5 2 . Warszawa, d. 23 Grudnia 1888 r. T o m V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A ."
W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2
Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : ro czn ie „ 10 p ółroczn ie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich k sięgarn iach w kraju*i zagranicą.
K o m ite t R e d a k cyjn y stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.
Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew- ski, W. Łeppert, J . Natanson i mag. A. Śldsarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, n a n astępujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7*/*
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
j ^ - d r e s K e d - a l s c y i : K r a . l s o - ^ r s ł 5 : i e - ^ = x z e d . x i i i e ś c I e , ! Ł T r S S .
0 S D R O W C O
K O W A L N Y M .
Fabrykacyja odlewów z surowca ko- walnego polega na tem, że zwykły suro
wiec, poddany działaniu wyso
kiej tem peratury oraz p e w n y c h czynników che
micznych, traci zawarty w nim węgiel i zamie
nia się w żelazo ko walne. I teo
retyczna i prak
tyczna strona tój gałęzi przem y
słu zasługuje na uwagę. W iad o
mo, że żelazo su
rowe, surowiec, będąc z trzech g ł ó w n y c h od
mian żelaza (su
rowiec, stal i żelazo kowalne) najłatwiej topliwą, daje się łatwo odlewać w for
mach, jest jednak bardzo kruchy, łam li
wy, a biała odmiana jest tak twardą., że niepodobna jej obrabiać narzędziami z najlepszej nawet stali. W skutek ła
twej topliwości surowca, odlewy z nie
go odznaczają się swoją względną tanio
ścią, nie mogą jednak znaleśó z a s t o s o w a n i a tam, gdzie cho
dzi o wytrzyma
łość na złom, ro
zerwanie, o p e wną g i ę t k o ś ć , o miękość; klucz np. z surowca odlany pękłby przy mocniej • szym nacisku w zamku lub upu
szczony na zie
mię rosprysnął- by się na kawał
ki; nożyce nie dałyby się obro
bić p i l n i k i e m
818
W SZECHŚW IAT.Nr 52.
lub, odlane z miękiego szarego surowca, łatwoby się tępiły i t. p. W ykonanie zaś jakiegokolw iek przedm iotu o mnićj więcćj skomplikowanych kształtach z żelaza sztabowego, a więc w kuźni lub warsztacie ślusarskim, potrzebowałoby dużo pracy i cza
su, przedm iot taki byłby zatem względnie bardzo drogi. Otóż odlewy z surowca ko- walnego łączą, w sobie zaletę taniości z temi własnościami,które cechują, żelazo sztabowe:
miękością, wytrzymałością na złom i rozer
wanie i t. p. To też znalazły one szerokie zastosowanie i obecnie wiele przedmiotów codziennego użytku, jako to: klucze, noży
ce, części zamków, machin rolniczych, broni palnój, przeróżnych mechanizmów wyrabia się z surowca ko walnego, a są tak wyborne, że częstokroć niepodobna odróżnić ich od żelaza i stali.
Surowiec kowalny jest wynalazkiem fran
cuskim; chociaż bowiem ju ż w wiekach śre
dnich umiano w różnych krajach wyrabiać z tego m ateryjału ozdoby do gmachów go
tyckich, to jed n ak umiejętność ta z czasem poszła w niepamięć. Dopiero Rćaumur ogłosił w początku X V III stulecia rezultaty swych poszukiwań, które go doprowadzi
ły do poznania tajemnicy odlewów z su
rowca kowalnego ’); z F ran cy i następnie sztuka ta rospowszechniła się po całój E u ropie.
Do fabrykacyi wyrobów z surowca ko
walnego używa się surowca białego lub co- najmniój mocno pstrego, z zawartością wę
gla około 3—3,5%, który powinien zaw ie
rać jaknajm niój m anganu (do 0,6% ), siarki (do 0,1%) i fosforu (do 0,25°/'°}. O trzym y
wanie odlewów z takiego surowca jest dość trudne i wymaga wielkiej znajomości rze
czy, tem bardzićj, że tylko odlewy wykona
ne dobrze z zachowaniem wszelkich potrze
bnych ostrożności, mogą dać produkt dobry.
Najczęściej używa się do tego surowca z Cumberlandu lub N ord-Lancashire w A n glii, który zawiera mało manganu (około
') L 'a r t de co n v ertir le fe r forge en acie r et l’a i t d ’a d o u cir le fer fondu. P aria, 1722.—Nouvel a r t d’adoucir le fer fondu et de faire des ouvrages de fer fondu aussi fins que de fer forge.
0,1% ) i fosforu. Do odlewania topi się go albo w tyglach glinianych lub grafitowych (najwłaściwszy sposób do odlewania dro
bnych przedmiotów), albo w piecach kupo- lowych, z których surowiec stopiony odra- zu doprowadza się do form, dlatego żeby przy odlewaniu tem peratura jego była jak- naj wyższą, gdyż tylko wtedy otrzym ują się odlewy o kantach ostrych. K upolaki te mają zazwyczaj 2 m wysokości, 60 cm śre
dnicy i trzon pochyły. Form y do odlewów robią się zazwyczaj z piasku; formowanie stanowi jednę z najważniejszych i n a jtru dniejszych operacyj odlewania. Piasek, uży
wany do formowania, powinien być bardzo drobny, aby w nim można było zrobić wy
raźnie najdelikatniejsze odciski, a jednocze
śnie bardzo spójny, aby najostrzejsze kanty się nie rossypywały. Form y piaskowe, za
zwyczaj wilgotne, przyprusza się miałem węglowym, proszkiem Lycopodium i t. p., a to w tym celu, aby piasek nie przyw arł do powierzchni odlewu. Modele są meta
lowe. Odlewanie odbywa się w zwykły sposób; odlewy wyjmują się z form po zu- pełnem ostygnięciu, wyjęte bowiem w sta
nie gorącym łatwo pękają; następnie czy
ści się je ręcznie lub przy pomocy m a
szyn, niekiedy szlifuje pumeksem lub pia
skowcem, bejcuje w roscieńczonym kwa
sie siarczanym, płócze w wodzie i suszy w trocinach.
Teraz następuje najistotniejsza część fa
brykacyi: zamiana kruchego, łamliwego, twardego surowca na miękie ciągliwe żela
zo. Przem iana ta odbywa się zapomocą t. zw. temperowania czyli wypalania odle
wów w hermetycznie zamkniętych naczy
niach (kapslach), w których odlewy prze
sypują się t. zw. proszkiem cementowym.
Polega ona na utlenieniu węgla, który sto
pniowo, według tego ja k ilość jego w ze
wnętrznych warstwach się zmniejsza, posu
wa się ku nim ze środka i znowu się spala, aż nareszcie ilość jego w odlewach staje się bardzo małą. Im grubsze przedmioty tem więcśj czasu potrzeba, by wszystek węgiel ze środka przeniósł się na zewnątrz i tam się spalił, t. j. tem dłużój powinno trw ać wypalanie; to też zazwyczaj wyrobom z su
rowca kowalnego nadaje się nieznaczną
grubość, najczęściej nie większą od 2,5 cm.
W SZECHŚW IAT.
819 Piece, któremi się posługują, przy wypala
niu, bywają rozmaitego kształtu; najprost
sze są, to komory o postaci sześcianu, z trze
ma wewnętrznemi ścianami, stanowiącemi właściwą izbę do wypalania, z trzonem, le
żącym na jednym poziomie z podłogą fa
bryki i czeluścią, której szerokość równa się szerokości komory. Piec taki, najprost
szy i używany do wypalania drobnych wy
robów, przedstawia w przekroju pionowym fig. 1. w przekroju poziomym fig. 2 i 3.
A — komora do wypalania, BBB — ścianki wewnętrzne, CC — ruszty, na których się spala węgiel kamienny, drzewo lub jakie- kolwiekbądź inne paliwo. Używają też pie
ców regieneracyjnych oraz okrągłych, w ro-
mioty wypalane tak, aby pomiędzy niemi znaj dowała się przestrzeń na 1 — 1 '/2 cm szeroka, którą zasypuje się warstwą proszku grubości 1 — 2 cm, na niej znowu kładzie przedmioty i t. d., zwierzchu daje się w ar
stwę proszku grubości 4 cm, przysyp uje warstwą piasku i zamyka kapslę pokrywą.
