• Nie Znaleziono Wyników

Zabawa z Anną Liwią

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zabawa z Anną Liwią"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Paszek

Zabawa z Anną Liwią

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (31), 164-171

(2)

rodową powinien stanowczo przeczytać Procesy narodotwórcze, choć

z góry musi założyć, że się nad tą książką pomęczy.

A że tekst mój jest niesprawiedliwy..?

Po pierwsze, nigdy nie reklam ow ałem się jako Radamantes.

,Po drugie, mam nadzieję, że niesprawiedliwość ta przyda się czytel­

nikowi, i bardzo byłbym rad, gdyby skorzystał na niej autor.

Że jestem świadomie niesprawiedliwy..?

No, przecie nie mam się za głupca, który nie wie, co pisze.

R o m a n Z im a n d

Zabawa z Anną Livią

Jam es Joyce jeszcze w roku 1928 (czyli na

jedenaście lat przed opublikowaniem Finnegans W ake) ogłosił tekst

pod tytułem A nna Livia Plurabelle, stanowiący samodzielną całostkę

w ram ach ostatniej powieści pisarza (FW 1, s. 196—216). Pomimo

późniejszych przekształceń owego tekstu 2 — jest to jedna z łatw iej­

szych do zrozumienia części Finnegans W a k e 3. Oczywiście, możli­

wość zrozumienia nie jest tu równoważna z przekładalnością! (Stale

twierdzę, że omawiane dzieło Joyce’a nie da się przetłumaczyć na

jakikolwiek język — naw et na angielski...).

W czym tkw i zasadnicza trudność, przed jaką staje translator? Od­

wołując się do tekstu A n n y L ivii Plurabelli, można powiedzieć, iż

przynajm niej trzy rafy wchodzą tu w grę: 1) tajemniczość w arstw y

fabularnej (czyli: „O co właściwie chodzi w opowieści?”), 2) eskalacja

kalam burów związanych z królestw em wodnym (m. in. ok. 500 nazw

rzek zostało wtopionych w słownictwo jednoarkuszowego tekstu!),

3) efekty onomatopeiczne, które w zamiarze autorskim (i w recytacji

tekstu nagranej na płytę przez samego Joyce’a) m iały sugerować

przepływ wody wśród zapadających ciemności.

Ukazały się u nas dwie próby spolszczenia A n n y Livii Plurabelli:

przekład Jerzego Strzetelskiego oraz przekład Macieja Słomczyńskie­

go. Pierw sze tłumaczenie wyróżnia się tym , że jego autor kładzie

akcent na zrozumiałość fabuły opowieści snutej przez praczki nad

wodą (praczki okazują się w końcu głazem i drzewem), drugie zaś

tym, że jego autor starał się oddać w polskim tekście jak najw ięk­

szą ilość kalam burów oryginału. Odmienność koncepcji translator-

skich najlepiej będzie prześledzić na zestawieniu w ybranych frag ­

m entów obu tłumaczeń:

1 J. Joyce: F innegans W a ke . N ew York 1973.

2 Zob. A. W. Litz: T h e A r t of Ja m e s Joyce — M ethod and D esign in «Ulysses» and «Finnegans W ake». London 1961, s. 76—120 (rozdz. pt. „The Evolution of A n n a L ivia P lu ra b e lle”).

(3)

