw e. P lo tła go. Z łę k o tra w y i rzeko- ra k u , z sitow ia i w odorostów i z. N aprzód rozp lu sła w łosy i w dół
spłynęły one do jej stóp w je d w a - bich zw ijających zw ojach. P o tem E w ionaga szam p ała się g ła d k ą w odą i p ach n ącą p istac jo w ą m ułą, górą i dołem , od stóp do głów (..)
i ru szy ła dokoła śliw ych w y sep ek i w yniosłych w zgórków , pięciom ienna, zw oląc sobie na m a łą radość. O b ra ne złoto z w osków jej m eduziego b rzu sz k a i sw e z iarn a k ad z iła w ią zanego brązu. P o tem u p lo tła g irla n dę n a swe w łosy. W iła ją i w iola ją. Z łąk ich tr a w i rzecznych rostów , z rokiciny i w odnozielsk, z o p ad łych żalów płaczliw ej w ierzby. P o tem zrobiła b ra n so le tk i i n a ra m ie n niki, i n apęcinniki, i ag ato w y a m u le t n aszy jn ik z klekoczących k ia
-169
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Ymyczyków , i grzechoczących gżw ir- ków, i irlan d zk ich porfirów , i ra a r- m uszli, i złupanych złupków . To uczyniw szy, k ro p lę sadzy do sw ych w ietrzn y ch ócz, A nnuszka L iviano- w icz P uchow a i lilian y k rem do sw ych w argusiek, i w ybór z p alety d la sw ych jabłoczków od czerw ieni poziom ek do u ltr a fioletów (...)10.
opadłych sm utków w ierzby pła cz ą cej. Później uczyniła sobie b ra n so le ty i naram ien n ice i nagośćlenice z klekotliw ych i zgrzytliw ych z ia re nek i rupieci z ruin, p rzew ieloryb- nych i najrzadszych z irla n d zk ic h ru n o ery n o sk ał i m uszlom arm uru. To uczyniw szy i daw kę sadzy w swe przestw oroko dawszy, A nnuszka L u- tecjaw icz P uw low a, i lilizakow ego k rem u na sw e liliow argi i po tr o chu z p alety n a swe ponetty, od truskaw icznej czerw ieni do e x tra violatu, p osensłała dw ie pokojow e do Jego Rozlewności, C iliegia G ra n de i K irschie Real, dw ie drzew czy- ny z szaczółnem od jego m issy spław nej i spływ nej, z prośbą, aby m ogła odbić od niego n a m in n ik in 31.
By ocenić pomysłowość tłumaczy, trzeba powyższe teksty porównać
z oryginalnym opisem toalety A nny Livii:
F irs t she le t h e r h a ir fa l an d dow n it flussed to h e r fee t its teviots w in d in g coils. Then, m o th e m a k ed , she sam pood h erse lf w ith g a la w a te r an d fra g u a n t p ista n ia m ud, w u p p er and la u a r, from crow n to sole. N ext she greesed th e groove of h e r keel, w a rth e s and w ears and m ole and itch er, w ith an tifo u lin g b u tte rsc a tc h and tu rfe n tid e and serp en th y m e and w ith leafm ould she u sh e re d round p ru n e lla isles and eslats dun, quincecunct, allo v er h e r little m ary. P eeld gold of w ax w o rk h e r jelly b elly and h e r g rain s of incense ang u ille bronze. A nd a fte r th a t she w ove a g arla n d fo r h e r h a ir. S h e p le ate d it. She p laited it. Of m eadow grass and riv erflag s, the b u lru sh and w ate rw e ed , and of fallen g riefs of w eeping w illow . T hen she m ade h e r b rac ele ts and h e r a n k lets and h e r arm lets and a je tty am u le t fo r necklace of clicking cobbles and p a tte rin g pebbles and rum b led o w n rubble, richm ond and re h r, of Iris h rh u n e rh in e rsto n e s an d sh ellm arb le bangles. T h a t done, a d aw k of sm u t to h e r a iry ey, A n n u sh k a L u te tiav itch P ufflovah, and th e lellipos cream to h e r lippeleens and th e pick of th e p a in tb o x for h e r pom m ettes, from s tra w b irry re d s to e x tra violates, and she sendred h e r boudeloire m aids to His A ffluence, C illiegia G rande an d K irschie Real, th e tw o chirsines, w ith respecks from his m issus, seepy and sew ery, and a re q u e st m ig h t she passe of him fo r a m in n ik in (F W , s. 206—207).