Jako proszku cementowego używa się sub- stancyi, mogącej łatwo oddawać tlen, który łącząc się z węglem surowca, odwęgla ten ostatni; zazwyczaj używają w tym celu zmielonego na piasek czerwonego żelaziaka lub innej pulchnej rudy żelaznej o składzie chemicznym F e 20 3, t. j. łatwo oddającej część tlenu, a niezawierającćj krzemionki, siarki i fosforu (rud, mających układ zbity,
F ig. 2.
dzaju Hofmanowskich do wypalania wa
pna. Kapsle, w których się wypala odlewy surowcowe, robią się zazwyczaj z surowca szarego, zawierającego bardzo wiele grafitu;
najczęściej są to naczynia walcowate zaopa
trzone pokrywami (grubości 1 — 2 cm, wy
sokości 40 cm, średnicy 30 cm) lub stożko
wate (31 cm wysokości, 16 cm średnicy), spoczywające na trzech nóżkach, lub nare
szcie sześciany na czterech nóżkach, szero
kie i wysokie na 32 cm, grube na 2,6 cm.
Kapsle takie napełnia się wyrobami, prze
sypując je proszkiem cementowym w ten sposób, że na dno sypie się warstwę prosz
ku grubości 4 cm, na niej układa się przed-
Fig. 3.
krystaliczny, nie używają wcale). Dalćj, może być użytym w tym celu braunsztejn, tlenek cynku, zwykła zendra żelazna; tem perowanie wreszcie może się odbywać w ja- kimkolwiekbądź proszku, który sam nie działa na żelazo, ja k np. w miale węglowym lub drobnym piasku; w takim razie działa
nie odwęglające zależy od tlenu powietrza zawartego między cząstkami proszku. Do kapsli stożkowatój lub walcowatej wchodzi 20 do 30 kg odlewów, do sześciennej — 100 do 120 kg.
Gdy kapsle są napełnione, wsuwa się je
do pieca, zamyka czeluści drzwiami żelaz-
nemi i rospala na rusztach ogień. W piecu
820
średniej wielkości mieści się 18 — 20 kapsli, w większym do 50. Piec ogi-zewa się zwol
na do potrzebnej tem peratury, poczem ró
wnież stopniowo się oziębia. P rzy wypala
niu drobnych przedmiotów ogrzewają sto
pniowo piec w ciągu dwu dni, dopóki ko
mora nie przybierze tem peratury żywej czerwoności, którą, podtrzym ują przez trzy doby, poczem zmniejsza się stopniowo tem
peraturę w ciągu dwu dni aż do zupełnego oziębienia, tak, że cały proces wypalania trw a tydzień. Z ostygłego pieca wyciągają kapsle i gdy te zupełnie ostygną, wyjmują zawarte w nich wyroby, które zazwyczaj przybierają piękną fijoletowoczarną barwę.
Stały się one teraz zupełnie miękiemi, tak, że je można giąć, obrabiać pilnikiem i t. d., ja k najmiększe żelazo sztabowe. Nareszcie czyszczą je, sortują (niezupełnie wypalone poddają się operacyi tem perowania poraź drugi) i albo puszczają w handel jako zu
pełnie gotowe, albo też obrabiają w odpo
wiedni sposób w warsztatach ślusarskich (np. klucze, zamki i t. p.).
J a k ju ż wspomniano wyżej, chemiczna strona temperowania odlewów surowcowych przedstawia się w ten sposób, że zaw arty w nich węgiel spala się w tlenie, bądź wy
dzielającym się przy ogrzewaniu z proszku cementowego, bądź zawartym w porach te
goż jako powietrze. Pierw szy, który rzecz tę badał, był Davenport. Znalazł on, że ilość węgla, która w surowcu niewypalo-' nym wynosiła około 3,5% , po wypalaniu zmniejszyła się do 0,1% i nawet m niej, ilość zaś innych części składowych surowca nie uległa zmianie. Dalsze badania w tym kie
runku przeprowadzili Fourquignon i Le- debour, a badania tych uczonych rzuciły no
we światło na zjawiska zachodzące w suro
wcu przy wypalaniu.
Zanim przystąpię do streszczenia rezulta
tu tych badań, zauważę, że węgiel w suro
wcu zawiera się w postaci grafitu, nie- ulegającego działaniu kwasów, węgla ce
mentowego (Cementkohle), niezmieniaj ącego się w zimnym kwasie solnym, lecz ulatn ia
jącego się w postaci węglowodorów lub ros- puszczającego się przy traktow aniu surowca kwasem solnym gorącym, oraz węgla zwią
zanego (gebundene Kohle), przy rospusz- czaniu surowca w kwasie solnym na zimno
N r 52.
ulatniającego się w postaci węglowodorów.
Badania Fouiąuignona i Ledeboura wyka
zały, że: 1) w białym surowcu, ogrzewanym przez 108 godzin w szczelnie zamkniętem naczyniu, w piasku, ogólna ilość węgla zna
cznie się zmniejszyła: 2) w surowcu, ogrze
wanym w miale węglowym, ilość węgla związanego znacznie się zmniejszyła, węgiel cementowy zniknął zupełnie, ilość zaś g ra fitu odpowiednio się zwiększyła, t. j. węgiel związany i cementowy przemienił się w gra
fit, przyczem ogólna ilość węgla zmniejszyła się bardzo nieznacznie; 3) gdy ogrzewano w jednem naczyniu, w miale węglowym su
rowiec biały i żelazo kowalne, to w pierw szym dało się zauważyć zmiejszenie się ilo
ści węgla, drugie zaś pochłonęło znaczną ilość węgla i przemieniło się w stal. Za czynnik utleniający w tych doświadczeniach należy przyjąć tlen powietrza, znajdującego się pomiędzy cząstkami piasku lub miału węglowego. Aby usunąć działanie tlenu na surowiec i zbadać wpływ samój tylko wyso
kiej tem peratury, Fourquignon ogrzewał je w atmosferze Wodoru i okazało się, że przy ogrzewaniu do tem peratury żywej czerwo
ności ogólna ilość węgla, w szczególności zaś grafitu, znacznie się zmniejszyła, przy
czem skonstatowano bespośrednio, że wę
giel połączył się chemicznie z wodorem,—
w tem peraturze zaś ciemnej czerwoności na
stąpiło tylko zwiększenie się ilości grafitu, ogólna zaś ilość węgla nie uległa zmianie.
P rzy ogrzewaniu surowca w atmosferze azotu część węgla cementowego również przemieniła się w grafit i jednocześnie skon
statowano zmniejszenie się ogólnej ilości węgla oraz utworzenie się cyjanu. Zatem—
oprócz tlenu powTiętrza, na zmniejszenie ilo
ści węgla w surowcu, wyprażonym w miale węglowym, wpływają także zawsze znajdu
jące się w porach węgla drzewnego wodór i azot. Z doświadczeń tych Fourquignon wysnuwa wniosek, że dlatego, by tlen prosz
ku cementowego mógł spalić zawarty w su
rowcu węgiel, ten ostatni musi zmienić swą pierw otną postać, w jakiej się znajduje w niewypalonym surowcu. W białym, n a gle oziębionym surowcu węgiel znajduje się przeważnie w postaci t. z w. węgla zwią
zanego, rospuszczonego równomiernie w ca
łej masie żelaza. Przy stopniowem ogrze
W S Z E C H Ś W IA T .
Nr 52
WSZECHŚW IAT.821 waniu do ciemnój czerwoności następuje
częściowy roskład tego stopu, przyczem tworzą się ziarna stopu żelaza z większą ilością węgla, rozrzucone w masie żelaza;
przy rospuszczaniu takiego surowca w kwa
sie solnym na zimno węgiel wydziela się z tych ziarn w postaci t. z w. węgla cemen
towego. P rzy dalszem ogrzewaniu do tem peratury ciemnój czerwoności następuje ros
kład ziarn bogatego w węgiel stopu, przy
czem tworzy się grafit ’) i ten dopiero spala się w tlenie proszku cementowego lub po
wietrza. Ledebour sądzi, że i ten, tak zwa
ny przez Fourquignona grafit, jest również tylko stopem żelaza z węglem, zawierają
cym jeszcze większy procent węgla i zacho
wującym się wobec odczynników w taki spo
sób, jak grafit; przypuszczenie swoje opiera on na tym fakcie, że przy ogrzewaniu su rowca szarego w tych warunkach, przy któ rych biały traci swój węgiel, w szarym zmniejsza się ilość węgla, ja k związanego tak też i grafitu, bardzo nieznacznie, oraz, że grafit opiera się działaniu wodoru i azotu i nie wchodzi w połączenia z niemi. W edług niego wędrówka węgla z warstw środko
wych surowca ku zewnętrznym, która za
chodzi przy wypalaniu surowca, a którą węgiel odbywa dopiero po przyjęciu postaci uważanćj przez Fourquignona za grafit, nie odpowiada własnościom istotnego grafitu.