165

Strzetelski

O

m ów m i w szystko

o A nnie Livii! Chcę słyszeć w szy­ stko o A nnie Livii. Cóż, znasz A n ­

nę Livię? Tak, pew nie, w szyscy

znam y A nnę Livię. Mów m i w szy st­ ko. M ów m i teraz. Um rzesz, gdy usłyszysz. Otóż, wiesz, ja k sta ry d rab poszedł po to i uczynił co wiesz. Tak, w iem , m ów dalej. No, b ierz się do p ra n ia i nie chlap. P odkasz ręk a w y i rozpuść w ięzy g a ­ d ania. A nie trą c a j m nie głow ą — hej ta m — kiedy się schylasz. A co­ k olw iek było, o czym chcieli się do­ wiedzieć, czy on tro ił dw oje w sz a­ ta ń sk im p ark u . On je st straszn y s ta ­ ry płaz. P a trz na koszulę z niego! P a trz n a bru d z niej! C ała czarna w oda z niej n a m nie. A przecież cały zeszły tydzień o dm akała i p a ­ rzy ła się. Ileż to razy, m yślę, ja ją prałam ?! P am ię ta m dobrze kąty, gdzie on zaw sze plam i, b ru d n y d ia ­ beł! Z dziera m oje ręce i głodzi m nie nędzą, żeby jego b ru d y p rać p u b li­ cznie. Tłucz ją dobrze k ija n k ą i czyść. M oje garście są grd zaw e od ta rc ia pleśnich plam , i w żercia w ilgoci i g angry grzechu w niej! Co on uczynił u sam ego sch y łk u G alo­ w ej Niedzieli? A ja k długo b y ł pod kluczem ? P odali do gazet, że zrobił różności, ładności. K ró l m orzem i ogniem w idzi H u m p rey a z iluzjisse- sem w oparach, w yczynam i i w szy­ stkim . K u ry będą n a grzędzie. Z nam go dobrze. S tw ó r nieosw ojony nie będzie przysyczał n a żadnego człe­ ka. J a k sobie skoczysz, ta k się zw rócisz. O sta re , g b u ro w ate płazi- sko. N iw eczące m ałżeń stw a i ucie­ k a ją c e 4.

Słomczyński.

O

m ów m i w szystko

0 A nnie Livii! Chcę słyszeć w szy­ stko o A nnie Livii. No cóż, znasz A nnę Livię? Tak, oczywiście, w szy­ scy znam y A nnę Livię. W szystko mów. Z araz mów. S konasz u sły ­ szawszy. No cóż, wiesz, kiedy te n sta ry kiep f u ttk n ą ł się i zrobił to, co wiesz. T ak, wiem , jazda. P ierz, nie chlap i nie m arudź. Z aw iń r ę ­ kaw y i odkręć k ra n jadaczki. I nie bódź m nie — zdziro! — p o chylając się. Mów o czym po padło, co im się troiło z tego, co w tro ił ty m dwóm w P ie k lix p ark u . To straszn y sta ry dren. S pójrz na sm ród tego! Spójrz na b ru d tego! C ałą ci m am czarną w odę. A m ozelę się, żeby to popradć przez cały ty d eń . Ileż raz y ju ż spłukałam to, ciekaw am ? Z nam n a pam ięć m iejsca, k tó re zbruczył te n p ru tn y diabeł. R ękę se zedrę 1 straw ę om inę publicząc jego p r y ­ w a tn ą bieliznę. W all ją tłu k iem i trzyj. Zm arszczki i drd za w garście m i weszły od w e łtaw an ia p lam po jego stochodach. D nieprę to i w y ­ ciskam gangresy grzechu z tego! A w ogonie, to co on zrobił, że rze k ł nie dzielny A nim ie S en daj? I ja k długo był w lochu u nich? S tało w Adygazecie, co zrobił, n a różne m o­ dły podły K ró l złogniew om or H u m ­ phrey, o ullizusie d istilusie, w y sk o ­ kach i w szystkim . Lecz tom cie bodą cię. Tem po bez tam y nie zna co to pany. J a k se poźródlisz ta k se w o- dogrzm otniesz. O, ho, ru sk i s ta ry rappcio! K rw iopilica m alażeński co p ry sk a z lo o fy 5.

* S trz etelsk i: op. cit., s. 62.

5 J. Joyce: F innegans W ake (fragm enty). Przeł. M. Słom czyński. „ L ite ra tu ra n a Sw iecie” 1973 n r 5, s. 44.

(4)

W yraźnie widać, iż przekład Strzetelskiego jest bardziej nakiero­

w any na adresata, k tó ry nie będzie porównywać tekstu polskiego

z oryginałem — stąd pew na samodzielność i „samowytłumaczalność”

fragm entu dłuższego. Tekst Słomczyńskiego jest natom iast tak moc­

no i blisko powiązany z oryginałem, iż można byłoby nazwać go

tłum aczeniem syjam skim . Oznacza to, że niektóre w yrażenia w prze­

kładzie Słomczyńskiego w prost naśladują form ę i brzm ienie orygi­

nału. W ymieniam kilka takich bliźniaczych sformułowań:

N iektóre z tych bliźniaczych w yrażeń m ają podobną formę i sens

(np. „starving” — „głodować”, „straw ę ominę”), ale najczęściej po

polsku takie syjam skie form uły prowadzą na manowce (por. „Ani­

m al Sendai” z tajem niczym „Animie Sen d a j”). Pragnienie oddania

w tłum aczeniu całej skomplikowanej siatki „kursyw ” dźwiękowych

i kalam burów prowadzi — jak się w ydaje — do własnej twórczości

poetyckiej translatora (np. aliteracyjna zasada w określeniu „roughty

old rappe” jest „rozgrzeszeniem” dla nieoczekiwanego przym iotnika

„ru sk i” i rzeczownika „rappcio”). Ba, w ychw ytując takie syjam skie

paralele oryginału i przekładu, nie należy zapominać o trzecim po­

kładzie utrudnień — onomatopeicznych efektach oryginału. Jeśli dla

języka francuskiego onomatopeiczne środki sugerowania i przybliża­

nia przedmiotów płynnych i w ilgotnych są przede wszystkim zgru­

powane wokół spółgłosek „płynnych” („1”, „m ”, „r”, ,,j”, „n”) oraz

frykatyw nych (szczelinowych: „s”, „f”, „v”, „sz”, „ż”), to i w an ­

gielskim, i w polskim oczekiwać można byłoby podobnej zasady.

W polszczyźnie szczególnie głoski „płynne” oraz nosówki nadają się

do sugerowania ruchów wody (przykładowo podaję dwa zdania z Że­

romskiego: „G ranatow e fale lelejały się cudnie i melodyjnie chlupa-

jąc tańczyły dokoła badylów suchych trzcin” ; „Brnęli woje brzegiem

strum ienia Czarnej Nidy, urodziwymi wądoły, wśród olch i świer­

ków, po smugach mokraw iny, kędy się żywa woda w wysokich tra ­

wach kręgiem -kręgiem , wStęgą-wstęgą w ije” 6).

Nie wiadomo, czy dla języka angielskiego można podać tak do­

kładne listy współzależności między budową głoskową słowa a jego

ekspresyjnością symboliczną, jak to czyni się dla języka francuskiego

S. Ż erom ski: P opioły. W arszaw a. 1964, s. 535; S. Ż erom ski: P ow ieść o U da-

ły m W algierzu. W: D um a o H etm a n ie i inne opow iadania. W arszaw a 1957,

Joyce

Słom czyński

old cheb w e n t FUTT a n d STA R V ing m y faM IN E W A LLop it A N IM al SENDA I TO M s w ill till O, th e R oU ghty old R A P P e m a k in g LOOF s ta ry k ie p F U T T k n ął się i STR A W ę oMINĘ W ALL 'ją

nie dzielny A NIM ie SEN D A J TOM cie bodą cię

O, ho, R U ski s ta ry R A P Pcio p ry sk a z LOOFy

(5)

167

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

(np. „przepływ substancji płynnych” charakteryzują tu następujące

słowa: „couLer, couLuRe, couLee, S’ecouLer; RuiSSeLer, RuiSSeau,

RuiSSeLet, VeRSer; FLuer, FLotter, FiLer, FLuidiFIer, FLot,

FLux, paSSer, paSSaGe, Sourdre, SouRCe; ecLabouSSer, GicLer;

d istiller, gLiSSer” itd. 7), ale z pewnością i spółgłoski szczelinowe,

i „płynne” m ają znaczny udział w w ytw arzaniu sugestii onomato­

pei ruchu wód. Tak w każdym razie można sądzić po fragm entach

A n n y Livii Plurabelli, np.: „Can’t hear w ith the w aters of. The

chittering w aters of. F littering bats, fieldmice baw k talk. Ho! Are

you not gone ahome? W hat Thom Malone? Can’t hear w ith bawk

of bats, all thim liffeying waters of. Ho, talk save us! My foos w on’t

moos. I feel as old as yonder elm. A tale told of Shaun or Shem?”