Zacytowany uryw ek Finnegans W ake jest prawdopodobnie jedynym
odcinkiem tekstu tej powieści-poematu, który dzięki swojemu za
10 S trz etelsk i: op. cit., s. 62—63.11 W edług zapisu m agnetofonow ego z p rzedstaw ienia. Pozostałe cytacje z A n
kotwiczeniu życiowemu (prostota sceny ubierania się) nie jest za
ciemniony w odbiorze przez czynniki fonostylistyczne (kalam bury
i aliteracje). Ale całość sztuki Słomczyńskiego {Anny Livii) nie
mogła się opierać li tylko na takich samozrozumiałych uryw kach
z Finnegans W ake (i innych dzieł Joyce’a). Przyw oływ any poprzed
nio początkowy fragm ent A n n y L ivii Plurabelli, jej incipit, z trudem
daje się przetransponować na deski sceniczne: dram aturgia tej części
opowieści — pozornie najbliższa wymogom scenicznym dzięki swej
dialogowej struk tu rze — wiele traci poprzez niedomówienia i nie-
dookreślenia tem atyczno-fabularne (o kogo chodzi właściwie w roz
mowie praczek?, co się rzeczywiście wydarzyło?). Czyli to, co nie
razi w powieściowych słopiewniach (tu w ystarczają pozory akcji
i faktów), na scenie nabiera cech zamierzonej ciemności i niekomu-
nikatywności. Centon (bo tym jest w zasadzie antologia w yrw anych
cytacji Słomczyńskiego z całej twórczości Joyce’a) przekształca się
w misterium .
Jeśli można mieć uzasadnione wątpliwości co do przetłumaczalności
Finnegans W ake, to w w ypadku przeniesienia tejże powieści na
scenę spraw a nie jest „przegrana”: atrakcyjna scenografia (grota
Wenus z fallicznymi wyobrażeniami), muzyka (do słów piosenek
z Ulissesa dodano podkład w modnych rytm ach „retro ”), pomysły
inscenizacyjne (zwisające pionowo łóżko Bloomów; dominacja sym
bolicznej triad y kolorystycznej w ubiorach postaci — czerń, biel
i czerwień) i odwaga aktorek (postacie „Ewionagie”) składają się
na panoram ę m isteryjno-orgiastyczną, w której sensowność wypo
wiedzi nie jest czymś koniecznym. To modlitewno-ekstatyczne mó
wienie (kalam bury nabierają tu sensu religijnego!) poświęcone jest
bóstwu kobiecemu o podwójnym obliczu: bogini życia i śmierci,
radosnej Afrodycie (w ynurzającej się na scenie z pian!) i ponurej
A sztarte (z obrzędami ku jej czci związane były samobójstwa). A n
na Livia, przesiąknięta symboliką wodną, napełnia się am biw alentną
opalizacją sem antyczną tego łagodno-potężnego żywiołu — pochwała
wody, tw orząca litanijną kodę drugiej części widowiska, obejmuje
i „jej gwałtowność w trzęsieniach m orza”, i „jej uległość przy p ra
cy w kołach m łyńskich” 12. Na scenie wyeksponowane są łóżka (spły
w ające z pozycji pionowej do poziomej) i trum na — „Niecko. Ko
niec”. A nna Livia jako bogini życia i śmierci („Anna była, Livia jest,
P lurabelle będzie” — „Anna was, Livia, is, P lurabelle’s to be”,
FW, s.215) zapewnia wszystkim „rezuerekcję” :
W schodzień! W schodzień! W schodzień!
W zyw a w k ry p ty c h w dole! W zyw a w k ry p ty c h w św it! Z biórka! T w ych- w stanie! R e zu e re k cja d la całego pierdośpionego św iata! O ranek! O ran ek ! O ran ek ! P ęd po ran e k ! T ak a ja k a p ta k a p o rc ja życia być może.
S andhyas! S andhyas! S an d h y as!
C alling all dow ns. C allin g all dow ns to dayne. A rray! S urrection! E ire -12 P or. J. Joyce: Ulisses. P rzeł. M. S łom czyński. W arszaw a 1969, s. 700—701.
171
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Yw e e k e r to th e w ohld bludyn w orld. O rally, O rally, O rally! P h len x ty , O rally! To w h a t lifelik e th y n e of the b ird can be (FW, s. 593).