Mangan, przeszkadzający rospadaniu się stopu węgla z żelazem, jest wskutek tego szkodliwym przy odwęglaniu surowca;
krzem szkodzi tylko wtedy, gdy się znaj
duje w takićj ilości, która wywołuje przy zastyganiu rostopionego surowca tworzenie się prawdziwego grafitu, a więc przemianę białego surowca na szary. Ciekawe zjaw i
sko jednoczesnego nawęglania żelaza ko
walnego i odwęglania surowca
Wtych sa
mych warunkach może być wytłumaczonem różnicą w składzie żelaza i surowca: pier
wsze nie zawierało praw ie krzem u, w dru gim zaś znajdowała si^j pewna, dość znaczna ilość tego pierwiastku, który spowodo
wał roskład stopu £elaza z węglem i taką zmianę jego postaci, przy którćj czynni
*) P atrz W szechśw iat z r. b. N r 40 „N owe p rz y czynki do teo ry i budow y s ta li“ .
ki utleniające swój wpływ nań wywrzeć mogły.
A , Onufrowicz.
CUDOWNE WYNALAZKI,
O nadzwyczajnych, „cudownych" wyna
lazkach i odkryciach słyszymy dosyć często, wieści o nich przybywają z rozgłosem do
syć szumnym, by warto im było uwagę pe
wną poświęcić. Czy poza błyskotliwym ta kim pozorem tkw i treść rzetelna, czy często ziszczają się chełpliwe zapowiedzi, czy nie ma wreszcie wskazówek jakichkolwiek, któ- reby pozwoliły odróżnić czczą pogłoskę od wiadomości wiarygodnej?
Pytania te dziwnie może brzmieć mogą w czasach naszych, które widziały przecież urzeczywistnienie tylu potężnych i uderza
jących odkryć i wynalazków. Alboż ana
liza spektralna nie zjawiła się nagle, by od
słonić nam tajemnice budowy i składu che
micznego najdalszych ciał niebieskich? A l
boż darwinizm nie rozw ikłał odrazu całój zagadki rozwoju istot żyjących? Alboż te
lefony nie powiązały miast drutam i, które mowę naszę daleko przenoszą, gdy współ
cześnie zabłysło światło elektryczne, a ma
szyny elektryczne różnostronną swą i ol
brzymią działalność ujaw niły. Alboż no
wa metoda szczepienia chorób nie zwycięża najdrobniejszych i najstraszniejszych nie
przyjaciół rodu ludzkiego?
Wobec tych tryumfów gienijalności i twór
czości umysłu ludzkiego czyż wolno nam powątpiewać jeszcze o możliwości dalszych, osobliwszych jeszcze zdobyczy? Alboż to wszystko nie są wynalazki cudowne, dlacze
góż zabłysnąćby nam nie mogły inne, rów nież cudowne lub cudowniejsze jeszcze.
Dlaczegóż nie mamy ufać wiadomości o w y
nalezieniu motoru, który utrzym uje się w ru chu i wykonywa potężne prace jedynie działaniem głosu ludzkiego, albo dlaczego szydzić z mikstury, która ma wszelkie czyn
ności życiowe zawieszać na całe tygodnie
i miesiące, albo też uważać za bajkę środek,
który ma ciało ludzkie czynić przezroczy-
_ 8 2 2
stem, ja k szkło. Dlaczegóżby magnetyzm i hipnotyzm nie mógł wywrócić całój do
tychczasowej medycyny, a naw et i tajem ni
czy spirytyzm, o którym dopiero co nowa książka ukazała się w języku polskim , czyż
by nie zwiastował nowych, nieznanych nam sił wiążących świat ziemski z życiem zagro- bowem, duchowem?
A może też ma słuszność i ten autor, któ
ry przerażonych grozą przeludnienia ziemi pociesza dowodzeniem, że glob nasz wydy
ma się ciągle i narasta, że zatem na po
wierzchni jego nigdy miejsca dla ludzi nie zabraknie.
W szystko to wydaje się wprawdzie dzi
waczne, osobliwe, niezgodne poprostu ze zdrowym rossądkiem, — argum ent ten je dnak ważyć tu nic nie może. Przecież i ko
leje żelazne, telegrafy albo fotografija przed stu, przed kilkudziesięciu naw et laty były to również mrzonki z ówczesnym zdrowym rossądkiem niezgodne. W samćj rzeczy też do zdrowego rossądku nikt się dziś nie od
wołuje wobec najniedorzeczniejszych na
wet pomysłów. Gdy niedawno lekarz p e
wien włoski miał dostrzedz, że na osoby za
hipnotyzowane działają lekarstw a trzym a
ne w pobliżu a zawarte we fłaszeczkach za
korkowanych, poważne ciała naukowe nie wahały się wyznaczać delegatów dla rospa- trzenia, czy cudowne to odkrycie rzeczywi
ście na wiarę nasługuje. P rzy tej sposo
bności przypomniano sobie jed n a k ’), że bajka ta w innej formie wybujała już w ze- szłem stuleciu, — lekarstw a zaw arte w n a
czyniach hermetycznie zam kniętych miały działać na chorych skutecznie za pośre
dnictwem wypływów przedzierających się przez pory szkła, gdy naczynia te podda
wane były elektryzowaniu, a najbieglejsi ówcześni badacze elektryczności, ksiądz Nollet, W atson i F ran k lin nie wahali się prowadzić sumiennych doświadczeń, które wykazały bezzasadność rzekomego przeno
szenia się własności wskroś szkła. C udo
wność zawsze jeszcze ponętną jest dla um y
słu ludzkiego,.—dziś tylko chętnie togą nau*
kową osłaniać się lubi.
Cudownem wszakże wydaje się nam wszy
stko, co nie jest powszedniem, co niezwykle
>) Ob- W szech św iat z j\ 1867, str. 815,
myśl naszę i wyobraźnię uderza, dlatego wielkich odkryć i wynalazków nie wahamy się cudami nauki nazywać. Gdzież więc kryteryjum , któreby dało możność zatocze
nia granicy między tą cudownością wyna
lazków rzetelnych a cudownością baśni, któ
reby pozwalało odróżniać wiadomość o wy
nalazku istotnym od bezzasadnej pogłoski i pustej mrzonki? Gdy nie wystarcza zdro
wy nasz rossądek, gdy nas zawodzi sąd nasz własny, odwołać się nam należy do sądu hi- storyi, która gromadzi i stawia nam przed oczy rezultaty prac minionych pokoleń.
Cywilizacyja człowieka zaczyna się od chwili, gdy nauczył się upamiętniać i zapi
sywać zdarzenia, jakich był świadkiem:
z tryjumfów i zawodów ojców czerpią sy
nowie swą mądrość, wyczytują z nich wska
zówki i rady dla czynów swych i sądów.
Na nieszczęście, dzieje nauki, a w szcze
gólności dzieje nauk przyrodniczych i ma
tematycznych stanowią śród ogółu ukształ- conego naj bardziej zaniedbany dział historyi.
Dzieje literatury i sztuki uważane są za nie
zbędne ogniwo wykszałcenia ogólnego, dzie
je nauk ścisłych lekceważą nawet często właśni ich adepci. A przecież trzeba tylko zważyć, ja k potężnie oddziaływały nauki, zarówno przez swe zdobycze teoretyczne ja k i przez swe zastosowania praktyczne, na ogólne prądy umysłowe i na zewnętrzne formy życia w każdym czasie, aby przy
znać, że bez uwzględnienia dziejów nauki historyja nazywać się prawdziwie powsze
chną nie ma prawa.