(FW, s. 215). Tak to wygląda także w świetle znanego zdania „oka­

lającego” cały tekst powieści: „A way a lone a last a loved a long

th e riverrun, past Eve and Adam’s, from swerve of shore to bend

of bay, brings us by a commodius vicus of recirculation back to

Howth Castle and Environs” (FW, s. 628, 3). Wydaje się także, iż

w początkowym fragmencie A n ny Livii Plurabelli głoski „płynne”

i szczelinowe są dobrane zgodnie z dźwiękonaśladowczą zasadą (cyto­

w any uryw ek pokrywa się z przytaczanymi poprzednio polskimi

tłumaczeniami):

O

te ll me all about A n n a Livia! I w a n t to h ea r all

a b o u t A nna L ivia. Well, you know A nna Livia? Yes, of course, w e all know A n n a Livia. T ell m e all. T ell m e now. Y ou’ll die w hen you h e a r. Well, you know , w hen th e old cheb w e n t fu tt a n d did w h a t you know. Yes, I know , go on. W ash q u it and don’t be dabbling. Tuck up y our sleeves and loosen y o u r ta lk ta p es. A nd do n ’t b u tt m e — hike! — w hen you bend. O r w h a te v e r i t w as they th re e d to m ake out he th rie d to tw o in th e F iendish p ark . H e’s a n a w fu l old reppe. Look a t th e sh irt of him ! Look a t the d irt of it! H e has all m y w a te r black on me. A nd it steeping and stuping since th is tim e la s t w ik. H ow m any goes is it I w onder I w ashed it? I know by h e a r t th e places h e likes to saale, d u d d u rty devil! Scorching m y h a n d and sta rv in g m y fa m in e to m ake his p riv a te lin en public. W allop it w ell w ith y o u r b a ttle and •clean it. My w rists a re w ru s ty ru b b in g th e m ouldaw stains. A nd the dnee- p e rs of w et a n d th e gan g res of sin in it! W hat w as it he did a ta il a t all on A nim al S endai? A nd how long w as he u n d er loch and neagh? I t w as p u t in th e new ses w h a t he did, nicies an d priers, th e K ing fierceas H u m phrey, w ith illysus distilling, exp lo its and all. B u t tom s w ill till. I know he w ell. T em p u n ta m ed w ill h ist for no m an. As you spring so sh all you neap. O, th e xo u g h ty old rap p e! M inxing m a rrag e an d m aking loof (FW, s. 196).

Widoczne jest tu takie ukształtowanie całych zdań, by w każdym

słowie pojawiała się bądź spółgłoska frykatyw na, bądź „płynna”.

(6)

W całym zaś uryw ku zdecydowanie góruje najbardziej „płynna”

spółgłoska — „1” (pojawiająca się też w słowach-kluczach: „Livia”,

„Liffey”). Tej dominacji spółgłoski „1” nie można oddać w tekście

polskiego przekładu (odmienne głoskowo odpowiedniki dla „tell”,

„all”, „w ill”, „w ell”, „shall”). Stąd właśnie wypływ a moje przeko­

nanie o nieprzekładalności Finnegans Wake: nie można bowiem od­

dać jednocześnie w polskim odpowiedniku i śladów fabularnych w y­

darzeń, i komplikacji kalamburowych, i wzorców aliteracyjno-ono-

matopeicznych. W brew tym przekonaniom wszakże — Anna Livia

Plurabella objawiła się nam „m atkonaga” na scenie T eatru Współ­

czesnego we W rocław iu8. Przedstaw ienie to świadczy, że tłumacz

i autor sztuki — M. Słomczyński — w dalszym ciągu podtrzym uje

swój zamiar przełożenia całości Finnegans W ake, gdyż do znanych

już z różnych wcześniejszych publikacji urywków tłumaczenia 9 do­

rzuca jeszcze kilka nowych prób: FW, s. 147, 206—207, 215, 225, 226,

239, 593. P róby te świadczą o zdumiewającej inw encji słowotwórczej

tłumacza, co widać szczególnie w uryw ku dotyczącym strojenia się

A nny Livii (zestawiam znów ze znanym wcześniej tłumaczeniem

Strzetelskiego):

8 M. Słom czyński (na podstaw ie dzieł Ja m e sa Jo y c e’a): A n n a L ivia. T e a tr W spółczesny w e W rocław iu. R eżyseria: K. B rau n ; sc enografia: Z. de Inez- -Lew czuk; m u zy k a: Z. K arn ec k i; ch o re o g ra fia : W. Fogiel. O bsada: A nna L iv ia — T. S aw icka, P ra cz k i — M. M ilw iw i B. Sokołow ska, M ąż — P. No- wisz. Syn — Z. G órski. P re m ie ra : 17 czerw ca 1976 r.

9 P o r. przyp. 5 oraz J. Joyce: U tw ory p o etyc kie . P rzeł. M. Słom czyński. K ra ­ ków 1972, s. 54—58 ( FW, s. 44—47, 398—399).

Strzetelski

Słom czyński

N a jp ie rw w łosom sw ym d ała w odo- spaść faliście w k rę ty c h splotach do stóp. P óźniej, m atk o n ag a, szam a- p o n iła się galaw odą i w onnym m u ­ łem pistacjo w y m od d ziu ry do gołu, od głów do stóp. N astęp n ie n ag łu - ściła p a ró w ek kilu , b ru zd a w k i i łechtuszki, fa llu c h ro n i sw ędkę a n - ty w o n n ą ciąg u tk ą i to rfe n p ły n ą i se tp en th y m em . A kom postem p o ­ w iodła w okół k rąg ły c h w ysepek p ru n e lli i eśliskich d iun pięćpicz- k ro tn ie po całej sw ej m ałej m arci. Z łu sk a ła złotą w oskołuskę ze sw e­ go chełbrzucha, a je j zia rn k a k a ­ dzidła w ę g o rzo -b ru n atn e . A p o te m p lo tła w ieniec n a w łosy sw e. P lo tła go. Z łę k o tra w y i rzeko- ra k u , z sitow ia i w odorostów i z. N aprzód rozp lu sła w łosy i w dół

spłynęły one do jej stóp w je d w a - bich zw ijających zw ojach. P o tem E w ionaga szam p ała się g ła d k ą w odą i p ach n ącą p istac jo w ą m ułą, górą i dołem , od stóp do głów (..)

i ru szy ła dokoła śliw ych w y sep ek i w yniosłych w zgórków , pięciom ienna, zw oląc sobie na m a łą radość. O b ra ­ ne złoto z w osków jej m eduziego b rzu sz k a i sw e z iarn a k ad z iła w ią ­ zanego brązu. P o tem u p lo tła g irla n ­ dę n a swe w łosy. W iła ją i w iola ją. Z łąk ich tr a w i rzecznych rostów , z rokiciny i w odnozielsk, z o p ad ­ łych żalów płaczliw ej w ierzby. P o ­ tem zrobiła b ra n so le tk i i n a ra m ie n ­ niki, i n apęcinniki, i ag ato w y a m u ­ le t n aszy jn ik z klekoczących k ia

(7)

-169

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

myczyków , i grzechoczących gżw ir- ków, i irlan d zk ich porfirów , i ra a r- m uszli, i złupanych złupków . To uczyniw szy, k ro p lę sadzy do sw ych w ietrzn y ch ócz, A nnuszka L iviano- w icz P uchow a i lilian y k rem do sw ych w argusiek, i w ybór z p alety d la sw ych jabłoczków od czerw ieni poziom ek do u ltr a fioletów (...)10.

opadłych sm utków w ierzby pła cz ą­ cej. Później uczyniła sobie b ra n so ­ le ty i naram ien n ice i nagośćlenice z klekotliw ych i zgrzytliw ych z ia re ­ nek i rupieci z ruin, p rzew ieloryb- nych i najrzadszych z irla n d zk ic h ru n o ery n o sk ał i m uszlom arm uru. To uczyniw szy i daw kę sadzy w swe przestw oroko dawszy, A nnuszka L u- tecjaw icz P uw low a, i lilizakow ego k rem u na sw e liliow argi i po tr o ­ chu z p alety n a swe ponetty, od truskaw icznej czerw ieni do e x tra violatu, p osensłała dw ie pokojow e do Jego Rozlewności, C iliegia G ra n ­ de i K irschie Real, dw ie drzew czy- ny z szaczółnem od jego m issy spław nej i spływ nej, z prośbą, aby m ogła odbić od niego n a m in n ik in 31.