Że historyja wiedzy tak słabe przy wy
kładach nauk znajduje uwzględnienie, tłu maczy się ich formowaniem i systematyzo
waniem. Każdy fakt odkryty i zbadany już jest gotów wsunąć się w przypadające mu miejsce w całokształcie nauki; każda teo- ry ja, jakkolw iek mozolnie osięgniętą i wy
robioną została, ukazuje się w podręczniku w pełnem swem wykończeniu i zgóry obej
muje podwładny jćj szereg praw i zjawisk.
Uczący się mało ma sposobności do zrozu
mienia rozwoju nauki, nawyka do pojęć, że na polu wiedzy plon wprost zżęty i do ksią
żek zapisany został. Szczególniej wybija się to charakterystycznie w nauczaniu m a
tematyki: cała arytm etyka, algiebra, gieo- m etryja szkolna, każda stanowi całość tak
Nr 52.
W SZECH ŚW IA T.
Nr 52.
WSZECHŚWIAT.jednolitą, tak uporządkowaną, każda cegieł- | ka jest na tak właściwem miejscu i tak i szczelnie spojona z sąsiedniemi, że wydaje się, jakoby gmach odrazu stanął gotów od podwaliny aż do szczytu, a cała m ister
na robota nad jego wznoszeniem uchodzi uwadze.
Nie w tak wybitnym stopniu, niemniej je -
jdnak i w różnych gałęziach wiedzy przyro
dniczej moment historyczny usuwa się na ubocze: zjawiska i przyrządy, prawa i teo- ryje—wszystko podane jest w formie wy
kończonej, zupełnej.
Dzieje wszakże nauki świadczą dowodnie, że żadne doniosłe odkrycie nie powstało od
razu, że żaden wielki wynalazek nie wystą
pił nagle, ja k Minerwa w pełnej zbroi z gło
wy Jowisza. Początki są drobne i skromne i ściągają uwagę bacznych jedynie obserwa
torów; ogół dostrzega rzecz wtedy dopiero, gdy ona dorasta znaczniejszych rozmiarów, gdy zakwita ju ż lub owoce wydaje, — nie pyta o losy jej poprzednie, nie zna troskli
wości z jak ą ją pielęgnowano, nie wie, ile pracy łożono na jój upraw ę i rozwój. Tak na sklepieniu niebieskiem ukazuje się nie
kiedy nowa gwiazda, świetnością do n ajja
śniejszych zbliżona i tak wybitna, że się w oczy rzuca tłumowi, który, zdumiony i przerażony, dostrzega w niej widomy dowód tajemniczej siły twórczej, która z ni
czego nagle nowe światy do bytu powołuje.
Jednak ta gwiazda pozornie tylko jest n o wą, istniała ona i poprzednio na swem m iej
scu jako skromna i drobna gwiazdka, nie
widzialna dla oka nieuzbrojonego; mógł ją jednak obserwować astronom, spotęgowa
wszy teleskopem doniosłość swego wzroku, a może i w spisach jego zamieszczoną już była. Przygotowane ju ż były w łonie jśj warunki, które w danój chwili przy zbiegu okoliczności pewnych spowodowały ro z
błysk jej tak potężny. P rzew ró t tak gwał
towny rządkiem jest wprawdzie w prze
strzeniach wszechświata wypadkiem, n ato miast jed n ak codziennie śledzić może astro nom dalekie mgławice, na których bladem tle jaśniejsze punkciki zdradzają powolne skupianie się m ateryi kosmicznej i rozwój stopniowy brył niebieskich. Ogół wszakże nie dostrzega tych robót przygotowawczych w warsztatach przyrody, ja k ich nie widzi
w pracowniach nauki. Usprawiedliwimy to kilku przykładami.
Uderzeni olbrzymią doniosłością odkry
cia, które nam dozwoliło dokonywać roz
biory chemiczne brył niebieskich, odległych od nas na całe bilijony i trylijony mil, przy
wykliśmy początek analizy spektralnej od
nosić do r. 1860, gdy z pamiętnćj rosprawy Kirchhoffa i Bunsena dowiedział się ogół zdumiony, że w bryle słonecznej odkryto znane nam na ziemi pierwiastki — wodór, ) sod, żelazo. Atoli ten moment rozblasku I nie jest zgoła początkiem tego działu wie-
| dzy, a jeżeli nie zechcemy początku jego odnosić do pierwotnych, pobieżnych do
strzeżeń, że szkiełko oszlifowane mieni się barwami tęczy, to przynajmniej u grunto
waną podstawę znajdujemy w rosszczepie- niu promienia słonecznego na barwne wi
dmo w roku 1666. K toby zaś w wielkiem tem odkryciu nie chciał jeszcze widzieć za
rodka właściwej analizy spektralnej, to nie będzie już mógł chyba zaprzeczyć, że tkwi on w dostrzeżeniu przez Wollastona w roku 1802 linij ciemnych przerzynających widmo słoneczne, a których dokładniejsze zbadanie w dwanaście lat później unieśmiertelniło nazwisko Fraunhofera. Zaczęto domyślać się ju ż wtedy, że zagłada blasku słoneczne
go w tych linijach czarnych jest następ
stwem pochłaniania, jakiemu ulegają pro
mienie w przebiegu przez gazy i pary, a D a
wid Brewster zdołał nawet wyróżnić linije pochodzenia ziemskiego, czyli te smugi czarne, które wynikają z pochłaniania pro
mieni słonecznych przez naszę atmosferę ziemską. W tedy też zwrócono się i do ros- patrywania światła płomieni, zabarwionych różnemi substancyjami, a John H ershell i Fox Talbot wskazali możność wykrywa
nia pierwiastków z charakteru ich widma, co przecież je s t już istotną analizą spek
tralną, rozbiorem chemicznym na podstawie widma.
Zastosowanie więc nowej tej metody ba
dań chemicznych do ciał niebieskich było już tylko dalszym w rozwoju jej stopniem;
do celu tego wszakże nagięła się wtedy do
piero, gdy zrozumiano, że substancyj a każ
da z przedzierających się przez nią promie
ni światła te właśnie pochłania, które wy
syła, gdy jest rozżarzoną. Zasada ta, że
824
W SZECH ŚW IA T.Nr 52.
zdolność wysyłania i zdolność pochłaniania danego ciała dla każdego rodzaju promieni jest jednaka, nosi słusznie nazwę tw ierdze
nia Kirchhoffa, znakomity ten bowiem fizyk teoretycznie ją. uzasadnił i ujął dokładnie, w roku 1859, ale ju ż w roku poprzednim Balfour Stewart wykazał ją drogą doświad
czalną. I to wszakże odkrycie nie wystą
piło zgoła niespodzianie, przygotowywało się bowiem ju ż od lat kilkunastu. Foucault był już bliskim uchwycenia tej zasady, gdy rospatryw ał widmo św iatła elektrycznego;
wywnioskował ją Stokes około r. 1850 na podstawie doświadczeń M illera i Swana; do tegoż rezultatu doszedł niezależnie Ang- strom w r. 1851. W edług świadectwa T aita już od roku 1850 nauczał W iliam Thomson o istnieniu pary sodowej w atmosferze sło
necznej. A nawet początek tego zasadni
czego twierdzenia analizy spektralnej do- strzedz łatwo można w badaniach Lesliego, który jeszcze w r. 1804 wykazał, że ciało, które silnie ciepło wysyła, silnie je też po
chłania. Tak więc zgodzić się nam w ypa
da, że głośne odkrycia Kirchhoffa i Bunse- na stanowią jeden tylko moment w dziejach tego działu nauki, który rospoczął się już dawniej, a który badacze ci umieli tak dziel
nie pchnąć na drogę dalszego rozwoju. By
ła to chwila, gdy prace przygotowawcze zo
stały już tak daleko posunięte, że rzecz mo
gła się ujaw nić i ogółowi całemu, zdała ty l
ko przyglądającemu się sprawom nauki.
Jeżeli użyć mamy dalej porów nania do sto pniowego rozw oju ciała niebieskiego, odpo
wiadałoby to fazie, gdy skupiona m ateryja kosmiczna mgławicy dochodzi blasku gw ia
zdy siódmój lub szóstej wielkości, gdy za
tem staje się widzialną ju ż bez pomocy te leskopu i przez ogół dostrzeżoną być może.
(dok. nast.).
_________ S. K.
0 PROCESIE PR ZY SW A JA N IA
( A S Y M I L A C Y J A ) .