By ocenić pomysłowość tłumaczy, trzeba powyższe teksty porównać

z oryginalnym opisem toalety A nny Livii:

F irs t she le t h e r h a ir fa l an d dow n it flussed to h e r fee t its teviots w in d in g coils. Then, m o th e m a k ed , she sam pood h erse lf w ith g a la w a te r an d fra g u a n t p ista n ia m ud, w u p p er and la u a r, from crow n to sole. N ext she greesed th e groove of h e r keel, w a rth e s and w ears and m ole and itch er, w ith an tifo u lin g b u tte rsc a tc h and tu rfe n tid e and serp en th y m e and w ith leafm ould she u sh e re d round p ru n e lla isles and eslats dun, quincecunct, allo v er h e r little m ary. P eeld gold of w ax w o rk h e r jelly b elly and h e r g rain s of incense ang u ille bronze. A nd a fte r th a t she w ove a g arla n d fo r h e r h a ir. S h e p le ate d it. She p laited it. Of m eadow grass and riv erflag s, the b u lru sh and w ate rw e ed , and of fallen g riefs of w eeping w illow . T hen she m ade h e r b rac ele ts and h e r a n k lets and h e r arm lets and a je tty am u le t fo r necklace of clicking cobbles and p a tte rin g pebbles and rum b led o w n rubble, richm ond and re h r, of Iris h rh u n e rh in e rsto n e s an d sh ellm arb le bangles. T h a t done, a d aw k of sm u t to h e r a iry ey, A n n u sh k a L u te tiav itch P ufflovah, and th e lellipos cream to h e r lippeleens and th e pick of th e p a in tb o x for h e r pom m ettes, from s tra w b irry re d s to e x tra violates, and she sendred h e r boudeloire m aids to His A ffluence, C illiegia G rande an d K irschie Real, th e tw o chirsines, w ith respecks from his m issus, seepy and sew ery, and a re q u e st m ig h t she passe of him fo r a m in n ik in (F W , s. 206—207).

Zacytowany uryw ek Finnegans W ake jest prawdopodobnie jedynym

odcinkiem tekstu tej powieści-poematu, który dzięki swojemu za­

10 S trz etelsk i: op. cit., s. 62—63.

11 W edług zapisu m agnetofonow ego z p rzedstaw ienia. Pozostałe cytacje z A n ­

(8)

kotwiczeniu życiowemu (prostota sceny ubierania się) nie jest za­

ciemniony w odbiorze przez czynniki fonostylistyczne (kalam bury

i aliteracje). Ale całość sztuki Słomczyńskiego {Anny Livii) nie

mogła się opierać li tylko na takich samozrozumiałych uryw kach

z Finnegans W ake (i innych dzieł Joyce’a). Przyw oływ any poprzed­

nio początkowy fragm ent A n n y L ivii Plurabelli, jej incipit, z trudem

daje się przetransponować na deski sceniczne: dram aturgia tej części

opowieści — pozornie najbliższa wymogom scenicznym dzięki swej

dialogowej struk tu rze — wiele traci poprzez niedomówienia i nie-

dookreślenia tem atyczno-fabularne (o kogo chodzi właściwie w roz­

mowie praczek?, co się rzeczywiście wydarzyło?). Czyli to, co nie

razi w powieściowych słopiewniach (tu w ystarczają pozory akcji

i faktów), na scenie nabiera cech zamierzonej ciemności i niekomu-

nikatywności. Centon (bo tym jest w zasadzie antologia w yrw anych

cytacji Słomczyńskiego z całej twórczości Joyce’a) przekształca się

w misterium .