(Ci%g d alszy).
Rozważając rezultaty, jakie nam dały po
wyższe doświadczenia, przychodzimy do
wniosku, że promienie chemicznie działają
ce, mianowicie niebieskie i fijoletowe są bardzo mało czynne przy procesie asymi
lacyi; cała praca roskładania dwutlenku węgla przypada prawie wyłącznie w udziale promieniom, które w zwykłych warunkach nie są zdolne do wywoływania reakcyj che
micznych. Bespośrednio można fakt ten skonstatować, kontrolując działanie obu po
łów widma zapomocą aparatu fotograficz
nego, który się umieszcza w górnój części cylindra, zawierającego roślinę. W ten sposób wywołujemy jednoczesne działanie światła barwnego na kliszę fotograficzną.
Otóż w środku zabarwionym na niebiesko papierek fotograficzny nasycony, ja k wia
domo, związkami srebra, wyraźnie czernieje, podczas, gdy w środku czerwonym klisza bardzo słabo reaguje na światło, wydziela
nie zaś tlenu natomiast odbywa się bardzo energicznie.
W ten sposób należy przyjąć, że chloro
fil, pochłaniając promienie światła, ulega pod ich wpływem drganiu, które się prze
nosi na cząsteczki dwutlenku węgla i ros- k ła d a je . Lecz tą zdolnością wprawiania w ruch cząsteczek chlorofilu obdarzone są tylko pewne promienie, promienie, które posiadają największe własności cieplikowe.
Nowsze poszukiwania Langleya i Abneya nad rozmieszczeniem ciepła w widmie nor- malnem wykazały bowiem, że promienie widma obdarzone są niejednakową energiją cieplikową, że maximum ciepła właściwe jest najjaśniejszej części widma, mianowicie promieniom czerwonym, pomarańczowym i żółtym, pochłanianym przez chlorofilinę, zwłaszcza zaś czerwonym, które barwnik ten najsilniej absorbuje. Jeżeli dodamy jeszcze, że i natężenie światła jest najsil
niejsze w jasnej części widma, oraz, że dłu
gość fal świetlnych wzrasta w kierunku od promieni fijoletowych do czerwonych, to jasnym się stanie dla nas mechanizm mole
kularny zajmującego nas zjawiska fotoche
micznego. Użyjemy tu porównania, jakie daje Timiriaseff w pracy swojej '), wydanej w r. 1884. Przypuśćm y, mówi uczony pro-
!) I /e t a t a ctu el d e nos con n aissan ces sur la fon- ctio n ch lorop h ylien n e.
Nr 52.
W SZECHŚW IAT.825 fesor, że linija pozioma przedstawia nam
powierzchnię morza będącego w spoko- koju, zaś linija falista—powierzchnię morza wzburzonego, że nareszcie punkty przed
stawiają nam okręt i zapytajmy się, w ja kiej części tej przestrzeni wzburzonej grozi okrętowi niebespieczeństwo rozbicia. Oczy
wiście w tem miejscu, gdzie fale morskie dochodzą największej wysokości. Zupeł
nie to samo zachodzi przy przejściu pro
mienia słonecznego przez liść. Rozbicie się cząsteczki dw utlenku węgla ma miejsce w tych promieniach widma, których fale dochodzą największej długości, pod ich ude
rzeniem następuje roskład.
Oto w krótkim zarysie te dane, do jakich nauka doszła w kwestyi wpływu różnych promieni światła na asymilacyją. Na zasa
dzie powyższego możemy utrzymywać, że wszystkie promienie widma zdolne są ros- kładać C 0 2, lecz w stopniu wcale niejedna
kowym. Bardzo słabo funkcyją tę pełnią promienie łamliwśze, bardzo silnie — mniej łamliwa część widma. Na które pi’omienie tej części widma przypada maximum dzia
łania, jestto kwestyja bardzo zaciętego spo
ru, toczącego się obecnie między botanika
mi. Jedni przypisują największe działanie promieniom czerwonym, inni zaś żółtym.
Gdzie leży prawda, i-osstrzygnie przyszłość.
Tyle o procesie roskładu C 0 2. Jeżeli asymilacyja węgla zdolna była obudzić n aj
większe zajęcie śród botaników, to kwestyja j)rzyswajania wodoru i tlenu leży dotych
czas odłogiem. O ile wiemy, nikt nie zadał sobie trudu rosstrzygnięcia kwestyi roskła
du wody na jój części składowe dla budo
wania związków organicznych, chociaż wszyscy są przekonani, że wodór i tlen łą
czą się z węglem jako takie, nie zaś w po
staci wody. Czy roskład ten rzeczywiście ma miejsce i przy jak ich warunkach, o tem w dotychczasowych pracach niema wzmianki.
Poznaliśmy powyżej w arunki powstawa
nia elementów, służących do budowy ciał organicznych w roślinie. Przekonaliśmy się, że promień światła, padając na ciałko chlorofilowe, rosszczepia cząsteczkę dwu
tlenku węgla, a prawdopodobnie także wo
dy na ich części składowe, na pierwiastki.
Pozostaje nam teraz zająć się dalszemi ko
lejami, jakie pierw iastki te przechodzą w ro
ślinie, zbadać zmiany, jakim uwolnione ele
menty ulegają w ciałku chlorofilowem. P rz e chodzimy zatem do drugiej części naszego zadania, do drugiego aktu asymilacyi.
Przedewszystkiem nasuwa się pytanie, j a kie ciało organiczne należy przyjąć za pier
wszy produkt asymilacyi? Innemi słowy:
jak i związek organiczny tworzy się bespo- średnio z węgla i składników wody? Na to pytanie fizyjologija dzisiejsza nie daje ża
dnej odpowiedzi, chociaż nie brakło usiło
wań w celu rozwiązania tej zagadki. W szy
stko, co dotychczas w tój mierze wiemy na- pewno, to, że pierwszym dającym się u ja
wnić produktem asymilacyi jest mączka czyli krochmal, substancyja bardzo rospo- wszechniona w ziarnach chlorofilowych.
Czy krochmal powstaje wprost wskutek syntezy węgla, tlenu i wodoru, czy też z po
łączenia prostszego, ja k utrzym ują niektó
rzy, jestto kwestyja, którój rozwiązanie na
leży do przyszłości.
Obecność mączki w ciałkach chlorofilu zauważył poraź pierwszy M ulder, który przypuszczał, że ziarnko krochmalu, ziele
niejąc stopniowo, przechodzi w ciałko chlo
rofilu. Dopiero Hugo v. Mohl i Naegeli wykazali, że krochmal powstaje w ziarnach chlorofilowych, a Sachs szeregiem pięknych doświadczeń dowiódł (1862), że zjawisko to ma miejsce tylko pod wpływem światła, że chlorofil pozbawiony ożywczych promieni słońca traci możność produkowania kroch
malu. Sachs pierwszy wypowiedział tę p ra wdę, tylokrotnie później potwierdzoną, że rośliny, wyrastające w ciemności, rozwijają się dopóty, dopóki się nie wyczerpie ze wszy
stkich organów i tkanek cały m ateryjał za
pasowy, złożony w nasieniu w postaci kroch
malu; że w wypłonionych (etyjolowanych) liściach rozw ijają się żółte ciałka chlorofilu, niezawierające ani śladów mączki; lecz że jeżeli taką bezkrochmalową roślinę wysta
wimy na działanie światła, to najpierw wy- płoniony chlorofil zaczyna zielenieć, później gdy ju ż zupełnie pozielenieje, zjawiają się w nim ziarnka mączki, które gromadząc się tu w coraz większej ilości, przechodzą na
stępnie do ogonka liściowego, stąd do łody
826
W SZECH ŚW IA T.Nr 52.
gi i pączlców, dając w ten sposób roślinie możność dalszego rozwoju, który przedtem był zupełnie wstrzymany. Jeżeli do powyż
szego dodamy, że powstawanie krochm alu w ciałkach chlorofilowych ma miejsce, jak to wykazał Godlewski (1873), tylko w at
mosferze, zawierającej dw utlenek węgla, to się przekonamy, że trzy kardynalne w arun
ki procesu roskładu C 0 2, mianowicie chlo
rofil, dwutlenek węgla i światło, są, również koniecznemi przy procesie powstawania mączki. Ten fakt wyjaśnia nam gienetycz-
F ig . 4. Kom órki liścia m chu F unaria h ygrom etri- ca. Objekt bardzo d ogodny dla w ie lk o śc i c ia łe k ch lorofilow ych , a—cia łk o ch lorofilow e poza o b r ę b em kom órki, b i c ciałko chlorofilow e podczas d zielen ia. B ia łe ziarnka p rzed staw iają m ączkg.
ny związek pomiędzy obu sprawami, zacho- dzącemi w liściu, pomiędzy procesem asy
milacyi węgla i składników wody z j ednaj strony i procesem tworzenia się mączki z drugiój.- Okoliczność ta w wysokim sto-
ipniu przemawia za tem, że krochm al je s t
jpierwszym produktem asymilacyi.
D rugim niemniej ważnym faktem, które
go odkrycie zawdzięczamy również Sachso
wi, jest, że krochmal utworzony w ciałku chlorofilowem pod wpływem światła, znika w bardzo krótkim czasie, rospuszcza się, i
jeżeli roślinę pozbawimy światła, lecz przy powtórnem oświetleniu to samo ciałko chlo
rofilowe zdolne jest nanowo krochmal pro dukować. Ta okoliczność podaje nam bar
dzo łatwy sposób do wykazania zależności tworzenia się mączki od światła. Doniczkę przenosimy do ciemnego miejsca i po dwu lub trzech dniach przygotowujemy sobie skrawek mikroskopowy. Przekonawszy się, że w ziarnach chlorofilowych niema ża
dnych ciał obcych, wystawiamy doniczkę na działanie światła w warunkach pomyślnych dla asymilacyi. Po pewnym czasie od tego samego liścia odcinamy nowy skrawek i ros- patrujem y pod mikroskopem. W ciałkach chlorofilu znajdujem y obecnie bezbarwne ziarnka, których przedtem niebyło (fig. 4).
Ziarnka te przedstaw iają nam krochmal, o czem się łatwo przekonać można, wpu
szczając pod szkiełko przykryw kow e k ro pelkę rostworu jodu w spirytusie. Pod wpływem tego odczynnika ziarnka mączki zabarwiają się na kolor ciemnofijoletowy, l zupełnie tak samo ja k krochmal, znajdują- ' cy się w handlu. Gdybyśmy próbowali za
barwiać w ten sposób pierwszy nasz prepa
rat, to manipulacyja ta nam się nie uda, gdyż ziarnka chlorofilowe nie zawierają tu krochmalu.
Powyższe doświadczenie można uczynić jeszcze bardziej przekonywającem, a przy- tem mniój kłopotliwem, jeżeli zamiast prze
nosić roślinę z miejsca oświetlonego do cie
mnego i odwrotnie, będziemy postępowali j w sposób następujący. Zaklejamy połowę liścia tekturą łub stanijolem (papierem cy
nowym) i pozostawiamy roślinę w miejscu oświetlonem. Oczywiście, w połowie zakle
jonej, a zatem usuniętej od działania świa
tła, krochmal się tworzyć nie będzie, gdy w połowie swobodnej bieg asymilacyi wstrzymanym nie będzie i tu też zapomocą jo d u możemy ujawnić obecność mączki pod
mikroskopem.
Pow stawanie mączki w liściu pod wpły
wem światła daje się bardzo łatwo ujawnić zapomocą nadzwyczaj prostej i zarazem do
wcipnej manipulacyi, niewymagającej na
wet pośrednictwa mikroskopu. Liść z je dną połową zaklejoną, ja k to mieliśmy w y
żej, odrywa się po kilkudniowem oświetla
niu od rośliny i po zdjęciu stanijolu wrzuca
Nr 52.
W SZECHŚW IAT.się na kilka minut do wody gorącej, ażeby utworzony w nim krochmal zamienić w klaj
ster; następnie kładziem y go na kilka go
dzin do mocnego spirytusu, który wyciąga zeń barwnik zielony. Odbarwiony w ten sposób liść umieszczamy na godzinę w spi
rytusowym rostworze jodu i nakoniec opłó- kujemy w wodzie. Wówczas jed na połowa liścia oczywiście ta, która była wystawiona na działanie światła, będzie zabarwiona na kolor czarno niebieski, podczas gdy połowa, która była przykryta stanijolem pozostanie bezbarwną. Jeszcze piękniejszem można uczynić doświadczenie, jeżeli zamiast za
klejania połowy liścia przyrządzimy sobie ze stanijolu lub tektury odcinek, mający kształt liścia i na odcinku takim wytniemy np. litery, składające jakikolw iek wyraz.
Odcinek ten naklejam y na liść i postępu
ją c w sposób powyżej wskazany, otrzyma
my na liściu rzeczony wyraz, wypisany czarno niebieskiemi literami.
M etoda dopiero co podana ma tę ważną zaletę, że za jej pomocą można ujawnić obecność krochm alu w liściu wobec liczne
go audytoryjum , gdzie mikrochemiczne po
stępowanie wymagałoby wielkiej ilości mi
kroskopów i pewnej zręczności w obcho
dzeniu się z niemi. Nadto, tą metodą się posiłkując, czytelnik, nieobeznany nawet wcale z mikroskopowaniem, może zrozu
mieć dokładnie jednę z najciekawszych i najważniejszych funkcyj rośliny, funkcyją, od której zależy istnienie całego świata o r
ganicznego. Jednej tylko strony zjawiska doświadczenie powyższe nie ujawnia, mia
nowicie, że tworzenie się krochmalu odby
wa się wyłącznie w ziarnie chlorofilowem.
Dla przekonania się o tym niewątpliwym fakcie, należy się już uciec do pośrednictwa mikroskopu.
To makroskopowe doświadczenie oprócz wskazanych dopiero co usług, że się tak wyrażę, pedagogicznych, posiada wysokie znaczenie naukowe, albowiem bardzo jasno dowodzi, że jeżeli mączka powstaje w liściu tylko pod wpływem światła, to z drugiej strony działanie światła jest wyłącznie miej
scowe: tylko te części liścia produkują krochmal, które ulegają, bezpośredniemu oświetleniu. Zjawisko to znajdujesię w przy
czynowej łączności z drugim faktem, odkry
tym przez Molla w r. 1878, mianowicie, że i działanie dw utlenku węgla jest ściśle zlo
kalizowane. Mączka powstaje wyłącznie w tych miejscach liścia, które bezpośrednio znajdują, się w zetknięciu z C 0 2 powietrza.
Jeżeli bowiem liść jedną swoją połową bę
dzie umieszczony w zwyczajnej atmosferze, drugą zaś w przestrzeni pozbawionej d wu
tlenku węgla i obie połowy będą jed nak o
wo oświetlone, to mączka tworzyć się bę' dzie tylko w pierwszej połowie liścia;
w drugiej połowie nie znajdziemy jój ani śladu. Te dwa fakty zdaniem naszem wy
soce przemawiają, za tem, że mączka jest nietylko pierwszym widocznym produktem asymilacyi, jak się Sachs ostrożnie wyraża, lecz, że jest wogóle pierwszym związkiem organicznym, tworzącym się bezpośrednio z węgla i wody. Gdyby bowiem powsta
wanie krochmalu poprzedził inny związek, mianowicie, ja k chcą niektórzy, cukier (glu
koza), to substancyja ta jako rospuszczalna nie pozostałaby długo na miejscu, lecz wę
drowałaby wnet do sąsiednich komórek i tkanek, gdzieby mogła przejść w krochmal pomimo braku C 0 2 w powietrzu. Tymcza
sem nic podobnego, ja k widzieliśmy, nie ma miejsca. Tylko przyjmując krochmal jak o pierwszy produkt asymilacyi, możemy sobie łatwo objaśnić miejscowe działanie światła na asymilacyją: krochmal jako substancyja nierospuszczalna pozostaje na miejscu po
wstawania.
(dok. nast.).
S. Orosglik.
I f M lĘDZYNtBODOW Y KONGBES
G 1 E O L O G Ó W
• w X jO H d .5 r n .ie
we W rześniu 1888 roku.
(D okończenie).
U czestn icy zjazdu zw ied zali naturalnie także i w ła ściw e, na c a ły św iat słyn n e, B ritish Museum p rzy B loom sbu ry, którego zbiory starożytn ości greck ich , rzym sk ich , asyryjsk ich, eg ip sk ich , tu
828
W SZECH ŚW IA T.Nr 52.
dzież kolekcyje an g ielsk ich śr ed n io w ie cz n y c h za
bytk ów stanowią, cały św ia t od d zieln y . Opis ty ch zbiorów , chociażby n ajp ob ieżn iejszy, dalej South K en sin gton M useum, — in sty tu cy je w rodzaju w ie
deńskiego O esterr. M useum fur K unst u. In d u strie i berlińsk iego K un stgew erbe M useum, — ja k o też w reszcie N a tion al G allery zw ied za n y ch tak że przez członk ów zjazdu, — p rz ec h o d ziłb y w szak że zakres naszego sp raw ozd ania i m u si b yć pozostaw ion y in nym piórom , bardziej fach ow ym .
Jed y n ie o b ib lijo tece B ritish M useum i o czy
te ln i tegoż, „R eading R oom “, n iech nam w olno b ę
d zie w spom nieć w kilku sło w a ch . B ib lijo tek a ta z przeszło p ó łto ra m ilijo n o w ą liczb ą tom ów je s t dzisiaj po B ib lio th ó ą u e N a tio n a le w Paryżu drugą w E u rop ie, ale R ead in g R oom je st jej n iep rześci- gnion em d ziełem p o łą czen ia a rch itek tu ry i sztuk i bib lijoteczn ej. J e stto olbrzym ia rotunda z k op u łą szklaną, o rosp iętości 43 m etrów , a za tem n ieco w iększą od k op u ły k ościoła św . P iotra w R zym ie i w środku tej rotu n d y u staw ion e są w spółśrodko- w o sto ły z k atalogam i obejm ującem i 2000 tom ów , od ty c h ż e zaś rozb iegają się w p rom ien iach sto ły dla czy ta ją cy ch z m iejscem dla 360 osób. N a d zw yczajn a ła tw o ść w w yszukaniu w k atalogach żą danej książki lub rękopism u, szyb k ość w d o sta w ie niu jej na stół czytającego, obszerność m iejsca p rzy stołach nad er w ygod nie i p ra k ty czn ie zbud o
w an ych , c zy n ią p racow an ie w tej c zy te ln i, d ostę
pnej przy elek tryczn em o św ietlen iu i w godzinach w ieczo rn y ch , praw dziw ą p rz y jem n o ścią , a liczb a k orzystających osób, — dop uszczane są osoby n aj
m niej 21 la t m ające, — np. w roku 1886 przeszło 176 000, najlepiej św iad czy, ja k obszerne k oła k o rzystają z tej pod w zględ em urządzen ia n iew ą tp li
w ie jed y n ej in s ty tu c y i w E uropie.
O dw u sp ecy ja ln y ch in sty tu cy ja c h gieologicz- n y c h , t. j. o M useum of P ra ctica l G eology i Geo- lo g ica l Society of L ond on n a leży nam tutaj w sp o m n ieć osobno, n iety lk o dla ic h d on io słeg o zn a
czen ia, lecz tak że z obow iązku w d zięczn o ści za g o ścin n e p rzyjęcie, ja k ie z n a le ź li tam u c zestn icy zjazdu w dw u w ieczo rn y ch recep cy ja ch u rząd zo
n y ch przez g ien er a ln e g o dyrektora p ierw sz ej, A r- chibalda G eikie i p rezy d en ta teg o ro czn eg o dru
g iej, w spom nian ego ju ż kilkak rotn ie W . T . B lan - forda,
M useum o f P ractical G eology p o w sta ło m ięd zy 1830 a 1840 r. z bardzo sk ro m n y ch początków i b y ło pierw otnie ty lk o c zęśc ią G eological Sur- v ey, później dop iero zaczęło u w zg lę d n ia ć coraz bardziej stronę p rak tyczn ą g ie o lo g ii zastosow anej do górn ictw a, p rzem ysłu i do r ęk o d zieł i dzisiaj to m uzeum posiada n ad er b ogate zbiory tak suro
w y ch p łod ów kop alnych, ja k też w szy stk ich p ro
duktów górn iczy ch i hu tn iczych, m ateryjałów bu
d ow lan ych , planów i m odeli kop aln ian ych i fabry
czn ych , oprócz bardzo cen nych kolekcyj m ineralo
g icz n y c h i p a leon tologiczn ych . Z b iory te służą j tak do d em on stracy i przy w y k ła d a ch sp ec y ja ln y ch o db yw an ych przez urzęd ników G eological Su rvey, ' jak też i do użytku szerszej p u b liczn ości zw ied za- I
ją cej m uzeum zaw sze nader liczn ie, p rzed ew szyst- k iem zaś w godzinach w ieczorn ych p rzy o św ietle niu elek tryczn em .
Oprócz kolekcyj górn iczy ch i tech n o lo g iczn y ch pow yżej w spom nian e zbiory p aleon tologiczn e, przed w ielu la ty pod kieru nk iem sły n n eg o H u x ley a u p o
rządkow ane, stan ow iły dla członk ów kongresu m o
że najbardziej p rzy cią g a ją cą część tej in sty tu cy i, której h isto r y c zn e zn a czen ie i don iosły p o ży tek w ysok o d zisiaj jeszcze cen ić n ależy, p om im o w ielu ła tw o d ostrzeżon ych usterek w urządzen iu m u zeum , ja k przed ew szystkiem przestarzałej ju ż tr o ch ę k lasyfik acyi i n iezu p e łn ie odp ow ied niej, m o
cn o ch aotyczn ej m e to d y w u łożen iu kolekcyj.
G eological S ociety of London p om ieszczon a w B ur
lin gton H ouse p rzy P ic ca d illy obok Royal S ociety, L in n ean S o ciety i in n y ch sto w a rzy szeń naukow ych posiada nad er w y k w in tn ie klubow o urządzony lo kal, b ogatą b ib lijo tek ę fachow ą i n ieco w łasn ych , p rzew ażn ie nie-eu rop ejskich zbiorów .
J e stto dzisiaj n ajp otężn iejsza k orporacyja gieo- lo g iczn a , licząca p rzeszło 1000 członk ów , która rosporządza rocznym dochodem p rzeszło 20000 zł. a . w yd aje znakom ite pu b lik acyje ja k „Q uarterly Jóur- n a l“ i coroczn ie ud ziela m ed a le i n agrody p ie n iężn e z ró żn y ch sp ecy ja ln y ch fundacyj, jak W ol- lastona, M urchisona, L y ella , Jam esona i in n y ch . F u n d acyje te pochod zą częścią z legatów daw nych członk ów tow arzystw a, częścią zaś zeb ran e zostały ja k o M em oriał F ound s ku uczczen iu p am ięci naj- zasłu żeń szych gieo lo g ó w an g ielsk ich .
R ecep cy ja w ieczorn a w G eological S ociety b y ła rzeczy w iście w span iałą. N iety lk o p am iętano o up rzy
je m n ien iu g o ścio m w ieczoru, lecz postarano się także, aby u czestn ik om pokazać w jak n ajp rzystę- p n iejszy sp osób w szy stk ie najn ow sze o d k ry cia gieo- log iczn e i zastosow an ia n ow szych m etod badania.
W id o k p rzeszło 60 o św ietlo n y c h m ikroskopów z p re paratam i sk ał i sk am ien iałości tak angielskich ja k też p o ch o d zą cy ch z w ielk ich eksp ed ycyj zam or
sk ich , b y ł dla oczu gieologów rzeczy w iście czaru ją cy m . Oprócz ty c h m ikroskopów i preparatów , b ęd ęcy ch w przew ażnej liczb ie w ła sn o śc ią to w a rzystw a, ca łe szereg i fotografij, r y cin i okazów po
rozw ieszan ych w kilku salach in tere so w a ły żyw o w szy stk ich u czestn ików , którzy nad to m u sieli d z ie lić sw ą uw agę pom ięd zy p rz ed m io ty fachow e i n a d zw yczaj liczn ie zeb ran e tow arzystw o z w ielk ą ilo- śoią dam zw iązan ych z g ieologam i, bąd ź to sto su nk am i p ok rew ieństw a, bądź zam iłow an iem do tej, w A n g lii tak popularnej nauki.
N a recep cyjach u p rezyd en ta k on gresu P restw i- ch a u dyrek tora A . G eikie i w G eological S ociety n ie k o ń cz y ły się bynajm niej p rzyjęcia i w ieczory p o św ięco n e uczestn ikom zjazdu. Codziennie n ie m al od b y w a ły się m n iejsze p rzyjęcia i obiad y dla zag ra n iczn y ch g ości, np. u dra E yansa, p rezyd en ta S o c iety of A n tiąu aries, prof. E th erid ge, d y r e k to ra F lo w era , k u stosza działu paleon tologiczn ego w N atu ral H istory Museum, dra H en ry W oodw arda, k tó ry razem z sześciu jeszcze p rzyrod nikam i tegoż sam ego nazw iska, rep rezentow ał rodzin ę tak g ło
Nr 52.
W SZECHŚW IAT.829
śn ą w naukach p rzyrod n iczych A n g lii, — a n ad to przyjęcia w yk raczały n aw et poza L o n d y n w w y cieczk ach urządzonych dla kongresu do W indsor i E ton , tud zież do sław n ych królew skich ogrodów botan icznych w K ew .
W ycieczka do W ind soru urządzona przez k om i
te t organ izacyjny, k tó ry p o sta ra ł się naw et o spe- cyjalne pozw olen ie królowej celem zw ied zen ia ap ar
tam en tów p ryw atn ych i b ib lijo tek i k r ó lo w e j,—
id eału m ożna pow ied zieć, bogatej i w ykw intn ie urządzonej b ib lijo tek i pryw atnej — zakończyła się zw ied zeniem sły n n eg o C ollege w pob lisk im E ton i w ielk ą u cztą w ogrom nej średniow iecznej sali refektarzow ej w głów nym gm achu kolegiju m .
W E to n przed ew szystkiem g o ście zagraniczni m ogli poznać potężn ą siłę tradycyj historyczn ych , w k orzen ionych tak głęb oko w liczn e in sty tu cy je i w u m y sły w szystkich niem al obyw ateli W ielk iej B rytan ii. U rządzenia E to n College, n iezb y t w iel
k iego m iasteczka, organ izacyje ciała naukow ego i pla
nu nauki, wszystko to w rów n ym stop niu pouczyło członk ów zagran icznych o sile i trw ałości od w ie
czn ych tradycyj, ja k i ta uczta w olb rzym im r e fektarzu, p rzy której pierw szy to a st w zniósł w m a
low n iczą czarną togę przybrany naczelny k iero w nik zakładu „head m aster" na c ześć pam ięci za
ło ży c iela E to n C ollege, króla H enryk a VI.
W y cieczk i do K ew , W indsoru i E to n m iały na celu u p rzyjem n ien ie g o ściom p ob ytu w Londynie, pou czenie ich zaś n aoczn e o bu dow ie gieologicznej kraju było celem w ięk szych ekskursyj, które sto sow nie do dew izy kon gresu „m ente e t m a lle o " — m yślą i m łotk iem , urządzone b y ły po zam knięciu obrad kongresu na w ysp ę W ig h t, do N orth W ales, E ast Y orkshire i w in n e jeszcz e pod w zglgdem gieologicznym w a żn iejsze o k olice A n glii. W y ciecz
k i te, którym jed y n ie ząrzu cićby m ożna, że na zbyt w iele d n i b y ły u łożon e, przez co n iektórzy u cze
stn icy brać w nich udziału n ie m ogli, odb yw ały się pod kieru nk iem sp ecyjalistów znających n ajle
piej okolice i b o g a ty ich program , obm yślan y w n ajd rob niejszych szczeg ó ła ch ,zn a jd o w a ł się w rę
kach każdego uczestn ika na k ilk a dni w pierw p rzed zam knięciem kongresu. Że tak ie ekskursyje z w ytraw ną znajom ością rzeczy, pouczająco i w y godnie urządzane byw ają w A n g lii, po zn a li n ie którzy członk ow ie zagran iczn i ju ż przed kon gre
sem, pod czas zeb ran ia doroczn ego „B ritish Asso- ciation for th e A d yancem ent o f S c ien ce 1' w Bath, g d zie, jak nam opow iad ano, przyjm ow ani b yli
z nadzw yczajną gościn n o ścią i okazałością.
Ta gościn n o ść i w szech stron n a uprzejm ość, któ
ra n ie ty lk o każdą ch w ilę sta ra ła się m ile zu żyt
kow ać i u ła tw ić zaw iązan ie oso b isty ch stosunków, lecz u rzeczy w istn ia ła naw et najd rob niejsze ż y cz e nia u czestn ik ów , b yła też w y b itn ą cechą w przy
jęciu k on gresu w L on d y n ie. Oprócz kół fach o
w ych b r a ły ud ział w tem przyjęciu także szersze k o ła tow arzysk ie, urozm aicając zeb ran ie i rossze- rzając dysku syje fachow e do ogólniejszych tem a
tów. T on ca ły zjazdu pod w zględem harm onii ogólnej n ie p ozostaw ił n ic do życzen ia, a do za
tarcia różnic plem ien n ych i zapatryw ań p olitycz
nych wśród tak różnojęzycznego zjazdu p rzy czy n i
ło się nietylk o ogólne przekonanie, że nauka g r a n ic n arodow ościow ych pow in nab y nie znać, lecz i ta swobodna atm osfera kraju, którego m ieszkań
cy w oln ość osob istą przekonań i zdaDia tak prze
d ew szystkiem cen ić i wyznaw ać um ieją.
Czy takie w ła śn ie k on gresy m iędzynarodow e dzisiaj już p rzyczyn ić się m ogą do u trw alenia p o w szech nego pokoju, jak to u trzym yw ał o p ty m isty czn ie jed en z naszych n ie m ieck ich tow arzyszów pod róży, w ątp ić w praw dzie n a leży , lecz n ie w ą tp li
w ie zasługują one na ogólne sym patyje, dążąc do id ealn ego zaw sze celit, u jed n ostajn ien ia i u ła tw ie nia pracy naukow ej, a zatem postępu u m ysłow ego ludzkości. N aw et ze stanow iska narodu n ie sa m o d zieln ego nie n a leży lek cew ażyć zjazdów m ięd zy narod ow ych , g d y ż one jed y n e m oże dają rza d k ą a pożądaną sposobność do okazania św iatu na szer
szeni polu trw ałego istn ien ia i nieprzerw anej p ra
cy sp ołeczeństw a.
D r Władysław Szajnocha.
Korespondencyja Wszechświata,
Szanow ny R edaktorze!
W liście do red ak cyi W szech św iata, p o m ieszczo
nym w Nr 47 z r. b. przypisuje prof. A. W r ze śn iew sk i zaprzestanie w yd aw n ictw a „Spraw ozdań z p iśm ien n ictw a naukow ego polskiego w d zied zin ie nauk m atem atyczn ych i p rzy ro d n iczy ch11 b rak ow i funduszów . W iadom ość tę p ragnęlib yśm y sp rosto
w ać. Głównym pow odem , dla k tórego od d alsze
go w yd aw nictw a „Sprawozdań" od stąp ić m u sie
liśm y , b y ła niem ożn ość uorganizow ania stałego ko
ła c h ętn y ch i w y trw a ły ch referentów . T rudn ość tę >) odczuw aliśm y przedew szystkiem w dziale nauk bijologiczn ych ; to też, łą czn ie z pp. D icksteinem i G osiewskim , k tórzy już przy w yd aw nictw ie „Spra- w ozdań“ n ieśli nam cenną pom oc, p ostan ow iliśm y p op rzestaw ać n ad al na opracow yw aniu i w yd aw a
niu działu m atem atyczn o-fizyczn ego „Sprawozdań".
Część III d ziału II w nied aw n o w y d a n y ch „P ra cach m atem atyczn o - fizycznych" je st u rzeczy w i
stn ieniem tej myśli: zaw iera bow iem spraw ozdania z piśm ien n ictw a polsk iego w d zied zin ie m atem a
ty k i, m ech aniki, astronom ii, fizyki i ch em ii teo re
*) D ośw iad czył jej zapew ne i prof. W rześniow - ski, skoro pisze: „ch cąc m ieć zapew nione referaty na w łaściw y term in , trzeba liczy ć tylko n a w łasne siły i ob rachow ać się z w łasn ym czasem , a w spół
pracow nika uw ażać za szczęśliw y, lecz m ało pra
w dopod obny wypadek".