Jeśli można mieć uzasadnione wątpliwości co do przetłumaczalności

Finnegans W ake, to w w ypadku przeniesienia tejże powieści na

scenę spraw a nie jest „przegrana”: atrakcyjna scenografia (grota

Wenus z fallicznymi wyobrażeniami), muzyka (do słów piosenek

z Ulissesa dodano podkład w modnych rytm ach „retro ”), pomysły

inscenizacyjne (zwisające pionowo łóżko Bloomów; dominacja sym ­

bolicznej triad y kolorystycznej w ubiorach postaci — czerń, biel

i czerwień) i odwaga aktorek (postacie „Ewionagie”) składają się

na panoram ę m isteryjno-orgiastyczną, w której sensowność wypo­

wiedzi nie jest czymś koniecznym. To modlitewno-ekstatyczne mó­

wienie (kalam bury nabierają tu sensu religijnego!) poświęcone jest

bóstwu kobiecemu o podwójnym obliczu: bogini życia i śmierci,

radosnej Afrodycie (w ynurzającej się na scenie z pian!) i ponurej

A sztarte (z obrzędami ku jej czci związane były samobójstwa). A n ­

na Livia, przesiąknięta symboliką wodną, napełnia się am biw alentną

opalizacją sem antyczną tego łagodno-potężnego żywiołu — pochwała

wody, tw orząca litanijną kodę drugiej części widowiska, obejmuje

i „jej gwałtowność w trzęsieniach m orza”, i „jej uległość przy p ra­

cy w kołach m łyńskich” 12. Na scenie wyeksponowane są łóżka (spły­

w ające z pozycji pionowej do poziomej) i trum na — „Niecko. Ko­

niec”. A nna Livia jako bogini życia i śmierci („Anna była, Livia jest,

P lurabelle będzie” — „Anna was, Livia, is, P lurabelle’s to be”,

FW, s.215) zapewnia wszystkim „rezuerekcję” :

W schodzień! W schodzień! W schodzień!

W zyw a w k ry p ty c h w dole! W zyw a w k ry p ty c h w św it! Z biórka! T w ych- w stanie! R e zu e re k cja d la całego pierdośpionego św iata! O ranek! O ran ek ! O ran ek ! P ęd po ran e k ! T ak a ja k a p ta k a p o rc ja życia być może.

S andhyas! S andhyas! S an d h y as!

C alling all dow ns. C allin g all dow ns to dayne. A rray! S urrection! E ire -12 P or. J. Joyce: Ulisses. P rzeł. M. S łom czyński. W arszaw a 1969, s. 700—701.

(9)

171

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

w e e k e r to th e w ohld bludyn w orld. O rally, O rally, O rally! P h len x ty , O rally! To w h a t lifelik e th y n e of the b ird can be (FW, s. 593).

Dla widowiska-m isterium tekst Finnegans W ake, zdominowany przez

m ity i archetypy, jest świetnym i „świętym” przekazem. Ta szansa

została we W rocławiu w ygrana nieza-wodnie. Puszczanie się wszakże

na pełne wody Finnegans W ake poza teatrem (z jego atrakcyjnym i

środkam i dookreślania rzeczywistości przedstawionej dzieła) uważam

w dalszym ciągu za za-wodne i u-topijne!

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wrześniowe posiedzenie rady odbyło się, zgodnie z zapo- wiedzią, w nowej siedzibie Delegatury WIL w Kaliszu.. Byłam tam drugi raz po otwarciu i muszę przyznać, że podo- ba mi

5 Gdy załamie się pogoda, trasa okaże się zbyt trudna lub jest za późno by dotrzeć do miejsca docelowego, zawróć ze szlaku.... W LESIE Las nie należy do ludzi, tylko

Korczakowskiego, przyjętycli obawiązików oraz G, Bednarek aktywist(yw za rozwój goopodarczy woje- PCK i jed.nocz-eśnie krwlodaw wOOz.1lWla.. Na wszysitkd<Jh tych

ie odłożyć Łyncuuen szewskę ld calendas greacas, w każdym razie ko- перемене}; jakie z tego fachu będę otrzymywał, będę je tobie odsyłał po zużytkowaniu. 5) Nie

Wychowałem się w wierze w Jezusa Chrystusa (jedynej drodze do zbawienia) i „Święty Duch” był moim osobistym posłańcem, głosem wewnętrznym, który miał

I chociaż Cię teraz z nami nie ma, bardzo Cię kochamy.. Julka Bigos

Bo to nawet po wyzwoleniu, nawet magiel był właśnie u tego Sacharskiego, na Wiejskiej, tylko to już był elektryczny, tośmy tam chodzili, a tam do księdza to się chodziło,

Na koniec – na samej górze drzewka decyzyjnego – należy wpisać wartości lub cele między którymi wybieramy podejmując decyzję (dokonując plagiatu lub nie).. Dla chętnych: